Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Do rąk czytelników oddaję książkę o powstawaniu i dziejach dawnego Mirosławca, który w przeszłości nazywany był m.in. Frydlandkiem, a jego właścicieli określano Frydlandzkimi.
[Od autora]
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna w Mirosławcu (10)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 384
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jarosław Leszczełowski
(ur. 1963 r.) ukończył studia informatyczne na Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium.
Od wielu lat zajmuje się historią Pojezierza Drawskiego.
Jest autorem piętnastu książek o dziejach tego regionu.
W 2012 r., po trzydziestu latach, powrócił w swoje rodzinne strony. Pracuje w Trójmieście jako menadżer IT. W dniu 28 lutego 2007 r. Rada Miasta Złocieniec nadała mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta i Gminy Złocieniec.
Jarosław Leszczełowski
FRYDLANDZKIEDZIEJEMIROSŁAWCA
1314-1772
MIROSŁAWIEC
2015
AUTOR
Jarosław Leszczełowski
AUTOR ROZDZIAŁU O POCZCIE
Marcin Bartłomiej Wysocki
KOREKTA
Ilona Pasiok, Urszula Obara
PROJEKT OKŁADKI
Maciek Leszczełowski
Na okładce wykorzystano akwarelę z 1987 r. autorstwa G. Grafa udostępnioną przezUrząd Miejski w Mirosławcu, herb von Wedlów udostępniony przez Leberechtavon Wedla, stylizowane herby pochodzące z drzewa genealogicznego von Wedlówz Tuczna oraz starą pocztówkę udostępnioną przez Piotra Piszko.
Na stronie tytułowej wykorzystano rysunek autorstwa Krzysztofa Skałeckiego.
Akwarela i rysunek zostały wykonane na podstawie szkicu z 1886 r., autorstwa Johana Hegedorna.
OPRACOWANIE EDYTORSKIE
Kazimierz Mardoń
© Jarosław Leszczełowski, Stawno 2015
© Biblioteka Publiczna w Mirosławcu 2015
© Agencja Wydawniczo-Usługowa ALJAR 2015
WYDAWCA
Na zlecenie Biblioteki Publicznej w MirosławcuAgencja Wydawniczo-Usługowa ALJAR
ISBN 978-83-925-612-9-3
DRUK
Zakład Poligraficzny PRIMUM s.c.
05-825 Grodzisk Mazowiecki, Kozerki ul. Marsa 20tel. (022) 724 18 76, e-mail: [email protected]
SPIS TREŚCI
Słowo od burmistrza Mirosławca
Od autora
Podziękowanie
Zanim powstało miasto
Prastare ślady ludzkiej bytności
Słowiańskie osady wczesnośredniowieczne
Bitom castrum
Przywileje Władysława Odonica
Rozważania o nazwie i herbie
Na spokojnej ziemi
Czy orzeł Askańczyków zdobił mirosławiecki herb?
Na czterech polach
Krzyż joannitów w herbie
Bliżej rozwiązania zagadki mirosławieckiego herbu
Średniowieczny Nuve Vredeland
Czas wielkich przemian
Kłopoty z datą powstania miasta
Lokacja miasta Nuve Vredeland
W Nowej Marchii
Pożar, pożyczka i prebenda
O Wedlach - założycielach miasta
W orbicie wielkiej wojny
Przypadki Henninga z Mirosławca, czyli czas bezprawia
Korona dla Witolda, czyli zasadzka pod Mirosławcem
Nuve Vredeland w Królestwie Polskim
Frydlandek w Rzeczypospolitej Obojga Narodów
Jan Marcinkowski - współwłaściciel Mirosławca
Frydlandzcy, Marcinkowscy, Tuczyńscy, Wedelscy
Reformacja i kontrreformacja
Jerzy von Wedel Frydlandzki - ujarzmianie miasta
Szwagierki Diabła Frydlandzkiego
Diabeł białogłowie niestraszny
Przybycie Żydów odmienia oblicze Frydlandka
Mirosławieccy Blanckenburgowie
Gołczowie w Mirosławcu
Ostatnie pokolenia frydlandzkich Blanckenburgów
Ostatnie dziesięciolecia dwuetnicznego Frydlandka
W poprzek frydlandzkiej historii
Zamek Wedlów i pałac Blanckenburgów
Marcin Bartłomiej Wysocki, Zarys historii poczty w Mirosławcu
Zakończenie, czyli jak Frydlandek stawał się Märkisch Friedländern
Frydlandzkie kalendarium
Bibliografia
„Naród, który traci pamięć, przestaje być Narodem - staje się jedynie zbiorem ludzi czasowo zajmujących dane terytorium” Te słowa marszałka Józefa Piłsudskiego trafnie określają pracę związaną z wydaniem książki o historii Mirosławca i cel, który nam przyświecał.
Wiele lat - co najmniej od 1998 roku - trwały starania, aby taka pozycja mogła się ukazać. Podejmowano próby ustalenia zakresu, zawartości i źródeł historycznych. Za każdym razem pojawiały się trudności, których nie udało się ominąć, lub pilniejsze sprawy, spychające powstanie i wydanie książki na dalszy plan.
Tym razem, na szczęście, pojawiły się sprzyjające okoliczności, pozwalające doprowadzić rzecz do końca. Podziękowania za wytrwałość i upór w dążeniu do celu należą się Krystynie Obarze i Januszowi Beerowi - to dzięki nim trafiliśmy do Jarosława Leszczełowskiego, który napisał dla nas poniższą książkę, przeszukując archiwa polskie i niemieckie. Nie mam wątpliwości, że autor poczuł klimat naszego Mirosławca i pisze o nim niemalże jak jego wieloletni mieszkaniec.
Dziękuję komitetowi organizacyjnemu za prace związane z powstaniem książki. Szczególne podziękowania kieruję do wszystkich Darczyńców, którzy swoimi dobrowolnymi wpłatami wydatnie przyczynili się do ukazania się „Frydlandzkich dziejów Mirosławca” drukiem.
Chciałbym, aby ta książka stała się obowiązkową pozycją w każdym mirosławieckim domu. Mam nadzieję, że będą ją Państwo czytać z zaciekawieniem, że stanie się ona kolejnym elementem scalającym naszą małą wspólnotę.
Życzę Państwu przyjemnej lektury.
Piotr Pawlik
Z ogromną satysfakcją oddaję do rąk czytelników książkę o powstawaniu i dziejach dawnego Mirosławca, który w przeszłości nazywany był m.in. Frydlandkiem, Friedländern, Vredelandem, Frydlandem, a jego właścicieli określano Frydlandzkimi. Jest to więc opowieść o frydlandzkich dziejach Mirosławca. Frydlandek zniknął ze sceny dziejów w chwili pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Pisząc poprzednie zdanie, zdawałem sobie sprawę, że jest ono pewnym uproszczeniem, gdyż znikanie Frydlandka i powstawanie Märkisch Frydlandu było długim procesem, niemniej jednak data 1772 była punktem przełomowym. Mówiąc o znikaniu Frydlandka, nie miałem na myśli jedynie jego materialnych atrybutów, takich jak ulice i budynki, bo te miały się w gruncie rzeczy dobrze. Poprzez „Frydlandek” rozumiem bowiem pewien kulturowy, prawny i gospodarczy fenomen, który ukształtował się przez wieki przynależności ziemi mirosławieckiej do Rzeczypospolitej Obojga Narodów. O jego unikatowych cechach decydowało graniczne położenie, niemiecko-żydowska ludność oraz polskie prawodawstwo i przynależność państwowa. Tutaj krzyżowały się wpływy trzech religii oraz tradycje trzech narodów. Kiedy w wyniku zawarcia traktatu rozbiorowego państwo pruskie przejęło osiemnastowieczny Mirosławiec, rozpoczął się proces zanikania jego wyjątkowego kolorytu.
Książka powstała z inicjatywy miejscowych władz samorządowych i kierownictwa Biblioteki Publicznej w Mirosławcu, które zdecydowały się sfinansować tę publikację, za co składam podziękowania na ręce burmistrza Mirosławca - pana Piotra Pawlika, przewodniczącego Rady Miejskiej - pana Piotra Czecha oraz pani dyrektor Biblioteki - Krystyny Obary. Dziękuję również panu Januszowi Beerowi, mirosławieckiemu radnemu i pasjonatowi regionalnej historii, który był motorem tych działań. Bardzo dziękuję wszystkim osobom, które przyczyniły się do sfinansowania książki, uczestnicząc w zbiórce pieniędzy na ten cel.
Podczas pracy nad „Frydlandzkimi dziejami Mirosławca” spotkałem się z życzliwością wielu ludzi, którzy dostarczali mi dokumenty, opracowania, informacje i wskazówki. Składam wszystkim tym osobom gorące podziękowania, a w szczególności: Laurencjuszowi Antoniewiczowi, Januszowi Beerowi, Jarosławowi Ciechanowiczowi, Robertowi Kraszczukowi, Krystynie Obarze, Pawłowi Krawczykowi, Waldemarowi Witkowi oraz Piotrowi Pawlikowi. Panu doktorowi Sławomirowi Dryi bardzo dziękuję za to, że mogłem zwiedzić miejsce wykopalisk archeologicznych na terenie dawnego zamku w Mirosławcu. Jednocześnie bardzo przepraszam wszystkich, których mogłem z powodu zawodnej pamięci pominąć.
Ikonografię dotyczącą herbów rodziny von Wedel zgodził się udostępnić pan Lieberecht von Wedel, a zdjęcia nastrojowych pocztówek, przedstawiających dawny Mirosławiec, przekazał pan Piotr Piszko; obydwu serdecznie dziękuję.
Za profesjonalny wkład pracy w przedsięwzięcie, jakim było wydanie tej książki składam osobne podziękowania Ilonie Pasiok, Urszuli Obarze, Wiesławie Mielniczuk i Kazimierzowi Mardoniowi. Szczególne podziękowania przekazuję mojej żonie, która zarządzała biznesową stroną przedsięwzięcia związanego z wydaniem i drukiem książki.
Badanie dziejów Mirosławca mogłem przeprowadzić znacznie sprawniej dzięki dwóm wspaniałym projektom Polskiej Akademii Nauk.
Pierwszy został zrealizowany przez Bibliotekę Kórnicką PAN i polegał na zdygitalizowaniu materiałów historyczno-genealogicznych do dziejów szlachty wielkopolskiej XV-XX w. zgromadzonych przez prof. Włodzimierza Dworzaczka, a następnie ich udostępnieniu za pośrednictwem witryny internetowej „Teki Dworzaczka” Nieocenioną wartość badawczą miały dla mnie znajdujące się tam regesty wpisów w wałeckich księgach grodzkich i ziemskich, stanowiące prawdziwą skarbnicę wiedzy o frydlandzkich Wedlach i Blanckenburgach.
Druga inicjatywa polegała na zbudowaniu przez naukowców z Instytutu Historii PAN elektronicznej edycji „Słownika historyczno-geograficznego ziem polskich w średniowieczu”, który obejmuje wszystkie słowniki wydane w formie papierowej przez ten instytut. W ten sposób badaczom i pasjonatom historii udostępniono ogromny zbiór uporządkowanych informacji źródłowych dotyczących Polski średniowiecznej i wczesnonowożytnej. Pracując nad niniejszą książką korzystałem przede wszystkim ze „Słownika historyczno-geograficznego województwa poznańskiego w średniowieczu”
Dziękuję wszystkim osobom, których praca doprowadziła do zrealizowania celów powyższych projektów. Naukowcy z PAN umożliwili szybki dostęp do ogromnych materiałów źródłowych poprzez nowoczesne medium informacyjne, jakim jest ogólnoświatowa sieć komputerowa. Cyfryzacja cennej dokumentacji pozwala badaczom regionalnych dziejów pracować niezależnie od miejsca pobytu. Miałem okazję osobiście przekonać się o wyjątkowych walorach tego rozwiązania.
Urząd Miejski w Mirosławcu, Biblioteka Publiczna w Mirosławcu, wydawca oraz autor książki składają serdeczne podziękowania wymienionym poniżej osobom i instytucjom za finansowe wsparcie wydania „Frydlandzkich dziejów Mirosławca”
Opis historii Mirosławca rozpocznę od próby podsumowania naszej wiedzy o dawnych osadach ludzkich, które funkcjonowały w okolicach miasta, zanim pojawiła się o nim pierwsza wzmianka pisana. Najstarszego okresu historii mirosławieckiej ziemi nie opisują żadne dokumenty źródłowe, więc w pierwszych dwóch podrozdziałach skupimy się na przeglądzie najważniejszych odkryć archeologicznych. Pozostałe podrozdziały wypełnią rozważania dotyczące zapisów źródłowych, które rzucają nieco światła na historię tych ziem w okresie XI-XIII w., kiedy w miejscu dzisiejszego Mirosławca nie wzniesiono jeszcze jakiejkolwiek osady ludzkiej.
Czytelnik, pragnący w krótkim czasie zapoznać się z rozmieszczeniem dawnych siedlisk ludzkich w okolicach, powinien sięgnąć do książki miłośnika i badacza historii ziemi wałeckiej, Roberta Kraszczuka1, który dokonał pracochłonnej inwentaryzacji stanowisk archeologicznych na tym obszarze. Znajdziemy tam m.in. informację o skromnych, ale intrygujących znaleziskach na terenie Mirosławca.
W okresie międzywojennym w pobliżu miasta odkryto urnę o zdobieniach charakterystycznych dla kultury pomorskiej2, zwanej też kulturą grobów skrzynkowych lub urn twarzowych. Znaleziona w Mirosławcu urna nie była typu twarzowego, lecz miała stylizowaną pokrywkę w formie nakrycia głowy i charakterystyczne zdobienia przedstawiające zwierzęta i drzewo, na którym siedział ptak. Według Roberta Liebiga stanowiła ona najciekawszy eksponat z tego okresu w muzeum wałeckim3. Ludy wytwarzające tego typu przedmioty wyodrębniły się z tzw. kultury łużyckiej w II-III wieku przed naszą erą. Jej kolebką było Pomorze Gdańskie, a później pojawiła się w Wielkopolsce oraz w środkowych dorzeczach Odry i Wisły, a także na Pomorzu Zachodnim - aż po Regę i Inę.
Grób skrzynkowy podobny do tego, który został odkryty nieopodal Mirosławca; rysunek autorstwa R. Liebiga; źródło: R. Liebig, Vorgeschichtliche Funde der Grenzmark Posen Westpreussen, art. zawarty we wkładce do okol, wydania „Gesellingen", 1926
Po lewej: zdobienia umieszczone na umie znalezionej na terenie dzisiejszego Mirosławca; po prawej: urna twarzowa znaleziona we wsi Ziemsko, na północ od Mirosławca; rysunki autorstwa R. Liebiga; źródło: R. Liebig, Vorgeschichtliche Funde der Grenzmark Posen Westpreussen, art. zawarty we wkładce do okol. wydania „Gesellingen”, 1926.
Kolejnym intrygującym znaleziskiem, dokonanym w 1880 r. na polach w pobliżu miasta, był skandynawski miecz4 o długości 105 cm, z piętnastocentymetrowym jelcem i klingą o szerokości 5 cm. Ponieważ znalezisko zostało dokonane w sposób przypadkowy, nie wiemy, czy było związane z miejscem pochówku wojownika, czy też miecz znalazł się w pobliżu Mirosławca w innych okolicznościach.
W oddalonym o ok. 5 km od Mirosławca Łowiczu Wałeckim odkryto z kolei cmentarzysko urnowe, identyfikując 22 gro by, z których każdy mieścił jedną lub kilka urn. 12 spośród tych grobów było obłożonych kamieniami5.
W dolnym rzędzie urna znaleziona w grobie skrzynkowym w Mirosławcu, w górnym urny kultury pomorskiej z Jastrowia; rysunek autorstwa R. Liebiga; źródło: R. Liebig, Vorgeschichtliche Funde der Grenzmark Posen Westpreussen, art. zawarty we wkładce do okol, wydania „Gesellingen”, 1926
Na wzgórzach nieopodal wsi Toporzyk interesujące pozostałości ludzkiej aktywności odkrył Robert Kraszczuk. Są to trzy kamienne kręgi, przy czym jeden zachował się całkowicie, a dwa inne częściowo6. Brak niestety jakiejkolwiek dokumentacji tego miejsca i bez zbadania stanowiska przez archeologów trudno wyrokować o jego pochodzeniu. Jednakże narzuca się analogia do podobnych pozostałości ludzkiej bytności, odkrytych jeszcze w XIX stuleciu w sąsiedniej gminie Wierzchowo. Kamienne kręgi występowały tam we wsi Świerczyna i na przesmyku między jeziorami Busko i Dramienko, na południe od wsi Żabinek. Można chyba zaryzykować hipotezę, że kamienne kręgi z Toporzyka, podobnie jak inne obiekty tego typu znajdujące się na Pomorzu, powstały w wyniku działalności germańskich Gotów, którzy w swojej wędrówce na południe osiedlali się przez pewien czas na naszych ziemiach (I-III w.n.e.). Na przestrzeni ostatnich 150 lat odkryto na Pomorzu około pięćdziesięciu miejsc, w których znajdowały się kamienne kręgi lub ich pozostałości, do naszych czasów dotrwało jednak zaledwie kilkanaście. Najbardziej znanym obiektem tego typu są kręgi w miejscowości Odry w Borach Tucholskich.
Germańskie zgromadzenie rady („thingu”). Rysunek sporządzony na podstawie reliefu z kolumny Marka Aureliusza w Rzymie
Goci pojawili się na Pomorzu w początkach naszej ery, opuszczając rodzinną Skandynawię ze względu na pogarszające się warunki bytowe7. Nie osiedlili się jednak w naszym regionie na stałe, lecz stopniowo opuszczali swe nowe siedliska, przesuwając się na południe, w kierunku Morza Czarnego, gdzie pojawili się w III w. naszej ery. Trzysta lat później dotarli aż do Hiszpanii, przemierzając wcześniej w poprzek całą Europę. Byli znakomicie zorganizowani i świetnie walczyli, zmuszając do ustępstw ludy stojące na ich drodze. Podobnie jak inni Germanowie używali krótkich mieczy i okrągłych tarcz8. Według większości współczesnych badaczy budowane na cmentarzyskach kamienne kręgi służyły Gotom jako miejsca plemiennych zgromadzeń, określanych w Skandynawii jako „thingstaedte”9.
W okresie wczesnego średniowiecza (VII-XI w.n.e.) ziemie pomorskie zamieszkiwane były przez słowiańskie plemiona Pomorzan określanych przez niemieckich historyków Wendami. Pozostawiły one po sobie liczne ślady również na terenie dzisiejszej gminy Mirosławiec. Niestety, cały ten okres nie został opisany w jakichkolwiek dokumentach źródłowych, dlatego w naszych rozważaniach musimy ograniczyć się niemal całkowicie do omówienia znalezisk archeologicznych.
Chyba najważniejszym problemem dotyczącym tego okresu, z którym od wielu dziesięcioleci próbują się zmierzyć badacze i pasjonaci mirosławieckiej historii, jest pytanie, czy w miejscu dzisiejszego Mirosławca istniała znaczniejsza ludzka osada, w której Słowianie żyli jeszcze przed powstaniem miasta na prawie magdeburskim w początkach XIV wieku. Na terenie miasta nigdy nie prowadzono kompleksowych badań archeologicznych, dlatego nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Autor dziejów miasta napisanych w 1914 r.10 - Ernst Berg - był przekonany, że taka słowiańska miejscowość przypominająca miasto musiała istnieć już w okresie wczesnego średniowiecza, lecz na poparcie tej hipotezy nie przytacza żadnych przekonujących argumentów. Brak też dokumentów źródłowych i znalezisk archeologicznych, które potwierdzałyby taką tezę.
Nieopodal Mirosławca, w okolicach wsi Orle, znajduje się natomiast wczesnośredniowieczne grodzisko, które po raz pierwszy zostało zbadane w 1926 r. Dawne siedlisko umiejscowione było na naturalnym wzgórzu, którego walory obronne wzmocniono przez usypanie wału ziemnego. Znaleziska dokonywane w grodzisku były nadzwyczaj skromne: w 1926 r. wydobyto zaledwie kilka odłamków ceramiki, a podczas kolejnych badań, już po II wojnie światowej, w 1962 r. nie zdołano odkryć żadnych przedmiotów zabytkowych11. W pobliżu znajdowały się z pewnością otwarte osady, gdzie mieszkańcy przebywali na stałe, natomiast otoczony wałem ziemnym gród na wzgórzu zajmowany był tylko w przypadku zagrożenia. Był to więc tzw. gród ucieczkowy. W obliczu napaści wrogich oddziałów mieszkańcy otwartych osad zbierali się w grodzisku, by tam skuteczniej stawiać opór najeźdźcom. Taka funkcja tłumaczy niewielką ilość materiału zabytkowego znalezionego w rejonie wzgórza. Dodajmy, że dawna niemiecka nazwa tego wzniesienia brzmiała Schlossberg, czyli Zamkowe Wzgórze. Nazwa ta związana jest z miejscową legendą, według której na wzgórzu miał się wznosić zamek Wedlów z Mirosławca12.
W 1965 r. na dnie jeziora Orle odkryto też ciekawe znalezisko w postaci tzw. łodzi dłubanki13.
Na mapce zaznaczono grodzisko na Wzgórzu Zamkowym oraz miejsce, w którym odkryto łódź dłubankę
Kolejne ślady osad wczesnośredniowiecznych stwierdzono w miejscowościach Jadwiżyn oraz Jabłonowo14, które jednak nie zostały jeszcze gruntownie zbadane.
Odkrycia archeologiczne wskazują, że w okresie wczesnego średniowiecza interesujący nas obszar był stosunkowo słabo zaludniony. Tym faktem możemy wytłumaczyć późniejszą szybką asymilację miejscowych Słowian i zasadnicze zmiany o charakterze etnicznym na korzyść żywiołu germańskiego. Zjawiska te miały miejsce na przełomie XIII i XIV wieku, kiedy rozpoczął się napływ licznych osadników z zachodu.
Najstarszy polski kronikarz o nieznanym imieniu, od wieków zwany Gallem Anonimem, opisał pewien epizod walk polsko-pomorskich z początku XII wieku, kiedy to komes Bolesława Krzywoustego, Skarbmir, przeprowadził dwie udane wyprawy wojenne na Pomorze. Komesem określano wówczas urzędnika książęcego, który zarządzał dużym grodem i związanym z nim okręgiem. Odpowiadał również za pobór podatków na podległym mu obszarze, sprawował władzę sądowniczą i dowodził wojskiem podczas wypraw wojennych. Urząd komesa (zwanego też palatynem) przekształcił się w późniejszym okresie w funkcję wojewody. Dziejopisarz nie podał daty wypraw Skarbmira, dlatego nie możemy być pewni, kiedy miały dokładnie miejsce. Przyjąć jednak należy, że wspomniane walki zostały stoczone w latach 1105-110715. Oddajmy teraz głos wspomnianemu powyżej kronikarzowi:
Tymczasem Skarbmir, polski komes pałacowy, wkroczył ze swymi towarzyszami broni na Pomorze, gdzie niemałą pozyskał dla Polaków sławę, wrogom owym wyrządzając szkody i zniewagę. Wołał on pozyskać sławę zdobywcy grodów i miast niż łupieżcy wielu nawet wsi i stad. Przeto zuchwałym zamachem zdobył pewien gród, skąd wywiódł nielicznych jeńców i zagarnął łupy, a gród cały spalił do szczętu.
Innym razem podobnie zdobył inny gród, zwany Bitom, skąd nie mniej wyniósł sławy i pożytku jak z tamtego. Albowiem wyprowadził stamtąd obfitą zdobycz i jeńców, a miejsce samo zmienił w pustynię [...]16
Informacją o kapitalnym znaczeniu dla dziejów ziemi mirosławieckiej jest nazwa grodu zdobytego przez Skarbmira podczas drugiej wyprawy. Gall Anonim użył określenia castrum Bitom, co wielu historyków uznaje za gród położony nad jeziorem Bytyń Wielki. Do grona zwolenników takiej tezy zaliczał się między innymi profesor Zbigniew Boras, współautor monografii powiatu wałeckiego17.
Uczciwie trzeba przyznać, że istnieje też przeciwstawny pogląd, według którego kronikarz pisał o zdobyciu grodu Bytów położonego znacznie dalej na północ. W takim przypadku wyprawa Skarbmira sięgnęłaby znacznie dalej w głąb pomorskiego terytorium.
Jeśli jednak damy wiarę pierwszej grupie badaczy, to przytoczony powyżej fragment kroniki byłby pierwszym w historii zapiskiem dotyczącym ziemi mirosławieckiej. Wprawdzie grodzisko, które utożsamiane jest z castrum Bitom znajduje się poza dzisiejszymi granicami gminy Mirosławiec, jednak jej związek z dziejami nieco szerzej rozumianej ziemi mirosławieckiej jest niewątpliwy. Znaczna część jeziora Bytyń Wielki leży zresztą w granicach gminy.
Wyprawy Skarbmira zostały opisane również przez innego wielkiego polskiego kronikarza - Jana Długosza, który opierał się niewątpliwie na przekazie Galla Anonima. Długosz opatrzył zapis dotyczący tego epizodu datą 1106 r., co może być dla nas istotną wskazówką:
Panowie radni wstrzymywali Bolesława książęcia polskiego od wojny, aby dać wypocząć rycerstwu; on atoli sam pozostawszy w kraju, dla załatwienia spraw świeckich kościoła, Skarbimira, męża walecznego i w boju doświadczonego, który mianowany był głowąrycerstwa (princeps militiae), wysłał na Pomorze. Ten za pierwszem wtargnieniem zdobywszy niektóre grody i mniej znaczne warowne jednak miasteczka, i wielką liczbę brańców z mnóstwem łupów wojennych odprowadziwszy do Polski, tą samą drogą pospieszył znów na Pomorze, dobył zamku Bytomia przeważnem rycerstwa swego męstwem, wiele włości złupił i popalił; a gdy nieprzyjaciel nigdzie nie stawił mu oporu, wrócił powtórnie z bogatą zdobyczą do Polski18.
Warto poświęcić kilka słów osobie Skarbmira, za sprawą którego ziemia mirosławiecka wydobyła się z mroku historii już w pierwszy latach dwunastego stulecia. Był członkiem znamienitego rodu Awdańców herbu Abdank, który prawdopodobnie miał germańskie korzenie. Ojciec Skarbmira, Michał Stary, był również komesem i wiernym stronnikiem króla Bolesława Śmiałego zwanego też Szczodrym. Po wygnaniu tego króla z kraju w drodze na Węgry towarzyszyli mu zarówno Michał Stary, jak też jego młody syn Skarbmir. Jeszcze za życia księcia Władysława Hermana Skarbmir stał się doradcą młodego Bolesława zwanego później Krzywoustym. Po śmierci starego księcia Skarbmir objął funkcję komesa księstwa małopolsko-śląskiego. Podczas wypraw wojennych wielokrotnie udowodnił swe talenty dowódcze, ale jego znakomicie rozwijająca się kariera skończyła się tragicznie w 1117 r., kiedy ufny w swą siłę przeciwstawił się swemu protektorowi i władcy, Bolesławowi Krzywoustemu, za co został ukarany oślepieniem.
Herb Abdank rodu Awdańców
Relikty dawnego grodu pomorskiego Bitom widoczne są do dziś na jednym z półwyspów na zachodnim brzegu jeziora Bytyń Wielki. Podobnie jak w przypadku grodziska w pobliżu wsi Orle - i to miejsce określane było przez dawnych mieszkańców okolic jako Schlossberg, czyli Zamkowa Góra. Nawet dziś można łatwo dostrzec, że stożkowe wzgórze ze spłaszczoną częścią szczytową miało znakomite walory obronne. Wokół jego górnej części usypano wał ziemny i wykopano fosę19.
Archeologiczne badania tego miejsca prowadzono w latach 1886,1902,1926 i 1962. Ich efektem było odnalezienie grotu strzały, licznych odłamków naczyń glinianych, kości zwierzęcych, żelaznego żużlu, drewnianych węglików oraz odłamków cegieł20. W XIX stuleciu odnaleziono też miecz z brązową rękojeścią, który nie zachował się jednak do naszych czasów21. Znaleziska te świadczą o tym, iż gród był stale zamieszkiwany.
Interesujący opis pozostałości Bitom castrum sporządził niemiecki badacz Sandt w 1927 r.22:
[...] przed ośmioma wiekami solidny zamek nosił nazwę Bitom jako polityczne centrum obszaru o tej samej nazwie. W 1107 miał być zdobyty przez Skarbmira, wodza służącego Bolesławowi III Krzywoustemu, którywstąpił na polski tron w 1102 r. W 1337 r. zamek był już zniszczony, lecz według miejscowej legendy został ponownie zrujnowany podczas wojny trzydziestoletniej, musiał więc być wcześniej odbudowany. Pewnym jest, że w mitrach folwarków Bytyń i Małe Próchnowo znajdują się pojedyncze cegły wydobyte z ruin zamku Bitom, ta informacja pochodzi z lat 1770-1850. Z tego okresu pochodzą informacje o znaleziskach na wzgórzu, wśród których był miecz o długości 75 cm z brązową rękojeścią23.
Cegła pochodząca z Góry Zamkowej; fot. R. Kraszczuk
Sformułowany na podstawie legendy wniosek, że zamek został odbudowany po 1337 r., wydaje się jednak bardzo wątpliwy. Sandt odkrył na Zamkowej Górze kilka sztuk ręcznie wypalanych cegieł o średniowiecznej metryce24. Znalezisko to może wskazywać na użytkowanie zameczku jeszcze w XIV stuleciu.
Ten sam autor wskazuje, że na południe od Góry Zamkowej znajduje się też drugie wzgórze, które przez miejscowych nazywane było Kirchbergiem, czyli Kościelną Górą. Ponieważ wzgórze nie było otoczone wałem, Sandt przypuszczał, że znajdowała się tam świątynia, w której sąsiedztwie było dość miejsca na kilka domostw lub budynek gospodarczy.25
Intrygującym odkryciem Sandta były znajdujące się na dnie jeziora pale, będące pozostałością mostu, który łączył osadę z zachodnim brzegiem. W latach dwudziestych XX w. dębowe pale były widoczne przy niskim stanie wody. Dawny most miał liczyć około 80 metrów długości26.
Szkic grodziska nad jeziorem Bytyń Wielki sporządzony przez Sandta25; autor zaznaczył Górę Zamkową i Kościelną oraz most łączący dawną osadę z zachodnim brzegiem jeziora
Dokładniejszej penetracji dna w pobliżu dawnego grodu dokonali polscy płetwonurkowie w latach 1976 i 1982. Dębowe pale miały średnicę od 30 do 40 cm oraz długość sięgającą 15 m. Na dnie spoczywała również łódź dłubanka. Systematyczne badania dna przeprowadził w 2003 r. Instytut Archeologii Podwodnej z Torunia. Potwierdzono wtedy, że pale stanowiły niegdyś elementy drewnianego mostu oraz odnaleziono średniowieczne przedmioty zabytkowe: klucz żelazny, nóż o długości 16 cm i dwie błyszczki do wędki. Archeologowie z Torunia przeprowadzili również badania dendrologiczne, których efektem było określenie precyzyjnej daty ścięcia drzew: 1261 r27 (według innych badań: 1247 i 1267).
Ta ostatnia informacja ma kapitalne znaczenie dla naszych rozważań zawartych w kolejnym podrozdziale, dotyczącym przywilejów wystawianych przez księcia Władysława Odonica.
Skuteczne wyprawy wojenne Bolesława Krzywoustego doprowadziły do podporządkowania Polsce Pomorza, jednak zależność ta wygasła w okresie rozbicia dzielnicowego i znacznego osłabienia państwa polskiego. Wszystko wskazuje jednak na to, że ziemia wałecka wraz z okolicami bytyńskiego grodu jeszcze długo pozostawały w sferze polskich wpływów.
Za sprawą dwóch przywilejów, wystawionych w latach 1224 i 1228 przez księcia wielkopolskiego Władysława Odonica, ziemia mirosławiecka ponownie wyłoniła się z mroków historii po ponadstuletniej nieobecności. Obydwa książęce nadania odnoszą się do ziem, które określane były za pomocą mniej lub bardziej zniekształconego miana Bytyń, co może świadczyć o istnieniu w XIII stuleciu ważnej osady o tej nazwie. Hipotezę tę potwierdzają badania dendrologiczne, o których wspomniałem w poprzednim podrozdziale, według których w 1261 r. ścinano drzewa użyte do budowy mostu łączącego Górę Zamkową ze wschodnim brzegiem jeziora Bytyń Wielki. Doprawdy trudno o bardziej przekonujący dowód na istnienie w tym miejscu prężnej osady, która prawdopodobnie była tym samym grodem, który na początku XI stulecia zdobywał Skarbmir z rodu Awdańców.
Władysław Odonic, zwany też Plwaczem (nie wiadomo, czy przydomek pochodził od choroby, która dręczyła księcia, czy też od jego grubiańskiego zachowania), syn Odona Poznańskiego i wnuk Mieszka Starego, przez całe niemal życie musiał toczyć zacięte boje o należną mu po ojcu dziedziczną część Wielkopolski. Jednocześnie był znany ze swej wielkiej przychylności dla Kościoła, którego instytucje chętnie obdarowywał różnorodnymi nadaniami.
Pieczęć Władysława Odonica
Omówienie przywileju z 1224 r. wprowadzi nas w świat ówczesnej wielkiej polityki międzynarodowej. Powszechnie znany jest fakt, że książę Konrad Mazowiecki zaprosił zakon krzyżacki (Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie) na ziemie polskie, dając mu w dzierżawę ziemie chełmińską i michałowską. Wcześniej jednak przywileje dla tych zakonników wydawali Henryk Brodaty w 1222 r. i Władysław Odonic - 5 września 1224 r. Jak się okazuje, to ostatnie nadanie dotyczyło najprawdopodobniej okolic jeziora Bytyń, czyli pogranicza dzisiejszych gmin Mirosławiec i Tuczno.
W dokumencie, który zachował się w postaci piętnastowiecznej kopii, książę Władysław podczas pobytu na zamku w Nakle podarował Krzyżakom 500 łanów ziemi położonych w pobliżu jeziora Hisbitsma i wypływającej z niego rzeki Piła. Bracia zakonni mieli być uwolnieni od podatków i innych świadczeń z tytułu użytkowania tego obszaru28. Zidentyfikowanie tego terytorium jest bardzo utrudnione z powodu dziwacznej nazwy jeziora Hisbitsma. Historycy podzielili się na dwa obozy: jedni uważają, że chodziło o jezioro Bytyń Wielki i wypływającą z niego rzekę Piławkę, inni przekonują, że chodziło o jezioro Pile (Pielburgsee) i rzekę Piławę. Warto prześledzić interesującą argumentację obu stron sporu.
Dziewiętnastowieczny historyk i protestancki duchowny Johann L. Quandt opowiedział się za hipotezą, że Hisbitsma to dzisiejsze jezioro Pile.
Innego zdania był badacz regionalnych dziejów, Wilhelm Hanow, zwracając uwagę na wyraźny związek etymologiczny między wyrazami Hisbitsma i Bitom. Hanow był pastorem w Łobżenicy, a jego badania nad historią regionu przerwała nagła śmierć w 1855 r. Padł ofiarą epidemii cholery29.
Z kolei dziewiętnastowieczny autor historii powiatu wałeckiego, Wilhelm F. Schmidt, opowiedział się za poglądem Quandta, argumentując, iż gdyby chodziło o jezioro Bytyń Wielki, objęte przywilejem okolice leżałyby zbyt blisko wsi Cron (późniejszy Wałcz) nadanej nieco później templariuszom. Schmidt uważa ponadto, że nadanie dokonane na rzecz Krzyżaków30dotyczyło ziem między jeziorem Pile (Pielburg, Pyleborg) i rzeką Gwdą, a pierwotna nazwa jeziora brzmiała Hisbitsma, tzn. Izbiczna, która to nazwa wywodziła się od słowiańskiej izbicy (izby). Autor ten wysnuł hipotezę, że nad brzegiem jeziora Pile znajdował się niegdyś dom zbudowany z drewnianych bali, który stanowił taką izbicę i na miejscu którego wzniesiono mały zamek (Burg), czyli Pyleborg. Stąd wziąć się miała nazwa jeziora Pielburg (dziś Pile).
Zdecydowanie za jeziorem Bytyń Wielki opowiedział się natomiast profesor historii i specjalista od dziejów Nowej Marchii, Paul van Niessen31. Również ten autor wskazuje na pokrewieństwo etymologiczne Hisbitsma oraz Bitom/Bytyń. Van Niessen zwrócił uwagę, że późniejszy przywilej Przemyśla II dany templariuszom obejmował jezioro Pile, więc nie mogło być ono przedmiotem wcześniejszego nadania Władysława Odonica.
Żaden z przedstawionych powyżej argumentów różnych autorów nie wydaje się jednak wystarczająco przekonujący, by sprawę rozstrzygnąć ostatecznie.
Krzyżacy raczej nie zrealizowali tego przywileju, jednak pozostawał on długo w kręgu ich zainteresowania, gdyż 51 lat później, 5 lutego 1275 r., wystarali się o potwierdzenie nadania nad jeziorem Bytyń Wielki przez papieża Grzegorza X32. Innego zdania jest Paul van Niessen, który napisał:
Uważa się, że zakon niczego nie uczynił z tym terenem [chodzi o teren objęty przywilejem Władysława Odonica - przypis JL] i nie wkroczył nawet na obszar swej posiadłości; to odbiegałoby jednak zupełnie od stylu działania maryjnego zakonu, który dał się poznać w kraju Burzeń [region Barcasag w Siedmiogrodzie - przypis JL]. Powinniśmy raczej wierzyć, że zakonnicy byli tymi, którym zamek w Boethin [Bytyń lub Bitom - przypis JL] zawdzięcza swoje nowe powstanie i którym swe nazwy i założenie zawdzięczają wsie Preussendorf, Harmelsdorf, Klein Nakel, a może również Marienhofi inne (Hohenstein?)33.
Paul van Niessen tłumaczył też, dlaczego jego zdaniem wsie te powstały za sprawą zakonu. Nazwa Preussendorf (dziś Prusinowo) miała pochodzić od osadników z Prus, których sprowadzili na ziemię bytyńską Krzyżacy. Harmelsdorf czyli Rutwica, która zwała się pierwotnie Hermannsdorf, nazwana została na cześć wielkiego mistrza zakonu - Hermanna von Salza. Z kolei nazwa Klein Nakel, czyli Małe Nakło (dziś Nakielno), miała być ukłonem w stronę Władysława Odonica, który przez długi czas posiadał księstwo ze stolicą w Nakle. Miano Marienhof, czyli Dwór Marii, zakonnicy poświęciliby oczywiście swej patronce.
Nadawanie przywileju Krzyżakom przez władcę państwa; osiemnastowieczna rycina nieznanego autora
Hipoteza van Niessena nie bazuje jednak na jakichkolwiek dokumentach źródłowych, co stanowi jej słabą stronę, chociaż nagromadzenie nazw miejscowości, którym łatwo przypisać związek z zakonem krzyżackim, jest zastanawiający.
Jeszcze bardziej interesujący dla naszych rozważań był kolejny przywilej Władysława Odonica, który 25 kwietnia 1228 r. obdarował cystersów z Lubiąża (na Dolnym Śląsku) 3000 łanami ziemi. Obszar ten został nazwany terytorium wieleńskim i rozciągał się od Lubczesko (Lupzesko, Lubzesko, Lupszesko) do Bytina (lub Bityna)34. Wprawdzie z dokumentu nie wynika, czy nazwy: Lubczesko i Bytina odnosiły się do jezior, czy też do miejscowości, jednakże w tym przypadku nie ma większych wątpliwości, że chodziło o obszar rozciągający się między jeziorami Bytyń Wielki i Lubię (Lubieszewo) w dzisiejszej gminie Złocieniec. Wystarczy rzut oka na mapę, żeby zauważyć, że terytorium wieleńskie musiało obejmować większość obszaru dzisiejszej gminy Mirosławiec35.I tym razem nadanie nie zostało skonsumowane, gdyż cystersi nie podjęli żadnych działań na interesującym nas obszarze.
Przywileje Władysława Odonica utwierdzają nas w przekonaniu, że w pierwszej połowie XIII w. ziemia mirosławiecka była częścią polskiego Księstwa Wielkopolskiego. Pośrednio możemy też wnioskować, że na terenie dzisiejszego Mirosławca nie było znaczniejszej osady, gdyż jej nazwa zostałaby wymieniona. Co więcej, zdefiniowanie nadania jako obszaru między dwoma jeziorami może świadczyć, że autorzy dokumentu traktowali ten teren jako pustkowie.
W poprzednim rozdziale omówiłem część historii ziemi mirosławieckiej, opierając się na znaleziskach archeologicznych i nielicznych wzmiankach w dokumentach źródłowych, w których jednak brak bezpośredniego odniesienia do osady leżącej na obszarze dzisiejszego Mirosławca. Ani razu nie padła też nazwa miejscowości, gdyż dokumenty odnosiły się do jezior, rzek lub grodu Bitom nad jeziorem Bytyń Wielki. Zupełnie inaczej będzie w następnych rozdziałach, bo w licznych dokumentach pojawiać się będzie miano interesującego nas miasta, chociaż jego brzmienie na przestrzeni wieków poddane zostanie kilku zmianom. Przed przystąpieniem do opisu dalszych dziejów miasta warto przeanalizować proces kształtowania się jego nazwy i jej pochodzenie. Większą część kolejnego rozdziału zajmą rozważania dotyczące zagadki pochodzenia herbu miejskiego, który - podobnie jak nazwa - jednoznacznie identyfikuje Mirosławiec.
Pierwsza wzmianka o mieście pochodzi z dokumentu lokacyjnego sporządzonego w 1314 roku. Użyto tam nazwy Nuve Vredeland, której pierwszy człon tłumaczymy jako „nowy”, co pozwala nam przypuszczać, że zakładane miasteczko jakoby zapożyczyło swą nazwę od innej, starszej osady, noszącej miano Vredeland. Na temat położenia tej pierwotnej miejscowości możemy jedynie snuć przypuszczenia, gdyż mogła ona znajdować się równie dobrze w bezpośrednim sąsiedztwie powstającego grodu, jak też gdzieś daleko, w krainach leżących na zachód od Odry, skąd na początku XIV stulecia przybywali na ziemię mirosławiecką liczni osadnicy. Po zachodniej stronie Odry znajdowały się wtedy co najmniej dwa miasta o nazwie Friedland (Fredeland/Vredeland): w Brandenburgii i w Meklemburgii, przy czym to pierwsze powstało mniej więcej w tym samym czasie co Mirosławiec. Znacznie starszy jest natomiast Friedland w Meklemburgii, który prawa miejskie otrzymał z rąk margrabiów brandenburskich z dynastii Askańczyków: Ottona III i Johanna I już w 1244 r. Na jego herbie upamiętniono obydwu fundatorów i czerwonego orła Askańczyków. Niektórzy badacze36 wskazują, że przymiotnik „nowy” w pierwszej nazwie Mirosławca zastosowano właśnie w nawiązaniu do tej meklemburskiej miejscowości, co wydaje się prawdopodobne.
Drugi człon najstarszej nazwy dzisiejszego Mirosławca możemy przetłumaczyć na współczesny niemiecki jako Friedland, co z kolei oznacza „kraj pokoju” lub „spokojną ziemię” Próby odniesienia tego znaczenia do cech lub charakterystyki terenu, na którym powstawało miasto, nie mają większego sensu, chociaż Ernst Berg wskazuje, że taka nazwa mogła mieć siłę przyciągającą i właściciele grodu, von Wedlowie, zastosowali ją z rozmysłem, zachęcając osadników do osiedlania się w powstającym miasteczku37.
W 1789 r. Johann F. Goldbeck zapisał w swoim dziele38 przypowieść dotyczącą okoliczności powstania grodu i jego nazwy. Otóż w XV stuleciu na terenie dzisiejszego miasta miała rosnąć puszcza, a w okolicach toczyła się zacięta wojna polsko-krzyżacka. Dotknięci skutkami działań wojennych uciekinierzy z plądrowanych miast i wsi mieli znaleźć spokojną przystań w tej dzikiej puszczy. Tam, po wykarczowaniu lasu, zaczęli uprawiać ziemię. Ten przekaz miał tłumaczyć nazwę Friedland, czyli „spokojna ziemia”39. Goldbeck nie zdawał sobie zresztą sprawy, że przytacza jedynie legendę, traktował tę opowieść serio.
Sporo miejsca poświęcił nazwie miasta dziewiętnastowieczny autor książki o historii ziemi wałeckiej Friedrich W. F. Schmidt40. Według tego autora nazwa pochodzi od staroniemieckich słów „Frede” lub „Friede”, które znaczą we współczesnym niemieckim „eingefriedetes Gelaende”, czyli areał ziemi ogrodzony płotem lub wałem obronnym. Inne znaczenie tego starego słowa to według Schmidta miejsce, w którym odbywał się handel, posiadające neutralny status. Również ten autor wspomniał o starej legendzie dotyczącej powstania miasta, według której mieli je założyć uciekinierzy z Pomorza i Brandenburgii.
Zauważmy jeszcze, że nie zachował się oryginalny dokument lokacyjny, a jego treść znamy tylko z szesnastowiecznych odpisów. Tym samym nie możemy mieć pewności, czy miano Nuve Vredeland zgodne jest z nazwą faktycznie używaną w drugim dziesięcioleciu XIV wieku. Jednakże nazwy użyte w innych czternastowiecznych dokumentach: 1349 r. - Vredelant, 1374 r. - Fridelant, Vredelande oraz 1375 r. - Fredelant Nova wskazują, iż szesnastowieczny autor odpisu raczej nie przekręcił oryginalnej nazwy.
Już w XV stuleciu niemal zupełnie zaniechano używania pierwszego członu najstarszej nazwy Mirosławca: 1400 r. - Fredeland, 1402 r. - Fridelant, 1409 r. - Frydelant, 1414 r. - Fredelande, 1448 r. - Fridlanth oraz 1448 r. - Ffredlanth. Pomimo tego w tytule rozdziału o średniowiecznych dziejach miasta postanowiłem uhonorować najstarsze, dwuczłonowe miano. Opisując dzieje średniowiecznego Mirosławca, będę więc stosował oryginalne nazwy użyte w dokumentach łub współczesne miano miasta: Mirosławiec, przy czym należy pamiętać, że to ostanie powstało dopiero w 1946 r.
W stuleciach: XVI, XVII i XVIII miasteczko znajdowało się w granicach Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a zapis jego nazwy był niekiedy spolszczany. W tym czasie stosowano też niemiecką wersję Friedland (np. 1509 r.: Fredelanth, Fredladel, Fradlandek, Fredland, 1523 r.: Freylenth, 1553 r.: Freydlanth, 1563 r.: Friedland, 1564 r.: Fridtlandt, 1565 r.: New Frideland, 1577 r.: Fredliandek41).
Na pieczęci miejskiej z drugiej połowy XVII w. znajduje się napis CTVITAS IN FRYDLAND POL, co według historyka Mariana Gumowskiego jednoznacznie świadczy o funkcjonowaniu nazwy Frydland Polski lub Frydląd Polski42. Tymczasem według Franza Schultza nazwę tę wprowadzono dopiero w 1754 r.43, co miało spotkać się z niechęcią niemieckich mieszczan.
Tę ostatnią informację powtarzają niemal wszystkie dwudziestowieczne niemieckie publikacje, podkreślając z dumą fakt odrzucenia członu „Polski” Tymczasem żaden źródłowy dokument nie wskazuje, że takie odrzucenie miało w ogóle miejsce. Na przykład autor powojennej monografii niemieckiego powiatu wałeckiego „Deutsch Krone. Stadt und Kreis44zupełnie niesłusznie czyni z rzekomego odrzucenia drugiego członu nazwy akt heroicznej obrony niemieckiej społeczności przed rzekomą polonizacją. Takie przedstawianie tego epizodu nie odpowiada ówczesnej rzeczywistości, gdyż ani w XVIII stuleciu, ani wcześniej nie było organizowanego przez polskie państwo procesu polonizacji, a w wielokulturowej Rzeczypospolitej przez setki lat żyli ludzie różnych wyznań i narodowości. Niemieccy autorzy mylą się też co do daty wprowadzenia nazwy Frydland Polski, gdyż, jak wspomniałem powyżej, miano to znajdowało się na pieczęci z drugiej połowy XVII wieku.
Jeszcze inne zdanie w tej kwestii miał mirosławiecki pastor Alfred Ulrich, który twierdził, że do 1772 r. obowiązywała nazwa Frydland Wielkopolski45. Jednakże decydujące są, moim zdaniem, zapisy w wałeckich księgach grodzkich, wskazujące, że najbardziej popularnym mianem w XVI, XVII i XVIII stuleciach była spolszczona wersja Frydlandek.
Dla odróżnienia od epoki średniowiecza i podkreślenia ówczesnej przynależności państwowej miasta, opisując te trzy stulecia, będę stosował zamiennie dwie spolszczone wersje jego miana: Frydland i Frydlandek oraz współczesną nazwę Mirosławiec.
W 1783 r., 11 lat po pierwszym rozbiorze Rzeczypospolitej, zmieniono nazwę należącego już do Królestwa Prus Frydlandka na Maerkisch Friedland (czyli Frydland Marchijski). Jak wskazuje Ernst Berg w swojej historii Mirosławca, powód zmiany był czysto praktyczny: chciano uniknąć pocztowych pomyłek46, przypisując nową nazwę do miasta leżącego na ziemi wałeckiej.
16 grudnia 1946 r. polska Komisja Ustalania Nazw Miejscowości przemianowała Mearkisch Friedland na Mirosławiec. Niestety, nie zdecydowano się na użycie będących w dyspozycji spolszczonych i historycznych nazw miasta, których używano przed I rozbiorem Rzeczypospolitej. Zamiast tego komisja przetłumaczyła niejako niemieckie „Friede” na starosłowiański „mir” Oba wyrazy są rzeczywiście zbliżone znaczeniowo i oznaczają „pokój” lub „spokój” Konstruując polską nazwę Mirosławiec, wykorzystano też słowiańskie imię Mirosław, czyli „ten który sławi pokój”, co, niestety, nie oddaje prawidłowo znaczenia nazwy historycznej „spokojna ziemia” Wydaje się, że nadając nowe miano miastu, Komisja Ustalania Nazw Miejscowości skorzystała z historycznej nazwy niewielkiego folwarku Mirosław znajdującego się na południowy zachód od Ujścia. Taką opinię wyrażają m.in. autorzy książki „Ze studiów nad toponimią Pomorza Środkowego”, pisząc w odniesieniu do nazwy Mirosławiec:
Dzisiejsza nazwa jest tzw. „chrztem”, czyli nazwą nadaną przez Komisję Ustalania Nazw Miejscowości, będącą nazwą zdrobniałą od nazwy miejscowej Mirosław, notowanej przez Kozierowskiego pod Piłą47.
Warto dodać, że ta sama komisja przemianowała w 1946 r. leżący w powiecie wałbrzyskim Friedland na Mieroszów. Jak widać, zastosowano tę samą zasadę jak w przypadku Mirosławca.
Herb miasta stanowi jego najważniejszy symbol, a poszukiwanie źródeł jego pochodzenia pozwala zwykle odkrywać interesujące fakty z dziejów Mirosławca. Jego tarcza podzielona jest na ustawione w szachownicę dwa pola błękitne i dwa czerwone. Na błękitnych przedstawiono zwróconą w lewo srebrną głowę kozła ze złotymi rogami, a czerwone pola ozdobiono białymi lub srebrnymi krzyżami maltańskimi. Trzeba przyznać, że wyjaśnienie pochodzenia mirosławieckiego herbu należy do trudnych zadań. Okazuje się, że na temat jego pochodzenia istnieje wiele sprzecznych opinii, które przytoczę poniżej i które poddam analizie.
Możemy przyjąć za pewnik, że dzisiejszy herb Mirosławca powstał w XVII wieku lub najwcześniej w II połowie XVI w. Powstają więc pytania: jak wyglądał średniowieczny herb miasta i czy wiemy na pewno, że w ogóle istniała taka wcześniejsza odmienna wersja mirosławieckiego godła? W obliczu braku przekonujących materiałów źródłowych sformułowanie jednoznacznych odpowiedzi nie jest łatwe. W przypadku sąsiednich miasteczek historię ich herbów możemy prześledzić na podstawie zachowanych dawnych odcisków pieczęci, natomiast tego typu materiał dotyczący Mirosławca jest więcej niż skromny.
W wielu współczesnych publikacjach, zwłaszcza tych elektronicznych, znajdziemy informację, że pierwotny herb średniowiecznego Nuve Vredeland zawierał symbol czerwonego orła brandenburskich margrabiów z rodu Askańczyków. Wydaje się, że pierwszy raz tezę taką sformułował w swojej książce wydanej w 1939 r. Marian Gumowski:
Na najdawniejszej, jeszcze z XIV wieku pochodzącej pieczęci, widać jakby bramę miejską z dwiema fortecznymi basztami po bokach, między którymi zaś umieszczona jest tarcza trójkątna z lwem lub orłem. W otoku jest napis majuskułowy: †S • CIVITATIS • DE • FRIEDELANT. Pieczęć taka wyciśnięta była na dokumencie z 1402 r. w archiwum toruńskim, lecz dziś został z niej tylko ślad dość wyraźny, by napis odczytać, ale za mało wyraźny, by rozpoznać, co było na tarczy środkowej. Engel przypuszcza, że to był wspięty na prawo lew, bardziej jednak prawdopodobne, że był to orzeł brandenburski48.
Musimy jednak zauważyć, że podobieństwo między skaczącym lwem a czerwonym orłem Askańczyków z rozłożonymi skrzydłami jest bardzo niewielkie. Moim zdaniem autor po prostu bardzo chciał widzieć tego orła na pieczęci, sugerując się przedstawieniem herbu miasta Friedland w siedemnastowiecznym herbarzu Johanna Siebmachera. Najpierw jednak zajrzyjmy do dzieła dziewiętnastowiecznego badacza Bernharda Engela, na które powoływał się Marian Gumowski i w którym zawarte są opisy i analizy pieczęci, znajdujących się w toruńskim archiwum:
Friedland (Który? Dokument nie rozstrzyga.). Brama miejska między dwoma wieżami. Między nimi prosta trójkątna tarcza ze skaczącym w prawo lwem (?). Opis: + S • CIVITATIS • DE • FRIDELAN(T) 50mm. Samej pieczęci już nie ma, lecz przedstawienie i opis są dość wyraźnie przez odcisk powstały przy złożeniu się kart49.
Jak widzimy, Bernhard Engel miał wątpliwości, o który Friedland chodziło w napisie na zachowanym odcisku pieczęci.
Jak widzimy, Bernhard Engel miał wątpliwości, o który Friedland napisie na zachowanym odcisku pieczęci.
Ponadto postawił on znak zapytania przy lwie, czyli nie był pewny, czy o takie zwierzę chodziło. Skoro wizerunek przypominał skaczące zwierzę, to wątpliwe, że mógłby to być czerwony orzeł brandenburski. Gdyby był to faktycznie orzeł, Engel raczej nie napisałby o skaczącym w prawo lwie. Tymczasem opis całego herbu pasuje niemal idealnie do wyglądu herbu dzisiejszego Mieroszowa, czyli dawnego Friedlandu na Dolnym Śląsku. Na herbie tego miasta widnieją mury miejskie z bramą i dwoma wieżami oraz przygotowany do skoku dzik. Zgadza się więc wszystko poza gatunkiem zwierzęcia, ale można sobie wyobrazić, że z niewyraźnego odcisku trudno było odczytać, czy chodziło o skaczącego dzika, czy też lwa. Dokument z 1402 r., w którym burmistrz i rajcowie miasta Friedland polecali radzie Torunia niejakiego Conrada Rudolffa, nie dotyczył naszego Mirosławca.
Herby Mieroszowa, których wygląd pasuje do opisu zawartego w liście z 1402 r.
Odpowiedzmy sobie teraz na pytanie, skąd wzięła się informacja o czerwonym orle Askańczyków na najstarszym herbie Mirosławca. Moim zdaniem Marian Gumowski zasugerował się wyglądem herbu miasta Friedland przedstawionym w herbarzu Siebmachera, pisząc:
Nieco inny herb [inny od tego na odcisku pieczęci - przypis JL] podaje Siebmacher: oto rysuje trzy baszty forteczne i dwie arkady, a pod niemi dwóch stojących rycerzy z mieczem i proporcem w ręku oraz spuszczoną przyłbicą na głowie. Między nimi u dołu, na środkowej wieży, tarcza z orłem. Autor ten nie powiada jednak, gdzie taki herb widział ani z jakiej pieczęci go odrysował. Hupp przypuszcza, że Siebmacher pomylił tu miasto nasze z Frydlądem w Meklemburgii. Mimo to pewna zgodność z pieczęcią archiwum toruńskiego świadczy, że raczej Siebmacher miał rację50.
Pozwolę sobie całkowicie nie zgodzić się z powyższym wywodem, gdyż herb przedstawiony przez Johanna Siebmachera całkowicie różni się od tego na pieczęci z 1402 r. Trzy wieże zamiast dwóch, dwaj rycerze z mieczami i proporcem zamiast bramy miejskiej i zwierzęcia szykującego się do skoku. Przecież są to zasadnicze różnice, niepozwalające mówić o zgodności tych dwóch herbów! Według Mariana Gumowskiego podobieństwo ma stanowić orzeł Askańczyków, a przecież na pieczęci z 1402 r. nie widać takiego orła. Jego występowanie było tylko hipotezą tegoż autora, która powstała pod wpływem wyglądu herbu miasta Friedland w herbarzu Johanna Siebmachera.
Dodajmy jeszcze, że twierdzenie Ottona Huppa, autora dzieła „Herby i pieczęcie niemieckich miast, osad i wsi”, jakoby Siebmacher przedstawił pomyłkowo herb Friedlandu w Meklemburgii, jest trafne, gdyż herb tego miasta przedstawia właśnie trzy wieże, dwóch rycerzy (założycieli miasta margrabiów Ottona III i Johanna I) oraz czerwonego orła Askańczyków.
Innymi słowy spopularyzowane przekonanie, że na średnio wiecznym herbie Mirosławca znajdował się orzeł brandenburski opiera się na błędnych przesłankach, a rzeczywistość jest taka, że o pierwszym herbie nie wiemy niczego pewnego.
Na temat pierwotnego herbu Mirosławca sformułowałem też własną hipotezę, opierającą się na analizie obecnego godła tego miasta, którego czteropolowy podział wskazuje, że mógł on powstać w wyniku tzw. złożenia herbów przez dzielenie na cztery pola (niem. „Wappenvereinigung durch Quadrierung”, „geviertes Wappen” lub „quadriertes Wappen”). Wywód na ten temat przeprowadzę w poniższym podrozdziale.
Herb Friedlandu w Meklemburgii, na którym uwidoczniono margrabiów Ottona III i Johanna I, czerwonego orła Askańczyków oraz wieże z blankami symbolizujące mury miejskie
W wydanym w 1994 r. „Herbarzu miast polskich”51 znajdziemy informację, że czteropolowa wersja herbu Mirosławca znana jest od XVI w. Tymczasem znawca pieczęci i heraldyki miejskiej Marian Gumowski stwierdził:
Czteropolowe herby Mirosławca
Jak długo poprzednio opisane herby były w użyciu, nie wiadomo, gdyż następna znana pieczęć pochodzi dopiero z końca XVII wieku [...] Jej tarcza jest bowiem czteropolowa i ma w pierwszym i czwartym polu głowę kozła, a w drugim i trzecim polu krzyż joannitów52.
Możemy mieć więc pewność, że znany nam dziś herb miasta występował pod koniec XVII stulecia. Do tej istotnej informacji jeszcze wrócimy.
Przez kilka powojennych publikacji spopularyzowana została zupełnie błędna interpretacja znaczenia symbolu koźlich głów na mirosławieckim herbie. Głowy te miałyby pochodzić z klejnotu herbu założycieli i pierwszych właścicieli miasta - Wedlów. Tymczasem w tym klejnocie nie znajdziemy głowy kozła.
Herb Wedlów z 1905 r. z bezręką postacią w klejnocie; źródło: serwis internetowy autorstwa Leberechta v. Wedel: www.v-wedel-wappen.de
Po lewej: herb rodu von Blanckenburg z herbarza Siebmachera; po prawej: herb tej rodziny według dzieła: Pommersches Wappenbuch gezeichnet und mit Beschreibung der Wappen und historischen Nachweiswe,1843-1855
Dotyczy to wszystkich wersji tego symbolu. Na złotej tarczy rodowego znaku umieszczano mianowicie czarne koło zębate, a w klejnocie znajdowała się ludzka postać ubrana w czerwono-czarny wams i hełm typu kapalin. W XV w. ludzka postać trafiła na tarczę herbową w centrum koła zębatego. W stuleciach XV i XVI zmienił się też klejnot, gdyż umieszczano tam ludzką głowę z kołem zębatym53. W herbach kilku pomorskich miast: Chociwel, Drawno, Szadzko, Ręcz i Tuczno, które były zakładane przez von Wedlów, umieszczano element herbu tego rodu, jednak było to zawsze koło zębate. Niewykluczone, że nieznany nam średniowieczny herb Mirosławca zawierał ten motyw.
Pochodzenie koźlich głów na błękitnych polach jest dość oczywiste, gdyż taki jest herb rodziny von Blanckenburg, która przejęła miasto od Wedlów w drugiej połowie XVI stulecia. Rodowy herb tej rodziny przedstawia zwróconą w lewo srebrną głowę kozła na błękitnej tarczy i takie właśnie symbole występują w miejskim godle. Innymi słowy, srebrne kozły pojawiły się wraz z przejęciem znacznych udziałów w mieście przez Blanckenburgów.
Rysunek ilustruje hipotetyczne złożenie herbu von Blanckenburgów z krzyżem maltańskim; przedstawiono również numerację pól
Ze względu na czteropolowy układ herbu narzuca się hipoteza, że pod koniec XVI lub w XVII stuleciu mogło dojść do połączenia starego herbu miasta ze znakiem nowych właścicieli. Takie złożenia herbów, np. dwóch rodzin szlacheckich, realizowano poprzez dzielenie tarczy na cztery poła i umieszczanie zespalanych znaków heraldycznych w układzie szachownicy. Pola numerowano cyframi od 1 do 4, przy czym miały one pewną hierarchię ważności: pola 1. i 4. zajmował herb rodu bardziej znamienitego. W przypadku Mirosławca właściciele miasta zarezerwowaliby dla swego symbolu właśnie te ważniejsze pola.
Pojawia się pytanie: dlaczego von Blanckenburgowie mieliby zespolić swój herb z krzyżem maltańskim? Jako odpowiedzi nasuwają się dwie dalsze hipotezy. Pierwsza to przypuszczenie, że może to właśnie krzyż maltański był głównym motywem dawnego herbu Mirosławca. Druga to możliwość złożenia rodowego herbu Blanckenburgów z symbolem, który upamiętniałby legendarne założenie miasta przez joannitów. Innymi słowy - nie było krzyża w starym herbie, lecz ówcześni mieszczanie mogli wierzyć, że zakonnicy byli założycielami ich rodzinnego miasteczka. Von Blanckenburgowie uhonorowali więc w nowym herbie rzekomych założycieli miasta, którymi według ich wiedzy byli joannici.
Formułując powyższą hipotezę, dotknąłem zagadki pochodzenia krzyża maltańskiego w herbie Mirosławca. Interpretacja tego symbolu znajduje się w książce Andrzeja Plewako i Józefa Wanaga - „Herbarz miast polskich”:
Herb z tarczą czwórdzielną w krzyż przedstawia w polach błękitnych dwie koźle głowy, a w polach czerwonych dwa srebrne maltańskie krzyże, ułożone naprzemianlegle. Herb znany począwszy od XVI wieku, nawiązuje do tradycji zakonu joannitów, dawnych właścicieli miasta54.
Po pierwsze, trzeba zauważyć, że twierdzenie autorów, jakoby herb Mirosławca w obecnej postaci znany był już w szesnastym wieku, nie opiera się na jakichkolwiek podstawach źródłowych. Z wcześniejszych rozważań wiemy przecież, że pierwsza pieczęć z tym symbolem pojawiła się dopiero pod koniec XVII w.
Krzyż maltański jest rzeczywiście symbolem zakonu joannitów, którego komandoria znajdowała się w XIV w. na terenach wokół jeziora Drawsko. Jednakże brak jakichkolwiek dokumentów potwierdzających fakt posiadania Mirosławca przez ten zakon, a znane nam źródła wskazują, że założycielami miasta byli rycerze z rodu von Wedlów. Autorzy powyższej interpretacji symboliki mirosławieckiego herbu pochopnie określili zakon joannitów jako „dawnych właścicieli miasta” Niestety, to bezpodstawne twierdzenie jest dość bezrefleksyjnie powtarzane w licznych publikacjach internetowych.
Warto jednak poszukać w dostępnych źródłach jakichś związków tego zakonu z Mirosławcem lub choćby z jego najbliższą okolicą. W 1249 r. wieś Cron (villa), przez niektórych badaczy kojarzona z późniejszym Wałczem, została podarowana zakonowi templariuszy55. Nie wiemy, jaki obszar obejmowało to nadanie. Ponad 50 lat później templariusze otrzymali kolejne nadanie ziem wokół jeziora Drawsko i wznieśli tam zameczek Tempelburg (Czaplinek). Po rozwiązaniu tego zakonu w dramatycznych okolicznościach schedę po nim przejęli joannici, których działalność była bardzo intensywna w komandorii czaplineckiej (po wybudowaniu zamku Drabim - komandorii drahimskiej). Do sfery legendarnej jednakże należy zaliczyć twierdzenia o rzekomej działalności tego zakonu na ziemi mirosławieckiej lub na obszarze nazywanym w średniowieczu ziemią bytyńską. Według legend, które do dziś podawane są w niektórych publikacjach jako fakty, ziemia bytyńską miała należeć właśnie do joannitów. Paul van Niessen wspomina, że we wsi Nakielno jeszcze w XIX stuleciu opowiadana była legenda, jakoby właśnie joannici założyli tę miejscowość. Autor potraktował ten przekaz poważnie, twierdząc jednak, że joannitów pomylono z Krzyżakami, którzy mieli być obecni nad jeziorem Bytyń od czasów Władysława Odonica, co też wydaje się jednak wątpliwe.
Rzeźba koziołka z herbem Mirosławca, którą wykonano z drewna pochodzącego z drzew rosnących na miejscu dawnego pałacu von Blanckenburgów; fot. Maciek Leszczełowski
Bardzo interesująca wiadomość pochodzi z szesnastowiecznych wałeckich ksiąg grodzkich i dotyczy rodziny szlacheckiej von Turow, która miała swe siedziby we wsiach Chwiram i Strączno. W 1578 r. von Turowowie, będąc w ciągłych sporach majątkowych, udowadniali swe prawa do wspomnianych miejscowości, ukazując list lenny, który 200 lat wcześniej otrzymali od Zakonu Krzyżackiego56. Franz Schultz jest przekonany, że w tym przypadku chodziło raczej o list lenny wydany przez joannitów57.
Podsumowując te wyrywkowe informacje, należy stwierdzić, że brak pewnych wiadomości o działalności joannitów w okolicach Mirosławca, natomiast niezaprzeczalnym faktem jest, że rzekome związki dziejów Mirosławca z zakonami joannitów, a nawet templariuszy, utrwaliły się w świadomości wielu pokoleń mieszkańców miasteczka. Symbole umieszczane na herbach miast nierzadko nawiązują do utrwalonych mitów lub nawet legend. Przykładów mamy aż nadto, choćby syrena w herbie Warszawy czy też żmij w godle Żmigrodu. Dlatego, jak napisałem już powyżej, obecność krzyży maltańskich w herbie Mirosławca mogłaby wskazywać, że twórcy tego herbu wierzyli w związki miasta z zakonem joannitów, co wcale nie znaczy, że takie związki faktycznie zaistniały w przeszłości.
Pozwoliłem sobie sformułować jeszcze inną hipotezę. Otóż krzyż maltański mógł pojawić się w herbie Mirosławca dopiero w drugiej połowie szesnastego wieku, kiedy właścicielem miasta i zamku był Jerzy von Wedel Frydlandzki. Tenże Wedel od 1569 r. do swej śmierci 3 października 1579 r. zajmował bardzo eksponowane stanowisko w nowomarchijskim zakonie joannitów, przewodząc świdwińskiej komturii. Jerzy Wedel był jednocześnie landwójtem ziemi świdwińskiej i drawskiej. Być może więc to za jego sprawą krzyż maltański stał się elementem herbu Mirosławca i tenże krzyż wykorzystali później von Blanckenburgowie, komponując go z własnym znakiem rodowym - głową kozła.
Wydawało się, że wyjaśnienie pochodzenia symboliki herbu Mirosławca pozostanie w sferze mniej lub bardziej prawdopodobnych hipotez. Na szczęście ilustracja zamieszczona w opracowaniu Alfreda Ulricha „Schloss Friedland und das Geschlecht von Blanckenburg”58umożliwia jednoznaczne rozwiązanie tej zagadki. W 1877 r. autor ten opisał ze szczegółami wygląd pałacu Blanckenburgów, umieszczając trzy ilustracje dotyczące tego obiektu. Trzecia z nich przedstawia arabeskę, jaką ozdobiono podłogę pałacowego holu. Na rysunku znajduje się wizerunek dwóch herbów zwieńczonych koroną i otoczonych różnorodnymi motywami roślinnymi. Według A. Ulricha, który widział pałac na własne oczy, identyczne dwa herby znajdowały się też na pałacowym frontonie. Autor ten stwierdził, że mamy do czynienia z herbami rodzin von Blanckenburg i von der Goltz. Wystarczy rzut oka na arabeskę, żeby przekonać się, że Alfredowi Ulrichowi zdarzyła się pomyłka, gdyż żaden z herbów nie jest z pewnością godłem rodziny von der Goltz.
Zidentyfikowanie herbu po prawej stronie nie zajmie osobie otrzaskanej z badaniem dziejów regionu wiele czasu. Powszechnym zwyczajem było umieszczanie na pałacach herbów obojga małżonków, którzy byli jego właścicielami i najczęściej budowniczymi. Osiemnastowieczny pałac w Mirosławcu został wybudowany przez małżeństwo: Dionizego Jerzego Joachima von Blanckenburga oraz Charlotty Luizy von Schwerin. Okazuje się, że faktycznie herb po prawej stronie stanowi trójpolową hrabiowską wersję herbu rodziny von Schwerin. Oprócz typowego dla Schwerinów rombu dostrzeżemy w prawym górnym polu gałązkę pomarańczy z trzema złotymi owocami, co nawiązywało do sprawowania przez Schwerinów dziedzicznej funkcji stolnika na pomorskim dworze. W centrum herbu przedstawiono zaś klucz, który z kolei miał upamiętniać dziedziczny urząd podskarbiego na dworze brandenburskich margrabiów. Ponadto na dolnym polu znajduje się czarny galopujący koń, który przypomina o pochodzeniu rodu von Schwerin z Dolnej Saksonii.
Informacją o kapitalnym znaczeniu dla rozwiązania zagadki mirosławieckiego herbu jest fakt, że po lewej stronie arabeski widnieje herb Dionizego Jerzego Joachima von Blanckenburga. Nie ma on jednak formy głowy kozła, lecz wygląda dokładnie tak jak znany nam czteropolowy herb Mirosławca(!).
Rysunek arabeski, która zdobiła podłogę pałacu von Blanckenburgów w Mirosławcu; źródło: A. Ulrich, Schloss Friedland und das Geschlecht von Blanckenburg, „Zeitschriftdes historischen Vereins für Regierungsbezirk Marienweder", 1877, z. 2
Mamy więc materialny dowód na to, że Dionizy Jerzy Joachim von Blanckenburg używał herbu, który był czteropolowym złożeniem tradycyjnego godła rodzinnego i krzyża maltańskiego. Wiadomo również, że tenże Dionizy był wachmistrzem (Wachtmeister) protestanckiego odgałęzienia zakonu joannitów w Słońsku (niem. Sonnenburg). Mógłby to być więc powód dokonania modyfikacji herbu. Budowniczy mirosławieckiego zamku mógłby uwidocznić w herbie swoją przynależność zakonną.
W każdym razie możemy teraz przyjąć za pewnik, że herb Mirosławca powstał przez przejęcie godła jego właścicieli. Ilustracja arabeski niesie ze sobą jeszcze inną nowinkę, która może zainteresować heraldyków i badaczy dziejów rodu von Blanckenburg: otóż okazuje się, że niektórzy członkowie polskiej linii tej rodziny używali czteropolowego herbu z głowami kozła i krzyżami maltańskimi. Próżno szukać tej informacji w herbarzach.
Hrabiowska wersja herbu rodu von Schwerin; źródło: Dr. L. Gollmert, W. von Schwerin, L. von Schwerin, Geschichte des Geschlechts von Schwerin, Berlin 1878
Inny przykład złożenia herbu szlacheckiego rodziny von Wulf fen z symbolem krzyża maltańskiego; pastor Dawid Adolf von Wulf fen przyjął taką postać herbu, przy czym jako duchowny na bardziej honorowych polach 1 i 4 umieścił krzyże; zdjęcie dzwonu w Żelechowie udostępnił A. Krywalewicz
Do rozstrzygnięcia pozostaje problem, czy przyjęcie nowej formy herbu rodzinnego von Blanckenburg było dziełem Dionizego Jerzego Joachima, czy też uczynili to już jego przodkowie. We wspomnianych herbarzach brak informacji o przynależności do zakonu joannitów Henryka (zwanego Diabłem, zm. 1606 r.), jego syna Dionizego (sędzia surogator, zm. 1654 r.) czy też wnuka Dionizego (zm. 1696 r.), ale przecież opisy zawarte w tych publikacjach nie są pełne. Wspominana przez Mariana Gumowskiego pieczęć z wizerunkiem czteropolowego herbu pojawiła się pod koniec XVII w. Wtedy, według zapisów w księgach grodzkich, Dionizy Jerzy Joachim von Blanckenburg był jeszcze dzieckiem, którym opiekowała się matka, więc to nie on wprowadził nową odmianę herbu.
Pamiętamy, że ostatni Wedel z Mirosławca, Jerzy, był bardzo wysoko postawianym joannitą, stojącym na czele komturii świdwińskiej. Bardzo możliwe, że właśnie za jego sprawą krzyż maltański trafił do herbu Henryka von Blanckenburga, którego Jerzy von Wedel wybrał sobie na głównego spadkobiercę. Sprawa ta wymaga dalszych badań.
Kolejny rozdział poświęcony jest historii średniowiecznego Mirosławca, czyli miasta Nuve Vredeland, które pojawiło na arenie dziejów na początku XIV stulecia, w okresie wielkich przemian, jakie zachodziły w naszym regionie. Powstanie ówczesnego Mirosławca było jedynie epizodem szerokiego procesu przekształceń społecznych, prawnych i etnicznych. Przedmiotem rozważań zawartych w tym rozdziale są też wydarzenia, które miały miejsce na ziemi mirosławieckiej w XIV i XV stuleciach.
W pierwszym rozdziale pisałem o nadaniach ziem leżących w najbliższej okolicy Mirosławca, którymi książę wielkopolski Władysław Odonic obdarowywał zakony rycerskie: krzyżacki i cystersów. Polski władca liczył, że podejmą one akcję kolonizacyjną i zagospodarują ten słabo zaludniony obszar, który w trzynastowiecznych dokumentach określany był wręcz jako pustkowie. Jednakże rycerze zakonnicy nie podjęli jakichkolwiek skutecznych działań. Stało się tak być może dlatego, że w pierwszej połowie XIII w. na interesujące nas tereny nie dotarła jeszcze fala osadników z zachodu, która nadawała procesom zagospodarowywania pustkowi niezbędny rozmach.
Podobny charakter i skutek miało nadanie, które w 1249 r. potwierdził syn Odonica - książę Przemysł I. Według tego dokumentu małżonka komesa Piotrka z Lank (chodzi zapewne o wieś Łęki Wielkie koło Kościana) wraz ze swymi bratankami Chociemirem i Piotrkiem nadali zakonowi templariuszy wieś Kron (Cron)59. Nazwa ta jest dość zagadkowa, dlatego historycy mieli sprzeczne opinie na temat położenia tej osady. Wiele jednak wskazuje na to, że templariusze otrzymali wieś leżącą na miejscu dzisiejszego Wałcza i to od niej pochodzi niemiecka nazwa tego miasta - Krone. Rycerze zakonni podjęli widać jakąś działalność na tym obszarze, czyli w bezpośrednim sąsiedztwie ziemi mirosławieckiej, gdyż dwa lata w później, w 1251 r., biskup poznański Boguchwał ustanowił warunki płacenia przez templariuszy dziesięciny z posiadanych przez nich dóbr, wśród których wymieniono Cron (Kron)60. Najważniejszym argumentem za utożsamianiem wsi Kron z późniejszym Wałczem jest pochodząca z 1291 r. wzmianka o templariuszu Albercie z Crona, przy czym tym razem nie ma wątpliwości, że ów rycerz zakonny pochodził z Wałcza61.
Zainteresowanie słabo zagospodarowanymi terenami między Drawą a Dobrzycą przejawiał również wnuk Władysława Odonica - Przemysł II, który wyraźnie odróżniał się stylem rządzenia od swego dziada. W czasach Odonica Wielkopolska była ciągle wstrząsana konfliktami wojennymi, gdyż polscy książęta ustawicznie walczyli ze sobą, natomiast Przemysłowi II udawało się przez długi czas zarządzać swą dzielnicą bez sięgania po oręż. W przeciwieństwie do swego dziada pewnie dzierżył władzę w Wielkopolsce, a jego ambitnym zamierzeniem było zebranie pod swoim władztwem najważniejszych polskich dzielnic. Cel ten zrealizował połowicznie, gdyż pod koniec życia opanował wprawdzie Pomorze Gdańskie, lecz ostatecznie musiał ustąpić z Księstwa Krakowskiego. Pomimo utraty tej dzielnicy w 1295 r., udało mu się uzyskać polską koronę królewską, co było nie lada osiągnięciem.
Pieczęcie Przemyśla II
Przemysł II musiał z niepokojem i niezadowoleniem obserwować zdobycze terytorialne władców brandenburskich, którzy w ciągu trzynastego stulecia przekroczyli Odrę i skutecznie zajmowali słabo zaludnione i niezagospodarowane terytoria między Odrą, Notecią i Drawą. W ten sposób rodziła się kraina nazywana później Nową Marchią. Na zajętych terenach powstawały liczne miasta i wsie, w których osiedlali się przybysze z zachodniej części Europy. W obliczu słabości rozbitego na dzielnice państwa polskiego Brandenburgia stała się regionalnym mocarstwem, z którym wyraźnie przegrywali konfrontację zarówno pomorscy, jak i wielkopolscy książęta. Celem margrabiów brandenburskich było osiągnięcie brzegów Bałtyku kosztem pomorskich i polskich terytoriów.
Tym samym słabo zaludnione obszary położone między Drawą a Dobrzycą, w tym najbliższe okolice Mirosławca, które dotychczas znajdowały się w sferze wpływów władców Wielkopolski, stały się przedmiotem zainteresowania brandenburskich Askańczyków. W 1290 r. Przemysł II podjął próbę umocnienia swych wpływów na tym terenie, nadając pustkowie (lub puszczę) nad Drawą i wokół jeziora Drawsko zakonowi templariuszy. Z rozkazu wielkopolskiego władcy wyruszył na te ziemie rycerz Janusz Kynstel (Kenstel), żeby wytyczyć w terenie granice przyszłej komandorii zakonnej. Nadanie dotyczyło ziem leżących około dwudziestu kilometrów na północ od Mirosławca, a rycerski ród Kenstelów władał osadą znajdującą się kilkanaście kilometrów na zachód (która stała się później Kaliszem Pomorskim). Możemy mieć więc pewność, że w tym czasie ziemia mirosławiecka znajdowała się wciąż we władaniu księcia wielkopolskiego. Tym razem przywilej nadany templariuszom nie pozostał martwym zapisem, gdyż zakonnicy wzięli się do pracy, wznosząc zamek Tempelburg na terenie dzisiejszego Czaplinka.
Pod koniec XIII wieku celem brandenburskiej ekspansji było Pomorze Gdańskie, co prowadziło do otwartego konfliktu z wielkopolskim księciem Przemysłem II, który opanował tę dzielnicę w 1294 r. dzięki układowi sukcesyjnemu ze zmarłym Mściwojem II. Rok później arcybiskup Jakub Świnka włożył Przemysłowi na skronie koronę królewską. Wydawało się, że mądra polityka tego władcy przyniosła owoce w postaci zablokowania postępu brandenburskich zdobyczy terytorialnych. Kres polskiemu panowaniu nad Drawą i Dobrzycą położyła jednak tragiczna śmierć Przemyśla II, który 8 lutego 1296 r., podczas pobytu w nieobwarowanym Rogoźnie został napadnięty przed oddział rycerzy brandenburskich. Była to prawdopodobnie próba porwania polskiego króla, która zakończyła się jednak jego śmiercią. Według spisywanego przez cystersów „Rocznika kołbackiego” oddziałem napastników dowodzić miał niejaki Jakub, którego - jak twierdzi profesor Edward Rymar - należy utożsamiać z Jakubem von Guentersbergiem62. Inni badacze stawiają hipotezy mówiące o uczestnictwie w napaści rycerzy z rodu von Wedel. Za udział w napaści na Rogoźno te dwa rody (von Wedlowie i von Guentersbergowie) miałyby zostać obdarowane przez margrabiów licznymi posiadłościami nad Drawą i Dobrzycą. Wszystkie te tezy są jednak dość swobodnymi przypuszczeniami, które nie mają wystarczającego oparcia w dokumentach źródłowych.
Zabójstwo polskiego króla usunęło poważną przeszkodę na drodze brandenburskiej ekspansji skierowanej m.in. na interesujące nas ziemie. Daty lokacji miasteczek na prawie brandenburskim dobrze opisują postępy kolonizacji na nowo opanowanych ziemiach: 1292 r. - Świdwin, 1297 r. - Drawsko Pomorskie, 1303 r. - Kalisz Pomorski oraz 1303 r. - Wałcz. Widać z tego, że prowadzona przez brandenburskich Askańczyków akcja osiedleńcza przetoczyła się z Kalisza Pomorskiego przez ziemię mirosławiecką do Wałcza. Autor wydanej w 1914 r. książki o dziejach Mirosławca, Ernst Berg, był przekonany, że skoro Wałcz i Kalisz Pomorski uzyskały prawa miejskie w 1303 r., to należy przyjąć, że w tym samym roku lokowany był leżący między tymi miastami Mirosławiec. Do analizy tego pochopnego wniosku powrócimy w następnym podrozdziale.
Duchowny, rycerz i chłop - XII/XIII wiek
W opisany powyżej sposób doszło do pierwszej z wielu poważnych zmian w regionie: ziemia mirosławiecka została utracona przez wielkopolskich Piastów na rzecz brandenburskich Askańczyków.
Pierwsza wzmianka o działalności władców brandenburskich w najbliższym sąsiedztwie Mirosławca pochodzi z 1297 r., kiedy margrabiowie Otto, Konrad, Jan i inny Otto potwierdzili Henrykowi de Lyuenow (chodzi zapewne o nazwisko von Liebenow) nadania, które wcześniej otrzymał od „zmarłego księcia kaliskiego Przemyśla”63 (chodzi oczywiście o króla Przemyśla II). Henryk otrzymał ponadto kilka jezior i areał ziemi liczący 400 łanów, z czego 300, według niektórych badaczy64, miało leżeć w puszczy mirosławieckiej. Wydaje się to dość prawdopodobne, gdyż w dokumencie lokacyjnym Mirosławca z 1314 r. pojawia się informacja o posiadłościach Liebenowów sąsiadujących z ziemią przyznaną miastu. Przywilej nadany Henrykowi von Liebenow wskazuje, że w 1297 r. ziemia mirosławiecka była we władaniu Brandenburgii oraz że wcześniej Przemysł II, dla umocnienia swego władztwa na tych terenach, wykorzystywał napływ osadników z zachodu Europy, wśród których czołową rolę pełniło rycerstwo. Dokument ten dobrze ilustruje zmianę zwierzchności państwowej, która dokonała się po zabójstwie króla Przemyśla II.
Najważniejszym procesem, który miał decydujący wpływ na dalsze dzieje regionu, był napływ na te słabo zaludnione tereny znacznej liczby osiedleńców, przeważnie z Niemiec i Flandrii. W wyniku tego intensywnego osadnictwa doszło do wielkich zmian dotykających niemal wszystkich sfer życia ówczesnych ludzi. W tym okresie ruchy ludnościowe przypominały nieco zjawisko atmosferyczne nazywane wiatrem, który powstaje wtedy, gdy masy powietrza napędzane są różnicą ciśnień atmosferycznych w sąsiadujących obszarach. W przypadku osadnictwa rolę ciśnienia atmosferycznego pełniła gęstość zaludnienia. W zachodniej Europie panowało przeludnienie, którego bezpośrednim skutkiem było zagrożenie głodem. Dlatego też znacznie mniej zamieszkane obszary w środkowej i wschodniej części Europy postrzegane były jako wyjątkowo atrakcyjne i przyciągały licznych osadników. Miejscowi władcy, duchowieństwo i rycerstwo pilnie potrzebowali rąk do pracy, a te najłatwiej było pozyskiwać, sprowadzając osadników z przeludnionych obszarów. Akcję osiedleńczą inicjowały klasztory, a ich śladem szli książęta pomorscy, wielkopolscy, margrabiowie brandenburscy oraz świeckie rycerstwo. Niemieccy i flamandzcy chłopi, kupcy i rzemieślnicy ruszyli wtedy na wschód, szukając poprawy warunków bytowych. Ziemia mirosławiecka - traktowana dotąd jako pustkowie - zaczęła wypełniać się ludźmi, co stanowiło poważną zmianę w stosunku do poprzedniego stanu. Ponadto przybysze pojawiali się w tak wielkiej liczbie, że wkrótce mówiący przeważnie po niemiecku chłopi i mieszczanie zdominowali miejscową ludność słowiańską. Doszło więc do radykalnych zmian etnicznych na korzyść żywiołu niemieckojęzycznego. Z upływem dziesięcioleci ludność słowiańska została ostatecznie zasymilowana, chociaż proces ten z pewnością nie przebiegał bezkonfliktowo. Trudno oczekiwać, żeby masy przybyszów nie wywoływały niepokoju miejscowej ludności, która mogła postrzegać ich jako intruzów. Z drugiej strony, osadnicy przybywający z bardziej rozwiniętych regionów Europy nie byli pewnie wolni od uczucia pogardy dla żyjących skromnie Słowian. Ówcześni ludzie nie odznaczali się szczególną tolerancją, zaś władcy i rycerze z pewnością faworyzowali kolonistów, gdyż zakładane przez nich na nowych zasadach osady przynosiły większe przychody. W przypadku ziemi mirosławieckiej dominujący ród rycerski von Wedlów należał zresztą do przybyszów, trudno więc oczekiwać, by panowie ci przejmowali się szczególnie losem Słowian. Niemniej jednak włączenie ich w proces zagospodarowania regionu było korzystne dla wszystkich. Ludzie byli bardzo cennym zasobem, o czym najlepiej świadczy zwyczaj porywania mieszkańców osad podczas wypraw wojennych na wrogie terytoria. Brańcom nakazywano osiedlanie się na ziemi napastników. Słowianie pracujący wraz z osadnikami przy wyrębie lasów i zakładaniu nowych wsi asymilowali się dość szybko.
Podsumowując możemy więc stwierdzić, że niemiecko języczna ludność ziemi mirosławieckiej ukształtowała się z dwóch żywiołów: osadników i miejscowych Słowian.
Omówiony powyżej kierunek zmian etnicznych był charakterystyczny dla całego Pomorza Zachodniego, Nowej Marchii i północnych części ziemi wałeckiej. Dodajmy, że w gęściej zaludnionych polskich dzielnicach, np. w Małopolsce i Wielkopolsce, niemieckojęzyczna ludność osadnicza została wchłonięta i zasymilowana przez żywioł polski.
Ówcześni władcy, sprowadzając osadników z zachodu, nie kierowali się kryterium przynależności etnicznej. Celem priorytetowym było gospodarcze umocnienie swych państewek przez pozyskanie liczniejszych poddanych oraz zakładanie wsi i miasteczek zorganizowanych według nowego prawa. Proces kolonizacyjny miał więc podłoże społeczno-gospodarcze, a nie etniczne.
Powyżej omówiłem już trzy kategorie przemian dokonujących się w naszym regionie na przełomie XIII i XIV stulecia. Przypomnijmy, że chodziło o zmianę przynależności państwowej, poważny wzrost zaludnienia oraz zmiany etniczne. Jednakże ta lista nie wyczerpuje wszystkich obszarów objętych transformacją. Nowi osadnicy, wywodzący się z różnych warstw społecznych, przynieśli ze sobą nowe formy gospodarowania oraz nowe rozwiązania prawne, które zostały opisane w stosownych dokumentach. Władcy państw i panowie świeccy nadawali swobody gospodarcze i prawa mieszczanom, kupcom, rzemieślnikom w formie pisemnych dokumentów, w których definiowali należne sobie świadczenia ze strony osadników. Innymi słowy - dokumenty opisywały odtąd prawa i obowiązki kolonistów, chociaż pamiętać trzeba, że wciąż wiele z tych regulacji miało charakter zwyczajowy i były przestrzegane, choć nie widniały w dokumentach.
Był to czas lokowania wielu miast i zakładania setek wsi w regionie na tzw. prawie niemieckim, zwanym też magdeburskim. Koloniści przynosili nowocześniejsze i bardziej efektywne metody gospodarowania pochodzące z dobrze rozwiniętych części Europy. Władcy rozdzielali więc liczne przywileje zakonnikom i rycerzom, żeby ci z kolei zakładali nowe osady i miasta, zwiększając tym samym wpływy do kasy państwowej. Osadników zwalniano przez pierwsze lata z wszelkich świadczeń, dając im szansę szybkiego zagospodarowania się, aby potem osady przynosiły znaczne wpływy ich właścicielom. W tym burzliwym okresie przemian powstał zarówno Mirosławiec, jak też mające średniowieczne metryki wsie: Hanki, Próchnowo, Piecnik, Łowicz Wałecki, Orle, Sądowo oraz Bronikowo.
Na zakończenie niniejszego rozdziału dla zilustrowania poglądów władców średniowiecznej Europy Środkowej, dotyczących osadników z innych krajów, warto przytoczyć słowa króla węgierskiego Stefana I Świętego:
Kiedy przybywają osadnicy z różnych krajów i prowincji, przynoszą oni z sobą również różne języki i zwyczaje, różne pouczające rzeczy i oręża, które zdobią i sławią królewski dwór, obce mocarstwa zaś odstraszają. Kraj, który jeden język i jednolite zwyczaje posiada, jest słaby i niedołężny. Dlatego, mój synu, zalecam ci, spotykaj ich i traktuj ich należycie, ażeby przy tobie chętniej przebywali niż gdzie indziej65.
W 1914 r. niemiecki Märkisch Friedland