Josie Quinn. Zimne serce - Lisa Regan - ebook

Josie Quinn. Zimne serce ebook

Regan Lisa

5,0
35,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W bladym świetle poranka przy dogasającym ognisku leży para młodych ludzi. Trzymają się za ręce. Wyglądają, jakby spali…

Gdy w pobliżu Strumienia Zimnego Serca leśniczy natyka się na zwłoki Valerie i Tylera Yatesów, na miejsce niezwłocznie udaje się detektywka Josie Quinn. Intuicja podpowiada jej, że małżonkowie nie zmarli śmiercią naturalną. I ma rację. Okazuje się, że ktoś wepchnął do gardła Valerie wisiorek z czarnego orzecha.

Tymczasem śledczy znajdują trzeci śpiwór. Czy na biwaku był ktoś jeszcze? Czy zdołał uciec? Może to kolejna ofiara? Lub wręcz przeciwnie – zabójca? Pytania się mnożą. Być może odpowiedzi zna Renee Kelly – dziewczyna o zalęknionym spojrzeniu i zabandażowanych nadgarstkach, którą Josie spotyka na terenie ukrytej w lesie posiadłości zamieszkanej przez wspólnotę outsiderów. Niestety nazajutrz Renee zostaje znaleziona martwa, z charakterystycznym wisiorkiem w gardle…

Zanim Quinn rozwiąże tajemnicę śmierci tych trojga, sama znajdzie się na liście potencjalnych ofiar zabójcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 441

Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zaczytana_Anex

Nie oderwiesz się od lektury

Jeśli ktoś mnie zna choć trochę, wie, że seria o Josie Quinn to jedna z moich ulubionych – z niecierpliwością czekam na każdy kolejny tom. Tym razem informacja o siódmym tomie mocno mnie zaskoczyła, dlatego natychmiast zabrałam się za lekturę. Jak w każdym tomie, tak i tutaj mamy odrębną sprawę prowadzoną przez panią detektyw. Dzięki temu możecie spokojnie sięgnąć po tę serię nawet od tego momentu, ponieważ każda książka skupia się na innej sprawie. Główny wątek fabularny, który ciągnie się od pierwszego tomu, nie stanowi przeszkody – autorka przypomina o istotnych wydarzeniach z przeszłości, jeśli mają znaczenie dla aktualnej historii. Tym razem fabuła skupia się na małżeństwie, które zostaje znalezione martwe na swoim kempingu. Szybko okazuje się, że nie byli sami podczas wycieczki – ich towarzyszka zaginęła. Co więcej, miejsce ich obozowiska znajduje się w pobliżu tajemniczej organizacji zwanej Azylem. Bieg wydarzeń szybko pokazuje, że zarówno postacie, jak i sytuacje są mi...
00
izunda

Nie oderwiesz się od lektury

Lisa Regan jak zawsze świetna
00



Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nałuCold He­art Creek
Pro­jekt okładki MA­RIUSZ BA­NA­CHO­WICZ
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuMO­NIKA KACZ­MA­REK
Re­dak­cjaUR­SZULA ŚMIE­TANA
Ko­rektaALEK­SAN­DRA WIĘK-RUT­KOW­SKA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN
Co­py­ri­ght © Lisa Re­gan, 2019 First pu­bli­shed in Great Bri­tain in 2019 by Sto­ry­fire Ltd tra­ding as Bo­oko­uture.
Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXV (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved.
ISBN 978-83-271-6872-6
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

Dla Jes­sie Mae Ka­na­gie

Wy­ty­czamy nowe ścieżki pod­czas na­szej po­dróży przez ma­cie­rzyń­stwo.

Ko­cham Cię.

ROZ­DZIAŁ 1

Jo­sie sza­mo­tała się, przy­gnie­ciona cię­ża­rem matki. Zimno wy­ło­żo­nej ka­fel­kami pod­łogi prze­ni­kało cienką ko­szulę nocną. W świe­tle przy­czepy bły­snął nóż w ręce Lili. Dzie­cięce serce za­trzy­mało się ze stra­chu na długą chwilę, a po­tem wzno­wiło rytm ga­lo­pem.

– Mamo, nie!

W nie­bie­skich oczach Lili po­ja­wił się błysk i Jo­sie od razu zro­zu­miała, że do jej matki nie do­cie­rał już głos roz­sądku, nie do­cie­rały krzyki córki. Kiedy wpa­dała w taką fu­rię, nie spo­sób było jej za­trzy­mać. Za­mie­niała się w bu­rzę, przed którą nie dało się ni­g­dzie ukryć.

Wolną ręką Lila przy­ci­snęła lewy po­li­czek Jo­sie do pod­łogi. Przy­tknęła do niego nóż.

– Ma­aamu­uusiuuu – za­łkała Jo­sie. Cała się trzę­sła. Po­czuła, że w dol­nej czę­ści ciała coś się po­lu­zo­wało, jakby po­pu­ściła w majtki.

– Za­mknij się – wark­nęła Lila.

Ką­tem oka dziew­czynka wpa­try­wała się w srebrny czu­bek noża, który prze­bił jej skórę w miej­scu styku ucha z po­licz­kiem. Za­raz po­tem, wy­wie­ra­jąc równy na­cisk na ostrze, Lila prze­su­nęła je w dół. Pa­lący ból prze­szył twarz Jo­sie od żu­chwy po brodę. Spod pra­wego oka wy­pły­nęła go­rąca krew.

– Ma­aamu­uusiuuu, nieee! Prze­stań! Prze­stań!

Ale Lila nie prze­stała. Ni­gdy nie prze­sta­wała.

– Twój tata uważa, że je­steś taka wy­jąt­kowa – po­wie­działa i od­su­nęła nóż, po­dzi­wia­jąc swoje dzieło. Na jej usta wy­pły­nął uśmiech sa­tys­fak­cji. – Wcale nie je­steś wy­jąt­kowa. Tak samo jak wszyst­kim leci ci krew. Wy­daje mu się, że może tak po pro­stu ode mnie odejść? Wy­daje mu się, że może za­brać cię ze sobą, a mnie zwy­czaj­nie po­rzu­cić? Zo­sta­wić? Wy­daje mu się, że je­steś waż­niej­sza?

– Ma­mu­siu, pro­szę, prze­stań – kwi­liła Jo­sie. – Pro­szę.

Lila przy­su­nęła nóż bli­żej i do­tknęła brody córki w miej­scu, w któ­rym wcze­śniej skoń­czyła.

– Po­każę mu. Prze­ko­namy się, czy da­lej bę­dzie cię uwa­żał za taką wy­jąt­kową, kiedy ze­szpecę tę twoją śliczną buźkę.

Na ręce dziew­czynki za­ci­snęła się czy­jaś dłoń.

– Jo­sie – ode­zwał się mę­ski głos.

Gdy Lila znów za­częła ciąć, Jo­sie zro­biła głę­boki wdech i za­wyła z bólu. Na­gle matka znik­nęła i wszystko spo­wiła czerń. Jo­sie ogar­nął nowy ro­dzaj prze­ra­że­nia. Za­mru­gała, ale ciem­ność była nie­prze­nik­niona. Nic się przez nią nie prze­bi­jało. W pa­nicz­nej sza­mo­ta­ni­nie Jo­sie po­czuła przy za­krwa­wio­nej twa­rzy szorstki dy­wan.

– Nie! – wrza­snęła. – Tylko nie scho­wek. Obie­ca­łaś, mamo! Nie do schowka!

Znów roz­legł się głos męż­czy­zny.

– Jo­sie!

Wstała i za­częła wa­lić w drzwi.

– Je­stem tu­taj! Je­stem tu­taj! Pro­szę, wy­puść mnie!

Ale drzwi się nie otwo­rzyły. Ni­gdy się nie otwie­rały. Do­piero de­cy­zja Lili mo­gła to zmie­nić.

Po twa­rzy dziew­czynki pły­nęły słone łzy, szczy­piąc w miej­scu, w któ­rym matka roz­cięła jej twarz.

– Pro­szę – bła­gała. – Pro­szę, wy­puść mnie.

– Jo­sie. Jo­sie, obudź się!

Gwał­tow­nie unio­sła się do po­zy­cji sie­dzą­cej, wy­ma­chu­jąc rę­kami i no­gami. Bok­su­jąc i ko­piąc po­wie­trze wo­kół sie­bie. Z płuc wy­dzie­rało się prze­ra­że­nie. Całe jej ciało było śli­skie od potu, ko­szula nocna kle­iła się do skóry. Kiedy świat wo­kół niej na­brał wy­ra­zi­sto­ści, zdała so­bie sprawę, że wcale nie znaj­duje się w przy­cze­pie. Nie miała już sze­ściu lat. Była do­ro­sła i sie­działa na łóżku w swo­jej sy­pialni. Lila prze­by­wała w wię­zie­niu. Part­ner Jo­sie, Noah, przy­cup­nął tuż obok i z wa­ha­niem wy­cią­gał do niej rękę.

Miała ochotę ją od­trą­cić, bo resztki snu spra­wiały, że z tru­dem ła­pała od­dech. „To tylko Noah”, po­wta­rzała so­bie. Za­mru­gała szybko i ro­zej­rzała się po po­koju. Męż­czy­zna za­pa­lił na sto­liku noc­nym lampkę, która rzu­cała miękką po­światę na mał­żeń­skie łóżko. Po­ściel le­żała splą­tana w no­gach. Po­duszka Jo­sie spa­dła na pod­łogę. Noah sie­dział obok niej nagi od pasa w górę, jego brą­zowe włosy były po­tar­gane, a orze­chowe oczy po­ciem­niały z nie­po­koju.

Jo­sie unio­sła dłoń i po­wio­dła po wą­skiej bliź­nie z pra­wej strony twa­rzy. To był kosz­mar, ale rów­nież wspo­mnie­nie. Jedno z naj­gor­szych z cza­sów dzie­ciń­stwa spę­dzo­nego z Lilą Jen­sen. Za­mknęła oczy i spró­bo­wała wy­rów­nać od­dech. Męż­czy­zna po­gła­dził ją po ple­cach.

– Co to było? – za­py­tał ła­god­nie.

Nie otwie­ra­jąc oczu, po­krę­ciła głową. Znał tę hi­sto­rię. Nie chciała o tym roz­ma­wiać.

– Po pro­stu zły sen.

Noah za­śmiał się ci­cho.

– Tyle sam się do­my­śli­łem.

Otwo­rzyła oczy i jesz­cze raz na niego spoj­rzała, roz­bro­jona jego uśmie­chem. Była bez­pieczna, przy­po­mniała so­bie. Ten hor­ror na­le­żał do prze­szło­ści.

– Jak mogę ci po­móc? – chciał wie­dzieć Noah.

– Ni­jak – od­parła Jo­sie. – Idę pod prysz­nic. Je­stem cała mo­kra.

Męż­czy­zna wes­tchnął i po­ło­żył się na swo­jej po­duszce, wsu­wa­jąc ręce pod głowę. Ze­ga­rek na szafce noc­nej wska­zy­wał trze­cią trzy­dzie­ści dwie w nocy.

W ła­zience Jo­sie, zdjąw­szy z sie­bie mo­krą ko­szulę nocną i bie­li­znę, wrzu­ciła je do ko­sza na brudne pra­nie. Od­krę­ciła wodę pod prysz­ni­cem i cze­ka­jąc, aż zrobi się cie­pła, przyj­rzała się w lu­strze swo­jej bla­dej twa­rzy. „To nie fair”, po­my­ślała. Lila Jen­sen już kie­dyś się nad nią znę­cała. Mu­siała to wtedy prze­trwać, to nie po­winno na okrą­gło do niej wra­cać. Ale od czasu tych te­le­fo­nów i nie­uchron­nie zbli­ża­ją­cej się...

– Nie – ode­zwała się do ko­biety w lu­strze. Nie ule­gnie. Nie te­raz.

Ale jej my­śli i tak po­wę­dro­wały ku tym wspo­mnie­niom, bo w chwili, w któ­rej za­broni się mó­zgowi o czymś my­śleć, do­kład­nie te ob­razy za­cznie przy­wo­ły­wać. Jo­sie mu­siała o tym za­po­mnieć. Za­tra­cić się. Dać swo­jemu umy­słowi inny po­karm. Coś, co nie po­zo­stawi zbyt wiele miej­sca na przy­kre hi­sto­rie z prze­szło­ści.

Po po­wro­cie do sy­pialni oka­zało się, że Noah wciąż nie śpi i gapi się w su­fit.

Usiadł gwał­tow­nie, gdy zo­ba­czył ją nagą w drzwiach.

– Wła­ści­wie to mo­żesz mi po­móc – oznaj­miła.

Nie wa­hał się. W dwóch kro­kach zna­lazł się przy niej i wziął ją w ra­miona, a jego głę­boki po­ca­łu­nek wy­ma­zał każdą świa­domą myśl.

ROZ­DZIAŁ 2

Z su­fitu w kuchni ka­pała kawa. Jo­sie za­klęła pod no­sem, ode­rwała spory ka­wa­łek ręcz­nika pa­pie­ro­wego z po­daj­nika nad zle­wem i naj­pierw wy­tarła pod­łogę, po­tem szafki, a na ko­niec blat. Na­stęp­nie przy­su­nęła so­bie krze­sło i sta­nęła na nim, pró­bu­jąc do­się­gnąć do su­fitu.

Głos No­aha prze­stra­szył ją tak, że nie­mal zle­ciała na pod­łogę.

– Mó­wi­łaś coś na te­mat mi­ni­pie­kar­nika? – za­py­tał.

Po­słała mu wście­kłe spoj­rze­nie.

– Mó­wi­łam. Po­wie­dzia­łam ci, że go nie po­trze­bu­jemy. Nasz zwy­kły to­ster w zu­peł­no­ści wy­star­czy.

Noah wszedł głę­biej do kuchni. Za­uwa­żyła jego t-shirt i spodenki.

– Nie je­steś go­towy – za­uwa­żyła.

Wska­zał na brą­zowe plamy na bia­łym su­fi­cie.

– Co się stało?

Ze­szła z krze­sła i wrzu­ciła kłąb pa­pieru do ko­sza na śmieci. Spoj­rzała na sie­bie i uznała, że spo­koj­nie może tak iść. Na szczę­ście kawa ochla­pała tylko buty i dół spodni w ko­lo­rze khaki. I tak nikt nie bę­dzie pa­trzył jej na stopy.

– Stało się to, że zro­bi­łam so­bie kawę, a po­tem, od­wra­ca­jąc się, ude­rzy­łam nad­garst­kiem w ten nie­po­trzebny, wielki mi­ni­pie­kar­nik, który upar­łeś się tu przy­tar­gać. Ku­bek się stłukł i za­chla­pa­łam wszystko kawą. Do­słow­nie wszystko. Bę­dziemy mu­sieli po­ma­lo­wać su­fit.

Za­uwa­żyła jego uśmiech i wy­ce­lo­wała w niego pal­cem.

– Ani się waż śmiać.

Za­krył dło­nią usta.

Wy­mi­nęła go gniew­nie w dro­dze do przed­po­koju.

– Ku­pię so­bie kawę po dro­dze. A te­raz się szy­kuj. Nie chcę spóź­nić się do pracy pierw­szego dnia po urlo­pie.

Noah sta­nął na dole scho­dów.

– Mo­gła­byś wziąć ze mną prysz­nic. Zro­bi­li­by­śmy po­wtórkę z wczo­raj. Mia­ła­byś lep­szy hu­mor.

To prawda, seks po­pra­wiłby jej sa­mo­po­czu­cie, ale nie mieli na to czasu.

– Je­śli się spóź­nimy, ko­men­dant da nam po­pa­lić, a na­prawdę dziś tego nie po­trze­buję.

Oboje pra­co­wali w wy­dziale po­li­cji w Den­ton – Jo­sie była de­tek­tywką, a Noah po­rucz­ni­kiem.

Ich nie­wielki ze­spół bar­dzo się sta­rał, by oto­czyć nad­zo­rem ob­szar około dwu­dzie­stu pię­ciu mil kwa­dra­to­wych, obej­mu­jący dzie­wi­cze gó­rzy­ste te­reny środ­ko­wej Pen­syl­wa­nii. Prze­strzeń tę wy­peł­niały kręte jed­no­pa­smówki, gę­ste lasy i wiej­skie domy roz­rzu­cone nie­dbale jak con­fetti. Liczba miesz­kań­ców wy­no­siła po­nad trzy­dzie­ści ty­sięcy, czy na­wet wię­cej w cza­sie trwa­nia roku aka­de­mic­kiego na uni­wer­sy­te­cie w Den­ton. Wy­star­czyło, żeby lo­kalna po­li­cja miała za­wsze ręce pełne ro­boty. Jo­sie i Noah spo­ty­kali się mniej wię­cej od pół­tora roku i do­piero mie­siąc temu po­sta­no­wili ra­zem za­miesz­kać. Dla Jo­sie oka­zał się to nad­spo­dzie­wa­nie duży krok. Od kilku lat miesz­kała sama i choć re­gu­lar­nie go­ściła u sie­bie zna­jo­mych i ro­dzinę, to prze­pro­wadzka No­aha wy­ma­gała od niej kom­pro­mi­sów więk­szych, niż przy­pusz­czała.

Dzie­sięć mi­nut póź­niej Noah wsu­nął się na miej­sce po stro­nie pa­sa­żera w jej sa­mo­cho­dzie. Na wi­dok jego wciąż lekko wil­got­nych, zmierz­wio­nych wło­sów tro­chę zmię­kło jej serce. Wró­ciła my­ślami na krótką chwilę do go­dzin spę­dzo­nych pod­czas wa­ka­cji w łóżku – pod każ­dym wzglę­dem rów­nie na­mięt­nych co wczo­raj­sze łóż­kowe harce – i za­tę­sk­niła za plażą. Z wes­tchnie­niem wy­co­fała auto z pod­jazdu, a Noah w tym cza­sie za­piął po­li­cyjną ko­szulę i po­wie­dział:

– Wiesz prze­cież, że w mi­ni­pie­kar­niku można zro­bić znacz­nie wię­cej niż zwy­kłe to­sty.

Jo­sie jęk­nęła.

– Jest za wielki. Zaj­muje za dużo miej­sca na bla­cie.

– A po co ci tyle miej­sca? Do go­to­wa­nia? – W jego gło­sie po­brzmie­wał sar­kazm, ale nie zło­śli­wość. Jo­sie pac­nęła go w ra­mię grzbie­tem pra­wej dłoni.

– Ra­cja.

– Prze­gra­łem kłót­nię o łóżko. Mu­sisz mi po­zwo­lić na mi­ni­pie­kar­nik.

Jo­sie spoj­rzała na niego spod unie­sio­nej brwi.

– To nie była kłót­nia. Moje łóżko jest więk­sze i now­sze od two­jego. Po pro­stu le­piej było zo­sta­wić moje, a po­zbyć się two­jego.

Za­trzy­mali się przed ka­wiar­nią Kom­mo­rah i Noah otwo­rzył drzwi.

– Pójdę po kawę – za­ofe­ro­wał. – Wtedy mi wy­ba­czysz i zgo­dzisz się za­trzy­mać mi­ni­pie­kar­nik.

Jo­sie się ro­ze­śmiała.

– Weź dla Gret­chen cro­is­santy z pe­ka­nami, to się za­sta­no­wię, czy po­zwo­lić ci za­trzy­mać ten gi­gan­tyczny grat, na który nie ma miej­sca w mo­jej kuchni.

– W na­szej kuchni – po­pra­wił ją Noah, a po­tem za­mknął drzwi auta i wbiegł do ka­wiarni.

Dzie­sięć mi­nut póź­niej Jo­sie po­ło­żyła przed Gret­chen Pal­mer pa­pie­rową to­rebkę z orze­cho­wymi cro­is­san­tami. Śled­cza sie­działa na swoim miej­scu w po­li­cyj­nym biu­rze – skła­do­wi­sku biu­rek na środku du­żego po­miesz­cze­nia na dru­gim pię­trze, gdzie funk­cjo­na­riu­sze od­wa­lali ro­botę pa­pier­kową, wy­ko­ny­wali te­le­fony i grze­bali w in­ter­ne­cie. Jo­sie, Noah i Gret­chen oraz naj­śwież­szy na­by­tek wśród de­tek­ty­wów, Finn Met­t­ner, mieli biurka przy­pi­sane na stałe, na­to­miast reszta funk­cjo­na­riu­szy dzie­liła mię­dzy sobą po­zo­stałe. Gret­chen przy­ci­skała do ucha słu­chawkę te­le­fonu sta­cjo­nar­nego. Jej twarz roz­ja­śniła się na wi­dok torby z Ko­mor­rah. Po­li­cjantka ode­zwała się do roz­mówcy po dru­giej stro­nie li­nii:

– Pro­szę chwilę za­cze­kać.

Wci­snęła przy­cisk za­wie­sza­jący po­łą­cze­nie. Gdy pod­nio­sła wzrok, Jo­sie za­uwa­żyła jej mocno pod­krą­żone oczy.

– Mie­li­ście dużo ro­boty?

Ko­le­żanka po­ki­wała głową.

– Mam wra­że­nie, że sierp­niowe upały wszyst­kim rzu­cają się na mózg. Dużo in­ter­wen­cji w spra­wie prze­mocy do­mo­wej, kilka ba­ro­wych burd i parę kra­dzieży sa­mo­cho­dów. Ale sprawa, o któ­rej wła­śnie roz­ma­wiam przez te­le­fon, jest znacz­nie bar­dziej skom­pli­ko­wana. Bie­rze­cie ją?

Noah usiadł przy swoim biurku sto­ją­cym po prze­kąt­nej od sta­no­wi­ska Gret­chen.

– A co to za sprawa?

– Dwa trupy w le­sie.

– Bie­rzemy – za­de­cy­do­wała Jo­sie.

Noah się ro­ze­śmiał.

– Nie tak szybko, Qu­inn. Do­wiedzmy się naj­pierw cze­goś wię­cej.

– Gret­chen sie­działa na ko­men­dzie całą noc. Je­śli weź­mie tę sprawę, bę­dzie mu­siała do­dat­kowo tkwić tu cały dzień.

– Wiem – od­parł Noah. – Tylko żar­to­wa­łem. Na­pij się kawy i opo­wiedz nam po­krótce, w czym rzecz.

Pal­mer ski­nęła głową w kie­runku te­le­fonu.

– W la­sach trwa in­wen­ta­ry­za­cja przed roz­po­czę­ciem se­zonu ło­wiec­kiego.

– Ale sta­nowe te­reny ło­wiec­kie leżą na po­łu­dnie od nas. To hrab­stwo Le­nore, nie Al­cott.

– Zga­dza się – przy­znała Gret­chen. – Le­śni­czy uznał po­cząt­kowo, że te­ren pod­lega pod ju­rys­dyk­cję hrab­stwa Le­nore, ale kiedy za­dzwo­nił do tam­tej­szego biura sze­ryfa, żeby we­zwać funk­cjo­na­riu­szy, usły­szał, że to część Al­cott. Fa­cet twier­dzi, że miej­sce, w któ­rym na­tknęli się na ciała, znaj­duje się w Den­ton.

Jo­sie po­czuła w kie­szeni dżin­sów wi­bra­cje te­le­fonu. Zi­gno­ro­wała je, po­zwa­la­jąc, żeby uru­cho­miła się poczta gło­sowa. Gret­chen w tym cza­sie prze­krę­ciła mo­ni­tor tak, aby Jo­sie i Noah mo­gli go wi­dzieć. Wska­zała na cienką wstążkę szosy wi­ją­cej się przez roz­le­gły las, za­zna­czo­nej jako droga sta­nowa nu­mer 9227. W du­żej mie­rze miała wiej­ski cha­rak­ter i, omi­ja­jąc główną część mia­sta, bie­gła z pół­nocy na po­łu­dnie do hrab­stwa Le­nore.

– Gość mówi, że to tu­taj, kilka mil od skrzy­żo­wa­nia z... – Gret­chen za­ło­żyła oku­lary do czy­ta­nia i na­chy­liła się bli­żej ekranu. – Z Otto Road.

– Nie je­stem pewna, czyja to ju­rys­dyk­cja, ale mo­żemy się tego do­wie­dzieć, kiedy już po­znamy do­kładną lo­ka­li­za­cję miej­sca zda­rze­nia – stwier­dziła Jo­sie.

– Za­bój­stwo? – za­py­tał Noah.

Gret­chen po­krę­ciła głową.

– Nie wie­dzą. Dla­tego chcą, żeby ktoś tam po­je­chał i spraw­dził. Roz­ma­wiam wła­śnie przez te­le­fon z za­stępcą sze­ryfa z hrab­stwa Le­nore, Jo­shem Mo­ore’em. Mówi, że na pierw­szy rzut oka wy­gląda to tak, jakby ja­kaś para roz­biła na­miot w le­sie i tam zmarła. We­dług niego wy­gląda to dość nie­ty­powo, ale nie spre­cy­zo­wał, w czym rzecz.

– Hm – mruk­nęła za­my­ślona Jo­sie, wpa­tru­jąc się w ekran. Ko­mórka w jej kie­szeni znów wpa­dła w wi­bra­cje.

Sie­dzący za nią Noah za­uwa­żył:

– To chyba twój te­le­fon.

Qu­inn wy­cią­gnęła apa­rat w tej sa­mej chwili, w któ­rej po­łą­cze­nie zo­stało prze­rwane. Żo­łą­dek pod­szedł jej do gar­dła. Kli­ka­jąc w po­wia­do­mie­nie, wie­działa, jaki nu­mer zo­ba­czy. Dwa nie­ode­brane po­łą­cze­nia z Za­kładu Kar­nego Muncy. Sta­no­wego wię­zie­nia dla ko­biet.

– Wszystko w po­rządku? – za­py­tał Fra­ley, gdy przy­ci­snęła te­le­fon do piersi, żeby nie mógł zo­ba­czyć ekranu.

– Tak. – Wska­zała na biurko Gret­chen i apa­rat, na któ­rym cały czas mru­gało po­ma­rań­czowe świa­tełko, sy­gna­li­zu­jąc, że za­stępca sze­ryfa wciąż czeka na wzno­wie­nie po­łą­cze­nia. – Daj mu mój nu­mer te­le­fonu. Po­wiedz, że spo­tkamy się z nim na skrzy­żo­wa­niu drogi dzie­więć dwa dwa sie­dem z Otto Road. Bę­dzie nam mógł po­ka­zać miej­sce zda­rze­nia. Noah, weź pod­ręczne GPS-y. Będą nam po­trzebne do na­wi­ga­cji w głębi lasu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki