39,99 zł
Czy zabiłbyś obcego człowieka, aby uratować kogoś, kogo kochasz?
Abby i Brendan Hollanderowie to młode małżeństwo mieszkające w Bostonie. Brendan jest pracownikiem Komisji Papierów Wartościowych i Giełdy prowadzącym śledztwa w sprawie nadużyć finansowych, zaś Abby – początkującą pisarką, której debiutancka powieść odniosła sukces. Problemy zawodowe i finansowe sprawiają, że związek Abby i Brendana przechodzi kryzys. Psychoterapeutka, do której przypadkowo trafiają, poleca im nową, niezwykle popularną aplikację Sugar & Spice. Zdaniem doktor Donetti to pomoże małżeństwu na nowo rozniecić ogień namiętności. Początkowo wszystko układa się pomyślnie: życie erotyczne pary rozkwita, a Abby czerpie z aplikacji pomysły na kolejną powieść. Jednak z czasem sprawy się komplikują. I są to śmiertelnie poważne komplikacje...
***
J.D. Barker
Amerykański autor międzynarodowych bestsellerów. Jego książki to wyjątkowe połączenie thrillera, kryminału i powieści z elementami nadprzyrodzonymi – przez co Barker bywa często porównywany do Stephena Kinga. Przygodę z pisaniem rozpoczął podczas studiów. Dzięki pierwszej powieści został laureatem Bram Stoker Award za najlepszy debiut. Po zdobyciu tej nagrody rodzina Brama Stokera skontaktowała się z Barkerem i poprosiła go o bycie współautorem prequela Draculi, opartego na oryginalnych notatkach Brama. Jego książki przetłumaczono na przeszło dwadzieścia języków. Mieszka w stanie New Hampshire na wybrzeżu Atlantyku wraz z żoną Dayną i córką Ember.
W Polsce Barker znany jest przede wszystkim jako autor trylogii #4MK, w skład której wchodzą powieści Czwarta małpa, Piąta ofiara i Szóste dziecko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 431
Dalsza lektura potwierdza, że użytkownik
rozumie i akceptuje warunki umowy.
Sugar & Spice™️
♥
– Kiedy ostatnio uprawialiście seks?
– Razem?
Brendan wypowiedział to pytanie mimo woli, nie zdołał się powstrzymać. Odruchowo przycisnął ramię do brzucha, by osłonić się przed spodziewanym ciosem łokcia Abby, lecz go nie zadała. Popatrzyła na niego wściekle ze swojego miejsca na kanapie. Była czerwona jak piwonia.
Doktor Laura Donetti, o twarzy zawodowej pokerzystki, nie okazała żadnych emocji. Siedziała w eleganckim skórzanym fotelu naprzeciwko Brendana i Abby.
– Przepraszam. – Przełknął ślinę. – Czasami gadam pierdoły, gdy jestem zdenerwowany.
– Brendan! – jęknęła Abby.
– Bzdury – poprawił. – Głupoty. Przepraszam, nie jestem przyzwyczajony do takich sytuacji.
Donetti zignorowała wymianę zdań, po czym wsunęła za ucho kosmyk włosów.
– Do terapii?
– Do szczerych rozmów – odpowiedziała Abby, zakładając nogę na nogę. – Nie jest przyzwyczajony do szczerych rozmów.
– To nieprawda. Bez przerwy rozmawiamy.
– Nie. Po prostu odzywasz się do mnie. Każesz mi kupić mleko w sklepie. Mówisz, że się spóźnię albo że idziesz do Stuckeya obejrzeć mecz. Odzywasz się do mnie, ale ze mną nie rozmawiasz.
Brendan pokręcił głową.
– Widzi pani, z czym muszę się borykać?
Donetti lekko przekrzywiła głowę.
– Stuckey? Kto to?
– Najlepszy przyjaciel Brendana – wyjaśniła Abby, nim zdążył odpowiedzieć. Nazywa się Stewart Morland. Wszyscy nazywają go Stuckey. Pracują razem, bawią się razem. Czasami mam wrażenie, że to oni są małżeństwem.
– Nie ja jeden tak się zachowuję. Jesteś nieszczęśliwa, jeśli nie spędzisz przynajmniej godziny dziennie na gadaninie z Hannah. Wpadasz do nich znacznie częściej niż ja.
– Domyślam się, że Hannah to żona Stuckeya?
Abby skinęła głową.
– Mieszkają po drugiej stronie ulicy.
– Macie dom w… – Donetti zerknęła do notatek – …Chestnut Hill? Gdzie to jest?
– Jakieś piętnaście kilometrów od Bostonu. Między Newton a Brookline.
– Dość zamożne osiedle?
– Dajemy sobie radę – mruknął Brendan.
– Nie o to pytałam.
Tym razem to Brendan się zaczerwienił. On i Abby kłócili się ostatnio o wiele rzeczy, również o pieniądze. Dobrze zarabiał, lecz nie wystarczało na wszystko. Dawali sobie radę, gdy oboje pracowali, ale…
– Był na mnie wściekły, że zrezygnowałam z pracy.
– To nieprawda. Sam kazałem ci zrezygnować.
Abby przewróciła oczami.
– Może nie powinieneś mi kazać, tylko powinniśmy o tym porozmawiać.
Donetti uniosła rękę, przerywając Brendanowi.
– To nasza pierwsza sesja, więc powinniśmy poruszyć jak najwięcej różnych wątków. Ale unikajmy konfrontacji. Trudno od tego uciec, gdy dyskutujemy o rzeczach, które wytrącają was z równowagi, lecz musimy spróbować. Starannie dobierajcie słowa. Nie ma potrzeby irytować partnera, chcę tylko wiedzieć, co może go zirytować. Rozumiecie, o co mi chodzi?
Abby kiwnęła głową, później Brendan.
– Dobrze. – Donetti odwróciła się z powrotem w stronę Abby. – Dlaczego zrezygnowała pani z pracy?
– Kilka lat temu napisałam książkę i sprzedała się dość dobrze. Opublikowałam ją sama, ale sprzedaż była na tyle dobra, że zauważyło ją kilka dużych wydawnictw. Znalazłam agentkę, która załatwiła umowę na dwie następne książki. Zaliczka była skromna, więc Brendan zaproponował, żebym zrezygnowała z pracy, co pozwoli napisać pierwszą książkę szybciej. – Abby przygryzła policzek. – Pracowałam jako koordynatorka eventów w hotelu Harland w Bostonie. Napisałam pierwszą książkę w wolnych chwilach, przed pracą, po pracy, w czasie przerw… Zajęło to prawie dwa lata. Doszliśmy do wniosku, że jeśli skupię się na pisaniu, wszystko pójdzie szybciej.
Donetti zrozumiała, nim Brendan zdążył się odezwać. Odchyliła się w fotelu.
– A teraz ma pani kłopoty z pisaniem nowej książki, zaliczka się kończy i wygląda na to, że mogą mieć państwo kłopoty finansowe?
Abby znowu skinęła głową.
Wydawało się, że Donetti coś skojarzyła. Uniosła brwi za grubymi oprawkami okularów.
– Zrozumieć Ellę. Abby Hollander to pani?
– To ja.
– Uwielbiam tę książkę.
Brendan przerwał, nim terapeutka spytała o zakończenie. „Zawsze pytają o zakończenie”.
– Zależy mi na sukcesie Abby. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Właśnie dlatego zaproponowałem, żeby zrezygnowała z pracy. Ale w tej chwili nie ma pomysłu na następną książkę, niczego nie napisała i przejadamy oszczędności, bo tylko ja zarabiam. Sytuacja jest bardzo napięta.
Abby spojrzała na swoje ręce.
– Nie potrafię pisać pod presją czasu. Nie mogę myśleć, nie potrafię się skupić…
– Zastanawiała się pani nad powrotem do pracy? Pisaniem w wolnych chwilach jak dawniej?
– Zaangażowali kogoś na moje miejsce. Złożyłam dwutygodniowe wypowiedzenie, a Harland znalazł zastępcę w niespełna trzy dni. Na rynku jest wielka konkurencja. Nigdy mnie znowu nie zatrudnią. Musiałabym napisać CV, przejść rozmowę kwalifikacyjną…
Brendan westchnął.
– Jest krucho z pieniędzmi, ale Abby powinna napisać nową powieść przed powrotem do pracy na pełny etat. Kiedy odda tekst, dostanie drugą wypłatę. Wystarczy, żebyśmy dali sobie radę. Będzie miała dość czasu na pracę nad trzecią książką. Jeśli się uda, może zostać zawodową pisarką.
– Brendan ma rację – wtrąciła Abby. – To moja jedyna szansa. Jestem pewna, że kiedy zacznę, dam sobie radę. Potrzebuję po prostu dobrego pomysłu. Idealnego początku. – „Ella zakładała, że śmierć brzydko pachnie, ale nie przypuszczała, że aż tak”. – Donetti zacytowała pierwsze zdanie Zrozumieć Ellę. – Nietypowy początek romansu.
Abby wzruszyła ramionami.
– Prawdopodobnie dlatego zadziałał, ale kto wie…
Donetti zaczęła stukać piórem w notatnik.
– Okej, dobrze. Zgadzacie się, że Abby powinna kontynuować pracę nad książką. Macie problemy finansowe, które musicie rozwiązać. Na ile wystarczy pierwsza zaliczka przy waszych aktualnych wydatkach?
Brendan i Abby liczyli to setki razy. Zastanawiali się nawet nad rezygnacją z telewizji kablowej i posiłków w restauracjach, a także tanimi zakupami – korzystaniem z talonów na zniżki i wyprzedaży. Żadnych drogich marketów typu Trader Joe’s albo Whole Foods. Żadnego mleka migdałowego, dwa razy droższego od tradycyjnego mleka od krowy.
– Na dwa miesiące – odpowiedziała beznamiętnie Abby.
– Trzy, jeśli zaciśniemy pasa.
Terapeutka uśmiechnęła się po raz pierwszy od pół godziny.
– Abby, mąż próbuje panią wspierać. Wiem, że mężczyźni nie potrafią wyrażać takich uczuć, ale niech pani zwróci na to uwagę: właśnie tak wygląda wsparcie współmałżonka.
Brendan się uśmiechnął.
Donetti odwróciła się w jego stronę.
– Zanim spocznie pan na laurach, chcę, żeby obiecał pan coś żonie. Od tej chwili przez trzydzieści dni nie będzie pan rozmawiał z nią o pieniądzach. Nie będzie pan pytał o książkę. Żadnych raportów o postępach pracy, chyba że sama poruszy ten temat. Żadnych nacisków. Proszę pozwolić jej spokojnie pracować. Rozumie pan?
Brendan kiwnął głową.
– Niech pan to powie żonie, nie mnie.
Odwrócił się w stronę Abby i westchnął cicho.
– Chcę, żebyś napisała tę książkę. Wiem, że potrafisz. Chcę ci pomóc odnieść sukces.
Uśmiech, który pojawił się na twarzy Abby, sprawił, że Brendan zapomniał o całym świecie, a przypomniał sobie, jak bardzo ją kocha.
Terapeutka położyła temu kres, mówiąc:
– A teraz musimy porozmawiać o seksie.
– Kiedy ostatnio uprawialiście seks? – spytała znowu doktor Donetti i dodała: – Razem.
Brendan miał nadzieję, że Abby odpowie. Czuł się dziwnie, rozmawiając o swoim życiu intymnym z osobą, którą poznał zaledwie pół godziny wcześniej. Nie miał pojęcia, co Abby powiedziała tej kobiecie. Jednak żona milczała, więc w końcu skapitulował.
– Jakieś trzy tygodnie temu.
– To długa przerwa w waszym małżeństwie?
– Ostatnio niezbyt długa. Ale kilka lat temu uprawialiśmy seks trzy albo cztery razy tygodniowo.
– Od jak dawna jesteście parą?
– Małżeństwem od dziesięciu lat – odpowiedział. – Jesteśmy razem prawie trzynaście. Poznaliśmy się na studiach w Northeastern University.
Donetti zapisała coś w notatniku, a Brendan przezwyciężył chęć wyciągnięcia szyi i przeczytania jej gryzmołów. To, że ktoś notuje intymne szczegóły jego życia, wydawało się naruszeniem prywatności. Czuł się jak uczniak, jakby miał osiem lat i przyznał się do jakiegoś wykroczenia w gabinecie dyrektora szkoły, który zanotował to w jego aktach.
– Czy wasze życie seksualne się zmieniło po rezygnacji Abby z pracy? – spytała terapeutka, unosząc wzrok.
Brendan skinął głową.
– Tak.
Abby poruszyła się na kanapie.
– To nieprawda, Brendan. Jeśli doktor Donetti ma nam pomóc, powinna znać całą prawdę.
„Całą prawdę”.
Brendan wiedział, do czego zmierza Abby, bo stale o tym wspominała.
W czasie każdej kłótni.
Każdej nocy, gdy odsuwała się od niego jak najdalej i spała na samym skraju łóżka.
Spoglądała na niego w milczeniu i oboje wiedzieli, że najważniejsze jest jedno.
TO.
Odchrząknęła i powiedziała:
– Brendan mnie zdradził.
Zaczerwienił się i usiłował powstrzymać gniew, który zawsze się pojawiał, gdy to mówiła. Te trzy słowa. Jak nóż wbity w brzuch i przekręcony.
– Nie zdradziłem cię, tylko o mało nie zdradziłem. To ogromna różnica.
Donetti znowu coś zanotowała.
Jej cholerne notatki…
„Jak ma to pomóc?”
Stanie po stronie Abby i zwalą na niego całą winę. Nie trzeba być geniuszem, by to przewidzieć.
Nie trzeba być psychoterapeutką z notatnikiem.
Donetti wyprostowała się w fotelu, kilka razy stuknęła piórem w dolną wargę, po czym znowu się odezwała.
– Niech pan opowie, co się stało, Brendan. Proszę pamiętać, że przede wszystkim należy opisywać fakty. Żadnych ocen. Muszę po prostu znać szczegóły.
Brendan głęboko zaczerpnął tchu i powoli odetchnął. Spojrzał na swoje dłonie.
– Pracuję w pionie śledczym SEC, Komisji Papierów Wartościowych i Giełdy. W wydziale przestępstw finansowych. Nosi nazwę FCID. Agencje rządowe uwielbiają skróty. Moja praca wymaga częstych podróży służbowych. Kiedy prowadzimy śledztwo w sprawie jakiejś firmy, zwykle spędzamy kilka tygodni w jej siedzibie, gromadząc informacje, po czym przywozimy materiały do naszego biura w Bostonie, a później dokładnie je analizujemy. Dwa miesiące temu pojechałem do Chicago z współpracownicą…
– Bardzo atrakcyjną współpracownicą – wtrąciła Abby. Brendan nie zamierzał połknąć przynęty. Zignorował uwagę i mówił dalej:
– Otrzymaliśmy kilka skarg na firmę prowadzącą działalność pożyczkową w systemie peer-to-peer i uważaliśmy, że należy zbadać sprawę na miejscu.
Donetti wydawała się zdezorientowana.
– Działalność pożyczkową w systemie peer-to-peer?
– W internecie. Kojarzą pożyczkodawców z pożyczkobiorcami bez udziału tradycyjnych instytucji finansowych. Jeśli klient ma pieniądze w banku, może je komuś pożyczyć i zarobić na odsetkach. Sprawdzają pożyczkobiorców. Im gorszy ich ranking kredytowy, tym wyższe odsetki. Niektórzy pożyczkodawcy wolą takie rozwiązanie, bo nie mają zaufania do banków. Przypomina to trochę Dziki Zachód, ale staje się coraz popularniejsze. Tak czy inaczej, otrzymaliśmy wystarczająco dużo skarg, by uzasadnić wizytę. W takich sytuacjach zawsze panuje nerwowa atmosfera, niezależnie od tego, czy firma ma coś na sumieniu. Zwykle pojawiamy się bez zapowiedzi, po czym mamy pełny dostęp do pracowników i danych finansowych. To oczywiste, że nas nie lubią. Im więcej znajdziemy, tym bardziej stresująca staje się sytuacja. Uważają nas za wrogów. Ta firma była taka sama. Pierwszego dnia powitali nas fałszywymi uśmiechami, a potem było coraz gorzej. Czuliśmy się jak żołnierze za linią frontu. W piątek wieczorem zakończyliśmy większość pracy, byliśmy zdenerwowani i zmęczeni. Złamałem zasady i zamówiłem na kolację kilka drinków.
Donetti uniosła dłoń.
– Złamał pan zasady? Czy oboje złamaliście zasady?
– To moja podwładna, pracuje u nas od dwóch lat, a ja dziesięć, jest zaszeregowana sześć stopni niżej ode mnie. Byłem jej szefem i wykonywała moje polecenia. Ponoszę za to odpowiedzialność. – Brendan nie zamierzał tego pominąć, musiał to powiedzieć. – Były drinki, jedzenie, rozmowa… – Pocałowałeś ją – wtrąciła beznamiętnie Abby.
Przewrócił oczami.
– Nie ja ją pocałowałem, tylko ona mnie!
– To jakaś różnica? – spytała terapeutka.
– Tak, jest różnica. Ona mnie pocałowała. Później powiedziałem, że jestem szczęśliwy w małżeństwie, uśmialiśmy się i na tym się skończyło.
Abby jęknęła cicho.
– Na tym się skończyło…
Znowu gryzmolenie, po czym Donetti spojrzała na Abby.
– Czuje się pani zdradzona?
– Tak, czuję się zdradzona, do cholery!
– Nie zrobiłem nic złego!
Abby nie zamierzała odpuścić.
– Postawiłeś się w sytuacji, gdy coś mogło się stać.
– Ale się nie stało! Chryste, dlaczego nie dasz temu spokoju?! Faceci bez przerwy cię podrywają!
– Nigdy żadnego nie pocałowałam.
– To ona mnie pocałowała!
– Więc dlaczego tego nie zgłosiłeś?! – odparowała Abby. Jej głos brzmiał piskliwie.
Terapeutka znowu uniosła rękę. Jej twarz złagodniała, lecz tylko trochę.
– Wiem, że to trudne dla was obojga, ale lepiej powstrzymajmy emocje. Macie ochotę na chwilę przerwy?
Abby popatrzyła wściekle na Donetti. Brendan pomyślał, że jeśli Abby krzyknie na terapeutkę, będzie to dla niego korzystne, prawda? Gdyby Donetti zdała sobie sprawę z temperamentu Abby, byłaby bardziej neutralna? Jednak Abby nie fuknęła na terapeutkę; osunęła się na fotelu i zdołała zapanować nad sobą.
– Powinien to zgłosić.
Kolejne gryzmoły i tym razem Brendan przysiągłby, że Donetti coś podkreśliła, nim znowu na niego spojrzała.
– Dlaczego pan tego nie zgłosił?
Brendan powstrzymał chęć rozwalenia się na kanapie i usiadł prosto. Postąpił słusznie. Nie zrobił nic złego.
– Kim pracuje u nas dopiero od dwóch lat. Taka afera zniszczyłaby jej karierę. Był to tylko głupi incydent. Zawstydziła się, więc doszedłem do wniosku, że nie ma sensu go zgłaszać. Nic się nie stało, naprawdę.
– Kim… – mruknęła Abby.
– Powiedziałem o tym Abby, bo nie chciałem mieć przed nią tajemnic, nawet nieszkodliwych. Uważałem, że powinniśmy być ze sobą absolutnie szczerzy. Mogłem się mylić. – Och, nie zwalaj tego na mnie. Ja…
Terapeutka znowu uniosła rękę.
– Okej, czas się skończył. Zastanówmy się nad tym wszystkim w czasie następnych sesji i znajdźmy rozwiązanie. Myślę, że uzgodniliśmy ceny sesji, które państwu pasują, prawda? Na początku Abby i Brendan nie odpowiedzieli. Oboje przyjęli postawę obronną i nie chcieli się cofnąć nawet o milimetr. Było to niemądre. Przyszli do gabinetu, by naprawić swoje relacje, a nie pogorszyć. Brendan w końcu skinął głową i zauważył, że Abby robi to samo.
– Dobrze! – Donetti szeroko się uśmiechnęła. – Bardzo dobrze. Oto moje uwagi, możecie się z nimi nie zgadzać, ale starajcie się sobie pomagać. Zanim odpowiecie, postawcie się w roli partnera. Musicie się wspierać, a nie walczyć. – Zerknęła na zegar, po czym spojrzała na Brendana. – To bez znaczenia, czy ta kobieta pana pocałowała, czy pan ją pocałował albo dał do zrozumienia, że może pana pocałować. Wiedział pan, że doszło do czegoś niewłaściwego, i odczuwał pan wyrzuty sumienia, więc zwierzył się pan Abby. Chciał pan poczuć ulgę. To źle, że wplątał się pan w tę sytuację, ale dobrze, że nie zachował pan wszystkiego dla siebie. Podzielił się pan tym z Abby i postąpił pan słusznie. – Milczała przez chwilę, by znaczenie jej słów dotarło, po czym odwróciła się w stronę Abby.
– Czuje się pani zdradzona. Pani mąż dużo podróżuje służbowo, co wywołuje różne lęki, między innymi związane ze zdradą. Nagle dochodzi do sytuacji, która potwierdza te obawy. Ale najważniejsze jest to, że niezależnie od tego, co się wydarzyło, pani mąż nie zrobił nic złego. Zakończył tę sprawę. Opowiedział pani, co się stało. Wszystko sprowadza się do prostego pytania: czy wolałaby pani nic nie wiedzieć?
Abby pokręciła głową.
– Oczywiście, że nie.
– Całkowicie się z panią zgadzam. Było to przykre, ale tajemnice są znacznie gorsze. Sekrety niszczą małżeństwa. – Jednak powinien to zgłosić, a nie tylko mi powiedzieć – zauważyła cicho Abby.
Donetti zacisnęła usta, skinęła głową i znowu popatrzyła na Brendana.
– Był pan zdenerwowany, nie chciał pan zaszkodzić tej kobiecie… Rozumiem, dlaczego nie wspomniał pan o tym w pracy, ale musi pan coś obiecać swojej żonie. Jeśli coś się znowu wydarzy, nawet najdrobniejsza rzecz, zgłosi pan to swoim przełożonym, niezależnie od konsekwencji. Ochrona małżeństwa jest znacznie ważniejsza od ochrony kariery tej młodej kobiety. Przede wszystkim jest pan mężem, a dopiero potem pracownikiem. Jeśli ta dziewczyna znowu coś zrobi, ujawni pan całą sprawę. Rozumie pan?
Brendan skinął głową.
– Dobrze. Teraz chciałabym wam zadać proste pytanie. Czy uważacie, że za dziesięć lat dalej będziecie małżeństwem?
Brendan miał wrażenie, że otrzymał cios w brzuch. Abby również. Zbladła jak papier.
Doktor Donetti odpowiedziała na pytanie, nim zdążyli się odezwać.
– Myślę, że ciągle będziecie małżeństwem. Właśnie dlatego tu przyszliście. Zauważyliście problem i chcecie go rozwiązać, by nie wymknął się spod kontroli. Pary, które się rozstają, nigdy tego nie robią. Pozwalają, by problemy narastały. Utrzymanie dobrego związku to ciężka praca; udowodniliście, że chcecie to zrobić. Pamiętajcie, że musicie się wspierać. – Uśmiechnęła się oschle. – Jestem pewna, że mogę wam pomóc, ale najpierw musimy porozmawiać o ostatniej przeszkodzie. O seksie.
Brendan zerknął na Abby i zauważył, że ona zrobiła to samo. Oboje szybko obrócili się w stronę terapeutki.
– Życie bez seksu oznacza, że małżonkowie są współlokatorami związanymi pod względem prawnym. Nikt nie lubi współlokatorów. Seks to nie tylko zadowolenie fizyczne; zbliża ludzi do siebie, tworzy intymny związek, który nie ma sobie równych. Dobry seks uczy współpracy, świetny seks uczy, jak stać się jednością.
Znów zaczęła bazgrać w notatniku, lecz tym razem pisała w dolnym rogu kartki. Kiedy skończyła, wydarła stronicę i podała Abby.
– To aplikacja, która okazała się niezwykle pomocna w sytuacjach podobnych do waszej. Traktujcie ją jako narzędzie pozwalające głębiej przeżywać życie seksualne. Kontynuację terapii, którą dziś rozpoczęliśmy. Jest dostępna w sklepach internetowych, więc powinniście ją bez trudu znaleźć. Przeczytajcie opis i wypróbujcie, jeśli uważacie, że może się przydać. Jeśli sądzicie, że to nie dla was, nie używajcie jej; to także jest okej. Tak czy inaczej, musicie z powrotem nawiązać kontakt intymny. Moim zdaniem to może pomóc. Chcecie spróbować?
Abby spojrzała na kartkę i skinęła głową.
– Brendan?
On także kiwnął głową.
Doktor Donetti się uśmiechnęła.
– Dobrze. Teraz ostatnia rzecz. Praca domowa. Dziś w nocy będziecie uprawiać seks. Pamiętajcie o tym, co w sobie lubicie. Nie bójcie się próbować czegoś nowego. Eksperymentujcie. – Skinęła głową w stronę kartki w dłoni Abby. – Wypróbujcie aplikację.
Timer na biurku za plecami Donetti znowu wydał melodyjny dźwięk i Brendan zdał sobie sprawę, że jest za dziesięć dwunasta. Donetti w jakiś sposób zdołała zakończyć sesję dokładnie w pięćdziesiątej minucie. Wyciągnęła rękę i wzięła terminarz leżący w rogu biurka.
– Umówmy się na przyszły wtorek. Czy jedenasta wam pasuje?
– Aplikacja, tak? Jak go powstrzyma od wtykania chuja w inne baby? – Hannah zlizała trochę soli z krawędzi kieliszka z margaritą, wypiła łyk i oparła się o blat w kuchni. – Gdyby Stuckey wykręcił mi taki numer, kupiłabym wielkie nożyce i trzymała na nocnym stoliku. Kazałabym mu czujnie spać. Mężczyźni to zwierzęta. W dawnych czasach, kiedy chodziliśmy na randki, powiedział mi, że w wieku trzynastu lat wyruchał miskę z galaretką. Mężczyźni są kompletnie pojebani, zastanawiam się, dlaczego Bóg nadał im ludzki wygląd. Może powinnyśmy zostać lesbijkami, przeprowadzić się do Kostaryki i otworzyć pensjonat? – Dotknęła palcami ciemnych włosów Abby. – Musisz coś z tym zrobić.
– Co ci się nie podoba w moich włosach?
– Och, podobają mi się. Są piękne, tak jak ty, ale po prostu do ciebie nie pasują. Jeśli mamy się razem pokazywać, powinnaś trochę nad nimi popracować.
Dwa lata temu Hannah Morland była kasjerką lokalnego oddziału United Bank i wyglądało na to, że pozostanie nią do końca życia. Nienawidziła tej pracy, nienawidziła szefa i zaczęła codziennie pisać o tym na TikToku, publikując zabawne filmy na temat współpracowników i ludzi pojawiających się w banku. W końcu ktoś na nią doniósł i szef ją wylał, ale do tego czasu miała już milion obserwujących i w ciągu miesiąca zarabiała w mediach społecznościowych więcej niż przez rok w banku. Obecnie zebrała blisko cztery miliony obserwujących i grupę sponsorów. Firmy wysyłały jej wszystko, od mikserów do ubrań, w nadziei, że o nich wspomni, włoży albo pokaże na filmie. W zeszłym tygodniu chirurg plastyczny zaproponował jej darmowy botoks. Zabiegi miały trwać rok i wygląd czoła Hannah świadczył o tym, że przyjęła propozycję.
Stała się profesjonalistką.
– Hej, Pusio! – ryknął z salonu Stuckey. – Przynieś mi jeszcze jedno piwo, jak skończysz plotkować o mnie za moimi plecami, dobra?
Na wargach Hannah pojawił się wymuszony uśmiech.
– Już się robi, Azorku!
Abby zmarszczyła brwi.
– Pusia? Azorek?
– Umówiliśmy się, że nie możemy mówić do siebie po imieniu. Używamy wtedy imion zwierząt. Nie wolno ich powtarzać, by zabawa była ciekawsza.
Abby wypiła łyk margarity.
– Co się dzieje, gdy ktoś przegrywa?
– Przegrywający musi doprowadzić wygrywającego do orgazmu we wskazanym miejscu publicznym.
Abby się zaczerwieniła.
– Brzmi ciekawie.
– No cóż, Stuckey to trochę dziwak. Kiedy ostatnim razem wygrał, kazał mi to zrobić w McDonaldzie dla zmotoryzowanych. Powiedział, że musi mieć wytrysk, nim dojedziemy do okienka, bo będę musiała zapłacić.
– Czy…
Hannah dumnie uniosła biodro.
– Nigdy nie płacę w McDonaldzie. Zastosowałam kilka starych, sprawdzonych sztuczek z ogólniaka i załatwiłam sprawę w niespełna minutę. Potem kazałam kupić sobie lody.
– Brawo! – Abby stuknęła kieliszkiem w kieliszek Hannah, po czym zmarszczyła brwi. – Powinnam się martwić, że poszliście do McDonalda?
– Nie sądź mnie zbyt surowo. To był po prostu nasz szalony wieczór.
Brendan roześmiał się głośno w salonie.
Abby nie słyszała takiego śmiechu od tygodni. Było to miłe.
– Rozmowa z terapeutką była dziwna? – spytała Hannah, zniżając głos.
– Nigdy nie rozmawiałaś z terapeutką?
– Myślisz, że powinnam?
– Po prostu przyszło mi do głowy…
– Uważasz, że jestem pojebana? Że potrzebuję pomocy psychologicznej? Wow. Myślisz, że jestem wariatką?
Abby próbowała się wycofać.
– Nie, oczywiście, że nie. Nie to miałam na myśli…
– Mój Boże, Abby… Uważałam cię za przyjaciółkę.
– Nie sugerowałam, że…
Hannah uścisnęła ramię Abby i uśmiechnęła się.
– Żartowałam. Oczywiście, że chodziłam do psychologów. Nawet do kilku. Mieliśmy nawet osobistą terapeutkę. Specjalizowała się w terapii par. Poza tym chodziłam do psychologa w czasie pracy w banku, na koszt firmy. Dwa razy w tygodniu leżałam na kozetce. Facet był stary jak świat i pachniał amolem, ale potrafił słuchać. Dobrze pogadać ze specjalistą. Cieszę się, że to robicie. Bóg wie, że nie powinnaś słuchać moich rad. – Zerknęła na pogniecioną kartkę, którą Abby jej pokazała. – Aplikacja, która poprawi wasze życie seksualne, i miesięczna przerwa w rozmowach o forsie, co pozwoli ci ruszyć z książką. Wygląda na to, że poszło całkiem nieźle. Abby wypiła kolejny łyk piwa. Duży łyk.
– Ciągle nie napisałam ani słowa. Nie mam pojęcia, jak zacząć.
Hannah westchnęła.
– Wszystko będzie w porządku. Wpadniesz na pomysł, gdy będziesz się tego najmniej spodziewała. Nie mówiłaś, że tak to działa?
– To się zdarzyło przy pierwszej książce, ale minęły miesiące i ciągle nie mam żadnych pomysłów. Zaczynam podejrzewać, że na zawsze zostanę autorką jednej powieści.
– Zawsze możesz pisać o mnie.
– Nie piszę głupich romansów erotycznych.
– Och, przestań! – zaśmiała się Hannah. – Stajesz się zabawna po alkoholu. Podoba mi się to. Może powinnaś popaść w nałóg, gdy poprawisz włosy i zmienisz całe swoje oblicze. – Ciągle szukasz piwa, Lassie? – zawołał Stuckey.
Po chwili włączył się Brendan:
– Abby, możesz przynieść piwo i dla mnie? Skoro już tam jesteś?
Wypiła kolejny łyk koktajlu i oblizała usta.
– Zrobione, Reksiu!
– Julia, maleńka, coś ci się nie podoba w tym węźle?
Julia stała w drzwiach, oparta o drewnianą framugę, podświetlona lampą, którą zostawili zapaloną w holu. Romeo widział tylko jej kontur, ale nosiła obcisłe ubrania i jej sylwetka była ciekawym widokiem. Wyglądała bosko, jak zawsze. Zostawiła buty w furgonetce i zauważył lekkie ruchy palców na pluszowym dywanie. Lubiła miękkie tkaniny. Kiedy się odezwała, dostał gęsiej skórki.
– Jest do kitu.
Romeo kiwnął powoli głową i wypowiedział następne zdanie, leniwie przeciągając głoski:
– Tak, do dupy.
– Kazałeś jej zrobić węzeł prosty, a to tylko pętla. Widać to na kilometr.
Sypialnia była niewielka, dość przeciętna. Neutralne kolory, mnóstwo szarości i brązów: stanowczo za dużo. Kilka obrazków na ścianach, nic specjalnego. Romeo był prawie pewien, że gdyby je odwrócił, zobaczyłby metki z HomeGoods, Ikei albo innej gównianej sieci tego rodzaju. Julia postanowiła patrzeć, stojąc na progu. Romeo przysunął krzesło do nóg łóżka, obrócił je tyłem i usiadł na nim okrakiem. Nie chciał stracić najlepszych momentów.
– Trudno się uwolnić z węzła prostego, ale pętla to łatwizna – zauważyła Julia. – Nie lubię nikogo oskarżać, ale moim zdaniem zrobiła to celowo.
– Nie umiem zawiązać węzła prostego! Zrobiłam, co mogłam! Czego ode mnie chcecie?!
Kobieta zacinała się lekko, w jej głosie strach mieszał się z błaganiem.
Romeo był zadowolony.
Oznaczało to, że reaguje.
Wyczuwa, co się dzieje.
Czasami przestawali reagować, jeśli ogarniał ich stupor. Nie było to zabawne, a Romeo obiecał Julii dobrą zabawę. Odchrząknął.
– Jeśli nie umiesz zawiązać węzła prostego, zrób taki, jaki umiesz. Pod warunkiem, że nie będzie łatwo się uwolnić. Wtedy wszystko będzie w porządku. Mam nadzieję, że nie chcesz nas oszukać i pozwolić mężowi się uwolnić. Byłoby to dla mnie wstrętne.
– Nie chcę was oszukać!
– Kiedy tu przyszliśmy, wydawałaś się rozsądną kobietą. Godną zaufania. Ale zaczęłaś kombinować z węzłem, więc w obecnej sytuacji Julia i ja możemy być zmuszeni ponownie ocenić twoją rolę. Prawdopodobnie nie jesteś taka ważna, jak myśleliśmy na początku.
Kobieta pokręciła głową, a może zadrżała, trudno było się zorientować. Tak czy inaczej, pochyliła się nad mężem, rozwiązała linę łączącą nadgarstki ze szczytem łóżka i znowu zajęła się wiązaniem. Tym razem zawiązała przyzwoity węzeł, coś pośredniego między węzłem ratowniczym a węzłem wantowym. Mężczyzna się skrzywił, kiedy go zacisnęła. Chyba próbował krzyknąć, lecz trudno było się zorientować, bo miał w ustach knebel.
– Trochę lepiej, nie sądzisz, Julio?
– Znacznie lepiej.
Romeo własnoręcznie przywiązał do łóżka nogi i tors mężczyzny. Niedawno poznał tę parę i nie powierzyłby kobiecie tak ważnej czynności, ale pozwolił jej skrępować ręce, by myślała, że ma jakąś kontrolę nad sytuacją.
Kiedy Romeo i Julia weszli do pokoju, mąż był już nagi. Leżał na łóżku i sprawdzał coś w telefonie, nie patrząc na żonę rozbierającą się w kącie. Romeo uznał to za nieco smutne. Świadczące o braku szacunku. Był z Julią od czterech lat, ale czuł dreszcze przebiegające po całym ciele na samą myśl, że mogłaby się rozebrać. Nie spytał Byrona i Cindy, od jak dawna są ze sobą, lecz z pewnością za długo, bo przestali się sobą interesować, nie byli już prawdziwymi bratnimi duszami. Może będzie to ich pierwsza dobra zabawa od lat? Przełożył ciężki rewolwer magnum kalibru 44 z lewej ręki do prawej i oparł go o poręcz krzesła, celując w kierunku Cindy.
– Czy Byron bierze pigułki, żeby mu stanął? Widzę, że nie chce mu stanąć.
Cindy przez chwilę wydawała się zdezorientowana, po czym popatrzyła na penisa męża. Skurczył się, zmienił się w mikroskopijne żyjątko. Wydawało się, że chce wpełznąć do wnętrza ciała, by się ukryć.
– On… niczego nie bierze. Nic o tym nie wiem.
Julia poruszyła się w drzwiach.
– Moim zdaniem to przez nas, kotku. Rozprasza go nasza obecność.
Romeo znowu skinął głową.
– Jak myślisz, Cindy? Potrafisz sprawić, żeby mu stanął? Romeo odciągnął kurek magnum. Drobny gest, lecz wyrażał jego stanowisko. Później powiedział:
– Dlaczego nie zdejmiesz stanika i majtek? Jesteśmy przyjaciółmi.
Cindy popatrzyła na rewolwer, a potem na Romea. Nie poruszyła się. Na początku czasem tak się zachowywali i trzeba było dodatkowej perswazji. Po chwili sięgnęła do tyłu, rozpięła stanik i pozwoliła mu opaść na podłogę. Zawahała się przy majtkach. Romeo zastanawiał się, czy nie wstać i nie pomóc, lecz wsunęła kciuki za gumkę, spuściła je do kostek i wyszła z nich. Miała znośną figurę, nie najlepszą, jaką Romeo widział, ale i nie najgorszą. Była z pewnością w znacznie lepszej formie niż biedny Byron.
Poruszył lufą rewolweru.
– Weź się do roboty, Cindy. Pora obudzić małego Byrona. Czeka go robota.
Cindy płakała już wcześniej i z jej oczu znowu pociekły łzy. Niedobrze. Nic tak nie psuje nastroju jak łzy.
Znowu pokiwał rewolwerem.
– To cię martwi? Mogę go schować. – Wsunął duży rewolwer za pasek od spodni na plecach i uniósł obie dłonie. – Widzisz? Nie mam broni.
– Trzeba pocierać i pociągać, Cindy – zamruczała Julia od drzwi. – Wiesz, co robić.
Cindy podeszła do łóżka i wyciągnęła rękę w stronę męża. Okropnie drżała jej dłoń i aż dziw, że zdołała dotknąć penisa męża. Trzeba przyznać, że się starała, ale mały Byron nie reagował.
Po minucie Romeo znowu odchrząknął.
– Julio, nie mam ochoty cię o to prosić, ale myślę, że musisz się tym zająć.
Julia stała w drzwiach, zastanawiając się nad słowami Romea, po czym weszła do pokoju, aż padło na nią światło księżyca z okna na odległym końcu. Miała na sobie dżinsy z obciętymi nogawkami, które Romeo tak lubił i które idealnie pasowały. Patrzył na jej długie, opalone nogi i z całej siły powstrzymywał się od wzięcia jej na środku podłogi, by pokazać Byronowi i Cindy, jak wygląda prawdziwy seks.
Przeszła przez pokój, zerknęła na Cindy i pochyliła się nad mężczyzną leżącym na łóżku. Zbliżyła się i rzekła cicho:
– Hej, Byron, chcę, żebyś zapomniał na chwilę o żonie, zapomniał o Romeo przy łóżku, jesteśmy tylko ty i ja, słodziaku, tylko my dwoje. – Mruczała jak kotka. Romeo prawie widział jej ciepły oddech wypływający z ust i owiewający ucho mężczyzny. – Stoję tutaj i patrzę na ciebie, wyobrażam sobie twoje ręce na moim ciele, wsuwające się pod moją koszulę, pod szorty… Myślę o rzeczach, które mógłbyś mi zrobić palcem… Jestem już cała wilgotna… tak bardzo cię pragnę… – Położyła dłoń na jego piersi, musnęła sznury i dotknęła uda Byrona. – Jeśli ładnie poprosimy Cindy, myślisz, że włoży mi go do ust? Pozwoli mi go posmakować? Chcę go mieć w ustach, gdy będzie rosnąć… Uwielbiam tę część zabawy. W pokoju zapadła całkowita cisza.
Byron spoglądał na Cindy.
Minęło kilka sekund i Cindy lekko jęknęła.
Ciągle trzymała rękę na penisie męża, który zaczął stawać. Puściła go i cofnęła się o krok z przerażonym wyrazem twarzy.
– Ha! – zawołał Romeo. – Zaczyna się! Wiedziałem, że jesteś mężczyzną, Byron!
Sięgnął za plecy, chwycił magnum i wycelował broń, zrywając się z krzesła. Pierwszy strzał trafił w lewą skroń Cindy, ochlapując ścianę jej mózgiem. Szybko wpakował dwie kule w Byrona – jedną w pierś, drugą w czoło. Później strzelił mu w jaja, bo czemu nie?
Huk, dym.
Fantastyczne.
Kiedy echo ucichło, powiedział do Julii:
– Nie szanuję mężczyzn, który pożądają cudzej żony bardziej niż własnej.
Odskoczyła na bok, gdy wyciągnął broń, lecz mimo to prysnęła jej na twarz krew Byrona. Nie próbowała jej wytrzeć.
– Nigdy mi się nie podobał. Przez chwilę myślałam, że każesz mi go wyruchać.
Uniósł kciukiem jej podbródek.
– Nigdy, dziecinko. Nigdy. – Pocałował ją lekko i poczuł zapach benzyny. – Polałaś się?
– Trochę – przyznała. – Kiedy opróżniałam kanister piętro niżej.
– Możesz przesunąć łokieć? To boli.
– Przepraszam.
Leżał na Abby z ramieniem uwięzionym między swoim torsem a jej piersiami. Ciężka kołdra zaplątała się między ich nogami. Z głośnika Amazon Alexy na nocnym stoliku dobiegał śpiew Adele, która zawodziła, że trzeba wytrzymać i że wpakowała się w bagno.
Nigdy nie uprawiali seksu spontanicznie. Może na samym początku, na studiach, gdy następnego dnia czekały tylko zajęcia i kiepsko opłacana praca, którą udało im się zdobyć. Ale kiedy zaczęli żyć w „prawdziwym świecie”, spontaniczność znikła: zniszczyły ją osiemdziesięciogodzinne tygodnie pracy, stres i coraz więcej obowiązków. Później umawiali się na seks (co trzeci dzień, chyba że Abby miała okres). Trwało to przez większą część prezydentury Obamy, nawet na początku prezydentury Trumpa, aż do Wielkiego Incydentu z Chrapaniem w dwa tysiące dwudziestym roku. Pewnej nocy Abby zasnęła w trakcie seksu. Brendan pogodził się z upokorzeniem i zastanawiał się, czy skończyć, czy nie skończyć (nie skończył), po czym również zasnął. Przestali się umawiać, spontaniczność zniknęła, po czym od czasu do czasu uprawiali szybki seks, sprowokowany sceną erotyczną w najnowszym filmie Netfliksa. Brendan nazywał to „seksem okazjonalnym”, a Abby „ciupcianiem przy okazji”. Oboje udawali, że jest fantastyczny, choć przypominał zadanie na liście obowiązków małżeńskich, a nie przyjemność.
Terapeutka zadała im pracę domową.
Z ociąganiem zgodzili się spotkać w sypialni o dziesiątej wieczór i ją odrobić.
Światła były zgaszone. Abby zapaliła aromatyczną świeczkę o zapachu bzu, który sprawiał, że Brendanowi chciało się kichać. Wiedział z doświadczenia, że jeśli kichnie raz, nastąpi tuzin następnych kichnięć.
– Mogę cię tam pocałować?
– Tak.
Abby czasami bywała kapryśna, więc wolał spytać. Przesunął się w dół jej ciała, całując ją po drodze. Odrzucił kołdrę i potarł nos, by nie kichnąć. Był pewien, że tego nie zauważyła, ale dla pewności całował ją przez chwilę pod kolanem, po czym zaczął całować wewnętrzną część ud i miejsce między nimi. Wydała lekki jęk, wygięła plecy w łuk i przycisnęła się do niego. Minęła minuta, Adele zaczęła śpiewać Easy on Me, gdy Brendan usłyszał coś, co go przeraziło. Uniósł głowę i popatrzył na Abby.
– Śmiejesz się?
Zesztywniała. Rozszerzyła oczy i otworzyła usta. Szybko je zamknęła, nim zdążyła coś powiedzieć.
– Śmiałaś się, prawda?
Oparł się na łokciach, by lepiej ją widzieć. Miała zarumienione policzki.
Przełknęła ślinę, zawstydzona.
– Przepraszam, po prostu… się nie ogoliłeś. Twój zarost… drapie.
– Serio?
– Przepraszam. Zrób to jeszcze raz. Udawaj, że nic się nie stało. To było miłe, naprawdę. Było mi przyjemnie.
Brendan lekko się uniósł.
– Chcesz, żebym się ogolił?
– Nie, wszystko w porządku. Po prostu nie byłam gotowa.
– Nie byłaś gotowa na drapanie?
– Nie.
– A gdybyś była gotowa, wszystko byłoby w porządku? Milczała przez chwilę.
– Tak, jasne.
Nie wierzył jej.
– Golę się rano. To znaczy, że wieczorem mój zarost zawsze jest taki jak teraz. Kiedy my… no wiesz. Czy to zawsze… drapie?
Abby znowu milczała przez sekundę, po czym kiwnęła głową.
– Tak.
Brendan położył się na plecach i spojrzał w sufit.
– Skoro ci to przeszkadzało, dlaczego nic nie mówiłaś?
– Przeszkadzało to za mocne słowo.
– Okej, wymyśl inne słowo. Nie o to chodzi. Jeśli mi nie mówisz, to po prostu nie wiem, co się dzieje. Chryste, Abby, jesteśmy razem od trzynastu lat! Nie robimy tego po raz pierwszy. To znaczy, że zawsze… nigdy nie było ci naprawdę przyjemnie… – Westchnął i przewrócił się na bok.
Abby usiadła.
– To nieprawda. Zawsze jest mi przyjemnie.
– Jasne.
Sięgnęła po kołdrę i zasłoniła się. Odpowiednia chwila minęła (jeśli kiedykolwiek nadeszła).
– Nigdy o tym nie rozmawiamy.
– Cóż, może powinniśmy – odparł. – Powiedziałaś pani doktor, że nie rozmawiamy szczerze. Przypuszczam, że jest w tym trochę prawdy. Może miałaś rację.
Przytuliła się do Brendana i oparła głowę o jego bark.
– Rozmawialiśmy, ale chyba na początku. Przypuszczam, że czasami utrudnia to życie.
Z głośnika dobiegł śpiew Adele, stara wersja piosenki Gartha Brooksa, którą ukradł Billy’emu Joelowi.
Pogładził ją po włosach.
– Mogę zdradzić ci sekret?
Spojrzała na niego.
– Tak, chcę, żebyś to zrobił.
– Nie znoszę Adele.
Tym razem się roześmiała.
– Myślałam, że ją lubisz. Szczerze mówiąc, zawsze myślałam, że trochę za bardzo.
Brendan mimo woli też się roześmiał. W końcu powiedział:
– Alexa, przestań.
Głośnik spełnił polecenie.
W pokoju zapadła cisza.
Abby pocałowała Brendana w bark i wstała z łóżka. Narzuciła kołdrę na ramiona, przeszła przez pokój i zaczęła grzebać w torebce na komodzie. Kiedy wróciła, trzymała jego komórkę i kartkę otrzymaną od doktor Donetti.
– Może powinniśmy spróbować? Dlaczego nie?
– Dlaczego nie? – Brendan wziął od Abby swój telefon i wszedł do sklepu z aplikacjami. – Jak się nazywa?
– Sugar & Spice.
– Wow! – mruknęła Abby. – Jak to możliwe, że aplikacja ma sto sześć tysięcy opinii, a ja nigdy o niej nie słyszałam? – Czy to dużo?
Szczerze mówiąc, Brendan nie był pewien. Rzadko ściągał na komórkę jakieś programy. Jednak Abby była profesjonalistką. Ostatnio spędzała stanowczo za dużo czasu, gapiąc się w wyświetlacz telefonu. Kiedy Hannah zaczęła zarabiać prawdziwe pieniądze na postach umieszczanych w internecie, Abby zainteresowała się mediami społecznościowymi i postanowiła znaleźć jakąś lukratywną niszę dla siebie. Czasem kłócili się o to, zwłaszcza odkąd zrezygnowała z pracy. Denerwowało go, gdy widział, że surfuje po sieci, choć powinna pisać.
– To numer jeden w sklepie z aplikacjami. – Przewinęła kciukiem ekran. Szybko przeczytała opis i obejrzała kilka obrazów. – Można ją ściągnąć bezpłatnie i nie ma ani słowa o konieczności zakupu uzupełnień.
– A zatem?
– Nie rozumiem, na czym zarabiają.
– A zatem?
– Nikt nie tworzy aplikacji, jeśli nie próbuje zarobić.
– A zatem?
Abby uderzyła go w bark.
– Przestań! Po prostu ją ściągnij.
Brendan kliknął w guzik uruchamiający ściągnięcie aplikacji, po czym pojawiło się polecenie, by przycisnął palec wskazujący do czytnika linii papilarnych. Abby siedziała obok niego, owinięta kołdrą, patrząc na niewielki słupek posuwający się z lewej na prawo. Po zakończeniu ściągania Brendan próbował otworzyć plik. Ekran znieruchomiał i ściemniał.
– Co się dzieje, do licha?
Abby zmarszczyła brwi.
– Zawiesił się?
Kliknął w menu boczne, a później w ekran. Telefon nie reagował.
– Może restart?
Brendan zrestartował komórkę i wpisał hasło. Na ekranie pojawiło się logo Sugar & Spice, a następnie napis: „Aplikacja stworzona przez International Entertainment Corp. Twoje wrota do wolności!”.
– Głupia reklama – zauważyła Abby.
– Prawdopodobnie napisana przez chińskiego nastolatka w suterenie domu rodziców. Przypomina instrukcję naszego inteligentnego dzwonka do drzwi. „Naciśnięcie guzika oznaczonego D sprawi ci przyjemność!” Ciągle nie wiem, co oznacza D. Wściekam się, gdy o tym myślę.
Pojawił się kolejny komunikat:
Witaj, Brendanie Hollander! Czy chciałbyś zainstalować Sugar & Spice w telefonie partnerki?
Aplikacja zadała pytanie, ale nie było wyboru między odpowiedziami „tak” lub „nie”. Pojawił się tylko jeden klawisz: „Okej”. Brendan kliknął w niego i komórka Abby leżąca na toaletce w głównej sypialni wydała melodyjny dźwięk.
– Proponują ci instalację aplikacji w moim telefonie? Skąd w ogóle wiedzą, że jestem twoją partnerką?
– Może przeszukali esemesy i wywnioskowali to z twojego wiecznego gderania?
Uderzyła go znowu, lecz Brendan zauważył, że się uśmiecha.
Nie z grzeczności, tylko szczerze. Było to miłe i chciał to powiedzieć, ale tego nie zrobił i odpowiedni moment minął.
Chciałbyś się logować przez Facebooka?
Abby przestała się uśmiechać.
– Nie jesteś już zalogowany? Znają twoje nazwisko.
Znowu nie mógł odpowiedzieć „tak” lub „nie”; jedyną możliwością było „okej”. Brendan w nie kliknął.
Zezwalaj Sugar & Spice śledzić Twoją aktywność
w aplikacjach innych firm i na ich stronach internetowych.
– Nie zezwalaj
– Zezwól
Brendan kliknął „nie zezwalaj” i nic się nie stało. Znowu kliknął ten sam przycisk, mocniej, jakby mogło to coś zmienić. Kiedy zrobił to po raz trzeci, rozbłysło słowo „zezwól” i ekran zgasł.
– W tej aplikacji jest pełno błędów.
Na ekranie pojawił się kolejny posuwający się słupek. Instalacja trwała prawie minutę.
W sypialni zadźwięczała komórka Abby. Żadne z nich na nią nie spojrzało. Czytali następny komunikat na ekranie Brendana:
Jestem w dobrej kondycji fizycznej. Zażywam codziennie 2,5 mg lizynoprylu z powodu nadciśnienia tętniczego, lecz nie mam innych problemów zdrowotnych.
– Skąd to wie?
Brendan nie miał pojęcia.
– Prawdopodobnie z mojej karty zdrowotnej. A może z apteki. Nie wiem.
Tym razem pojawiło się „tak” i „nie”. Brendan kliknął „tak”.
Czy w sprawach seksu uważasz się za odważnego eksperymentatora czy nudziarza?
Brendan zbliżył palec do „odważnego eksperymentatora”. Abby odchrząknęła.
– Okej, okej. – Kliknął „nudziarza”.
Następne pytanie brzmiało:
Które słowo najlepiej opisuje zachowanie Twojej partnerki w łóżku?
Chłód, lęk, pruderia?
– Nie ma żadnego wyboru. – Abby zmarszczyła brwi.
– Znowu są błędy, nie mogę niczego wybrać. Trzeba kliknąć „tak” albo „nie”.
Kliknął „nie”.
Zrozumiano.
– Okej, jestem naprawdę zdezorientowana.
Czy Twoja partnerka lubi ból?
Spoglądali przez kilka sekund na pytanie, po czym Brendan powiedział:
– Och, domyślam się, o co chodzi. Próbują określić nieprzekraczalne granice.
– Niby tak, ale nie pozwalają odpowiedzieć na to pytanie „tak” albo „nie”. Znowu jest tylko „okej”. Muszę zauważyć, że naprawdę nie lubię bólu. Skąd w ogóle takie pytanie?
– Co mam zrobić?
– Nie chcę, żebyś klikał „okej”.
Brendan westchnął.
– To tylko aplikacja, Abby. Gra. Jeśli każe nam coś zrobić i nie będziemy tego chcieli, po prostu tego nie zrobimy. – Kliknął „okej”, zanim Abby zdążyła zaprotestować. Po chwili pojawiło się następne pytanie:
Lubisz ból?
Znowu kliknął „okej”.
Lubisz zadawać ból?
Okej
Czy Ty lub Twoja partnerka kiedykolwiek dusiliście się w trakcie stosunku?
Abby zmarszczyła brwi.
– O co tu chodzi?
– Pamiętasz zespół INXS?
– Jasne.
– Znaleźli jego lidera w toalecie z paskiem na szyi. Przypadkowo się udusił, gdy trzepał sobie konia.
– Super.
– Chyba tak.
Tym razem aplikacja pozwoliła odpowiedzieć „nie”.
Chciałbyś to zrobić?
– Odpowiedź brzmi: „Nie” – odparła zdecydowanie Abby.
Podobnie jak wcześniej nie można było odpowiedzieć „nie”, tylko „okej”. Brendan nacisnął przycisk, nim Abby zdążyła zaprotestować.
– Jeśli każe nam zrobić coś, czego nie chcemy, po prostu tego nie zrobimy – powtórzył.
Kiedy pojawiały się następne pytania, klikał „okej”. Coraz szybciej, prawie nie czytając pytań.
Czy Ty i Twoja partnerka zaprosiliście kiedyś do łóżka inne osoby?
Okej.
Czy uważasz, że jesteś dominujący?
Okej.
Czy uważasz, że jesteś uległy?
Okej.
Czy Ty lub Twoja partnerka zastanawialiście się kiedyś nad uprawianiem seksu ze zwierzęciem?
Okej.
Czy uprawiałeś seks w jadącym samochodzie?
Okej.
Czy siedziałeś za kierownicą?
Okej.
Czy uprawiacie bezpieczny seks?
Okej.
Czy w sprzyjających okolicznościach zgodziłbyś się na niebezpieczny seks?
Okej.
Czy używałeś kiedyś akcesoriów seksualnych (na przykład wibratora)?
Okej.
Czy posiadasz akcesoria seksualne (na przykład wibrator)?
Okej.
Czy oglądasz pornografię?
Okej.
Regularnie?
Okej.
Czy Ty lub Twoja partnerka tworzyliście pornografię?
Okej.
Czy Ty lub Twoja partnerka się masturbujecie?
Okej.
Regularnie?
Okej.
Czy Ty lub Twoja partnerka masturbowaliście się w swojej obecności?
Okej.
Czy obca osoba masturbowała się w Twojej obecności albo w obecności Twojej partnerki?
Okej.
Padło jeszcze kilkanaście pytań. W końcu Brendan tak szybko klikał „okej”, że nie zauważył, że tym razem aplikacja nie zadaje pytań, lecz prosi o wpisanie tekstu. Zatrzymał się i przeczytał na głos następne polecenie:
Uzgodnijcie bezpieczne słowo i wpiszcie je w tym miejscu. Jeśli w jakimś momencie Ty lub Twoja partnerka poczujecie się zagrożeni, po prostu wypowiedzcie to słowo, by przerwać daną aktywność.
Zerknął na Abby.
– Jakieś propozycje?
Spoglądała rozszerzonymi oczami na telefon. Niewątpliwie myślała o poprzednich pytaniach. Zamierzał znowu spytać, czy ma jakieś sugestie.
– Niech będzie „magnolia”.
– Magnolia?
– Łatwe do zapamiętania, a żadne z nas nie powiedziałoby tego przypadkowo.
Brzmiało to logicznie.
Wklepał słowo MAGNOLIA i nacisnął enter.
Udostępniłeś aplikacji swoją kamerę i mikrofon.
– Nie, niczego nie udostępniłem.
– Błędy, pamiętasz? – spytała Abby.
Proszę, wypowiedz bezpieczne słowo.
Zmarszczyła brwi.
– Słucha nas?
Proszę, wypowiedz na głos bezpieczne słowo.
Brendan odchrząknął.
– Magnolia.
Dziękujemy.
Abby Hollander, wypowiedz bezpieczne słowo.
Popatrzyła na Brendana, wyraźnie zdziwiona widokiem swojego nazwiska na wyświetlaczu. Później szepnęła:
– Magnolia.
Dziękujemy.
Znowu pojawił się słupek posuwający się do przodu, rozległy się trzy melodyjne dźwięki, a potem ukazały się słowa:
Witajcie w Sugar & Spice!
Tę samą melodyjkę zagrał w łazience telefon Abby. Trzy nuty. Wstała, ciągle owinięta kołdrą, i przyniosła komórkę do łóżka. Położyła ją obok telefonu Brendana i znowu usiadła. Na ekranie widniało logo Sugar & Spice. W obu komórkach wyświetlał się ten sam komunikat:
Witaj w Sugar & Spice!
Celem gry jest zdobywanie punktów we współpracy z partnerem/partnerką. Zdobycie odpowiedniej liczby punktów pozwoli awansować na wyższy poziom.
Poziomy są następujące:
Nowicjusz
Brąz
Srebro
Złoto
Platyna
Gracze niższego poziomu powinni być ulegli
wobec graczy na wyższym poziomie.
Abby wpatrywała się w ekran.
– Co to właściwie znaczy?
– To znaczy, że jeśli ja jestem na poziomie złotym, a ty srebrnym, musisz robić wszystko, co ci każę.
– Cóż, wykluczone.
– Gdzie pani zamiłowanie do przygód, pani Hollander?
Niektóre punkty zdobywa się indywidualnie, a inne wraz z partnerem i są dzielone. Gratulacje! Otrzymaliście po sto punktów za zainstalowanie aplikacji i wyrażenie zgody na warunki usługi!
Oba telefony wydały melodyjne dźwięki.
W górnej części iPhone’ów, bezpośrednio pod wskaźnikiem naładowania baterii, pojawiła się liczba „100”.
– Zastanawiam się, ile punktów potrzeba, by przejść na następny poziom – odezwała się Abby.
Brakuje Wam 4900 punktów, by przejść na poziom brązowy!
– Chyba znamy odpowiedź.
Gra jest prosta. Należy wybrać „Sugar” albo „Spice” i wykonać zadanie. Punkty przyznaje się na podstawie stopnia trudności. Sugar jest grzeczny, zabawny – pytania zachęcają do interakcji z partnerem. Spice bywa bardziej ryzykowny.
– Będzie nam podpowiadać, co robić w łóżku? – spytał Brendan.
– Na to wygląda.
Jeśli w pewnym momencie poczujecie się zagrożeni,
po prostu wypowiedzcie bezpieczne słowo.
Czy chcielibyście zacząć?
Znowu jedyną odpowiedzią było „okej”.
Brendan kliknął i ekran pociemniał. W telefonie Abby pojawiło się logo Sugar & Spice, a pod nim proste pytanie:
Sugar czy Spice?
– Domyślam się, że będę pierwsza – powiedziała Abby i niepewnie kliknęła „Sugar”.
Powiedz partnerowi, kiedy ostatni raz się dotykałaś.
Abby się zaczerwieniła.
– A zatem ja mam być pierwsza? W porządku. Wczoraj wieczorem pod prysznicem.
– Naprawdę? – Brendan poczuł, że palą go policzki. Nigdy nie rozmawiali o takich sprawach. Nigdy nie widział, by Abby była taka zawstydzona. Później coś sobie przypomniał i uśmiechnął się. – Kiedy wszedłem wczoraj wieczorem pod prysznic, woda nie leciała z góry, tylko z rączki.
Abby miała przerażoną minę. Wtuliła twarz w poduszkę.
– O Boże, chyba umrę ze wstydu…
– To dość pikantne – powiedział cicho Brendan. – Jak często…
Mocniej wcisnęła twarz w poduszkę.
– Za często. Za rzadko. Nie wiem. – Miała czerwone uszy. – Czy nie kolej na ciebie?
Z telefonu Abby dobiegła zabawna melodyjka i Brendan zerknął na wyświetlacz.
– Hej, zarobiłaś sto punktów!
– Więc prowadzę? Mam ci powiedzieć, co teraz zrobić? – Spokojnie, Dziewczyno spod Prysznica. Ciągle jesteśmy początkujący. Jeszcze nie możesz wydawać mi poleceń.
Telefon Abby pociemniał, a w komórce Brendana pojawiło się pytanie:
Sugar czy Spice?
– Pora cię przegonić. – Brendan uśmiechnął się i kliknął „Spice”.
W obu telefonach wyświetlił się identyczny tekst:
Wieczorna randka. Jutro zjecie razem kolację!
Jutro o dwudziestej macie zarezerwowany stolik w restauracji Menton’s w Bostonie. Kup seksowny strój dla partnerki i zostaw na łóżku jutro przed osiemnastą. Wszystko od bielizny do butów – ma się ubrać od stóp do głów.
Kliknij TUTAJ, by poznać rozmiary partnerki.
W obu komórkach bezpośrednio pod punktacją pojawił się timer: 21:35:22.
– Nie da się od ręki załatwić rezerwacji w Menton’s – powiedziała Abby. – Są zabukowani na kilka miesięcy do przodu.
Brendan wziął swoją komórkę i kliknął w link w komunikacie. Po kilku sekundach uniósł telefon i pokazał Abby.
– To naprawdę twoje rozmiary?
Przeczytała listę – wszystko od numeru butów do numeru stanika – i kiwnęła głową.
Popatrzył na nią.
– Skąd twoim zdaniem to wiedzą?
– Kiedy instaluje się aplikację, daje się jej dostęp do informacji przechowywanych przez inne aplikacje. Zamawiam wiele ubrań w internecie. Domyślam się, że stąd pochodzą te dane. Stąd też wiedzą o twoich lekarstwach na nadciśnienie.
– To trochę upiorne.
– Myślę, że wszystko zależy od podejścia do prywatności. Niektórzy ludzie uważają to za oszczędność czasu.
– Dostaję od tego gęsiej skórki.
– Tak, chyba tak.
Telefon Brendana zapiszczał.
– To mejl z potwierdzeniem z Menton’s. Zarezerwowali stolik jutro na dwudziestą.
Abby była ciągle owinięta kołdrą, lecz jej róg zsunął się z ramienia. Widział skrawek piersi. Zasłoniła się, zauważywszy jego spojrzenie.
– Stać nas na to?
– Nie – mruknął. – Mimo to uważam, że powinniśmy pojechać. – Ujął jej dłoń. – Wiem, że mamy za sobą trudny okres, ale cię kocham i myślę, że jeśli się postaramy, wszystko będzie dobrze. Jeśli nie spróbujemy, jeśli wszystko będzie takie jak dotychczas…
Umilkł. Wiedziała, do czego zmierza, bo w milczeniu kiwała głową.
– Wpadliśmy w rutynę, to wszystko – powiedziała. – Moim zdaniem powinniśmy posłuchać terapeutki: nie rozmawiać o książkach, pieniądzach, pracy. Idźmy do restauracji jak na studiach. Zapomnijmy o wszystkim i cieszmy się swoim towarzystwem. Skorzystamy z karty kredytowej i zastanowimy się, jak spłacić dług w przyszłym miesiącu. Za kolację, ubrania, wszystko.
Brendan zajmował się zawodowo analizą długów innych ludzi i skręcał się na myśl, że musi obciążyć kartę kredytową wydatkami, na które go nie stać, lecz wiedział, że Abby ma rację. Powinni to zrobić. Westchnął.
– Okej, ale może powinniśmy nie odrywać metek, by zwrócić po balu szklane pantofelki?
Sugar & Spice™️
♥
Sugar
Kiedy po raz pierwszy zdałeś/zdałaś sobie sprawę,
że chcesz się przespać z partnerem/partnerką?
Stuckey opierał się o ścianę i popijał koktajl czekoladowy. – Skoro nie ma Boga, kto, do licha, wynalazł legginsy?! Brendan wyciągnął go w porze lunchu do centrum handlowego. Stali przed sklepem sieci Victoria’s Secret, gapiąc się na damską bieliznę. Wyglądali jak obleśni maniacy.
– Wiesz, mam trzydzieści trzy lata. Już tu bywałem. Dlaczego to się wydaje takie dziwne?
– Chodzi właśnie o to, żebyś czuł się niezręcznie. Pomaga to przełamać mechanizmy obronne. Wystawiają te wszystkie koronkowe fatałaszki na widok publiczny, sprawiają, że się podniecasz, czujesz się jak pedofil w Disneylandzie, a kiedy masz już wodę w mózgu, ze stron ich katalogu schodzi piękna dziewczyna i podaje ci pomocną dłoń. Nie będziesz w stanie jej odmówić. Kupisz wszystko, co zaproponuje, byle to się wreszcie skończyło. Kiedy w końcu uciekniesz, po drugiej stronie korytarza jest bar z grillem. – Uniósł kciuk i wskazał do tyłu. – To bezpieczny azyl, schronienie. Wchodzisz, wypijasz piwo, opowiadasz o swoich przygodach wojennych jakiemuś durniowi, który odwiedził Victoria’s Secret pięć minut wcześniej, a potem wychodzisz. Piwo i staniki. W każdym centrum handlowym sklepy z bielizną i bary są obok siebie, bo to opłacalne: klientela jest taka sama.
– Przepraszam, mogłabym w czymś pomóc?
Brendan się odwrócił i zobaczył dziewiętnasto- albo dwudziestoletnią dziewczynę stojącą na progu sklepu Victoria’s Secret. Miała na sobie czarną minispódniczkę i sięgające do kolan skórzane botki na wysokich obcasach. Kilka górnych guzików bluzki było rozpiętych, pod spodem znajdowało się coś różowego, koronkowego. Dziewczyna miała na piersi plakietkę z imieniem MANDY.
Stuckey wypił resztę koktajlu, siorbiąc.
– Tak.
Dwadzieścia minut później siedzieli w barze po przeciwnej stronie korytarza. Brendan trzymał w jednej ręce piwo, a w drugiej paragon z Victoria’s Secret.
– Trzysta siedemdziesiąt osiem dolarów. Abby mnie zabije.
– Nie zabije. Będzie zachwycona, że kupiłeś jej coś ładnego. Coś, co sprawi, że poczuje się bardziej kobieco. Powinieneś to rozumieć. Włoży te rzeczy tylko raz, dziś wieczorem. To wszystko. Potem trafią do szuflady z bielizną, gdzie umierają takie fatałaszki. Nieważne, jak seksownie w nich wyglądają: noszą je tylko raz, a potem gdzieś upychają.
Brendan wypił łyk piwa.
– Trzysta siedemdziesiąt osiem dolarów.
– Martwi cię to? Ona wydaje twoją forsę, żebyś włożył coś eleganckiego, a później pójdziecie razem na kolację. Kolacja w Menton’s będzie cię kosztować co najmniej pięćset dolców. Tylko dziś wydasz tysiąc, może więcej. Właśnie dlatego małżeństwa nie chodzą na randki. Spłukujemy się doszczętnie, zalecając się do wybranki, potem zapożyczamy na wesele i dom, po czym spłacamy długi do końca życia. Będziesz miał prawdziwe kłopoty, jeśli dzisiejszy wieczór naprawdę jej się spodoba, bo to znaczy, że może chcieć go powtórzyć.
Po drugiej stronie korytarza Mandy wystawiła głowę z Victoria’s Secret, zauważyła Stuckeya i pomachała do niego.
– Wydałem tyle forsy, a ona macha do ciebie?
Stuckey uśmiechnął się szeroko i również pomachał.
– Nic nie mogę na to poradzić. Jestem milusi. Kobiety mnie uwielbiają.
Brendan policzył w myślach. Stuckey miał sporo racji. Jeszcze jedna albo dwie takie kolacje, a on i Abby będą przez następny miesiąc jedli japońskie pierożki. Stan ich konta gwałtownie się skurczył.
– Jak dajecie sobie radę z Hannah?
– Oboje jesteśmy kompletnie pojebani i chyba dlatego jakoś to funkcjonuje. Gdybym wziął się w garść, szybko by się znudziła i odeszła.
Stuckey był czarnoskóry i już od szkoły średniej miał kilkanaście kilo nadwagi, lecz mimo to wyglądał przyzwoicie. Wydawał się dzięki temu łagodniejszy, ludzie mniej się pilnowali. Przydawało się to w pracy. Razem stanowili miejscową wersję dobrego i złego gliniarza. Brendan dręczył klienta w czasie przesłuchania, a potem do gabinetu wpadał Stuckey, zachowywał jak najlepszy kumpel, ratował ofiarę przed złym audytorem, po czym wyciągał z delikwenta wszystkie brudne sekrety. Te sztuczki działały na wszystkich z wyjątkiem jego żony. Hannah prowadziła własne życie.
Zadzwoniła komórka Brendana, który zerknął na ekran.
– Cholera!
Stuckey spojrzał na telefon.
– Czemu dzwoni do ciebie twoja dziewczyna?
– To nie moja dziewczyna. Doszło do nieporozumienia. Stuckey wypił łyk piwa.
– Nieważne.
Brendan podniósł komórkę do ucha i odebrał połączenie.
– Cześć, Kim!
– Gdzie jesteś? Wyszedłeś z biura, prawda?
– Musiałem coś załatwić. Wrócę za pół godziny. Co się dzieje?
– W czasie lunchu powinniśmy porównać ustalenia na temat INTENT, żeby mówić to samo na spotkaniu z wicedyrektorką o drugiej.
„Cholera!”
Brendan pogładził się po włosach.
– Przepraszam, to nie mogło czekać.
– Jest z tobą Stuckey?
– Tak.
– Przełącz mnie na głośnik.
Zasłonił telefon i odezwał się do Stuckeya:
– Chce rozmawiać z nami obydwoma.
– Dlaczego? Co zrobiłem?
Brendan wzruszył ramionami i położył komórkę na ladzie. Uruchomił mikrofon i głośnik.
– Kim? Słyszymy cię obaj.
– Myślę, że INTENT ukrywa pieniądze w Laosie.
Brendan i Stuckey wymienili spojrzenia.
Badali INTENT prawie od czterech miesięcy. Na początku była to firma informatyczna, ale później zajęła się działalnością kredytową, kojarzeniem pożyczkodawców z pożyczkobiorcami. Dzięki niskim prowizjom i agresywnym kampaniom marketingowym zdobyła trzecie miejsce na rynku po Lending Club i Upstart. Była to ta sama firma, którą Brendan i Kim Whitlock odwiedzili w Chicago, analizując skargi klientów złożone w zeszłym roku. Głównie brak terminowej spłaty kredytów.
Stuckey odezwał się pierwszy.
– Jesteś pewna?
– Na dziewięćdziesiąt procent.
– To nie pewność.
– Nie. To znaczy, że jestem pewna na dziewięćdziesiąt procent. Właśnie dlatego mówię, że na dziewięćdziesiąt. Gdybym była zupełnie pewna, powiedziałabym, że na sto procent.
Stuckey wyciszył telefon.
– Rozumiem, dlaczego ją lubisz. Jest zadziorna.
Brendan przewrócił oczami i włączył mikrofon.
– Dlaczego na dziewięćdziesiąt procent? Co znalazłaś?
– Sześć lotów członka kadry zarządzającej komercyjnymi liniami lotniczymi w ciągu ostatniego roku.
– To jeszcze o niczym nie świadczy.
– Po co latać komercyjnymi liniami, skoro mają trzy prywatne odrzutowce?
– Kim, to…
– Nie poproszono o zwrot kosztów żadnej z tych podróży.
Stuckey zmrużył oczy.
– Więc jak się o nich dowiedziałeś?
– Z wyciągów z kart kredytowych, które ktoś skopiował, gdy po raz pierwszy zażądaliśmy dokumentów.
– Czyja to karta kredytowa?
– Ich szefa, Isaaca Alforda.
– Nie ma nic nielegalnego w podróży do Laosu na własny koszt. Mógł spędzać tam wakacje.
– Sześć razy w ciągu roku? Daj spokój, to nie wakacje, tylko interesy. Nikt nie jeździ do Laosu dla przyjemności. – Dość słaba poszlaka – zauważył cicho Stuckey.
Kim nie dawała się zbić z tropu.
– Sześć razy!
– Wyciszę cię na chwilę, Kim. – Stuckey wyłączył telefon, nim zdążyła zaprotestować, po czym zerknął na Brendana. Na jego twarzy malowało się lekceważenie.
– Laos jest podejrzany, bo korzystają z niego specjaliści od prania brudnych pieniędzy, muszę to przyznać. Ale jeśli ktoś pierze pieniądze, nigdy tam nie jeździ, tylko stara się to ukryć. Bardziej prawdopodobne, że Alford to pedofil i po prostu chciał się zabawić. Jest tam mnóstwo prostytucji dziecięcej.
Stuckey prawdopodobnie miał rację. Był przemądrzały, ale zajmował się tym dłużej od Brendana, a na pewno od Kim. Kryminaliści nie są przesadnie inteligentni, Brendan często to widywał. Włączył telefon.
– Kim, powiedziałaś, że twoim zdaniem może ukrywać pieniądze w Laosie. Co łączy te podróże z firmą?
– Robin Church.
– Kto?
– Ktoś napisał nazwisko Robina Churcha na wyciągu z karty kredytowej, a potem otoczył je kółkiem. Znalazłam to samo nazwisko w kilku wewnętrznych raportach kasowych INTENT. Ten sam charakter pisma, to samo kółko. Czasem ze znakiem zapytania albo wykrzyknikiem. Jakby ktoś próbował łączyć fakty. To nie charakter pisma Isaaca Alforda, co oznacza, że to nie jego robota. Zrobił to ktoś inny i chciał, żebyśmy to zobaczyli.
Brendan zacisnął usta.
– Stuckey ma rację, Kim. Materiał jest słaby.
– Ale to już coś – odpowiedziała zdecydowanie.
– Czy INTENT ma pracownika o nazwisku Robin Church?
– Nie. Ktokolwiek to napisał, chce, żebyśmy się skupili na Alfordzie. W jakim innym celu włączono do dokumentacji wyciąg z jego prywatnej karty kredytowej?
Stuckey przewrócił oczami.
– Poczekaj chwilę, Kim. Posłuchaj miłej muzyczki. – Wyłączył mikrofon. – Jeśli zaniesiecie to wicedyrektorce, przeniesie was do działu obsługi klienta.
Brendan nie był tego zupełnie pewien.
– Coś w tym może być. Może to sygnalista, który chce dać cynk?
– Wygląda jak wielkie nic. Jeśli zaczniesz w tym grzebać, dowiesz się tego, co powiedziałem. Ich dyrektor latał do Laosu ruchać małych chłopców albo małe dziewczynki. Jakiś zasrany zbok, nic więcej.
– Więc dlaczego nazwisko Robina Churcha pojawia się w wewnętrznych dokumentach? Nie byłby to pierwszy przypadek, gdy znaleźliśmy dowody, że firma prowadziła wewnętrzne śledztwo, nim się nią zainteresowaliśmy. Może Kim się pomyliła? Może Alford znalazł nielojalnego pracownika i usiłował rozgryźć sprawę? Tak czy inaczej, to niejasne.
Stuckey zastanawiał się przez chwilę i włączył telefon.
– Kim, musisz znaleźć coś jeszcze, nim pójdziemy z tym do wicedyrektorki.
– Gdybyś sam to znalazł, natychmiast byś do niej poszedł – odparła Kim. – Jestem tego pewna.
– To nieprawda. Ja…
Rozłączyła się. Stuckey gwizdnął.
– O Boże… Jej szkolenie musi być mordęgą. Od kiedy pracuje?
– Od dwóch lat.
– Założę się, że nie potrafi policzyć do trzech.
– Jest inteligentna, po prostu trochę niecierpliwa.
Stuckey dopił piwo i wstał. Znowu patrzył na Mandy po drugiej stronie korytarza.
– Może powinienem załatwić coś fajnego dla Hannah?
– Dlaczego nie kupiłeś czegoś, kiedy tam byliśmy? Musimy wracać do biura.
– Mówiłem coś o kupowaniu? – Zniżył głos. – Wczoraj wieczorem Hannah powiedziała, że ma ochotę na seks we troje.
Brendan rzucił na ladę dwudziestodolarówkę i pokręcił głową.
– Dlaczego wszyscy prowadzą bardziej interesujące życie ode mnie?
Kiedy Brendan w końcu wrócił do domu, zachodziło słońce. Abby stała przy drzwiach frontowych. Uniosła komórkę. Maleńki timer w rogu świecił na czerwono, podobnie jak w telefonie Brendana przed niespełna czterdziestoma minutami. Zanim zdążył coś powiedzieć, rozległy się trzy melodyjne dźwięki i z zegarka Apple Brendana dobiegł komunikat:
Miał pan przyjechać do domu o osiemnastej. Spóźnienie kosztowało pana 30 punktów.
Tik-tak, panie Hollander!
– Cudownie. – Pokręcił głową i uśmiechnął się przepraszająco do Abby. – Na I-90 był wypadek, zamknięto trzy pasy ruchu. Zdołałem zjechać w Brownling wraz z połową samochodów. Przepraszam, nie mogłem wrócić wcześniej. – Mamy rezerwację za godzinę i dwadzieścia trzy minuty. Menton’s nie przedłuży rezerwacji więcej niż o pięć minut, nie przy takich kolejkach. – Abby wyglądała, jakby miała za chwilę wybuchnąć. – Dojazd zajmie co najmniej pół godziny, więcej, jeśli uwzględnić parkowanie. A jeszcze musimy się przygotować. Może powinieneś był wyjść wcześniej z pracy?
Odwróciła się i zbiegła po schodach, nim Brendan zdążył odpowiedzieć.
– Znakomity początek randki – mruknął i ruszył za nią.
Znalazł ją stojącą w sypialni. Na łóżku leżały dwa pudełka i błyszcząca torba z logo Gary’ego Perceya. Był to ekskluzywny butik z męską odzieżą w Middleton w Bostonie. Przejeżdżał obok niego milion razy, ale nigdy nie wszedł do środka. Sklepy sprzedające szyte na miarę garnitury znanych projektantów, których nazwisk nie potrafił wymówić, nie mogły interesować człowieka pobierającego państwową pensję. Wolał kupować ubrania w Men’s Wearhouse albo w sieci Sears na wyprzedażach w czarny piątek.
Położył na łóżku torbę z Victoria’s Secret. Stali naprzeciwko siebie jak para rewolwerowców w starym westernie. Brendan niemal spodziewał się, że za chwilę powieje wiatr niosący kępy chwastów, gdy Abby przesunęła w jego stronę dwa pudełka i torbę wraz z wydrukiem ze strony internetowej Gary’ego Perceya.
– Wszystko jest na zdjęciu.
Na pogniecionej fotografii widać było dwudziestokilkuletniego modela patrzącego w obiektyw. Miał na sobie… co właściwie miał na sobie? Spodnie khaki, brązowe półbuty, skarpetki w szkocką kratę. Biała koszula była rozpięta pod szyją, narzucił na ramiona ciemnoczerwony sweter. Trzymał go jedną ręką.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki