33,50 zł
Korzenie europejskiej cywilizacji sięgają najdawniejszych czasów starożytnego Egiptu. To wówczas nad Nilem żyła Nefretete – jedna z najbardziej wpływowych kobiet w historii tego kraju. Kim była ta, której imię oznacza „Piękna, która przybyła”? Księżniczką Taduhepą z Mitanii czy córką wpływowego arystokraty, doradcy dworu faraona? Jak została macochą Tutenchamona? I czy Echnaton, jej mąż, rzeczywiście cierpiał z powodu impotencji? Co stało się z potężną królową, jedyną kobietą w starożytnym Egipcie, która w czasie rytuałów używała maczugi hedż, roztrzaskując nią głowy nieprzyjaciół? Gdzie została pochowana? Boska Nefretete odkrywa wiele sekretów starożytnego Egiptu, odsłania nie do końca poznane obyczaje tej odległej cywilizacji, tajemnicze wierzenia, ówczesną kulturę i architekturę. Autorka zaprasza czytelnika do świata mądrych i silnych kobiet, pielęgnujących wiedzę przodków, obdarzonych niezwykłymi zdolnościami, parającymi się magią i lecznictwem, a nawet podróżującymi w czasie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 440
Boska Nefretete
Copyright © 2021 by Ewa Kassala
Copyright © 2016, 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz
Zdjęcie na okładce:
Zdjęcie autorki: Łukasz Jungto
Redakcja: Krystyna Borowiecka-Strug
Korekta: Małgorzata Hordyńska, Marta Chmarzyńska
ISBN: 978-83-8230-205-9
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail:[email protected]
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga
E - wydanie 2021. Wydanie II poprawione
Dawno, dawno temu, ponad 1300 lat przed Chrystusem, w królestwie Mitanni, którego dziś próżno szukać na mapach, mieszkała piękna księżniczka. Jej ojciec, król Tuszratta, bardzo ją kochał.
W sąsiednim, najpotężniejszym w tamtych czasach, bajecznie bogatym królestwie Egiptu rządził faraon Amenhotep III. Poddani, o których bardzo się troszczył, szanowali go i czcili niemal jak boga, życząc mu długiego życia. Jednak król był bardzo chory i wiedział, że już wkrótce nie będzie mógł podziwiać wód dostojnego Nilu. Miał dwóch synów. Wielka była jego rozpacz, kiedy starszy, Totmes, który miał odziedziczyć tron, nagle zachorował i zmarł.
Młodszy, noszący takie samo imię jak ojciec – Amenhotep, miał dopiero jedenaście lat. Czas spędzał najchętniej z matką, królową Teje. Był wrażliwy i inteligentny, ale też delikatny i chorowity. Wcześniej nie przygotowywano go do sprawowania władzy, jednak nowe okoliczności wymusiły szybkie nadrobienie zaległości. Faraon wysłał go w podróż, wierząc, że odwiedzenie sąsiednich królestw przyspieszy jego naukę i dojrzewanie. O wadze wyprawy i nadziejach z nią związanych świadczyło to, że księciu towarzyszył Eje – Wielki Naczelnik Królewskich Rydwanów i Kapłan Maat, pierwszy, najważniejszy doradca faraona. Poza intensywnym przygotowywaniem księcia do roli władcy naczelnik miał też w Mitanni do wypełnienia ważną i bardzo delikatną misję.
I tu zaczyna się ta opowieść…
Księżniczka z Mitanni i książę Egiptu
To najpiękniejsza z moich córek. – Tuszratta wskazał kąpiącą się w pałacowym basenie Taduhepę. – Jeśli faraon, jak mówisz, zechce ją uczynić swoją żoną, będzie to dla Mitanni wielki zaszczyt.
Eje towarzyszył w podróży młodemu następcy egipskiego tronu. Bawili na mitannijskim dworze już od trzech dni, ale dopiero tego ranka pierwszy raz miał okazję zobaczyć księżniczkę.
Kilka miesięcy wcześniej, w Egipcie, po zaledwie trzech dniach nagłej i ciężkiej choroby, zmarł, wychowywany i namaszczony na dziedzica korony Górnego i Dolnego Państwa, starszy syn faraona, Totmes. Po powrocie z polowania na tygrysy, dopadła go gorączka. Najlepsi medycy bezradnie rozkładali ręce. Kapłani zanosili modły, w świątyniach w dzień i w nocy rozbrzmiewały pieśni błagalne, złożono hojne ofiary, by prosić bogów o pozostawienie księcia wśród żywych. Faraon, mimo że sam był chory, wraz z Królewską Małżonką Teje dnie i noce czuwał, modląc się głośno do Amona. Nic nie pomogło. Totmes zmarł.
Faraon, przeczuwając, że wkrótce i jemu będzie dane ujrzeć boskie oblicze wielkiego Ra, postanowił, że Amenhotep, jego młodszy syn i kolejny prawowity spadkobierca, zanim obejmie władzę, powinien jak najszybciej poznać dwory i obyczaje panujące w państwach sąsiadujących z Egiptem. Być może też, myślał król, chłopiec dostrzeże na sąsiednich dworach księżniczkę, która w przyszłości mogłaby zostać jego żoną. Królewska Małżonka Teje, mocno związana z synem, nie sądziła, że tak szybko przyjdzie jej się z nim rozstać. Jednak w imię dobra dynastii i imperium, znając stan zdrowia swojego męża, rozumiała, że młodego Amenhotepa należy jak najszybciej przygotować do przejęcia władzy.
Opieka nad księciem w czasie podróży została powierzona najbardziej zaufanemu z dostojników dworskich. Eje był nie tylko Wielkim Naczelnikiem Królewskich Rydwanów i Pierwszym Pisarzem Królewskim, ale także Nadzorcą Wszystkich Pisarzy. Znał więc niemal wszystkie królewskie tajemnice i uczestniczył w większości działań dyplomatycznych faraona. Najczęściej to właśnie on przekazywał dostojnikom i przedstawicielom obcych państw słowa i decyzje Amenhotepa. Był powszechnie uważany za człowieka cieszącego się na dworze największym zaufaniem władcy.
Tuszratta ucieszył się, gdy zapowiadany przez wysłanników faraona młody książę pojawił się w Mitanni w towarzystwie męża o tak wielkim znaczeniu. Król został uprzedzony, że naczelnik będzie chciał z nim rozmawiać na temat przyszłości Taduhepy. Nie wiedział jednak, że faraon powierzył mu jeszcze jedną, bardzo delikatną misję.
– Uroda księżniczki tysiąckroć przewyższa nasze o niej wyobrażenie – przyznał Eje i dodał z właściwą sobie finezją i zwyczajem egipskim: – Taduhepa jest wartościowym darem bogów dla jej niezwykłego ojca i całego twojego kraju, panie.
– Prawda? – Z satysfakcją zaśmiał się Tuszratta, spoglądając na naczelnika, który nie odrywał wzroku od księżniczki. – Całe złoto świata nie zrównoważyłoby mojej straty, gdyby okazało się, że moja piękna i mądra ukochana córka ma opuścić nasze królestwo.
– Księżniczka ma już piętnaście lat. Czas oddać ją światu.
– Nie chcę się spieszyć z wypuszczeniem z gniazda mojego najukochańszego szczęścia.
Taduhepa wyszła z basenu. Jej wąskie, drobne stopy delikatnie dotknęły posadzki z błękitnych szklanych płytek. Poruszała się lekko, z gracją, jakby płynęła. Była naga.
Król z satysfakcją dostrzegł, że Egipcjanin wstrzymał oddech. Liczył na właśnie taką reakcję. Od dawna marzył o trwałym sojuszu z potężnym, bogatym sąsiadem. A cóż mogło utrwalić go lepiej niż małżeństwo? Co prawda miejsce królowej Egiptu było od dawna zajęte, nie zanosiło się też, żeby w najbliższym czasie Teje, szlachetna małżonka Amenhotepa III, oby żył wiecznie, miała opuścić ten świat. Jednak gdyby Taduhepie przypadła rola drugiej żony, a najlepiej małżonki dziedzica, mogłoby to zapewnić sojusz, o jaki od lat zabiegał. Przyniosłoby mu to też, jak myślał, poważne wzbogacenie królewskiego skarbca – wszak Egipt słynął nie tylko z wielkiej siły, ale także z niewyobrażalnego bogactwa. Kiedy więc zauważył, że jego córka wywarła odpowiednie wrażenie na specjalnym wysłanniku, nie był w stanie ukryć radości.
– Żałuję, że nie ma tu z nami następcy tronu – wzniósł kolejny już tego ranka kielich doskonałego figowego wina, które rozkazał podać do śniadania. – Nie sądzisz, że poranne widoki Mitanni uradowałyby jego serce?
– Młody książę jest w swoich komnatach. Odpoczywa po trudach podróży. Jak wiesz, panie, jest jeszcze młody, a jego organizm dopiero się kształtuje.
– Ma jedenaście lat?
– Niedługo minie dwanaście, od kiedy, z woli bogów, pojawił się na świecie.
– Ojciec dość wcześnie zdecydował się wysłać go w świat… – Tuszetta się zamyślił. – Ubolewam nad śmiercią najstarszego dziedzica. To prawdziwa tragedia dla królewskich małżonków i całego Egiptu. Kiedy dotarła do nas wiadomość o śmierci księcia Totmesa, cały nasz kraj pogrążył się we współczującym bólu. – Jego wzrok powędrował w stronę Taduhepy. Jej widok wyraźnie rozpogodził jego oblicze. – Jak dobrze, że rozdarte żałobą serca Amenhotepa i Teje cieszy tak zdolny syn, jakim jest młody książę Amenhotep, którego mamy zaszczyt i honor gościć!
Eje skłonił głowę przed mądrością Tuszratty i uznając, że grunt został odpowiednio przygotowany, przystąpił do wykonania najdelikatniejszej części powierzonej mu misji.
– Królu, dociekliwość twoich dyplomatów i skuteczność pracy twoich służb jest znana na świecie, zapewne więc nie jest dla ciebie tajemnicą, że faraon cierpi na pewne dolegliwości. Nasi medycy robią, co w ich mocy, ale udaje im się tylko na chwilę ulżyć władcy w cierpieniu. – Zawiesił głos. – Nie przedstawiałbym ci, panie, tych informacji, gdyby nie fakt, że faraon prosił mnie o osobiste przekazanie ci jego prośby.
Tuszratta odstawił kielich, wytarł ozdobione licznymi pierścieniami pulchne palce o leżącą na stole serwetę i pokiwał głową z rosnącym zainteresowaniem, którego nie zamierzał dłużej ukrywać.
– Jestem pewien, że zachowanie najwyższego poziomu dyskrecji w tej sprawie rozumie się samo przez się, panie? – upewnił się Eje.
– Mam nadzieję, że nie miałeś zamiaru obrazić tymi słowami majestatu króla?
– Skądże! Proszę jedynie o zachowanie pełnej tajemnicy, sprawa bowiem ma najwyższą wagę państwową, a jest przy tym niezwykle delikatnej natury.
Gdyby chodziło o kogoś innego, a nie o wysłannika i zaufanego sługę faraona, po takich słowach król mógłby poczuć się urażony i tym samym uznać rozmowę za zakończoną, teraz jednak roześmiał się rubasznie, klepiąc się po obfitym brzuchu, i gestem dłoni odprawił służących. Zamierzał doprowadzić plany związane ze ślubem córki z egipskim faraonem do szczęśliwego finału. Bez względu na to, czy miałaby poślubić Amenhotepa III, czy jego syna.
– Mów – rozkazał, kiedy zostali sami.
Naczelnik zlustrował wzrokiem pomieszczenie, przysunął się do króla, wciąż jednak stojąc wystarczająco daleko, by zachować niezbędny dystans, i zniżył głos.
– Faraon złożył bardzo hojne dary bogom, jednak jego cierpienia nie ustają. – Eje miał prawdziwie zatroskaną minę. – Prosi – jeszcze bardziej ściszył głos – żebyś wysłał mu błogosławieństwo waszej pomagającej w cierpieniu bogini Isztar. A wraz z nią jej kapłankę słynącą z umiejętności leczenia najtrudniejszych nawet chorób.
Król Mitanni wyprostował się zaskoczony i przyjrzał się naczelnikowi ze zdumieniem i niedowierzaniem. Ten pokiwał głową, potwierdzając wypowiedziane przed chwilą słowa. A widząc, że król w pełni pojął powagę sytuacji, kontynuował.
– Faraon wierzy w cudowną moc Isztar i umiejętności jej Wielkiej Kapłanki. Dużo o niej słyszał. Królowa Teje ma posąg Hathor, jej egipskiej siostry, w swoich komnatach. Jest przecież, jak wiesz, Wielką Kapłanką Bogini. Faraon przywiązał się do myśli, że Isztar go uratuje. My wszyscy, którzy go kochamy, na czele z Królewską Małżonką, która jest najzagorzalszą zwolenniczką tego pomysłu, też mamy taką nadzieję. Żeby jednak nie obrazić egipskich bogów, kapłanów i medyków, i żeby wszystko wyglądało jak najbardziej naturalnie, prosimy cię, królu, żeby posąg bogini zawitał do nas jako towarzyszący księżniczce Taduhepie.
Tuszratta zamyślił się. A więc to tak, pomyślał, chcą Kapłanki Isztar i jej leczniczych umiejętności. Taduhepa ma być tylko dodatkiem.
– Faraon boi się gniewu kapłanów? – zapytał, oficjalnym uśmiechem pokrywając zdumienie, które wciąż go nie opuszczało.
– Faraon jest, jak wiesz, królu, najwyższym kapłanem w Egipcie. Nie o lęk więc tu oczywiście chodzi, lecz o dyplomację. Nie chcę zanudzać cię sprawami Egiptu i opowiadać o kapłanach Amona, którym czasami wydaje się, że znaczą i mogą więcej, niż jest w rzeczywistości. Zaufaj więc, proszę, moim słowom i bądź pewien, że królowa potrafi odpowiednio docenić twoje zrozumienie dla naszej sytuacji. Wiemy, że Wielka Kapłanka nie może opuścić Mitanni, bo jest związana przysięgą. Musi być zawsze w pobliżu miejsca, w którym znajduje się główny posąg bogini Isztar. Wierz mi, królu, że gdyby nie choroba, faraon przybyłby złożyć hołd Isztar osobiście. Jednak w obecnej sytuacji nie jest to możliwe – podkreślił swoje słowa bezradnym rozłożeniem rąk. – Rozumiemy wasze uwarunkowania i szanujemy zwyczaje. Równocześnie prosimy o zrozumienie dla naszej sytuacji. Jeśli wielka bogini Isztar przybędzie do Egiptu w orszaku księżniczki, nikt nie dostrzeże w tym niczego niewłaściwego. Gdyby jednak faraon sprowadził obcą boginię, nawet największą i słynącą ze skuteczności, żeby ulżyła mu w chorobie, nie byłoby to działanie roztropne dla zachowania równowagi władzy państwowej. Dlatego proszę cię, królu, w imieniu faraona, oby żył wiecznie, Królewskiej Małżonki i własnym, żebyś mocą swej boskiej władzy wydał kapłance odpowiednie polecenia. Jeśli nie może opuścić posągu Isztar, to niech on towarzyszy jej podczas wizyty w Egipcie.
Tuszratta rozważał znaczenie tego, co usłyszał. Eje również milczał, wiedząc, że król potrzebuje czasu, żeby jeszcze raz zastanowić się nad znaczeniem każdego użytego w rozmowie słowa.
– Aż tak wielkie są cierpienia Amenhotepa? – odezwał się król po dłuższej chwili.
– Każdego dnia zanoszę modły, by księżniczka nie przybyła na nasz dwór zbyt późno.
– Tak, rozumiem – Tuszratta uśmiechnął się chytrze i stwierdził mrużąc oczy: – Nie wiem, czy będę w stanie rozstać się z moją ukochaną córką… – Westchnął, spoglądając badawczo na naczelnika.
– Uczynimy wszystko, królu, by właściwie wynagrodzić ci tę stratę – zapewnił Eje.
Król pokiwał głową, dając w ten sposób znać, że skoro tak, to jest gotów rozważyć propozycję, i obaj ponownie spojrzeli w stronę Taduhepy.
W tym samym czasie patrzył na nią ktoś jeszcze. Najbardziej okazałe komnaty pałacu, których okna wychodziły na ogród z basenem, król przeznaczył dla księcia Egiptu. Lokując go właśnie w tym miejscu, liczył na to, że któregoś ranka dostrzeże w kąpieli księżniczkę, spodoba mu się, bo jakże mogłoby być inaczej, zapała do niej uczuciem, a dalej, przy drobnej pomocy dyplomacji i złota, sprawy potoczą się niemal same.
Książę stał przy oknie, starając się, by nikt go nie zauważył.
Księżniczka miała bardzo jasną karnację. Mokre długie, gęste, ciemne włosy zakrywały drobne, kształtujące się dopiero piersi. Spływająca z nich woda tworzyła połyskujące w słońcu strużki. Poruszała się z niebywałą gracją, stawiała stopy ostrożnie, zaczynając od smukłych palców. Jej biodra kołysały się przy tym, wprawiając w kuszący ruch także ramiona i lekko odchyloną do tyłu głowę. Po wyjściu z basenu została natychmiast otoczona przez wianuszek trzymających nad nią parasole służących, przeszła kilka kroków i ułożyła się na kamiennym stole stojącym pod szerokim, strojnym baldachimem. Rozpoczął się codzienny rytuał masowania i namaszczania jej ciała wonnymi olejkami. Księżniczka przeciągała się i niewinnie wzdychała. Zdawała się nie podejrzewać, że patrzy na nią tak wiele par oczu.
Jednak to były tylko pozory. Znacznie wcześniej, kiedy na dwór dotarła wiadomość, że wkrótce przybędzie do Mitanni następca egipskiego tronu w towarzystwie czcigodnego Eje, było wiadomo, że do tak niezwykłej wizyty należy podejść z najwyższą starannością. Tuszratta nakazał, by na dwór przybyły kapłanki Isztar, u których już wcześniej Taduhepa wielokrotnie pobierała nauki, i zajęły się jej przygotowaniem do właściwego postępowania z młodym księciem. Miała wiedzieć kiedy, gdzie i jak mu się pokazywać, co mówić, jakie pieśni śpiewać, jaką poezję recytować. Wybrano dla niej odpowiednie stroje i biżuterię. Opracowano strategię działania. Chodziło o to, by księżniczka olśniła gościa, równocześnie go nie onieśmielając. Miała być niewinna, a zarazem intrygująca. Powinna go oczarować, ale w żaden sposób nie być nachalną. Następca egipskiego tronu był bardzo młody, jak donosili szpiedzy, wciąż niewinny, a przy tym niezwykle wrażliwy. Księżniczka była piękna i inteligentna, ale o trzy lata starsza od księcia, toteż przy niewłaściwym postępowaniu mogła go do siebie zrazić. A na taki rozwój spraw na mitannijskim dworze nikt nie chciał pozwolić. Kapłanki Iszatar po mistrzowsku opanowały sztukę panowania nad męskimi sercami. Od wieków gromadziły wiedzę, którą potrafiły doskonale wykorzystywać w praktyce. Używając wszelkich dostępnych kobiecie środków, możliwości i narzędzi, były w stanie sprawić, że mężczyzna uzależniał się od nich tak, jakby był pod wpływem magicznych nektarów. A przecież one nie czarowały, jedynie z największym kunsztem i znawstwem posługiwały się własnym ciałem i umysłem, działając na męskie zmysły i ducha. I robiły to po mistrzowsku. Pod okiem Wielkiej Kapłanki Dinany od lat uczyły tej sztuki również Taduhepę.
Tuszratcie zależało na trwałym sojuszu z potężnym Egiptem, a małżeństwo byłoby do tego najprostszą drogą. Jednak związek z faraonem, który wkrótce miał się przenieść do lepszego świata, nie był dla niego wymarzonym mariażem dla córki.
Jakie szanse i wpływy miałaby Taduhepa na egipskim dworze? – zastanawiał się. Królowa Teje, piękna, mądra i wciąż bardzo silna, ma niewiele ponad pięćdziesiąt lat. Na pewno nie pozwoli na uszczuplenie swoich wpływów na rzecz młodziutkiej Taduhepy, jest na to zbyt doświadczona. Wręcz przeciwnie – przy pierwszej okazji zrobi wszystko, żeby się jej pozbyć, jako stanowiącej potencjalne zagrożenie. Postąpi z nią być może nawet gorzej, niż kilkanaście lat wcześniej z jego siostrą Giluhepą, niech bogowie mają ją w swojej opiece!
Po kolejnej rozmowie z Eje, gdy ten ponownie zapewnił króla o sowitym wynagrodzeniu, jakie mógłby otrzymać od Teje, a zwłaszcza kiedy jego szpiedzy potwierdzili informacje dotyczące coraz gorszego zdrowia faraona, Tuszratta utwierdził się w przekonaniu, że wybrał dla córki właściwą drogę.
Tak doskonała szansa nie pojawiła się nigdy dotąd, myślał. Faraon prosi o wsparcie. Chce pomocy naszej Wielkiej Kapłanki. Taduhepa jest tylko pretekstem, no cóż, to oczywiste, ale jestem w stanie się z tym pogodzić. W sumie, to dla niej tylko lepiej – cieszył się. – Stary faraon tak naprawdę jej nie potrzebuje. Byłaby jedynie obciążeniem dla niego i potencjalnym zagrożeniem dla królowej. – Klasnął w ręce z radości, bo utwierdził sam siebie, że po nieudanym eksperymencie z jego siostrą Giluhepą, po latach czekania, ma wreszcie drugą szansę zrealizowania swojego wielkiego politycznego planu. – Muszę jak najszybciej skierować sprawy we właściwe koryto rwącej rzeki egipskiej polityki – zdecydował i kolejny już raz tego dnia uśmiechnął się do swoich myśli. Wyślę faraonowi Wielką Kapłankę, może go uleczy? Jeśli jej się to uda, król nie będzie się mógł wycofać z obietnicy ożenku. Być może nawet królowa przyjmie z wdzięcznością księżniczkę przynoszącą zdrowie jej mężowi. Taduhepa jest inteligentna, piękna i zdolna, a do tego dobrze przygotowana do życia. Jednak czy poradzi sobie na egipskim, pełnym cynizmu i intryg największym dworze świata? Wciąż jest taka niewinna! Jej sytuacja będzie zależała niemal wyłącznie od tego, czy uda jej się zaskarbić łaski Teje. Królowa ma potężną władzę. Od czasu choroby męża w zasadzie sama sprawuje rządy. Jest mądra i silna. Czy Taduhepa zdoła ją do siebie przekonać?
Na czole Tuszratty pojawiły się bruzdy zamyślenia. Nadarzała się wspaniała okazja zbliżenia z największym mocarstwem świata. Niosło to z sobą możliwość uzyskania wielu profitów.
Z takim sojusznikiem będziemy silni i już nikt nam nie zagrozi. Będziemy mieli bezpieczne granice, a w razie jakichkolwiek rozruchów wewnętrznych czy napaści z zewnątrz zagwarantowane wsparcie wojskowe – porządkował swoje myśli. – Z egipskich skarbców dostaniemy mnóstwo złota, zażądam go już teraz, zanim wyślę tam kapłankę. Bo później nie wiadomo, jak się sprawy potoczą, a na wdzięczność egipską nie ma co liczyć. Chyba że Taduhepa zostanie Wielką Małżonką… – rozmarzył się. – Z drugiej strony, jeśli Teje dostrzeże w niej zagrożenie, nie zawaha się jej odsunąć w głęboki cień, tak jak zrobiła to z Giluhepą, a w skrajnym wypadku nawet pozbyć się jej ostatecznie. – Ta wciąż powracająca do jego umysłu wyraźna, realistyczna wizja tak mocno znów go zaniepokoiła, że wyprostował się i powiedział głośno sam do siebie: – Taduhepa nie może zostać żoną Amenhotepa III. Musi poślubić jego syna! Tak. I to jest nasz cel!
Książę Egiptu już prawie zasypiał, gdy w ciszy nocy usłyszał śpiew. Brzmiał jak najpiękniejsza niebiańska muzyka. Towarzyszyły mu dźwięki liry.
Miłość, której pragnę, jest jak miód,
jest jak wonne olejki do ciała,
jest jak najpiękniejsze szaty bogów,
jak kadzidło wdychane przez Pana Wszechrzeczy.
Ześlij mi ją, o Pani, proszę,
a będę z ukochanym do dnia odpoczynku w starości,
będę z nim w miłości każdego dnia…
Wyjrzał przez okno. Dwaj słudzy, chłopcy z najlepszych egipskich domów, ułożeni na spoczynek na wygodnych derkach przy łożu swojego pana, gdy tylko zauważyli, że książę podniósł się z posłania, natychmiast również zerwali się na równe nogi.
– Śpijcie – uspokoił ich. – Chcę tylko zobaczyć, kto tak pięknie śpiewa.
– Panie, to księżniczka Taduhepa – odezwał się Seneb, starszy ze służących.
– Co o tej porze robi w ogrodzie? – Książę wychylił się przez okno i spostrzegł drobną postać siedzącą pod drzewem figowca.
Księżniczka była w białej zwiewnej sukni, prawie całkowicie zakrywającej jej ciało. Mimo szala, który zarzuciła na ramiona, nawet z daleka było widać, że drży. Podobnie jak w Egipcie, w miesiącu pharmuti noce w Mitanni były dość chłodne.
– Ciekawe dlaczego nie ma z nią służących? – skierował pytanie do Seneba, który zawsze miał odpowiedź na wszystko.
– Może księżniczka chce być sama – bardziej zapytał, niż stwierdził chłopak. – Czasami każdy z nas potrzebuje odrobiny prywatności.
– Śpiewa bardzo rzewne piosenki – zamyślił się książę.
– Tęskni za miłością. – Seneb popisał się znajomością natury kobiet – To często się zdarza kobietom.
– Jest bardzo ładna – z chłopięcą szczerością rozpromienił się książę.
– Ładna, to mało powiedziane – zawołał z entuzjazmem Seneb. – Piękniejszej dziewczyny, z całym szacunkiem dla wszystkich innych księżniczek, nie widziałem nigdy w życiu, a trochę już żyję na tym świecie.
– Masz dopiero szesnaście lat – zaczepnie odezwał się milczący do tej pory Meryneit.
– To o całe cztery więcej niż ty! – Seneb z dumą zadarł głowę.
– Mnie też księżniczka bardzo się podoba – ugodowo westchnął tamten i przymknął oczy, wyrażając w ten sposób zachwyt. – Jest naprawdę śliczna! Wygląda jak bogini…
– Jeśli tylko zechcę, będzie moja! – stanowczo stwierdził książę i nie prosząc służących o pomoc, szybko założył ciepłą opończę, a drugą przerzucił sobie przez ramię. – Idę do niej.
Chłopcy spojrzeli na siebie ze zdumieniem i stanęli po obu stronach swojego pana, gotowi mu towarzyszyć. Nigdy wcześniej książę nie zdradzał tak żywego zainteresowania żadną z kobiet. To było dla nich coś całkiem nowego.
– Idziemy! – zawołali równocześnie.
– Pójdę sam – zdecydowanie odsunął ich na bok.
Postali chwilę za zamkniętymi drzwiami komnaty, po czym wyszli na pałacowy korytarz, by bezgłośnie podążać śladem księcia. Ich zaszczytnym obowiązkiem było bowiem dbanie o jego komfort i bezpieczeństwo. Wiedzieli, że cokolwiek by się działo, pod żadnym pretekstem nigdy nie mogą go opuścić. Obaj byli synami zaufanych, zamożnych Egipcjan, już od dzieciństwa przeznaczonymi do towarzyszenia następcy tronu. Zaraz za nimi, zachowując bezpieczną odległość i starając się nie rzucać w oczy, ruszyli także członkowie osobistej straży następcy tronu, silni i sprawni, wybrani do tej roli osobiście przez królową.
Za nimi bezszelestnie podążały, specjalnie od lat szkolone do tej roli, mitannijskie kapłanki Isztar, których jedynym świątynnym i życiowym obowiązkiem było niezauważalne dla nikogo strzeżenie życia i zdrowia księżniczki.
Seneb i Meryneit, skradając się cicho, niepostrzeżenie dotarli w pobliże miejsca, w którym siedziała księżniczka. Znaleźli się tam na tyle wcześnie, że mieli okazję, tak jak wszyscy inni obserwujący z ukrycia, usłyszeć prawie całą rozmowę.
– Jestem Amenhotep, następca tronu Egiptu – z dumą i odrobiną młodzieńczej nonszalancji przedstawił się książę, który podszedł tak, że księżniczka nie mogła go wcześniej zauważyć.
Drgnęła zaskoczona, przerywając śpiewanie. Poderwała się z miejsca, ukłoniła zgodnie z mitannijskim obyczajem i spuściła skromnie wzrok, chowając lirę za siebie.
Stała przed nim piękna dziewczyna. Przypominała mu młodą antylopę. Miał pewność, że jej smukłe ciało jest najwspanialszym dziełem bogów, jakie kiedykolwiek oglądały ludzkie oczy. Była tak proporcjonalna, delikatna i idealna w swojej urodzie, że tylko dzięki najwspanialszym bogom mogła pojawić się na ziemi. Była jeszcze bardzo młoda, a już tak skończenie idealna. Długie, proste, miękkie włosy otaczały jej twarz. Ciemne oczy w kształcie migdałów patrzyły na niego z podziwem i zachwytem, oddaniem, czułością i obietnicą czegoś, czego młody książę nie potrafił jeszcze nazwać. Także usta, z których mogły wypływać wyłącznie – był o tym przekonany – słowa prawdy, musiały być podarunkiem od wielkiej bogini Hathor. Dłonie były równie smukłe jak cała reszta pięknego ciała, paznokcie ozdobiono kolorowymi, kwiatowymi ornamentami.
Byli podobnego wzrostu. Stali naprzeciwko siebie, zauroczeni.
Ona urodziła się królową, pomyślał książę.
Jakiż to śliczny chłopiec – w duchu zachwyciła się księżniczka. – Ileż w nim delikatności. Jest subtelny i wrażliwy. Świadczy o tym niezwykła, pociągła szlachetna twarz. Będzie silnym władcą, ma przecież dopiero dwanaście lat, a już ma tak mocno zarysowany podbródek – pomyślała. – Jest jak młody lew. – Wciąż nie podnosząc głowy, przyglądała się dłoniom i stopom księcia. – Chyba nie ma jeszcze zarostu – pomyślała – a niesie w sobie tak wiele siły, pewności i godności, że już teraz jest pewne, że będzie potężnym królem i dokona wielkich czynów. Będę jego królową – postanowiła bez wahania, z młodzieńczym przekonaniem i wiarą, że wszystko jest możliwe. – Pokocha mnie i będziemy razem aż do śmierci.
– Chyba się mnie nie boisz? – Wyciągnął do niej rękę.
Z drżeniem podała mu dłoń i dopiero wtedy ośmieliła się wyżej podnieść wzrok. Jego dotyk był delikatny i przyjemnie chłodny, a spojrzenie pełne szacunku, ale i zaczepnej, wesołej, trochę dziecięcej kokieterii. Zauważyła, że rzeczywiście nie miał jeszcze zarostu.
Okrył ją ciepłą opończą. Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Jesteś księciem, synem potężnego władcy… – wyszeptała, wciąż onieśmielona.
– A ty piękną księżniczką o niebiańskim głosie. Przemawiają przez ciebie boginie. Wiesz, co mi mówią?
– Że… będziesz… faraonem – powoli, wyraźnie i z największym szacunkiem wypowiadała każde słowo, jakby w tej samej chwili także do niej docierało ich znaczenie.
– A ty będziesz moją królową! – zawołał wesoło i z przekonaniem. – I niech tu i teraz wszyscy bogowie będą mi świadkami: gdy zostanę faraonem, ty będziesz moją małżonką!
– Panie? – Z lękiem zabarwionym zachwytem zawołała Taduhepa i zamilkła. Jednak już chwilę później z dumą podniosła głowę. Jej oczy błyszczały. – Jeśli takie jest przeznaczenie, w pełni podporządkuję się boskim wyrokom i twojej królewskiej woli! – Uklękła przed księciem i mimo że według dworskiego protokołu byli sobie równi, złożyła mu najniższy pokłon.
– Wstań – poprosił łagodnie, poruszony jej pełnym oddania zachowaniem. – Jako moja żona, nigdy nie będziesz przed nikim klękać. Nawet przede mną.
Scenie przyglądali się uważnie nie tylko słudzy księcia, członkowie jego osobistej straży i kapłanki Isztar. Zupełnie niezależnie, z dwóch różnych komnat z doskonałym widokiem na ogród, świetnie słysząc każde słowo, robili to także także król Tuszratta i naczelnik Eje. Z innego powodu, ale każdego z nich cieszyło to, że są świadkami narodzin miłości wszechczasów.
Naczelnik Eje
– Naczelniku, pragnę zasięgnąć twojej rady – rozpoczął Amenhotep.
– Panie, jak zawsze, jestem do twoich usług. – Eje skłonił się nisko.
Przybył do komnat księcia natychmiast, gdy tylko Seneb przekazał mu zaproszenie. Było to rankiem, po nocnym spotkaniu księcia z Taduhepą.
Eje nie potrzebował dużo snu. Skończył już czterdzieści lat i od pewnego czasu obserwował, że zmieniają się potrzeby jego organizmu. Nie tylko mniej spał, ale także mniej jadł, a jednak jego umysł i ciało były tak samo sprawne jak wcześniej. Czuł nawet, że umysł ma sprawny i elastyczny jak nigdy dotąd. Cieszyło go to, bo całe dorosłe życie spędził na dworze, oddając umiejętności, talenty i siły w służbie faraonowi, który teraz, w chorobie, potrzebował jego doświadczenia jak nigdy dotychczas. Eje chciał służyć królowi i państwu najlepiej, jak potrafił.
Był najbliższym dostojnikiem dworskim nie tylko dla faraona, ale także dla jego Królewskiej Małżonki. Kiedy choroba sprawiła, że Amenhotep III nie mógł już samodzielnie kierować państwem, stery przejęła Teje. Jej wiara i szacunek dla mądrości i wierności Eje były podobnie duże jak te, którymi darzył go faraon. Tym bardziej że Eje był młodszym bratem jej ojca, czyli jej stryjem, a królowa wierzyła, że więzy rodzinne często, choć nie zawsze, dodatkowo wzmacniają zaufanie.
Eje był postawnym, szczupłym, wysokim mężczyzną. Siwe włosy podkreślały jego wiek i doświadczenie. Nie golił głowy tak, jak czynili to niemal wszyscy inni egipscy kapłani, mimo że mógłby to robić, bo otrzymał od faraona tytuł Wielkiego Kapłana Maat. W upałach Egiptu pozbywanie się włosów z całego ciała było rozwiązaniem higienicznym i nadzwyczaj stosownym, jednak on z dumą nosił swoją siwą, miękką grzywę, która tak mocno wyróżniała go spośród egipskich dostojników.
Od pewnego czasu, gdy zaczął mu dokuczać ból kości, szczególnie kolan i bioder, które ucierpiały w czasie młodzieńczych wypraw wojennych, wspomagał się drewnianym, wysokim jak on sam kosturem. Teje kazała oprawić laskę w srebro i złoto, a szczyt ozdobić szlachetnymi kamieniami. Od tego czasu siwowłosy Eje, w długiej, białej, prostej, skromnej, ascetycznej szacie, występował zwykle z przepięknie zdobionym kosturem, swoistym symbolem swojej władzy. Jedynie na najważniejsze uroczystości opasywał ramiona starannie wyprawioną skórą lamparta.
– Naczelniku, czy nie czas wracać do Egiptu? – rozpoczął książę, kiedy Eje zajął wskazane mu miejsce. – Czy wypełniłeś misję, jaką powierzył ci mój ojciec?
– Panie, jestem już bardzo bliski zwieńczenia jej sukcesem…
– Chciałbym jak najszybciej wrócić do Egiptu, ujrzeć, oby w dobrym zdrowiu, faraona i Królową Matkę. Mam im bowiem do przekazania radosną nowinę.
– Będę zaszczycony i szczęśliwy, jeśli zechcesz, panie, podzielić się nią również ze mną.
Amenhotep zamknął oczy. Pod powiekami miał wciąż obraz Taduhepy. Uśmiechała się do niego oczami świecącymi jak najpiękniejsze gwiazdy. Pochylała głowę z szacunkiem, równocześnie zaś z ciekawością i nieśmiało podnosząc na niego wzrok. Uwielbiał ją za to połączenie delikatności, uległości i kobiecej siły.
– Wiem, że mam w tobie przyjaciela. Ufam więc, że zechcesz pomóc w realizacji moich planów. – Książę zawiesił głos, układając w myślach dalsze słowa, by po chwili szybko je z siebie wyrzucić. – Poznałeś księżniczkę Taduhepę?
– Miałem przyjemność widzieć ją z daleka.
– I jakie są twoje spostrzeżenia?
– Prawdziwie królewska uroda i postawa.
– Godna najwyższych dostojeństw i zaszczytów?
– Zapewne, książę.
Amenhotep zamilkł, czekając na kolejne słowa naczelnika. Jednak doświadczony dyplomata tylko z ciepłym uśmiechem znów pochylił głowę i czekał na następne słowa przyszłego faraona.
– Krótko mówiąc, mój nauczycielu – nie doczekawszy się dalszej części wypowiedzi naczelnika, kontynuował Amenhotep – postanowiłem przedstawić moim królewskim rodzicom kandydaturę Taduhepy na królewską małżonkę.
Eje udał zaskoczenie. Już wcześniej, słuchając nocnej rozmowy księcia z księżniczką, zastanawiał się, jak powinien zareagować na to, czego był świadkiem, a co ważniejsze, w jaki sposób przekazać oczarowanemu młodzieńcowi plany ojca związane z jego wybranką. Był wytrawnym dyplomatą, doświadczenie i intuicja podpowiadały mu możliwy dalszy rozwój wypadków, chciał więc zrobić to tak, żeby nie zranić świeżego uczucia, a przede wszystkim miłości własnej księcia.
Równocześnie wciąż w głowie pulsowała mu myśl o tym, że dni faraona są policzone, a młody książę zasiądzie na tronie być może szybciej, niż wszyscy się spodziewają. Wówczas, choć było niemal pewne, że rzeczywiste rządy będzie sprawować Teje, zdecydowanie lepiej będzie mieć go po swojej stronie i być w jego życzliwej łaskawości. Poza tym, a może przede wszystkim, Eje, po prostu lubił księcia i dobrze mu życzył.
Nie bez znaczenia w tej sprawie były także starania i ambicje Tuszratty. Król Mitanni dosłownie za wszelką cenę zamierzał doprowadzić do tego, by jego córka została królową Egiptu. Przed zdarzeniami nocy, których był świadkiem, jej małżeństwo z chorym faraonem byłoby dla niego w pełni satysfakcjonujące. Jednak w związku z tym, co widział i słyszał w nocy, a dodatkowo, kiedy rano zobaczył rozświetloną twarz zakochanej Taduhepy, uznał, że politycznym celem jego dyplomatycznych zabiegów będzie doprowadzenie do jej związku nie ze starym królem, lecz z następcą tronu.
– Pozwól, książę, że przedstawię ci cele mojej specjalnej misji. – Eje skłonił głowę. – Jak wiesz, twój ojciec od dawna niedomaga. Choroba czyni coraz większe spustoszenie. Medycy robią, co w ich mocy, ale nadzieja na wyzdrowienie jest nikła. Twoja matka, panie, uważa, że w tej tak trudnej sytuacji może pomóc już jedynie Wielka Kapłanka Bogini Isztar. Ma odpowiednią moc, umiejętności i siłę.
– Dlaczego więc jej nie wezwiemy? Już dawno powinna być w Tebach.
– Sprawa jest skomplikowana, książę. I bardzo delikatna. – Naczelnik ściszył głos. – Jesteś już niemal dorosły, twoja roztropność, wiedza, inteligencja i rozwaga zadziwiają nie tylko mnie. Jesteś też nadzwyczaj błyskotliwy, masz wielką elastyczność umysłu, twoja wrażliwość i poczucie Maat gwarantują nam piękne, sprawiedliwe rządy w przyszłości, kiedy zabraknie panującego nam faraona, oby żył wiecznie. Mówię to jako dyplomata, który niejedno w życiu widział, i nauczyciel, który wychował wielu mężów. Jesteś naprawdę wyjątkowy.
Książę uśmiechnął się. Jego Ka zostało mile połechtane.
– Twoja opinia, naczelniku i nauczycielu, jest dla mnie cenna. – Amenhotep starał się zachowywać jak dojrzały władca. – Mów, nie szczędź mi szczegółów. Mam młode ciało, ale czuję się tak, jakbym zgromadził w sobie wiedzę wielu pokoleń. To zasługa wielkiego Ra, który obdarzył mnie darami, o których byłeś łaskaw wspomnieć, ale także mądrych nauczycieli, w tym, w olbrzymim stopniu, twoja.
– Przemawia przez ciebie zaiste królewska mądrość. – Eje był pełen szczerego podziwu dla chłopca, którego znał od niemowlęctwa. Pamiętał doskonale, jak we wczesnych latach chętnie spędzał czas z matką i piastunkami, stroniąc od męskich zajęć. Unikał polowań, trudno było go zachęcić do udziału w ćwiczeniach wojska, a równocześnie z największą radością wdawał się w dyskusje z filozofami i uczonymi. Był dość słaby i chorowity, królowa, w obawie o stan jego zdrowia, chroniła go na wszelkie sposoby, roztaczając nad nim osobiście opiekę, jaką nie obdarowywała żadnego z pozostałych dzieci. Książę nie uprawiał więc ćwiczeń pod okiem żołnierzy, nie uczono go walki wręcz, ale za to szybko nauczył się czytać, rysować i projektować. Cenił kapłanów, znał stare papirusy, giętkością młodego umysłu zaskakiwał nauczycieli. Jednak z powodu troski, jaką otaczała go matka, a także rzadkiej choroby, którą królowa określała darem bogów, był dość wycofany, zamknięty w sobie i słaby fizycznie.
Gdy zmarł jego starszy brat Totmes i stało się jasne, w obliczu szybko postępującej choroby ojca, że Amenhotep wkrótce, z woli najwyższego, zasiądzie na tronie, chłopiec zdawał się dojrzewać do objęcia władzy w tempie, w jakim płynęły wody Nilu w czasie przełomu między porami achet i peret. Eje z podziwem obserwował, jak szybko zachodziła w nim przemiana.
– Panie, powierzę ci z pełnym zaufaniem wszystkie szczegóły mojej tajnej misji, licząc, że niewątpliwie znajdę w tobie sojusznika – powiedział ciepłym głosem. – Otóż sprawy mają się w dużym skrócie następująco: Królowa Matka zdecydowała, żebym jak najszybciej, i nie licząc się z kosztami, sprowadził kapłankę Isztar do Egiptu. – Jeszcze bardziej zniżył głos. – Jednak nie jest to takie proste, jak mogłoby się wydawać. Po pierwsze, w kraju mamy przecież własnych, najsilniejszych w świecie bogów, z którymi nikt nie może się równać, a do tego najlepszych medyków.
– Takiemu mocarstwu jak Egipt nie przystoi sprowadzać obcych bogów i lekarzy, tak?
– Właśnie. Po drugie, wszyscy, którzy mieliby szanse uzdrowić faraona, już tego próbowali i w bezradności rozkładali ręce. Została nam jedynie Wielka Kapłanka. Jednak naczelna zasada jej świątyni brzmi, że musi być ona zawsze w pobliżu głównego posągu bogini. A znaczy to, że nie może opuścić Mitanni nawet na jeden dzień.
Amenhotep słuchał w skupieniu. To patrzył w oczy naczelnika, to przenosił spojrzenie gdzieś w dal. Domyślał się, co powie Eje. I nie chciał tego usłyszeć. Obawiał się, że cel tajnej misji może zakłócić realizację jego marzeń. Z drugiej strony, zdrowie ojca było dla niego najważniejsze i bez namysłu, natychmiast, gotów był odstąpić od planowanego związku z Taduhepą, jeśli miałoby to pomóc ojcu.
– Królowa Teje, znając mitannijskie uwarunkowania, zdecydowała, żebym przekonał Tuszrattę do czegoś, co nie zdarzyło się jeszcze nigdy w historii. Otóż chcemy, żeby kapłanka udała się do Egiptu. Jednak, żeby mogła to zrobić, nie łamiąc przy tym żadnej ze świątynnych reguł, król poprosi ją, żeby towarzyszyła posągowi Isztar, który uda się z wizytą do Teb. Ale co musi się zdarzyć, żeby najważniejszy w Mitanni posąg bogini opuścił swoją świątynię i udał się do innego państwa?
– Coś znaczącego i niezwykłego – cicho i z rosnącym lękiem, bo teraz już miał pewność, do czego zmierza opowieść naczelnika, wyszeptał książę.
– No właśnie! – Eje ucieszył się, że książę w lot zrozumiał pomysł swojej matki. – Posąg bogini i Wielka Kapłanka będą towarzyszyć księżniczce Taduhepie w drodze na spotkanie z faraonem, którego poślubi, jako druga małżonka – Eje zakończył swoją tyradę. – Innego wyjścia nie ma.
– Och – westchnął Amenhotep, który mimo że cały czas spodziewał się, co powie Eje, w duchu liczył, że być może jednak zamiary jego matki względem Taduhepy okażą się inne, niż przewidywał.
– Tak stoją sprawy, mój książę. – zakończył Eje i westchnął głęboko. Widząc jednak starannie ukrywany smutek księcia, a chcąc go pokrzepić i dać mu nadzieję, podkreślił znacząco: – Tak się sprawy mają na dzisiaj. Ale, jak wiemy, życie to proces. Wszystko płynie. Nic nie jest postanowione i zdecydowane raz na zawsze. – Uśmiechnął się, widząc, jak nadzieja wraca w serce chłopca. – Jednak w tej chwili, jestem pewny, najważniejsze jest zdrowie faraona. I temu podporządkowujemy wszystko inne, czyż nie, drogi książę?
– Zdecydowanie tak właśnie będzie – odpowiedział bez wahania. – Masz rację. W obliczu tego, co usłyszałem, nic nie jest ważniejsze nad zdrowie faraona.
– Panie, polityka wiecznego Egiptu musi trwać bez względu na to, kto zasiada na tronie. Nasi bliscy, mimo że bardzo ich kochamy i nie wyobrażamy sobie życia bez nich, kiedyś odchodzą. Musimy pamiętać, my, których bogowie wyróżnili możliwością czuwania nad ciągłością władzy faraonów, że służymy czemuś więcej niż interesom jednego pokolenia. Nawet Święci Ojcowie, którzy, jak wiesz, stoją w Egipcie na straży wiecznego porządku i równowagi między bogami, także wspierają nasze działania. Rozmawiałem z nimi przed wyjazdem. Wszyscy mamy misję, o której powinniśmy pamiętać każdego dnia. To zadanie utrzymania silnego mocarstwa, które będzie promieniało jasnym światłem przez wieki. Państwa, w którym naczelną zasadą jest życie w zgodzie z Maat i obdarowywanie jasnością naszych przyjaciół i wrogów. W ten sposób świat podąża do przodu.
Amenhotep wstał. Wyprężył się jak struna i śmiało, już bez wcześniej wyczuwalnego niepokoju dotyczącego losów jego wybranki, spojrzał w oczy naczelnika.
– Zrobię wszystko, aby tak właśnie było! – zawołał i wysoko podniósł głowę.
Z jego postawy bił blask i potęga odziedziczona po przodkach. Eje był z niego dumny. Wierzył, że w przyszłości będzie mądrym władcą, dla którego dobro Egiptu i życie w zgodzie z Maat będą naczelnymi wartościami panowania.
Podeszli do okna. Spojrzeli na zielone ogrody Mitanni. Milczeli. A gdy emocje nieco opadły, odezwał się naczelnik.
– Rozmawiałem z królem Tuszrattą. Mówił o tym, jak wielkie wrażenie wywarłeś, książę, na jego córce. – Zauważył, że słysząc te słowa Amenhotep ponownie wyprężył się i rozpromienił, co kolejny raz utwierdziło go, że ma do czynienia z zakochanym młodzieńcem. – Zdradzę ci coś jeszcze, jako przyszłemu faraonowi, licząc, że nie tylko zachowasz tę wiadomość dla siebie, ale przybliży ci ona kulisy i subtelności dyplomacji. Otóż Tuszratta tak mocno sprzyja szczęściu córki, że poprosił mnie, żebym otoczył ją szczególną opieką. Król zaoferował mi dziesięć debenów złota za każdy miesiąc, jeśli podejmę się zadania wprowadzenia księżniczki w arkana i zawiłości funkcjonowania tebańskiego dworu.
Książę pominął milczeniem horrendalną wysokość zapłaty, nie zapytał też, czy naczelnik faraona powinien przyjmować takie propozycje. Zupełnie inna kwestia wydała mu się teraz najbardziej istotna.
– Mówisz, że Tuszratta mi sprzyja?
– Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej – cicho roześmiał się Eje, uzmysławiając sobie jeszcze bardziej niż przed chwilą, jak mocno w tak krótkim czasie Taduhepa zawładnęła sercem księcia. – Powiedział mi, że księżniczka wie oczywiście, że taki związek to sprawa państwowa. Jednak ona patrzy na ciebie oczami zakochanej dziewczyny. Tuszratta rozumie też doskonale, że jeśli Taduhepa jest przeznaczona twojemu ojcu, nikt nie sprzeciwi się woli bogów. Któż bowiem z nas śmiertelnych zna ścieżki, jakie oni dla nas planują…
– To prawda, nauczycielu…
– Póki nie jesteś królem, panie, twój los spoczywa w rękach Królowej Matki. To, jak potoczą się losy księżniczki, zależy od bogów, ale także od jej decyzji. To bardzo ważne, jakie wrażenie na królowej zrobi Taduhepa. Trzeba ją dobrze przygotować do wizyty w Tebach. Za twoim przyzwoleniem, panie, zrobię to z największą starannością.
Amenhotep skinął na znak przyzwolenia. Chciał oczywiście, żeby jego wybranka została zaakceptowana przez matkę, marzył, żeby się polubiły. Liczył, że porady Eje mogą w tym pomóc. Wiedział jednak, że Teje jest nie tylko bardzo wymagająca, ale że ocenia innych, szczególnie dziewczęta, nadzwyczaj surowo, porównując je wszystkie do siebie. A jaka kobieta mogłaby dorównać we wspaniałości jego niezwykłej, pięknej i mądrej matce? To jasne, że żadna, pomyślał. Żadna, poza Taduhepą. I odwracając się od okna do wnętrza komnaty, zawołał:
– Nigdy nie uczynię niczego, co nie służyłoby dobru Egiptu! – Było go słychać za drzwiami, gdzie stali jego służący, a także w sąsiednich komnatach i w ogrodach królewskich. Jednak najwyraźniej chodziło mu o to, by usłyszało go jak najwięcej osób, bo dodał równie głośno: – Dobro państwa jest dla mnie i zawsze będzie najwyższą wartością! – Wstrzymał oddech, robiąc pauzę, zaczerpnął powietrza i jeszcze donośniej zadeklarował: – Zrobię wszystko, żeby mój ojciec panował jak najdłużej. Chcę, żeby był zdrowy. Taka jest moja wola! A ciebie naczelniku zobowiązuję do jak najszybszego działania, które doprowadzi do realizacji naszych celów.
– Tak się stanie, panie!
– Wszystko w rękach bogów – dodał już ciszej książę. – Pokochałem księżniczkę, to prawda. I chciałbym, żeby mogła zostać moją żoną. Jednak mówiłem tak głośno specjalnie, żeby wszyscy w Mitanni wiedzieli, że dla mnie zdrowie ojca jest najważniejsze, rozumiesz?
– Wszystko w rękach bogów – uśmiechnął się w duchu Eje i wzruszony zachowaniem księcia, zapewnił, że ma w nim wiernego sprzymierzeńca. – Zrobię, co w mojej mocy, żeby ułatwić bogom realizację ich zamierzeń tu na ziemi. A poza tym – wstał, wspierając się na kosturze – jeszcze dziś wyślę umyślnego z wieściami do królowej. Trzeba ją przygotować na spotkanie z Taduhepą.
Życie w zgodzie z Maat i ciągłość władzy faraonów
Bogini Maat uosabiała ład i porządek świata. Była kosmiczną harmonią i czystą prawdą. Każdy faraon starał się sprawować rządy w zgodzie z jej zasadami, a ideałem dla Egipcjanina było życie prowadzone według Maat, która była jednością przeciwieństw, pięknem, dobrem, równowagą i szczęściem.
Amenhotep III zasiadał na tronie od prawie czterdziestu lat. Pod jego rządami Egipt stał się potężnym imperium. Za jego panowania powstawały świątynie tak wielkie i piękne, jakich świat nie widział nigdy wcześniej, kwitła sztuka, rozwijała się nauka, technika i filozofia, skarbce były wypełnione złotem i drogocennymi kamieniami, a spichlerze zbożem. Wrogowie drżeli przed potęgą faraona i jego niepokonanymi wojskami, a królowie sąsiednich państw ofiarowywali mu hojne dary. Bogowie sprzyjali Egiptowi.
Zbliżał się jednak kres dni króla na ziemi.
Królowa Teje z troską przyglądała się śpiącemu mężowi. Pojękiwał. Mimo zaaplikowanych mu bardzo mocnych środków znieczulających, ziół ułatwiających zaśnięcie i naparów łagodzących cierpienie, grymas bólu nie schodził z jego twarzy.
Amenhotep III niedomagał od kilku lat. Wszystko zaczęło się od bolących zębów. Przez ostanie lata dworscy medycy usuwali mu kolejne. Miały niemal całkowicie startą powłokę, zżerała je czerń. Działo się tak, mimo że królowa osobiście pilnowała, by woda podawana faraonowi do picia była wielokrotnie gotowana, żeby wyeliminować z niej możliwe skutki działania złych duchów, które czasami zakradały się do nawet najczystszych, dziewiczych, pilnowanych przez królewskie straże źródeł. Owoce i warzywa pojawiające się na talerzu faraona były wielokrotnie myte i sprawdzane, żeby wyeliminować zagrożenie podania w potrawie choćby najdrobniejszego ziarenka piasku, które mogłoby spowodować ból. Nic nie pomagało. Dodatkowo ropiejące miejsca wydzielały straszliwy odór.
Wreszcie choroba poczyniła takie spustoszenia, że faraon mógł spożywać jedynie przetarte na papkę pożywienie i przyjmować płyny. Teje z niepokojem obserwowała, jak wpływa to na funkcjonowanie państwa. Amenhotep coraz częściej rezygnował z udziału w oficjalnych uroczystościach, prosząc, by reprezentowała go małżonka. Coraz mniej chętnie spotykał się z ministrami, kapłanami, budowniczymi i architektami. A przecież jeszcze nie tak dawno bezpośrednie zarządzanie sprawiało mu wielką przyjemność. Na jego prośbę przejmowała kolejne pola zarządzania. Było to dla niej trudne, ale przynosiło satysfakcję, szybko okazało się bowiem, że robi to mądrze, a co za tym idzie, dobrze.
Rok wcześniej, kiedy po raz pierwszy ból stał się nie do zniesienia, dworscy medycy ośmielili się zaproponować władcy usunięcie ostatnich zębów. Liczyli, że być może wreszcie zatrzyma to chorobę. Wychodziły z dziąseł jak z gąbki. Ropiejące rany cuchnęły. Zakażenie obejmowało coraz rozleglejsze partie ciała. Wreszcie doszło do tego, że faraon tracił przytomność i nie odzyskiwał jej przez długie godziny. Coraz częściej też królowa Teje, żeby ulżyć mężowi w cierpieniu, prosiła medyków, by aplikowali mu tak silne środki przeciwbólowe, żeby nie musiał nawet na chwilę wracać do bolesnej dla niego rzeczywistości.
– Należy przygotować świętego skarabeusza, mój królu. Niech świat się dowie, że przybywa księżniczka z Mitanni. Rozkażę, by zrobiono go ze złota. – Królowa Teje pogłaskała śpiącego męża po dłoni. – Pamiętasz skarabeusza z czasów naszego ślubu? Z kości słoniowej ozdobionej złotem i srebrem? Ileż to już lat wspólnego szczęścia? I ile już królewskich skarabeuszy obwieściło światu kolejne dobre wydarzenia? Zobaczysz, tym razem skarabeusz obwieści przybycie księżniczki, a wraz z nią Wielkiej Kapłanki i posągu Isztar. Bogini ci pomoże. Zobaczysz, niedługo ogłosimy twój powrót do zdrowia…
Królowa mówiła bardziej do siebie niż do Amenhotepa, który jej nie słyszał, bo od wielu tygodni podawano mu tak silne środki znieczulające, że jego dusza była bliżej boskiej jasności niż spraw ziemskich.
– Przybędzie Wielka Kapłanka i cię uzdrowi – westchnęła ciężko, a po chwili z wiarą dodała: – Jej moc jest znana na całym świecie. To kobieta o wielkiej, starej wiedzy i doświadczeniu. Wytrzymaj, zaczekaj na jej przyjazd, ona wróci cię do naszego świata. Będziesz rządził jak niegdyś. W niej pokładam nadzieję! Kapłanki Hathor uważają, że ona ma największy ze wszystkich kobiet na świecie dar uzdrawiania dany jej osobiście przez Isztar i że cię uleczy, jeśli tylko zechce.
Faraon leżał na szerokim łożu osłoniętym ze wszystkich stron zwiewnymi kotarami, które chroniły go przed owadami. Czterech niewolników wprawiało powietrze w ruch za pomocą konstrukcji przypominających skrzydła wielkiego motyla. W komnacie unosił się zapach kadzideł, które ze względu na skład miały ulżyć królowi, a równocześnie zniwelować drażniący zapach, który wydzielało jego ropiejące ciało.
Amenhotep był słaby i wychudzony. Królowa obawiała się, że ukąszenie komara, albo zbyt silny powiew, mogą pogorszyć jego i tak już ciężki stan. Dlatego postanowiła osobiście dopilnowywać wszystkiego i czuwać przy mężu nieustannie. Królowi spuchła twarz, miał problemy z oddychaniem, od tygodni nie mógł jeść, a z nosa wydobywała się ropna wydzielina.
– Przybył medyk z kraju ludzi o skośnych oczach. – Aanen, brat królowej, Wielki Kapłan Słońca z Heliopolis, chciał osobiście przekazać Teje nowinę, która, jak sądził, podniesie ją na duchu i da kolejną nadzieję na wyzdrowienie męża.
– Aanen, naprawdę wierzysz, że poza Wielką Kapłanką Isztar jest na świecie medyk, który może nam pomóc?
– Nadzieja powinna towarzyszyć człowiekowi zawsze, do końca jego dni.
– Gdzie jest zatem ów cudotwórca? – Królowa nie miała już sił ani wiary, by zawierzyć kolejnemu lekarzowi, których tak wielu sprowadzono w ostatnim czasie na jej dwór z dalekich krajów. Była przekonana, że prawdziwa, skuteczna pomoc może przybyć tylko z Mitanni.
– Czeka na twój rozkaz – na przekór smutkowi siostry, z siłą w głosie, powiedział Aanen. – Jeśli nie wyleczy, to przynajmniej znacząco ulży w bólu. Przywiózł z sobą złote igły.
– Wierzysz w złote igły? – W oczach królowej ukazały się łzy bezsilności.
– W tej sytuacji wierzę we wszystko, co może pomóc. Ty też tak zrób. – Podszedł do Teje i mocno ujął jej dłoń. – Dla własnego dobra. Zrób tak, radzę ci jako kapłan i jako brat.
Królowa wstała z łoża, pozwoliła się objąć.
– Nie mam już siły, kochany… – Z jej oczu wreszcie popłynęły od wielu dni wstrzymywane łzy.
– Wiem, że jest ci ciężko. – Pogładził ją po włosach. – Zrobimy wszystko, żeby ulżyć królowi w cierpieniu, obiecuję. Idź, odpocznij, ostatni tydzień spędziłaś w tej komnacie. Pójdź do siebie, wyśpij się, weź długą kąpiel, pozwól się wymasować. Zaufaj mi, zajmę się wszystkim i nie odejdę od faraona na krok. – Pocałował siostrę w czoło i skinął na służące, które natychmiast podeszły, by towarzyszyć królowej w drodze do jej komnat.
Ileż to skarabeuszy upamiętniło naszą wspólną, piękną drogę? – idąc, zastanawiała się królowa. Przez głowę przemykały jej wspomnienia. Jedno za drugim nakładały się na siebie, przywołując pasmo dworskich ceremoniałów, procesji, początków olbrzymich budów, otwierania kolejnych świątyń, uroczystości, w których oboje, stojąc obok siebie, najczęściej w złotych, bogatych strojach, czuli się jak dzieci bogów i czczono ich jak bogów. Uśmiechnęła się na wspomnienie narodzin kolejnych z szóstki swoich dzieci. Totmes, ku jej rozpaczy, był już w świecie bogów, tak więc Amenhotep był jedynym teraz następcą tronu, a córki Sitamon, Isis, Henuttauneb i Nebetah cieszyły ją swoim przykładnym życiem. Przypomniała sobie, jak każde z dzieci stawiało pierwsze kroki…
Służki otworzyły szerokie drzwi prowadzące do jej komnat. Weszła do środka, zatrzymała się przed wielkim, oprawionym w złoto zwierciadłem podarowanym jej przez faraona w prezencie ślubnym i poddała się zabiegom. Niewolnice delikatnie i z troską zdjęły z niej szaty i nieliczną biżuterię, którą nosiła w tych ciężkich dla niej i całego dworu dniach. Nagą, zaprowadziły do jej ulubionego miejsca odpoczynku.
Były to zadaszone ogrody przylegające bezpośrednio do jej komnaty sypialnej. Pełniły równocześnie rolę łaźni, miejsca prywatnych, nieformalnych spotkań i salonu masażu. Były skonstruowane niezwykle zmyślnie. Zakręty, zatoczki, zaskakujące przejścia, mostki, rozstawione w wielu miejscach wygodne sofy tworzyły przyjazną, kobiecą atmosferę idealną dla odpoczynku i spotkań towarzyskich. To tu królowa przyjmowała bliskich i zaufanych, którzy, wyróżnieni możliwością złożenia jej wizyty w tym właśnie miejscu, poczytywali to sobie za wielki zaszczyt.
Sufit ozdobiono rysunkami przedstawiającymi szybujące po błękitnym niebie ptaki o kolorowych, szeroko rozpiętych skrzydłach. Ściany zdobiły bogate motywy roślinne. Podłoga, wyłożona szklanymi kolorowymi płytkami, była poprzedzielana ścieżkami, strumykami, wysepkami, malutkimi oczkami wodnymi wypełnionymi najpiękniejszymi z istniejących w świecie kolorowymi rybkami. Rośliny sprowadzone z najodleglejszych krajów tworzyły w połączeniu z cudami architektury malowniczy, egzotyczny ogród. Królowa lubiła to miejsce. Zaprojektował je dla niej najwspanialszy z architektów, wiekowy Hapu, przez wielu zwany Amenhotepem – synem Hapu, wybitny umysł i twórca najpiękniejszych egipskich świątyń i pałaców.
Hapu, z dumą noszący tytuł i wielki złoty łańcuch Naczelnego Budowniczego Faraona, prawdziwy herold bogów, potrafił przeniknąć zamysły największych bogów i je architektonicznie urzeczywistnić. Znał naturę nie tylko kamieni, ale i ludzkich serc. Mawiał: „Życie należy budować tak, jak wznosi się świątynię”. Królowa ufała jego umiejętnościom, praktycznemu zmysłowi i wysublimowanemu poczuciu estetyki. Był nie tylko Naczelnym Budowniczym faraona, ulubionym Wielkim Nauczycielem Królewskiego Następcy, ale także zaufanym i osobistym przyjacielem królowej.
Zażywszy kąpieli w złotej balii, zaprojektowanej specjalnie dla niej przez Hapu, Teje leżała teraz na drewnianym stole do masażu. Jej głowa spoczywała na miękkiej poduszce wypełnionej pierzem młodych łabędzi. Kiedy służki zaczęły namaszczać jej ciało wonnymi olejkami, znów zanurzyła się we wspomnieniach. Nie wiedziała, czy to jawa czy sen, ale patrzyła na swoje życie jakby cudzymi oczyma. Równocześnie, mimo wielkiego zmęczenia, miała świadomość, że to przecież nie ktoś inny, lecz ona sama, Królewska Małżonka, Wielka Królowa Teje, żyjąca tu i teraz, spogląda w swoją przeszłość…
Oto jej rodzice: Czuja i Juja. Czuja była Najwyższą Kapłanką w Złotym Domu Mina i Najwyższą Kapłanką w Złotym Domu Amona. Była też oficjalną nałożnicą władcy i z dumą nosiła, nadany jej przez faraona, tytuł Królewskiej Ozdoby. Była piękna, mądra i dystyngowana. Szanowano ją na dworze, gdzie miała wielkie wpływy. Dworzanie i służba kłaniali się jej prawie tak nisko jak faraonowi. Juja, Najwyższy Kapłan Mina, jej ojciec, był Wielkim Zarządcą Rydwanów. Na dworze nie było potężniejszego urzędnika niż on. Teje bardzo kochała rodziców. A oni dbali o nią i ją rozpieszczali.
Teje, jak przez mgłę, widziała też swoje rodzeństwo: dwie siostry i brata. Aanen już jako dziecko miał jasne włosy jak ojciec. Był od niej straszy o cztery lata i od zawsze uważał, że powinna się go we wszystkim słuchać. Gdy została królową, a on Wielkim Kapłanem Heliopolis, także ją wspierał, starając się delikatnie i według niego niezauważalnie, ją ukierunkowywać. Wiedziała, że może mu ufać. Ceniła jego opinie, ale od dawna była pewna, że w życiu należy słuchać przede wszystkim głosu własnego serca, bo jest on głosem bogini.
Patrzyła we wspomnieniach na postaci ukochanych rodziców i ze smutkiem zauważała, jak rozwiewał je wiatr. Nie ma ich już z nią. Matka zmarła przy porodzie, gdy Teje miała siedem lat. Jej siostra, która wówczas przyszła na świat, nie przeżyła nawet tygodnia. Ojciec doczekał szczęścia Teje i uczestniczył w wielkich uroczystościach zaślubin, zmarł jako Ojciec Królowej i taki dumny tytuł umieszczono przy wejściu do jego grobowca. Dziś nie ma go u jej boku. A był dla niej tak wielkim wsparciem i autorytetem! Może, gdyby żył, wymyśliłby jakiś sposób, żeby ulżyć w bólu faraonowi? Z całej wielkiej rodziny zostali z nią już tylko Aanen i Eje – brat jej ojca, naczelnik Królewskich Rydwanów. I, poza nimi, a także synem i czterema bardzo jeszcze młodymi córkami, królowa tak naprawdę nie mogła w pełni ufać nikomu.
Służące masowały jej zmęczone czuwaniem przy mężu ciało, a ona oddawała się kolejnym wspomnieniom.
– Kiedyś będę faronem – oznajmił pewnego dnia jej przyszły mąż, Amenhotep, gdy jako dzieci, spotykali się większą gromadą w kep – specjalnym, wydzielonym dla starszych i młodszych dzieci miejscu w pałacowych ogrodach. Często tam zaglądał, kiedy kończył spotkania z nauczycielami. – Chcę, żebyście wiedzieli, że jestem synem boga.
– To przecież oczywiste! – nie zwracając uwagi na innych, zawołała wtedy odważnie z entuzjazmem i przekonaniem. – To wiedzą wszyscy!
– Ale ja jestem synem boga bezpośrednio! – spojrzał na nią w wyższością i wydobył z kieszeni glinianą tabliczkę.
Ona miała wtedy może cztery, a może pięć lat. On osiem lub dziewięć. Traktował ją jak dziecko, była przecież małą dziewczynką, a on uważał się za niemal dorosłego.
– Przeczytam wam coś – oznajmił dzieciom zgromadzonym wokół niego. – Siadaj, Teje! – zawołał, wskazując ją palcem, co uznała za wielkie wyróżnienie.
Posłusznie usiadła obok niego.
– „Mutemuja obudziła się, gdy doszedł ją zapach boga, i wykrzyknęła z rozkoszy przed jego majestatem – rozpoczął czytanie, równocześnie obserwując reakcje słuchających. – Cieszyła się widokiem jego niezwykłej urody, a miłość do niego przepełniła jej ciało. Jak wielka jest twoja moc, zawołała. Twa słodka woń obezwładnia me ciało! Amenhotep, władca Teb, brzmi imię dziecka, które umieściłem w twoim łonie. Będzie potężnym królem nad całą tą ziemią, będzie rządził wielkim Egiptem, czyniąc z niego największe i najwspanialsze mocarstwo, jakie kiedykolwiek znał i będzie znał świat, a jego imię będzie pamiętane po wieczne czasy!”.
Zachwyciła ją ta opowieść. Była dziewczynką, wierzyła, że matkę Amenhotepa osobiście odwiedził nocą bóg i że młodzieniec, którego bezgranicznie uwielbiała od najmłodszych lat, jest synem Ra.
Teraz, po latach, gdy wspomniała tamto zdarzenie, po jej policzkach popłynęły łzy. Służki, widząc to, zaprzestały masowania, uklękły bez słowa wokół niej i opuściły głowy.
Zamknęła oczy. I ponownie wróciła do dzieciństwa. Przypomniała sobie kolejne skarabeusze. Pierwszy, którego pamiętała, dotyczył bezpośrednio Amenhotepa i mówił o polowaniu na byki w Szetep. Książę miał wówczas jedenaście lat, a upolował ich osobiście dziewięćdziesiąt sześć! To było długo świętowane wydarzenie. Wydane specjalnie z tej okazji szklane skarabeusze, na których zapisano tę informację, zostały rozwiezione do władców wszystkich okolicznych królestw i do największych świątyń w całym kraju. Dla podbitych przez Egipt państw, które zgodnie z polityką faraonów zachowywały własną administrację, bo ich królowie złożyli przysięgę na wierność faraonowi i płacili doroczny trybut, był to wyraźny znak, że mocarstwo ma nie tylko silnego władcę, ale że rośnie mu godny, potężny następca.
Jeden z kolejnych skarabeuszy, pochodzący już z późniejszych lat, obwieszczał światu, że młody król w ciągu pierwszych dziesięciu lat panowania ustrzelił sto dziesięć lwów. Inny ogłaszał zakończenie budowy jej ulubionego i najpiękniejszego na świecie „pałacu Milionów Lat” w Tebach. Na skrzydełkach skarabeusza i na jego chitynowym podbrzuszu wyliczono najważniejsze budowle i pomniki wzniesione w pałacu. Były to potężne pylony świątynne po obu stronach Nilu, a także kroczące i siedzące, wyższe niż najwyższe palmy postaci króla i królowej oraz aleje sfinksów i anubisów.
Jeszcze inny skarabeusz mówił o czymś, co było dla Teje szczególnie cenne i bliskie sercu, bo stanowiło wyraz miłości faraona do niej samej. Był to niezwykle piękny skarabeusz. Wykonano go z błękitnego szkła w przypałacowej fabryce, objętej patronatem króla. W kilku najcenniejszych egzemplarzach rzemieślnik otoczył brzegi imitujące pancerz cienką srebrną blaszką, zamiast czułek przytwierdził złote pręciki, a początek oznaczeń dotyczących miar zaznaczył drobnymi ametystami. Skarabeusz informował świat o niezwykłym podarunku. Faraon, darząc małżonkę wielką miłością, rozkazał zbudować dla niej wielkie jezioro, po którym można pływać królewską barką i odbywać przejażdżki łodzią. Dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi wykopało je w dwa tygodnie! Teje pamiętała każde słowo wyryte na skarabeuszu: „Jego wysokość rozkazał wykonanie jeziora dla Wielkiej Królowej Teje. Jest na 3700 łokci długie i 700 łokci szerokie1 . Jego Wysokość wyprawił święto otwarcia jeziora w trzecim miesiącu pory wylewu, dnia szóstego, żeglując w królewskiej barce o nazwie »Blask Dysku Słonecznego Atona«”.
Pamiętała tamten dzień. Uroczystość odbyła się o świcie. Słońce wychyliło się zza horyzontu, a oni wsiedli na królewską barkę. Wokół jeziora zgromadziły się tysiące ludzi, pragnących zobaczyć królewską parę i złotą łódź faraona sunącą po spokojnych porannych wodach. Amenhotep, ona i dzieci byli w złotych, bogatych, ozdobionych drogimi kamieniami szatach. Zgodnie z modą, oboje nosili peruki z owczej wełny. To był czas, gdy Teje goliła jeszcze głowę. Niedługo później zdecydowała, że tego zaprzestanie. Gdy pokryły ją ciemne, kręcone, drobne naturalne loczki, damy dworu natychmiast zaczęły ją naśladować. Zniknęły stosowane wcześniej peruki o prostych włosach, a ich miejsce zajęły te o mocno skręconych loczkach. Przyglądając się temu zjawisku, tak przecież błahemu i nieoznaczającemu niczego istotnego, Teje zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest obserwowana, naśladowana i w jakim stopniu każde jej zachowanie i gest wpływają na codzienne życie dworu i całego państwa. Gdy tylko pozwoliła rosnąć swoim naturalnym włosom, kobiety natychmiast, zakładając peruki, chciały się do niej upodabniać.
Tamtego dnia, pływając po jeziorze, oboje mieli złote peruki. Oni, łódź, nawet w jakimś stopniu dworzanie i służący byli dla poddanych jak pojawiające się na horyzoncie słońce. Pamiętała, jak cicho i łagodnie, jedynie z towarzyszeniem delikatnego dźwięku lir, fletów, klarnetów i sistrum, rozpoczęli żeglugę. Gdy na wschodzie pojawiło się wielkie słońce, znak, że odrodził się Ra, rozległa się donośniejsza muzyka. Była dodatkowo wzmocniona przez specjalne wielkie trąby–tuby skonstruowane przez Hapu. Kazał je ustawić w różnych miejscach jeziora tak, by niosły dźwięk i obwieszczały światu, że Amenhotep III, ziemskie wcielenie słonecznego boga, ukończył kolejne dzieło, wzniesione dla ukochanej Wielkiej Małżonki na chwałę najwyższych bogów. Król pragnął być postrzegany jako ucieleśnienie najwyższej słonecznej, boskiej energii. I właśnie tak, także dzięki takim wydarzeniom, widział go lud.
– Jak on mnie wtedy kochał – rozczuliła się królowa. – To były piękne dni…
Amenhotep odziedziczył kraj zamożny i stabilny. Dzięki swojej mądrości, dobroci i sile uczynił z niego największe w świecie mocarstwo. Już jego ojciec, Totmes IV, doprowadził do stabilnego pokoju z Babilonią, Asyrią i Mitannią. Amenhotep, kontynuując jego dzieło, podbił i podporządkował sobie Nubię, utrwalił podległość Cypru, Krety i wysp greckich, ściągając z tych terenów podatki. Potęga Egiptu była tak wielka, że władcy nie tylko ościennych państw słali mu dary i zabiegali o jego względy.
Nikt nie ośmielał się atakować Egiptu. Silna armia strzegła porządku na podbitych ziemiach, straż państwowa dbała, by w kraju nie wydarzyło się nic, co mogłoby wymknąć się spod kontroli. Faraon zajął się tworzeniem budowli, jakich świat dotychczas nie oglądał. Pomnażał bogactwa zgromadzone przez przodków, rozwijał sztukę i oddawał się rozmyślaniom. Wznosił monumenty, jakich nie było od zarania Egiptu. Organizował olśniewające uroczystości, przepyszne parady, żaden z faraonów nie ufundował więcej olbrzymich posągów niż on. W Sakkarze stanęła kaplica grobowa Apisa, na wyspie Abu stworzył sanktuarium poświęcone Chnumowi. W Tebach zbudował najpiękniejszy w świecie Pałac Milionów Lat, a na zachodnim brzegu Nilu rozkazał wznieść największą w dziejach królewską kaplicę grobową z gigantycznymi rzeźbami, posągami jego i królowej, a także ich dzieci, ciągnące się w nieskończoność aleje sfinksów i anubisów. Żadne z dotychczas stworzonych w świecie dzieł nie mogło się z tym równać. Efekt potęgował fakt, że królewskie kolosy przez kilka miesięcy były częściowo pogrążone w wodach Nilu, a po odpływie wynurzały się i pojawiały jako symbol odrodzenia. Wykonywano je najczęściej z granodiorytu, czerwonego granitu i złotego kwarcytu, żeby przetrwały przez wieki, podkreślając związek faraona z bogiem słońca.
Faraon lubił tworzyć i zachwycać. Lubił też obdarowywać królową. Poza sztucznym jeziorem i wieloma innymi podarunkami, podkreślającymi jego miłość i docenienie jej roli, rozkazał zbudować dla niej wspaniały kompleks pałacowy w Malgacie i poświęconą wyłącznie jej świątynię w Sedeinga, pomiędzy drugą i trzecią kataraktą Nilu.
Amenhotep nigdy nie faworyzował żadnego z bogów – poddając się kolejnym zabiegom służących, uspokajała się w myślach Teje, usprawiedliwiając w ten sposób swoje działania w stosunku do Wielkiego Kapłana Amona, którego tak bardzo nie lubiła. – Ptahmes nie potrafił docenić pozycji, jaką zdobył dzięki faraonowi. Bogowie pozwalają istnieć na świecie typowi ludzi, którzy bez względu na to, jak dużo im się ofiaruje, będą uważali, że to wciąż zbyt mało. Taki jest Ptahmes – obruszyła się, wspominając zachłanność arcykapłana. Gdy faraon mianował go Wielkim Kapłanem, Teje nie protestowała. Była wtedy jeszcze bardzo młoda, przypatrywanie się sprawom państwa nie należało jeszcze do jej ulubionych zajęć. Jednak z czasem, gdy coraz bardziej wciągały ją sprawy państwa, a równocześnie coraz częściej z różnych źródeł docierały do niej informacje o nie zawsze zgodnych z Maat działaniach Ptahmesa, zaczęła mu się baczniej przypatrywać. On, jakby wyczuwał, co się dzieje, przysyłał jej co chwila cenne dary, czego wcześniej nie robił. A to złote naszyjniki i zausznice, to uzdolnione muzycznie niewolnice, to egzotyczne zwierzęta. Nie wiedział, że zamiast zyskać w ten sposób jej przychylność, wzmoże tylko jej podejrzliwość.
Gdy pierwszy raz powiedziała faraonowi, o tym że Ptahmes nie jest w stosunku do niego uczciwy, Amenhotep roześmiał się dobrodusznie.
– Wiem o tym, kochana ptaszynko. Jeśli ujmuje dla siebie z naszych bogactw tylko trochę, mogę na to przymknąć oczy. Gdyby brał więcej, byłby głupi. A głupi przecież nie jest. Toleruję to, ale tylko dlatego, że mam nad tym kontrolę – uspokoił ją.
– A co będzie, jeśli tę kontrolę stracisz? – zapytała wtedy.
Nie