Lucja Słotka. Kobieta, która kochała legwana - Marta Guzowska, Leszek Talko - ebook

Lucja Słotka. Kobieta, która kochała legwana ebook

Marta Guzowska, Leszek Talko

4,3

Opis

Lucja Słotka – z zawodu Home Disaster Manager – powraca!
W trzecim odcinku pierwszego w Polsce serialu literackiego wkracza w świat gwiazd estrady, spektakularnych koncertów, a co za tym idzie – wielkich oczekiwań swojej nowej zleceniodawczyni, frywolnych zachcianek i niekontrolowanych huśtawek nastrojów.

Wieśka Orzeł – bożyszcze tłumów, gwiazda disco polo i kobieta sukcesu – rusza w podróż na kolejny koncert i… zostaje otruta herbatą!
Podejrzenie pada natychmiast na ekipę gwiazdy.

W śmierć najukochańszej kobiety nie może uwierzyć Janusz Czapla – mąż Wieśki i jej nadworny kompozytor, który porzucił muzykę poważną na rzecz disco polo i Wieśki. Z tragedii nie mogą otrząsnąć się także Paulina Jastrzębska – osobista kreatorka wizerunku i Magda Sroka – rzeczniczka prasowa oraz towarzyszący ekipie dziennikarz – Marek Szczygieł, który pisze biografię Wieśki Orzeł. Cały dramat jest tym większy, że w zamieszaniu zaginął ukochany Wieśki – legwan Sławomir i pudliczka Violetta. A jak na śmierć zareagował Kacper Gołębiewski? Jej osobisty kołcz i mentor gwiazdy, który pomiędzy występami uczył ją jak poczuć harmonię duszy i pierwotną siłę, która w niej drzemie.

Kto odpowiada za śmierć piosenkarki? Komu jej odejście jest na rękę? I dlaczego nie można znaleźć Sławomira i Violetty?

Na szczęście na miejscu jest aspirant Konieczny i Władek czyli najlepsza ekipa śledcza. W zamian za anulowanie kilkunastu mandatów proszą Lucję o pomoc w rozwiązaniu zagadki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 128

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (35 ocen)
17
12
6
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sengatime

Całkiem niezła

Miła odskocznia.
00
Azurelight

Nie oderwiesz się od lektury

fajna książka
00
Solind

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejne udane spotkanie z Lucją, nie mogę doczekać się następnej części :)
00
elicea

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam 🙂
00
pchelut

Dobrze spędzony czas

fajny lekki kryminał z humorem
00

Popularność




Roz­dział 1

To się mu­sia­ło za­ko­ńczyć ka­ta­stro­fą.

A jed­nak trwa­ło. A ka­ta­stro­fa nie nad­ci­ąga­ła.

Ko­lej­ne zle­ce­nie za­częłam ja­kieś dzie­si­ęć mi­nut temu, ale na ra­zie nie mia­łam zbyt dużo pra­cy, za to spo­ro cza­su na ogląda­nie scen, ja­kich nie wi­dzia­łam jesz­cze ni­g­dy w ży­ciu. Ja­kiś fa­cet wdra­pał się na słup, po czym stam­tąd zle­ciał. Ale nic mu się nie sta­ło. Inny wla­zł na drze­wo, nie wzi­ął jed­nak pod uwa­gę, że to wątła brzo­za, i wi­siał ucze­pio­ny kur­czo­wo pnia na­chy­lo­ne­go pod kątem czter­dzie­stu stop­ni. On też po chwi­li spa­dł, ale sądząc po wrza­skach do­bie­ga­jących z dołu, rów­nież prze­żył. Kil­ka dziew­czyn sta­nęło na kar­to­no­wych pu­dłach usta­wio­nych w pi­ra­mi­dę. Za­pew­ne nie za­sko­czy was wia­do­mo­ść, że zmy­śl­na kon­struk­cja ta­kże ru­nęła, ale i tym ra­zem oby­ło się bez ofiar śmier­tel­nych. Kil­ka­na­ście me­trów ode mnie gru­by mężczy­zna usi­ło­wał za­prze­czyć pra­wu przy­ci­ąga­nia, wi­sząc na wy­si­ęgni­ku re­flek­to­ra. Roz­pacz­li­wie ma­chał no­ga­mi w po­wie­trzu. Osta­tecz­nie spa­dł pro­sto w zbi­ty tłum. Ły­sie­jący fa­cet w śred­nim wie­ku zsu­wał się z po­chy­łe­go da­chu bud­ki, na któ­ry się wspi­ął, sta­ra­jąc się utrzy­mać w pio­nie pusz­kę piwa. Bły­ska­wicz­nie do­pił reszt­ki, żeby nic się nie zmar­no­wa­ło, za­wi­sł na ryn­nie, a po­tem rów­nież zle­ciał. Nie po­wstrzy­ma­ło to dwóch in­nych od pó­jścia w jego śla­dy.

Naj­bar­dziej fra­pu­jące było jed­nak to, że gdy tyl­ko je­den za­pa­le­niec spa­dał, na­stęp­ny na­tych­miast wspi­nał się na to samo miej­sce, by po chwi­li po­wtó­rzyć lot w dół. Ka­żdy z nich – na oko kil­ka­na­ście ty­si­ęcy lu­dzi – chciał wle­źć wy­żej, by zo­ba­czyć tę, dla któ­rej się tu zna­le­źli.

Zwy­kłą ko­bie­tę, któ­ra po­ko­na­ła nie­zwy­kłą dro­gę. Mówi wam to coś?

Au­tor­kę Twój za­pach upa­ja mnie oraz Lecę na cie­bie, ma­lut­ka, bo je­steś w domu sa­miut­ka. Te­raz coś wam za­świ­ta­ło?

Zdo­byw­czy­nię pi­ęciu zło­tych płyt (tyl­ko w tym roku). Już wie­cie?

Gwiaz­dę trzech fil­mów, w któ­rych gra­ła samą sie­bie. Mu­si­cie ją ko­ja­rzyć.

Wie­śkę Orzeł, bo­żysz­cze tłu­mów, gwiaz­dę di­sco polo, ko­bie­tę suk­ce­su i moją nową chle­bo­daw­czy­nię.

„Chcę być zwy­kła i ba­nal­na, ale je­stem tro­chę wul­gar­na” – nada­wa­ła ze sce­ny Wie­śka. Usa­do­wi­łam się wy­god­niej na krze­śle w gar­de­ro­bie. Do prze­rwy zo­sta­ło jesz­cze tro­chę cza­su.

*

Wie­śka Orzeł przy­po­mi­na­ła Vio­let­tę Vil­las w wer­sji tur­bo. Kor­pu­lent­na, dłu­gie blond loki, moc­no zro­bio­ne oko. Jed­nak na sce­nie no­si­ła się zu­pe­łnie ina­czej – te­raz na przy­kład do czar­nej skó­rza­nej kurt­ki wło­ży­ła ob­ci­słą spód­ni­cę przed ko­la­no ze srebr­nej lamy. A wła­ści­wie wło­żo­no, albo ra­czej wci­śni­ęto na nią ten strój. W nie­du­żym po­miesz­cze­niu kłębił się tłum lu­dzi, któ­rzy sta­ra­li się jak naj­le­piej wy­ko­rzy­stać dwie mi­nu­ty prze­rwy przed ostat­nim we­jściem ar­tyst­ki na sce­nę.

Wie­śka Orzeł zaj­mo­wa­ła wiel­ki skó­rza­ny fo­tel. Mło­da dziew­czy­na usi­ło­wa­ła ją pod­ma­lo­wać, co nie było pro­ste, bo pio­sen­kar­ka ani przez mo­ment nie po­tra­fi­ła sie­dzieć nie­ru­cho­mo. Cały czas ga­da­ła, ge­sty­ku­lo­wa­ła i kręci­ła się we wszyst­kie stro­ny.

– Nie wy­ci­ągnęłaś tego tak, jak mo­głaś – na­rze­kał ły­sie­jący fa­cet, któ­ry przy­cup­nął na krze­se­łku obok. – Kie­dy le­cisz fra­zą: „Czu­ję w brzu­chu bzy­yy, a przede mną tyyy”, mu­sisz we­jść w wy­ższy re­jestr.

Fa­ce­ta zna­łam, bo zro­bi­łam wcze­śniej re­se­arch. To był Ja­nusz Cza­pla, mąż Wie­śki i jej na­dwor­ny kom­po­zy­tor. Po­nie­waż Wie­śka Orzeł za­sły­nęła jako ko­bie­ta suk­ce­su, któ­ra do wszyst­kie­go do­szła sama (pa­mi­ęta­cie te na­głów­ki: Go­spo­dy­ni do­mo­wa, któ­ra zo­sta­ła gwiaz­dą i Sa­mo­dziel­nie wspi­ęła się na szczyt?), Ja­nusz Cza­pla mu­siał trzy­mać się w cie­niu. Po­dob­no był kie­dyś ce­nio­nym kom­po­zy­to­rem. Na­pi­sał mu­zy­kę do kil­ku przed­sta­wień te­atral­nych, skom­po­no­wał sym­fo­nię, któ­ra do­sta­ła na­gro­dę na fe­sti­wa­lu w Hel­sin­kach, i zo­stał okrzyk­ni­ęty naj­bar­dziej obie­cu­jącym ta­len­tem w dzie­dzi­nie mu­zy­ki kla­sycz­nej w Eu­ro­pie Środ­ko­wej. Ale to wszyst­ko ćwie­rć wie­ku temu. Po­tem za­rzu­cił mu­zy­kę po­wa­żną na rzecz di­sco polo. Gdy­by­ście mie­li do wy­bo­ru: prze­żyć rok za ty­si­ąc euro na­gro­dy dla naj­lep­sze­go mło­de­go kom­po­zy­to­ra albo do­sta­wać w tym sa­mym cza­sie ho­no­ra­ria po sto ty­si­ęcy zło­tych za kon­cert (a był to trze­ci wy­stęp w tym ty­go­dniu), pew­nie pod­jęli­by­ście po­dob­ną de­cy­zję. W ka­żdym ra­zie za­da­niem Ja­nu­sza Cza­pli było pi­sa­nie mu­zy­ki do tek­stów Wie­śki i po­zo­sta­wa­nie w cie­niu. Me­dia nie mó­wi­ły o nim ani sło­wa. Ofi­cjal­nie Wie­śka Orzeł była szczęśli­wa, spe­łnio­na i wol­na. 

Dziew­czy­ną, któ­ra na­dal usi­ło­wa­ła po­pra­wić kre­skę nad okiem Wie­śki, była Pau­li­na Ja­strzęb­ska – jej oso­bi­sta kre­ator­ka wi­ze­run­ku. Z tego, co sły­sza­łam, sio­strze­ni­ca pio­sen­kar­ki. Z tego, co rów­nież sły­sza­łam, bar­dzo zdol­na, bar­dzo miła i o wy­jąt­ko­wo mi­ęk­kim ser­cu. Pa­so­wa­ła do Wie­śki jak pi­ęść do oka.

– Spód­ni­ca pękła; mó­wi­łam, że tak będzie – ska­rży­ła się Wie­śka Orzeł.

– Nie trze­ba było jeść czip­sów przed we­jściem – fuk­nęła ko­lej­na ko­bie­ta u jej boku. Uzna­łam, że to musi być tre­ner­ka per­so­nal­na gwiaz­dy, Bry­gi­da Wro­na. Usi­ło­wa­ła wy­ko­nać za­da­nie na po­zór nie­wy­ko­nal­ne, to jest wtło­czyć kszta­łty Wie­śki w ko­lej­ną mie­ni­ącą się sre­brem kre­ację. – Mu­sisz wci­ągnąć po­wie­trze – ko­men­de­ro­wa­ła.

– Prze­cież wy­pusz­czę, kie­dy będę śpie­wać. – Wie­śka Orzeł wy­rzu­ci­ła w górę ra­mio­na.

– Nie rób tego, bo trza­śnie – upo­mnia­ła tre­ner­ka. – Żad­nych ra­mion do góry. Le­cisz po sce­nie wzdłuż li­nii, a Alon­so i Pe­dro trzy­ma­ją cię z obu stron.

Wska­za­ła dwóch ogni­stych bru­ne­tów w czer­wo­nych pan­ta­lo­nach i skąpych ka­mi­zel­kach le­d­wo osła­nia­jących ich im­po­nu­jące ośmio-, a może na­wet dzie­si­ęcio­pa­ki. Po­dob­nie ogni­stych bru­ne­tów kręci­ło się za ku­li­sa­mi chy­ba z dwu­na­stu. Wy­gląda­li iden­tycz­nie: mie­li taki sam trzy­dnio­wy za­rost i jed­na­ko­we dzi­kie spoj­rze­nia. Ich głów­nym za­da­niem było bie­ga­nie po sce­nie w kie­run­ku Wie­śki, a po­tem te­atral­ne pa­da­nie na zie­mię, kie­dy ich roz­trąca­ła. Pu­blicz­no­ść wyła z za­chwy­tu.

– Nie dam rady – po­wtó­rzy­ła Wie­śka Orzeł. Za­ła­ma­ła ręce, a na­pi­ęty ma­te­riał nie­bez­piecz­nie za­trzesz­czał. – Nie po­tra­fię, nie wró­cę tam.

– Kac­per! – wrza­snął Ja­nusz Cza­pla. – Cho­dź tu za­raz!

Fa­cet, któ­ry po­ja­wił się po kil­ku se­kun­dach, mu­siał być Kac­prem Go­łębiew­skim – oso­bi­stym ko­łczem i men­to­rem Wie­śki. Obej­rza­łam kil­ka jego wy­stąpień na YouTu­bie. Nie ró­żni­ły się od prze­mó­wień in­nych ko­łczów, ale wy­star­czy­ły, by za­pew­nić mu kil­ka­dzie­si­ąt ty­si­ęcy wi­dzów. Był mło­dy, koło trzy­dziest­ki, w spor­to­wej lnia­nej ma­ry­nar­ce i gru­bych ro­go­wych oku­la­rach.

– Wiesz, cze­go chcesz od ży­cia i od sie­bie – wy­szep­tał. – Fakt, że tu je­steś, to twój wy­bór i suk­ces.

– Wca­le nie chcę tu być – sark­nęła Wie­śka. – Po­daj mi tę her­bat­kę!

Nie cze­ka­jąc, aż kto­kol­wiek za­re­agu­je, si­ęgnęła po ku­bek sto­jący na ni­skim fo­te­lu.

– To moja! – jęk­nęła Bry­gi­da.

– Chy­ba za­po­mnia­łaś, moja dro­ga, że to ja tu za wszyst­ko pła­cę! – przy­po­mnia­ła jej Wie­śka i wy­chy­li­ła za­war­to­ść kub­ka do dna.

– Cio­ciu! Szmin­ka ci się roz­ma­za­ła! Mó­wi­łam, że­byś nie piła w ma­ki­ja­żu.

– To już two­je za­da­nie, że­bym do­brze wy­gląda­ła! – burk­nęła ar­tyst­ka.

Pau­li­na pa­dła przed nią na ko­la­na i pró­bo­wa­ła po­pra­wić pędzel­kiem szmin­kę.

– Chcesz po­czuć har­mo­nię du­szy – kon­ty­nu­ował Go­łębiew­ski mo­du­lo­wa­nym gło­sem. – Zjed­no­cze­nie two­ich pra­gnień, two­jej pier­wot­nej siły, któ­ra w to­bie drze­mie...

– Nic we mnie nie drze­mie! – wrza­snęła Wie­śka, aż Pau­li­na od­sko­czy­ła ze swo­im pędzel­kiem. – Chcę, żeby wszy­scy się od­wa­li­li. A tak w ogó­le, gdzie jest Vio­let­ta?

Wszy­scy za­częli się roz­glądać po gar­de­ro­bie. Wszy­scy z wy­jąt­kiem mnie. Mała bia­ła pu­dlicz­ka sie­dzia­ła pod moim krze­słem. Naj­wy­ra­źniej źle zno­si­ła sce­nicz­ną tre­mę.

– Ona się boi Sła­wo­mi­ra – wy­ja­śni­ła Pau­li­na. Wpe­łzła pod krze­sło i po­gła­ska­ła pu­dlicz­kę. – Spo­koj­nie, ma­lut­ka. Igu­ana sie­dzi za­mkni­ęta w swo­im ter­ra­rium. Nie uszczyp­nie cię w pup­kę jak ostat­nim ra­zem.

Do pu­dlicz­ki nie prze­mó­wił ten ar­gu­ment. Od­mó­wi­ła wy­jścia spod krze­sła.

– Wie­śka, skon­cen­truj się na moim gło­sie – przy­po­mniał o so­bie Kac­per Go­łębiew­ski. – Sa­mo­świa­do­mo­ść, któ­rą już osi­ągnęłaś, po­zwo­li ci od­zy­skać za­chwia­ny ba­lans. Ener­gia chi da ci siłę.

– Da? – za­py­ta­ła z na­dzie­ją Wie­śka.

– Złap mnie za rękę. – Go­łębiew­ski po­dał jej dłoń. – Ta ener­gia już pły­nie.

– Mi­nu­ta! – krzyk­nął ktoś z ob­słu­gi tech­nicz­nej, ga­lo­pu­jąc przez gar­de­ro­bę jak na Wiel­kiej Par­du­bic­kiej.

– Wie­śka, tyle razy ci mó­wi­łam, że­byś nie wo­la­ła ze sce­ny „He­loł!”, bo to za­bu­rza twój wi­ze­ru­nek. Wo­łaj „Cze­ść, ko­cha­ni!”. Je­steś pol­ską pio­sen­kar­ką, a nie ja­kąś za­gra­nicz­ną. Żad­ne „he­loł”! – prze­krzy­ki­wa­ła har­mi­der ko­lej­na ko­bie­ta. To mu­sia­ła być Mag­da Sro­ka, rzecz­nicz­ka pra­so­wa Wie­śki Orzeł. Twar­da sztu­ka.

– Ja tu ko­łczu­ję – rzu­cił ze zło­ścią Go­łębiew­ski. – Jesz­cze nie sko­ńczy­li­śmy z ener­gią chi.

– Spa­daj – uci­ęła Sro­ka. – Wie­śka to prze­cież wul­kan ener­gii.

– No... – za­częła Wie­śka.

– To świet­nie! A więc „Cze­ść, ko­cha­ni!”, żad­ne „He­loł!”. A pan cze­go zno­wu się tu kręci? – fuk­nęła na fa­ce­ta, któ­ry wy­glądał na hi­pi­sa. Ta­kie­go, któ­ry nie zo­rien­to­wał się w porę, że fe­sti­wal Wo­od­stock sko­ńczył się daw­no temu, i miał na­dzie­ję, że wszy­scy za­raz wró­cą. No­sił dłu­gie si­wie­jące wło­sy zwi­ąza­ne w ko­ński ogon, ko­lo­ro­wą ma­ry­nar­kę oraz kil­ka brzęczących na­szyj­ni­ków i bran­so­le­tek. Mu­siał być tym dzien­ni­ka­rzem, Mar­kiem Szczy­głem, pi­szącym bio­gra­fię Wie­śki Orzeł.

– Kie­dyś mu­szę prze­cież po­roz­ma­wiać z moją bo­ha­ter­ką – obu­rzył się dzien­ni­karz.

– Kie­dyś. Nie te­raz. Wie­sia te­raz pra­cu­je.

– Ci­ągle to sły­szę – zi­ry­to­wał się dzien­ni­karz.

– Dwa­dzie­ścia se­kund! – huk­nął tech­nik.

– To niech pan o tym pi­sze. Że Wie­śka Orzeł za­wsze pra­cu­je. To jest te­mat.

– Na­pi­sa­łem. Za­jęło mi to dwie stro­ny, a i tak się roz­pi­sa­łem. Tyl­ko zo­sta­ło jesz­cze czte­ry­sta dzie­wi­ęćdzie­si­ąt osiem – wes­tchnął dzien­ni­karz.

– Nie wej­dę. – Wie­śka Orzeł kur­czo­wo zła­pa­ła się po­ręczy fo­te­la. – Po­wiedz­cie im, że je­stem cho­ra.

– Kac­per! – ryk­nęła Mag­da Sro­ka. – Gdzie ty ła­zisz?!

– Mia­łem spa­dać – przy­po­mniał Go­łębiew­ski.

– Ko­łczuj – roz­ka­za­ła Sro­ka. – Tyl­ko bły­skiem.

– Ener­gia chi prze­ni­ka twój krwio­bieg, krąży w ży­łach, na­pędza ko­mór­ki, łączy cię ze wszech­świa­tem. – Go­łębiew­ski przy­spie­szał jak lo­ko­mo­ty­wa w wier­szu Tu­wi­ma.

Pal­ce Wie­śki Orzeł ode­rwa­ły się od fo­te­la.

– Co ja mia­łam mó­wić? – Zer­k­nęła na rzecz­nicz­kę.

– Za­pi­sa­łam ci. „Cze­ść, ko­cha­ni!”. – Mag­da Sro­ka wci­snęła jej kar­tecz­kę w dło­nie.

Wie­śka Orzeł wsta­ła, a dwóch fa­ce­tów w pan­ta­lo­nach po­rwa­ło ją na ra­mio­na.

– Wcho­dzi­my! – za­grzmiał tech­nicz­ny.

– Orzeł nad­la­tu­je! – ryk­nął gło­śnik.

– Je­zus Ma­ria, igu­ana ucie­kła! – krzyk­nęła Pau­li­na Ja­strzęb­ska.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki
Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki Po­ry­sun­ki/Mag­da Da­naj
Re­dak­tor pro­wa­dzącaMo­ni­ka Koch
Re­dak­cjaBe­re­ni­ka Wil­czy­ńska
Ko­rek­taMar­ta Stoch­mia­łek Te­re­sa Zie­li­ńska
Co­py­ri­ght © by Mar­ta Gu­zow­ska i Le­szek Tal­ko, 2022 Co­py­ri­ght © by Wiel­ka Li­te­ra Sp. z o.o., War­sza­wa 2022
ISBN 978-83-8032-824-2
Wiel­ka Li­te­ra Sp. z o.o. ul. Ko­sia­rzy 37/53 02-953 War­sza­wa
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.