POPR-ańcy 3: Wyprawa do doliny - Anna Sakowicz - ebook + audiobook
BESTSELLER

POPR-ańcy 3: Wyprawa do doliny ebook i audiobook

Anna Sakowicz

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

17 osób interesuje się tą książką

Opis

Nieszczęśliwa papuga to nie lada kłopot… Jednak dla drużyny nieustraszonych POPR-ańców nie ma rzeczy niemożliwych. Szczególnie, gdy trzeba ratować przyjaciół. Tofik, Puma, Daktyl, Mela i Wafel nie cofną się przed niczym, niosąc pomoc pogrążonej w ptasiej depresji Odzie, więc… Cała naprzód ku nowej przygodzie!!!   

Mogłoby się wydawać, że znalezienie ptaka w lesie wcale nie jest trudnym zadaniem, lecz Tatrzański Park Narodowy potrafi zaskoczyć i… napędzić niezłego stracha. Na szczęście, w kupie raźniej, zatem wyruszcie wraz z najdzielniejszą (i najdziwniejszą) z ratowniczych drużyn na kolejną misję. Dołączcie do brawurowej wyprawy po jajo mające uratować papugę przed smutkiem, a Chatę pod Wierchami przed nadciągającą katastrofą. Spoiler alert: nie będzie łatwo…  

Trzecia odsłona przygód POPR-ańców okaże się szkołą życia nie tylko dla szczeniaków, ale także dla doświadczonego Gambita i przemądrzałego Scula, którzy szybko przekonają się, że nie tylko człowiek uczy się całe życie… 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 57

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (890 ocen)
788
69
21
6
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ObliczaBabyAgi

Nie oderwiesz się od lektury

kolejna część POPR-ańców i kolejna super przygoda. mimo, iż to książka dla dzieci to i dorośli znajdą dla siebie coś miłego;) ciekawe przygody, które trzymały w napięciu, powodowały śmiech, smutek, wstrzymanie oddechu i prawie łzy. podczas lektury przypomniałam sobie dlaczego nie warto bać się wszystkiego i wszystkich, dopóki się nie pozna dobrze tego czego/kogo się boimi. A zakończenie no cóż... trochę jestem zła, że muszę czekać na dalsze przygody POPR-ańców. Ja, dorosła kobieta, nie może doczekać się kolejnej części przygód Gambita i jego rodziny ❤️ świetna przygoda, krótka a zarazem bardzo wciągającą 😊 polecam!
70
marlonczyta

Nie oderwiesz się od lektury

W związku z tym iż bajki są zawsze spoko, czy jeśli się je ogląda, czyta czy słucha i to niezależnie od wieku. Dlatego też Popr-ańców włączyłam sobie w drodze do... ortodonty. Ha, jaki był to świetny pomysł. Doskonałym posunięciem okazał się początkowy powrót do dwóch poprzednich części, dzięki temu wszystko jest klarowne, co dzieciaki też myślę przyjmą pozytywnie. Można najpierw podpytać co pamiętają i zabawa gotowa. Tym razem zwierzaki wyruszają na poszukiwania jaja. Dzięki wyprawie będą mieli okazję poznać "groźnego" niedźwiedzia ale i panią sowę. Wyprawę zakończy bardzo niebezpieczna sytuacja ze Sculem. Książeczka bawi i uczy. Cała zresztą seria uważam że jest wyjątkowa. Bardzo charakterystyczne i empatyczne zwierzaki skłaniają do przemyśleń i zadawania pytań przez dzieci. Treść jest na czasie i utrwala podstawową wiedzę, choćby np. jak bezpiecznie korzystać z górskich szlaków. Wszystkie części dostępne są na Legimi można czytać bądź słuchać, co bardzo polecam, do woli.
50
Mosley

Nie oderwiesz się od lektury

Po raz kolejny przekochany i przezabawny zwierzyniec z Chaty pod Wierchami zaprasza małych i dużych do wspólnej zabawy pełnej miłości, ciepła, śmiechu i niesamowitych przygód. W tej części wyruszamy do Tatrzańskiego Parku Narodowego, gdy zwierzaki będą chciały za wszelką cenę pomóc swojej przyjaciółce papudze, która cierpi na depresję. I cała ta wyprawa będzie nie lada wyzwaniem dla celem ekipy. Ale czego nie robi się dla przyjaciół, prawda? "Wyprawa do doliny" to kolejna dawka dobrej rozrywki dla wszystkich. Nie brakuje tu mądrych rad o górach i ważnych przemyśleń o życiu, gdyż czytelnicy razem ze zwierzakami uczą się, co to jest przyjaźń i pomoc drugiej osobie, a także o przełamywaniu własnych lęków i strachu. I po raz kolejny trzeba pochwalić komizm sytuacyjny. Jego poziom ani trochę nie spada. I super! Już po raz trzeci stwierdzam, że ta przecudowna historia zamieniona w słuchowisko to strzał w dziesiątkę. Bo nie da się nie napisać, że to świetna zabawa. Nie wahajcie się ty...
40
Lost70

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna ❤️Uwielbiam te opowieści ❤️I jakie śliczne ilustracje
20
krecik

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa seria polecam!
21

Popularność




Anna Sakowicz

POPR-ańcy

Wyprawa do doliny

 

Hej, hej, cłowieckowie! To ja, Scul – was ulubiony gólski glyzoń. Wiem, ze tęskniliście.

Splawdzę, cy pamiętacie, co wydazyło się w popsednich cęściach, cyli Chacie pod Wielchami i Wiosennym galimatiasie.

– Na pewno pamiętają! Nas nie da się zapomnieć! To, ja, Puma, najważniejszy szczeniak! Wszyscy to wiedzą!

– T-to n-n-nieprawda! Nie jesteś t-t-tu najważniejsza! K-k-każdy jest ważny.

– Ja, Tofik, jestem najstarszy, więc to ja opowiem.

– Au! Nie glyź mnie w ogon! Zadzwonię po glinpis i powiem, ze nie dbas o luznolodność gatunkową i plóbujes zjeść scula! I jesce psy tym mlasces. A co jezeli jestem ostatnim psedstawicielem swojego gatunku?

– Kto by jadł szczury? Bleee… To dom wariatów.

– Cicho, bo dzieci nigdy się nie dowiedzą, co działo się w popsedniej cęści. A było tak… Au! Znów mnie ktoś uglyzł.

– Tak tylko się bawimy, nie smuć się, szczurku. To mówiłem ja, Wafel. Niech Puma opowie!

– Eeehgh, eeehgh, na pewno pamiętacie, że założyliśmy Psi Oddział Przyszłych Ratowników, szukaliśmy wnuków sąsiada, znaleźliśmy jajo, a potem zwariowała nam Oda…

– Au! Nie pseypychajcie się do miklofonu! Telaz ja! Łubudubu, łubudubu, niech nam zyje plezes klubu, Gambit, to mówiłem ja, Scul.

– Lizus! Przerwałeś mi!

– Ciii, telaz słuchamy opowieści mojego psyjaciela, najodwazniejsego ze wsystkich psów na całym świecie.

Rozdział 1

Obca człowieczka

– Łoda… pieronie… – zaszlochała Honorata. Przycisnęła dłonie do piersi i nie wiedziała, co robić z podopieczną. Papuga siedziała na środku klatki i kręciła głową na boki. Chyba sama nie rozumiała, co się wokół niej działo. Skrzeczała w ptasim języku coś, co brzmiało jak płacz u ludzi albo skomlenie u psów.

– Kochana moja – odezwała się Emilka, spokojnie wyciągając dłoń do ptaszyska.

Oda jeszcze bardziej się nastroszyła i wyglądała tak, jakby gotowała się do ataku. Kiedy więc tylko Emilka zbliżyła do niej rękę, ta zamachnęła się dziobem. Niewiele brakowało, a trafiłaby w opiekunkę.

– Ooobeeerrrrwiesz! Ooobeeerrrwiesz! – rozdarła się w głos, a wtedy weterynarka machnęła ręką z rezygnacją, po czym sięgnęła do kieszeni.

– Telefon do psyjaciela – szepnął Scul, objaśniając nam sytuację z perspektywy eksperta od zachowań ludzi.

– Do kogo ona dzwoni? – spytał podekscytowany Tofik. Jeszcze pewnie nie ochłonął po naszej szaleńczej zabawie, a tu nowe atrakcje.

– Wzywa odsiec, więc zalaz nadjedzie jakaś kawalelia.

Szczeniaki milczały, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od ptaszyska. Dzięki zamieszaniu z papugą ani Emilka, ani Honorata nie zauważyły, że pokój wyglądał, jakby przeszedł przez niego halny. Nawet ja, Gambit Junior Happydogchess z danymi o przodkach do czwartego pokolenia wstecz, czyli imionami moich rodziców, babć, dziadków, prababć, pradziadków, praprababć i prapradziadków, dałem się ponieść szaleńczej zabawie ze szczeniakami. Maluchy miały na mnie zgubny wpływ, stwierdzałem to z przerażeniem, choć nie umiałem się na nie złościć.

– Łoj, Łoda, Łoda, moja Łoooda… – zawodziła Honorata. Pociągała nosem, a potem głośno dmuchała w chusteczkę, jakby grała na słoniowej trąbie.

– Mamo! Proszę, uspokój się. Muszę zadzwonić po koleżankę. Zabierz zwierzęta na podwórko i pozwól mi działać – poprosiła Emilka.

Niepocieszona Honorata kilka razy pociągnęła nosem, po czym machnęła na nas, żebyśmy szli z nią przed dom. Zawahałem się, bo nie byłem przekonany, czy powinienem zostawiać swoją opiekunkę z szaloną Odą, ale kiedy szczeniaki na czele z Pepciem rzuciły się do drzwi, nie miałem wyjścia. Musiałem pilnować większej części swojego stada – tej mniej odpowiedzialnej; nad resztą, czyli papugą, pieczę trzymała Emilka. Mówiłem wam kiedyś, że żona Michała ma wielkie serce i każde nieszczęście zawsze zamienia w miłość. Za chwilę więc Oda wróci do normy, byłem tego pewien.

– Akcja, leakcja, ewakuacja, jak by to zekła nasa papuga – skomentował Scul, idąc dostojnie pomiędzy moimi łapami. Przed sobą widzieliśmy podniesione ogony szczeniaków i Pepcia. Ośka postanowiła przeczekać sytuację na fotelu.

Honorata usiadła na ławce przed domem i wciąż zawodziła.

– Łoj, Łoda, łoj, Łoda… łoj, biedacysko moje! Po kiego pieruna ci jajo? Kruca fuks! Łoda…

Wafel trącił Honoratę nosem i usiadł przy jej nogach. Zaskoczona seniorka położyła mu dłoń na głowie i na chwilę się uspokoiła. Potem jednak znów lamentowała, wydmuchując co chwilę nos w chusteczkę. To nie zniechęcało Wafla, który ponownie ją trącał i na chwilę uciszał.

Wtem z piskiem opon na podwórze wjechało niewielkie garbate auto w kolorze słońca. Po chwili rozległ się klakson, a Tofik i Puma jednocześnie zaszczekali.

– Obcy! Obcy!

– Lotnik, klyj się! – rzucił Scul i schował się za mną, bo wiedział, jak ludzie reagowali na przedstawicieli jego gatunku.

– Ciiii – uciszyłem towarzystwo. Po co panikować? Za chwilę wszystko się wyjaśni i jeżeli to ktoś zły, zdążymy go przegonić.

– Zabiorą Odę! Musimy jej bronić! – krzyknął wyraźnie przestraszony Wafel i ten, w przeciwieństwie do gryzonia, skoczył naprzód, zostawiając Honoratę samą na ławce. Wyszczerzył zęby i zjeżył sierść. Nie wiem, kogo chciała wystraszyć ta kupka nieszczęścia, ale zaraz przyłączyły się do niej następne cztery.

Po chwili, kiedy zgasł silnik samochodu i otworzyły się drzwi, ze środka wynurzyła się bardzo szczupła i wysoka kobieta z dziwną fryzurą. Wszystkie włosy miała zaplecione w cienkie warkoczyki, na końcach których powiewały kolorowe wstążki – takie same, jakie ludzie zawieszają na barierkach, by odstraszać ptaki. Widocznie bała się, że któryś zagnieździ się w jej warkoczach.

– Z twazy podobna zupełnie do nikogo – szepnął szczur zza moich pleców.

Nieznajoma poprawiła bluzkę, otrzepała czerwone spodnie, przewiesiła torebkę z frędzlami przez ramię i ruszyła w naszą stronę.

– Halo! Dzień dobry!

– Obcy! – Wafel znów zaszczekał.

Nieznajoma jednak nie wyglądała na wystraszoną. Kucnęła i ustawiła się do nas bokiem. Roztropnie nie wyciągała ręki.

– Cześć, maluchy – odezwała się łagodnym głosem, a psiaki ponownie się najeżyły, chcąc wyglądać na większe, cały czas warcząc.

– Nie podchodź, bo cię ugryzę!

– Ja też cię ugryzę! Będę bronić stada!

– Jesteśmy groźni! Wrrr!

– B-b-bardzo gro-groźni!

– Uciekaj stąd! Grrr!

– Chcecie coś pysznego? Zobaczcie, co mam. – Nieznajoma pomachała smakołykiem.

– Nie wolno brać jedzenia od obcych! – ostrzegłem.

– Ale ona przecież nie jest taka całkiem obca, przyjechała do Emilki, jest telefonem do przyjaciela – przypomniał Daktyl, a potem, zwabiony cudownym zapachem, pierwszy podszedł do kobiety. Pozwolił się pogłaskać po karku i dostał nagrodę.

– Hmm, mniam, mniam, jakie to pyyyszne… – rozpływał się, mlaszcząc.

Chwilę później wszystkie szczeniaki okrążyły kobietę w kolorowym ubraniu i one także mlaskały z zadowoleniem. Ja jednak trzymałem się z boku. Michał nauczył mnie, że nie wolno niczego brać od obcych, a ta dziwna osoba wciąż była dla mnie obca, nie znałem jej zapachu.

– Pyyyszne pyszności! – krzyknął Tofik, który już zapomniał, że miał bronić stada.

– Wiedziałeś, ze w walce między mózgiem a selcem zawse zwycięza zołądek? – zażartował Scul.

Nagle z chaty wypadła Emilka i od razu rzuciła się nieznajomej na szyję.

– Zuzia! Kochana moja! Jak dobrze, że jesteś! Ja tu zaraz oszaleję! Nie wiem, co się dzieje z papugą! Aha… Przepraszam! To moja mama – przedstawiła Honoratę, a po chwili obie zniknęły w chacie, zatrzasnąwszy za sobą drzwi.

– Dziwnie pachnie – stwierdził Daktyl.

– Cłowiekowie zawse dziwnie pachną, scególnie obcy, bo nasi to pachną nami, cyli swojsko – dodał Scul.

– Co wyczułeś? – spytałem szczeniaka, chcąc potwierdzić swoje przeczucie, bo wiadomo, że ja, Gambit Junior Happydogchess, byłem najlepszy w psich sprawach.

– Odę.

– Nasą saloną Odę? Cy może zapuściłeś się w tym węseniu do zamieschłej psesłości i wywąchałeś zonę Mieska pielwsego?

– O czym on mówi? – jęknęła Puma, drapiąc się po uchu. Tofik też się skrzywił, jakby niczego nie rozumiał. No cóż, szczerze mówiąc, ja też nie bardzo wiedziałem, choć jestem owczarkiem niemieckim z rodowodem do czterech pokoleń wstecz.

– To zalt! Mówiłem wam, ze mieskanie w pokoju z Zosią to nie tylko muzyka, gly, filmy i seliale, ale tez nauka! Ucyła się cegoś o polskich władcach, to zapamiętałem, bo zdziwiłem się, ze Oda ma imię po zonie księcia. A ksiąze to taki psywódca stada, plawie jak Gambit albo ja, bo Gambit jest jak klól, lozumiecie?

– To jakiś bezsens – jęknął Wafel, który wrócił do Honoraty i ułożył się tak, by trzymać mordkę na jej stopie.

– C-c-co to są se-seliale?

– Seliale to takie jakby filmy… yyy… tylko ze Zosia wtedy ogląda, ogląda i ogląda… tak długo, jakby patsyła na psemals mlówek… Wypatlujes końca, a wciąz go nie widać…

W tym momencie Tofik próbował pchnąć drzwi, by wejść do domu. Zaszczekał, potem zaczął drapać deskę. Pepe skoczył, by mu pomóc. Próbował dosięgnąć klamki, ale nadaremnie.

– Wpuśćcie nas! – złościł się.

– Co one tam robią? – spytał zawiedziony Tofik.

– M-m-może z-zrobią z Ody ro-rosół? – zmartwiła się Mela.

– Musimy tam wejść i ją uratować! To zadanie dla POPR-ańców! – krzyknął Pepe.

Nieoczekiwanie w progu stanęła Emilka.

– Mamo, chodź szybko, bez ciebie się nie obejdzie!

Honorata poderwała się z ławki, a my ruszyliśmy za nią.

– O, nie! Wy zostajecie na zewnątrz. Gambit, piesku, pilnuj tego towarzystwa, bo wystarczy nam kłopotów z arą.

Zaszczekałem i zamerdałem ogonem, dając znać Emilce, że może na mnie liczyć.

– I co teraz? – zmartwił się Wafel.

– Powiem wam tak. Tludno znaleźć doblą opiekunkę do papugi… Ale jesce tludniej znaleźć doblą papugę. Będzie s tego losół…

– O nie! Musimy coś zrobić! – Wafel wyglądał jak kupka nieszczęścia.

– Tylko co? Moglibyśmy splóbować wylać wodę s gala, w któlym będą ją gotować, albo gdzieś ją uklyć, chocias Emilka w końcu i tak ją znajdzie…

– Wiem! Wiem! Musimy zdobyć jajo dla Ody! A kto ma jajo? – wrzasnął podekscytowany Wafel.

– A ty myślis, psyjacielu, ze to tak łatwo? Jaja nie losną na dzewach ani w ziemi, jak malchewka albo bulaki – dywagował szczurek.

– Koko!! – krzyknęły chórem wszystkie psiaki i zaczęły podskakiwać w podekscytowaniu.

Rozdział 2

Nie stłukłszy, nie dowiesz się, czy złe, czy dobre jajo

Kilka minut później okrążyliśmy Koko, siedzącą na jajku, i Gęgawę, wylegującą się tuż obok. Pepe zrobił kilka rundek wokół nich, a gęś nerwowo poruszyła skrzydłami i ostatecznie uszczypnęła czarnego kocura w pupę. Zamiauczał i prychnął, ale wreszcie się uspokoił.

– Ko-co ko-tu ko-się ko-dzie-ko-je? Ko-na-ko-ru-ko-sza-cie ko-na-ko-szą ko-pry-ko-wat-ko-ność! – zdenerwowała się kura i od razu poprawiła swoją pozycję na jaju. Gęgawa sprawdziła, czy nigdzie spod piór nie wystaje skorupka, jakby wyczuła nasze intencje.

– Potrzebujemy jajka! – krzyknął Wafel.

– Ko-to ko-se ko-znieś.

– O-d-d-da cierpi. Chce-chcemy jej p-p-pomóc.

– Ko-a ko-co ko-my ko-ma-ko-my ko-z ko-tym ko-wspól-ko-ne-ko-go?

Gęś natychmiast wstała i syknęła w naszą stronę. Postraszyła szczeniaki dziobem, więc wszystkie się odsunęły na bezpieczną odległość.

– Zrobią z Ody rosół, jeśli jej nie pomożemy! Jesteśmy przecież stadem! – argumentował zdenerwowany Wafel, a Puma od razu się przyłączyła:

– A stado sobie pomaga. Pamiętacie?

– Ja znalazłem jajo! Dałem je wam do wysiedzenia, ale Oda potrzebuje go bardziej.

– Ko-co? Ko-jak ko-śmiesz?! Ko-to ko-na-ko-sze ko-ja-ko-jo! – Koko nastroszyła pióra. Była gotowa walczyć o swoje.

– Słuchajcie, to trudna sprawa, wystarczy, że się podzielicie z Odą, żeby mogła sobie trochę na nim posiedzieć. Odpoczniecie w tym czasie, pogrzebiecie w ziemi i poszukacie fajnych robali… – przyłączyłem się do przekonywania drobiu, bo wiadomo, że ja miałem tu większy posłuch niż szczeniaki.

– I wszyscy będą szczęśliwi – dodał Wafel i zrobił taką minę jak ja, kiedy proszę Michała o przedłużenie zabawy.

– Wsyscy albo nikt, scęścia nie lozdaje się na plawo i lewo – skomentował Scul, a ja szturchnąłem go łapą, by zamilkł.

Wafel jeszcze raz opowiedział o cierpieniu papugi, o jej gołym kuprze pozbawionym piór i gnieździe w szafie. Widziałem, że Koko i Gęgawa wzruszyły się tą opowieścią.

– Ko-do-ko-brze ko-bę-ko-dzie-ko-my ko-się ko-zmie-ko-niać. Ko-a-ko-le ko-jak ko-O-ko-da ko-tu ko-przyj-ko-dzie?