35,90 zł
W bladym świetle poranka przy dogasającym ognisku leży para młodych ludzi. Trzymają się za ręce. Wyglądają, jakby spali…
Gdy w pobliżu Strumienia Zimnego Serca leśniczy natyka się na zwłoki Valerie i Tylera Yatesów, na miejsce niezwłocznie udaje się detektywka Josie Quinn. Intuicja podpowiada jej, że małżonkowie nie zmarli śmiercią naturalną. I ma rację. Okazuje się, że ktoś wepchnął do gardła Valerie wisiorek z czarnego orzecha.
Tymczasem śledczy znajdują trzeci śpiwór. Czy na biwaku był ktoś jeszcze? Czy zdołał uciec? Może to kolejna ofiara? Lub wręcz przeciwnie – zabójca? Pytania się mnożą. Być może odpowiedzi zna Renee Kelly – dziewczyna o zalęknionym spojrzeniu i zabandażowanych nadgarstkach, którą Josie spotyka na terenie ukrytej w lesie posiadłości zamieszkanej przez wspólnotę outsiderów. Niestety nazajutrz Renee zostaje znaleziona martwa, z charakterystycznym wisiorkiem w gardle…
Zanim Quinn rozwiąże tajemnicę śmierci tych trojga, sama znajdzie się na liście potencjalnych ofiar zabójcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 441
Dla Jessie Mae Kanagie
Wytyczamy nowe ścieżki podczas naszej podróży przez macierzyństwo.
Kocham Cię.
ROZDZIAŁ 1
Josie szamotała się, przygnieciona ciężarem matki. Zimno wyłożonej kafelkami podłogi przenikało cienką koszulę nocną. W świetle przyczepy błysnął nóż w ręce Lili. Dziecięce serce zatrzymało się ze strachu na długą chwilę, a potem wznowiło rytm galopem.
– Mamo, nie!
W niebieskich oczach Lili pojawił się błysk i Josie od razu zrozumiała, że do jej matki nie docierał już głos rozsądku, nie docierały krzyki córki. Kiedy wpadała w taką furię, nie sposób było jej zatrzymać. Zamieniała się w burzę, przed którą nie dało się nigdzie ukryć.
Wolną ręką Lila przycisnęła lewy policzek Josie do podłogi. Przytknęła do niego nóż.
– Maaamuuusiuuu – załkała Josie. Cała się trzęsła. Poczuła, że w dolnej części ciała coś się poluzowało, jakby popuściła w majtki.
– Zamknij się – warknęła Lila.
Kątem oka dziewczynka wpatrywała się w srebrny czubek noża, który przebił jej skórę w miejscu styku ucha z policzkiem. Zaraz potem, wywierając równy nacisk na ostrze, Lila przesunęła je w dół. Palący ból przeszył twarz Josie od żuchwy po brodę. Spod prawego oka wypłynęła gorąca krew.
– Maaamuuusiuuu, nieee! Przestań! Przestań!
Ale Lila nie przestała. Nigdy nie przestawała.
– Twój tata uważa, że jesteś taka wyjątkowa – powiedziała i odsunęła nóż, podziwiając swoje dzieło. Na jej usta wypłynął uśmiech satysfakcji. – Wcale nie jesteś wyjątkowa. Tak samo jak wszystkim leci ci krew. Wydaje mu się, że może tak po prostu ode mnie odejść? Wydaje mu się, że może zabrać cię ze sobą, a mnie zwyczajnie porzucić? Zostawić? Wydaje mu się, że jesteś ważniejsza?
– Mamusiu, proszę, przestań – kwiliła Josie. – Proszę.
Lila przysunęła nóż bliżej i dotknęła brody córki w miejscu, w którym wcześniej skończyła.
– Pokażę mu. Przekonamy się, czy dalej będzie cię uważał za taką wyjątkową, kiedy zeszpecę tę twoją śliczną buźkę.
Na ręce dziewczynki zacisnęła się czyjaś dłoń.
– Josie – odezwał się męski głos.
Gdy Lila znów zaczęła ciąć, Josie zrobiła głęboki wdech i zawyła z bólu. Nagle matka zniknęła i wszystko spowiła czerń. Josie ogarnął nowy rodzaj przerażenia. Zamrugała, ale ciemność była nieprzenikniona. Nic się przez nią nie przebijało. W panicznej szamotaninie Josie poczuła przy zakrwawionej twarzy szorstki dywan.
– Nie! – wrzasnęła. – Tylko nie schowek. Obiecałaś, mamo! Nie do schowka!
Znów rozległ się głos mężczyzny.
– Josie!
Wstała i zaczęła walić w drzwi.
– Jestem tutaj! Jestem tutaj! Proszę, wypuść mnie!
Ale drzwi się nie otworzyły. Nigdy się nie otwierały. Dopiero decyzja Lili mogła to zmienić.
Po twarzy dziewczynki płynęły słone łzy, szczypiąc w miejscu, w którym matka rozcięła jej twarz.
– Proszę – błagała. – Proszę, wypuść mnie.
– Josie. Josie, obudź się!
Gwałtownie uniosła się do pozycji siedzącej, wymachując rękami i nogami. Boksując i kopiąc powietrze wokół siebie. Z płuc wydzierało się przerażenie. Całe jej ciało było śliskie od potu, koszula nocna kleiła się do skóry. Kiedy świat wokół niej nabrał wyrazistości, zdała sobie sprawę, że wcale nie znajduje się w przyczepie. Nie miała już sześciu lat. Była dorosła i siedziała na łóżku w swojej sypialni. Lila przebywała w więzieniu. Partner Josie, Noah, przycupnął tuż obok i z wahaniem wyciągał do niej rękę.
Miała ochotę ją odtrącić, bo resztki snu sprawiały, że z trudem łapała oddech. „To tylko Noah”, powtarzała sobie. Zamrugała szybko i rozejrzała się po pokoju. Mężczyzna zapalił na stoliku nocnym lampkę, która rzucała miękką poświatę na małżeńskie łóżko. Pościel leżała splątana w nogach. Poduszka Josie spadła na podłogę. Noah siedział obok niej nagi od pasa w górę, jego brązowe włosy były potargane, a orzechowe oczy pociemniały z niepokoju.
Josie uniosła dłoń i powiodła po wąskiej bliźnie z prawej strony twarzy. To był koszmar, ale również wspomnienie. Jedno z najgorszych z czasów dzieciństwa spędzonego z Lilą Jensen. Zamknęła oczy i spróbowała wyrównać oddech. Mężczyzna pogładził ją po plecach.
– Co to było? – zapytał łagodnie.
Nie otwierając oczu, pokręciła głową. Znał tę historię. Nie chciała o tym rozmawiać.
– Po prostu zły sen.
Noah zaśmiał się cicho.
– Tyle sam się domyśliłem.
Otworzyła oczy i jeszcze raz na niego spojrzała, rozbrojona jego uśmiechem. Była bezpieczna, przypomniała sobie. Ten horror należał do przeszłości.
– Jak mogę ci pomóc? – chciał wiedzieć Noah.
– Nijak – odparła Josie. – Idę pod prysznic. Jestem cała mokra.
Mężczyzna westchnął i położył się na swojej poduszce, wsuwając ręce pod głowę. Zegarek na szafce nocnej wskazywał trzecią trzydzieści dwie w nocy.
W łazience Josie, zdjąwszy z siebie mokrą koszulę nocną i bieliznę, wrzuciła je do kosza na brudne pranie. Odkręciła wodę pod prysznicem i czekając, aż zrobi się ciepła, przyjrzała się w lustrze swojej bladej twarzy. „To nie fair”, pomyślała. Lila Jensen już kiedyś się nad nią znęcała. Musiała to wtedy przetrwać, to nie powinno na okrągło do niej wracać. Ale od czasu tych telefonów i nieuchronnie zbliżającej się...
– Nie – odezwała się do kobiety w lustrze. Nie ulegnie. Nie teraz.
Ale jej myśli i tak powędrowały ku tym wspomnieniom, bo w chwili, w której zabroni się mózgowi o czymś myśleć, dokładnie te obrazy zacznie przywoływać. Josie musiała o tym zapomnieć. Zatracić się. Dać swojemu umysłowi inny pokarm. Coś, co nie pozostawi zbyt wiele miejsca na przykre historie z przeszłości.
Po powrocie do sypialni okazało się, że Noah wciąż nie śpi i gapi się w sufit.
Usiadł gwałtownie, gdy zobaczył ją nagą w drzwiach.
– Właściwie to możesz mi pomóc – oznajmiła.
Nie wahał się. W dwóch krokach znalazł się przy niej i wziął ją w ramiona, a jego głęboki pocałunek wymazał każdą świadomą myśl.
ROZDZIAŁ 2
Z sufitu w kuchni kapała kawa. Josie zaklęła pod nosem, oderwała spory kawałek ręcznika papierowego z podajnika nad zlewem i najpierw wytarła podłogę, potem szafki, a na koniec blat. Następnie przysunęła sobie krzesło i stanęła na nim, próbując dosięgnąć do sufitu.
Głos Noaha przestraszył ją tak, że niemal zleciała na podłogę.
– Mówiłaś coś na temat minipiekarnika? – zapytał.
Posłała mu wściekłe spojrzenie.
– Mówiłam. Powiedziałam ci, że go nie potrzebujemy. Nasz zwykły toster w zupełności wystarczy.
Noah wszedł głębiej do kuchni. Zauważyła jego t-shirt i spodenki.
– Nie jesteś gotowy – zauważyła.
Wskazał na brązowe plamy na białym suficie.
– Co się stało?
Zeszła z krzesła i wrzuciła kłąb papieru do kosza na śmieci. Spojrzała na siebie i uznała, że spokojnie może tak iść. Na szczęście kawa ochlapała tylko buty i dół spodni w kolorze khaki. I tak nikt nie będzie patrzył jej na stopy.
– Stało się to, że zrobiłam sobie kawę, a potem, odwracając się, uderzyłam nadgarstkiem w ten niepotrzebny, wielki minipiekarnik, który uparłeś się tu przytargać. Kubek się stłukł i zachlapałam wszystko kawą. Dosłownie wszystko. Będziemy musieli pomalować sufit.
Zauważyła jego uśmiech i wycelowała w niego palcem.
– Ani się waż śmiać.
Zakrył dłonią usta.
Wyminęła go gniewnie w drodze do przedpokoju.
– Kupię sobie kawę po drodze. A teraz się szykuj. Nie chcę spóźnić się do pracy pierwszego dnia po urlopie.
Noah stanął na dole schodów.
– Mogłabyś wziąć ze mną prysznic. Zrobilibyśmy powtórkę z wczoraj. Miałabyś lepszy humor.
To prawda, seks poprawiłby jej samopoczucie, ale nie mieli na to czasu.
– Jeśli się spóźnimy, komendant da nam popalić, a naprawdę dziś tego nie potrzebuję.
Oboje pracowali w wydziale policji w Denton – Josie była detektywką, a Noah porucznikiem.
Ich niewielki zespół bardzo się starał, by otoczyć nadzorem obszar około dwudziestu pięciu mil kwadratowych, obejmujący dziewicze górzyste tereny środkowej Pensylwanii. Przestrzeń tę wypełniały kręte jednopasmówki, gęste lasy i wiejskie domy rozrzucone niedbale jak confetti. Liczba mieszkańców wynosiła ponad trzydzieści tysięcy, czy nawet więcej w czasie trwania roku akademickiego na uniwersytecie w Denton. Wystarczyło, żeby lokalna policja miała zawsze ręce pełne roboty. Josie i Noah spotykali się mniej więcej od półtora roku i dopiero miesiąc temu postanowili razem zamieszkać. Dla Josie okazał się to nadspodziewanie duży krok. Od kilku lat mieszkała sama i choć regularnie gościła u siebie znajomych i rodzinę, to przeprowadzka Noaha wymagała od niej kompromisów większych, niż przypuszczała.
Dziesięć minut później Noah wsunął się na miejsce po stronie pasażera w jej samochodzie. Na widok jego wciąż lekko wilgotnych, zmierzwionych włosów trochę zmiękło jej serce. Wróciła myślami na krótką chwilę do godzin spędzonych podczas wakacji w łóżku – pod każdym względem równie namiętnych co wczorajsze łóżkowe harce – i zatęskniła za plażą. Z westchnieniem wycofała auto z podjazdu, a Noah w tym czasie zapiął policyjną koszulę i powiedział:
– Wiesz przecież, że w minipiekarniku można zrobić znacznie więcej niż zwykłe tosty.
Josie jęknęła.
– Jest za wielki. Zajmuje za dużo miejsca na blacie.
– A po co ci tyle miejsca? Do gotowania? – W jego głosie pobrzmiewał sarkazm, ale nie złośliwość. Josie pacnęła go w ramię grzbietem prawej dłoni.
– Racja.
– Przegrałem kłótnię o łóżko. Musisz mi pozwolić na minipiekarnik.
Josie spojrzała na niego spod uniesionej brwi.
– To nie była kłótnia. Moje łóżko jest większe i nowsze od twojego. Po prostu lepiej było zostawić moje, a pozbyć się twojego.
Zatrzymali się przed kawiarnią Kommorah i Noah otworzył drzwi.
– Pójdę po kawę – zaoferował. – Wtedy mi wybaczysz i zgodzisz się zatrzymać minipiekarnik.
Josie się roześmiała.
– Weź dla Gretchen croissanty z pekanami, to się zastanowię, czy pozwolić ci zatrzymać ten gigantyczny grat, na który nie ma miejsca w mojej kuchni.
– W naszej kuchni – poprawił ją Noah, a potem zamknął drzwi auta i wbiegł do kawiarni.
Dziesięć minut później Josie położyła przed Gretchen Palmer papierową torebkę z orzechowymi croissantami. Śledcza siedziała na swoim miejscu w policyjnym biurze – składowisku biurek na środku dużego pomieszczenia na drugim piętrze, gdzie funkcjonariusze odwalali robotę papierkową, wykonywali telefony i grzebali w internecie. Josie, Noah i Gretchen oraz najświeższy nabytek wśród detektywów, Finn Mettner, mieli biurka przypisane na stałe, natomiast reszta funkcjonariuszy dzieliła między sobą pozostałe. Gretchen przyciskała do ucha słuchawkę telefonu stacjonarnego. Jej twarz rozjaśniła się na widok torby z Komorrah. Policjantka odezwała się do rozmówcy po drugiej stronie linii:
– Proszę chwilę zaczekać.
Wcisnęła przycisk zawieszający połączenie. Gdy podniosła wzrok, Josie zauważyła jej mocno podkrążone oczy.
– Mieliście dużo roboty?
Koleżanka pokiwała głową.
– Mam wrażenie, że sierpniowe upały wszystkim rzucają się na mózg. Dużo interwencji w sprawie przemocy domowej, kilka barowych burd i parę kradzieży samochodów. Ale sprawa, o której właśnie rozmawiam przez telefon, jest znacznie bardziej skomplikowana. Bierzecie ją?
Noah usiadł przy swoim biurku stojącym po przekątnej od stanowiska Gretchen.
– A co to za sprawa?
– Dwa trupy w lesie.
– Bierzemy – zadecydowała Josie.
Noah się roześmiał.
– Nie tak szybko, Quinn. Dowiedzmy się najpierw czegoś więcej.
– Gretchen siedziała na komendzie całą noc. Jeśli weźmie tę sprawę, będzie musiała dodatkowo tkwić tu cały dzień.
– Wiem – odparł Noah. – Tylko żartowałem. Napij się kawy i opowiedz nam pokrótce, w czym rzecz.
Palmer skinęła głową w kierunku telefonu.
– W lasach trwa inwentaryzacja przed rozpoczęciem sezonu łowieckiego.
– Ale stanowe tereny łowieckie leżą na południe od nas. To hrabstwo Lenore, nie Alcott.
– Zgadza się – przyznała Gretchen. – Leśniczy uznał początkowo, że teren podlega pod jurysdykcję hrabstwa Lenore, ale kiedy zadzwonił do tamtejszego biura szeryfa, żeby wezwać funkcjonariuszy, usłyszał, że to część Alcott. Facet twierdzi, że miejsce, w którym natknęli się na ciała, znajduje się w Denton.
Josie poczuła w kieszeni dżinsów wibracje telefonu. Zignorowała je, pozwalając, żeby uruchomiła się poczta głosowa. Gretchen w tym czasie przekręciła monitor tak, aby Josie i Noah mogli go widzieć. Wskazała na cienką wstążkę szosy wijącej się przez rozległy las, zaznaczonej jako droga stanowa numer 9227. W dużej mierze miała wiejski charakter i, omijając główną część miasta, biegła z północy na południe do hrabstwa Lenore.
– Gość mówi, że to tutaj, kilka mil od skrzyżowania z... – Gretchen założyła okulary do czytania i nachyliła się bliżej ekranu. – Z Otto Road.
– Nie jestem pewna, czyja to jurysdykcja, ale możemy się tego dowiedzieć, kiedy już poznamy dokładną lokalizację miejsca zdarzenia – stwierdziła Josie.
– Zabójstwo? – zapytał Noah.
Gretchen pokręciła głową.
– Nie wiedzą. Dlatego chcą, żeby ktoś tam pojechał i sprawdził. Rozmawiam właśnie przez telefon z zastępcą szeryfa z hrabstwa Lenore, Joshem Moore’em. Mówi, że na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby jakaś para rozbiła namiot w lesie i tam zmarła. Według niego wygląda to dość nietypowo, ale nie sprecyzował, w czym rzecz.
– Hm – mruknęła zamyślona Josie, wpatrując się w ekran. Komórka w jej kieszeni znów wpadła w wibracje.
Siedzący za nią Noah zauważył:
– To chyba twój telefon.
Quinn wyciągnęła aparat w tej samej chwili, w której połączenie zostało przerwane. Żołądek podszedł jej do gardła. Klikając w powiadomienie, wiedziała, jaki numer zobaczy. Dwa nieodebrane połączenia z Zakładu Karnego Muncy. Stanowego więzienia dla kobiet.
– Wszystko w porządku? – zapytał Fraley, gdy przycisnęła telefon do piersi, żeby nie mógł zobaczyć ekranu.
– Tak. – Wskazała na biurko Gretchen i aparat, na którym cały czas mrugało pomarańczowe światełko, sygnalizując, że zastępca szeryfa wciąż czeka na wznowienie połączenia. – Daj mu mój numer telefonu. Powiedz, że spotkamy się z nim na skrzyżowaniu drogi dziewięć dwa dwa siedem z Otto Road. Będzie nam mógł pokazać miejsce zdarzenia. Noah, weź podręczne GPS-y. Będą nam potrzebne do nawigacji w głębi lasu.