Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kolejny tom serii o losach Honor Harrington.
Gwiezdne Królestwo Manticore i Republika Haven od lat toczą zażarta wojnę. Po obu stronach dojrzewa już przekonanie, że najwyższy czas ją zakończyć. Zwłaszcza, że w powietrzu wisi nowy konflikt między Królestwem Manticore a Ligą Solarną. Aby uniknąć zgubnej wojny na dwa fronty, Honor Harrington opracowała odważną strategię – wymagająca czasu, ale gwarantującą sukces. Krótkowzroczni politycy opóźniają precyzyjny plan Honor, a dzięki zwłoce Równaniu udaje się przeprowadzić uprzedzający atak. Jego skutki radykalnie zmieniają układ sił, a nowa strategiczna sytuacja wymaga wyjątkowych rozwiązań. Honor zna już smak porażki i teraz powraca po ostateczne zwycięstwo.
Fani serii z radością powitają Honor ponownie w akcji! - „Publishers Weekly”
Czytelnicy mogą być pewni, że zostaną uHonorowani jeszcze wielokrotnie i za każdym razem będą mieli z tego mnóstwo staysfakcji. - „Booklist”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 679
David Weber
HONOR HARRINGTON
Misja Honor
Przełożył Jarosław Kotarski
Dom Wydawniczy REBIS
„Żeby zrozumieć politykę zagraniczną Ligi Solarnej, musielibyśmy być obywatelami Ligi… a nic nie jest tego warte!”
Królowa Elżbieta III
Gdyby ktoś, na przykład wydawca słowników, potrzebował obrazka ilustrującego pojęcie „siedział jak sparaliżowany”, Innokientij Arsenowicz Kołokolcow w tym momencie nadawałby się wręcz idealnie. Prawdę mówiąc, nie wiadomo było nawet, czy wgapiony w ekran komputera stały podsekretarz spraw zagranicznych Ligi Solarnej w ogóle oddycha. Częściowo było to wynikiem szoku, ale głównie niedowierzania, choć to określenie było zdecydowanie zbyt słabe dla oddania tego, co czuł.
Siedział tak ponad 20 sekund, co zaniepokojona Astrid Wang sprawdziła na chronometrze. Potem ze świstem wypuścił powietrze, otrząsnął się i odetchnął głęboko.
I spojrzał na nią.
– To potwierdzone? – spytał.
– To oryginalna wiadomość przysłana z Manticore – zapewniła go. – Pan minister skierował chipa wraz z formalną notą prosto do nas, gdy tylko się z nimi zapoznał.
– Nie o to mi chodziło. Pytałem, czy mamy jakieś niezależne potwierdzenie.
Mimo ponaddwudziestoletniego stażu w biurokracji solarnej i dobrej znajomości „przykazań biurwy” Wang wytrzeszczyła oczy. A jedenaste przykazanie głosiło: „Nigdy nie zawstydzaj szefa słowem, czynem czy miną” i stanowiło podstawę zatrudnienia w zawodzie.
– Panie podsekretarzu, to się wydarzyło w systemie New Tuscany – powiedziała ostrożnie. – A do nas nie dotarło jeszcze potwierdzenie pierwszego incydentu, który według Królestwa Manticore miał tam miejsce, więc…
Kołokolcow skrzywił się i przerwał jej gestem, zły na samego siebie. Oczywiście, że potwierdzenie nie dotarło, bo na to potrzebny był jeszcze z miesiąc standardowy, i to zakładając, że Joseph Byng zachował się zgodnie z procedurami. Naturalnie chodziło o potwierdzenie pierwszego incydentu. Powód był prosty: Królestwo Manticore znajdowało się w połowie najkrótszej trasy prowadzącej z Gromady Talbott do Ligi Solarnej i na Ziemię informacja z Manticore mogła dotrzeć w ciągu trzech tygodni standardowych, podczas gdy raport wysłany kurierem z New Tuscany bez wykorzystania tej cholernej Manticore Wormhole Junction osiągał cel po dwóch miesiącach. A gdyby tak jak nakazywały przepisy, został wysłany do regionalnego dowództwa Biura Bezpieczeństwa Granicznego mieszczącego się w systemie Meyers i stamtąd jednostką kurierską na Ziemię, ten okres wydłużyłby się do ponad 11 tygodni standardowych.
A zakładając, że informacje z Królestwa Manticore nie były wymysłem, Byng musiał wysłać swój raport do Meyers. Gdyby bowiem wysłał go myślący choćby w podstawowym zakresie admirał, ignorując przepisy, najkrótszą drogą przez Mesę, Kołokolcow dostałby go osiem dni temu.
Poczuł nagle dziwną a nachodzącą go niezwykle rzadko chęć, by wyrwać ekran z biurka i cisnąć nim o ścianę, klnąc przy tym pełnym głosem. Wiedział jednakże, że poza chwilową satysfakcją, jaką dałoby mu patrzenie na rozlatujące się szczątki urządzenia, zachowanie takie przyniosłoby mu o wiele więcej strat niż korzyści. Mimo iż wyglądał na czterdziestolatka, liczył sobie 85 wiosen standardowych, z których 70 przeżył jako biurokrata wspinający się po szczeblach kariery, aż do obecnego stanowiska. Nauczył się w tym czasie wszystkich „przykazań biurwy”. A dwunaste przykazanie brzmiało: „Nigdy nie trać nad sobą panowania przy podwładnych”.
Dlatego też zdołał się nawet uśmiechnąć, przyznając:
– To było głupie pytanie, Astrid. Chyba nie jestem aż tak odporny na niespodzianki, jak sądziłem.
– Chyba nie. – Też się uśmiechnęła, ale widać było, że nadal jest zaskoczona zarówno samą wiadomością, jak i jego reakcją. – Myślę, że nikt nie okazałby się odporny w tych warunkach.
– Może i nie, ale to będzie nas drogo kosztowało – ocenił zupełnie niepotrzebnie.
Najwyraźniej jeszcze nie odzyskał równowagi psychicznej.
– Złap Wodosławską, Abruzziego, MacArtneya, Quartermain i Rajampeta – polecił. – Chcę ich widzieć za godzinę w sali konferencyjnej numer jeden.
– Admirał Rajampet jest na spotkaniu z przedstawicielami prokuratury i…
– Nie obchodzi mnie, z kim i gdzie się spotyka – przerwał jej Kołokolcow. – Powiedz mu, gdzie ma się zjawić i o której.
– Dobrze, panie podsekretarzu. Mam mu podać powód tego pośpiechu?
– Nie. – Kołokolcow uśmiechnął się. – Nie chcę usłyszeć od niego żadnego przygotowanego dupochronu. Chcę zobaczyć jego naturalną reakcję. Ta sprawa jest dla nas zbyt ważna.
– No więc o co chodzi? – spytał ostro admirał floty Rajampet Kaushal Rajani, przekraczając próg sali konferencyjnej.
Przybył ostatni, co z pewnym trudem, ale udało się Kołokolcowowi zorganizować.
Rajampet był niski, żylasty, prawie siwy i miał pooraną zmarszczkami twarz. Mimo iż liczył sobie 123 lata standardowe, posiadał w pełni sprawny umysł i niezłą kondycję fizyczną, co stanowiło spore osiągnięcie, bo poddano go prolongowi pierwszej generacji. Miał zresztą niesamowite szczęście, bo gdyby był o cztery miesiące starszy, nie załapałby się na kurację, gdy stała się dostępna.
Od 19 roku życia był oficerem Marynarki Ligi, ale od ponad połowy standardowego wieku nie dowodził żadnym związkiem taktycznym. Szczycił się tym, że nie trawi durniów, z których według niego w przytłaczającej większości składa się niestety rasa ludzka. Była to w sumie jedyna sprawa, w której Kołokolcow zgadzał się z nim w zupełności. Rajampet był też ważną osobą w biurokracji Ligi, choć nie osiągnął najwyższego szczebla. Znał wszystkie sekrety floty i wszystkich jej wyższych dowódców, wiedział też, kto i ile zarobił dzięki kontraktom dla floty. W końcu to on kontrolował wszystkie kurki, którymi pieniądze płynęły do Marynarki Ligi.
– Wygląda na to, że mamy pewien problem – odpowiedział mu Kołokolcow, wskazując wolny fotel przy stole.
– Lepiej, żeby nie był mały – burknął obwieszony medalami Rajampet.
– Proszę? – spytał uprzejmie Kołokolcow, jakby nie dosłyszał.
– Musiałem przerwać spotkanie z przedstawicielami prokuratury generalnej, bo dopiero teraz porządkujemy ten cały bajzel z Technodyne. A obiecałem Agacie i Omosupe, że do końca tygodnia przedstawię im rekomendację w sprawie restrukturyzacji. Zorganizowanie tego spotkania trwało wieki, trudno więc, żebym był zachwycony, że w połowie zostałem z niego wyciągnięty.
– Rozumiem twoje podejście, niestety problem pojawił się nagle, a trzeba się nim zająć natychmiast – poinformował go chłodno Kołokolcow. – I jeśli się nie mylę, ma on bliski związek z tym, przez co Technodyne ma kłopoty.
– Co?! – Rajampet prawie podskoczył w fotelu. – O czym ty mówisz?
Mimo irytacji Kołokolcow prawie rozumiał zdezorientowanie gościa. Reperkusje bitwy o Monicę dopiero przebijały się przez łańcuch dowodzenia floty, a cyrk publicznych procesów właśnie się rozkręcał, ale sama walka miała miejsce ponad dziesięć standardowych miesięcy temu, a co ważniejsze, Marynarka Ligi nie brała w niej udziału. Natomiast dla Technodyne Industries konsekwencje były bardzo poważne, a od ponad czterech wieków była ona jednym z głównych dostawców floty. Dlatego Rajampet jako dowódca tejże floty miał jak najlogiczniejsze powody, by próbować ratować, co się tylko dało, po katastrofie, jaką było śledztwo i pierwsze procesy. I nie ulegało wątpliwości, że na tym właśnie się skupił w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni.
– Mówię o Gromadzie Talbott – uściślił cierpliwie Kołokolcow. – A dokładniej o incydencie między twoim pupilkiem Byngiem a Królewską Marynarką.
– A co, przyszło potwierdzenie? – spytał nagle uprzejmym i ostrożnym tonem Rajampet: najwyraźniej instynkt samozachowawczy starego biurokraty zadziałał.
– Wygląda na to, że Królestwo rzeczywiście wkurzyło się tak, jak sugerowała to jego nota – wyjaśnił Kołokolcow, ignorując pytanie.
– I?
– I nie żartowali w sprawie wysłania admirał Gold Peak do New Tuscany w celu zbadania sprawy.
– Tak? – spytała Wodosławska zamiast Rajampeta.
Stała podsekretarz skarbu miała 60 lat standardowych i należała do poddanych prolongowi trzeciej generacji. Miała ciemnorude włosy i atrakcyjną figurę, a obecne stanowisko zawdzięczała kompromisowi zawartemu przez resztę obecnych stosunkowo niedawno, bo ledwie ponad 10 lat standardowych temu. Wiedziała, że każdy z nich wolałby widzieć na jej miejscu kogoś innego, ale nie doszli do porozumienia, wybrali więc ją. Poświęciła te lata na umacnianie swojej pozycji i robiła to tak skutecznie, że nie była już młodszym członkiem na okresie próbnym, lecz jedną z pięciu osób rządzących Ligą jako faktyczni szefowie ministerstw handlu, informacji, skarbu, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych.
Jako jedyna z nich znajdowała się poza Systemem Słonecznym, gdy na Ziemię dotarła pierwsza nota Królestwa Manticore, toteż nie miała wpływu na reakcję na nią, co mogła w każdej chwili wykorzystać.
I sądząc po minie, miała taki zamiar, jeśli uzna to za korzystne.
– Ponad miesiąc standardowy temu, dokładnie 17 listopada, admirał Gold Peak przybyła do systemu New Tuscany – poinformował zebranych Kołokolcow. – I zastała tam admirała Bynga.
– O kurwa! – jęknął stały podsekretarz spraw wewnętrznych Nathan MacArtney. – Tylko nie mów, że Byng ją też ostrzelał bez powodu!
– Jeśli tak, to wyłącznie dlatego, że został sprowokowany! – zaperzył się Rajampet.
– Nie podniecaj się, Rajani – prychnął stały podsekretarz edukacji i informacji Malachai Abruzzi. – Ja bym się tak nie ciskał na twoim miejscu, bo z pierwszego materiału, jaki nam przysłało Królestwo Manticore, jednoznacznie wynika, że żaden z ich okrętów nie zrobił niczego, co uzasadniałoby otwarcie ognia. Byng po prostu zabił kilkuset ludzi i zniszczył te okręty bez powodu, nierozsądnie byłoby więc zakładać, że nie zrobił tego powtórnie, tylko tym razem na większą skalę.
– Chciałem ci tylko przypomnieć, że nikogo z nas tam nie było, a potwierdzenia wydarzeń dotąd nie mamy – Rajampet wręcz się rozindyczył. – To, co dostaliśmy, może być sfałszowane w całości lub częściowo, co wydaje się tym prawdopodobniejsze, że według moich analityków dane są zadziwiającej wręcz jakości.
Abruzzi popatrzył na niego z politowaniem i pokiwał głową, choć widać było, że z trudem powstrzymuje się od ostrego komentarza.
Większość członków Ligi Solarnej miała własne systemy edukacyjne, a to oznaczało, że Ministerstwo Edukacji i Informacji zajmowało się od wieków tylko tym drugim. Abruzzi był szefem propagandy Ligi, toteż do jego obowiązków należało znalezienie jakiegoś wyjaśnienia postępku Bynga. Pracował nad tym od chwili otrzymania noty z Królestwa, ale bez specjalnych sukcesów, czemu trudno było się dziwić, gdyż miał do dyspozycji fakty o zdecydowanie jednoznacznej wymowie. Gdy dowodzący 17 krążownikami liniowymi otwiera ogień do trzech niszczycieli, nie mających nawet włączonych napędów, i niszczy je pierwszą salwą, trudno jest przekonać kogokolwiek, że postąpił słusznie. Nawet obywateli Ligi Solarnej. Co się zaś tyczyło danych, to nikt przy zdrowych zmysłach nie podejrzewał, że mogły zostać sfałszowane, bo wiadomo było, że na Ziemię dotrą w końcu zapisy sensorów okrętów solarnych. Rajampet mógł sobie bredzić publicznie, co zechce, ale powinien mieć dość rozsądku i przyzwoitości, by przynajmniej w tym gronie nie opowiadać bzdur i nie zaciemniać sprawy propagandą.
– Nie będę tego komentował, bo nie warto – ocenił Abruzzi. – Powiem ci tylko tyle: powinieneś się cieszyć, że Królestwo nie poinformowało prasy… jeszcze. Bo mimo że od paru tygodni próbujemy, w żaden sposób nie udaje nam się zrobić z Królewskiej Marynarki napastników i wybielić Bynga. A to znaczy, że gdy wieść dotrze do mediów, znajdziemy się w bardzo, ale to bardzo trudnym położeniu. I najprawdopodobniej będziemy zmuszeni przeprosić i wypłacić odszkodowanie za postępek tego kretyna.
– Nie, do kurwy nędzy! – warknął Rajampet na tyle rozwścieczony, że zapomniał o ostrożności. – Nie możemy pozwolić na taki precedens! Jeśli każda zasrana flota z zadupia uzna, że Marynarka Ligi nie jest nieomylna, to na Pograniczu i Obrzeżu dopiero zaczną się problemy! A jeśli Byng został zmuszony do walki ponownie, musimy jeszcze ostrożniej podchodzić do całej sytuacji, bo to tworzy jeszcze groźniejszy precedens!
– Obawiam się, że w tej akurat kwestii masz całkowitą rację – ocenił lodowato Kołokolcow. – I niestety obawiam się, że Nathan dobrze ocenił sytuację, tylko że tym razem Królestwo nie zachowało się równie dyskretnie wobec mediów.
– O co do ciężkiej cholery chodzi?! – Rajampetowi złość nie przeszła. – Wykrztuś to w końcu!
– Proszę bardzo. Około dziewięćdziesięciu minut temu otrzymaliśmy drugą notę od Królestwa Manticore. Okazuje się, że nasza decyzja co do reakcji na tę pierwszą nie była ani tak rozsądna, ani tak optymalna, jak myśleliśmy. Teraz jest już za późno na wysyłanie odpowiedzi, bo nie sądzę, by fakt, że wysłaliśmy odpowiedź na pierwszą notę w dzień po otrzymaniu drugiej, Królowa czy jej premier uznali za zabawne. A powód przysłania drugiej noty jest taki, że gdy admirał Gold Peak przybyła do systemu New Tuscany i zastała tam Bynga, zażądała od niego dokładnie tego, o czym władze Królestwa uprzedziły nas w pierwszej nocie. Konkretnie kazała mu zostawić tylko szkieletowe załogi, by jej załogi pryzowe mogły zabezpieczyć komputery, bazy danych i wszystkie zapisy taktyczne dotyczące incydentu. Załogi pryzowe pozostaną na pokładach, dopóki śledztwo nie wykaże, co się stało i kto jest za to odpowiedzialny, zgodnie z międzynarodowym prawem. I to nie była zagrywka propagandowa.
– Nie wierzę… – wychrypiał Rajampet, ciemniejąc na twarzy z furii. – Nie wierzę, że ktoś mógł być tak głupi, by wysunąć podobne żądania! Nawet oni! Przecież ta cała Gold Peak nie mogła uznać, że ujdzie jej to płazem?! Jeśli Byng rozwalił jej okręty w drobny pył, to jedyną odpowiedzialną za to osobą jest ona sama i…
– Bądź spokojny: Byng nie rozwalił w pył, jak to ładnie ująłeś, nawet jednego jej okrętu – przerwał mu z zimną satysfakcją Kołokolcow. – Mimo że miała tylko sześć krążowników liniowych przeciwko jego siedemnastu, to ona, jak to powiedziałeś, „rozwaliła w drobny pył” jego okręt flagowy.
Rajampet zamarł z otwartymi ustami, wybałuszając na niego oczy.
– O kurwa! – westchnęła cicho Omosupe Quartermain.
Nie cierpiała Gwiezdnego Królestwa prawie równie serdecznie jak Rajampet. On nie mógł znieść, że Royal Manticoran Navy nie uznaje supremacji Marynarki Ligi, jej nie podobało się, że dzięki Manticore Wormhole Junction frachtowce z Królestwa zdominowały przewozy na obszarze Ligi Solarnej. A to z kolei znaczyło, że najlepiej z nich wszystkich zdawała sobie sprawę, jakie straty dla gospodarki Ligi Solarnej spowoduje ich wycofanie czy zamknięcie wormhola dla statków z Ligi, jeśli Królestwo się na to zdecyduje.
– Ile okrętów Gold Peak straciła? – spytała zrezygnowanym tonem, najwyraźniej gotowa oszacować wysokość odszkodowania.
– Ani jednego, nie musisz się martwić – uspokoił ją Kołokolcow.
– Co?! – Rajampet odzyskał głos. – Przecież to idiotyzm! Żaden oficer solarny nie pozwoliłby, żeby coś takiego uszło…
– Zanim zrobisz z siebie kompletnego durnia, proponuję, żebyś przeczytał raport pani admirał Sigbee, która przejęła dowodzenie po śmierci Bynga – przerwał mu z satysfakcją Kołokolcow. – Królestwo Manticore było tak uprzejme, że dostarczyło go nam wraz z notą dyplomatyczną. I zanim się zbłaźnisz, nasi spece uznali, że wiadomość nie została otwarta i przeczytana, zanim trafiła do nas.
Tym razem Rajampet wyjątkowo posłuchał dobrej rady i nie odezwał się słowem. Gapił się jedynie wściekle na Kołokolcowa, który spokojnie kontynuował:
– Zgodnie z raportem admirał Sigbee flagowiec Bynga Jean Bart został trafiony przez jedną salwę rakiet wystrzelonych ze znacznie większej odległości, niż wynosi maksymalny zasięg naszych rakiet. I uległ całkowitemu zniszczeniu wraz z całą załogą. W tych warunkach i po zapewnieniu ze strony admirał Gold Peak, że zniszczy w ten sposób wszystkie pozostałe okręty, jeśli jej żądania nie zostaną spełnione, admirał Sigbee uznała, że nie ma innego wyjścia, i wykonała je. Tak na marginesie, admirał Gold Peak jest, jak się okazuje, kuzynką Królowej Elżbiety i piątą osobą w kolejce do tronu.
Rajampet otworzył usta, ale nie zdołał wydobyć z nich żadnego dźwięku.
Kołokolcow popatrzył na niego, pokiwał głową i dodał:
– Tak jest, Rajani. Mówiąc krótko i po prostu: Sigbee poddała swoje okręty.
Rajampet zamknął z trzaskiem usta.
Teraz Kołokolcowowi z mieszaniną przerażenia i niedowierzania przyglądali się wszyscy obecni. Sprawiło mu to pewną satysfakcję, ale wiedział, że to jedyna przyjemność, na jaką mógł liczyć do końca dnia.
Teoretycznie utrata jakichś 20 okrętów nie stanowiła dla Marynarki Ligi żadnego problemu, bo była ona największą flotą w galaktyce. Wliczając okręty pozostające w rezerwie, miała na stanie prawie 11 tysięcy superdreadnoughtów, nie mówiąc o znacznie większej liczbie innych, mniejszych okrętów. Ani tysiącach jednostek należących do rozmaitych flot systemowych, a niektóre z nich były całkiem liczne i nowoczesne. Wobec takich sił zniszczenie pojedynczego krążownika liniowego było mniej odczuwalne niż ukąszenie komara. Proporcjonalnie rzecz biorąc, zarówno pod względem masy, jak i zabitych była to mniejsza strata niż dla Royal Manticoran Navy zniszczenie przez Bynga 3 niszczycieli.
Ale był to też pierwszy od stuleci solarny okręt zniszczony w walce.
A nigdy w dziejach Marynarki Ligi żaden jej admirał nie poddał się wraz ze wszystkimi okrętami.
Aż do teraz.
I to właśnie zaniepokoiło ich wszystkich.
A raczej nie zaniepokoiło, a przestraszyło.
Podstawę istnienia Ligi Solarnej stanowiło bowiem powszechne przekonanie o wszechmocy i niezwyciężoności Marynarki Ligi. Celem istnienia Ligi było utrzymanie międzyplanetarnego porządku oraz dobrobytu i niezależności tworzących ją systemów członkowskich. Bywały sytuacje, i to częściej niż mogłoby się wydawać w obecnych czasach, gdy poprzednicy Rajampeta walczyli zaciekle o przetrwanie tych zasad i celów Ligi Solarnej, choć tak naprawdę żaden z przeciwników nie miał szans na dłuższą metę zagrozić jej istnieniu. Wszyscy zaś jego poprzednicy podobnie jak i on sam zaciekle walczyli o pieniądze dla Marynarki Ligi. Naturalnie nigdy nie dostawali tyle, ile chcieli, ale prawie tyle, ile potrzebowali. I mimo iż realne zagrożenie bytu Ligi Solarnej nie pojawiło się od kilkuset lat, nikt nigdy poważnie nie rozważał drastycznego zmniejszenia wydatków na flotę.
Częściowo dlatego, że wszyscy mieli świadomość, iż niezależnie od tego, jak wielka stałaby się Flota Graniczna, nigdy nie będzie dość silna, by pełnić w sąsiedztwie granic rolę policjanta i silnorękiego, jaką przeznaczyła jej Liga Solarna. Znacznie sensowniej byłoby zredukować Battle Fleet, tyle że ta miała olbrzymi prestiż i była tak głęboko wrośnięta w system biurokratyczny Ligi, że nikt nie chciał jej ruszać. Poza tym miała masę popleczników w przemyśle, co było zrozumiałe, jeśli wzięło się pod uwagę, jak lukratywny był kontrakt na budowę jednego tylko superdreadnoughta. Wszystko to powodowało, że nawet gdyby w Lidze Solarnej znalazł się jakimś cudem reformator finansów, przy próbie cięcia budżetu floty nie znalazłby sojuszników. Flota bowiem była zbyt ważna dla całej gospodarki, a jej istnienie przynosiło zbyt wiele indywidualnych korzyści, by wpływowi ludzie zgodzili się z nich zrezygnować. Nie wspominając już o tym, że przypominanie wszystkim wokół o jej potędze i niezwyciężoności stanowiło podstawę skuteczności działania całej Ligi Solarnej, a Biura Bezpieczeństwa Granicznego w szczególności.
Wyszło też na jaw coś jeszcze, być może nawet gorszego. Kołokolcow nie znał się na tych sprawach, ale z raportu Sigbee jasno wynikało, że była zszokowana skutecznym zasięgiem i celnością rakiet Królewskiej Marynarki. Nie zaskoczona, ale zszokowana.
– Poddała się – powtórzył stały podsekretarz spraw wewnętrznych Nathan MacArtney.
Powiedział to wolno i wyraźnie, jakby upewniając się, że dobrze zrozumiał.
Kołokolcowa zaskoczyło tempo, w jakim MacArtney doszedł do siebie – w końcu Biuro Bezpieczeństwa Granicznego podlegało jego ministerstwu, toteż wyłączywszy Rajampeta, jego układy najbardziej ucierpią i to on będzie miał największe problemy, gdy reszta galaktyki zacznie sprawdzać, czy rzeczywiście Marynarka Ligi jest niezwyciężona.
– Poddała się – potwierdził Kołokolcow. – A załogi pryzowe Królewskiej Marynarki przejęły jej okręty z nieuszkodzonymi komputerami i nienaruszonymi bazami danych oraz bankami pamięci. W chwili pisania raportu nie miała pojęcia, co RMN zamierza zrobić z jej okrętami.
– O kurwa! – powtórzyła Quartermain.
– Nie zniszczyła nawet baz danych? – spytał z niedowierzaniem MacArtney.
– Biorąc pod uwagę, że Gold Peak właśnie trafiła jeden z jej okrętów z odległości uznawanej przez nas za niemożliwą, uważam, że słusznie przyjęła, iż dotrzyma słowa i w przypadku uszkodzenia systemów komputerowych zniszczy pozostałe – ocenił spokojnie Kołokolcow.
– Ale jeśli dostali kompletne bazy danych, to w tajnych bazach… – MacArtney nie dokończył, rozglądając się nieco bezradnie.
Kołokolcow uśmiechnął się kwaśno.
– To dysponują całą masą tajnych informacji – dokończył. – A co gorsza, to nie były okręty Floty Granicznej.
MacArtney wyglądał tak, jakby właśnie dostał solidny cios w żołądek. Bardziej od Kołokolcowa był świadom, jak reszta galaktyki może zareagować na opublikowanie pewnych oficjalnych, choć wysoce utajnionych planów reakcji na pewne zagrożenia, znajdujących się na wszelki wypadek w bazach danych okrętów Floty Granicznej.
Zapadła naprawdę długa chwila ciężkiej ciszy.
Przerwało ją dopiero pytanie Wodosławskiej:
– A co zawiera ta druga nota?
– Informacje, że dane z naszych komputerów całkowicie potwierdzają te, które już nam wysłali, i to, że mają kopie rozkazu otwarcia ognia wydanego przez Bynga. Dołączyli kopię rozmów między nim a Gold Peak z podkreśleniem, że ostrzegała go wielokrotnie nie tylko o tym, że otworzy ogień, jeśli jej nie posłucha, ale także, że ma możliwość trafienia jego okrętów spoza skutecznego zasięgu jego rakiet i zniszczenia ich. Oraz potwierdzenie autentyczności tych nagrań przez Sigbee. Mówiąc prościej, napisali, że mają potwierdzenie swojej wersji tego, co stało się z ich trzema niszczycielami, oraz że winny ich losu admirał zginął wraz z całą załogą, bo odrzucał ich żądania. Podkreślili też, gdybyśmy to przeoczyli, że zgodnie z międzyplanetarnym prawem to, co Byng zrobił w systemie New Tuscany z ich niszczycielami, jest uznawane za akt wojny. Podkreślili też, że w tych warunkach admirał Gold Peak wykazała godne podziwu opanowanie, bo mimo trzykrotnego odrzucenia przez Bynga okazji do rozwiązania problemu bez rozlewu krwi zniszczyła tylko jeden jego okręt, mając je wszystkie na swojej łasce.
– Wypowiedzieli wojnę Lidze Solarnej? – spytał Abruzzi, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.
Była to szczególna ironia losu, jeśli przypomnieć sobie jego buńczuczne zapewnienia sprzed ponad miesiąca, iż ta cała konfrontacja ma charakter „kosmetyczny”, a jej prawdziwym celem jest podniesienie morale po bitwie o Manticore.
– Nie, nie wypowiedzieli nam wojny – wyjaśnił Kołokolcow głośno i wyraźnie. – Co więcej, starannie tego unikali… na razie. Natomiast jasno oznajmili, iż stan wojny de facto istnieje między naszymi państwami, a wywołał go nasz flagowy oficer swoim postępowaniem. Równie jasno dali jednak do zrozumienia, że nie odrzucają możliwości dyplomatycznego rozwiązania całego problemu.
– Dyplomatycznego rozwiązania?! – eksplodował Rajampet.
I walnął pięścią w stół, aż echo odbiło się od ścian.
– Pierdolić ich i ich dyplomatyczne rozwiązania! – ryknął. – Zniszczyli solarny okręt i zabili personel Marynarki Ligi! Gówno mnie obchodzi, czy chcą wojny, czy nie, ale już tę wojnę mają!
– A nie wydaje ci się przypadkiem, że dobrze byłoby najpierw przeczytać to, co napisała Sigbee, i przeanalizować dane dołączone przez Królestwo? – spytał rzeczowo MacArtney.
Zapytany spojrzał na niego bykiem, na co dostał równie miłe spojrzenie.
– Nie słyszałeś, co Innokientij powiedział? – dodał MacArtney. – Jean Bart został zniszczony jedną salwą rakiet o nieporównanie większym zasięgu i celności niż nasze! Jeśli ich rakiety są o tyle lepsze, to…
– To gówno znaczy! – przerwał mu Rajampet. – Ten okręcik to był obsrany krążownik liniowy, i to z Floty Granicznej na dodatek! Te jednostki nie mają obrony antyrakietowej okrętów liniowych, a żaden krążownik nie wytrzyma takiej liczby trafień co okręt liniowy. Nie obchodzi mnie, jak wymyślne rakiety mają, bo niemożliwe jest, by zdołali powstrzymać trzysta czy czterysta superdreadnoughtów Battle Fleet! Zwłaszcza po stratach, jakie ponieśli w tej całej wojnie o Manticore!
– Może przyznałbym ci rację, gdyby nie pewien drobiazg: wszystkie informacje o tej bitwie, jakimi dysponujemy, mówią, że Marynarka Republiki straciła między trzysta a czterysta superdreadnoughtów – odpalił MacArtney.
– I co z tego? – warknął Rajampet. – Co nas obchodzi, że jakieś dwie bandy prymitywów tłuką się między sobą.
MacArtney przyjrzał mu się niczym wyjątkowo tępemu i na dodatek rozpuszczonemu gówniarzowi.
Kołokolcow nie dziwił mu się ani trochę, ale uznał, że doprowadzenie do złośliwej pyskówki, która się właśnie rozkręcała, nie jest pożądane, dlatego nim MacArtney zdążył się odezwać, spytał spokojnie:
– Czy przypadkiem nasze okręty liniowe i krążowniki liniowe nie mają rakiet o tym samym zasięgu, Rajani?
Zapytany spojrzał na niego nieżyczliwie, ale kiwnął potakująco głową.
– W takim razie sądzę, że logiczne jest założenie, że ich okręty liniowe dysponują rakietami o co najmniej takim zasięgu jak ich krążowniki liniowe, a to znaczy, że mają taką samą przewagę w tej kwestii – kontynuował Kołokolcow. – A skoro Republika Haven walczy z Królestwem tak coś około dwudziestu lat standardowych i nadal istnieje, znaczy to, że ma rakiety o podobnym zasięgu, inaczej dawno już musiałaby skapitulować. Straciła w tej bitwie trzysta–czterysta okrętów liniowych mimo posiadania broni o zbliżonych parametrach i podobnie skutecznej obronie antyrakietowej. Jakim cudem przyszło ci więc do głowy, że Królewska Marynarka nie pokona naszych pięciuset superdreadnoughtów, które nawet nie będą w stanie ostrzelać jej okrętów?!
– No to wyślemy tysiąc! Albo dwa, jeśli będzie trzeba! Mamy w linii ponad dwa tysiące superdreadnoughtów, kolejnych trzysta w stoczniach na okresowych przeglądach i ponad osiem tysięcy w rezerwie. Może Królestwo i skopało dupę Haven, ale przy okazji samo poniosło poważne straty. Z tych informacji, o których wspomnieliście, wynika, że nie zostało im więcej niż sto okrętów liniowych. A jakiego zasięgu nie miałyby ich rakiety, potrzeba setki trafień, by zniszczyć superdreadnoughta. Przy obronie antyrakietowej i wabikach pięciuset czy sześciuset naszych okrętów liniowych, by wygrać, będą potrzebowali o wiele więcej wyrzutni, niż mogą mieć.
– Twierdzisz więc, że nie zdołają unicestwić zbyt wielu naszych okrętów? – spytała Wodosławska, nie kryjąc sceptycyzmu.
– Tego nie powiedziałem. – Rajampet najwyraźniej prawie odzyskał samokontrolę. – Mogą zadać nam duże straty, ale nie będą w stanie nas powstrzymać. Natomiast nie ulega wątpliwości, że oberwiemy bardziej, niż Marynarka Ligi oberwała kiedykolwiek. I jest to zupełnie bez znaczenia.
Wodosławska uniosła pytająco brwi.
A Rajampet roześmiał się.
Paskudnie.
– Znaczenie ma tylko to, że jakaś zasrana flota z dziury zabitej dechami ośmieliła się ostrzelać Marynarkę Ligi i zniszczyć jej okręt, a inne zdobyć. Na to nie możemy pozwolić i cena nie gra roli. Musimy pokazać, że nikomu nie wolno grać w kulki z Marynarką Ligi. Bo jeśli nie zrobimy tego tu i teraz, nie wiadomo, kto jeszcze nagle dojdzie do wniosku, że może sobie wystosowywać ultimatum wobec nas! I ty, Nathan, powinieneś to rozumieć najlepiej!
– No dobra, mogę się zgodzić, że Flota Graniczna nie może być wszędzie tam, gdzie być powinna, w odpowiedniej sile – przyznał niechętnie MacArtney. – Jej siły główne skoncentrowane są w węzłach o znaczeniu strategicznym, takich jak stolice sektorów czy bazy floty. W większości wypadków na sygnał o zagrożeniu wysyła się pojedynczy okręt, rzadziej kilka, ponieważ nie można pozwolić sobie na osłabienie obsady takiego węzła. Rajani myśli o tym, że ponieważ siły mamy bardzo rozciągnięte i nigdzie nie są one wystarczające, Flota Graniczna często odnosi sukcesy nie dzięki przewadze ogniowej, ale dlatego, że wszyscy wiedzą, iż jeśli zniszczą jeden czy kilka okrętów, reszta floty zjawi się i zniszczy ich. To może potrwać, ale jest pewne i nieuniknione.
– Właśnie! – Rajampet przytaknął energicznie. – To jest najważniejsze. Nic mnie nie obchodzi, czy Królestwo ma rację, czy nie i czy jego flota działa zgodnie z międzyplanetarnym prawem, czy nie. Musimy uczynić z niego przykład dla wszystkich i na długo, jeśli nie chcemy wkrótce mieć problemów z podobnymi, choć o wiele słabszymi państewkami wzdłuż całych granic, które dojdą do wniosku, że już nie muszą się obawiać Ligi Solarnej.
– Zaraz. – Abruzzi nagle jakby ocknął się z osłupienia. – Wspomniałeś coś o mediach, Innokientij?
– Wspomniałem, bo Królestwo poinformowało nas, że oficjalną wersję obu incydentów wyśle do mediów tego samego dnia, w którym wysyła do nas drugą notę. Dokładnie sześć godzin po tranzycie kuriera, sądzę więc, że wkrótce wiadomości dotrą i do nas.
– Podali to do publicznej wiadomości?! – Abruzzi był bardziej zaskoczony niż po informacji o zniszczeniu flagowca Bynga.
– Tak nam powiedzieli i ja im wierzę. – Kołokolcow wzruszył ramionami. – Prawdę mówiąc, nie bardzo mieli wybór. Siedzieli na pierwszym incydencie ponad miesiąc, a z New Tuscany do Manticore jest około trzech tygodni drogi. Jakieś pogłoski o drugim incydencie musiały szybko przedostać się do mediów, bo to zbyt duża rzecz, by można ją było zupełnie wyciszyć. W tych okolicznościach uznali, że nie zdołają długo utrzymać prawdy w tajemnicy, lepiej więc wyjdą na szybkim jej opublikowaniu. Zwłaszcza że w ten sposób to ich wersja jako pierwsza dotrze do naszej wiadomości.
– W takim razie skurwiele wpędzili nas w sytuację bez wyjścia – ocenił Rajampet. – Skoro rozgłosili to na całą galaktykę, nie mamy żadnego wyboru w kwestii sposobu reakcji.
– Przestań się gorączkować! – warknął Abruzzi.
Rajampet posłał mu wściekłe spojrzenie.
Abruzzi zrewanżował się tym samym i dopiero po chwili dodał:
– Nie mamy pojęcia, jak to rozegrali, i dopóki nie będziemy mieli okazji sprawdzić, jak to wszystko przedstawili, nie możemy ogłosić żadnej wersji wydarzeń. A nad tym, jak to przedstawimy, musimy zastanowić się naprawdę bardzo dobrze i wykazać dużą ostrożność.
– Dlaczego? – prychnął Rajampet.
– Bo prawda jest taka, że twój admirał idiota postąpił źle i właściwie sprowokował wojnę bez powodu. Nie gap się tak na mnie, bo wrażenia nie zrobisz! Najwyższy czas przestać sobie w tym gronie opowiadać pierdoły! Jeśli nasza opinia publiczna zdecyduje, że postąpiliśmy niewłaściwie, a Królestwo dobrze, cyrk, z jakim teraz masz do czynienia w związku z Technodyne, będziesz wspominał jako niewinną bitwę na poduszki!
– Mówi się trudno – odparł rzeczowo Rajampet.
– Zdaje się zapomniałeś, że konstytucja daje każdemu członkowi rządu prawo weta w sprawach dotyczących polityki zagranicznej, nieprawdaż? – spytał uprzejmie Abruzzi. – Nie wydaje ci się, że jeśli skończymy, potrzebując oficjalnego wypowiedzenia wojny, to dobrze byłoby, żeby nikt, nawet Beowulf, z niego nie skorzystał?
– Nie potrzebujemy żadnego gównianego wypowiedzenia wojny! To ewidentny przykład samoobrony, a artykuł 7 jednoznacznie daje flocie prawo do reagowania na atak z niezbędną siłą – odpalił Rajampet.
Kołokolcow już chciał zaprotestować, ale zmienił zdanie. Rajampet miał rację, przynajmniej historycznie rzecz biorąc. Paragraf 3 artykułu 6 konstytucji został bowiem specjalnie tak sformułowany, by Marynarka Ligi w sytuacjach kryzysowych mogła szybko reagować, bez czekania miesiącami na sprawdzone raporty i decyzje polityczne o wypowiedzeniu wojny. Tyle tylko, że nie było to zezwolenie na każde działanie, a furtka na wypadek zaistnienia lokalnego kryzysu. Do uzyskania dodatkowych funduszy w związku choćby z mobilizacją znajdujących się w rezerwie okrętów niezbędna była oficjalna autoryzacja, którą musiało poprzedzić formalne wypowiedzenie wojny. Tu mogły się zacząć schody i do kryzysu militarnego dojść konstytucyjny. Wszystko będzie zależało od tego, czy Rajampetowi uda się pokonać Królestwo Manticore szybko i wyłącznie przy użyciu sił będących w linii. Jeśli tak, sprawa się rozmyje i przestanie być groźna, jak wiele kryzysów w długich dziejach Ligi Solarnej. Ale jeśli nie zdoła tego zrobić i nastąpi seria krwawych porażek, nawet ostateczne zwycięstwo nie zapobiegnie trzęsieniu ziemi na niespotykaną skalę. Kołokolcow zastanawiał się, ilu z obecnych zdaje sobie sprawę, że może ono zniszczyć całe biurokratyczne księstwo umożliwiające istnienie Ligi Solarnej…
Po zachowaniu sądząc, Abruzzi był tego świadom. Wodosławska prawdopodobnie też, choć nie był pewien. Rajampetowi to przez myśl nie przeszło, a co do pozostałej dwójki, nie był w stanie nic powiedzieć.
– Zgadzam się z tobą, jeśli chodzi o historyczną interpretację artykułu 7 – powiedział w końcu Kołokolcow. – Ale na wszelki wypadek skontaktuj się z Brangwen, nim zrobisz cokolwiek, i upewnij się, że w tej sprawie nikt z jej podwładnych nie będzie miał odmiennego zdania.
– Oczywiście, że się z nią skontaktuję – zapewnił Rajampet spokojniej. – Ale w międzyczasie mogę podjąć stosowne, czysto militarne środki ostrożności. A jak wiadomo, najlepszą formą obrony jest atak.
– Może i jest, ale są wyjątki od tej reguły – osadził go Abruzzi. – Mogę się nawet zgodzić, że łatwiej jest po fakcie przeprosić, niż przed faktem dostać pozwolenie na działanie, ale chciałbym przypomnieć, że ta sytuacja mocno się różni od „zwyczajowej”. Jeśli więc zamierzasz sprzedać to Zgromadzeniu tak, by nikt nie zaczął żądać dochodzeń, przesłuchań i podobnych bzdur, musimy starannie przygotować do tego grunt. Niektórzy jego członkowie naprawdę uważają, że to oni powinni rządzić, będą więc próbowali wykorzystać tę sytuację. Jak długo nie poprze ich opinia publiczna, nic nie zrobią, bo inercja systemu zadziała przeciwko nim, ale żeby tego poparcia nie mieli, musimy przekonać wszystkich, że to my mamy słuszność w tej konfrontacji.
– A jak chcesz to osiągnąć po występach mojego admirała idioty? – spytał lodowato Rajampet.
– Możesz się nie zgrywać, bo za prawdę i tak cię nie przeproszę – warknął Abruzzi i dodał spokojniej: – Był idiotą i nic tego nie zmieni, a sami siebie lepiej nie oszukujmy.
– Jak więc chcesz przekonać ludzi, że postąpiliśmy słusznie, niszcząc Królestwo? – spytał już prawie normalnym tonem Rajampet.
– Kłamiąc jak najęty. – Abruzzi wzruszył ramionami. – Nie pierwszy zresztą raz. Problem w tym, że kłamstwo to musi być od początku spójne i jak najbardziej zbliżone do prawdy. W końcu to zwycięzcy piszą historię, ale zwycięzcami póki co nie jesteśmy. Dlatego muszę najpierw poznać wersję Królestwa. A to znaczy, że nie możemy przedsięwziąć żadnych kroków militarnych, póki nie przygotuję gruntu.
– To przygotuj go szybko – poradził Rajampet. – Bo w końcu i tak moje superdreadnoughty będą musiały wszystko załatwić.
Nim Abruzzi zdążył coś powiedzieć, wtrąciła się Quartermain:
– Może nie dajmy się ponieść entuzjazmowi, dobrze? Dlaczego automatycznie zakładamy, że reakcja musi być zbrojna?! Sam powiedziałeś, Innokientij, że Królestwo nie wykluczyło możliwości rozwiązania dyplomatycznego. Co prawda, jak sądzę, chodziło o przeprosiny i odszkodowanie z naszej strony, ale co nam szkodzi odwrócić całą sytuację? W Królestwie też potrafią liczyć, muszą więc zdawać sobie sprawę, że niezależnie od przewagi jakościowej nie są w stanie zrównoważyć naszej przewagi ilościowej. Powiemy, że jesteśmy oburzeni bezczelnością i nieuzasadnioną eskalacją, i to jeszcze nim otrzymali naszą odpowiedź, i w związku z tym uważamy, że to Królestwo jest odpowiedzialne za dalszy rozlew krwi w systemie New Tuscany. I że żądamy w związku z tym przeprosin i odszkodowania pod groźbą wypowiedzenia wojny i zniszczenia tego całego ich Gwiezdnego Imperium. Jak myślicie, jaka będzie reakcja?
– Chodzi ci o to, że jeśli wymusimy wystarczającą daninę za pozwolenie, by dalej istnieli, to tym samym zniechęcimy wszystkich pozostałych do prób wykręcenia podobnego numeru? – upewnił się Abruzzi.
– Właśnie.
– Nie jestem pewna… – Wodosławska potrząsnęła głową. – Z tonu noty i z tego, jak dotąd postępują władze Królestwa czy tego tam Imperium Manticore, wnoszę raczej, że zaryzykują. Posunęliby się tak daleko, gdyby nie planowali iść na całość?
– Łatwo jest być odważnym, dopóki przeciwnik nie wyceluje w ciebie pulsera – odparł zaskakująco spokojnie Rajampet. – Przyznaję, że nie podoba mi się to rozwiązanie, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy go spróbować jako pierwszego. Jeśli przeproszą, poświęcą tę Gold Peak i zapłacą satysfakcjonujące odszkodowanie, to będziemy mogli łaskawie zrezygnować z rozpieprzenia tego ich całego Gwiezdnego Imperium. A jeśli okażą się zbyt głupi, by to zrobić, wyślemy tyle okrętów, ile trzeba, by zniszczyć to państewko skutecznie i szybko.
Nie ulegało wątpliwości, że takiego właśnie zakończenia się spodziewał, i Kołokolcow w duchu przyznawał mu rację. Wodosławska najwyraźniej także, bo powiedziała:
– Sądzę, że wpierw powinniśmy dokonać analizy ryzyka i potencjalnych korzyści. Omosupe, sprawdź przewidywane konsekwencje zamknięcia dla naszych statków Manticore Wormhole Junction i wycofania się wszystkich jednostek zarejestrowanych w Królestwie z Ligi Solarnej. Nie wątpię, że to nas mocno uderzy po kieszeni, i nawet bez sprawdzania jestem pewna, że nasze rynki finansowe bardzo poważnie ucierpią. Zwłaszcza jeśli Królestwo dołoży starań, by jak najbardziej zaszkodzić międzyplanetarnym transakcjom. A ma spore możliwości.
– No to będziemy mieć krótkotrwałą zapaść ekonomiczną. – Rajampet wzruszył ramionami. – Podobne już się zdarzały, i to bez niczyjej pomocy. I nigdy nie okazały się poważnym problemem. Ta, przyznaję, może być gorsza, ale i tak ją przetrwamy. I nie należy zapominać, że kiedy to całe zamieszanie się skończy, Manticore Wormhole Junction będzie należeć do nas, a Królestwa czy Imperium Manticore już nie będzie. To powinno przynieść niezły grosz, nawet w porównaniu z naszym produktem państwowym brutto. Powinno wystarczyć na pokrycie kosztów wojny, a potem rok w rok będzie na drobne wydatki.
– I przestaniemy mieć problemy w Gromadzie Talbott i okolicach – dodał z namysłem MacArtney.
– Weźcie może na wstrzymanie, dobrze. – To było polecenie, nie pytanie, toteż wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na Kołokolcowa. – Decyzji na pewno nie podejmiemy tu i teraz. Tak postąpiliśmy poprzednim razem i nie okazało się to zbyt rozsądne, nieprawdaż? Po pierwsze, Malachai ma rację: też chcę najpierw zobaczyć, jak to przedstawi druga strona. Po drugie, chcę, żebyśmy przed podjęciem decyzji zastanowili się nad konsekwencjami. Muszę dostać symulacje wszystkich możliwych wersji rozwoju wydarzeń, zwłaszcza w aspekcie militarnym. A także realistyczną ocenę tego, jak długo ta wojna potrwa. I to taką, która będzie oparta na najbardziej pesymistycznych założeniach dotyczących nas, a optymistycznych dotyczących Królewskiej Marynarki. Wolę nadmiar ostrożności od hurraoptymizmu, rozumiesz, Rajani? I choć pobieżne prognozy dotyczące tego, ile nas będzie ekonomicznie i finansowo kosztowała taka wojna na pełną skalę i do samego końca.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Poza z lekka nabzdyczonym Rajampetem wszyscy zgadzali się z tym, co Kołokolcow powiedział.
Ciszę przerwał po kilkunastu sekundach Nathan MacArtney:
– Chwilowo jestem skłonny podpisać się pod Rajampetem, ale uważam za konieczne zapoznanie się z analizami przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Poza tym nie musimy się spieszyć, bo w sektorze pozostało niewiele nowych okrętów, a jestem pewien, że Verrochio nie wyśle ani jednego z tych, które jeszcze ma. Nie sądzę też, by Królewska Marynarka szukała okazji do wywołania kolejnego incydentu.
– W to także wątpię – zgodził się Kołokolcow. – Ale odpowiedź na tę notę musimy napisać i wysłać szybko. Powinna się w niej znaleźć informacja, że nie jesteśmy zadowoleni z ich postępowania, ale będziemy kierować się rozsądkiem, nie emocjami, i odezwiemy się, gdy tylko przestudiujemy dostępne informacje. To ostatnie także powinniśmy zrobić szybciej niż poprzednim razem. Jeśli nikt nie ma nic przeciwko temu, powiem mojemu ministrowi, że rano dostanie stanowczą, ale spokojną w tonie notę.
– Rób, jak uważasz – burknął Rajampet z dziwnym błyskiem w oczach. – Uważam, że i tak skończy się na strzelaninie, ale nie mam nic przeciwko temu, by najpierw spróbować jej uniknąć.
– I nie wyślesz bez uzgodnienia z nami żadnych nowych sił do sektora Madras? – Kołokolcow nawet nie próbował ukryć podejrzliwości.
– Nie planuję wysłać tam żadnych posiłków, ale to nie znaczy, że będę tu siedział bezczynnie. Sprawdzę, co możemy szybko zebrać i rzucić do walki, jeśliby do niej doszło, i zacznę aktywować jednostki z rezerwy, ale dopóki nie uzgodnimy dalszych posunięć, zostawię układ sił w Gromadzie Talbott i okolicach taki, jaki jest. I tak zresztą niewiele mógłbym zrobić, biorąc pod uwagę, jak długo się tam leci.
Kołokolcow miał dziwne wrażenie, iż nie usłyszał całej prawdy, ale ponieważ nie miał możliwości tego sprawdzić, kiwnął tylko głową i spojrzał na chronometr.
– Dobrze; każę wam wysłać kopie noty i raportu Sigbee plus wszystkie załączniki techniczne, tak byście dostali je nie później niż o drugiej.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki