Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
Kiedy cichnie halny, mieszkańcy Chaty pod Wierchami wybierają się na spacer. Zapowiada się wspaniała przechadzka aż do Doliny Chochołowskiej, a szczeniaki po raz pierwszy mogą pokonać tak długą trasę (legalnie, rzecz jasna). Ale cóż to? Kto i dlaczego zostawił na drzewie jakiś napis? I kto pomalował ten piękny głaz?
Szczeniaki i ich opiekunowie trafiają na ślad wandali, którzy niczego sobie nie robią z otaczającego ich piękna. POPR-ańcy postanawiają więc wziąć sprawy w swoje ręce i wytropić złoczyńców. Jak szybko się okazuje, zadanie nie będzie łatwe, a spotkanie z wandalami stanie się prawdziwym zagrożeniem.
Piąta część uwielbianej serii POPR-ańcy to prawdziwy rollercoaster emocji – zmartwicie się, przestraszycie, a na końcu wzruszycie, bo przecież każda przygoda musi mieć swój kres.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 63
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Anna Sakowicz
POPR-ańcy
Polowanie na wandali
– Witajcie, cłowiekowie mali i duzi. Tylko bądźcie ciiii, zeby nas nie usłysały sceniaki, bo dolwą się do miklofonu. Dziś nadaję lazem z moim nowym psyjacielem Aglestem. Juz go poznaliście, pomógł nam odnaleźć sajkę kopytnych i psegonił salone świstaki.
– Eloszka, ziomale! Ale beka, że mogę tu być ze Sculem! To dopiero będzie fejm! Ha, ha, ha!
– Nie jesteśmy tu dla fejmu, musimy psypomnieć dzieciom, co się wydazyło.
– Spoks, brachu! Pocisnąłem świstaki z odklejkami. A fejm to fejm, wszystko robi się dla fejmu, więc nie ma co ściemniać.
– Jesce wazne splawy: był halny, lozwalił stajnię, potem natknęliśmy się na baldzo telytolialnych Filę i Filipa, sceniaki detektywowały zagadkę, a Daktyl uwolnił kopytne z niewoli!
– Oł jea! Czy teraz możemy iść pogmerać w waszych oldskulowych śmieciach?
– Telaz to będziemy słuchać opowieści Gambita.
– Tego dziadersa z przerośniętym ego? Ha, ha, ha!
– Psypomnę ci tylko, ze mówis o moim najlepsym psyjacielu, owcalku niemieckim, któly latował ludzi.
– Izi bizi spoks1, brachu, zessuj się2 i przybij piątaka. A on jak musi, to niech nawija, tylko nie jak typowy boomer. I niech o Agreście co nieco wspomni, bo inaczej będzie niedźwiedzi foch forever na pięć minut. Ha, ha, ha…
Rozdział 1
Gość w dom, kurczak na stół
W Chacie pod Wierchami panowało zamieszanie, ale zupełnie inne niż kilka dni temu. Wszystkie zwierzęta znajdowały się na miejscu, choć kopytne musiały się zadowolić prowizorycznym schronieniem. Dziś przyjeżdżał do nas przyjaciel Michała, żeby przy okazji urlopu w górach pomóc mu w postawieniu nowej stajni, dlatego zamieszanie panowało głównie w kuchni. Babcia Honorata przyrządzała różne przysmaki, a po pokojach niósł się nietypowy jak na nasz dom zapach. Kręcił w nosach, co powodowało burczenie w brzuchach, mimo że niedawno zjedliśmy śniadanie.
– Co robi Ośka? – zainteresował się Wafel i podszedł bliżej kotki, która siedziała jak zaklęta z przymkniętymi oczami, ale jej ciało wprawione było w lekkie drgania. Łapy trzymała przed sobą, pyszczek uniosła wysoko. Psiak obwąchał ją dokładnie, ale ta nawet nie drgnęła. Mruczała. Robiła to tak głośno, że słyszałem ją ze swojego posłania przy kominku.
– Mrrr… Mrrr… Mrrr… – rozchodziło się po pokoju.
– Ośka wplowadza się w odmienny stan świadomości. Medytuje – wyjaśnił Scul.
– A ja myślałem, że ona jest zawsze w odmiennym stanie świadomości – zakpiłem cicho, bo kto by tam zrozumiał koty. Są zbyt miękkie, puchate i przemądrzałe.
– A co to znaczy? – spytał zaraz Daktyl, choć gryzoń chyba już to kiedyś maluchom tłumaczył. Obok psiaka natychmiast pojawiła się reszta rodzeństwa. Wpatrywali się na przemian to w Ośkę, to w szczurka.
– Me-dy-tu-je, cyli opanowuje emocje. Wchodzi w tlans, by wyłącyć umysł i cucie.
– Opanowuje emocje? – zawołały chórem psiaki.
– Tak! Nie cujecie? Babcia piece kulcaka, a wtedy zołądek Ośki woła: „heloł, bejbi!”, i wylywa się do psodu. Kotka kumuluje siłę woli, by nie włamać się do piekarnika psy cłowiekach. Bo wtedy to wiecie… pakowanie kuwety.
– Kurczaka? – zdziwiła się Puma. – Nasi ludzie nie jedzą przecież mięsa.
– Oni nie, ale przyjeżdża do nas Robert, najlepszy przyjaciel Michała; on lubi mięso, a Honorata uwielbia jego, więc chce go ugościć. Zaraz też ma się pojawić behawiorystka Zuzanna do Ody, by znów jej tłumaczyć, że jaja nie będzie. Szykuje się więc pełna chata gości – wyjaśniłem.
– Kurczak? – szepnął jeszcze Wafel. W jego głosie wybrzmiał smutek. – A co na to Koko i Gęgawa?
– Właśnie lobią mals dwóch selc psed domem. Chodzą po podwózu i demonstlują. Nie słysycie?
Wtedy wszyscy nadstawiliśmy uszu. Faktycznie, z zewnątrz dochodziły ich krzyki. Zdziwiłem się, że Gęgawa nie milczy, ale widocznie były sprawy, odnośnie do których nawet gęś musiała zabrać głos.
– Ko-pro-ko-test! Ko-pro-ko-test! Ko-pro-ko-test!
– Pro-test! Gę, gę! Pro-test! Gę, gę! Pro-test! Gę, gę!
– Ko-precz z ko-kur-ko-cza-ko-ko-żer-ko-ca-ko-mi!
– Precz! Gę, gę!
– Krrruuucaaafuuuks! Ptaaasia rrrewoluuucja! Rrrewolucja! – Obok nas pojawiła się Oda. Wyglądała trochę lepiej niż kilka dni temu. Nawet na brzuchu wyrosło jej jedno niebieskie piórko, którego jeszcze nie wyrwała.
Nagle usłyszeliśmy, jak na podwórze z piskiem opon wjechał samochód. Pepe od razu rzucił się do okna.
– Zuzanna z przysmakami! – krzyknął, a my wszyscy spojrzeliśmy na Odę. Ptaszysko wciąż potrzebowało pomocy, ale na pewno było z nim lepiej niż kilka dni temu.
– Cyli telapia zamiast lewolucji – skomentował Scul, a Oda wrzasnęła:
– Terrraaapia! Terrrapia! Teeerrrapia! Krrruuucaaafuuuks!
– Zuzanna nie jest sama. Przyjechała z jakąś człowieczka – relacjonował Pepe, a szczeniaki natychmiast znalazły się koło niego.
– Cyli musiała wezwać posiłki, sama nie dała lady Odzie…
Podniosłem się z posłania i również zerknąłem przez okno. Z samochodu rzeczywiście wysiadły dwie kobiety i zmierzały w stronę naszej chaty. Towarzyszka Zuzanny wyglądała na nieco starszą. Nie miała na głowie kolorowych warkoczyków, tylko krótko ostrzyżone włosy, nieco postawione na grzywce. Ubrana była w obcisłe spodnie i czerwoną koszulkę.
W pokoju nagle pojawiła się Emilka. Pędziła do drzwi i już po chwili ściskała swoje gościnie.
– Zuza, jak się cieszę, że jesteś!
– To moja siostra Weronika. Przyjechała do mnie na urlop, ale jak usłyszała, ile macie zwierząt, nie dała się zostawić w domu, więc zabrałam ją ze sobą. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
– Bardzo się cieszymy, wchodźcie.
Szczeniaki natychmiast podniosły larum, że obcy w domu. Przodowała Puma, zaraz za nią stał Tofik. Maluchy szczekały i szczerzyły zęby, czując, że ich obowiązkiem jest ochrona naszej rodziny.
– Uspokójcie się, Zuzannę już znacie – mówiła Emilka.
– O! Macie tu niezły zwierzyniec… Kocham psy – powiedziała Weronika, a my wszyscy przystąpiliśmy do obwąchiwania nieznajomej. Jej zapach kręcił w nosach, ale był przyjemny.
– A gdzie moja pacjentka? – spytała Zuzanna.
Rozejrzałem się, bo przecież Oda przed chwilą jeszcze tu była, a teraz nagle jakby zapadła się pod ziemię.
– Oda! Oda! Gdzie jesteś, ptaszku? – zawołała Emilka.
– Niebieski ptasek na gigancie – zażartował gryzoń, ale zaraz wszyscy ruszyli szukać papugi. Na szczęście nie była drobnym wróbelkiem, więc nie wcisnęła się pod kanapę. Znaleźliśmy Odę stojącą nieruchomo za dużą donicą z fikusem. Próbowała wtopić się w tło, ale Daktyl wyniuchał ją bez problemu. Wafel za to od razu zaczął wzdychać i popiskiwać. Próbował liznąć arę w dziób, ale ta zasłoniła się skrzydłem.
– Oda, nie bój się – szepnęła do niej Zuzanna, a po chwili wyjęła z torebki lusterko. – Mam dla ciebie prezent. To z pewnością poprawi ci samopoczucie i nie będziesz czuła się samotna.
Papuga przekrzywiła głowę na bok, wtedy Wafel wreszcie ją liznął, po czym pisnął do niej coś po przyjacielsku, co rozładowało emocje.
– Brrraaatniaaa duuusza arrry! Brrraaatnia! – zaskrzeczała do niego, bo przecież w naszym domu trudno było o samotność.
– Zostawmy papugę w spokoju – odezwałem się. Niech wreszcie skończy się zamieszanie z ptaszyskiem. Zuzanna wie, co robi, halny się skończył, na brzuchu ary widoczne było niebieskie pióro, więc była nadzieja, że wszystko wróci do normy i za kilka dni Oda będzie wywijać hołubce w swoim góralskim kubraku, szczerząc się do zdjęć ceprów.
– Jaki ten psiak jest kochany – stwierdziła Weronika. Od razu wypiąłem pierś, bo byłem przekonany, że ta uwaga skierowana jest do mnie. Jakie jednak było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem, że kobieta pochyla się nad Waflem i z czułością głaszcze szczeniaka po pyszczku.
Na szczęście do akcji wkroczyła Emilka i zarządziła, że mamy wyjść z pokoju, zostawić Odę z Zuzanną, a Weronikę zaprosiła do kuchni na kawę, tylko kazała jej uważać na siedzącą pośrodku przejścia Ośkę, wciąż pogrążoną w medytacji z powodu kurczaka powodującego u niej ślinotok.
– Za chwilę przyjedzie przyjaciel Michała – dodała, spoglądając na zegarek oraz wskazując kobiecie kierunek. Nas Emilka wypuściła na podwórze, bo w domu zrobiło się zbyt tłoczno.
*
– Hura! Szczeniaki! – usłyszeliśmy znajomy ludzki głos, który próbowały zagłuszyć wciąż protestujące Koko i Gęgawa.
– Ko-strajk! Ko-strajk! Ko-koniec z ko-kur-ko-cza-ko-ko-żer-ko-ca-ko-mi!
– Gę! Gę! Gę! Gę! Gę! Gę! – skandowała gęś.
Kiedy spojrzeliśmy w stronę źródła ludzkiego głosu, zobaczyliśmy nad płotem dwie uśmiechnięte od ucha do ucha twarze wnuków sąsiada. Dawid i Jacek ponownie odwiedzili dziadków. Warknąłem pod nosem niezadowolony, bo z tymi urwisami znów mogą być kłopoty, jeżeli nie wyciągnęli żadnej nauki z poprzedniej przygody. Kompletnie nic nie wiedzieli o górach i tylko czekać, aż będziemy musieli ruszyć im na ratunek.