Mirosławieckie wędrówki w pięciu wymiarach - Jarosław Leszczełowski - ebook

Mirosławieckie wędrówki w pięciu wymiarach ebook

Jarosław Leszczełowski

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 

W swojej czwartej książce dotyczącej Mirosławca Jarosław Leszczełowski zabiera czytelników na wędrówkę po najciekawszych miejscach gminy. Razem z autorem poznamy dzieje Orla, Łowicza Wałeckiego, okołomirosławieckich młynów i jezior, Hanek, Bronikowa, Drzewoszewa, Jadwiżyna, Próchnowa, Jabłonowa, Jabłonkowa, Piecnika, Nieradzi i okolicznych miejsc pamięci lotników. 
[Opis wydawcy] 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Biblioteka Publiczna w Mirosławcu (3)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Mirosławieckiewędrówkiw pięciu wymiarach

 

Jarosław Leszczełowski

wrzesień 2018

 

Autor: Jarosław Leszczełowski

 

Korekta: Urszula Obara

 

Na okładce wykorzystano fotografię Maćka Leszczełowskiego

 

Projekt okładki i opracowanie edytorskie: Kazimierz Mardoń

 

© Jarosław Leszczełowski, Stawno 2018

© Biblioteka Publiczna w Mirosławcu 2018

 

Wydawca: Usługi Informatyczne SWAN-IT

78-520 Złocieniec, Stawno 50

e-mail: [email protected]. 502 019 607

ISBN 978-83-949660-2-7

 

Druk: Zakład Poligraficzny PRIMUM s.c.

05-825 Grodzisk Mazowiecki, Kozerki ul. Marsa 20

tel. 22 724 18 76, e-mail: [email protected]

Spis treści

Słowo od burmistrza Mirosławca

Od autora

Podziękowania

Szlak leśnych ostępów

Mogiły przy Margrabskiej Drodze

Christianensis Lacus Maior

Grodzisko i legenda o Zamkowej Górze

Jak powstał pałac w Orlu

Najdawniejsze dzieje Orla

Kościół w Orlu

Krypta i 150 lat rodu Golczów

Historia Wordel

O leśnych instytucjach w Orlu

Diabelski Kamień nad wąwozem

Płowa Góra, Nowe Orle i autostrada

Orle Wielkie

Zagadkowy grób na wzgórzu 140

Łowicka wędrówka

Mazanowo

Między Tuczyńskimi a Frydlandzkimi

Łowicz granicą podzielony

Incydenty graniczne

Siedem Ogrodów zamiast gorzelni

Szkoły w Łowiczu

Kościół pw. Ducha Świętego

Łowicz - luty 1945

Wężowy Strumień

Dwudziestowieczny Alt Lobitz

Czas wojny - według łowickich książek

O polskim Łowiczu Wałeckim

Hotel pełen pasji

Porwany Napoleon i mechaniczny Turek

Szlakiem młynów i znikających osad

Kolejowy most

Miedziana Kuźnica, czyli Polne

Dawne młyny w Kosiakowie

Jezioro Korytnickie (Kosiakowo)

Sądowo, dawniej Zadów

Ocalić Sadowski kościół

Owczarnia Dwór Wilhelma (Setnica lub Letnica)

Znikający folwark

Znikające jezioro

Mauzoleum Willrichów

Szlakiem Wedlów i Blanckenburgów

Cegielnia nad jeziorem

Jak Goltza myszy zjadły

Grobowiec ostatniego Blanckenburga

Wieś Henninga

Kościół w Hankach

O szkole w Hankach

O tragicznych losach von Kleistów

Henkendorf 1772-1945

Kolonia Hanki

Dwa etapy powstawania Marienthalu

Dramat w Jadwiżynie

Wieś Bronkowskich i Tuczyńskich

Posagowy folwark i wieś Brunk

Kościół pod wezwaniem św. Jakuba Apostoła

Bytyńskim szlakiem

Stara świątynia i cmentarz

Losy jeńców i więźniów

Pod zegarem o dawnych dziejach

Dobra rycerskie Alt Prochnow

Proboszcz i komendant

Świątynia między dwoma wąwozami

Pomnik Georgeów

Diabelska Grobla, Diabelski Most

Młyn Lank

Dręcz i Dreetz

Żeglarskie Drzewoszewo

Diabelski Most - reaktywacja

Rzeka Graniczna i przywilej księcia Władysława

Piławka, Pilów, Pilów

Szlakiem trzech ziem

Dzika Zagroda

Golczańskie Jabłonowo

Zdobywanie Jabłonowa

Z dziejów Appelwerderu i Jabłonowa

Kościół pod wezwaniem św. Jadwigi

Dwór Marii, czyli Jabłonkowo

Tajemnica pomnika nad Jeziorem Głębokim

Rezerwat Psich Głów

Szkoła w Piecniku

W dworskim parku o historii

Jak powstała wyspa na jeziorze Piecnik

Ciężkie boje

O dwudziestowiecznym Piecniku

Kościół w Piecniku

RAD

Legenda o powstaniu kościoła i nazwy wsi

Dzieje Długiego Dworu

Najstarsza świątynia w regionie

Legenda o drodze do Nieradzi

Legenda o Nieradzi

Żołnierskim szlakiem

Langhofer Forst

Alsen

Drogowy Odcinek Lotniskowy (DOL)

Katastrofa Casy

Pomnik z kultowym samolotem

Zdobywcom Mirosławca

Wspomnienie ostatniej szarży

Pamięci poległych czołgistów

Lotnicze pomniki

Muzeum walk o Wał Pomorski

Izba Historii Lotnictwa Wojskowego w Mirosławcu...

Zakończenie

Bibliografia

Słowo od burmistrza Mirosławca

Jeśli się komuś wydawało, że trzecią częścią historii Mirosławca zakończymy „opowiadanie” o losach naszych ziem, to dopiero jest zdziwiony tą pozycją. Jak się okazało podczas prac nad treścią trzech części dziejów naszego miasta, jest jeszcze dużo do opowiedzenia o miejscowościach leżących wokół Mirosławca. Decyzja mogła być tylko jedna: Panie Jarku, proszę o zbadanie historyczne i opisanie losów naszych wsi.

Dla mnie bardzo ciekawym tematem są dzieje miejscowości, które dzisiaj już praktycznie nie istnieją - jak Setnica - albo miejscowości, które w odległych czasach miały swoje indywidualne losy... Ale nie zdradzajmy wszystkiego już na wstępie.

Miłego czytania

Piotr Pawlik

Od autora

Opublikowana w latach 2015-2017 trylogia opowiadająca o dziejach Mirosławca wywołała bardzo żywe i pozytywne reakcje czytelników, z których wielu artykułowało potrzebę przedstawienia historii również mniejszych miejscowości rozsianych po terenie gminy. Mirosławieckie wędrówki w pięciu wymiarach to próba zaspokojenia tej potrzeby.

Cykl książek „wędrówki w pięciu wymiarach” stanowi specyficzny sposób opowiadania o historii, połączony z zachętą do odbywania wypraw terenowych. Podczas lektury czytelnik poruszać się będzie w trzech wymiarach geometrycznych wzdłuż mniej lub bardziej znanych szlaków, dróg, ścieżek, a niekiedy również po bezdrożach. Na trasie wędrówek wyznaczyłem przystanki położone przy różnorodnych obiektach, które mają ciekawą historię lub z którymi związane są stare legendy. Opowiadam je czytelnikom, zapraszając w podróż w czwartym wymiarze, czyli w czasie (historia), lub w piątym - wymiarze ludzkiej wyobraźni (legendy).

Mirosławieckie wędrówki w pięciu wymiarach opowiadają o miejscowościach, osadach i obiektach terenowych położonych na terenie mirosławieckiej gminy z wyłączeniem dziejów samego Mirosławca. Osoby zainteresowane tym drugim tematem serdecznie zapraszam do zapoznania się z mirosławiecką trylogią historyczną, w skład której wchodzą: Frydlandzkie dzieje Mirosławca, Märkisch Friedland oraz Mirosławiec w Peerelu.

Jarosław Leszczełowski

wrzesień 2018

Podziękowania

Powstanie publikacji nie byłoby możliwe bez wsparcia i życzliwości władz gminy Mirosławiec, za co składam wielkie podziękowania na ręce pana burmistrza Piotra Pawlika i przewodniczącego Rady Miejskiej Piotra Czecha. Książka Mirosławieckie wędrówki wpięciu wymiarach powstała dzięki inicjatywie podjętej przez panią dyrektor Biblioteki Publicznej w Mirosławcu - Krystynę Obarę, za co winny jej jestem gorące podziękowania.

Nieocenionej pomocy w toku pisania książki udzieliła mi liczna grupa osób, którym również składam serdeczne podziękowania: Agacie Chrzanowskiej, Justynie Pusiarskiej, Marii Rogowskiej, Teresie Słomce, Krystynie Wawrzynkiewicz, Grażynie i Zdzisławowi Kugielom, Pawłowi Krawczykowi, Radovanowi Protićowi, Zbigniewowi Smakowi, Laurencjuszowi Antoniewiczowi, Piotrowi Piszko, Mateuszowi Mazurowi oraz Janowi Kruszewskiemu.

Za umożliwienie zwiedzenia prawdziwych skarbnic pamiątek historycznych, którymi są nasze kościoły, serdecznie dziękuję księżom: Edwardowi Matyśniakowi proboszczowi parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Mirosławcu, Czesławowi Łąckiemu proboszczowi parafii pod wezwaniem św. Katarzyny w Marcinkowicach oraz Jerzemu Dalakowi proboszczowi parafii pw. Wniebowstąpienia NMP w Tucznie.

Za profesjonalny wkład pracy w przedsięwzięcie, jakim było wydanie tej książki składam osobne podziękowania Urszuli Obarze, Wiesławie Mielniczuk i Kazimierzowi Mardoniowi. Szczególne podziękowania przekazuję mojej żonie, Alicji Leszczełowskiej, która zarządzała biznesową stroną przedsięwzięcia związanego z wydaniem książki oraz mojemu synowi, Maćkowi Leszczełowskiemu, który wykonał liczne fotografie na trasie mirosławieckich wędrówek.

Mirosławiecki wędrówki w pięciu wymiarach .

Pierwsza wędrówka:  Szlak leśnych ostępów

Trasa wędrówki zaznaczona przerywaną linią na mapie z końca XIX w.

Pierwszą wędrówkę rozpoczniemy w jednym z bardziej znanych miejsc w Mirosławcu, przed budynkiem Biblioteki Publicznej i Ośrodka Kultury, gdzie położone są dwa bardzo charakterystyczne pomniki w formie czołgu T-34 i samolotu Su-22. W tym miejscu zakończymy także naszą opowieść po odbyciu wszystkich wędrówek.

Zagłębimy się w lasy na północny zachód od miasta. Obcując z wyjątkowo piękną naturą, poszukamy śladów historii i dawnych legend, o których pamięć zachowała się w nazwach obiektów terenowych. Pokryte borem z licznymi wzgórzami i głębokimi jarami tereny wyglądają bardzo dziewiczo, jednak zagospodarowano je w średniowieczu. Jeszcze w XIX stuleciu okolice wsi Orle nie były intensywnie zalesione, dopiero w następnych dziesięcioleciach świadome gospodarowanie służb leśnych i decyzje władz zarówno niemieckich, jak też polskich, doprowadziły do zmiany krajobrazu tego zakątka gminy Mirosławiec. Dziś na obszarze całej pierwszej wędrówki rosną piękne lasy, pełne zwierzyny i oferujące znakomitą okazję do wypoczynku.

1.1 Mogiły przy Margrabskiej Drodze

Wzdłuż ulicy Parkowej udajemy się w kierunku skrzyżowania i skręcamy w ulicę Orlą. Wkrótce dotrzemy do przejazdu kolejowego, a następnie skręcimy w prawo w ulicę wiodącą wzdłuż ogrodzenia dawnego Państwowego Ośrodka Maszynowego (POM). Asfaltowy trakt zamienia się drogę gruntową wiodącą przez las. Jest to stary zielony szlak turystyczny, dziś popularnie nazywany Pomowską Drogą (od POM-u). Wędrujemy w kierunku północnym, aż do skrzyżowania z drogą oznaczoną niebieskim rowerowym szlakiem turystycznym. Kilkadziesiąt metrów na północ położona jest granica gminy Wierzchowo i Nadleśnictwa Złocieniec.

Znajdujemy się na bardzo starym obszarze leśnym, który przez setki lat określany był jako Dreiort, a po 1945 r. jako Trojak. Kiedy na przełomie XIX i XX w. zalesienie tych okolic było stosunkowo niewielkie, znajdowały się tam dwa duże kompleksy leśne: Trojak oraz leżący na północnym zachodzie Wielki Bór (niem. Grosse Heide). Dziś te dwa kompleksy zlały się w jeden rozległy bór zarządzany przez Nadleśnictwa Mirosławiec i Złocieniec.

W średniowieczu i na początku czasów nowożytnych dla określenia miejsca, w którym się znajdujemy, używano też nazwy Kobyla Góra (Kobelenberch - 1314, Kabelsberg - koniec XV w., Kawelberg - 1564)1. Nie wiemy, o które wzniesienie chodziło. Kobylą Górę wymieniono po raz pierwszy w dokumencie lokacyjnym Mirosławca z 1314 r., stwierdzono wtedy, że przebiegał tędy bardzo ważny szlak komunikacyjny nazywany Margrabską Drogą, która łączyła Marchię Brandenburską z państwem zakonu krzyżackiego. W XV w. użyto niemieckiej wersji nazwy Kobyla Góra - Kabelsberg - w celu opisania granicy państwowej, która tędy przebiegała. Ten piętnastowieczny dokument opatrzono zresztą datą 1291, lecz była to jedynie próba fałszerstwa2.

10 lutego 1945 r., po zdobyciu Mirosławca przez I Armię Wojska Polskiego, w lasach, w których się znajdujemy, ukształtowała się linia frontu. Niemcy otrzymali posiłki i wykorzystując lesisty teren pokryty licznymi wzgórzami i wąwozami, bronili się zaciekle. Po polskiej stronie walczyły pułki 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, które po walkach na Wale Pomorskim i w Mirosławcu były mocno przetrzebione. Stany osobowe poszczególnych kompanii sięgały zaledwie około 30% etatowej obsady. Użycie ciężkiego sprzętu i przeprowadzenie skutecznego przygotowania artyleryjskiego było na tym terenie niemożliwe. Tymczasem w dniach 12-14 lutego 1945 r. dowództwo armii pchało Polaków do ciągłych ataków. Te trzy doby walk były krwawym fiaskiem. Polskie kompanie atakowały niemieckie pozycje, ponosząc znaczne straty. Niemcy byli dobrze okopani, a ponadto zdołali zbudować drewniano-ziemne schrony. Ofiarą niemieckich snajperów, ukrytych w drzewach, padło kilku polskich oficerów, dowódców kompanii i plutonów. Hitlerowcy bardzo często wyprowadzali kontrataki, które odrzucały polskich żołnierzy na pozycje wyjściowe. 15 lutego żołnierze polscy odpoczywali, lecz już następnego dnia do natarcia pchnięto 1 Pułk Piechoty. Brak nowych pomysłów i wzmocnienia bronią pancerną przyniósł tragiczny efekt: 89 zabitych, rannych i zaginiony żołnierzy (!)3. Podobny rezultat miały polskie ataki, które przeprowadzono w dniach 18-19 lutego.

Podczas tych zmagań wrogie oddziały mieszały się ze sobą, gdyż patrole wysyłane przez obie strony wychodziły na tyły przeciwnika. Ten chaos bitewny powodował, że po wygaśnięciu walk odnotowano kilkudziesięciu żołnierzy zaginionych. Patrole działające na tyłach nieprzyjaciela ginęły niekiedy z dala od swych towarzyszy broni i nikt nie potrafił ich znaleźć w gęstym lesie. Po wojnie zabitych żołnierzy odnajdowali grzybiarze i leśnicy. Chowano ich wtedy w prowizorycznych leśnych mogiłach, których było tak wiele, że niektóre istnieją do dziś. Dwie z nich znajdują się bardzo blisko miejsca, w którym się znajdujemy, w pobliżu granicy Nadleśnictw Mirosławiec i Złocieniec.

Prowizoryczny grób dwóch nieznanych żołnierzy polskich; fot. Jarosław Leszczełowski

Przebieg tych wielodniowych walk dobrze ilustruje wypowiedź anonimowego żołnierza, którą przytoczył w meldunku zastępca dowódcy 2 Pułku Piechoty:

Obywatelu poruczniku, jak my możemy w ilości jedenastu żołnierzy, pozostałych z całej kompanii [kompania to ok. 100 żołnierzy - przyp. J.L.], iść bez czołgów do natarcia, gdzie przed nami niemieckie dzoty [drewniano-ziemne schrony bojowe - przyp. J.L.] i niemożliwy do zorientowania się i ukrycia teren? Jesteśmy strasznie przemęczeni, wszy i zimno dokuczają nam [...] Kiedy dadzą nam zmianę, żebyśmy mogli wypocząć? Przyjdzie nam zginąć bez pomocy, dla Polski chętnie oddamy życie, lecz w tej ilości nie możemy wykonać zadania!4

Interesująca jest też relacja sierżanta Jana Tarczyńskiego, gdyż doskonale ilustruje przebieg tych walk:

Wskutek poniesionych poprzednio strat kompanie piechoty miały bardzo mało ludzi. IV związku z tym były między nimi dość duże luki. Nacieraliśmy w lesie. Teren był podmokły, co bardzo utrudniało działania. Przesunęliśmy się o pół kilometra, a może trochę więcej do przodu. Wtedy zaatakowali nas Niemcy. Dość duża grupa żołnierzy weszła w lukę powstali} pomiędzy naszymi kompaniami i ostrzelała nas silnym ogniem z broni maszynowej. W lukę wprowadzono nasz zwiad. Wydawało się, że załatano lukę. Niestety, po jakimś czasie nieprzyjaciel przeszedł do kontrataku. Niemcy przeskakiwali od drzewa do drzewa i bardzo szybko zbliżali się do naszego ugrupowania. Nasza piechota zmęczona i zmoknięta nie wytrzymała uderzenia i zaczęła się wycofywać5.

W dniach 19-28 lutego zaniechano bezsensownych i nieefektywnych ataków. Walki wznowiono dopiero w czasie Operacji Pomorskiej -1 marca 1945 r. Atak 1 Dywizji Piechoty poprowadzono wtedy z rejonu Dreiortu wzdłuż dzisiejszej Pomowskiej Drogi. Po trzech dniach walk polskie pułki dotarły do szosy Żabinek-Siennica. 2 marca zginął tam między innymi chorąży Tadeusz Balawajder, spoczywający dziś na mirosławieckim cmentarzu komunalnym.

O krwawych zmaganiach w lesie Trojak nikt już prawie nie pamięta. Większość ludzi kojarzy Wał Pomorski, bój o Kołobrzeg, bardziej zorientowani opowiedzą coś o zdobywaniu Mirosławca, ostatniej szarży polskiej kawalerii i przebijaniu pozycji ryglowej, ale o zaciekłych i wielodniowych bojach w gęstym lesie pomiędzy Orłem, Łowiczem Wałeckim i Mirosławcem przypominają już jedynie nieliczne rozsiane po Trojaku mogiły.

Mogiły polskich żołnierzy w pobliżu dawnej Margrabskiej Drogi; fot. Jarosław Leszczełowski

1.2 Christianensis Lacus Maior

Wędrujemy w kierunku zachodnim niebieskim szlakiem, który doprowadzi nas nad jezioro Gniewosz nazywane też Harcerskim. Obydwa te miana nie mają nic wspólnego z nazwą historyczną, która pojawiła się po raz pierwszy pod koniec XV w. we wspomnianym na poprzednim przystanku falsyfikacie opatrzonym datą 1291. Wymieniono tam Christianensis Lacus Maior6, czyli Wielkie Jezioro Chrześcijańskie. Nazwę tę nadali średniowieczni osadnicy i jego niemiecka wersja - Grosse Christianische See lub Christianchen See - przetrwała do 1945 r.

Jezioro Gniewosz - kąpielisko w pobliżu zastawki na Pilawce; pocztówkę udostępnił Piotr Piszko

Z jeziora wypływa strumień nazywany dziś Młynówką, chociaż na mapach kartograficznych Sztabu Generalnego Wojska Polskiego z lat siedemdziesiątych XX w. określano go mianem Korytnica. Niemiecki historyk Franz Schultz wskazywał, że wymieniony w 1314 r. w dokumencie lokacyjnym Mirosławca młyn Kerstigemile pracował na tym strumieniu, a dzisiejsze jezioro Gniewosz powstało jako staw w wyniku spiętrzenia wody w tej rzeczce7. Na mapach międzywojennych rzeczkę nazywano Wężową (Schlangenfliess), chociaż używano też dwu innych określeń: Fino Fliess i Christianchen Fliess. Ten nazewniczy chaos trwa do dziś.

Walory wypoczynkowe tego jeziora mieszkańcy okolic dostrzegli już na początku XX w., kiedy kąpiele na otwartych plażach stały się modne. Zachowały się stare pocztówki z fotografiami jeziora Gniewosz z kapiącymi się ludźmi. Podobnie działo się po II wojnie światowej.

Jezioro Gniewosz; pocztówkę udostępnił Piotr Piszko

Niestety władze wojskowe wpadły na skandaliczny pomysł wybudowania kanału ściekowego prowadzącego z osiedla wojskowego do jeziora Harcerskiego. Szybko doszło do zanieczyszczenia wody, a ludzie zrezygnowali z kąpieli w tym miejscu. Dopiero w ostatnich latach władze Mirosławca zdołały podłączyć osiedle do miejskiej oczyszczalni i woda w Gniewoszu wróciła do dawnej klasy czystości. Dziś budowane jest tam miejskie kąpielisko z efektownym drewnianym pomostem.

1.3. Grodzisko i legenda o Zamkowej Górze

Znad jeziora Gniewosz powędrujemy drogą oznakowaną niebieskim szlakiem najpierw w kierunku południowo-zachodnim, a następnie północno-zachodnim. Po dwóch kilometrach marszu leśnymi ostępami dotrzemy do miejsca, w którym droga dotyka południowych stoków wzgórza nazywanego niegdyś Schlossbergiem, czyli Górą Zamkową (158 m n.p.m.). Dziś wyniosłość ta porośnięta jest lasem, ale jeszcze w latach dwudziestych XX w. wzgórze było wolne od drzew i roztaczał się z niego ciekawy widok. W XIX w. widoczny był z tego miejsca mirosławiecki pałac, o czym napisał w swojej książce wałecki nauczyciel i regionalista P. Pfeilsdorff8. Być może ta okoliczność przyczyniła się do powstania legendy:

W XV stuleciu w wyniku trwającej długie dziesięciolecia małej wojny granicznej między zakonem krzyżackim a Królestwem Polskim w całym regionie szerzyło się bezprawie. Łupienie wsi i napaści na kupców stały się normą. Wielu drobnych rycerzy zajęło się zbójeckim procederem. Wtedy właśnie Wedlowie z Mirosławca wznieśli zamek nad ważnym traktem wiodącym do ich miasta. Minęły setki lat i najstarsi ludzie w Łowiczu i Orlu wspominali tę twierdzę, która dominowała nad okolicą. Nikt już jednak nie pamiętał, czy żyjący tam Wedlowie byli rycerzami-rabusiami (raubritterami), czy też zamek strzegł bezpieczeństwa podróżujących drogą kupców i poddanych Wedlów.

W rzeczywistości średniowiecznego zamku Wedlów nigdy nie było na tym wzgórzu. Natomiast znajdowało się tam wczesnośredniowieczne grodzisko, które po raz pierwszy zostało zbadane w 1926 r. Dawne siedlisko umiejscowione było na naturalnym wzgórzu, którego walory obronne wzmocniono przez usypanie wału ziemnego. Dokonywane tam znaleziska były nadzwyczaj skromne: w 1926 r. wydobyto zaledwie kilka odłamków ceramiki, a podczas kolejnych badań, już po II wojnie światowej w 1962 r., nie zdołano odkryć żadnych przedmiotów zabytkowych9. W pobliżu znajdowały się z pewnością otwarte osady, gdzie mieszkańcy przebywali na stałe, natomiast otoczony wałem ziemnym gród na wzgórzu zajmowany był tylko w przypadku zagrożenia. Był to więc tzw. gród ucieczkowy. W obliczu napaści wrogich oddziałów mieszkańcy otwartych osad zbierali się w grodzisku, by tam skuteczniej stawiać opór najeźdźcom. Taka funkcja tłumaczy niewielką ilość materiału zabytkowego znalezionego w rejonie wzgórza10.

1.4 Jak powstał pałac w Orlu

Niebieski szlak doprowadzi nas do północnego skraju wsi Orle, gdzie wznosi się okazały pałac. Na dziedzińcu tej budowli zorganizujemy przystanek.

Historia powstania tego pięknego pałacu jest dość zaskakująca. Zbudował go w 1907 r. Alexander von Oertzen - właściciel dóbr rycerskich Orle - na miejscu innej, znacznie skromniejszej budowli. Rozmach, z jakim zaprojektowano tę budowlę, odróżnia ją od obiektów o podobnym przeznaczeniu w sąsiednich miejscowościach. Jeszcze w 1905 r. w starym pałacyku Orle mieszkała rodzina von Alvensleben, a siedem lat później w księdze adresowej majątków ziemskich odnotowano właściciela miejscowych dóbr rycerskich o nazwisku Kuss. Pobyt von Oertzena w tej majętności był więc kilkuletnim epizodem, po którym pozostała pamiątka w postaci najpiękniejszej siedziby ziemiańskiej w całej gminie Mirosławiec. Okoliczności powstania pałacu były zresztą dość dramatyczne.

Herby rodziny von Oertzen u góry po lewej: wersja stylizowana (XIX w.), po prawej: wersja baronów z dodanymi dwoma srebrnymi gwiazdami, u dołu pięć czternastowiecznych pieczęci rycerzy von Oertzen

Herb Alexandra von Oertzena na frontonie pałacu w Orlu

W koszalińskim archiwum znajduje się dokumentacja sądu w Mirosławcu, wśród której znaleźć można materiały dotyczące spraw podatkowych dóbr rycerskich w Orlu. Tam właśnie odnotowano nazwisko Alexandra von Oertzena, który był właścicielem posiadłości i budowniczym pałacu. Alexander nie należał do licznego grona wielkich osobistości z tego rodu, był raczej osobą o przeciętnych talentach, a pewnie też niezbyt odpowiedzialną. W swoim postępowaniu kierował się częstokroć namiętnościami, a pałac w Orlu powstał dzięki miłości do kobiety oraz wielkiej myśliwskiej pasji.

Alexander von Oertzen wywodził się z jednej z najstarszych rodzin szlacheckich w Meklemburgii, której korzenie miały sięgać jeszcze czasów słowiańskich. Widoczny dziś nad bramą herb tej rodziny znany jest od średniowiecza, kiedy pojawiał się na pieczęciach rycerzy z tego rodu. Godło rodzinne zachowało się do dziś w znakomitym stanie, co również jest dość wyjątkowym przypadkiem w najbliższej okolicy.

W oryginalnym herbie na czerwonej tarczy znajdują się dwa opancerzone ramiona, a dwie gołe dłonie dzierżą złoty pierścień. Ten motyw powtórzono również w klejnocie herbowym11. Pochodzenie tej symboliki tłumaczy siedemnastowieczna rodowa legenda:

W zamierzchłych czasach protoplasta von Oertzenów wyruszył ze swym księciem, [według innej wersji z cesarzem - przyp. J.L.] na niebezpieczną wyprawę wojenną. Podczas wielkiej bitwy grupa wrogich wojów osaczyła władcę. Na szczęście z pomocą przyszedł mu waleczny przodek von Oertzenów i nieprzyjaciel musiał odstąpić. Książę wdzięczny za uratowanie życia podarował rycerzowi złoty pierścień, który podał mu wyciągając dwa opancerzone ramiona. Klejnot dzierżył w obydwu dłoniach bez rękawic. Władca rzeki wtedy: „Przyjmij ten pierścień!” [niem. „Nimm hin den Oehr” - przyp. J.L.]. Zdarzenie to zilustrowano potem na herbie nowego rodu, który od słowa Oehr miał też wziąć nazwisko12.

Barokowy pałac z mansardowych dachem w Blumenow - siedzibie von Oertzenów; po sprzedaży tej posiadłości Alexander von Oertzen uzyskał środki na zakup dóbr rycerskich w Orlu i budowę tamtejszego pałacu

1903 r. - pałacyk rodziny Alvensleben w Orlu

Słowo „Oehr” oznacza dziś „ucho” lub „oczko”, lecz przestarzałe również pierścień. Autor monografii rodzinnej G. C. E Lisch próbował wyjaśnić faktyczne pochodzenie herbu, zwracając uwagę, że w XIII w. rytuał hołdu lennego polegał na włożeniu na palec wasala złotego pierścienia przez suwerena. Następnie poddany składał przysięgę na wierność swemu panu13.

Powróćmy do losów Alexandra von Oertzena, który należał do gałęzi rodzinnej posiadającej majątek ziemski Blumenow w Meklemburgii z ogromnym dwukondygnacyjnym pałacem barokowym. Co ciekawe, budowla ta powstała (1742 r.) niemal w tym czasie co pałac w Mirosławcu i również była umieszczona na wyspie. Rodzina von Oertzen żyła w Blumenow od XVII w., a okazałą siedzibę wybudował prapradziad Alexandra - Henning-Leopold von Oertzen14.

Alexander urodził się w 1862 r. w Poczdamie. Idąc w ślady swego ojca Hermanna von Oertzena poświęcił się karierze wojskowej, służąc najpierw jako porucznik w 3 Pułku Ułanów w Fuerstenwalde. W 1884 r. poślubił szlachciankę Elisabeth von Wartenberg, a cztery lata później, po śmierci ojca, objął posiadłość w Blumenow. Małżeństwo wydawało się być szczęśliwym, gdyż doczekało się sześciorga dzieci. Oprócz służby wojskowej Alexander z wielkim zamiłowaniem oddawał się gospodarce leśnej i łowiectwu, gdyż majątek Blumenow obejmował duży obszar borów. W 1900 r. małżonkowie zdecydowali się na rozwód. Przyczyną była prawdopodobnie niewierność Alexandra, który dwa lata później, w 1902 r., poślubił córkę berlińskiego lekarza wojskowego Friedę Marheinecke. Ślub miał charakter cywilny, gdyż na kościelny zgody nie wyraził wielki książę Meklemburgii. Nowa małżonka nie została też zaliczona w poczet szlachty. Natomiast pierwsza żona wraz z szóstką dzieci przeniosła się do Poczdamu. Rozwód musiał być kosztowny dla Alexandra, gdyż nie był on w stanie długo utrzymać się na rodowej posiadłości. W 1905 r. rotmistrz Alexander von Oertzen sprzedał Blumenow szlachcicowi o nazwisku von Freeden15.

Sprzedaż zadłużonej, ale wciąż bardzo cennej posiadłości, oraz ogromnego pałacu musiała być dość korzystna, gdyż Alexander mógł pozwolić sobie na zakup nowej majętności. Miejsce dobierał starannie. Wyprowadził się z Meklemburgii, gdzie jego rozwód wywołał niemały skandal. Zależało mu na znalezieniu zacisznego miejsca w innym landzie.

Wybudowany przez Alexandra von Oertzena pałac w Orlu - stan obecny; fot. Maciek Leszczełowski

Chciał też, aby nowa posiadłość miała znaczne obszary leśne. Wybór padł na leżący na ziemi wałeckiej, niedaleko Mirosławca, majątek w Orlu, który kupił od rodziny von Alvensleben. Przyzwyczajony do wygód w Blumenow nowy właściciel nie był zadowolony ze skromnego i pewnie nieco zapuszczonego pałacyku. Zdecydował więc o budowie nowej posiadłości, co zrealizował w 1907 r. Wtedy też nad portalem wejściowym umieszczono tylko herb rodziny von Oertzen, gdyż, jak wiemy, małżonka nie była szlachcianką (zwyczajowo umieszczano na frontonach pałaców herby obydwojga małżonków).

Prawdopodobnie to Alexander, jako miłośnik lasów i zapalony myśliwy, rozpoczął proces intensywnego zalesiania posiadłości. Jednakże przeprowadzone z dużym rozmachem inwestycje nie opierały się zapewne na racjonalnym rachunku ekonomicznym. W efekcie końcowym już w 1912 r. Alexander musiał sprzedać swą wymarzoną leśną posiadłość. W książce adresowej z tego roku jako właścicieli dóbr rycerskich w Orlu wymieniono rodzinę Kuss.

Alexander von Oertzen żył jeszcze długie lata. Jako 52-letni major kawalerii wziął nawet udział w I wojnie światowej. Zmarł w 1928 r. Dodajmy jeszcze, że barokowa siedziba von Oertzenów w Blumenow padła w 1945 r. ofiarą płomieni i nie ma po niej śladu.

1.5. Najdawniejsze dzieje Orla

Śródleśna osada Orle ma wielusetletnią historię, gdyż powstała jeszcze w XIV w. Jej nazwa ewoluowała przez wieki i bywała niemiłosiernie przekręcana: 1337 r. - Worel, 1349 r. - Urle, 1448 r. - Orla, 1552 r. - Orlya, 1555 r. - Wurlaw, 1563 r. - Wurle i 1564 r. - Wurlow16. Później przyjęła się nazwa Wordel, która była w użyciu do 1945 r.

Po raz pierwszy wieś wymieniono w katastrze Ludwika Starszego w 1337 r. W tym czasie ziemia wałecka była częścią Marchii Brandenburskiej, której władca - margrabia Ludwik zwany Starszym - rozkazał zinwentaryzować wszelkie dobra w państwie, żeby nałożyć specjalny podatek17. Wieś Orle (oryg. Worel) wchodziła wtedy w skład ziemi kaliskiej, której panem był Henryk von Wedel (oryg. Hinrici de Wedel). Orle posiadało wówczas 64 łany ziemi, z których zwyczajowo 4 przyznano plebanowi. We wsi żyło dwóch wasali, czyli uboższych rycerzy, będących w zależności lennej od Wedlów. Wymieniono ich nazwiska: Fulbutel i Altenkirchen. Ten pierwszy, według Franza Schultza18, nazywał się w istocie Henryk Wolfsbeutel i jako sługa von Wedlów wymieniony był w roli świadka w dokumencie lokacyjnym Tuczna z 1331 r. Obaj lennicy musieli płacić margrabiemu po cztery talenty oraz czynsz w wysokości trzech korców żyta i trzech owsa („avene”) rocznie. Miejscowy karczmarz płacił zaś 1 talent rocznie19.

„Urle” wspomniano też w 1349 r. w relacji archidiakona zanoteckiego Henryka, który stwierdził obecność 60 łanów ziemi uprawnej, przy czym miejscowość była wyludniona i dlatego obsadzone było tylko 30 łanów20.

W XV w. Orle wraz z ziemią mirosławiecką leżało już w granicach państwa polskiego. Wedlowie byli bezpośrednimi właścicielami wsi nazywanej wtedy Orlą, jednak nie mieszkali w tej niewielkiej osadzie. W latach 1448-1478 panem tych włości był Jan von Wedel, który miał swą główną siedzibę w Marcinkowicach i z tego powodu znany był w Polsce jako Jan Marcinkowski. Był bardzo ważną i dość kontrowersyjną postacią. Mimo że dzierżył liczne polskie urzędy: miecznika poznańskiego, starosty wałeckiego i drahimskiego, miał zwyczaj potajemnie kontaktować się z Krzyżakami. Był cenionym dyplomatą, który brał udział w rozstrzyganiu międzypaństwowych sporów. Z drugiej strony to właśnie on dopuszczał się procederu fałszowania monet w Drahimiu.

W 1494 r. właścicielami znacznej części wsi byli bracia Jakub, Ludwik i Viviantz von Wedelowie z Drawna, którzy posiadali również udziały w Mirosławcu, Hankach, Sadowię, Łowiczu Wałeckim oraz Marcinkowicach21. Pozostała część Orla należała do ich kuzynów z Mirosławca.

W połowie XVI w. Mirosławcem i okolicznymi wsiami władał ostatni z mirosławieckich Wedlów - Jerzy (niem. Georg). Był on wybitną osobistością w całym regionie, sprawującą urzędy po obydwu stronach granicy. W Nowej Marchii zajmował mianowicie ważny urząd komtura joannickiego w Świdwinie, a tym samym był landwójtem ziemi drawskiej i świdwińskiej. Jako właściciel Mirosławca był bezwzględnym władcą, który rządził mieszczanami twardą ręką. Ponadto to on wprowadził reformację na ziemi mirosławieckiej.

W 1552 r. Jerzy von Wedel zapłacił nadzwyczajny podatek wojenny zwany poborem za wieś Orle. Ponieważ należność tę płacono od tzw. dymów, czyli chałup chłopskich, z rejestru dowiadujemy się, że w ówczesnej wsi żyło 13 rodzin chłopskich i sołtys, który posiadał łan ziemi22. Trzy lata później Jerzy zabezpieczył posag swej małżonki Doroty von Massow w wysokości 4 000 florenów pruskich na 1/4 Mirosławca, połowie wsi Orle oraz na ćwiartkach miejscowości Hanki, Giżyno, Łowicz Wałecki i Sądowo. Innymi słowy, w przypadku śmierci Jerzego Frydlandzkiego, Dorota von Massow uzyskiwałaby prawo do przychodów z wymienionych części miejscowości.

Ciekawostką jest fakt, że według zapisów w Aktach Skarbu Koronnego w 1563 r. Jerzy von Wedel zapłacił pobór od młyna w Orlu z jednym kołem wodnym23. Możliwe jednak, że doszło do pomyłkowego zapisu, gdyż w pobliżu wsi nie było strumieni, które nadawałyby się do budowy młyna, a obiekt ten nie był już więcej wymieniany w dokumentach źródłowych.

W 1579 r. pobór za Orle zapłacił już spadkobierca i zięć Wedla - Henryk von Blanckenburg. Uiścił należność za 8 śladów ziemi (ślad to w przybliżeniu odpowiednik łana i niemieckiego „hufen”), które odpowiadały prawdopodobnie 8 chłopskim dymom. Ponadto zapłacił za zagrodników, czyli kmieci, którzy dysponowali mniejszym areałem ziemi uprawnej (zapewne pół śladu), owczarza i pastucha. We wsi było zapewne więcej chłopskich rodzin, ale Henryk zapłacił tylko za swoje części.

W XVI w. pojawili się w Orlu Pudwelsowie, którzy należeli do odgałęzienia potężnego rodu pomorskiego Pudwelsów (inaczej Podewillsów). Mirosławieccy Pudwelsowie należeli do drobnej szlachty, która osiedliła się w Orlu i Hankach jako lennicy Wedlów, czyli tzw. manowie. Dysponowali częścią wsi Orle, na co wskazuje m.in. zapis w herbarzu Kaspra Niesieckiego, według którego Adam Pudwels dworzanin królewski mieszkał w Orlu w starostwie wałeckim, którego brat stryjeczny Jerzy służył żołniersko w Niederlandzie i innych cudzych krajach24. Ta dość liczna rodzina miała swe siedziby zarówno w Orlu, jak też w Hankach, gdzie wybudowali swe dwory.

Herby najstarszych właścicieli Orla: Wedlów, Blanckenburgów, Schöningów i Pudwelsów

Pod koniec XVI w. Pudwelsom udało się uwolnić z zależności lennej, gdyż nie uznali praw senioralnych Henryka von Blanckenburga, co było nie lada wyczynem, gdyż Henryk był znanym gwałtownikiem i człowiekiem wyjątkowo okrutnym. Przed sądem ziemskim wałeckim bracia Wolfgang i Fryderyk Pudwelsowie stanowczo oświadczyli, że są wolni od wszelkiej zależności lennej i swe dobra w Hankach i wsi Orle otrzymali drogą dziedziczenia25.

W 1594 r. wybuchł bardzo poważny konflikt między Henrykiem von Blanckenburgiem a jego szwagierkami, córkami Jerzego von Wedla, które zarzucały temu pierwszemu, że bezprawnie zagarnął spadek po ich ojcu. Zatarg był bardzo dramatyczny, gdyż doszło do walki i zdobycia zamku w Mirosławcu. Ostatecznie Henryk zawarł porozumienia ze szwagierkami. Jedną z nich była Anna Schöning z domu von Wedel, która wraz ze swym małżonkiem otrzymała jako należny spadek część wsi Orle. Ta sama Anna w 1603 r. pozwała Henryka von Blanckenburga za to, że wycinał on należący do niej las koło wsi Orle. Takie aroganckie zachowania i brak szacunku dla cudzej własności było dość typowe dla Blanckenburga26.

Wsią władali więc Pudwelsowie i małżeństwo Schöningów, a stosunki między tym rodzinami układały się znakomicie. W 1614 r. synowie Anny i Krzysztofa: Jerzy, Wolfgang i Stanisław Schöningowie za 9000 złotych polskich oddali w zastaw swoją część Orla Adamowi Pudwelsowi, który był zresztą ich szwagrem - mężem Doroty Schöning27. W 1625 r. Wolfgang Schöning i synowie nieżyjących już braci Jerzego i Stanisława zdecydowali się sprzedać Orle Adamowi Pudwelsowi28.

W latach 1626-1629 trwała wojna polsko-szwedzka, która nie przebiegała szczęśliwie dla Rzeczypospolitej, co skłoniło sejm do uchwalenia nadzwyczajnego podatku wojennego, opartego na podymnym. Licząca 15 domów wieś Orle należała wtedy do małoletniej Doroty Pudwels (córka zmarłych Doroty i Adama Pudwelsów29). Dwa lata później Dorota sprzedała wieś Henrykowi Golczowi. O okresie golczańskich rządów w Orlu opowiem poniżej przy pozostałościach mauzoleum tej rodziny30.

1.6 Kościół w Orlu

Z dziedzińca pałacu przechodzimy na główną drogę wiodącą przez wieś w kierunku centrum. Zatrzymamy się przy leśniczówce, mając z prawej strony wzgórze, gdzie wśród gęstych zarośli znajdują się ruiny siedemnastowiecznego ryglowego kościoła. Obok świątyni położony był niewielki cmentarzyk ewangelicki.

Z 1337 r. pochodzi informacja, że do uposażenia miejscowego plebana należały cztery łany ziemi uprawnej. Możliwe, że już wtedy we wsi wznosiła się drewniana kaplica lub kościółek.

W połowie XVI w., kiedy całą okolicą władał Jerzy von Wedel, mieszkańcy wsi z własnej woli bądź pod wpływem presji właściciela przeszli na protestantyzm. Na drugiej karcie kroniki kościelnej, która kiedyś znajdowała się w Siemczynie, znajdowały się datowane na II połowę XVII w. zapiski proboszcza Garbrechta z Lasek Wałeckich. Autor ten zapisał, że protestanci wznieśli w Orlu kościół w 1550 r.31 Oznaczałoby to, że wcześniej nie było we wsi katolickiej świątyni. Jest to informacja o tyle wiarygodna, że w okresie kontrreformacji Kościół katolicki nie żądał zwrotu tej świątyni.

Na początku XVII w. Blanckenburgowie z Mirosławca przeszli na katolicyzm, jednak zachowywali się bardzo tolerancyjnie wobec swych ewangelickich poddanych. Z tego powodu niemal cała ludność wsi w posiadłości mirosławieckiej, w tym Orla, pozostała przy wierze protestanckiej. Kolejni właściciele wsi: Pudwelsowie, Schöningowie i Golczowie byli również protestantami, więc miejscowy kościół nie był zagrożony kontrreformacją.

Wzniesiona w 1550 r. drewniana świątynia nie przetrwała nawet 100 lat, gdyż w 1618 r. Pudwelsowie wznieśli nowy kamienny budynek bez wieży. Tego samego roku słynny ludwisarz ze Stargardu Jakub Karstede na zlecenie Adama Pudwelsa przybył do Orla, żeby odlać spiżowy dzwon, który bez korony mierzył 73 cm (korona: 16,5 cm). Ozdobiony był ornamentem sznurowym, odwróconym fryzem arkadowym z podwieszonymi kwiatonami oraz fryzem z owoców i liści dębu. Co ważniejsze, ludwisarz umieścił na płaszczu instrumentu inskrypcję:

DEN EDLEN ERENVESTEN ADAM PODEWELS ERBSESSEN ZU WURLE ♦ ERN DAVIT SCHULTZ PASTOR IM JAR 1618 HAT MI JACOB KARSTEDE GEMACH ♦ DE VORSTENDERS ♦ PAGEL GERDT ♦ MICHEL STVF (Szlachetny honorowy Adam Podewels dziedzic na Wurle ♦ Ernst Dawid Schultz - pastor, w roku 1618 zrobił mnie Jacob Karstede ♦ członkowie rady kościelnej Gerdt Pagel, Michael Stuf)32

Napis wykonano więc w języku niemieckim, co było w zwyczaju protestantów w odróżnieniu od katolików, którzy stosowali łacińskie inskrypcje. Oprócz właściciela wsi Adama Pudwelsa (Podewilsa) wymieniono pastora i dwóch członków rady kościelnej.

Kilkadziesiąt lat później wieś należała już do rodu von der Goltzów, których w Polsce nazywano Gołczami. Odlano wtedy kolejny spiżowy dzwon, który był nieco mniejszy i mierzył 53 cm. Na płaszczu umieszczono następujący napis:

D.O.M. CHRISTIAN HEINRICH VON DER GOLTZ HERR ZU WORE UNDT HOFFSTEHT, DAMLANGCK ANNO 1681 HATT DIESE GLOCKE GIESSEN LASSEN (D.O.M Christian Heinrich von der Goltz, pan na Orlu oraz Rudkach i Dębołęce roku 1681 kazał odlać ten dzwon)33

Skrót D.O.M. oznaczał Deo Optimo Maximo, czyli Bogu Najlepszemu, Największemu. Christian Heinrich von der Goltz był współwłaścicielem Rudek i Dębołęki, ale swój dwór miał w Orlu, gdzie sprawował też patronat nad kościołem. Ponieważ świątynia nie miała wieży, obydwa dzwony umieszczono w wolno stojącej drewnianej dzwonnicy. Co ciekawe, Christian Heinrich fundując ten instrument musiał być już ciężko chory, a fundacja była ofiarą składaną w nadziei zbawienia duszy. Goltz umarł w tym samym roku, kiedy odlano dzwon.

Niestety starszy i większy dzwon został w czasie II wojny światowej zabrany z Orla celem przetopienia na surowiec. Spoczął najpierw na składowisku w hamburskim porcie. Zanim jednak przyszła jego kolej na przetopienie, wojna się skończyła. Niemieckie władze kościelne nie oddały jednak dzwonów do macierzystych kościołów na terenach przekazanych powojennej Polsce. Dzwony te rozdano świątyniom w Niemczech zachodnich. Nieznany jest los drugiego dzwonu, który prawdopodobnie przetrwał wojnę w Orlu.

W siedemnastym wieku powstały również ołtarz i ambona, które w latach sześćdziesiątych XX w., kiedy rozebrano świątynię w Orlu, przeniesiono do kościoła w Mirosławcu. Jednak w wyniku modernizacji wystroju tego ostatniego obiektu obydwa zabytki z Orla zostały zdemontowane i zniszczone. Zachowały się jedynie ich zdjęcia.

Dwukondygnacyjny, późnorenesansowy ołtarz z Orla składał się ze stołu i nastawy. Stół podzielony był na trzy pola, na których namalowano symbole chrześcijańskie. Na pierwszym tablice z przykazaniami Mojżesza, na drugim: krzyż, kotwicę i serce, odpowiadające cnotom teologicznym: wierze, nadziei i miłości. Na trzecim zaś polu dostrzeżemy krzyż i rybę oraz inne symbole, które jednak trudno zinterpretować na podstawie jedynego zdjęcia ołtarza. Nastawa ołtarzowa miała fantazyjnie uformowane naddatki. Niestety w latach pięćdziesiątych została przemalowana i straciła pierwotny wygląd. Domalowano wtedy barwne liście i kwiaty lilii. Oryginalny obraz główny zastąpiono wizerunkiem św. Józefa, patrona powojennego kościoła katolickiego w Orlu. Również wtedy wykonano napis Święty Józefie módl się za nami.

Dzwon z Orla odlany w 1618 r.; źródło: M. Tureczek, Leihglocken, Dzwony z obszaru Polski w granicach po 1945 r. przechowywane na terenie Niemiec, Warszawa 2011, s. 347.

Po lewej: pochodzący z kościoła we wsi Orle renesansowy ołtarz; źródło: Karta ewidencyjna zabytku ołtarz boczny, Mirosławiec 443/B, 15.01.1979, WKZ Koszalin, negatyw 5800; po prawej: renesansowa ambona pochodząca z Orla; źródło: Karta ewidencyjna ambona, Mirosławiec, WKZ Koszalin, negatyw 5802

Według oceny konserwatora zabytków ambona była jeszcze starsza od ołtarza, gdyż mogła pochodzić ze świątyni wzniesionej w 1550 r. Pięknie rzeźbiona wielopolowa czasza opierała się na solidnym spiralnym słupie34. Niestety i ten wyjątkowy zabytek został bezpowrotnie utracony.

W rejestrze zabytków z 1887 r. wymieniono jako wartościowe wyposażenie kościoła dwa cynowe świeczniki, każdy z figurami trzech spoczywających lwów. Kościół określono tam jako kamienny wybudowany w XVII w.35

Na początku XIX w. pastorem w Orlu był diakon Meerkatz. Oprócz sprawowania posługi duchowej zatrudniony był w majątku ziemskim jako nauczyciel prywatny. W Mirosławcu zaś prowadził bardzo dobrą prywatną szkółkę, do której uczęszczało osiemnaścioro uczniów obojga płci. Karol Fryderyk Klöden opisał Meerkatza w następujący sposób:

Był to wiekowy, niski i gruby mężczyzna z dużą łysą głową, grubym jastrzębim nosem i obwisłą dolną wargą; na twarzy o bardzo wyrazistych rysach miał kilka zielonkawych plam. [...] Nosił starą wełnianą czapkę, której kolor był nie do rozpoznania. Nie zdejmował jej niezależnie od tego, czy było ciepło, czy też zimno. Ponadto nosił starą białą kurtkę flanelową i wytarte spodnie typu manchester, które również miały nieokreśloną barwę, oraz pończochy. W prawej ręce nosił kij, który kładł na ramieniu niczym karabin. Z przyjaznym wyrazem twarzy ustawiał się zwykle za uczniem, który właśnie odpowiadał36.

Meerkatz miał bardzo dobry stosunek do uczniów, a kij nosił tylko na pokaz, gdyż bardzo rzadko uciekał się do stosowania kar cielesnych37.

W XIX wieku pastorami w Wordel byli: E Emanuel, W. Stibs (1826-1852) i Albrecht Friedrich Pietsch (1852-1873).

Po wymianie ludności w 1945 r. protestancki zbór w Orlu został przekształcony w katolicki kościół pod wezwaniem św. Józefa. Ryglowy budynek dotrwał do 1968 r., kiedy został rozebrany, a cenniejsze wyposażenie przeniesiono do Mirosławca.

Dziś na kościelnym wzgórzu odnajdziemy pośród gęstych zarośli wyraźne ruiny dawnej świątyni.

Pozostałości dzwonnicy w Orlu; fot. Maciek Leszczełowski

Unikatowa ilustracja przedstawiająca kościół i dzwonnicę w Orlu

1.7 Krypta i 150 lat rodu Golczów

Wspinamy się na wzgórze kościelne, przebijając się przez gęste zarośla pełne pokrzyw. Na wzgórzu znajdziemy stos cegieł i resztki fundamentów świątyni. Obok znajdują się też obrośnięte mchem betonowe fundamenty dzwonnicy. Naszą uwagę skupimy jednak na krypcie, która zachowała się pośród ruin kościoła. Jej wnętrze zostało wprawdzie splądrowane i zdewastowane, ale dobrze zachowały się mury i ceglane sklepienie. Jest to unikatowa pamiątka po gałęzi rodziny von der Goltz, która w XVII stuleciu miała w Orlu swą główną siedzibę. Przez blisko 150 lat Golczowie sprawowali patronat nad miejscowym zborem protestanckim. Przysługiwało im prawo do pochówków w kościelnej krypcie, przed którą się znajdujemy. Prawdopodobnie do 1968 r. spoczywały w niej doczesne szczątki siedemnastowiecznych i osiemnastowiecznych właścicieli wsi.

Jesteśmy więc w doskonałym miejscu dla zorganizowania przystanku poświęconego historii gałęzi rodu von der Goltz (pol. Gołcz), która w latach 1631-1777 gospodarzyła w Orlu.

W 1631 r. Dorota Żernicka z Pudwelsów, żona Andrzeja Żernickiego i córka zmarłego Adama Pudwelsa, sprzedała całą wieś Orle za 18 000 złotych polskich Henrykowi Golczowi38, który wywodził się z linii rodu mającej swą siedzibę w Broczynie koło Czaplinka. Ta sama rodzina zakupiła później wieś Giżyno koło Kalisza Pomorskiego. Heinrich miał swą siedzibę w Giżynie, więc zakup Orla, które leżało niedaleko, było dla niego korzystną inwestycją. Rok później pozwał do wałeckiego sądu polskiego szlachcica Andrzeja Trzcińskiego, gdyż ten najechał i splądrował wieś Orle39. W połowie siedemnastego wieku Heinrich i jego małżonka wyzbyli się posiadłości w Orlu na rzecz swojego kuzyna Johanna von der Goltza, który również posiadał udziały w Giżynie. Doszło wtedy zapewne do wymiany części Giżyna na udziały w Orlu.

Wejście do krypty-mauzoleum Golczów w Orlu; fot. Maciek Leszczelowski

Pozostałości krypty kościelnej w Orlu; fot. Maciek Leszczełowski

W taki sposób Johann von der Goltz stał się założycielem trzypokoleniowej gałęzi, posiadającej udziały we wsiach: Orle, Rudki i Dębołęka. Ich siedzibą był dwór w Orlu. Johann miał dwóch synów: Konrada i Christiana Heinricha. Konrad zmarł bezpotomnie, natomiast drugi syn zostawił po sobie pamiątkę, fundując dzwon dla kościoła w Orlu, o którym już pisałem. Christian Heinrich mógł też pochwalić się synem Konradem Ewaldem i trzema córkami. Po śmierci ojca w 1681 r. Konrad Ewald był jedynym męskim potomkiem rodu z Orla, który doczekał XVIII stulecia. Niestety w 1702 r. jako oficer armii polsko-saskiej wyruszył na wojnę ze Szwedami i poległ w bitwie pod Kliszowem. Miał wtedy 24 lata i nie zostawił żadnych potomków.

Bitwa pod Kliszowem w 1702 r.; obraz nieznanego autora

Jeszcze w XIX w. w kościele w Orlu znajdowała się tablica epitafijna z portretem Konrada Ewalda, jednak pod koniec tego stulecia została stamtąd zabrana przez Karola von der Goltza - generała kawalerii cesarskiej. Nie wiadomo, gdzie dziś się znajduje. Napis na epitafium brzmiał następująco:

Dobrze urodzony, wielmożny pan Konrad Ewald von der Golczen, szacowny porucznik Pułku Kirasjerów Jordana Najjaśniejszego Królewskiego Majestatu Polski i Kurfirsta Saskiego, dziedzic na Orlu, Rudkach i Dębołęce etc., urodzony 25 kwietnia Anno 1678, w chwale poległ w bitwie pod Kliszowem koło Krakowa 19 lipca 1702 r., w wieku 24 lat, 3 miesięcy, 7 dni40.

Po śmierci syna na polu chwały we dworze w Orlu mieszkała matka Elżbieta Perpetua von der Goltz z domu Pustar, która zmarła po 1717 r. Jej córka Maria Elżbieta Golczówna odziedziczyła Orle i wyszła za mąż za swego kuzyna z Giżyna Joachima Rüdigera von der Goltza41. Małżeństwa krewniaków były dość popularne w tej rodzinie, co było prawdopodobnie przyczyną bardzo wysokiej umieralności dzieci i wygaśnięcia większości gałęzi tej licznej rodziny żyjącej na ziemiach drawskiej i wałeckiej.

Właściciele Orla z rodu von der Goltz

Maria Elżbieta i Joachim Rüdiger dzierżyli majętność obejmującą, oprócz Orla i Giżyna, części Rudek, Dębołęki oraz Laski Wałeckie i Toporzyk. Małżeństwo doczekało się aż dziewięciorga dzieci: Ludwik (1693-1776), Heinrich Joachim, Johan Rüdiger, Zygmunt Fryderyk (1707-1786), Bernhard Kazimierz, Günther Ernst, Barbara Lukrecja, Elsa Katarzyna i Hedwiga Charlotta. Ojciec zmarł w 1727 r„ natomiast Maria Elżbieta dopiero 20 lat później. Zanim to nastąpiło, przekazała całą majętność swym synom, a oni zawarli między sobą kontrakt, na mocy którego Ludwik objął Orle, Heinrich Joachim Rudki, a Johann Rüdiger i Zygmunt Fryderyk Giżyno42. Grób tego ostatniego możemy zresztą zobaczyć dziś na dziedzińcu kościoła w Giżynie.

Mieszkający we dworze w Orlu Ludwik von der Goltz był królewskim oficerem, nie służył jednak w wojsku polskim, lecz w saskim43. Poślubił niemiecką szlachciankę Joannę Chrystiannę von Nitschwitz. Wszystkie jego dzieci urodziły się w Orlu i zostały ochrzczone w tamtejszym kościele. Wśród nich był tylko jeden syn: Karol Rudolf Joachim, który niestety zmarł jako dziecko w 1742 r., w niedzielę poprzedzającą Boże Narodzenie. Ludwik był więc ostatnim męskim przedstawicielem Golczów z Orla. Zmarł w 1776 r., a wieś odziedziczyła córka Augusta Henrietta i jej małżonek - Karol Georg Ferdynand von Falkenheyn. Oboje mieszkali jednak w Lubnie.

1.8 Historia Wordel

Schodzimy ze wzgórza kościelnego na główną drogę wiodącą przez wieś. Kierujemy się w kierunku północnym, żeby zatrzymać się na rozwidleniu dróg, gdzie ustawiono krzyż przydrożny. Tam urządzimy kolejny przystanek.

W 1773 r. Prusacy po przejęciu ziemi wałeckiej przeprowadzili inwentaryzację wszystkich posiadłości ziemskich, która nazywana jest katastrem kontrybucyjnym. Wordel został zinwentaryzowany 13 marca 1773 r. Właścicielem wsi był wtedy kapitan Ludwik von der Goltz. Jako mieszkankę dworu, oprócz małżeństwa Golczów, odnotowano pannę von Falkenhayn. Chodziło o wnuczkę Ludwika z Lubna. We dworze mieszkało też sześć osób ze służby. Ponadto właścicielom wsi służyli gajowy Christian Ebert i pachołek, którego nazwiska nikt nie zapisał. Sołtysem wsi Wordel był Peter Zietlo, a karczmę prowadził Jakub Stuwe. We wsi żyły trzy rodziny chłopów, jedna tzw. kozatów (półchłopów), a ponadto owczarz i pasterz. Uwagę zwracała znaczna liczba wdów, które mieszkały we wsi. Było ich aż 9 i żadna z nich nie posiadała ziemi. Łącznie wieś liczyła 92 mieszkańców, którzy żyli w 16 chałupach. Oprócz upraw ważną rolę odgrywała hodowla owiec. Goltzowie mieli stado liczące 162 sztuki, a rodzina pasterza - 130 sztuk44.

W 1777 r. Orle przejął Karol Georg Ferdynand von Falkenhayn, który mieszkał we dworze w Lubnie45. Sześć lat później posiadłość za 8000 talarów kupił rotmistrz i baron Gustav Ludwig von Hertzberg, który był wtedy również właścicielem Rudek. Herzberg nie mieszkał jednak w Orlu, lecz miał swoją siedzibę w Starej Studnicy w Nowej Marchii.

W 1804 r. posiadłość w Orlu znowu zmieniła właściciela. Zakupił ją tajny radca prawny i pruski baron Karol Ludwik von Berg, który pochodził z kraju Uckermark i był bardzo interesującą osobą. Należał do bardzo szacownej familii szlacheckiej i już jako dwudziestokilkulatek był członkiem kapituły katedralnej w Halberstadt (Dolna Saksonia), czyli organu doradczego biskupa złożonego z przedstawicieli szlachty. Kapituła wspierała biskupa w rozstrzyganiu spraw administracyjnych i liturgicznych, a członkostwo w niej było oczywiście nie lada zaszczytem. Karol Ludwik miał do dyspozycji mieszkanie w Halberstadt w prestiżowym Domherrenhaus (domu panów katedralnych, członków kapituły), natomiast jego rodowe posiadłości znajdowały się w Meklemburgii w okolicach Prenzlau.

W 1779 r. Karol Ludwig von Berg poślubił wyjątkową kobietę, która obracała się w najwyższych sferach politycznych i artystycznych ówczesnego Królestwa Prus. Do swoich znajomych mogła zaliczyć Johanna Wolfganga von Goethego, Johanna Gottfrieda von Herdera i Fryderyka Schillera46. Dziewiętnastoletnią wybranką była Karolina von Haessler. Jednak po dwudziestu latach doszło do rozwodu. Wtedy ok. 1800 r. Karolina została najbardziej zaufaną towarzyszką słynnej królowej Luizy Pruskiej. Okazuje się, że nie wszyscy ludzie z otoczenia królowej byli zachwyceni von Bergową. Król Fryderyk Wilhelm nie znosił jej, nazywając ją intrygantką47. Kiedy w 1807 r. wraz z parą królewską uciekała z Berlina do Królewca, król zażądał, żeby zawróciła do stolicy Prus, gdyż nie chciał z nią podróżować. Mimo to Karolina była wciąż w wielkiej przyjaźni z królową. Luiza Pruska powierzała jej największe prywatne sekrety, miała między innymi opowiedzieć jej o swym uczuciu do rosyjskiego cara Aleksandra. Królowa zmarła w ramionach swej przyjaciółki w 1810 r. Karolina von Berg napisała pierwszą monografię monarchini - Louise Königin von Preußen. Der preußischen Nation gewidmet (Królowa Luiza Pruska. Poświęcono pruskiemu narodowi). To czterystustronicowe dzieło przyczyniło się do powstania wielkiego mitu władczyni.

Po lewej: portret baronowej Karoliny von Berg, portret autorstwa H. Schroedera;po prawej: dawny właściciel Orla baron Karl Ludwik von Berg

Małżeństwo z von Bergiem nie było szczęśliwe, między innymi z powodu „światowego” zachowania Karoliny, która wdawała się w romanse. Życie na wsi nie było też jej marzeniem. Owocem nieudanego związku była córka Luiza.

Karol Ludwik von Berg był człowiekiem bardzo zamożnym, a do jego majętności należały Kleptow, Werbelow, Schoenfeld, Krumbeck, Mittenwalde i Klein Spiegelberg. W 1797 r. sprzedał Krumbeck, a następnie w 1802 r. Mittenwalde. Dwa lata później za 54 000 talarów zakupił Orle, które musiał sprzedać przed 1833 r. Zmarł w 1847 r. w wieku 93 lat.

W 1820 r. we wsi mieszkały 144 osoby w 18 domach. Po zniesieniu pańszczyzny chłopi stali się właścicielami swoich gospodarstw, za co musieli jednak zapłacić odszkodowanie właścicielom ziemskim. Czynili to zazwyczaj oddając część użytkowanego dotychczas pola. Dodajmy, że przed reformą znoszącą poddaństwo, chłopi byli tyko użytkownikami ziemi z łaski pańskiej i zobowiązani byli do pańszczyzny. Odtąd Wordel dzielił się na należące do ziemian dobra rycerskie i wieś włościańską.

Ilustracja przedstawiająca śmierć królowej Luizy, pierwsza z prawej była żona właściciela Orla - Karolina von Berg; rys. H. A. Daehling

Znakiem nowych czasów był również zakup posiadłości ziemskiej w 1833 r. przez pierwszego nieszlacheckiego właściciela - kupca Schoenenbruna48. Z 1841 r. pochodzą bardziej szczegółowe dane na temat osady. Dobra rycerskie należały wówczas do Wilhelma Sauberzweiga, który dysponował domem, 2 stodołami, pięcioma oborami, siedmioma chałupami dla robotników folwarcznych z obórkami oraz gorzelnią. We wsi włościańskiej znajdowała się natomiast kuźnia, którą prowadził Fryderyk Rohde. Było tam też dziewięć gospodarstw chłopskich oraz domostwo nauczyciela z kawałkiem ziemi uprawnej49.

W połowie XIX w. złożono też dwa folwarki: Beatenhof (prawdopodobnie chodziło o późniejszy Marienhof, Mazanowo, dziś nie istnieje) oraz Neu-Colonie (później: Neuwordel, Nowe Orle, dziś nie istnieje). Pierwszy należał do spółki Cristian Grams & August Koplin, a w drugim mieszkało 8 rodzin chłopów-osadników50.

W 1870 r. dobra rycerskie wróciły w szlacheckie ręce, gdyż nabył je Otto von Brockhusen. Stan rzeczy z tego okresu (1868 r.) opisuje notatka o wsi Orle w Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, w której czytamy:

Orle, niem. Wordel, dok. 1349 Urle, dobra rycerskie i folwark, powiat wałecki, stacja pocztowa, telegraficzna i parafia ewangelicka Marchijski Frydląd [dziś Mirosławiec - przyp. J.L.], odległy 7 kilometrów, stacja kolejowa Falkenburg odległy 20 km [dziś Złocieniec, w Mirosławcu nie było jeszcze linii kolejowej - przyp. J.L.], parafia katolicka Marcinkowo, szkoła w miejscu. Ma 871,23 ha roli ornej i ogrodów, 13,98 łąk, 80,77pastwisk, 868 boru, 18,55 nieużytków, 37-93 wody, razem 1890,46 ha; czysty dochód z gruntu 5223 marek; gorzelnia parowa. Tuż obok leży wieś Orle, obejmująca 2381,99 morgów; dobra i wieś razem miały w 1868 r. 68 budynków, 22 domy i 195 mieszkańców ewangelików51.

Pocztówka wysłana 17 lutego 1903 r. przez członka rodziny Alvensleben; u góry: park ze stawem, u dołu panorama wsi oraz pałac z parkiem

W 1899 r. Orle nabył podpułkownik z Berlina Gebhard Hermann Werner von Alvensleben. Gospodarzył w Orlu zaledwie sześć lat, ale zostawił po sobie piękną pamiątkę, jaką jest pocztówka przedstawiająca: ówczesny pałac, park ze stawem, panoramę wsi Orle i członków rodziny von Alvensleben. Ta kartka pocztowa została wydana na zlecenie właściciela majętności w Orlu przez zakład fotograficzny Teodora Jakobsena ze Złocieńca.

Właściciel dóbr rycerskich w Wordel był trzydziestym siódmym Gebhardem w bardzo starej rodzinie von Alvensleben, dlatego jego właściwe imiona brzmiały: Gebhard XXXVII Hermann Werner. Urodził się w 1847 r. w Szczecinie, a zmarł w wieku 62 lat w Berlinie. Był dwukrotnie żonaty. Najpierw poślubił Amerykankę Carrie Lawrence, która zmarła w 1884 r. w Meklemburgii w wieku 24 lat. Ta tragedia miała miejsce zaledwie 9 miesięcy po ślubie, co pozwala przypuszczać, że Carrie zmarła w wyniku nieudanego porodu. Dopiero po dwunastu latach Gebhard zdecydował się na drugi związek małżeński z wdową Beate Eger (prawdopodobnie na jej cześć nazwano jeden z folwarków Beaten Hof, czyli Dwór Beaty). Po skończeniu gimnazjum w Szczecinie Gebhard H. W. von Alvensleben wstąpił jako osiemnastolatek do wojska, z którym związał się na długie lata. Służył w 1 Pułku Pieszym Gwardii i w 1866 r. jako dowódca plutonu zasłużył się, szturmując z powodzeniem baterię austriackich dział w bitwie pod Sadową. Następnie brał udział w zwycięskiej wojnie przeciwko Francji w latach 1870-187152.

Rozbita bateria artylerii austriackiej w bitwie pod Sadową; fragment obrazu V. Sochora Bateria martwych

Tradycyjny herb rodzinny oraz przykłady skwadrowania tego herbu z godłem joannitów

W 1878 r. w stopniu kapitana został odkomenderowany do sztabu generalnego. W 1883 r. był dowódcą kompanii w 64 Pułku Piechoty. Niestety, cztery lata później został ranny w wyniku wypadku na polowaniu, co uniemożliwiło mu dalszą służbę w linii. Od 1889 r. jako major kierował departamentem kolei żelaznej w sztabie generalnym. To pomocnicze stanowisko nie przeszkodziło mu awansować do stopnia podpułkownika. W 1899 r. kupił majątek ziemski w Orlu i rok później w 1900 r. zwolnił się ze służby, żeby zamieszkać w swej nowej posiadłości53.

Spośród rodu Alvensleben Gebhard wyróżniał się specyficznym czteropolowym herbem, gdyż ze względu na swe członkostwo w zakonie joannitów (rycerzy maltańskich) oraz liczne odznaczenia zakonne, zdecydował się dokonać skwadrowania tradycyjnego rodowego herbu z krzyżem maltańskim - godłem joannitów. W podobny sposób zresztą ukształtował się w XVIII stuleciu herb Mirosławca (skwadrowanie herbu von Blanckenburgów z krzyżem joannitów). Herb rodzinny przedstawia na złotej tarczy dwie czerwone belki. Na górnej znajdują się dwie srebrne róże, a na dolnej jedna. W klejnocie umieszczono ułamaną gałąź zwieńczoną różą.

Pałac w Orlu około 1910 r.; pocztówka ze zbiorów autora

Gospoda W. Treuera w Orlu; pocztówka ze zbiorów autora

W 1906 r. Gebhard XXXVII sprzedał Orle Alexandrowi von Oertzenowi i ten w 1907 r. (lub w 1906 r.) wybudował nowy, bardziej okazały pałac, który możemy podziwiać do dziś. Historię Alexandra już poznaliśmy.

Panorama wsi Orle z początku XX w.; uwagę zwraca brak zalesienia;pocztówka ze zbiorów autora

Pocztówka wysłana 29 listopada 1910 r. przez jednego z pracowników firmy Tiefbau braci Hamannów; pocztówka ze zbiorów autora

Około 1910 r. zakład fotograficzny C. Riecka ze Szczecina wydał czteroobrazkową pocztówkę z Orla, na której widnieje już nowy pałac wzniesiony przez von Oertzena. Na tej samej kartce pocztowej zaprezentowano warsztat firmy specjalizującej się w budownictwie podziemnym. Przedsiębiorstwo Tiefbau z Magdeburga należało do braci Hamann i zapewne prowadziło interesy w Orlu tylko przez pewien czas. Hamannowie mogli pozyskać atrakcyjne zlecenia w związku z inwestycjami drogowymi, które realizowano wówczas w okolicy.

W książce adresowej z 1912 r. zapisano, że właścicielem dóbr rycerskich w Wordel była już rodzina Kuss. Problemy gospodarcze i zadłużenie tych dóbr doprowadziły do ich przejęcia przez skarb państwa w 1925 r. Władze państwowe zdecydowały wtedy o utworzeniu urzędu leśnego z siedzibą w pałacu.

Niezwykle ważne dla gospodarki wsi było sfinansowanie przez władze powiatowe w 1923 r. nowych dróg bitych łączących Märkisch Friedland z miejscowościami Orle i Świerczyna54. Przed wybuchem II wojny światowej we wsi mieszkało 86 osób w 21 domach.

1.9 O leśnych instytucjach w Orlu

Intensywne zalesianie pól należących do posiadłości ziemskiej Wordel rozpoczął Alexander von Oertzen, pasjonat myślistwa i gospodarki leśnej. W wyniku jego działalności i późniejszych zalesień dwa stosunkowo nieduże kompleksy leśne: Trojak (Dreiort) i Wielki Bór (Grosse Heide) zlały się w jeden rozległy obszar borów. Alexander zasiał ziarno, a jego prace kontynuowały z doskonałymi rezultatami państwa niemieckie i polskie.

W czasach kryzysu gospodarczego w 1925 r. zadłużoną posiadłość Wordel przejął skarb państwa, który założył we wsi urząd leśny. W tym czasie wybudowano na dwóch pobliskich wzgórzach wieże obserwacyjne (tzw. dostrzegalnie) i zainstalowano na nich aparaty telefoniczne.

W 1945 r. polska dyrekcja Lasów Państwowych Okręgu Bałtyckiego powołała Nadleśnictwo Orle, które gospodarzyło na 9300 hektarach lasów55.

Urząd leśny w pałacu we wsi Orle na międzywojennej pocztówce

Jego siedzibą był pałac w Orlu. Pierwszym nadleśniczym został 1 października 1945 r. Mieczysław Danowski, który z wielką energią przystąpił do organizacji 9 leśnictw w: Orlu, Studnicy, Jodłowie (dziś Lubieszewo), Giżynie, Poźrzadle, Gniewoszu i Łowiczu Wałeckim. Jego skuteczną pracę przerwała nagła śmierć z rąk nieznanego sprawcy. Do zabójstwa doszło 18 czerwca 1946 r. w niewyjaśnionych okolicznościach56.

Tragedia rozegrała się o świcie, kiedy Danowski wracał pieszo do swojej placówki po odbyciu delegacji służbowej w Wałczu. Zabójca przypuszczał, że nadleśniczy będzie miał przy sobie 40 000 zł, które miał pobrać z inspektoratu na zakup koni. Rabunek był najbardziej prawdopodobnym motywem zbrodni. Zabójca strzelił do nadleśniczego z ukrycia, trafiając go w tył głowy. Mieczysław Danowski nie pobrał pieniędzy w Wałczu, więc łupem nieznanego zbrodniarza padła tylko niewielka kwota. Zwłoki mężczyzny odnalazł przy drodze jego syn. W wyniku dochodzenia zatrzymano kilku mężczyzn z Orla, lecz główną przyczyną aresztowań było posiadanie przez nich poniemieckiej broni i kłusowanie. Po pewnym czasie wszyscy zostali zwolnieni. Badano też motyw polityczny zabójstwa, gdyż Danowski był członkiem PPR, jednak wątek ten okazał się ślepą uliczką. Sprawcy ostatecznie nie udało się wykryć, a śledztwo umorzono57.

W 1951 r. doszło do przekształceń organizacyjnych. Utworzono Rejon Lasów Państwowych (RLP) z siedzibą w Mirosławcu, któremu podlegało nadleśnictwo w Orlu58. W tym okresie władze państwowe wzywały nieustannie do przyspieszenia wyrębu drzew i organizacji ich zwózki. Szczególnie wartościowe były wtedy tzw. kopalniaki, czyli kłody drewna przeznaczane na budowę wyrobisk górniczych. Kopalnie zwiększały wydobycie, więc zapotrzebowanie na tego rodzaju drewno na Śląsku było ogromne. Przez okres stalinowski miała miejsce rabunkowa gospodarka leśna, co na szczęście w późniejszych latach uległo zasadniczej zmianie.

Korowanie słupów teleenergetycznych; zdjęcie udostępnione przez Nadleśnictwo Mirosławiec

W 1961 r. rozwiązano Rejon Lasów Państwowych, a jego siedzibę w Mirosławcu zajęły dwa nadleśnictwa: Świerczyna i Orle, przy czym to drugie zmieniło nazwę na Nadleśnictwo Mirosławiec.

1 września 1967 r. miało miejsce bardzo ważne wydarzenie w historii wsi Orle, gdyż w pałacu zorganizowano Zasadniczą Szkołę Leśną, której założycielem i dyrektorem był Stanisław Hermik. Adam Hromiak, który dwa lata później objął obowiązki adiunkta w Nadleśnictwie Mirosławiec, wspomina:

Zasadnicza Szkoła Leśna w Orlu wykształciła kilkuset absolwentów. Dyrektorem i dobrym duchem całego przedsięwzięcia był Stanisław Hermik. Niestety, z chwilę, gdy odszedł z Mirosławca w 1972 r., szkoła zaczęła podupadać. W ten sposób utracony został piękny dorobek. W szkole były wspaniałe gabinety, które urządzono ze środków Okręgowego Zarządu Lasów Państwowych w Szczecinka. Było tam kilku nauczycieli z wyższym wykształceniem, którzy wraz z rodzinami mieszkali w domu obok pałacu. Po rozwiązaniu szkoły nauczyciele odeszli do różnych techników59.

Po likwidacji szkoły pałac wykorzystywany był przez junaków Ochotniczego Hufca Pracy. W okresie reformy administracyjnej państwa, 1 października 1973 r., połączono trzy nadleśnictwa: Mirosławiec, Świerczyna i Biały Zdrój. Nowa jednostka nosiła nazwę Nadleśnictwo Mirosławiec i zarządzała 33 000 hektarów lasów.

Po przemianach ustrojowych i gospodarczych w latach dziewięćdziesiątych XX w. pałac stał początkowo pusty. W 1999 r. przeszedł w prywatne ręce i został przekształcony w piękny hotel. W ostatnich latach został odrestaurowany i jest dziś regionalną perełką, natomiast siedziba leśnictwa Orle znajduje się w Mirosławcu.

1.10 Diabelski Kamień nad wąwozem

Zagłębimy się teraz w lasy leżące na północ od Orla, które nazywano niegdyś Wielkim Borem (niem. Grosse Heide). Jeszcze na przełomie XIX i XX w. Wielki Bór rozciągał się tylko na zachód od drogi, którą pójdziemy. Przechodzimy najpierw na północny kraniec wsi i stąd wyruszymy drogą leśną wzdłuż wielkiego wąwozu, który ciągnie się od Orla aż do drogi Stara Studnica-Siennica. Z dna tego wąwozu mniej więcej na wysokości Jeziora Studnickiego wybija źródło, które daje początek Stadnickiej Strudze (niem. Stuednitzer Fliess). W czasach niemieckich ludność nazywała je Czerwonym Źródłem (Rotę Spring)60. Po ok. 2 km marszu dotrzemy do skrzyżowania dróg. Znajduje się tam drogowskaz, dzięki któremu łatwo odnajdziemy wielki głaz o obwodzie 10 m i wysokości 2 m. Jest to największy głaz narzutowy w całym powiecie wałeckim. W okresie międzywojennym nazywany był Diabelskim Kamieniem (niem. Teufelstein)61. Takich tajemniczych nazw było więcej w tej okolicy. Łąka na zachodnim brzegu jeziora Orle (niem. Wuknick) nazywana była niegdyś Hexentumpelem62, czyli Bajorem Czarownic. Miano to związane było z legendami o zlotach czarownic odbywającymi się w tamtym miejscu w Noc Walpurgii. W sabacie uczestniczyć miał również diabeł, który tańczył i ucztował z wiedźmami. Stare nazwy: Diabelski Kamień, Czerwone Źródło, Wzgórze Przodków (niem. Ahnenberg, położone w pobliżu wąwozu i Czerwonego Źródła) i Bajoro Czarownic są zapewne śladami dawnej legendy, której treść nie zachowała się w ludzkiej pamięci. Jednakże wykorzystując przekazy dotyczące podobnych obiektów na ziemiach drawskiej i wałeckiej, możemy pokusić się o odtworzenie tej zapomnianej legendy:

Jesienny upał osuszał pola i ogrody, a skrzydła wiatraka na Górze Przodków [Ahnenberg - przyp J.L.] nie poruszały się od wielu dni. Młynarz z Orla był z tego powodu bliski rozpaczy. Co gorsza, miejscowi chłopi dostali zgodę właściciela wsi, żeby zmielić zboże w młynie wodnym w Starej Studnicy, gdyż dłużej nie mogli czekać na zmianę pogody. Dla właściciela wiatraka oznaczało to ruinę. Kiedy zobaczył zadowolonych sąsiadów wracających ze Studnicy z workami mąki, nie mógł powstrzymać potoku przekleństw. Pomimo ostrzegawczych spojrzeń żony, wyrzekł nierozważne słowa: „Oddałbym duszę diabłu za solidny młyn wodny!”. Ledwie skończył mówić, ktoś energicznie zastukał do drzwi chałupy i śmiało wkroczył do izby. Elegancki mężczyzna spoglądał na młynarza, krzywo się uśmiechając. „Słyszałem o twych troskach, chętnie zbuduję młyn” - rzekł zachęcająco. „Przecież w Orlu nie ma żadnej rzeki ani strumienia.” - odrzekł ze złością chłop. „O to się nie martw, kmiotku. Wykopię głęboki wąwóz do Czerwonego Źródła, a jego wprawi w ruch koło nowego młyna. Zrobię to w jedną noc, zanim kur zapieje.” Młynarz wiedział, że taką propozycję mógł składać jedynie ktoś, kto dysponował nadprzyrodzoną mocą. Przypomniał sobie z dzieciństwa opowieść swej babki, według której nieopodal jeziora Wuknik odbywały się zloty czarownic. Gościł na nich sam książę piekieł, który teraz stał przed nim zwabiony nierozważnym i głośno wypowiedzianym życzeniem. Chłopina próbował się jakoś wykręcić: „Panie, skąd miałbym wziąć tyle talarów, żeby zapłacić za taką pracę i nowy młyn?” Diabeł spiorunował go tylko wzrokiem i wcisnął mu do rąk pióro oraz cyrograf. Młynarz był przerażony, ale pomyślał, że przecież biegu rzeki w jedną noc nie zmieni nawet sam diabeł. Pocieszony tą myślą podpisał kontrakt, sprzedając tym samym swą duszę. Zadowolony przybysz zniknął tak szybko, jak się pojawił. Całą rozmowę śledziła żona, która teraz sięgnęła po podpisany cyrograf i długo go czytała, nie wypowiadając żadnego słowa.

Następnego wieczora młynarz poszedł do lasu, skąd dobiegały odgłosy zwalanych drzew i energicznie odrzucanej ziemi. Diabeł w ciągu kilku godzin zdołał wykopać długi wąwóz. Następnie z wielką wprawą zabrał się za budowę młyna. Nad ranem młyn był niemal gotowy, a oszalały ze strachu młynarz padł na kolana i począł prosić Boga o pomoc. Jednak zanim diabeł zdołał wpuścić wodę do wykopanego wąwozu, młynarzowo weszła do kurnika i głośno klasnęła w dłonie. Obudzony kogut zapiał głośno i natychmiast zawtórowały mu ptaki z sąsiednich gospodarstw. Diabeł zrozumiał, że nie wypełnił warunku umowy, według którego koło młyńskie miało zacząć pracę, zanim zapieje pierwszy kogut. W bezsilnej złości chwycił wielki kamień i cisnął go w kierunku nowo wybudowanego młyna. Trafiony budynek rozpadł się z hukiem.

Minęły setki lat, a na brzegu wąwozu wciąż leży wielki głaz, który ludzie zwą Diabelskim Kamieniem63.

Diabelski Kamień - głaz narzutowy w okolicach Orla; fot. Jarosław Leszczełowski

1. 11 Płowa Góra, Nowe Orle i autostrada

Kilkaset metrów na północ od Diabelskiego Kamienia w głębokim lesie ukryte są trzy interesujące obiekty. Znajduje się tu najwyższe wzniesienie w gminie Mirosławiec, które liczy 190 m n.p.m. W powiecie wałeckim wyższa jest tylko Dąbrowa Góra koło Skrzatusza. Do 1945 r. wzniesienie koło Orla nazywano Bleichenbergiem, czyli Płową Górą. Wałecki nauczyciel Pfeilsdorff w taki sposób opisywał jej krajoznawcze walory:

Tutaj nieopodal kolonii Orla znajduje się najwyższa wyniosłość tej okolicy. Jest to Bleichenberg, który mierzy 190 metrów. Po Dąbrowie koło Skrzatusza jest to najwyższa wyniosłość w powiecie. Rozciąga się stąd wspaniały widok. Na północy sięgamy wzrokiem za jezioro Lubię, daleko w głąb pomorskiej ziemi. Na wschodzie za Wielkim Borem widać Märkisch Friedland i na północ od niego Schönfeld [dziś Ziemsko - przyp. J.L.], później Neu Balzig [dawny folwark, dziś nie istnieje - przyp. J.L.] z górą Hochratzenberg, która wyższa jest o 20 m [góra znajduje się w okolicach Sośnicy w powiecie drawskim - przyp. J.L.]. Również Wierzchowo i Żabin widoczne są w oddali. Na północnym zachodzie wita nas wieża drawskiego kościoła. Swą nazwę Bleichenberg zawdzięcza dawnemu wyglądowi, kiedy nie było pokryte roślinnością i puste64.

Okolice na północ od Orla; mapa z końca XIX w.; przerywaną linią zaznaczono przebieg budowanej niegdyś autostrady

Kiedy w 1925 r. w Orlu powstał urząd leśny, na Bleichenbergu wybudowano wieżę obserwacyjną i zainstalowano połączenie telefoniczne. Z tej dostrzegalni, pozwalającej szybko zauważać zalążki pożaru lasu, korzystali też polscy leśnicy. Po latach wieża została rozebrana, a wzgórze porósł wysoki las i dziś nie można podziwiać już widoków, o których pisał Pfeilsdorff.

Do 1945 r. kilkadziesiąt metrów na północny wschód od Płowej Góry znajdowała się osada Neuwordel, czyli Nowe Orle. Nazwy tego miejsca ulegały zresztą zmianom: Neu Colonie (1844 r., Nowa Kolonia), Neu Land (II poł. XIX w., Nowa Ziemia) i Porąbka (po 1945 r.). Osada powstała w pierwszej połowie XIX w., kiedy zamieszkały tam rodziny wolnych chłopów i przydzielono im działki ziemi, natomiast kres jej istnieniu przyniosły walki w marcu 1945 r. lub miesiące powojennego chaosu.

Na północny zachód od Bleichenbergu, wzdłuż dawnej i dzisiejszej granicy powiatów drawskiego i wałeckiego, przebiegać miała autostrada RAB-49 (Reichautobahn 49, Autostrada Rzeszy), która miała połączyć biegnącą na północ od Złocieńca autostradę Berlin-Królewiec (RAB-3 i -4, zwana dziś Berlinką) z Gorzowem i Frankfurtem nad Odrą. W okolicach Złocieńca znajdował się węzeł Falkenburg, gdzie zbiegały się obydwa odcinki autostrad. Wzdłuż leśnej granicy powiatów znajdziemy wyraźne ślady dawnej budowy w postaci regularnych wałów ziemnych.

Plany budowy gęstej sieci autostrad zostały przygotowane jeszcze w czasach Republiki Weimarskiej, natomiast Hitler po objęciu funkcji kanclerza zapalił się do tego pomysłu, w wyniku czego 27 czerwca 1933 r. rząd wydał specjalną ustawę o budowie autostrad. We wrześniu 1933 roku Hitler osobiście wbił łopatę na budowie pierwszego odcinka autostrady w pobliżu Frankfurtu nad Menem. Rok później prace obejmowały już 1500 kilometrów i wydano zezwolenie na budowę dalszych 1200 kilometrów dróg.

1.12 Orle Wielkie

Powracamy do Orla i tym razem udajemy się na południowy skraj tej miejscowości. Po minięciu ostatnich zabudowań wąską asfaltową szosą dotrzemy do skrzyżowania z drogą powiatową Mirosławiec-Stara Studnica. Od Orla towarzyszą nam znaki niebieskiego szlaku turystycznego. Skręcamy w lewo w kierunku Mirosławca, by po kilkuset metrach dotrzeć do wlotu drogi gruntowej po prawej stronie. Niebieski znak szlaku turystycznego zachęca nas do pójścia tą drogą, co też czynimy. W taki sposób dotrzemy do niewielkiego jeziora Orle Wielkie, gdzie urządzimy krótki przystanek.

Jezioro Orle Wielkie; fot. Jarosław Leszczełowski

Jezioro jest bardzo malowniczo położone, otoczone gęstym lasem i wzgórzami. Wysokie brzegi poprzecinane są głębokimi wąwozami, co czyni tę okolicę jeszcze bardziej atrakcyjną. Droga doprowadzi nas do leśnego kąpieliska z zadbanym drewnianym pomostem. Woda jest krystalicznie czysta i latem kąpielisko tętni życiem.

Badania archeologiczne wykazują, że nad jeziorem znajdowały się wczesnośredniowieczne osady ludzkie. Były to zapewne słowiańskie otwarte osady rybackie, których mieszkańcy w razie niebezpieczeństwa ukrywali się w pobliskim grodzie ucieczkowym na Zamkowej Górze (Schlossberg), o którym już pisałem. W 1965 r. na dnie jeziora Orle Wielkie odkryto ciekawe znalezisko w postaci tzw. łodzi dłubanki65.

1.13 Zagadkowy grób na wzgórzu 140

Następny przystanek urządzimy na zalesionym wzgórzu 140, które położone jest nad brzegiem jeziora Orle Wielkie. W okresie międzywojennym góra ta nie była porośnięta lasem i rozciągał się z niej imponujący widok na jezioro. Wzgórze odszukamy łatwo, idąc niebieskim szlakiem wzdłuż wschodniego brzegu jeziora Orle. Po lewej stronie drogi położone jest pasmo zalesionych wzgórz. Wdrapujemy się na najwyższe z nich, żeby dotrzeć do zagadkowego obiektu na jego wierzchołku.

Pozostałości grobu na wzgórzu 140 w pobliżu jeziora Orle Wielkie; fot. Jarosław Leszczełowski

Znajdują się tam pozostałości starego grobu, którego okoliczności powstania nie są znane. Leśnicy i grzybiarze opowiadają dwie historie dotyczące tego obiektu. Według pierwszej nad jeziorem Orle Wielkie wybrał sobie miejsce spoczynku ziemianin-właściciel Mazanowa (niem. Marienhof). Inna wersja głosi, że pochowano tam syna tegoż właściciela, który nieszczęśliwie utopił się w jeziorze. Czy w tych pogłoskach kryje się ziarno prawdy? Nie wiadomo.

Druga wędrówka:  Łowicka wędrówka

Niniejszą wędrówkę poświęcimy frapującej historii wsi Łowicz Wałecki i jej najbliższej okolicy. Jak się okazuje, miejscowości tej poświęcono dwie książki wspomnieniowe: niemiecką i polską, a także dość obszerny fragment hitu wydawniczego lat osiemdziesiątych XX w.: Szachisty autorstwa Waldemara Łysiaka. Ta ostatnia opowieść jest zresztą podróżą wzdłuż granicy między historycznym, czwartym, a baśniowym piątym wymiarem.

Trasa drugiej wędrówki

2.1 Mazanowo

Od kąpieliska nad jeziorem Orle Wielkie wiedzie bardzo malowniczy niebieski szlak turystyczny. Po prawej stronie rozciąga się wyjątkowo urokliwy pas bagien, zaś po lewej zalesione wzgórza. Nieco później droga zatacza luk w lewo i wiedzie w kierunku Łowicza Wałeckiego.

Niegdyś na północ od drogi, którą się poruszamy, położony był folwark Marienhof. Los sprawił, że identyczną nazwę nosiła osada leżącą w okolicach Piecnika (dziś Jabłonkowo), co utrudnia badanie historii tych osad. W Marienhofie koło Łowicza Wałeckiego, zwanym w polskich czasach Mazanowem, był pałac z niewielkim parkiem, kilka budowli gospodarczych i dom dla rodzin robotników rolnych. Dziś folwark ten już nie istnieje.

Marienhof powstał w II połowie XIX w, gdyż nie było go jeszcze na mapie Daniela G. Reymanna z połowy tego stulecia. Jego pierwotna nazwa znaczyła po polsku Dwór Marii. Takie miana wybierano zwykle dla uhonorowania kobiety z rodziny właścicieli posiadłości: żony, córki lub matki. Niestety okoliczności powstania tej nazwy nie są znane.

W swojej powieści biograficznej Stanisław Gotowicz wspomina ostatniego właściciela Marienhofu. Miał nim być pułkownik Otto Ritter von Waldeck, który uchodził za najlepszego Strzelca w całej okolicy. Niestety, nie wiemy, czy jest to autentyczne nazwisko, gdyż autor wspomnień zmieniał je u swoich postaci literackich66.

W lutym 1945 r. w oparciu o zabudowania folwarku, nazywanych po polsku Mazanowem, i leżącą na północy niezalesioną wtedy Górę Zamkową (niem. Schlossberg) Niemcy zorganizowali silną linię obrony, która była kilkukrotnie atakowana przez polski 1 Pułk Piechoty 1 Dywizji I Armii Wojska Polskiego. Walki te miały bardzo zacięty charakter i przyniosły wiele strat. Pod datą 13 lutego 1945 r. w monografii tego polskiego pułku możemy przeczytać:

Pułk uderza na Mazanowo. Nieprzyjaciel stawia zajadły opór. Natarcie załamuje się i nie osiąga celu. W pięć godzin później desant 40 żołnierzy na dwóch czołgach i dwóch działach samobieżnych rusza do natarcia [...] Jedno działo samobieżne zostało rozbite, desant rozproszony. Drugi batalion zmuszony był przypaść do ziemi na podejściach do wsi, ponosząc duże straty, 29 zabitych i 34 rannych67.

Folwark Marienhof, później Mazanowo

Trzy dni później sytuacja się powtarza:

Po przeprowadzeniu rozpoznania pułk rusza przy udziale czołgów jeszcze raz do natarcia w kierunku lasu - wzgórze 157,9[Schlossberg - przyp. J.L.] - Mazanowo. Znów to Mazanowo. Mimo zażartego oporu 3 batalion pod dowództwem kapitana Poleśnego próbuje je zdobyć. Ale znowu nadaremnie. Silny kontratak wypiera batalion na stare stanowiska. W ciągu dnia z szeregów pułk znów stracił 89 ludzi: zabitych, rannych, zaginionych...68

Po tych nieudanych walkach o Mazanowo i okoliczne lasy 1 Pułk Piechoty liczył zaledwie 250 żołnierzy, a jego kompanie po 15-25 ludzi69, podczas gdy ich etatowe stany przekraczały setkę żołnierzy.

Okazuje się, że jeszcze 2 marca hitlerowcy prowadzili w folwarku intensywne prace fortyfikacyjne, jednak następnego dnia, ze względu na zagrożenie okrążeniem, wycofali się, zostawiając niewielkie siły osłonowe.

Podczas walk w pałacu położonym na zachód od zabudowań folwarcznych schroniło się kilka cywilnych rodzin z Łowicza Wałeckiego. Wśród nich byli polscy jeńcy wojenni. Jeden z nich wspominał te wydarzenia kilkadziesiąt lat po wojnie:

Pałacyk pułkownika von Waldeck [nazwisko prawdopodobnie zmienione przez autora - przyp. J.L.] stał na krawędzi wąwozu ukryty pośród drzew i krzewów, mając z jednej strony rozległy widok na zadrzewiony wąwóz, z drugiej zaś folwarczne budynki z oddalonymi nieco mieszkaniami dla robotników. Ten stylowy obiekt już od paru miesięcy świecił pustkami [...]. A co tu rzucało się w oczy, to, że z wnętrza tego pałacu wszystkie wartościowe przedmioty zostały usunięte i wywiezione w głąb Rzeszy. A tego feralnego dnia do pałacu bez zezwolenia właściciela, o którym słuch zaginął, wprowadzili się uciekinierzy z Łowicza Wałeckiego. Pierwsi, którzy się tu zatrzymali [...](Polacy i Niemcy) pozajmowali względnie komfortowe pokoje, ale te już po paru dniach przyszło im dzielić je z wojskiem, tak więc Polacy roztasowali się w piwnicznych komorach [...]. Z czasem sprowadzili się do piwnicy cywile niemieccy i żołnierze Wehrmachtu, chroniący się w niej przed nawałami moździerzy70.

Według autora wspomnień pałac był kilkakrotnie trafiony pociskami artyleryjskimi, przez co zdemolowane zostały pokoje w jego wschodniej ścianie. Pocisk uderzył też w komin, wywołując pożar71.