79,90 zł
Barwna, pełna ludowej magii i najnowszych badań naukowych opowieść o drzewach, kwiatach, ziołach oraz tajemnych roślinach mocy.
Jak wiele zawdzięczamy roślinom? Będziecie zdziwieni!
Rumianek wydłuża życie. Iboga przerywa uzależnienie od heroiny. Dzika róża bywa lekarstwem na zwyrodnienia stawów i stany zapalne. Psylocybina leczy lekooporną depresję. Dziurawiec poprawia nastrój i staje do konkurencji z lekami psychotropowymi. Kurkumina osłabia komórki rakowe. A kaktus San Pedro potrafi zabrać w wielogodzinną, uzdrawiającą podróż.
Do tego zapach kawy roznoszący się po drewnianym domu, drewniane meble - krzesło i stół. Herbata, kakao, czekolada, bawełniana koszula i lniane spodnie, chleb, zasmażana kapusta, soczyste jabłka, czereśnie, truskawki, papryka chilli, szałwia, goździki i cynamon. Maść na hemoroidy z kasztanów i kwas acetylosalicylowy z wierzby, czyli popularna aspiryna. A nawet nie wspomnieliśmy o najważniejszym, czyli o tlenie, bez którego nie byłoby życia. Tak, to wszystko dzięki hojności roślin!
One znają Ziemię miliony lat dłużej niż my, są świadkami ewolucji i wymierania gatunków. Opanowały niezliczone strategie przetrwania. To człowiek wkroczył do istniejącego od setek tysięcy lat świata roślin, zajmując go, zjadając, obserwując, badając, opisując, aż w końcu dominując.
Jak wiele zawdzięczamy roślinom? Pytanie to jest znacznie pojemniejsze od pytania o to, do czego mogą nam służyć, jak smakują i co leczą. Celem tej książki jest znacznie więcej. Zrozumienie roślin i usłyszenie ich wizji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 438
Wstęp
Nie pamiętam, kiedy roślina odezwała się do mnie po raz pierwszy. Pamiętam, gdy pierwszy raz usłyszałem. Szedłem lasami Białowieży i przywołał mnie dąb. Stanąłem jak wryty. Rozejrzałem się dookoła. Nie dostrzegłem ludzi, nie usłyszałem ich głosów. Poszukiwałem śladów ludzkiej obecności nie dlatego, że zwątpiłem w głos dębu. Jak wielu, zostałem wytrenowany w racjonalnym myśleniu, ocenianiu innych i siebie. Zamiast słuchać dębu, nasłuchiwałem zatroskanego umysłu, który chciał skontrolować moją reakcję, a pragnąłem uklęknąć. Umysł sugerował, że nadszedł odpowiedni czas, by zadzwonić do szpitala psychiatrycznego. Spojrzałem na grubą korę, gęste konary i koronę górującą nad innymi drzewami. Zbliżyłem się do dębu przyciągany siłą, której nie chciałem ignorować. Obszedłem drzewo, budziło zachwyt. Byłem przekonany, że doświadczam obecności drugiej istoty, chociaż umysł szalał. Dotknąłem twardej, spękanej, sinoantracytowej kory. Zadarłem głowę, gęstwina liści zatrzymała promienie słońca. Zacząłem zadawać w duchu pytanie: Czego ode mnie chcesz? Dąb z Białowieży powiedział, żebym wziął kawałek jego kory. Wyszukałem odstający niewielki twardy fragment.
– Co teraz? – chciałem wiedzieć.
– Zjedz mnie – odpowiedział dąb.
Umysł był niepocieszony, gdy wziąłem kawałek kory do ust. Pokłoniłem się i ruszyłem dalej przez gęsty las. Po powrocie do cywilizacji zacząłem czytać naukowe opracowania o korze dębu i jej właściwościach. Okazało się, że jest naturalnym źródłem ściągających i przeciwzapalnych substancji – lekarstwem, którego w tym czasie potrzebowałem. Przez kolejne tygodnie wywar z kory dębu leczył moje ciało. A ja dla magazynu „Przekrój” stworzyłem cykl artykułów zatytułowany Wizje roślin. I tak, co miesiąc przedstawiałem jedną roślinę wraz z wizją, legendą podsłuchaną od roślin. Pierwszy był dąb.
•
Jeszcze do niedawna za najstarszą żyjącą roślinę uważano sosnę, która od ponad pięciu tysięcy lat rośnie w Górach Białych w stanie Kalifornia. Wygląda jak postać z baśni. W połowie uschnięta – piaskowoszara, z wijącymi się długimi, srebrzystymi korzeniami, w połowie żywa – z gałązkami pokrytymi cienkimi zielonymi igłami. Cedr Jōmon Sugi z japońskiej wyspy Yakushima jest młodszy od sosny zaledwie o około 60 lat. Chociaż niektórzy twierdzą, że cedr dawno temu skończył sześć tysięcy lat. Ale to jeszcze nic. W 2008 roku w Szwecji na górze Fulu odkryto niepozorny z wyglądu świerk Old Tjikko liczący 9550 lat. Aby przetrwać tysiące lat w trudnych i zmiennych warunkach klimatycznych, roślina poradziła sobie, wypuszczając z obumarłego pnia nowy pęd. W okolicy góry Fulu naukowcy z Uniwersytetu w Umeå znaleźli zresztą około dwudziestu innych świerków, których wiek ocenili na ponad osiem tysięcy lat. Wszystkie stosowały tę samą strategię przetrwania. Przekazywały swój kod genetyczny, wypuszczając nowe pędy. Na podobny pomysł wpadł dąb z gór Jurupa w Kalifornii, który przekroczył 13 tysięcy lat. Drzewo zrzuca na ziemię żołędzie, zanim dojrzeją, a zatem nie mogą z nich wyrosnąć nowe siewki, więc klonuje się, tworząc kolonię drzew, które mają wspólny system korzeniowy.
Jeśli chodzi o krzewy, to za najstarszy uważa się klon żyjący w południowo-zachodniej Tasmanii. Roślina przestała wytwarzać nasiona co najmniej 43 600 lat temu i na tyle określa się jej wiek. Jednak badacze uważają, że może być nawet dwa razy starsza. Rozmnaża się wegetatywnie – od rośliny matki odpada kawałek gałęzi, który się ukorzenia.
Obecnie za najstarszą istotę w świecie roślin uznaje się gaj Pando z Utah w Ameryce. Na pierwszy rzut oka topole osikowe o białych pniach, rosnące blisko siebie, wyglądają jak młody las. Tworzą jednak osobny organizm, który liczy 80 tysięcy lat. Naukowcy uważają, że to jeden z największych organizmów żyjących na Ziemi (pierwsze miejsce zajmuje licząca ponad dwa tysiące lat kolonia opieńki miodowej z Gór Błękitnych w Oregonie zajmująca 890 hektarów). Pando, prastary gaj topolowy składa się z 47 tysięcy drzew, porasta 43 hektary i waży ponad 6 tysięcy ton. Wszystkie topole mają wspólny system korzeniowy i takie same geny. Pando nazywany jest też Drżącym Gigantem, Drżącym Olbrzymem.
Rosnące obok nas dęby, które mogą dożyć tysiąca lat, są krewnymi dębu z gór Jurupa. A gaje brzóz i buków są rodziną prastarych topól z gaju Pando. Mają swoje upodobania, nawyki, nastroje. Tak jak my, by żyć, potrzebują określonych warunków. Znają jednak Ziemię miliony lat dłużej niż my, są świadkami ewolucji i wymierania gatunków. Opanowały niezliczone strategie przetrwania.
To ja, wraz z całym moim gatunkiem, wkroczyłem do istniejącego od setek tysięcy lat świata roślin, zajmując go, zjadając, obserwując, badając, opisując. Słowa mogą okazać się potrzebne roślinom, jeśli dzięki nim wzrośnie nasza świadomość o nich. Pytanie o to, kim są rośliny, jest znacznie pojemniejsze od pytania o to, do czego mogą nam służyć, przydać się, jak smakują i co leczą. Jestem również przekonany, że celem nie jest znalezienie odpowiedzi, nie wydaje mi się to możliwe. Celem jest zadawanie sobie tego pytania za każdym razem, kiedy staję przed rośliną.
•
„Nie maią mocy dobrowolnego poruszania się. Słowem mowiąc: są to Ciała organiczne, ale bezduszne” – napisał polski przyrodnik i ksiądz katolicki Krzysztof Kluk w Dykcyonarzu roślinnym wydanym w 1788 roku. I chociaż Kluk uznał, że rośliny „żyią z nieiakim podobieństwem czułości”, to wiemy, że się pomylił. Filmowanie roślin metodą poklatkową w miejscu pozbawionym ruchu powietrza udowadnia, że prężą się, wyginają, pędami kreślą tylko sobie znane figury przypominające elipsy, kręgi, gwiazdy. Film, zdjęcie, mikroskop zdolne oszukać postrzegany przez człowieka czas, zatrzymać go, wydłużyć, rozciągnąć, potwierdziły, że rośliny poruszają się, same z siebie. Ludzkie oko nie jest zdolne dostrzec tych mikroruchów, umysł okazuje się znudzony czasem roślin, więc wolimy uznać je za zatrzymane w miejscu, ewentualnie poruszane wiatrem. Ale rośliny tańczą już od chwili narodzin, gdy rozrywają nasiono albo wypuszczają młode pędy z macierzystego korzenia. Co więcej, reagują na niezwykle słabą grawitację księżycową. Łodygami, liśćmi, konarami wybiją rytm zgodny z pełnią i nowiem, spójny z rytmem przypływów i odpływów znanym oceanom. Dowiódł tego profesor Peter Barlow z Uniwersytetu w Bristolu, a jego badania pogłębiła profesor Urszula Zajączkowska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Zaobserwowała, że mięta pieprzowa w odpowiedzi na zbliżający się lub oddalający Księżyc kreśli łagodne figury geometryczne. Roślina, a konkretnie wierzchołek łodygi odpowiadał na siłę grawitacji satelity. Jakby chciała się dostosować do oddalonego o 384 399 kilometry Księżyca. A może mięta i inne rośliny nie tylko odpowiadają na energię i światło, do których wyciągają swoje ciała, ale również coś w ich stronę wypowiadają, wyrażają? A jeśli tak – jak odczytać ten komunikat?
Postrzeganie żywej istoty wyłącznie przez pryzmat jej składu chemicznego czy właściwości leczniczych przypomina postrzeganie człowieka wyłącznie przez pryzmat pracy, jaką wykonuje, albo koloru skóry, wzrostu czy wagi. To znaczy dostrzec fragment, ale nie rozpoznać całości. Nie chcę w opozycji do Krzysztofa Kluka, który uważał rośliny za bezduszne, uznać, że posiadają duszę. Mogę porzucić to słowo, a kolejne przykładać ze świadomością, że najprawdopodobniej i ja mylę się, uwięziony w ludzkiej percepcji. Nie muszę dopasowywać do roślin słów, poszukiwać w ich sposobie życia oznak współpracy lub rywalizacji, by uznać je za podobne ludziom, a tym samym godne prawa do życia w pełni, zasługujące na starość i naturalną śmierć na dzikich łąkach, bagnach, w wolnych lasach. Nie muszę też poszukiwać kształtu ludzkich oczu na korze buka i zarysu twarzy nakreślonej przez biało-czarną korę brzozy, by wzruszyć się i uznać rośliny za bliskie. Na ten moment wystarczy mi świadomość, że żyją, a ja nie wiem jak.
Gwóźdź wbity w pień dębu może uszkodzić przepływ wody i doprowadzić do uschnięcia gałęzi rosnącej w koronie. Zerwanie liścia jest odczuwane przez roślinę. Udowodniły to eksperymenty polegające na odcięciu fragmentu rzodkiewnika, rośliny modelowej w badaniach laboratoryjnych. W miejscu zranienia pojawił się impuls elektryczny, który z prędkością jednego milimetra na sekundę rozprzestrzenił się po całym ciele rośliny. Ruch ten był analogiczny do impulsów wędrujących po naszym układzie nerwowym w odpowiedzi na zranienie. Nie podlega dyskusji, że rośliny żyją, jednak czynią to inaczej niż my. Najbardziej szanujący życie czy uduchowieni przedstawiciele naszego gatunku muszą je odbierać, by istnieć. Zjadamy rośliny, żeby pozyskać cukier, witaminy i wiele innych istotnych substancji. A rośliny żywią się promieniami słońca, które zmieniają w składniki odżywcze. Nawet wody nie piją, nie sączą, nie poją się. Nauczyły się praw rządzących światem, które określamy takimi słowami, jak fizyka czy chemia. Drzewa pobierają wodę przez najbardziej bezbronne wypustki korzeni zwane włośnikami, które nie są pokryte korą ani warstwą tłuszczu, zanurzają się zupełnie nagie w podziemny świat. Woda przeciska się przez nie, i dalej, wzdłuż pnia lub łodygi, dociera aż do najwyższych liści znajdujących się niekiedy sto metrów nad poziomem gruntu, jak to bywa u sekwoi.
Przez to, że nie mają oczu, rąk, łap albo skrzydeł czy płetw, rośliny są tak inne od nas, zwierząt, wszelkich istot zaopatrzonych w ciało zdolne do ruchu, że przywykliśmy uznawać je za tło naszego życia. Goździk w butonierce ma podkreślić uroczystość zaślubin, lecz historia życia goździka, tak jak jego łodyga i korzenie, nie zmieściła się w kadrze. Lilie na grobie, chociaż ścięte, wciąż wydzielają intensywny zapach, w którym może ktoś z żałobników znajdzie ukojenie. Droga do szkoły wzdłuż alei lip – trzeba nią przejść, by poznać przyjaźń czy odrzucenie w grupie. Są góry porośnięte zielenią i łąki pełne kwiatów, o ile ktoś ich nie skosił, po których wędrujemy, doświadczamy na nich uniesień czy rozpaczy. Czasami zdarza się drzewo, na które główna bohaterka powieści wdrapuje się, by uciec albo podziwiać świat, drzewo, z którym rozmawia. Jednak rośliny współczesnego świata zazwyczaj są milczącymi statystkami, ewentualnie trzecioplanowymi bohaterkami.
O tym, że kiedyś, w różnych częściach świata było inaczej, świadczą chociażby powstałe na początku średniowiecza celtyckie nazwy liter alfabetu ogamicznego, będące nazwami drzew. Ale również mitologie i religie świata. W ogrodzie oliwnym Jezus Chrystus spędził swoją ostatnią noc. Mojżesz usłyszał boski głos, patrząc na gorejący krzew, którym mógł być gązewnik akacjowy albo dyptam jesionolistny. Akacja podarowała Egipcjanom pierwszą parę bogów. Pod figowcem pagodowym Budda miał osiągnąć oświecenie. W mitologii nordyckiej prarodziców zwano Jesionem i Olszą. W kosmologii Słowian i rdzennych mieszkańców Ameryki rośliny ustalały nie tylko rytm życia, ale również wyznaczały to, co święte. A według jakuckich szamanów Aał Łuuk Mas, czyli modrzew, mieści w sobie cały wszechświat.
A przecież współcześnie, bardziej niż kiedykolwiek, mamy dostęp do roślin z całego świata. Zapach kawy i poranny rytuał jej picia, herbata zielona, czerwona, biała, a w końcu czarna z różaną konfiturą, kakao i czekolada, bawełniana koszula i lniane spodnie, chleb, zasmażana kapusta, soczyste jabłka, czereśnie, truskawki, papryka chili, szałwia, goździki, cynamon, drewniane domy, progi i futryny w tych domach, stojące w nich stoły i krzesła, maść na hemoroidy z kasztanów i kwas acetylosalicylowy z wierzby, zwany aspiryną, nie wspominając o tlenie, bez którego ani rusz – to wszystko od roślin.
Wiemy również, że rośliny świetnie rozpoznają otoczenie, w którym rosną. Zrzucając liście i igły, tworzą wokół siebie, w ziemi, odżywcze warunki dla swego gatunku. Czasami, jak w przypadku orzecha włoskiego, szkodliwe dla innych gatunków. Gdy niecierpek otoczony jest niespokrewnionymi ze sobą roślinami, przekierowuje więcej zasobów do liści niż korzeni, by zapewnić sobie dostęp do światła słonecznego. Natomiast jeśli rośnie w towarzystwie innych niecierpków, dba najpierw o korzenie i nie rozpycha się liśćmi na powierzchni.
Buki komunikują się między sobą za pośrednictwem korzeni i dzielą się pokarmem, zwłaszcza gdy któryś z nich został zraniony, a nawet ścięty. Pozbawione korzeni mchy stykają się listkami, aby dzielić się wodą z rosnącymi obok krewnymi. Rzodkiewnik pospolity rozpoznaje wibracje wywołane przez gąsienice i niepokojony zaczyna wydzielać substancje, które odstraszają szkodniki. Kwiaty storczyków niekiedy udają owady, by zachęcić prawdziwe owady do kopulacji, a tym samym zebrać z ich ciała pyłek. Ślazówka kornwalijska jeszcze w ciemnościach zwraca się w stronę, z której pojawi się światło. Liczne eksperymenty z zamykaniem jej w ciemnych pomieszczeniach oraz przenoszeniem z miejsca na miejsce wykazały, że roślina zdobywa informacje, monitoruje cykl dzienny i nocny, przetwarza dane, zapamiętuje je i wykorzystuje, by znaleźć najlepsze miejsce do wzrostu. Puszysta kula zawierająca owoce mniszka lekarskiego, zwana potocznie dmuchawcem, może wędrować na odległość 150 kilometrów. Powietrze przepływające między włoskami puchu formuje nad dmuchawcem wir, który unosi go w powietrzu. Mimoza wstydliwa składa liście, gdy czuje się zagrożona. Pokrzywa, jak i szereg innych roślin zaopatrzonych w kolce, wysyła wyraźny sygnał mający powstrzymywać intruza przed dotykaniem, którego rośliny zazwyczaj bardzo nie lubią. Dotyk często uruchamia mechanizmy obronne. To tylko przykłady obserwacji świadczące bardziej o granicach naszego poznania oraz narzędziach, które posiadamy, niż wiarygodna opowieść o roślinach.
Jesteśmy na samym początku odpowiadania na pytanie: kim są rośliny? Chociaż najstarsze udokumentowane opracowania dotyczące roślin sięgają 2700 roku przed naszą erą. W Zielniku sporządzonym przez legendarnego chińskiego cesarza Shennonga znalazł się opis 252 gatunków roślin leczniczych i receptury około 365 lekarstw. Kolejny był Papirus Ebersa z XVI wieku przed naszą erą odnaleziony w Egipcie, a w nim około 900 receptur. Następnie Asyria i Słownik Asurbanipala, Indie i ajurwedyjski traktat Sushruta Samhita dotyczący chirurgii, a w końcu Corpus Hippocraticum przypisywany Hipokratesowi z Kos.
•
Zdaniem niektórych wierzeń w centrum świata rośnie praroślina, królowa lasów, matka dżungli. Pramatka. W relacji dziecka z mamą istnieje pewna forma zaślepienia na jej potrzeby, historię, niezależność, a w końcu prawo do szczęścia. Przecież zawsze była, nie tylko dała życie, ale również zaspokajała potrzeby. Bywa i tak, że dała życie i odeszła (jednak wciąż trudno wskazać dar większy od daru życia). Dopóki dziecko rośnie i jest głodne eksplorowania świata, zawsze może do mamy wrócić. Nasza relacja z roślinami przypomina tę łączącą dziecko z tą, która karmi, leczy, utrzymuje przy życiu. Tymczasem przygoda dojrzałego życia rozpoczyna się od rozpoznania roli mamy, Ziemi nie jako istoty dającej, tylko tej, która – nie tracąc tej roli – ma historię, pragnienia, zachcianki, plany, strategie, prawa.
•
Rośliny mają jeszcze jedną umiejętność niedostępną dla ludzi. W tym samym czasie znajdują się w trzech światach, znanych z najstarszych szamańskich podań: podziemnym, zwanym dolnym, ziemskim, zwanym środkowym, i niebiańskim, zwanym górnym. Łączą w sobie mrok dostępny ślepym zwierzętom, ziemię zroszoną deszczem oraz ptasie przestworza pełne wiatru i słońca. W wielu kosmologiach dęby, lipy, jesiony, modrzewie i inne drzewa są osią świata (axis mundi) umożliwiającą wędrówkę pomiędzy światami tym wszystkim, którzy przekroczą opowieści umysłu.
Porozumienie z roślinami wydaje mi się jednym z najcenniejszych doświadczeń bycia na Ziemi. Wpisana jest w nie konieczność odpuszczenia opowieści, które w sobie noszę. Tych wszystkich, które mnie ukształtowały i tych, które sam tworzę. Niekiedy wystarczy usłyszeć wołanie starej sosny, wiechliny łąkowej, miodunki plamistej. Albo wnikliwie obserwować: nie wiem. Innym razem pomocny jest post, odosobnienie, vision quest, czyli wyprawy w poszukiwaniu wizji, szamański rytuał z użyciem określonej rośliny albo chwila wdzięczności z gorącym naparem dziurawca w dłoni.
Porozumienie międzygatunkowe to rozpoznanie w szacunku części wspólnej, do której dostęp ma i roślina, i człowiek. Nie chodzi wyłącznie o kojącą świadomość współzależności od światła, wody, ziemi, powietrza. Ale wewnętrzne, niemożliwe do ubrania w obrazy czy słowa rozpoznanie tego samego życia, które jest we wnętrzu moim i we wnętrzu rośliny. Tak znika oddzielenie człowieka od świata natury, z rozpoznaniem, że człowiek i natura są jednym.
•
Ta książka to znacznie więcej niż znane czytelniczkom i czytelnikom „Przekroju” artykuły – te zostały zresztą poprawione i ulepszone. Na potrzeby książki opisałem dwadzieścia pięć zupełnie nowych roślin. Łącznie pięćdziesiąt rozdziałów, pięćdziesiąt roślin, które wybrałem w oparciu o skrajnie subiektywne kryteria zachwytu, uznania albo wdzięczności. Są tu cebula i czosnek, bez których nie wyobrażam sobie sosu pomidorowego i zdrowia. Jest liana duchów zwana ayahuascą, odpowiedzialna za poszerzanie świadomości, i babka zwyczajna opatrująca w dzieciństwie obtarte kolana. Są rokitnik i dzika róża, które najpierw przywitały się smakiem i zapachem. Ale też iboga narkotyczna, która potrafi przerwać uzależnienie od heroiny, i czapetka pachnąca, której świeże pąki kwiatowe suszy się, by otrzymać aromatyczne i bakteriobójcze goździki. Pięćdziesiąt roślin, które pozwoliłem sobie podzielić na pięć, równie subiektywnych, co umownych kategorii: drzewa, krzewy, kwiaty, zioła oraz rośliny magii i mocy. Dodatkowo wprosił się grzyb, nasza rodzima łysiczka lancetowata, ze względu na zawartość psylocybiny, lekarstwa stosowanego przy lekoopornej depresji.
Każdy rozdział składa się z czterech części: wstępu, charakterystyki, właściwości i legendy. Charakterystyka oraz właściwości opierają się na pracach naukowych, do których odwołuje kilkaset przypisów. Obie części to twarde dane, analiza, efekty badań i eksperymentów w leczeniu nowotworów, cukrzycy, chorób skóry, serca, układu pokarmowego i nerwowego oraz dziesiątek innych dolegliwości. Legenda kończąca każdy rozdział jest autorską opowieścią z pogranicza szamanizmu, ludowych podań, słowiańskich historii. Często zawiera zapis, a raczej próbę przełożenia na słowa wizji podarowanych przez rośliny. Natomiast wstęp jest połączeniem nauki, udokumentowanej historii z życia danej rośliny, zaleceń zielarek i zielarzy z literaturą, mitami, niekiedy poezją. Czytelniczki i czytelnicy znajdą również proste przepisy na napar, wywar czy leczniczą nalewkę. Pewne rośliny domagały się niekiedy większej uwagi i dodatkowych podrozdziałów, jak na przykład kawowiec, mak lekarski czy konopie, popularnie zwane marihuaną.
•
Autentyczne i żywe doświadczenie spotkania dwóch istot, człowieka i rośliny, które na tylko sobie znane sposoby rozpoznają ten akt, odmienia i określa nowy kierunek życia. Początkowo ten ruch jest subtelny, ponieważ wydarza się bardziej w czasie roślin niż ludzi. Jest w nim pragnienie życia na prawach wiatru roznoszącego nasiona i wody, którą wystarczy rozpoznać, zaprosić, by uzdrawiała. Doświadczenie spotkania w sposób naturalny budzi pragnienie wyrażenia wdzięczności, to coś na kształt pokory, która nie ma nic wspólnego z wynoszeniem człowieka ponad naturę, umniejszaniem człowieka, pielęgnowaniem dumy z ludzkich osiągnięć, czy poczucia winy za ekspansywny tryb życia ludzi. To doświadczenie przynosi rozpoznanie równości w tym, co różnorodne, odmienne, niemożliwe do poznania, ale możliwe do obdarzenia miłością. Wierzę, że lektura Wizji roślin może być pretekstem do takiego doświadczenia.
Drzewa
Swawolny bieg w kierunku drzewa, by je przytulić, nie zawsze jest najlepszym pomysłem. W przypadku drzew dobrą intencję warto ubrać w nieśpieszność, dostrojenie się do leśnego rytmu wzrastania i bycia. W tym celu można poinformować drzewo o swoich zamiarach, a później zapytać o zgodę, by podejść bliżej, dotknąć. Można również pokłonić z szacunkiem głowę. Nawet jeśli ukłon wydarza się tylko wewnątrz ciała, jest zamysłem czy zrozumieniem, że zbliżam się do żywej istoty, która ma potencjał przeżyć moje prawnuki. A później, oczywiście za obopólną zgodą, można paść sobie w ramiona, konary.
W wierszu Samobójstwo dębu Maria Pawlikowska-Jasnorzewska opowiada o dębie, który poznał życie, bo widział „generacyj tyle” i teraz patrzy na wszystko z pogardą. Z tego powodu zdejmuje z nieba piorun „jak złocisty sztylet” i wbija „go sobie w pierś twardą”. Uczłowieczając istoty, które mają szansę pamiętać bitwę pod Grunwaldem, można również założyć, że wynikiem ich istnienia, czy też poznania, będą emocje przekraczające pogardę i każde inne ludzkie uczucie. Jednak wiersz Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej nawiązuje nie tyle do pieśni drzew, co słowiańskich opowieści, w których dębowi przypisany był Perun, gromowładny bóg, stwórca i pan świata. Drzewo rażone piorunem zwane było dębem piorunowym i czasami wyznaczało magiczną granicę. Oto Perun oznaczył święte miejsce, do którego ludzie nie powinni wkraczać. Dla Słowian axis mundi – osią świata – był właśnie dąb. Korzenie drzewa sięgające najgłębszego wnętrza Ziemi i jego gałęzie chwytające nocą gwiazdy tworzyły filary podtrzymujące świat.
Z kolei Czesław Miłosz wiersz Los otwiera pytaniem: „Czy tym samym jest żołądź i dąb oszroniały?”. W kulturze słowiańskiej dąb utożsamiany był z tym, co w ludziach silne i zdrowe (co z kolei kultura patriarchalna ochoczo zaczęła przypisywać męskości). Można być silnym czy zdrowym jak dąb, można być również „wielkim jak dąb i głupim jak głąb” – jak głosi dawne przysłowie. Żołędzie, podobnie jak jajka, były dla Słowian symbolem nowego życia. Pytanie Miłosza jest pytaniem o kota Schrödingera. Żołądź musi obumrzeć, by zmienić się w dąb, który wyda nowe owoce, aż stanie się dębem oszroniałym. Dębem stojącym na progu. Jeśli Miłosz pyta o znak równości lub łączności pomiędzy życiem i śmiercią – z odpowiedzią śpieszą dęby. Trzeba tylko zamknąć usta i przyłożyć ucho do ich kory.
•
Królowi drzew i lasów, przedstawicielowi boga Peruna, składano ofiary z mleka, miodu, płodów ziemi, ale również mięsa i sami tylko Słowianie dobrze wiedzą, czego jeszcze. Kult dębów kwitnął w tak zwanych świętych gajach, w których nie należało podnosić głosu, zrywać gałęzi, nie wspominając o ścinaniu, czy raczej mordowaniu drzew. Zdarzało się, że dęby były odgradzane od reszty drzew specjalnymi płotami, roślinnymi i kamiennym fortyfikacjami, zwłaszcza jeśli były to dęby pobłogosławione piorunem. Dostęp do nich związany był z modlitwami, tańcami, tworzeniem żywego kręgu z ludzi trzymających się za ręce. Para młoda, która zaraz po zaślubinach nie obeszła trzykrotnie dębu dookoła, zapraszała do swego związku nieszczęście. „Pod wsią Beisce w Kieleckiem rósł do niedawna w lesie, czy może jeszcze rośnie, ogromny dąb, mający jakoby władzę leczenia cierpień zębów, dziąseł i gardła”1. Chory musiał udać się do dębu przed wschodem słońca, dbając, by nie rozmawiać z żadną z napotkanych po drodze osób. By pożegnać chorobę, należało obejść drzewo trzykrotnie, mówiąc: „Powiedzże mi, powiedz, mój kochany dębie, jakim sposobem leczyć zęby w mojej gębie”.
W odrobinę wcześniejszych czasach stare dęby, które w określone dni roku snuły swoje pieśni, zwano baublisami. Nieliczni mogli je nie tylko zrozumieć, ale również znaleźć w nich odpowiedzi dotyczące przyszłości. Najsłynniejszym jest ten, o którym Adam Mickiewicz napisał w Panu Tadeuszu:
Drzewa moje ojczyste! jeśli niebo zdarzy,Bym was oglądał znowu, przyjaciele starzy,Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię:Czy żyje wielki Baublis, w którego ogromie,Wiekami wydrążonym, jakby w dobrym domie,Dwunastu ludzi mogło wieczerzać za stołem?
Dąb spędził swoje życie na Żmudzi w Brodzie. Ziemie te należały do Dionizego Paszkiewicza. Rósł „na pagórku zwanym Wiszniową Gorą (po litewski Wiszniukałnas) i od niepamiętnych czasów nosił w tradycji ludowej miano Baublisa. Etymologię tego wyrazu wyprowadza autor od imienia litewskiego bożka Bubilisa, opiekuna pszczół i miodu”2. W 1811 roku, nieznany nikomu z imienia kłusownik wykurzał lisa, który skrył się w norach między korzeniami dębu. Ogień przeszedł na drzewo i w 1812 roku Paszkiewicz je ściął. Podania mówią, że wewnątrz jego wyżłobionego pnia mogło usiąść dziesięciu ludzi (zdaniem Mickiewicza – dwunastu). Uroczyste liczenie słoi drzewa odbyło się w towarzystwie księcia Giedroycia, biskupa żmudzkiego. Paszkiewicz uznał, że poczciwy Baublis musiał mieć co najmniej tysiąc lat. W jego miejscu powstało muzeum starożytności litewskich. A o losach Baublisa można przeczytać znacznie więcej w wierszowanym manuskrypcie Baublis. Powieść Żmujdzka, który odnaleziono w 1965 roku w archiwach wileńskich.
Pień najczęściej prosty, krępy. Kora dojrzałych osobników gruba, podłużnie i zazwyczaj głęboko spękana, ciemnobrunatna lub ciemnoszara. Z daleka przypomina kolczugę, prastarą zbroję. U młodych drzew kora metaliczna, niekiedy połyskująca jak u buków. Charakterystyczne skrętoległe liście, ząbkowane lub klapowane, czasem sercowate u podstawy, zależnie od gatunku.
Dąb szypułkowy (Quercus robur) rośnie prawie w całej Europie „z wyjątkiem części Półwyspu Iberyjskiego, Sycylii, Korsyki, północnej Skandynawii i północno-zachodniej Rosji. Ponadto występuje na Krymie, Kaukazie i w północnym Iranie. Wschodnie krańce zasięgu znajdują się na południowym Uralu i w środkowym biegu Wołgi. W górach Kaukazu osiąga wysokość 1800 metrów nad poziomem morza, a w Karpatach 1300 metrów nad poziomem morza. Na terenie Polski jest pospolitym gatunkiem na całym niżu oraz na pogórzu do około 600 metrów nad poziomem morza”3. Dąb szypułkowy może żyć do tysiąca lat, przekroczyć trzy metry obwodu pnia w pierśnicy i 50 metrów wysokości. Potrafi przystosować się do zmiennego klimatu i przepada za słońcem.
Dąb bezszypułkowy (Quercus petraea) jest znacznie bardziej zależny od przewidywalnego, ciepłego klimatu, źle znosi przymrozki wiosenne i cierpi podczas mroźnych zim. Za to znacznie lepiej radzi sobie w zacienionych warunkach. Z tego powodu jego zasięg to głównie środkowa i zachodnia Europa, chociaż spotkano nieliczne osobniki na wysokości 1400 metrów nad poziomem morza, w Iranie.
Z wiosennych kwiatów rodzą się jajowate owoce. Żołędzie dębu bezszypułkowego osadzone są nie więcej niż po trzy na bardzo krótkich szypułkach. Żołędzie dębu szypułkowego, bardziej owalne, wyrastają na długich, nawet kilkucentymetrowych szypułkach. Właśnie ta odmienność zadecydowała o nazwach obu gatunków dębów. Chociaż różnic jest więcej. Dąb bezszypułkowy zazwyczaj jest bardziej smukły, mniej rozłożysty, nieczęsto przekracza 40 metrów wysokości i półtora metra w pierśnicy, chociaż wykazuje podobny apetyt na długie życie, co dąb szypułkowy. Korzenie dębu tworzą imponujący system palowy. Młoda roślina wbija się głęboko w ziemię, jakby chciała dotrzeć do jej jądra. Z czasem korzenie rozgałęziają się, tworząc system ukośny.
Kora dębu słynie z działania ściągającego, przeciwzapalnego i antywirusowego. W jej skład wchodzą garbniki, których w młodej korze może być nawet do 20%! W liściach garbników jest około 5%. Poza tym kora zawiera „flobafeny (także w starszych liściach), flawonoid kwercetynę (także w liściach), alkohol cykliczny cukrowy – kwercytol, kwasy fenolowe (galusowy, elagowy)”4.
Zawartość cennych garbników z wiekiem drzewa spada aż do 4%, dlatego korę najlepiej pozyskiwać z młodych drzew – nie należy jednak obdzierać żywych drzew, które mogą przeżyć kolejne wieki! Korę najlepiej pozyskać ze ściętych drzew albo tam, gdzie prowadzone lub planowane są wycinki drzew. Na ziemi można znaleźć mnóstwo gałęzi i gałązek, które są bogatym źródłem cennego lekarstwa (sensowną opcją jest również nabycie kory dębów z etycznego i ekologicznego miejsca).
Zebraną korę trzeba wysuszyć, w temperaturze do 35°C, a przed użyciem można ją zmielić. Chociaż gdy przygotowuję odwary, czasami korzystam z całych ususzonych pasków dębowej kory – zwłaszcza gdy chcę otrzymać mocniejszy ekstrakt.
•
Łyżka kory dębu Szklanka zimnej wody
Korę zalać wodą. Gotować powoli pod przykryciem około pięciu minut, następnie zostawić do naciągnięcia na pół godziny. Odcedzić. I już można pić.
Taki napój leczy stany zapalne błony śluzowej w jamie ustnej – korzystałem z niego ochoczo po zabiegach dentystycznych, przy podrażnionych dziąsłach. Poza tym kora dębu leczy podrażnienia i zapalenia skóry, lekkie oparzenia oraz hemoroidy. Bogaty w garbniki odwar z kory ścina białko na powierzchni ran i przyśpiesza ich gojenie. Odrobinę intensywniejszy odwar jest świetnym lekiem na biegunki, zaleca się pić po małej szklance dwa lub trzy razy dziennie. Jednak „ze względu na to, że surowce bogate w garbniki hamują wchłanianie składników pokarmowych, wiążą mikroelementy i mogą powodować zahamowania przyswajania alkaloidów i innych leków zasadowych, odwaru nie stosuj dłużej niż trzy dni. Jeśli przyjmujesz jakieś leki syntetyczne, zażywaj je godzinę przed lub po wypiciu odwaru”5.
Zawarte w korze dębu garbniki „wiążą się również z białkiem komórek drobnoustrojów, dzięki czemu działają bakteriobójczo lub hamują rozwój mikroorganizmów. Poza tym unieczynniają toksyny bakteryjne wytwarzane przez różne drobnoustroje chorobotwórcze. Dają również nierozpuszczalne osady z alkaloidami i solami metali ciężkich, co bywa czasem wykorzystywane w zatruciach tymi związkami”6. Z kolei wywar z liści dębu polecany jest na łupież. Żołędzie mogą być podstawą nalewek. Przygotowuje się z nich również napój odchudzający, kawę wspierającą układ odpornościowy, a w końcu bogatą w witaminy mąkę. Drobno zmielone żołędzie, parzone z dodatkiem kardamonu i cynamonu stanowią konkurencję dla espresso. Jeśli natomiast chodzi o bóle pleców i kręgosłupa – już Słowianie wiedzieli, że nie ma nic lepszego od kory starego dębu. Należy udać się do drzewa, pokłonić się mu, zapytać o pozwolenie i po jego uzyskaniu – ocierać się plecami o korę. Nie krócej niż 15 minut, najpierw delikatnie i czule, później intensywniej, ale tak, by nie przekraczać progu bólu i nie ranić skóry drzewa.
•
Drugiego listopada 1974 roku w Puszczy Białowieskiej wichura zwaliła jeden z najsłynniejszych dębów, zwany Dębem Jagiełły. Podobno przesiadywał pod nim Władysław Jagiełło, gdy wybierał się na polowanie. Fakty mówią jednak, że słynny dąb nie dożył 450 lat. Leży na ziemi ponad 40 lat, pozbawiony kory, miejscami pożarty przez czas, ale wciąż sprawia wrażenie, jakby upadł kilka lat temu. Drewno dębu jest „przesycone substancjami hamującymi rozwój grzybów i mocno spowalniającymi procesy gnilne. Garbniki odstraszają też większość owadów, a zupełnie mimochodem i niezamierzenie owe środki obronne poprawiają smak wina (dojrzewającego w beczkach barrique), gdy w którymś momencie drzewo zmienia się w dębową beczkę. Nawet mocno uszkodzone okazy z ułamanymi konarami są w stanie odbudować koronę i żyć jeszcze spokojnie przez całe stulecia”7. Leżący w Puszczy Białowieskiej kilkunastometrowy pień z owalną dziurą w środku przypomina wieloryba łypiącego otwartym okiem na patrzącego. Właśnie tak wyobrażałem sobie stworzenie, które połknęło biblijnego Jonasza. Lubiłem w dzieciństwie tę historię i bałem się jej. Oto człowiek, który został ukarany za to, że ucieka przed swoim przeznaczeniem. Podobno najstarsze pieśni baublisów opowiadają o tym, dokąd zmierzamy i kim naprawdę jesteśmy.
Wizja
Na początku był ocean i wiatr, nic więcej. Istnieli od głębin po przestworza, złączeni pośrodku. Nie mogli siebie przeniknąć. Wielki Duch przeglądał się w lekkości powietrza i gęstości wody, przeglądał się w sobie. Aż uznał, że przyszedł czas na poznanie. Rozdzielił się na pół. W wodzie zamieszkała ta, która daje życie. W powietrzu zamieszkał ten, który je wywołuje. Wezbrały wody oceanu, nadeszły sztormy i tornada, trąby powietrzne unosiły wody wysoko do góry, jednak te za każdym razem powracały na swoje miejsce. I tak minęły wieki, a Wielki Duch nie mógł ponownie się zjednoczyć. W końcu spoczął, wyczerpany, podzielony. Ucichł wiatr, a tafla oceanu stała się gładka. I tak to trwało. Cisza zawładnęła światem, aż Wielki Duch usnął. I właśnie wtedy, na samym środku oceanu pojawiło się światło. Nikt nie wie do dzisiaj, skąd przyszło, chociaż są tacy, którzy twierdzą, że to Wielki Duch przez sen otworzył oczy i z nich wystrzelił jasny promień. W świetle, na samym środku oceanu poruszyła się woda, którą począł wołać wiatr – jednak czynił to inaczej niż wcześniej. Wołał pieśnią, wołał w miłości, wołał w wolności, gdyż już wiedział, że od tej, która daje życie, zależy czy przyjdzie. I tak się stało. Ta, która daje życie, wchłonęła światło i na samym środku oceanu wyrosło pierwsze drzewo, które chciało być nazwane dębem. Wraz z nim pojawiły się ziemia i niebo, zwierzęta i chmury, rośliny i deszcz, ludzie i bogowie. Wszyscy w nieustającym tańcu, który ma tylko jeden cel: odkryć, jak ponownie złączyć się w jedno, by obudzić Wielkiego Ducha.
„Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!” – pisał Jan Kochanowski we fraszce Na lipę, zapraszając pod ocienioną koronę drzewa, w której „słowicy i szpacy wdzięcznie narzekają”. Z kolei Józef Ignacy Kraszewski słusznie stwierdził, że: „użyteczność kwiatu dla pszczół, gdyby innych powodów brakło, dostateczną byłaby do ubóstwienia”8 lipy.
Lipa nie tylko karmiła pszczoły, dawała wytchnienie utrudzonym, ale miała również moc przekazywania próśb do niewidzialnego świata duchów. Skorzystały z tego trzy przyjaciółki, dwórki, które żyły w dolnośląskiej wsi Bagno. Mieszkały w starym zamku i przedkładały zabawę ponad wszystko. Wskutek ich poczynań cierpieli i ludzie, i Ziemia. Pewnego razu, latem, zapragnęły przejechać się saniami i kazały mieszkańcom wsi wysypać drogę solą. Gdy były już w sędziwym wieku, dręczyły je wyrzuty sumienia. Postanowiły odbyć pokutę. Rozpoczęły od posadzenia na przykościelnym cmentarzu trzech lip korzeniami do góry. Rzuciły opiekuńczym duchom wyzwanie, świadome zła, które uczyniły – gdyby lipy się przyjęły, znaczyłoby to, że zostanie im wybaczone. Lipy wypuściły korzenie i stoją w Bagnie do dzisiaj, monumentalne.
Lipa od wieków uznawana była za święte drzewo kobiet. W jej pniach mieszkają potężne duchinie, szanowane od setek lat przez plemiona indoeuropejskie. Bułgarzy i mieszkańcy wielu krain słowiańskich łączyli lipę z boginią Ładą. W mitologii nordyckiej lipie poświęcony jest kult Frei, bogini magii, płodności i miłości. Na Litwie i Łotwie przed lipami odbywały się ceremonie dedykowane Laimie, bogini losu, mądrości i narodzin. W Rzymie kobiecą energię i siłę łączoną z lipą reprezentowała Wenus. Dlatego zakochani pisali do siebie listy na wstęgach wykonanych z łyka lipowego9. Z kolei w Grecji lipa utożsamiana była z niewinnością, nadzieją oraz Afrodytą.
•
W świętych gajach modlono się pod lipami o opiekę, gdyż drzewa te miały moc służyć nie tylko człowiekowi, ale całym klanom. Z tego powodu popularne było sadzenie lipy po urodzeniu dziecka oraz nadawaniu drzewu jego imienia. Od dobrobytu i zdrowia drzewa zależeć miało życie człowieka. Przez wieki lipa witała i żegnała ludzi. To z jej drewna już dawni Słowianie wykonywali kołyski oraz trumny. I jedne, i drugie miały zapewnić spokojny sen i ochronę. Lipy sadzono również z okazji zaręczyn i ślubów, by miłość zakochanych puściła silne korzenie. Lipy wyznaczały świętą przestrzeń, na której wiedźmy i szamani odprawiali uzdrawiające rytuały. W wielu miejscach wciąż stoją lipy sądowe, gdyż właśnie pod lipami odprawiano istotne, sądowe obrzędy, by dodać im powagi. Pod lipami obradowano, naradzano się, podejmowano życiowe decyzje, zachowując świadomość, że spotkanie u stóp drzewa zamieszkanego przez potężną duchinię może zapewnić pomyślność.
Wraz z chrystianizacją ludowe wierzenia połączono z nowym rozwijającym się kultem Matki Boskiej – dlatego do dzisiaj wiele terenów wokół kościołów, cmentarzy, cerkwi i kapliczek porastają lipy. Niekiedy drzewa ozdabia się figurkami, ołtarzami (warto pamiętać, że ranienie drzewa, chociażby gwoździem, nawet jeśli czyni człowieka szczęśliwszym, to z pewnością nie uczyni drzewa zdrowszym czy świętszym). Pomimo rozpowszechnienia się religii chrześcijańskiej przetrwał przedchrześcijański zwyczaj składania ofiar i darów pod lipami. Na zwyczaj ten narzekał pewien duchowny, który w XVII wieku zwiedzał Slawonię i natknął się na pogańskie praktyki, które go oburzyły. W liście napisanym po włosku do Rzymu poskarżył się tymi słowami: „Jest tam w pustynej miejscowości drzewo nazywane Lipą, u którego każdej pierwszej niedzieli dziewiątego księżyca zbiera się mnóstwo Turków i chrześcijan z ofiarami, świecami i innemi rzeczami. Ksiądz z sąsiedniej parafji odprawia tam mszę za jałmużnę, którą zbiera. Oni czczą to drzewo, całują je jak święte relikwje i opowiadają, że tworzy cuda i leczy tych, kto składa mu ofiary”10.
Lipa szerokolistna (Tilia platyphyllos) potrzebuje żyźniejszej gleby, cieplejszego i wilgotniejszego klimatu niż jej siostra lipa drobnolistna (Tilia cordata). Na pierwszy rzut oka drzewa są do siebie podobne, ale wystarczy przyjrzeć się liściom i kwiatom, by dostrzec różnice.
Lipa drobnolistna zazwyczaj dorasta do 30 metrów i osiąga około dwóch metrów w pierśnicy, żyje do 400 lat – chociaż zdarzają się osobniki zuchwałe, znacznie wytrwalsze. Jak na przykład żyjąca od prawie 500 lat lipa z Proślic, której obwód pnia wynosi prawie 8 metrów. Lipa z Cielętnik, powalona orkanem w 2017 roku, w obwodzie miała ponad 11 metrów, sięgała 35 metrów wysokości i przeżyła około 700 lat. Takie cuda! Pień lipy drobnolistnej jest walcowaty, a w zwartych drzewostanach pozbawiony bocznych gałęzi. Młoda, gładka i brązowoszara kora pokrywa się wraz z wiekiem skośnymi bruzdami. Drobne, żółtawobiałe kwiaty, uwielbiane przez zapylacze, pachną jak nic innego na świecie. Podczas kwitnienia kwiaty znajdują się ponad liśćmi, przez co cała korona zmienia kolor na żółtozielony – w ten sposób można rozpoznać lipę drobnolistną. Liście, zazwyczaj długości od trzech do siedmiu centymetrów, są okrągławe, u nasady sercowate, z ostro piłkowanymi brzegami. Na spodniej stronie mają kępki rudych włosków i słabo widoczne unerwienie. Kwitnie dosyć późno, wraz z końcem czerwca, początkiem lipca, który to imię swoje zawdzięcza właśnie kwitnieniu lipy. Jest najbardziej mrozoodporna wśród wszystkich lip, dlatego występuje od zachodniej Europy przez środkową, aż po zachodnią Syberię, Krym i Kaukaz. Spotkano ją w Norwegii, a nawet w Alpach na wysokości 1700 metrów nad poziomem morza11.
Lipa szerokolistna może przekroczyć nawet 40 metrów wysokości, a jej pień często ma silnie rozwiniętą nasadę. Korona jest gęsta i bogata. Pędy można rozpoznać po czerwonym kolorze z wierzchu i zielonym pod spodem. Liście mogą osiągnąć nawet do dziesięciu centymetrów długości i w odróżnieniu od tych rosnących na drobnolistnej, mają wyraźnie widoczne nerwy drugiego i trzeciego rzędu. Kwiaty pojawiają się wcześnie, bo zazwyczaj już w czerwcu, a kwiatostany nie wystają ponad liście, ale zwisają. Zasięg jej występowania jest znacznie mniejszy niż lipy drobnolistnej, pojawia się głównie w zachodniej, środkowej i południowej Europie, ale również na Kaukazie. Owocami obu gatunków lip są kuliste, drobne orzeszki.
O tym, jak puste mogą być w środku pnie lip, można się przekonać, „wędrując Trybem Poprzecznym w Białowieskim Parku Narodowym. Na przekroju zwalonych w poprzek drogi pni widać tylko kilkucentymetrowej grubości ścianki, a całe wnętrze to jedna wielka pustka. Dziuplaste drzewa są często wykorzystywane przez zwierzęta na kryjówki, miejsca gniazdowania i odpoczynku. Ponad 80% zimowych obserwacji odpoczywających kun leśnych związanych było ze starymi, dziuplastymi lipami. Dla kuny stara, dziuplasta lipa to jak mieszkanie z centralnym ogrzewaniem – legowisko zwierzęcia izoluje od mroźnego otoczenia gruba warstwa próchna. Podobnie większość gniazd myszołowa i puszczyka w Parku Narodowym umieszczona jest na starych lipach”12. W minionych wiekach również ludzie zamieszkujący Puszczę Białowieską ochoczo korzystali z dobrodziejstw lip. Zrywali korę w maju i czerwcu, i dzielili na łubową wysokości do około 2,5 metra i moczyłową długości około 4 metrów. Korą łubową pokrywano ściany domów i statki rzeczne, natomiast moczyłowa po odpowiednio długim moczeniu nadawała się do wyrobu mat, którymi transportowano dziczyznę. Natomiast z łyka młodych lip wytwarzano obuwie zwane łapciami lub kurpiami oraz kręcono z niego „łyczaki” przeznaczone na postronki. Korzyści z lipy obrazuje rysunek pochodzący z 1821 roku wykonany przez Jakuba Sokołowskiego. Ilustracja przedstawia leśnika odzianego w „łapcie z łyka i wyposażonego w zapasową parę łapci przywieszoną do paska. Na plecach leśnik niesie koszyk z łyka. Widoczne na rysunku wiechcie umocowane z tyłu za paskiem są najpewniej wspomnianymi wyżej „łyczakami”, które w Puszczy służyły również do wyplatania sieci”13.
Podstawowym składnikiem w ziołolecznictwie są kwiatostany lipy, które zbiera się wraz z szypułką i podsadką (nie należy zrywać kwiatów przekwitłych!). Suszyć najlepiej w naturalnych warunkach, czyli zaciemnionych i przewiewnych miejscach oraz temperaturze nieprzekraczającej 35°C. Kwiatostany zawierają między innymi flawonoidy, olejki eteryczne, związki śluzowe, aminokwasy, triterpeny, saponiny, garbniki, tokoferol i związki mineralne. Współczesne badania potwierdzają, że kwiatostany lipy mają działanie „hipotensyjne, moczopędne, antyoksydacyjne, antyproliferacyjne, poprawiające trawienie, przeciwcukrzycowe, hamujące aktywność lipazy trzustkowej, przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze”14.
•
Łyżka kwiatu lipy Szklanka wrzącej wody
Kwiat lipy zalać wrzątkiem, przykryć i odstawić do naciągnięcia. Odcedzić. Do przestudzonego naparu można dodać miód lub sok malinowy.
Zanim pojawiły się chemioterapeutyki i antybiotyki, lipa była stosowana w leczeniu gorączki towarzyszącej chorobom zakaźnym. W tym celu wystarczy pić napar (dwie, trzy szklanki dziennie), bogaty w takie flawonoidy, jak: kemferol, kwercetyna i kwas p-kumarowy. Substancje te „najprawdopodobniej zwiększają wrażliwość gruczołów potowych na bodźce dochodzące od nerwów współczulnych, w wyniku czego następuje wzmożone parowanie (transpiracja) i oddychanie (perspiracja) przez skórę. Zwiększonemu wydzielaniu potu w sposób oczywisty towarzyszy obniżenie temperatury ciała”15. Natomiast dodatek naturalnego syropu z malin wzmacnia przeciwgorączkowe16 działanie lipy i wpływa korzystnie na stymulację układu odpornościowego.
W medycynie ludowej wykorzystywano korę i liście, które służyły do leczenia infekcji skórnych, bólów głowy oraz chorób żołądka i jelit. Zielarki i zielarze używali ich również jako środka uspokajającego oraz osłabiającego ataki epileptyczne.
Skupiając się na właściwościach lipy, nie należy jednak lekceważyć rytuałów, odprawianych od setek lat przez dawne plemiona gromadzące się wokół lip, upatrujące w ich pustych wnętrzach najsilniejszego lekarstwa. W końcu „to nie glina czyni dzban użytecznym, lecz przestrzeń w obrębie kształtu, który nazywamy dzbanem. Bez drzwi, nie można wejść do pokoju, a bez okien panuje w nim ciemność. Są one wycięte w ścianie, lecz to ich wewnętrzna pustka czyni je tak ważnymi. Istnienie przedmiotów ułatwia nam korzystne przystosowanie się do warunków panujących w świecie. Jednakże to rzeczy, które nie istnieją przynoszą faktyczny pożytek. Oto prawdziwa funkcja pustki”17. Lipowa pustka, którą mogą poczuć ci, którzy zbudowali z drzewem relację, umożliwia przekroczenie zasłyszanych opowieści, by spotkać się z własną pustką, a następnie usłyszeć odwieczną opowieść duchów dzikiej natury. To one od dawna podpowiadały, które rośliny są lecznicze i jak łączyć je ze sobą, by przygotować lekarstwo na określone dolegliwości.
Prastara szamańska wiedza mówi o tym, że wyrazem szacunku jest zbliżanie się do lipy jak do ukochanej kobiety – mamy, siostry, przyjaciółki, kochanki. Intymne spotkanie w miłości możliwe jest, gdy obie strony wyrażą na to zgodę. Stoi to w opozycji do sięgania, brania tego, co jest mi potrzebne bez sprawdzania reakcji drugiej strony. Pomocny może być również dar złożony lipie lub ziemi, na której rośnie – dar służący ziemi i jej mieszkańcom. Należy pamiętać, że złożony dar może odnieść skutek, jeśli nie zaszkodzi drzewu, ziemi, wodzie oraz innym żywym istotom. Wtedy, za zgodą lipy, można usiąść w jej cieniu, zamilknąć i wyciszyć umysł, posłuchać pieśni pszczół, pozwolić odurzyć się zapachem, dosięgnąć pustki i poprosić opiekuńcze duchinie i duchy o ich opowieść.
Wizja
Pierwszą nazywano światem, życiem, albo Tą, Która Urodziła Słońce. Istniała na długo przed historiami spisanymi przez wierzących mężczyzn, na długo przed słowem. Pierwsza była kobietą. Nefryt, himalajskie skały, lodowce Grenlandii i rzeka Biebrza wciąż pamiętają, jak przybyła, i nieustannie snują o tym swoje pieśni, które usłyszeć mogą wybrani i szaleni. Pierwsza pokonała drogę dłuższą od wieku planety Ziemi, na którą dotarła z odległych gwiazd. Pojawiła się jak ogień, rażące światło, które rozbiło czas. Połączyła wodę i wiatr, rodząc chmury. Połączyła ziemię i ogień, rodząc nasiona. Wyznaczyła wschód i zachód oraz miejsca pomiędzy nimi, zwane zmierzchem i świtem, w których do dzisiaj odpoczywa, gdyż ludziom łatwo je przeoczyć. Wyznaczyła południe i północ oraz góry pokryte lodem i doliny przecięte rzekami. Bawiła się w pustce, gdyż znała pustkę. Zapełniała ją formami, mnożyła i dzieliła. Z porannej rosy i cieni zmierzchu ulepiła ptaki, które roznosiły po świecie nasiona drzew. Rośliny wiły się, wypuszczały długie korzenie i pnącza. Ziemia wypełniła się tymi, które dają życie. Pełzały, pływały, latały, chodziły, tkwiły wczepione korzeniami do ziemi. Te, które dają życie, były różnorodne i bogate. Aż Ta, Która Urodziła Słońce zebrała po jednej z każdego gatunku wokół najstarszej lipy i zapytała, czy chcą rozkoszy. Chciały, ale zapytały, jaką cenę będą musiały za to zapłacić. Ta, Która Urodziła Słońce rzekła, że ceną jest ryzyko. Zgodziły się. Wtedy Ta, Która Urodziła Słońce stworzyła to, co męskie, zdolne zapładniać i dawać rozkosz. Stworzyła również pustkę w sercu lipy, aby przypominała kobietom o schronieniu, do którego wstępu nie ma to, co męskie. Schronienie ukryte jest w świetle, na widoku, w pustce, tak by męskie nie potrafiło tam dotrzeć, ponieważ tylko te, które dają życie, mogą i w pustce znaleźć rozkosz.
Na wsi, na przednówku – jak od wieków zwano czas między końcem zimy, gdy kończyły się zapasy, a początkiem kwitnienia łąk – ratunkiem była oskoła, sok z brzozy. Czas, gdy można było go pozyskiwać, Mazurzy zwali oskołami. Jednak brzoza ma znacznie więcej do zaoferowania. W celach leczniczych wykorzystuje się pączki, liście, gałęzie, korę, a nawet guzy grzybicze.
W 1799 roku pojawiła się Botanika stosowana przyrodnika Stanisława Bonifacego Jundziłła, w której napisał, że: „sok z brzozy na wiosnę płynący, zebrany i w beczkach bez żadney przymieszki fermentowany, daie wieśniakom naszym przyiemny i zdrowy, do pół lata trwały, kwaskowaty napóy. Świeżo do robienia miodu i piwa użyty daie wiele przyiemnego smaku i tęgość pomnaża”18. To właśnie na początku okresu wegetacyjnego, jeszcze zanim wypuści liście, brzoza pompuje wzdłuż pnia i gałęzi wodę. Ta musi ją odżywić, zapewnić wzrost gałęziom i dotrzeć do każdego rodzącego się listka. Drzewo zmienia pozyskaną z gruntu wodę w odżywczy sok, bogaty w witaminy C i B, oraz minerały, takie jak magnez, żelazo, fosfor. Oskoła odtruwa organizm, odżywia, stymuluje układ odpornościowy i łagodzi dolegliwości wrzodowe. Najlepszy czas na pozyskiwanie oskoły przypada na przełom marca i kwietnia. O ile nie trzymamy soku w beczkach, jak zalecał Bonifacy Jundziłł, lepiej umieścić go w lodówce, gdyż w temperaturze pokojowej sfermentuje po kilku dobach. Jednak pobieranie soku z brzozy to uszkodzenie kory, często początek infekcji grzybiczej i znaczne osłabienie drzewa, które w okresie wzrostu gromadzi pokarm na nadchodzące miesiące. Dlatego jeśli oskoła nie jest absolutnie niezbędna, tak jak mieszkańcom wsi, którzy głodowali wraz z nadejściem przednówka – lepiej zrezygnować z ranienia drzewa, albo rozważyć skorzystanie z soku pobranego w etycznych warunkach (zapewnienia producentów soku z brzozy, że pochodzi z ekologicznych upraw zazwyczaj nie są tego gwarancją, a jedynie marketingowym chwytem).
•
Od wieków brzoza uważana była za święte drzewo związane z białą magią. W Persji i Mezopotamii drewno brzozy poddawano działaniu wysokiej temperatury, by otrzymać węgiel drzewny, a także dziegieć wykazujący właściwości antyseptyczne. Natomiast mitologia nordycka wskazuje na przyszłość: to pod brzozą ma dojść do końca świata, ostatecznej bitwy bogów zwanej Ragnarok. Najstarszy odnaleziony dowód na relację brzozy z człowiekiem wskazuje na ponad pięć tysięcy lat wstecz. W 1991 roku, w dolinie Ötz w Tyrolu Południowym, odkryto szczątki człowieka, zwanego Ötzi albo człowiekiem lodu, a przy nim przedmioty wykonane z łyka i kory brzozy (można je obejrzeć w Muzeum Archeologicznym Tyrolu Południowego we Włoszech).
Dla Słowian, którzy trzeci miesiąc roku zwali na jej cześć brzezieniem, była symbolem wiecznego życia – w młode brzozy miały przemieniać się dusze dziewcząt o dobrym sercu, które zmarły przedwcześnie. Posadzona przy domu chroniła przed złymi duchami. Z wiotkich gałązek pleciono ochronne, rytualne wianki, a z drewna rzeźbiono czarodziejskie różdżki oraz kołyski dla niemowląt, które gwarantowały spokojny sen i zdrowie. Oskoła nie tylko odżywiała ciało, ale nałożona na skórę miała odejmować lat i wydłużała życie. Z gałęzi wytwarzano miotły, a w poniedziałek wielkanocny smagano się rózgami brzozowymi. W Zielniku wydanym w 1845 roku Józef Gerald Wyżycki zapewniał, że zebrane w środku lata gałązki „powiązane w pęczki i pod dachem na wolnem powietrzu zasuszone są najmniej szkodliwe zdrowiu narzędzie do powściągnienia swawoli”19. Wyżycki, ziemianin i botanik, wyjaśnia, że tak przygotowane narzędzia „służyły pospólstwu naszemu do chłystania się w łaźniach, wzbudzenia większej transpiracyi, i oczyszczenia ciała od znoju, kurzawy i brudu”20. Miało to zapobiegać cierpieniom. Te wątpliwe dla wielu przyjemności być może zainspirują, a wręcz ucieszą współczesnych zwolenników zmysłowych swawoli, zdanych na plastikowe, nieekologiczne rekwizyty. Wszak warto i tu, podobnie jak przy wspomnianym wcześniej soku z brzozy, poddać refleksji myśl, by własnych rozkoszy nie przedkładać nad cierpienia drzewa.
Rodzaj brzoza (Betula) liczy około 120 gatunków, z czego w Polsce występuje siedem. Łacińska gatunkowa nazwa najbardziej popularnej w Polsce brzozy brodawkowatej verrucosa pochodzi od słowa verruca oznaczającego brodawki, czyli gruczoły wydzielające żywicę, które pokrywają młode gałęzie. Słowianie zwali je łzami. Inną nazwą gatunkową tej samej brzozy jest Betula pendula. Łacińskie słowo pendula oznacza to, co zwisające. W umyśle stroniącym od swawoli pojawią się obrazy delikatnych, poruszanych wiatrem gałązek brzozy, i nic innego. Gałązki te wyrastają z pnia, pokrytego charakterystyczną, białą, łuszczącą się korą. Brzoza brodawkowata jest chętnie stosowana w ziołolecznictwie, podobnie jak jej mniej popularna siostra: brzoza omszona (Betula pubescens). Na szczególną uwagę zasługuje również brzoza karłowata (Betula nana), krzew sięgający zazwyczaj metra wysokości o prawie okrągłych liściach. Niestety, brzoza karłowata, jedna z najpiękniejszych brzóz świata, należy do gatunków zagrożonych wyginięciem w Europie Środkowej.
Powiedzenie „wysoki jak brzoza i głupi jak koza” – niesprawiedliwe i obraźliwe dla mądrych, a wręcz rezolutnych stworzeń, jakimi są kozy – oddaje prawdę dotyczącą brzóz brodawkowatych. Te rosną bardzo szybko i mogą sięgnąć nawet 30 metrów. Dożywają 120 lat, a wzrost zatrzymują zazwyczaj dopiero po przekroczeniu sześćdziesiątki – chociaż zdarza się, że wysuwają pień w stronę nieba nawet do 80 lat! Drzewo rośnie na półkuli północnej – w Europie, zachodniej Syberii, a także w Kanadzie i na Alasce.
Brzoza nie jest wymagająca, jeśli chodzi o gleby, pasuje jej różna wilgotność i można ją znaleźć w lasach liściastych i mieszanych. Porasta również wrzosowiska i łąki, jest tam pionierką. Świetnie znosi „trudne warunki życia, takie jak gwałtowne zmiany temperatury i wilgotności oraz niedostatki składników odżywczych, ale wymaga dużo światła do swego rozwoju. W warunkach eksperymentalnych, przy całodobowym oświetleniu brzoza może wyrosnąć w ponad dwumetrowe drzewko w ciągu 10 miesięcy! Brzoza była jednym z pierwszych drzew, które wróciły na nasze ziemie po ostatnim zlodowaceniu, jakieś 12 000 lat temu. Przez kolejne 3000 lat drzewo to pozostawało jednym z głównych gatunków lasotwórczych, by później ustąpić pod wpływem zacienienia przez inne drzewa liściaste”21. Poza tym, że rozmnaża się łatwo i szybko – o ile ma dostęp do światła – przyśpiesza powstawanie próchnicy, i w ten szczodry sposób tworzy dogodne warunki dla rozwoju innych drzew, a nawet lasów!
Najczęściej w zielarstwie wykorzystywane są liście brzozy, które od maja do czerwca można zbierać z bocznych gałęzi. Czynić to należy z szacunkiem i świadomością, że zdecydowana większość liści musi pozostać na drzewie, aby utrzymać je w zdrowiu. Najwięcej wartości mają młode liście pokryte żywicą, w których znajdują się między innymi flawonoidy i kwas askorbinowy. Liście można wysuszyć i zaparzyć jak herbatę.
•
Łyżka rozdrobnionych liści Szklanka wrzącej wody
Liście zalać wrzątkiem, przykryć i odstawić do naciągnięcia na pół godziny.
Porcja wzmacniająca na jeden dzień to dwie szklanki napoju. Napar działa odtruwająco, przeciwobrzękowo, przeciwzapalnie i odkażająco. Stosuje się go przy „przewlekłych chorobach dróg moczowych, przy obrzękach na tle nerkowo-sercowym, a także zewnętrznie przy schorzeniach skóry: łojotoku, łuszczycy, trądziku, a także w pielęgnacji włosów”22. Napar ułatwia wydalanie z organizmu szkodliwych substancji związanych z przemianą materii, zwłaszcza soli, tym samym wspierając leczenie otyłości.
Biały kolor brzoza zawdzięcza betulinie, która występuje w postaci krystalicznych skupisk w korze, ale również liściach drzewa. Po raz pierwszy wyizolował ją Johann Tobias Lowitz w 1788 roku i to właśnie z kory brzozy brodawkowej. Tym samym betulina stała się jedną z pierwszych naturalnych substancji pozyskanych z roślin. W Nepalu pasta z kory stosowana jest na rany, skaleczenia i oparzenia. W Bośni i Hercegowinie produkty z brzozy stosowane są na porost włosów i łupież. Co ciekawe, betulina hamuje rozwój wirusów, a także nowotworów skóry (czerniak) i mózgu (glejak)23. Poza tym wykazuje „działanie przeciwzapalne, przeciwalergiczne, przeciwbólowe, ochronne dla wątroby”24.
Z kory (korowiny, a nie jej białej, delikatnej części służącej niektórym, romantycznie usposobionym ludziom za papeterię) wypala się również dziegieć – popularną od wieków brunatnoczarną maź o charakterystycznym zapachu. Dziegieć działa odkażająco, antyseptycznie i leczniczo na skórę oraz problemy reumatyczne. Dawniej na wsiach stosowano go jak maść odstraszającą owady i smarowano nim skórę zwierząt hodowlanych. Poza tym w korze i drewnie brzozy znajduje się ksylan, z którego produkuje się ksylitol, zwany cukrem brzozowym. Zdecydowanie zdrowszy od zwykłego białego cukru.
Na pniach brzozy można również natrafić na nieapetycznie wyglądające, ciemne grzyby zwane błyskoporkiem podkorowym (Inonotus obliquus) albo włóknouszkiem ukośnym, a popularnie: czagą albo guzem brzozy. Przypominają zgrubiałą, zwęgloną korę i od dawna znane są w medycynie ludowej. Mieszkańcy Syberii nazywają je „darem Boga” i przypisują im właściwości przeciwzapalne, antynowotworowe, regenerujące wątrobę i silnie wzmacniające organizm. Czagę można parzyć jak kakao albo kawę inkę, a w smaku przypomina połączeniu obu tych napoi.
Wizja
Mówią, że drzewa to krewni odległych gwiazd, czy raczej mieszkańców odległych gwiazd. Mówią, że Pierwsza Matka i Pierwszy Ojciec wysłali kilkanaście misji, ale nie są zgodni, ile dokładnie. Niektórzy z plemienia Dawnych twierdzą, że było ich dwanaście, inni, że trzydzieści pięć. Mieli ruszyć po rozległym wszechświecie i znaleźć najdoskonalsze miejsce dla rozwoju życia. Jedna z misji wylądowała na planecie zwanej Niebieską, Trzecią albo Ziemią. Tu miał wydarzyć się eksperyment określany imieniem człowieka. Dzieci gwiazd zasiedliły nową planetę. Przybrały ciała drzew, istot, które łączą trzy światy – dolny, środkowy i górny. Przybrały ciała istot, które przetrwają kataklizmy, zmiany klimatu, wymieranie gatunków. Przybrały ciała najwytrwalszych i długowiecznych. Jedne miały żyć tylko kilkaset lat, tak jak buki, ale za to rozmnażać się nieprzerwanie, a swymi owocami karmić innych. Inne zyskały zdolność życia tysiące lat, jak sekwoje. Były i takie, które miały nauczyć się, jak żyć dziesiątki tysięcy lat, niczym gaj topól osikowych, zwany Pando albo Drżącym Gigantem. Ale to nie wszystko, drzewa miały przygotować warunki do życia dla innych – dawały tlen niezbędny do oddychania, drewno do budowy domów i lekarstwa, które umieściły w korzeniach, korze, owocach i liściach. I gdy wszystko zdawało się być harmonijne, a ewolucja dopiero rozpoczęła rzeźbić kształt człowieka z gliny, sierści i kłów, na Ziemi wylądował zagubiony statek. Wysiadły z niego najmłodsze z gwiazd. Nie znały porządku, powagi, ani dyscypliny. Spóźniły się całe wieki. Starały się pośpiesznie wpasować, nałożyły na siebie czarną korę, ale zostały zauważone przez pozostałe drzewa i wygnane. Miały wrócić do gwiezdnego domu, wytłumaczyć się przed Pierwszą Matką i Pierwszym Ojcem. Nie chciały, prosiły, by dać im szansę, ale drzewa zakorzenione na Ziemi były nieustępliwe. Najmłodsze z gwiazd postawiły jednak na swoim. Podczas wiosennej równonocy porozumiały się z Tą, Która Urodziła Słońce i otrzymały od niej biel, gdyż pragnęły stać się niepodobne do wszystkich innych drzew, by te nie mogły rozpoznać w nich swoich krewnych. Wypędzone z borów, puszczy i lasów rozpoczęły życie na obrzeżach. Przez tysiące lat walczyły o przetrwanie i uznanie w oczach starszyzny drzew. Zgromadziły w korze lekarstwa, nasmarowały swoje liście słońcem, uległy namowom wiatru, któremu pozwalały grać na swych gałęziach, a przede wszystkim karmiły ziemię próchnicą. A w końcu, stare drzewa same zaczęły wzorować się na najmłodszych, zwanych brzozami, które miały odwagę, by uczynić las tam, gdzie nie chciało rosnąć żadne drzewo.
Rośnie na niewielkim leśnym wzgórzu w Morzęcinie Wielkim i jest moją siostrą. Znalazła sobie miejsce pomiędzy świerkami, brzozami, gromadą buków i pojedynczymi dębami. Gdy ją obejmuję, mogę połączyć palce lewej i prawej dłoni. Można uznać, że jak na czereśnię, jest gruba. Swoją koroną, która wiosną pokrywa się mnóstwem białych kwiatów, góruje nad licznymi leśnymi drzewami. Wydaje mi się, że przeżyliśmy podobną liczbę lat. Charakter ma przewrotny, psotny, zdarzyło jej się nabrać mnie, a czasami i tych, których do niej przyprowadziłem. Jest jak dzika tancerka, która podrywa do tańca, a niekiedy porzuca na parkiecie, zajęta własnym wirowaniem. Innym razem koi, przypomina o radości z istnienia, a ja czuję się jak jej młodszy braciszek, którego dopadła i gilgocze. Gdy idę jej na spotkanie, woła już z daleka. Zazwyczaj zaczynam od przytulenia, przykładam policzek do jej kory i słucham. Czasem opieram o nią plecy, wypatruję wiatru i sójek, albo siadam między jej długimi, omszonymi korzeniami, i nie mogę się nadziwić: ile w niej życia.
Pliniusz Starszy w swoim dziele Historia naturalna twierdzi, że czereśnie trafiły do Rzymu z miasta Cerasus w Poncie za sprawą Lukullusa. A dokładnie Luciusa Liciniusa Lucullusa – rzymskiego polityka i wodza, który poprowadził legiony po kres Morza Czarnego. W okolicy współczesnego, tureckiego miasta Giresum, zwanego przed wiekami Cerasus, podglądał ptaki, które zajadały się okrągłymi owocami wiśni ptasiej. Skosztował i przepadł, z kretesem. Sprowadził do Rzymu drzewko i podczas jednej ze swych słynnych uczt poczęstował owocami czereśni mieszkańców Rzymu. Ci również przepadli. I jak głosi legenda, drzewka ze słodkimi owocami na stałe zadomowiły się w Europie. Do rozsławienia czereśni we Francji i na starym kontynencie przyczynił się Ludwik XIV, zwany Królem Słońce. Gdy stawał przed obliczem czereśni, za nic miał swój królewski majestat – łaził i skakał po drzewach z małpią zręcznością, by zjadać najświeższe owoce.
I chociaż cerasus – wcześniejsza łacińska nazwa czereśni dodaje wiarygodności słowom Pliniusza Starszego, to przeczą im doniesienia o drzewach czereśni, które wyprzedziły Lukullusa, porastając ziemie Grecji i Italii. Czereśnia najprawdopodobniej pochodzi z rejonów Morza Czarnego – Bałkanów, Kaukazu, Azji Mniejszej. Uprawiali je już Etruskowie. A wykopaliska z wczesnej epoki kamienia łupanego potwierdzają, że zajadali się nimi również nasi odlegli przodkowie25.
Wyłącznie w słowiańskich językach istnieją czereśnie i wiśnie. W językach anglosaskich, romańskich i germańskich oba gatunki nazywa się wiśnią. Jedna jest słodką wiśnią, a druga jest… wiśnią. Ewentualnie kwaśną wiśnią, po angielsku: cherry i sweet cherry, a po niemiecku: kirsche i süßkirsche.
Czereśnia (Prunus avium), zwana wiśnią ptasią, wiśnią dziką czy trześnią, należy do rodziny różowatych. Uprawiane w Polsce czereśnie pochodzą zazwyczaj właśnie od gatunku Prunus avium. Rodzime ziemie czereśni to Europa, Kaukaz i Azja Zachodnia, chociaż uprawiana jest również w Chinach i Ameryce Północnej. W Polsce zbiory wahają się i to znacznie, od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy ton rocznie.
Dzika czereśnia może osiągnąć nawet 25 metrów wysokości. Pień jest strzelisty, rzadko z bocznymi pędami, pokryty ciemną, szarą albo czerwonobrązową, cienką korą. Odmiany uprawne dzieli się na sercówki z owocami o miękkim miąższu, i chrząstki, z owocami o jędrnym miąższu. Gdy skrzyżuje się czereśnię z wiśnią, powstaje czerecha, której owoce są dzikie w smaku. Długość życia czereśni zbliżona jest do długości życia ludzkiego – najbardziej wytrwałe osobniki osiągają, a niekiedy przekraczają sto lat. Jajowate albo eliptyczne liście od spodu są delikatnie omszone, osadzone na sztywnych ogonkach.
Czereśnia bardzo wcześnie zaczyna wegetację – niekiedy kwitnie już w kwietniu, ale jest bardzo wrażliwa na przymrozki. Bywa i tak, że pąki kwiatowe zaczynają nabrzmiewać już w marcu. Oczywiście drzewo jest mądre i potrafi zahamować wzrost przy spadku temperatury. Jednak przymrozki do minus trzech stopni mogą być zabójcze dla pąków kwiatowych, kwiatów i zawiązków owoców. Ale to nie wszystkie wyzwania stojące przed czereśnią rosnącą w Polsce. Nasz klimat sprzyja również rozwojowi raka bakteryjnego, który zadaje śmiertelne rany drzewu. Poza tym owoce są przysmakiem ptaków, dlatego coraz częściej drzewa w sadach czereśniowych uprawia się pod osłonami chroniącymi zarówno przed ulewnym deszczem, gradem, jak i ptakami.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian, część II, Kultura duchowa, Polska Akademia Umiejętności, Kraków 1934 [wróć]
2. Stanisław Świrko, Z genealogii Mickiewiczowskiego Baublisa, „Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza”, 4, 41-55, 1969 [wróć]
3.Lasy i zarośla. Zbiorowiska roślinne Polski, red. naukowa W. Matuszkiewicz, P. Sikorski, W. Szwed, M. Wierzba, PWN, Warszawa 2013 [wróć]
4. Henryk Różański, Quercus – dąb w fitoterapii, za https://rozanski.li/1193/quercus-dab-w-fitoterapii/ dostęp 2021.05.12 [wróć]
5. Ruta Kowalska, O czym szumią zioła. Poradnik ziołolecznictwa, tom 1, Grabowo, 2020 [wróć]
6. Aleksander Ożarowski, Wacław Jaroniewski. Rośliny lecznicze i ich zastosowanie, Instytut Wydawniczy Związków Zawodowych, 1987 [wróć]
7. Peter Wohlleben, Sekretne życie drzew, tłumaczenie Ewa Kochanowska, wyd. Otwarte, Kraków, 2016 [wróć]
8. Józef Ignacy Kraszewski, Litwa: starożytne dzieje, ustawy, język, wiara obyczaje, pieśni, przysłowia, podania i t.d. Historya do XIII wieku, Tom 1, wydano w drukarni Stanisława Strąbskiego w 1847 roku [wróć]
9. Stanisława Gajewska, Obraz dębu i lipy w literaturze polskiej i litewskiej XIX – p. XX wieku. Studium porównawcze, Wileński Uniwersytet Pedagogiczny, Wilno 2001 [wróć]
10. Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian, część II, Kultura duchowa, Polska Akademia Umiejętności, Kraków 1934 [wróć]
11.Lasy i zarośla. Zbiorowiska roślinne Polski, red. naukowa W. Matuszkiewicz, P. Sikorski, W. Szwed, M. Wierzba, PWN, Warszawa 2013 [wróć]
12. Wojciech Adamowski, Ale lipy. Królestwo roślin, Matecznik Białowieski 2/2009 [wróć]
13. Tomasz Samojlik, Drzewo wielce użyteczne – historia lipy drobnolistnej (Tilia cordata) w Puszczy Białowieskiej, „Rocznik Dendrologiczny”, Vol. 53 – 2005 [wróć]
14. Joanna Krajewska, Właściwości lecznicze kwiatostanów lipy (Tiliae inflorescentia), Farmakoterapia – „Lek w Polsce”, 2014 [wróć]
15. Tamże [wróć]
16. Henryk Różański, Kwiat lipy – Flos (Inflorescentia) Tiliae w fitoterapii, za: https://rozanski.li/397/kwiat-lipy-flos-inflorescentia-tiliae-w-fitoterapii, dostęp 2021.05.18 [wróć]
17. Lao Tzu, Tao Te Ching, przełożył Wojciech P. P. Zieliński (www.tao-te-ching.8segment.pl) [wróć]
18. Stanisław Bonifacy Jundziłł, Botanika stosowana, czyli wiadomość o własnościach y uzyciu roslin w handlu, ekonomice, rękodziełach, o ich Oyczyźnie, mnożeniu, utrzymywaniu według układu Linneusza, w Drukarni Dyecezalney, Wilno 1799 [wróć]
19. Józef Gerald Wyżycki, Zielnik ekonomiczno-techniczny, czyli opisanie drzew, krzewów i roślin dziko rosnących w kraju, jako też przyswojonych, z pokazaniem użytku ich w ekonomice, rękodziełach, fabrykach i medycynie domowéj, z wyszczególnieniem jadowitych i szkodliwych, oraz mogących służyć ku ozdobie ogrodów i mieszkań wiejskich: Ułożony dla gospodarzy i gospodyń przez Józefa Gerald-Wyżyckiego, Tom 1, Selbstverl., [Dr.:] Zawadzki, 1845 [wróć]
20. Tamże [wróć]
21. Wojciech Adamowski, Wysoki jak brzoza, Matecznik Białowieski 2/2016, Biuletyn Przyrodniczy Białowieskiego Parku Narodowego [wróć]
22. Elżbieta Kociołek-Balawejder, Marta K. Żebrowska, Brzoza – kierunki wykorzystania biomasy, „Nauki inżynierskie i technologie”, Wydawnictwo Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, 2009 [wróć]
23. Agata Kozioł, Ewa Garasińska-Pryciak, Biologiczna aktywność betuliny i zastosowanie w kosmetyce, „Kosmetologia Estetyczna”, 4/2016/vol. 5 [wróć]
24. Tamże [wróć]
25. Monika Karabela, Czereśnia znana i nieznana, „Panacea – Leki ziołowe” nr 2(23), 2008 [wróć]