Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Finałowy tom zapierającej dech w piersiach serii „Dreadful”.
Odmieniona Effie jest w stanie zrobić wszystko, aby uratować przyjaciół. Sojusz z Curtisem ma zapewnić im przewagę, ale czy na pewno będzie dobrym wyborem? Jak walczyć z zagrożeniem, kiedy nie wiadomo, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem?
Przyjaciele z Gold Coast zostaną poddani ostatniej próbie, która da im szansę na wolność. Wolność od ucieczek, intryg oraz nieustającego ryzyka śmierci. Aby uzyskać odpowiedzi na najważniejsze pytania, będą musieli wiele poświęcić. Może się jednak okazać, że nie takiej prawdy oczekiwali…
Tajemnice, zagadki, radość, miłość, cierpienie. Finał tej historii sprawi, że Dreadful na zawsze zostanie w Waszych sercach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 482
Wszystkim gwiazdom na moim niebie.
Przybędziesz.
Nim skończę śpiewać swoją piosenkę.
Wschód słońca był dziś piękny. Może przez to uśmiechnęłam się bladym porankiem – a może po prostu było to łatwe – szczególnie po tych wszystkich troskach.
Niebo tej nocy było pełne gwiazd.
Dziękuję Ci za nie.
Słowa i zachowanie Curtisa wiele powiedziały Brandonowi o rozmówcy. Chciał ich wysłuchać i zjawił się w klubie bez siostry, za to w towarzystwie młodych ochroniarzy. Kolejny raz zrobił coś przeciwko Alexandrowi i to zastanawiało Brandona. Nie był pewien, czy chłopak postępuje tak z nudów, czy ważnych powodów.
– Podobno macie dla mnie ciekawą propozycję.
– Nie jesteśmy tutaj, aby ci sprzedać samochód – powiedział Brandon, przyglądając mu się podejrzliwie. – Więc daruj sobie ten uśmieszek i niepotrzebne komentarze. Wezwaliśmy cię tu...
– Zawsze taki jest? Spokojny obserwator nudnych wydarzeń... Poważny lider grupy... – Curtis mu przerwał, zgrabnie podnosząc się z kanapy i kierując pytanie do milczącej dziewczyny. Mia obserwowała go z dłonią na broni, sygnalizując w ten sposób, że choć jej pomógł, nie zamierza mu zaufać. Nim zdążyła pomyśleć nad odpowiedzią, Curtis kontynuował, tym razem zwracając się do Brandona. – I tak dobrze przy tym wygląda... – Stanął przed nim. Brandon wiedział, że Curtis tylko czeka, aż wyciągnie pistolet, ale nie dał się sprowokować. – Od złości i powagi kolor twoich oczu wydaje się intensywniejszy, a linia szczęki staje się wyraźniejsza. Ale gdy kurtyna opada...
Przyjrzał mu się raz jeszcze, tym razem uważniej. Zachowanie Curtisa go zaskoczyło, jego otwartość, umiejętność mówienia o wszystkim przy wszystkich z ujmującą łatwością, podczas gdy jego twarz zdawała się maską pozbawioną emocji. Za to w bursztynowych oczach kryła się ciekawość...
– Wyjaśnijmy coś sobie. Może do mnie napisałeś, ale to ja was tu zaprosiłem. Nikt mnie nigdzie nie wezwał, na pewno nikt z waszej zagubionej, desperacko potrzebującej mojej pomocy grupy.
– A więc ty nic z tego nie będziesz miał? – zapytał Brandon. Wciąż stali naprzeciwko siebie. Curtis nie zdołał ukryć zdziwienia, jakie wywołało w nim to pytanie, a Brandon z niemałą satysfakcją postanowił to wykorzystać. – Z jakiegoś powodu nieustannie się buntujesz, robisz wszystko, aby zepsuć plany Alexandra. W przeciwieństwie do Eve. Dlaczego?
Nie pamiętał, czy spotkał w swoim życiu tak ciekawą postać. Brandon lubił poznawać ludzi i odkrywać ich tajemnice, które czasami wyjawiano mu szybciej, niżby tego chciał, prawdopodobnie przez łagodność i szczerość spojrzenia. Ale jeszcze nie spotkał nikogo, kto nieustannie zajmowałby jego myśli. Curtis był owiany sekretami i przerażającymi tajemnicami.
Chciał wiedzieć o nim wszystko i ta nieustanna potrzeba zaczynała go niepokoić, ale uparcie ignorował wszystkie sygnały.
– Powiedzmy, że tamto otoczenie mnie znudziło.
Nie. To nie mogło być tylko to. Nie dla Brandona. Curtis coś ukrywał.
Pomieszczenie było małe i przyciemnione. Zza ściany dochodziły przytłumione dźwięki monotonnej muzyki. Curtis ukrywał się tu jak w prywatnym azylu, otoczony ludźmi, którzy z zaciekawieniem obserwowali dwóch nieprzyjaciół.
– A więc? – Cofnął się, aby ponownie usiąść na kanapie. – Może przedstawię wam swoją ofertę, zanim postanowicie błagać mnie o pomoc, hm?
– Błagać cię o pomoc?
– Brandon, spokojnie. – Mia wreszcie się odezwała, widząc, że przyjaciel zaczyna się denerwować. – Po prostu go wysłuchajmy.
Nie sądził, że znajdzie się w tej sytuacji, kiedy przyjdzie mu słuchać wroga. Osoby, która go ścigała, podczas gdy on udawał martwego. Nie potrafił o tym zapomnieć, a jednak za każdym razem, gdy spoglądał na Curtisa, chciał zapytać, jakim cudem wciąż wytrzymuje z człowiekiem pokroju Alexandra. Dopiero później przypominał sobie, że Curtis to zdolny do wszystkiego, psychopatyczny morderca.
– Oto James i Zach – powiedział nagle Curtis. – Moi ulubieni ochroniarze i, jak niektórzy lubią mówić, sojusznicy.
Brandon skupił wzrok na chłopakach stojących z dwóch stron kanapy. Jeden z nich opierał się o ścianę. Burzę czarnych włosów sięgających ramion częściowo skrywał kaptur ciemnozielonej bluzy. Kasztanowe oczy wpatrywały się w Brandona bez cienia zaufania. Był wysoki, szczupły i nie wyglądał jak ktoś, kto mógłby pokonać kogokolwiek w walce. Uśmiechnął się, zauważając, jak badawczo obserwuje go Brandon.
– Nie jestem jego gorylem – wyjaśnił zaskakująco niskim głosem. – Można mu czytać w myślach – dodał, zerkając porozumiewawczo w stronę Curtisa.
Curtis się uśmiechnął, nie odwracając wzroku od chłopaka naprzeciwko.
– Dobrze powiedziane, Zachary. Brandon ma w sobie tę powalającą umiejętność okazywania wszelkich emocji – odpowiedział subtelnie, a mimo to siła jego słów wstrząsnęła Brandonem. Czytał w nim jak w otwartej książce. Wpatrywali się w siebie, aż w końcu Curtis postanowił ich przedstawić. – Zach to spec od komputerów, matematyki i innych specyficznych materii, którym jako zagorzały poeta po prostu nie potrafię podołać, bo mnie cholernie nudzą. A jeśli szukałeś wzrokiem kogoś, kto zabiłby cię jednym ciosem, to jest James.
Wskazany przez niego chłopak miał krótkie, jasne włosy, szare oczy i bladą skórę. Spod rękawów i kołnierza koszuli wystawały tatuaże, prawdopodobnie zdobiące większość jego ciała. Nie był zbyt masywny i wysoki, mimo to miał w sobie coś niebezpiecznego. Obserwował ich i milczał, nawet gdy rozbawiony Curtis zwrócił się do niego bezpośrednio.
– A co ty sądzisz o naszych gościach, James?
Nie odpowiedział.
– Jak to możliwe, że ci dwaj z tobą wytrzymują? – zapytał nagle skołowany Brandon.
Curtis był outsiderem. Nie mógł mieć przyjaciół ani znajomych, którym by ufał. Nie mógł mieć ludzi gotowych zaufać jemu.
– Nie wytrzymujemy z nim, bo nie musimy – postanowił odezwać się Zach. – Wchodzimy do gry tylko wtedy, kiedy Alexander nie może o czymś wiedzieć.
– A więc to tak...
Bystry. Curtis był naprawdę bystry. Brandon nie mógł przestać myśleć, jak wiele krył w sobie tajemnic i ile z nich mogło ukazać go w nieco lepszym świetle. Gonitwa myśli nie dawała mu spokoju. Tłumaczył sobie, że przecież Curtis to morderca, socjopata i kompletny szaleniec, ale gdy wpatrywał się w ciemnobursztynowe oczy chłopaka, wmawiał sobie, że musi istnieć coś więcej.
– Masz swoich ludzi, o których nie wie Alexander? – zapytała Mia. Brandon niemal zapomniał o przyjaciółce. – Jak to możliwe?
– Skoro mamy współpracować, chyba muszę was wtajemniczyć – odpowiedział z uśmiechem. – Moje zamiłowanie do uprzykrzania życia Alexandrowi zrodziło się we mnie dawno, ale dopiero od dwóch lat zacząłem się ubezpieczać. Mam ludzi, którzy nie wydadzą mnie mojemu opiekunowi.
Brandon zmarszczył brwi.
– I oni dla ciebie tylko...
– ...pracują? – dokończył za niego. – Tak. Nie musisz być zazdrosny.
Curtis obserwował go z lekkim rozbawieniem, a Brandonowi zrobiło się gorąco. No tak. Po raz kolejny postanowił zabawić się jego kosztem.
– Przyszliśmy tu z konkretnych powodów, Curtis.
– Doprawdy?
Bezczelny uśmiech. Spojrzenie pozbawione emocji.
– Mogę stąd wyjść, dobrze o tym wiesz.
Brandon znów zapomniał, że w pomieszczeniu oprócz nich są jeszcze inni ludzie. Widział tylko Curtisa, który wstał z miejsca i zbliżył się do niego, kolejny raz wywołując szybsze bicie serca.
I znowu. Na zmianę. Chęć odepchnięcia go jak najdalej i pragnienie, aby podszedł bliżej – zupełnie jakby wypalały się Brandonowi na czole, aby Curtis mógł to z uśmiechem odczytać i zachować tylko dla siebie.
Wpatrywał się w niepowtarzalny brąz jego oczu i próbował zapanować nad uczuciami.
– To wyjdź – nakazał nagle Curtis i dodał szeptem. – A następnym razem bądź sam. W innym miejscu. Bez publiki.
Odsunął się i zerknął w stronę Mii, zostawiając Brandona z mieszaniną poczucia wstydu i zawodu.
– Przepraszam, Mia. Chciałbym cię jeszcze zobaczyć, ale mam wrażenie, że niektórych rzeczy Brandon nie powie nawet przy Anthonym – wyjaśnił jej spokojnie. – Wszyscy mamy tajemnice, nieprawdaż?
– Tak – przyznała mu rację. – Niektóre mogą nas zabić – dodała, spoglądając posępnie na Brandona.
Każdy sekret w ich życiu był jak oddech zbyt długo wstrzymywany pod wodą. Miał być tylko chwilowym zaczerpnięciem powietrza, życia – wskazówką albo rozwiązaniem. W zamian stawał się prywatną trucizną, odwlekaniem śmierci, która i tak w końcu nadejdzie. Strach budził się do życia przy licznych tajemnicach. A tajemnica, którą nosił w sobie Brandon, mogła zabić jego przyjaciół. Najgorsza była myśl, że nie był pewien, w jaki sposób może wykorzystać ten sekret przeciwko swoim wrogom.
– Spotkajmy się jutro – zdecydował, domyślając się, że Anthony nie będzie zadowolony z kolejnych gierek, które prowadzi z nimi najmłodszy z Trójki. – Wyślij mi adres. Będę sam.
Na twarzy Curtisa pojawił się jeden z ładniejszych uśmiechów, jakimi kiedykolwiek obdarował Brandona.
– To będzie udana schadzka – powiedział, nie przestając się uśmiechać.
– Nie nazywaj tego schadzką.
– Randka? To nowoczesne, ale dość żałosne określenie, więc nie wiem...
– Nie idę z tobą na żadną randkę, Curtis.
– Więc nie przyniosę ci kwiatów i nie zapłacę za ciebie. Zadowolony? – zapytał, puszczając oczko do Mii. – Brandon zapłaci.
Poczuł, że sytuacja robi się coraz bardziej absurdalna, więc odwrócił się do wyjścia.
– Wychodzę z tego głupiego klubu – powiedział bardziej do siebie niż do nich i ruszył do drzwi, dopiero po chwili orientując się, że kogoś przy nim brakuje. – Mia?
Kiedy obrócił się w poszukiwaniu przyjaciółki, zobaczył, że dyskutuje z zadowolonym Curtisem. Pospiesznie pożegnała się na widok rozgoryczonego Brandona.
Dogoniła go i razem wyszli na zewnątrz.
– Mógł od razu napisać, że będę wam przeszkadzała – rzuciła ze złośliwym uśmieszkiem.
– Nawet nie zaczynaj.
– Dobrze, to tylko dodam, że nie musisz tego ukrywać, bo to przykre, i już się zamykam.
– Czekaj.
Stali w cieniu budynku z dala od światła latarni. Brandon ujął jej nadgarstek i dopiero wtedy zauważył, że uśmiech miał tylko ukryć smutek na twarzy dziewczyny.
– Co się stało? – Nachylił się ku niej i uniósł palcami jej brodę, żeby spojrzała mu w oczy. – Wiem, że ostatnio nie mogłaś na mnie liczyć, ale jeśli jest coś, co chciałabyś mi powiedzieć, z czegoś się zwierzyć...
– Nie kryj się z uczuciami, Brandon – poprosiła cicho. Odsunął palce z jej twarzy, nagle nie wiedząc, jak zareagować. – Możesz mu przy okazji pomóc. Sobie zresztą też.
– W jaki sposób mam sobie pomóc? – zapytał.
– Podarowując sobie prawdę. Szczerość wobec samego siebie jest ważna, szczególnie gdy musimy uciekać przed chorymi, psychologicznymi grami. Znam swoją siostrę, znam też ciebie i znam Tony’ego – urwała na moment, po czym kontynuowała. – Po prostu sądzę, że ukrywanie uczuć może tylko przynieść niewyobrażalną ilość bólu. Nie zapominaj, że są osoby, które widzą twoje emocje i słowa, a nawet biorą je do siebie. Czasem można sprawić innemu człowiekowi krzywdę, próbując oszukać i zranić samego siebie.
– Mia...
Nie dała mu dokończyć. Widział, że coś się w niej zmieniło – pojawiła się nowa determinacja.
– Muszę spróbować powstrzymać moją siostrę. Muszę znaleźć na to sposób – powiedziała, uciekając spojrzeniem w kierunku ciemnej ulicy. – Możliwe, że nie było mnie przy niej, kiedy mnie potrzebowała i teraz muszę zmierzyć się z konsekwencjami.
– Nie bierz tego do siebie, proszę cię. Nie jesteśmy naszymi siostrami. Nie jesteśmy też naszymi braćmi czy rodzicami. Nawet przyjaciółmi. Możemy być blisko, ale to nie znaczy, że ciąży na nas odpowiedzialność za czyny innych osób. W ten sposób można oszaleć.
– Na to już chyba za późno. – Zaśmiała się mimowolnie.
– Pewnie tak. – Pokiwał głową, pozwalając sobie na lekki uśmiech. – Nie przejmuj się, dobrze? Dla mnie i tak będziesz najodważniejszą dziewczyną, jaką znam. Poza tym, jesteś moją prywatną bohaterką.
– Tylko twoją? – Spojrzała na niego podejrzliwie.
– A co? Chcesz uratować jeszcze kogoś? Z tego, co wiem, każdy z naszych przyjaciół ma kłopoty, więc to robota na wiele lat.
– Przyjmuję wyzwanie. – Szturchnęła go i powoli ruszyła do samochodu.
Brandon przez chwilę stał w miejscu i odprowadzał ją wzrokiem. W końcu podbiegł do niej.
– Jak myślisz, co robią Effie i Max?