Żądze Kleopatry - Ewa Kassala - ebook + audiobook + książka

Żądze Kleopatry ebook

Ewa Kassala

4,3
33,50 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„To książka barwnie oddająca klimat i atmosferę czasów Juliusza Cezara, Marka Antoniusza i Kleopatry, tej zamierzchłej epoki, w której miłosne potyczki stawały się jednym ze sposobów podboju świata”. prof. Krzysztof Łęcki Starożytny Egipt, dworskie intrygi, pieniądze, władza, polityka, magia, a przede wszystkim miłość - w czasach panowania genialnej kobiety-faraona w najbogatszym mieście ówczesnego świata, Aleksandrii. Jak Kleopatra straciła dziewictwo? Jak przebiegała edukacja seksualna wielkiej władczyni? Czy słusznie była nazywana największą kurtyzaną starożytności? Jak udało jej się zdobyć i utrzymać miłość największych rzymskich wodzów tamtych czasów Juliusza Cezara i Marka Antoniusza? Powieść odsłania nieznane dotąd dzieje najbardziej znanej kobiety starożytności. Ta niezwykle inteligentna władczyni, silna, doskonale wykształcona, świetnie przygotowana do sprawowania władzy i utrzymania niezależności Egiptu nie cofała się przed niczym. Wykorzystywała swoją wiedzę, umiejętności, sprzyjające warunki i wszystkie dostępne jej atrybuty atrakcyjnej, kuszącej i tajemniczej kobiecości, by dominować w męskim świecie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 435

Oceny
4,3 (129 ocen)
73
35
10
8
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ArletaTyr

Dobrze spędzony czas

Bardzo ciekawy sposób przedstawienia historycznych wydarzeń.
00
Dike1965

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna !!!
00
Adaaga

Nie oderwiesz się od lektury

polecam całą serię
00
MarikaMar

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca powieść o niezwykłej kobiecie
00
tedi_now

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca historia i doskonała lektorka.
00

Popularność




Żądze Kleopatry

Copyright © 2021 by Ewa Kassala

Copyright © 2015, 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

Projekt graficzny okładki: Mariusz Banachowicz

Zdjęcie na okładce:

Zdjęcie autorki: Łukasz Jungto

Redakcja: Bożena Sęk

Korekta: Iwona Wyrwisz, Joanna Rodkiewicz

ISBN: 978-83-8230-204-2

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

e-mail:[email protected]

www.soniadraga.pl

www.facebook.com/WydawnictwoSoniaDraga

E - wydanie 2021. Wydanie II poprawione

PROLOG

„Już jestem po drugiej stronie? Umarłam? Tak po prostu?”

Patrzyła na swoje złote łoże. Stało jak zawsze na środku komnaty. Obok jednej z jego kolumn głośno łkała Eiras. Charmion, klęcząc przy martwym ciele, wpatrywała się w nieruchomą kobrę. Na środku w złotej szacie, tej samej, w której kiedyś zasiadła na tronie Królowej Królów, leżała ona. Majestatyczna, piękna, z nienagannym makijażem i fryzurą, z atrybutami władzy w rękach skrzyżowanych na piersiach. Emanowały z niej siła i tysiące lat potęgi faraonów.

„A więc tak to jest – pomyślała. – Przejście naprawdę nie boli”.

Była lekka i spokojna. Wypełniało ją przyjemne ciepło. Jeszcze przed chwilą była Kleopatrą, królową Egiptu. A teraz kim jest? Nie czuła emocji. Prawie żadnych. Było jej niemal obojętne, jak wygląda leżące na łożu ciało, które jeszcze przed chwilą należało do niej. Nie było ważne, co robią jej służki, nawet przyszły los dzieci nie mącił jej spokoju. Coś nieodgadnionego i potężnego przyciągało ją z kosmiczną siłą w stronę wielkiej kulistej jasności, a jednak wątłe i z każdą chwilą coraz słabsze pozostałości ziemskich uczuć nakazywały jej jeszcze choć moment zostać w królewskim pałacu. To było silniejsze niż jasność wiecznej Izydy przyzywającej ją do siebie z coraz większą mocą.

– Pani, proszę, daj mi jeszcze chwilę – zwróciła się do bogini. – Chcę zobaczyć Oktawiana, kiedy wejdzie tu i uświadomi sobie, że przegrał. Pozwól mi, proszę, być świadkiem mojego ostatniego ziemskiego triumfu.

CZĘŚĆ I

Kleopatra urodziła się w 69 r. p.n.e. Kiedy miała cztery lata, uszła cało z pierwszego zamachu na życie. W wieku dwunastu lat oddała się pod opiekę bogini Izydy i straciła dziewictwo. Gdy miała lat osiemnaście, po śmierci ojca, Ptolemeusza Auletesa, została królową Egiptu i zasiadła na tronie wraz z Ptolemeuszem XIII, swoim bratem i mężem.

ROZDZIAŁ 1

Jej piersi były już zaokrąglone, ciało nabierało coraz bardziej kobiecych kształtów. Na dworze głośno mówiono o tym, że Kleopatra już wkrótce stanie się kobietą i przejdzie inicjację, jakiej dostępowała każda szlachetnie urodzona dziewczyna. Czekała na ten dzień z niecierpliwością. Wiedziała, że kiedy tylko Izyda zdecyduje, aby pojawiła się u niej miesięczna krew, stanie się kobietą i wreszcie będzie mogła brać udział w przyjemnościach świata, do tego czasu dla niej niedostępnych. Jednak ten moment wciąż nie nadchodził. Niemal każdego dnia przez ostatni rok budziła się, leniwie przeciągała w pościeli, a zaraz potem wkładała palce do węzła Izydy i oglądała je, żeby zobaczyć, czy nie pojawiły się choć niewielkie ślady krwi. I każdego ranka wzdychała rozczarowana.

– Doczekasz się – uspokajała ją Charmion. – Wszystko ma swój czas.

Od lat codziennie zaraz po śniadaniu pobierała nauki. Ona i jej siostry, starsza Berenika i młodsza Arsinoe, były przygotowywane przez ojca do rządzenia Egiptem. Ptolemeusz Auletes zapewniał swoim dzieciom najlepszych nauczycieli. „Ptolemeusze muszą wiedzieć o świecie wszystko”, mawiał.

Każdego dnia Kleopatra spędzała więc kilka godzin w Bibliotece Aleksandryjskiej. Lubiła ten czas. Studiowała mapy, uczyła się języków, astronomii, retoryki, wystąpień publicznych, geometrii, matematyki i medycyny. Kochała to miejsce. Drogę znała na pamięć. Ona i Eiras, jej równolatka i przyjaciółka od najwcześniejszego dzieciństwa, wychodziły z pałacu wczesnym rankiem. Była z nimi Charmion, opiekunka, która towarzyszyła księżniczce wszędzie i od zawsze. Bardzo rzadko bywały same. Najczęściej w towarzystwie niewielkiej dworskiej świty szły lub były niesione w lektykach.

Ranek w Aleksandrii o każdej porze roku był przyjemny. Delikatny wiatr od morza nawet w najbardziej upalne miesiące przynosił przyjemną świeżość. Marmury i granity budynków i szerokich dróg dawały chłód. Część drogi prowadziła nabrzeżem, skąd widać było latarnię morską wznoszącą się dumnie na wyspie Faros. Ta olbrzymia wieża zawsze robiła na Kleopatrze wrażenie. Charmion mówiła, że to najwspanialsza latarnia na świecie. Miała 430 stóp wysokości, a płonący na szczycie ogień było widać nawet 25 mil od brzegu. Żeby mógł płonąć nieustannie, najlepsi na świecie aleksandryjscy architekci zbudowali pompę hydrauliczną, dzięki której oliwa była płynnie i bez przerw dostarczana na szczyt.

Dalej przechodziły obok gimnazjonu wzniesionego z pięknego, niemal białego marmuru, zerkając na ćwiczących na boiskach chłopców i dziewczęta, szły najszerszą i najwspanialszą ulicą świata, na której równocześnie mogło zmieścić się osiem jadących obok siebie rydwanów. Wsłuchiwały się w poranny gwar miasta. Sklepikarze zachwalali swoje towary w dziesiątkach różnych języków, uczeni spieszący do studentów czekających w Muzejonie i Bruchejonie żywo dyskutowali, elegancko gestykulując, gospodynie wybierały świeże warzywa i inne produkty, które niewolnice wkładały do wielkich koszy, a niewolnicy transportowali później do pałaców arystokracji i innych bogatych mieszkańców najwspanialszego miasta świata.

Aleksandria kwitła. Kleopatra chłonęła jej potęgę każdym oddechem. Uwielbiała to miasto. Była z niego dumna. W dzielnicy królewskiej i ścisłym centrum znała każdy zakamarek. Charmion czasami zabierała ją i Eiras przebrane w nierzucające się w oczy stroje na długie spacery. Zawsze wtedy w odległości kilku kroków za nimi, starając się być niewidoczni, szli jak cienie słudzy faraona. Gotowi w chwili najmniejszego zagrożenia oddać życie w obronie księżniczki.

Kleopatra pamiętała doskonale – mimo że kiedy to się stało, miała zaledwie cztery lata – pewne mrożące w jej młodych żyłach krew zdarzenie, które spowodowało, że od tamtego czasu chętnie ćwiczyła razem z Charmion sztukę samoobrony i lubiła mieć sprawdzonych wiernych ludzi zawsze w pobliżu.

Wtedy, siedem lat wcześniej, jak zawsze ucieszyła się na wieczorną tajną przechadzkę po mieście. Te spacery wymyślił jej ojciec, wielki Ptolemeusz zwany przez poddanych Auletesem, czyli Fletnistą, od nazwy instrumentu, na którym chętnie i często grywał. Uważał, że Kleopatra powinna znać kulturę, sztukę, naukę i magię, lecz także miasto, obyczaje i zachowania ludu, świat, w którym żyją jej – jak wierzył – przyszli poddani. Eskapady te odbywały się więc nie tylko za wiedzą faraona, ale wręcz z jego nakazu. Również z jego polecenia Kleopatrze towarzyszyli zawsze poruszający się w odpowiedniej odległości uzbrojeni przyboczni. Także Charmion została wybrana na opiekunkę Kleopatry ze względu na liczne przymioty ciała i ducha, w czym niebagatelną rolę odgrywała znacząco rozwinięta i wciąż doskonalona umiejętność walki. Ptolemeusz bowiem doskonale zdawał sobie sprawę, jakie zagrożenia czyhają na niego i na jego dzieci w pałacu i poza nim. Intrygi, knowania, spiski, trucizny, morderstwa w pałacu od wieków były codziennością.

Tamtego dnia przed siedmiu laty Charmion ubrała Kleopatrę w strój służki. Podobne odzienie dostała Eiras. Wyszły z pałacu kuchennymi drzwiami. Charmion, która miała wtedy dwadzieścia lat, trzymała obie dziewczynki za ręce. Szły Drogą Kanopijską, główną ulicą miasta, przystając co chwila przy straganach i sklepach. Przy jednym z nich dziewczynki dostały suszone gorące figi oblane pysznym lukrem. Każda trzymała owoc na patyku, liżąc go i obgryzając po kawałeczku. Szły niespiesznie, podziwiając kolorowy świat wieczornej Aleksandrii. Zatrzymały się przed sceną jednego z czterystu działających w mieście teatrów i podziwiały aktorów grających w sztuce Eurypidesa. Nieświadome zbliżającego się niebezpieczeństwa śmiały się i oklaskiwały artystów. Były zaabsorbowane tym, co działo się na scenie. Nagle Kleopatra wyczuła niepokojący ruch i zdążyła zauważyć szamotaninę. Niemal w tym samym momencie upadła przewrócona przez kogoś z dużą siłą.

– Izydo, miej nas w swojej opiece – przerażonym głosem zawołała jakaś kobieta.

– To zamach! – wykrzykiwali ludzie, uciekając w panice.

– Bandyci!

– Nie ruszaj się – usłyszała głos Charmion.

Opiekunka leżała na niej, osłaniając ją własnym ciałem. W jej boku tkwił sztylet. Kleopatra czuła wsiąkającą szybko w jej ubranie krew rannej Charmion. Zewsząd słyszała krzyki. Kiedy udało jej się odrobinę wysunąć głowę spod ciała Charmion, zobaczyła klęczącą obok przerażoną Eiras i biegających we wszystkie strony ludzi. Na środku prawie już pustego placu stał potężny mężczyzna. Jak dowiedziała się chwilę później, miał na imię Apollodor, pochodził z Sycylii i był szefem jej ochrony. U jego stóp leżały zwłoki dwóch mężczyzn.

– Wszystko dobrze – powiedział i niemal w tej samej chwili księżniczka znalazła się w jego objęciach. Zdziwiła się, że olbrzym potrafi tak szybko się poruszać. Wtuliła się ufnie w jego potężny tors. – Już jesteś bezpieczna – rzekł jej do ucha.

– Bądź zawsze moim obrońcą, dobrze? – wyszeptała.

Objął ją mocno.

Później wszystko odbyło się jeszcze szybciej. Ludzie z obstawy, sprawnie kierowani przez Apollodora, wzięli Kleopatrę i Eiras na ręce i pobiegli do pałacu. Charmion z prowizorycznym, ale solidnym opatrunkiem wykonanym osobiście przez Apollodora została przetransportowana na drzwiach wyjętych z któregoś z pobliskich budynków prosto do królewskiego lekarza. Kleopatra, zanim porwał ją w objęcia jeden z mężczyzn z jej obstawy, usłyszała słowa, które ją uspokoiły, lecz równocześnie zaintrygowały. Apollodor pochylił się nad Charmion, spojrzał na jej ranę i pełnym otuchy i czułości głosem powiedział jej do ucha coś, co księżniczka usłyszała bardzo wyraźnie. I co bardzo jej się spodobało.

– Rana jest płytka. Wyjdziesz z tego. Wszystko będzie w porządku, kochanie…

Na dworze huczało od plotek. Kleopatra, przechadzając się po komnatach i pomieszczeniach dla służby, przysłuchiwała się rozmowom. Nikt nie podejrzewał, że czterolatka może rozumieć tak dużo, i to w tak wielu językach. Ona jednak, wychowywana przez mamki, piastunki i będąca pod opieką niewolnic z różnych krajów, wchłaniała ich języki i uczyła się ich, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

– Matka Bereniki postanowiła pozbyć się małej, żeby nie zagrażała w drodze do tronu jej córce.

– Wysłała zabójców, chcąc pozbyć się pretendentki do tronu, przecież wiadomo, że Kleopatra jest ulubioną córką tatusia.

– Kleopatra jest najmądrzejsza z córek Auletesa. Jest jeszcze mała, ale już wiadomo, że bogowie dali jej wszystko co najlepsze. Jej siostry i ich matki mają powód do zmartwienia. Ale żeby aż wysyłać zabójców? Biedna mała, nawet nie zdaje sobie sprawy, co jej grozi…

Tego samego dnia ojciec, trzymając Kleopatrę na kolanach, wezwał do siebie Apollodora.

– Chcę, żebyś zawsze był przy Kleopatrze. Od dziś jest twoją panią. Oddaję cię na jej wyłączne usługi. Odpowiadasz życiem za jej życie. Bądź zawsze przy niej. Taka jest moja wola. A to nagroda za dzisiejszą skuteczność. – Auletes rzucił sakiewkę przed klęczącego przed nim olbrzyma. – Znajdź zleceniodawcę tego zamachu, a dostaniesz drugie tyle.

Tego dnia faraon zdecydował także, że Charmion przeniesie się na stałe do komnaty Kleopatry, wzmocnił straże pałacowe, a Eiras uczynił stałą najmłodszą osobistą pokojówką księżniczki. Jeszcze tego samego wieczoru matkę Bereniki wysłał do świątyni w Memfis i zakazał jej powrotu do Aleksandrii, póki nie zostanie wezwana. Podejrzewał ją o zamach. Jednak w pałacu mówiło się też o tym, że zleceniodawcą mogła być każda inna matka dzieci faraona lub któryś z doradców, chociaż krążyły także przypuszczenia, że mógł to zrobić ktoś, kto żywiąc nienawiść do władcy, chciał zadać mu ból, zabijając jego ukochaną córkę.

Charmion i Apollodor nie dzielili się swoją opinią z nikim. Ten bowiem, o którym myśleli, że mógł być zleceniodawcą, był znaczącym przeciwnikiem. Zamożny i ustosunkowany, od lat zarządzał nie tylko pałacem, miał też olbrzymi wpływ na to, co działo się w całym państwie. Był to eunuch Pothejnos, główny administrator dworu. Nie tylko znał wszystkie tajne pałacowe przejścia i skrytki, ale potrafił zjednać sobie i kapłanów, i wojska, a dodatkowo cieszył się zaufaniem faraona.

– Jak otwarcie walczyć z kimś takim? – zastanawiali się. – Jak chronić Kleopatrę? Jak zanadto jej nie niepokojąc, sprawić, żeby chciała trzymać się od niego jak najdalej? To dziecko. Jest inteligentna, ale jednak przecież na pewno nie wszystko jeszcze rozumie.

Od dnia pierwszego zamachu Apollodor miał być zawsze obecny w życiu Kleopatry. Podobnie miało być z Charmion, biegłą w sztukach walki najwierniejszą opiekunką, i Eiras, która jako równolatka Kleopatry wychowywała się i dorastała razem z księżniczką, będąc jej najbardziej zaufaną i oddaną przyjaciółką.

ROZDZIAŁ 2

Swoich pierwszych lekcji czytania, pisania i recytacji Kleopatra nie pamiętała, odbyły się bowiem, kiedy była jeszcze mała. Nauczyciele twierdzili, że umiejętności, które inni zdobywają przez lata, jej wydają się przyrodzone. Na co dzień mówiła tak jak jej ojciec i matka, po grecku. Nie zauważyła nawet, kiedy nauczyła się także łaciny, egipskiego, hebrajskiego, etiopskiego, a nawet troglodyckiego i kilku innych języków, w których porozumiewali się otaczający ją niewolnicy.

Lubiła języki, ich nauka przychodziła jej z łatwością, jednak jeszcze chętniej uczestniczyła w zajęciach z wystąpień publicznych. Były jak olbrzymie przedstawienie. Kiedy była mała, ojciec z zadowoleniem i dumą odkrył jej żywą inteligencję i ciekawość świata. Rozkazał Charmion, żeby zabierała księżniczkę na Rady Królewskie i na wybrane audiencje, a później prosił Kleopatrę o odtwarzanie scenek z tych spotkań. Powtarzała słowa i gesty królewskich urzędników, naśladowała wysłanników obcych państw i innych interesantów. Kiedy była trochę starsza, zaczęły się poważne lekcje.

– Retoryka, obok filozofii i oczywiście poza grą na instrumentach, to najpoważniejsza i najprzyjemniejsza ze sztuk naszych czasów – mówił ojciec, wybierając dla córki najlepszych nauczycieli. – Rzymski filozof Cyceron, którego niedawno poznałem, twierdzi, że ozdobą człowieka jest jego umysł, a ozdobą umysłu umiejętność przemawiania – podkreślał, wymagając od Kleopatry, żeby wykorzystała dary, które dali jej bogowie, i uczyła się przemawiać we wszystkich znanych jej językach.

Stojąc prosto, z podniesioną głową i śmiało patrzącymi roziskrzonymi oczyma, Kleopatra przemawiała często, mając za jedynych słuchaczy Charmion, Apollodora, Eiras i swojego nauczyciela retoryki. Ten ostatni uważnie się jej przyglądał i słuchał.

– Pani, postaraj się jeszcze staranniej modulować głos – przerywał jej czasami. – Pamiętaj, że sztukę wymowy posiąść można przez trud praktyki. Masz, pani, nadzwyczajną przytomność umysłu, łatwość uczenia się i słuch muzyczny, jednak żebyś osiągnęła doskonałość, potrzebujesz ciągłych ćwiczeń.

– Mów, co mam robić – żądała Kleopatra i uważnie słuchała rad.

– Pamiętaj, że ludzie najpierw patrzą – tłumaczył mistrz. – Oceniają twoją prezencję, sylwetkę, mowę ciała. Często gesty i mimika mówią więcej niż słowa. Właściwie dobrane brzmienie, akcent, ściszanie bądź podnoszenie głosu w odpowiednich momentach działają jak czary. Gestykuluj z odpowiednią siłą i w tempie trafnym do tego, co chcesz przekazać. Dbaj o miejsce, w którym się pokazujesz, otoczenie jest bardzo ważne. Do jakich bogów zwrócisz się o wsparcie, jakie kolory będą dominować w twoim otoczeniu, jakich ptaków pióra włożysz we włosy, komu pozwolisz stać najbliżej siebie, te decyzje zawsze powinnaś podejmować samodzielnie. Dbaj o to. Odpowiedni strój, biżuteria, fryzura i makijaż mogą zdziałać cuda. Gdy połączysz, pani, swoją inteligencję i otwartość umysłu z osiągnięciami naszych kapłanów i z piękną egipską tradycją, będziesz największą władczynią naszego świata.

– Na pierwszy dzień przybywającego księżyca w czasie przesilenia wiosennego zaplanowano specjalne zajęcia – obwieściła pewnego dnia Charmion. – Masz już jedenaście lat. Przyjrzysz się męskiemu ciału, poznasz jego reakcje i zachowania w czasie aktu płciowego. Na to nigdy nie jest zbyt wcześnie!

– Ani zbyt późno, prawda? – Kleopatra objęła Charmion w pasie. – Pójdziesz ze mną, może też się czegoś nauczysz. Przyda ci się w starciach z Apollodorem.

Szły długimi korytarzami pałacu. Eiras kroczyła kilka kroków za nimi. Słowa Kleopatry dotarły do Charmion dopiero po chwili. Zatrzymała się gwałtownie.

– W starciach z Apollodorem? Jeśli mogę spytać, pani, kiedy zauważyłaś nasz związek?

– Widzę więcej i jestem bardziej dojrzała, niż się wszystkim wydaje. O was wiem od bardzo dawna.

– Byłam pewna, że nikt nie wie. Bardzo uważamy.

– Nie bój się. Nie powiem ojcu. Zresztą to nie jego sprawa, jesteś przecież moja! Ode mnie zależy, co się z tobą stanie. Wiesz o tym.

Charmion uklękła przed Kleopatrą i dotknęła czołem podłogi. Eiras kilka kroków za nimi również się zatrzymała.

– Zawsze będę twoją najwierniejszą sługą – wyszeptała Charmion, nie podnosząc głowy.

– Bądź lojalna i nie odstępuj mnie na krok. To moje życzenie.

Charmion, wciąż klęcząc, uniosła lekko głowę i objęła stopy Kleopatry. Zrozumiała, że okres dzieciństwa księżniczki skończył się już jakiś czas temu. I wyrzucała sobie, że nie zauważyła tego momentu. Kleopatra miała rację: była bardziej dojrzała i widziała więcej, niż wszystkim, a przynajmniej znakomitej większości otaczających ją ludzi mogło się wydawać. I to było jej szczęście, bo w pałacu, gdzie spiskowano bez ustanku, inteligentne osoby, szczególnie pretendujące do tronu, jeśli nie były otoczone właściwą opieką, często nie dożywały dorosłości.

– Wstań, zdaje się, że czekają nas dzisiaj interesujące zajęcia.

– Dziękuję, pani.

– O Pothejnosie też wiem. I zgadzam się z wami, to straszny człowiek – dodała księżniczka szeptem.

Charmion skłoniła się nisko. W jej oczach było widać jeszcze większy niż zwykle podziw dla jej pani.

Eiras przyglądała im się bez słowa. Z jej nieodgadnionej miny nie wynikało, czy słyszała, o czym mówiły. Miała wyostrzony słuch, a intuicja, nauki matki i pałacowe doświadczenia kazały jej nigdy nie pokazywać po sobie, co wie, myśli, czuje i co słyszała lub widziała. Jej czułe, miękkie dziewczęce serce buntowało się przeciwko temu, ale siła nawyków robiła swoje. Dodatkowo Eiras od dziecka potrafiła doskonale panować nad mimiką. Tak było i tym razem.

– Pani, to, co dziś zobaczysz, może być bardzo przydatne w twoim życiu – oznajmiła Charmion, kiedy wchodziły do komnaty, w której miała się odbyć prezentacja.

Mężczyźni stali w równym rzędzie. Byli z różnych stron świata. Wysoki o jasnej skórze i włosach jak pszenica pochodził z zimnych krain na dalekiej Północy. Miał błękitne oczy. Klatkę piersiową pokrywały jasne krótkie włoski, podobne otaczały jego bladoróżowego penisa. Skóra i włosy stojącego obok niego Gala miały ciemniejszy odcień. Tam, gdzie zwykle materia okrywała jego męskość, skóra była jaśniejsza. Penis miał identyczny odcień jak skóra w nieopalonym miejscu, a jego odkryta żołądź wyróżniała się zadziwiająco intensywną różowością.

Następny pochodził z odległych Chin. Apollodor był szczególnie dumny, że ma go w pałacowej kolekcji. Niewolnicy z tak egzotycznych i odległych miejsc należeli do rzadkich zdobyczy i byli szczególnie cenni. Był niski, krępy, miał ciemne proste włosy, skośne oczy, a skórę żółtą. Jego penis był krótki i niezbyt gruby. Kleopatra słyszała, że w kraju, z którego pochodzi, położonym na końcu świata, gdzie jadało się specjalnymi pałeczkami, mężczyźni nie są obdarzani zbyt hojnie przez bogów w cenione przez kobiety atrybuty seksualne.

Pozostali mężczyźni pochodzili z obszarów, o których Kleopatra wiedziała znacznie więcej. Zamieszkiwali krainy z basenu Morza, byli poddanymi królów Libii, Cyrenajki, Nabatei, Armenii, Tracji, cesarstwa rzymskiego, a także mieszkańcami wnętrza dzikiej Afryki. Mieli mocniej niż tamci owłosione klatki piersiowe, ciemne włosy pokrywały nawet plecy niektórych. Ich penisy były dwu- i trzykrotnie większe niż ten, którego widziała u człowieka o żółtej skórze. Niektórzy byli obrzezani. Najdłuższe i najgrubsze przyrodzenia mieli mieszkańcy dzikiej Afryki, ci o hebanowej skórze, białych zdrowych zębach i mocno skręconych włosach.

– Zwróć uwagę na budowę ich ciał. – Nauczyciel medycyny Imhotep Neos wskazał wysadzaną szlachetnymi kamieniami laską przestrzeń obejmującą fragment od pasa w dół stojących mężczyzn. – W sprawowaniu władzy w przyszłości taka wiedza może okazać się cenna. Zechciej zapoznać się z ich anatomią i reakcjami seksualnymi. Oglądając za chwilę spółkowanie, szczególną uwagę zwróć, pani, na to, co w reakcjach niewolników wyda ci się wspólne dla nich wszystkich, a co ich różni. Obserwuj, pani, to ważna lekcja.

Imhotep był jeszcze młody, ale jego talent i otwarta głowa sprawiły, że arcykapłan z Memfis polecił go na dwór faraona. Wciąż studiował, równocześnie ucząc innych w aleksandryjskim Muzejonie, mieszkał i żywił się tak jak inni młodzi uczeni w finansowanych przez faraona apartamentach. A że był zdolny, pochodził z dobrej rodziny i miał miłą powierzchowność, został wybrany na nauczyciela medycyny księżniczki Kleopatry. Nosił imię, które należało kiedyś do geniusza. Imhotep żył wiele wieków wcześniej. Wsławił się budowaniem piramid i grobowców. Najbardziej jednak zasłynął z tego, że stworzył podwaliny egipskiej medycyny. Pisał, tworzył, budował, zarządzał, leczył. Był wszechstronnie utalentowany.

Kleopatra darzyła nauczyciela wielką sympatią. To ona dodała do jego imienia przydomek Neos.

– Imhotep sprzed wieków był geniuszem. Ty będziesz jeszcze większym. Będziesz nowym Imhotepem.

I tak zostało. Imhotep Neos uczył ją już prawie od dwóch lat. Lubili się.

Nauczyciel klasnął w dłonie. Otworzyły się drzwi i z przyległej komnaty rzędem wyszły niewolnice. Każda usiadła u stóp jednego z mężczyzn.

– Zaczynamy! – oznajmił nauczyciel.

Kleopatra siedziała w ustawionym w głębi komnaty wygodnym fotelu. Na krzesełku obok niej wyprężyła się Eiras.

– Jako pierwszego zobaczymy dwudziestolatka z wnętrza Afryki – zakomunikował Apollodor.

– Widzisz, jaki jest wielki? – Imhotep usiadł u podnóża krzesła Kleopatry. Ma pewnie blisko sześć stóp wzrostu, a jego włócznia? Jak nic mierzy co najmniej stopę. Przeznaczona mu dziś niewolnica powinna uważać, żeby nie zrobił jej krzywdy. – Roześmiał się.

– Rzymianie mają znacznie mniejsze penisy – uspokoiła Kleopatrę Charmion i zmrużyła oczy, zerkając na Apollodora. – Ale jak na pewno się kiedyś przekonasz, pani, nie rozmiar jest najważniejszy, lecz kunszt.

Niewolnik stanął naprzeciwko fotela Kleopatry. Skłonił się. W niewielkiej odległości za nim służący postawili stół z okrągłym blatem o solidnych nogach. Służące położyły na nim miękką poduchę. Charmion skinęła dłonią i czekająca na swoją kolej niewolnica podniosła się z klęczek. Stanęła przed czarnym mężczyzną. Była śliczna – jasnowłosa, niebieskooka, o regularnych rysach twarzy. Dołeczki w policzkach powodowały, że natychmiast wzbudzała sympatię tych, którzy na nią patrzyli. Miała długą suknię z niemal przezroczystego seledynowego materiału. Wąskie ramiączka i obrzeża wykończono wyszytym złotą nitką greckim szlaczkiem. Na wysokości piersi w materii zaczynało się kuszące rozcięcie przechodzące przez całą długość sukni. Krótka żółta spódniczka, tylko odrobinę bardziej skrywająca ciało niż suknia, opinała biodra. Dziewczyna była bosa. Jej dłonie i stopy zdobiły namalowane henną kwiaty.

– Muzyka – zarządziła Charmion.

Rozległy się przyjemne dla ucha łagodne dźwięki liry, harfy, fletu i małych bębenków.

Jasnowłosa zaczęła poruszać biodrami w rytm muzyki. Wyciągnęła przed siebie ręce, niemal dotykając palcami ciała mężczyzny. Ten stał nieruchomo. Zawirowała wokół niego na palcach, wykonując zmysłowe ruchy ramionami i dłońmi. Cały czas patrzyła mu głęboko w oczy. W pewnym momencie ustawiła się do niego plecami i odchyliła ciało mocno do tyłu. Jej związane w gruby węzeł włosy rozsypały się, muskając ciało mężczyzny. Dotknęła dłońmi podłogi. Podniosła się bez pośpiechu, trącając opuszkami palców muskularne uda i klatkę piersiową chłopaka. Poruszała się w rytm spokojnej, kojącej, ale zarazem ekscytującej muzyki. Odwróciła się przodem do niego i uklękła. Oplotła rękami jego nogi, równocześnie zerkając na Kleopatrę.

Powoli, ruchami przypominającymi węża oplatającego ofiarę, ocierając się o mężczyznę, prostowała się, aż stanęła przed nim na palcach z wysoko uniesionymi rękami. Objęła go za szyję. Muzykanci wciąż grali. Patrząc mu głęboko w oczy, odsunęła się. Był na wyciągnięcie jej ręki. Drżał. Miał gęsią skórkę. Jego wzrok i stan penisa nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości, czy tancerka mu się podoba. Jednak trwał bez ruchu. Wiedział, że może zacząć działać dopiero na znak Apollodora. Blond piękność skrzyżowała ręce na piersiach, po czym leniwie, równocześnie poruszając biodrami i ramionami, opuściła najpierw jedno, a później drugie ramiączko sukni. Rozłożyła ręce w kuszącym geście i zaraz opuściła je wzdłuż ciała, tak że niemal przezroczysta suknia opadła na ziemię. Wyciągnęła rękę do chłopaka i zapraszającym powolnym ruchem palców zachęciła, by zdjął jej spódniczkę.

Stała przed nim naga. Prawą dłoń powoli przesuwała po twarzy: zaczęła od czoła, przez nos i policzki, dłużej zatrzymała się przy ustach. Potem sięgnęła do szyi i karku, znowu zwolniła, pieszcząc sutki, pogłaskała się po brzuchu, a później zanurzyła palce w bramie szczęścia.

Imhotep spojrzał na Kleopatrę, stwierdził, że jest wystarczająco zainteresowana, więc dał znak Apollodorowi, który skinął głową. Na ten sygnał mężczyzna z wyraźną ulgą nabrał powietrza, objął dziewczynę w pasie, ustami dotknął jej twardych uniesionych sutków, po czym mocno chwycił ją za biodra i uniósł do góry jak piórko. Odchyliła ciało do tyłu, włosy sięgnęły podłogi i rozsypały się po niej, tworząc jasny miękki dywan. Oplotła go w pasie nogami, mocno przywierając do jego bioder. Trzymając ją w objęciach, zrobił kilka kroków i położył na poduszce. Przeciągnęła się zapraszająco. Lekko podkurczyła i rozchyliła nogi. Włożyła dłonie we włosy, odchyliła głowę do tyłu. Zwilżyła usta językiem, równocześnie wciąż sugestywnie poruszając biodrami. Mężczyzna stał przed nią. Oczy mu płonęły, zagryzał dolną wargę i co chwilę zerkał w stronę Apollodora, czekając na pozwolenie. Ten spojrzał na Imhotepa, on z kolei ponownie krótko, ale badawczo zerknął na Kleopatrę i kiwnął przyzwalająco głową.

– Zaczekaj! – padł niespodziewanie stanowczy rozkaz. Księżniczka podniosła się z krzesła. Niewolnik znieruchomiał. Podeszła do stołu i skinęła ręką, każąc postawić krzesło bliżej. – Muszę zobaczyć to dokładnie, a stąd będę lepiej widzieć. Przecież to ważne dla przyszłości państwa, czyż nie, Imhotepie?

– Tak, pani. – Nauczyciel się skłonił.

Penis mężczyźnie lekko opadł, jednak jasnowłosa zdawała się tego nie dostrzegać. Wciąż wiła się na stole, wyginając ciało, odchylała głowę do tyłu i zwilżała usta językiem. Pomrukiwała przy tym i uśmiechała się zachęcająco. Kleopatra usadowiła się wygodnie.

– Chodź, przecież też chcesz to zobaczyć z bliska – rzuciła do Eiras.

Charmion uśmiechnęła się nieznacznie i zerknęła na Apollodora. Stał nieruchomo. W jego oczach było widać oddanie i uwielbienie dla przyszłej królowej Egiptu.

Imhotep stanął za Kleopatrą.

– Spójrz, pani, co się dzieje z węzłem Izydy – szepnął, pochylając się nad parą.

– Otwiera się jak kwiat.

– No właśnie.

– Czy to znaczy, że jest gotowa na przyjęcie włóczni Ozyrysa?

– Bardzo celne spostrzeżenie, pani.

Mężczyzna przyciągnął poduchę, na której leżała dziewczyna, na sam brzeg stołu, szerzej rozchylił jej kolana, rękami mocno złapał ją za biodra. Kleopatra pochyliła głowę tak, że nosem niemal dotykała pępka dziewczyny.

– Och… – rozległ się głośny jęk niewolnicy.

Penis mężczyzny wszedł w jej ciało głęboko i zaczął poruszać się rytmicznie. Dziewczyna uniosła wyżej biodra, wyginając przy tym ciało w łuk.

– Nie zamykaj oczu! – zawołał Imhotep, lekko uderzając niewolnika bambusową witką po plecach. Równocześnie uczynił dłonią ruch nakazujący mu odwrócić dziewczynę na brzuch.

Niewolnica stanęła na podłodze i rozstawiła szeroko nogi. Pochyliła się, dotykając brzuchem stołu. Wsparła się na rękach. Chłopak znów lekko uniósł jej biodra i mocno je trzymając, nadział ją na swoją włócznię, jeszcze większą niż wcześniej, co Kleopatra skrupulatnie odnotowała w myślach. Znów zaczął poruszać się rytmicznie, zagłębiając się w ciele dziewczyny. Imhotep kiwnął przyzwalająco głową. Chłopak wziął głęboki oddech, zamknął oczy i nie zważając na jęki niewolnicy, wpychał się w nią z taką mocą, jakby chciał porozrywać jej ciało na kawałeczki. Wkrótce i ona dostosowała się do szalonego rytmu. Pojękiwała coraz głośniej i coraz mocniej wbijała palce w poduszkę. Muzykanci dostosowali dźwięki do miłosnych uniesień, flet wszedł na wyższe tony, harfa naśladowała wodę w górskim potoku, a bębenki dudniły w rytmie zgodnym z coraz szybciej poruszającym się ciałem mężczyzny. Ona zaczęła głośno i bardzo szybko oddychać, on zacisnął powieki i otworzył usta, wyprężył ciało i wydał z siebie dziki okrzyk. W tym samym momencie wyjął swoją włócznię i trzymając ją w ręce, nakierował strumień białego płynu na plecy dziewczyny. Odetchnął głęboko.

Kleopatra wstała i wzięła jego penisa do ręki. Pochyliła się i przyjrzała mu się z uwagą badaczki. Pokiwała głową ze zrozumieniem i przesunęła się w stronę wciąż opartej o stół dziewczyny. Dała jej znak ręką, żeby się nie ruszała. Opuszkami palców dotknęła rozpływającej się po jej plecach spermy, roztarła ją w palcach, powąchała i spróbowała językiem.

– Na dziś wystarczy! – zawołała. – Dziękuję.

Uśmiechnęła się do Imhotepa, odwróciła i wyszła z komnaty. Eiras i Charmion pobiegły za nią.

ROZDZIAŁ 3

Obudziła się. Otworzyła oczy. Przeciągnęła się leniwie. Spojrzała na malowidła zdobiące sufit w jej komnacie.

Ojciec wszystkich bogów Atum, który stworzył ziemię i wszystko, co na niej istnieje, spoglądał z wyżyn błękitów w postaci spowitego w mgłę potężnego pierwotnego węża. Jego boskie ciało układało się w przenikające się wzajemnie sploty, które tworzyły rodzaj regularnej wijącej się drabiny przypominającej symbol używany przez uczonych parających się medycyną i magią.

Atum stworzył świat, biorąc w usta własne nasienie. Kiedy splunął, urodzili się bóg powietrza Szu i bogini wody i wilgoci Tefnut. Boskie rodzeństwo wyruszyło na zwiedzanie świata, co dokładnie prezentował rezultat pracy tego, który malował komnatę. Bardzo długo nie wracali, więc pewnego dnia zaniepokojony Atum wysłał na ich poszukiwanie swoje oko. Długo penetrowało świat, wreszcie ich odnalazło. Następna scena, już nie na suficie, lecz na ścianie, pokazywała, jak Atum z radości, że dzieci są znów z nim, wylewa wiele łez. Z każdej z nich powstał człowiek. Ludzi widać dokładnie na obrzeżach sufitu. Otaczają całą komnatę. Są malutcy. Każdy wykonuje codzienne czynności, do których został powołany na świat.

Boskie rodzeństwo poczęło kolejną niebiańską parę. Geba – boga ziemi, i Nut – boginię nieba. Kleopatra wiedziała, że rysunek na sklepieniu przedstawia ich w sposób tradycyjny, znany w egipskiej sztuce od wieków. Geb stał wyprostowany z uniesionymi rękami, podtrzymując wyprężone ciało siostry i małżonki w jednej osobie, dotykając jej piersi i węzła życia, a ona z wygiętym w pałąk ciałem miała kontakt z ziemią jedynie przez swoje dłonie i stopy.

Artysta namalował też ich dzieci, dwie pary bliźniąt: Seta i Nefrydę, Ozyrysa i Izydę.

Geb uczynił Ozyrysa i Izydę pierwszymi władcami Egiptu. Na ścianie widać to było bardzo wyraźnie: królewska para siedziała dumnie na tronach faraonów. Setowi, zazdrosnemu bratu Ozyrysa, bardzo się to nie podobało. Obrazki na ścianach pokazywały po kolei barwną historię boskich związków, walk, podstępów i małżeństw. Oto Set podstępem zabija Ozyrysa i ćwiartuje jego ciało. Rozrzuca je po świecie. Zrozpaczona Izyda odnajduje jednak wszystkie części i scala je. Brakuje tylko penisa. Na obrazie widać, jak Izyda lepi go z gliny. Ozyrys w cudowny sposób ożywa. Na dodatek niewątpliwie jest w pełni sprawny, bo już wkrótce – co można zobaczyć dalej – pierwszej boskiej parze egipskich faraonów rodzi się Horus.

Mimo że Set nie ustawał w wysiłkach, by pozbyć się Horusa, ten odziedziczył tron po Ozyrysie i zasiadł na tronie Egiptu, stając się zarazem bogiem niebios. Na ściennych malowidłach widać było, że jego prawym okiem jest słońce, a lewym księżyc. Kleopatra wiedziała od zawsze, tak jak wszyscy w Egipcie, że oko Horusa noszone jako talizman, na przykład na szyi, ma właściwości magiczne. Odpędza złe moce, dodaje siły, strzeże przed nieszczęściami, uodparnia na ciosy. Oko Horusa, podobnie jak boski anch – symbol wiecznego życia – lub tit oznaczający zjednoczenie kosmicznych przeciwieństw, każdy pobożny człowiek powinien mieć zawsze przy sobie. Księżniczka nosiła je wszystkie. Dostała je dawno temu od matki.

Kleopatra przyglądała się tego dnia malowidłom dłużej niż zwykle. Jej wzrok zatrzymał się na postaci pięknej majestatycznej Izydy. Siedziała na tronie obok Ozyrysa wyprostowana jak struna. Na kolejnym obrazie trzymała w ramionach małego Horusa, przytulała go czule. Na następnym płakała po śmierci Ozyrysa tak, że podniósł się poziom Nilu i rzeka wylała.

Kleopatra wpatrywała się w twarz Izydy. Niebieskie oczy bogini patrzyły na nią czule i ze zrozumieniem.

– Izydo, będę królową?

Kleopatrze wydało się, że bogini wyciągnęła do niej rękę. Podniosła się na łóżku, żeby zrobić to samo, uklękła i nagle poczuła, a zaraz potem zobaczyła strużkę jasnej krwi płynącej po udach.

– Pani, niech po wsze czasy będzie błogosławione twoje imię! – Podniosła ręce w dziękczynnym geście, uklękła przed posągiem Izydy, ale już kilka sekund później była po królewsku opanowana i kłaniała się bogini głęboko, dotykając czołem chłodnej posadzki.

Uśmiechnęła się zadowolona. Widząc, że nikogo nie ma w komnacie, wstała i z wysoko uniesionymi rękami zaczęła radośnie tańczyć, śmiejąc się głośno.

– Charmion, Charmion, chodź szybko! Świętujemy! – zawołała po chwili.

Tego dnia w całym pałacu, w komnatach faraona, jego żony, nałożnic i dzieci, w każdym pomieszczeniu dworskim aż po rozległe kuchnie, spiżarnie, a nawet stajnie panowało podekscytowanie. Słońce jeszcze spało, a w pałacu wszyscy byli już dawno na nogach. Te, które bezpośrednio odpowiadały za wielką ceremonię oddania się Kleopatry pod opiekę Izydy, czyli kapłanki boskiej świątyni, tej nocy wcale się nie kładły. We współpracy z głównym dworskim zarządcą eunuchem Pothejnosem przygotowywały uroczystość, która z rozkazu faraona miała przyćmić wszystkie dotychczasowe.

Świątynia Izydy zajmowała centralne miejsce przy głównej, najbogatszej, najbardziej nowoczesnej i najszerszej w mieście i całym świecie Drodze Kanopijskiej. Przy niej znajdowały się wszystkie najważniejsze budynki Aleksandrii. Z pałacu królewskiego do świątyni można było dojść swobodnym krokiem w czasie, jaki mógłby minąć od napełnienia na przyjęciu kielicha damy przednim winem do momentu, kiedy kielich byłby już pusty.

Zbudowana na planie koła świątynia została z tej okazji specjalnie przystrojona. Kwiatowe wieńce, gigantyczne girlandy i stroiki w kolorach bogini okrywały zewnętrzne ściany świątyni tak gęsto, że jej jasnych marmurów nie było prawie wcale widać wśród spiętrzonych kwiatów. Złociste wstęgi upięte wokół fontann i posągów potęgowały wrażenie przepychu. Całą drogę od pałacu aż do świątyni wyłożono błękitnym dywanem. Po obu stronach trasy, po której miał przejść faraon, Kleopatra i cały dwór, stały niewolnice w długich białych sukniach. W rękach trzymały pozłacane kosze pełne kwiatowych płatków. Wiedziały, że kiedy tylko dostaną znak, mają wysypywać płatki na dywan przed władcą niesionym w lektyce. Kleopatrę miał bowiem do bram świątyni odprowadzić jej ojciec, faraon Ptolemeusz Auletes.

Arcykapłanka Izydy Aset-iri-khet-es wciąż jeszcze przygotowywała się do wydarzenia. Jej trzy najbliższe pomocnice stały już po wewnętrznej stronie wrót świątyni. Występujące zawsze w długich błękitnych szatach, na ten dzień założyły na szyje podarowane im przez faraona złote menaty w kształcie dwunastu gwiazd. Pozostałe kapłanki, które także miały towarzyszyć księżniczce Kleopatrze, wpięły w błękitne suknie po jednej złotej gwieździe, również podarowanej przez faraona z okazji niezwykłej uroczystości.

Przed świątynią zgromadził się tłum. Wszyscy chcieli zobaczyć, jak Ptolemeusz powierza ukochaną córkę opiece Izydy. Wrota świątyni były jeszcze zamknięte. Kapłanki czekały, kiedy pojawi się Kleopatra z całym dworem i faraon w towarzystwie kapłanów innych świątyń.

Charmion obudziła księżniczkę przed świtem.

– Pani, cały dwór czeka już przy bramie pałacu. Wszystko odbywa się zgodnie z planem.

– Przecież dobrze wiesz, że nie spałam całą noc. Czekałam, kiedy dasz mi znak, że już czas.

– Przyszła królowa Egiptu nigdy nie powinna się spóźniać.

– Chyba że sama zdecyduje, że słusznie będzie się spóźnić! – Kleopatra spojrzała na Charmion wymownie.

– Jak zawsze masz rację, pani. – Służąca pokłoniła się nisko, równocześnie wykonując gest zapraszający Kleopatrę do porannej toalety. – Oto strój na dzisiejszy poranek. – Charmion klasnęła w dłonie i do komnaty weszły służące. Jedna niosła zwiewną prostą białą suknię, druga pozłacane sandałki ozdobione perłami, a trzy następne kosztowne ozdoby ułożone na mahoniowych tacach inkrustowanych masą perłową.

Wrota świątyni wciąż były zamknięte. Stały przed nimi w rzędzie kapłanki w błękitnych długich prostych sukniach. Na ogolonych głowach miały identyczne peruki zrobione z równo przyciętych czarnych włosów. Ich ciała były dokładnie wydepilowane. Depilowanie ciała co dwa dni było obowiązkiem każdej kapłanki i kapłana. Przed uroczystością kapłanki nie tylko wielokrotnie przechodziły rytuał oczyszczenia ducha i ciała, ale poddawały się także ścisłemu postowi, przez siedem dni pijąc jedynie wodę. Również Kleopatra pościła przez tydzień.

Czas mijał. Gdy spod pałacu wyruszyła procesja, przy bramie prowadzącej do świątyni na błękitnym dywanie stała Aset-iri-khet-es. Jej niebieską suknię pokrywały płatki złota i ozdabiały malutkie lapis-lazuli. Nagie piersi zasłaniał przezroczysty szal utkany ze złotych nitek, ogoloną głowę misternie upięta peruka zwieńczona symbolami bogini: krowimi rogami z tarczą słoneczną. Z tarczy zdawała się wychodzić, wysuwając swój boski język, święta złota kobra. W lewej ręce kapłanka trzymała wspartą o ziemię laskę Izydy oplecioną wijącym się złotym wężem, w lewej spoczywał wykonany z czerwonego kamienia znak tit, nazywany też „krwią Izydy” lub „węzłem Izydy”.

ROZDZIAŁ 4

Aset-iri-khet-es miała 22 lata i była najmłodszą arcykapłanką świątyni Izydy w Egipcie. Funkcję tę z nadania faraona Ptolemeusza Auletesa pełniła od trzech lat. Faraon powierzył jej kierowanie świętym przybytkiem za radą poprzedniej głównej kapłanki, która zmarła w wieku 45 lat, zostawiając świątynię w dobrej kondycji, jednak odrobinę zaniedbaną. Chorowała kilka lat i mimo wysiłków nie udało jej się utrzymać budynku na najwyższym poziomie. Faraon przychylił się do jej prośby i dziewiętnastoletnia wówczas Aset przejęła schedę po poprzedniczce. A że spędziła w świątyni niemal całe życie, bo oddano ją pod skrzydła arcykapłanki, kiedy miała cztery lata, była starannie wykształcona. Po matce – damie dworu faraona – odziedziczyła inteligencję i łatwość uczenia się. Już jako nastolatka była biegła w sztuce magii, znała się na leczeniu, na papirusowych zwojach pisała o chorobach kobiecych i jak ich unikać, zajmowała się sposobami upiększania duszy i ciała. W trzy lata po przejęciu kierowania świątynią było też wiadomo, że świetnie radzi sobie z zarządzaniem. Kiedy więc u Kleopatry pojawiła się pierwsza miesięczna krew, biorąc pod uwagę prośbę zmarłej matki księżniczki i liczne wcześniejsze sygnały świadczące o tym, że Izyda sprawuje nad jego córką specjalną pieczę, było jasne, że faraon na miejsce uroczystości powierzenia córki może wybrać tylko świątynię w Aleksandrii.

Procesję witały tłumy. Żona faraona, jego dwie córki i niedawno urodzony syn byli niesieni w następnych lektykach. Za nimi kroczyli główni dworzanie. Charmion i Eiras stały przy wrotach świątyni. Apollodor i jego ludzie, cały czas w pobliżu lektyki razem z przeznaczonymi do ochrony członkami gwardii Auletesa, czuwali, czy faraonowi i jego córce nic nie zagraża.

Na uroczystość przybył Tutmozis, najbardziej znaczący w kraju i szczodrze wspierany przez faraona arcykapłan kompleksu świątynnego w Memfis. Miał przywitać w imieniu zebranych Ptolemeusza Auletesa i wraz z faraonem powierzyć Kleopatrę opiece Izydy, oddając ją w ręce Aset-iri-khet-es.

Pochód zatrzymał się przed wrotami świątyni. Ptolemeusz wstał z tronu. To samo zrobiła księżniczka Kleopatra. Faraon podniósł rękę w pozdrowieniu. Kapłani, kapłanki, dworzanie, słudzy i wszyscy inni zgromadzeni pochylili się nisko bądź uklękli i dotknęli czołami ziemi, by oddać cześć synowi bogów. Faraon wyszedł z lektyki i prowadzony przez Tutmozisa wszedł na specjalnie przygotowane podwyższenie. Stanął pod złotym baldachimem przybranym w błękitne kwiaty.

Tutmozis, stojąc tuż obok faraona, podniósł ręce do nieba i wyrecytował:

O ty, święta i wieczna rodzaju człowieczego opiekunko,

ty, co swą szczodrą opieką śmiertelnych zawsze otaczasz

i słodkie matki współczucie masz dla niedoli nieszczęśliwych!

Nie masz dnia ani nocy, ani nawet chwili najdrobniejszej,

która by twych dobrodziejstw była próżna.

Ty ludzi na lądach i morzach osłaniasz,

burze ich życia zażegnywasz i dłoń im zbawczą podajesz,

tę dłoń, którą rozplątujesz wątki nierozwikłane,

którą uciszasz huragany, którą unieszkodliwiasz gwiazd zgubne obroty.

Czczą cię niebianie, czołem przed tobą biją mieszkańcy Podziemia.

Ty dajesz ruch światu, jasność słońcu,

pod twoją dłonią układa się wszechświat,

pod twoją stopą lega Podziemie.

Na twój to głos odpowiadają gwiazdy,

na jego zawołanie powracają korowody czasów,

od niego zależy bogów wesele,

przed nim korzą się żywioły.

Na twój rozkaz dmą wiatry, czerpią karmę chmury,

kiełkują nasiona, pną się w górę winorośle.

Przed majestatem twym drżą powietrzne ptaki,

bestie w ostępach, węże pełzające po ziemi i morskie potwory.

Zbyt przyziemny jest duch nasz, byśmy cię wychwalić zdołali,

byśmy cię uczcić mogli ofiarami, jakie ci należne,

ani nam starczy słów, byśmy powiedzieli,

co przed twym majestatem odczuwamy,

ani by nie starczyło na to tysiąc ust i tyleż języków,

i niekończąca się, niewyczerpana struga wymowy.

A przeto niech naszą troską będzie,

co jedyne ludowi pobożnemu być może:

abyśmy wiecznie zachowali w serca tajnikach najgłębszych

boskie twe oblicze i łaskę,

i majestat największy i aby wiecznie nam one były przytomne1.

Kleopatra przyglądała się uroczystości. Stała tuż obok faraona, jednak nie na podwyższeniu. Ze swojego miejsca doskonale widziała ojca, arcykapłana Tutmozisa, dostojników dworskich, starszą siostrę Berenikę i młodszą Arsinoe oraz ich uśmiechającą się niewinnie, a wiecznie knującą matkę. Widziała też Charmion, Eiras, nauczycieli, damy dworu, arystokratów, kapłanki i kapłanów reprezentujących różne świątynie, a równocześnie mogła swobodnie zerkać na zgromadzony kolorowy tłum miejski, w którym słychać było jak zawsze w Aleksandrii języki z całego świata. Kilka kroków od niej stał potężny Apollodor wyprężony i skupiony, gotowy w każdej chwili bronić swojej pani. Przyglądał się zgromadzonym.

„Muszę go koniecznie zapytać o Pothejnosa – zanotowała w myślach Kleopatra. – Patrzy na niego tak, jakby spodziewał się po nim najgorszego”.

Eunuch Pothejnos, główny administrator faraona, dyskretnie polerował jeden z licznych pierścieni zdobiących jego palce z miną, która nie zdradzała emocji. Wyglądał na zadowolonego i za wszelką cenę jak zawsze starał się sprawiać wrażenie, że zajmuje go jedynie porządek i właściwy przebieg uroczystości. Jednak Kleopatra nieraz była świadkiem jego chciwości, odrażających zachowań i wiedziała, że powinna unikać go jak ognia.

– Pani, wystrzegaj się Pothejnosa i jego sług – prosił ją wielokrotnie Apollodor.

– Zanim przyjmiesz jakikolwiek dar od Pothejnosa, każ go sprawdzić – nalegała Charmion.

Kleopatra stosowała się do tych próśb, a im była starsza, tym bardziej wyczuwała rosnącą wrogość eunucha.

– Słyszałam, jak mówił, że jesteś zarozumiała i przemądrzała. I że przyjdzie kres na ciebie – szepnęła jej któregoś dnia Eiras. – Uważaj na niego, mówią, że to on stał za zamachem na ciebie, bo chciał zawczasu zlikwidować zagrożenie, jakim możesz być w przyszłości. Uważa, że jesteś niezależna i butna.

– Przyjdzie na niego kres – powiedziała wtedy Kleopatra. – Jestem tego pewna.

– Tymczasem lepiej nie wchodzić mu w drogę, jest silny i sprytny – cicho dodała Charmion.

Rozmyślając o Pothejnosie i możliwym z jego strony zagrożeniu, Kleopatra nieznacznie odwróciła głowę, pamiętając jednak, by cały czas sprawiać wrażenie, że w skupieniu słucha Tutmozisa. Jej uwagę zwrócił przystojny młodzieniec. Miał ogoloną głowę, był więc kapłanem. Oczu nie odrywał od Kleopatry. Patrzył na nią i leciutko się uśmiechał. Widział, że na niego zerka, starając się równocześnie utrzymać wzrok na arcykapłanie. Wtem rozpoznała go i serce jej drgnęło. To był Atu, jej ukochany Atu! Syn arcykapłana Tutmozisa. Starszy od niej o pięć lat, a więc siedemnastoletni młodzieniec, jej pierwsza wielka miłość. Widziała go ostatnio kilka lat temu, kiedy razem z ojcem udała się do świątyni w Memfis na wielkie święto Ozyrysa.

„Och, cóż za niezwykły dar od Izydy – pomyślała. – Mój młodzieńczy ukochany. Jest tu. Ależ zmężniał! Nie dziwię się, że tak mnie kiedyś zauroczył. Wówczas też był przystojny”.

Uświadomiła sobie ze wzruszeniem, że Atu wciąż jej się podoba. Wyprostowała się jeszcze bardziej. Skupiła wzrok na arcykapłanie. Postanowiła, że powagi święta nie może zakłócić jej nawet najmilsze wspomnienie z dzieciństwa. Jest przecież dorosłą kobietą. Już za chwilę Izyda otoczy ją specjalną opieką. A za jakiś czas będzie rządzić Egiptem jako królowa. Nic nie powinno jej rozpraszać. Zwłaszcza mężczyzna! Musi być silna i twarda, bo tylko ten, kto panuje nad sobą, może mieć prawo do panowania nad innymi.

„Żadnych mężczyzn! – skarciła siebie w myślach. – Żadnych słabostek!”

– Córko, oddaję cię pod opiekę najlepszej z matek, żon i sióstr, najbardziej troskliwej i czułej, hojnej i cierpliwej, dobrej i sprawiedliwej bogini Izydy – rzekł Ptolemeusz Auletes i skinął ręką.

Na podwyższenie weszła Aset-iri-khet-es. Skłoniła się przed faraonem, arcykapłanem z Memfis oraz stojącą już koło ojca Kleopatrą. Trzykrotnie stuknęła złotą laską o granitową posadzkę, ponownie pokłoniła się faraonowi, arcykapłanowi i Kleopatrze, po czym odwróciła się i odeszła w stronę świątyni. Kleopatra bez słowa podążyła za nią. Stojący przed wrotami kapłani rozstąpili się, kapłanki w błękitnych sukniach utworzyły szpaler. Otwarły się wrota. Arcykapłanka, Kleopatra, kapłanki Izydy, a także wybrane służące Kleopatry na czele z Charmion, Eiras i Anukis weszły do środka. Mężczyźni zostali na zewnątrz. Chór kapłanów Ozyrysa zaintonował pieśń pochwalną. Zabrzmiała muzyka sistrum wychwalająca Izydę. Wrota się zamknęły.

ROZDZIAŁ 5

Stała na środku świątyni w otoczeniu kapłanek. Zewsząd płynęła muzyka. Wydawało jej się, że wydobywa się ze ścian, sufitu, podłogi, a nawet spod posągów bogów rozmieszczonych przy ścianach. Tysiące lamp oświetlało pomieszczenie, z misy dziękczynnej przed głównym posągiem Izydy unosiły się magiczne opary.

Była naga. Kiedy tylko przekroczyła próg świątyni, zdjęto z niej białą suknię i drogocenne ozdoby. Kapłanki poprowadziły ją prosto do oczyszczającej kadzi specjalnie przygotowanej na tę uroczystość. Została wykonana ze stopu srebra, wyłożona masą perłową, a na zewnątrz ozdobiona wykonanymi ze złota pąkami róż i tysiącami kolorowych kamieni szlachetnych. Po uroczystości miała zostać w świątyni jako dar faraona Ptolemeusza Auletesa dla arcykapłanki Aset-iri-khet-es – jeden z wielu cennych wyrazów wdzięczności za objęcie boską opieką jego ukochanej córki Kleopatry. Później, po inauguracji, tylko kobiety, które złożą odpowiednie dary, będą mogły zażywać w kadzi kąpieli oczyszczającej, a później wolno im będzie za pośrednictwem kapłanek prosić o łaskę największą z bogiń, wielką córkę, żonę i matkę Izydę.

Po rytualnym obmyciu kapłanki ogoliły Kleopatrze głowę i namaściły jej ciało olejkami. Poddawała się kolejnym zabiegom, mając przed sobą posąg Wielkiej Matki.

Był potężny, lśnił świeżo nałożoną złotą farbą. Wypełniał główną część świątyni. U bosych stóp Izydy leżały poddane jej woli węże, a po obu stronach posągu umieszczono olbrzymie drapieżne ptaki z rozłożonymi skrzydłami. Bogini stała z lewą ręką uniesioną w geście boskiego pozdrowienia i błogosławieństwa, w prawej trzymała znak tit. Na jej kruczoczarnych włosach tkwiły krowie rogi z tarczą słoneczną. Miała na sobie długą prostą suknię spowijającą ciało, ozdobioną menatem wysadzanym drogimi kamieniami. Ów złoty naszyjnik został ufundowany, podobnie jak wiele innych cennych ozdób w tej świątyni, przez Ptolemeusza Auletesa.

Uderzenia w bębny przybierały na sile. Z otchłani świątynnych dymów wynurzyła się arcykapłanka. Podeszła do Kleopatry ze złotym kielichem w ręku.

– Oto nektar bogini. – Podała jej puchar. – Wypij!

Kleopatra wiedziała, że do czasu zakończenia ceremonii nie może odezwać się ani słowem. Skinęła więc tylko głową i wychyliła napój. Kapłanka odebrała pusty kielich. Odwróciła się, postąpiła kilka kroków i pokłoniła przed posągiem Izydy. Uklękła. Puchar został napełniony ponownie. Aset-iri-khet-es podniosła go, znów złożyła pokłon bogini i wypiła. Następnie kielich napełniono po raz trzeci. Tym razem arcykapłanka ustawiła go u stóp posągu Izydy i uniosła ręce.

Wokół pojawiało się coraz więcej magicznych oparów. W końcu Kleopatra widziała jedynie uniesione ręce i głowę arcykapłanki. Prawie nie dostrzegała klęczących wokół niej kapłanek. Wszędzie zalegała gęsta mgła o słodkim zapachu. Wypełniała ciała i dusze zgromadzonych. Krążyła w ich krwi, gorącymi falami uderzała w serca.

Nagle rozległ się głos bogini. Płynął z niebios. Był czysty, melodyjny i dostojny. Kleopatra uniosła głowę, żeby zlokalizować jego źródło. Nie znalazła go.

– Oto prośby waszymi ubłagana, przychodzę ja, macierz wszechświata, pani żywiołów, praźródło wszech wieków, ja z bóstw największa, ja, cieni podziemnych królowa, spośród niebian pierwsza, ja, której twarz jest obliczem wszystkich bogiń, której skinienie rządzi świetlistymi sklepieniami nieba, uzdrawiającymi tchnieniami oceanów, rozpaczliwym piekieł milczeniem, ja, którą czci cały świat we wielorakim kształcie, w różnym obrządku i pod różnym imieniem2.

Kleopatra rozejrzała się wokół. Wszystkie kapłanki klęczały pokornie, dotykając czołami marmurowej podłogi. Uklękła i ona. Jednak nie schyliła głowy, wpatrując się z natężeniem w oczy Izydy, które zdawało jej się, ożyły. Bogini patrzyła na nią. Księżniczka wytrzymała to spojrzenie.

– Ja, zwana Macierzą, Minerwą, Wenerą, Dianą, Prozerpiną, Cererą, Junoną, Belloną, jestem królową świata Izydą.

Arcykapłanka wciąż stała nieruchomo z wysoko wzniesionymi rękami. Głos bogini wypełniał każdy zakamarek świątyni. Kleopatra poczuła silniejsze niż kiedykolwiek łomotanie serca. Podniosła wzrok. Sklepienie świątyni rozstąpiło się i ujrzała ciemnogranatowe niebo usłane gwiazdami, które tańcząc, scaliły się w migocącą kulę. Wyłoniła się z niej bogini. Wypełniała nieboskłon. Z boską gracją złożyła ręce, których elementem były olbrzymie skrzydła, i spłynęła w dół. Stanęła przed Kleopatrą. Była blisko. Na wyciągnięcie ręki.

– Przychodzę na twoje błaganie. Łaskawa przychodzę i miłościwa. Odstaw już wątpliwości i frasunki, precz odrzuć niepewność: oto z mej łaski nadchodzi dzień zwycięstwa. Pilnie tedy zważ, co ci rozkażę. Dzień, który noc ta z siebie urodzi, będzie początkiem twojego triumfalnego pochodu. Kończą się burze zimowe i układają się pogodnie morza rozhukane bałwany, czekaj z sercem skupionym i nabożnym, a wyjawię ci moją wolę.

„Pani, jestem twoją sługą – pomyślała Kleopatra, pamiętając, że głośno nie wolno jej wypowiedzieć ani słowa. – Pozwól mi być swoją kapłanką. Przyjmij mnie pod swoją opiekę, a spełnię każde twoje życzenie i każdy rozkaz”.

– Oto moja wola…

Słowa Izydy wwiercały się w każdy zakamarek ciała Kleopatry. Były potężne. Słyszał je wszechświat, bogowie i wszyscy ludzie. Jednak równocześnie księżniczka była niemal pewna, że głos bogini dociera jedynie do niej i do nikogo więcej z obecnych w świątyni.

„No, może słyszy go jeszcze arcykapłanka – przemknęło jej przez myśl. – Tak, ona może być w kontakcie z Izydą”.

– Wybrałam cię spośród wielu. Będziesz moją kapłanką i ziemską namiestniczką. Czekaj na znaki. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Twój czas nadejdzie. Będziesz królową królów.

Kleopatra zadrżała. W najśmielszych marzeniach nie spodziewała się, że usłyszy głos bogini, a zupełnie nie sądziła, że jest jej przeznaczone zostanie królową królów. Nie wiedziała co prawda, co konkretnie mogą oznaczać te słowa, jednak czuła, że czeka ją przyszłość, o jakiej marzyła, do jakiej została stworzona. Kręciło jej się w głowie, ciało pokryła gęsia skórka. Wiedziała jednak, że jest silna. Była gotowa na najtrudniejsze wyzwania.

– Czekaj na moje znaki – znów usłyszała głos Izydy. – Moja wola jest rozkazem, moja obietnica przyrzeczeniem. Słowa raz danego nie zmieniam i nie błądzę nigdy.

Bogini rozpostarła skrzydła, uniosła ręce i już za moment Kleopatra ujrzała ją zagarniającą niebo. Gwiazdy wykonały magiczny taniec i zaraz znów były na swoich stałych miejscach. Po czym, zamiast bezkresnego nieba, Kleopatra ponownie widziała w górze sklepienie świątyni.

Dymy nieco opadły, arcykapłanka wciąż jeszcze stała przed posągiem, trzymając uniesione ręce. Kiedy je opuściła, Kleopatra zwróciła uwagę na jej oczy. Były tak rozświetlone, jakby odbijały moc tysiąca gwiazd.

– Pani, wolą bogini jest, abyś połączyła się z nią oraz z jej bratem i mężem Ozyrysem. – Aset-iri-khet-es uklękła przed Kleopatrą i nisko skłoniła głowę.

Rozległy się bębny. Kapłanki otoczyły Kleopatrę. Dwie wzięły ją za ręce i poprowadziły na środek świątyni. Zdobiąca podłogę mozaika tworzyła w tym miejscu koło oplecione dwoma wężami. Jego zewnętrze stanowił pierścień wyobrażający wody wiecznych oceanów. W centrum wznosiła się wysepka. Kapłanki otoczyły księżniczkę.

Dźwięki muzyki były coraz głośniejsze i wyższe. Kiedy wydawało się już, że dotykają sklepienia, Aset-iri-khet-es znów podniosła ręce, nisko się przy tym kłaniając.

Wówczas Kleopatra dostrzegła, że centralny punkt koła, czyli wysepka, pękł i zaczęła się z niego wydobywać woda. Najpierw tworzyła nieregularne strużki, a już po chwili wypływała w równym rytmie bijącego serca. Po chwili szczelina zamieniła się w migocącą w jej wnętrzu błękitną wodną przestrzeń.

„Źródło życia”, pomyślała Kleopatra.

W tym samym momencie z odmętów rozświetlonych błękitów zaczął się wyłaniać wieczny fallus Ozyrysa.

Był pięknie rzeźbiony, stał dumnie jako symbol wciąż odradzającego się życia, a równocześnie mocy Izydy i zespolenia się bogini z Ozyrysem. Obmywany przez wody życia, prężył się i błyszczał dumnie.

Kapłanki cofnęły się o kilka kroków, uklękły i pokłoniły się, dotykając czołem mozaiki, po której cały czas płynęły wody życia.

Niepisany obyczaj mówił, że przeznaczona do królowania księżniczka ze znakomitego rodu Ptolemeuszy, kiedy po raz pierwszy w życiu pojawiła się u niej krew Izydy, nie powinna otwierać swoich boskich wrót przed zwykłym śmiertelnikiem, lecz zjednoczyć się z Ozyrysem, łącząc się tym samym z Izydą.

Kleopatra stała w kręgu sama. Na symbolizującym prawzgórek szczycie wynurzającym się z wód pierwotnego oceanu fallus.

Aset-iri-khet-es dołączyła do klęczących kapłanek, zamykając krąg. Muzyka była coraz głośniejsza, jej rytm wzmagał się z każdą chwilą.

Kleopatra wiedziała, co ma robić. Wciąż oszołomiona nektarem, który wypiła na początku uroczystości, nie czuła ciała. Rozmywały się twarze wokół niej. Patrzyła to na wielką włócznię Ozyrysa, to na błękit sukien klęczących wokół kapłanek. Dym lamp i opary unoszące się w świątyni tworzyły zapach, który oszałamiał i obezwładniał, ale też dodawał sił pozwalających działać w zwolnionym tempie, jednakże skutecznie.

Kleopatra, tak jak wcześniej arcykapłanka, uniosła ręce i zwróciła wzrok tam, gdzie jeszcze przed chwilą widziała rozgwieżdżone niebo. Zdawało jej się, że sklepienie świątyni ponownie znika, a ona się unosi. Stała się lekka i bezcielesna. Poczuła ekstatyczną przyjemność. Zdawało jej się, że czuje ból tworzenia początku wszechświata, który jest największą niebiańską przyjemnością zanurzoną w prapoczątku istnienia. Otworzyła oczy. Klęczała na prawzgórku symbolizującym środek świata. Złota włócznia Ozyrysa była zanurzona w jej wrotach Izydy. Po wewnętrznej stronie ud spływała krew.

Czuła, jak jej ciało pulsuje. Podniosła się z kolan. Stała naga w środku kręgu. Arcykapłanka i trzy inne najwyższe rangą i stażem kapłanki podeszły, by namaścić jej ciało. Kiedy to zrobiły, Aset-iri-khet-es nałożyła na nią błękitną suknię, na nogi złote sandały. Szyję ozdobiła złotym kołnierzem z egidą Izydy, a głowę diademem w kształcie rogów z tarczą słoneczną pośrodku.

– Izydo, obejmij ramionami księżniczkę Kleopatrę, aby żyła wiecznie w zgodzie i harmonii ze swoim Ka.

– Niech tak się stanie – zaintonowały dziękczynną pieśń kapłanki.

ROZDZIAŁ 6

Eiras

Znałam ją od zawsze. Od pierwszych chwil, jakie pamiętam w życiu. Kleopatra była jak słońce opromieniające wszystkich i wszystko wokół.

Urodziłam się na dworze Ptolemeusza Auletesa o jeden księżyc później, ale w tym samym roku, gdy na świat przyszła księżniczka Kleopatra.

Moja matka pochodziła z Macedonii i była pokojówką w pałacu. Kiedy miałam się urodzić, matkę oddalono z dworu na czas połogu. Jednak gdy tylko zaczęłam chodzić, wróciłyśmy. Byłam zbyt mała, żeby zapamiętać pierwsze spotkanie z Kleopatrą, ale jak mówiła mi matka, wychowywałyśmy się praktycznie od początku razem. Byłam miłym i grzecznym dzieckiem. Potwierdzają to wszyscy, których znam. Nigdy nie płakałam, potrafiłam godzinami zajmować się sobą, samotnie bawiąc się w kąciku. Śmiałam się często i nie chorowałam. Nie bałam się ludzi i byłam, jak mówią, ładną dziewczynką.