Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sprzątają w naszych domach, opiekują się naszymi dziećmi, są kelnerkami, sprzedawczyniami, fryzjerkami. I oczywiście nas obserwują. I chociaż, jak same podkreślają, one „tylko” sprzątają, to mają dostęp do intymnych sfer naszego życia, do naszych lodówek, sypialni, pokojów dziecięcych. Wiedzą, ile pijemy, ile zdradzamy, na co wydajemy pieniądze. Widzą, jacy jesteśmy, gdy możemy poczuć się kimś lepszym, bo zatrudniamy pracownika z biedniejszego kraju. Ukrainki – kobiety, które jako najliczniejsza mniejszość narodowa są bardzo blisko Polaków.
Jacy są Polacy oczami Ukrainek? Na podstawie rozmów z kilkudziesięcioma z nich powstał portret polskiej klasy średniej. Dowiemy się o sobie rzeczy momentami przykrych, momentami zabawnych, momentami całkiem przyjemnych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 183
Copyright © Monika Sobień-Górska, Czerwone i Czarne
Projekt okładki Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja Karolina Małecka
Korekta Agnieszka Gzylewska
Skład Tomasz Erbel
Wydawca Czerwone i Czarne Sp. z o.o. sp. k. ul. Walecznych 39/5 03-916 Warszawa
Wyłączny dystrybutor Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 e-mail: [email protected] www.dressler.com.pl
ISBN 978-83-66219-33-5
Znają twoje nawyki, kompleksy, tajemnice lepiej niż ty, twój terapeuta czy członkowie rodziny. Chociaż, jak same podkreślają, one „tylko” sprzątają, opiekują się naszymi dziećmi, leją nam piwo w knajpie, skanują codzienne zakupy w osiedlowym sklepie. Tak naprawdę mają dostęp do intymnych części naszego życia, do naszych lodówek, sypialni, pokojów dziecięcych, biurek w gabinecie twojego szefa. Słyszą rozmowy i widzą SMS-y, które cichaczem wysyłamy z toalety w tajemnicy przed bliskimi. Wiedzą, ile pijemy, ile zdradzamy, na co wydajemy pieniądze. Widzą, jacy jesteśmy, gdy możemy poczuć się kimś lepszym, bo zatrudniamy pracownika z biedniejszego kraju. Ukrainki – kobiety, które jako najliczniejsza mniejszość narodowa są bardzo blisko Polaków.
Z każdą z nich spotkałam się podczas długiej rozmowy twarzą w twarz. Przeprowadziłam w życiu wiele wywiadów i jestem przyzwyczajona do jednego. Ludzie podczas nagrywanych rozmów natychmiast pozują, udają, pokazują lepszy profil, kontrolują zwierzenia, albo w autoryzacji większość zmieniają, kasują, piszą od nowa. Tu pierwszy raz w życiu widziałam, że nikt przede mną nie grał. Żadna z bohaterek tej książki nie poprosiła o autoryzację, choć każdą uprzedziłam, że jest taka możliwość. Swobodnie, bez ceregieli mówiły o tym, co widzą w Polsce, co czują do Polaków, co o nas myślą, co je tu spotkało. Odważnie i ze szczegółami opisywały sytuacje, po których wstydzą się za siebie i swoje ukraińskie koleżanki. Ale z taką samą szczerością i prostolinijnością opowiedziały też historie, po których to ja czułam wstyd za Polaków.
Żadna z tych kobiet nie była toksycznym rozmówcą, który wylewa na ciebie gorzkie żale z całego życia, narzeka, za coś obwinia. Bo Ukrainki, które za chwilę opowiedzą wam o życiu w naszym kraju, to kobiety, które nie narzekają. Nie mają w sobie tego genu, tej potrzeby użalania się nad sobą i mówienia o tym, co ktoś powinien zrobić, żeby było lepiej. Są skupione na tym, co one powinny. Nie znam kobiet, które byłyby tak zdyscyplinowane, tak precyzyjnie nastawione na obrany cel i tak konsekwentne w realizowaniu go. Na jednym oddechu, bez ekscytacji któraś z bohaterek powie, że przyjechała do Polski, bo na Ukrainie groziła jej śmierć po tym, jak zabito jej narzeczonego. Druga, że będąc samotną matką, z głodu wyjadała spleśniałe rzeczy ze śmietnika. Trzecia, że wyławiała z sąsiadami ciała, które spływały nurtem rzeki w jej miasteczku podczas wojny w Donbasie. I to nie jest brak wrażliwości, że nie ekscytują się tymi opowieściami. To realna ocena sytuacji, w której się znalazły, i praktyczne podejście do osiągnięcia najważniejszego celu, jakim jest dla nich zwiększenie poczucia bezpieczeństwa i podniesienie komfortu życia. Wszystkim w jakimś stopniu to się udało. Znalazły pracę, kształcą się, ściągnęły tu dzieci, mają po raz pierwszy w życiu oszczędności, stać je na wakacje. Kilka z nich zrobiło w Polsce spektakularną karierę w biznesie, inne dobrze radzą sobie w różnych dziedzinach nauki i kultury.
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Nie wiem, dlaczego na początku wyszłam z prostackiego założenia, że Ukrainki sprzątające nasze mieszkania czy pracujące na zmywaku w polskich knajpach, na Ukrainie robiły to samo, tylko za znacznie mniejsze pieniądze. Podczas pierwszej rozmowy usiadła przede mną kobieta, która w Warszawie zaczynała od szorowania naczyń na zapleczu restauracji, a na Ukrainie skończyła konserwatorium muzyczne w klasie fortepianu oraz pedagogikę. Dwa dni później poznałam dziewczynę, która dziś zdobi paznokcie Polkom, a z wykształcenia jest informatyczką. Peleton zamknęła sześćdziesięcioletnia Ludmiła, dyplomowana inżynier mechanik, która gotuje, opiekuje się dziećmi i prowadzi dom Polakom pod Warszawą.
To była pierwsza lekcja pokory. Było ich więcej.
Monika Sobień-Górska
Valeria (40 lat), sprząta w domach, mieszka w Polsce z przerwami od dziesięciu lat. Na Ukrainie został jej dwunastoletni syn, którym teraz opiekuje się jej mama. Valeria bardzo chce go zabrać do Polski, ale syn na razie boi się konfrontacji z obcym krajem, chce zostać w swojej szkole na Ukrainie, wśród kolegów. Valeria zbiera pieniądze na utrzymanie i przyszłość dla nich. Odwiedza syna co kilka miesięcy, codziennie do siebie dzwonią.
Maria (49 lat), fryzjerka, ma polskie korzenie. Przyjechała do Polski za pracą, głównie dlatego, że to mąż miał ogromne trudności ze znalezieniem zatrudnienia na Ukrainie. W Polsce od razu dostał pracę w branży budowlanej. Maria mieszka z mężem i jedenastoletnim synem w Warszawie.
Diana (37 lat), przyjechała do Polski, mając osiemnaście lat. Uciekła z Ukrainy po tym, jak zamordowano jej narzeczonego, a jej grożono tym samym. Skończyła w Polsce dwa kierunki studiów, została menadżerką w międzynarodowej firmie konsultingowej. Wyszła za mąż za Białorusina mieszkającego w Warszawie, mają dwoje dzieci.
Daryna (52 lata), agentka ubezpieczeniowa, pracuje w Warszawie. Od dziewięciu lat jest w Polsce, ma dorosłego syna, który mieszka na Ukrainie. Jest już babcią. W Polsce dwukrotnie wyszła za mąż. Teraz z mężem mieszkają na warszawskiej Woli.
Nadia (43 lata), sprząta w domach, gotuje, opiekuje się dziećmi. Do Polski przyjechała sześć lat temu, wszystkie zarobione pieniądze zawozi na Ukrainę mężowi, który po wypadku w tartaku stracił nogę. Na Ukrainie została też trójka dzieci Nadii. Dwoje jest już dorosłych, mają swoje rodziny. Ona wynajmuje pokój w hostelu pod Warszawą.
Ewa (41 lat), dziennikarka, skończyła trzy humanistyczne kierunki studiów w Polsce. Promuje wschodnią kulturę w naszym kraju. Od dwudziestu lat mieszka w Polsce, wyszła za mąż za Polaka, którego poznała jeszcze na studiach. Mieszkają w Warszawie.
Sofija (33 lata), wizażystka, prowadzi swój salon kosmetyczny. Mieszka w Polsce od prawie czterech lat, przyjechała tu za siostrą. Na Ukrainie zostali ich rodzice. Mieszka sama, chciałaby tu poznać mężczyznę, z którym założy rodzinę.
Lesya (35 lat), fryzjerka, pracuje w sieci modnych salonów w Warszawie. Od trzech lat mieszka w Polsce, jest tu z szesnastoletnią córką, która uczy się w technikum.
Anna (28 lat), menadżerka w sieci modnych knajp w dużym mieście. Zaczynała od pracy na zmywaku. W Polsce mieszka od trzech lat, jest singielką. Z wykształcenia jest muzykiem (pianistką) oraz pedagogiem. Na Ukrainie pracowała w swoim zawodzie przez sześć lat, ale nie była w stanie utrzymać się za tamtejszą pensję.
Kira (32 lata), sprząta w domach, opiekuje się dziećmi. Mieszka w Polsce od prawie sześciu lat, ale zamierza wracać na Ukrainę, gdzie został jej narzeczony. On ma tam pracę w budownictwie, z której może się utrzymać. Ona tu w Polsce planuje jeszcze zostać rok, żeby dozbierać pieniądze na mieszkanie, które już wybrali w swoim kraju.
Valentyna (28 lat), manikiurzystka, z zawodu informatyczka, ale pracowała w tej branży na Ukrainie bardzo krótko. Przerzuciła się na kosmetykę, bo łatwiej jej było znaleźć zatrudnienie w tym zawodzie. To samo robi w Polsce. Przyjechała tu w ciemno, przez rok mieszkała kątem u ludzi, zarabiała grosze, ale odbiła się. Teraz prowadzi własny mały salonik zdobienia paznokci. Mieszka z narzeczonym Polakiem, planują ślub.
Svietlana (40 lat), ma korzenie rosyjsko-ukraińskie, przyjechała do Polski kilkanaście lat temu. Na Ukrainie mieszka jej dorosły syn z rodziną. Ona rozkręciła w Polsce firmę handlującą owocami na dużą skalę. Prowadzi też stronę na Facebooku zrzeszającą kobiety ze Wschodu mieszkające w Warszawie. Organizuje dla nich spotkania towarzyskie i zawodowe.
Olga (35 lat), fryzjerka, z wykształcenia ekonomistka. Zanim w Polsce zajęła się fryzjerstwem, sprzątała w domach, opiekowała się dziećmi, pracowała w firmie logistycznej. Od ośmiu lat jest w Polsce, mieszka w Warszawie na Targówku. Ma dziewiętnastoletniego syna. Za kilka miesięcy wychodzi za mąż za Polaka.
Tania (42 lata), prowadzi z powodzeniem butik z ubraniami w popularnej nadmorskiej miejscowości. Wyszła za mąż za Polaka, mają syna w wieku szkolnym.
Kristina (48 lat), właścicielka dużej firmy księgowej oraz hostelu dla Ukraińców. Od prawie dwudziestu lat w Polsce. Ma dwoje dorosłych dzieci ze związku z Ukraińcem, które również mieszkają w Polsce. Tu wyszła za mąż za Polaka, ale kilka lat temu rozwiodła się. Teraz jest sama.
Wiktoria (31 lat), przyjechała do Polski sześć lat temu, żeby zarobić na utrzymanie siebie i córeczki, którą samotnie wychowuje. Jej rodzice nie żyją, na Ukrainie został jej brat z rodziną i ciotka, która ją wychowywała. Zarabia, sprzątając, i jest w tym bardzo dobra. Miesięcznie sprząta nawet pięćdziesiąt mieszkań.
Oksana (40 lat), kierowniczka magazynu spożywczo-chemicznego w Pruszkowie. Na Ukrainie samotnie wychowywała syna. Przyjechała do Polski właśnie za nim, bo uprosił ją, by mógł studiować w Warszawie. Dała mu wszystkie oszczędności, dopingowała w wyjeździe. Po pół roku tęskniła tak bardzo, że przyjechała do Warszawy, aby częściej go widywać. Tu związała się z o kilka lat młodszym Polakiem, od dwóch lat są w udanej relacji. Wynajmują razem mieszkanie.
Jana (56 lat), sekretarka w radiu, od trzydziestu lat mieszka w Polsce. Zajmowała się najpierw handlem ubraniami pod Pałacem Kultury, ale po tragedii rodzinnej imała się różnych zawodów, między innymi sprzedawała w sklepach. Ma dorosłego syna z małżeństwa z Polakiem. Od szesnastu lat jest w innym, szczęśliwym związku.
Ludmiła (60 lat), w Polsce pracuje od szesnastu lat. Mieszka z polską rodziną pod Warszawą. Sprząta, gotuje, prowadzi im dom, opiekuje się dziećmi. W podobny sposób pracuje tu jej siostra. Na Ukrainie zostały jej dzieci i wnuki. Jeździ do nich zimą na dwa tygodnie i latem na miesiąc. Jest wdową.
Milla (32 lata), przyjechała do Polski w wieku osiemnastu lat, skończyła tu stosunki międzynarodowe, zarządzanie i psychologię. Pracowała w wielu branżach: od sprzedaży samolotów, przez konsulting zawodowy dla studentów czy dla branży spożywczej. Teraz pracuje w jednej z największych na świecie sieci sklepów meblowych na stanowisku menadżera do spraw równego traktowania pracowników. Jest w związku z Polakiem, mają dwuletniego syna.
Natalia (48 lat), sprząta, gotuje, opiekuje się dziećmi i osobami starszymi. Do Polski przyjechała jedenaście lat temu. Najpierw sama, później dołączył do niej syn, którego wychowuje samotnie. Rok temu poznała na portalu randkowym Polaka. Niedawno zamieszkali razem.
Imiona bohaterek zostały zmienione.
Polka kojarzy mi się ze stówą rzuconą na podłogę. Czasem schowaną na parapecie za doniczką, albo wetkniętą pod komodę. Niby niechlujnie, ale podstęp widać z kilometra. I to mnie najbardziej wkurza. Że macie nas za naiwne. Bo że za złodziejki, to w porządku. W końcu wpuszczacie obcą osobę do domu, zostawiacie nam klucze, to chcecie nas sprawdzić. Też bym tak robiła na waszym miejscu. Tylko dlaczego macie nas za głupie? Może uważacie, że Ukrainki, które myją wasze kible, to tępe dziewuchy, co nie zliczą do dziesięciu, ale instynkt każe im rzucać się na każdy pieniądz, bo z takiej biedy się wyrwały? Mylicie się. Ja, zanim zajęłam się sprzątaniem, a później fryzjerstwem i kosmetyką, skończyłam na Ukrainie ekonomię. Tylko za tamtejszą pensję ledwo wystarczało do pierwszego, a ja chcę czegoś więcej od życia. Chcę kupić mieszkanie, jeździć na wakacje. Ale nie jestem głupia i nie łapię się na tanie chwyty. Mam tu w Warszawie cztery koleżanki, które sprzątają. Każda z nas była tak testowana. Każda wiedziała, że to pułapka, i nigdy się nie dała na to złapać.
Czyli Ukrainki nie kradną?
Kradną, ale co innego. Tak po złości. Przesypują sobie proszek do prania, przelewają płyn do kąpieli i dolewają wody, to samo robią zresztą z perfumami, jeśli da się korek zdjąć. Podbierają herbatę ekspresową, odsypują kawę, cukier. Moje koleżanki, z którymi mieszkałam przez półtora roku w hostelu dla Ukraińców pod Warszawą, wprost się chwaliły, że korzystają z kosmetyków Polek. Jak się uda odłożyć trochę droższego kremu z większego słoiczka, to zawsze chętnie. Pachnący balsam za kilka stów w nieprześwitującej butelce też kusi, podkład Diora można odlać tak, żeby pani się nie zorientowała.
Dlaczego to robicie? Przecież stać was na proszek czy herbatę.
To kwestia jakiegoś jednak poczucia krzywdy. Że to ja u ciebie sprzątam, a nie ty u mnie. Albo rodzaj zemsty za to, że i tak macie nas za ruskie złodziejki. Czasem też chodzi o głupie, nielogiczne poczucie, że w ten sposób więcej oszczędzę, że będę te parę groszy do przodu. Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego, ale wiem, że niektóre Ukrainki to robią.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.