Wieniawski - Mateusz Borkowski - ebook + audiobook + książka

Wieniawski ebook i audiobook

Borkowski Mateusz

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Henryk Wieniawski (1835–1880) – polski kompozytor i światowej sławy skrzypek, nazywany „księciem skrzypków”, „królem struny G”, „czarodziejem skrzypiec”, „ostatnim wirtuozem romantyzmu” – artysta, o którym można by dziś powiedzieć, że był celebrytą w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jego spuścizna twórcza nie należy do obfitych, ale jej ranga w światowej literaturze skrzypcowej jest fundamentalna. Barwną biografię i niezwykłe koleje losów tej fascynującej postaci opowiada Mateusz Borkowski, który prowadzi Czytelnika śladami licznych tournée wirtuoza, koncertującego z intensywnością porównywalną do dzisiejszych gwiazd muzyki pop i rocka. Wirtuoza zarówno obdarzonego ogromnym temperamentem, jak i głęboko lirycznego. Jego imieniem opatrzono słynny poznański Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy i choć niemal każdy o konkursie słyszał, to nie każdy zna sylwetkę jego patrona. Aż dziw, bo biografia ta jest niczym atrakcyjny scenariusz filmowy – wciąga bez reszty.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 119

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 18 min

Lektor: Mateusz Borkowski
Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Henri, ostatni wirtuoz romantyzmu

W podobnych słowach o Henryku Wieniawskim miał wyrazić się jego przyjaciel Anton Rubinstein. Wielki rosyjski pianista, kompozytor i dyrygent nazwał zmarłego artystę „ostatnim wirtuozem gry skrzypcowej”. I choć wielkich wirtuozów nie brakowało w wieku XX, nie brak też ich i dziś, coś jednak w tym stwierdzeniu się kryje. Co było takiego wyjątkowego, odrębnego i fascynującego w Wieniawskim mimo tak licznej wirtuozowskiej gromadki w XIX wieku?

Z jednej strony żywiołowy, nieokiełznany temperament, skłonność do podejmowania artystycznego ryzyka, z drugiej opanowanie i niespotykana wrażliwość. Do tego łatwość nawiązywania kontaktu z publicznością i niewątp­liwa sceniczna charyzma. To jednak tylko słowa. Jako skrzypek niemal całe życie był do kogoś porównywany, a to do wirtuozów francuskich, a to niemieckich, najczęściej jednak przedstawiano go jako następcę demonicznego Paganiniego. Wieniawski – książę skrzypków, któremu poświęcano liczne karykatury, „król struny G”, czarodziej skrzypiec. Nieustannie w biegu, w nieprzerwanej podróży, na wiecznej koncertowej tułaczce. Kim był? Na pewno wspaniałym gawędziarzem, świadomym swej wartości światowym celebrytą, ale i osobą, która nerwowością odreagowywała swój geniusz. „Był zachwycającym rozmówcą o niezwykłych zasobach dowcipnych żartów i anegdot” – tak zapamiętał go zaprzyjaźniony z nim węgierski skrzypek Leopold Auer w swoich wspomnieniach My Long Life in Music[1]. Kiedy zaś patrzymy na pisane ręką Wieniawskiego muzyczne dedykacje, na uwagę zwraca piękne i niezwykle staranne kaligraficzne pismo i zmysł estetyczny.

Hans Engel w książce Das Instrumentalkonzert z 1932 roku napisał: „Wieniawski właściwie nie jest naturą twórczą, ale chyba muzykancką. Jego muzyka – jak muzyka wirtuozowska w Paryżu epoki Chopina i Liszta – przy swojej całej uderzającej przesadzie w sentymentalizmie kryje jednak wiele piękności, zwłaszcza typu melodyczno-zmysłowego” [2].

Paradoksalnie w tej – jakby nie patrzeć – niesprawiedliwej, nieco prowokacyjnej, ale skłaniającej do dyskusji ocenie jest trochę prawdy. Wieniawski nie był zawodowym kompozytorem w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Jak przystało na wirtuoza, tworzył wszak wyłącznie na swoje potrzeby, a komponowanie stanowiło tylko wyimek jego intensywnej działalności. Był przede wszystkim artystą i to artystą koncertującym. Koncertów i występowania przed publicznością łaknął jak powietrza. Można wręcz powiedzieć, że był od nich uzależniony, nawet bardziej niż od hazardu, z powodu którego tracił majątek w nadreńskich uzdrowiskach. Uwielbiany w Rosji, Holandii, gorąco oklaskiwany w Anglii, Stanach Zjednoczonych, wyczekiwany przez rodaków, ale bywało też, że sekowany przez krytyków francuskich. Muzyczny globtroter, który siłę czerpał z występów na żywo. Związana z nimi adrenalina była wręcz częścią jego DNA. Żaden inny wirtuoz tamtego czasu nie podróżował tyle po świecie, co on. Silniejsza od wszystkiego przemożna wola koncertowania trzymała go przy życiu, kiedy otyły, wycieńczony chorobami mimo wszystko decydował się występować na siedząco.

„Geniusz wykonawczy wnosi do kompozycji nowe myśli i środki, które tylko jemu są właściwe. Sama bowiem natura nadała każdemu talentowi szczególny rys. Jego źródłem jest uczucie, w którym objawia się indywidualny charakter każdego człowieka. Tylko przeciętność jest podobna do czegoś innego, prawdziwy talent – nigdy” – pisał w swojej L’Art du violon Pierre Baillot [3]. Wieniawski przeciętny nigdy nie był, na pewno nie w graniu, uczeniu, komponowaniu. W byciu artystą i życiu także nie.

Aż dziw bierze, że człowiek, który napisał słynną Legendę i sam będący bohaterem, a czasami nawet i współtwórcą tworzonych o nim legend, nie doczekał się filmu o sobie. Bo też poznając jego barwną biografię i życiowe perypetie, nie mamy wątpliwości, że życie Wieniawskiego to gotowy scenariusz filmu – przygodowego, sensacyjnego bądź melodramatu, na pewno jednak dobrego i wciągającego.

Dzieciństwo w „mieście skrzypków”

O żydowskim pochodzeniu Henryka Wieniawskiego mówi się dość rzadko i zdawkowo, a przecież wymaga ono wyjaśnienia, choćby z racji nazwiska. Otóż ojciec Henryka pochodził z Wieniawy, małej miejscowości będącej niegdyś prywatnym przedmieściem Lublina. Dziś dzielnica miasta, wówczas była żydowskim sztetlem zamieszkiwanym przez skromnych rzemieślników i handlarzy, niczym fikcyjna Anatewka w carskiej Rosji, w której rozgrywa się akcja słynnego musicalu Skrzypek na dachu. Tadeusz Wieniawski (1798–1884), urodzony jako Wolf Helman, był synem cyrulika Herszka Helmana i Gitli z Kielmanowiczów. Chciał być urzędnikiem, ale z powodu swojego wyznania musiał zweryfikować plany na życie, co wyszło mu chyba na dobre. Studia filozoficzne i medyczne rozpoczął na Uniwersytecie Warszawskim pod nowym imieniem Tadeusz, ale i nowym nazwiskiem stworzonym od rodzinnej miejscowości. Ukończył je jako magister medycyny, chirurgii, akuszerii i filozofii. Po studiach otworzył w Warszawie praktykę lekarską, którą kontynuował w Lublinie. Chrzest przyjął w 1828 roku w lubelskiej katedrze. Tadeusz Wieniawski zasłużył się dla Lublina w czasie powstania listopadowego w 1831 roku, służąc jako lekarz sztabowy w 4. pułku strzelców pieszych. Po powstaniu przez pewien czas przebywał na emigracji w Prusach. Do Lublina wrócił w 1833 roku, kontynuując praktykę. Rok później zakupił mieszczącą się na staromiejskim rynku kamienicę pod numerem 17. Matką Henryka była Regina (1811–1884), córka wziętego warszawskiego lekarza i melomana Józefa Wolffa i pianistki amatorki Eleonory z domu Oestreicher. Jej braćmi byli pianista i kompozytor mieszkający na stałe w Paryżu i zakolegowany z Chopinem Edward Wolff (1816–1880) oraz Bolesław Maurycy Wolff (1825–1883) – znany w Petersburgu księgarz, wydawca i właściciel drukarni, nazywany „carem rosyjskiej książki”. Regina wyszła za Tadeusza wbrew woli rodziców i została jego drugą żoną. Z aktu małżeństwa wynika, że dzień przed ślubem panna młoda zmieniła wiarę z mojżeszowej na katolicką i przyjęła chrzest. Ślub odbył się 18 kwietnia 1833 roku w parafii św. Jana w Warszawie.

Państwo Wieniawscy mieli czterech synów, nie licząc Adama, Kajetana i Konrada, którzy zmarli w wieku niemowlęcym. Julian był pisarzem, zajmował się też gospodarką rolną, po nim urodził się Henryk, najmłodszymi zaś z całej czwórki byli bliźniacy – pianista Józef, współzałożyciel Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, oraz Aleksander, który zaniechał kariery śpiewaczej, wybierając zawód urzędnika. Tadeusz miał jeszcze syna z pierwszego małżeństwa z Ewą Feder, najstarszego z całego potomstwa Tadeusza Józefa, który poszedł w ślady ojca, zostając lekarzem.

Henryk przyszedł na świat 10 lipca 1835 roku w Lublinie. Chrzest odbył się dopiero dwa lata później – 28 maja – w domu rodzinnym Wieniawskich. Sakramentu udzielono wówczas „z wody” (ex aqua), co miało miejsce wyłącznie w szczególnych przypadkach zagrożenia życia dziecka.

Atmosferę rodzinnego domu opisał w pierwszym tomie swoich wspomnień brat Henryka – Julian, używający pseudonimu Jordan. Z jego relacji wynika, że ojciec był rzadkim gościem w domu, a cały ciężar wychowania chłopców spoczywał na matce. „Zamiłowana w muzyce i sama niezwykle muzykalna, umiała rozbudzić w nas poczucie piękna tej najpiękniejszej i najwdzięczniejszej ze sztuk” [4]. Pani Regina, która sama pobierała nauki w paryskim konserwatorium, udzielała dzieciom pierwszych lekcji muzyki i robiła to – jak wspomina Julian – z anielską cierpliwością. Lubelski dom był za jej sprawą prawdziwym muzycznym salonem, gdzie co tydzień organizowała tak zwane „wieczory muzykalne”. A muzykowali nie tylko domownicy, ale i przybywający na gościnne koncerty do miasta artyści. Salon pani Reginy odwiedził między innymi znany skrzypek węgierskiego pochodzenia Miska Hauser, w którego grę miał zasłuchać się mały Henryk. Chłopiec nie poszedł więc w ślady matki i wuja, tak jak młodszy o dwa lata Józef, ale wybrał skrzypce.

Warto tu dodać, że w owym czasie znajdujący się w zaborze rosyjskim Lublin mógł pochwalić się kilkoma znakomitymi skrzypkami, wśród których byli Antoni Fleming, Franciszek hrabia Suchodolski (późniejszy uczeń Baillota) czy kompozytor i skrzypek Grzegorz Puchalski. Autor monografii o Wieniawskim Józef Reiss pisze wręcz o „mieście skrzypków” [5]. Coś w tym jest, bo wydaje się, że Lublin, liczący w latach trzydziestych XIX wieku blisko 14 tysięcy mieszkańców, mimo popowstaniowych nastrojów sprzyjał kulturze muzycznej. Muzyka rozbrzmiewała w parku miejskim, funkcjonowała orkiestra katedralna, własny zespół miał też zbudowany jeszcze w 1822 roku Teatr Miejski (obecny Teatr Stary). Rozmaite zaś koncerty organizowało Towarzystwo Filharmoniczne.

Naukę gry Henryk rozpoczął jako pięciolatek w 1840 – w roku śmierci Paganiniego. Pierwsze szlify zdobywał u lubelskiego skrzypka Jana Hornziela – ucznia Fleminga i Louisa Spohra. W 1841 roku Hornziel dostał się do orkiestry Teatru Wielkiego i z tego powodu przeniósł się do Warszawy. Chłopiec trafił więc pod opiekę Stanisława Serwaczyńskiego, także rodem z Lublina. Serwaczyński, który kształcił się również u Spohra, w swojej karierze był między innymi koncertmistrzem Teatru Wielkiego w Warszawie, zaś w latach trzydziestych przebywał na Węgrzech, gdzie przez rok był koncertmistrzem i dyrygentem teatru w Peszcie. Ciekawostką jest, że jego uczniem w 1836 roku był nie kto inny, jak pięcioletni wówczas Joseph Joachim, przyszły wirtuoz zaznajomiony z Wieniawskim. Podstawę pracy pedagogicznej Serwaczyńskiego stanowiła wydana w Paryżu w 1803 roku słynna szkoła skrzypcowa Méthode de violon, opracowana przez trzech wybitnych wirtuozów, kompozytorów i pedagogów konserwatorium: Pierre’a Baillota, Pierre’a Rodego i Rodolphe’a Kreutzera. Będący fundamentem szkoły franko-belgijskiej podręcznik Metoda na skrzypce wydano w wersji polskiej w 1821 roku w Wilnie. Równie ważny wpływ na nauczanie miał także przejęty przez Serwaczyńskiego styl Karola Lipińskiego, którego tradycje przekazywał Henrykowi. Chodzi tu głównie o sposób trzymania smyczka z głębokim ułożeniem palców, rozwinięty w rosyjskiej szkole skrzypcowej. Zarówno Wieniawski, jak i Joachim wspominali zresztą później, że nauczyciel zwracał większą uwagę na odpowiednie prowadzenie smyczka i wydobywanie nim pełnego dźwięku, mniejszą zaś na kształtowanie techniki lewej ręki. Pod okiem Serwaczyńskiego nasz mały skrzypek doskonale radził sobie nie tylko z zawartymi we francuskim podręczniku utworami i wprawkami, ale uskuteczniał też domowe muzykowanie, grywając kwartety Mozarta i Haydna. Pierwszy publiczny występ dał, mając lat siedem. Wykonał wówczas partię skrzypcową w kwartecie Tobiasa Haslingera. Przez moment też Henryk miał mieć styczność z koncertującym skrzypkiem, także pochodzącym z Lublina – Antonim Parysem, jednak nie mogło to mieć wpływu na edukację. Postępy malca budziły powszechne zdumienie i były tak nieprawdopodobne, że ojciec postanowił zasięgnąć opinii „z zewnątrz” i spytać, co począć dalej z synem, przebywającego akurat w Warszawie niemieckiego skrzypka i pedagoga Heinricha Panofkę. Ten, słysząc grę chłopca, zalecił posłać go niezwłocznie do konserwatorium. Zasugerował Pragę bądź Lipsk, ale najbardziej rekomendował Paryż. Jak relacjonuje Julian Wieniawski, miał wypowiedzieć słowa, które zaważyły na przyszłości małego Henryka – „On rozsławi swoje nazwisko” [4].

Rozważano więc na poważnie wszelkie za i przeciw, ale ostatecznie postawiono na Paryż i najlepszą z możliwych szkół, czyli istniejące od 1795 roku Conser­vatoire de Musique, w którym nauka od początku odbywała się nieodpłatnie. Nie pieniądze jednak były tu najważniejsze. Nie bez znaczenia był bowiem fakt, że to właśnie tam uczyli najlepsi nauczyciele. Tam też przebywał brat pani Reginy, wspomniany już Edward Wolff, który zdążył wypracować sobie w Paryżu dobrą pozycję. Występował jako pianista nie tylko w prywatnych salonach, ale i w salach koncertowych Erarda i Pleyela. Jako „dobry wujek” zgodził się więc roztoczyć opiekę nad swoimi siostrzeńcami – najpierw Henrykiem, a następnie także i Józefem, którego z racji pianistycznego talentu postanowił wziąć pod swe skrzydła. Klamka więc zapadła i ośmiolatka zdecydowano się wysłać do stolicy Francji.

Centrum wszystkiego, czyli zalety „miasta świateł”

Paryż był już w tamtym czasie prawdziwą mekką artystów, do której pielgrzymowali przedstawiciele wszystkich dziedzin sztuki. Z pewnością jednak był w tej części Europy bezsprzeczną stolicą muzyki. W „mieście świateł” swoje opery wystawiał przyjmowany entuzjastycznie Gioacchino Rossini, sukcesy odnosili Giacomo Meyerbeer, Gaetano Donizetti, swoich sił próbował także Richard Wagner. Europejska stolica była celem częstych wizyt koncertowych Niccolò Paganiniego. Była też najważniejszym i ulubionym ośrodkiem polskiej emigracji. Chopin, który spędził w Paryżu blisko połowę swojego życia, trafił tam jesienią 1831 roku i wszedł w krąg najwybitniejszych artystów epoki, nawiązując przyjaźnie z Ferencem Lisztem, Hectorem Berliozem czy Heinrichem Heinem. Tam też spotykał się z Adamem Mickiewiczem.

Również tradycje wiolinistyczne były nad Sekwaną bogate i silnie zakorzenione. W 1626 roku Ludwik XIII założył królewski zespół smyczkowy złożony z 24 instrumentalistów – Les Vingt-quatre Violons du Roi, działający aż do 1761 roku. Członkiem tego zespołu był słynny Jean-Baptiste Lully, któremu Ludwik XIV powierzył w 1656 roku zorganizowanie własnego zespołu smyczkowego, pod nazwą Les Petits Violons. Skrzypce lubiano tam więc od dawna.

Gdy Henryk Wieniawski trafił do Paryża, wciąż żywa była w mieście pamięć o działającym tam na przełomie wieków włoskim wirtuozie, jakim był wielki Giovanni Battista Viotti – nauczyciel Baillota i Rodego, będący także istotną postacią dla Kreutzera. Był więc Viotti muzycznym ojcem świętej trójcy odpowiedzialnej za powstanie francuskiej szkoły skrzypcowej. I choć Wieniawski nie miał okazji poznać mistrzów, których metoda ukształtowała jego métier – ostatni z wielkich pedagogów, Baillot, zmarł we wrześniu 1842 roku, na rok przed przyjazdem Henryka do Paryża – to w konserwatorium wciąż uczyli ich wychowankowie. To za ich sprawą, mimo zmieniających się tendencji, w uczelni czuć było ich ducha. Aby uświadomić sobie, gdzie miał trafić Wieniawski, warto przytoczyć nazwiska kilku ówczesnych pedagogów. Konserwatorium kierował wówczas kompozytor Daniel-François-Ésprit Auber, następca na dyrektorskim fotelu Luigiego Cherubiniego, autor ponad 50 oper, w tym Niemej z Portici i Fra Diavolo. W klasie skrzypiec profesorami byli François-Antoine Habeneck – wychowanek Baillota, dyrygent – oraz jego uczeń Jean-Delphin Alard, późniejszy nauczyciel Pablo Sarasatego. Fortepianu uczył między innymi wujek Henryka – Edward Wolff, a kompozycji obok dyrektora Aubera także Jacques Fromental Halévy, autor słynnej Żydówki.

Do Paryża Henryk przyjechał razem z przyrodnim bratem Tadeuszem, który miał odbyć w jednej z klinik praktyki lekarskie, oraz z matką, przed laty studiującą tam przecież muzykę. Można przypuszczać, że widok milionowej metropolii musiał być szokiem dla ośmioletniego dziecka, przyzwyczajonego dotychczas do rytmu prowincjonalnego Lublina. Szybko jednak przywykł do energii miasta. Matka umieściła go na pensji u francuskiej rodziny – państwa Voislin przy rue Bergère na terenie IX Dzielnicy. Do szkoły miał więc blisko, bo w narożu z rue du Faubourg-Poissonnière, pod numerem 15 mieściło się wówczas konserwatorium. À propos pani Voislin – z relacji brata Juliana, który nazwał ją „istną sekutnicą”, wiemy, że chłopak nie miał na stancji lekko, a noszenie węgla z piwnicy na trzecie piętro, wody do kuchni czy samodzielne czyszczenie rzeczy i butów były dla niego chlebem powszednim.

Podjęcie studiów w konserwatorium okazało się rzeczą niełatwą z przyczyn wyłącznie natury formalnej. Przeszkodami w przystąpieniu do egzaminu były wiek i narodowość kandydata. Statut uczelni wyraźnie mówił, że przyjęci mogą być jedynie uczniowie, którzy ukończyli 12. rok życia, w dodatku wyłącznie narodowości francuskiej. Z tego drugiego powodu nie przyjęto wcześniej na studia 12-letniego Liszta.

Za Henrykiem wstawiali się nie tylko wujek Wolff, ale także profesor Lambert-Joseph Massart, u którego chłopiec miał się uczyć. Interweniowała nawet ambasada rosyjska w Paryżu, która o wyjątkowe potraktowanie przybysza prosiła w ministerstwie spraw wewnętrznych. W wyniku licznych starań wydano specjalny ministerialny dekret umożliwiający przyjęcie Polaka, który stał się też odtąd stypendystą dworu carskiego. Dyplomatyczne zabiegi pomogły i Henryk mógł stanąć do egzaminu. W ten sposób 28 listopada 1843 roku wpisano go do klasy nowego pedagoga, 32-letniego wówczas Massarta. Młody Wieniawski nie trafił jednak od razu bezpośrednio do niego, a do innego wychowanka Kreutzera – Josepha Clavela, u którego spędził rok w klasie przygotowawczej.

Po raz pierwszy paryska publiczność mogła usłyszeć grę le petit Polonais – jak nazywano pieszczotliwie chłopaka – 27 kwietnia 1844 roku w małym salonie Madame Erard. Wystąpił podczas matinée, czyli poranku, na którym zbierano fundusze na kontynuowanie nauki przez 10-letniego skrzypka Jeana Lorensa. Wieniawski razem ze starszym o pięć lat Léonem Reynierem wykonał Sinfonie concertante Kreutzera oraz partię altówki w Allegro z Kwartetu smyczkowego nr 38 Haydna. Występ musiał być udany, bo już 2 grudnia 1844 roku, na wyraźne życzenie Massarta, Wieniawski przechodzi do jego klasy specjalnej.

Bezpłatny fragment

Pełną wersję książki można kupić pod adresem: pwm.com.pl

Źródła cytatów

[ 1 ] Edmund Grabkowski, Życiorys Henryka Wieniawskiego, www.wieniawski.pl/zyciorys_henryka_wieniawskiego_czesc_2.html [data dostępu: 20.06.2022; cytaty ze wspomnień Leopolda Auera (My Long Life in Music, 1923) i książki Catherine Drinker Bowen o Rubinsteinach (Free Artist, 1939)].

[ 2 ] Zbigniew Wiszniewski, Grigoriew o Wieniawskim, „Ruch Muzyczny” 1986 nr 22 [cytat z Hansa Engela (Das Instrumentalkonzert, 1932)].

[ 3 ] Renata Suchowiejko, Henryk Wieniawski – między wykonawstwem a komponowaniem, wstęp do: Andrzej Jazdon, Henryk Wieniawski. Katalog tematyczny dzieł / Henryk Wieniawski. Thematic catalogue of works, Towarzystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu, Poznań 2009 [tom w ramach edycji nutowej: Henryk Wieniawski, Dzieła Wszystkie / Complete Works. Seria B; cytat z Pierre’a Baillota (L’Art du violon, 1834)].

[ 4 ]Jordan [Julian Wieniawski], Kartki z mego pamiętnika, t. 1–2, Gebethneri Wolff, Warszawa–Kraków [1911].

[ 5 ]Józef W. Reiss, Wieniawski, Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków 1985 [cytaty z niewydanego pamiętnika Izabeli Hampton-Wieniawskiej i z recenzji w polskiej prasie].

© Copyright by Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Poland 2022

 

ISBN 978-83-224-5228-8

PWM20 983

 

Wydanie I. 2022

 

malemonografie.pl

 

Portret kompozytora na okładce

Ewelina Gąska

 

Projekt graficzny serii

Marcin Hernas

 

Frontyspis

Henryk Wieniawski, kadencja do I części Koncertu skrzypcowego D-dur op. 61 Ludwiga van Beethovena (1854) – autograf kompozytora. Nederlands Muziek Instituut, Haga, Holandia; kopia w zbiorach Archiwum – Biblioteki Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu

 

Redakcja

Lesław Frączak

 

Korekta i opieka wydawnicza

Danuta Ambrożewicz

 

Indeks

Danuta Ambrożewicz, Lesław Frączak

 

Skład i łamanie wersji drukowanej

Kamil Gorlicki

 

Polskie Wydawnictwo Muzyczne

al. Krasińskiego 11a, 31-111 Kraków

www.pwm.com.pl

 

Przygotowanie wersji elektronicznej: Epubeum