Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prawie dwa miliony wyświetleń na Wattpadzie!
Historia, która wyrywa serce, łamie je, kruszy, żeby pobudzić je zastrzykiem adrenaliny!
Effie Blake opuszcza Nowy Jork i przeprowadza się wraz z mamą i bratem do słonecznego Gold Coast w Australii. Turystyczne miasto ma jej pomóc zapomnieć o wydarzeniach z przeszłości i zapewnić nowy start. W tym samym czasie do szkoły wraca Lucas Tate – tajemniczy nastolatek, który serce oddał prędkości i niebezpieczeństwu. Przypadkowa znajomość szybko zamienia się w grę kłamstw, pozorów i uczuć, a młodzieńcza fascynacja w walkę o życie.
Jak w świecie pełnym sekretów odróżnić prawdę od kłamstwa? Czy chłopak z przeszłością i dziewczyna po przejściach mają jakiekolwiek szanse na happy end?
Dreadful to pierwszy tom serii otwierającej imprint Must Read Stories.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 569
Osobom, które kiedykolwiek
poczuły się samotne i niezrozumiane
Przekaż innym, że mnie nie ma.
Poproś kogoś, by wyłączył światło.
Przestań się uśmiechać, nie mamy już pięciu lat.
Bądźmy przyjaciółmi. Bądźmy wrogami. Bądźmy jednym i drugim – po prostu zakochajmy się w sobie.
Rozpoznaj mnie w tłumie, aby się przekonać, że dotychczas znałeś tę twarz ze snów.
Uroń słone łzy, nazwij mnie własną furią. Oboje wiemy, że święty ogień nigdy nie zgaśnie.
Wypożyczony samochód zaparkował z głośnym piskiem na kamiennym podjeździe pod jednym z wielu podobnych do siebie, uroczych domów. Wyjęłam z ucha słuchawkę i spojrzałam w stronę obserwującego mnie z uśmiechem brata. Siedział z ręką niedbale opartą na kierownicy i wyglądał na dumnego z siebie.
Nie mogłam mu się dziwić. Jakimś cudem nas nie pozabijał, a nie należał do najlepszych kierowców.
– Jesteśmy.
Również podzieliłam się z nim uśmiechem, odpinając pasy bezpieczeństwa. Wszyscy byliśmy zmęczeni długim lotem z przesiadką. W Sydney zdecydowaliśmy się wynająć samochód, ponieważ musieliśmy zabrać całą resztę bagaży i paczek, zawierających rzeczy, których nie chcieliśmy nadawać przesyłką międzykontynentalną. Mama planowała odebrać nasz nowy samochód dopiero nazajutrz z samego rana. Z przytupem zaplanowała zupełnie nowe życie, decydując się nawet na sprzedaż starego auta w Ameryce, aby wyposażyć się w pojazd już w Australii.
Słowo „nowe” miało prześladować mnie przez najbliższy czas, przypominając, że to ja byłam powodem podjęcia tak drastycznych kroków.
– Widzę – odpowiedziałam, ponieważ okolica była znana mi ze zdjęć i filmików, którymi przez ostatnie miesiące zasypywała nas podekscytowana mama. – Wchodzimy?
Nie wiem, czy bardziej obawialiśmy się nowego miejsca, czy tak jak nasza rodzicielka, odczuwaliśmy ogromną ekscytację. Wciąż czułam stado motyli w brzuchu, ale równocześnie było mi niedobrze. Jet lag oraz upał nie pomagały w odnalezieniu się w całej sytuacji.
Wysiadając, ponownie przyjrzałam się naszemu nowemu miejscu zamieszkania. Podobały mi się typowa dla tego klimatu roślinność wokół posesji, a także jasny dach. Na widocznym z podjazdu tarasie brakowało co prawda lampek i innych ozdób, które najpewniej niebawem założy mama, abyśmy chociaż w niewielkim stopniu poczuli się jak w naszym starym, zagraconym mieszkaniu, które teraz zostawiliśmy opustoszałe w centrum Nowego Jorku.
Będzie dobrze. Kiedyś musi być dobrze.
– Gold Coast ma swój urok – stwierdził z optymizmem Jake, stając tuż obok. – Pojeździmy wieczorem po okolicy. Co ty na to, Effie?
Kiwnęłam lekko głową, jednak wystarczająco, aby mój brat zauważył ten gest. Mama i tak miała dojechać do nas dopiero w nocy, kiedy załatwi wszystkie sprawy w głównej siedzibie biura podróży, dla którego miała pracować, a które znajdowało się w Sydney. Mniejszy oddział, który miała prowadzić, otwierał się tutaj – w Gold Coast. Cieszyłam się, że mogła rozwijać się w ulubionym zawodzie, dlatego też oficjalną przyczyną przeprowadzki była jej okazja do awansu.
Jakby w Ameryce nigdy tego mamie nie proponowano...
Dwie godziny później zdążyliśmy odpocząć i odświeżyć się po podróży. Leżąc w wygodnych ubraniach wpatrywałam się w biały sufit i nieświadomie głaskałam swój dziennik, zastanawiając się, co mam w nim zapisać. Mój nowy pokój był większy i jaśniejszy, ale wciąż wydawał się pusty, dlatego przez następne dni zamierzałam zapełnić półki książkami, a ścianę plakatami.
– Przeszkadzam? – zapytał mój brat, poprzedzając swoje wejście cichym pukaniem. Usiadłam po turecku na całkiem wygodnym materacu i odłożyłam dziennik tuż obok siebie. – Zbieramy się?
Przypomniałam sobie o jego propozycji. Zwiedzanie miasta nie było najgorszym pomysłem.
Miałam jednak nadzieję, że niebawem pewne rzeczy się zmienią. Chciałam, aby Jake nie wpatrywał się we mnie z zaniepokojeniem i troską, aby nie traktował swojej młodszej siostry jak porcelanowej figurki z wieloma pęknięciami. Chciałam, aby w nowym miejscu pomyślał w końcu o poznaniu jakiś kumpli na studiach, a także wyleczeniu serca po niezbyt udanym związku.
– Co to za mina? – Jego ciepły głos zwrócił moją uwagę. Był bardzo podobny do mamy, przez co uśmiechał się w naprawdę piękny sposób. – Jesteś naburmuszona, bo mam pokój z widokiem na ogród?
Parsknęłam, podnosząc się z łóżka z zamiarem włożenia czegoś bardziej wyjściowego.
– Masz pokój naprzeciwko sypialni mamy.
Odłożyłam na później myśl o zapisaniu kolejnej strony dziennika. Kartki i tak były w większości puste, tak jak i ja sama.
– Pamiętaj o śniadaniu – przypomniała mi mama, wchodząc do kuchni. – Zrób sobie kanapki.
– I tak nie zdążę – westchnęłam, dopijając zimną już kawę.
Rodzicielka spojrzała na mnie niezadowolonym wzrokiem. Nim zdążyła powiedzieć, co o tym sądzi, pokręciłam szybko głową.
– Nie będę głodna – zapewniłam ją, wkładając kubek do zlewu. – Stresuję się nową szkołą i tym, że postanowiłaś przepisać mnie akurat na ostatni semestr.
– Możesz przestać o tym mówić, Effie? – Wyglądała na złą, ponieważ na jej czole pojawiły się widoczne zmarszczki.
Uśmiechnęła się pogodnie, przypominając mi przy okazji, że nie potrafię się na nią złościć. Związała gęste czarne włosy w wysoki kucyk i nachyliła się do pudeł rozstawionych dosłownie po całej kuchni. Wyciągnęła z jednego kartonu swoją ulubioną pozytywkę i odłożyła ją z powrotem, zauważając, że w tym konkretnym pudełku są tylko rzeczy do sypialni.
Przyglądałam się jej oliwkowej skórze i zastanawiałam, czemu nie mogłam wyglądem przypominać bardziej ją niż ojca. Zazdrościłam mamie gęstych rzęs i ładnie układających się, zdrowych włosów. Była drobna i wszystkie ubrania leżały na jej ciele idealnie, jakby zostały uszyte specjalnie dla niej.
Georgia Blake – kobieta, której siła i upór zdecydowanie utrzymywały w ryzach dwójkę może niezbyt zbuntowanych, ale czasem pyskatych dzieciaków, jakimi wciąż z Jakiem bywaliśmy. Cóż, on powinien już chociaż stwarzać pozory poważnego prawnika, skoro to był jego wymarzony zawód.
Mama położyła na jeden z blatów pudło z talerzami i zaczęła układać je w szafkach.
– Spójrz na to inaczej. – Ponownie uśmiechnęła się w moją stronę, powracając do tematu nowej szkoły. – Zdążysz poznać przyjaciół. Będziesz miała z kim się bawić w wakacje.
Oparłam się o lodówkę, którą zdążyła już udekorować rodzinną kolekcją magnesów.
– Bawić? Nie mam pięciu lat.
W tym samym momencie do kuchni wszedł mój brat, który bez pytania odsunął mnie od lodówki. Czarne włosy zasłaniały mu czoło, sięgając niemal oczu, również bardzo ciemnych. Spojrzał na mnie z uśmiechem, a następnie skierował wzrok na mamę.
– Właśnie – poparł mnie, sięgając po karton z sokiem pomarańczowym.
– Niech będzie. Żebyś miała z kim balangować – poprawiła się.
Jake tak się zakrztusił, że aż opluł wyłożoną czarnymi kafelkami podłogę.
– Jake! – krzyknęła mama, patrząc na niego w szoku. Mogłam z jej twarzy wyczytać pięć innych, aktualnie targających nią emocji, ale chyba nie chciałam się w to wgłębiać.
– Przepraszam, ale „balangować”?
– To by się nie wydarzyło, gdybyś nie pił prosto z kartonu. – Mama sięgnęła po ścierkę i rzuciła w jego stronę. – Ile razy mam powtarzać, że od tego są szklanki? Posprzątaj tu.
– Mogę już iść? – zapytałam, z rozbawieniem przyglądając się sytuacji.
– Właśnie, Effie, idź już. – Tym razem mama podniosła głos na mnie, najwyraźniej przypominając sobie o szkole. – Nie chcę, żebyś już w pierwszy dzień spóźniła się na lekcje.
– Nie spóźnię się, jeśli pożyczysz mi samochód...
Uśmiechnęłam się, wyczekująco spoglądając na rodzicielkę. Ona i tak nie planowała dziś nigdzie jechać, tylko rozpakowywać rzeczy w domu.
– Obiecaj, że będziesz ostrożna – westchnęła, z niechęcią podając mi kluczyki. – I zatankuj w drodze powrotnej.
Och, serio?
– Dobra. – Odwróciłam się na pięcie i poszłam do salonu po torbę. Kiedy wyszłam na zewnątrz, natychmiast uderzyła mnie fala niesamowicie gorącego powietrza.
Samochód stał na podjeździe. Wyjechałam na ulicę, wsłuchując się w nawigację. Rozglądałam się, próbując zapamiętać drogę, którą będę pokonywać najprawdopodobniej codziennie.
W tym mieście było coś, co spodobało mi się już od pierwszych chwil spędzonych z bratem na wieczornym spacerze wzdłuż wybrzeża czy podczas jazdy do szkoły. Gold Coast nie należało do najmniejszych miast i było pełne galerii czy różnych wodnych parków rozrywki. Jednak wciąż było mniejsze niż na przykład Brisbane, do którego mieliśmy blisko. Cieszyłam się, że mama nie upodobała sobie zbyt dużego miasta.
Podobały mi się palmy, których nie miałam okazji widywać w poprzednim miejscu zamieszkania, a także wrażenie wiecznego lata. Wszędzie była tu woda i chociaż już zauważyłam sporą liczbę turystów, to po dorastaniu w przepełnionym Nowym Jorku, nie ruszało mnie to specjalnie. Tamto miasto dosłownie tętniło życiem, nie zatrzymując się nawet na moment. Gold Coast wydawało się oddawać swój czas każdej chwili z osobna.
„Kolejne morderstwo w mieście. Według policji to już druga martwa dziewczyna w tym miesiącu...”.
Wyłączyłam radio, ignorując wiadomości. Akurat dotarłam na miejsce.
Po dość udanym jak na mnie parkowaniu wysiadłam z samochodu i podeszłam do białego budynku, żeby mu się przyjrzeć. Niebo odbijało się w sporych oknach o czystych szybach, a drzwi nie zamykały się z powodu tłumu nastolatków. Koło parkingu, znajdującego się na lewo od wejścia, było trochę zieleni i kilka ławek, przez co całość przypominała mały park. Szkoła była ogromna.
Weszłam do środka. Hol wypełniało mnóstwo osób, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że dzwonka jeszcze nie było. Obserwowałam ludzi, z którymi przez najbliższe miesiące miałam się widywać prawie codziennie. Zatrzymywałam wzrok na każdej opalonej osobie. Zdecydowanie różniłam się od nich wszystkich.
Kasztanowe włosy sięgały mi za ramiona, a przy pofalowanych końcach zostały jeszcze ślady z czasów, gdy zdecydowałam się pofarbować końcówki na blond. Po mamie miałam duże, ciemne oczy, zresztą to także po niej odziedziczyłam wąski nos i moim zdaniem zbyt małe usta. Okrągły kształt twarzy zyskałam po tacie. Dzięki niemu także byłam dosyć wysoka.
Podeszłam do dużej tablicy informacyjnej i odszukałam swoją klasę.
– Historia – mruknęłam pod nosem, z niezadowoleniem czytając, jaka lekcja mnie czeka.
– Też jej nie lubię. – Usłyszałam za sobą dziewczęcy głos.
Obróciwszy się, zauważyłam niską i szczupłą dziewczynę.
Miała przyjazny wyraz twarzy. Od razu dostrzegłam niecodzienny kolor jej kosmyków. Widziałam już dziewczyny o fioletowych włosach, ale nigdy nie był to tak jasny odcień. Wpatrywała się we mnie brązowymi oczami, pod którymi na skórze policzków i nosa znajdywało się mnóstwo piegów.
– Przepraszam, nie chciałam wyjść na wścibską. – Uśmiechnęła się delikatnie, wyciągając w moją stronę rękę. – Skylar Redler.
– Effie Blake. – Lekko uścisnęłam jej dłoń, po czym się rozejrzałam. – Czyli jesteśmy w jednej klasie?
– Na to wygląda. Nowa? – Dziewczyna skierowała się chyba w stronę sali, więc ruszyłam za nią. Nie chciałam się przecież zgubić.
– Tak, przeprowadziłam się z Nowego Jorku.
– Świetnie. – Uśmiechnęła się. – Tu jest lepiej niż w Nowym Jorku, o wiele cieplej.
– Zauważyłam.
– Możesz mi mówić Sky.
Zadzwonił dzwonek, więc weszłyśmy do sali. Skylar usiadła, a ja musiałam stanąć na środku klasy, żeby nie zająć czyjejś ławki. Nie chciałam, aby jakaś opalona blondynka już pierwszego dnia wyłożyła mi brutalne zasady szkoły.
– Dzień dobry. – Do klasy weszła młoda kobieta, która najprawdopodobniej była nauczycielką. – Jest z nami nowa koleżanka. – Dotknęła moich pleców, uśmiechając się. – Mam nadzieję, że szybko pomożecie Effie przystosować się do nowego otoczenia.
Czułam na sobie wzrok każdej osoby znajdującej w pomieszczeniu, uparcie udając, że nie robi to na mnie wrażenia. Nienawidziłam takich sytuacji. Może nie zawsze byłam całkiem antyspołeczna, ale na ogół nie odzywałam się pierwsza, nie zaczynałam znajomości. Bywałam cicha i wycofana, a moje zaufanie względem innych znajdowało się na bardzo niskim poziomie, co akurat uważałam za plus.
Nauczycielka poleciła mi po lekcji udać się do sekretariatu po resztę niezbędnych informacji, których szkoła nie wysłała mamie poprzez maila. Następnie z uśmiechem wskazała dwie wolne ławki. Były w środkowym rzędzie, jedna za drugą. Wybrałam tę bardziej z tyłu, żeby po lewej stronie mieć Skylar.
Rozpakowałam książki i rozejrzałam się po klasie. Oprócz typowych „surferów”, był tu także chłopak o czarnych włosach i szarej, wyciętej przy ramionach, koszulce z logo jakiegoś zespołu. Żuł gumę i raczej nie patrzył z zainteresowaniem na tablicę.
Nauczycielka zaczęła czytać listę obecności, do której z wiadomych powodów zostałam dopisana na końcu. Jak się okazało, chłopak, który wzbudził moje zainteresowanie, został odczytany jako Maxwell Evans.
Nagle drzwi klasy otworzyły się i stanęła w nich kobieta ubrana w dopasowaną marynarkę i spódnicę sprzed dekady. Oprócz natapirowanych włosów, wzrok przykuwały jej paznokcie – szpiczaste i czerwone.
– Przyprowadziłam ucznia, którego dobrze znacie – powiedziała, a wyraz jej twarzy nie zdradzał ani grama radości z zaistniałej sytuacji.
– To dyrektorka. – Usłyszałam obok siebie szept Skylar.
Zignorowałam nową koleżankę, ponieważ kobieta stojąca dotychczas w progu odsunęła się i machnęła ręką, najwyraźniej zachęcając kogoś do wejścia. Takim gestem równie dobrze mogła zawołać psa.
Zaniemówiłam.
Przypomniałam sobie wczorajszy wieczór na plaży. Słońce zachodziło, przez co kolor piasku był cieplejszy i odcieniem wpadał w jasny brąz, za to ocean pozbawiony został odbijających się od wody promieni słonecznych. Myślałam o tym piasku, gdy wpatrywałam się w jasne, przydługie i lekko falowane kosmyki chłopaka oraz o wodzie, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Był wysoki, opalony, nieprzesadnie zbudowany i ubrany nieodpowiednio do panującej tu pogody – cały na czarno. Gdy zwrócił twarz w stronę witającej się z nim nauczycielki, utkwiłam wzrok w odznaczającej się linii jego szczęki.
– Pewnie większość z was pamięta Lucasa – powiedziała dyrektorka, rozglądając się po sali. – Pani Hale uczy dopiero od zeszłego semestru, więc nie miała możliwości go poznać.
– Tak, tak. – Nauczycielka ponownie spojrzała w jakieś papiery, porozrzucane na biurku. – Lucas Tate? Zajmij, proszę, wolne miejsce.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na reakcję całej klasy. Większość była zdziwiona, a szepty zdawały się mnożyć, gdy dyrektorka postanowiła poruszyć jakiś temat z panią Hale, za to wspomniany Lucas kierował się do wolnego miejsca.
Znajdującego się tuż przed moją ławką.
Możliwe, że udzielił mi się niepokój, który zapanował w klasie. Skylar była blada jak ściana i nie wyglądała na zadowoloną, więc gdy zerknęłam na chłopaka i nasze spojrzenia ponownie się spotkały, poczułam chłód. Było w nim coś, co trudno opisać. Nie wiedziałam, czy po prostu ma taki świdrujący wzrok, czy znalazłam się na liście osób, które planuje pociąć i schować w lodówce, znajdującej się w jego piwnicy. Kiedy już zajął swoje miejsce, odetchnęłam z ulgą.
Bałam się dłużej patrzeć.
Gdy chłopak usiadł, wbiłam wzrok w tył jego głowy i w plecy. Mogłabym go spokojnie dotknąć, wystarczyło tylko wyprostować rękę. Siedział zgarbiony, podpierając się dłońmi o ławkę. Widziałam, jak kieruje głowę w stronę Maxwella. Czarnowłosy chłopak, który zajmował drugą ławkę po prawej stronie, odwrócił się i także zerknął na siedzącego przede mną blondyna. Od razu domyśliłam się, że się znają, choć oczywiście nie miałam pojęcia, w jak bliskiej są relacji. Wiedziałam jedno. W całej klasie, nie licząc nauczycielki, tylko Maxwell Evans zachowywał się spokojnie w obecności Lucasa.
Miałam w głowie dużo pytań, które zamierzałam zadać Skylar, gdy tylko wyjdziemy z tej sali.
Pani Hale usiadła przy biurku, po czym zaczęła dyktować nam notatkę. Pisałam powoli i staranie, chcąc, aby chociaż pierwsza kartka mojego zeszytu wyglądała porządnie. Zwróciłam uwagę, że siedzący przede mną chłopak nic nie notuje. Ambitnie. Pewnie naczytał się książek o bad boyach.
Nie mogłam wysiedzieć na miejscu, ponieważ mimo zniechęcenia czułam także zaciekawienie i chciałam wiedzieć, kim jest ten cały Lucas. Moje zniecierpliwienie, jak zwykle w takich sytuacjach, musiało ujawnić się poprzez nerwowe poruszanie długopisem trzymanym w dłoni. Pióro oczywiście wypadło mi spomiędzy palców i jakby tego było mało, dotarło pod ławkę nienotującego buntownika, przed którym najwyraźniej drżała cała klasa.
Świetnie, Effie. Dobrze, że tym razem nie trafiłaś w niczyje oko.
Przez chwilę wpatrywałam się w niebieski długopis, mając nadzieję, że może to właśnie dziś aktywują się moje uśpione supermoce. Chłopak najwyraźniej nie zauważył, że prawie zabiłam go swoim piórem, chociaż wciąż nie robił nic poza gapieniem się na widok za oknem.
Chęć bycia wzorową uczennicą chociaż pierwszego dnia w nowej szkole wygrała z przerażeniem. Kątem oka zauważyłam, że Skylar przygląda się całej sytuacji z powagą. Nie byłam pewna, ale odnosiłam wrażenie, że w pewnym momencie powoli, prawie niezauważalnie, poruszyła głową w lewo i prawo, sygnalizując, że cokolwiek chcę zrobić, mam zrezygnować.
Wyciągnęłam nogę do przodu, próbując dosięgnąć zguby. Moja stopa znalazła się blisko długopisu, ale niestety – niewystarczająco. Akurat pani Hale omawiała z jedną z uczennic ponadprogramowy temat, który średnio interesował resztę klasy. Pomyślałam, że to dobry moment, aby poprosić chłopaka o pomoc. Nachyliłam się do przodu i stuknęłam w jego plecy dwa razy.
Podczas gdy Lucas się odwracał, ja zdążyłam trzy razy przekląć w myślach moje dziurawe ręce.
Moim oczom ponownie ukazała się twarz, trzeba przyznać, bardzo przystojnego chłopaka. Z tej odległości widziałam nawet, że na nosie ma kilka uroczych piegów, które pasowały do gęstych rzęs i atrakcyjnych ust. Cholera.
Obserwowałam, jak unosi ciemne brwi.
– Masz problemy z mową?
Głos brzmiał męsko, ale zdecydowanie nie należał do dojrzałego mężczyzny. Spodobał mi się jego australijski akcent.
– Pod twoją ławką jest mój długopis – wyjaśniłam cicho, przełykając ślinę. – Możesz mi go podać? – Zerknęłam wymownie na długopis, aby wiedział, gdzie ma patrzeć, bo coraz mniej podobało mi się jego utkwione we mnie spojrzenie.
Na szczęście nic już nie powiedział i sięgnął po moją własność. Z uśmiechem wyciągnęłam rękę w jego stronę, aby odebrać długopis, ale chłopak postanowił cofnąć dłoń.
– Chyba nie myślałaś, że go odzyskasz?
Jeśli to był żart, to mało zabawny.
– Jest mój – powiedziałam, nie mogąc uwierzyć w kuriozalność tej sytuacji. Co go tak rozbawiło?
Kradzież długopisów go bawi? Zabrał pisaki całej klasie, a teraz pora na moje?
– Chyba źle mnie zrozumiałaś. – Spoważniał. – Długopis należy teraz do mnie.
Czyli jednak, król dowcipu się znalazł. Złodziej długopisów za pół dolara.
Zmrużyłam oczy, mordując go w duchu na tysiąc różnych sposobów, dwieście razy z rzędu. Nie zrobiłam jednak nic, orientując się po chwili, że cała klasa obserwuje naszą małą wymianę zdań. Nawet pani Hale zignorowała to, co mówiła do niej dziewczyna z pierwszej ławki. Miałam wrażenie, że tylko czekają na moment, kiedy Lucas urwie mi głowę.
Chłopak, także zauważając nagłe zainteresowanie reszty osób, mruknął ciche, ale irytująco brzmiące „dzięki” i odwrócił się wraz z moją własnością.
– Dupek – mruknęłam pod nosem, sięgając do piórnika po nowy długopis, bo biedna nie byłam i miałam dwa.
– Z dobrym słuchem.
Shit.
Przez resztę lekcji skupiałam się na pilnym notowaniu, które przerywałam tylko czasami, aby pobazgrać na ostatnich kartkach zeszytu. Pod koniec zajęć pani Hale poinformowała nas o zaliczeniowym projekcie na dowolny temat historii współczesnej, który z jakiś powodów nie mógł mnie ominąć. Nie miałam taryfy ulgowej, nawet pojawiając się w ostatnim semestrze.
– Dobierzcie się w grupy albo pary, tylko w ciągu dwóch tygodni dajcie mi znać, z kim jesteście i jaki wybraliście temat. I nie chcę nawet słyszeć, że stworzenie potwora spaghetti to temat historyczny, Winston. Macie to wziąć na poważnie.
Lucas i Maxwell nie raczyli wysłuchać nauczycielki do końca i gdy tylko zadzwonił dzwonek, minęli błagającego o coś Winstona i panią Hale, po czym zniknęli w korytarzu, zostawiając mnie z masą pytań.
Spojrzałam w prawo, odszukując wzrokiem potencjalną informatorkę.
– Co? – zapytałam zdziwiona, widząc poważny wzrok Skylar.
– Ty naprawdę chcesz zginąć, Effie Blake.
– Oszalałaś.
Skylar dogoniła mnie, kiedy wyszłam z sekretariatu z plikiem ulotek, biuletynów, gazetką szkolną i portretem dyrektorki w rękach. Postanowiłam na razie wrzucić te śmieci do szafki, więc tam też ruszyłyśmy. Cały czas towarzyszyła mi Skylar, konspiracyjnie rozglądając się na boki.
– Kim on jest? – zapytałam, nie mogąc już wytrzymać.
– Lucas Tate, dla najbliższych przyjaciół Luke – szepnęła. – Z nim nie ma żartów.
– Widziałam, zakosił mi długopis.
Skręciłyśmy, miałam nadzieję, w odpowiedni korytarz i zmierzałyśmy do przedziału szafek, w których powinna znajdować się moja.
– Ale teraz serio, co takiego zrobił? – drążyłam temat, ponieważ dziewczyna była bardziej zajęta upewnianiem się, czy nikt nas nie słyszy, niż rzeczywistym przekazywaniem mi informacji. – I o co chodziło dyrektorce, kiedy nazwała go uczniem, którego dobrze znacie?
– Chodził do naszej szkoły, ale w pierwszym semestrze go zawiesili. – Zatrzymałyśmy się przed odpowiednią szafką. Skupiłam wzrok na Skylar. – Lucas pobił jednego chłopaka, ponieważ był zazdrosny o swoją byłą. I to nie było lekkie pobicie, pamiętam, że przyjechała karetka, wszyscy zebrali się na zewnątrz, bo cała akcja działa się w czasie przerwy. Nie panował nad sobą, ktoś próbował go odciągnąć i też oberwał. Dopiero dwójka jego kumpli jakoś go zatrzymała.
Zacisnęłam dłonie na ulotkach.
– Po tym wszystkim... krążyło wiele plotek. Trudno stwierdzić, która była prawdziwa, niektórzy mieli własne teorie odnośnie do tego, co zaszło pomiędzy nim, a Allison...
– Allison?
– Jego byłą – wyjaśniła pośpiesznie Skylar. – Większość stwierdziła, że dziewczyna miała dość jego charakteru i temperamentu. Allison Cassidy nigdy nie chciała towarzyszyć mu na wyścigach, bo jej ojciec chybaby ją zabił, gdyby wmieszała się w ten cały syf. Ja tam nie wiem, co dokładnie się stało, ale Cassidy jest z rodziny, która bardzo zwraca uwagę na opinię...
– Czekaj – przerwałam jej, bo w pewnym momencie się pogubiłam. – Jakich wyścigów?
– Ulicznych, organizowanych głównie w Brisbane, bo to większe miasto, a jest dosyć blisko. Czasami zbierają się też w zachodnim Gold Coast, daleko od wybrzeża jest sporo opustoszałych fabryk i terenów, upatrzyli sobie jedną miejscówkę, a policja udaje, że nie ma o niczym pojęcia. Głównie ścigają się na motocyklach.
Wsłuchiwałam się w opowieść dziewczyny, opierając się o szafkę. Nie potrafiłam udawać, że nie byłam zainteresowana plotkami z nowej szkoły. Chciałam wiedzieć, gdzie będę kontynuowała edukację i o czym jeszcze przyjdzie mi się nasłuchać. Nie sądziłam jednak, że turystyczne i słoneczne miasto mogłoby mieć swoje ciemne strony. Gold Coast zachęcało kurortami i hotelami postawionymi tuż przy plaży i jedyne zawody, które wydawały się tu pasować, to te surfingowe. Znałam historie o napaściach, incydentach takich jak liczne pobicia, sprzedaż narkotyków czy handel żywym towarem, w końcu nowojorski Bronx, a także inne dzielnice, słynęły z niejednej nieprzyjemnej historii. Czemu jednak w tak spokojnie wyglądającym mieście policja miałaby przyzwolić na tego typu rozrywkę?
– Coś jeszcze? O co chodziło z tym długopisem? Znęca się w ten sposób nad nowymi?
Odbiłam się od szafki, aby w końcu się do niej dostać i wrzucić garść makulatury z sekretariatu. Skylar obserwowała mnie uważnie, ale jej mina wyrażała zaniepokojenie.
– Szczerze mówiąc, Effie, do nikogo wcześniej nie odezwał się w taki sposób i to jeszcze pierwszy – wytłumaczyła swój dziwny niepokój. – Zawsze wszystkich unikał i zachowywał się jak totalny ignorant, co swoją drogą przyciągało do niego masę wielbicielek. Jednak trzyma się tylko swojej grupy. Może coś się zmieniło? W sumie nie było go przez ponad pół roku, przecież mógł stać się jeszcze gorszy. Nikt nie wiedział, co się z nim dzieje.
Otworzyłam szafkę, spodziewając się, że jest pusta.
– Nie przejmuj się nim, może o tobie zapomni. Pewnie chciał pokazać całej klasie, że znowu tu rządzi i akurat byłaś pod ręką. Mason na bank się wkurzy, bo odkąd nie było Lucasa, to on był w centrum uwagi... Właśnie, Mason to debil, ale robi fajne imprezy. Jeśli chcesz, zabiorę cię, akurat jedna będzie jutro! Większość osób z naszego rocznika zaczyna pokazywać prawdziwą twarz dopiero po alkoholu. Będzie zabawnie...
Przestałam słuchać dziewczyny, wpatrując się we wnętrze szafki, która powinna być pusta.
A więc co tu robił mój długopis?
– Effie, słuchasz mnie? Co się dzieje?
Wrzuciłam papiery do środka i zatrzasnęłam drzwiczki, odwracając się do zdezorientowanej dziewczyny. Postanowiłam się uśmiechnąć, aby choć trochę zatuszować fakt, że bicie mojego serca niebezpiecznie przyśpieszyło.
– Tak, wszystko w porządku. Impreza. Jasne, możemy iść.
– Nie przejmuj się nim, serio. Jakby się znowu przyczepił, po prostu przeproś go za nazwanie dupkiem. Znudzi się i ci odpuści.
– Jeszcze czego – mruknęłam, dobrze znając swój charakter. Mogłabym bać się tego całego złodzieja długopisów i niepokoić faktem, że jakimś cudem włamał się do mojej szafki, ale nie zamierzałam za nic go przepraszać, a już na pewno nie za stwierdzanie faktów.
– Zaraz mamy angielski, dopiero wtedy poznasz prawdziwy problem tej szkoły. – Skylar się zaśmiała, od razu zaczynając mi opowiadać o jej zdaniem najgorszym nauczycielu.
W klasie szukałam wzrokiem dwóch osób, ale do końca dnia już się nie pojawiły.
Pierwszy dzień minął nawet szybko i bezboleśnie. Mogłam spokojnie stwierdzić, że nie było najgorzej, chociaż zostałam okradziona z ulubionego długopisu. Zwrócono mi go w najbardziej psychopatyczny sposób, ale na razie nie zamierzałam narzekać.
Nie mogłam jednak wyrzucić z głowy niebieskich oczu i tego durnego uśmieszku, gdy prowadziłam samochód w stronę najbliższej stacji paliw. I chociaż starałam się odrzucić od siebie myśl, że mogę mieć kłopoty za wcześniejsze słowa, które skierowałam do chłopaka, to kiełkowała we mnie obawa, że to dopiero początek. Nie byłam pewna, jak rozegrać całą sytuację i co powiedzieć chłopakowi przy następnej konfrontacji, o ile do takiej mogłoby dojść. Musiałam przyznać przed sobą (i nie zamierzałam przed nikim innym), że trochę się bałam. Nawet jeśli większość informacji, które przekazała mi Skylar, stanowiły plotki, to jednak powód zawieszenia był prawdziwy. Nie potrafiłam tego zignorować.
Miałam wrażenie, że dziewczyna o czymś mi nie mówi.
Do końca zajęć Skylar nie przestawała mi powtarzać, że koniecznie muszę pojawić się w weekend na imprezie chłopaka z naszej klasy. Dziwiłam się, że jest tak zaangażowana, ponieważ dopiero co obgadywała większość osób, ale widocznie lubiła to robić, a obserwowanie ludzi na imprezie zapewniało jej dodatkową rozrywkę. Nie zamierzałam na razie tego oceniać, ponieważ była jedyną osobą, która do mnie podeszła. Po wydarzeniu z długopisem stałam się obiektem zainteresowania, ale nikt nie zdecydował się mnie poznać. Spodziewałam się, że będzie trudno, ale nie sądziłam, że aż tak.
Zatrzymałam samochód na stacji, którą zauważyłam już wcześniej, w drodze do szkoły. Słońce było wciąż tak samo uciążliwe, więc pomagałam sobie, osłaniając oczy dłonią. Nie byłam przyzwyczajona do wysokich temperatur w październiku. Drugą ręką przytrzymywałam wąż i rozglądałam się, czekając, aż napełnię bak paliwem. Byłam sama, aż po drugiej stronie parkingu, bliżej wejścia, zatrzymało się auto i ze środka wyszedł wysoki brązowowłosy chłopak. Zignorowałam go, skupiając się na tankowaniu auta.
Kiedy ponownie zostałam sama, ruszyłam do środka, aby zapłacić i kupić sobie coś do jedzenia. Burczenie w żołądku rozbrzmiało w chwili, gdy stres związany z obawą przed pierwszym dniem w nowym miejscu w końcu ze mnie uleciał niczym z wypuszczającego powietrze balona.
Stałam dłuższą chwilę przed lodówką, nie mogąc podjąć decyzji wobec tak poważnego tematu, jakim był wybór kanapki, więc nic dziwnego, że usłyszałam za sobą wyraźne chrząknięcie. Obróciłam się w stronę wyższego chłopaka o ładnej, karmelowej karnacji. Przez chwilę wpatrywał się we mnie orzechowymi oczami, nic nie mówiąc, więc kiedy tym razem ja nerwowo odkaszlnęłam, opamiętał się.
– Chciałem dostać się do kanapek – wyjaśnił, przeczesując dłonią gęste, kasztanowe włosy.
– Um... Proszę.
Odsunęłam się, dzięki czemu chłopak mógł sięgnąć po jakiegoś sandwicha. Uniósł kącik ust, eksponując ładny dołeczek. Nie wyglądał na dużo starszego ode mnie, mógł mieć co najwyżej dwadzieścia lat.
– Dzięki – mruknął. Chyba nie był przyzwyczajony do bycia na co dzień tak uprzejmym. – Widać, że masz tu prawdziwy kryzys egzystencjalny. Ta jest dobra – dodał, wskazując trzymaną przez siebie kanapkę z mozzarellą i oliwkami.
– Dzięki – odpowiedziałam, również się uśmiechając. Po wydarzeniach z tego dnia naprawdę doceniałam, że w końcu ktoś nie chce zabrać mi długopisu, ołówka czy kleju w sztyfcie, którego zresztą i tak nie posiadałam.
Chłopak chciał jeszcze coś powiedzieć, ale drzwi stacji otworzyły się z hukiem, skupiając naszą uwagę na nowym kliencie.
– Tony, do cholery, ileż można czekać? Wiesz, jaka temperatura jest w samochodzie? Chcesz, żebym się udusił?
Nieznajomy przewrócił oczami i ruszył w kierunku kasy, nawet się ze mną nie żegnając. Skupiłam wzrok na chłopaku, który dogonił niższego od siebie kolegę i wrzucił na ladę dwie rzeczy – gumę do żucia i paczkę herbaty. Zamrugałam, rozpoznając czarnowłosego przybysza.
Zapadł mi w pamięci, gdy nauczycielka wyczytywała listę obecności.
Maxwell Evans.
Miałam nadzieję, że zostanę niezauważona, ponieważ to wciąż był dobry kolega Lucasa, a ja nie chciałam nieprzyjemnej powtórki z lekcji. A co, jeśli ten cały Max jest nawet gorszy?
Na całe szczęście pozostałam w miejscu, z którego nie było mnie widać. Dopiero gdy dwóch chłopaków dotarło do drzwi, jeden z nich, którego imienia nie poznałam, obrócił się i zerknął w moją stronę, jednak nie potrafiłam odczytać z jego twarzy żadnych emocji.
Odetchnęłam, gdy wyszli i poszłam zapłacić za paliwo oraz za kanapkę, którą ostatecznie udało mi się wybrać. Mozzarella i oliwki nie brzmiały najgorzej.
– Impreza?
– Tak.
– Nie ma mowy.
– Mamo! – Ruszyłam za rodzicielką do kuchni, próbując zrozumieć, czemu za każdym razem jest tak uparta.
Mama od zawsze była bardzo troskliwą i ciepłą osobą. Martwiła się o mnie i Jake’a na zapas, chciała dla nas jak najlepiej oraz marzyła, żebyśmy wyrośli na wartościowych ludzi, którzy kochają życie.
– Pierwszy dzień w nowej szkole, a ty już planujesz imprezę w weekend? – Spojrzała na mnie zmęczonym i zawiedzionym wzrokiem.
Otworzyła zmywarkę w celu opróżnienia jej z czystych naczyń. Prawdopodobnie musiała zająć czymś ręce, ponieważ zestresowałam ją nowym pomysłem. Postanowiłam być dobrym dzieckiem i pomogłam jej wycierać szklanki do sucha.
– Sama chciałaś, żebym miała nowych znajomych – przypomniałam jej w trakcie wkładania nowo zakupionych kubków do szafki. – Chcę poznać ludzi z całej szkoły. Nie tylko z klasy.
Oparła się o blat, wzdychając ciężko. Wciąż trzymała w dłoni talerz i ścierkę.
Ostatnie zmiany martwiły ją i nękały jej już i tak zapracowany umysł. Ona po prostu nie potrafiła nie przejmować się wszystkim wokół siebie. Była wesoła, ale jednocześnie zadręczała się drobnostkami.
– Oglądałam dziś wiadomości...
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co mają głupie wiadomości do domówki Jasona, Masona, czy jak mu tam było.
– Zaatakowano już dwie dziewczyny. W mieście grasuje psychopata... To poważna sprawa, Effie.
Miałam wrażenie, że również o tym słyszałam, może jadąc albo wracając ze szkoły, ale nie miałam pojęcia, jakim cudem postanowiła połączyć ze sobą dwa przypadki napaści i domówkę, z której mogłam bezpiecznie wrócić taksówką. Spojrzałam na nią z rezygnacją, ale i tak postanowiłam się szybko nie poddawać.
– To może zamknij mnie w domu, co? – Skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej. – Wtedy nikt mnie nie zabije, nie zgwałci ani nie porwie.
– Jeśli będę musiała... – Uśmiechnęła się, jeszcze bardziej wytrącając mnie z równowagi. – Może i kończysz w przyszłym roku osiemnaście lat, ale to nie uprawnia cię do pakowania się na każdą imprezę.
– To wszystko? – zapytałam, wpatrując się w mamę.
– Effie...
– Mamo...
Widziałam, jak ze sobą walczy. Chciała dla mnie nowego życia, sama zachęcała, abym poznała ludzi i zaczęła „rozkwitać”, ale równocześnie obawiała się każdego możliwego scenariusza, który pojawiał się w jej zatroskanym, matczynym umyśle.
W końcu pękła.
– Dobra, ale chcę numer do tej całej Skylar. I przyjedzie po was Jake. Nie chcę słyszeć żadnego „ale”.
Podbiegłam do niej i mocno ją przytuliłam. Zaskoczona mama odłożyła talerz i objęła mnie ramieniem, śmiejąc się pod nosem.
– Wiem, że masz zdolność do pakowania się w kłopoty, ale obiecaj mi, że tym razem będziesz uważać.
Złożyłam obietnicę, będąc pewna, że nic dziwnego nie wydarzy się na zbliżającej się domówce. Pogadałam z nią jeszcze przez chwilę o nauczycielach i Skylar, pomijając oczywiście wszelkie nieprzyjemności, po czym wróciłam do swojej sypialni, aby powiadomić o wszystkim zniecierpliwioną koleżankę.
Był już wieczór, gdy leżałam na łóżku z telefonem przy uchu, wpatrując się w biały sufit z uśmiechem.
– Nie jesteś zbyt podekscytowana? – parsknęłam w reakcji na kolejny okrzyk radości ze strony dziewczyny.
– Ty za to wcale.
Westchnęłam, nic nie mogąc poradzić na obojętność, która zastąpiła wszelkie rozemocjonowanie. Po prostu chciałam tam pójść, głównie dlatego, że nie zamierzałam być „nową dziewczyną, której klasowy postrach zabrał długopis”. To brzmiało absurdalnie.
– Dostałam maila od pani Hale, będzie trzeba zapisać się do projektu. Zrobimy go razem?
– Jasne, chętnie. – Usiadłam wygodnie na łóżku i zerknęłam na leżący na nocnym stoliku dziennik.
Co dziś odczuwałam?
Głównie zirytowanie, ale też stres. Gdy pomyślałam o kanapce, którą zjadłam zaraz po powrocie ze szkoły, na myśl przychodziła mi wdzięczność. Za to moje zainteresowanie budził czarnowłosy przyjaciel Lucasa, Max. Całkiem dużo nazwanych emocji.
Moja przygoda z dziennikiem lub pamiętnikiem – czymkolwiek był ten czarny zeszyt – zaczęła się rok temu na sesjach u terapeuty, do którego zapisała mnie mama. Miałam problemy z określaniem emocji, a po wydarzeniach pewnego grudniowego wieczoru stałam się zobojętniała. Terapia sprawiła, że odrętwienie, pulsujące w każdym zakamarku mnie, jakimś cudem uleciało. Kazano mi nazywać emocje, więc robiłam to, nie rozpisując się zbytnio. W ten sposób równoważyłam swoje stany, ponieważ wcześniej bywały one skrajne.
Schowałam dziennik w jego stałym miejscu – między materacem a ramą łóżka.
– Na jaki temat chcesz zrobić projekt? – zapytała Skylar, przypominając mi, że wciąż z nią rozmawiam i powinnam poświęcić jej więcej uwagi. – Myślałaś już o tym?
– Mamy czas.
Może pół dnia spędzonego razem nie powiedziało mi o dziewczynie wszystkiego, ale z przekonaniem mogłam stwierdzić, że lubiła się uczyć i mieć dobre oceny. Szybko rozpracowywała system pracy każdego z nauczycieli, żeby się do niego dostosować. Trochę kojarzyła mi się z kameleonem, dlatego ostatecznie trudno mi było opisać ją jednym zdaniem. Niewątpliwie zapowiadała się ciekawa znajomość.
– Zaufaj mi, Effie. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej dla nas – powiedziała z charakterystyczną dla siebie pewnością. – Pani Hale nie lubi, gdy ktoś oddaje prace lub projekty na ostatnią chwilę. Myślałam więc o poruszeniu jakiegoś tematu związanego z tym miastem. A i ty się przy okazji czegoś dowiesz.
Stwierdziłam, że to nie najgorszy pomysł.
– W poniedziałek pójdziemy do biblioteki przejrzeć druki starych dzienników lub tygodników. Może pomysł przyjdzie do nas sam.
– Boże, ty rzeczywiście wszystko zaplanowałaś! – Zaśmiałam się, podziwiając jej zaangażowanie. Cieszyłam się, ponieważ nie byłam fanką nauk humanistycznych i liczyłam na pomoc Skylar. – Pamiętaj o wysłaniu mi adresu. Przyjadę po ciebie jutro z bratem i pojedziemy wspólnie na domówkę.
– Poznam twojego starszego brata? Cudownie.
Zrobiło mi się niedobrze na myśl o Skylar, robiącej maślane oczy do Jake’a. Niestety na jednej lekcji zdążyła przestalkować zarówno moje, jak i jego social media.
Wstałam z łóżka, przecierając zmęczone oczy.
– Poznasz – potwierdziłam, ziewając. Ruszyłam w stronę okna, aby opuścić roletę. – Muszę kończyć, mam wrażenie, że wciąż nie odespałam podróży. Widzimy się jutro.
Zatrzymałam dłoń, dostrzegając na zewnątrz coś niepokojącego.
– Masz mi rano napisać, w czym idziesz! Nie żartuję, Effie, chcę zdjęcia...
Moja sypialnia znajdowała się od strony ulicy, a liście stojącej w ogródku palmy nie zasłaniały mi większości widoku za oknem, tak jak było to w przypadku pokoju mojej mamy, znajdującego się po przeciwnej części domu. Widziałam więc doskonale uliczkę, którą aktualnie oświetlało jedynie światło słabnącej latarni.
– Jasne. Śpij dobrze.
Rozłączyłam się i odeszłam od okna, aby wyłączyć światło. Wróciłam do widoku, tylko po to, aby się upewnić, że miałam rację.
Widziałam postać siedzącą na motocyklu, ale niestety nie widziałam nieznajomego, ponieważ jego twarz przesłaniał kask. Musiał mnie zauważyć, ponieważ odjechał, nim zdążyłam się dobrze przyjrzeć jego sylwetce czy maszynie, na której siedział. Zwróciłam uwagę na czarne ubrania nieznanej mi postaci.
Zaczynałam podejrzewać, że infantylna kradzież długopisu była dopiero początkiem.