33,50 zł
Opowieść o najpotężniejszej władczyni starożytnego świata i historia jednego z największych i najtragiczniej zakończonych romansów w dziejach. Czy można pogodzić zakazaną miłość z lojalnością i powinnościami wobec dynastii? Hatszepsut - żona, matka, kapłanka, mistrzyni strategii politycznych, doskonale funkcjonująca w świecie męskich reguł gry, silna, a równocześnie wrażliwa i pełna ideałów mądra kobieta. Przez egiptologów bywa nazywana pierwszą feministką w historii. Poznajemy drogę, którą przeszła, zanim założyła męski strój, przypięła rytualną sztuczną brodę i została nie, jak większość jej poprzedniczek, małżonką władcy, ale samodzielnie rządzącym potężnym faraonem, pod którego rządami Egipt stał się potęgą. Autorka wprowadza nas w fascynujący świat kapłanów Amona i kapłanek Hathor, mistycznych rytuałów i potężnej magii. Przyglądamy się budowie świątyni Hatszepsut i największych na świecie obelisków, bierzemy udział w wyprawach handlowych i wojnach, razem z bohaterami powieści przeżywamy ich radości i kryzysy, poznajemy bogów sprzed 3500 lat. Funkcjonujemy w świecie wspierających się, niezwykle silnych kobiet, powiązanych ponadczasowymi więzami. Wszystkie postacie występujące w powieści są autentyczne, a prezentowane fakty były konsultowane z egiptologami i ekspertami z całego świata.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 594
Boska Nefretete
Copyright © 2021 by Ewa Kassala
Copyright © 2016, 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz
Zdjęcie na okładce:
Zdjęcie autorki: Łukasz Jungto
Redakcja: Krystyna Borowiecka-Strug
Korekta: Małgorzata Hordyńska, Marta Chmarzyńska
ISBN: 978-83-8230-205-9
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail:[email protected]
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga
E - wydanie 2021. Wydanie II poprawione
1. 3000 p.n.e. – I i II dynastia. Zjednoczenie Egiptu przez legendarnego faraona Menesa
2. 2500 p.n.e. – powstają piramidy w Gizie (Cheopsa, Chefrena, Mykerinosa)
3. 1493–1483 p.n.e. – panowanie Totmesa I (ojca Hatszepsut)
4. 1482–1480 p.n.e. – panowanie Totmesa II (przyrodniego brata Hatszepsut, syna Totmesa I)
5. 1479–1425 p.n.e. – panowanie Totmesa III (syna Totmesa II), który przez pewnien czas był współwładcą z Hatszepsut
6. 1472–1458 p.n.e. – panowanie Hatszepsut
7. 1381–1344 p.n.e. – życie Nefretete
8. 332 p.n.e. – Aleksander Wielki zdobywa Egipt
9. 69–30 – życie Kleopatry VII
10. 0 – umowna data narodzin Jezusa
11. 966 – chrzest Polski
12. 1822 – Jean-François Champollion odczytuje hieroglify, korzystając z tzw. kamienia z Rosetty
13. 1812 – Ludwig Borchardt odkrywa popiersie Nefretete
14. 1961 – początek rekonstrukcji świątyni Hatszepsut przez polską misję archeologiczną pod kierunkiem prof. Kazimierza Michałowskiego
15. 2002 – udostępnienie świątyni Hatszepsut zwiedzającym
Tak giną wrogowie Egiptu – powiedział faraon, a wiatr poniósł jego głos na wszystkie strony świata.
Uniósł rękę dzierżącą nechachę1, chwilę trwał w bezruchu, po czym energicznie skierował ją ku ziemi, dając żołnierzom znak do rozpoczęcia zbiorowej egzekucji.
Przed nim w długich rzędach klęczeli jeńcy – wojownicy królestwa Kuszu. Były ich setki. Silnych mężczyzn o ciemnej skórze, zwyciężonych przez wielką armię Egiptu. Każdemu związano ręce skrzyżowane na plecach. Ciało ich martwego wodza spoczywało u stóp faraona, który dzień wcześniej pokonał go w bezpośredniej walce. Jeńcy znali swój los.
Totmes, pierwszy tego imienia, siedział na jednym z dwóch złotych tronów ustawionych na podwyższeniu pokrytym skórami lwów. Drugi zajmowała Ahmes, Wielka Małżonka Królewska. Tuż za ojcem stali książęta Wadżimose i Amenmose. Obok na wygodnym, wyściełanym miękką skórą krzesełku siedziała Hatszepsut.
Miała tylko pięć lat, jednak była tak rozważna, mądra i posłuszna, a przy tym tak mocno zapatrzona w ojca, że faraon godził się, by towarzyszyła mu od czasu do czasu, gdy w Tebach zajmował się sprawami państwowymi. Pozwolił też, by po raz pierwszy, wraz ze swoją matką królową Ahmes, nianią Sitre i starszymi braćmi, wzięła udział w wyprawie wojennej. Siedziała więc dumna obok niego i w skupieniu przyglądała się zdarzeniom. Wiedziała, że przez całą uroczystość nie może się odezwać, odwrócić głowy ani nawet oczu bez względu na to, co będzie się działo.
– Pani, jesteś córką Amona – powiedział przed uroczystością arcykapłan Hapuseneb, patrząc jej prosto w oczy. – Będziesz kiedyś Boską Małżonką Amona, najważniejszą kapłanką w Egipcie, tak jak teraz twoja matka. Dziś setki ludzi będą obserwować każdy grymas na twojej twarzy, każde drgnienie powieki, poruszenie stopą. I tak będzie już zawsze, bo jesteś wybrana.
Hatszepsut spoglądała na Hapuseneba inteligentnymi oczami, w których nie było nawet śladu bojaźni. Pamiętała słowa ojca, który od małego mówił jej, że córka faraona nie boi się nikogo, patrzy w oczy każdemu, kto się do niej zwraca, zadaje sobie pytanie, czy w słowach, które słyszy, jest maat, a bogowie pomagają jej zdecydować, na ile może ufać temu, co wpływa do jej uszu. Trzymała się też zalecenia, by jej myśli pozostawały dla otoczenia nieodgadnione.
Mała księżniczka zasiadała więc między najważniejszymi osobami w państwie i próbowała zachowywać się jak one.
– Najwyższy nad tobą czuwa, nie zawiedź go, pani – dodał arcykapłan, podziwiając opanowanie i dojrzałość pięciolatki.
– Dziękuję arcykapłanowi Amona za mądre rady – powiedziała i z godnością niezwykłą w jej wieku dystyngowanie skinęła głową.
Na znak faraona egipscy żołnierze, równo maszerując, ustawili się każdy przed jednym z klęczących mężczyzn. Kiedy generał Pen-Nechbet uniósł chopesz2, wyjęli zza pasów krótkie miecze, równocześnie wolną ręką chwytając jeńców za włosy.
– W imię Amona! – zawołał i uderzył ostrzem chopesza w ziemię.
– W imię Amona! – zawtórowali mu żołnierze, wbijając miecze w serca wrogów.
Rozległy się krzyki i głuche westchnienia zabijanych.
– Maat zostało przywrócone! – zabrzmiał powtórnie głos Pen-Nechbeta ponad jękami zabijanych.
Na te słowa żołnierze zaczęli odcinać dłonie martwym wojownikom. Zamierzali nanizać je na sznury i dołączyć do tych, które zdobyli we wcześniejszych bitwach, zabrać do Egiptu i szczycić się zasłużoną chwałą zwycięzców. Właściciele największych kolekcji mogli liczyć na nagrodę od swojego dowódcy, a najwybitniejsi na złoty łańcuch lub złotą muchę od samego faraona.
Totmes, jego rodzina, arcykapłan Hapuseneb i inni dostojnicy towarzyszący faraonowi trwali nieruchomo, czekając na zakończenie krwawej ceremonii.
Generał Pen-Nechbet nie zwlekał. Na jego komendę żołnierze wyprostowali się karnie i uderzając zwiniętą prawą pięścią w klatkę piersiową, triumfalnie wykrzyczeli imię króla.
– Tot-mes! Tot-mes! Tot-mes! – poniosło się daleko.
Faraon wstał. Królowa Ahmes i księżniczka Hatszepsut również. Król wyprężył się nad zwłokami władcy Kuszu, uniósł ręce trzymające nechachę i hekę w geście zwycięstwa i postawił nogę na piersiach trupa. Po chwili odłożył insygnia na poduszkę trzymaną przez klęczącego nieopodal wojownika, ujął chopesz podany mu przez arcykapłana i jednym zdecydowanym ruchem ręki odciął obie dłonie martwemu władcy.
– Tot-mes! Tot-mes! Tot-mes! – zawołali żołnierze z jeszcze większym niż poprzednio entuzjazmem.
Hatszepsut patrzyła na to, co się działo, nieruchomym wzrokiem. Pierwszy raz była na wojnie, nigdy wcześniej nie widziała ceremoniału, który odbywa się po jej zakończeniu. Przerażało ją brutalne zachowanie egipskich żołnierzy, przełykała łzy, gdy przebijali serca wrogów. Myślała o klęczących wojownikach, że pewnie w domach czekają na nich dzieci. Ale żaden z nich już nigdy nie weźmie kochającej go córki na kolana. Poczuła na ciele gęsią skórkę i taką suchość w gardle, że gdyby nie obiecała sobie, iż wszystko wytrzyma, i nie miała pewności, że ją obserwują, a szczególnie kapłan Hapuseneb, zerwałaby się z miejsca i z płaczem wtuliła w ramiona matki. Jednak nie zrobiła tego. Wyrzuciła z głowy współczucie dla wrogów, powiedziała sobie, że musi być silna, a jako księżniczka egipska nie może publicznie płakać. Jeszcze bardziej wyprostowała szczupłe dziecięce plecki, nabrała powietrza i nakazała sobie spokój. Już po chwili go osiągnąwszy, spojrzała na ojca z podziwem. Był dla niej niedościgłym ideałem. Czciła go i wielbiła. Nieporównanie bardziej niż dworzanie i poddani, mocniej niż kobiety ze Złotego Domu, a nawet niż jej matka Ahmes, która przecież była mu oddana w pełni i kochała go jak nikogo na świecie.
Totmes był synem boga, jego doskonałą emanacją i wysłannikiem na ziemi. To on, z woli Amona, był fundamentem maat – wiecznego kosmicznego ładu, porządku świata, dobra i prawdy. Dzięki jego pobożności Amon pozwalał, by budził się dzień, wylewał Nil, wzrastały zboża, a ludzie rodzili się i umierali tak jak ich przodkowie. Bez faraona Egipt nie mógłby istnieć. Hatszepsut chciała być taka jak on.
Jej ojciec był nie tylko faraonem, ale też wodzem, i to doskonałym. Był też najwyższym kapłanem Amona, zwierzchnikiem wszystkiego i wszystkich, boskim namiestnikiem czuwającym nad porządkiem świata. Nagradzał i karał, skazywał na śmierć lub darowywał życie, budował lub burzył – i wszystko to z woli bogów. Miał zawsze rację, był najmądrzejszym i najpotężniejszym człowiekiem na świecie, bo Amon przekazał mu swoje boskie Ka – nieśmiertelną królewską duszę, dzięki której Totmes przejął doświadczenie wszystkich wcześniej panujących faraonów. Nie mylił się nigdy, a jego wola była święta.
Poza tym był piękny. Dziewczynka zachwycała się jego muskularnymi ramionami, szczególnie gdy z rzadka brał ją na ręce i pozwalał się głaskać po gładko ogolonej twarzy. Wtulała się wtedy w niego i wdychała jego zapach. Miał zawsze starannie naoliwione, pachnące mirrą silne umięśnione ciało. Jako żołnierz był bardzo sprawny. Niewiele mówił, słynął z powściągliwości w okazywaniu uczuć i nie lubił pieszczot, jednak dla córki czasami robił wyjątek.
Hatszepsut była do niego podobna. Miała tak jak ojciec okrągłą twarz o łagodnych rysach i bystre oczy. Mimo że wciąż jeszcze była dziewczynką, o której trudno powiedzieć, jaką będzie kobietą, kapłani twierdzili, że odziedziczyła po nim także inteligencję, zdecydowanie, siłę i wytrzymałość. Miała też po ojcu twardy charakter. Nigdy się nie poddawała, była zasadnicza i wiedziała, czego chce. Jej nauczyciel, mędrzec Senimen, zapewniał, że chętnie czyta, słucha rad i jest nad wiek dojrzała, poważna i odpowiedzialna. Jednak przede wszystkim była zapatrzona w ojca. Jej podobieństwo do faraona, cechy charakteru i najprawdziwsze bezwarunkowe uwielbienie, jakim go darzyła, sprawiały, że była jego niekwestionowaną ulubienicą.
– Jaka szkoda, że nie przyszła na świat chłopcem – usłyszała kiedyś słowa Hapuseneba rozmawiającego o niej z Sitre. – Byłaby idealnym faraonem.
– Będzie idealną Wielką Małżonką – odpowiedziała wtedy piastunka z przekonaniem.
– Nikt nie zna ścieżek, jakie planują dla nas bogowie. Kto wie, co ją czeka…?
Hatszepsut pamiętała, jakie wrażenie wywarły wówczas na niej słowa arcykapłana.
Co by było, gdybym rzeczywiście była chłopcem? zapytała wtedy siebie samą. I postanowiła solennie, iż to, że urodziła się dziewczynką, w niczym nigdy jej nie ograniczy.
Teraz, stojąc obok rodziców, podziwiała ojca, który zdecydowanie stawiał stopę obutą w skórzany pozłacany sandał na ciele martwego wodza. Słyszała wiwatujących żołnierzy, patrzyła na setki pokonanych, których martwe ciała usłały plac. Czuła dumę z faraona i niezwyciężonej armii Egiptu. W myślach dziękowała Amonowi, że błogosławi jej rodzinie, dynastii Totmesydów i wiecznemu Egiptowi.
Zerknęła na matkę. Stała wyprostowana z wysoko uniesioną głową. Była smukła, elegancka i dostojna jak zawsze. Uśmiechała się. Miała w sobie spokój, piękno i mądrość królewskich przodków. Hatszepsut była pewna, że Ahmes jest najwspanialszą Wielką Małżonką Królewską i pierwszą kapłanką Amona, jaką kiedykolwiek nosiła egipska ziemia. Królowa wyczuwając wzrok córki, spojrzała na nią jak zawsze z dumą i z miłością ujęła jej małą, ale już silną rączkę. Poczuła lekki opór, który jednak po chwili ustąpił.
Jestem już duża, matka nie powinna trzymać mnie za rękę, pomyślała w tym momencie Hatszepsut, ale pamiętając o słowach Hapuseneba, że wszyscy będą obserwować jej zachowanie, poddała się woli królowej i mimo pokusy nie oswobodziła dłoni. Robię to dla dobra dynastii, usprawiedliwiła swoją uległość i westchnęła.
Arcykapłan Hapuseneb przyglądał się jej z uwagą.
Działałam pod jego przewodnictwem,
to on mnie prowadził. Nie zamierzałam uczynić
niczego bez jego zgody.
To on dawał mi wskazówki.
(fragment inskrypcji, którą Hatszepsut
rozkazała wyryć w świątyni w Karnaku)
Teby, pałac rodziny królewskiej
Kilka lat po wojnie kuszyckiej
Przekażę ci tytuł Boskiej Małżonki Amona – powiedziała królowa, a gdy napotkała zaskoczone spojrzenie córki, dodała łagodnie: – Faraon doznał biaitu3. Uznał, że jesteś wystarczająco dorosła, wielokrotnie też dowiodłaś rozwagi, mądrości, powściągliwości, a także zaangażowania i oddania Amonowi, możesz więc dostąpić zaszczytu przejęcia tej odpowiedzialnej funkcji.
Hatszepsut siedziała obok matki na wygodnej rozłożystej sofie wyłożonej miękkimi poduszkami z łabędziego pierza. Starannie udrapowane powyżej ich głów zwiewne materie osłaniały je przed słońcem, ostrym o tej porze roku nawet wczesnym rankiem. Znajdowały się w ogrodzie pałacu, który faraon kazał zbudować w zachodniej części Teb, na tyle daleko od centrum, by nie dochodziły tam odgłosy nigdy niezasypiającej stolicy. Powietrze było tu zdrowsze, panował spokój, a komnaty, łaźnie, ogrody, ścieżki, sadzawki i sale przyjęć zaplanowano nowocześnie, więc żyło się tu wygodnie i komfortowo. W przeciwieństwie do starego pałacu, w którym faraon najczęściej podejmował oficjalnych gości, położonego w centrum miasta, tu było przestronnie, panowała cisza i spokój.
Zaczynał się okres szemu4, pora zbiorów. Kwiaty były w pełnym rozkwicie, z gałęzi drzew zwisały soczyste dojrzałe owoce.
Kobiety właśnie wróciły ze świątyni, gdzie każdego dnia o świcie Ahmes, jako Boska Małżonka Amona, dokonywała rytuału obudzenia boga. Córka towarzyszyła jej od kilku lat, przygotowując się do momentu, kiedy przejmie od matki rolę wyznaczoną jej tradycją. Wstęp do najświętszej części świątyni mieli jedynie Boska Małżonka, faraon i arcykapłan, dlatego na czas budzenia boga Hatszepsut zostawała w przedsionku świątyni. Od pewnego czasu królowa pozwalała córce oglądać święty ceremoniał przez specjalne malutkie okienko umieszczone w jednej ze ścian. Hatszepsut wiedziała więc, jakie będą jej obowiązki. Nie sądziła jednak, że matka je tak szybko jej przekaże.
– Jesteś dorosłą kobietą. Bogini obdarzyła cię comiesięcznym darem krwi. Możesz być już żoną i matką. A więc powinnaś stać się też Boską Małżonką.
– Ale przecież ty, królowo, tylko ty możesz nią być! – zaprotestowała Hatszepsut, wspierając swoje słowa uderzeniem dłoni w udo.
Starała się panować nad gestami, ale wciąż jeszcze czasem, gdy emocje brały w niej górę, wymykały się spod jej kontroli.
– Jak wiesz, mój cudowny darze, faraon ma zdolność poznawania woli Najwyższego. A on chce, żebyś została Boską Małżonką już teraz.
– Matko, skąd ta decyzja? Dzieje się coś, o czym nie wiem?
Królowa wzięła ją za rękę. Wiedziała, że córka ma w sobie mądrość i roztropność ojca i innych królewskich przodków. Bogowie obdarowali ją hojnie.
– Pamiętasz dzień, kiedy zachorował Wadżimose?
– To było straszne. – Księżniczka pochyliła głowę ze smutkiem. – Odszedł do bogów po zaledwie trzech dniach gorączki. Pamiętam.
– Był pięknym, mądrym i silnym chłopcem. Ojciec wierzył, że będzie jego następcą.
– Amon chciał inaczej…
– Kiedy zdradzamy swoje plany światu, bogowie się śmieją. – Po policzkach królowej niespodziewanie popłynęły łzy. Nie otarła ich.
Hatszepsut patrzyła na nią w milczeniu. Wiedziała, że matka potrzebuje chwil, kiedy może płakać bez świadków, i nikt nie uzna tego za jej słabość.
– Powinnam była wtedy zrobić więcej, żeby ochronić chociaż Neferubiti… – Na wspomnienie śmierci młodszej córki ciałem królowej wstrząsnął dreszcz bólu.
– Miała tylko pięć lat, była małą, słabą dziewczynką, matko.
– Gdy zaczęła się gorączka Wadżimosego, powinnam była o nią bardziej zadbać, odizolować ją. A ja? Skupiłam się na synu, zapominając o całym świecie. Zapominając o kochanej malutkiej córeczce!
– Matko, nie ma twojej winy w tym, co się stało.
Wadżimosego, jej pierworodnego, i Neferubiti, najmłodszej córki, nie było po tej stronie życia już od trzech lat, ale królowa wciąż nie potrafiła się z tym pogodzić.
– Tamtego dnia obiecałam bogom, że zrobię, co tylko mi rozkażą, wszystko, czego zażądają, byle tylko nie zabierali już więcej żadnego z moich dzieci. Każdego dnia gorąco modlę się za ciebie i Amosego. Jesteście silni, zdrowi, nic wam nie zagraża, ale ja od dawna dobrze wiem, że niczego w życiu nie możemy być pewni.
– Matko, Amon czuwa nade mną. Bądź spokojna. Także bogini Hathor obdarza mnie łaskami. Wszystko w ich rękach. Zaufajmy bogom, oni wiedzą, jak i dokąd nas prowadzić. Poddajmy się ich przewodnictwu.
– Mój cudowny darze, jesteś taka mądra. – Ahmes przytuliła córkę do piersi i znów się rozpłakała.
– Po prostu ufam, że co ma być, to będzie. – Teraz Hatszepsut objęła matkę i z czułością pogłaskała ją po plecach.
Czuła, jak bardzo kruche, wątłe i delikatne jest jej ciało. Równocześnie doskonale wiedziała, że królowa ma potężnego ducha, dzięki któremu nigdy publicznie nie pozwala sobie na pokazywanie słabości. Płakała rzadko, a jeśli już jej się to zdarzało, to krótko i jedynie w obecności córki lub niani Sitre, którą traktowała niemal jak siostrę. Musiała być silna. Miała dawać przykład. Była przecież nie tylko Wielką Małżonką Królewską, ale także Boską Małżonką Amona – a więc świętym wzorem dla poddanych.
– Hatszepsut, jeszcze o czymś muszę ci powiedzieć. – Mówiąc, królowa powoli się prostowała.
Znów była kobietą, której nic nie jest straszne. Jedynie ślady łez na policzkach świadczyły o chwili słabości, która już minęła. Królowa i jej córka siedziały znowu obok siebie wyprostowane, trzymając się za ręce. Milczały. Hatszepsut poczuła suchość w ustach. Zesztywniał jej język. Po tym poznała, że zaraz dowie się o czymś, z czym trudno będzie się jej pogodzić. Przeczucie jej nie myliło.
Ahmes powiedziała cicho:
– Twój ojciec jest chory.
– Jak to? – Zerwała się na równe nogi. – Chory? – nie dowierzała. – Co ty mówisz? Widziałam go wczoraj, nic mu nie jest!
– Ma prawie pięćdziesiąt lat.
– Co to jest pięćdziesiąt lat? W księgach piszą, że możemy żyć sto lat albo nawet więcej.
– Możemy, ale dobrze wiesz, że mało kto ma takie szczęście.
– Mędrcy żyją długo!
– Ale twój ojciec jest żołnierzem. Wiesz, że nigdy się nie oszczędzał.
– Co mu jest? – Hatszepsut nabrała powietrza, pokręciła głową, wciąż nie wierząc w to, co usłyszała, i ponownie usiadła obok matki, nakładając maskę pozornego spokoju.
– Choruje.
– Co mu jest? – powtórzyła pytanie, złapała matkę za ramiona i bezwiednie zacisnęła palce.
– Właśnie na tym polega problem…
– Mów! – rozkazała władczym głosem Hatszepsut, zapominając, że rozmawia z matką.
Ale i Ahmes zdawała się nie pamiętać, że obok siedzi jej jeszcze do niedawna mała córeczka, która teraz wydawała się już niemal dorosła.
– Kapłani nie wiedzą, co mu dolega. Szybko traci na wadze, a w jego kale każdego dnia pojawia się coraz więcej krwi. Myśleliśmy, że to zatrucie i że szybko uda się je zwalczyć. Sama wiesz, jak często wszyscy cierpimy na podobne dolegliwości.
– Dlaczego uważasz, że tym razem to coś poważnego?
– Faraon tak twierdzi… – Królowa zawiesiła głos i niewidzącym wzrokiem spojrzała w dal. – A wiesz, że on nigdy się nie myli.
– Tak nie może być! – podniosła głos Hatszepsut. – Musimy coś zrobić! Sprowadźmy najlepszych lekarzy!
– Są już w drodze.
– W drodze? Zdążyliście posłać po medyków? Znaczy, że to trwa już długo, a ja o niczym nie wiem?!
– Nie chcieliśmy cię martwić…
– O nie!… – Księżniczka zakryła ręką usta. Była przerażona. Miała problemy z oddychaniem. – Czyli jest aż tak źle?
Ułożyła splecione dłonie na udach i opanowała oddech. Podniosła głowę. Spojrzała na pogodne niebo. Nad nią nie było ani jednej chmurki. Słońce świeciło coraz mocniej, ale wiał lekki wietrzyk, więc upał nie był jeszcze uciążliwy.
– Jak mogłam niczego nie zauważyć? Przecież bogowie obdarowali mnie rozumem i wrażliwością, a jednak nie dostrzegłam cierpienia własnego ojca, mimo że mam go tak blisko?
– Nie rób sobie wyrzutów. Wiesz, że Totmes jest mistrzem także pod tym względem: wszyscy widzimy go takim, jakim chce być widziany…
– No dobrze. – Hatszepsut ponownie wstała. – Powiedz, co nas czeka w najbliższym czasie.
– Nie wiem. – Królowa z rezygnacją opuściła głowę. – Nikt nie wie – dodała jakby na swoje usprawiedliwienie. – Ale jeśli faraon czuje, że nadchodzi jego kres, to…
– On umrze?! – Księżniczka, nie hamując wzburzenia, uprzedziła słowa, które spodziewała się usłyszeć.
– Każdego z nas to czeka – próbowała uspokoić ją i siebie Ahmes, pogodzona już z tym, co miało nadejść.
– Zróbmy coś! – nie poddawała się Hatszepsut.
– Wykonamy jego wolę. Jak najszybciej zostaniesz Boską Małżonką Amona, a zaraz potem poślubisz swojego brata Amenmosego, który zostanie faraonem, gdy twój ojciec stanie przed obliczem bogów.
– Mówisz o tym tak spokojnie? – nie mogła uwierzyć Hatszepsut.
– Zapewniam cię, że wiele mnie to kosztuje.
– Wiem. Przepraszam. – Księżniczka nakryła dłoń matki swoją. Była już spokojna. A przynajmniej taką chciała się wydawać. – Wybacz mi, proszę. Teraz już rozumiem: z powodu ojca serce ci krwawi na myśl o tym, co czeka nas w przyszłości, i dlatego gdy mówiłaś o Wadżimosem i Neferubiti, nie potrafiłaś powstrzymać łez.
– Tak właśnie jest, mój ty cudowny darze od bogów…
Karnak, Dom Życia przy świątyni Amona
Miesiąc później
Był zdrowy i silny, nic mu nie dolegało, kto by się spodziewał… – Puiemre, tak jak pozostali mężczyźni, nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Wieść o nagłej śmierci Amenmosego, ostatniego księcia krwi, błyskawicznie obiegła Teby. Od momentu, gdy półżywy ze zmęczenia posłaniec dotarł do pałacu, by przekazać faraonowi tragiczne wieści z Memfis, do chwili, gdy o śmierci dziedzica mówili już wszyscy w mieście, nie minął nawet czas potrzebny do zebrania owoców z najmniejszego choćby drzewka figowego.
Oto ten, który był nadzieją dynastii, jedyny żyjący syn Totmesa, pierwszego władcy tego imienia, i szlachetnej Ahmes, został niespodziewanie wezwany do wieczności. Zginął jak wojownik, na polowaniu. Gdy stanął oko w oko z dorodną lwicą, pewny swych umiejętności nakazał żołnierzom nie podchodzić zbyt blisko. Celnie ugodził ją oszczepem, ale gdy sprawdzał, czy zwierzę jeszcze żyje, nie zachował ostrożności i wtedy lwica ostatkiem sił, lecz z wielką mocą rzuciła mu się do gardła. Zanim jego przyboczni dobiegli, by go ratować, książę już nie żył.
– Czyżby Sachmet, bogini lwicy, nie spodobało się, że Amenmose ma zasiąść na tronie? – zastanawiali się mieszkańcy Teb.
Wieści podawane z ust do ust krążyły prawie tak szybko jak myśli. Trudno było ustalić ich źródło, pod wieczór jednak całe miasto mówiło już o tym, że Hathor, najważniejsza z bogiń, wysłała lwicę Sachmet, bo z jakichś znanych tylko jej powodów nie chciała, by Amenmose został faraonem.
– Komu bogowie przeznaczyli dziedzictwo Egiptu? – głowili się tebańczycy, rozmawiając o nieoczekiwanej śmierci księcia. I nie potrafili znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Bo przecież nikt nie zna dróg, jakie planują dla nas bogowie.
Najważniejsi doradcy faraona: arcykapłan Hapuseneb, prorok Amona Puiemre, mistrz Senimen i generał Pen-Nechbet, spotkali się w przyświątynnym Domu Życia5, by omówić sytuację. Nie spodziewali się takiego rozwoju wypadków. Byli pewni, że gdy któregoś dnia z woli bogów Totmes dołączy do swoich przodków, na tronie zasiądzie jego syn. Zapewniłoby to spokój w państwie, ale także to, że w ich sytuacji nic się nie zmieni. Amenmose był bowiem jeszcze na tyle młody, że niemal na pewno mogli liczyć, iż będzie kontynuował politykę ojca i otoczy się jego zaufanymi ludźmi. Najważniejsi stali doradcy Totmesa nie musieliby się więc niepokoić o własną przyszłość.
Puiemre, od kilku lat związany ze świątynią Amona, był zięciem Hapuseneba – jego żoną była jedna z czterech córek arcykapłana, dwudziestoletnia Seniseneb. Na co dzień pełniła zaszczytną rolę adoratorki Amona, a co ważniejsze, była też ulubienicą królowej Ahmes. Do bardzo lukratywnych obowiązków Puiemrego należało zarządzanie stadami bydła i polami Amona, a także rejestrowanie łupów wojennych i danin kierowanych do świątyni. Prorok Amona był wysoki, szczupły, miał pociągłą twarz i dość ciemną karnację.
Generał Pen-Nechbet był tylko o kilka lat od niego starszy, ale sprawiał wrażenie zdecydowanie bardziej doświadczonego. Pochodził ze starej zamożnej rodziny arystokratów z Al-Kabu, od wieków służącej kolejnym faraonom. Nic nie było w stanie go zadziwić, nikt nigdy nie widział go zdenerwowanego, miał doskonałe maniery i mimo lekkiej wyniosłości, z jaką traktował innych, cieszył się powszechną sympatią. Mimo że sprawiał wrażenie delikatnego, a czasami nawet nieporadnego, był doskonałym żołnierzem i świetnie władał różnymi rodzajami broni. Faraon wielokrotnie odznaczał go za dzielność i odważne czyny na wojnach. Służył w kampanii przeciw Hyksosom, walczył w Syrii i Palestynie. Faraon mu ufał. Pen-Nechbet miał jasną cerę i lubił zbytek. Uchodził za znawcę kobiet, pięknych strojów i drogocennych przedmiotów.
Senimen zawdzięczał mocną pozycję na dworze temu, że był pierwszym i głównym nauczycielem Hatszepsut, jej doradcą i sojusznikiem. To on nauczył ją czytać i pisać, on ukształtował jej wrażliwość i sposób myślenia o państwie. Był jej wierny i kochał ją jak ojciec. Nie miał własnych dzieci, a całą rodzicielską niespełnioną miłość, jaką nosił w sobie, przelewał na księżniczkę. Gdy był młodzieńcem, poślubił piękną dziewczynę. Kochał ją tak bardzo, że kiedy wraz z dzieckiem zmarła przy porodzie, postanowił nigdy już nikogo nie obdarzyć uczuciem. I tak się stało. Jedyną miłością mistrza Senimena była Hatszepsut. Wszyscy o tym wiedzieli, także księżniczka, dla której było to szczególnym powodem do radości i która potrafiła z właściwym sobie wdziękiem korzystać z tego, że nauczyciel darzy ją bezinteresowną rodzicielską miłością.
– Egipt stanął przed trudnym wyzwaniem – rozpoczął arcykapłan Hapuseneb.
– Rzeczywiście, zgoła niepomyślny rozwój wypadków – przyznał generał i z charakterystycznym dlań dążeniem do szybkiego porządkowania spraw, zapytał, ukierunkowując dalszą dyskusję: – W jakim stanie jest królowa? Wysłałem do niej moich ludzi, ale dowiedzieli się jedynie, że na wieść o śmierci syna straciła przytomność i od tamtej chwili nie odstępują jej medycy.
– Jest silna i zdrowa, przy wsparciu bogów szybko się podźwignie – odpowiedział rzeczowo Hapuseneb, bo to do niego, jako zawsze najlepiej poinformowanego, skierował pytanie generał.
– Faraon jest w pałacowej kaplicy Amona. Modli się – dodał Puiemre.
– A księżniczka? – Pen-Nechbet chciał mieć pełny obraz stanu zdrowia i samopoczucia członków rodziny królewskiej.
– Byłem z nią, gdy nadeszły te straszne wieści. – Senimen pokręcił głową z podziwem, myśląc o tym, jak Hatszepsut zareagowała na śmierć brata. – Była jak zawsze opanowana. W mojej obecności nie uroniła nawet jednej łzy. Była skupiona. Jednak nie zdołała przede mną ukryć, jak mocno to przeżyła: pobladła, myślałem nawet, że zemdleje, ale nie, po prostu intensywnie myślała, a chwilę później, nie zważając na mnie ani na towarzyszące jej służki, pobiegła do komnaty ojca. Zgodnie ze zwyczajem pokłoniła mu się nisko i chociaż byli z nim kapłani, przytuliła go mocno. Byłem przy tym jak zawsze, cały czas w jej pobliżu. Widziałem. Nie pytając, czy może, pierwsza objęła ojca, zanim on to zrobił. To nadzwyczaj silna dziewczyna.
– Zawsze żałowałem, że nie przyszła na świat jako chłopiec. – Hapuseneb słuchał nauczyciela z uwagą. – Wygląda na to, że już wkrótce może być jedyną nadzieją Egiptu. Wiecie o tym?
– Oby bogowie pozwolili kroczyć faraonowi jak najdłużej po tej stronie życia. – Puiemre nabożnie pochylił głowę. – Księżniczka jest taka młoda i porywcza…
– Nie nam decydować o boskich planach – podsumował Hapuseneb. – Zanim jednak poznamy wolę bogów, przyjrzyjmy się dokładnie, czym dysponujemy tu, na ziemi. Zaplanujmy strategię. A od bogów będzie zależało, czy i w jakim stopniu pozwolą nam ją zrealizować.
– Wszystko w ich rękach – przytaknął Puiemre teściowi.
Nie zdarzało się, żeby miał inne zdanie niż arcykapłan. Wszystko, co osiągnął w życiu, zawdzięczał jemu. I stanowisko, i kolejne tytuły, i karierę na dworze. A to dlatego, że przed laty obdarzyła go uczuciem jego córka. Arcykapłan na początku nie był przychylny temu związkowi, ale ponieważ córka się upierała, postanowił, że nie będzie stał na drodze do jej szczęścia. Wiedział, że Puiemre nie jest człowiekiem zbyt lotnym, był jednak szlachetnie urodzony i grzeczny, a przy tym, jak twierdziły kobiety, przystojny, Hapuseneb wierzył więc, że odpowiednio pokierowany może osiągnąć niemało. Choć niechętnie, wreszcie zgodził się zatem na ślub młodych i od tego czasu kierował karierą zięcia.
Hapuseneb skłonił głowę przed generałem Pen-Nechbetem i wymownie na niego spojrzał, prosząc go w ten sposób, by przedstawił swój punkt widzenia. Cenił go i szanował. Wiedział, że doświadczenie, koneksje i giętkość umysłu czynią z niego doskonałego partnera do współpracy. Obaj pochodzili ze starych rodów, świetnie się rozumieli i obaj mieli ten dystans do świata, jaki daje tylko dobre urodzenie lub olbrzymie doświadczenie życiowe.
Generał jak zwykle nie zawiódł. Bez zbędnych ozdobników nakreślił sytuację, w jakiej właśnie znalazł się Egipt.
– Następca tronu Amenmose dołączył do przodków – oświadczył. – Totmes, oby żył wiecznie, nasz ukochany król, zbliża się do bram wieczności. Nie wiemy, ile wylewów Nilu ani nawet ile wschodów słońca będziemy jeszcze cieszyć się jego boską obecnością. Królowa Ahmes jest w pełni sił, ale w wielkiej rozpaczy, jej Ka jest rozkołysane emocjami. Wygląda na to, że naszą jedyną nadzieją na zachowanie dynastii jest księżniczka Hatszepsut. Z woli bogów i decyzją faraona wkrótce ma przejąć od matki obowiązki Boskiej Małżonki Amona. Jak wiemy, miała zaślubić tragicznie zmarłego księcia Amenmosego. Ale wszystko się zmieniło. Wkrótce może nastąpić kryzys dynastyczny. Bądźmy czujni!
– Bogowie nad nami czuwają – zapewnił Hapuseneb.
– Mamy jeszcze do dyspozycji dwóch synów drugorzędnych żon – zauważył Pen-Nechbet. – Szlachetniej urodzony i starszy jest Totmes, syn Mutnofret, ale jak wiemy, to chorowity chłopiec. Młodszy nie ma jeszcze roku. Trzeba będzie rozpatrzyć obie kandydatury, zanim szanując rozpacz faraona po stracie syna, w odpowiednim momencie przedstawimy mu je pod rozwagę.
– Ciągłość rodu jest najważniejsza – powiedział Senimen, gdy Pen-Nechbet skończył. – Maat musi być zachowane. Nie możemy dopuścić do zachwiania porządku świata.
Mężczyźni zgodnie pokiwali głowami i zadumali się nad sytuacją kraju.
– Hapusenebie, co o zdrowiu króla mówią medycy? – zapytał po chwili ciszy Pen-Nechbet.
– Nic nie mówią, znasz ich. – Arcykapłan zdobył się na uśmiech. – Kiedy nie panują nad sytuacją, twierdzą, że stanie się zgodnie z wolą bogów, a teraz zdają się na bogów bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Niestety.
– To niedobrze. – Generał wstał. Kiedy intensywnie myślał, lubił spacerować. Podszedł do stołu zastawionego paterami z owocami. Wziął w palce świeżą figę i rozerwał ją na dwie części. Jedną włożył do ust. – Senimenie, uważasz, że Hatszepsut jest gotowa do sprawowania władzy? – zapytał, gdy już ją pogryzł i połknął.
– W pełni. Jest wykształcona, rozsądna, zrównoważona, twarda… Przecież przygotowujemy ją do roli królowej od dawna. Każdy z nas ma w tym swój udział.
– Istotnie, jest naszym wspólnym dziełem – przytaknął Hapuseneb, który lubił, by inni czuli, jak bardzo są ważni, chociaż był przekonany, że Hatszepsut najwięcej zawdzięcza jemu i że głównie on ją ukształtował. – Możemy być z siebie dumni.
– Ona ma rządzenie we krwi. To nie ulega dyskusji. – Pen-Nechbet tak jak pozostali uważał, że to, jaka jest Hatszepsut, to w dużym stopniu także jego zasługa. – Będzie doskonałą królową. Pytanie zasadnicze na dziś brzmi: teraz, gdy zabrakło księcia Amenmose, kto będzie godny zasiąść obok niej na tronie?
– Swego następcę powinien wskazać faraon – odezwał się Puiemre.
– Oczywiście, że tak właśnie będzie – zgodził się Pen-Nechbet. – Jednak faraon na pewno zechce najpierw wysłuchać rad Amona. Wszyscy wiemy, że w Egipcie nawet Nil płynie z woli tego właśnie boga – pozwolił sobie na żart, spoglądając na Hapuseneba, którego tak lubił.
Zgromadzeni w Domu Życia wiedzieli przecież doskonale, że to arcykapłan Hapuseneb jest głosem Amona, i byli zadowoleni, iż zanim ogłosi publicznie boską wolę, zawsze zasięga najpierw ich rad. Dzięki temu mieli rzeczywisty wpływ na to, co dzieje się w Egipcie, wspierali więc arcykapłana, bo chcieli, żeby ta sytuacja trwała wiecznie.
Teby, pałac rodziny królewskiej, komnata Mutnofret
Nazajutrz
Totmes, syn faraona i jego drugorzędnej żony Mutnofret, był chłopcem wątłym i chorowitym. Jego twarz pokrywały krosty, a ciało wrzody. Chorował od najwcześniejszego dzieciństwa. Miał problemy z oddychaniem, jego serce biło nierówno, źle sypiał, bolały go kości. Medycy zalecali mu unikanie wysiłku, udziału w procesjach, w długich dworskich ceremoniałach, a nawet w zwykłych pałacowych zabawach. Większość z dziesięciu lat swojego młodego życia spędził więc w oddalonym od centrum spokojnym pałacu na zachodnim brzegu rzeki. Rzadko uczestniczył w zabawach dzieci w pałacowym przedszkolu nazywanym kap, nigdy nie brał udziału w królewskich polowaniach, nie mówiąc już o tym, że nie dane mu było uczestniczyć w żadnej z licznych wypraw wojennych ojca. Faraon Totmes, po którym otrzymał imię, widywał go jedynie przy okazji największych uroczystości, a i wówczas nie zwracał na niego uwagi. Z woli króla już przy urodzeniu otrzymał tytuł księcia, ale ani faraon, ani nikt inny na dworze nie widział w nim następcy tronu. Był przecież chłopcem wciąż chorym, a więc nierokującym na przyszłość, bardzo słabym i z tego powodu odsuwanym w cień.
Tak było do czasu tragicznej śmierci Amenmosego. Wówczas, w ciągu jednego dnia w życiu chorowitego księcia zmieniło się wszystko. Zaczęło się od tego, że jego matka Mutnofret, która jeśli kiedykolwiek cieszyła się jakimiś łaskami na dworze, to tylko ze względu na to, że urodziła królewskie dziecko, została zaszczycona odwiedzinami arcykapłana Hapuseneba. Nie zdziwiła jej ta wizyta, była bowiem kobietą wykształconą i inteligentną, dobrze wiedziała więc, co może dla niej i jej syna oznaczać niespodziewana śmierć dziedzica tronu.
Mieszkała wraz z synem w zachodniej części pałacu przeznaczonej dla pobocznych żon faraona, które bogowie obdarzyli łaską urodzenia królewskiego dziecka. Była to część rozległa i urządzona tak jak pozostałe, wyposażona w sadzawki, ogrody i zacienione altany. Matki królewskich dzieci wraz z potomstwem miały własne wygodne komnaty. Nie brakowało im niczego. Dzieci bawiły się i jadły wspólnie pod opieką mamek, opiekunek i służby w pałacowym przedszkolu kap. Kobiety wiodły nieco nudne, ale dostatnie, spokojne, uporządkowane życie, urozmaicane uroczystościami, świętami i procesjami. Każdego dnia przed wschodem słońca większość z nich uczestniczyła w ceremonii budzenia Amona.
Co dzień u kresu nocy z pałacu wyruszał zatem pochód kobiet. Na jego czele kroczyła Ahmes, za nią Hatszepsut, a następnie pozostałe kobiety, w tym damy dworu i córki ważnych Egipcjan pełniące funkcję adoratorek Amona. Udawały się do świątyni Amona, gdzie czekał na nie arcykapłan Hapuseneb. Wchodziły przez otwierane przed nimi wrota i podążały za arcykapłanem, by dokonał się codzienny rytuał. W najważniejszej części, która odbywała się w samym sercu świątyni, brała udział jedynie Wielka Królewska Małżonka Ahmes, bo tylko ona, królowa, a zarazem Boska Małżonka Amona, mogła doświadczać zaszczytu oglądania Najwyższego. W tym czasie pozostałe adoratorki Amona i księżniczka Hatszepsut w dużej sali świątynnej oddawały się nabożnym śpiewom i modlitwom.
Mutnofret, tak jak i innym pobocznym żonom, nigdy nie było dane wejść do serca świątyni. Nie przeszkadzało jej to. Nie lubiła rzucać się w oczy, była uległa i pokorna. Nigdy nie zabiegała, jak robiły czasami inne żony, o możliwość zarządzania jednym z królewskich warsztatów rękodzielniczych albo własnym przedsiębiorstwem. Cieszyło ją to, co miała. Zajmowała się chorowitym synem, lubiła malować na bambusowym materiale, sprawiało jej przyjemność czytanie starych papirusów, lubiła odwiedzać Dom Życia przy świątyni Amona. Chociaż cierpiała z powodu słabości syna, dobrze jej się żyło z myślą, że właśnie dzięki temu chłopiec nie stanowi dla nikogo zagrożenia, nie jest więc obiektem pałacowych intryg.
Gdy dotarła do niej wiadomość o śmierci następcy tronu, przeraziła się. Dobrze wiedziała, co może to dla niej oznaczać. Nie myliła się.
– Pani, jesteś matką syna faraona – rozpoczął arcykapłan.
– Arcykapłanie, moje serce krwawi z powodu śmierci księcia Amenmosego – odparła.
Wiedziała, że musi być ostrożna. Gra o tron, która właśnie się rozpoczęła i w którą została mimowolnie włączona, mogła okazać się dla niej i jej syna bardzo niebezpieczna.
Teby, pałac rodziny królewskiej, komnata Hatszepsut
Tydzień później
Ludzkie życie jest jak wody wiecznego Nilu – powiedział mistrz Senimen. – Źródło jest zawsze darem boga. Nie znamy powodu, dla którego zostaliśmy obdarzeni życiem, i nie wiemy, jak ono się potoczy. Nasze trwanie jest niczym nurt rzeki. Czasami płynie spokojnie w odwiecznym korycie, innym razem wylewa gwałtownie. Bywają lata suche, gdy rzeka niemal znika… niech bogowie mają nas w opiece i sprawiają, by nie było ich zbyt często…, a są takie, kiedy Nil pokrywa tereny, które od lat nie zaznały kropli wody. Główny nurt zasilają mniejsze i większe dopływy. Każdy z nich daje rzece coś nowego. Bywa, że dobrego, ale zdarza się, że dopływ przynosi choroby lub inne boskie przekleństwa.
Hatszepsut słuchała z uwagą. Lubiła rozmowy z mistrzem. Senimen został jej nauczycielem, gdy tylko niania Sitre przestała być jej karmicielką i najważniejszą opiekunką. Odkrywał przed nią nowe światy, pokazywał perspektywy, przekazywał mądrości zawarte w starych księgach, pobudzał jej umysł do szukania nowych ścieżek i dróg. Pozwalał stawiać pytania, na które wspólnie szukali odpowiedzi. Wybierał dla niej lektury, opowiadał o starych myślicielach, mówił o mądrościach z Heliopolis. Od tak dawna był jej mistrzem, że zdawało się, że jest z nią od zawsze.
– Nil jest wieczny tak jak życie – kontynuował. – Nasz czas na ziemi dostajemy od bogów i oni nam go odbierają. Ludzie czasami uważają, że śmierć jest końcem wszystkiego. A przecież życie nie ma ani początku, ani końca.
– Jesteśmy tu tylko przez chwilę. – Hatszepsut wyprostowała się na krześle. Odchyliła głowę, jakby chciała spojrzeć w niebo, lecz widać było, że patrzy gdzieś dalej, poza ziemski świat. Zamknęła oczy. – Materializujemy się jako manifestacja boskiej siły – recytowała jedną ze swoich ulubionych starych myśli wyrytych na kamieniach w Heliopolis. – Jesteśmy jej elementem i wyrazem. Emanacją wiecznej kosmicznej energii. Iskrą świecącą przez mgnienie. Światło jest dane wszystkim w momencie, kiedy tu przychodzimy, ale jego intensywność i kolor zależą niemal wyłącznie od nas samych.
– Wewnętrzne światło rozświetla każdemu ziemską drogę, ale jej jakość zależy też od wielu innych czynników.
Często zanim Hatszepsut odkryła, co Senimen chce jej przekazać, była obdarowywana przypowieścią lub sentencją, która miała wprowadzić ją w refleksyjny nastrój i otworzyć jej umysł na nowe. Czuła, że i tym razem tak będzie. Że zaraz dowie się o czymś, co będzie stanowiło o nadchodzącej istotnej zmianie w jej życiu. Nie bała się nowości, wiedziała, że są nieodłączną częścią ludzkiego żywota. Lubiła wyzwania, ale chciała być do nich zawsze jak najlepiej przygotowana.
– Zanim rzeka zasili morze swoimi wodami, płynie przez cały kraj. Czasami wzburzona, innym razem łagodna – kontynuował Senimen spokojnym głosem. – Zbiera po drodze dopływy, z których czerpie energię. My, ludzie, też potrzebujemy uzupełniać siły, wiedzę i umiejętności. Czerpiemy z dorobku tych, którzy byli przed nami, studiujemy mądre papirusy, czytamy ze starych kamieni.
– Uczymy się od mistrzów takich jak ty. – Hatszepsut chciała sprawić przyjemność nauczycielowi i oddać mu hołd.
– Jesteś zbyt łaskawa, pani. – Skłonił przed nią głowę i dodał: – Uczniowie hojnie obdarowani przez bogów często szybko przerastają mistrzów. Gdy tak się dzieje, wiemy, że nadchodzi czas, by otworzyć główny nurt na nowe dopływy.
– Senimenie, jesteś moim nauczycielem od zawsze. Od lat czerpię nauki także od arcykapłana Hapuseneba, radą służy mi generał Pen-Nechbet, także moja matka, najmądrzejsza z kobiet, wdraża mnie we wszystko, co potrzebne w służbie Amonowi. Ale przede wszystkim uczę się od mojego ojca… Trudno wyobrazić sobie lepszych nauczycieli, nie sądzisz?
– Zaiste, księżniczko, twoje słowa są prawdą. Jednak jak wiemy, mądry jest nie ten, kto potrafi przewidzieć nadejście nowego, ale ten, kto wiedząc o nadchodzących zmianach, właściwie się do nich przygotowuje. Po śmierci księcia Amenmosego czekają nas duże zmiany. Amon nie przekazał nam jeszcze, kto zostanie następcą tronu. Nadchodzi trudny czas dla nas wszystkich. Przygotujmy się do niego, jak potrafimy najlepiej.
– Twoje słowa, mistrzu, powinny być wyryte w kamieniu!
– Chylę czoła przed tobą, pani, i twoją inteligencją.
– Jeśli kiedyś z woli bogów zostanę królową, każę je zapisać na wieczność, by potomni mogli z nich korzystać.
Hatszepsut od dawna wiedziała – lecz od pewnego czasu zaczynała naprawdę rozumieć – jak wielkie znaczenie w rządzeniu ma odpowiedni dobór słów. Jak ważne jest podkreślanie, kiedy to tylko możliwe, że zawdzięcza niemal wszystko w życiu łaskawości bogów i najważniejszych osób na dworze. Pilnowała się więc, co, jak i do kogo mówi, starając się ograniczać i powstrzymywać słowa, które tak chętnie i zazwyczaj, jak sądziła, w nadmiarze wypływały z jej ust. Korzystając z nauk swoich mistrzów, wychwalała Amona przy każdej okazji. Przychodziło jej to z łatwością, bo gorąco wierzyła, że jako jego córka jest otoczona troskliwą boską opieką. Chwaliła też tych, którzy mogli się stać kiedyś jej sojusznikami, nawet gdyby miało to nastąpić w dalekiej przyszłości.
– Senimenie, opowiedziałeś mi o rzece. Staram się zrozumieć twoje przesłanie i zapamiętać je. Ale teraz proszę, zacznij mówić wprost, dość już pogmatwanych nitek! O co chodzi?
Senimen znał swoją podopieczną prawie tak dobrze, jak znała ją Sitre. Wiedział, jak bardzo jest podobna do swojego ojca, który nad wyraz cenił sobie proste, jasne i klarowne wypowiedzi. A księżniczka im była starsza, tym bardziej się do niego upodabniała.
– Pani, czy pamiętasz młodzieńca, który rzucił się na pomoc, gdy wpadła do wody twoja siostra Neferubiti, niech będzie szczęśliwa na wiecznych boskich polach?
Senimen przypomniał zdarzenie, które miało miejsce kilka lat wcześniej na królewskiej łodzi płynącej z Teb do Memfis. Tamtego popołudnia Neferubiti, młodsza siostra Hatszepsut, przez chwilę sama stała na dziobie. W pewnym momencie barka niespodziewanie wpłynęła na mieliznę, nastąpił silny wstrząs, księżniczka straciła równowagę i wpadła do wody. Umiała pływać, jednak spadając, zachłysnęła się wodą i zaczęła topić. Uratował ją młody mężczyzna.
– Podziękowaliśmy odpowiednio temu dzielnemu żołnierzowi? – zapytała teraz Hatszepsut, dobrze wiedząc, że tak się stało.
– Oczywiście, otrzymał stosowną nagrodę – zapewnił Senimen, zauważając, że oczy księżniczki zamgliły się lekko na wspomnienie ukochanej siostrzyczki i tamtego zdarzenia. – Przyznam, że młodzieńca, który uratował księżniczkę, miałem na oku już wcześniej, pani. Służył w armii twojego ojca, brał udział w wyprawie kuszyckiej. Tej samej, w której i ty uczestniczyłaś.
– Miałam wtedy pięć lat.
– Tak, to było dawno temu.
– Z tamtej wojny wszystko doskonale pamiętam. Wydaje mi się, że nawet więcej, niż to możliwe: każdy szczegół, każdego egipskiego żołnierza.
– Naprawdę aż tak?
– Tak sądzę.
– A pamiętasz, pani, żołnierza, który wtedy, w Nubii, walczył tak dzielnie, że zasłużył na to, by podać chopesz, kiedy twój ojciec miał odciąć dłonie pokonanemu władcy?
– Pamiętam smukłego wysokiego mężczyznę, który klęcząc, podawał faraonowi insygnia na błękitnej poduszce. Chopesz podał ojcu arcykapłan Hapuseneb. Byłam tam, widziałam to z bliska.
– Twoja pamięć, pani, jest zadziwiająca – zauważył z podziwem Senimen.
– Nanizane na sznury dłonie wrogów, których dzielny żołnierz pokonał w bitwie, z trudem mieściły się na jednym wozie. Tak, oczywiście, że go pamiętam. Nie wyglądał na siłacza, ale jak uczysz mnie od lat, pozory często mylą… Tamtego dnia w czasie uroczystości klęczał w pobliżu tronu, całkiem blisko mnie. Tak jak wszyscy byłam z niego dumna.
– To ten sam człowiek, który skoczył do wody za Neferubiti.
– Naprawdę? – Hatszepsut była szczerze zaskoczona.
– Od tamtego czasu minęło prawie dziesięć lat. Wiele się zmieniło. Wówczas tamten młodzieniec był żołnierzem, a teraz jest nadzwyczaj uzdolnionym nauczycielem.
– Jest nauczycielem? Inaczej pamiętam go z dzieciństwa. Wtedy jego policzki i tors pokrywała czerwona farba zwycięstwa, skóra tygrysa zakrywała plecy i jedno ramię, a do drugiego miał przytroczony oszczep i łuk.
– Wojna i wojskowe rzemiosło mają swoje prawa. Wtedy wyglądał inaczej, bo był żołnierzem. Jako nauczyciel przebywa w zacienionych ogrodach, w pałacach możnych i w Domach Życia. Dzięki temu wyszlachetniała mu nie tylko skóra.
Senimen zawiesił głos, czekając, aż księżniczka zada mu pytanie, wyrażając tym samym chęć dalszej konwersacji na ten temat. Ona jednak milczała. Wiedziała, że mistrz celowo ukierunkowuje jej myśli. Znała jego metody, a nie chciała zdradzać zainteresowania człowiekiem, o którym rozmawiali. Sam Senimen nauczył ją przecież, że ścieżki myślenia kogoś, kto ma sprawować władzę, powinny pozostawać nieodgadnione dla zwykłych śmiertelników. A jej mistrz był przecież zwykłym śmiertelnikiem. Była przekonana, że nie domyślił się, jak żywo ją ciekawi osoba wybawcy siostry, chociaż sama tego zainteresowania nie rozumiała.
Mimo że nie wypadało, by tak było, coś ciągnęło ją do tego człowieka. Jakaś siła, której nie potrafiła nazwać. Nie znała go przecież, widziała tylko raz w życiu, i to tak dawno, że niemal tego nie pamiętała, lecz coś ją niepokoiło, gdy słuchała opowieści o nim, coś powodowało drżenie serca i niezwykłe podekscytowanie, jakie w dzieciństwie odczuwała jedynie na myśl o zbliżającej się podróży. Odganiała te myśli, nie chciała, by pojawiały się jej w głowie, a równocześnie czuła, że dzięki nim zaznaje przedziwnego, wcześniej nieznanego rodzaju przyjemności.
Mistrz rozszyfrował ją niemal od razu. Jej reakcje wskazywały, że jest zainteresowana jego protegowanym. Jednak już dawno uznał, że lepiej, by księżniczka nie wiedziała, jak bardzo jej emocje są dla niego czytelne. Poza tym – a może przede wszystkim – zadanie, którego się podjął na prośbę przyjaciół, Hapuseneba i Pen-Nechbeta, miało polegać właśnie na wywołaniu w niej zainteresowania tym młodym człowiekiem. Chcieli, by zbliżył się do niej, zyskał jej zaufanie, chronił ją i wspierał. Zależało im, żeby go polubiła i zaufała mu. Dzięki temu będą wiedzieli, że jest bezpieczna i ma kogoś, kto ją chroni, a zarazem w ich imieniu w pewien sposób nadzoruje. Senimen czuł więc, że osiągnął cel. I to nadspodziewanie łatwo. Bogowie mu sprzyjali.
– Został obdarzony żywą inteligencją. Jego myśli są znacznie szlachetniejsze niż miejsce, w którym przyszedł na świat. W dodatku jest niezwykle sprawny fizycznie, silny, zręczny, świetnie kieruje ludźmi, zna różne metody walk. Mądry, sprawny i waleczny: jednym słowem, człowiek do wszystkiego!
Hatszepsut wykonała przyzwalający gest ręką, dając tym samym znak, żeby kontynuował. Równocześnie skinęła na służącą, która w okamgnieniu podała jej kielich wypełniony winem figowym rozrzedzonym wodą.
– Mistrzu, też masz ochotę? – zapytała.
Jeśli nawet wcześniej Senimen miał choćby cień wątpliwości, czy przypadkiem obojętność księżniczki na jego opowieść nie jest udawana, w tym momencie utwierdził się w przekonaniu, że jest wręcz przeciwnie. Interesowała się tym człowiekiem, tylko nie chciała tego okazać, wiedząc, że jej to nie uchodzi. Myślała, że przechytrzy swojego nauczyciela, że już go przerosła, że zdoła ukryć przed nim swoje myśli. O, jakże się myliła! Senimen nie miał z tym najmniejszych trudności. Wiedział o niej bardzo dużo, między innymi to, że od najmłodszych lat, gdy była podekscytowana i chciała to ukryć, zasychało jej w ustach, dlatego prosiła o napoje. Tak było i tym razem. Co oznaczało, że jest bardzo zainteresowana i poruszona tym, co Senimen ma jej do powiedzenia, a przy tym trochę podenerwowana.
Pokręcił przecząco głową, dziękując za wino, odczekał, aż księżniczka wypije kilka łyków, i mówił dalej:
– Może dziwić niezwykła kariera tego człowieka. Ale zaręczam ci, pani, i klnę się na swoje doświadczenie: to osoba wyposażona przez bogów w tak liczne talenty, że grzechem przeciw tym co nad nami byłoby nie wykorzystać ich na chwałę wiecznego Egiptu.
– Mów dalej – zezwoliła, uznając wreszcie, że nie ma niczego niestosownego w tym, że interesuje się losem dzielnego wojownika. – Podsyciłeś moją ciekawość.
– Pochodzi z Iuny6. Jego rodzice to Ramose i Hat-Nefer. Ramose jest pisarzem w ubogiej dzielnicy. Oboje rodzice żyją. Ma braci i siostry, którzy jednak nie zdradzają tak licznych talentów jak on. Nauczył się pisać i czytać w wieku trzech lat. Włada pięcioma językami. Doskonale liczy, zna geometrię, matematykę, astrologię, uczy się błyskawicznie.
– No, no! – przerwała mu Hatszepsut. – Z jakiego rodu pochodzi jego rodzina?
– Nie są urodzeni szlachetnie. Wiedząc, jaki jest inteligentny, myśleliśmy, że może kto inny jest jego ojcem, ale matka zaklina się na Hathor, że poza mężem nie poznała w życiu żadnego innego mężczyzny. Wierzę jej, to prosta szczera kobieta, gorąca wyznawczyni Hathor.
– Widzę, że zrobiłeś dokładne rozpoznanie.
– Pani, za zgodą faraona po wojnie w Kuszu jej bohater, człowiek, o którym rozmawiamy, został wysłany do Heliopolis. Pobierał tam nauki przez lata. Wrócił wypełniony wiedzą jak dzban najlepszym winem. Jest pod moją opieką. Pochodzi z prostej rodziny, ale jak już mówiłem, bogowie z jakichś znanych tylko im powodów wyposażyli go nad wyraz sowicie. Wykorzystajmy to. Ty to wykorzystaj, pani. Ktoś taki przyda ci się na dworze. Jest nie tylko silny, sprawny i waleczny, ale ma też naprawdę giętki umysł. W czasach, które nadchodzą, będziesz potrzebowała kogoś takiego: zaufanego człowieka do wszystkiego, pozostającego do twojej wyłącznej dyspozycji. Może być twoim nauczycielem, przybocznym, doradcą i wszystkim, czym rozkażesz. Ręczę za niego.
– Jak on się nazywa? – zapytała Hatszepsut, nie kryjąc już zainteresowania człowiekiem, z którym co jakiś czas bogowie krzyżowali jej losy, jakby chcieli ją przygotować do czegoś, co miało być dla niej wyjątkowo ważne.
– Senenmut.
– Senenmut – powtórzyła jak echo. – Chcę go poznać.
Senimen uśmiechnął się do siebie. Ucieszył się, że osiągnął cel.
Teby, pałac rodziny królewskiej, komnata królowej Ahmes
W tym samym tygodniu
Ahmes była dumna z Hatszepsut. Kiedy razem z Totmesem postanowili, że już pora, by ich córka została Boską Małżonką Amona, uświadomiła sobie, że jej cudowny dar od bogów jest niemal dojrzałą kobietą. Silną, mądrą, prawie gotową do sprawowania władzy.
A przecież dopiero co po raz pierwszy trzymała ją w ramionach. Doskonale pamiętała tamten dzień.
Gdy zbliżał się poród, udała się wraz z damami i służącymi do królewskiego pawilonu narodzin. Był usytuowany na tyłach pałacu, w pobliżu sadzawki i ogrodu. Miał kształt rotundy wspartej na pięciu kolumnach. Zbudowano go z drewna, bogato ozdobiono, a wewnątrz przed każdą z kolumn umieszczono pozłacane posągi Hathor, Izydy, Nephtys, Selket i Tefnut.
U wezgłowia krzesła porodowego stał rzeźbiony wizerunek Tawaret – brzemiennej bogini hipopotamicy zwanej Potężną. Przez wiele dni przed porodem pod każdym z posągów składano dary i palono kadzidła, by uzyskać wsparcie bogiń. Dzięki nim przyjście na świat dziecka miało szanse przebiec bez komplikacji.
W tym spokojnym zacisznym ukwieconym miejscu, oddalonym od codziennego pałacowego zgiełku, przychodzili na świat książęta i księżniczki krwi. Tam również urodziła się Hatszepsut.
– Przyjdź, przyjdź, przyjdź – śpiewały kapłanki Tawaret, krążąc wokół Ahmes.
Wykonywały przy tym gesty zachęcające dziecko do pojawienia się na świecie. Królowa leżała na wygodnej szerokiej sofie. Służące namaszczały wonnym olejkiem napiętą skórę jej brzucha. Kapłanki układały na jej ciele kamienne i drewniane amulety mające ułatwić poród. Czuła moc ich działania. Ciepło płaskich okrągłych kamieni łagodnie rozlewało się po ciele, zachęcając dziecko do wyjścia z bezpiecznego domu. Gdy wreszcie maleństwo po raz pierwszy, jeszcze nieśmiało i delikatnie, zastukało w drzwi świata, a ona poczuła lekki skurcz, kapłanki orzekły, że zaczął się cud narodzin, i podały jej napój łagodzący ból. Gdy po kilku godzinach naprzemiennych spacerów po ogrodzie, masowania brzucha i popijania łagodzących coraz większe bóle napojów skurcze się nasiliły, zaprowadziły królową na złote krzesło porodowe wyściełane miękkim, najcieniej tkanym królewskim lnem.
– Przyjdź, przyjdź, przyjdź – śpiewały pomiędzy kolejnymi skurczami, bosymi stopami wystukując rytm na drewnianej podłodze i potrząsając sistrum, instrumentem bogini.
W pewnym momencie Ahmes poczuła, że dla jej dziecka otwierają się wrota świata. Że zaraz księżniczka będzie z nią, że za chwilę usłyszy jej pierwszy krzyk. Że przytuli ją do piersi. Ją – cudowny dar od bogów. Ją – bo od początku wiedziała, że wyda na świat dziewczynkę. Powiedziała jej o tym bogini Hathor we śnie krótko po tym, gdy w jej grocie zagościło królewskie nasienie. Trzy razy śniła też o złotym Amonie – z wysokości boskiego tronu obwieścił jej, że urodzi córkę, która będzie pierwszą spośród kobiet. Osobiście zapewnił ją, że na świat przyjdzie dziewczynka, co więcej – podał jej imię. Powiedział też, że będzie największą z kobiet zasiadających na tronie Egiptu. Ahmes była pełna pokory wobec tego sennego biaitu.
Jak niemal wszyscy w Egipcie wierzyła w moc snów. Wiedziała, że gdy śnimy, bogowie otwierają przed nami wrota do swojego świata. Pokazują nam przeszłość, przyszłość i przestrzenie funkcjonujące równolegle do naszych. Jeśli chcą, przestrzegają nas przed niebezpieczeństwami lub podsuwają rozwiązanie problemów bądź udzielają odpowiedzi na pytania.
Poza jasnym przesłaniem od Najwyższego dającym królowej pewność, że wyda na świat dziewczynkę, którą czeka świetlana przyszłość, boskie słowa potwierdziły też kapłanki Hathor. Już kiedy bogini dała jej znać o czekającym ją szczęściu, zatrzymując jej czerwone księżycowe dni, kapłanki postawiły na tarasie dwie doniczki, by każdego dnia podlewać ziarno pszenicy i owsa porannym moczem królowej. Przez długi czas nasiona nie pękały, wreszcie kiełki strzeliły do góry niemal równocześnie. Kapłanki mówiły, że może z woli bogów pojawią się na świecie bliźnięta albo płeć dziecka jeszcze nie jest zdecydowana. Gdy jednak wreszcie pszenica poszybowała gwałtownie do góry, było pewne, że na świecie, zgodnie z sennymi przepowiedniami, pojawi się dziewczynka.
– Przyjdź, przyjdź, przyjdź! – wołały coraz głośniej kapłanki Tawaret.
A gdy między szeroko rozwartymi nogami królowej pojawiła się główka dziecka, wzmogły intensywność tańca i śpiewały jeszcze głośniej.
– Ostatni wysiłek, królowo – poprosiła jedna z dwóch kapłanek bezpośrednio towarzyszących w porodzie.
Ahmes nabrała powietrza, zacisnęła oczy i wysiliła całe ciało. Czuła, jak pęka. Oblał ją zimny pot. Zacisnęła zęby.
Odchodzę do bogów? pomyślała, czując, że jej ciało zdaje się rozpadać na malutkie kawałeczki.
Jednak chwilę później poczuła wyraźną ulgę. Niemal natychmiast usłyszała też głośny płacz dziecka.
– Jest piękna, królowo. Tak jak ty – powiedziała wzruszona kapłanka, podając jej nagie maleństwo lekko tylko obmyte wodą.
– Z woli bogów na świat przyszła królewska córka, oby żyła wiecznie! – obwieściła oficjalną formułką druga kapłanka, kłaniając się Ahmes.
– Pani, za twoją sprawą bogowie obdarowali Egipt piękną silną księżniczką. Cały kraj składa ci niski pokłon!
Ale Ahmes nie słuchała, co mówią zgromadzone wokół kobiety. Trzymała w objęciach piękną dziewczynkę, która gdy tylko kapłanka położyła ją przy jej piersi, przestała płakać.
– Mój ty cudowny darze od bogów… – powiedziała, obejmując ją czule. – Jesteś najwspanialszym dzieckiem na świecie, moja ty maleńka…
Teraz, gdy minęło już tak wiele lat od tamtego dnia, Hatszepsut miała dostąpić zaszczytu, jaki nie był dotychczas dany żadnej z córek faraona. Zwyczajowo bowiem Boską Małżonką Amona, czyli najwyższą kapłanką najważniejszego z bogów, była zawsze królowa. Tym razem faraon postanowił, że będzie inaczej: jego córka, mimo że wciąż taka młoda, zastąpi w tym zaszczytnym obowiązku matkę.
Miało tak się stać dlatego, że nietypowa sytuacja wymagała nietypowych rozwiązań. Faraon chorował i czuł, że zbliża się do wrót wieczności. Jego najstarsi synowie Wadżimose i Amenmose nie żyli. Gdyby nie to, że Hatszepsut była kobietą, mogłaby objąć tron. Ale nie urodziła się chłopcem. Mogła być jedynie Wielką Małżonką Królewską i tylko teoretycznie królem Egiptu.
Faraon doskonale wiedział, że jego córka jest stworzona do sprawowania władzy. Wielokrotnie obserwował jej zachowanie, wiedział, jak bardzo jest opanowana i silna, a że często z nią rozmawiał, znał też jej sposób myślenia. Była nadzwyczajnie mądrym i zdyscyplinowanym dzieckiem. Dodatkowo, co z każdym rokiem jej życia stawało się coraz bardziej widoczne, była niezwykle podobna do niego. Kochał córkę, a po niespodziewanej śmierci Wadżimosego i Amenmosego najchętniej właśnie jej przekazałby tron. Jednak wiedział, że byłoby to działanie wbrew tradycji. Co prawda historia Egiptu znała silne królowe, które samodzielnie władały krajem, ale on był tradycjonalistą, wolał, by jego następcą był mężczyzna. Poza tym Hatszepsut była przecież dość młoda. Nikt nie wiedział, jak bogowie zechcą pokierować jej losami, a on był zwolennikiem poglądu, że do sprawowania władzy, szczególnie najwyższej, należy dorosnąć.
Kobieta faraonem? zastanawiał się. To niedorzeczność. Zresztą po co zmieniać odwieczny porządek, po co niepokoić ludzi? Gdy umrę, niech na tronie zasiądzie jeden z moich męskich potomków. Totmes jest chorowity i słaby, ale to najstarszy syn, więc najlepiej będzie, jeśli właśnie jego Amon wskaże na następcę. Faktyczna władza zostanie w rękach Ahmes i Hatszepsut, to oczywiste, ale na tronie zasiądzie mężczyzna. Egipt nie lubi rewolucyjnych zmian.
Z woli bogów wypowiedzianej ustami jej ojca Hatszepsut miała więc najpierw zostać Boską Małżonką Amona – jak najszybciej, póki faraon wciąż jeszcze cieszył się słońcem dnia. Zaraz potem powinna stać się małżonką księcia – jednego ze swoich przyrodnich braci. W ten sposób Totmes chciał zagwarantować córce tron, a tym samym Egiptowi spokój i trwanie w zgodzie z odwiecznym porządkiem maat. Przewidywał, że jeśli po jego śmierci na tronie nie zasiądzie jego syn, którego pozycję wzmocni ślub z Hatszepsut, jedyną królewską córką pełnej krwi, może wybuchnąć bezpardonowa walka o władzę. Weźmie w niej udział wielu najmożniejszych i najbardziej wpływowych arystokratów. A przecież wewnętrzne spory były niezgodne z maat, niedobre z punktu widzenia panującej dynastii i niepożądane przez najsilniejszych, pewnych swoich wpływów kapłanów. Przede wszystkim zaś – i to było dla niego najważniejsze – na zmianach straciłby kraj funkcjonujący najlepiej, gdy wszystko szło uświęconym odwiecznym rytmem, którego nic nie zakłócało.
Ahmes w pełni zgadzała się z decyzją małżonka. Była pewna, że rozwiązanie gwarantujące ciągłość władzy przyniesie Egiptowi spokój, usankcjonuje przyszłość jej córki, a także zapewni jej, Wielkiej Małżonce Królewskiej, znaczenie nie mniejsze niż dotąd. Poza tym jak wszyscy na dworze Ahmes wiedziała, że Hatszepsut jest doskonale przygotowana do pełnienia czekających na nią w przyszłości ról.
Pamiętała nie tylko dzień jej narodzin, ale także kolejne lata życia. Od początku była pewna, że jej cudowny dar od bogów nie jest dziewczynką taką jak inne. Co prawda we wczesnym dzieciństwie Hatszepsut, jak pozostałe dzieci na dworze, nosiła lok młodości, czyli pojedyncze długie pasmo włosów na starannie golonej głowie, biegała jak inne maluchy nago po pałacowym ogrodzie i wyglądała jak wszystkie dziewczynki w jej wieku, jednak od najmłodszych lat wykazywała dość chłopięce zainteresowania. Podczas gdy inne małe księżniczki i córki dworskich dam rozmawiały o strojach, robiły ze swoimi nianiami lalki i tworzyły biżuterię, a gdy były starsze, uczyły się tkania i sztuki malowania twarzy, układania włosów w letnich i zimowych perukach, rozpoznawania ziół i przyrządzania mikstur leczniczych, ona wolała inne zajęcia.
Była zainteresowana światem. Gdy tylko nauczyła się mówić, prosiła piastunkę Sitre, by zabierała ją na wycieczki po pałacu. Lubiła zwiedzać jego zakamarki, zaglądała do kuchni, pomieszczeń dla służby, spiżarni, magazynów, stajni, chciała poznawać kolejne królewskie ogrody. To spowodowało, że w krótkim czasie droga do nawet najbardziej oddalonych skrzydeł była dla niej prosta. Zadawała mnóstwo pytań i cierpliwie czekała na wyczerpujące odpowiedzi. Ciągnęła nianię do komnat faraona, gdzie miała okazję do pogawędek z ojcem, jeśli nie był zajęty, albo dzięki jego wyrozumiałości przysłuchiwała się rozmowom, które prowadził.
Gdy pewnego dnia stwierdziła, że życie istnieje też poza pałacem, zaczęła głośno domagać się wychodzenia poza jego mury. A że jej życzenia były spełniane, jako mała dziewczynka często z nianią spacerowała po Tebach i przyglądała się codziennemu życiu swoich przyszłych poddanych. Ciekawiło ją wszystko. Chciała wiedzieć, co jedzą, gdzie mieszkają, jak i gdzie pracują, ile mają dzieci i dlaczego ubierają się inaczej niż osoby, które widywała w pałacu.
Jeśli tylko jej pozwalano, chętnie towarzyszyła matce w podróżach barką po Nilu, kiedy Ahmes wybierała się w objazd po pałacach rozsianych po całym Egipcie. Królowa z podziwem patrzyła na reakcje córki na otaczający ją świat. Dziewczynka obserwowała wszystko. Nic nie umykało jej uwadze. Zachwycała ją i potęga piramid, i toczący kulę po piasku święty skarabeusz. Z zainteresowaniem słuchała, co matka opowiada jej o gwiazdach i konstelacjach, ale w równym stopniu poruszała ją opowieść o cudzie życia.
– Bogowie najpierw stworzyli drzewo daktylowe, jego owoc czy pestkę? – pytała, a Ahmes śmiała się z jej dociekliwości.
Obserwując zainteresowania córki i jej żywy umysł, królowa poprosiła męża o wybranie nauczyciela, który zajmie się jej kształceniem. Faraon spełnił życzenie małżonki i właśnie wtedy w życiu Hatszepsut, obok najukochańszej i w pełni jej oddanej niani Sitre, pojawił się mistrz Senimen. Gdy Hatszepsut jako mała dziewczynka po raz pierwszy odwiedziła Dom Życia i zobaczyła papirusy wypełnione pismem bogów, natychmiast chciała poznać jego tajniki. Uczyła się więc pisania i czytania, stawiając pędzelkiem z trzciny swoje pierwsze znaki. Poznawała też matematykę i geometrię, uczyła się o niebie i ziemi. Słuchała opowieści o obcych krainach, rozległych morzach, górach sięgających gwiazd i przepaściach tak głębokich, że nie widać ich dna. Z zapartym tchem wsłuchiwała się w głos mistrza, który mówił o ludziach mieszkających w dalekich krajach. Dowiedziała się o istnieniu rasy o żółtej skórze i skośnych oczach i o tych, których włosy były śnieżnobiałe, a w ich krajach panowało takie zimno, że ubierali się w skóry upolowanych zwierząt – nie po to, by podkreślić swoją siłę, lecz aby było im cieplej. Z tego samego powodu nie golili głowy ani nie depilowali ciała. W ich krajach bywały zimne białe deszcze, a gdy padały, okrywały skorupą całą ziemię i nie znikały przez kilka miesięcy.
Najbardziej jednak lubiła opowieści o dawnym Egipcie i o swoich przodkach. O bogach, którzy przybyli do Heliopolis, by przekazać wiedzę kapłanom, o pierwszym faraonie Menesie, który przyleciał na ziemię świętym pojazdem z elektronu7, bo był bogiem. Dumą napawała ją świadomość, że fragment tego pojazdu jest w Heliopolis ukryty przed wzrokiem śmiertelnych i że mogą go zobaczyć jedynie faraon i arcykapłan. Wiedziała, że z niego czerpią moc władcy Egiptu, odnawiając swoje siły. Marzyła o zobaczeniu tego miejsca, pragnęła dotknąć świętego kamienia benben, bo tak nazywano pozostałość po boskim pojeździe, i poczuć moc przodków.
Co musiałoby się wydarzyć, żebym mogła dostąpić tego zaszczytu? myślała. Nie zastanawiała się, czy jest to możliwe, ale jak to osiągnąć.
Dla królowej Ahmes rola, jaką bogowie przeznaczyli jej córce, też była wielką niewiadomą. Dla dziewczynki równocześnie tak silnej i mądrej, że w wieku pięciu lat potrafiła przekonać ojca, by zabrał ją z sobą na wojnę do Kuszu, nic nie było niemożliwe. Patrzyła z podziwem, jak mała istotka zręcznie zaskarbia sobie miłość ojca – twardego żołnierza, który rzadko komukolwiek okazywał uczucia. Jej, królowej, mimo wielu wspólnie spędzonych lat i wielkich starań, nigdy nie udało się to w takim stopniu jak jej małej córeczce. Hatszepsut była dzieckiem potrafiącym z łatwością zmiękczyć męskie serce władcy, a równocześnie takim, które zdawało się od urodzenia posiadać odwieczne święte Ka faraonów, dzięki czemu patrzyło na świat, jakby miało co najmniej stuletnie życiowe doświadczenie.
Ahmes pamiętała małą Hatszepsut siedzącą na krzesełku obok niej podczas ceremoniału zakończenia wojny o Kusz. Powściągliwość i dystans, które w niej wtedy zobaczyła, zrobiły na wszystkich duże wrażenie. Hatszepsut każdego dnia obserwowała wtedy przemoc, okrucieństwo, zabijanie, widziała brutalne traktowanie przegranych, patrzyła z bliska, jak egipscy żołnierze przebijają serca wrogów. Ani razu nie odwróciła głowy, nawet nie zamknęła oczu, by nie być świadkiem okropności. Potrafiła ukryć uczucia, jakie wywoływały w niej te obrazy. Była niezwykle dojrzała na swój wiek, a jej kontrola nad własnymi zachowaniami, w tym nad mimiką, zastanawiała nawet samego faraona.
Totmes uczył córkę miłości do Egiptu, pokazywał, jak w imię utrzymania maat panować nad światem, silną ręką karząc wrogów. Tłumaczył, że siła i przemoc są niezbędne w dochowaniu porządku, a surowe karanie przeciwników jest nie tylko usprawiedliwione, ale i niezbędne.
– Podbiliśmy Kusz – mówił do córki jak do dorosłej. – Kazałem wyciąć w pień wszystkich, którzy odważyli się podnieść na nas rękę. Rozkazałem zgładzić ich wodza. Ci, którzy tu zostaną, zapamiętają, że chęć walki z Egiptem musi skończyć się dla nich tragicznie. Będą o tym mówić przez dwa pokolenia, może jedno, a może krócej. A gdybym darował im życie, moja armia musiałaby tu wrócić za rok lub najpóźniej dwa, bo niedogaszone ognisko, nawet gdy wrzuci się do niego tylko jedną gałązkę, może znów zapłonąć żywym ogniem. W takich wypadkach rządzący nie może znać litości. Ale przy tym powinien być sprawiedliwy. – Patrzył surowo na córkę, sprawdzając, czy rozumie.
– Ich wódz zginął z twojej ręki, osobiście odciąłeś mu dłonie, mimo że przecież nic nie mógł już nikomu zrobić – stwierdziła rezolutnie.
Totmes uśmiechnął się i z ojcowską powściągliwą czułością poklepał jej malutką dłoń, którą położyła mu na kolanie.
– Stara egipska tradycja wojenna każe odcinać dłonie pokonanym, przecież wiesz o tym. Powiedz mi, dlaczego tak robimy?
– Żeby po śmierci też nie mogli podnieść broni przeciwko nam.
– Właśnie! Faraon, który osobiście pokonał w walce najważniejszego przeciwnika, powinien własnoręcznie odciąć mu dłonie. Dlaczego?
– Żeby dać przykład.
– No właśnie, księżniczko. – Był usatysfakcjonowany jej odpowiedziami. – Faraon i cała rodzina królewska są dla poddanych wzorem do naśladowania, pokazują, jak należy postępować.
– Dajemy im dobry przykład – stwierdziła z dumą.
– Będą walczyli z oddaniem za wieczny Egipt tylko pod wodzą tego, którego siła jest niezaprzeczalna, a moc najwyższym przykładem boskiej doskonałości na ziemi. Muszą czuć siłę faraona! Bez tego nie będą walczyli z przekonaniem. – Totmes podniósł głos może odrobinę bardziej, niż zamierzał, ale zdarzało mu się emocjonować, gdy mówił o walce.