Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Fenomen hiszpańskiego TikToka. Druga część powieści, która poruszyła nawet najtwardsze serca.
Minęły trzy lata, od kiedy widzieli się po raz ostatni. Teraz Leah ma spełnić swoje marzenie i wystawić obrazy w galerii. I mimo ich przeszłości, Axel czuje, że musi przy tym być.
Kiedy ich drogi znowu się krzyżują, Leah musi podjąć decyzje, które mogą wszystko zmienić, bo bez względu na to, co się wydarzyło, zostały jej wspomnienia: niezatarte, piękne, doskonałe.
I teraz wpychają się w każdą szczelinę.
Bo on nadal jest tym chłopakiem, którego nie udało jej się zapomnieć.
Bo jest morzem, rozgwieżdżonym niebem i winylami Beatlesów.
Bo czasami wystarczy jedno Let It Be, żeby mieć wszystko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 468
Dla Eleny, Duni i Loreny,
dziękuję, że towarzyszyłyście mi w tej podróży
Wszyscy o tym wiedzą:
jeśli złamią ci serce na tysiąc kawałków
i nachylisz się, żeby je pozbierać,
znajdziesz ich tylko dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć.
CHRIS PUEYOTutaj w środku zawsze pada
Od Autorki
WE WSZYSTKICH MOICH KSIĄŻKACH pojawia się sporo piosenek, towarzyszą one rozgrywającym się na papierze scenom. Muzyka jest inspiracją. Ale w tym przypadku jest czymś więcej. Jest tłem konkretnych wydarzeń i delikatnie popycha bohaterów do działania. Możecie znaleźć pełną listę utworów, których słuchałam, pisząc tę historię, ale przede wszystkim, jeśli macie ochotę, zachęcam Was do wysłuchania tych najważniejszych w momencie, w którym występują w powieści. W rozdziale 50 Too Young to Burn. W 48 Let It Be. I w epilogu Twist and Shout.
Prolog
PRZERAŻAŁO MNIE, ŻE LINIA ODDZIELAJĄCA MIŁOŚĆ od nienawiści jest taka cienka i wąska, że można przeskoczyć ją jednym susem. Kochałam go... kochałam go każdą komórką mojego ciała, każdym spojrzeniem, całym sercem, i kiedy był blisko, wszystko we mnie reagowało na jego obecność. Ale równocześnie go nienawidziłam. Nienawidziłam każdym wspomnieniem, niewypowiedzianym słowem, przemilczanymi pretensjami. Nie potrafiłam mu wybaczyć i przyjąć go z otwartymi ramionami niezależnie od tego, jak bardzo chciałam to zrobić. Kiedy na niego patrzyłam, widziałam czerń, czerwień i ledwie widoczną purpurę, przelewające się emocje. A te wszystkie pokręcone uczucia, które we mnie wzbudzał, robiły mi krzywdę, bo Axel był częścią mnie. I miał nią być już zawsze. Bez względu na wszystko.
1. Leah
MIAŁAM NADAL ZAMKNIĘTE OCZY, gdy poczułam jego wargi przesuwające się po moim ramieniu. Zszedł trochę niżej i obsypał pocałunkami skórę wokół mojego pępka; pocałunkami słodkimi i delikatnymi, przyprawiającymi o drżenie. Uśmiechnęłam się. A potem uśmiech zniknął mi z twarzy, kiedy poczułam jego ciepły oddech przy moich żebrach. Przy nim. Przy słowach, które pewnego dnia Axel wypisał palcami na mojej skórze: przy wytatuowanym „Let It Be”.
Poruszyłam się niespokojnie i otworzyłam oczy. Oparłam dłoń na jego policzku i przyciągnęłam do siebie, a gdy jego usta spotkały się z moimi, ogarnął mnie spokój. Był słoneczny sobotni poranek, rozebraliśmy się w ciszy. Objęłam go, kiedy we mnie wchodził. Powoli. Głęboko. Z łatwością. Moje ciało wygięło się w łuk w poszukiwaniu tego ostatniego mocnego pchnięcia. Ale się go nie doczekało. Włożyłam rękę między nas i zaczęłam się pieścić palcami. Doszliśmy równocześnie. Ja nie mogłam złapać tchu. On jęczał moje imię.
Odwrócił się potem na bok, a ja wpatrywałam się w biały gładki sufit jego sypialni. Zaledwie chwilę później usiadłam na łóżku, a on złapał mnie za nadgarstek.
– Już idziesz? – Miał miły głos.
– Tak, mam dużo do zrobienia.
Wstałam i boso podeszłam do krzesła, na które zeszłej nocy rzuciłam swoje ciuchy. Kiedy się ubierałam, Landon leżał nadal w pościeli z rękami pod głową i wpatrywał się we mnie. Zapięłam cienki pasek od spódnicy, po czym wciągnęłam przez głowę koszulkę na ramiączkach. Zawiesiłam na ramieniu torbę listonoszkę, którą brat podarował mi na Gwiazdkę, w drodze do drzwi związałam włosy w kucyk.
– Ej, poczekaj. A buziak na do widzenia?
Podeszłam do łóżka i z uśmiechem nachyliłam się, żeby go pocałować. Pogłaskał mnie czule po policzku i westchnął z satysfakcją.
– Widzimy się wieczorem? – zapytał.
– Nie dam rady, będę w pracowni do późna.
– Ale jest sobota – naciskał. – No, Leah, dalej, zgódź się.
– Przykro mi. Może zjemy jutro kolację?
– W porządku.
– Zadzwonię do ciebie.
Zeszłam po schodach i wyszłam z budynku. Na zewnątrz powitało mnie chłodne światło poranka i szarawe niebo. Wyciągnęłam z torby słuchawki, a do ust włożyłam lizaka. Przebiegłam przez przejście dla pieszych dokładnie w momencie, kiedy światło zmieniało się na czerwone, i przez pełen kwiatów park ruszyłam na skróty do swojej pracowni.
W rzeczywistości nie była moja, a przynajmniej nie do końca.
Ale przez te wszystkie lata na studiach ciężko pracowałam, żeby dostać stypendium, dzięki któremu mogłam ją wynająć.
Kiedy otworzyłam drzwi, uderzył mnie zapach farby. Rzuciłam rzeczy na okrągły fotel i włożyłam wiszący za drzwiami fartuch. Zawiązując go, podeszłam bliżej obrazu, który stał na sztalugach na środku starego poddasza.
Zadrżałam, wpatrując się w delikatne opływowe linie fal, rozbryzgującą się pianę i opalizujące promienie słońca; wydawały się jakby ześlizgiwać z płótna. Wzięłam do ręki drewnianą paletę i zaczęłam mieszać kolory, wpatrując się kątem oka w obraz: w jakiś pokręcony sposób rzucał mi wyzwanie. Podniosłam pędzel i zauważyłam, że drży mi ręka. Nagle ogarnęły mnie wspomnienia. Ścisnęło mnie w żołądku na myśl o tej nocy, kiedy musiałam przyjść do pracowni, bo poczułam naglącą potrzebę, żeby namalować ten kawałek plaży, który tak dobrze znałam, mimo że od trzech lat moja noga na nim nie stanęła...
Trzy lata bez tego kawałka oceanu, jedynego w swoim rodzaju.
Trzy lata, przez które ja tak bardzo się zmieniłam.
Trzy lata, od kiedy go nie widziałam. Trzy lata bez Axela.
2. Axel
SUNĄŁEM PO ŚCIANIE FALI W BLADYM ŚWIETLE wschodzącego słońca, zanim wpadłem do wody. Już pod powierzchnią zamknąłem oczy, a dźwięki świata zewnętrznego oddaliły się jeszcze bardziej. Zmusiłem się, żeby płynąć w górę, kiedy poczułem, że zaczyna brakować mi powietrza. Z wysiłkiem uczepiłem się deski surfingowej. Odetchnąłem głęboko. Raz i drugi. Ale żaden z tych oddechów nie napełnił moich płuc całkowicie. Tkwiłem tam, samotnie unosząc się na powierzchni, na moim oceanie, wpatrując się w pozostałości piany i cętki światła, które błyszczały między falami, zastanawiając się, kiedy zacznę z powrotem oddychać.
3. Leah
PRZEZ CAŁY TYDZIEŃ PRACOWAŁAM bez wytchnienia. Najbardziej przerażała mnie świadomość, że to nawet nie praca, tylko konieczność, a może jakiś miks obu tych rzeczy. Malowanie było motorem mojego życia, to dzięki niemu zdołałam utrzymać się na powierzchni, silna, pełna tych wszystkich przepełniających mnie uczuć, które chciałam uchwycić. Pamiętam dzień, kiedy Axel zapytał mnie, jak mi się to udaje, a ja odpowiedziałam, że nie wiem, po prostu daję się ponieść. Gdybym zadała sobie to pytanie wcześniej... odpowiedziałabym inaczej. Wyznałabym, że malowanie było moim wentylem bezpieczeństwa. Jeśli nie umiałam wyrazić czegoś słowami, przekazywałam to za pomocą kolorów, kształtów i faktur. To był mój sposób, bardziej niż jakikolwiek inny na świecie.
Gdyby nie wypadały akurat moje urodziny, wieczorem – tak jak często zdarzało mi się w weekendy – zostałabym na maleńkim poddaszu i malowała do białego rana, ale przyjaciele z uniwersytetu uparli się, że zorganizują mi przyjęcie, i nie mogłam się na nim nie pojawić. Ubierając się, przypomniałam sobie telefon od Blair sprzed kilku godzin, kiedy złożyła mi życzenia, przy okazji dodając, że dziecko, którego spodziewają się z Kevinem, to chłopiec. Bez wątpienia był to najlepszy prezent, jaki mogłam dzisiaj dostać.
Podeszłam do lustra, żeby zapleść sobie warkocz. Włosy tak bardzo mi urosły, że prawie nigdy już nie nosiłam ich rozpuszczonych. Kilka razy chciałam je ściąć, ale przypominały mi tamte dni, kiedy chodziłam boso i mieszkałam w domu na zupełnym odludziu, dni, kiedy nie przejmowałam się za bardzo, czy jestem uczesana, czy nie. A teraz nawet to się zmieniło. Większą uwagę zwracałam na ubiór. Kiedy czułam jakiś impuls, starałam się nad nim zapanować, bo nauczyłam się, że tego typu bodźce nie zawsze prowadzą nas w dobrym kierunku. Usiłowałam zachować zimną krew i zanim rzucałam się przed siebie na oślep, chwilę się zastanawiałam i analizowałam konsekwencje.
Telefon znowu zadzwonił. Jak zwykle na widok tego nazwiska na wyświetlaczu serce stanęło mi na moment: Georgia Nguyen. Nabrałam powietrza i odebrałam.
– Wszystkiego najlepszego, skarbie! – wykrzyknęła Georgia. – Dwadzieścia trzy lata! Nie mogę uwierzyć, że tak szybko zleciały, ciągle pamiętam, jak brałam cię na ręce i chodziłam z tobą po ogrodzie, żebyś przestała płakać. Wydaje mi się, jakby to było wczoraj.
Usiadłam na brzegu łóżka i się uśmiechnęłam.
– Dziękuję za pamięć. Co u was?
– Zaraz wsiadamy do samolotu, jesteśmy już w hali odlotów. – Nagle wybuchnęła dziewczęcym śmiechem, najwidoczniej mąż łaskotał ją, żeby przechwycić telefon. – Uspokój się, Daniël, zaraz ci ją dam! O czym to ja mówiłam, skarbie, ach tak, jesteśmy na lotnisku w San Francisco i za godzinę odlatujemy do Punta Cana.
– Ale podróż! Ogromnie wam zazdroszczę.
– Zadzwonię do ciebie za kilka dni, żeby porozmawiać bardziej na spokojnie, bez zakłóceń.
– Dobrze, nie przejmuj się, daj mi jeszcze Daniëla.
– Wszystkiego najlepszego, Leah! – wykrzyknął od razu. – Idziesz gdzieś ze znajomymi? Jeśli tak, dobrej zabawy! Baw się wyśmienicie!
– Dziękuję, Daniël, postaram się.
Przez kilka sekund wpatrywałam się w telefon z tęsknotą, zastanawiając się nad tymi wszystkimi życzeniami, które tego dnia dostałam... i tymi, których nie dostałam.
To było głupie, ale nie umiałam inaczej. W końcu wspomnienia opierają się na szczegółach, pozornie nieistotnych, ale to one w rzeczywistości okazują się ważne. Axel zawsze pojawiał się na moich urodzinach, był tą osobą, na którą z niecierpliwością czekałam. Robił najlepsze prezenty, a ja marzyłam o nim, nawet będąc jeszcze małą dziewczynką, kiedy zdmuchiwałam świeczki na torcie.
Miałam wrażenie, jakby od tamtego czasu minęła cała wieczność...
Ponownie spojrzałam na telefon. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale nikt nie zadzwonił.
Odetchnęłam głęboko i podeszłam do wysokiego lustra. Stało nadal oparte o ścianę, dokładnie w tym samym miejscu, w którym Oliver postawił je prawie trzy lata wcześniej, kiedy kupiłam je pod wpływem impulsu w sklepie naprzeciwko akademika.
Rozkojarzona zaczęłam bawić się końcem warkocza, nie przestając wpatrywać się we własne odbicie. „Wszystko będzie dobrze” – powiedziałam do siebie bardziej z przyzwyczajenia niż z innego powodu – „będzie dobrze”.
Kiedy wyszłam na zewnątrz, zapadł już zmrok. Piechotą ruszyłam w stronę restauracji, w której się umówiliśmy. Ale ledwie uszłam parę kroków, stanął mi na drodze.
– Co ty tu robisz? – Zaśmiałam się.
– Chciałem się z tobą przejść. – Landon wręczył mi różę i powoli mnie pocałował.
Kiedy się odsunął, spojrzałam na kwiat, pogładziłam jego płatki o barwie szkarłatu i powąchałam. Ruszyliśmy razem w milczeniu.
– Opowiedz mi, co dzisiaj robiłaś. Dobrze ci minął dzień?
– Tak. Kończę właśnie jeden obraz... – Przełknęłam ślinę, przypominając sobie ten kawałek oceanu, tak bardzo mój, nasz, i potrząsnęłam głową. – Nie chcę cię tym zanudzać. Opowiedz mi lepiej, co u ciebie.
Landon ze szczegółami streścił swój tydzień, opowiedział, jak ślęczał nad ostatnim projektem, który dzielił go od dyplomu na studiach biznesowych, jak bardzo już chciał mnie zobaczyć, co nie udawało nam się przez ostatnie trzy dni, bo obydwoje nie mogliśmy znaleźć ani chwili, i jak pięknie dzisiaj wyglądam...
Kiedy z daleka ukazała nam się restauracja, zwolniliśmy kroku.
– Mam nadzieję, że spodoba ci się impreza nie-niespodzianka – zażartował, po czym nagle spoważniał. – Przyszli wszyscy. Czasami, kiedy tak bardzo zamykasz się w sobie i na tym poddaszu, martwię się o ciebie, Leah. Chciałbym, żebyś dzisiaj dobrze się bawiła.
Wzruszyły mnie jego słowa i mocno się do niego przytuliłam.
Obiecałam mu, że tak będzie.
Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy tylko przekroczyłam próg lokalu i w głębi dojrzałam naszych przyjaciół. Na mój widok wstali od stołu i zaczęli śpiewać Happy Birthday. Potem rzucili się na mnie, ściskali i całowali, zanim wreszcie pozwolili mi usiąść. Przyszli prawie wszyscy, którzy byli częścią mojego życia w Brisbane: koleżanki i koledzy z zajęć oraz Morgan i Lucy, dziewczyny z akademika poznane zaraz w pierwszym miesiącu, z którymi nie rozstawałam się od tamtej pory. To one pierwsze wręczyły mi prezent.
Odpakowałam go ostrożnie, co w niczym nie przypominało wcześniejszej niecierpliwej Leah; paznokciem odkleiłam taśmę klejącą i starannie złożyłam prezentowy papier, a następnie podziękowałam za przybory do malowania, które, o czym wiedziały, były mi potrzebne.
– Jesteście niesamowite i wcale nie musiałyście...
– Żadnych łez! – krzyknęła natychmiast Morgan.
– Ale ja wcale nie...
– Za dobrze cię znamy – ucięła Lucy.
Wybuchnęłam śmiechem, widząc ich miny.
– Niech będzie, żadnych łez, tylko zabawa! – Spojrzałam na Landona. Uśmiechnął się z satysfakcją i puścił do mnie oko z drugiego końca stołu.
Przyjęcie dobiegło końca dopiero nad ranem, a ja wypiłam stanowczo za dużo, biorąc pod uwagę, że następnego dnia przyjeżdżał mój brat Oliver. Ale specjalnie się tym nie przejęłam. Dlatego że w tym barze z przygaszonymi światłami, gdzie zamówiliśmy drinki, czułam się dobrze: szczęśliwa, bezpieczna w ramionach Landona i wśród śmiechu przyjaciółek. Przestałam myśleć o tych, których już nie ma, o chrapliwym głosie Axela składającego mi życzenia i o tym, co podarowałby mi na urodziny w tym roku w równoległej rzeczywistości, w której nadal bylibyśmy tamtymi osobami wierzącymi, że nigdy się od siebie nie oddalimy.
Sporo czasu zajęło mi, żeby to zrozumieć, ale... życie toczyło się dalej. Axel nie okazał się moim przeznaczeniem, a jedynie początkiem drogi, którą przeszliśmy razem, trzymając się za ręce, dopóki nie zdecydował się z niej zboczyć.
Położyłam się na łóżku pijana, pokój zdawał się wirować wokół mnie. Wtuliłam się w poduszkę. Były chwile, kiedy prawie nie myślałam o Axelu, zajmowały mnie studia, całe dnie na poddaszu, czas spędzany z Landonem albo z dziewczynami, ale on zawsze wracał. To wrażenie, jakby był moją nieodłączną częścią, denerwowało mnie coraz bardziej. Wspomnienia budziły się w najmniej oczekiwanych momentach: na widok nieznajomego, który trzymał papierosa między kciukiem a palcem wskazującym, kiedy dało się poczuć zapach herbaty, leciała znajoma piosenka, jakaś głupia mina... albo cokolwiek innego.
Przypomniałam sobie, co leżało w górnej szufladzie nocnej szafki, ale powstrzymałam odruch, żeby wyciągnąć bibelot zakupiony na targu zaraz po przyjeździe do Brisbane.
Mocno zacisnęłam powieki. Wszystko nadal kręciło się wokół mnie.
A ja zaczęłam się zastanawiać, co mógł teraz robić...