Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Amanda Paller dopina swego i zostaje policjantką. Wybrała ten zawód z ważnego osobistego powodu: pragnie odnaleźć ludzi odpowiedzialnych za śmierć jej siostry. Podczas swojego prywatnego dochodzenia skupia się na dwóch mężczyznach – przestępcy, który właśnie odsiedział wyrok za udział w handlu narkotykami, oraz gliniarzu balansującym na granicy prawa. Gdy wszystko idzie zgodnie z planem, policjantka nagle napotyka na swojej drodze trudności. Czy Amandzie uda się rozwikłać zagadkę śmierci siostry? I co ma z tym wspólnego tytułowy pawian?
"Pawian" jest mistrzowsko skonstruowanym kryminałem z zaskakującą do samego końca sensacyjną intrygą. To również pierwsza część serii o losach policjantki Amandy Paller.
Anna Karolina od piętnastu lat pracuje w policji. Doświadczenie zawodowe, które zdobywa na co dzień, staje się inspiracją do pisania trzymających w napięciu książek. Powieści tej autorki były nominowane do wielu nagród w Szwecji, między innymi do Crimetime Award oraz Grand Audiobook Award.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 517
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Babianen
Przekład z języka szwedzkiego: Witold Biliński
Copyright © Anna Karolina, 2024
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2024
Projekt graficzny okładki: Marcin Słociński
Redakcja: Magdalena Mierzejewska
Korekta: Aneta Iwan
ISBN 978-91-8076-081-2
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
1
Kurwa! Adnan spojrzał w lusterko wsteczne. Cholerny saab wciąż za nim jechał. Nie ma wątpliwości. Gonili go. Gaz do dechy albo śmierć. Niech to szlag.
Widział go na stacji Statoil, gdzie stał krzywo zaparkowany. Nie zwrócił na to większej uwagi. Zatankował i wciągnął kilka razy powietrze głęboko w płuca. Uwielbiał zapach benzyny. Strzepnął płyn z węża, nie mógł dopuścić do tego, by choć jedna kropla spadła na diamentowoczarny lakier. Kiedy dostał kluczyki, był niesłychanie dumny. Rósł z tym samochodem. Rósł jego prestiż. Widział, jak inni faceci patrzą na niego z dziwnym błyskiem w oku. Był kimś. On i samochód – razem stanowili najlepszy magnes na kobiety.
Gdy płacił, przyjrzał się dokładnie lasce za kasą. Rzucił na ladę paczkę gumek. Nadeszły nowe czasy. Cudowne czasy. Czas poruchać po prawie półtora roku zjeżdżania na ręcznym w kiciu. W celi z zimnymi betonowymi ścianami i krzywym miniaturowym łóżkiem nie ma niczego szczególnie podniecającego. Fantazja musiała mu wystarczyć.
Pieprzony saab właśnie go dogonił. Na ulicy Drottningholmsvägen. Dranie wpuścili między nich inny samochód. Myśleli, że są tacy cwani. Na Ulvsundavägen wjechali na pas obok niego. Znów się cofnął. Kurwa mać. Tym razem goryle Milorada go zarąbią. Obedrą ze skóry.
Ostatnio tylko cudem udało mu się przeżyć. Ale jego honor legł w gruzach. Całował ich brudne buciory. Lizał je. A oni chichotali, tak jak potrafią chichotać tylko jugolskie świnie. Domagali się pieniędzy. Najlepiej na wczoraj.
– Razem z odsetkami to trzysta pięćdziesiąt tysi – powiedział Milorad swoim chrapliwym głosem, który mógłby śmiertelnie przerazić nawet głuchego. Rzucił swoim adiutantom spojrzenie mówiące „jeszcze jeden kopniak”. Żołnierz przypominający budową ciała goryla zamachnął się potężnie i trafił go dokładnie w splot słoneczny. Na szczęście brakowało mu techniki, ale efekt i tak był powalający. Adnan chciałby zobaczyć gwiazdy. Zamiast tego wszystko zrobiło się czarne. Dostał ataku paniki. Jego płuca błagały o powietrze. Leżał w pozycji płodowej jak pieprzone niemowlę. A oni stali wokół niego. Mur brudnych buciorów. Śmiali się. Kopali. Pluli. Sikali. I znów się śmiali. Nacierali mu twarz gliną. Wciskali mu ją do ust. Glinę ze szczynami pełnymi anabolików.
– Ty i twój arabski kumpel macie jeszcze tydzień. A potem będziecie żreć coś innego niż glinę.
Śmiechy. Kopniaki. To było wtedy. Ale już nigdy więcej.
Saab znów był widoczny w lusterku wstecznym. Adnan musiał wymyślić coś sprytnego. I to szybko. Kiedy serce wali jak młotem, trudno zdobyć się na genialne pomysły. Niedaleko znajdowała się stacja Shell. Na prawo dzielnica willowa. Tam na pewno ich zgubi. Jego samochód miał ogromnego kopa. Pięćset dwadzieścia koni pod maską. Wcisnął gaz do dechy i oddalił się od nich. Widział, jak po bokach znikają kolejne domy. Ścisnął kurczowo kierownicę i wjechał w tę dzielnicę. Zrobił to co zwykle – skręcił najpierw w prawo, a potem znowu w prawo. Klasyczny manewr. Kręcił kierownicą jak szalony. Potem wrócił na właściwy kurs.
Kolejne skrzyżowanie, znów w prawo. Wkrótce powinien pozbyć się z ogona tego saaba. Albo i nie. Na jezdni nagle pojawiły się betonowe blokady. Adnan wcisnął hamulec. Wrzucił wsteczny. I znów do przodu. Oślepiły go reflektory, które pojawiły się w lusterku wstecznym.
Bum! Uderzył głową w kierownicę. Zakręciło mu się w głowie, ale wciąż myślał na tyle trzeźwo, że wiedział, iż musi stamtąd uciekać. Jego duma nie przeżyłaby kolejnej porażki. Podobnie jak jego matka. A wtedy zauważyła tylko guza na czole i niknący już siniak pod okiem. Ojciec powiedział, że potem przez kilka tygodni nie mogła spać. Adnan próbował w jak największym stopniu unikać swoich rodziców, ale jego młodszy brat Samir miał zakończenie roku i trzeba było pokazać swoją zdemolowaną twarz.
Adnan wcisnął gaz. Saab puknął go od tyłu jak napalony pedał. Bum! Cofnął się nieco, bum! Znowu się cofnął. Ten gość się nie poddawał. Adnan przyspieszył jeszcze, ale kierowca saaba wydawał się coraz bardziej podniecony. Uderzył z jeszcze większą siłą. Bum! Adnan wpadł w poślizg i z trudem ominął drzewo. Stracił przyczepność i sunął jak mistrz jazdy figurowej na lodzie, aż w końcu się zatrzymał.
Ktoś otworzył drzwi pasażera i zakrył mu usta dłonią. Wyciągnął z samochodu, przycisnął twarz do ziemi. Wykręcił ręce. Adnan próbował się uwolnić. Protestował. Wywijał. I znów protestował.
Nagle poczuł, jakby ktoś wbił mu noże w oczy. Paliło go straszliwie, lały się łzy, nic nie widział. Te dranie miały gaz łzawiący i wrzeszczały jak zwierzęta. Adnan też zaczął krzyczeć. Po całej tej wrzawie usłyszał głos zbyt wysoki, by należał do mężczyzny. Coś tu było nie tak. Zupełnie się nie zgadzało. Spróbował rozpoznać ten krzyk i wkrótce odetchnął z ulgą.
To policjantka. A więc nie umrze. Nie dziś.
– Policja! Nie ruszaj się, do diabła. Inaczej zrobi się jeszcze gorzej.
Wrzeszczała jak najęta. Wszyscy krzyczeli. Ktoś przyciskał mu ramiona kolanem.
– Pieprzone dranie! – ryknął Adnan. – Próbowaliście mnie rozjechać!
Gaz sprawiał, że Adnan płakał jak rozhisteryzowana panienka, kiedy na nich krzyczał. Upokorzenie było totalne.
– Po co ten gaz łzawiący? Pieprzone tchórze!
– To nie gaz łzawiący. To gaz pieprzowy. Jeśli tylko się uspokoisz, to zaczniemy go neutralizować. To nic groźnego.
Adnanowi zwisały z nosa gluty aż do podbródka, jak białko ze świeżo rozbitego jajka.
– W dupie mam, co to jest. Kurwa.
Oczy piekły go potwornie.
– To tylko chili, nic groźnego.
Jeśli ta suka zaraz się nie zamknie, to da jej klapsa. Obije jej ryj. Pieprzyć sytuację. Pieprzyć konsekwencje.
Mroczniejszy głos.
– Wiem, że to strasznie boli. Ale jeśli się uspokoisz, będziemy mogli cię posadzić i szybko poczujesz się lepiej.
– Jestem spokojny.
– Rozluźnij ramiona, żebyśmy mogli cię posadzić.
Adnan zmniejszył napięcie bicepsów, które jeszcze tego samego dnia pompował do granicy możliwości. Chyba trzeba odpuścić.
– No właśnie, doskonale. To teraz cię posadzimy. Tylko spokojnie.
Adnan próbował otworzyć oczy, żeby zobaczyć, co to za oferma pociesza go jak przedszkolanka. Odruch mrugania mu to uniemożliwił. W tych krótkich chwilach, kiedy udawało mu się utrzymać oczy otwarte, zauważył trzy osoby, może cztery.
– Masz tu ściereczkę – powiedziała przedszkolanka, dając mu coś wilgotnego. – Dlaczego próbowałeś uciekać?
– Skąd mogłem wiedzieć, że jesteście gliniarzami?
– Adnan, próbujemy być mili. Traktujemy cię tak jak ty nas. To chyba uczciwe.
Przedszkolanka wydawała się tu rządzić.
– To, co robicie, jest miłe? Próbujecie mnie zepchnąć z drogi, a potem pryskacie w twarz gazem łzawiącym.
– To gaz pieprzowy, zrobiony z chili. Nic groźnego.
Suka po prostu nie mogła przestać mówić o tym chili.
Adnan tym razem postanowił nie odpowiadać. Lepiej przyjąć nonszalancką postawę. Nie zamierzał się zniżać do rozmowy z pieprzoną gliną.
– Sygnalizowaliśmy i użyliśmy lizaka – powiedziała przedszkolanka. – Nie widziałeś?
Nie widział. Jedyne, co stało mu przed oczami, to Jugole, glina i szczyny. Zniszczona godność.
– A w ogóle to skąd wiecie, kim jestem?
– Pracujemy przy projekcie Novej. Znasz go?
Adnan aż wyprostował się z dumy. Przemiana z mażącej się panny w siejącego postrach przestępcę.
A więc był na liście Novej. Tak się go bali, że włączyli do największego policyjnego projektu obejmującego najgorszych przestępców w całym Sztokholmie. Był jednym z najniebezpieczniejszych w całym mieście, a może i kraju. Najgroźniejszy. Najpotworniejszy.
– Wiem, czym się zajmujecie – odpowiedział.
– Masz coś przy sobie? – Suka ścisnęła Adnana. – Przeszukamy cię, więc możesz równie dobrze wyjąć to, co masz.
– A szukajcie sobie, ile chcecie. Nic nie znajdziecie.
Był czysty jak łza. Nie wciągał nic od czasu, kiedy go zamknęli.
– Możesz teraz wstać. Kiedy ostatnio coś brałeś?
– Przygłupia jesteś czy co? Nie biorę już tego gówna.
– A co brałeś wcześniej?
Ta suka naprawdę przesadzała. Adnan zaprotestował milczeniem.
– A co wyrzuciłeś przez okno?
O czym oni, kurwa, mówią?
– Nie udawaj głupiego, sprawdzimy przecież, co to było.
Ach tak. Kiedy wyjeżdżał ze stacji, wyrzucił papierek po gumie do żucia. I w tym wszystkim o to chodzi? O papierek? Ekstra o smaku miętowym. Niech sobie szukają. I niech im to zajmie wieczność.
Inicjatywę przejęła przedszkolanka.
– Ostatnio odsiedziałeś półtora roku za posiadanie narkotyków, prawda?
– Skoro tak mówicie…
– Pewnie nie masz ochoty znowu znaleźć się za kratkami? Bo wiesz, nie masz prawa jazdy. Będzie więc prowadzenie pojazdu bez uprawnień.
Adnan mrugnął oczami, żeby móc przyjrzeć się przedszkolance.
– Za to chyba mnie nie zamkniecie? Moje wcześniejsze poważne wykroczenia zostały skreślone.
– To pewnie przez to, że jednocześnie popełniłeś przestępstwo narkotykowe, odpuścili ci wszystko inne. Mogę cię jednak poinformować, że za wykroczenia też można posiedzieć, warto więc trochę pomyśleć. A w ogóle czyj to samochód?
– Kolegi.
– A ten kolega jak się nazywa?
Adnan wytarł nos.
– A bo co? On nie ma z tym nic wspólnego.
– Chciałam tylko być miła i poinformować twojego kolegę Diara, że właśnie stracił swój nowiutki wóz.
– Kurwa, nie możecie mi zabrać samochodu!
– Wiesz, Adnan, nigdy nie robimy czegoś, czego nam nie wolno. W ciągu ostatniego miesiąca zostałeś zatrzymany w tym pojeździe trzy razy i wielokrotnie cię w nim widywano. Tak więc ty jesteś jego użytkownikiem i zostanie zabezpieczony. Możesz teraz próbować wymyślić dla swojego kolegi jakąś wiarygodną historyjkę. Przypuszczam, że nie będzie zadowolony?
Adnan zaczął się trząść.
– Proszę, dajcie mi poważne wykroczenie, róbcie, co chcecie. Ale nie zabierajcie samochodu. Ja go tylko pożyczyłem.
– Wiesz, że robimy tylko to, co do nas należy. Mamy dwa poważne powody, żeby zabrać wóz. Pierwszy jest taki, że regularnie prowadzisz bez prawa jazdy, a drugi, że masz długi u komornika. To dość dziwne, że jesteś winien prawie pół miliona, czego nie jesteś w stanie spłacić, a jednocześnie jeździsz po mieście samochodem, który jest wart mniej więcej tyle samo.
– Ale to nie mój, do cholery.
To nie wyglądało dobrze. Adnan się pocił. Mieli zabrać furę Diara. Jego grudkę złota.
Gliniarze niszczą mu życie! Bardziej niż jugolskie świnie.
2
– Sorry, że wymiękłem.
Amanda spojrzała na swojego kolegę Tobbego, który siedział obok niej w radiowozie z głową ciężko opartą o zagłówek i mokrymi policzkami.
– Spoko – odpowiedziała, myśląc jednak jednocześnie o tym, jaką paskudną pracę sobie wybrała.
Właśnie zidentyfikowali martwe niemowlę w szpitalu imienia Astrid Lindgren. Chłopczyka, który żył tylko cztery miesiące. Jego rodzice zostali zatrzymani z podejrzeniem dzieciobójstwa. Kontrowersyjne zjawisko: zespół dziecka potrząsanego.
Tobbe sam miał rocznego dzieciaka, Amanda zrozumiała więc, dlaczego wyszedł z sali. Widok misia obok ciałka – to było dla niego za wiele.
– Następnym razem to ja pęknę. – Uśmiechnęła się i włączyła wycieraczki.
Wiedziała jednak, że to nigdy się nie zdarzy. Że się nie złamie. Powiedziała to tylko po to, żeby go pocieszyć. Nie chciała, żeby czuł się głupio. Policjant z bronią i pałką, który wycierał łzy. Ale tak było dobrze. Ona sama dałaby wiele, żeby umieć płakać. Nie robiła tego od wielu lat. Od śmierci jej siostry.
W radiu było wyjątkowo cicho. Jeździli więc w kółko i obserwowali tereny przemysłowe. Camping Solvalla. Ciemne domki jednorodzinne w Äppelviken. Zatrzymali parę samochodów i przeprowadzili kontrolę trzeźwości. Rozmawiali o tym, co jeszcze czeka ich tej nocy.
Najwięcej do zaoferowania miała zachodnia część miasta. Kista: tygiel kulturowy i galeria kleptomanów. Hässelby: królestwo patusów. Vällingby: punkt zborny alkoholików. Bromma: siedziba Hells Angels i czasami alarmy przeciwlotnicze. Sundbyberg: domena gówniarzy chlejących w weekendy i podbijających sobie oczy. Tutaj próbowali również swoich sił szukający swojej tożsamości chłopcy, rapujący na chodnikach – przyszli hiphopowcy, młodociani bandyci napadający na transporty pieniędzy. Alvik: pryszczaci synalkowie bogaczy, którzy sprawiali wrażenie, jakby znali tylko jedno zdanie: „Mój ojciec jest adwokatem”. Nockeby: parada psycholi. A po drugiej stronie mostu Nockeby przepiękny Drottningholm: zamek królewskiej rodziny ze stukniętymi stalkerami. Ekerö: napalone suki. Solna: kibole. Rinkeby/Tensta/ Hjulsta/Akalla: tu można znaleźć wszystkich, nie licząc „Mój ojciec jest adwokatem”. Tony narkotyków: brązowych, zielonych, białych. Nic tylko przebierać. Doliniarze, poważniejsi rabusie, rabusie rabujący się nawzajem.
Coś trzasnęło w radiu i odezwał się głos operatora.
– Trzy zero do obszaru trzy. Trzy trzy trzy jeden dwa zero. Zgłoś się.
Tobbe wziął mikrofon do ręki.
– Tu Solna. Odbiór.
– Jedźcie na Maltesholmsvägen pod numer siedemdziesiąty trzeci w Hässelby, mamy tam zgwałconą kobietę. Czwarte piętro, na drzwiach „Didriksson”. Odbiór.
– Zrozumiano. Odbiór.
– Kod do domofonu trzy pięć osiem osiem. Z tego, co wiemy, ofiarę zgwałcono w innym miejscu niż jej mieszkanie, a dzwoniła do nas przyjaciółka poszkodowanej.
– Tak jest, zrozumiano, jedziemy. Bez odbioru.
– Bez odbioru.
Amanda włączyła koguta i mocno się wysilała, żeby powstrzymać drżenie rąk. Zgwałcenie. Wspomnienia o jej siostrze uderzyły w nią jak potężna fala.
– Wstukaj adres, okej? – poprosił Tobbe.
– Jasne.
Amanda starała się brzmieć normalnie, kiedy po drodze rozmawiali o tym zdarzeniu. Chyba jej się to udało, bo Tobbe raczej niczego nie zauważył.
Zaparkowała przed bramą wieżowca, wysiadła z samochodu, jednocześnie w jej kieszeni zabrzęczał telefon. Wyjęła go i spojrzała na wyświetlacz.
Wiadomość od Adnana, z którym ostatnio flirtowała.
Ogarnęło ją uczucie triumfu. Czuła, że się odezwie. Pytanie tylko kiedy. Dwa dni to krócej, niż się spodziewała. Niepisana zasada mówi chyba, że powinien odczekać trzy.
Przeczytała. „Siema chcę się z tobom spotkać”. „Tobom”, na końcu „om”.
Ten błąd ją zdenerwował. Nic o uściskach, całusach ani tym, że ostatnio było fajnie. Nawet uśmieszku. Może był nieśmiały? Albo w ogóle niezainteresowany?
– Na co się tak gapisz? – spytał Tobbe i przytrzymał jej bramę.
– To tylko esemes.
– No opowiadaj.
– Może kogoś poznałam.
– Tak? Kto to taki? Ktoś z posterunku?
Amanda schowała telefon do kieszeni i weszła do windy. Nacisnęła czwarte piętro.
– Nic z tego. Nie można się wiązać z policjantem.
– Tak myślałem. – Tobbe poklepał ją po plecach. – Mów dalej.
– W sumie sama niewiele wiem – skłamała Amanda. – Tylko trochę rozmawialiśmy. Wydawał się fajny.
Tak naprawdę wiedziała o Adnanie Nasimim wszystko. Był rasowym przestępcą z listy Novej. Niedawno skończył odsiadywać karę za przestępstwo narkotykowe. I kiedyś spotykał się z jej siostrą. O tym jednak nie mogła Tobbemu nic powiedzieć. Relacja, którą właśnie miała rozpocząć z Adnanem, stanowiła spore ryzyko. Ale musiała to zrobić – dla siostry.
– A gdzie się poznaliście? – spytał Tobbe.
Na to pytanie przynajmniej mogła odpowiedzieć zupełnie szczerze.
– Przy mrożonkach w sklepie Konsum. Wyglądał fantastycznie. Podeszłam więc do niego i zagadałam o kurczaki.
Tobbe potrząsnął głową.
– Czasami jesteś zupełnie stuknięta.
– A co miałam zrobić? Był strasznie przystojny.
– To co, spotkacie się znowu?
– Tak, jeśli dobrze interpretuję jego wiadomość. Dlaczego wy, faceci, nie potraficie mówić wprost?
– A co napisał?
– „Siema chcę się z tobą spotkać”. Tak się pisze?
– Tak jest, chce się z tobą spotkać.
– Ale przecież nic by mu się nie stało, gdyby wypowiedział się trochę obszerniej. Wcale nie jest fajnie dostawać takie wiadomości.
– Daj spokój z analizowaniem. On chce się spotkać. I tyle.
– Myślisz, że chce iść ze mną do łóżka?
– Jasne, że chce.
Wyszli z windy, znaleźli właściwe drzwi i zadzwonili.
W mieszkaniu było gorąco i duszno, śmierdziało moczem z kociej kuwety stojącej w łazience. W salonie pod jedną ścianą stała wymiętolona, obita materiałem sofa, a na stoliku leżały pety, które wypadły z głębokiego talerza pełniącego funkcję popielniczki. W fotelu siedziała skulona Stella Didriksson. Tusz do rzęs zostawił czarne smugi na jej bladych policzkach, a ciemne włosy zwisały w strąkach.
– Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że została zgwałcona.
Koleżanka Stelli zaczęła opowiadać, zanim jeszcze policjanci zdążyli się przedstawić.
– Potem nie chciała już nic więcej mówić, chyba jest śmiertelnie przerażona, nigdy tak się nie zachowuje.
Amanda ukucnęła obok Stelli.
– Rozumiem, przez co przeszłaś i że trudno ci o tym mówić, ale przy nas nie musisz czuć się głupio. Widzieliśmy wiele dziewczyn, które niestety spotkały takie rzeczy.
Amanda rozchyliła nieco kurtkę, pot ściekał jej po ciele pod kamizelką kuloodporną.
– Opowiesz, co się stało?
Stella potrząsnęła głową.
– No to zadam ci pytanie, a ty odpowiesz „tak” albo „nie”. Czy zostałaś tego wieczoru zgwałcona?
Stella wydawała się wahać, a potem wymamrotała:
– Tak.
– W takim razie muszę zapytać, dlaczego nie chcesz o tym mówić.
– Po prostu nie chcę.
– Czy czujesz się niezręcznie, bo mój kolega słucha? – Amanda wskazała głową na Tobbego.
– Nie, to nie ma znaczenia. W ogóle nie chciałam, żebyście tu przychodzili. To Emma zadzwoniła, bardzo żałuję, że jej o tym powiedziałam.
Stella pociągnęła nosem i ukryła twarz w dłoniach.
Amanda odczekała chwilę i pozwoliła dziewczynie się uspokoić.
– Gdzie to się stało? Na zewnątrz czy w środku?
– W środku.
– Znasz człowieka, który to zrobił?
Stelli drżał podbródek.
– Wiem, kto to jest.
– Kto?
Stella podniosła głos.
– Nic nie rozumiecie, gówno wam mogę powiedzieć. Wtedy czeka mnie piekło. Nie mogę.
– Co to znaczy, że czeka cię piekło?
– Nic już więcej nie powiem. Idźcie sobie.
Amanda spojrzała na Tobbego stojącego w drzwiach.
Potrząsnął głową, dając jej do zrozumienia, że nie warto już więcej próbować.
– Stella – powiedziała Amanda, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Dziś nie musimy już więcej rozmawiać, ale mam nadzieję, że postanowisz nam jednak powiedzieć, kim jest ten człowiek. Bo mam wrażenie, że ci groził. W takim wypadku jest szczególnie istotne, żebyśmy wiedzieli, kto to, bo pewnie nie jesteś jedyną, której to zrobił.
Amanda wstała i rozprostowała nogi.
– Chcemy jednak, żebyś pojechała z nami do szpitala na badania. To bardzo ważne, żebyśmy to zrobili teraz, bo mamy największą szansę na znalezienie jakichś śladów.
Stella skuliła się w fotelu.
– Już wzięłam prysznic.
– Szkoda, ale wciąż mogą być jakieś ślady i ewentualne urazy. Oni robią teraz fantastyczną robotę i nie masz się czym niepokoić.
– Nie, nie chcę.
– A jeśli potem zmienisz zdanie? – spróbowała Amanda. – Wtedy nie będziemy mieli żadnych twardych dowodów.
– Nie zmienię zdania.
– Dlaczego? Czego się tak strasznie boisz?
– Po prostu nie chcę. Wiem, jak to działa, to i tak do niczego nie doprowadzi. Będę tylko jeszcze bardziej cierpieć. Nikt mi nie uwierzy, bo niby dlaczego.
Amanda rozumiała, o czym mówi Stella. Słowo mężczyzny przeciwko słowu kobiety. Poza tym Stella była naćpana. Amanda postanowiła odpuścić. Dalsze wysiłki raczej nie skłoniłyby kobiety do mówienia.
Podjęła jeszcze jedną próbę:
– Dobrze wiem, że jest to długi proces, przez który muszą przechodzić wszystkie kobiety zgłaszające gwałt, i że nie zawsze daje się cokolwiek udowodnić. Gwałty odbywają się przecież prawie zawsze bez świadków. Dlatego jest szczególnie ważne, żeby jak najszybciej się dowiedzieć, o kogo chodzi, bo on może mieć na sobie ślady pochodzące od ciebie. Im więcej czasu upłynie, tym trudniej będzie go skazać. Poza tym może to sprawić, że przestępca tego już więcej nie zrobi.
– On to zrobi – powiedziała Stella po chwili milczenia. – Już to robił wcześniej. Jak ktoś jest głupi i zgadza się na wszystko, to czasami kończy się to źle. Ale ja przeżyję. Zawsze daję radę.
Kiedy policjanci opuścili Stellę Didriksson i jej koleżankę i wrócili do radiowozu, była piąta rano.
Chociaż Amanda rozumiała Stellę i inne kobiety, które nie miały siły przejść przez ten proces niekończących się przesłuchań i badań odbywających się po zgłoszeniu gwałtu, jednocześnie pogardzała nimi. Przez ich słabość inne kobiety były narażone na to samo. Takie jak jej siostra.
No właśnie. Amanda wyjęła telefon i wstukała odpowiedź dla Adnana.
„Też chcę się spotkać. Kiedy się zobaczymy?”
Wysłała tekst i jednocześnie zauważyła wcześniejszą wiadomość od Magnusa. Czy jemu też odpowiedzieć? Schowała komórkę do kieszeni, wyłączyła alarm w samochodzie i usiadła za kierownicą. Nie, jego trzeba jeszcze trochę pogrillować.
Tak właśnie będzie postępować i z Adnanem, i z Magnusem. Aby się dowiedzieć, dlaczego jej siostra umarła.
Teraz miała ich obu w zasięgu ręki.
3
Po południu Magnus Blomberg wyszedł z pracy wcześniej niż zwykle. Była dopiero czwarta, kiedy zamknął służbową broń w magazynie na posterunku. Ten dzień był jednak szczególny. Magnus miał odebrać swój nowy samochód. Świeżutkie audi A6. Ciemnoniebieskie.
Facet w salonie uścisnął mu dłoń i rozmawiał z nim tak, jakby znali się przez całe życie. Magnus wszedł w rolę. Tak naprawdę nie lubił nachalnych sprzedawców. Ale dziś był w znakomitym humorze. Pełen wiary w siebie po flircie z dziewczyną pracującą w restauracji, w której zjadł lunch. Myślał o niej przez całe popołudnie. O jej cudownych krągłościach i spojrzeniu pełnym zachęty. Zdecydowanie musi znów wkrótce tam pójść.
Wszystko w samochodzie pachniało nowością i błyszczało. Magnus uruchomił silnik i odjechał. Kiwnął głową sprzedawcy, który podniósł oba kciuki. Pojechał w kierunku Frösundaleden. Chwilę szukał na panelu klimatyzacji i w końcu ją włączył. Stanął na czerwonym świetle koło brązowego opla. Za kierownicą kobieta około czterdziestki. W jego wieku. Ale, kurwa, jak okropnie wyglądała. Jasne, on też miał trochę zmarszczek wokół oczu, ale to przecież tylko sprawia, że mężczyzna staje się bardziej seksowny, prawda? A on wciąż miał wszystkie włosy. Nie miał trudności z podrywaniem dziewczyn. Kiedy pojawiło się zielone światło, wcisnął gaz do dechy. Zostawił w tyle opla i smutną czterdziestkę. Położył prawe ramię na zagłówku pasażera i odchylił się do tyłu. Sunął do domu w kierunku Ekerö. Ta dzielnica stała się prawdziwym „cop landem”. Co druga nieruchomość była własnością urzędnika państwowego o średnim dochodzie. Magnus i Pia kupili swój dom marzeń pięć lat temu. Pia była zachwycona, on też. Idealnie im pasował. Cisza i spokój. W pobliżu żadnych sąsiadów mówiących paskudnymi językami. Żadnych hałaśliwych dzieciaków imprezujących bez ustanku. Brak ruchu kołowego i spalin. Okolica z dala od wszystkiego, na końcu ślepej uliczki.
Magnus wjechał przez czarną kutą bramę otaczającą barwny ogród. Były tam jabłonie, śliwy, agrest, rabarbar, grządki z różami i wszelkiego rodzaju kwiatami, których nazw nawet nie znał. Pia uwielbiała grzebać w ogródku. Wolała samotne spędzanie tam czasu od spotkań z przyjaciółkami.
Magnus otworzył drzwi i wszedł do środka. Cicho zamknął je za sobą. Znów otworzył i wyszedł. Zawsze robił rzeczy dwa razy – bo inaczej mogło zdarzyć się coś okropnego. Ponownie wszedł do domu i zamknął drzwi. Tak lepiej. Spróbował wywąchać, co będzie na obiad, ale niczego nie rozpoznał. Usłyszał natomiast chichot z salonu. Zdjął buty i wszedł dalej. Słuchał. Pia musi mieć gościa. To nietypowe.
Dlaczego nic nie powiedziała? To na pewno jej głupia siostra. Magnus wszedł do salonu i potwierdził swoje podejrzenia. Annelie siedziała skulona w jego ulubionym fotelu, modelu Egg, zaprojektowanym przez Arnego Jacobsena.
Elegancki, obciągnięty miękką czarną skórą. Do tego pasujący podnóżek, na którym zwykle opierał stopy, gdy w telewizji leciał jakiś dobry mecz. Oczywiście z lodowatym guinnessem w ręce. Teraz leżała na nim czerwona torebka.
Pia przestała się śmiać, kiedy go zobaczyła.
– Cześć, wpadła do nas Annelie.
Siedząc tak na sofie, wyglądała jak przerażony szczeniak. Przeszła do defensywy, kiedy zdała sobie sprawę, że popełniła błąd. Odchrząknęła.
Magnus przywołał na twarz swój najbardziej czarujący uśmiech.
– No cześć, dziewczyny. Jak miło, że wpadłaś. Dawno cię nie było.
Annelie obróciła się w fotelu.
– No, trochę minęło. Zatęskniłam za moją małą siostrzyczką, pomyślałam więc, że czas was odwiedzić. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
Zawsze tak samo ostra. Magnus rozciągnął wargi w uśmiechu.
– W żadnym razie. Za rzadko tu przychodzisz.
Podszedł do Pii i pocałował ją w usta.
– Cześć, kochanie.
– Jadłyśmy jabłecznik, w kuchni jest więcej, jeśli masz ochotę.
– Nie, dziękuję. Już i tak za dużo zjadłem w pracy.
– Było stresująco? – zapytała Annelie.
– Tak, mnóstwo się dzieje. Dziś zatrzymaliśmy cztery osoby z powodu dwóch różnych włamań. Przy tym zawsze jest sporo roboty. A to przecież ja pociągam za każdy sznurek i pilnuję, żeby wszystko odbywało się, jak trzeba. Ale idzie świetnie. Jutro zgarniemy kolejną dwójkę.
Zawsze się podniecał, gdy opowiadał o pracy. Wiedział, że jest najlepszy – prawdziwy dar boży dla policji. Nikt nie był w stanie go pokonać, gdy chodziło o aresztowanie bandziorów. W każdym młodzieżowym gangu miał informatorów. Mogli do niego dzwonić o jakiejkolwiek porze dnia i nocy. To nie miało znaczenia. Telefon był zawsze włączony. Nigdy nie przegapił rozmowy. Chwalił kapujące dzieciaki. Łechtał ich ego. Sprawiał, że czuli się wyjątkowi, mieli wrażenie, że uczestniczą w poważnych dochodzeniach. Zdobywali od Magnusa uznanie, którego brakowało im w domu. A on świetnie znał się na ludziach. Dobrze wiedział, jakie guziki naciskać.
– Ciekawe – powiedziała Annelie.
Niech ją diabli wezmą. Zachowuje się, odkąd pamięta, jak baba w klimakterium. Magnus nie mógł pojąć, jak ona może być siostrą Pii. Takiej wysokiej i jasnowłosej. Pięknej jak żadna inna. Robiącej to, czego od niej wymagał. Zawsze przyznającej mu rację. Posłusznej.
A Annelie to jej całkowite przeciwieństwo. Pewnie zazdrościła siostrze i ze wszystkich sił starała się jej dorównać. Pia po spotkaniach z nią zawsze była trochę trudniejsza do sterowania. Spierała się z nim i protestowała. Czasami musiało minąć kilka dni, zanim sytuacja wróciła do normy.
– Nie, pozwolę wam dalej plotkować. Na razie wezmę prysznic. – Spojrzał na Pię. – Potem będziemy mogli coś zjeść.
Zwrócił się do Annelie:
– Mam nadzieję, że wkrótce znowu się zobaczymy.
Wyszedł z pokoju i przeskakując po dwa stopnie pomalowanych na biało schodów, poszedł na piętro.
W łazience rozebrał się, złożył porządnie ubranie i umieścił je w koszu na pranie. Stanął przed lustrem i przyglądał się swojej sylwetce. Jego wzrok przyciągnął brzuch. Wciągnął go i wstrzymał oddech. Wypuścił powietrze. Brzuch przybrał znów swój przypominający balon kształt. Magnus odwrócił się o ćwierć obrotu z nadzieją, że to zrobi jakąś różnicę. Ponownie wciągnął powietrze w płuca i wstrzymał na chwilę oddech. Wypuścił powietrze. Stwierdził, że efekt jest taki sam. Składając sam sobie niekonkretną obietnicę częstszego odwiedzania siłowni, wszedł pod prysznic i zamknął drzwi. Otworzył je i wyszedł. Zamknął. Znów otworzył i wszedł do kabiny.
Gorąca woda oblewała jego głowę i twarz. Stał tak przez dłuższą chwilę, próbując się odprężyć. Jego ciało było jednak spięte. Kark, mięśnie szczęki, barki. Irytujące myśli nie chciały zostawić go w spokoju.
Najwięcej energii odebrał mu esemes, który wysłał wcześniej tego dnia do Amandy. A raczej chodziło o to, dlaczego nie odpowiedziała. Miała na to cały dzień. To prawda, pracowała w nocy i na pewno odsypiała. Ale to było do niej niepodobne. Zawsze odpowiadała jakąś wesołą wiadomością. Zawsze pisała, kiedy kładła się spać lub wstawała. Powinna była do tej pory odpowiedzieć. Zbliżała się już szósta. A ona zazwyczaj spała najpóźniej do trzeciej. Magnusa irytowało to, że w ogóle go to obchodzi. Zaczął się też jednak trochę złościć. Co to za zachowanie, do cholery? Czy ona sobie wyobraża, że może go traktować w taki sposób?
Wycisnął na dłoń nieco peelingu Pii i mocno wtarł w ciało. Para zapachniała brzoskwiniami.
Tak naprawdę Magnus doskonale wiedział, dlaczego jego irytacja nie mija. Kiedy o tym myślał, coś łaskotało go w brzuchu. Wspomnienia z wczesnego ranka nie chciały zniknąć. Wysłał do Amandy wiadomość, kiedy zobaczył ją w sali konferencyjnej w pracy. Siedziała i pisała coś. Wyglądała na zmęczoną. Jej pedalski kolega przyniósł Amandzie kubek kawy. Usiadł blisko niej i pochylił się w jej stronę. Położył rękę na plecach kobiety. Podlizywał się. Amanda wzięła kubek i uśmiechnęła się do niego. Magnus nie był zazdrosny. W żadnym wypadku. Ale ona ciągle opowiadała o tym Tobbem, czy jak on się tam nazywa. Tak miło spędzali ze sobą czas. Pracowali i myśleli w podobny sposób. W wielu rzeczach się zgadzali. Bla, bla, bla. Amanda od roku prawie nie pracowała w terenie. Ile więc zdążyli razem zrobić? A jeśli istnieje ktoś, kto powinien ją wspierać, to był to zdecydowanie on sam. On, który zaopiekował się nią od samego początku. Kiedy przyszła tu jako nieśmiała i niepewna siebie stażystka. Wziął ją pod swoje skrzydła. Dopilnował, żeby ukończyła staż u niego w wydziale rozbojów. Tam, gdzie wszyscy chcieli się znaleźć. Ale szansę na to mieli tylko nieliczni. Starannie przez niego wybrane osoby. Jego profil: głodni nowicjusze pragnący wsadzać łotrów za kratki, którzy jeszcze nie poddali się wpływowi starszych, leniwych kolegów w mundurach. Zaradni, zdecydowani, niepatyczkujący się i uważający, że sprawiedliwość jest ponad prawem. Praca musiała być ich życiem w stu dziesięciu procentach – rodzina miała się zaś zadowolić tym, co pozostało. Jego ludzie zawsze szli do boju pierwsi, decydowali o przebiegu akcji i przecierali drogę innym. Ci, którzy spełniali te wymogi, mogli się stać jego czeladnikami.
Pamiętał, kiedy pierwszy raz zobaczył Amandę. Było włamanie do sklepu z grami w Tensta i sprawca spryskał twarz właściciela czerwonym gazem pieprzowym. Dla Magnusa i jego zespołu było to rutynowe zadanie. Już wtedy, kiedy w radiu pojawiły się rysopisy, wiedział, których trzech gości prawdopodobnie odpowiadało za ten skok. Po jednej rozmowie telefonicznej jego informatorzy potwierdzili, że był na właściwym tropie. Teraz pozostawało tylko chronić źródło informacji. To zawsze było najtrudniejsze. Najczęściej oznaczało, że musiał okłamywać kolegów, a nawet samego komendanta.
Metoda Magnusa polegała na tym, że wysyłał swoich własnych ludzi, by obserwowali domy sprawców – oczywiście nie mówiąc nic kierownikowi akcji. Można było mieć nadzieję, że przestępcy się pojawią, a ludzie Magnusa zgarną ich wyłącznie na podstawie informacji podanych w zgłoszeniu, przeszukają i znajdą fanty. Prosta robota. Jeśli podejrzani zmienili ubrania, był to sprytny ruch, ale żadna przeszkoda dla Magnusa. Jego ludzie zawsze potrafili znaleźć jakiś inny pretekst do rewizji. Pewną kartą było stwierdzenie objawów odurzenia. Wystarczyło, że koleś się stawiał. Wtedy można było przejrzeć kieszenie – oczywiście w celu znalezienia narkotyków – ale zamiast tego znajdowało się skradzione przedmioty. Ups. Jeśli kolesie schowali fanty, to mieli więcej rozumu niż średnia w tej branży. To też było niewielką przeszkodą dla Magnusa. Prawo można było wykorzystywać na wszelkie możliwe sposoby, trzeba tylko było umieć to zrobić. Zawsze można było znaleźć jakieś podejrzenie, które wystarczyło, by na kilka dni zamknąć drani w śmierdzących celach. A ten czas wystarczał, by nieszczęśnicy zaczęli wątpić w lojalność swoich kolegów, fantazjowali o dowodach, które posiada policja, nabawili się lęku przed zamknięciem, poczuli panikę, strach. Na koniec można było czytać w umysłach sprawców jak w otwartej księdze. Sypali, podając nawet najdrobniejsze szczegóły – i jeszcze więcej.
W tym przypadku Magnus spotkał się z dowódcą akcji, którym tym razem był inspektor Konradsson. Został na chwilę na posterunku, żeby ocenić sytuację. Chciał mieć pewność, że inspektor nie pominie jakichś dowodów. Zwłaszcza że Magnus wiedział, kim byli sprawcy – Konradsson natomiast oczywiście nie miał o tym pojęcia. Był to wielki, hałaśliwy mężczyzna, zdecydowanie nienależący do najbystrzejszych. Był otrzaskany z prowadzeniem większych akcji, zarządzaniem i komenderowaniem, nie miał jednak bladego pojęcia o tym, co się dzieje po zakończeniu akcji. A jeszcze mniej wiedział o tym, czego potrzeba, żeby dowody wystarczyły do uzyskania skazania w sądowej loterii.
Amanda trzymała się w cieniu i Magnus początkowo o niej nie pomyślał. Ciągle pojawiało się tak dużo świeżaków, że trudno było się w tym połapać. Potem podeszła do Konradssona. Co za kontrast! Flip i Flap. Nie żeby ona była drobna, ale inspektor to prawdziwy olbrzym.
Amanda zapytała:
– Czy nie powinniśmy zabrać też właściciela sklepu?
Konradsson uniósł brwi i zawołał:
– A to niby po co?
– Został przecież spryskany. Porównanie próbek mogłoby wtedy udowodnić, kto miał spray.
Trudno było nie zauważyć irytacji inspektora.
– Chcesz powiedzieć, że powinniśmy teraz przeprowadzić badanie techniczne każdej puszki ze sprayem, jaką znajdziemy?
Spojrzał na Magnusa. Szukał poparcia. Ale go nie znalazł.
To było ciekawe. Magnus milczał i słuchał. Amanda upierała się przy swoim. Odważnie. Nie każdego stażystę było na to stać.
Mówiła dalej:
– Przecież podczas dochodzenia zatrzymuje się większość włamywaczy, a przy przeszukaniu domu można znaleźć puszkę. Wtedy łatwo ją powiązać z właścicielem sklepu.
Magnus nie mógł już się powstrzymać.
– Świetny pomysł. Zajebisty. Naprawdę dobry. Prawda, Konradsson?
Inspektor zupełnie zmienił front.
– Owszem, zakładam jednak, że zajmie się tym patrol, który go przesłuchuje.
– Pójdę to sprawdzić – powiedziała Amanda i ruszyła w stronę kolegów zajmujących się sklepikarzem.
Magnus przeprowadził szybką analizę: sprytna dziewczyna. Wybiega myślami w przyszłość. I nie boi się mówić. A poza tym seksowna. Cholernie seksowna.
Poszedł za nią i stuknął ją w ramię.
– Cześć, jestem Magnus.
Wyciągnął do niej rękę.
– Amanda.
– Nie znam cię. – Spojrzał na srebrne korony zdobiące jej barki. – Stażystka, jak widzę?
– Zgadza się. Jestem na stażu.
Wciąż trzymał jej dłoń w swojej.
– Świetna myśl z tym sprayem. Większość młodych robi tylko to, co im każe dowódca. Lubię ludzi, którzy wykazują inicjatywę. Jestem tutaj, w Västerort, szefem wydziału rozbojów.
Przyglądał się jej, szukając oznak jakiejś reakcji, zrozumienia tego, kto ją właśnie próbuje rekrutować.
Reakcji nie było.
– Chciałbym, żebyś podczas stażu popracowała u nas kilka miesięcy.
– No proszę.
Puścił jej dłoń.
– Tak, chcę mieć u siebie dobrych, zaangażowanych ludzi, a moje pierwsze wrażenie jest takie, że pasowałabyś do nas.
– To bardzo miłe. – Amanda wyglądała, jakby przyjmowała przynajmniej część jego pochlebstw. – Ale na stażu została mi tylko kryminalistyka, więc może już nie będzie na to czasu.
– To wtedy zrób kryminalistykę u nas. My też zajmujemy się dochodzeniami, ale fajniejszymi niż drobne kradzieże, znęcanie się nad kobietami i inne drobnostki. Tak więc zaliczysz, co trzeba. Ale zamiast użerać się z małymi przestępstwami, jeśli mogę się tak wyrazić, będziesz mogła tropić włamywaczy. Często pracujemy też w terenie, więc nie przyrośniesz do krzesła.
Zachichotał z własnego dowcipu.
– Brzmi fantastycznie. – Amanda się uśmiechnęła. – Prawdę mówiąc, trochę już mi się nudzi to, że od paru miesięcy siedzę przy biurku. Lubię być w terenie i ruszać się, kiedy coś się dzieje.
– No to obiecuję, że dobrze trafiłaś. U nas dzieje się znacznie więcej niż u dochodzeniowców, którzy już dawno się wypalili. Jeśli chcesz się nauczyć prawdziwej policyjnej roboty, to na pewno powinnaś być u mnie.
Magnus patrzył za nią, kiedy odchodziła do kolegów przesłuchujących spryskanego sprayem sklepikarza. Ładna laska. Bardzo ładna. Była najbardziej seksownym stworzeniem, jakie Magnus kiedykolwiek widział w mundurze. Często miewał takie myśli, kiedy na posterunku pojawiała się świeża krew.
Woda nie była już tak gorąca jak wcześniej. Obrócił nieco regulator i spłukał z ciała resztki peelingu Pii. Chwycił za uchwyt.
Amanda Paller. Pomyśleć, że to jemu się udało. Jemu i nikomu innemu.
Magnus wyszedł spod prysznica i otworzył drzwi łazienki. Węszył przez chwilę. Tak, Pia coś gotowała. Może kurczaka? Na pewno nie będzie gotowy wcześniej niż za kwadrans. Zamknął drzwi i wrócił pod prysznic. Kwadrans dla siebie.
4
– Kurwa, jak fajnie.
Adnan usiadł obok Hajira. Kiedy uderzył pośladkami w wysłużoną drewnianą ławkę, usłyszał mlaśnięcie. Tajskie szorty: kupione w prawdziwym sklepie Lumpini w Bangkoku. Oryginał! Był tak rozkosznie spocony, jak nigdy nie będzie panienka ze Stureplan z kartą siłowni SATS. Zniszczyłoby jej to makijaż, który poprawiła przed wejściem na bieżnię czy inną maszynę. Pompowanie, core, low impact, sztanga, zumba – mogą sobie to nazywać, jak chcą. Zdaniem Adnana to ćwiczenia dla ciot. Tajski boks to zupełnie inna historia. Trening na najwyższym poziomie. Dla ciała i umysłu. Nawet jeśli umysł dostał o kilka ciosów za dużo.
– Zajebiście – potwierdził Hajir. Równie mocno spocony.
Adnan zdjął rękawice i wciągnął w nozdrza dobrze znany zapach skisłego potu. Wypluł ochraniacz zębów pokryty czerwonawą śliną. Czuł w ustach smak żelaza. Górna warga właśnie zaczęła groteskowo puchnąć. Bolała go. Cudowne uczucie. Z niczym nie da się go porównać. Nawet z dobrym seksem. Każdy mięsień w ciele dał z siebie wszystko. Puls szaleje. Cały trening stał pod znakiem wspomnienia spotkania z Miloradem i jego chłopcami: agresywne pragnienie zemsty. Grad ciosów. Kopnięć. Uderzeń kolanem. To jest życie!
Dziś szczególnie mocno pracował nad gardą. Łatwo ją tracił, gdy był zmęczony. Nie miał już takiej kondycji jak kiedyś. Nie był tak samo szybki. Ale technika pozostała. Ćwiczył ją w celi. Nie miał nic innego do roboty. Trenować albo trzepać. Trzepać albo trenować. Mniej więcej w równych proporcjach.
Nadszedł czas na poważną rozmowę z Hajirem. Od kilku dni próbował znaleźć odpowiedni moment. Nie wiedział, ile może mu powiedzieć. Zaryzykował.
– Słuchaj, jestem po uszy w gównie.
– Co się stało?
Przyjaciel od razu zrozumiał powagę sytuacji. Kto siedzi po uszy w gównie, ten ma naprawdę przesrane.
– Szukają mnie Milorad i jego dziwki.
– Tak przypuszczałem. Ile?
– Trzysta pięćdziesiąt.
Suma wydawała się niższa, gdy nie wymieniało się tysięcy.
– Trzysta pięćdziesiąt?
– No, najwyraźniej. Ta świnia dolicza sobie odsetki według własnego uznania.
– Jakiś plan?
– Może i tak.
– Mam nadzieję, że nie obejmuje on mnie.
– Przecież ty nigdy nie wymiękasz? Kasa to kasa.
– Jasne, ale ty stanowisz za duże ryzyko. Jesteś na liście Novej, do cholery. Gliny obserwują cię przez całą dobę. Pewnie stoją teraz przed siłownią i czekają, aż wyjdziesz. Wiedzą, kiedy ostatnio ruchałeś. Wiedzą, co jadłeś na śniadanie.
Adnan się zastanowił. Czy to możliwe? Czy śledzą go przez całą dobę? Wcześniej nie przyszło mu to do głowy. Taka myśl oczywiście raz na jakiś czas się pojawiała, ale tylko dlatego, że była zabawna. Był tak ważny, że stał się priorytetem dla policji. Nagle zauważył negatywne konsekwencje tego faktu. To prawdziwy kłopot. Przestał być atrakcyjny na rynku pracy.
– Kurwa, poważnie tak myślisz?
– Jestem na sto procent pewien. A twoim zdaniem dlaczego Diar i jego kompania siedzą w pierdlu? Połowa była na liście Novej. Nie rozumiem, co im strzeliło do głowy. Paskudna sprawa. Strzelanie do policyjnych helikopterów i cała reszta. A do tego nie zgarnęli żadnego szmalu. Wszystko na próżno.
– Nie mam wyboru. Potrzebuję cię do tego, Hajir.
– A Miran? Chyba jest w takim samym gównie jak ty?
Miran zdecydowanie siedział w łajnie równie głęboko. Dzwonił do niego ze sto razy od tego wieczoru, kiedy gryzł glinę wymieszaną z jugolskimi szczynami. Adnan za każdym razem odrzucał połączenie. Zrozumiał, że Miran też miał odwiedziny. Nie miał siły na rozmowę z histerycznym Arabem. Spędzony w więzieniu czas zrobił z niego rasowego ćpuna. Wcześniej czasami tylko wciągnął kreskę. Tak samo jak Adnan. Ale za kratami coś się z nim stało. Miran nigdy nie powiedział, co to było. Ale teraz miał nerwy jak panienka. Podskakiwał, kiedy tylko ktoś kichnął.
– Miran jest dostępny – powiedział. – Ale wiesz, jaki on jest. Trzeba będzie co najmniej trzech.
Hajir potrząsnął głową.
– Muszę się teraz przyczaić, chłopie.
– Dlaczego?
Hajir wahał się przez sekundę.
– Mam dziewczynę.
Adnan poczuł ulgę. A więc nic strasznego.
– To poważna sprawa. – Przerwał na chwilę. – Jestem zakochany.
Adnanowi opadła szczęka. Zakochany? Hajir? Wpatrywał się w niego w milczeniu. Przyjaciel wytrzymał to spojrzenie. Adnan zrozumiał powagę sytuacji: Hajir naprawdę był zakochany. Teraz, kiedy Adnan o tym wiedział, stało się to oczywiste. Cały jego pysk rozjaśniał głupkowaty uśmiech. Ostatnio zachowywał się inaczej niż zwykle. Był jak uskrzydlony. Pozytywnie nastawiony do wszystkiego.
Adnan zapytał:
– W kim?
Nagle ogarnęła go ciekawość. Jakaś kocica, którą znał?
– Właśnie w tym problem. Sprawa nie jest łatwa.
– Z dziewczynami nigdy nie jest łatwo. – Adnan zachichotał i trącił Hajira przyjaźnie pięścią w bark. – No, dawaj. Powiedz.
– Isabella Toros.
Adnan nagle się wyprostował.
– Żartujesz.
– Nic na to nie poradzę.
Isabella Toros: była laska Goryla. Chyba najbardziej seksowna dziewczyna w okolicy. Czy ona i Goryl nie wrócili przypadkiem do siebie? To musiało oznaczać kłopoty. Bardzo poważne kłopoty.
– A on o tym wie?
– Tak. Sandra mu powiedziała, że w łóżku mamy był inny facet. Raczej zrozumiał.
– Ile ona ma lat? To znaczy ta mała.
– Cztery.
– Kurwa, Hajir, uważaj na tego drania. Z nim nie ma żartów. Poważnie.
Adnan zrozumiał, że kopniaki Goryla zawierały w sobie więcej wściekłości, niż wynikałoby to tylko z jego długu. Czuć w nich było również urażone uczucia. Ból serca. Nawet Jugole mieli uczucia. I za to Adnan musiał dodatkowo zapłacić.
Oczy Hajira świeciły, kiedy opowiadał, jak się poznali. Jak długo byli razem. Gadał o czteroletniej Sandrze. Adnan zrozumiał, że jest oczarowany. Pełna romantyka. Adnan nie zamierzał jednak się poddawać. Naprawdę potrzebował Hajira. Był doświadczony i niezawodny. Miran to natomiast rozwiązanie awaryjne.
Siedzieli na ławce przez prawie godzinę. Mieli wyjątkowo dużo do omówienia. Kiedy skoczyli pod prysznic, byli tak zmarznięci, że Adnan miał gęsią skórkę. Hajir się spieszył. Nie chciał się spóźnić do swojej nowej donny. Aby go skusić, potrzebny będzie bardzo dobry plan i staranne przygotowania. Adnan miał przed sobą niełatwy projekt. Nie był on jednak niemożliwy do realizacji. Nic nie jest niemożliwe.
Adnan z kolei nie spieszył się pod prysznicem. Szczególnie starannie wymył fiuta. Miał wieczorem spotkać się z jedną panną, która wydawała się sexy. Podeszła do niego w sklepie Konsum. Miała długie blond włosy i była niesłychanie atrakcyjna. Dziś pójdzie z nią do łóżka. Jeszcze raz wymył fiuta. Nie spieszył się. Obiecał, że odezwie się do niej wieczorem, ale nie chciał dzwonić za wcześnie. Wiedział, co kręci dziewczyny. Jeśli się trochę podenerwują, robi im się szczególnie mokro w majtkach.
On miał w bokserkach twardą pałę.
5
Cztery lata wcześniej Amanda złożyła papiery do szkoły policyjnej z jednego konkretnego powodu. Nie był to powód podany podczas rozmowy kwalifikacyjnej, na którą elegancko się ubrała. Biała bluzka zapięta pod samą szyję i niezbyt obcisła. Dżinsy, żeby wyglądać na dość wyluzowaną. Włosy splecione w warkocz – trochę na sportowo, a trochę sympatycznie. Siedziała naprzeciw pulchnego mężczyzny – komisarza i anorektycznej kobiety – psycholożki. Rozmowa była prosta jak budowa cepa.
Kiedy pojawiło się obowiązkowe pytanie: „Dlaczego chcesz zostać policjantką?”, Amanda sformułowała swoją odpowiedź tak, by idealnie opowiadała temu, co powinna myśleć uczciwa przyszła stażystka. Żadnego wychylania się na lewo ani prawo. Z odpowiednią dozą patosu i skromności. Nie, nigdy niczego nie ukradła. Nigdy, nigdy nie próbowała narkotyków. Tak, zgłosiłaby, gdyby kolega nazwał Mohammeda Abdullacha pieprzonym ciapatym. Nie, nie ma nic przeciwko temu, że szwedzki policjant nosi turban albo zasłonę na twarz. Tak i amen. Alleluja. Zastanawiała się nawet, czy nie zrobić z siebie lesbijki, ale doszła do wniosku, że to zbędne. Dostanie się do szkoły nie powinno stanowić problemu. Dobrze się przygotowała. Ciężka praca miała nastąpić później.
Dwa lata w szkole policyjnej przeleciały bez problemu. Utrzymywała się na średnim poziomie, żeby wtopić się w tłum. Jechała na dostatecznych i dobrych ocenach. Ćwiczyła z kolegami z roku, wykonywała grupowe zadania, imprezowała. Znalazła mieszkanko w dzielnicy Råsunda, ze śmieciową umową bez okresu wypowiedzenia. Na razie musiało wystarczyć. Kiedy źródłem dochodów jest stypendium, nie można wybrzydzać.
Amanda całe życie mieszkała w Finspång, niewielkiej miejscowości we wschodniej Gotlandii. Miała relatywnie nienormalną rodzinę, patrząc z ówczesnej perspektywy. Matka, ojciec i siostra. Rodzice nie byli rozwiedzeni. Amanda zawsze z podziwem patrzyła na swoją siostrę Sannę, która była o dwa lata starsza. Zawsze pozwalała jej spędzać czas z nią i jej znajomymi, pewnie dlatego, że była zbyt miła, by odmówić. Wokół Sanny zawsze coś się działo i nigdy nie było nudno. Spotykała się z najbardziej popularnymi facetami. Dzieliła się z Amandą ich kumplami. Matka była fryzjerką i miała własny salon na rynku. Kiedy dziewczynki były małe, salon ten był ich drugim domem, w którym bywały tak często, jak tylko mogły. Ćwiczyły tam sztukę strzyżenia na lalkach. Ojciec co rano wsiadał do autobusu do Norrköping, gdzie pracował jako dziennikarz w „Norrköpings Tidningar”. Wieczorem wracał również autobusem i wszyscy razem jedli obiad w swoim niewielkim domku. Krótko mówiąc, byli wyjątkowo szczęśliwą rodziną. Mówiącą dialektem ze wschodniej Gotlandii.
Kiedy Sanna skończyła dwadzieścia lat i wyprowadziła się do Sztokholmu, rodzinna idylla przestała istnieć. Zmiany odbywały się powoli, mniej więcej w takim tempie, w jakim mężczyźnie w średnim wieku rośnie piwny brzuszek. Z początku Sanna często odwiedzała dom. Po jakimś czasie przyjeżdżała już tylko wtedy, kiedy matka dostatecznie długo ją namawiała. A na koniec zupełnie przestała ich odwiedzać, a Amanda zauważyła, co się dzieje. Przez prochy Sanna stała się kimś zupełnie innym, a jej nastrój zmieniał się momentalnie. Amanda widziała wszystkie objawy. Jej rodzice je wypierali. Kontakt telefoniczny stopniowo zamarł i w końcu pozostały tylko nieliczne wymuszone esemesy. A potem nastąpiła ta nocna rozmowa.
– Siostra, musisz mi pomóc, po prostu musisz…
Amanda zamknęła drzwi do swojego pokoju i usiadła na brzegu łóżka. Nie chciała, żeby rodzice cokolwiek usłyszeli.
– Co się stało?
– Ta biedna małpa – szlochała Sanna. – Nie mogłam jej pomóc.
– Co ty pieprzysz? Ogarnij się.
– Małpa.
– Sanna, co się z tobą dzieje? Co brałaś?
– Nic nie rozumiesz. I nigdy nie zrozumiesz. On zawsze będzie to na mnie miał.
– O czym ty gadasz? Opowiadaj, co się stało.
Sanna nieco się uspokoiła i powiedziała tak cicho, że ledwo było ją słychać:
– On mnie zgwałcił.
– Co ty mówisz?
– No widzisz. Nie wierzysz mi. Tak samo jak ten gliniarz.
– Oczywiście, że ci wierzę. Po prostu jestem wstrząśnięta. Kiedy to się stało? Zgłosiłaś to na policję?
– Tak, ale to nie ma znaczenia. Nie uwierzyli mi, zauważyłam to. Więc on będzie to dalej robił. Będzie to robił tyle, ile będzie chciał, i zupełnie bez konsekwencji.
– Ale kto? Powiedziałaś, że policja wie, kto to jest?
– Tak, ale zachowywał się tak bezczelnie, jakby to była moja wina.
– Ale przynajmniej mają jego nazwisko. Skąd go znasz? Czy to ten facet, o którym opowiadałaś? Sanna? Halo! Czy to był…
– Muszę już kończyć, dzidzia. Kocham cię.
– Czekaj…
Sanna się rozłączyła, a Amanda nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Słychać było, że siostra jest pod wpływem, ale nigdy nie kłamałaby w takiej sprawie, chociaż Amanda nie mogła zrozumieć, o co chodziło z tą małpą. Zgwałcona? Boże. Ale jeśli zgłosiła to na policję, to powinni coś z tym zrobić. Znaleźć tego faceta.
Amanda próbowała oddzwonić, ale włączała się tylko poczta głosowa.
– Ja też cię kocham – wymamrotała i się rozłączyła.
Dzwoniła też następnego dnia, ale nikt nie odebrał.
Po kilku dniach Amanda pojechała pociągiem do stolicy. Nie powiedziała nic rodzicom, żeby ich niepotrzebnie nie niepokoić. Wiedziała, że dzieje się coś złego. Od razu pojechała pod adres: Näckrosvägen 27 w Råsunda. Wcześniej wysłała kilka wiadomości o tym, że jedzie, parę razy też dzwoniła i słuchała komunikatu poczty głosowej Sanny. Miło było słyszeć jej głos. Nagrała kilka wiadomości i miała nadzieję, że dostanie odpowiedź. Czuła jednak, że to nie nastąpi.
Do mieszkania weszła przy użyciu klucza, który dostała przy ostatniej wizycie rok wcześniej. Od razu zrozumiała, że coś jest nie tak. Poczta leżała na stercie przed drzwiami, a w salonie paliło się światło – mimo że na dworze świeciło słońce. Z głośników słychać było piosenkę Boba Marleya No Woman, No Cry. Ulubiony kawałek Sanny. Leciał w pętli. Zapach, który wwiercał się w nozdrza Amandy, był dla niej czymś nowym, ale od razu wiedziała, co to. Śmierć ma swoją specyficzną woń. Amanda weszła do salonu i usiadła obok Sanny, która leżała na sofie. Wzięła ją za rękę. Była zimna, a w zgięciu ramienia krzywo zwisała igła. Strzykawka była pusta. Na stole pełno było różnych leków. Niektóre w opakowaniach, kolejne rozsypane po powierzchni, jeszcze inne zmieszane z różnymi napojami. Sanna próbowała w jednej ze szklanek rozpuścić kilka tabletek w wódce Absolut z sokiem pomarańczowym. Tabletki zebrały się w grudzie na dnie. Patrząc na ilość, Amanda zrozumiała, że nie było to wołanie o pomoc. Cel był oczywisty. Na wszelki wypadek Sanna założyła sobie jeszcze na głowę plastikową torebkę, którą zaciągnęła wokół szyi. Torebka była przezroczysta z czarnym nadrukiem: „Stadium”.
Amanda przez całą wieczność siedziała w milczeniu. Trzymała Sannę za rękę. Myślała. W głowie jej szumiało.
Prawda była zbyt bolesna, by się z nią pogodzić. Amanda jak w transie chodziła po mieszkaniu. Szukała czegoś. Sama nie wiedziała czego. W jej głowie ciągle pojawiała się pewna myśl. Kto był odpowiedzialny za przerwanie życia Sanny? Sanny, jej ukochanej siostry. Siostry, która kipiała życiem i energią. Która była nieustanną przygodą. I już jej nie ma. Obdukcja wykazała to, co podejrzewała Amanda. Sanna umarła wskutek uduszenia z powodu owinięcia głowy plastikową torebką. Zmarłaby też jednak bez tej torebki. Tabletki były tak silne, że wykończyłyby dziesięć dorosłych osób. Obdukcja potwierdziła również, że Sanna regularnie brała narkotyki. Sądząc z opisu, były to kokaina, amfetamina i ecstasy, dziewczyna ważyła o dziesięć kilo mniej niż wtedy, kiedy opuściła rodzinne miasto.
Rodzice nie mogli tego zrozumieć. W ich świecie Sanna była idealną córką. Jej sztokholmskie życie to inna planeta. W innym układzie słonecznym.
Matka próbowała radzić sobie ze smutkiem, podwajając liczbę klientek przyjmowanych w salonie. Tam udawała, że wszystko jest w porządku, i plotkowała o pogodzie, niepewności na rynku pracy i podwyżkach czynszu. Doradzała klientkom w sprawach związanych z ich partnerami. W domu rzeczywistość dopadała ją i matka spędzała większość czasu w swoim fotelu, milcząc i przyglądając się, jak drzewa za oknem zmieniają kolory.
Ojciec po tym zdarzeniu poszedł na zwolnienie lekarskie. Nie był w stanie napisać ani jednego wersu tekstu. Coraz więcej czasu spędzał w barze na rogu i przesuwał wszystkie sprawy na przyszłość.
Amanda cierpiała razem z rodzicami.
Szybko wymyśliła, co musi zrobić. Decyzję podjęła już wtedy, w mieszkaniu Sanny. Z czasem była coraz bardziej przekonana, że to słuszna droga. Postanowiła zacząć od tropów, które już miała.
Pierwszym krokiem na drodze do prawdy była szkoła policyjna. Do prawdy o śmierci Sanny. Ktoś musi za nią odpowiedzieć.
6
Magnus skończył pracę na dziś. Jego zespół zgarnął trzech włamywaczy i dwóch gwałcicieli. Trzech z nich siedziało już w areszcie, a pozostałych dwóch przekazał opiece społecznej ze względu na ich młody wiek. Był bardziej niż zadowolony. Magnus mógł wszystkim przestępcom w okręgu obiecać jedną rzecz – ci, których zatrzymał wydział rozbojów, nie musieli się zastanawiać, co będą robić w najbliższym czasie. Wszyscy go już tu znali. Wiedział o tym od różnych kapusiów. Bandziory z Västerort miały się na baczności. Wolały pracować w innych okręgach.
Magnus wciąż nie dostał odpowiedzi od Amandy. Minęły trzy dni i był już naprawdę wkurzony. Miał ochotę pojechać do niej i zapukać do drzwi. Rozumiał, że to wbrew wszelkim zasadom. Myślenie o niej zabierało mu jednak za dużo energii.
Amanda mieszkała w Råsunda. Rosnące na podwórzu brzozy były jedynym elementem, który odbiegał od szarej skali kolorów nieruchomości. Wszedł przez bramę i rozejrzał się, czy nikt go nie widział. Wrócił i znów wszedł. Kiedy dotarł do jej drzwi kilka pięter wyżej, poczuł ciepło na plecach. Nasłuchiwał chwilę, zanim zadzwonił. Miał już serdecznie dość pukania do niezliczonych drzwi. Niczego nie usłyszał. Znów zadzwonił i nasłuchiwał. Cisza. Otworzył klapkę szczeliny na listy i zauważył z prawej strony półkę na buty, pełno butów z cholewami, lakierek i bardziej codziennych półbutów. Jak jedna osoba może mieć tyle obuwia? Wewnątrz wciąż panowała cisza.
Wyszedł z budynku, wsiadł do samochodu i czekał. To też było wbrew zasadom. I tak ciągle czołgał się w pyle. Nie przeszkadzało mu to.
Wiedział, że nie pracowała. Sprawdził to wcześniej. Zadzwonił do kilku informatorów. Zawsze dobrze było trochę ich rozgrzać. Pochwalić i docenić. Czy coś się kroi w dzielnicy? Kto obrobił kolekturę w Hallonbergen? Kto podpala samochody w Rinkeby? A więc gang z Husby ma obrabować Konsum? Kiedy?
Dwadzieścia minut później zobaczył zbliżającą się szybko Amandę. Najwyraźniej zrobiła sobie przebieżkę. Miała na sobie ciasne spodnie do biegania i różową bluzeczkę. Czy jest coś bardziej seksownego od obcisłych spodni na wytrenowanym ciele? Magnus wysiadł z samochodu i przyjrzał się jej dokładnie. Starał się brzmieć zwyczajnie:
– Nie mogłem się z tobą skontaktować, pomyślałem więc, że tu przyjadę.
– Och, jak miło. Byłam ostatnio trochę zajęta.
Amanda uśmiechnęła się i pochyliła do przodu, opierając dłonie o kolana. Próbowała złapać oddech.
Wzrok Magnusa zatrzymał się na rowku między jej piersiami. Kłamała. Człowiek zawsze zdąży wysłać esemes.
– Tak? A co takiego robiłaś?
– Pracowałam, ćwiczyłam, spotykałam się ze znajomymi. Wiesz, jak jest. Miałam kilka nocek, jestem więc wykończona. Bardzo miło było trochę pobiegać i się obudzić.
– Mogłaś jednak odpowiedzieć na mój esemes.
Amanda się zaśmiała.
– Brzmisz prawie tak, jakby ci zależało.
Czy naprawdę mu zależało?
– To raczej zwykła uprzejmość.
– Ale ty przecież masz żonę. Nie powinieneś niczego ode mnie oczekiwać. Prawda?
– Spotykasz się też z innymi?
Magnus poczuł ukłucie zazdrości.
– To nie twoja sprawa. Dopóki masz żonę, mogę robić, co mi się podoba.
– A więc spotykasz się z kimś?
– Tego nie powiedziałam. Chodzi o to, żebyś sobie nie wyobrażał, że możesz decydować, co mi wolno. Jestem singielką. A tak długo, jak ja jestem singielką, a ty jesteś zajęty, mogę robić, co chcę. Nie zgadzasz się z tym?
– Słuchaj, jeśli spotykasz się z kimś innym, możemy od razu z tym skończyć. Nie mam z tym problemu.
Amanda kucnęła i wyciągnęła do przodu nogę.
– Jeśli już musisz wiedzieć, z nikim się nie spotykam. Ale, jak mówię, nie masz prawa mówić mi, co mam robić.
– Próbujesz stawiać mi warunki? O to chodzi? Co twoim zdaniem mam zrobić? Tak po prostu zostawić po piętnastu latach Pię, dom i całą resztę?
– Wiesz, to twój problem. Skoro jest wam ze sobą tak wspaniale, to byłoby szkoda.
Amanda ruszyła w stronę mieszkania.
– Mogę pójść z tobą na górę?
– Jasne. Ale nie zamierzam ciągnąć tej dyskusji.
Magnus też tego nie chciał. Puścił ją przodem na schody. Przyglądał się jej tyłkowi. Kiedy otwierała drzwi, chwycił ją za biodra. Przycisnął się do niej mocno. Był w tej chwili najbardziej napalonym facetem w całej Europie. Dziewczyna pachniała Gucci Rush, jej ulubionymi perfumami. Kropelki potu spływały po jej blond lokach, które uciekły spod gumki. Magnus odsunął jeden kosmyk na bok i pocałował Amandę w szyję. Słony smak. Sexy. Jeśli zaraz nie ściągnie spodni, to pękną.
Amanda wyślizgnęła mu się.
– Mam okres. Musisz dać sobie spokój.
Spodnie Magnusa groziły eksplozją.
– Mnie to nie przeszkadza. Weźmiemy prysznic.
– Nie, nie mam ochoty. Poza tym boli mnie brzuch. A ta dyskusja to kiepska gra wstępna.
Jeśli chodzi o Magnusa, była to najlepsza gra wstępna od dawna. Drobna kłótnia zawsze prowadziła do gorącego seksu na zgodę. Spróbował jeszcze raz. Chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie. Przycisnął krocze do jej podbrzusza.
– Czujesz, jaki jestem twardy?
– Daj spokój. Zrozum, że „nie” oznacza „nie”.
Amanda wyrwała mu się, weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi.
– Co jest, do cholery! Nie musisz się tak wściekać.
Dziewczyna uchyliła drzwi i wystawiła głowę.
– Nie wściekam się. Ale ty musisz się nauczyć, że dziewczyna czasem odmawia.
Schowała głowę i znów zamknęła drzwi.
No dobra, może i się nie wścieka. Ale on jest tak strasznie napalony. Niech to szlag trafi.
Minęło kilka minut, zanim fiut mu zwiotczał i znów zaczął działać mózg. Myśl o tym, że Amanda może się z kimś spotykać, pojawiała się w jego głowie przy każdym mrugnięciu powiekami. Było kilka sygnałów ostrzegawczych. Nie odzywała się przez parę dni, a teraz ledwo chciała go dotykać.
Wzrok Magnusa zatrzymał się na leżącym na stoliku w korytarzu telefonie. Słuchawki wciąż były do niego podpięte. Amanda lubiła słuchać muzyki, kiedy biegała. Magnus zastanowił się przez chwilę. Zrobić to? Co za upadek. Telefon jednak mocno go kusił. Słyszał, że Amanda wciąż jest pod prysznicem. Chwycił komórkę. Otworzył wiadomości. Kilka esemesów od koleżanki, jeden od niego samego. Zauważył, że przynajmniej go przeczytała. Znów się zirytował, że nie chciało jej się odpowiedzieć. Przewijał dalej wiadomości. Adnan.
Wpatrywał się w to imię. Adnan? Spotykała się z pieprzonym Arabusem? Otworzył wiadomość: „Cześć, słodka, kiedy się znów spotkamy?”. Magnus poczuł nagłe uderzenie wściekłości. Stłumił ją, przeglądał dalej. Znów Adnan. Otworzył: „Okej, odezwę się, jak będę mogła”. Przeczytał też kolejny esemes od Adnana: „Teraz ćwiczę, ale później”. I następny: „Siema, chcę się z tobom spotkać”.
Woda przestała płynąć i słychać było, jak Amanda podzwania czymś w łazience.
Magnus oderwał kawałek papieru z leżącego w korytarzu czasopisma i zapisał numer do tej świni Adnana. Odłożył telefon na miejsce. Serce mu waliło. Nie wiedział, czy to z powodu podniecenia tym naruszeniem prywatności, czy przez Araba. Kiedy Amanda wyszła spod prysznica, Magnus starał się zachowywać normalnie. Powiedział, że musi już iść. Miał coś do zrobienia w pracy. Dziewczyna nie próbowała go zatrzymać i sprawiała wrażenie, że cieszy ją jego odejście.
Niech to szlag. Zazdrość go oślepiała.
Magnus wrócił do pracy i poszedł do wydziału włamań. Światła były zapalone i sporo się działo. W jednym końcu biura z radia leciały najnowsze przeboje. Na drugim końcu ktoś włączył płytę z delikatną hipisowską muzyką. W miejscu, gdzie dźwięki z obu stron się spotykały, Magnus zalogował się na swoim komputerze. Wpisał numer komórki Adnana. Nawet nie szukał w biurze numerów. Arab, który nie znał ortografii i ruchał blondynkę, z całą pewnością był przestępcą. A tacy używali telefonów na kartę. Magnus zalogował się do policyjnego systemu raportowania. Wyszukał numer telefonu. Od razu trafił. Klikał dalej.
Adnan Nasimi: data urodzenia. Magnus szybko obliczył w pamięci – dwadzieścia dziewięć lat. O trzynaście młodszy od niego. Magnus nagle znalazł się w niekorzystnej sytuacji. Czytał dalej. Zauważył, że Arab występował w większości rejestrów. Zaczął od ogólnego rejestru obserwacji. Ostatni wpis pochodził zaledwie sprzed kilku tygodni: stawianie oporu i nieprzepisowe prowadzenie pojazdu. Samochód zajęto. Mercedes. Koleś najwyraźniej miał kasę. Zresztą który bandzior jej nie miał? Potrafili spać na starym materacu na podłodze i oszczędzać na rachunkach za prąd, byle tylko błyszczeć w kozackiej furze. Magnus czytał dalej i dowiedział się, że merc nie należał do niego. Co za pech.
Przedzierał się przez kolejne rejestry. Analizował. Zestawiał. Arab zajmował się większością rzeczy. Rozboje od czternastego roku życia, pobicia, wymuszenia, kilka przestępstw narkotykowych. Były notatki o napadach na transporty pieniędzy, ale nic nie udało się udowodnić. Arab miał powiązania z najbardziej zatwardziałymi przestępcami – niektórzy z nich siedzieli za napad na transport w Göteborgu. Adnan wtedy zajmował się czymś innym. Pewnie dlatego nie był zamieszany w ten skok. W przeciwnym razie Magnus rozpoznałby jego nazwisko, on i jego zespół pomagali policji z Göteborga w przeszukaniach domów, bo gang pochodził z Västerort. Adnan odsiedział półtora roku za poważne przestępstwo narkotykowe. Wyszedł jakiś miesiąc temu i najwyraźniej pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było znalezienie sobie jakiejś laski.
Magnus starał się opanować wściekłość, ale nie udawało mu się to. Chciał zobaczyć, jak wygląda jego konkurent. Ściągnął jego zdjęcie paszportowe. Najświeższe pochodziło sprzed pięciu lat. Z niechęcią przyznał, że Arab wyglądał nieźle. Miał szeroką szczękę i męskie rysy. Niezłe brwi – nie były zrośnięte tak jak u większości Arabów. Normalny nos. Magnus ściągnął też cechy szczególne: wzrost sto dziewięćdziesiąt dwa centymetry, muskularna budowa ciała, liczne tatuaże na plecach i jeden na lewym przedramieniu. A więc to się Amandzie podobało. Napakowani gangsterzy z tatuażami pokrywającymi pół ciała. Włamywacze. Dilerzy. Magnus zakładał, że Arab sam nie ćpał, nie byłby wtedy w takiej formie. Pewnie przede wszystkim handlował. Czasami wciągnął coś na imprezie. Łykał ruskie sterydy.
Uczucie zazdrości zaskoczyło Magnusa. Uderzyło go jak młotem. A może jednak był wściekły? Tak, to raczej było to. Wkurzało go, że Amanda postawiła go w takiej sytuacji. A gdyby ktoś się dowiedział, że jego dziewczyna zdradza go z bandziorem? Oczywiście, to dlatego czuł się tak, jak się czuł. Nic go nie obchodziła. Ale go poniżyła. Naruszyła jego granice. Myślała tylko o sobie.
Dziwka. Magnus nie mógł na to pozwolić.
A może była tak naiwna, że nie rozumiała, że ma pod kołdrą wielkiego bandziora? Czy mogła być aż tak głupia? Kto wie.
W takim razie było to jego asem w rękawie.
Siedział przy komputerze przez dwie godziny i przeczytał wszystko, co było dostępne na temat Adnana pieprzonego Arabusa Nasimiego.
7
Adnan wjechał do garażu pod galerią Kista. Dziś pożyczył samochód od ojca. Hossein oczywiście pytał, dlaczego nie używa pięknego mercedesa Diara. Adnan był na to przygotowany i wyjaśnił, że auto jest w warsztacie – problemy ze skrzynią biegów. Hossein uniósł brwi, ale zadowolił się tą odpowiedzią. Bez zbędnego gadania dał synowi kluczyki do swojego wysłużonego hyundaia. Fakt, że Adnan nie miał prawa jazdy, był czymś, co Hossein starał się wypierać. Był uczciwym człowiekiem, który chciał przestrzegać szwedzkiego prawa. To jednak, że jego synowi nie wolno prowadzić samochodu, było dla niego wstydem tak dużym, że nie potrafił sobie z nim poradzić.
Adnan wszedł po schodach do galerii. Nie pojawił się tu, by zabić czas albo robić zakupy. Miał do wykonania zadanie. Były tu dwa ciekawe miejsca do obrobienia i chciał je sprawdzić, zobaczyć, czy da się to zrobić. Wszystko zależało od tego, ilu będzie miał ludzi.
Skierował się do kantoru wymiany walut. Zobaczył stojącą tyłem blondynkę. Zatrzymał się w pół kroku – Amanda? Dziewczyna odwróciła się: to nie ona. Adnan poczuł jednocześnie ulgę i rozczarowanie. Spotkanie jej tu i teraz byłoby jednak nie na rękę. Nie lubił niespodzianek. Dlaczego zareagował w taki sposób?
Przez chwilkę odczuwał pewną nerwowość. Myśli kłębiły mu się pod czaszką. W tej lasce było coś szczególnego. Ostatnio bezczelnie go odrzuciła. Przyszedł na randkę przygotowany na fajny seks. A zamiast tego: spacer po parku i buziak w policzek. Poczuł się jak ostatni przegryw. Uznał, że to strata czasu. Ale potem stało się coś niezwykłego – dziewczyna zaczynała pojawiać się wszędzie. Kiedy tylko widział jakąś blondynkę, myślał o niej i był pewien, że to właśnie ona. Zaciekawiło go to. Wiedział, że musi znów się z nią spotkać.
Adnan przeszedł przez Café Momo i uścisnął dłoń właściciela – Sachy. Przekazał mu wyrazy współczucia. Jego brat został pół roku wcześniej zastrzelony. Jakieś porachunki. Wszyscy wiedzieli, kto za tym stał, ale niczego nie dało się udowodnić. Napięcia między różnymi ugrupowaniami narastały. Jugole. Albańczycy. Ruscy. Arabowie. Estończycy. Gambijczycy. Wszyscy pragnęli władzy. Adnan wyczuł, że zbliża się wojna. Sacha wydawał się uszczęśliwiony wizytą Adnana. Pytał, jak było w więzieniu. Chciał zaoferować espresso. Adnan chętnie się zgodził. Potrzebował silnych starych kontaktów.