Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Będlino, Danowice, Dębniewice, Garbowo, Nowe Laski, Sośnica, Świerczyna, Wielboki, Wierzchówko
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna Gminy Wałcz w Lubnie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 319
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wierzchowskiewędrówkiw pięciu wymiarach
TOM 2
BĘDLINO, DANOWICE, DĘBNIEWICE, GARBOWO,NOWE LASKI, SOŚNICA, ŚWIERCZYNA,WIELBOKI, WIERZCHÓWKO
Jarosław Leszczełowski
grudzień 2021
Autor:Jarosław Leszczełowski
Korekta:Magdalena Borek
Projekt okładki:Maciek Leszczełowski
Na okładce wykorzystano zdjęcie Maćka Leszczełowskiegooraz fragment mapy Google
Opracowanie edytorskie:
Jarosław Leszczełowski
© Jarosław Leszczełowski, Stawno 2021
© Gmina Wierzchowo 2021
Wydawca:
Usługi Informatyczne SWAN-IT,78-520 Złocieniec, Stawno 50
Druk:
KRM DRUK Sp. z o. o. Sp. k.
ul. Matuszewska 14 bud. Cl
03-876 Warszawa
ISBN 978-83-949660-8-9
Spis treści
Słowo od Wójta Gminy Wierzchowo
Podziękowania
Wstęp
Przez Garbowo do Nowych Lasek
Stacja Borujsko 13
Richterhof, czyli Garnowo
Folwark Myśliwska Pasja
Kaphanowie z Dworu Emilii
Wakacje we Dworze Emilii
Garbowo
Stanowisko dowodzenia
Góra Racza
Legenda o Górze Ratza
Leśniczówka Nowe Laski
Kiedy powstała osada Laatzig
Cmentarz w Nowych Laskach
Państwowy folwark nad stawem
Pierwsze stulecie Kolonii Laatzig
Ostatnie stulecie Neulaatzig
Ostatni rok Neulaatzig
Luty 1945 r
O polskich Nowych Laskach
Przez Otrzep do Wielboków
Sośniczanka lub Szachrajówka
Z dziejów wsi Friedrichshorst
Bój o Otrzep
Grzymałów-Otrzep
Pomnik na starym cmentarzu 82
Leśna Szkoła Pod Dębami
Stacja Wielboki dawniej Linichen Forst
Legenda o kogucim jaju
Zamieszanie z nazwą wsi
Wieś Fuhlbeck i majątek ziemski
Ryglowa perła, której nie ma
Walki o Wielboki - akt pierwszy
Walki o Wielboki - akt drugi
Z historii polskich Wielboków
Przez leśne osady do Świerczyny
Pozycja ryglowa Wału Pomorskiego
Młyn Świerczyński
Legenda o Długim Henryku
Sołtysi Most i kąpielisko
Danowice, leśniczówka Kaczory
Dębnie wice, dawniej Eichenberg
Psiegłowski Młyn
Układ wsi Świerczyna
Najstarsze dzieje Gross Linichen
Psiegłowski Koniec
Stara willa i instytucje publiczne
Folwark
Szkoły i gospody
Kościół parafialny pw. Matki Boskiej Różańcowej
Pomniki
Dawna siedziba nadleśnictwa
Most Celny i walki 19 lutego 1945 r
Dworcowy Koniec
Z dziejów polskiej Świerczyny
Poczta i świerczyńskie pocztówki
Ostatnie stulecie Gross Linichen
Świerczyńska OSP
Machliński Koniec
Zagadka trzeciej gospody
Brigitte Klump
Na Czaplineckim Końcu
Przez Żebro Wotana do Sośnicy
Strzelnica nad Żebrem Wotana
Niebieskim szlakiem
Glashütte
Kilka słów o sośnickich szkołach
Krzyż przydrożny
Żołnierski pomnik
13 luty 1945 r. - pierwsza porażka
19 luty 1945 r. - powtórne fiasko
O powstaniu owczarni i wsi Herzberg
Folwark wolnego sołtysa
Rozebrana świątynia
Herzberg w XIX i XX stuleciu
Z uczniowskiego pamiętnika
Kościół
Ulica Dworcowa
Z Będlina do Wierzchówka
Przystanek władców
Elektorski i Królewski Urząd Ziemski
Powstanie wsi Neuhof czyli Będlina
Ostatnie stulecie Neuhof
Szkolny plac
Diabeł i karciarze w Będlinie
Nadleśnictwo Nowy Dwór
Wojna w Neuhof
Nowy Dwór we wspomnieniach
Zdobywanie Będlina
W polskim Będlinie
Wspomnienia znad Priegnitz
Polscy osadnicy nad Parową
Legendy znad wyschniętego jeziora
Wierzchowski Młyn
Legenda o zbrodni we młynie
Wilcza legenda
Zakończenie
Bibliografia
Z przyjemnością oddajemy do rąk Czytelników drugi tom Wierzchowskich wędrówek w pięciu wymiarach. Tym razem autor opisał dzieje miejscowości i osad znajdującym się we wschodniej części naszej małej ojczyzny. Podobnie jak w pierwszym tomie i w tej publikacji znajdziemy opisy interesujących pamiątek historycznych, zaskakujących ludzkich historii oraz znaczną liczbę regionalnych legend, o których pamięć zatarła się niemal całkowicie. Ważną częścią tej opowieści są opisy ciężkich walk, które wiosną 1945 r. stoczyli na naszej ziemi polscy żołnierze. Wielu z nich poświęciło swoje życie, inni osiedlili się w gminie Wierzchowo, a ich potomkowie mieszkają do dziś wśród nas. Mamy nadzieję, iż ta obszerna, dwutomowa książka wydana przez naszą gminę przyczyni się do utrwalenia świadomości pochodzenia i tożsamości regionalnej mieszkańców naszych okolic.
Zapraszam do lektury
Jan Szewczyk Wójt Gminy Wierzchowo
Podczas pisania II tomu Wierzchowskich wędrówek w pięciu wymiarach spotkałem się ze wsparciem i życzliwością władz gminy Wierzchowo, za co składam wielkie podziękowania na ręce pana wójta Jana Szewczyka.
W toku pracy na książką zawsze mogłem liczyć na pomoc ze strony państwa: Krystyny Augustowskiej-Gumnej, Renaty Borowczyk, Jolanty Banaszek, Zofii Wandachowicz, Aldony Piaskowskiej, Waldemara Borowicza i Wiesława Piotrowskiego, za co winny im jestem gorące podziękowania. Dzięki zaangażowaniu i życzliwości tych osób mogłem dotrzeć do bardzo interesujących informacji, dokumentów, obiektów, zabytkowych przedmiotów, a przede wszystkim do świadków wydarzeń historycznych.
Tradycyjnie materiały dotyczące zabytków znajdujących się na opisywanym przeze mnie terenie udostępnili mi panowie Waldemar Witek i Andrzej Kuczkowski. Ponadto, w istotny sposób ułatwiając mi pracę, swoje zbiory zdjęć i dokumentów przekazali mi państwo: Bożena i Cezary Ambroziakowie, Zygmunt Kamiński, Robert Nowicki i Dariusz Zwierzyński. Bardzo im wszystkim za to dziękuję i liczę na dalszą współpracę.
Nieocenionej pomocy w toku pisania książki udzieliły mi następujące osoby, którym również składam serdeczne podziękowania: Barbara i Ignacy Banaszkowie, Cezary Dopierała, Zofia Frydrych, Ewelina Kmiecik-Grodzińska, Jan Grodziński, Stanisława i Józef Janiccy, Jolanta K. Jorgensen, Henryk Karpiński, Dariusz Katrycz, Brigitte Klump, Jan i Maria Kordkowie, Jan Kruk, Halina i Karol Mazurkiewiczowie, Mateusz Michalski, Tadeusz Woźniak, Małgorzata Pacześna, Maria i Marian Samulewscy, Magdalena Suchańska, Zofia i Henryk Wandachowiczowie, Zbigniew Walczyński i Edward Wiśniewski.
Za uważną i sprawną korektę tekstu dziękuję pani Magdalenie Borek.
Za wykonywanie profesjonalnych zdjęć obiektów zabytkowych dziękuję mojemu synowi Maćkowi Leszczełowskiemu, a za wsparcie na każdym etapie prac nad książką dziękuję mojej żonie Alicji i córce Paulinie.
Jarosław Leszczełowski
Niniejsza publikacja jest kolejną książką z cyklu przewodników historycznych po obszarze powiatów wałeckiego i drawskiego. „Wędrówki w pięciu wymiarach" to specyficzny sposób opowiadania o historii regionu, połączony z zachętą do odbywania wypraw terenowych. Podczas lektury książki Czytelnik porusza się w trzech wymiarach geometrycznych, wybierając mniej lub bardziej znane szlaki, drogi, ścieżki, a niekiedy i bezdroża. Na trasie takich wędrówek zostały wyznaczone przystanki położone przy różnorodnych obiektach, które mają ciekawą historię lub z którymi związane są stare legendy. Opowiadam je Czytelnikom, zapraszając w podróż w czwartym wymiarze, czyli w czasie (historia), lub w piątym - wymiarze ludzkiej wyobraźni (legendy).
Na fragmencie mapy Cesarstwa Niemieckiego z końca XIX w. autor zaznaczył dwa obszary osadnicze gminy Wierzchowo: średniowieczny (I tom wędrówek) i nowożytny (II tom)
W 2020 r. ukazał się pierwszy tom Wierzchowskich wędrówek w pięciu wymiarach, który spotkał się zainteresowaniem mieszkańców gminy oraz miłośników regionu. Dziś mam przyjemność zaprezentować Czytelnikom drugą część opowieści o historii, legendach i ciekawostkach gminy Wierzchowo.
Przedmiotem pierwszego tomu były dzieje zachodniej części gminy, którą zasiedlono jeszcze w średniowieczu. Znajdują się tam następujące miejscowości: Wierzchowo, Osiek Drawski, Żabin, Żabinek, Żeńsko oraz kilka mniejszych osad i dawnych folwarków. W drugim tomie opowiem o obszarze, który nazwałem Nowożytnym Rękawem Osadniczym. Znajdujący się tam wielki kompleks borów rozcina wąski pas pól uprawnych, który zasiedlano w okresie nowożytnym (XVI-XVIII w.). W tej części gminy leżą następujące miejscowości: Będlino, Nowe Laski, Otrzep, Garbowo, Sośnica, Świerczyna, Dębniewice i Wielboki.
Ten wyraźny podział na dwa obszary osadnicze i mnogość materiałów dotyczących dziejów gminy spowodowały, że Wierzchowskie wędrówki w pięciu wymiarach podzieliliśmy na dwa tomy.
Podobnie jak to było w pierwszym tomie wędrówek, również w ich drugiej części wiele uwagi poświęciłem żołnierzom I Armii Wojska Polskiego, którzy w lutym i marcu 1945 r. toczyli na terenie gminy Wierzchowo krwawe walki z hitlerowcami.
Na mapie z końca XIX w. zaznaczono wędrówki w pięciu wymiarach opisane w I i II tomie
Trasa pierwszej wędrówki przedstawiona na mapie z okresu międzywojennego; dziś powierzchnia lasów jest znacznie większa, a po dawnych folwarkach: Richterhof (Garnowo), Jägerlust (Strzelce) i Emilienhof (Kąty) pozostały jedynie ruiny
Ostatnią wędrówkę I tomu zakończyliśmy w Żeńsku, dlatego na pierwszą trasę II tomu wyruszymy z tej miejscowości. W południowej części wsi, w sąsiedztwie budynku dawnej szkoły, znajduje się skrzyżowanie dróg. Stąd udamy się drogą gruntową w kierunku zachodnim. Idąc malowniczą trasą, miniemy po lewej stronie wielki wąwóz, który sąsiaduje z Żeńskiem od strony zachodniej. Po następnych 350 metrach nasza droga przetnie mocno sfatygowaną szosę, która wiodła niegdyś ze Złocieńca do Mirosławca. Na północy rozciągają się rozległe pola, gdzie 1 marca 1945 r. toczyły się krwawe walki i po raz ostatni szarżowała polska jazda, ale o tym pisałem już w I tomie Wierzchowskich wędrówek w pięciu wymiarach. Po ok. 1,5 km wędrówki dotrzemy do miejsca, gdzie urządzimy pierwszy przystanek.
W miejscu, gdzie droga gruntowa przecina torowisko dawniej linii kolejowej, znajdował się niegdyś przystanek Borujsko (niem. Schönfeld). W jego nazwie zachowało się dawne miano dzisiejszej wsi Żeńsko, obowiązujące w latach 1945-1947. Trudno odgadnąć, czym się kierowała Komisja Ustalania Nazw Miejscowości, pozbywając się nazwy Borujsko, która kojarzyła się z ostatnią szarżą polskiej kawalerii. Ta godna pożałowania okoliczność powoduje, że turyści nie mogą odnaleźć na mapie nazwy miejscowości, pod którą rozegrała się ta sławna bitwa.
Linia kolejowa nr 410 w rejonie dawnego przystanku Borujsko; fot. Jarosław Leszczełowski
Po dawnym przystanku kolejowym nie ma już prawie śladu.
Państwowe linie kolei żelaznej nr 410 i 430 biegły od miejscowości Grzmiąca aż do Kostrzyna. Poszczególne ich odcinki powstawały w różnym czasie. Część, na której leżała stacja Schönfeld (Borujsko), oddano do użytku w 1900 r. Trzy lata później trasę tę przedłużono do Połczyna Zdroju. Transport pasażerski funkcjonował tam do 1991 r., a towarowy do 1996 r. W 2008 r. w nieczynną linię między Mirosławcem a Borujskiem uderzył wojskowy samolot transportowy CASA. W katastrofie tej zginęło 20 żołnierzy wojsk lotniczych.
13 lutego 2019 r., po 23 latach od wygaszenia linii kolejowej, przy której się znajdujemy, PKP Polskie Linie Kolejowe podpisały z konsorcjum Schweerbau i SBM umowę na jej rewitalizację. W tym czasie w rejonie stacji Borujsko nie było już nawet torów. Inwestycja rewitalizacji ma wartość 166 min złotych i obejmuje ułożenie 55 km torów, budowę nowych rozjazdów, rampy załadunkowej w Złocieńcu, przebudowę obiektów inżynieryjnych, przejazdów kolejowych oraz instalację nowoczesnych urządzeń sterowania ruchem.
Miejsce, w który się znajdujemy, zmienia się w ostatnim czasie. Widać postępujące prace. Przewiduje się, że na tej linii obowiązywać będzie maksymalna prędkość 70 km/h. Projekt nie obejmuje jednak reaktywacji ruchu pasażerskiego, więc trudno liczyć na uruchomienie przystanku Borujsko.
Po przekroczeniu torowiska powędrujemy leśną drogą w kierunku południowo-wschodnim. Po około 1600 m miniemy skraj lasu i dotrzemy do wlotu drogi asfaltowej, która prowadzi do położonego nieopodal obiektu wojskowego. Następnie pójdziemy 500 m w kierunku Nowych Lasek. Po prawej stronie drogi zobaczymy słabo widoczne ruiny dawnego folwarku i aleję starych dębów. Tam znajdował się niegdyś folwark Richterhof (GPS 53.390629,16.138202), który zniknął z powierzchni ziemi kilka lat po zakończeniu II wojny światowej. Na mapie z początku lat sześćdziesiątych XX w. zaznaczono jedynie zniszczone zabudowania Richterhof i cmentarzyk dawnych właścicieli, ale nie przypisano temu miejscu żadnej nazwy. Wcześniej jednak używano polskiej nazwy - Garnowo.
Ruiny osady Richterhof i cmentarzyk, gdzie chowano zapewne właścicieli folwarku, na mapie z początku lat sześćdziesiątych
Trzy folwarki: Richterhof, Jägerlust i Emilienhof leżące na wschód od wsi Nowe Laski powstały dopiero w drugiej połowie XIX w. Przy czym najstarszy z nich - Richterhof - należał administracyjnie do gminy Schönfeld (dziś Żeńsko), a pozostałe do gminy Żabin. W księdze adresowej majątków ziemskich z 1939 r. odnotowano, że właścicielem tej posiadłości była Emma Schneider-Dobberstein. Posiadłość liczyła 138 ha, z czego 126 pól uprawnych i 12 lasów. Żywy inwentarz składał się z 7 koni, 55 sztuk bydła rogatego i 60 świń. Do zabudowań należały dwór, obory i stodoła. Był tam też duży i ładny ogród.
Emma Schneider-Dobberstein przebywała w folwarku jeszcze po 1945 r. Cieszyła się podobno szacunkiem polskiej ludności ze względu na swoją dobroć. Niemiecka mieszkanka dawnego folwarku - Elli Assmuss -wspominała, że przez pewien czas Polacy nazywali folwark mianem Babka, co miało nawiązywać do jego dawnej właścicielki. Trudno zweryfikować dziś tę informację.
Folwark został zdewastowany podczas stacjonowania w Nowych Laskach 1 Brygady Pancernej. Potem Rosjanie mieli celowo burzyć niektóre budynki [Tak twierdzą starsi mieszkańcy dzisiejszych Nowych Lasek, jednak brak pewności, czy odpowiada to prawdzie.]. Dziś można obejrzeć jedynie fundamenty dawnych budowli. Uwagę zwracają rosnące tam drzewa, zwłaszcza aleja dębowa.
Dwór Jägerlust; źródło: Wenn in stiller Stunde. Bilddokumentation. Virchow und Umgebung, Mönkeberg 2007
Żeby dotrzeć do dawnego folwarku Jagerlust (później Strzelce), możemy wrócić do miejsca w pobliżu obiektu wojskowego i skręcić na północ, idąc najpierw krótkim fragmentem szosy, a następnie starą, częściowo brukowaną drogą, która wiedzie prosto do folwarku. Z daleka wyznacza go kępa drzew z dwoma bardzo wysokimi świerkami.
Po dawnym ryglowym dworze (GPS 53.401957, 16.138515) zostały jedynie schody i głęboki dół. Wokół znajduje się wiele ruin budowli gospodarczych. Wyrzucano tam śmieci, które wykopują teraz buszujące w tej okolicy dziki.
Wesele w rodzinie Schewe w 1938 r.; w tle widać ryglową konstrukcję dworu Jagerlust; goście weselni stoją na schodach, które dziś są jedyną pozostałością po dawnym dworze; źródło: Wenn in Stiller Stunde..., dz. cyt
Schody będące pozostałością po ryglowym dworze w Strzelcach;
fot. Jarosław Leszczełowski
Nazwę „Jägerlust" można przetłumaczyć jako myśliwską pasję. Założyciel folwarku był pewnie zapalonym myśliwym, który dzięki ogromnym lasom leżącym na północy mógł oddawać się swej pasji. Na początku XX w. folwark należał do Gerharda Schewego, którego rodzina mieszkała w pokaźnym ryglowym dworze. Zachowały się dwa zdjęcia tej stylowej budowli. Na jednym z nich z 1938 r. widać w tle ryglową konstrukcję dworu, a na pierwszym planie, na schodach stoją liczni weselnicy i para młoda, która właśnie wzięła ślub. Prawdopodobnie pannę Schewe poślubił wtedy Paul Günther, który był właścicielem folwarku w 1939 r. W tymże roku posiadłość liczyła 130 ha, w tym 126 ziemi uprawnej. Do żywego inwentarza należało 12 koni, 70 świń i 74 sztuki bydła rogatego.
Po 1945 r. posiadłość przemianowano na Strzelce, nawiązując w pewnym stopniu do nazwy historycznej, gdyż pasja myśliwska nie może się przecież obyć bez strzelania. W pałacu urządzono mieszkania dla trzech rodzin, które miały indywidualne gospodarstwa rolne. W budynkach gospodarczych trzymano żywy inwentarz. Podobnie zasiedlono sąsiadujący z dworem budynek, w którym przed wojną mieszkali robotnicy rolni. Pałac użytkowano jeszcze w latach siedemdziesiątych XX w., kiedy mieszkała tam już tylko jedna rodzina. Stan budowli pogarszał się, a w końcu dwór uległ całkowitej ruinie.
Garbowo, Kąty (Emilienhof) i Strzelce (Jägerlust) na mapie kartograficznej z połowy lat siedemdziesiątych XX w.
Kępa drzew kryje ruiny dawnego folwarku Jägerlust, rząd drzew po prawej rośnie wzdłuż brukowanej drogi prowadzącej do folwarku Emilienhof; fot. Jarosław Leszczełowski
Ruiny budynku gospodarczego, w którym mieściła się kuźnia; stan z 2020 r.; na pierwszym planie prymitywna ambona myśliwska;
fot. Jarosław Leszczełowski
Od zniszczonego folwarku Strzelce udamy się polnymi drogami w kierunku zabudowań Garbowa, przed którym położony był dawny folwark Emilienhof (po wojnie Kąty). Strzelce opuścimy drogą wiodącą na zachód, następnie skręcimy 90 stopni w prawo. Dotrzemy w ten sposób do drogi gruntowej z Nowych Lasek do Garbowa. Doprowadzi nas ona szybko do brukowanej drogi, wysadzanej gęstą aleją starych drzew. Po jej wschodniej stronie stoją ruiny dawnego budynku kuźni. Ta zrujnowana ceglana budowla ma wciąż efektowne kamienne fundamenty. W ten sposób znaleźliśmy się na terenie największego z okolicznych folwarków o dawnej nazwie Emilienhof (Dwór Emilii).
Obiekt ten uległ dewastacji stosunkowo niedawno, gdyż możemy jeszcze obejrzeć okazałe ruiny większości budowli. Po dawnym dworze nie ma niestety śladu. Pozostały jedynie znajdujące się w stanie katastrofy budowlanej ruiny budynku administracyjnego. Nieopodal rośnie zabytkowy buk i rozciąga się rozległy park. Jest tu też dość dobrze zachowana, ale zdewastowana lodownia, w której przechowywano żywność. Użytkowano ją również w polskich czasach. Okazałe są też ruiny dawnych ceglanych budowli gospodarczych folwarku. Zanim pochłonął go kryzys lat dziewięćdziesiątych XX w., folwark należał do PGR Żabin i nosił polską nazwę Kąty. Jednak na tym przystanku więcej czasu poświęcę jego starszym dziejom.
Ruiny zabudowań gospodarczych folwarku Dwór Emilii w 2020 r.; fot. Jarosław Leszczełowski
Sąsiadująca z dworem lodownia, mająca kamienne fundamenty i ceglane sklepienie; fot. Jarosław Leszczełowski
Emilienhof powstał w drugiej połowie XIX w. i należał do żydowskiej rodziny Hirschów. Nazwa osady pochodzi zapewne od imienia małżonki założyciela tego liczącego blisko 200 ha gospodarstwa. W 1925 r. posiadłość przeszła w ręce Käte i Heinricha Kaphanów. O tym małżeństwie, które wcześniej mieszkało w Żabinku, pisałem już nieco w pierwszym tomie Wierzchowskich wędrówek w pięciu wymiarach. Przypomnę, że należeli oni do nielicznej grupy żydowskich posiadaczy majątków ziemskich w międzywojennych Niemczech.
Heinrich Kaphan urodził w 1893 r. w Środzie Wielkopolskiej (zmarł w 1981 r. w Brazylii). Był żołnierzem podczas I wojny światowej, a pierwsze gospodarstwo rolne założył w Rumunii. Käte urodziła się w Drawsku Pomorskim w 1906 r. (wówczas Dramburg) jako córka zamożnego handlarza zbożem Georga Meyera Manassego1. Willa tej rodziny stoi do dziś przy ulicy Piłsudskiego w tym mieście.
W 1920 r. Heinrich Kaphan i ojciec Käte Georg Meyer Manasse zakupili w Żabinku 173 ha ziemi oraz wybudowali dworek. Żabinecki folwark, podobnie jak Emilienhof Hirschów, miał status dużego gospodarstwa chłopskiego. Jednak po pięciu latach kryzys ekonomiczny zmusił Heinricha Kaphana do sprzedaży folwarku i pałacyku w Żabinku. W 1925 r. przyjął on posadę administratora w folwarku Emilienhof, który należał wówczas do Kurta Hirscha. Rodzina Kaphanów zamieszkała we Dworze Emilii. Wkrótce udało się im zakupić ten folwark. Według innej wersji umierający i pozbawiony potomków Kurt Hirsch miał wskazać Kaphanów jako swoich spadkobierców.
Zdjęcie Käte Kaphan, współwłaścicielki dawnego Dworu Emilii
Sytuacja gospodarcza Niemiec była wówczas fatalna i w 1930 r. Heinrich Kaphan cudem uniknął utraty posiadłości. Pomimo tego w końcowych latach Republiki Weimarskiej we Dworze Emilii panowała idylliczna atmosfera. Kaphanowie żyli z rolnictwa oraz organizowania letnich wakacji dla dzieci z zamożnych rodzin berlińskich, przeważnie żydowskiego pochodzenia. W takich okolicznościach Kaphanowie zaprzyjaźnili się z rodziną niemieckiego polityka i historyka Ericha Eycka (również żydowskiego pochodzenia), który ich często odwiedzał. Każdego roku na wakacje wysyłał do Emilienhofu swoje dzieci, o czym opowiem na kolejnym przystanku. Ta znajomość okazała się bardzo ważna dla późniejszych losów Kaphanów.
Antysemityzm na niemieckim Pomorzu istniał zawsze, lecz wraz z dojściem Hitlera do władzy w 1933 r. los obywateli żydowskiego pochodzenia uległ radykalnemu pogorszeniu. Kate Kaphan tak wspominała ten ponury czas:
Wychowywałam się otoczona duchem antysemityzmu. Moje nazwisko panieńskie brzmiało Manasse, co było już samo w sobie podejrzane. Antysemityzmu doświadczałam jeszcze w szkołę. Ale kiedy się to zaostrzyło [chodzi o dojście Hitlera do władzy - przyp. J.L.], nikt nie ważył się już utrzymywać z nami kontaktów. Nasi sąsiedzi z majątków ziemskich nie przychodzili do nas. Żaden człowiek nie chodził teraz do tych Żydów Kaphanów! Wcześniej mieliśmy liczne kontakty, ale to się skończyło. Kto zresztą zaprosiłby Żydów do siebie, byłby skompromitowany [...]. Jak już powiedziałam, urodziłam się jako Manasse i przed naszym domem, domem moich rodziców [willą w Drawsku Pomorskim - przyp. J.L.], wywieszono tablicę z napisem „Jedynym, którego nienawidzę, jest ten Żyd Manasse". I przed tą „piękną tablicą" musieliśmy zawsze przechodzić, kiedy szliśmy do szkoły lub miasta2.
Prawdopodobnie Käte z goryczą pisała o zachowaniu właścicieli sąsiednich posiadłości Jägerlust i Richterhof. Do kompletnej izolacji od sąsiadów dochodziły coraz bardziej zaostrzające się szykany ze strony władz. Kaphanowie zdecydowali się więc sprzedać posiadłość i wyemigrować do Brazylii.
Heinrich Kaphan na swojej plantacji w Fazenda Jau w Brazylii, 1937 r.; źr.: The Oster Visual Documentation Center, Beit Hatfutsot
Realizacja tego przedsięwzięcia była możliwa dzięki pomocy Ericha Eycka, który skontaktował Kaphanów z berlińską rodziną Meierów. Berliński prawnik Max Hermann Meier i pomorski rolnik Heinrich Kaphan wspólnie zamierzali kupić ziemię w Brazylii. W tym czasie, dzięki dość skomplikowanej współpracy brytyjsko-brazylijsko-niemieckiej, rząd nazistowski umożliwiał emigrację Żydów do Brazylii w zamian za możliwość eksportu do tego kraju niemieckich wyrobów ze stali. Ich sprzedaż nie byłaby możliwa normalną drogą ze względu na wysokie ceny. Korzystając z tych trójstronnych kombinacji, Kaphanom udało się też dość korzystnie sprzedać Emilienhof. Heinrich Kaphan namówił do wyjazdu do Brazylii córkę Ericha Eycka - Eleonorę, która również spędzała wakacje w Emilienhof. Po zdaniu matury w 1932 r. Eleonora Eyck podjęła studia medyczne w Berlinie i Heidelbergu. Niestety po dojściu nazistów do władzy okazało się, że jej żydowskie pochodzenie uniemożliwia jej ukończenie studiów. Eleonora wyjechała więc do Paryża, a potem do Londynu, gdzie do 1935 r. uczyła francuskiego w szkole. Tam spotkała Heinricha Kaphana, który zaproponował jej wyjazd do Brazylii, gdzie również mogłaby uczyć dzieci3.
W czerwcu 1936 r. Kaphanowie wraz z Eleonorą Eyck dotarli statkiem do portu Santos w Brazylii. Jazda pociągiem z Sao Paulo do Rolandii, gdzie miała powstać ich plantacja, trwała 24 godziny4. Rodzina zamieszkała w małym drewnianym domu, którego umeblowanie składało się z łóżek i drewnianych skrzyń. Okna nie miały szyb tylko parapety. Nie było wody bieżącej ani prądu. Jedynym środkiem transportu były konie. W tym domu Eleonora prowadziła lekcje dla dzieci miejscowych osadników5.
Pomimo tak trudnych początków, dzięki wielkiemu nakładowi pracy Kaphanowie i Meierowie zbudowali w Rolandii piękną farmę, noszącą nazwę Fazenda Jau. Plantacja ta powstała w dżungli, 8 mil od miejscowości Rolandia. Po trzech miesiącach ekstremalnie ciężkiej pracy przy karczowaniu drzew i wypalaniu roślinności udało się wyrwać dżungli ziemię uprawną. Kaphanowie i Meierowie wybudowali nowe, wygodne domy. Na wspólnej farmie obie rodziny uprawiały ryż, kawę, bawełnę, pomarańcze, kukurydzę i pszenicę. Hodowali też kury i krowy. Na przepływającym nieopodal strumieniu Kaphan zbudował młyn, który wytwarzał energię elektryczną6.
Należy dodać, że obydwie rodziny udzielały też ogromnej pomocy żydowskim emigrantom z Niemiec, którzy także chcieli się osiedlić w Brazylii. Takie szczęście miało niewielu niemieckich Żydów. W 1940 r. na farmę Kaphanów dotarła z Dramburga na Pomorzu matka Kate - Klara Manasse (1881-1967). Niestety czworo jej rodzeństwa i troje rodzeństwa jej zmarłego męża - Georga Manassego - zamordowano w niemieckich obozach zagłady7. Na zakończenie tego przystanku dodajmy, że w 1936 r. Emilenhof zakupił niejaki doktor Steming. Posiadłość liczyła wtedy 192 ha, w tym 181 ha ziemi uprawnej i 4 ha lasu.
Po 1945 r. we dworze i w sąsiednim budynku administracyjnym mieszkały rodziny rolników. Kiedy w okresie stalinowskim zorganizowano Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną, jej biura mieściły w dawnym dworze Kaphanów. Spółdzielnia, nazywana powszechnie kołchozem, wykorzystywała też zabudowania gospodarcze, kuźnię oraz lodownię. Po jej likwidacji we dworze urządzono świetlicę wiejską. Odbywały się tam różnorodne uroczystości państwowe i prywatne. Dwór nadal oferował mieszkania rolniczym rodzinom, które korzystały z lodowni, gdzie przechowywano na przykład mięso po świniobiciu. Po latach ludzie opuścili dawny Dwór Emilii, którego infrastrukturę kompletnie zrujnowano. Zwiedzając to miejsce, warto obejrzeć dawny park dworski z interesującymi gatunkami starych drzew.
Drugi przystanek we Dworze Emilii poświęcimy postaci pisarza i historyka, który ukochał to miejsce. Chodzi o Franka Eycka, syna niemieckiego polityka, prawnika i również historyka - Ericha Eycka.
Ponieważ na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX w. trudno było wyżyć z samego rolnictwa, Kaphanowie wpadli na pomysł, żeby oferować odpłatne wakacje na wsi dla dzieci z zamożnych berlińskich rodzin. Dwór Emilii leżał w spokojnej, otoczonej lasami okolicy i nadawał się znakomicie na miejsce wypoczynku dla dzieci. W gospodarstwie było 10 koni i kilka kucyków, ponadto gospodarze oferowali dzieciom rowery. O tej możliwości dowiedziała się rodzina Eycków z Berlina, która po zapoznaniu się warunkami regularnie wysyłała swoje dzieci na wakacje do Emilienhofu.
Siedmioletni Frank Eyck po raz pierwszy przyjechał do Emilienhofu w 1928 r. wraz ze swymi siostrami Eleonorą i Ireną. Pobyt ten zachwycił berlińskie dzieci, a Frank tak wspominał ten szczęśliwy okres:
Życie w chłopskim gospodarstwie i praca u doświadczonego rolnika, jakim był Heinrich Kaphan, którego bardzo podziwiałem, oferowały wychowanemu w wielkim mieście dziecku potrzebną równowagę. Oswajałem się z końmi, robiąc przejażdżki, głównie na kucykach. Do tego robiłem wiele wycieczek rowerowych po okolicy i pływałem w pobliskich jeziorach. Wieczorami Kate Kaphan, która posiadała wszelkie umiejętności chłopskiej gospodyni, ale jednocześnie znakomite wykształcenie i ogromną wrażliwość, czytywała nam niemiecką literaturę8.
Frank Eyck przebywał w posiadłości Kaphanów każdego lata aż do 1935 r., kiedy swój smutek z powodu wyjazdu Kaphanów wyraził w księdze gości:
Bywałem tu często i przeżywałem piękne wakacje w Emilienhof. Teraz kiedy wiem, że będę tu po raz ostatni, że w przyszłości ktoś inny będzie właścicielem Emilienhofu, ktoś obcy, że wujek Heinrich i ciocia Käte przez wielotygodniową podróż będą od nas oddzieleni. Uważałem to za straszną odmianę losu, spowodowaną przez arbitralne przepisy zmieniające nasze życie. Życzę wujkowi Heinrichowi i cioci Käte, aby znaleźli nowy dom w Brazylii[…].9
Okazało się, że jeszcze tego samego roku Frank także był zmuszony emigrować do Londynu, aby uniknąć prześladowań przez hitlerowskie władze, a zapewne i śmierci w obozie zagłady.
Frank Eyck urodził się w 1921 r. w Berlinie, w żydowskiej rodzinie należącej do niemieckiej klasy średniej. Ukończył studia w Berlinie i Londynie. W czasie II wojny światowej służył w służbach informacyjnych brytyjskiej armii. W latach 1946-1956 pracował jako dziennikarz w BBC. Potem był wykładowcą historii na uniwersytetach w Liverpoolu i Exeter, a w latach 1968-1987 profesorem na Uniwersytecie w Calgary w Kanadzie. Był autorem kilku książek. Zmarł w 2004 r. w Calgary.
Opuszczając ruiny Dworu Emilii, udamy się w kierunku północnym do skrzyżowania dróg w dzisiejszej wsi Garbowo. Miejscowość składa się niemal wyłącznie z gospodarstw rolnych. Otaczają ją pola uprawne. Na podwórzach domostw wszędzie widać ciągniki i maszyny rolnicze. Wiosną po obramowanych lasami rozległych polach spacerują pary żurawi, pokrzykując od czasu do czasu. Atmosfera tego miejsca jest unikatowa.
Nazwa miejscowości jest ahistoryczna i powstała w okresie powojennym. Nie użyto jej na mapie z początku lat sześćdziesiątych XX w. Miano to nie pojawiło się też na mapie kartograficznej z drugiej połowy lat siedemdziesiątych. Oprócz indywidulanych gospodarstw, nazwanych wówczas Kolonią Żabin, w skład sołectwa wchodziły wtedy folwarki Strzelce (niem. Jägerlust) i Kąty (niem. Emilienhof).
Obszar dzisiejszego Garbowa należał pierwotnie do majątku ziemskiego w Żabinie. Na mapach Roedera z 1838 r. i Reymana z połowy XIX stulecia na tym obszarze nie było jeszcze jakichkolwiek folwarków i gospodarstw. Dopiero w drugiej połowie XIX w., po częściowej parcelacji żabineckiej posiadłości, powstały tam dość pokaźne gospodarstwa chłopskie, przy czym dwa z nich wyróżniały się wielkością i miały swoje unikatowe nazwy: Jägerlust i Emilienhof.
Na skrzyżowaniu w Garbowie wybierzemy drogę wiodącą na północny zachód, w stronę lasu. Kiedy miniemy jego skraj, pójdziemy w prawo jedną z dróg wiodących na północ, by po kilkuset metrach dotrzeć do szosy Żabin-Nowe Laski. W tym miejscu stoi pomnik, który przypomina, że podczas walk na pozycji ryglowej Wału Pomorskiego znajdowało się tam stanowisko dowodzenia I Armii Wojska Polskiego. Armia ta składała się z polskich żołnierzy, jednak dowodzili nią oddelegowani z Armii Czerwonej sowieccy oficerowie, którzy zwykle mieli polskie korzenie lub polsko brzmiące nazwiska. Mówiło się, że byli to Sowieci pełniący obowiązki Polaków. Do tego schematu pasował doskonale dowódca armii Stanisław Popławski.
Pomnik ma formę wielkiego głazu. Przytwierdzono od niego tablicę pamiątkową, na której widnieje następujący napis:
W tym miejscu 1 marca 1945 roku znajdował się punkt obserwacyjny, z którego gen. Stanisław Popławski dowodził jednostkami I Armii Wojska Polskiego podczas operacji pomorskiej.
Faktycznie, 1 marca 1945 r. I Armia Wojska Polskiego ruszyła do natarcia na dobrze przygotowaną niemiecką linię obrony w rejonie Gór Smolnych, Żabina i Borujska (dziś Żeńska). Krwawe walki mające miejsce w tym dniu opisywałem w pierwszym tomie wędrówek. To wtedy nastąpiły ostatnia szarża polskiej kawalerii oraz udany atak na wieś Borujsko. Niestety natarcia polskiej piechoty na Góry Smolne 1 marca zakończyły się krwawym fiaskiem.
Pomnik zimą 1921 r.; fot. Jarosław Leszczełowski
Generał Popławski nie należy do pozytywnych bohaterów polskiej historii. Był w istocie sowieckim oficerem, który aktywnie uczestniczył w zniewalaniu powojennej Polski. Karierę wojskową zrobił w stalinowskiej Rosji Sowieckiej i był typowym przedstawicielem tego systemu. Do podwładnych odnosił się po chamsku i nie stronił od alkoholu.
Stanisław Popławski urodził się w 1902 r. w Wyndyczanach pod Winnicą. W 1920 r. został wcielony do Armii Czerwonej i jako podoficer brał udział w wojnie domowej. Po ukończeniu szkoły oficerskiej służył w sowieckiej armii jako dowódca plutonu i kompanii. Dalszym krokiem w jego karierze były studia na Akademii Wojskowej imienia Frunzego w latach 1938-1940. Na tej uczelni został wkrótce wykładowcą taktyki. Po niemieckiej napaści na Rosję Sowiecką walczył na froncie, dowodząc pułkiem, a następnie będąc szefem sztabu jednej z dywizji piechoty. Awansował, obejmując dowództwo dywizji, a następnie korpusu piechoty 5 Armii.
We wrześniu 1944 r. jako generała brygady skierowano go do tzw. „ludowego" Wojska Polskiego. Najpierw został dowódcą 2 AWP, a następnie 1 AWP. W powojennej Polsce był dowódcą Śląskiego Okręgu Wojskowego, a w latach 1947-1950 dowódcą wojsk lądowych. Kolejnym etapem kariery Stanisława Popławskiego było stanowisko Głównego Inspektora Wyszkolenia Bojowego, które zajmował do 1956 r.
1984 r.; harcerze z Sośnicy, Świerczyny i Wierzchowa podczas uroczystości rocznicowych przed pomnikiem; zdjęcie udostępnił Waldemar Borowicz
Na mocy tajnego rozkazu Stalina Popławski nigdy nie przestawał być jednocześnie sowieckim generałem, będąc jedynie czasowo odkomenderowanym do Wojska Polskiego. Co ciekawe, na mocy tego samego rozkazu „pełniący obowiązki Polaków" zwolnieni byli ze składania przysięgi obowiązującej w Wojsku Polskim.
Stanisław Popławski był posłem, gdyż uzyskał mandat w sfałszowanych wyborach w 1947 r. Od 1949 r. do 1956 r., czyli w okresie największych represji stalinowskich, był wiceministrem Obrony Narodowej i zastępcą marszałka Rokossowskiego. Ponosił odpowiedzialność za krwawe stłumienie buntu robotników w czerwcu 1956 r. w Poznaniu. Dowodził wojskami, które strzelały do protestujących, więc odpowiadał za śmierć 74 osób.
Kiedy w październiku 1956 r. doszło w Polsce do przemian, których wynikiem było częściowe zerwanie ze stalinizmem, Popławski powrócił do ZSRR i służby w Armii Czerwonej. Zmarł w 1973 r., a jego nazwisko na pomniku, przed którym się znajdujemy, musi budzić mieszane uczucia.
Po obejrzeniu pomnika powędrujemy wzdłuż szosy w kierunku Nowych Lasek. Po około 1200 m dotrzemy do leżącego po lewej stronie wlotu drogi leśnej, którą pójdziemy w kierunku wschodnim. Wielkie wrażenie robi wysokopienny las, a zwłaszcza liczne, rosłe dęby. Po kilkuset metrach po północnej stronie drogi naszą uwagę przykują zbocza Góry Raczej (211 m n.p.m.), która jest dziś porośnięta lasem i z jej wierzchołka nie będziemy mogli się już cieszyć widokiem na całą okolicę. W okresie międzywojennym widać stąd było nawet wieżę gotyckiego kościoła w Drawsku Pomorskim. Mimo tego warto wspiąć się na Górę Raczą, żeby podziwiać świat jej przyrody i ukształtowanie terenu.
Zdjęcie wieży widokowej, która stała niegdyś na Raczej Górze
Historyczna nazwa tego wzniesienia brzmiała Hoch Ratzenberg, czyli Wielka Góra Raatza. W latach trzydziestych XX w. w pobliżu wierzchołka można było jeszcze odszukać fundamenty starego domostwa, z którym jest związana interesująca legenda. Opowiem ją na następnym przystanku.
Hoch Ratzenberg był najwyższym wzniesieniem międzywojennego powiatu drawskiego. Na jego wierzchołku stała wtedy drewniana platforma widokowa, z której roztaczał się widok na bliższą i dalszą okolicę. Leśnicy używali jej jako dostrzegalni przeciwpożarowej.
Rozmiłowany w prowadzeniu wojen król pruski Fryderyk II wplątał swe państwo w krwawą wojnę, zwaną później siedmioletnią (1756-1763). W konflikcie tym brało udział wiele państw, a walki toczyły się na kilku kontynentach. Ze względu na rozległy zakres działań wojennych niektórzy porównują tę wojnę z dwudziestowiecznymi konfliktami światowymi. Najkrwawsze walki toczyły się jednak na Śląsku i Pomorzu Zachodnim. Pomimo niewątpliwych zdolności strategicznych Fryderyka II szala zwycięstwa przechylała się wyraźnie na stronę jego przeciwników i tylko szczęśliwy zbieg okoliczności (śmierć antyniemiecko nastawionej carycy Elżbiety Pietrowny, którą to okoliczność zwano „cudem domu brandenburskiego") uratował państwo pruskie przed całkowitą klęską, a może nawet likwidacją. Fryderyk II zapamiętał się w zaciekłych walkach i zarządzał wciąż nowe pobory rekruta, a krwawe bitwy pochłaniały tysiącami ludzkie istnienia. Ostatecznie Prusy straciły w walce blisko 180 000 żołnierzy.
Z wojną siedmioletnią i Wielką Górą Raatza związana jest następująca legenda:
Nie każdemu uśmiechała się perspektywa ciężkiego, żołnierskiego życia w strachu przed pałką kaprala i kulami wroga. Mieszkający na Śląsku leśniczy o nazwisku Raatz nie miał ochoty stracić swojego młodego życia w bezsensownych masakrach. Zagrożony poborem do sławetnej armii Fryderyka II, leśniczy umknął na Pomorze i osiedlił się w głębokiej puszczy niedaleko Nowych Lasek i Sośnicy. Wybudował tam skromne gospodarstwo i każdego dnia bardzo ciężko pracował. Wkrótce o jego niezwykłej pracowitości opowiadano w całej okolicy, a walory charakteru przybysza z dalekich stron doceniły również władze państwowe, powierzając mu gospodarowanie znaczną częścią miejscowych lasów. Nie wiedziano oczywiście o jego ucieczce ze Śląska i uchyleniu się przed zaciągiem do wojska. Został w ten sposób leśniczym w służbie królewskiej. Raatz nie miał potomstwa, więc po jego śmierci gospodarstwo uległo ruinie. Nikt później nie odważył się zamieszkać w tak głębokich lasach, gdzie łatwo było trafić na watahę głodnych wilków. Postać Raatza została jednak w pamięci mieszkańców okolicznych wsi, a wysokie wzgórze znajdujące się w pobliżu dawnego domostwa nazwano imieniem gajowego przybyłego ze Śląska10.
Legendarne wyjaśnienie nazwy góry skomentowano w czasopiśmie „Dramburger Kreisblatt". Autorzy zauważają, że jest wysoce nieprawdopodobne, by tak imponujące wzgórze nie miało swojej nazwy aż do czasów Fryderyka II. Jeszcze mniej prawdopodobne byłoby nazwanie góry od leśniczego zatrudnionego w państwowych lasach. Według nich takiego przypadku nie było w całych Niemczech. Autorzy krótkiego artykułu podjęli nawet próbę wyjaśnienia pochodzenia tej nazwy, stawiając hipotezę, że jej pierwotna forma brzmiała Ratzenberg. Słowo „ratz" w języku pomorskich Słowian (zwanych przez Niemców Wendami) miałoby oznaczać drobne zwierzęta drapieżne, takie jak kuny, szczury i tchórze. W obszarze niemieckim jest wiele wzgórz, które nazywane były od gatunków zwierząt, np. Fuchsberg lub Wolfsberg. Obowiązująca dziś polska nazwa Racza Góra jest ahistoryczna i jest jedynie fonetycznie podobna do dawnego miana.
Dodajmy jeszcze, że ze zbocza Raczej Góry wypływało źródło, z którego przez dziesiątki lat korzystali mieszkańcy Nowych Lasek, gdyż wody gruntowe w tej miejscowości położone były zbyt głęboko, żeby kopać studnie. Technologia w XIX w. była zbyt prymitywna. Wodę wożono więc spod Hoch Ratzenbergu. Źródło otoczono głazami, tworząc swojego rodzaju studnię11. Nazywano je Raatzenpütt od nazwy góry i gwarowego słowa „Pütt” oznaczającego studnię. Można odszukać to miejsce na zachodnich zboczach góry.
Lasy w okolicach Góry Raczej; fot. Jarosław Leszczełowski
Opuszczamy okolicę Raczej Góry i udamy się leśnym traktem w kierunku południowo-wschodnim. Po około 1 km dotrzemy do szosy i skręcimy w kierunku zachodnim, w stronę Nowych Lasek. Po kilkuset metrach dotrzemy do miejsca, w którym po obu stronach szosy znajdują się leśniczówki Laski i Dąbrowa. Wcześniej była tu tylko leśniczówka Laski, a do 1945 r. Laatzig. Zabudowania tego gospodarstwa powstały w połowie XIX w., gdyż wcześniej podleśniczy mieszkał na zachodnim skraju wsi Neulaatzig.
Kiedy w 1572 r. na terenie dzisiejszej wsi Nowe Laski Elektorski Urząd Ziemski Neuhof (dziś Będlino) założył niewielki folwark Laatzig, obok nad stawem wzniesiono też chałupę dla podleśniczego, który dozorował leżący w pobliżu obszar lasów państwowych. Historia miejscowej leśniczówki jest więc tak długa, jak historia osady Nowe Laski. Podleśniczy dysponował ogrodem, w którym miał 10 uli. Na początku XVIII w. otrzymywał niewielką wypłatę z urzędu ziemskiego, a z folwarku przysługiwało mu rocznie 12 korców żyta (ok. 18,7 1) i 1 wispel owsa (13481) oraz w gotówce: 28 talarów, 8 groszy i 2 fenigi. Do dyspozycji miał 72 morgi ziemi uprawnej przy wzgórzu Budenberg (inaczej Bockenberg).
Leśniczówka Laatzig na początku XX w.
W drugiej połowie XVIII w. podleśniczym w Neulaatzig był Johann Heinrich Daecke, który po pożarze wsi w 1779 r. wybudował nowy dom, mający dwie izby, trzy komórki oraz oborę. Stary dom, który padł ofiarą płomieni, stał w sąsiedztwie folwarku, a gospodarstwo powstało na zachód od stawu. Nowe miejsce Daecke otrzymał od sołtysa w zamian za oddanie tamtemu miejsca po starym domu12.
Napis na leśniczówce Laski wykonany przez polskich żołnierzy w 1945 r.
Leśniczówka Laski z napisem o gruzach Warszawy po prawej stronie budynku; zdjęcie udostępniła Jolanta Banaszek
Po likwidacji folwarku w 1764 r. leśniczówka i posada podleśniczego pozostały. W drugiej połowie XIX w. przeniesiono ją znad stawu we wsi w miejsce, w którym się znajdujemy. Leśniczówka należała wtedy do Nadleśnictwa w Neuhof (dziś Będlino). W pamięci mieszkańców okolic zachowało się wspomnienie o śmierci mieszkającego tam leśniczego, który zginął z rąk kłusowników.
W 1945 r. stacjonujący we wsi polscy żołnierze namalowali na ścianie leśniczówki napis: Za gruzy Warszawy zapłacimy gruzami Berlina, który pozostawał tam przez wiele lat.
Po prawej: wieloletni gospodarz leśniczówki Laski - Ignacy Banaszek; zdjęcie udostępniła Jolanta Banaszek
Na dole: zdjęcie wykonane przed leśniczówką Laski w 1980 r.; od lewej: Rudolf Habermann (urodzony w Neulaatzig), Katarzyna Banaszek, Barbara Banaszek (żona leśniczego Ignacego Banaszka), Georg Habermann (trzyma poroże, dawny właściciel domostwa nr 31) i Bogumił Walczyński (polski właściciel gospodarstwa nr 31)
Na tym przystanku przeanalizuję informacje dotyczące daty powstania osady Neulaatzig, która dziś nazywa się Nowe Laski. Do I rozbioru Rzeczypospolitej w 1772 r. dzisiejsze Laski Wałeckie w gminie Wałcz i Nowe Laski nosiły tę samą nazwę Laatzig. Nikomu to nie przeszkadzało, dopóki miejscowości dzieliła granica państwowa. Kiedy jednak obydwie wsie znalazły się w Królestwie Prus, należało coś zrobić, żeby uniknąć pomyłek adresowych. Starsze metryką Laski Wałeckie przemianowano na Altlatzig (Stary Latzig), a wieś w powiecie drawskim najpierw na Kolonię Laatzig, a następnie Neu Laatzig. Niestety ta występująca przez co najmniej 200 lat zbieżność nazw prowadzi niekiedy do pomyłek badaczy historii.
Na mapie z 1838 r. sporządzonej przez por. von Roedera widać we wsi zabudowania nad stawem, wśród których była leśniczówka; po prawej wzgórze Böckenberg, w pobliżu którego podleśniczy miał swoją ziemię uprawną
Kiedy szybko chcemy się dowiedzieć, kiedy powstała jakaś miejscowość w powiecie drawskim,, dobrą drogą jest sprawdzenie informacji zawartych w Słowniku historycznym Nowej Marchii w średniowieczu. Zwykle otrzymamy wiarygodną odpowiedź. Niestety inaczej jest w przypadku Nowych Lasek, gdyż autorom tego opracowania przydarzył się lapsus. Niektóre fakty dotyczące dziejów Lasek Wałeckich przypisano w tym opracowaniu Nowym Laskom13. We wspomnianym słowniku znajdziemy informację, że Laski powstały jeszcze w średniowieczu i zostały wymienione jako Latzick w księdze ziemskiej margrabiego Ludwika Starszego w 1337 r. Jednak ten zapis księdze dotyczył Lasek Wałeckich. Następnie pojawiają się daty 1507 i 1536 oraz informacja, że Latzig należała do dóbr Wedlów. Zapisy te dotyczą jednak dóbr mirosławieckich Wedlów i w zapisach tych również chodzi o Laski Wałeckie, które należały przez setki lat do ziemi mirosławieckiej.
Kolejna wzmianka w Słowniku historycznym Nowej Marchii w średniowieczu mówi o powstaniu w 1550 r. przysiółka Laatzig u podnóża Raczej Góry. Osada miała należeć do domeny elektorskiej w Żabinie (w rzeczywistości była to wtedy domena w Neuhof, czyli w Będlinie). Tym razem chodzi o właściwą miejscowość. Jednak podana data powstania folwarku Laatzig w 1550 r. budzi pewne wątpliwości. Autor słownika powołał się na artykuł E.H. Utkego, który faktycznie wskazał taką datę, ale Utke nie napisał nic o źródle tej informacji.
W następnym zdaniu notki zawartej w słowniku napisano:
Margrabia Jan [władca Nowej Marchii Johann zwany też Hansem z Kostrzyna - przyp. J.L.] po zajęciu dóbr Borków i Güntersbergów założył w 1566 r. domenę Będlino [właściwie Neuhof - przyp. J.L.] (potem Żabin) i wtedy na Laatziger Feldmark, nabytym od Antoniego von Güntersberga, powstał przysiółek (owczarnia)14.
Zdanie to przeczy początkowemu twierdzeniu jakoby folwark w Laskach powstał w 1550 r. Ponadto znów zabrakło wskazania źródła informacji o rzekomym zakupie w 1566 r. Słownik nie wskazuje więc jednoznacznej daty powstania osady Latzig w Nowej Marchii. Zwróćmy też uwagę, że w wyniku konfliktu z Matzkem von Borcke ze Złocieńca margrabia zagarnął posiadłość Borków, ale nie Güntersbergów. Od tych ostatnich Elektorski Urząd Ziemski odkupywał natomiast niektóre posiadłości.
W Słowniku historycznym Nowej Marchii w średniowieczu widnieje też błędna informacja, że w 1540 r. Blanckenburgowie osadzili w Laskach pierwszego pastora Kaspara Kählera15. Autor jest najwyraźniej niekonsekwentny, gdyż wcześniej napisał, że przysiółek Laski powstał w 1550 r„ albo nawet w 1566 r. Jest to dość oczywista pomyłka, gdyż w rzeczywistości pastor Kähler otwiera długą listę protestanckich duchownych, ale w leżących na ziemi mirosławieckiej, po polskiej stronie granicy, Laskach Wałeckich. Nawiasem mówiąc, w Nowych Laskach nigdy nie było świątyni.
Moim zdaniem, najbardziej wiarygodną datę powstania elektorskiego folwarku Laatzig podał wspomniany wcześniej E.H. Utke w artykule Vom Amte Neuhof und seine Untertanen opublikowanym w czasopiśmie „Dramburger Kreisblat". Autor ten powołał się raporty elektorskiego amtmanna Cyriacusa Güntera, wskazując, że w 1572 r. na terenie zwanym Pribenietz, zakupionym od Tönnigesa von Güntersberga założono urząd w Będlinie, folwark i wieś w Świerczynie (wtedy Gross Linichen) oraz folwark Laatzig.
Podsumowując, należy stwierdzić, że dzisiejsza wieś Nowe Laski powstawała dwuetapowo. W drugiej połowie XVI w. (najprawdopodobniej w 1572 r.) wybudowano na jej miejscu elektorski folwark, a w pierwszej połowie XVIII stulecia w jego sąsiedztwie założono wieś o tej samej nazwie. Swoje gospodarstwa mieli tam chłopscy osadnicy, którzy przybyli z polskiego powiatu wałeckiego. Zachowała się wyczerpująca dokumentacja na temat założenia tej chłopskiej kolonii, o czym opowiem na jednym z kolejnych przystanków.
Na wschodnim skraju wsi Nowe Laski znajduje się stary cmentarz ewangelicki, w znacznym stopniu zdewastowany. Zachowało się jedynie kilka nagrobków. Pierwszy cmentarz we wsi istniał w jej zachodniej części, a ten, przed którym się znajdujemy, powstał w XIX w.
Podobnie jak w innych miejscowościach gminy, przed cmentarzem ustawiono głaz pamiątkowy z napisami w języku polskim i niemieckim. Inskrypcja informuje, że stoimy przed cmentarzem ewangelickim w Nowych Laskach. Jest tam także cytat z Listu do Tesaloniczan: Albowiem jak wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, tak też wierzymy, że Bóg przez Jezusa przywiedzie z nim tych, którzy zasnęli (1 Tes 4,14).
Cmentarz porośnięty jest typową dla tego typu obiektów roślinnością. Rozciąga się z niego piękny widok na okoliczne pola.
Los sprawił, że pośród nielicznych ocalonych nagrobków znalazł się ten, który upamiętnia zmarłego od ran doznanych podczas I wojny światowej młodego mieszkańca dawnego Neu Laatzig Alberta Lücka. Inskrypcja na nagrobku brzmi:
Hier ruht in Gott Musk. Albert Lück, *6.11.1898, +26.5.1919. Er starb den Heldentod fürs Vaterland. In den Blüte der Jugend, in der Fülle der Kraft hat des Feindes Kugel dich hingerasst. Jetzt bist du gekrönet nach blutigem Streit mit der Krone des Lebens in Ewigkeit. (Tłum.: Tu spoczywa w Bogu muszkieter Albert Lück, ur. 6.11.1898, zm. 26.5.1919. Umarł śmiercią bohatera za ojczyznę. W kwiecie młodości i w pełni sił przebiła cię wroga kula. Teraz po krwawej walce ukoronowany koroną życia wiecznego).
Kamienna tablica pamiątkowa przed cmentarzem w Nowych Laskach; fot. Jarosław Leszczełowski
21-letni muszkieter Albert Lück został postrzelony na froncie i wrócił do rodzinnej wsi, gdzie zmarł w wyniku odniesionej rany. Podczas I wojny światowej zginęło kilkunastu mieszkańców Nowych Lasek. Wśród nich był miejscowy nauczyciel Albert Mantey, który był ciężko ranny i zmarł w marcu 1915 r.
Nagrobek Alberta Lücka
Przejdziemy teraz główną drogą przez całą wieś i zatrzymamy się dopiero na jej zachodnim skraju, nieopodal stawu, który nosił niegdyś nazwę Knollenbruch. Miejsce to jest najstarszą częścią wsi, gdyż tu właśnie stały kiedyś zabudowania folwarku Laatzig, czyli osady, która dała początek wsi.
Jak już wspomniałem wcześniej, folwark założył Elektorski Urząd Ziemski prawdopodobnie w 1572 r. Przy nowej osadzie wzniesiono też chałupę-leśniczówkę, gdzie zamieszkał podleśniczy pracujący dla tego urzędu. Ernst Fritz Brüning, opisując powstanie folwarku na podstawie akt archiwalnych przechowywanych w szczecińskim archiwum, stwierdził, że nazwa tej osady ukształtowała się później, a wcześniej nazywano ją po prostu Folwarkiem przy Górze Raczej (niem. Vorwerk am Hochratzenberge). Według innego badacza - E. H. Utkego - folwark od początku nazywał się Laatzig16 gdyż powstał na terenie zwanym Laatziger Feldmark, kupionym przez margrabiego Hansa z Kostrzyna od von Güntersbergow.
Budynki gospodarcze i chałupy, w których mieszkali pasterze i robotnicy folwarczni, były rozmieszczone wokół stawu Knollenbruch. Po przeciwnej stronie drogi (w miejscu dzisiejszego gospodarstwa Nowe Laski 31) znajdował się dziedziniec z domem zarządcy lub dzierżawcy. Chałupa i gospodarstwo leśniczego stały początkowo w pobliżu zabudowań folwarku, a po pożarze pod koniec XVIII w. przeniesiono je na zachodnią stronę stawu Knollenbruch (dziś jest tam domostwo Nowe Laski 2). Na terenie folwarku żyła jedna rodzina chłopska o statusie kozatów (czyli półchłopów, użytkujących zwykle o połowę mniejszą działkę rolną niż to miało miejsce w przypadku chłopskich rodzin). Dysponowali oni prawdopodobnie 1 łanem ziemi i zobowiązani byli do odpracowania pańszczyzny.
Niedaleko folwarku leżał też stary cmentarz. W przeciwieństwie do dzisiejszych Nowych Lasek folwark Laatzig miał układ owalnicowy.
Dla robotników folwarcznych pobliskie lasy miały ogromne znaczenie. Wypasano tam trzodę chlewną, którą karmiono wówczas żołędziami i buczyną. Robotnicy mogli pobierać z lasu nieodpłatnie drewno do naprawy budynków i na opał. Ponadto zbierali jagody i grzyby. Folwark nie dysponował studnią, gdyż wody gruntowe leżały zbyt głęboko. Wodę czerpano ze źródeł, przy czym najlepsza pochodziła z opisywanego już źródła na Górze Raczej. Wodę stamtąd pobierano tak intensywnie, że źródło okresowo wysychało. Folwarczni pasterze pędzili bydło do wodopoju nad dzisiejszym jeziorem Pogorzalskim (dawniej Katzsee, a jeszcze wcześniej Kobitzsee), które dziś znajduje się na terenie gminy Mirosławiec. Przechodzili więc na polską stronę granicy17. Jako wodopój wykorzystywano też staw Knollenbruch.
W osadzie były ponadto dwa ogrody użytkowane przez pasterzy, chałupa, w której kobiety zbierały się do wspólnego przędzenia, oraz kuźnia z domostwem kowala18.
W1595 r. folwark zajmował się głownie hodowlą owiec. Odnotowano tam 1342 sztuki tych zwierząt, a ponadto 124 krowy i 31 świń. W1700 r. z kolei inwentarz żywy składał się z 13 sztuk bydła rogatego, 15 świń, 25 kur, 46 gęsi i 33 kaczek19.
Po powstaniu Królestwa Prus w 1701 r. folwark, leśniczówka i cały urząd ziemski zmieniły status z elektorskiego na królewski.
Do odpracowania pańszczyzny w folwarku królewskim Laatzig, oprócz wspomnianego powyżej kozata, zobowiązani byli chłopi ze wsi Gross Linichen, czyli dzisiejszej Świerczyny. W1733 r. 13 chłopów i 6 kozatów ze Świerczyny musiało każdego roku pracować na 9 morgach ziemi folwarcznej.
W okresie 1723-1739 folwark był wydzierżawiony niejakiemu Völzowi, który na podstawie kontraktu zawartego z Królewskim Urzędem Ziemskim musiał corocznie zapłacić amtmannowi z Żabina 468 talarów. Wszystko wskazuje na to, że Völz nie poradził sobie z zadaniem gospodarzenia w Laatzig. Folwark przynosił duże straty, a dodatkowo Völz skonfliktował się ze świerczyńskimi chłopami i z miejscowym podleśniczym. W końcu, nie mogąc sprostać narastającym problemom, nocą 30 listopada 1739 r. uciekł za polską granicę. Tym samym złamał obowiązujący go kontrakt, co wówczas traktowano jako przestępstwo. Co więcej, zabrał ze sobą pieniądze, które miał wpłacić amtmannowi za dzierżawę w 1739 r. Do pomocy wynajął grupę uzbrojonych Polaków, którzy pomogli mu popędzić za polską granicę stado 65 należących do folwarku świń. Po polskiej stronie w Lipiu (Althof) zreflektował się nieco i poprosił tamtejszego administratora, żeby odprowadził 40 ukradzionych świń z powrotem do Laatzig.
Jego eskapada zakończyła się zresztą niepowodzeniem, gdyż został później pojmany przez władze pruskie. Podczas przesłuchania narzekał bardzo na żabińskiego amtmanna Schmidta, który podwyższył mu opłaty za dzierżawę w latach 1736-1739 z 468 do 472 talarów rocznie. Skarżył się też, że dla utrzymania folwarku musiał zatrudniać obcych robotników, a koszty te nie zostały mu zrekompensowane. Dalsze dochodzenie wykazało jednak, że to Völz zachowywał się nieuczciwie i wywoływał konflikty. Świerczyńscy chłopi zapowiedzieli, że kiedy pojawi się na ich gruncie, obiją go tak bardzo, że nie będzie w stanie wyczołgać się ze wsi. Völz ukradł też 10 uli z ogrodu należącego do królewskiego podleśniczego w Laatzig. W tej sytuacji odebrano mu dzierżawę20.
W 1739 r. rozkazem królewskim sprowadzono kolonistów z ziemi wałeckiej i założono wieś Kolonia Laatzig, która kształtem przypominała dzisiejsze Nowe Laski. Folwark na zachód od nowej wsi istniał jeszcze kilkadziesiąt lat, ostatecznie zlikwidowano go w 1764 r. Na polecenie rządu likwidację przeprowadził amtmann Królewskiego Urzędu Ziemskiego w Żabinie - Grapow21. W folwarku odnotowano wtedy jednego pańszczyźnianego półchłopa (kozata) i kilku robotników rolnych.
W tym samym miejscu opowiem o założeniu wsi Laatzig w 1739 r. Wybrałem je, gdyż nieopodal znajdował folwark wolnego sołtysa, który odgrywał ważną rolę w Kolonii Laatzig.
W celu założenia nowej wsi w sąsiedztwie królewskiego folwarku Laatzig, król Fryderyk Wilhelm I rozkazał dokonać urzędowych pomiarów powierzchni pól. Kolejny rozkaz królewski skierowany był do amtmanna Królewskiego Urzędu Ziemskiego w Żabinie. Władca polecił sprowadzić kolonistów z sąsiedniego polskiego terytorium, a konkretnie z powiatu wałeckiego. W1739 r. osiedlono w Laatzig następujących chłopów: sołtysa Falkenberga, Walentyna Widarskiego, Martina Burgera, Chrystiana Fleischhammela, Michaela Haasego, Hansa Langego, Georga Zimmermanna, Jakoba Kukucka, Franza Marcksa, Jakoba Wegnera i Christopha Uttkego22. Ówczesny powiat wałecki był zdominowany przez ludność niemieckojęzyczną, więc nie może dziwić fakt, że koloniści mieli niemieckie imiona i nazwiska. Etnicznym Polakiem był prawdopodobnie jedynie Widarski.
Sołtys Falkenberg otrzymał największe gospodarstwo, które liczyło 205 mórg pruskich (ok. 50 ha). Pozostałym osadnikom przyznano areał wielkości 96 mórg (nieco mniej niż 20 ha). Jednak te działki były bardzo pokawałkowane, co stanowiło przeszkodę dla efektywnej gospodarki. Każde gospodarstwo otrzymało po 2 konie i 2 woły jako siłę pociągową oraz niezbędną liczbę sztuk bydła rogatego i owiec23.
Najważniejszą rolę w nowopowstałej wsi odgrywał oczywiście sołtys lenny, zwany też wolnym sołtysem (Freischulze). Zauważyć trzeba, że wszyscy osadnicy w Kolonii Laatzig byli zwolnieni z pańszczyzny. Zamiast tego płacili roczny czynsz na rzecz Królewskiego Urzędu Ziemskiego w Żabinie.
W 1754 r. sołtys Falkenberg przestał pełnić obowiązki (być może umarł). Działania w imieniu króla podjęli urzędnicy Kamery Wojenno-Domenalnej, których zadaniem było znalezienie nowego kandydata na sołtysa po polskiej stronie granicy. Kandydatom oferowano wykupienie sołectwa w Laatzig za 500 talarów. Zgłosił się wtedy Christoph Marx mieszkający w folwarku Althof w Polsce (dziś Lipie w gminie wiejskiej Wałcz). Wynegocjowano z nim stosowny kontrakt i po królewskiej akceptacji podpisano go 24 grudnia 1754 r. W dokumencie zaznaczono, że ze względu na obsadzenie miejscowości osadnikami z zagranicy niezbędne jest wyznaczenie sołtysa, który nadzorowałby postępowanie i sposób gospodarowania kolonistów24.
Plan wsi w XVIII w.; źródło: F.H. Utke, Neulaatzig..., dz. cyt.
Zwróćmy uwagę, że Królewskie Urzędy Ziemskie zmieniały wówczas sposób zarządzania należącą do nich ziemią. W domenie żabińskiej likwidowano folwarki, a na ich miejscu osadzano kolonistów, którzy zobowiązani byli do uiszczania rocznych czynszów. Przynosiło to skarbowi większe dochody. Wcześniej decydowano się na wydzierżawianie folwarków, co nie zawsze kończyło się dobrze. Najlepszym przykładem był nieuczciwy dzierżawca Völz, o którym już pisałem.
Nowy sołtys Marx za wspomniane 500 talarów nabył działkę rolną o wielkości podwójnej porcji, co znaczyło, że jego ziemia uprawna miała dwukrotnie większą powierzchnię niż ziemia pozostałych chłopów-kolonistów. W ramach tej samej kwoty Christoph Marx nabył też wszystkie znajdujące się w Kolonii Laatzig budynki folwarczne, które wyspecyfikowano w specjalnym protokole25. Trzeba zauważyć, że w ten sposób doszło do likwidacji dawnego folwarku królewskiego, chociaż formalnie ta likwidacja miała miejsce dopiero w 1764 r. Realizacja kontraktu spowodowała, że na miejscu królewskiego folwarku powstał folwark wolnego sołtysa.
Zapisy kontraktu zabezpieczały prawa sołtysa i jego spadkobierców do nabytych nieruchomości. Mogli oni korzystać z tej własności według własnego uznania. Mogli ją wydzierżawiać, przekazywać lub sprzedawać, jednak wolno im to było czynić tylko po uprzednim zawiadomieniu Królewskiego Urzędu Ziemskiego w Żabinie26.
Sołtysa Marxa zobowiązano też do natychmiastowego przekazania kwoty zakupu urzędowi w Żabinie oraz do płacenia rocznego czynszu w wysokości 16 talarów. Opłata ta winna być uiszczana w dzień świętego Michała, czyli 29 września. Pieniądze Marx miał zawozić do Żabina bez upominania się o nie przez amtmanna27.
W kontrakcie zdefiniowano obowiązki sołtysa polegające na nadzorowaniu sposobu gospodarzenia przez osadników. Miał on dopilnować, żeby starannie obsiewali swoje pola i dbali o powierzony im inwentarz żywy.
Sołtysowi zagwarantowano, że czynsz nie będzie powiększany. Zdefiniowano też świadczenia na rzecz pastora w Wierzchowie. Od każdej osoby w rodzinie sołtys płacił pastorowi 2 grosze, czyli tyle, ile pozostali chłopi. Jednak opłaty za sakramenty były w wypadku sołtysa dwukrotnie wyższe niż te, do których byli zobowiązani inni osadnicy28.
Marx, podobnie jak wszyscy chłopi z Laatzig, mógł wypasać swoje świnie w lasach królewskich oraz pobierać stamtąd za darmo drewno opałowe i budowlane w ilości mu niezbędnej. Ilość ta miała być weryfikowana przez urzędników, ażeby nie dochodziło do nadużyć, na przykład sprzedaży pobranego drewna osobom trzecim29.
Christoph Marx pełnił obowiązki sołtysa tylko przez rok, gdyż wykupił dzierżawę we wsi Żeńsko. Nowy sołtys - Jakob Falkenberg - objął sołectwo 1 lipca 1755 r., płacąc za nie 500 talarów. Tak więc funkcja powróciła do rodziny Falkenbergów. Jakob zmarł jednak już jesienią 1755 r., a sołectwo przejął jego syn Christian, który za rezygnację z pretensji do części sołectwa wypłacił 250 talarów swemu młodszemu bratu Samuelowi.
W 1781 r. doszło do podpisania kontraktu, na którego mocy Chrystian Falkenberg objął sołectwo w Wierzchowie, a tamtejszy sołtys Fryderyk Ewerth przejął folwark Falkenberga w Neulaatzig. Wartość sołectwa w Nowych Laskach wyceniono wtedy na 1200 talarów. W następnych latach sołtysami były następujące osoby: Fryderyk Ewerth (1781-1796), Martin Kemp (1796-1798), Platzer (1798-1802), Johann F. Haese (1802-1818) i Johann C. Grützmacher (1818-1820)30. W wyniku późniejszych reform folwark wolnego sołtysa stracił swój pierwotny status.
Z pozostałymi chłopami w Laatzig też podpisano kontrakty. Na przykład 1 lipca 1752 r. zawarto kontrakt z Gotfrydem Dittmanem. Otrzymał on działkę rolną wielkości 96 mórg (ok. 19 ha), z której powinien uzyskiwać 16 korców (korzec to ok. 94,71) i 6 garnców żyta (garniec to ok. 3,41), 6 korców i 6 garnców jęczmienia, 5 korców i 6 garnców owsa, 8 garnców grochu oraz 13 garnców gryki. Kolonista otrzymywał od urzędu 2 konie o wartości 10 talarów każdy, 2 woły o wartości 8 talarów każdy oraz 2 gorsze woły o wartości 6 talarów. Zwierzęta te przekazywano w naturze albo wypłacono chłopu ekwiwalent pieniężny. Osadnikowi przydzielono też nowo wybudowaną chałupę i budynki gospodarcze. Działkę rolną z budynkami i inwentarzem Dittmann i jego spadkobiercy mogli sprzedać, podarować lub wydzierżawić, po powiadomieniu Królewskiego Urzędu Ziemskiego w Żabinie. Osadnik miał prawo do wypasania bydła i świń w Królewskim Lesie Świerczyńskim (Königliche Linichen Heide) oraz do pobierania stamtąd drewna opałowego i budowlanego według potrzeb, przy czym wielkość tych potrzeb miała podlegać weryfikacji31.
Gotfryd Dittmann, podobnie jak pozostali osadnicy w Laatzig, był zobowiązany do zapłaty 16 talarów rocznie Królewskiemu Urzędowi Ziemskiemu w Żabinie. Zobowiązano go do utrzymania budynków w należytym stanie i samodzielnego wzniesienia płotów. W tym celu mógł pobierać drewno z Królewskiego Lasu Świerczyńskiego32.
Wydawałoby się, że warunki stworzone kolonistom były jak na ówczesne czasy bardzo dobre. Jednak nie wszyscy tak uważali, o czym najlepiej świadczy ucieczka jednego z pierwszych osadników Jakoba Kukucka. Pewnej nocy w 1752 r., w czasie trwania wojny siedmioletniej, Kukuck, nie mogąc się utrzymać na gospodarstwie, uciekł w nocy ze wsi. Dodajmy, że jako poddany Królewskiego Urzędu Ziemskiego nie mógł samowolnie porzucać gospodarstwa. Dotarł do Starej Korytnicy, gdzie sprzedał swoje dziedziczne prawa do gospodarstwa niejakiemu Marxowi. Za pozyskane pieniądze kupił natychmiast dobrego konia, którego użył do dalszej ucieczki. Słuch o nim zaginął33.
Ponieważ poddani z Laatzig, byli przypisani do żabińskiego kościoła, musieli uiszczać opłaty na rzecz zarządzającego parafią pastora z Wierzchowa (kościół w Żabinie był filią tej parafii). Koloniści, podobnie jak sołtys, mieli obowiązek płacić pastorowi 2 grosze rocznie od każdego członka rodziny i 1 grosz kościelnemu. Ponadto obowiązywały jednorazowe ceny za posługi kapłańskie: chrzest -18 groszy i 6 fenigów, ślub - 2 talary, pogrzeb -18 groszy, wizyta w kościele - 4 grosze, podziękowanie - 2 grosze i błogosławieństwo dla dziecka - 4 grosze.
W 1777 r. chłopi wybudowali z własnych środków kuźnię oraz chałupy dla nauczyciela i pasterza. Ten ostatni miał za zadanie paść żywy inwentarz całej wsi w królewskim lesie. Nauczyciel otrzymywał od mieszkańców wsi po 4 talary rocznie za każde dziecko oraz furę drewna. Pasterzowi chłopi oddawali raz w roku po 6 garnców żyta za każdą krowę, 3 garnce żyta za wypas gęsi oraz za każde 3 świnie 8 garnców żyta. Sołtys płacił kowalowi 2 korce żyta, a pozostali gospodarze po korcu żyta rocznie34.
Wszyscy mieszkańcy Kolonii Laatzig byli zobowiązani do posłuszeństwa wobec urzędników Królewskiego Urzędu Ziemskiego w Żabinie. Musieli też mielić swoje zboże w wiatraku w Będlinie lub w Świerczyńskim Młynie wodnym (tzw. monopol młyński). Za pracę przy mieleniu będliński młynarz otrzymywał 8 garnców ziarna od każdego gospodarza. Sołtys dawał młynarzowi korzec jęczmienia35. W 1791 r. zmienił się sposób przypisania mieszkańców Laatzig do młynów, gdyż w tabeli tzw. „gości młyńskich" odnotowano 63 osoby z Neulaatzig, którzy mielili swoje ziarno w młynie wodnym w Wierzchowie.
Z 1783 r. pochodzi informacja, że we wsi nie było żadnych łąk, a za wypas świń w „kiepskim dębowym Lesie Świerczyńskim" chłopi wpłacali do państwowej kasy leśnej po 1 talarze rocznie36.
Problemem było pozyskiwanie wody pitnej. Wożono ją z Kukuck Quele, czyli Kukułczego Źródła. Nazwa pochodziła od jednego z pierwszych osadników Kukucka. Piwo i wódkę dostarczał do wsi sołtys z Będlina, a potem karczmarz z Żabina.
W 1779 r. wybuchł w Laatzig pożar, który strawił 7 domostw chłopskich i chałupę podleśniczego Daeckego. W ciągu roku budynki te odbudowano.
W 1791 r. sołtysem Nowych Lasek był Fryderyk Ewerth, który w swoim folwarku zatrudniał 2 parobków i służącą. We wsi mieszkał wciąż podleśniczy Daecke, nauczyciel Elsę i pasterz Schurke37.
Jak już wiemy, od ponad 200 lat mieszkańcy Laatzig poili swoje bydło w jeziorze Pogorzalskim (Kobitz See). Jednak to jezioro leżało na terenie posiadłości mirosławieckiej. W 1796 r. właściciel Mirosławca baron von Blanckenburg postanowił skończyć z tym zwyczajem. Doszło do rozprawy w sądzie, przed którym zeznawali liczący sobie powyżej sześćdziesięciu lat Friedrich Dumcke, Peter Woldt i Daniel Jancke z Neulaatzig. Zgodnie zeznali oni, że wodopój ten był użytkowany jeszcze w czasach, gdy istniał folwark królewski. Von Blanckenburg przegrał sprawę38.
Kolejny przystanek będzie miał formę wycieczki po dzisiejszej wsi. Podczas niej opowiemy o okresie 1846-1945 w Neulaatzig.
Warto zwrócić uwagę na miejsce, w którym znajduje się dziś gospodarstwo nr 32. W czasach nazistowskich zorganizowano tam obóz (Landdienstlager) dla młodzieży, która miała się zapoznawać z pracą na roli, jednocześnie wypoczywając na Pomorzu. W czerwcu 1939 r. w ramach wymiany do Neulaatzig przyjechała młodzież z anektowanej Austrii.
Po napaści na Polskę obiekt ten zmienił przeznaczenie, gdyż stał się małym obozem jenieckim dla polskich żołnierzy. Przetrzymywano tam m.in. pierwszego polskiego sołtysa Nowych Lasek Władysława Nowackiego. W obozie mieszkali później francuscy i rosyjscy jeńcy. W polskich czasach nazywano to miejsce „Lagier", co nawiązywało do słowa niemieckiego „Lager", czyli obóz.
Pocztówka z początku XX w.; na dole dom mieszkalny ze sklepem należącym do Ottona Lucka
W znajdującym się po drugiej stronie ulicy pięknie dziś odnowionym domu ryglowym znajdował się w okresie międzywojennym warsztat krawiecki.
Udamy się teraz w kierunku centrum Nowych Lasek. Po lewej stronie drogi miniemy dwa masywne budynki wzniesione w podobnym stylu (nr 31 i 30). Na miejscu pierwszego był niegdyś folwark wolnego sołtysa, a w drugim znajdował się sklep z materiałami Ottona Lucka. Syn tegoż Ottona, Karl, był zresztą ostatnim sołtysem Neulaatzig.
Idąc w kierunku wschodnim, miniemy staw Knollenbruch, o którym wspominałem już wielokrotnie. Po lewej stronie wznosiły się malownicze budynki o konstrukcji ryglowej, które są dziś w nienajlepszy stanie, ale wciąż stanowią ozdobę miejscowości.
Bardzo ciekawym obiektem jest niepozorny budynek nr 29, który w okresie powojennym był poddany przeróbkom. Budowla jest dziś otynkowana, więc nie widać jej pięknej ryglowej konstrukcji. Do 1940 r. znajdowała się tam szkoła, zwana później starą szkołą. Dawne wejście zamurowano i przekształcono w okno, ale pozostał charakterystyczny ganek. Również układ okien jest podobny do pierwotnego. Przy szkole wywiercono niegdyś studnię, z której za pomocą pompy mieszkańcy pobierali wodę. Pompy już dziś nie ma, ale studnia zwieńczona betonowym kręgiem wciąż sąsiaduje z budynkiem.
Przy drodze wlotowej w kierunku Żabina stoi dziś krzyż. Po drugiej stronie tej drogi przed dawnym domem rodziny Marks (dziś nr 24) znajdowała się dzwonnica. W Neulaatzig nigdy nie było świątyni. W 1945 r. dzwon wykorzystywano do zwoływania Niemców do pracy. Dziś już go nie ma.
W lutym 1945 r. wszystkie budynki wokół tego miejsca zajmował sztab 1 Brygady Pancernej I Armii Wojska Polskiego, a długa ceglana stodoła domostwa Marksów funkcjonowała jako prowizoryczna kostnica, o czym opowiem jeszcze na jednym z następnych przystanków.
Przechodzimy teraz do kompleksu budynków nr 8. Znajdowała się tu niegdyś gospoda Gerharda Loitza, który dobudował do niej salę taneczną (dziś to świetlica). Właściciel prowadził też działalność rolniczą, o czym najlepiej
Stara ryglowa szkoła w Neulaatzig na początku XX w.; na ganku stoi małżeństwo nauczycieli, a po prawej stronie widać pompę z drewnianym korytem odprowadzającym wodę
świadczy duży budynek gospodarczy z czerwonej cegły. Na jego szczycie widnieje data 1907. W tym miejscu podsumujemy krótko ostatnie 100 lat osady Neulaatzig.
Po lewej dzwonnica w Neulaatzig; ulicą idą mieszkańcy dźwigający wiadra; dzwonnica została rozebrana po koniec lat sześćdziesiątych XX w.; dzwon zniknął znacznie wcześniej
Budynek gospodarczy Marksów, słup ogłoszeniowy i dzwonnica w 1940 r.
Po zniesieniu pańszczyzny na początku XIX w. chłopi z Neulaatzig przestali być poddanymi Królewskiego Urzędu Ziemskiego. W 1846 r. w wyniku kolejnej reformy nazywanej separacją zlikwidowano wspólne użytkowanie pastwisk, łąk itp. Przeprowadzono wtedy nowe obmiary powierzchni rolnej. We wsi żyło 11 rodzin chłopskich i cztery tzw. budnerów, którzy mieli chałupy, ale nie posiadali ziemi.
Gospoda Gerharda Loitza przed
I wojną światową; pocztówka z początku XX w.
Mieszkańcy Neulaatzig uczestniczący w weselu Gerharda Loitza w 1938 r.; goście stoją przed gospodą należącą do pana młodego; wejście i okno należą do sali tanecznej; dziś świetlica
Druga połowa XIX w. to rozwój rzemiosła i usług, chociaż w Neulaatzig nie przybrał on intensywnych rozmiarów. Powstały jedynie warsztaty: kowalski (Otto Piske), krawiecki (Hermann Bendit) i kołodziejski (Karl Woldt). Działalność usługową prowadzili również Gerhardt Loitz i Otto Lück. Pierwszy miał dużą gospodę z salą koncertowo-taneczną, a drugi sklep oferujący tekstylia. Zdecydowana większość mieszkańców wsi zajmowała się rolnictwem, co można tłumaczyć faktem, że gospodarstwa powstały w XVIII w. na solidnych podstawach. W międzywojennej wsi 12 gospodarstw liczyło kilkadziesiąt hektarów, 2 kilkanaście ha, a tylko 5 miało powierzchnię mniejszą niż 5 ha. O zamożności mieszkańców świadczyła duża liczba masywnych budynków mieszkalnych, wzniesionych w podobnym stylu. Zwiedzając wieś, dostrzeżemy też kilka budynków gospodarczych z czerwonej cegły, na których szczytach widnieje data 1907.
Związek weteranów w Neulaatzig; źródło: 60 Jahre danach, dz. cyt
Wrócimy teraz do wlotu drogi do Żabina i zatrzymajmy się na przystanku przy zadbanym domostwie nr 27, które do 1945 r. należało do międzywojennego sołtysa Ottona Seeckera. Ostatnim sołtysem w niemieckiej wsi był mieszkający na zachodnim skraju osady Karl Lück.
Rozpętanie II wojny światowej przez hitlerowskie Niemcy, próba podboju Europy i w końcu napaść na Związek Sowiecki były kolejnymi krokami obłąkańczej polityki, która doprowadziła Niemców do klęski. Jej konsekwencje ponieśli również mieszkańcy Neulaatzig. Cierpienie ludzkie zasługuje na współczucie, jednak nie wolno zapominać, że nazistowska partia i sam Adolf Hitler uzyskiwali znakomite wyniki wyborcze w dawnym powiecie drawskim. Artykuły w gazecie „Dramburger Kreisblatt" z lat trzydziestych XX w. wskazują, jak wielu mieszkańców wsi wstąpiło w szeregi NSDAP. Należał do nich między innymi nauczyciel i kierownik szkoły Gumpert, który miał funkcję Gemeindeuntergruppenfuhrera i podczas uroczystości nazistowskich (np. Sonnenwendfeier w czerwcu 1939 r.) wygłaszał płomienne przemówienia, składając hołdy Adolfowi Hitlerowi i jego „wybitnej" polityce39. Gemeindegruppenfuhrerem, czyli szefem wiejskiego NSDAP, był człowiek o nazwisku Fritz. W czerwcu 1939 r., w przededniu napaści na Polskę, obaj wspomniani towarzysze partyjni przeprowadzili dla mieszkańców wsi ćwiczenia przeciwlotnicze. Do ogłoszenia i odwołania tego ćwiczebnego alarmu wykorzystywano dzwonnicę40.
Dom sołtysa w Neulaatzig, który był jednocześnie miejscem jego urzędowania; w tym samym budynku pracowała też agencja pocztowa
Poniżej:
na cegle stodoły dawnego gospodarstwa Karla Liicka włoski jeniec wojenny wyrył swoje nazwisko: Giovanni Talamazzo i datę 20 października 1943 r.; Włochy skapitulowały przed aliantami we wrześniu 1943 r., a 13 października król Wiktor Emanuel III wypowiedział wojnę III Rzeszy; Niemcy zajęli wtedy część Włoch, przełamując słaby opór włoskiej armii; wtedy właśnie wzięto jeńców; zdjęcie udostępniła Małgorzata Pacześna
Trzeba też pamiętać, że w czasie II wojny światowej Niemcy wykorzystywali niewolniczą pracę polskich, francuskich, rosyjskich i włoskich jeńców wojennych. W 1944 r. gospodarstwach chłopskich pracowało 68 Rosjan. Ze wspomnień niemieckich mieszkańców wynika, że we wsi pracowali też polscy robotnicy przymusowi. Po zdobyciu wsi przez polskich żołnierzy i zainstalowaniu się polskich władz z kolei niemiecka ludność musiała zasmakować niewolniczej pracy i złego traktowania.
Na tym przystanku przytoczę dwie interesujące, choć niekiedy jednostronne relacje dawnych niemieckich mieszkańców wsi, którzy opisują dramatyczne wydarzenia od wiosny 1945 do czerwca 1946 r. Warto spojrzeć na ten trudny czas również z takiej perspektywy. Pierwsza relacja pochodzi od ostatniego sołtysa Neulaatzig Karla Lücka, który był odpowiedzialny za przygotowanie wsi do ewakuacji:
Teraz ruszył strumień uciekinierów, mieliśmy 140 osób z Polski [były to zapewne niemieckie rodziny i folksdojcze mieszkający na terenie międzywojennej Polski - przyp. J.L.J. Zakwaterowani zostali w dużej sali gospody Loitza. Ileż ja miałem z tym pracy podczas tamtej ciężkiej zimy. Ludzie marzli i skarżyli się. Bardzo starałem się im pomóc. Dostarczałem im drewno z lasu. Każdego dnia przyjeżdżała jedna fura. Ale sala gospody nie była przystosowana do warunków zimowych. Zmarło tam wiele małych dzieci, a starsi ludzie chorowali. Do tego przybyła kolejna kolumna z uciekinierami, około 100 osób. Chcieli, żeby ich zakwaterować, ale mieszkańcy wsi opierali się i nie chcieli przyjmować nowych ludzi, żałowali swoich pokoi. Ileż rozmów musiałem przeprowadzić, żeby ich przekonać41
W pierwszych dniach lutego polscy żołnierze przebili Wał Pomorski i zaatakowali Mirosławiec. Polskie i rosyjskie wojsko było więc tylko kilkanaście kilometrów od Neulaatzig. Karl Lück tak wspomina ten czas:
Rosjanie byli już za Wałczem i podchodzili coraz bliżej. Nikt jednak nie mógł opuszczać wsi bez rozkazu. [...] Pojawiało się bezpańskie bydło. Pewnego ranka zobaczyłem, jak kilka spragnionych sztuk stało nad stawem. Trudno było teraz o dobrą radę, poleciłem ludziom, żeby się pakowali i przygotowywali do wyjazdu. Przez ostatnie noce nawet się nie rozbierałem. Późnego wieczora przyszło kilku niemieckich żołnierzy, prosząc o nocleg. Przyjąłem ich w moim domu, dałem im jeść, a następnego ranka powiedziałem, że powinni dołączyć do swojej jednostki. 7 lutego Polacy i Rosjanie byli już w pobliskich lasach. Zajęli Altlatzig [Laski Wałeckie] i w każdej chwili mogli nas napaść z okolicznych lasów. Wieczorem tego dnia powiedziałem więc mieszkańcom Neulaatzig, że o świcie następnego dnia wyjedziemy ze wsi. Ok. 8.30 wyjechałem z mojego gospodarstwa. Do dziś jest dla mnie zagadką, jak mogłem opuścić moją ojcowiznę, zwierzęta i wszystko, co kochałem i co miało dla mnie wartość. Dziś ciągle myślę o naszym wiernym psie. Chciałem go zabrać z nami, ale on opierał się i nie chciał biec dalej niż granica naszych pól.
Ileż musiałem przeżyć. Ludzie przychodzili do mnie zapłakani. Większość nie chciała zabierać na wozy obcych ludzi. Niby wszystko było uregulowane, ale każdy myślał tylko o sobie.