Kłopotliwe dziedzictwo? Architektura Trzeciej Rzeszy w Polsce -  - ebook

Kłopotliwe dziedzictwo? Architektura Trzeciej Rzeszy w Polsce ebook

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dziedzictwo bywa kłopotliwe, o czym zaświadczają najlepiej były obóz koncentracyjny Auschwitz czy Pałac Kultury i Nauki. Największy jednak kłopot mamy z tym, co pozostawiła w naszym kraju Trzecia Rzesza. Jak złożona jest to kwestia, pokazuje najnowsza książka Międzynarodowego Centrum Kultury. I dostarcza najpełniejszego jak dotąd, nierzadko zaskakującego przeglądu tych „źle urodzonych” budowli.

Teren dzisiejszej Polski to również obszar wielkiego przestrzennego eksperymentu, jakim było stworzenie niemieckiej Lebensraum. Eksperymentu zakrojonego we wszystkich architektonicznych skalach: od „wzorcowej prowincji” przez „idealne niemieckie miasto na Wschodzie” po „wzorcową wioskę” i „modelowe mieszkanie dla niemieckiej rodziny”. Inaczej realizowano go na ziemiach należących przed wojną do Niemiec, a inaczej na obszarach podbitej Rzeczypospolitej, które albo włączono bezpośrednio do Rzeszy, albo utworzono z nich Generalne Gubernatorstwo. O ile w Gdańsku, Szczecinie czy Wrocławiu nazistowska architektura nie dziwi, o tyle jej obecność w Ciechanowie, Pułtusku czy na Wawelu może zaskakiwać.

Część planów zrealizowano, inne pozostały na papierze. Niektóre budowle nadal noszą swe kłopotliwe piętno, wiele jednak wtopiło się w otoczenie. Autorzy dociekają ich rodowodu, rekonstruują przesłania: na przykład Ordensburga w Złocieńcu na Pomorzu Zachodnim — upodobnionego do krzyżackiego zamku ośrodka szkolenia nowych hitlerowskich elit — czy Eichenkampu pod Gliwicami — wzorcowej osady dla funkcjonariuszy SA i SS z germańskim dębem nie tylko w nazwie. Za wieloma projektami stała przemoc symboliczna. Bez uporczywego zniemczania, bez wymazywania polskości nie dałoby się Poznania przekształcić w „nowe centrum administracyjne i kulturalne niemieckiego Wschodu”, stworzyć „nowego niemieckiego miasta Warszawy” czy „przywrócić” Krakowowi jego „prastarą niemieckość” i zmienić w Norymbergę Wschodu.

Za architekturą stała ideologia, za ideologią — zbrodnia. Rewersem tego, co budowano i przebudowywano dla „rasy panów” były getta i wysiedlenia. Dobrobyt oparty na niewolniczej pracy podludzi. Infrastruktura eksterminacji — fabryk śmierci i obozów dostarczających darmowej niemal siły roboczej w myśl doktryny „wyniszczenia przez pracę” tak przewrotnie sparafrazowanej na bramie w Auschwitz.

Z dziedzictwem kłopotliwym niełatwo się pogodzić. Nawet zabliźnione, jest śladem krzywdy, przemocy, zbrodni. Osiemdziesiąt lat, jakie od wojny upłynęły, pozwoliły jednak badaczom spojrzeć na nie „bez gniewu i bez upodobania”. A jednocześnie postawić ważne pytanie: czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie przejść od emocji do debaty, od kontrowersji do namysłu, zastanowić się, dlaczego i na jakich zasadach można uchronić również tak dramatyczne świadectwo historii jak pozostawione przez hitlerowców w Polsce dziedzictwo nienawiści.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 451

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Archi­tek­tura Trze­ciej Rze­szy w Pol­sce – dzie­dzic­two kło­po­tliwe?

Archi­tek­tura Trze­ciej Rze­szy w Pol­sce – dzie­dzic­two kło­po­tliwe?

Jacek Pur­chla

Fun­da­men­tem naszego sto­sunku do prze­szło­ści jest dzi­siaj nie pie­tyzm wobec zabyt­ków, ale kul­tura pamięci jako sys­tem pamięci zbio­ro­wej danego spo­łe­czeń­stwa. To znacz­nie wię­cej niż teo­rie Maksa Dvořáka i Juliusa von Schlos­sera na temat Kun­st­ge­schichte als Geistes­ge­schichte1.

Kult prze­szło­ści – tak mocno zako­rze­niony w euro­pej­skiej tra­dy­cji – staje się przede wszyst­kim naszym „obo­wiąz­kiem pamięci”, tej indy­wi­du­al­nej i tej zbio­ro­wej. Tra­giczne doświad­cze­nie naro­dów Europy Środ­ko­wej w XX wieku spra­wia, że „obo­wią­zek pamięci” jest wyzwa­niem szcze­gól­nym. Holo­kaust, zmiana gra­nic poli­tycz­nych, czystki etniczne, ide­olo­gie tota­li­tarne spo­wo­do­wały, że roz­po­częte po roku 1989 pro­cesy przy­wra­ca­nia, kon­stru­owa­nia i utrwa­la­nia pamięci zbio­ro­wej prze­kształ­ciły Europę Środ­kową w wiel­kie pole bitwy o pamięć. Pol­ska zna­la­zła się w jej epi­cen­trum. Waż­nym ele­men­tem tej bitwy jest dzie­dzic­two kul­tu­rowe, w tym dzie­dzic­two mate­rialne.

Dzie­dzic­two kul­tu­rowe to nie tylko pro­ces nie­usta­ją­cej rein­ter­pre­ta­cji prze­szło­ści i wyko­rzy­sty­wa­nia jej do współ­cze­snych celów, lecz także przed­miot kon­flik­tów (czego przy­kła­dem są choćby pola bitewne) i kon­tro­wer­sji – mię­dzy pań­stwami, naro­dami, reli­giami, gru­pami spo­łecz­nymi, regio­nami czy róż­nymi innymi inte­re­sa­riu­szami. John E. Tun­bridge i Gre­gory J. Ash­worth twier­dzą wręcz, że każde dzie­dzic­two z zasady jest obsza­rem debaty i kon­tro­wer­sji2.

Dzie­dzic­two kło­po­tliwe (dis­so­nant heri­tage) sta­nowi szcze­gólny pro­blem Europy Środ­ko­wej, gdzie gra­nice poli­tyczne w XX wieku zmie­niały się szyb­ciej niż gra­nice kul­tu­rowe. Kon­flikty pamięci, nie­pa­mięć oraz pro­blem dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego i dzie­dzic­twa nie­chcia­nego są rów­nież pol­skim doświad­cze­niem XX wieku. Nie­pod­le­głość ozna­czała nie tylko two­rze­nie nowej sym­bo­liki pań­stwo­wej, lecz także burze­nie świa­dectw obcej domi­na­cji oraz wyma­zy­wa­nie ich z pamięci zbio­ro­wej. Do wyjąt­kowo dra­stycz­nych form nisz­cze­nia „obcych” sym­boli docho­dziło po roku 1918 na tere­nach daw­nych zabo­rów pru­skiego i rosyj­skiego. W Pozna­niu na przy­kład już w 1919 roku zbu­rzono wszyst­kie pru­skie pomniki, mię­dzy innymi pomnik Ottona von Bismarcka przy dzi­siej­szym placu Mic­kie­wi­cza3. O ile „wymiana” pomni­ków była wów­czas swo­istym zna­kiem czasu w całej Euro­pie Środ­ko­wej4, o tyle na zie­miach zaboru pru­skiego oso­bliwy roz­dział dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego sta­no­wiły tak zwane Bismarck-Türme. Na prze­ło­mie XIX i XX wieku na tery­to­riach Cesar­stwa Nie­miec­kiego (oraz poza jego gra­ni­cami, także na innych kon­ty­nen­tach) powstało około 240 wież Bismarcka i wiele z nich zna­la­zło się w gra­ni­cach Dru­giej Rze­czy­po­spo­li­tej5. Naj­bar­dziej znana jest wieża Bismarcka w Mysło­wi­cach, w pobliżu tak zwa­nego trój­kąta trzech cesa­rzy. Kamienną wieżę wido­kową, wysoką na ponad dwa­dzie­ścia metrów, usy­tu­owano na wzgó­rzu u zbiegu Bia­łej i Czar­nej Prze­mszy. Po uro­czy­stym otwar­ciu w roku 1907 wieża szybko stała się atrak­cją tury­styczną i waż­nym zna­kiem w kra­jo­bra­zie pogra­ni­cza trzech impe­riów. Gdy w roku 1922 zna­la­zła się na tery­to­rium Pol­ski, prze­mia­no­wano ją na Wieżę Wol­no­ści i ozdo­biono pła­sko­rzeźbą z wize­run­kiem Tade­usza Kościuszki. W latach trzy­dzie­stych na pole­ce­nie woje­wody ślą­skiego Michała Gra­żyń­skiego została jed­nak roze­brana, a pozy­skany kamień wyko­rzy­stano do budowy kate­dry w Kato­wi­cach6.

Znacz­nie więk­sze emo­cje wyzwa­lały sym­bole car­skiej domi­na­cji na zie­miach daw­nego zaboru rosyj­skiego. Ofiarą zrzu­ce­nia przez Pola­ków jarzma zabo­rów i „odmo­skwia­nia” pol­skich miast po pierw­szej woj­nie świa­to­wej stały się liczne cer­kwie pra­wo­sławne wznie­sione przez car­skie wła­dze jako sym­bol rosyj­skiego pano­wa­nia i narzę­dzie rusy­fi­ka­cji. Archi­tek­tura cer­kiewna znik­nęła po 1918 roku mię­dzy innymi z pej­zażu Kali­sza, Lublina, Płocka i Wło­cławka7. Naj­bar­dziej dra­stycz­nym przy­kła­dem kon­fliktu pamięci było roze­bra­nie monu­men­tal­nego soboru Świę­tego Alek­san­dra New­skiego przy placu Saskim, w sercu War­szawy. Ten pra­wo­sławny sobór kate­dralny wznie­siono w latach 1894–1912 z ini­cja­tywy gene­rała guber­na­tora Josifa Hurki według pro­jektu Leon­tija Benois, wybra­nego do tego zada­nia przez samego cara Alek­san­dra III8. Mimo że sobór miał sta­no­wić „po wsze czasy sym­bol rosyj­skiego pano­wa­nia”9, jego roz­biórka w latach 1924–1926 wywo­łała burz­liwą dys­ku­sję i pro­te­sty śro­do­wisk inte­lek­tu­al­nych. Głos zabrał mię­dzy innymi Ste­fan Żerom­ski, który pro­po­no­wał prze­kształ­ce­nie „nie­chcia­nej budowli” w muzeum mar­ty­ro­lo­gii narodu pol­skiego10.

Spory i kon­flikty pamięci z cza­sów Dru­giej Rze­czy­po­spo­li­tej zostały nie­omal cał­ko­wi­cie prze­sło­nięte przez skalę tra­ge­dii dru­giej wojny świa­to­wej na zie­miach pol­skich. Porzą­dek jał­tań­ski i jego poli­tyczne kon­se­kwen­cje – w tym kolejna zmiana gra­nic i wiel­kie czystki etniczne – dodat­kowo zmul­ti­pli­ko­wały pro­blem dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego. Jego nowa defi­ni­cja ozna­czała w powo­jen­nej pol­skiej rze­czy­wi­sto­ści przede wszyst­kim posta­wie­nie znaku rów­no­ści mię­dzy dzie­dzic­twem nie­chcia­nym (unge­wol­l­tes Erbe) a „walką z niem­czy­zną”. O skali anty­nie­miec­kich nastro­jów dobrze świad­czą ocze­ki­wa­nia pol­skich dele­ga­tów z Mazur, uczest­ni­ków pierw­szego lubel­skiego zebra­nia Sto­wa­rzy­sze­nia Archi­tek­tów Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej (SARP), któ­rzy w listo­pa­dzie 1944 roku żądali, by: „znieść, zbu­rzyć, zetrzeć z powierzchni ziemi wszyst­kie dawne zamki krzy­żac­kie, by ślad po nich nie został, a wspo­mnie­nie zagi­nęło”11. Lista ofiar takiego spo­sobu myśle­nia jest długa i cią­gle czeka na wery­fi­ka­cję. Znaj­dują się na niej zarówno zabytki z epoki śre­dnio­wie­cza, jak i dzie­dzic­two XIX i XX wieku. Szcze­gól­nie dra­stycz­nym prze­ja­wem „walki z niem­czy­zną” stało się masowe nisz­cze­nie nie­miec­kich cmen­ta­rzy na zie­miach zachod­nich i pół­noc­nych PRL. Akcja ta była pro­wa­dzona jesz­cze w latach sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku, rów­nież w tak dużych mia­stach jak Gdańsk i Wro­cław.

Nowo­cze­sne teo­rie zarzą­dza­nia dzie­dzic­twem zwra­cają uwagę mię­dzy innymi na kwe­stię wydzie­dzi­czo­nych, gdyż każde dzia­ła­nie w obsza­rze dzie­dzic­twa może ozna­czać pro­blem grup dotknię­tych prze­mocą lub wyklu­cze­niem czy zigno­ro­wa­nych12. Dzie­dzic­two wydzie­dzi­czo­nych i dzie­dzic­two bez dzie­dzi­ców to „pro­dukty” tra­ge­dii XX wieku: Holo­kau­stu i czy­stek etnicz­nych. Bar­dzo dobrym przy­kła­dem tego zja­wi­ska jest Wro­cław – naj­więk­sze mia­sto w Euro­pie i na świe­cie, w któ­rym w wyniku dru­giej wojny świa­to­wej nastą­piła wymiana lud­no­ści w stu pro­cen­tach13. Po 1945 roku Wro­cław stał się poli­go­nem wiel­kich prac kon­ser­wa­tor­skich pole­ga­ją­cych na rekon­struk­cji znisz­czo­nego mia­sta, praw­dzi­wym labo­ra­to­rium dzie­dzic­twa rozu­mia­nego wła­śnie jako pamięć i toż­sa­mość. To mate­ria znacz­nie trud­niej­sza niż kon­ser­wa­cja zabyt­ków. Dla pierw­szych przy­by­wa­ją­cych tam pol­skich osad­ni­ków ruiny nie­miec­kiego Bre­slau ozna­czały bowiem dzie­dzic­two wroga! Przez następne dekady myśle­nie kolej­nych poko­leń wro­cła­wian o nowej małej ojczyź­nie prze­cho­dziło zna­mienną ewo­lu­cję: od dzie­dzic­twa wroga i obcego mia­sta, przez dzie­dzic­two sąsiada, po „umo­je­nie” dzie­dzic­twa i dostrze­że­nie jego war­to­ści uni­wer­sal­nych. Przy­kład Wro­cławia pozwala lepiej zro­zu­mieć siłę i zna­cze­nie dzie­dzic­twa niemate­rialnego, naszej pamięci i toż­sa­mo­ści, a także dyna­mikę pro­cesu, jakim jest dzie­dzic­two14.

Konieczne jest więc wyraźne roz­róż­nie­nie mię­dzy nie­słusz­nie sto­so­wa­nymi zamien­nie poję­ciami: zabytku i dzie­dzic­twa, a także mię­dzy dwoma para­dyg­ma­tami: filo­zo­fii ochrony i filo­zo­fii dzie­dzic­twa. Dzie­dzic­c­two – w odróż­nie­niu od tra­dy­cyj­nie rozu­mia­nego zabytku – nie musi być piękne. To dla­tego Auschwitz jest dzi­siaj naj­czy­tel­niej­szym w świe­cie sym­bo­lem dzie­dzic­twa nie­na­wi­ści (wpi­sa­nym na Listę świa­to­wego dzie­dzic­twa UNE­SCO), a sta­li­now­ski Pałac Kul­tury i Nauki w War­sza­wie służy jako zna­ko­mity przy­kład dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego15.

Współ­cze­sny stan­dard poli­tyki pań­stwa w zakre­sie ochrony dzie­dzic­twa można w Euro­pie spro­wa­dzić do kilku zasad. Naj­waż­niej­sze to posta­wie­nie znaku rów­no­ści mię­dzy ter­mi­nami „dobra kul­tury” i „dzie­dzic­two kul­tu­rowe” oraz stwo­rze­nie poję­cia „naszego wspól­nego dzie­dzic­twa” (our com­mon heri­tage). Zapo­biega się dzięki temu groź­bie selek­tyw­nej ochrony zabyt­ków według kry­te­riów ide­olo­gicz­nych lub poli­tycz­nych16. A jak jest w rze­czy­wi­sto­ści?

Naj­bar­dziej intry­gu­ją­cym przy­kła­dem kło­po­tli­wego dzie­dzic­twa Trze­ciej Rze­szy w Kra­ko­wie pozo­staje Wawel17. Zwłasz­cza domi­nu­jący w pej­zażu wzgó­rza wawel­skiego budy­nek numer 5 był owo­cem dys­ku­sji i stu­diów pro­jek­to­wych, a ogólną kon­cep­cję jego ukształ­to­wa­nia zatwier­dził oso­bi­ście w marcu 1941 roku Hans Frank18. Mimo styg­matu dzie­dzic­twa nie­chcia­nego i poli­tycz­nie nie­po­praw­nej metryki uro­dze­nia budy­nek numer 5 w for­mie Verwaltungsgebäude der Kan­zlei Burg prze­trwał jako wawel­skie dzie­dzic­two Trze­ciej Rze­szy w sta­nie nie­zmie­nio­nym zarówno przez okres PRL, jak i przez kil­ka­na­ście pierw­szych lat Trze­ciej Rze­czy­po­spo­li­tej. Dopiero w latach 2006–2009 kan­ce­la­ria Hansa Franka pod­dana została spek­ta­ku­lar­nej prze­bu­do­wie. Ten naj­now­szy roz­dział „walki z niem­czy­zną” miał na celu „usu­nię­cie cho­ciaż w czę­ści piętna nie­miec­kich poczy­nań na wzgó­rzu oraz poprawę archi­tek­tury w tak waż­nym i repre­zen­ta­cyj­nym miej­scu”19. Ponad sześć­dzie­siąt lat po upadku Trze­ciej Rze­szy na Wawelu – w szcze­gól­nym miej­scu pamięci zbio­ro­wej Pola­ków – nie prze­wi­dziano już miej­sca dla Verwaltungsgebäude der Kan­zlei Burg. W opi­nii pol­skich kon­ser­wa­to­rów kró­lew­skiej rezy­den­cji archi­tek­to­niczne dzie­dzic­two Trze­ciej Rze­szy nie paso­wało do kon­stru­owa­nia naro­do­wej pamięci o „świę­tej górze Pola­ków”. Było przed­mio­tem kon­tro­wer­sji – zwłasz­cza że miej­sce tak ważne dla narodu jak Wawel kon­sty­tu­uje toż­sa­mość naro­dową. W ten spo­sób Wawel jako labo­ra­to­rium pol­skiej pamięci zbio­ro­wej stał się w ostat­nim cza­sie papier­kiem lak­mu­so­wym naszego sto­sunku do dzie­dzic­twa Trze­ciej Rze­szy. Czy jej mate­rialne resztki pozo­stają w Pol­sce dzie­dzic­twem kło­po­tli­wym i rze­czy­wi­ście winny być wyma­zy­wane z pamięci?

To jedno z pytań, które sta­wiamy sobie dziś. Czy doj­rze­li­śmy do odpo­wie­dzi na nie? Ważne, że w Mię­dzy­na­ro­do­wym Cen­trum Kul­tury doj­rze­li­śmy do zada­nia tego pyta­nia. Padło ono w cza­sie kon­fe­ren­cji zaty­tu­ło­wa­nej Kło­po­tliwe dzie­dzic­two Trze­ciej Rze­szy w Pol­sce, którą zor­ga­ni­zo­wa­li­śmy w part­ner­stwie z Zen­tra­lin­sti­tut für Kun­st­ge­schichte z Mona­chium w grud­niu 2018 roku. Zada­li­śmy je w MCK nie dla­tego, że nasza sie­dziba przy Rynku Głów­nym w Kra­ko­wie została w roku 1940 prze­bu­do­wana, by słu­żyć Han­sowi Fran­kowi jako sie­dziba NSDAP dla całego Gene­ral­nego Guber­na­tor­stwa20. Padło ono dla­tego, że Cen­trum wyro­sło z pol­skiej zmiany roku 1989 po to, by mie­rzyć się z trud­nymi tema­tami w dia­logu z naszymi sąsia­dami. W tę filo­zo­fię wpi­suje się rów­nież nasza książka zaty­tu­ło­wana Kło­po­tliwe dzie­dzic­two? Archi­tek­tura Trze­ciej Rze­szy w Pol­sce. Zawiera ona zarówno owoce kra­kow­skiej kon­fe­ren­cji z roku 2018, jak i tek­sty spe­cjal­nie zamó­wione na potrzeby tej publi­ka­cji.

Sztuka Trze­ciej Rze­szy sta­no­wiła w cza­sach PRL temat przez bada­czy igno­ro­wany, a przez cen­zurę zaka­zany. Na pol­skim grun­cie pierw­szą próbą prze­ła­ma­nia tego tabu była książka Pio­tra Kra­kow­skiego Sztuka Trze­ciej Rze­szy wydana przez Mię­dzy­na­ro­dowe Cen­trum Kul­tury wspól­nie z Irsą21. Pro­fe­sor Kra­kow­ski pomi­nął w niej jed­nak pro­ble­ma­tykę archi­tek­tury hitle­row­skiej w Pol­sce. Dzi­siaj – ponad ćwierć wieku póź­niej – chcemy więc pójść dalej. Zwłasz­cza że jesz­cze w latach dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku archi­tek­tura ta stała się przed­mio­tem poważ­nych badań w Niem­czech. Ich zna­czą­cym i poucza­ją­cym efek­tem jest pio­nier­skie stu­dium Nie­lsa Gut­schowa zaty­tu­ło­wane Ord­nung­swahn. Archi­tek­ten pla­nen im „ein­ge­deut­sch­ten Osten“ 1939–1945, wydane w roku 200122.

Histo­ria urba­ni­styki i archi­tek­tury Trze­ciej Rze­szy docze­kała się obfi­tej lite­ra­tury przed­miotu, głów­nie – co zro­zu­miałe – nie­miecko- i anglo­ję­zycz­nej. Pro­ble­ma­tyka ta w ostat­nim cza­sie zain­te­re­so­wała rów­nież rosnącą grupę pol­skich bada­czy w kilku ośrod­kach uni­wer­sy­tec­kich. Podej­mo­wane przez nich stu­dia doty­czą nie tylko Wro­cła­wia czy Szcze­cina po roku 1933, lecz także pol­skich miast, zarówno tych, które w 1939 roku zostały inkor­po­ro­wane w gra­nice Rze­szy, takich jak Poznań i Łódź czy Toruń i Oświę­cim, jak i Kra­kowa oraz War­szawy23. W roku 1945 w gra­ni­cach powo­jen­nej Pol­ski zna­la­zły się więc zie­mie nale­żące do Dru­giej Rze­czy­po­spo­li­tej, ale też tery­to­ria sta­no­wiące wcze­śniej inte­gralną część Rze­szy Nie­miec­kiej. Sam ten fakt stwa­rza wyjąt­kową w skali Europy per­spek­tywę badaw­czą. W przy­szło­ści warto będzie pod­dać ana­li­zie – we współ­pracy ze wschod­nimi sąsia­dami Pol­ski – także tery­to­ria Dru­giej Rze­czy­po­spo­li­tej, które w wyniku paktu Rib­ben­trop-Moło­tow zna­la­zły się w 1939 roku pod oku­pa­cją sowiecką. „Dopiero” w roku 1941 po agre­sji Nie­miec na Zwią­zek Radziecki sta­wały się one przed­mio­tem kolej­nych hitle­row­skich wizji i pla­nów. Doty­czy to zwłasz­cza okręgu bia­ło­stoc­kiego włą­czo­nego do Prus Wschod­nich i tak zwa­nego Distrikt Gali­zien ze sto­licą we Lwo­wie, sta­no­wiącego od 1941 roku nową część Gene­ral­nego Guber­na­tor­stwa.

Nie­miec­kie plany pod­boju i hitle­row­ska poli­tyka ludo­bój­stwa, zwłasz­cza w Pol­sce bez­po­śred­nio powią­zana z urba­ni­stycz­nymi wizjami oku­pan­tów, prze­są­dziły o jed­no­znacz­nej kwa­li­fi­ka­cji całego dorobku archi­tek­tów Trze­ciej Rze­szy jako dzie­dzic­twa okru­cień­stwa (heri­tage of atro­city). Nie może to jed­nak ozna­czać pomi­ja­nia tego zja­wi­ska i igno­ro­wa­nia go w bada­niach nad sztuką XX wieku w Pol­sce, w tym rów­nież nad nie­miec­kimi wizjami urba­ni­stycz­nymi wobec pol­skich miast. W więk­szo­ści pozo­stały one na papie­rze, a wznie­sione przez Niem­ców w latach 1940–1944 budowle wto­piły się w kra­jo­braz. Warto więc spoj­rzeć na te pro­jekty „szkieł­kiem i okiem”.

Koniecz­ność pod­ję­cia i pro­wa­dze­nia sys­te­ma­tycz­nych badań doty­czy zarówno nie­licz­nych budowli archi­tek­tury monu­men­tal­nej pozo­sta­wio­nej przez Trze­cią Rze­szę w Pol­sce, jak i obiek­tów nie­ro­ze­rwal­nie zwią­za­nych z histo­rią Holo­kau­stu. Szcze­gólną rolę w „grze w dzie­dzic­two” odgry­wają miej­sca pamięci. Skła­dają się one z ele­men­tów zarówno mate­rial­nych, jak i niemate­rial­nych. Są bowiem dłu­go­trwa­łymi, utrzy­mu­ją­cymi się przez poko­le­nia kata­li­za­to­rami zbio­ro­wej pamięci i toż­sa­mo­ści, które sta­no­wią część spo­łecz­nych, kul­tu­ro­wych i poli­tycz­nych zwy­cza­jów.

Archi­tek­tura Trze­ciej Rze­szy jako ele­ment więk­szego pro­blemu kło­po­tli­wego dzie­dzic­twa odzna­cza się wyjąt­kowo „wyso­kim wskaź­ni­kiem kło­po­tli­wo­ści”. Na tym zasa­dza się też szcze­gólna trud­ność bada­nia archi­tek­tury Trze­ciej Rze­szy na tery­to­rium Pol­ski. Trzeba przy tym mówić rów­nież o nie­zwy­kło­ści przy­padku Pol­ski w kwe­stii archi­tek­tury Trze­ciej Rze­szy! Na zie­miach znaj­du­ją­cych się przed rokiem 1939 w gra­ni­cach pań­stwa nie­miec­kiego Trze­cia Rze­sza stwo­rzyła już w latach trzy­dzie­stych pokaźny zasób budow­lany. To nie tylko cha­rak­te­ry­styczna archi­tek­tura wiel­kich ośrod­ków, takich jak Wro­cław, Szcze­cin, Opole, Gli­wice, Bytom czy Wolne Mia­sto Gdańsk. Dzie­dzic­two Trze­ciej Rze­szy jako część jej toż­sa­mo­ści na tere­nach Nie­miec sprzed 1939 roku to także: ratu­sze, sie­dziby władz i admi­ni­stra­cji róż­nego szcze­bla, budynki sądów, kom­pleksy woj­skowe, dworce kole­jowe, szkoły itp., roz­siane w mniej­szych i więk­szych miej­sco­wo­ściach Ślą­ska, Pomo­rza czy War­mii i Mazur. Można tam zna­leźć zarówno ważne dla ide­olo­gii i pro­pa­gandy Trze­ciej Rze­szy miej­sca sym­bole, takie jak Anna­berg (Góra Świę­tej Anny) i Tan­nen­berg (Olsz­ty­nek), czy wzor­cowe ośrodki szko­le­nia kadr nazi­stow­skich w rodzaju Ordens­burg Krössinsee (Zło­cie­niec), jak i z wiel­kim roz­ma­chem prze­pro­wa­dzone inwe­sty­cje w infra­struk­turę: auto­strady, kanały czy obiekty spor­towe, mię­dzy innymi sta­dion olim­pij­ski we Wro­cławiu. To nie­wąt­pli­wie refleks, a nawet istotna część dzie­dzic­twa Trze­ciej Rze­szy sprzed agre­sji na Pol­skę oraz intry­gu­jący roz­dział histo­rii rela­cji mię­dzy archi­tek­turą a ide­olo­gią i tota­li­tar­nym sys­te­mem poli­tycz­nym. Z dru­giej jed­nak strony można spo­tkać nad Wisłą liczne „pomniki” krwa­wej nie­miec­kiej oku­pa­cji, które czę­sto miesz­czą się w poję­ciu „archi­tek­tura i zbrod­nia”. Na pod­bi­tych przez Wehr­macht w 1939 roku pol­skich tery­to­riach mamy do czy­nie­nia z kolo­nial­nym aspek­tem hitle­row­skich pla­nów wobec ziem daw­nej Dru­giej Rze­czy­po­spo­li­tej. Są to zarówno reali­za­cje, jak i pro­jekty oraz wizje potwier­dza­jące zbrod­ni­cze plany Hitlera! Doty­czą one tere­nów Dru­giej RP wcie­lo­nych w roku 1939 do Rze­szy, na przy­kład Pozna­nia, Kato­wic, Łodzi, Toru­nia, Cie­cha­nowa, Oświę­ci­mia, a także Gene­ral­nego Guber­na­tor­stwa, zwłasz­cza pro­blemu nie­chcia­nej sto­łecz­no­ści Kra­kowa. Różne były też kon­tek­sty powsta­wa­nia poszcze­gól­nych obiek­tów, różne zaan­ga­żo­wa­nie nie­miec­kich oraz pol­skich archi­tek­tów i urba­ni­stów w ich reali­za­cję tudzież różne ich wobec tego postawy. Odkry­wa­niu tego zasobu i jego róż­no­rod­no­ści towa­rzy­szy cię­żar zbrodni sym­bo­li­zo­wa­nej przez Holo­kaust, a ste­ro­wa­nej przez Hitlera z Wol­fs­schanze pod Kętrzy­nem.

Pro­ble­ma­tyka urba­ni­styki i archi­tek­tury pozo­sta­wio­nej przez Trze­cią Rze­szę na tery­to­riach powo­jen­nej Pol­ski nie może ogra­ni­czać się zatem do badań opar­tych tylko na tra­dy­cyj­nym warsz­ta­cie histo­rii sztuki. Jestem prze­ko­nany, że klu­czem do zgłę­bie­nia istoty pro­blemu jest per­spek­tywa oparta na teo­rii dzie­dzic­twa kul­tu­ro­wego. Nie tylko inwen­ta­ry­za­cja arte­fak­tów, lecz także prze­ła­mu­jąca tabu ich inter­pre­ta­cja winny pozwo­lić na sfor­mu­ło­wa­nie wnio­sków i wypra­co­wa­nie spój­nej postawy wobec pozo­sta­wio­nego przez Trze­cią Rze­szę w Pol­sce dzie­dzic­twa.

Jakie można dziś sfor­mu­ło­wać postu­laty badaw­cze? Jakie są cele i kie­runki pro­wa­dzo­nych w wielu ośrod­kach w Pol­sce badań? Na pierw­szy plan wysuwa się potrzeba dia­logu, współ­pracy i sys­te­ma­ty­za­cji geo­gra­fii pro­wa­dzo­nych badań. Róż­no­rod­ność funk­cji i gatun­ków archi­tek­to­nicz­nych, które są przed­mio­tem naszego zain­te­re­so­wa­nia nauko­wego, pro­wa­dzi do oczy­wi­stego pyta­nia: w jakim zakre­sie dzie­dzic­two Trze­ciej Rze­szy, dzie­dzic­two kło­po­tliwe, winno być chro­nione?! Na te i wiele innych pytań pró­bu­jemy poszu­ki­wać odpo­wie­dzi w tej książce. Mam nadzieję, że reje­struje ona kolejne owoce badań pol­skich i nie­miec­kich uczo­nych nad archi­tek­turą i urba­ni­styką Trze­ciej Rze­szy, jaką odzie­dzi­czyła powo­jenna Pol­ska, a także inspi­ruje do szer­szej reflek­sji nad feno­me­nem dzie­dzic­twa kło­po­tliwego.

Jacek Pur­chla, Naród – Dzie­dzic­two – Pamięć, „Zagad­nie­nia Sądow­nic­twa Kon­sty­tu­cyj­nego” 2012, nr 2 (4), s. 62. [wróć]

John E. Tun­bridge, Gre­gory J. Ash­worth, Dis­so­nant Heri­tage. The Mana­ge­ment of the Past asaReso­urce in Con­flict, Chi­che­ster 1996, pas­sim. [wróć]

Witold Molik, Straż nad Wartą. Pomnik BismarckawPozna­niu (1903–1919), „Kro­nika Mia­sta Pozna­nia” 2001, nr 2, s. 91–108. [wróć]

Zob. np. Zdeněk Hojda, Jiří Pokorny, Pomnikyazapo­mniky, Praha 1996; Zdeněk Hojda, Pomník – svatyně národa, w: Sacrum et pro­fa­num. Sborník příspěvků ze stejnojmenného sym­po­zia k pro­ble­ma­tice 19. století, k vyd. připravili Marta Ottlová, Milan Pospíšil, Praha 1998, s. 54–64; Csaba Kiss, Lek­cja Europy Środ­ko­wej. Esejeiszkice, Kra­ków 2009, s. 151–157. [wróć]

Günter Kloss, Sie­glinde Seele, Bismarck-Türme und Bismarck-Säulen. Eine Bestand­sauf­nahme, Peters­berg 1997, pas­sim. [wróć]

Sie­glinde Seele, Lexi­kon der Bismarck-Denkmäler, Peters­berg 2005, s. 282. Rafał Makała, Nowo­cze­sna pra­ar­chi­tek­tura. Archi­tek­to­niczne pomniki naro­dowewwil­hel­miń­skich Niem­czech (1888–1918), Szcze­cin 2015. [wróć]

Piotr Pasz­kie­wicz, Spórocer­kwie pra­wo­sławnewIIRze­czy­po­spo­li­tej. „Odmo­skwia­nie” czy „polo­ni­za­cja”?, w: Nacjo­na­lizmwsztuceihisto­rii sztuki 1789–1950, red. Dariusz Kon­stan­ty­nów, Robert Pasieczny, Piotr Pasz­kie­wicz, War­szawa 1998, s. 228. [wróć]

Piotr Pasz­kie­wicz, Pod ber­łem Roma­no­wów. Sztuka rosyj­skawWar­sza­wie. 1815–1915, War­szawa 1991, s. 115–120. [wróć]

Ibi­dem, s. 115. [wróć]

Ibi­dem, s. 196–201. [wróć]

Marta Leśnia­kow­ska, Pol­ska histo­ria sztukiinacjo­na­lizm, w: Nacjo­na­lizmwsztuce…, op. cit., s. 44. [wróć]

Peter Howard, Heri­tage. Mana­ge­ment, Inter­pre­ta­tion, Iden­tity, Lon­don – New York 2003, s. 211–212. [wróć]

Gre­gor Thum, Obce mia­sto Wro­cław 1945ipotem, tłum. Mał­go­rzata Sła­bicka, Wro­cław 2005, pas­sim. [wróć]

J. Pur­chla, Naród – Dzie­dzic­two – Pamięć, op. cit., s. 63–64. [wróć]

Jeremi T. Kró­li­kow­ski, Meta­mor­fozy archi­tek­tury impe­rial­nej – od soboru na placu Saskim do Pałacu Kul­turyiNauki, w: Kul­turaipoli­tyka. Wpływ poli­tyki rusy­fi­ka­cyj­nej na kul­turę zachod­nich rubieży Impe­rium Rosyj­skiego (1772–1915), red. Dariusz Kon­stan­ty­nów, Piotr Pasz­kie­wicz, War­szawa 1994, s. 273–279. [wróć]

J. Pur­chla, Naród – Dzie­dzic­two – Pamięć, op. cit., s. 64. [wróć]

Sze­roko na ten temat w arty­kule: Jacek Pur­chla, Wawel – dzie­dzic­two kło­po­tliwe?, w: Velis quod possis. Stu­diazhisto­rii sztuki ofia­ro­wane Pro­fe­so­rowi Janowi Ostrow­skiemu, red. Andrzej Betlej et al., Kra­ków 2016, s. 491–498. [wróć]

Jacek Pur­chla, Mia­stoipoli­tyka. Przy­padki Kra­kowa, Kra­ków 2018, s. 122. [wróć]

Jadwiga Gwiz­da­łówna, Wawel pod­czas oku­pa­cji nie­miec­kiej 1939–1945. Prze­miany archi­tek­tury. Echa archi­tek­tury nazi­stow­skiej, „Rocz­nik Kra­kow­ski” 2011, t. 77, s. 140; Jadwiga Gwiz­da­łówna, Archi­tek­tura Waweluwcza­sie oku­pa­cji nie­miec­kiej 1939–1945, Kra­ków 2019. [wróć]

Żanna Komar, Meta­mor­fozy, w: Rynek Główny 25. Dzieje jed­nego adresu, red. Jacek Pur­chla, Kra­ków 2019, s. 112–126. [wróć]

Piotr Kra­kow­ski, Sztuka Trze­ciej Rze­szy, Kra­ków 1994. [wróć]

Niels Gut­schow, Ord­nung­swahn. Archi­tek­ten pla­nen im „ein­ge­deut­sch­ten Osten“ 1939–1945, Gütersloh etc. 2001. Jesz­cze w latach dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku bada­nia nad dzie­dzic­twem Trze­ciej Rze­szy na tery­to­riach, które w roku 1945 objęło pań­stwo pol­skie, pod­jął Janusz Dobesz w postaci mono­gra­fii archi­tek­tury Wro­cła­wia lat 1933–1945. Por. Janusz L. Dobesz, Wro­cław­ska archi­tek­tura spod znaku swa­styki na tle budow­nic­twaIIIRze­szy, Wro­cław 1999. [wróć]

Waż­nym owo­cem tych stu­diów jest wydana w roku 2019 w Pozna­niu praca zbio­rowa pod redak­cją Karo­liny Jary i Alek­san­dry Para­dow­skiej, która sta­nowi próbę prze­glądu aktu­al­nego stanu badań pol­skiego śro­do­wi­ska histo­ry­ków sztuki i archi­tek­tury nad spu­ści­zną Trze­ciej Rze­szy w Pol­sce. Por. Urba­ni­stykaiarchi­tek­tura okresuIIIRze­szywPol­sce, red. Karo­lina Jara, Alek­san­dra Para­dow­ska, Poznań 2019. [wróć]

Archi­tek­tura nazi­stow­ska a poję­cie kło­po­tli­wego dzie­dzic­twa

Archi­tek­tura nazi­stow­ska a poję­cie kło­po­tli­wego dzie­dzic­twa

Chri­stian Fuhr­me­ister

Z angiel­skiego prze­ło­żyła Agnieszka Topor­nicka

Chri­stian Fuhr­me­ister, docent dok­tor, ini­cjuje i koor­dy­nuje pro­jekty badaw­cze w Zen­tra­lin­sti­tut für Kun­st­ge­schichte w Mona­chium. Jego prace kon­cen­trują się głów­nie na sztuce, archi­tek­tu­rze i histo­rii sztuki XX wieku (od Maksa Beck­manna po cmen­ta­rze wojenne, sztukę naro­do­wo­so­cja­li­styczną i bada­nia nad pocho­dze­niem i trans­lo­ka­cją). W 2013 roku obro­nił roz­prawę habi­li­ta­cyjną na temat nie­miec­kiego woj­sko­wego urzędu ochrony sztuki we Wło­szech w latach 1943–1945, wykłada na Uni­wer­sy­te­cie Ludwika i Mak­sy­mi­liana w Mona­chium (Ludwig-Maxi­mi­lians-Universität München, LMU).

Niniej­szy krótki wstęp ma posłu­żyć jako ogólna reflek­sja nad impli­ka­cjami poję­cia „dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego” (dis­so­nan­tes Erbe) w odnie­sie­niu do (śla­dów, frag­men­tów, pozo­sta­ło­ści, ruin) archi­tek­tury Trze­ciej Rze­szy. Być może prze­my­śle­nia w nim zawarte przy­czy­nią się do wypra­co­wa­nia zarówno aka­de­mic­kiej per­spek­tywy, jak i swo­istej postawy moral­nej wobec archi­tek­tury nazi­stow­skiej wciąż obec­nej i widocz­nej na tery­to­rium dzi­siej­szej Pol­ski.

Można poku­sić się o stwier­dze­nie, że dzie­dzic­two kul­tu­rowe w ogóle jako pro­dukt asy­me­trycz­nych rela­cji spo­łecz­nych jest, w pew­nym sen­sie, mocno kło­po­tliwe. W żad­nym bowiem momen­cie histo­rii nie udało się stwo­rzyć ide­al­nie zrów­no­wa­żo­nej, wie­lo­wy­mia­ro­wej kul­tury mają­cej na wzglę­dzie dobro każ­dej jed­nostki. Kul­tura jest więc – z defi­ni­cji – pro­duktem, czy też pro­duktem ubocz­nym zbio­ro­wo­ści cha­rak­te­ry­zu­ją­cej się okre­ślo­nym ustro­jem spo­łecz­nym, eko­no­micz­nym i mili­tar­nym. Nie­mal zawsze bywa frag­men­ta­ryczna i stron­ni­cza, ten­den­cyjna, nie­obiek­tywna, nie fair, nie­spra­wie­dliwa, jed­no­stronna. Choć zabrzmi to rady­kal­nie, to wła­śnie w prze­strzeni kon­fliktu, a nie har­mo­nii wykuwa się zazwy­czaj kształt kul­tu­rowego dzie­dzic­twa. Dyk­ta­to­rzy, wpły­wowa ary­sto­kra­cja, przy­wódcy czy wyso­kiej rangi urzęd­nicy, lide­rzy reli­gijni, zamożni kupcy i ban­kie­rzy, wszel­kie jed­nostki czy grupy spra­wu­jące wła­dzę bądź uzur­pu­jące sobie do tej wła­dzy prawo – kie­dyś to oni podej­mo­wali decy­zje doty­czące wytwa­rza­nia, dys­try­bu­cji i odbioru kul­tury, arte­fak­tów i dzie­dzic­twa kul­tu­rowego, i robili to arbi­tral­nie, bez kon­sul­ta­cji, zasię­ga­nia czy­jej­kol­wiek opi­nii oraz, rzecz jasna, nie pyta­jąc nikogo o zgodę.

Idąc tym tro­pem, wszel­kie dzie­dzic­two kul­tu­rowe można uznać za na wskroś kło­po­tliwe, gdyż dając głos jed­nym, rów­no­cze­śnie odbiera go innym1. Dla­czego więc kon­cep­cja dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego jest względ­nie nowym zja­wi­skiem, dys­ku­to­wa­nym w szer­szych krę­gach aka­de­mic­kich dopiero od lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku? I dla­czego jest istotna, pomocna i potrzebna?

Otóż dla­tego, że więk­szość prób kon­cep­tu­ali­za­cji istoty dzie­dzic­twa kul­tu­ro­wego opiera się na podej­ściu afir­ma­tyw­nym: pewna wio­ska jest cha­rak­te­ry­stycz­nym prze­ja­wem kolo­nial­nego roz­ma­chu pierw­szych osad­ni­ków, jakaś budowla odzwier­cie­dla klu­czowe cechy danej spo­łecz­no­ści, a kon­kretny motyw arty­styczny sta­nowi dowód na histo­ryczną cią­głość toż­sa­mo­ści zbio­ro­wej danej wspól­noty, bo prze­trwał w nie­zmie­nio­nym kształ­cie przez wieki, i tak dalej. W takim kon­tek­ście dzie­dzic­two kul­tu­rowe – i prze­szłość jako taka – ma wymiar pozy­tywny w tym sen­sie, że sta­nowi ist­nie­jący, nama­calny prze­jaw (czę­sto fik­cyj­nej) toż­sa­mo­ści zbio­ro­wej bądź naro­do­wej. Pod­su­mo­wu­jąc,

[…] histo­ria została zgro­ma­dzona i zapre­zen­to­wana jako dzie­dzic­two – jako zna­cząca prze­szłość, o któ­rej należy pamię­tać; coraz wię­cej budowli i innych miejsc zostaje powo­ła­nych na świad­ków histo­rii. Roz­ma­ite grupy doma­gają się publicz­nego uzna­nia poprzez iden­ty­fi­ka­cję i pre­zen­ta­cję „swo­jego dzie­dzic­twa”2.

Histo­ria ochrony zabyt­ków dowo­dzi, że taka postawa ma zna­cze­nie for­ma­tywne i roz­strzy­ga­jące3. Prze­ko­na­nie, że zde­fi­nio­wane w ten spo­sób dzie­dzic­two pełni wyjąt­kową, a zara­zem okre­śloną funk­cję spo­łeczną – upra­wo­moc­nia zbu­do­wane na grun­cie tra­dy­cji auto­chto­nicz­nej poczu­cie dumy i wła­snej war­to­ści – było powszechne przez całe stu­le­cia i takie na­dal na wielką skalę pozo­staje.

Dzie­dzic­two kło­po­tliwe nato­miast postrzega prze­szłość jako histo­rię kon­flik­tów, cier­pie­nia, pro­ble­mów, straty. Budo­wa­nie toż­sa­mo­ści – w sen­sie „tra­dy­cji wyna­le­zio­nej” Erica Hobs­bawma (1983)4 – jest zatem nie tyle nie­moż­liwe, ile o wiele bar­dziej pro­ble­ma­tyczne i sta­nowi cią­głe wyzwa­nie. Kon­cep­cja dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego domaga się spe­cy­ficz­nego rodzaju myśle­nia i skut­kuje spe­cy­ficz­nym rozu­mie­niem prze­szło­ści. Z natury swej jest więc kon­cep­cją kry­tyczną – rów­nież dla­tego, że „poli­tyka prze­szło­ści” (Ver­gan­gen­he­it­spo­li­tik, spo­sób, w jaki okre­ślony obraz z prze­szło­ści jest przed­sta­wiany, prze­ka­zy­wany i komu­ni­ko­wany5), „poli­tyka pamięci” oraz „poli­tyka toż­sa­mo­ści” wyma­gają tu nowej reflek­sji, ana­lizy, inter­pre­ta­cji i zro­zu­mie­nia. Z tej per­spek­tywy wszel­kie dzie­dzic­two kul­tu­rowe wydaje się tylko mate­rialną ema­na­cją szer­szych oglą­dów świata czy wprost kon­cep­cji i (zmien­nych) defi­ni­cji ludz­ko­ści. W kon­se­kwen­cji sam pro­ces zapi­sy­wa­nia w pamięci jawi się jako nie­mia­ro­dajny: czyje wspo­mnie­nia i czyje dzie­dzic­two są warte uwagi, a czyje nie znaj­dują w ogóle żad­nej repre­zen­ta­cji?6

Dyle­maty, jakie rodzi dzie­dzic­two kło­po­tliwe, są w szcze­gól­nie misterny spo­sób powią­zane z „gra­niem prze­szło­ścią”, odzwier­cie­dla­ją­cym histo­ryczne oraz bie­żące kon­flikty doty­czące wła­sno­ści, dzie­dzi­cze­nia i dzie­dzic­twa kul­tu­ro­wego. Ponow­nie doty­kamy więc kwe­stii nar­ra­cji, a te kształ­tują się zwy­kle w dyna­mice współ­cze­snych postaw, prze­ko­nań i poglą­dów. „Gra­nie prze­szło­ścią” może przy­bie­rać roz­ma­ite formy: okre­śla­nia i potwier­dza­nia toż­sa­mo­ści zbio­ro­wej, kre­owa­nia bądź narzu­ca­nia toż­sa­mo­ści naro­do­wej; przy­pi­sy­wa­nia zna­cze­nia, god­no­ści, szla­chet­no­ści, a także war­to­ści komer­cyj­nej czy ryn­ko­wej; wzmac­nia­nia poczu­cia przy­na­leż­no­ści regio­nal­nej lub etnicz­nej, umac­nia­nia tra­dy­cji w anta­go­ni­zu­jący, wyklu­cza­jący spo­sób; kon­tro­lo­wa­nia, kształ­to­wa­nia i defi­nio­wa­nia współ­cze­snych i przy­szłych kon­cep­cji toż­sa­mo­ści zbio­ro­wej.

W obrę­bie tego wła­śnie szer­szego tery­to­rium defi­ni­cji, ewa­lu­acji i ocen – w isto­cie swo­jej poli­tycz­nych – znaj­dują się poję­cia zarówno dzie­dzic­twa kul­tu­ro­wego, jak i dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego. Nie bez powodu okre­śle­nie „dzie­dzic­two kło­po­tliwe” wygrało z okre­śle­niami takimi jak „trudne”, „mroczne” czy „nie­wy­godne”: słowo „kło­po­tliwe” w swej pojem­nej pre­cy­zyj­no­ści dopusz­cza bowiem wie­lość per­spek­tyw, istotą jego zna­cze­nia jest akcep­ta­cja róż­nych punk­tów widze­nia. W prze­ło­mo­wej pracy Dis­so­nant Heri­tage. The Mana­ge­ment of the Past as a Reso­urce in Con­flict – opu­bli­ko­wa­nej w 1996 roku, a napi­sa­nej w cza­sach wojny w kra­jach byłej Jugo­sła­wii (1991–2001) oraz upadku reżimu apar­the­idu w RPA (1994) – John E. Tun­bridge i Gre­gory J. Ash­worth zwra­cają uwagę na spe­cy­fikę pro­ble­ma­tyki, którą okre­ślają mia­nem „dzie­dzic­twa okru­cień­stwa” (heri­tage of atro­city), odno­szą­cego się do ludz­kiej traumy i cier­pie­nia. Bez wąt­pie­nia archi­tek­tura Trze­ciej Rze­szy w Pol­sce jest wyra­zem „celowo zada­nego eks­tre­mal­nego ludz­kiego cier­pie­nia, które można okre­ślić mia­nem okru­cień­stwa”. Zda­niem auto­rów „dyso­nans wywo­łany przez inter­pre­ta­cję okru­cień­stwa jest dozna­niem nie tylko nie­zwy­kle poru­sza­ją­cym i trwa­łym, ale też doj­mu­jąco ambi­wa­lent­nym zarówno dla ofiar, spraw­ców, jak i obser­wa­to­rów”7.

Osąd ten, jak naj­bar­dziej upraw­niony, sta­nowi jed­no­cze­śnie źró­dło wie­lo­ra­kich dyle­ma­tów – dla władz poli­tycz­nych i admi­ni­stra­cyj­nych na pozio­mie ogól­no­kra­jo­wym, regio­nal­nym i muni­cy­pal­nym, dla insty­tu­cji dzie­dzic­twa kul­tu­ro­wego, takich jak urzędy ochrony zabyt­ków, także dla nauk huma­ni­stycz­nych w ogóle, a dla histo­rii sztuki i archi­tek­tury w szcze­gól­no­ści: które bowiem frag­menty prze­szło­ści warte są zacho­wa­nia, zba­da­nia i ana­lizy? Co włą­czamy do kanonu i do pamięci zbio­ro­wej, a co wyklu­czamy? Po co chro­nić i zacho­wy­wać archi­tek­turę obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych czy obo­zów śmierci? Skoro już raz odnie­śli­śmy suk­ces, bo tak pomyśl­nie (pomimo wszystko) udało nam się prze­bu­do­wać toż­sa­mość zbio­rową, to jaki jest sens od nowa zaj­mo­wać się tym, co dawno zostało prze­pra­co­wane?

Powyż­sze dyle­maty jasno poka­zują, dla­czego ana­liza archi­tek­tury Trze­ciej Rze­szy z per­spek­tywy dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego nie­uchron­nie spro­wa­dza się do kwe­stii defi­ni­cji i kon­troli, kształ­to­wa­nia obrazu prze­szło­ści, inter­pre­ta­cji i budo­wa­nia nar­ra­cji, innymi słowy – do „siło­wych prze­py­cha­nek w pro­ce­sie debaty nad pamię­cią zbio­rową”8. Z kolei przy­glą­da­jąc się tym pro­ce­som na prze­strzeni ostat­nich sie­dem­dzie­się­ciu pię­ciu lat, zysku­jemy „głęb­szą wie­dzę o tym, jak powo­jenne spo­łe­czeń­stwo nie­miec­kie pora­dziło sobie z pro­ble­mem nazi­stow­skiego dzie­dzic­twa”9. Na naszą per­cep­cję pro­ce­sów, które zakoń­czyły się dawno temu, a któ­rych ślady wciąż są nama­cal­nie obecne w naszej rze­czy­wi­sto­ści, w oczy­wi­sty spo­sób wpły­wają bie­żące pro­blemy, lęki i domnie­ma­nia, naj­śwież­sze doświad­cze­nia i wyda­rze­nia10. Z czy­stej koniecz­no­ści zatem nasza rama ana­li­tyczna (nasz układ odnie­sie­nia) musi brać pod uwagę tę dyna­miczną zło­żo­ność pro­ce­sów zwrot­nych (Rückkopplung), wszyst­kich nie­ustan­nie się zazę­bia­ją­cych, wie­lo­war­stwo­wych, wza­jem­nie się prze­pla­ta­ją­cych i wza­jem­nie zależ­nych inte­rak­cji11.

Przy­kła­dową ilu­stra­cją dzia­ła­nia tego mecha­ni­zmu są spory publiczne, jakie regu­lar­nie czy wręcz per­ma­nent­nie poja­wiają się – co nie dziwi – w Niem­czech. Przy­bliżę pokrótce trzy istotne debaty czy też dys­puty, do któ­rych doszło jedy­nie w latach 2019–2020. Spór pierw­szy roz­go­rzał po uka­za­niu się 24 maja 2019 roku numeru cza­so­pi­sma „Arch+ Zeit­schrift für Archi­tek­tur und Urba­ni­smus” zaty­tu­ło­wa­nego Rechte Räume. Bericht einer Euro­pa­re­ise. Wyda­nie zawie­rało repor­taże poświę­cone „poli­tyce prze­strzen­nej pra­wi­co­wego popu­li­zmu” (oraz uka­zy­wało sto­su­nek tej for­ma­cji do archi­tek­tury faszy­stow­skiej i nazi­stow­skiej); gorąca debata pra­sowa, która po tym nastą­piła, zaowo­co­wała publi­ka­cją w paź­dzier­niku 2019 roku osob­nego, dwu­dzie­stocz­te­ro­stro­ni­co­wego numeru „Arch+ featu­res 96”, zbie­ra­ją­cego i doku­men­tu­ją­cego wszyst­kie reak­cje na ów „kło­po­tliwy” temat. Druga z kolei kon­tro­wer­sja doty­czyła pla­nów roz­bu­dowy nie­du­żego muzeum miesz­czą­cego się w domu i pra­cowni arty­sty Johanna Micha­ela Bos­sarda (1874–1950) w Jeste­burgu, na połu­dnie od Ham­burga; sprawa prze­ro­dziła się w mały medialny skan­dal, gdy w pra­sie poja­wiły się obu­rzone kry­tyczne głosy zwra­ca­jące uwagę, że afi­lia­cje arty­sty z ide­ami vol­ki­stów i ide­olo­gią vol­ki­stow­ską nie zostały wystar­cza­jąco nagło­śnione12. Wresz­cie trze­cia dys­ku­sja doty­czyła rzeźb na Sta­dio­nie Olim­pij­skim w Ber­li­nie, a roz­pę­tał ją arty­kuł Petera Strie­dera13 zaty­tu­ło­wany Weg mit die­sen Skulp­tu­ren! (Precz z tymi rzeź­bami!), który uka­zał się w „Die Zeit” w nume­rze 21 z 14 maja 2020 roku na stro­nie 43. Strie­der (ur. 1952) był w latach 1996–2004 odpo­wie­dzialny za roz­wój urba­ni­styczny Ber­lina. Punk­tem zapal­nym stała się zawarta w arty­kule rady­kalna suge­stia doty­cząca „dena­zy­fi­ka­cji” daw­nego Reichs­sport­feld (sta­dionu Trze­ciej Rze­szy); autor postu­lo­wał ogo­ło­ce­nie sta­dionu ze wszyst­kich aryj­skich rzeźb, fre­sków i murali, sło­wem, doma­gał się zli­kwi­do­wa­nia raz na zawsze tego „Maifeld samt Führertribüne” (Pola Mar­so­wego z try­buną Führera) i prze­kształ­ce­nia go w „rado­sny park sportu i rekre­acji”. Tekst wywo­łał lawinę listów do redak­cji i arty­ku­łów w pra­sie14, włącz­nie z repor­ta­żem w „The Times” (29 maja 2020) autor­stwa Davida Cros­slanda zaty­tu­ło­wa­nym Ber­lin Split over Calls to Bul­l­doze Aryan Sta­tues at Hitler’s Sta­dium (Ber­lin podzie­lony wobec nawo­ły­wań do wybu­rze­nia aryj­skich rzeźb na sta­dio­nie Hitlera).

Te trzy nie­dawne – nie­po­wią­zane ze sobą – spory publiczne wyraź­nie wska­zują, jak przed­sta­wia się stan rze­czy w Niem­czech: ide­olo­gia i archi­tek­tura Trze­ciej Rze­szy – czy to zacho­wana w for­mie mniej wię­cej ory­gi­nal­nej, zmo­dy­fi­ko­wa­nej tylko tro­chę, bar­dzo bądź zmie­nio­nej cał­ko­wi­cie – na­dal pozo­staje fun­da­men­tal­nym pro­bie­rzem postaw post­to­ta­li­tar­nych w odnie­sie­niu do prze­szło­ści. Dziś pro­ste, łatwe, reduk­cjo­ni­styczne tezy spo­ty­kają się z gwał­tow­nym sprze­ci­wem, są pod­wa­żane i odrzu­cane. Jed­nakże roz­wią­za­nie pozo­staje otwarte, a naszym nie­usta­ją­cym zada­niem jest wypra­co­wa­nie odpo­wie­dzial­nej postawy. Dzie­dzic­two okru­cień­stwa jest nie­ro­ze­rwal­nie zwią­zane z kon­fi­gu­ra­cjami geo­prze­strzen­nymi, takimi jak budynki i infra­struk­tura. Idea dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego zaś – która zawsze ozna­cza swo­iste gospo­da­ro­wa­nie szcząt­kami i pozo­sta­ło­ściami po najeźdź­cach i dyk­ta­to­rach, zarzą­dza­nie ruinami po reżi­mach oku­pa­cyj­nych – wydaje się kon­cep­cją nie­zwy­kle uży­teczną, przede wszyst­kim dla­tego, że zadaje naj­istot­niej­sze pyta­nia: o budo­wa­nie i pod­trzy­my­wa­nie (zbio­ro­wej oraz indy­wi­du­al­nej) toż­sa­mo­ści w świe­cie, który w swo­jej isto­cie jest dyna­miczny, nie­stały, noma­dyczny, nie­pewny, pozba­wiony gwa­ran­cji bez­pie­czeń­stwa i sta­bil­no­ści15.

Por. Višnja Kisić, Heri­tage as Inhe­ren­tly Dis­so­nant Pro­cess, w: eadem, Gover­ning Heri­tage Dis­so­nance. Pro­mi­ses and Reali­ties of Selec­ted Cul­tu­ral Poli­cies, s. 54–57. [wróć]

Sha­ron Mac­do­nald, Dif­fi­cult Heri­tage. Nego­tia­ting the Nazi Past in Nurem­berg and bey­ond, Lon­don 2009, s. 1. [Jeżeli nie podano tłu­ma­cza, wszyst­kie cytaty w prze­kła­dzie Agnieszki Topor­nic­kiej – przyp. red.]. [wróć]

Por. Ingrid Scheur­mann, Kon­tu­ren und Kon­junk­tu­ren der Denk­malp­flege. Zum Umgang mit bau­li­chen Relik­ten der Ver­gan­gen­heit, Köln – Weimar – Wien 2018. [wróć]

Por. Tra­dy­cja wyna­le­ziona, red. Eric Hobs­bawm, Terence Ran­ger, tłum. Mie­czy­sław Godyń, Filip Godyń, Kra­ków 2008 (wyd. oryg. The Inven­tion of Tra­di­tion, Cam­bridge – New York 1983) [przyp. red.]. [wróć]

Kla­sycz­nym przy­kła­dem jest książka Nor­berta Freia Ver­gan­gen­he­it­spo­li­tik. Die Anfänge der Bun­de­sre­pu­blik und dieNS-Ver­gan­gen­heit, München 1996. [wróć]

Por. zapro­sze­nie do nad­sy­ła­nia arty­ku­łów nauko­wych: Andreas Pil­ger, Dis­so­nan­tes Erin­nern. Umkämpft, ver­han­delt, aus­ge­grenzt. Erin­ne­run­gen an den Natio­nal­so­zia­li­smus, den Holo­caust, den Zwe­iten Welt­krieg und seine Fol­ge­wir­kun­gen [online], 15.11.2019, H-Soz-Kult, www.hsoz­kult.de/event/id/ter­mine-41783 [dostęp: 17 sierp­nia 2020]. [wróć]

John E. Tun­bridge, Gre­gory J. Ash­worth, Dis­so­nant Heri­tage. The Mana­ge­ment of the Past asaReso­urce in Con­flict, Chi­ce­ster 1996, s. 94–95. [wróć]

Sha­ron Mac­do­nald, Dif­fi­cult Heri­tage. Nego­tia­ting the Nazi Past in Nurem­berg and bey­ond, rec. Dan Stone, Sha­ron Mac­do­nald. Dif­fi­cult Heri­tage. Nego­tia­ting the Nazi Past in Nurem­berg and Bey­ond, „Museum & Society” 2010, Vol. 8, No. 1, s. 61. [wróć]

Paul B. Jaskot, Gavriel D. Rosen­feld, Urban Space and the Nazi Past in Postwar Ger­many, w: Bey­ond Ber­lin. Twe­lve Ger­man Cities Con­front the Nazi Past, eds. Gavriel D. Rosen­feld, Paul B. Jaskot, Ann Arbor 2008, s. 2. [wróć]

Co cie­kawe, we wstę­pie do Europe, Heri­tage and Memory—Dis­so­nant Enco­un­ters and Explo­ra­tions Iris van Huis, Sigrid Kaasik-Kro­ge­rus, Tuuli Lähdesmäki i Liliana Ellena zgod­nie twier­dzą, że „wyzwa­nia współ­cze­sno­ści” skło­niły ich do „ana­lizy, rein­ter­pre­ta­cji i ponow­nego prze­my­śle­nia”. Zob. Tuuli Lähdesmäki et al., Dis­so­nant Heri­ta­ges and Memo­ries in Con­tem­po­rary Europe, Cham 2019, s. 9. [wróć]

Poucza­jący przy­kład – jak zmie­nia­jące się obo­wią­zu­jące nar­ra­cje pamięci i kontr­pa­mięci wpły­wają na postrze­ga­nie dzie­dzic­twa kło­po­tli­wego – podaje arche­olożka Gilly Carr w arty­kule Occu­pa­tion Heri­tage, Com­me­mo­ra­tion and Memory in Guern­sey and Jer­sey, zamiesz­czo­nym w „History and Memory. Stu­dies in Repre­sen­ta­tion of the Past” 2012, Spring/Sum­mer, Vol. 24, No. 1, s. 87–117. [wróć]

Spo­śród tytu­łów pra­so­wych o zasięgu ogól­no­kra­jo­wym należy wymie­nić „Die Zeit” oraz „Der Spie­gel”; o wielu istot­nych fak­tach wspo­mina Rolf Kel­ler w recen­zji pracy zbio­ro­wej pod redak­cją Guduli Mayr: „Über dem Abgrund des Nichts“. Die Bos­sards in der Zeit des Natio­nal­so­zia­li­smus, Bd. 17, Hrsg. Gudula Mayr, Jeste­burg 2018; Johann Bos­sard. Texte aus dem Nachlass. Pro­gram­ma­ti­sche Schri­ften und Reise­be­richte, Bd. 16, Hrsg. Gudula Mayr, Jeste­burg 2018, dostępne online: https://arthist.net/reviews/22957 [dostęp: 20 kwiet­nia 2020]. Por. https://www.bos­sard.de/bos­sard-84/for­schung.html [dostęp: 20 kwiet­nia 2020]. [wróć]

Poli­tyk SPD [przyp. tłum.]. [wróć]

Zob. np. Hans Kol­l­hoff, Lasst die Skulp­tu­ren ste­hen!, „Die Zeit”, 20. Mai 2020, Nr. 22, s. 54; Vol­kwin Marg, Aufklärung statt Skulp­tu­ren­streit, „Die Zeit”, 28. Mai 2020, Nr. 23, s. 46, wraz z listami do redak­cji w tym nume­rze, s. 16. [wróć]

Przy­datny dla prac badaw­czych nad dzie­dzic­twem kło­po­tli­wym może być wgląd w roz­wa­ża­nia na temat miejsc pamięci i archi­wów. Zob. np. Vol­khard Knigge, Tatort – Leiden­sort. Frie­dhof – Gedenkstätte. Museum. Noti­zen für eineKZ-Gedenkstättenarbeit der Zukunft, „Schri­ften der Kur­hes­si­schen Gesel­l­schaft für Kunst und Wis­sen­schaft”, H. 3, Kas­sel 1999, s. 23 („Dla­tego zada­niem miejsc pamięci nie może być nada­wa­nie sensu, lecz praca nad uświa­do­mie­niem sobie, że dobro nie jest rze­czą oczy­wi­stą, poj­mo­waną jako na przy­kład nie­oczy­wi­stość wol­no­ści, god­no­ści ludz­kiej, tole­ran­cji i demo­kra­cji. W tym sen­sie funk­cjo­no­wa­nie miejsc pamięci nie odnosi się do histo­rycz­nych i poli­tycz­nych struk­tur lub kon­struk­tów bez­pie­czeń­stwa, które, w osta­tecz­nym rachunku, są zawsze mniej lub bar­dziej pod­bu­do­wane ide­olo­gią i znie­chę­cają, lecz do inte­gral­nych war­to­ści i praw czło­wieka – czyli do tego, co jest kru­che i co można utra­cić, o ile war­to­ści i prawa czło­wieka są auten­tyczne, żywe oraz akcep­to­wane i prak­ty­ko­wane przez spo­łe­czeń­stwo” – tłum. Anna Śliwa). [wróć]

Asy­me­trycz­ność kul­tur pamięci. Pol­skie i nie­miec­kie kło­poty z kło­po­tli­wym dzie­dzic­twem

Asy­me­trycz­ność kul­tur pamięci. Pol­skie i nie­miec­kie kło­poty z kło­po­tli­wym dzie­dzic­twem

Robert Traba

Robert Traba, pro­fe­sor nauk spo­łecz­nych i histo­ryk, pra­cuje w Insty­tu­cie Stu­diów Poli­tycz­nych PAN. Zało­ży­ciel (1990) i wie­lo­letni prze­wod­ni­czący oraz redak­tor olsz­tyń­skiego cza­so­pi­sma „Borus­sia”. Zało­ży­ciel i w latach 2006–2018 dyrek­tor Cen­trum Badań Histo­rycz­nych PAN w Ber­li­nie, pro­fe­sor hono­rowy na Wol­nym Uni­wer­sy­te­cie (Freie Universität) w Ber­li­nie. W latach 2007–2020 współprze­wod­ni­czący Pol­sko-Nie­miec­kiej Komi­sji Pod­ręcz­ni­ko­wej. Główne obszary zain­te­re­so­wań badaw­czych: histo­ria kul­tu­rowa, pamięć spo­łeczna, pogra­ni­cza Europy Środ­ko­wej. Naj­now­sze publi­ka­cje: Die deut­sche Besat­zung Polens. Essays zur Erin­ne­rung­skul­tur (2020); (red.) Nie­do­koń­czona wojna? „Pol­skość” jako zada­nie poko­le­niowe (2020).

Co to jest kło­po­tliwe dzie­dzic­two? Wydawcy i auto­rzy tomu pró­bują zde­fi­nio­wać je na pod­sta­wie wła­snych doświad­czeń badaw­czych i kom­pe­ten­cji kul­tu­ro­wych. Idąc tro­pem Gre­gory’ego J. Ash­wor­tha i prak­tyk Mię­dzy­na­ro­do­wego Cen­trum Kul­tury w Kra­ko­wie, można potrak­to­wać kło­po­tliwe dzie­dzic­two jako sytu­ację, w któ­rej bra­kuje spój­no­ści mię­dzy ludźmi a dzie­dzic­twem uwa­ża­nym za ich wła­sne: odzie­dzi­czo­nym po przod­kach bądź wykre­owa­nym jako war­tość współ­two­rząca ich toż­sa­mość1. Kło­po­tliwe dzie­dzic­two jest spu­ści­zną, któ­rej cechą cha­rak­te­ry­styczną jest dyso­nans w stra­te­giach inter­pre­ta­cyj­nych two­rzo­nych przez różne pod­mioty doko­nu­jące jej war­to­ścio­wa­nia.

Nie my jedni, w Pol­sce, mamy pro­blem z pro­ce­sem dzie­dzi­cze­nia rozu­mia­nym jako aktywne włą­cza­nie w uznany i akcep­to­wany kanon kul­tu­rowy arte­fak­tów, mate­rial­nych obiek­tów i niemate­rial­nych wzor­ców nale­żą­cych nie­gdyś do „innych”. Potwier­dzają one naszą tra­dy­cję bądź – z wyro­ków histo­rii, prze­gra­nych/wygra­nych wojen, zwy­cię­skich/upa­da­ją­cych rewo­lu­cji, two­rzo­nych albo roz­pa­da­ją­cych się sys­te­mów poli­tycz­nych – stwa­rzają dyle­maty aksjo­lo­giczne. Co można dzie­dzi­czyć? Co naru­sza ukształ­to­waną już prze­strzeń kul­tu­rową? Co powo­duje – real­nie bądź tylko pozor­nie, w naszej wyobraźni – zagro­że­nie dla spój­no­ści narodu, grupy spo­łecz­nej, wyzna­nio­wej czy regio­nal­nej?

U naszych zachod­nich sąsia­dów, w Niem­czech, pro­blem dzie­dzic­twa ma inny cha­rak­ter2. Trudne dzie­dzic­two jest przede wszyst­kim kon­fron­ta­cją z wła­snym spraw­stwem, z wła­snym dzie­dzic­twem pano­wa­nia zbrod­ni­czego sys­temu naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nego. W tle pobrzmie­wają rów­nież echa roz­li­czeń ze spu­ści­zną kolo­nialną i impe­rialną cesar­skich Nie­miec. Główny nurt poli­tyczny i więk­szość spo­łe­czeń­stwa zde­cy­do­wa­nie odrzu­cają dzie­dzic­two Nie­miec nazi­stow­skich. Szcze­gól­nym miej­scem upa­mięt­nie­nia wła­snych, naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nych zbrodni jest dziś w topo­gra­fii Ber­lina naj­po­pu­lar­niej­szy pomnik i ośro­dek doku­men­ta­cyjny (rocz­nie około 1,2 miliona zwie­dza­ją­cych) przy Prinz-Albrecht-Strasse: Topo­gra­phie des Ter­rors. Tyle że, jak na łamach poczyt­nego dzien­nika „Der Tages­spie­gel” powie­działa w 1998 roku nie­miecko-izra­el­ska histo­ryczka Marianne Awer­buch (1917–2004), tak naprawdę całe Niemcy są pomni­kiem naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nego spraw­stwa3. Jeżeli ist­nieją spory, to doty­czą one tego, jak odide­olo­gi­zo­wać we współ­cze­snym kra­jo­bra­zie bru­natną prze­szłość. Jak uchro­nić te obiekty, które powstały mię­dzy 1933 a 1945 rokiem i jed­no­cze­śnie zacho­wują istotną war­tość arty­styczną?

W tomie poświę­co­nym głów­nie kło­po­tli­wo­ści dzie­dzic­twa mate­rial­nego pró­buję spoj­rzeć na tytu­łowy temat z per­spek­tywy kul­tury pamięci, nie ogra­ni­cza­jąc się jedy­nie do arte­fak­tów zapi­sa­nych w kra­jo­bra­zie kul­tu­ro­wym. Natu­ralna asy­me­trycz­ność kul­tur pamięci w Pol­sce i w Niem­czech skła­nia jed­no­cze­śnie do reflek­sji wykra­cza­ją­cej poza nie­chciane dzie­dzic­two nazi­stow­skie, będące inspi­ra­cją niniej­szego tomu. Powód? W Pol­sce nie sta­nowi ono pro­blemu, bo jest nie­wi­dzialne w tym sen­sie, że zlewa się z tym, co w powszech­nej per­cep­cji potocz­nie nazywa się „ponie­miec­kim”, głów­nie na „Zie­miach Odzy­ska­nych”. Cza­sami jedy­nie wywo­łuje dys­ku­sje (jak w przy­padku Wawelu), które funk­cjo­nują jed­nak w tle debat na temat dzie­dzic­twa.

Osnową moich reflek­sji są przez lata wypra­co­wy­wane kate­go­rie/per­spek­tywy badaw­cze: suk­ce­sja kul­tu­rowaiczy­ta­nie kra­jo­brazu jako jedna z form histo­rii sto­so­wa­nej, tym razem wple­cio­nej w pol­sko-nie­miecką histo­rię wza­jem­nych oddzia­ły­wań.

Niemcy

Odwo­łam się tylko do przy­kła­dów – zda­rzeń z róż­nych sfer życia publicz­nego – w które byłem oso­bi­ście zaan­ga­żo­wany w latach 2016–2018, pra­cu­jąc w Cen­trum Badań Histo­rycz­nych PAN oraz na Wol­nym Uni­wer­sy­te­cie (Freie Universität) w Ber­li­nie.

W 2016 roku uczest­ni­czy­łem w spo­rze zaini­cjo­wa­nym przez zna­nego nie­miec­kiego histo­ryka Mar­tina Sabrowa z Uni­wer­sy­tetu Hum­bold­tów w Ber­li­nie. Jego echo z lokal­nego oto­cze­nia Hano­weru prze­nio­sło się na łamy poczyt­nego tygo­dnika „Der Spie­gel”4. Cho­dziło o prze­mia­no­wa­nie nazwy placu Hin­ri­cha Wil­helma Kopfa w Hano­we­rze, sto­licy Dol­nej Sak­so­nii. Kopf był pierw­szym powo­jen­nym dol­no­sak­soń­skim pre­mie­rem, zasłu­żo­nym dla mia­sta i regionu czo­ło­wym poli­ty­kiem Socjal­de­mo­kra­tycz­nej Par­tii Nie­miec. W cza­sie pierw­szej kam­pa­nii wybor­czej do par­la­mentu kra­jo­wego na pla­ka­cie wybor­czym posłu­gi­wał się hasłem „Jestem socja­li­stą, ponie­waż jestem chrze­ści­ja­ni­nem!”. Zmarł w roku 1961, w glo­rii sławy uzna­nego poli­tyka i samo­rzą­dowca, orę­dow­nika demo­kra­tycz­nego roz­woju RFN. Dopiero bada­nia prze­pro­wa­dzone na początku XXI wieku wyka­zały, że w latach naro­do­wego socja­li­zmu nie tylko wspie­rał reżim hitle­row­ski, ale był także powier­ni­kiem rządu do spraw wysie­dla­nia pol­skich Żydów i rekwi­ro­wa­nia ich majątku w oku­po­wa­nym Gene­ral­nym Guber­na­tor­stwie. Nie ma dowo­dów, że ode­brał komuś życie, uczest­ni­czył jed­nak w zbrod­ni­czej machi­nie. Wybuchł skan­dal. W efek­cie pozba­wiono Kopfa hono­ro­wego grobu na miej­skim cmen­ta­rzu, a plac jego imie­nia prze­mia­no­wano na plac wybit­nej filo­zofki Han­nah Arendt, co wów­czas zgodne było rów­nież z moją inten­cją. Mar­tin Sabrow był innego zda­nia. Uwa­żał, że trzeba dodać sto­sowny napis o „zapo­mnia­nej” dzia­łal­no­ści Kopfa, a resztę „die Demo­kra­tie muss aushal­ten”, to zna­czy doj­rzałe spo­łe­czeń­stwo nie­miec­kie musi sobie pora­dzić z codzien­nym kon­fron­to­wa­niem się ze swoją trudną prze­szło­ścią. W dal­szym ciągu uwa­żam, że słuszne było usu­nię­cie placu Kopfa z topo­gra­fii Hano­weru, bo – jak poka­zują ostat­nie suk­cesy pra­wi­co­wej par­tii Alter­na­tywa dla Nie­miec – z takiego ucze­nia się z histo­rii wcale nie musi wyni­kać wiele pozy­tyw­nego dla teraź­niej­szo­ści i przy­szło­ści. W cza­sach dewa­lu­acji słowa, domi­na­cji hiper­me­dial­nych prze­ka­zów (w duchu: „każdy w sieci pisać może”) demo­kra­cja nie zawsze jest w sta­nie w for­mie dia­lo­gicz­nej wytrzy­mać napór zale­wa­ją­cego prze­strzeń szumu infor­ma­cyj­nego.

Ina­czej postą­piły wła­dze Wied­nia w spra­wie Karla Luegera (1844–1910), wybit­nego bur­mi­strza i zara­zem twórcy nowo­cze­snej wie­deń­skiej metro­po­lii. Lueger sko­mu­na­li­zo­wał na początku XX wieku pry­watne dotąd – i tym samym dro­gie – usługi pod­sta­wowe dla miesz­kań­ców, od gazu i elek­trycz­no­ści przez trans­port publiczny po pogrzeby. Stwo­rzył pod­stawę infra­struk­tu­ralną pod „czer­wony Wie­deń” lat dwu­dzie­stych. Był jed­no­cze­śnie jed­nym z twór­ców nowo­cze­snego anty­se­mi­ty­zmu, pod­bu­rzał także prze­ciw imi­gran­tom z Czech i Moraw tak bar­dzo, że cesarz odma­wiał zatwier­dze­nia go na sta­no­wi­sku bur­mi­strza. Około roku 2010 wokół ufun­do­wa­nej mu w latach trzy­dzie­stych tablicy upa­mięt­nia­ją­cej wybuchł spór, w któ­rego wyniku tablicy wpraw­dzie nie usu­nięto, lecz ory­gi­nalny (pochwalny) napis przy­kryto prze­zro­czy­stą płytą z pleksi, przy­po­mi­na­jącą nie­chlubne anty­se­mic­kie zaan­ga­żo­wa­nie wie­deń­skiego bur­mi­strza. W 2012 roku znik­nął nato­miast pro­wa­dzący do gma­chu Uni­wer­sy­tetu Wie­deńskiego Karl-Lueger-Ring.

Kolej­nymi kon­tro­wer­syj­nymi przy­kła­dami są dwa upa­mięt­nie­nia, które przez lata budziły opór, by wpi­sać je w miej­ską prze­strzeń. Muzeum Memo­rium Pro­ce­sów Norym­ber­skich (Memo­rium Nürnberger Pro­zesse) dzia­ła­jące w ramach Ver­bund der Museen der Stadt Nürnberg oraz miej­sce po obo­zie Kat­zbach we Frank­fur­cie nad Menem odzwier­cie­dlają pro­blemy nie tyle z dzie­dzic­twem zapi­sa­nym w kra­jo­bra­zie, ile z wytwa­rza­niem i utrwa­la­niem „dzie­dzic­twa okru­cień­stwa” (Ash­worth: heri­tage of atro­city). Histo­ria powsta­nia Memo­rium z per­spek­tywy alian­tów, ofiar i ich potom­ków wyda­wać by się mogła pro­sta: pierw­szy pro­ces zbrod­nia­rzy nazi­stow­skich jako rodzaj praw­nego zadość­uczy­nie­nia dla ofiar i ku prze­stro­dze następ­nych poko­leń powi­nien być jed­no­cze­śnie rodza­jem oczysz­cze­nia nie­miec­kiego, demo­kra­tycz­nego spo­łe­czeń­stwa. W Niem­czech przez dzie­siątki lat pro­ces norym­ber­ski był w wielu śro­do­wi­skach rodza­jem upo­ko­rze­nia, przy­kła­dem narzu­co­nej spra­wie­dli­wo­ści. Muzeum powstało dopiero w roku 2010, po dłu­gich, czę­sto burz­li­wych, trwa­ją­cych od 2000 roku dys­ku­sjach5.

Spo­łecz­ność we Frank­fur­cie nad Menem do tej pory nie jest prze­ko­nana do upa­mięt­nie­nia zało­żo­nego pod koniec wojny obozu Kat­zbach w byłych frank­furc­kich Zakła­dach Adlera6. Z ponad tysiąca sze­ściu­set więź­niów, głów­nie Pola­ków, obóz prze­żyło zale­d­wie kil­ku­dzie­się­ciu. Jeżeli już upa­mięt­nia się losy ofiar, to przede wszyst­kim zamor­do­wa­nych tam Żydów. Tym­cza­sem pod koniec wojny naj­więk­szą grupą więź­niów byli powstańcy war­szaw­scy. Ich los nie ist­nieje w sfe­rze debaty publicz­nej. Po woj­nie we Frank­fur­cie zapa­dło kło­po­tliwe mil­cze­nie. Zakłady Adlera nie­zwłocz­nie ruszyły z pro­duk­cją. Dyrek­tor Ernst Hage­me­ier bez prze­szkód prze­szedł pro­ces dena­zy­fi­ka­cji, a w latach cudu gospo­dar­czego otrzy­mał Krzyż Zasługi RFN. Dopiero w 1985 roku dwaj lokalni histo­rycy, Ernst Kaiser i Michael Knorn, z mło­dzieżą z dziel­nicy Gal­lus zajęli się histo­rią Zakła­dów Adlera (w 1994 roku uka­zała się ich książka Żyli­śmy i spa­li­śmy mię­dzy umar­łymi). Ruch oby­wa­tel­ski spo­wo­do­wał, że z cza­sem powstał ama­tor­ski Gal­lus The­ater i wresz­cie zare­ago­wało mia­sto Frank­furt. Od 2018 roku, czyli sie­dem­dzie­siąt trzy lata po zakoń­cze­niu wojny, na miej­scu pro­wa­dzone są bada­nia przez Insty­tut Bau­era7.

Pol­ska

Dziś pol­skie pro­blemy z kło­po­tli­wym dzie­dzic­twem wyzna­czają przede wszyst­kim sto­su­nek do spu­ści­zny komu­ni­zmu (usta­wowo dzie­dzic­two zaka­zane) oraz rela­cja do „nie naszej” tra­dy­cji naro­do­wej i zabyt­ków, któ­rych pań­stwo pol­skie poprzez zmiany tery­to­rialne oraz tra­ge­dię dru­giej wojny świa­to­wej i Holo­kau­stu stało się praw­nym suk­ce­so­rem. Są one dziś tery­to­rial­nie pol­skie, ale kul­tu­rowo należą głów­nie do przed­wo­jen­nych, żydow­skich oby­wa­teli Pol­ski albo stwo­rzone zostały na zie­miach pogra­ni­cza pol­sko-nie­miec­kiego, które przed 1945 rokiem nale­żało do Nie­miec, bądź przez Niem­ców/Pru­sa­ków jako kolo­ni­za­to­rów było oku­po­wane.

W wymia­rze insty­tu­cjo­nal­nym, począw­szy od Mini­ster­stwa Kul­tury i Dzie­dzic­twa Naro­do­wego, poprzez Naro­dowy Insty­tut Dzie­dzic­twa, aż po Insty­tut Pamięci Naro­do­wej (IPN), pol­ska seman­tyka opo­wie­ści o prze­szło­ści i pamięć kul­tu­rowa są „wyłącz­nie naro­dowe”. Co to zna­czy? Otóż bio­rąc pod uwagę ustawę zasad­ni­czą, która wyzna­cza nor­ma­tywny cha­rak­ter pol­skiej prze­strzeni kul­tu­ro­wej, można stwier­dzić, że naród repre­zen­tują/two­rzą nie tylko etniczni Polacy, lecz także przed­sta­wi­ciele innych naro­dów, któ­rzy byli oby­wa­te­lami Rze­czy­po­spo­li­tej. Kon­sty­tu­cja z 2 kwiet­nia 1997 roku for­mu­łuje to w spo­sób nastę­pu­jący:

[…] my, Naród Pol­ski – wszy­scy oby­wa­tele Rze­czy­po­spo­li­tej, zarówno wie­rzący w Boga […], jak i nie podzie­la­jący tej wiary […] wdzięczni naszym przod­kom za […] kul­turę zako­rze­nioną w chrze­ści­jań­skim dzie­dzic­twie Narodu i ogól­no­ludz­kich war­to­ściach […].

„Nie nasze” pozo­staje więc jedy­nie to, co zostało narzu­cone prze­mocą, bądź – jak w przy­padku czę­ści dzie­dzic­twa nie­miec­kiego – weszło w obręb pań­stwa pol­skiego po zmia­nie gra­nic w 1945 roku. W prak­tyce „nasze” inter­pre­to­wane jest raczej w wąskim rozu­mie­niu, bli­skim etnicz­nej defi­ni­cji „pol­sko­ści”. Obcymi, któ­rych długi czas nie chcie­li­śmy przyj­mo­wać do wspól­nej tra­dy­cji, byli nasi bez­po­średni sąsie­dzi – Żydzi. Przy­wra­camy ich obec­nie do pamięci i jest to zja­wi­sko nowe. Pro­ces roz­po­czął się około ćwierci wieku temu. Kra­kow­ski Kazi­mierz jest przy­kła­dem tego, że żydow­skie dzie­dzic­two ulega nawet popkul­tu­ro­wej festi­wa­li­za­cji, czyli jest na nie zapo­trze­bo­wa­nie w wymia­rze popkul­tu­ro­wym. Na uwagę zasłu­guje także inne zja­wi­sko. Od kil­ku­na­stu lat w cen­tral­nej Pol­sce – w opusz­czo­nych syna­go­gach daw­nych szte­tli – powstają cen­tra dia­logu kul­tu­ro­wego, muzea, domy kul­tury, czego być może naj­cie­kaw­szym przy­kła­dem jest Ośro­dek Edu­ka­cyjno-Muze­alny „Świę­to­krzy­ski Sztetl” w Chmiel­niku.

Ostat­nio naj­bar­dziej jed­nak dys­ku­to­wane jest dzie­dzic­two usta­wowo zaka­zane. Regu­luje je ustawa z 1 kwiet­nia 2016 roku, zwana deko­mu­ni­za­cyjną. Zgod­nie z jej wykład­nią obiekty uży­tecz­no­ści publicz­nej „nie mogą upa­mięt­niać osób, orga­ni­za­cji, wyda­rzeń lub dat sym­bo­li­zu­ją­cych komu­nizm lub inny ustrój tota­li­tarny, ani w inny spo­sób takiego ustroju pro­pa­go­wać” (DzU RP z 2016 roku, poz. 744). Ustawa została uchwa­lona przez Sejm jed­no­gło­śnie (przy jed­nym wstrzy­mu­ją­cym się gło­sie). W jej wyniku IPN otrzy­mał wyłączne kom­pe­ten­cje do opi­nio­wa­nia, czy dany obiekt/patron sym­bo­li­zuje lub pro­pa­guje sys­tem komu­ni­styczny, czy też nie. Samo­rzą­dom wyzna­czony został okres dwu­na­stu mie­sięcy na wpro­wa­dze­nie suge­ro­wa­nych przez IPN zmian. W razie nie­wy­peł­nie­nia przez nie tego obo­wiązku kom­pe­ten­cje do zmiany patro­nów ma prawo prze­jąć odpo­wiedni tery­to­rial­nie woje­woda. To roz­wią­za­nie miało zapew­nić sku­tecz­ność i nie­odwo­łal­ność decy­zji. Znik­nęły pomniki nie tylko nie­słusz­nie wyno­szo­nych na cokoły apa­rat­czy­ków, pseu­do­bo­ha­te­rów komu­ni­stycz­nego pano­wa­nia, lecz także tak wybit­nych postaci jak Ludwik Waryń­ski czy zbio­rowi boha­te­ro­wie wal­czący o wyzwo­le­nie Pol­ski i Europy spod tota­li­tar­nej dyk­ta­tury nie­miec­kiego naro­do­wego socja­li­zmu (1 i 2 Armia Woj­ska Pol­skiego) i faszy­zmu (żoł­nie­rze Mię­dzy­na­ro­do­wej Bry­gady im. Jaro­sława Dąbrow­skiego, zwani dąbrowsz­cza­kami, któ­rzy brali udział po stro­nie repu­bli­kań­skiej w woj­nie domo­wej w Hisz­pa­nii). Ich miej­sce zaj­mo­wali uczest­nicy pod­zie­mia antykomu­ni­stycz­nego, wśród nich kola­bo­ru­jący z Niem­cami żoł­nie­rze Bry­gady Świę­to­krzy­skiej, tak kon­tro­wer­syjni jak Józef Kuraś, pseu­do­nim „Ogień”, czy jak oskar­żany o zbrod­nie na lud­no­ści cywil­nej na Pod­la­siu Romu­ald Rajs, pseu­do­nim „Bury”8.

W wielu śro­do­wi­skach, głów­nie mło­dych akty­wi­stów odwo­łu­ją­cych się do tra­dy­cji lewi­co­wych, ustawa została ode­brana jako próba usu­nię­cia patro­nów lewicy ze świa­do­mo­ści spo­łecz­nej, a przez to zdo­by­cia przez obóz pra­wicy peł­nej hege­mo­nii w prze­strzeni pamięci Pola­ków. Według badań Jakuba Wysmułka domi­nu­jący spo­sób inter­pre­ta­cji wiąże się z postrze­ga­niem deko­mu­ni­za­cji w szer­szym kon­tek­ście dzia­łań podej­mo­wa­nych dotąd przez IPN. Przede wszyst­kim w zesta­wie­niu z jed­no­cze­snym wpro­wa­dza­niem do ofi­cjal­nej poli­tyki histo­rycz­nej ele­men­tów nacjo­na­li­stycz­nych, takich jak uho­no­ro­wa­nie dzia­łań Naro­do­wych Sił Zbroj­nych czy też upa­mięt­nia­nie tak zwa­nych żoł­nie­rzy wyklę­tych, czyli całego powo­jen­nego pod­zie­mia nie­pod­le­gło­ścio­wego i anty­ko­mu­ni­stycz­nego. Stu­dium Wysmułka doty­czące spo­łecz­nej reak­cji na usu­nię­cie z topo­gra­fii War­szawy, Gdań­ska i Olsz­tyna ulicy Dąbrowsz­cza­ków spo­tkało się z na tyle sil­nym, gene­ra­cyj­nym i poza­par­tyj­nym pro­te­stem wyra­żo­nym głów­nie w pozwach sądo­wych, że IPN (albo już woje­wo­do­wie) musiał się na sku­tek pra­wo­moc­nych wyro­ków wyco­fać ze swo­ich decy­zji9.

O ile w Niem­czech Karol Marks czy Róża Luk­sem­burg dla jed­nych są wręcz kul­to­wymi boha­te­rami, dla innych nega­tyw­nymi czy co naj­mniej kon­tro­wer­syj­nymi, nikt jed­nak nie usuwa ich wize­run­ków z prze­strzeni publicz­nej, o tyle w Pol­sce należą praw­nie wyłącz­nie do obcego, komu­ni­stycz­nego dzie­dzic­twa, które mocą ustawy nie może publicz­nie funk­cjo­no­wać. Wyle­wa­jąc dziecko z kąpielą, zapo­mina się przy oka­zji, że Fry­de­ryk Engels nale­żał w poło­wie XIX wieku do naj­bar­dziej zaan­ga­żo­wa­nych obroń­ców prawa do ist­nie­nia pań­stwa pol­skiego, a Róża Luk­sem­burg aktyw­nie bro­niła języka pol­skiego przed ger­ma­ni­za­cją10.

Przed­sta­wione odmienne rozu­mie­nie trud­nego dzie­dzic­twa w Pol­sce i w Niem­czech poka­zuje, jak bar­dzo funk­cjo­nu­jemy w osob­nych, naro­do­wych kul­tu­rach pamięci, mimo że komu­ni­ku­jemy się w róż­nych wymia­rach życia spo­łecz­nego, czy to poprzez mię­dzy­na­ro­dowe orga­ni­za­cje, czy też spo­tka­nia na pozio­mie euro­pej­skim bądź świa­to­wym. Pamięć jest pro­duk­tem naro­do­wych dys­kur­sów i naro­do­wych tra­dy­cji. Na star­cie więc kło­po­tliwe dzie­dzic­two w naro­do­wych kul­tu­rach pamięci tych dwóch kra­jów zaj­muje zupeł­nie inne miej­sce.

Wspólny kło­pot – stu­dium przy­padku

Wśród kano­nicz­nych dzie­więć­dzie­się­ciu dzie­wię­ciu pol­sko-nie­miec­kich miejsc pamięci nie zna­la­zła się naj­waż­niej­sza główna kwa­tera wojenna Adolfa Hitlera zwana Wol­fs­schanze (1940–1944), poło­żona na pery­fe­riach ówcze­snej nie­miec­kiej pro­win­cji Prusy Wschod­nie. Jako pomy­sło­dawcy pro­jektu Pol­sko-nie­miec­kich miejsc pamięci rozu­mie­li­śmy loci memo­riae jako sym­bole, arte­fakty czy postaci z pol­sko-nie­miec­kiej prze­szło­ści, które aktyw­nie wpły­wały/wpły­wają na pro­cesy toż­sa­mo­ścio­twór­cze w obu kra­jach i w ten spo­sób stały/stają się czę­ścią zarówno pol­skiej, jak i nie­miec­kiej kul­tury pamięci11. Wol­fs­schanze była histo­rycz­nie za bar­dzo nie­miecka, a w sen­sie medial­nym rów­nież glo­balna, ale za mało pol­ska, a to był waru­nek sine qua non włą­cze­nia do kate­go­rii pol­sko-nie­miec­kich miejsc pamięci. Puł­kow­nik Claus Schenk von Stauf­fen­berg, orga­ni­za­tor zama­chu na Hitlera w baraku narad 20 lipca 1944 roku, sym­bo­licz­nie prze­grał z innym wpi­sa­nym do trak­tatu pol­sko-nie­miec­kiego o dobrym sąsiedz­twie (1991) miej­scem pamięci: opo­zy­cyj­nym wobec nazi­stów tak zwa­nym Krę­giem z Krzy­żo­wej (Kre­isauer Kreis) i jego przy­wódcą hra­bią Hel­mu­them von Molt­kem12. Gdy w 2008 roku w zespole pro­jektu podej­mo­wa­li­śmy decy­zje o wybo­rze miejsc pamięci, na ekrany kin wcho­dził ame­ry­kań­ski film Wal­ki­ria (2008) w reży­se­rii Bry­ana Sin­gera z Tomem Cru­ise’em jako puł­kow­ni­kiem von Stauf­fen­ber­giem. Pro­duk­cję obej­rzało w kinach ponad dzie­sięć milio­nów widzów, a w inter­ne­cie i w set­kach razy powta­rza­nych wer­sjach tele­wi­zyj­nych zarówno w Pol­sce, w Niem­czech, jak i na całym świe­cie zapewne kolejne miliony. Wal­ki­ria wyzna­czyła miej­sce Wol­fs­schanze w świa­to­wej popkul­tu­rze. Nie­za­leż­nie od nega­tyw­nego sto­sunku Pola­ków do tego miej­sca co roku kwa­terę Hitlera w Gier­łoży koło mazur­skiego Kętrzyna odwie­dza ponad dwie­ście tysięcy zwie­dza­ją­cych, głów­nie z Pol­ski.

Czy i po co dawna kwa­tera Hitlera z kło­po­tli­wego miej­sca mogłaby się stać wspól­nym wyzwa­niem w pro­ce­sie wytwa­rza­nia pol­skiej i nie­miec­kiej kul­tury pamięci?

Kto widział Wol­fs­schanze, ten zdaje sobie sprawę, że archi­tek­to­niczna gigan­to­ma­nia tego obiektu (w ory­gi­nale dwie­ście budyn­ków, zbu­do­wa­nych na obsza­rze około dwu­stu pięć­dzie­się­ciu hek­ta­rów, do tego około ośmiu­set hek­ta­rów lasu, ze sta­cją kole­jową i z lot­ni­skiem) oraz postaci, które się z nim koja­rzą, zawsze znajdą grupę cie­kaw­skich, fascy­na­tów tana­to­tu­ry­styki i mili­ta­riów czy zwy­kłych miło­śni­ków histo­rii, któ­rzy będą chcieli dotknąć auten­tycz­nego miej­sca, jed­nego z cen­trów dowo­dze­nia nie­miecką, nazi­stow­ską machiną wojny i zbrodni. Dziś to miej­sce jest kło­po­tliwe nie tylko w dia­logu pol­sko-nie­miec­kim o dzie­dzic­twie, lecz rów­nież pol­sko-pol­skim.

Sym­bol dowo­dze­nia totalną wojną na wynisz­cze­nie leży na tery­to­rium Pol­ski, pierw­szej ofiary nie­miec­kiej agre­sji w 1939 roku, która w cza­sie oku­pa­cji ponio­sła pro­por­cjo­nal­nie naj­więk­sze straty ludz­kie i mate­rialne. Dodat­ko­wym para­dok­sem histo­rii jest to, że do roku 1945 były to zie­mie nie­miec­kiej pro­win­cji Prusy Wschod­nie, które w wyniku decy­zji alian­tów w Jał­cie i w Pocz­da­mie (głów­nie Sta­lina) stały się czę­ścią pań­stwa pol­skiego jako War­mia i Mazury. Dla Niem­ców był to więc frag­ment real­nej i ide­olo­gicz­nej zara­zem ver­lo­rene Heimat, czyli utra­co­nej ziemi ojczy­stej, a dla Pola­ków nowe „Zie­mie Odzy­skane”. Dziś jest to jeden z naja­trak­cyj­niej­szych tury­stycz­nie regio­nów Pol­ski, Kra­ina Tysiąca Jezior, którą co roku odwie­dzają tysiące tury­stów, spra­gnio­nych przede wszyst­kim let­niej roz­rywki.

Trzy­krot­nie, w 1992, 1994 i 2004 roku, z oka­zji rocz­nicy zama­chu na Hitlera, odbyły się ofi­cjalne pol­sko-nie­miec­kie uro­czy­sto­ści z udzia­łem dele­ga­cji pań­stwo­wych i kościel­nych oraz rodziny von Stauf­fen­berga. Naj­wyż­szej rangi obchody miały miej­sce w roku 1994, gdy na czele dele­ga­cji stali pre­zy­dentka Bun­de­stagu Rita Süssmuth i mar­sza­łek Sejmu Józef Oleksy13. Jak gło­siła tablica z 2004 roku, pol­sko-nie­miec­kie miej­sce pamięci nie odno­siło się wprost do Stauf­fen­berga, lecz gene­ral­nie „upa­mięt­niało ruch oporu prze­ciwko naro­do­wemu socja­li­zmowi”. Adam Krze­miń­ski, dzien­ni­karz war­szaw­skiego tygo­dnika „Poli­tyka” i współ­pra­cow­nik ham­bur­skiego „Die Zeit”, pró­bo­wał stwo­rzyć ide­ową otu­linę pojed­na­nia na bazie ruchu oporu w Pol­sce i w Niem­czech, czyli na spi­sku, który dopro­wa­dził do zama­chu 20 lipca 1944 roku, i na dwa­na­ście dni póź­niej­szym wybu­chu powsta­nia war­szaw­skiego. Zda­jąc sobie sprawę z nie­współ­mier­no­ści wyda­rzeń – z jed­nej strony kil­ku­dzie­się­ciu zama­chow­ców, a z dru­giej wie­lo­ty­sięczna Armia Kra­jowa, dwie­ście tysięcy ofiar i zbu­rze­nie sto­licy Pol­ski – dzien­ni­karz dostrze­gał pewną ana­lo­gię:

Zarówno nie­miec­kim spi­skow­com, jak i pol­skim powstań­com cho­dziło o poka­za­nie światu, że jeste­śmy: my – inni niż opę­tane przez Hitlera Niemcy, i my – przez wła­snych alian­tów prze­su­wani z jed­nego kąta mapy Europy w drugi – suwe­renni w swych decy­zjach Polacy. […] Mimo klę­ski oba zrywy oka­zały się zwy­cię­stwami moral­nymi14.

W 2004 roku, kiedy sytu­acja poli­tyczna mię­dzy Pol­ską a Niem­cami była napięta z powodu kon­tro­wer­sji wokół upa­mięt­nie­nia przy­mu­so­wych wysie­dleń, głos Krze­miń­skiego nie zjed­nał sobie więk­szo­ści opi­nii publicz­nej ani w Pol­sce, ani w Niem­czech. Przy oka­zji przy­wo­ły­wano kolo­nialne zapa­try­wa­nia von Stauf­fen­berga, wyra­żone w liście do żony na początku agre­sji na Pol­skę:

Miej­scowa lud­ność to nie­wia­ry­godny motłoch, bar­dzo dużo Żydów i mie­szań­ców. Naród, który aby się dobrze czuć, naj­wy­raź­niej potrze­buje batoga. Tysiące jeń­ców przy­czy­nią się na pewno do roz­woju naszego rol­nic­twa15.

Sam dzien­ni­karz, nie­jako w pole­mice z sobą, kon­sta­to­wał, że mimo wyraź­nej empa­tii po stro­nie pol­skiej trudno w Wol­fs­schanze wyobra­zić sobie pol­sko-nie­miecką men­talną wspól­notę:

Pod­czas gdy Niemcy przy­glą­dają się kawał­kowi wła­snej histo­rii zamro­żo­nej w żela­zo­be­to­nie, to Polacy przy­glą­dają się jej z zewnątrz, jakby oglą­dali wej­ście do sie­dziby Lucy­fera w pie­kle Dan­tego. Ta histo­ria jest nam obca, choć doty­czyła nas bez­po­śred­nio. To w końcu stąd wyszedł plan zbu­rze­nia War­szawy16.

Po obu stro­nach od ponad pięt­na­stu lat bra­kuje poli­tycz­nej woli wspól­nego, muze­al­nego i sym­bo­licz­nego zago­spo­da­ro­wa­nia miej­sca.

Para­dok­sal­nie, mimo wyraź­nie pro­pa­gan­do­wego pod­kre­śla­nia akcen­tów anty­nie­miec­kich, naj­lep­szy okres upa­mięt­nie­nia Wol­fs­schanze w Pol­sce przy­padł na lata sześć­dzie­siąte, po defi­ni­tyw­nym roz­bro­je­niu terenu z pól mino­wych. Ist­niały, na miarę tam­tych cza­sów, małe muzeum, kino, wykształ­cona została (i do dziś broni się swo­imi kom­pe­ten­cjami) grupa pro­fe­sjo­nal­nych prze­wod­ni­ków17, a w 1968 roku, na pod­sta­wie prozy Andrzeja Brychta (1935–1998) powstał film fabu­larny, epi­gon kla­sycz­nej pol­skiej szkoły fil­mo­wej Dan­cing w kwa­te­rze Hitlera w reży­se­rii Jana Bato­rego (1921–1981) i z muzyką wybit­nego kom­po­zy­tora Woj­cie­cha Kilara (1932–2013). Od 1989 roku domi­nują dwie ten­den­cje: bez­rad­ność pań­stwa i/albo pry­watna komer­cja­li­za­cja. Lasy Pań­stwowe, wła­ści­ciel terenu, zostały pozo­sta­wione same sobie. Efekt jest taki, że wpraw­dzie zabez­pie­czono ruiny bun­krów, ale reszta terenu przy­po­mina skrzy­żo­wa­nie nie­udol­nego muze­al­nic­twa (rekon­struk­cja sali, w któ­rej doszło do zama­chu, oraz wystawa poświę­cona powsta­niu war­szaw­skiemu) z par­kiem roz­rywki, w któ­rym domi­nują prze­różne muta­cje rzeź­bio­nych w drew­nie wil­ków i postaci żoł­nie­rzy (jest nawet w stre­fie bota­nicz­nej Nad­le­śnic­twa Sro­kowo, nie­da­leko od wej­ścia na teren bun­krów, postać mar­szałka Józefa Pił­sud­skiego!), a w kio­sku z pamiąt­kami można kupić każdy gadżet: od płasz­czy, koszu­lek i para­soli z nadru­kiem „Wil­czy Sza­niec” po tema­tyczne kubki i karty do gry.

O jar­marcz­no­ści tego miej­sca świad­czy także Mazu­ro­lan­dia, czyli odda­lony o kilo­metr od Wol­fs­schanze w kie­runku Węgo­rzewa park roz­rywki zało­żony w 2009 roku na skraju wsi Pracz. Na jego stro­nie inter­ne­to­wej można prze­czy­tać:

[…] odkry­li­śmy dla Was ruiny i pod­zie­mia Ogrodu Hitlera, który wybu­do­wano w Wil­czym Szańcu, aby dostar­czał dla Adolfa Hitlera świe­żych warzyw. Wódz Trze­ciej Rze­szy był wege­ta­ria­ni­nem, nie palił papie­ro­sów, nie pił alko­holu, więc para­dok­sal­nie, gdyby nie był jed­nym z naj­więk­szych zbrod­nia­rzy naszego świata, można byłoby go nazwać pro­mo­to­rem zdro­wego żywie­nia18.

Punk­tem kul­mi­na­cyj­nym do nie­dawna była rekon­struk­cja pod nazwą „Wal­ki­ria”, czyli „zapie­ra­jąca dech w pier­siach defi­lada prze­cho­dząca uli­cami Kętrzyna. Udział w niej biorą rekon­struk­to­rzy odtwa­rza­jący histo­ryczne jed­nostki Wehr­machtu, Waf­fen SS, Armii Czer­wo­nej i Woj­ska Pol­skiego wraz z pojaz­dami mili­tar­nymi z tych cza­sów”19. Według firmy tury­stycz­nej Tri­pa­dvi­sor wśród odwie­dza­ją­cych mniej wię­cej tyle samo osób jest zado­wo­lo­nych ile kry­tycz­nych wobec oferty Mazu­ro­lan­dii, cho­ciaż w wypo­wie­dziach inter­nau­tów prze­wa­żają głosy zde­cy­do­wa­nie nega­tywne. Poru­szyła mnie opi­nia mło­dego mał­żeń­stwa (pisow­nia ory­gi­nalna):

Nie­stety, ale niczego cie­ka­wego tu nie ma. […] Byli­śmy tam przy oka­zji wizyty w Wil­czym Szańcu, w któ­rym byli­śmy z 3,5-let­nim Syn­kiem – co cie­kawe Wil­czy Sza­niec bar­dziej podo­bał się naszemu dziecku niż Mazu­ro­lan­dia. Jest to miej­sce dla dzieci, więc opi­nia naszego dziecka już nam wystar­czy :)20.

W innym wymia­rze, także po stro­nie nie­miec­kiej, nie powstała żadna prze­ko­nu­jąca oferta upa­mięt­nie­nia i zwie­dza­nia Wol­fs­schanze. Sta­rano się tam uczyć oby­wa­tel­skiej postawy nie­miec­kich żoł­nie­rzy21, nakrę­cono sporo fil­mów doku­men­tal­nych i wydano wiele popu­lar­nych opra­co­wań. Szcze­gól­nym zain­te­re­so­wa­niem cie­szyły się te, które gło­sem żyją­cych jesz­cze pra­cow­nic kuchni w kwa­te­rze głów­nej przed­sta­wiały pry­watną stronę życia Hitlera22. Pod hasłem „Führerquartier”, które domi­nuje w nie­miec­ko­ję­zycz­nych wyszu­ki­war­kach i jako „kwa­tera wodza” jest nie do pomy­śle­nia w pol­skim uży­ciu, na inter­ne­to­wych stro­nach nie­miec­kiego, fran­cu­skiego, mek­sy­kań­skiego i bry­tyj­skiego Ama­zona naj­po­pu­lar­niej­szy jest film Führerquartier Wol­fschanze [!]. Befehls­stand in Ostpreußen z 1996 roku (jesz­cze w 2019 roku do wypo­ży­cze­nia w nie­któ­rych dziel­ni­co­wych biblio­te­kach Ber­lina!). Kurio­zal­ność tej pro­duk­cji polega na tym, że składa się w zasa­dzie z kopii ory­gi­nal­nych fil­mów i kro­nik z okresu wojny, w któ­rych – bez żad­nego komen­ta­rza – można zoba­czyć „wspa­nia­łego wodza” w gro­nie odwie­dza­ją­cych go w kwa­te­rze euro­pej­skich przy­wód­ców i usły­szeć o „nie­miec­kim boha­ter­stwie” w cza­sie wojny, „nie­miec­kiej woj­nie pre­wen­cyj­nej prze­ciw Związ­kowi Sowiec­kiemu” oraz o Stauf­fen­bergu jako „zdrajcy nie­miec­kiej racji stanu”23. Wśród opi­nii inter­nau­tów prze­waża zachwyt nad wresz­cie „praw­dzi­wie poka­zaną histo­rią” i tylko jeden osąd jest jed­no­znacz­nie kry­tyczny, zarzu­ca­jący fil­mowi ten­den­cje neo­na­zi­stow­skie24, które de facto są wręcz rażąco widoczne.

Po co nam ten kło­pot?

Wra­cam do pyta­nia: po co zaj­mo­wać się w Niem­czech i w Pol­sce kło­po­tli­wym dzie­dzic­twem, szcze­gól­nie tym wspól­nym, doty­czą­cym mate­rial­nej spu­ści­zny Trze­ciej Rze­szy?

Jesz­cze raz odwo­łam się do przy­pad­ków Kopfa i Luegera, pre­zen­tu­ją­cych odmienne stra­te­gie obcho­dze­nia się z kło­po­tli­wym dzie­dzic­twem kul­tu­ro­wym, by zwró­cić uwagę na sam mecha­nizm oby­wa­tel­skich postaw. Obie stra­te­gie mają swoją osobną logikę. W dal­szym ciągu uwa­żam, że słuszne było usu­nię­cie nazwy „Hin­rich-Wil­helm-Kopf-Platz” z topo­gra­fii Hano­weru. Przy­pa­dek wie­deń­ski odpo­wiada mojej tezie, że posta­wio­nych pomni­ków (poza ewi­dent­nymi muta­cjami „hitle­rów” i „sta­li­nów”) nie powinno się w demo­kra­tycz­nym spo­łe­czeń­stwie ani burzyć, ani oba­lać. Są świa­dec­twem cza­sów i mogą/powinny sta­wać się prze­strogą dla kolej­nych poko­leń. Z taką myślą na prze­ło­mie lat 2005 i 2006 bro­ni­łem pozo­sta­wie­nia na miej­scu wyko­pa­nego przy­pad­kiem z ziemi po sześć­dzie­się­ciu latach tak zwa­nego kamie­nia Bismarcka, upa­mięt­nia­ją­cego od ponad stu lat postać „żela­znego kanc­le­rza” w mazur­skich Nako­mia­dach (kilka kilo­me­trów od Wol­fs­schanze). Nie­ocze­ki­wa­nie podzie­lił on Pol­skę na „patrio­tów” i „zdraj­ców”, co w regio­nie nijak się miało do podzia­łów poli­tycz­nych25. Od kilku lat sło­wem i pió­rem bro­nię olsz­tyń­skich „szu­bie­nic”, pomnika Wyzwo­le­nia Ziemi War­miń­sko-Mazur­skiej (zwa­nego pier­wot­nie pomni­kiem Wdzięcz­no­ści Armii Czer­wo­nej) z 1954 roku, dłuta jed­nego z naj­wy­bit­niej­szych pol­skich rzeź­bia­rzy – Xawe­rego Duni­kow­skiego (1875–1964). Naj­pierw miej­scowi orę­dow­nicy deko­mu­ni­za­cji chcieli go zde­mon­to­wać, obec­nie – po wpi­sa­niu go do reje­stru zabyt­ków – trwa spór mia­sta i IPN o odpo­wiedni zapis na tablicy upa­mięt­nia­ją­cej, która ma sta­nąć obok monu­mentu Duni­kow­skiego. Oby osta­tecz­nie zwy­cię­żyła prag­ma­tyka „w duchu wie­deń­skim”.

Takich i podob­nych przy­kła­dów „nie­chcia­nego/zaka­za­nego” dzie­dzic-twa są w Pol­sce setki, tyle że nie doty­czą mate­rial­nej spu­ści­zny Trze­ciej Rze­szy. Jak roz­strzy­gać dyle­mat „za” albo „prze­ciw” ich zacho­wa­niu, zapro­po­no­wał w kwiet­niu 2016 roku histo­ryk idei Jerzy Jedlicki (1930–2018) w liście otwar­tym do pre­zesa IPN:

Niech­że się Pan przez chwilę zasta­nowi. O ile ja pamię­tam ten czas, to Armia Radziecka wal­czyła w koali­cji z Wielką Bry­ta­nią i Sta­nami Zjed­no­czo­nymi, i wspól­nie z nimi poko­nała mor­der­czą Rze­szę nie­miecką. Czyżby pamięć „naro­dowa” o tym zapo­mniała? Czy nie zdaje Pan sobie sprawy, że gdyby nie ofen­sywa radziecka, to Niemcy naj­praw­do­po­dob­niej wygra­łyby wojnę i byli­by­śmy do dzi­siaj upodloną, nie­wol­ni­czą pro­win­cją hitle­row­skiego Reichu? Czy nie wie Pan, że w tej woj­nie Armia Czer­wona ponio­sła naj­więk­sze, wprost nie­wy­obra­żalne straty w ludziach, w tym wiele na obsza­rze Pol­ski? Czy zapo­mniał Pan, że w skła­dzie tej armii szło i także pła­ciło daninę krwi Woj­sko Pol­skie? Bądźmy kon­se­kwentni: nie będziemy od tej pory przy­po­mi­nać dnia wyzwo­le­nia War­szawy ani innych miast, nie będą się wię­cej przed­sta­wi­ciele naro­dów spo­ty­kać w Oświę­ci­miu, w rocz­nicę oswo­bo­dze­nia obozu Auschwitz. […] Tak, wiem, co Pan rzuci na drugą szalę: udział w roz­bio­rze Pol­ski we wrze­śniu 1939, nik­czemne zamor­do­wa­nie uwię­zio­nych pol­skich ofi­ce­rów i funk­cjo­na­riu­szy pań­stwo­wych, wywózki na wschód, zerwa­nie sto­sun­ków z rzą­dem pol­skim w Lon­dy­nie, aresz­to­wa­nia AK-owców, wstrzy­ma­nie ofen­sywy latem 1944, aby się wykrwa­wiło Powsta­nie War­szaw­skie, obławy NKWD, wresz­cie poli­tyczne pod­po­rząd­ko­wa­nie pol­skich władz i insty­tu­cji arbi­tral­nej woli Sta­lina i jego następ­ców. I nie pytam, co prze­waża, bo tu nie ma wspól­nej miary, ale naro­dowa pamięć musi zacho­wać oby­dwa rachunki, bo jeden dru­giego nie kasuje i nie unie­waż­nia.

Na pyta­nie „czy zacho­wy­wać kło­po­tliwe dzie­dzic­two?” można też odpo­wie­dzieć gło­sem pol­skiej poetki poko­le­nia post­świad­ków – ludzi nie­do­świad­czo­nych wojną, ale żyją­cych w cie­niu wspo­mnień bądź niewspo­mnień rodzi­ców – ofiar/świad­ków dru­giej wojny świa­to­wej. Anna Janko (ur. 1957) w swo­jej auto­bio­gra­ficz­nej, lite­rac­kiej opo­wie­ści Mała Zagłada, która opo­wiada o zagła­dzie pod­za­moj­skiej wsi Sochy w 1943 roku, pisze:

Prze­cież to – TO straszne – nie TU się stało… Nie w Pol­sce. To złu­dze­nie geo­gra­ficzne. Wielka Zagłada miała miej­sce w Niem­czech […]. Moim zda­niem naj­le­piej by było, żeby Niemcy zabrali do sie­bie te wszyst­kie obozy, które zostały po nich w Pol­sce. Żeby się już wię­cej nikomu nie myliło. […] A co to za pro­blem w dzi­siej­szych cza­sach, skoro się klasz­tory i pałace prze­nosi na inne kon­ty­nenty. […] To czemu nie prze­nosić Auschwitzu, Maj­danka, Stut­thofu, jaka to robota26.

To nie jest pro­wo­ka­cja, lecz głos osoby, która żyła kil­ka­dzie­siąt lat nazna­czona pamię­cią swo­jej matki – tej, która jako jedno z kil­korga dzieci prze­żyła masa­krę w Sochach. Takich wsi w Pol­sce było ponad sto. Tego głosu nie należy lek­ce­wa­żyć, bo jest to głos wyni­ka­jący z wraż­li­wo­ści ludz­kiej, a nie ze stra­te­gii poli­tycz­nej.

Zacho­wu­jąc w pamięci wyżej przed­sta­wione odnie­sie­nia do kło­po­tli­wego dzie­dzic­twa, warto spoj­rzeć na pro­blem z per­spek­tywy zwa­nej histo­rią wza­jem­nych oddzia­ły­wań, którą Krzysz­tof Pomian pro­po­nuje nazwać „histo­rią sprzę­żoną”27. Co to zna­czy? To zna­czy, że pisząc histo­rię Pol­ski czy histo­rię Nie­miec, postrze­gam je nie tylko jako wynik wewnętrz­nych pro­ce­sów czy tele­olo­gicz­nego roz­woju „wła­snego narodu”, lecz jako sumę tego, co wła­sne, i oddzia­ły­wa­nia czyn­ni­ków zewnętrz­nych. Patrząc na pro­blem kul­tury pamięci w Pol­sce i w Niem­czech, nie trzeba two­rzyć bila­te­ral­nej kon­ku­ren­cji, lecz trans­na­ro­dowe pole dia­logu. Nie da się napi­sać histo­rii Pol­ski bez poka­za­nia i wytłu­ma­cze­nia oddzia­ły­wa­nia jej zachod­niego sąsiada. Nie da się także napi­sać histo­rii Nie­miec bez odno­to­wa­nia wpływu, jaki wywarło na nią pol­skie sąsiedz­two. Ten postu­lat bli­ski jest poli­tyce pamięci, którą Ale­ida Assmann nazywa dia­lo­gicz­nym pamię­ta­niem, tyle że ja w dro­dze do jego urze­czy­wist­nie­nia bar­dziej akcen­tuję potrzebę wyrów­ny­wa­nia pozio­mów wza­jem­nej wie­dzy o sobie28. Wpro­wa­dza­nie jej poprzez odpo­wied­nio mody­fi­ko­wane pro­gramy naucza­nia i pod­ręcz­niki szkolne, a następ­nie bar­dziej empa­tyczną wobec sąsia­dów poli­tykę pamięci może dopiero two­rzyć poli­fo­nię pamięci, która nada ramy dia­lo­gicz­nego pamię­ta­nia rów­nych part­ne­rów29.

Zanim zaczniemy kon­stru­ować euro­pej­ską mapę pamięci, musimy prze­pra­co­wać bila­te­ralne rela­cje. Inspi­ru­jąc się tezami wykładu Nie­lsa Gut­schowa zaty­tu­ło­wa­nego Archi­tek­tura Trze­ciej Rze­szy. Stan badań w Niem­czech30, uwa­żam, że pol­sko-nie­miecki (rów­nież euro­pej­ski) dia­log o kło­po­tli­wym dzie­dzic­twie i podzie­lo­nych kul­tu­rach pamięci powinno się oprzeć na racjo­nal­nych kate­go­riach, które pozwolą wyjść z pułapki opo­wia­da­nia wyłącz­nie z per­spek­tywy wła­snych doświad­czeń i zapo­trze­bo­wa­nia na wytwa­rza­nie wła­snej pamięci. Konieczne jest do tego zbu­do­wa­nie pol­sko-nie­mieckiego iunc­tim wie­dzy. Pierw­szy krok ku temu celowi został zro­biony w wyniku mię­dzy­rzą­do­wego, zakoń­czo­nego w czerwcu 2020 roku, pro­jektu, któ­rego spo­łeczną stroną była Wspólna Pol­sko-Nie­miecka Komi­sja Pod­ręcz­ni­kowa. Jego efek­tem są cztery tomy dru­giego na świe­cie bila­te­ral­nego, to zna­czy iden­tycz­nego w obu kra­jach pod­ręcz­nika do naucza­nia histo­rii Europa. Nasza histo­ria (Europa. Unsere Geschichte), z prze­zna­cze­niem do powszech­nego użytku w szko­łach pod­sta­wo­wych w Pol­sce i w Niem­czech, po dopusz­cze­niu przez odpo­wied­nie wła­dze oświa­towe.

Z per­spek­tywy spu­ści­zny mate­rial­nej Trze­ciej Rze­szy w Pol­sce i w Niem­czech dzieli nas nie tyle asy­me­tria, ile prze­paść histo­rycz­nego doświad­cze­nia w dru­giej woj­nie świa­to­wej oraz dia­me­tral­nie różne jego umiej­sco­wie­nie w pamięci funk­cjo­nal­nej miesz­kań­ców obu kra­jów. Wspól­nym wyzwa­niem pozo­stają muzea mar­ty­ro­lo­giczne (Gedenkstätten) w miej­scach daw­nych obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych i obo­zów zagłady. W Pol­sce i w Niem­czech ist­nieje inne zapo­trze­bo­wa­nie na prze­pra­co­wy­wa­nie prze­szło­ści. W Niem­czech ini­cja­cyj­nym doświad­cze­niem jest zro­zu­mie­nie i opo­wie­dze­nie komu­ni­ka­tyw­nym języ­kiem dydak­tyki histo­rii wła­snej zbrodni naro­do­wego socja­li­zmu. W Pol­sce, któ­rej spo­łe­czeń­stwo było pierw­szą masową ofiarą nie­miec­kiej agre­sji, pro­ble­mem jest pora­dze­nie sobie z ukon­tek­sto­wie­niem wła­snego cier­pie­nia na tle cier­pie­nia innych oby­wa­teli pol­skich nie­po­lskiego pocho­dze­nia. Żadne auto­ma­tyczne pol­sko-nie­miec­kie prze­no­sze­nie wzor­ców peda­go­gicz­nych czy dydak­tycz­nych nie zafunk­cjo­nuje bez odnie­sie­nia się do kon­fron­ta­cji z wła­sną prze­szło­ścią. W nie­miec­kiej kul­tu­rze pamięci sporo pro­ble­mów udało się prze­pra­co­wać dzięki stwo­rze­niu cza­so­wego, a następ­nie emo­cjo­nal­nego dystansu wobec wła­snego spraw­stwa31. Po 1989 roku w nie­któ­rych muze­ach mar­ty­ro­lo­gicz­nych w ramach pol­sko-nie­miec­kiej współ­pracy stwo­rzono ory­gi­nalne formy eks­po­zy­cyjne i peda­go­giczne. W prze­strzeni dzia­łań edu­ka­cyj­nych ist­nieją chyba naj­bar­dziej widoczne pola wspól­nej aktyw­no­ści i wymiany doświad­czeń mię­dzy muze­ami mar­ty­ro­lo­gicz­nymi a Gedenkstätten.

Gre­gory J. Ash­worth, Upa­mięt­nia­nie prze­mocyitra­ge­dii. Ludzka trauma jako dzie­dzic­two, w: Pla­no­wa­nie dzie­dzic­twa, tłum. Marta Duda-Gryc, Kra­ków 2015, s. 269–288; por. John E. Tun­bridge, Gre­gory J. Ash­worth, Dis­so­nant Heri­tage. The Mana­ge­ment of the Past asaReso­urce in Con­flict, Chi­che­ster 1996; Sha­ron Mac­do­nald, Dif­fi­cult Heri­tage. Nego­tia­ting the Nazi Past in Nurem­berg and bey­ond, Lon­don 2009; pew­nego rodzaju pod­su­mo­wa­niem tematu z per­spek­tywy ostat­nich trzy­dzie­stu lat jest wybór arty­ku­łów Johna Tun­bridge’a, Zmiana warty. Dzie­dzic­two na prze­ło­mieXXiXXIwieku, tłum. Alek­san­dra Kamiń­ska, Kra­ków 2018. [wróć]

Por. kla­syczne już tek­sty: Mario Rainer Lep­sius, Dzie­dzic­two naro­do­wego socja­li­zmuikul­tura poli­tycznawpań­stwach-następ­cach „Wiel­ko­nie­miec­kiej Rze­szy”, w: idem, Okul­tu­rze poli­tycz­nejwNiem­czech, tłum. Arka­diusz Żychliń­ski, Poznań 2007, s. 188–206; Jörn Rüsen, Pamięć po Holo­kau­ścieatoż­sa­mość nie­miecka, tłum. Iza­bela Sel­l­mer, w: Myśle­nie histo­ryczne. Część I: Jörn Rüsen. Nada­wa­nie histo­rycznego sensu, red. Robert Traba, Hol­ger Thünemann, Poznań 2015, s. 305–325; oraz stu­dia przy­padku, m.in.: Das Erbe der Ande­ren. Denk­malp­fle­ge­ri­sches Han­deln im Zeichen der Glo­ba­li­sie­rung (= The Heri­tage of the Other. Con­se­rva­tion Con­si­de­ra­tions in an Age of Glo­ba­li­sa­tion), Hrsg. Ger­hard Vin­ken, Bam­berg 2015; Rein­hard Bern­beck, Mate­rielle Spu­ren des natio­nal­so­zia­li­sti­schen Ter­rors. Zu einer Archäologie der Zeit­ge­schichte, Bie­le­feld 2017. [wróć]

Ale­ida Assmann, Pamięć miejsc – auten­tyzmiupa­mięt­nia­nie, w: eadem, Mię­dzy histo­riąapamię­cią. Anto­lo­gia, tłum. Justyna Górny, War­szawa 2013, s. 182. [wróć]

Histo­ri­scher Exo­rzi­smus, „Der Spie­gel” 2014, Nr. 6, https://www.spie­gel.de/spie­gel/print/d-124838582.html [dostęp: 20 czerwca 2020]. Moja odpo­wiedź: Robert Traba, Aura mit Ris­sen, „Der Spie­gel” 2014, Nr. 8, https://www.spie­gel.de/spie­gel/print/d-125080757.html [dostęp: 20 czerwca 2020]. Sze­rzej o Kop­fie oraz o spra­wie bur­mi­strza Wied­nia zob. Robert Traba, Pomni­ko­ma­nia po pol­sku. Czego uczy spóropomnik ks. Jan­kow­skiego?, [online], https://wybor­cza.pl/7,75968,24535770,pomni­ko­ma­nia-po-pol­sku-czego-uczy-spor-o-pomnik-ks-jan­kow­skiego.html [dostęp: 6 czerwca 2020]. [wróć]

https://museen.nuern­berg.de/memo­rium-nuern­berger-pro­zesse/the­men/erin­ne­rung­skul­tur/rezep­tions­ge­schichte/ [dostęp: 6 czerwca 2020]. W trak­cie zwie­dza­nia, w lipcu 2018 roku, moim prze­wod­ni­kiem był pra­cow­nik naukowy Muzeum dr Andreas Mix. Na temat recep­cji i praw­nych kon­se­kwen­cji pro­ce­sów norym­ber­skich por. Wcie­niu Norym­bergi. Trans­na­ro­dowe ści­ga­nie zbrodni nazi­stow­skich, red. Robert Traba et al., War­szawa 2019. [wróć]

Kat­zbach – obóz widmo. Powstańcy war­szaw­scywZakła­dach Adlera we Frank­fur­cie nad Menem 1944–45, War­szawa 2016, wer­sja cyfrowa dostępna: https://ksie­gar­nia.karta.org.pl/pro­dukt/kat­zbach-oboz-widmo-powstancy-war­szaw­scy-w-zakla­dach-adlera-we-frank­fur­cie-nad-menem-1944–45/ [dostęp: 7 lipca 2020]. [wróć]

Zob. Joanna de Vin­cenz, Powstaje miej­sce pamięciobyłym nie­miec­kim obo­zie Kat­zbach [online], https://www.dw.com/pl/powstaje-miej­sce-pami%C4%99ci-o-by%C5%82ym-nie­miec­kim-obo­zie-kat­zbach/a-43747010 [dostęp: 6 czerwca 2020]. W 2018 roku uczest­ni­czy­łem w kon­fe­ren­cji Ośrodka KARTA na temat obozu Kat­zbach i histo­rii jego upa­mięt­nie­nia, zor­ga­ni­zo­wa­nej we Frank­fur­cie wspól­nie z przed­sta­wi­cie­lami miej­skich orga­ni­za­cji oby­wa­tel­skich i z histo­ry­kami. [wróć]

Mariusz Mazur, Anty­ko­mu­ni­stycz­nego pod­zie­mia por­tret zbio­rowy 1945–1956. Aspekty men­talno-psy­cho­lo­giczne, War­szawa – Lublin 2019, s. 133–134 i pas­sim. [wróć]

Jakub Wysmu­łek, Dąbrowsz­czacy: mię­dzy sym­bo­lem anty­fa­szy­zmuapoli­tyką anty­ko­mu­ni­zmu, „Kul­tura i Spo­łe­czeń­stwo” 2019, nr 63 (2), s. 133–161. [wróć]

Geo­r­ges Mink, Do hymnu wdarł się „obcy”… Pol­skośćwkon­tek­ście euro­pej­skim, w: Nie­do­koń­czona wojna? „Pol­skość” jako zada­nie poko­le­niowe, red. Robert Traba, War­szawa 2020, s. 55–70; Marta Dąbrow­ska, Pol­ska nie jest naj­waż­niej­sza. Moralny aspekt roz­wa­żań Róży Luk­sem­burgopań­stwie pol­skim, naro­dzieinatu­rze czło­wieka, w: ibi­dem, s. 245–264. [wróć]

Pol­sko-nie­miec­kie miej­sca pamięci (= Deutsch-polni­sche Erin­ne­rung­sorte), red. Robert Traba, Hans Hen­ning Hahn, War­szawa – Pader­born 2012–2016, t. 1–4 i Bd. 1–5, tu: Oczym (nie) opo­wia­dają pol­sko-nie­miec­kie miej­sca pamięci, t. 1, s. 7–53 (= Wovon die deutsch-polni­sche Orte (nicht) erzählen, Bd. 1, s. 11–49); por. Maciej Górny, Kor­ne­lia Koń­czal, Robert Traba, Hans Hen­ning Hahn, Polish-Ger­man Realms of Memory.ANew Para­digm?, „Acta Polo­niae Histo­rica” 2012, nr 106, s. 155–167. [wróć]

Mate­usz J. Har­twich, Krzy­żowa. Pacta sunt servanda!, w: Pol­sko-nie­miec­kie miej­sca…, op. cit., t. 1, s. 451–461. [wróć]

Uwe Neumärker, Robert Con­rad, Cord Woy­wodt, Wol­fs­schanze. Hitlers Macht­zen­trale imII. Welt­krieg, Ber­lin 2000, s. 176–177. [wróć]

Adam Krze­miń­ski, „Powsta­nie sumie­nia”.Onie­miec­kim ruchu oporu, „Borus­sia. Kul­tura – Histo­ria – Lite­ra­tura” 2005, nr 37, s. 144. [wróć]

Cyt. za: Róża Roma­niec, Stauf­fen­bergiPol­ska, „Deut­sche Welle” 2009, dostępny online: https://www.dw.com/pl/stauf­fen­berg-i-pol­ska/a-4541936 [dostęp: 6 czerwca 2020]. [wróć]

A. Krze­miń­ski, „Powsta­nie sumie­nia”, op. cit., s. 141. [wróć]

O dobrym pozio­mie kra­jo­znaw­stwa świad­czy też naj­po­pu­lar­niej­szy, wyda­wany w tysią­cach egzem­pla­rzy i wie­lo­krot­nie wzna­wiany prze­wod­nik, napi­sany przez rodo­wi­tego Mazura: Jerzy Jan­tar [Gerard Skok], Wil­czy Sza­niec. Dawna kwa­tera Hitlera, Olsz­tyn 1964. W 2005 roku, w ramach Aka­de­mii Let­niej Pol­sko-Nie­miec­kiej Wymiany Mło­dzieży, wspól­nie z prof. Bodo von Bor­rie­sem zor­ga­ni­zo­wano dla lide­rów pol­sko-nie­miec­kiej wymiany warsz­taty w Wol­fs­schanze, które potwier­dziły in situ wysoki poziom miej­sco­wych prze­wod­ni­ków. Podob­nie było pod­czas wizyty w 2020 roku. [wróć]

http://mazu­ro­lan­dia.pl/ogrod-hitlera-iv-strefa-wil­czego-szanca/ [dostęp: 6 czerwca 2020]. [wróć]

http://mazu­ro­lan­dia.pl/ [dostęp: 6 czerwca 2020]. [wróć]

https://pl.tri­pa­dvi­sor.com/Attraction_Review-g1600830-d6575223-Reviews-Mazu­ro­lan­dia-Gierloz_Warmia_Masuria_Province_Northern_Poland.html#REVIEWS [dostęp: 6 czerwca 2020]. [wróć]

Por. Hans Die­ter Bor­chardt, Tan­nen­berg und Wol­fs­schanze. Ein militärischer Reiseführer, Ber­lin 2006. [wróć]

Frank Tha­de­usz w tygo­dniku „Der Spie­gel” zachwa­lał jedną z publi­ka­cji: Hitlers Diätköchin Con­stanze Man­ziarly „Der F. hat gut geges­sen“: „Hir­se­brei, Pilze, Quark mit Leinöl: Con­stanze Man­ziarly bekochte Hitler in den letz­ten Krieg­smo­na­ten. Ein Histo­ri­ker hat die Bez­ie­hung der beiden mit Hilfe hand­ge­schrie­be­ner Briefe rekon­stru­iert” (Kasza jaglana, grzyby, twa­róg z ole­jem lnia­nym: tak Con­stanze Man­ziarly goto­wała Hitle­rowi w ostat­nich dniach wojny. Rela­cje mię­dzy oboj­giem na pod­sta­wie ręcz­nie pisa­nych listów zre­kon­stru­ował histo­ryk). Cyt. za: https://www.spie­gel.de/spie­gel/adolf-hitlers-diat­ko­echin-con­stanze-man­ziarly-a-1178610.html [dostęp:7 lipca 2020]. [Jeżeli nie podano tłu­ma­cza, wszyst­kie cytaty w prze­kła­dzie autora arty­kułu – przyp. red.]. [wróć]

Na przy­kład recen­zja napi­sana w Niem­czech 2 sierp­nia 2009 roku: „Das Stauf­fen­berg-Atten­tat ist hier nur eine kurz erwähnte Fußnote, was ich als sehr ange­nehm emp­finde, schließlich wird und wurde die­ses Thema schon weiß Gott oft genug aufge­kauft” (Zamach Stauf­fen­berga jest tutaj tylko krótko wspo­mnia­nym przy­pi­sem, z czego odczu­wam przy­jem­ność, bo w końcu Bóg wie, że wystar­cza­jąco ten temat jest i był już kupo­wany). Cyt. za: https://www.ama­zon.de/F%C3%BChrer­haup­tqu­ar­tier-Wol­fschanze-Befehls­stand-Ost­preu%C3%9Fen-Pre­mium/dp/B0028P6XTW [dostęp: 7 lipca 2020]. [wróć]

„Es ist schon pein­lich anhören zu müssen, mit welchen faden­sche­ini­gen Argu­men­ten ver­sucht wird, den ver­bre­che­ri­schen Krieg unse­res ach »so sehr gelieb­ten Führers« Hitler, wohl einer der größten Ver­bre­cher aller Zeiten, zu recht­fer­ti­gen, von den Weishe­iten der ewig Gestri­gen, die in dem Film ihre unmaßgebliche Meinung glau­ben ver­bre­iten zu müssen, ganz zu schwe­igen. Offen­sich­tlich sind an der Her­stel­lung des Films in erhe­bli­chem Maße Nazis bete­iligt gewe­sen” (To żenu­jące musieć wysłu­chi­wać, jak pró­buje się uspra­wie­dli­wiać bez­na­dziej­nymi argu­men­tami zbrod­ni­czą wojnę naszego ach »jakże bar­dzo uwiel­bia­nego Führera« Hitlera, jed­nego z naj­więk­szych zbrod­nia­rzy wszech cza­sów, nie mówiąc już o mądro­ściach wiecz­nie wczo­raj­szych, któ­rzy roz­po­wszech­niają na fil­mie nie­wy­obra­żalne opi­nie. Z pew­no­ścią w powsta­niu filmu w dużej mie­rze uczest­ni­czyli nazi­ści). Cyt. za: ibi­dem. [wróć]

Robert Traba, Pamięć zapi­sanawkamie­niu, czyli kra­jo­braz kul­tu­rowy jako palimp­sest, w: Dzie­dzic­two kre­sów – nasze wspólne dzie­dzic­two, red. Jacek Pur­chla, Kra­ków 2006, s. 273–280. [wróć]

Anna Janko, Mała Zagłada, Kra­ków 2015, s. 106–107. [wróć]

Robert Traba, Histo­ria wza­jem­nych oddzia­ły­wań – (nie­do­ce­niany) para­dyg­matwbada­niu prze­szło­ści, w: Histo­ria wza­jem­nych oddzia­ły­wań, red. Robert Traba, War­szawa – Ber­lin 2014, s. 7–20. [wróć]

Ale­ida Assmann, Od zbio­ro­wej prze­mocy do wspól­nej przy­szło­ści, w: eadem, Mię­dzy histo­riąapamię­cią, op. cit., s. 259–271. [wróć]

Robert Traba, Prze­szłośćwteraź­niej­szo­ści. Pol­skie sporyohisto­rię na początkuXXIwieku, Poznań 2009, s. 82–87; Pol­sko-nie­miec­kie miej­sca…, op. cit., s. 33–36. [wróć]

Wystą­pie­nie pod­czas mię­dzy­na­ro­do­wej kon­fe­ren­cji Kło­po­tliwe dzie­dzic­two Trze­ciej Rze­szywPol­sce, zor­ga­ni­zo­wa­nej w Mię­dzy­na­ro­do­wym Cen­trum Kul­tury w grud­niu 2018 roku. [wróć]

Robert Traba, Bila­te­ral­ność kul­tur pamięci. Przy­pa­dek pol­skich muzeów mar­ty­ro­lo­gicz­nychinie­miec­kich Gedenkstätten, w: Peda­go­gika pamięci.Oteo­riiiprak­tyce edu­ka­cjiwmuze­ach mar­ty­ro­lo­gicz­nych, red. Tomasz Kranz, Lublin 2018, s. 25–66. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki