Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Skomplikowane i burzliwe dzieje Pomorza Zachodniego pozostawiły po sobie tak bardzo zróżnicowane pamiątki materialne, które łatwo odnajdziemy w każdym domu, parku, cmentarzu, folwarku czy też świątyni.
[Ze wstępu]
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna Gminy Wałcz w Lubnie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 361
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W drugiej części
książki „Złocieniec.
Przygoda z historią”
opiszę znaczące
przeobrażenia
w dziewiętnastowiecznym Złocieńcu. Powstały
wtedy realne warunki
dla ekonomicznego
rozwoju pomorskich miast.
Jak się przekonamy,
Złocieniec skorzystał
z tej dziejowej okazji
w stopniu znacznie
większym niż sąsiednie miejscowości.
W drugiej części książki
o moim rodzinnym
miasteczku opowiem też
o trudnym okresie I wojny światowej i wielkiego
kryzysu, o wydarzeniach
i konsekwencjach okresu nazistowskiego.
Wiele miejsca poświęcę
zażartym walkom
1 Armii Wojska Polskiego
i prawdziwej
„wędrówce ludów”,
jaka stała się udziałem
polskich i niemieckich mieszkańców miasta.
Wreszcie zajmę się
bardzo interesującym
i mało znanym okresem
powojennej historii
miasteczka, który
w pewnej niewielkiej
części zapisał się
w moich osobistych wspomnieniach.
Podobnie jak w części
pierwszej opiszę historię i ciekawostki związane
z istniejącymi obiektami.
Nie będę stronił od
miejskich legend, tych
starszych i tych nowszych.
Jarosław Leszczełowski
Mojej żonie Alicji oraz dzieciom: Paulinie i Maćkowi
Jarosław Leszczełowski
przygoda z historią
CZĘŚĆ I
WARSZAWA
2007
REDAKCJA
Jarosław Leszczełowski
PROJEKT OKŁADKI
Maciej Leszczełowski
RYSUNEK ZAMKU NA OKŁADCE
Lucyna Jabłońska
KOREKTA
Ilona Pasiak, Ewa Leszczełowska
OPRACOWANIE EDYTORSKIE
Kazimierz Mardoń
© Copyright Jarosław Leszczełowski
© Copyright Agencja Wydawniczo-Usługowa
„ALJAR”, Warszawa 2007
KSIĄŻKA ZOSTAŁA WYDANA PRZY POMOCY FINANSOWEJ FIRMY
„Instar” Sp. z o.o.
ul. Marszałkowska 21/25 m. 35, 00-628 Warszawa
WYDAWCA I DYSTRYBUTOR
Agencja Wydawniczo-Usługowa „ALJAR”Alicja Leszczełowska
03-133 Warszawa, ul. M.R. Stefanika 8c/13
e-mail: [email protected], tel. 600 972371
ISBN 978-83-925612-0-0
DRUK
Zakład Poligraficzny PRIMUM s.c.
05-825 Grodzisk Mazowiecki, Kozerki ul. Marsa 20tel. (022) 724 18 76, e-mail: [email protected]
Spis treści
Od autora
Od burmistrza Złocieńca
ŚREDNIOWIECZNE DZIEJE MIASTA
Legenda o powstaniu miasta i pierwsze ludzkie osady
Przedlokacyjne początki
Powstanie miasta
Porwanie księcia Wilhelma z Geldrii
Wedlowie - założyciele miasta
Przypisy
Średniowieczne kalendarium
SPOJRZENIA W POPRZEK HISTORII
Historia złocienieckich świątyń i cmentarzy
Święta Maria w Falkenburgu
Kościół pod wezwaniem Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny w polskim Złocieńcu
Parafia Świętej Jadwigi Królowej
Instytucje dobroczynne i budynki przykościelne
Najnowsza historia cmentarzy: ewangelickiego i katolickiego
Synagoga i kirkut
Apostolski kościół katolicki i kaplica baptystów
Historia miejskich symboli
Historia zamku Falkenburg
Przypisy
CZASY BORKÓW
Złocienieccy Borkowie
Rządy komendantów margrabiego
Złocieniec przeciwko Borkom
Wojna jest zawsze biedy siostrą
Zmienne koleje losu
Przypisy
Borkowe kalendarium
SPOJRZENIA W POPRZEK HISTORII PO RAZ WTÓRY
Historia ratusza i władz miejskich
Historia złocienieckich szkół
Złocieniec - miasto dobrego sukna
Złocieniec - miasto niezrównanej cegły
Przypisy
Zakończenie części pierwszej
Bibliografia
ZAPROSZENIE DO ZŁOCIEŃCA
Kiedy próbuję sięgnąć pamięcią możliwie najdalej w czasy mojego dzieciństwa, powracam do sceny, która utkwiła w mojej świadomości jako pierwszy obraz. Jako trzylatek bawiłem się małym drewnianym stołeczkiem, zrobionym przez ojca mojej mamy, pochodzącego z ziemi kieleckiej robotnika złocienieckiej cegielni. Stołek został wykonany w sposób charakterystyczny dla centralnej Polski, dlatego kiedy trzydzieści lat później zobaczyłem podobny zydel w skansenie w Tokarni, oblała mnie fala ciepłych wspomnień. Mocowałem się z tym stołkiem na podłodze pod wysokim, drewnianym stołem, który, jak się później dowiedziałem, przyjechał z rodzicami mojego ojca z Pińska na Polesiu. Wokół stołu rozstawione były ładne, zgrabne krzesełka, których pochodzenie zdradzały małe pieczęcie, przedstawiające niemieckie gapy ze swastykami. Były dobrze widoczne z perspektywy malca. Nie pamiętam, czy stojący pod ścianą stylowy kredens przybył z Polesia, czy też pamiętał niemieckich mieszkańców domu, ale w jego dolnej części tłoczyły się książki napisane w trzech językach: polskim, niemieckim i rosyjskim. Za to kupiony przez mojego ojca telewizor Nefryt odzywał się tylko po polsku i miał zaledwie jeden program. Znajdowałem się w domku przy ulicy Chrobrego, będącej częścią przedwojennego osiedla Engmana. Od maja 1945 roku domostwa przy ulicy Chrobrego zasiedlane były przez polskich kolejarzy i repatriantów zza Buga. Wtedy to jeden z uroczych domków z wielkim ogrodem wybrała moja babcia. Tutaj spędziłem moje dzieciństwo, bawiąc się niemieckimi ołowianymi żołnierzykami z I wojny światowej, które umiejętnie odlewał mój dziadek - żołnierz września 1939 roku - korzystając z poniemieckich form.
Skomplikowane i burzliwe dzieje Pomorza Zachodniego pozostawiły po sobie tak bardzo zróżnicowane pamiątki materialne, które łatwo odnajdziemy w każdym domu, parku, cmentarzu, folwarku czy też świątyni. Opisany powyżej mikroświat złocienieckiego trzylatka jest uproszczoną ilustracją zjawiska krzyżowania się w tym regionie dwóch kultur: polskiej i niemieckiej.
Niniejsza książka jest próbą opisania złożonej historii miasteczka bez bagatelizowania jej polskiej lub niemieckiej części. Moim zamiarem było opisanie losów ludzi mieszkających tutaj niezależnie od ich etnicznej przynależności. Chciałbym też powiązać dzieje Złocieńca z materialnymi obiektami, które podziwiać możemy każdego dnia przechadzając się jego cichymi uliczkami. Czy mi się to udało, zostawiam do oceny czytelników.
Pragnę wyrazić serdeczne podziękowania wszystkim osobom, które podzieliły się ze mną swoimi wspomnieniami lub pomogły mi w zebraniu materiałów. Szczególne podziękowania pragnę wyrazić pani Lucynie Jabłońskiej prezes Stowarzyszenia Pojezierza Drawskiego EURO-REGION 2000, pani Ilonie Pasiok oraz panu Waldemarowi Włodarczykowi - burmistrzowi Miasta i Gminy Złocieniec.
Szanowni Państwo:
Mam zaszczyt i przyjemność zaprezentować Państwu książkę opisującą dzieje naszego miasta. Chciałbym, aby niniejsza publikacja przybliżyła czytelnikom ciekawą, burzliwą i nieco zapomnianą historię Złocieńca, a jednocześnie zachęciła do poznania tego pięknego miasta, jego licznych pamiątek starszej i nowszej historii.
Nasza gmina jest doskonałym miejscem do wypoczynku w otoczeniu czystych jezior, rzek, lasów bogatych w runo leśne i nieskażonej przyrody. Zachęcam do aktywnego wypoczynku, w tym celu przygotowano trasy rowerowe, szlaki piesze, konne, ścieżki przyrodnicze i szlaki kajakowe. Trasy wielu z nich łączą się umożliwiając turyście skorzystanie z różnych form wypoczynku oraz poznanie wielu ciekawych miejsc całego pojezierza.
Złocieniec to perełka Pojezierza Drawskiego, o czym przekonają się Państwo odwiedzając ten zakątek Polski.
Serdecznie zapraszam
Burmistrz Miasta i Gminy Złocieniec
Waldemar Włodarczyk
Złocieniec 2007 rok.
W 1887 roku robotnicy wydobywający żwir ze zbocza Góry Rakowskiej dokonali niezwykłego znaleziska. Odkryto liczące ponad dwa i pół tysiąca lat cmentarzysko urnowe. Przez setki lat Góra Rakowska skrywała tajemnicę najstarszego osiedla ludzkiego na obszarze miasteczka. Znalezisko zostało zbadane przez pastora Plato i mieszkającego w Drawsku profesora Paula von Niessena. Obaj skrupulatnie opisali cmentarz urnowy, pochodzący z VII lub VI stulecia przed naszą erą. Pięknie uformowane, zdobione naczynia gliniane zawierały popiół z resztkami kości, należących do spalonych na stosie zmarłych. W niektórych urnach odnaleziono biżuterię z brązu i żelazne zapięcia ubrań.
Nieistniejący wiatrak na nieistniejącej Górze Rakowskiej.
Cmentarzysko istniało już ponad dwa tysiące lat przed powstaniem Złocieńca w widłach Drawy i Wąsawy1.
Możliwe, że założyciele i pierwsi mieszkańcy miasta zdawali sobie sprawę z istnienia na Górze Rakowskiej tajemniczego i obcego im obiektu. Co na to wskazuje? Przecież właśnie z tym wzgórzem związana jest najstarsza legenda o powstaniu miasta. W pierwszych wiekach istnienia Złocieńca ślady cmentarzyska na Górze Rakowskiej musiały być wyraźnie widoczne. Dawni mieszkańcy osady, która powstawała na początku XIV wieku, musieli z zainteresowaniem i lekką obawą spoglądać na pozostałości tajemniczej nekropolii. Z pewnością próbowali odgadnąć pochodzenie mrocznych resztek dawnej społeczności. Być może właśnie ten obiekt był ziarenkiem, z którego wyrosła legenda o powstaniu miasta.
Według tej legendy na terenie dzisiejszego Złocieńca wznosił się wielki zamek, który należał do rycerzy noszących na szatach znak sokoła. Pewnego dnia na bramie zamku sokół założył gniazdo, co wywarło duże wrażenie na mieszkańcach średniowiecznej twierdzy. Wspaniały ptak często siadywał na zamkowych blankach i taki obrazek utkwił w pamięci pierwszych mieszkańców miasta. Pewnego dnia do zamku dotarł nieznany przybysz, który, korzystając z nieobecności strażnika na bramie, wśliznął się niepostrzeżenie do twierdzy. Wcześniej jednak przywiązał do bramy pięknego, białego konia. Pozostające dłuższy czas bez opieki zwierzę wzbudziło zainteresowanie i podejrzliwość załogi zamkowej. Postanowiono przygotować zasadzkę w celu ujęcia właściciela konia i sprawdzenia, kim jest oraz jakie ma zamiary. Kiedy niczego niespodziewający się przybysz zbliżył się do bramy zamkowej, został schwytany przez strażników i poddany intensywnemu przesłuchaniu. Siła perswazji musiała być duża, gdyż właściciel pięknego konia przyznał się, że jest członkiem bandy zbójców. Oddział rzezimieszków ukrywał się w lesie, na Górze Rakowskiej. Schwytany łotrzyk z pomocą rycerzy nawrócił się na właściwą drogę i zgodził się doprowadzić drużynę zamkową do kryjówki zbójców. Wyprawę poprowadził rycerz z sokołem na tarczy. Zaskoczeni zbójcy zostali szybko pokonani. Odebrano im pochodzący z rabunku wielki skarb, ukryty w podziemnej kryjówce łotrzyków. Skarb posłużył budowie wspaniałego miasta o nazwie Falkenburg - Sokoli Gród. Nazwa nawiązywała do zamku lub grodu (Burg) i sokoła (Falke), który założył gniazdo na bramie i siadywał na blankach muru obronnego, tak jak to czyni do dzisiaj w herbie miasta2. W czasopiśmie niemieckiego Związku Ojczyźnianego „Dramburger Kreisblatt” dokonano pewnej modyfikacji legendy. Otóż zamiast rycerza z sokołem na tarczy upamiętniono historyczną, rycerską rodzinę Wedlów.
Ta zmiana przybliżyła nieco legendę do faktów historycznych. Znanych jest kilka wersji tej legendy. Mówią one o podziemnym zamku zbójców, o porywaniu przez nich mieszkańców miasta, o tunelu prowadzącym z Góry Rakowskiej do zamku Falkenburg, o linie przeciągniętej w poprzek traktu handlowego i zakończonej dzwonem, który alarmował zbójców, itd.
Herb miasta na odcisku najstarszej pieczęci miejskiej.
Góra Rakowska przez setki lat była bardzo charakterystycznym i symbolicznym punktem miasta. Niestety, w latach siedemdziesiątych nowa żwirownia przy ulicy Brzozowej eksploatowana była w sposób rabunkowy i pochłonęła szczyt wzgórza, na którym istniało pierwsze ludzkie siedlisko zlokalizowane w obrębie miasta i źródło najpiękniejszej ze złocienieckich legend.
Przejdźmy do faktów. Założycielami wsi, zamku, a później i grodu byli Wedlowie, którzy osiedlili się na terenie dzisiejszego miasta już w 1303 roku. To oni nadali nowej miejscowości nazwę, którą przenieśli prawdopodobnie ze swojej posiadłości w okolicach Pełczyc (Bernstein). W XIII wieku Wedlowie posiadali tam wieś Falkenberg (dzisiaj Brzezina).
Znalezisko na Górze Rakowskiej jest najstarszym śladem bytności człowieka w mieście. W najbliższej okolicy odnaleziono też inne, późniejsze ślady ludzkiej bytności. Niedaleko Gronowa znaleziono doczesne szczątki wodza plemiennego, pochodzące z początku ubiegłego tysiąclecia. W jego grobie znajdowały się między innymi rzymskie naczynia, co jest dość charakterystyczne dla znalezisk z tego czasu, zwanego okresem wpływów rzymskich. Na brzegu Jeziora Rakowskiego, w miejscu, gdzie później urządzono strzelnicę złocienieckiego związku strzeleckiego, odnaleziono w 1893 roku cztery szkielety, które pochodziły z trzeciego wieku naszej ery3.
Według najnowszych badań w późniejszym czasie Pomorze Zachodnie było obszarem swoistej pustki osadniczej, która trwała od przesunięcia się plemion germańskich na zachód do momentu przybycia Słowian. W III wieku naszej ery na Pomorzu widoczne były zmiany w strukturze osadniczej, wywołane wędrówką plemion germańskich w kierunku obszarów będących we władaniu Cesarstwa Rzymskiego. Ta luka szczególnie mocno widoczna była w V wieku naszej ery. Pierwsza fala Słowian przybyła na Pomorze z terenów obecnej centralnej Polski w VI lub na początku VII wieku4.
Na terenie obecnego miasta nie potwierdzono istnienia ich osad. Według starej legendy, zamek złocieniecki powstał w miejscu starej słowiańskiej twierdzy, jednak przeprowadzone pod koniec lat sześćdziesiątych badania archeologiczne wykluczyły taką możliwość. Znaczna liczba osad słowiańskich została odkryta w najbliższych okolicach Złocieńca. Paul von Niessen wspomina o trzech szkieletach odkrytych w 1891 roku na drodze z Cieszyna do Chlebowa, a pochodzących z XI wieku. Polscy archeologowie znaleźli ślady wczesnośredniowiecznych osad w Dalewie, Dołgiem, Lubieszewie, Suliszewie i nad jeziorem Wielki Chociebądz. Okres słowiański pozostawił też wyraźne ślady w nazewnictwie miejscowości, rzek i jezior.
Struktura terytorialno-plemienna Słowian zachodniopomorskich stanowi do dziś trudną do rozwiązania zagadkę. Na ten temat powstało wiele hipotez, których opis wykracza poza ramy niniejszej książki. W X i XI wieku Pomorze znajdowało się w obszarze zainteresowań dynamicznych polskich władców: Mieszka I i Bolesława I zwanego Chrobrym. Ten ostatni założył w 1000 roku pierwsze pomorskie biskupstwo w Kołobrzegu, podlegające gnieźnieńskiej metropolii. Bunt pogańskich Pomorzan doprowadził jednak do wygnania w 1005 roku kołobrzeskiego biskupa Reinberna. Uwikłana w konflikty z Niemcami Polska nie była w stanie zareagować na ten fakt i utraciła panowanie nad Pomorzem na okres stu lat.
W 1046 roku pierwszy raz w źródłach wymieniono nazwę Pomorze (Bomeranum) i jego bliżej nieznanego księcia Siemomysła (Zemuzila). Według niektórych hipotez Siemomysł był protoplastą pomorskiej dynastii Gryfitów5. Natomiast pierwszym historycznym władcą zachodniopomorskim był Warcisław I z rodu Gryfitów, który uchodzi za twórcę państwa zachodniopomorskiego. Warcisław bez powodzenia walczył przeciwko polskim drużynom Bolesława III Krzywoustego i w okresie panowania tego gryfity Pomorze ponownie stało się polskim lennem. Bolesław III Krzywousty, konsekwentnie organizując wyprawy na Pomorze, opanował je w trzech fazach: 1002-1009 ziemie nad Notecią i Parsętą, 1112-1116 Pomorze Wschodnie, 1119-1122 Pomorze Nadodrzańskie wraz ze Szczecinem. Polski władca zainicjował kroki w celu chrystianizacji zdobytych terenów, podejmując współpracę z wpływowym biskupem Ottonem z Bambergu, który przybył do Gniezna w 1124 roku. Polski lennik - Warcisław I wsparł inicjatywę chrystianizacyjną i wyprawa biskupa na Pomorze zakończyła się pełnym sukcesem. Zniszczono świątynię i posąg Trzygłowa na Wolinie i założono szesnaście kościołów. Nowo powstałe Księstwo Zachodniopomorskie było ciągle przedmiotem rywalizacji silniejszych sąsiadów. Za życia Bolesława Krzywoustego zdecydowaną przewagę w tej walce uzyskała Polska. Książę Bolesław w 1135 roku w Merseburgu złożył cesarzowi hołd, którego przedmiotem było nie tylko całe Pomorze, lecz również Rugia6. Po śmierci energicznego władcy polskie wpływy zaczęły słabnąć. Synowie Bolesława zajęci byli walką między sobą, zaprzepaszczając pomorskie zdobycze ojca.
W 1164 książęta pomorscy złożyli hołd księciu bawarsko-saskiemu Henrykowi Lwu. W walce o Pomorze inicjatywa przeszła w ręce Niemców i Duńczyków. W 1181 książę Bogusław II złożył hołd cesarzowi Henrykowi Barbarossie, a później, w roku 1185, po kilku porażkach militarnych, królowi duńskiemu Kanutowi. Czterdziestoletni okres dominacji duńskiej został przerwany wkroczeniem na arenę dziejów agresywnego państwa rządzonego przez dynastię Askańczyków - Brandenburgii. W ciągu całego trzynastego stulecia postępował gwałtowny rozwój terytorialny tego państwa kosztem księstw polskich i pomorskich.
Opisane powyżej zdarzenia nie dotyczą historii Złocieńca, gdyż w tym okresie nie było takiej osady, lecz pozwalają lepiej zrozumieć wydarzenia, w wyniku których w XVI wieku powstało to miasteczko w widłach Drawy i Wąsawy.
W trzynastym wieku doszło na terenie Pomorza do bardzo istotnych zmian o charakterze demograficznym. Od połowy XIII po połowę XIV wieku Pomorze zostało objęte silnym procesem kolonizacji niemieckiej. Okres ożywienia osadniczego zbiegł się z osłabieniem potęgi Danii, która doznała kilku poważnych porażek militarnych. Pomorze Zachodnie na krótko odzyskało niepodległość, prowadząc jednocześnie ciągłe wojny z Brandenburgią. Celem margrabiów brandenburskich było zdobycie dostępu do morza i całkowite podporządkowanie sobie Pomorza. Książęta pomorscy chcieli utrzymać niezależność, co wiązało się z uzyskaniem tytułów książąt Rzeszy i bezpośrednią podległością cesarzowi7. W tej walce sukces za sukcesem odnosiła silniejsza Brandenburgia, która konsekwentnie zdobywała terytoria leżące szerokim pasem nad Notecią. W ten sposób powstawała kraina zwana Nową Marchią, która obejmie swoim zasięgiem okolice Złocieńca. Te terytorialne zdobycze margrabiów wywoływały coraz większy niepokój polskich książąt z Wielkopolski, którzy stali się naturalnym sojusznikiem Gryfitów. Książę zachodniopomorski Bogusław IV zawarł w 1295 roku w Słupsku układ sojuszniczy z księciem gdańskim Mściwojem II i władcą wielkopolskim Przemysłem II.
Powstanie zamku i osady w Złocieńcu pośrednio związane jest z wydarzeniami, które rozgrywały się na wielkiej scenie politycznej środkowej Europy. Uczestniczyli w nich założyciele miasta - Wedlowie, co zdecydowało o nadaniu tej ziemi właśnie im. Pod koniec XIII wieku rozstrzygały się losy ziem położonych nad Drawą, w tym późniejszej Ziemi Złocienieckiej. Jak wspomnieliśmy powyżej, w rozgrywce brały udział trzy ośrodki państwowe: Księstwo Zachodniopomorskie rządzone przez gryfitę Bogusława IV, Marchia Brandenburska, która konsekwentnie powiększała swoje terytoria na wschód od Odry, oraz rozbita na dzielnice Polska. Spośród polskich książąt najaktywniejszy był Przemysł II - władca Wielkopolski, który dzięki zręcznej polityce uczynił znaczące kroki w kierunku odbudowy królestwa polskiego. Wykorzystując konflikty między papiestwem a cesarzem niemieckim uzyskał koronę królewską. Kolejnym ważnym wydarzeniem było zjednoczenie Wielkopolski i Pomorza Gdańskiego pod berłem Przemysła II. Polski władca dostrzegał w Brandenburgii silnego przeciwnika, któremu trudno będzie sprostać8, dlatego też postanowił pozyskać innego sojusznika: zakon templariuszy. W 1286 roku w Pyzdrach Przemysł II nadał rycerzom zakonnikom przywilej książęcy, na mocy którego otrzymali znaczne obszary nad Drawą i jeziorem Drawsko. W ten sposób dobrze zorganizowany zakon rycerski stanął na drodze dalszym zdobyczom terytorialnym margrabiów brandenburskich. Siedzibą komandorii zakonu templariuszy został Tempelborch, późniejszy Tempelburg. W nazwie osady zawarto informację o założycielach miasta. Dzisiaj to miasteczko nosi nazwę Czaplinek.
Przemysł II według Jana Matejki.
Polski władca misternie konstruował koalicję antybrandeburską, w której skład - oprócz Polski i templariuszy - wchodziły księstwa pomorskie. Niestety, już 1291 roku doszło do konfliktu pomorskiego księcia Bogusława IV z templariuszami. Bogusław najechał ziemie zakonu, co z punktu widzenia polskich planów koalicyjnych nie było wydarzeniem korzystnym.
Aktywność Przemysła II wywołała poważne zaniepokojenie na dworze margrabiów brandenburskich, którzy postanowili rozwiązać konflikt w sposób radykalny i zdradziecki. Nie bez znaczenia był fakt, że energiczne rządy króla wywołały również niechęć wielkopolskich wielmożów. Wielkie rody Nałęczów i Zarembów uczestniczyły prawdopodobnie w brandenburskim spisku. Niczego niepodejrzewający Przemysł II udał się w lutym 1296 z nieliczną drużyną przyboczną do Rogoźna, gdzie odbywały się zabawy i turnieje poprzedzające okres Wielkiego Postu. Nad ranem 6 lutego (według innych źródeł 8 lutego) na śpiących Polaków uderzył silny oddział brandenburski, dowodzony przez samego margrabiego Ottona Długiego. Takie zaskoczenie nie byłoby możliwe bez udziału polskich zdrajców. Mówiono też o udziale w spisku królewskiej żony Małgorzaty, która pochodziła z Brandenburgii. W wyniku nierównej walki ciężko ranny Przemysł II dostał się do niewoli. Napastnicy zamierzali go porwać, ale widząc, że szybki transport rannego jest niemożliwy, dokonali zbrodni zabójstwa.
W napaści tej uczestniczyli Wedlowie, dlatego też wdzięczny margrabia wynagrodził ich nadaniami nad Drawą. W taki sposób we władaniu pochodzącej z północnych Niemiec rodziny rycerskiej znalazła się Ziemia Złocieniecka, na której zbudowano niewielki zameczek. Warto dodać, że już w 1300 roku do państwa margrabiów brandenburskich włączono również Ziemię Czaplinecką, ale, jak się przekonamy wkrótce, los tego obszaru nie został jeszcze wtedy rozstrzygnięty.
Zabójstwo Przemyśla II - obraz Wojciecha Gersona.
Zabójstwo energicznego Przemyśla II było ze wszech miar korzystne dla Brandenburgii, która zaczęła uzyskiwać wyraźną przewagę w rywalizacji o interesujący nas region. Drugim czynnikiem, który zadecydował o sukcesie Marchii Brandenburskiej, był silny napływ niemieckich osadników i rycerstwa do środkowej Europy.
Budowa zamku Falkenburg poprzedziła powstanie miasteczka. Bardzo interesujące rozważania na temat wyboru położenia zamku przeprowadził Rudolf Engmann w książce Stadt Falkenburg. Ein Heimatbuch9. Dzięki analizie ukształtowania terenu autorowi udało się w sposób wiarygodny odtworzyć wygląd okolic miasta na początku XIV wieku. Engmann zwrócił uwagę na istnienie w obrębie dzisiejszego Złocieńca kilku obiektów terenowych, które zostały usypane ręką człowieka. Ich powstanie zmieniło w sposób zasadniczy krajobraz okolicy. Idąc w ślady autora rozważań spróbujmy użyć naszej wyobraźni w celu usunięcia sztucznego nasypu, na którym poprowadzono ulicę Drawską, oraz biegnącego równolegle nasypu kolejowego. Następnie pozwólmy na nowo wyrosnąć Górze Rakowskiej, która została pożarta przez żwirownię przy ulicy Brzozowej. To właśnie na tej zalesionej górze ukrywali się legendarni zbójcy, pokonani przez rycerzy ze znakiem sokoła. Wyobraźmy sobie, że Góra Rakowska wyrasta w miejscu żwirowni i jej wierzchołek spogląda ponad Jeziorami Rakowskimi na siostrzany wierzchołek Góry Szubienicznej (Galgenberg, dziś wzgórze z wieżą ciśnień). Bardzo istotną rolę w przekształceniu złocienieckiego krajobrazu miało usypanie dwóch nasypów, zmieniających bieg Wąsawy i Drawy. Wał spiętrzający Wąsawy biegnie wzdłuż południowego brzegu rzeczki, od skrzyżowania ulic Bydgoskiej i Piątego Marca (to miejsce określano kiedyś Górą Gliniastą) do miejsca zlewu dwóch złocienieckich rzek. Usypanie tego wału uniemożliwiło rzece szerokie rozlewanie się na okoliczne obszary dzisiejszego parku Chopina. Drugi nasyp powstał w poprzek Drawy, wzdłuż dzisiejszej ulicy Staszica. Wał usypano w celu budowy młyna nazywanego Zamkowym lub Dziedzicznym. Rzeka przed wałem spiętrzyła się, tworząc istniejący do dzisiaj Staw Zamkowy. Za wałem natomiast poziom wód opadł. Budowa tych dwóch wałów doprowadziła do niemal całkowitego osuszenia terenów wokół parku Chopina. Wcześniej w tym miejscu znajdowało się prawdopodobnie spore jezioro, połączone z dzisiejszym jeziorem Maleszewo. Teren ten, nazywany przed 1945 r. Anger (Błonia), został ostatecznie osuszony w wyniku prac melioracyjnych. Usunięcie dwóch sztucznych nasypów pozwoliłoby rozlać się dwóm rzekom na Błonia i przedmieście w pobliżu jeziora Maleszewo. Do życia powróciłoby dawne jezioro, oblewające z trzech stron wzgórze, na którym wzniesiono zamek, a później najstarszą część miasta. Taki półwysep stanowił łatwy punkt do obrony i był idealnym miejscem do budowy zamku. Przypuszczalny wygląd terenów wokół Złocieńca na przełomie XIII i XIV wieku ilustruje szkic autorstwa Rudolfa Engmanna10.
Przypuszczalny wygląd okolic miasta. Na pierwszym planie Góra Rakowska, Jezioro Rakowskie i Góra Szubieniczna. W środku jezioro obejmujące Błonia i Maleszewo. Na wzgórzu ze stromymi zboczami zarys zamku. Rys. R. Engmann11.
Wkrótce w pobliżu zamku powstał rynek, wokół którego swoje domostwa zbudowali osadnicy, zajmujący się głównie uprawą ziemi. Takie były początki zamku i osady, która w 1333 roku otrzymała prawa miejskie. Dokument lokacyjny jest przedmiotem rozważań, zawartych w następnym rozdziale.
Frapującym zagadnieniem jest kwestia przynależności etnicznej pierwszych mieszkańców miasta. Dramatyczna historia najnowsza tych ziem powoduje, że nadal trudno prowadzić spokojną i pozbawioną emocji dyskusję na ten temat. Jak już wspomniałem, ekspansji państwa margrabiów brandenburskich na dzisiejsze tereny Pojezierza Drawskiego towarzyszył bardzo intensywny proces osadnictwa ludności niemieckiej.
Wąsawa. Po lewej stronie sztuczny wał spiętrzający. Fot. J. Leszczełowski.
Jak grzyby po deszczu powstawały nowe miasteczka i wsie, wśród nich Falkenburg. Był to element szerszego zjawiska masowej imigracji miejskiej i wiejskiej ludności niemieckiej na tereny dzisiejszego państwa polskiego i środkowej Europy, zapoczątkowany na przełomie XII i XIII wieku. Niemcy dysponowali w ówczesnej Europie nadwyżką potencjału demograficznego, a pomorscy władcy i polscy książęta dzielnicowi rozumieli, że rozwój ich dzielnic można stymulować poprzez ułatwianie osadnictwa imigrantów niemieckich. Napływ ludności niemieckiej w okolice Złocieńca nie był więc spowodowany jedynie polityczną władzą Marchii Brandenburskiej, lecz był przejawem ogólnej tendencji, charakterystycznej nie tylko dla ziem polskich i pomorskich, lecz także dla Czech i Węgier. Nie chodziło tutaj wyłącznie o ludność niemiecką, wśród osadników byli również liczni Flamandowie i Walonowie. W XIII wieku dochodziło też do masowej migracji rycerstwa niemieckiego, czego przykładem jest kariera rycerskiej rodziny Wedlów. W XII i XIII wieku Niemcy opuściło około 400 tysięcy osadników, z czego około 100 000 dotarło na ziemie polskie i pomorskie12. Nie było to mało, zważywszy, że na stosunkowo słabo zaludnionych ziemiach polskich i pomorskich żyło wówczas około miliona ludzi. Ludność niemiecka przybyła do Wielkopolski i Małopolski została w następnych wiekach wchłonięta przez żywioł polski, natomiast procesy asymilacyjne na Pomorzu i Śląsku biegły w odwrotnym kierunku. Na Pomorzu nieliczna ludność słowiańska uległa później zniemczeniu. Powstanie Falkenburga było efektem niemieckiego osadnictwa na tych terenach. Jak wspomniałem w poprzednim rozdziale, badania archeologiczne nie wykazują, by na obszarze miasta istniała wcześniej słowiańska osada, to samo dotyczy zamku13.
Przez kilkadziesiąt powojennych lat próbowano uzasadniać prawo do polskiej obecności na tych terenach poprzez nawiązywanie do wczesnośredniowiecznych Pomorzan. Opis historii każdego miasta zaczynał się od obowiązkowej formułki mówiącej o jego słowiańskich początkach. Niekiedy była to prawda, częściej nie. Niestety, wystarczy poczytać niektóre dzisiejsze tablice informacyjne dla turystów, żeby stwierdzić, że ta fałszywa nuta nie zamilkła do końca. Przybycie naszych ojców na te ziemie było wynikiem wojny, która nie została rozpętana przez Polaków. Pomimo wiernego trwania w obozie antyhitlerowskim trudno zaliczyć Polskę do zwycięzców ostatniej wojny. Pomorze było rekompensatą za tereny, które Polsce odebrano. Właśnie tutaj wielu Polaków tworzyło swój nowy świat po wymuszonym opuszczeniu ziem ojców. Nie potrzebujemy szukać mało przekonujących związków między wczesnośredniowiecznymi Słowianami a dzisiejszą polską ludnością na Pomorzu. Nasze prawo przebywania tutaj wynika z innych, ważniejszych względów. Zaryzykuję twierdzenie, które może zabrzmieć w niektórych uszach jak herezja: otóż jestem przekonany, że kulturowo znacznie bliżej nam do wypędzonych w 1945 roku Niemców niż do dwunastowiecznych Pomorzan14.
Na zakończenie tematu etnicznej przynależności dawnych złocienian opowiem o faktach, które ucieszą poszukiwaczy słowiańskich korzeni miasteczka. W dokumencie lokacyjnym wspomniano dwie miejscowości o typowo słowiańskich nazwach: Budów i Streblow (Strzebłów?). Budów znajdował się w okolicach dzisiejszej ulicy Nadrzecznej, natomiast Streblow na północ od Osieka. Można założyć, że w 1333 roku miejscowości te były zamieszkane przez Słowian. Co ciekawe, w późniejszych latach obydwie wsie nie były zamieszkane. Niemiecki historyk Paul von Niessen twierdzi, że Wedlowie musieli przenieść tę ludność do powstającego Złocieńca. W ten sposób można zadowolić wszystkich: pierwsi mieszkańcy Złocieńca to niemieccy osadnicy i Słowianie z pobliskich osad. Tę hipotezę potwierdza fakt występowania w przedwojennym mieście stosunkowo dużej liczby nazwisk o słowiańskim rodowodzie. Ślady dawnych Słowian są obecne w nazwach wielu miejscowości i jezior wokół Złocieńca: Wierzchowo/Virchow, jezioro Wilczkowo/Volzkow, jezioro Rakowo/Rackow, jezioro Darskowo/Darskow, Wąsowa/Vansow itd.
Powróćmy do zamku w widłach Drawy i Wąsawy. Zamek Falkenburg powstał prawdopodobnie na początku XIV wieku. Wzniesiony został przez członków rycerskiego rodu von Wedlów, którzy trzydzieści lat później przeprowadzili lokację miasta. Dość popularne jest twierdzenie, że zamek został zbudowany w 1250 roku przez zakon templariuszy. Dokumenty są na tyle skromne, że nie można tego całkowicie wykluczyć, jednak obowiązek udowodnienia leży po stronie tego, który stawia taką hipotezę. Tymczasem nie istnieją jakiekolwiek źródła, które potwierdzałyby takie pochodzenie warowni. Wiadomo, że informacja ta oparta była na fałszywym dokumencie, który sporządzono w XVI wieku. W 1933 roku profesor Paul von Niessen wyraził nadzieję, że to jednoznaczne fałszerstwo przestanie odgrywać swoją szkodliwą rolę15. Przeglądając dzisiejsze polskie i niemieckie publikacje, wcale nie jestem tego pewien.
Sprawę pierwszych wzmianek o zamku gruntownie zbadał wspomniany profesor Paul von Niessen, który opierał się na wielu źródłach - dzisiaj już nieistniejących. W wydanej w 1933 roku książce 600 Jahre Stadt Falkenburg stwierdził16, że najstarsze dokumenty z 1311 wspominają tylko miejscowość Valkeborch, która w strukturze kościelnej podlegała biskupowi z Poznania, ale politycznie należała do Marchii Brandenburskiej. Przynależność do polskiej struktury kościelnej jest wyraźnym śladem polskich wpływów i dawniejszego podporządkowania tego regionu państwu polskiemu. Nie można jednak na podstawie tej krótkiej wzmianki ryzykować twierdzenia, że już wtedy stał w Złocieńcu zamek, chociaż jest to wysoce prawdopodobne. Człon nazwy miejscowości „bürg” nie jest decydujący. Jest wiele miast, których nazwa zawiera taką cząstkę, a w ich pobliżu nigdy nie było zamku. Dobrym przykładem jest pobliskie Drawsko - Dramburg.
Kolejna wzmianka, z 1313 roku, mówi o niejakim Ludolfie Starszym von Wedel z Falkenburga. Falkenburg był więc siedzibą Ludolfa, ale ciągle nie można z całą pewnością twierdzić, że w tym czasie wznosił się już nad Drawą i Wąsawą złocieniecki zamek. Ludolf był znaczącą postacią w Marchii Brandenburskiej. Pełnił urząd landwójta Nowej Marchii, był też uczestnikiem napaści na Rogoźno.
W moim przekonaniu jednoznacznie istnienie zamku potwierdza dopiero dokument z 1317 roku. W tymże roku cierpiący na ciągły niedostatek gotówki margrabia brandenburski Waldemar zastawił zamek i miejscowość Falkenburg w zamian za 6 000 marek brandenburskich w srebrze. Zamek i miejscowość stały się częścią biskupstwa kamieńskiego, będącego wtedy samodzielną jednostką polityczną. Biskup kamieński Henryk Wacholtz uzyskał wówczas na okres czternastu lat zamki w Świdwinie i Złocieńcu. Należy pamiętać, że margrabia odsprzedał w ten sposób prawa władcy do zamku, ale nie należy tego utożsamiać z prywatnymi prawami własnościowymi do miejscowości - te cały czas przysługiwały Wedlom.
Dokument, o którym piszę, zawiera określenie „miasto Falkenburg“, a przecież akt lokacyjny wystawiono dopiero w 1333 roku. Jest to dość zaskakujące, ale tylko pozornie. Otóż w dokumencie z 1317 roku Falkenburg jest określany jako „terra civitas et castrum cum villis adiacentibus”. Pojęcie „civitas” nie musi oznaczać miasta, niekiedy określano tak centralne ośrodki z przynależnym obszarem i wioskami.
Analizując te więcej niż skromne źródła, można zaryzykować stwierdzenie, że już w 1303, a najpóźniej 1311 r. właścicielami miejscowości i zamku byli Wedlowie. Na nich wskazuje też inna okoliczność: nazwa zamku - Falkenburg. Wedlowie posiadali w pobliży Pełczyc swoją siedzibę - właśnie Falkenberg. Nazwa ta została stamtąd przeniesiona.
Na krótko przed lokacją miasta w okolicach Złocieńca i Drawska rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Energiczny polski król Władysław Łokietek postanowił podjąć szeroko zakrojone działania, wymierzone przeciwko Marchii Brandenburskiej. Okoliczności układały się pomyślnie. W 1320 roku umarł ostatni władca z dynastii Askańczyków i Marchia pogrążyła się w wewnętrznych konfliktach. Tę sytuację postanowił wykorzystać Władysław Łokietek dla odzyskania części terytoriów. 18 czerwca 1325 roku w Nakle doszło do zawarcia sojuszu z trzema książętami zachodniopomorskimi: Warcisławem IV, Ottonem I i Barnimem III. Cel był więcej niż oczywisty: odzyskanie utraconych ziem nad Notecią. Podczas zjazdu w Nakle zawarto układ, który przyznawał ziemie na zachód od Drawy zachodniopomorskim Gryfitom, natomiast terytoria na wschód od tej rzeki przypaść miały Polsce. Gdyby zamiary te zostały zrealizowane, Złocieniec i Drawsko leżałyby po przeciwnych stronach granicy, ale na razie udzielono
Plądrowanie wsi przez wojsko w średniowieczu.
tylko skórę na nieupolowanym niedźwiedziu. Polski władca sprzymierzył się również z Litwinami, którzy wspólnie z polskim rycerstwem uderzyli na Brandenburgię. Zwycięski Łokietek dotarł z wyprawą wojenną aż do Frankfurtu, ale na trwałe opanował jedynie kasztelanię międzyrzecką. Stało się tak z powodu zawarcia odrębnego pokoju przez wiarołomnych zachodniopomorskich Gryfitów. Osamotniony i zagrożony przez Krzyżaków polski król zmuszony był odstąpić od dalszych działań wojennych. Zanim to nastąpiło, zagon wojsk polsko-litewskich wpadł na Ziemię Drawską, pustosząc ją w okrutny sposób: Drawsko zostało zdobyte i spalone, a z kilkunastu okolicznych wsi pozostało jedynie sześć. Najazd ominął chyba zamek złocieniecki, gdyż tam właśnie przeniesiono siedzibę wójta i to na blisko dziesięć lat, potrzebnych do odbudowy Drawska. Źródła wymieniają te sześć ocalałych wsi: Wierzchowo-Wirchov, Osiek-Wutzig, Bobrowo-Dietersdorf, Kosobudy-Birkholz, Suliszewo-Zuelshagen i Gudowo-Baumgarten. Wszystkie one leżały dość blisko Falkenburga, co może być faktem potwierdzającym mniejsze spustoszenie okolic tego miasta.
Niemiecki historyk Paul von Niessen z oburzeniem opisuje zachowanie polsko-litewskich oddziałów w 1326 roku, nawet określając wojów mianem bandy. Bardzo barwny opis wyprawy zawarty jest również w kronice Jana Długosza. Co ciekawe, polski kronikarz przyznaje, że wojsko dopuszczało się licznych okrucieństw. Jednakże główną winę Długosz przenosi na Litwinów, których nazywa barbarzyńcami:
Ściągnąwszy wielkie wojska, wsparty nadto posiłkami sąsiadów, a mianowicie: Rusinów, Wołochów i Litwinów, po uroczystości św. Jana Chrzciciela wkracza do położonej po obu stronach Odry Marchii Brandenburskiej i każę szerzyć spustoszenie [...]. Nie stara się wcale zdobywać zamków i miast, ale wszystkie osady i wsie wydaje na grabież i spalenie. I gdy - nie natykając się na żaden opór - uszedł już wiele drogi, grabiąc wszystko, mordując i paląc, przeszedł całą Marchię, wojskami pieszymi ubezpieczył grody, a wojskom konnym kazał urządzić wyprawę na niespustoszone jeszcze pola wrogów. Kiedy ci przynieśli wszelkiego rodzaju łup, bo wróg nigdzie nie miał odwagi stawić oporu (margrabiowie brandenburscy nie odważyli się bowiem wyjść na otwarte pole i stoczyć walki z jego potężnymi wojskami), wzbogacony ogromnym łupem i mnóstwem zagrabionych rzeczy, wywarłszy zemstę przez upokorzenie i pokonanie Sasów oraz uprowadzenie wielu z nich do niewoli, zdrowo i szczęśliwie wrócił do Polski, ciesząc się odniesionym zwycięstwem17.
Dalej Długosz uczciwie opisuje zachowania barbarzyńców:
W czasie tej wyprawy barbarzyńcy, walcząc razem z Polakami, dopuścili się wielu haniebnych czynów, znieważając kościoły Boże, klasztory i ich sługi, także dziewice i niewiasty. Król polski Władysław nie zabraniał bynajmniej tych świętokradczych i niegodziwych wybryków. Mordowano zarówno dzieci, jak starców, a do strasznej niewoli Polacy i Litwini uprowadzili ponad sześć tysięcy dusz18.
Polski dziejopis opisał też czyn pewnej zakonnicy, która schwytana przez barbarzyńców, uratowała swoją cześć, poświęcając życie. Obiecała oprawcy, że jeśli pozostawi ją w spokoju, to zdradzi mu cudowny sposób na uniknięcie wszelkich razów zadawanych mieczem. Ażeby zademonstrować swoje umiejętności pochyliła kark, prosząc barbarzyńcę, żeby uderzył ją mieczem. Kiedy to uczynił, zrozumiał podstęp zakonnicy. Kobieta została zabita, ale uniknęła hańby.
W dzień świętej Łucji, 13 grudnia 1333 roku, położona w pobliżu zamku Wedlów osada Falkenburg stała się miastem. Prawa miejskie otrzymała z rąk dwóch braci Wedlów: Hasso i Ludeke - synów Ludolfa I Starszego von Wedel. Czy dla mieszkańców tego zakątka była to zmiana o doniosłym znaczeniu? Trudno to jednoznacznie stwierdzić. Czym różniła się wieś od miasta w średniowieczu? Przede wszystkim w mieście większą rolę odgrywały zawody pozarolnicze. Było ono też miejscem prowadzenia intensywniejszej wymiany handlowej. Analiza złocienieckiego dokumentu lokacyjnego wskazuje jednak, że uprawa roli była głównym źródłem utrzymania większości mieszczan. Ważniejszą cechą odróżniającą miasto od osad innego typu były właśnie prawa miejskie, które prowadziły do wykształcenia się elementów samorządu i pewnej autonomii miasta.
Co zawierał dokument lokacyjny? Dwukrotnie wspomniano w nim, że miasto lokowane jest na prawie brandenburskim, które stanowiło odmianę prawa magdeburskiego. Prawo to ukształtowało się w Magdeburgu i było dość powszechnie stosowane w Europie środkowo-wschodniej. W dokumencie opisano dokładnie granice obszaru, który stawał się własnością miasta. Odtworzenie granicy jest dzisiaj niemożliwe, gdyż wskazywano tam na charakterystyczne drzewa i wielkie kamienie, których nie sposób już dzisiaj odnaleźć. Punktami odniesienia był też rzeki, strumienie i jeziora. Wokół terenów należących do miasta istniały wsie o niemieckich nazwach: Friedrichsdorf (Darskowo), Teschendorf (Cieszyno), Dietersdorf (Bobrowo) i Birkholz (Kosobudy). Warto zwrócić uwagę na to, że Kosobudy/Birkholz i Bobrowo/Dietersdorf należały do rodzin rycerskich o nazwiskach Birkholz i Dietert, co tłumaczy pochodzenie nazw tych miejscowości. Granice miasta sięgały obszarów (wymienionych wyżej) przynależnych sąsiednim gminom lub też jezior. Wyjątek stanowił las między jeziorami Krosino i Dłusko, który należał do właścicieli zamku i miasta i nosił przez setki lat nazwę Puszczy Pańskiej (Herrenheide). Paul von Niessen zwraca uwagę, że miejscowości bardziej oddalone od miasta nosiły słowiańskie nazwy, co - według niego - świadczy, że wymienione powyżej wsie, leżące wokół Złocieńca powstały w wyniku działalności Wedlów z zamku Falkenburg. Dietertowie, Birkholzowie to niewątpliwie lennicy złocienieckich Wedlów20.
Mieszkańcom miasta przydzielono stosunkowo niewielki obszar ziemi uprawnej, obejmujący 86 pomorskich łanów. Do tego należy doliczyć 10 łanów tak zwanej ziemi obywatelskiej (Buergerlaender, Wurtenlaender). Tego rodzaju działki były przypisane do poszczególnych domostw i nie mogły być odsprzedawane. Ślad tych działek pozostał w nazewnictwie współczesnych ulic miasteczka. Do 1945 roku teren Między Mostami nosił nazwę „In den Wurten”, co nawiązuje do owych przypisanych do domów działek obywatelskich. Nieprzypadkowo ten obszar znajduje się w najbliższym sąsiedztwie dawnych murów miejskich. Każdy obywatel miejski otrzymywał z tego obszaru tyle, ile odpowiadało jego ogólnemu udziałowi w ziemi rolnej.
Razem mamy więc 96 łanów. Dla porównania Drawsko otrzymało 184 łany, a Wałcz 208. Złocieniec powstał pośród już istniejących gmin, co oznacza, że więcej miejsca po prostu nie było. Wbrew pozorom ta niewielka ilość ziemi uprawnej mogła mieć pozytywny wpływ na dalszy rozwój miasta - ludność miasteczka od początku jego istnienia musiała się skupić się na działalności pozarolniczej. Niewielki areał rolny nie gwarantował wzrostu zamożności mieszczan, dlatego też od początku usilniej niż gdzie indziej szukano innych źródeł przychodu. Być może to sięgające początków miasta, tradycyjne nastawienie stało się przyczyną intensywnego rozwoju przemysłu w tym małym miasteczku. W XIX wieku miasto nabrało już wyraźnie przemysłowego charakteru, co odróżniało je od innych miejscowości regionu.
Średniowieczny plan Złocieńca według Pruetza21.
Do tych wskazanych powyżej 96 łanów należy doliczyć ziemię, która nie została rozdzielona między mieszczan, pozostając we władaniu władz miejskich. Taki areał z pewnością istniał, gdyż dokument zobowiązuje rajców do przydzielenia ziemi mieszczanom, którzy w najbliższym czasie przybędą do miasta. Ziemię uprawną posiadał również kościół (co najmniej 4 łany).
Ponadto w obszar miasta wchodziły ogrody i łąki (około 4 łanów). Paul von Niessen wskazuje, że jeszcze w XIV wieku wójt Złocieńca Wincenty von Horn ofiarował kościołowi 10 łanów, co pozwala wnioskować, że pewien areał ziemi był przypisany do stanowiska wójta. Złocieniecka ziemia uprawna była zgrupowana w trzech polach: Budowskim, Drawskim i Wąsawskim. Z tego ostatniego wydzielono później Pole Miedzianego Młyna (w okolicach dzisiejszej ulicy Piaskowej).
Rajcy miejscy posiadali prawo do pomiaru i wyliczania łanów ziemi uprawnej należnej poszczególnym mieszczanom, co było bardzo istotnym przywilejem.
Wszystkie wody, łąki, pola, pastwiska i lasy w obrębie grodu miały służyć miastu po wieczne czasy. Miasto otrzymywało uprawnienia do połowu ryb w wymienionych zbiornikach wodnych i wykorzystania prądu rzek do napędzania kół młyńskich. Jednak tego typu świadczenia nie przysługiwały tylko mieszkańcom miasta - znaczną ich część zachowali dla siebie Wedlowie. Uprawnienia do połowu w jeziorach przyznano też wcześniej mieszkańcom sąsiednich wsi. Młyn pod miastem, zwany Młynem Dziedzicznym, był własnością Wedlów.
Miasto posiadało też prawo do korzystania ze wskazanych w dokumencie łąk i pastwisk, jak również prawo do wyrębu drzew w niektórych lasach. Wedlowie zastrzegli sobie prawo do łowów na grubszego zwierza, mieszczanom pozostawiając przywilej łowienia drobniejszej zwierzyny.
Sądownictwo w poważniejszych sprawach należało do właścicieli miasta, natomiast sprawy drobniejsze leżały w kompetencji władz miejskich.
Przejdźmy do świadczeń przysługującym poszczególnym podmiotom w obrębie miasta. Miasto zobowiązane było płacić roczną daninę swoim właścicielom. Świadczenie to nosiło nazwę orbede i wynosiło 100 marek rocznie. Opłata była rozłożona na dwie raty: 50 marek należało wpłacić w dniu świętego Gabriela, a pozostałe 50 w dniu świętego Marcina. Z każdego z 86 łanów ziemi miejskiej proboszcz otrzymywał rocznie korzec żyta i dwa fenigi. W dokumencie lokacyjnym wymieniono też przychody miasta i podatki, jakie mogło nakładać. Przysługiwały mu czynsze od działalności handlowej. Wymieniono czynsz: rynkowy, od kramów, od bud handlowych, czynsz szewski i piekarski. Władze miejskie pobierały podatek od domów w rynku, od miejsc budowlanych przy dziedzińcu kościelnym oraz od gruntów obywatelskich (Wuertenlaender) i od ogrodów. Ponadto do budżetu miejskiego wpływały zyski z wagi miejskiej oraz z dzierżawy spadków wodnych przez przyszłych właścicieli młynów. Dodatkowo miastu przysługiwała połowa czynszu z młyna na Wąsawie w pobliżu Bobrowa. Handel złowionymi rybami mógł odbywać się tylko w rynku miejskim22. Późniejsza praktyka pokazała, że nie były to znaczące przychody.
Rysunek na szkolnej tablicy - powstał podczas lekcji odbywającej się w rocznicę lokacji miasta, 13.12. 2006. Fot. L. Jabłońska.
Paul von Niessen zwraca uwagę na kilka istotnych braków w dokumencie. Nie wymieniono na przykład czynności i prac, które mieszczanie byli zobowiązani wykonywać na rzecz właścicieli miasta, co wcale nie oznacza, że takich obowiązków nie było. Na przykład w XVII wieku Borkowie będą twardo egzekwować na obywatelach miasta obowiązek uczestniczenia w nagonkach na wilki. Ponadto nie wspomniano o prawie mieszczan do wytyczania ulic. Dokument pomija też kwestię budowy umocnień miejskich, co będzie przedmiotem sporów z zamkowymi rycerzami. Szkoda, że w dokumencie nie wymieniono nazwisk mieszczan, gdyż wtedy łatwiej byłoby określić ich pochodzenie etniczne23.
W książce Paula von Niessena Beiträge zur Geschichte der Stadt Falkenburg24 umieszczono plan miasta z XIV-XV wieku. Szkic ten został narysowany przez niejakiego Pruetza, miejskiego majstra budowlanego i stanowi nieocenione źródło wiedzy o średniowiecznym Złocieńcu. Są tu wszystkie najważniejsze elementy średniowiecznego miasta. Rynek ma charakterystyczny prostokątny kształt, co odróżnia go od innych, zwyczajowo kwadratowych.
Rynek jest najstarszą częścią Złocieńca, która dała początek całemu miastu. Został on wytyczony w pierwszych latach XIV wieku przez właścicieli tych ziem - Wedlów. Wokół niego powstały skromne, drewniane domostwa. Na środku złocienieckiego rynku zbudowano ratusz, którego gotyckie kształty można podziwiać na miedziorycie Meriana z 1652 roku. Ratusz był siedzibą władz miejskich. Z tego okresu wiadomo jedynie, że budynek miał obszerną piwnicę, w której mieściła się karczma25. Fakt ten zapisany został w nazwie hotelu, który do 1945 roku nazywał się „W piwnicy ratuszowej”. W budynku dawnego hotelu znajduje się dzisiaj Złocieniecki Ośrodek Kultury. Zachodnia strona rynku pozostawała niezabudowana aż do początków XIX wieku. Po tej stronie znajdował się drewniany, a później ceglany kościół. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem w pobliżu kościoła usytuowano miejski cmentarzyk.
Plan Pruetza pozwala odczytać nazwy pierwszych ulic Złocieńca:
Markt (Rynek) - dziś Stary Rynek;
Dragestrasse (Drawska) - dziś Staszica;
Marktstrasse (Rynkowa) - dziś Bohaterów Warszawy; Vansowstrasse (Wąsawska) - dziś Piątego Marca;
Ziegenortstrasse (Kozia) - dziś Bohaterów Warszawy; Wasserpfortstrasse (Ulica Furty Wodnej) - dziś Wodna; Papenstrasse (Klesza) - dziś Armii Polskiej;
Obermauerstrasse (Nadwale) - dziś Kręta;
Untermauerstrasse (Podwale) - dziś Podmiejska.
Stosunkowo łatwo określić pochodzenie większości tych nazw, gdyż odnoszą się one do charakterystycznych miejsc starego miasta.
Średniowieczny Falkenburg zbudowany został na wzgórzu, w widłach dwóch rzek o słowiańskich nazwach: Drawy (Dragę) i Wąsawy (Vansow). Drawa opływała wzgórze od północy, a Wąsawa - od południa i zachodu. Ażeby zamknąć dostęp do miasta od wschodniej strony, wykopano głęboki rów obronny (Graben), który połączył brzegi obu rzek. Prawdopodobnie nie był wypełniany wodą. W miejscu, gdzie się znajdował, biegnie dzisiaj ulica 11 Listopada, która do 1945 roku nosiła nazwę Grabenstrasse (Okopowa). Po 1945 roku przez długie lata nazwa tej ulicy upamiętniała ponurą postać Feliksa Dzierżyńskiego. Dokonana w 1945 roku niefrasobliwa zmiana to przykład zacierania osobliwych informacji, jakimi są dla mnie miana ulic. Takich przykładów znajdziemy znacznie więcej.
W północno-zachodniej części planu Pruetza widoczny jest zamek Falkenburg, który od miasta oddzielony był fosą, zasypaną dopiero w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku.
Miasto otoczone było murem, biegnącym od miejsca zlewu dwóch rzek wzdłuż Wąsawy aż do wspomnianego wschodniego rowu obronnego. Dalej umocnienia prowadziły wzdłuż rowu do skarpy nad Drawą, gdzie zakręcały pod kątem dziewięćdziesięciu stopni na zachód. W tym miejscu znajdował się tak zwany dom pasterski - Hirtenhaus26(dzisiaj północny odcinek ulicy Krętej). Budynek dotrwał do okresu międzywojennego, a w jego ścianach zachowały się fragmenty murów miejskich. Niestety, po tej wspaniałej średniowiecznej pamiątce nie ma dzisiaj najmniejszego śladu. Dom pasterski został rozebrany już na początku lat trzydziestych ubiegłego stulecia.
Dom pasterski Hirtenhaus (Fot. Johs. Pieper, Paul von Niessen Beitrage zur Geschichte der Stadt Falkenburg. Umrisse und Untersuchungen.)
Od domku pasterskiego mury miejskie wiodły wzdłuż Drawy do terenu zamkowego, tworząc ochronę miasta od północy. Te częściowo naturalne granice miasta znalazły odzwierciedlenie w nazwach jego ulic. Nazwa Obermauerstrasse (Nadwale) dotrwała do 1945 roku, kiedy to przemianowana została na Krętą. Ulica biegnie wzdłuż wschodniego odcinka muru, czyli na zachód od rowu-okopu. Kiedy umocnienia miejskie rozebrano w XVIII wieku, ta ulica ciągle nosiła w swojej nazwie zapis o ich dawnym przebiegu. Zmiana nazwy na Krętą jest kolejnym przejawem niefrasobliwego traktowania subtelnych śladów historii. Podobnie zmieniono nazwę ulicy Podwale (Untermauerstrasse), która wytyczona została wzdłuż południowego odcinka obwarowań miejskich. Chociaż przy odrobinie dobrej woli można uznać, że nazwa Podmiejska nawiązuje do średniowiecznego rodowodu ulicy. Z kolei ulicę Aussermauerstrasse (Na Zewnątrz Murów) przemianowano na Stolarską.
Umocnienia miejskie zostały przedstawione zarówno na planie Pruetza, jak też na miedziorycie Meriana. Przyjrzyjmy się zachodnim fragmentom szkicu i grafiki. Przedstawiona jest tutaj Brama Drawska, która swą nazwę wzięła od rzeki Drawy (nie od miasta Drawsko, które nosiło nazwę Dramburg). Brama z kolei dała nazwę ulicy Dragestrasse (dzisiaj Staszica). Brama widnieje na rysunku Meriana na lewo od zamku. Kolejny wyróżniający się element to Wieża Więzienna / Gefangenenturm, która na planie Pruetza zaznaczona jest dużym czarnym punktem i znajduje się w miejscu, gdzie obwarowania biegnące z północy od Bramy Drawskiej skręcają na wschód. Na grafice Meriana wieża więzienna widoczna jest na lewo od Bramy Drawskiej. W pobliżu wieży, w kierunku północnym, biegnie uliczka, która nosi dzisiaj nazwę Młyńskiej, a przez setki lat nazywała się Gefangenen bergstrasse - ulicą Góry Więziennej.
Kombinacja planu Pruetza i miedziorytu Meriana.
Jej nazwa pochodziła oczywiście od Wieży Więziennej i nosiła w sobie informację dla potomnych o dawno nieistniejącym obiekcie. Po 1945 roku ta informacja została wymazana.
Elementem południowej części umocnień miejskich była Brama Wąsawska, przed którą znajdował się most. Obydwa obiekty widoczne są na miedziorycie Meriana i zaznaczone na planie Pruetza. Jedna z reprezentacyjnych ulic Złocieńca - Wąsawska/Vansowstrasse wzięła swoją nazwę właśnie od tej bramy. Średniowieczna Vansowstrasse leżała między Rynkową a Podwalem (ulica Podmiejska). Taki przebieg ulicy i jej nazwa zostały zachowane do 1945 roku, kiedy nazwę zmieniono na Piątego Marca.
Zachodni fragment planu Pruetza i odpowiadający mu fragment miedziorytu Meriana.
Informację o trzeciej średniowiecznej bramie miasta przechowywała nazwa ulicy Budowskiej (Bueddowstrasse), używana do 1945 roku. W tymże roku ulica otrzymała imię satrapy i ludobójcy Józefa Stalina. Prawdopodobnie w roku 1956 zbrodniczy patron przestał być atrakcyjny. Niestety, dawna Budowska w dalszym ciągu nie miała szczęścia - kolejnym patronem był Karol Świerczewski. Nowe miano przetrwało do 1989 roku. Dzisiaj ulica nosi imię marszałka Józefa Piłsudskiego.
Brama Budowska wyróżniała się spośród innych elementów obwarowań miasta wysokością, dlatego nazywana była również Wysoką. Nowe nazwy ulic Budowskiej i Wąsawskiej nie nawiązują, niestety, do średniowiecznego układu miasta, zatarto kolejny kronikarski zapis, zawarty w nazewnictwie ulic.
W tym miejscu warto wspomnieć o późniejszych losach obwarowań miejskich. Mieliśmy okazję przekonać się, że miały one wielkie znaczenie dla ukształtowania się nazw wielu ulic w najstarszej części Falkenburga. Jednak złocienieckie mury nigdy nie były imponujące. W czasach, kiedy miasto było własnością Zakonu Krzyżackiego, a całym obszarem Nowej Marchii wstrząsały konflikty zbrojne, bliżej nieokreśleni „zdrajcy” wykuli w murach liczne dziury, co chyba nie było świadectwem potwierdzającym solidne wykonanie obwarowań. Rada miejska wezwała wtedy właściciela miasta - Hasso von Wedla - do pokrycia kosztów napraw. Dumny von Wedel, siedząc bezpiecznie w zamku, ograniczył się jednak do kilku złośliwych i cynicznych uwag skierowanych do mieszczan.
Również bramy miejskie nie budziły wielkiego respektu. Wyjątek stanowiła Brama Budowska, która stała w miejscu, gdzie nie było naturalnej osłony Wąsawy i Drawy. Zły stan umocnień można częściowo tłumaczyć istnieniem naturalnych barier, tworzonych przez rzeki i wysokie skarpy.
Wschodni fragment planu Pruetza i odpowiadający mu fragment miedziorytu Meriana.
W roku 1589 komendant Wilhelm von Oppen stwierdził, że umocnienia miejskie są tak zaniedbane, że ich stan powinien wywoływać uczucie wstydu27. Wysoka Brama Budowska z uwagi na liczne rysy i pęknięcia stała się poważnym zagrożeniem dla obywateli miasta. Pomimo to pozostawiono ją w spokoju aż do roku 1728, kiedy na zlecenie rady miejskiej rozebrał ją murarz z Drawska. Jako zapłatę wziął kamienie, które uzyskał w wyniku rozbiórki. Pozostawiono jednak stosunkowo solidne ściany boczne rozebranej bramy z myślą o jej ewentualnej odbudowie. Ostatecznie zaniechano tego pomysłu. Mur sąsiadujący z wieżą został rozebrany dużo wcześniej, ale - by móc pobierać akcyzę - zastąpiono go na krótki okres palisadą. Akcyza była rodzajem podatku za zużycie artykułów spożywczych, trunków, kawy i tabaki. Urzędnik pobierający podatek zwykle pracował przy jednej z bram miejskich. Pozostałe, niezbyt imponujące bramy i obwarowania, zostały usunięte dużo wcześniej. W 1799 roku Złocieniec został ogłoszony miastem otwartym. Wtedy ostatecznie zasypano wschodni rów obronny, przekształcając go w ogrody28.
Dziewiętnasty wiek ujrzała jedynie Wieża Więzienna, którą jednak również rozebrano na początku tego stulecia. Według opisów naocznych świadków wieża była okrągła, dość wysoka, a na samej górze miała jedno niewielkie okienko.
Średniowieczna Wasserpfortstrasse (ulica Furty Wodnej) nosi dzisiaj nieco uproszczoną nazwę - Wodna. Pochodzenie starej nazwy jest dość oczywiste. Ulica prowadzi od Rynku w kierunku Wąsawy. Bardzo prawdopodobne, że na jej końcu znajdowała się furtka w umocnieniach, umożliwiająca dostęp do wód Wąsawy. Do średniowiecznych pamiątek należy zaliczyć również ulicę Kościelną. Ulica nie zmieniła swojej nazwy przez setki lat i za czasów niemieckich nazywała się również Kirchen-strasse (Kościelna). Identycznie ulica Rybacka - Fischerstrasse. Pochodzenie tych dwóch nazw jest więcej niż oczywiste.
Ze względu na występowanie w okolicy bogatych złóż gliny mieszkańcy Złocieńca od średniowiecza zajmowali się produkcją cegieł. Ten fakt tłumaczy powstanie ulicy o nazwie Ziegelbergstrasse (Góra Ceglarska). Ulica biegła na zachód od dzisiejszej ulicy Młyńskiej i zachowała do dzisiaj swoją tradycyjną nazwę: Cegielniana. Podobny rodowód ma dawna nazwa dzisiejszej ulicy Łąkowej: Brackofenstrasse. Otóż nazwa pochodzi z czasów, gdy w miasteczku ręcznie wytwarzano cegły, wypalając je w prymitywnych piecach (Ofen). Wytwarzane wtedy niewielkie cegły określano nazwą brack od francuskiego słowa brikett (mała cegła). Przy ulicy Łąkowej znajdował się piec lub kilka pieców do wypalania takich małych cegiełek.
Trudną, a może nawet niemożliwą do wyjaśnienia tajemnicą okryte jest pochodzenie nazwy Ziegenortstrasse (dzisiaj zachodnia część Bohaterów Warszawy). Nazwa jest dość zaskakująca.
Złocieniec w 1652 roku - miedzioryt Meriana.
Wyjaśnienia jej pochodzenia nie podjął się również pierwszy kronikarz miasta Paul von Niessen. Podobny kłopot mamy z ulicą Papenstrasse (dzisiaj Armii Polskiej). Paul von Niessen co prawda podaje wyjaśnienie pochodzenia nazwy, jednak określa je jako mało wiarygodne29. Mianowicie, według podań ludowych, przy tej ulicy miałby stać klasztor (Karthaeserkloster). Chociaż istnienia takiego klasztoru nie potwierdzają jakiekolwiek źródła, to nie sposób całkowicie wykluczyć tej możliwości. Według von Niessena również mało wiarygodne jest wyjaśnienie, że w czasach przed reformacją, gdy ludność Falkenburga była jeszcze katolicka, przy tej ulicy mieszkali duchowni.
Aby zakończyć listę średniowiecznych ulic o nazwach trudnych do wyjaśnienia, dorzućmy jeszcze sprawę ulicy Pańskiej - Herrenstrasse. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku ulicy Kościelnej, nazwa ulicy nie została ujęta na szkicu Pruetza, jednakże narysowany został przebieg tej ulicy na północ od rynku (dzisiaj ulica Wolności). Istnieje pewne naiwne wytłumaczenie pochodzenia nazwy ulicy, która miałaby umożliwiać dostęp właścicieli - panów miasta - do zamku. Za czasów niemieckich ulica ta została podzielona na dwie części noszące nazwy Am Rathaus/Przy Ratuszu i Herrenstrasse/Pańska. Po wojnie połączono dwie części w ulicę Ratuszową, którą ostatecznie przemianowano na Wolności.
W 1652 roku Mateusz Merian ukazał panoramę średniowiecznego Złocieńca, na której uwagę zwracają imponujący kościół i zamek. Dobrze widoczne są również: gotycki budynek ratusza, dwa młyny i zamkowa owczarnia. Autor miedziorytu był Szwajcarem i z pewnością miał kłopoty ze zrozumieniem zachodniopomorskiej odmiany języka niemieckiego (Płattdeutsch). Dlatego też niemiłosiernie poprzekręcał miejscowe nazwy w sporządzonej własnoręcznie legendzie. I tak rzeka Drawa/Drage Fluss to u Meriana Trachen Fluss. Wąsawa/Vansow Fluss to z kolei Pfannen Fluss. Również bramy złocienieckie otrzymują dziwaczne nazwy: Dragę Tor/Brama Drawska - Tragen Thor, Yansow Tor/Brama Wąsawska - Pfannische Thor, Brama Budowska/Bueddow Tor - Potsche Thor.
Po lewej legenda sporządzona przez Mateusza Meriana: A. Zamek zamieszkały przez jednego z von Borcke; B. St. Marien Kirche (Kościół Świętej Marii); C. Rathaus (Ratusz); D. Walckmuehl (młyn foluszniczy); E. Tragen Thor (Brama Drawska); F. Paminsche Thor (Brama Wąsawska); G. Pfannen Fluss (Wąsawa); H. Trachen Fluss (Drawa);
I. Potsche Thor (Brama Budowska); K. Schaefferey (Owczarnia).
Po prawej centralny fragment miedziorytu: wspaniała bryła kościoła; nieco z prawej gotycki ratusz, a po lewej długi dach owczarni zamkowej.
Trzy złocienieckie ulice otrzymały swoje nazwy od terenów, na których je wytyczono. Pfarrhufenstrasse/Ulica Ziemi Parafialnej (Tkacka) - została wytyczona na obszarze, który był w przeszłości własnością złocienieckiej parafii. Dzisiejszy teren rekreacyjny - Między Mostami - określany był przez Niemców jako In den Wuerten. Pochodzenie tej nazwy wyjaśniają zapisy dokumentu lokacyjnego o działkach obywatelskich - Wurtenlaender, o czym już pisałem. Ulica Piaskowa nosiła nazwę Miedzianego Młyna, którą zapożyczyła od miejskiego pola położonego w tym miejscu. W XVI wieku przy tym polu zbudowano miedziany młyn i wtedy wyodrębniono ten obszar z dotychczasowego Pola Wąsawskiego.
W dzisiejszym Złocieńcu trudno odnaleźć średniowieczne pamiątki. Najważniejszą z nich jest układ ulic w najstarszej części miasta. Warto pamiętać o starych nazwach uliczek. Każdy spacer po mieście będzie wtedy znacznie bardziej interesujący.
Czas opisać najbardziej spektakularne wydarzenie w średniowiecznej historii miasta. W jego następstwie nazwa Falkenburg była głośna niemal w całej chrześcijańskiej Europie. Opisy motywów działania głównych aktorów tych wydarzeń lub ich inspiratorów są przedmiotem sporów do dnia dzisiejszego. Moim celem jest przedstawienie w niniejszym rozdziale wydarzeń opisanych w różnych publikacjach, tak żeby czytelnik sam wyrobił sobie zdanie na ten temat.
Jeszcze przed rokiem 1384 w nieznanych okolicznościach współwłaścicielem zamku i miasta Złocieniec stał się Eckhard von Wolde (von dem Walde), który był doradcą księcia słupskiego Warcisława VII oraz landwójtem Reska i Białogardu.
Tenże Eckhard 13 grudnia 1388 roku wywołał międzynarodową aferę. W pobliżu Sianowa wraz z grupą pomorskich rycerzy zaatakował orszak księcia Wilhelma z Geldrii, udającego się w podróż do siedziby Krzyżaków, prawdopodobnie by wziąć udział w walce przeciwko pogańskim Prusom. Orszak został rozbity przez napastników, a książę z Geldrii stał się ich jeńcem. Przywódca napastników - Eckhard von Wolde - zabrał zakładnika do Złocieńca. Według jednych źródeł książę był trzymany w tak zwanej honorowej niewoli rycerskiej w zamku Falkenburg, według innych - został potraktowany brutalnie i wtrącony do wieży.
Po lewej stronie widoczna jest złocieniecka okrągła wieża więzienna, w której mógł być więziony książę Wilhelm. Merian 1652.
Wieść o zuchwałym napadzie szybko dotarła do Krzyżaków. Wielki Mistrz Zakonu - Konrad Zoelnerr - podjął naj pierw próby pokojowego uwolnienia księcia, ale negocjacje nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Współwłaściciel Złocieńca nieustępliwie żądał okupu. Wówczas Krzyżacy zebrali pewne siły i uderzyli na miasto i zamek Falkenburg. Po trzydniowym oblężeniu zamek został zdobyty. Przezorny Eckhard von Wolde uciekł, zanim pod murami miasta pojawili Krzyżacy. Jeniec został uwolniony i udał się do celu swojej pierwotnej podróży - Królewca. Jednakże to jeszcze nie koniec historii. Przed odbiciem go przez Krzyżaków książę Wilhelm złożył Eckhardowi von Wolde rycerską przysięgę, że nie opuści Złocieńca przed zapłaceniem okupu. Słowny i rycerski książę wrócił więc dobrowolnie do miasta. Czy von Wolde otrzymał ostatecznie swój okup? Jak sprawa się zakończyła? Według Paula von Niessena źródła milczą na ten temat. Podobno w Złocieńcu miało miejsce jakieś poważne posiedzenie mediacyjne, w którym uczestniczyli: Eckhard von Wolde, wysłannicy króla polskiego oraz wysłannicy papieża. Zdarzenie odbiło się wielkim echem w całej ówczesnej Europie. Głośno o nim było nawet we Francji. Tylko tyle o całej sprawie mówi skąpa relacja Paula von Niessena.
Bitwa czternastowiecznych rycerzy.
Dlaczego Krzyżacy zadali sobie tyle trudu, żeby uwolnić księcia Wilhelma? Odpowiedź jest oczywista. Napad odbił się szerokim echem w Europie. Byłoby bardzo niedobrze dla Zakonu, który ciągle posiłkował się nastawionym ideowo zachodnioeuropejskim rycerstwem, jeśli okazałoby się, że opuścił Wilhelma w potrzebie. To tak Zakon dba o tych, którzy spieszą mu z pomocą? To był wystarczający powód, żeby trzy dni szturmować złocieniecki zamek. Bardzo istotną kwestią było zapewnienie przybyszów z Zachodu, że szlak prowadzący do państwa zakonnego przez Świdwin, Białogard, Koszalin, Sławno i Słupsk jest bezpieczny.
A jaki był cel napaści? Czy chodziło tylko o okup? Większość historyków uważa inaczej. Paul von Niessen wskazuje na księcia pomorskiego Warcisława VII i króla polskiego jako inspiratorów napadu. Dowodem miałby być fakt, że Eckhard von Wolde krótko po dokonaniu napadu otrzymał z rąk Władysława Jagiełły Nakło.
Również Józef Lindmajer wskazuje na Jagiełłę i Warcisława VII jako inspiratorów napadu30. J. Lindmajer twierdzi nawet, że Eckhard von Wolde zawiązał na terenie Pomorza sprzysiężenie antykrzyżackie. Do tego spisku miał należeć również Henning von Wedel z Mielna Łobeskiego. Jest to sprzeczne z poglądem Paula von Niessena, który uznawał, że na temat udziału Wedlów w napaści nic nie wiadomo. W każdym razie ich pasywne zachowanie budzi zastanowienie. Józef Lindmajer podkreśla, że jest mało prawdopodobne, aby Krzyżacy spalili Złocieniec. Mszcząc się na Eckhardzie von Woldem, zniszczyli jedynie zamek. Miasto należało do Nowej Marchii, którą planowali przecież w najbliższym czasie kupić, aby zapewnić łączność swojego państwa z Rzeszą Niemiecką. Do ostatecznego uwolnienia księcia doszło, według autora, dzięki pośrednictwu księcia szczecińskiego Świętobora III oraz namiestnika zakonu joannitów Bernarda von Schulenburga. Eckhard von Wolde zgodził się zwolnić księcia z danego słowa, co nastąpiło 15 sierpnia 1389 roku. Nie uczynił tego osobiście, lecz za pośrednictwem swojego brata - Arnolda von Wolde. Wilhelm udał się do Prus, ażeby podziękować władzom zakonnym za pomoc w uwolnieniu. Następnie powrócił do swojej ojczyzny, odwiedzając po drodze Pragę31.
Znacznie więcej szczegółów dotyczących zdarzenia zawarto w publikacji J. Mielcarza Dzieje społeczne i polityczne księstwa słupskiego w latach 1372-1411. Według tego autora Krzyżacy po zdobyciu Falkenburga wzięli do niewoli wszystkich jego obrońców, wymuszając na nich deklarację, że oddadzą zrabowane mienie Wilhelma i zwrócą wolność towarzyszom księcia. Następnie Krzyżacy wybrali 17 mieszkańców miasta i nakazali im udać się do Polski celem odszukania Eckharda von Woldego i skłonienia go do powrotu do Złocieńca. Von Wolde mógłby wtedy uwolnić księcia z niewoli i danego słowa. Po spełnieniu tej misji wszyscy obrońcy Złocieńca mieliby zostać zwolnieni. Dalej J. Mielcarz pisze:
Złocieniec zatrzymali Krzyżacy w zastaw i oświadczyli, że jeżeli książę Wilhelm odzyska wolność w ciągu trzech dni, Zakon wyda zamek i miasto, nie żądając pokrycia poniesionych kosztów ekspedycji wojskowej, a skoro uwolnienie nastąpi w późniejszym terminie, wydanie ich nastąpi po zwrocie wszystkich związanych z tą sprawą kosztów. Krzyżacy czekali przez trzy dni na powrót zakładników, a kiedy nie zjawili się oni w wyznaczonym terminie, odbyli w Złocieńcu naradę wojenną, na której postanowiono ukarać wszystkich uczestników napadu. Doskonale zorganizowany wywiad krzyżacki dostarczył nazwiska osób biorących udział w tej akcji. Wojska krzyżackie wyruszyły najpierw na posiadłości głównego sprawcy napadu, Ekharda von dem Waldego. Wielki mistrz wspomina o zburzeniu dwóch zamków (...), należących zapewne do niego. Po ich zniszczeniu skierowano się ku posiadłościom innych rycerzy związanych z tą sprawą w ziemi białogardzkiej, niszcząc wszystko po drodze z wielką zaciętością (...).
Po dokonaniu niszczycielskiej akcji wojska krzyżackie powróciły w drugiej połowie lutego do Złocieńca, skąd zamierzali zabrać księcia Wilhelma i przewieźć go na terytorium pruskie. On jednak nie zamierzał opuścić zamku bez uwolnienia go ze słowa przez samego Ekharda von dem Walde. Krzyżacy nie nalegali dłużej; zabrali ze sobą (...) zakładników i wyjechali ze Złocieńca, osadzając uwięzionych na zamku w Człuchowie. W Złocieńcu pozostała tylko nieliczna załoga krzyżacka dla pilnowania księcia Wilhelma i innych więźniów.
(...) Konrad Zoellner nie był zadowolony, nie osiągnięto bowiem najważniejszego celu, jakim miało być sprowadzenie księcia geldryjskiego do Malborka. Wobec tego postanowiono sprowadzić go siłą na terytorium Prus, gdyż obawiano się w dalszym ciągu ataku na niego ze strony Polski. W tym celu wysłano komtura z Dzierzgonia na czele oddziału wojskowego do Złocieńca, skąd zabrał on Wilhelma i przewiózł go skutego w kajdany do Tczewa. Ale to uwolnienie, uwłaczające jego godności rycerskiej, stało się przyczyną konfliktu między nim a władzami krzyżackimi. Krzyżacy musieli w końcu ustąpić i pozwolili księciu na powrót do Złocieńca, gdzie miał czekać na honorowe uwolnienie ze strony Ekharda von dem Woldego.
Powyższy opis różni się znacznie od relacji Paula von Niessena.
Interesujący opis wydarzeń został opublikowany w 2000 roku w czasopiśmie „Klubowy Okazjonalnik Literacki »Labuź«. Było to streszczenie większego tekstu autorstwa Wolfa Dietricha von Borckego32, które w wielu punktach jest zbieżne z publikacją J. Mielcarza. Tłumaczenia artykułu dokonał Wiesław Pisarski. Według autora, książę Wilhelm Juelich z Geldrii wyruszył w swoją czwartą już wyprawę do Prus, wypełniając śluby złożone w październiku 1388 roku. Trasa wyprawy orszaku złożonego z wielu rycerzy wiodła przez Monstrancję, Hamburg i Rostock w kierunku Koszalina i Słupska. Za wiedzą króla Jagiełły i księcia pomorskiego Warcisława czterdziestu rycerzy dowodzonych przez Eckharda von dem Waldego i Matzke von Borckego ze Strzmiela urządziło zasadzkę w lesie między Sianowem a Sławnem. W walce zginąć miało dwóch napastników. Orszak został rozbity, a wzięty do niewoli książę i jego towarzysze byli prowadzeni triumfalnie od wsi do wsi. Wilhelm został osadzony w nowomarchijskim Złocieńcu, należącym do Wedlów i von dem Waldów. Wieść dotarła do krzyżackich komturii, które zapałały chęcią odwetu. Zagrożony atakiem von dem Walde wziął od księcia z Geldrii słowo rycerskie, że ten pod żadnym pozorem nie opuści zamku przed wypłaceniem okupu. Po uzyskaniu słowa księcia Eckhard schronił się w Polsce. Tymczasem Matzke von Borcke wrócił do swojej twierdzy w Trzmielu. Po bezowocnych negocjacjach mistrza zakonnego z księciem Słupskim znaczne siły krzyżackie wyruszyły na Złocieniec. Wyprawę przyspieszyły pogłoski o możliwości wywiezienia księcia z Geldrii do Polski, na Litwę lub nawet do Rosji. W lutym 1389 roku po trzydniowym oblężeniu zamek został zdobyty. Wilhelm z Geldrii, wierny danemu słowu rycerza, nie zgodził się na opuszczenie Złocieńca. Zakonni rycerze, mimo sukcesu militarnego, musieli wracać z niczym. Według W. D. von Borcke po zdobyciu Złocieńca wojska krzyżackie rozpoczęły wyłapywanie uczestników napadu na orszak księcia. Zniszczono podobno kilka pomorskich warownych zamków, które stawiały zacięty opór. Matzke von Borcke oddał się dobrowolnie w niewolę wielkiego mistrza, spędzając w Malborku czas wyprawy odwetowej. Kontynuowano starania o uwolnienie księcia z Geldrii:
Starania o uwolnienie księcia Wilhelma z Geldrii zataczały coraz szersze kręgi. Szlachta i rycerstwo zachodniej Europy poczęło gromadzić okup. Książę von Jülich - ojciec Wilhelma, arcybiskup Köln, hrabia van Holland i Hennegau wraz z rzymskim królem Wenzlem byli siłą napędową i organizowali zbiórkę pieniędzy i kosztowności. Po zdobyciu zamku złocienieckiego i niepysznym wycofaniu się stamtąd, władze zakonne uradziły, aby zastosować fortel siły - przemocy i bez zgody księcia wywieźć go z zamku. Na początku kwietnia 1389 r. pod dowództwem komtura von Christeburga ruszyła na Złocieniec druga wyprawa z zadaniem skrępowania księcia Wilhelma z Geldrii, wsadzenia na wóz i wywiezienia. Druga wyprawa, tak samo jak i pierwsza, zakończyła się niechlubnie, bowiem książę Wilhelm z Geldrii, kiedy został pojmany i uwięziony na wozie, już w drodze, na pierwszy postoju koło Dirdchau - Tczewa zrobił konwojującym go taką straszną awanturę z obraźliwymi wymyślaniami, że ci go wypuścili. A tak o tym fakcie pisze do Wielkiego Prokuratora Zakonu w Rzymie dowodzący zakonnym wojskiem komtur von Christeburg: „Gdy zobaczyliśmy i usłyszeliśmy, że on - książę, tak dziwnie się ma izachowuje, przekonaliśmy się o potrzebie puszczenia go wolno, co się stało”33.
Po tym, jak książę powrócił do Złocieńca, rycerstwo zachodniej Europy przez osiem miesięcy czyniło zabiegi, aby go uwolnić. 15 sierpnia wypłacono 100 000 guldenów okupu. Eckhard von dem Walde uwolnił Wilhelma z danego mu słowa za poręczeniem księcia szczecińskiego Świętobora III i wielkiego komtura zakonu joannitów Bernharda von der Schulenburga34.
Ciekawe aspekty owego zajścia przedstawia Tomasz Katafiasz w książce Świdwin 1296-1996. Studia z dziejów miasta35. Otóż napad na Wilhelma miał być wyrazem niechęci feudałów pomorskich i nowomarchijskich do rozszerzających swoje wpływy i potęgę gospodarczą Krzyżaków. Sygnałem ostrzegawczym było przejęcie przez zakon Świdwina kosztem Wedlów. Sporządzona przez Krzyżaków lista napastników wskazywała, że byli to rycerze z Nowej Marchii, księstwa słupskiego i dominium biskupa kamieńskiego i Ziemi Białogardzkiej. Listę otwierali Eckhard von Wolde, Matzke von Borcke i Hennig von Wedel. Ci trzej rycerze byli także świadkami składania hołdu Władysławowi Jagielle przez księcia słupskiego Warcisława VII 2 listopada 1390 roku w Pyzdrach, co wskazywało chyba na kierunek ich sympatii politycznych.
Ciekawostkę stanowi fakt, że książę Wilhelm Juelich z Geldrii musiał wyrobić sobie bardzo pozytywną opinię o polskim królu Władysławie Jagielle, gdyż w 1422 roku poseł księcia, Czech Lambert z Bienieszyna, poprosił króla, aby raczył przyjąć księcia na swego poddanego i lennika Królestwa Polskiego. Jan Długosz nazywa księstwo z Geldrii, leżące na prawym brzegu Renu naprzeciw Kolonii, księstwem Bergu:
A król Władysław nowemu i niespodziewanemu poselstwu księcia, którego imienia ani nazwy księstwa, ponieważ leżało daleko od niego, nigdy nie słyszał, odpowiedział życzliwie, że choć chętne i pełne uległości poddanie się księcia Wilhelma (Gwilharna) jemu i jego królestwu byłoby dla niego bardzo miłe, to jednak z powodu odległego położenia księstwa prawo lenne nie jest dogodne dla obu stron, ani dla proponującego je księcia, ani dla przyjmującego je króla. Nie można bowiem dopełnić żadnego obowiązku feudalnego, ani obrony poddanego i lennika przez króla, ani okazania posłuszeństwa ze strony księcia36.
Historia napaści na księcia z Geldrii znalazła swoje odbicie w jednej ze złocienieckich legend, według której w 1423 roku Wedlowie mieliby uwięzić w złocienieckim zamku komtura z Prus - Wilhelma von Helsensteina. Swoje uwolnienie komtur zawdzięczać miał rodzinie rycerskiej von Guentersberg z Kalisza, która zaatakowała zamek i uwolniła zakładnika z rąk Wedlów. Okazuje się jednak, że nigdy nie było komtura o takim nazwisku. Wszystko wskazuje na to, że u źródeł tej legendy leżą wydarzenia z 13 grudnia 1388 roku.
Pierwszy okres dziejów miasteczka związany jest nierozerwalnie z losami rycerskiej rodziny Wedlów. Ród, znany już od VIII wieku, pochodził z hrabstwa Storman w Holsztynie (północne Niemcy). Herb Wedlów przedstawiał czarne koło zębate na złotym polu. Pojawiała się też odmiana tego herbu, przedstawiająca wpisaną w koło zębate postać ludzką w hełmie typu kapalin37.
Drzewo genealogiczne członków rodziny von Wedel, związanych ze Złocieńcem. Rysunek zawiera również informację o współwłaścicielu miasta- Eckhardzie von Wolde. Drzewo narysowano w oparciu o opracowanie G. J. Brzustowicza Rycerstwo Ziemi Choszczeńskiej XIII-XIV wieku.
Na Pomorzu Zachodnim przedstawiciele tej rodziny osiedlili się w XIII wieku, a początkowo ich posiadłości znajdowały się w okolicach Recza. Wedlowie byli wtedy lennikami szczecińskiego księcia pomorskiego. Jednak od początku lat siedemdziesiątych XIII wieku służyli już rosnącym w siłę margrabiom brandenburskim, uczestnicząc w ich wyprawach wojennych przeciwko księstwom pomorskim. Hasson I Starszy, Ludolf I Starszy i inni Wedlowie wzięli udział w opisanym powyżej napadzie brandenburczyków na Rogoźno, w wyniku którego zginął polski władca Przemysł II. Taki dowód wierności został przez margrabiów sowicie wynagrodzony. Posiadłości rodziny zostały powiększone o Tuczno, Wałcz i Złocieniec. Brat Hassona I - Ludolf I Starszy (1282-1321), dał początek złocienieckiej linii Wedlów. Posiadał on Ziemię Pełczycką, Krępcewo, Złocieniec, Tuczno i Drawno. To on wzniósł zamek Falkenburg, a po śmierci Hassona I stał się głową rodziny, wójtem całej Nowej Marchii, a w końcu doradcą margrabiego. Ludolf miał siedmiu synów, wśród których byli Hasso i Ludeke - założyciele miasta Złocieniec38.
Historyk badający średniowieczne dzieje Złocieńca natrafia na poważne utrudnienie: niemal całkowity brak źródeł pisanych. Paul von Niessen przypuszcza, że powodem tej skromnej ilości dokumentów jest fakt, że siedziba właścicieli - Wedlów, znajdowała się w pobliżu miasta39. Rycerze nie musieli pisać do swoich poddanych. Większość spraw omawiali ustnie. Pewnie usprawniało to zarządzanie miastem, jednak pozbawiło nas wielu interesujących informacji, które znaleźć można w archiwach innych miasteczek regionu.
Koło Zębate - herb Wedlów możemy podziwiać w herbach Drawna, Chociwla i Tuczna.
Wzmiankę o Złocieńcu z tego okresu znaleźć można w landbuchu, w którym miasto wymieniono jako siedzibę wójta. Złocieniec był wtedy centrum komunikacyjnym dość znacznego obszaru, obejmującego również wsie znajdujące się w pobliżu Drawska. Stało się tak dlatego, że Drawsko nie było jeszcze odbudowane po najeździe polsko-litewskich wojsk Władysława Łokietka w 1326 roku. Inna wzmianka pochodzi z 1337 roku i zawarta jest w dokumencie regulującym uprawnienia margrabiego brandenburskiego i biskupa kamieńskiego. Wymieniony tam został Hasso von Wedel, który będzie w następnych latach określany jako Hasso z Falkenburga, czyli Hasso ze Złocieńca40.
W 1320 roku wymarła rządząca Marchią Brandenburską dynastia Askańczyków. Przedstawiciel dynastii Wittelsbachów - cesarz Ludwik Bawarski - przekazał władzę nad marchią swojemu synowi, również Ludwikowi. Jednakże wielu Brandenburczyków niechętnie patrzyło na obcego im władcę - Bawarczyka. Sytuację wykorzystał pewien hochsztapler, niejaki Jakub Rehbock, którego pochodzenie nie jest wyjaśnione do dzisiaj. Twierdzono nawet, że był zwykłym czeladnikiem młynarza. Latem 1348 Rehbock jako pielgrzym zjawił się przed obliczem biskupa magdeburskiego i podał się za zmarłego w 1319 roku margrabiego Waldemara. Twierdził, że pogrzeb margrabiego był jedynie inscenizacją. W okresie od upozorowanej śmierci Waldemar miał odbywać długoletnią pielgrzymkę. Bezczelne kłamstwo trafiło na podatny grunt. Wielu panów brandenburskich wsparło fałszywego Waldemara. Oszusta poparli też liczni książęta, którzy nienawidzili bawarskich Wittelsbachów. Rzekomy Waldemar uzyskał nawet poparcie nowego cesarza - Karola IV, który w 1348 roku obdarzył go marchią jako lennem. Wielu historyków uważa, że to właśnie Karol był cichym inspiratorem całej afery z hochsztaplerem. Cesarzowi, przedstawicielowi rodu Luksemburczyków, na rękę było osłabienie pozycji bawarskich Wittelsbachów. Jednak łaska pańska na pstrym koniu jeździ. W 1350 roku doszło do porozumienia Karola IV i Wittelsbachów, a Rehbock został ogłoszony oszustem i pozbawiony godności. Jednakże fałszywy Waldemar utrzymał się u władzy na części terytorium aż do swojej naturalnej śmierci w roku 1356 roku. Podczas tego długoletniego konfliktu Wedlowie stali twardo u boku Wittelsbachów, co przyczyniło się do wzrostu potęgi rodu. Wdzięczni władcy Marchii Brandenburskiej uczynili ich najpotężniejszą rodziną rycerską w Nowej Marchii. W 1354 roku margrabia Ludwik postawił na czele swojej rady Hassona z Falkenburga, dzięki czemu nazwa miasteczka stała się znana w całym kraju.
Wiadomo, że w latach 1348-1355 straszliwe żniwo w miasteczku zebrała czarna śmierć, która szalała w okolicach przez blisko 8 lat. Bliższych informacji na ten temat jednak brakuje41.
Budujący konsekwentnie potęgę państwa polskiego król Kazimierz Wielki, kontynuując działania swojego ojca Władysława zwanego Łokietkiem, podejmował starania wyrwania z państwa brandenburskiego Ziemi Lubuskiej i Nowej Marchii. Sytuacja w Marchii Brandenburskiej nadal nie była stabilna. Wielmoże zdążyli się przyzwyczaić do słabych rządów pochodzących z Bawarii Wittelsbachów. Tymczasem władzę w tym państwie pragnął przejąć osobiście cesarz Karol IV, reprezentujący rodzinę Luksemburczyków. 22 lipca 1365 roku na stronę polską przeszła wpływowa rodzina nowomarchijska - von Ostenowie. Bracia Dobrogost, Arnold, Ulryk i Bertold von Osten złożyli w Krakowie hołd królowi polskiemu, a polskie załogi wkroczyły do Drezdenka i Santoka. Bez wojny odzyskano dwa bardzo ważne punkty strategiczne. Kazimierz Wielki podjął misterną grę dyplomatyczną, umacniając dobre stosunki z Węgrami i papieżem. Odczuwający zagrożenie ze strony cesarza margrabia brandenburski Otton V był skłonny do ugody z polskim władcą. Zanim jednak do niej doszło, polskie rycerstwo wyprawiło się do Nowej Marchii. Złupione zostało Drawsko. Złocieniecki Hasso von Wedel opowiedział się po stronie polskiego króla, co miało uchronić Ziemię Złocieniecką przed spustoszeniem. Ostatecznie w Drawsku w lutym 1368 roku podpisana została ugoda, na mocy której Polska przejęła duży obszar Nowej Marchii z Wałczem, Czaplinkiem i Drahimiem. Polska granica biegła zaledwie cztery kilometry od Złocieńca, między jeziorami Krosino i Wilczkowo i tak pozostawało do połowy XVII wieku. Przebieg granicy w tym miejscu opisano w siedemnastowiecznym polskim dokumencie Lustracja województw wielkopolskich i kujawskich 1628-1632: