Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Policjanci wezwani do jednego z poznańskich domów przez kobietę zaniepokojoną brakiem kontaktu z córką i zięciem odnajdują ukrytą pod łóżkiem przerażoną dziewczynkę.
Poszukiwania rodziców kończą się tragicznym odkryciem - oboje zostali brutalnie zamordowani, a na ich szyjach ktoś zawiązał purpurowe wstążki.
Do akcji wkracza Florentyna Bora ze swoją grupą dochodzeniową.
Stają przed niezwykle trudnym wyzwaniem. W tej sprawie bowiem jest więcej znaków zapytania niż odpowiedzi, a to, co udaje im się ustalić, mrozi krew w żyłach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 132
Luty tego roku nie rozpieszczał.
Temperatury spadły do minus dziesięciu, a ostry wiatr potęgował uczucie przenikającego zimna. Ludzie przemieszczali się po mieście opatuleni w grube szaliki i kominy, nawet psom nie chciało się spacerować w taką pogodę.
Florentyna Bora przebywała aktualnie w salonie masażu. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz odwiedziła podobne miejsce, ale Monika z zespołu śledczego podarowała jej na ubiegłoroczną gwiazdkę bon upominkowy do SPA.
– Idź i zapomnij o bożym świecie. – Szturchnęła przełożoną.
Niech będzie. Zapisała się w końcu na zabieg i naprawdę miała cichą nadzieję, że godzina relaksu pozwoli jej oczyścić umysł i na chwilę oderwać się od mrocznych myśli, które nieustannie krążyły jej po głowie.
Kiedy weszła do przytulnie urządzonego gabinetu, poczuła, jak stopniowo opuszcza ją napięcie. Zapach lawendy i mięty unosił się w powietrzu, a delikatna melodia w tle brzmiała naprawdę przyjemnie. Masażystka, młoda kobieta o miłym uśmiechu, poprowadziła ją do przyciemnionego pomieszczenia i wskazała ręką specjalny stół wyściełany białym ręcznikiem. Florentyna położyła się na brzuchu, a ciepłe olejki zaczęły rozluźniać jej spięte ciało. Początkowo próbowała utrzymać myśli w ryzach, koncentrując się na tym, co robiła kobieta, ale powoli zaczęła odpływać.
Przymknęła powieki i pozwoliła, by ogarnęła ją senność. Czuła, jak mięśnie ramion i karku rozluźniają się pod delikatnym naciskiem dłoni. Dźwięki muzyki i regularny rytm masażu sprawiły, że wpadła w stan półświadomości, balansując na granicy snu. Nagle przed oczami wyświetliła jej się twarz dziecka. Florentyna próbowała zignorować tę projekcję, myśląc, że to tylko wytwór jej zmęczonego umysłu, ale obraz stawał się coraz wyraźniejszy. Dziecko patrzyło na nią z poważną miną, a potem wystawiło język, który był przeraźliwie czerwony. Florentyna cicho krzyknęła i otworzyła oczy.
Na moment serce jej zamarło. Przed nią stała masażystka, ale zamiast twarzy młodej kobiety miała buzię małego dziecka – dziewczynki o wielkich, przenikliwych oczach, która wpatrywała się w policjantkę z niepokojącą intensywnością. Florentyna zerwała się przerażona, ledwo unikając upadku ze stołu do masażu.
– Co się stało?! – zawołała zdziwiona pracownica.
Śledcza zamrugała kilka razy, ale nagle wszystko wróciło do normy. Znowu widziała przed sobą młodą kobietę, trochę wystraszoną gwałtowną reakcją klientki. Florentyna usiadła na stole i z trudem łapała oddech.
– Przepraszam… – powiedziała, starając się uspokoić serce, które biło jak szalone. – Musiałam przysnąć i chyba miałam koszmar.
– To się zdarza – odpowiedziała masażystka z uśmiechem. – Może powinna pani jeszcze chwilę odpocząć?
Florentyna pokręciła głową. Wiedziała, że musi wyjść na świeże powietrze, aby się uspokoić. Podziękowała kobiecie i szybko się ubrała. Gdy opuszczała gabinet, czuła, że coś jest nie tak. Dopadło ją więcej niż zwykłe zmęczenie – raczej przeczucie, że stanie się coś złego. Inwokacja zbrodni.
Idąc ulicą, próbowała zebrać myśli. Czy była to tylko gra jej zmęczonego umysłu? Wspomnienie po ostatnim śledztwie związanym z otruciem małego chłopca? A może jednak coś więcej? Przeczuwała, że złudzenie, które zobaczyła, okaże się nieprzypadkowe. Może podświadomość próbowała jej coś powiedzieć? Za każdym razem, kiedy coś takiego się przydarzało, miało to związek ze sprawą, którą prowadziła. Lub która dopiero wypłynie na światło dzienne.
Dar prekognicji.
Owszem, często pomagał. Ale jednocześnie rozwalał ją psychicznie.
Rozdział
1
Poranek rozpoczął się jak każdy inny. Florentyna z kubkiem gorącej kawy w dłoni przeglądała akta nierozwiązanych spraw, kiedy do pokoju zajrzał Antek Malański, jeden ze śledczych z jej zespołu.
– Wpadło zgłoszenie od niejakiej Janiny Borczyk. To starsza kobieta, która od trzech dni nie ma kontaktu z córką i jej mężem. Mieszkają na Dąbrowskiego w Poznaniu. Nie odbierają telefonów, nie odpisują na wiadomości. Kobieta jest aktualnie chora i nie może sama tam podjechać. Poprosiła o pomoc syna, ale nikt mu nie otworzył.
Florentyna tylko skinęła głową.
– Dobra, jedziemy.
Poznańska Wola była dość typową, spokojną dzielnicą z jednopiętrowymi domami otoczonymi zadbanymi ogrodami, które teraz, pod szronem i odrobiną śniegu, wyglądały na nieco uśpione. Dom pod wskazanym adresem okazał się spory, z dużymi oknami i przeszkloną werandą. Na podjeździe stał samochód, co sugerowało, że ktoś powinien przebywać w środku.
Florentyna i Antek nacisnęli dzwonek, chwilę odczekali, ale nic się nie wydarzyło. Powtórzyli próbę, tym razem bardziej stanowczo. W domu panowała cisza. W milczeniu obeszli posiadłość, sprawdzając wszystkie drzwi i okna. Jedno z nich było uchylone. Bora spojrzała na Malańskiego.
– Musimy wejść – powiedziała zdecydowanie.
Antek uważnie obejrzał okno.
– Mogę spróbować wyważyć. Tu są zwykłe rygle rolkowe, zero zabezpieczenia antywłamaniowego.
– Czekaj. – Bora wyjęła komórkę i zadzwoniła do prokuratora Mączyńskiego.
Nie do końca miała na to ochotę, nie po tym, co się ostatnio między nimi wydarzyło, ale wiedziała, że w takich sytuacjach należy oddzielać sprawy prywatne od służbowych. Szybko wyjaśniła mu, o co chodzi, prosząc o zgodę.
– Nie ma żadnej pewności, że dokądś wyjechali? – zapytał.
– Matka kobiety twierdzi, że to wykluczone. I że miały taki układ, iż codziennie do siebie pisały, ze względu na starszą panią właśnie, która mieszka sama. Od trzech dni jednak córka nie odczytuje od niej wiadomości i nie odbiera telefonów. Podała nam miejsce, w którym pracuje zięć, to firma ubezpieczeniowa, i okazało się, że on również od trzech dni nie pojawił się w pracy, nie zgłaszając tego wcześniej. Moim zdaniem mamy powód, żeby wejść do środka.
– Niech będzie. Flo… – Mączyński próbował powiedzieć coś jeszcze, ale Bora natychmiast się rozłączyła.
Antek po paru minutach skutecznie wyważył okno i wdrapał się na parapet, a potem otworzył główne drzwi swojej przełożonej. Zdziwił się, bo choć zabezpieczone przed wejściem z zewnątrz, od środka nie były zamknięte na klucz.
Wewnątrz panował spokój. Obeszli przestronny salon, z eleganckimi meblami i rodzinnymi zdjęciami na ścianach. Na stole Florentyna zauważyła niedopitą filiżankę kawy pokrytą niewielkim kożuchem pleśni i otwartą książkę, jakby ktoś przerwał lekturę w pośpiechu. Przeszli do kuchni, gdzie wszystko wydawało się na swoim miejscu. Na blacie leżały resztki jedzenia, zmywarka była w połowie załadowana. Wyglądało to tak, jakby ktoś przerwał codzienne czynności nagle i bez powodu.
Wchodząc po schodach na piętro, czuli narastające napięcie. Sypialnia małżeńska okazała się jednak pusta, podobnie łazienka. Kiedy stanęli przed pokojem dziecinnym, Florentyna gwałtownie się zatrzymała.
Ze zdwojoną siłą powróciło wspomnienie tego, co zobaczyła podczas masażu. Aż się wzdrygnęła. Przed nosem znów zamajaczyła jej twarz dziecka – tej samej dziewczynki o przenikliwych oczach i dziwnie intensywnym spojrzeniu. Otworzyła drzwi pokoju z coraz szybciej bijącym sercem. Jeśli czegoś w swojej pracy nienawidziła, to morderstw popełnionych na dzieciach. Za każdym razem, kiedy patrzyła na nieruchome małe ciałko, wszystko w niej krzyczało.
Pokój był urządzony ciepło i przytulnie. Jasne kolory ścian, półki pełne zabawek, pluszowe misie na łóżku – wszystko to tworzyło obraz typowego miejsca dla dziecka. Coś tu jednak nie grało. Lalki leżały rozrzucone po podłodze, pościel była zmięta, a dwa małe krzesełka przewrócone na bok, zupełnie jakby ktoś opuszczał pomieszczenie w pośpiechu.
Florentyna rozejrzała się uważnie, szukając jakichkolwiek śladów przemocy, ale niczego nie znalazła. Antek stanął za nią.
– Nikogo nie ma – stwierdził ponurym tonem.
Bora położyła palec na ustach i ostrożnie zajrzała do szafy. Nic w niej jednak nie znalazła. Pod wpływem nagłego impulsu klęknęła przy łóżku i szarpnęła za jedną z szuflad na pościel. Jej dłoń natrafiła na miękki, różowy kocyk, pod którym coś najwyraźniej się poruszało.
– Antek, pomóż mi – poprosiła, a on natychmiast przykucnął obok niej i wysunął szufladę bardziej.
Florentyna delikatnie odsunęła koc i prawie krzyknęła na widok małej dziewczynki, skulonej w rogu. Mogła mieć jakieś pięć, góra sześć lat. Była zapłakana i wystraszona, a w jej oczach odbijało się przerażenie. Florentyna poczuła, jak serce ściska jej się z bólu.
– Spokojnie, kochanie, nie zrobimy ci krzywdy. Jesteśmy z policji – powiedziała miękko, starając się nie przestraszyć dziecka jeszcze bardziej. – Nic ci się nie stanie. Możesz nam powiedzieć, jak się nazywasz?
Mała patrzyła na nią przez chwilę, po jej policzkach spływały duże łzy. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa, tylko cicho łkała i kuliła się w ramionach. Florentyna wyciągnęła do niej rękę, próbując nawiązać jakiś kontakt.
– Już jesteś bezpieczna – mówiła dalej spokojnym głosem. – Możesz wyjść, nikt cię nie skrzywdzi.
Dziewczynka w końcu wyciągnęła drżącą dłoń w stronę Florentyny i chwyciła ją desperacko, jakby była ostatnią deską ratunku. Bora pomogła jej wyjść z szuflady, przytuliła do siebie i mocno ją trzymała, kołysząc i głaszcząc po głowie.
Antek przyglądał się tej scenie z mieszaniną ulgi, ale i niepokoju. Wiedzieli, że odnalezienie dziecka to dopiero początek. Teraz musieli się dowiedzieć, co z jej rodzicami i dlaczego mała była tak bardzo przerażona.
– Zawiadom centralę – poleciła Florentyna, nie przestając kołysać dziewczynki. – Musimy przeszukać cały dom i coś mi mówi, że to nie będzie nic przyjemnego. Zadzwoń też do Mączyńskiego.
– Myślisz, że… – wyszeptał Malański, starając się unikać pewnych słów, by jeszcze bardziej nie przerazić dziecka.
– Obawiam się, że tak. Trzy dni bez znaków życia i ta mała schowana w szufladzie… – Florentyna zacisnęła zęby.
– Nic nie wskazuje na włamanie. Drzwi wprawdzie nie były zamknięte od wewnątrz, ale nie ma żadnych śladów bójki ani żadnego większego bałaganu. – Nerwowo rozglądał się wkoło.
– To jeszcze nic nie znaczy. Musimy poczekać, aż przyjedzie Monika, nie mogę zostawić tej małej samej – powiedziała cicho.
Zresztą to i tak nie byłoby możliwe, bo dziewczynka niemal wpiła się w nią palcami i bała poruszyć. Cały czas wstrząsało nią łkanie, a jej małe ciałko drżało jak u przerażonego i zmarzniętego zwierzątka.
Florentyna zdjęła z siebie sweter i narzuciła na dziecko.
Chciało jej się wyć.
Wciąż kołysała dziewczynkę, starając się ją uspokoić. Po chwili zauważyła, że mała zaczyna przysypiać, wyczerpana emocjami i strachem. Wkrótce na miejsce przyjechała Monika, aspirantka sztabowa, i delikatnie przejęła dziecko od Florentyny.
– Musimy przeszukać dosłownie wszystko, każdy zakamarek. – Bora zwróciła się do Antka i Pawła, drugiego policjanta, którego Monika zabrała ze sobą.
Marcin niestety przebywał na urlopie i od samego początku zaznaczył, że choćby się waliło i paliło, nie wolno im do niego dzwonić.
– Jasne, króliczku, odpoczywaj i nabierz sił na kolejne miesiące – mruknęła Florentyna, ale on jak zwykle tylko się skrzywił.
To, że szefowa nie potrzebowała wolnego, nie znaczyło jeszcze, że każdy powinien myśleć tak samo. I właśnie dlatego zabrał rodzinę na dwutygodniowe wakacje na Cyprze, gdzie nawet o tej porze roku panowało umiarkowane ciepło.
Paweł był nowy i dało się zauważyć, że to jedno z pierwszych przeszukań w jego karierze. Starał się zachować w miarę kamienną twarz, ale Bora od razu wyczuła, że chłopak jest mocno zdenerwowany. Zaczęli systematycznie sprawdzać cały dom, pokój po pokoju. Florentyna weszła raz jeszcze do sypialni małżeńskiej, zajrzała pod łóżko, otworzyła szafę i szuflady w komodzie, odsunęła zasłony, nie znalazła jednak niczego podejrzanego. Pomieszczenie zdawało się nieskazitelnie czyste i nie było w nim nic, do czego można by się przyczepić.
W pokoju będącym czymś w rodzaju gabinetu również wszystko wyglądało normalnie. Biurko starannie uporządkowane, z dokumentami ułożonymi w stosy. Florentyna otworzyła każdą szafkę, ale tu także nie natrafiła na jakiekolwiek wskazówki. Podobnie w łazience.
Następnie Bora przeszła do kuchni, gdzie resztki jedzenia i do połowy załadowana zmywarka sugerowały, że domownicy zostali oderwani od codziennych czynności. Na blacie leżały zeschnięte kromki chleba, obok nich stał otwarty karton z mlekiem. Wyglądało to tak, jakby ktoś w pośpiechu opuścił to miejsce i nie dokończył sprzątania.
Kolejna na liście była piwnica. Kiedy schodzili po wąskich schodach, ich kroki odbijały się echem od zimnych, betonowych ścian. Florentyna dokładnie sprawdzała każdy zakamarek. Znajdowały się tu jedynie półki z zaprawami, kilka butelek wina, jakieś kartony, walizki, sztuczna choinka i narzędzia do drobnych prac domowych. I znów żadnych śladów, które mogłyby wyjaśnić zniknięcie rodziców dziewczynki.
Zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie przerażoną córkę.
Florentyna czuła narastającą frustrację. Wszystko w domu wyglądało normalnie, tylko życie tej rodziny zatrzymało się w jakimś momencie bez wyraźnego powodu.
– Cholera, przecież nie mogli jej tak zostawić – mruknęła pod nosem.
Antek bezradnie rozłożył ręce. Też niewiele z tego rozumiał.
Nagle wzrok Florentyny padł na szopę z narzędziami, stojącą na tyłach ogrodu. Wykonana z ciemnego, impregnowanego drewna idealnie komponowała się z kolorystyką drzew i pewnie dlatego nie rzucała się tak od razu w oczy. Drzwi miała duże i przeszklone, z hartowanego szkła matowego, co pozwalało na przenikanie naturalnego światła do wnętrza.
– Idziemy – powiedziała, ruszając zdecydowanie w tamtą stronę.
Antek i Paweł poszli za nią, wymieniając zaniepokojone spojrzenia. Zwłaszcza Paweł zdawał się coraz bardziej zdenerwowany i co chwila oglądał się za siebie, jakby w nadziei, że ktoś go zawoła albo że rodzice dziecka nagle się pojawią.
Florentyna otworzyła drzwi i natychmiast poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Widok, który ujrzeli, był przerażający.
Na podłodze leżały zwłoki dwójki dorosłych ludzi, najprawdopodobniej mamy i taty dziewczynki. Oboje mieli liczne rany kłute, a wokół szyj zawiązane atłasowe wstążki w kolorze purpury, dość makabrycznie kontrastujące z ich bladymi twarzami. Ciała były ułożone obok siebie, jakby ktoś chciał, żeby wyglądali niczym we śnie, chociaż plamy ciemnej krwi świadczyły o czymś zupełnie innym.
Florentyna wciągnęła głęboko powietrze, starając się zapanować nad mdłościami, które podchodziły jej do gardła. Paweł tylko krzyknął, a potem zwymiotował prosto na swoje buty.
– Wygląda na to, że znaleźliśmy Michalinę i Jacka Pawłowskich – powiedziała Bora, próbując zachować spokój w głosie. – Musimy zabezpieczyć teren i wezwać techników.
Antek szybko wyjął telefon i zadzwonił do centrali, by przekazać wiadomość o makabrycznym odkryciu. Paweł wyszedł na zewnątrz, próbując jakoś nad sobą zapanować. Było mu wstyd, że tak zareagował, ale nie mógł nic na to poradzić. Po raz pierwszy zobaczył ofiary morderstwa, po raz pierwszy znalazł się w ogóle na miejscu zbrodni.
Florentyna tymczasem patrzyła na tych dwoje ludzi, którym ktoś w tak brutalny sposób odebrał życie. Wiedziała już, że ta sprawa będzie trudna i pełna niewiadomych. Wiedziała też, że muszą znaleźć mordercę jak najszybciej, bowiem ta cholerna purpurowa wstążka kazała jej myśleć, że sprawca celowo zostawił im wskazówkę. Możliwe, że mieli do czynienia z seryjniakiem, który zaatakuje po raz kolejny. Wspomnienie dziewczynki znalezionej w szufladzie pod łóżkiem tylko wzmocniło jej determinację. Zacisnęła pięści.
Rozdział
2
Florentyna wróciła do komisariatu, starając się zapanować nad natłokiem myśli, które wirowały jej w głowie. Technicy pozostali na miejscu zbrodni, zabezpieczając każdy ślad i dokumentując wszelkie szczegóły. Pojawił się również prokurator Mączyński, ale Bora udała, że go nie widzi, i wyszła stamtąd, zanim zdążył do niej podejść. Dziewczynkę, jak się okazało sześcioletnią Lenkę, odwieziono do brata zamordowanej, jednocześnie wysyłając do rodziny policyjnego psychologa.
Luty nie mógł się gorzej zacząć.
Gdy tylko Florentyna dotarła do biura, natychmiast zwołała zespół.
Monika, Antek i Paweł usiedli przy dużym stole, pośrodku którego leżały pierwsze zdjęcia z miejsca zbrodni, a także wstępne notatki.
– Musimy przeanalizować wszystko, co do tej pory mamy, i czekać na raporty techników. Najbardziej niepokoją mnie te wstążki na szyjach ofiar. To nie jest przypadkowy szczegół.
Monika wzięła jedno ze zdjęć i uważnie mu się przyjrzała.
– Widać, że są starannie zawiązane. Wyglądają na atłasowe. Możliwe, że morderca chciał przez to coś powiedzieć. Może to jakiś symbol?
Florentyna skinęła głową i zerknęła na nowego, który wyraźnie pobladł.
– U ciebie wszystko okej? – spytała.
Paweł odetchnął głęboko, starając się uspokoić.
– Już lepiej, dziękuję. No i przepraszam za wcześniej… To było po prostu… zbyt dużo – odpowiedział, unikając jej spojrzenia.
– Nie przejmuj się. Każdy ma swoje granice, które przesuwamy z coraz to nową zbrodnią. Wiem, brzmi cynicznie, ale taka prawda. Za jakiś czas nie będzie to już robiło na tobie aż takiego wrażenia. Chociaż może źle się wyraziłam, to zawsze jest wstrząs, ale potem już się nie rzyga, nawet jeśli wszystko podchodzi ci do gardła.
Zaczerwienił się.
– Wracajmy do sprawy. Te wstążki nie są przypadkowe, z tym się pewnie wszyscy zgadzamy. Moim zdaniem musimy stworzyć portret psychologiczny sprawcy i zastanowić się, co zamierzał nam zakomunikować.
Antek, który do tej pory milczał, nagle się ożywił.
– Może powinniśmy poprosić o wsparcie profilera kryminalnego? Kogoś z doświadczeniem w analizie takich spraw. Pomógłby nam zrozumieć motywy i psychikę mordercy. A tak się dobrze składa, że wreszcie mamy kogoś takiego. Mówię o Malickim. Gość do tej pory pracował głównie w Krakowie, ale kilka miesięcy temu przeniósł się do Poznania.
Florentyna kiwnęła z uznaniem głową.
– Dobry pomysł, Antek. Skontaktuję się z nim. Musimy działać szybko, zanim ten psychol zaatakuje ponownie.
Monika podniosła dłoń, jakby nagle coś jej przyszło na myśl.
– Te wstążki nie dają mi spokoju. Może warto sprawdzić sklepy, które sprzedają coś podobnego? Wyglądają na takie, które wykorzystuje się do scrapbookingu albo w kwiaciarniach. Chodzi o to, że są megaszerokie, błyszczące, zapewne drogie i na bank kupuje się je w jakichś specjalistycznych miejscach. Kiedyś to były pasmanterie, ale nie wiem, czy coś takiego jeszcze istnieje.
– Zgadzam się – przytaknęła Florentyna. – Zajmiesz się tym, tylko poczekajmy na ekspertyzę techników. Paweł, skontaktuj się z nimi i natychmiast melduj, jeśli przyjdą choćby wstępne wyniki analizy dowodów z miejsca zbrodni. Antek, wyszukaj mi kontakt do profilera.
Chwilę później sięgnęła po telefon.
– Tu Florentyna Bora z dochodzeniówki – przedstawiła się. – Potrzebujemy pańskiej pomocy. Mamy sprawę, która wymaga dość specyficznej wiedzy. Dwoje ludzi zostało zamordowanych, a sprawca zostawił atłasowe wstążki na szyjach ofiar. W domu nie było żadnych śladów walki, nic. Ciała znaleźliśmy w szopie w ogrodzie. Wyglądało to tak, jakby ktoś ich tam zwabił, a potem brutalnie zaszlachtował. Przeżyło tylko sześcioletnie dziecko. Dziewczynka.
Mężczyzna milczał przez chwilę.
– Potrzebuję więcej danych. Spotkajmy się jutro rano, przyjdę do komisariatu i omówimy wszystko szczegółowo. Prześlij mi mailem wstępne materiały, żebym mógł się przygotować – odparł po chwili, przechodząc od razu na ty.
Bora natychmiast wykonała jego prośbę, a potem raz jeszcze wzięła do ręki zdjęcia z miejsca zbrodni i dokładnie im się przyjrzała. Potrzebowała spokoju, żeby się skoncentrować, może na moment wyciszyć, zamknąć oczy i zobaczyć coś, co jej umknęło. Ale właśnie w tym momencie ktoś wszedł do środka.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki