Poradnik prawdziwej damy. Przypadek, wypadek czy intryga? - Dianne Freeman - ebook + audiobook

Poradnik prawdziwej damy. Przypadek, wypadek czy intryga? ebook i audiobook

Freeman Dianne

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Londyn słynie z gwaru i intryg, ale ta spokojna angielska wieś może kryć wiele tajemnic… Frances poszukuje miejsca na zbliżający się ślub siostry, z dala od wścibskich oczu. Risings, rodzinna posiadłość George’a w Hampshire, wydaje się być idealnym miejscem. Wkrótce Frances wraz z ukochanym i gośćmi uciekają na wieś, by zająć się typowymi wiejskimi zajęciami: strzelaniem, jazdą konną i romantycznymi schadzkami w ogrodach. Gdy spokojnym miejscem wstrząsają kolejne wypadki, Frances zaczyna podejrzewać, że nie są one przypadkowe i wymierzono je w narzeczonego siostry. Matka, która przybyła na miejsce, również nie jest pod wrażeniem przyszłego zięcia. Frances i George szukają sprawcy wypadków wśród zgormadzonej rodziny, przyjaciół i służby. Nikt nie jest bezpieczny, a jeśli szybko nie uda się odkryć winowajcy… bicie weselnych dzwonów może ustąpić miejsca pogrzebowi!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 418

Rok wydania: 2023

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 0 min

Rok wydania: 2023

Lektor: Magda Witkowska

Oceny
4,4 (286 ocen)
138
115
30
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Naddia

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna
20
melania1987

Całkiem niezła

Francuski na tropie kolejnej sprawy.
10
Lafka

Nie oderwiesz się od lektury

Frances i George jak zawsze w formie. Polecam 😊
10
Sengatime

Całkiem niezła

Fabuła bardzo długo się rozkręca. Tym razem historia kręci się wokół sfery obyczajowej, kryminału jak na lekarstwo.
00
ewanych

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nałuA LADY’S GU­IDE TO MI­SCHIEF AND MUR­DER Co­py­ri­ght © 2020 by Dianne Fre­eman First pu­bli­shed by Ken­sing­ton Pu­bli­shing Corp. All Ri­ghts Re­se­rved
Po­lish edi­tion co­py­ri­ght © 2023 Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o. o. Po­lish trans­la­tion co­py­ri­ght © 2023 Magda Wit­kow­ska
Re­dak­cjaMo­nika Or­łow­ska
Tłu­ma­cze­nieMagda Wit­kow­ska
Ko­rektaJa­nusz Si­gi­smund
Pro­jekt gra­ficzny okładkiAnna Slo­torsz
Zdję­cia na okładcePo­lona
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83292-81-6
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Moim ro­dzi­com, Lot­tie i Han­kowi Ha­lic­kim.Ko­cham Was i bar­dzo za Wami tę­sk­nię!

PO­DZIĘ­KO­WA­NIA

Z ca­łego serca dzię­kuję wszyst­kim oso­bom, dzięki któ­rym po­wstała ta książka. W szcze­gól­no­ści pra­gnę po­dzię­ko­wać moim przy­ja­ciół­kom po pió­rze, Mary Ka­lii­koa, He­ather Red­mond, Bei Conti i Cla­ris­sie Har­wood, które słu­żyły mi kry­tyczną uwagą pod­czas lek­tury ko­lej­nych wer­sji książki. To one po­mo­gły mi roz­wi­kłać nie­które zbyt skom­pli­ko­wane wątki i uni­kać błę­dów hi­sto­rycz­nych. One też mo­ty­wo­wały mnie do więk­szego wy­siłku.

Chri­stine Ho­un­shell i Mar­kowi Fle­sza­rowi pra­gnę po­dzię­ko­wać za wspar­cie tech­niczne w dzie­dzi­nie me­dy­cyny i sportu. J.W. niech zaś przyj­mie ser­deczne po­dzię­ko­wa­nia za rze­czy wia­dome. Cie­płe słowo na­leży się także Bu­dowi Elon­zae, nie­po­praw­nemu ro­man­ty­kowi.

Ta książka by nie po­wstała, gdyby nie moja agentka Me­lissa Edwards, mój re­dak­tor John Sco­gna­mi­glio oraz ze­spół Ken­sing­ton Bo­oks, a w szcze­gól­no­ści La­rissa Ac­ker­man, Ro­bin Cook i Pe­arl Sa­ban. Je­ste­ście wszy­scy nie­sa­mo­wici!

Bar­dzo ser­decz­nie dzię­kuję wszyst­kim bi­blio­te­kar­kom i bi­blio­te­ka­rzom, a także księ­gar­kom i księ­ga­rzom, któ­rzy za­chę­cają czy­tel­ni­ków do śle­dze­nia lo­sów hra­biny Har­le­igh. Dzię­kuję rów­nież czy­tel­ni­kom za ich za­in­te­re­so­wa­nie moją bo­ha­terką.

Na za­koń­cze­nie zaś chcia­ła­bym po­dzię­ko­wać mo­jemu mę­żowi Da­nowi, który cier­pli­wie mnie słu­chał, gdy czy­ta­łam mu rę­ko­pis od de­ski do de­ski, który nie­ustan­nie wspiera mnie i ob­da­rza mi­ło­ścią, a na do­da­tek opo­wiada o mo­ich książ­kach, komu tylko może.

ROZ­DZIAŁ 1

Paź­dzier­nik 1899 roku

Dla­czego to za­wsze tak jest? Dla­czego wła­śnie wtedy, gdy za­czy­nam mieć po­czu­cie, że wszystko układa się po pro­stu ide­al­nie, los fun­duje nam ka­ta­strofę – żeby jed­nak nie było za do­brze?

Nie wiem, na ile jest to po­wszechne zja­wi­sko, ale mnie coś ta­kiego spo­tyka iry­tu­jąco czę­sto. Pro­sty przy­kład... Nieco po­nad dzie­sięć lat temu cał­kiem zwy­czajna panna Fran­ces Price speł­niła ma­rze­nie swo­jej matki i wy­szła za mąż za hra­biego. Tak oto świat po­znał Fran­ces, hra­binę Har­le­igh. Ra­dość wielka to­wa­rzy­szyła temu wy­da­rze­niu, ro­dzina miała się czym po­chwa­lić. Mój mąż był czło­wie­kiem rzut­kim i przy­stoj­nym. Do­piero póź­niej zo­rien­to­wa­łam się, że był rów­nież czło­wie­kiem roz­rzut­nym i sko­rym do po­za­mał­żeń­skich przy­gód. Przez dzie­więć lat sporo się przez niego wy­cier­pia­łam, a na ko­niec zna­la­złam go mar­twego w łóżku ko­chanki. Gdy mi­nął czas ża­łoby, po­czu­łam przy­pływ sił. Mój opty­mizm szybko jed­nak przy­gasł na sku­tek ko­lej­nego zgonu, a ści­ślej rzecz bio­rąc – za­bój­stwa.

Po­nie­waż wzloty i upadki prze­pla­tały się z taką wła­śnie re­gu­lar­no­ścią, nie po­tra­fi­łam do końca cie­szyć się tym, że aku­rat chwi­lowo moje ży­cie to idylla w naj­czyst­szej po­staci. Po gło­wie cały czas krą­żyła mi myśl, że ja­kaś ka­ta­strofa naj­pew­niej już wisi w po­wie­trzu. Nie ba­cząc jed­nak na to, sta­ra­łam się zaj­mo­wać co­dzien­nymi spra­wami. Pod­czas śnia­da­nia, które ja­dłam z moją ośmio­let­nią córką Rose w jej po­koju, snu­łam plany do­ty­czące zbli­ża­ją­cej się wy­prawy na wieś. Gdy na­stała pora na lek­cję, ze­szłam do bi­blio­teki, gdzie obok sto­siku ko­re­spon­den­cji cze­kał na mnie dzba­nek z kawą przy­nie­siony przez moją go­spo­dy­nię, pa­nią Thomp­son. W ogro­dzie za oknem kwi­liły je­mio­łuszki. Zdą­ży­łam wła­śnie za­nu­rzyć usta w cie­płym na­poju, gdy los po­sta­no­wił dać mi znać, co złego ma tym ra­zem dla mnie w za­na­drzu.

Do po­koju we­szły ciotka Hetty i moja sio­stra Lily, obie tak po­ru­szone, że wy­raź­nie obo­jętne na uroki po­ranka. Lily miała wkrótce wyjść za mąż i przez ostat­nie dwa mie­siące za­cho­wy­wała się jak na szczę­śliwą przy­szłą pannę młodą przy­stało. Te­raz stała przede mną z pod­puch­niętą twa­rzą, wo­kół któ­rej bez­ład­nie spły­wały nie­sforne ko­smyki zło­tych wło­sów. W jej nie­bie­skich oczach stały łzy, od któ­rych białka zdą­żyły się wy­raź­nie za­czer­wie­nić. W ni­czym nie przy­po­mi­nała try­ska­ją­cej opty­mi­zmem osóbki, którą wi­dy­wa­łam na co dzień.

Po ple­cach prze­szedł mnie dreszcz, jakby ktoś prze­cią­gnął mi po skó­rze lo­do­wa­tymi pal­cami.

– Ko­chana moja, czy coś się wy­da­rzyło?

Lily wy­bu­chła pła­czem.

Hetty otu­liła ją ra­mie­niem i skar­ciła mnie wzro­kiem.

– Zo­bacz tylko, co na­ro­bi­łaś!

Cał­kiem mnie to zbiło z tropu. I zmar­twiło. Wsta­łam zza biurka i po­de­szłam do sio­stry.

– Lily, po­wiedz mi, pro­szę, co się stało.

Moja sio­stra nie mo­gła prze­stać pła­kać, więc Hetty po­sa­dziła ją na krze­śle i wzięła na sie­bie cię­żar roz­mowy. To od niej się do­wie­dzia­łam, że Lily spo­dziewa się dziecka. Opar­łam cię­żar ciała o blat biurka, a z mo­ich ust pa­dło spon­ta­niczne:

– Ka­ta­strofa!

Lily za­po­wie­trzyła się jesz­cze bar­dziej i znów za­lała się łzami, a ciotka Hetty wes­tchnęła z iry­ta­cją.

– Do­prawdy, Fran­ces? W ogóle nie pró­bu­jesz po­móc. Lily przy­cho­dzi do cie­bie ze swoim zmar­twie­niem, a ty mó­wisz jej coś ta­kiego?

Po­sła­łam jej obu­rzone spoj­rze­nie, chcąc wy­wo­łać u niej po­czu­cie skru­chy albo choćby skło­nić ją do kie­ro­wa­nia tak kry­tycz­nych słów pod in­nym ad­re­sem. Na nic się to jed­nak zdało. Hetty nic so­bie nie ro­biła z tego, jak się na nią pa­trzy – bez względu na to, czy pa­trzy­łam ja, czy kto­kol­wiek inny. Sio­stra mo­jego ojca była ciem­no­oką i ciem­no­włosą prag­ma­tyczną ko­bietą, która miała wy­jąt­kowy dar za­ra­bia­nia wła­ści­wie na wszyst­kim. Prze­żyła śmierć uko­cha­nego męża, nie­je­den raz do­ro­biła się for­tuny, a po­tem ją stra­ciła. Trwała przy swoim zda­niu nie­za­leż­nie od tego, co o niej my­śleli lu­dzie in­te­resu i sza­nowne pa­nie z wyż­szych sfer. Tym bar­dziej nie za­mie­rzała przej­mo­wać się moim nie­za­do­wo­le­niem.

Po­de­szła do Lily i ob­jęła ją tak, jakby chciała ją ochro­nić. Jak­bym ja za­mie­rzała ją skrzyw­dzić. Moja sio­stra tym­cza­sem pró­bo­wała po­wstrzy­mać łzy i ocie­rała chu­s­teczką ką­ciki oczu.

– Ależ po­mogę wam, oczy­wi­ście. Po pro­stu je­stem za­sko­czona. – Zer­k­nę­łam na sio­strę i wes­tchnę­łam ci­cho. – Bie­rze­cie ślub za osiem ty­go­dni. Nie mo­głaś po­cze­kać?

Lily zro­biła nie­winną minkę i po­now­nie przy­tknęła chu­s­teczkę do za­pła­ka­nych oczu.

– Wła­śnie w tym rzecz, Franny. Uzna­li­śmy, że nie ma sensu cze­kać. – Mach­nęła chu­s­teczką, jakby od nie­chce­nia. Hetty tym­cza­sem roz­sia­dła się na wła­snym krze­śle. – Jak sama po­wie­dzia­łaś, wkrótce bę­dziemy mał­żeń­stwem. Nie zda­wa­łam so­bie sprawy, że to się może wy­da­rzyć tak szybko. Ty i Reg­gie nie mie­li­ście prze­cież Rose od razu. Ciotka Hetty żyła w mał­żeń­stwie przez wiele lat, ale nie do­cze­kała się dzieci. Skąd mo­głam wie­dzieć?

Coś mi pod­po­wia­dało, że na­sza matka nie za­do­woli się wy­ja­śnie­niem typu „Skąd mo­głam wie­dzieć?”. Ła­two po­tra­fi­łam so­bie wy­obra­zić, jak by za­re­ago­wała, gdy­bym to ja przy­szła do niej z taką wie­ścią przed swoim ślu­bem. Choć gdyby do­brze się nad tym za­sta­no­wić, to na coś ta­kiego w ogóle nie by­łoby czasu. Matka wy­ty­po­wała Reg­giego jako moż­li­wego kan­dy­data do mo­jej ręki jesz­cze przed wy­jaz­dem z No­wego Jorku. Wkrótce po przy­by­ciu do Lon­dynu zo­sta­li­śmy so­bie przed­sta­wieni przez wspól­nego zna­jo­mego. Za­tań­czy­li­śmy ze sobą kil­ku­krot­nie, a po­tem on usta­lił z moją matką wszyst­kie wa­runki i ślub od­był się, za­nim jesz­cze zdą­ży­li­śmy na­wią­zać zna­jo­mość.

A czy ja już wspo­mi­na­łam, że to było cał­ko­wi­cie nie­udane mał­żeń­stwo? Czy za­tem tak trudno mi się dzi­wić, że za­le­żało mi na dłuż­szym okre­sie na­rze­czeń­stwa w przy­padku Lily i Leo? Chcia­łam, żeby spę­dzili ze sobą tro­chę czasu i bli­żej się po­znali.

Naj­wy­raź­niej po­znali się aż za bli­sko. No i oto mie­li­śmy am­ba­ras.

– Leo su­ge­ruje, że­by­śmy ucie­kli i wzięli po­ta­jemny ślub – po­wie­działa Lily tak ci­cho, że nie­mal szep­tem.

Jej słowa wy­rwały mnie z za­my­śle­nia.

– Ależ, ko­cha­nie, nie... To nie ma prawa się udać.

Ona zwi­nęła chu­s­teczkę w kulkę i scho­wała ją w za­ci­śnię­tej pię­ści.

– No tak, ale prze­cież nie mo­żemy cze­kać ze ślu­bem osiem ty­go­dni. Jak wów­czas wy­tłu­ma­czymy tak szyb­kie przyj­ście dziecka na świat? Ono by się uro­dziło nie­spełna sześć mie­sięcy po ce­re­mo­nii.

– Nie pierw­szy raz by się coś ta­kiego zda­rzyło, moja droga. – Hetty po­kle­pała ją po dłoni.

– Może to i prawda, ale gdyby dało się tego unik­nąć, to by­łoby le­piej – wtrą­ci­łam. – Tyle że po­ta­jemna ce­re­mo­nia to w za­sa­dzie jawne przy­zna­nie się do ciąży. Zga­dzam się, że ślub nie może się od­być w pier­wot­nie pla­no­wa­nym ter­mi­nie, ale wer­sja z ucieczką to plan, który nie za­do­woli ni­kogo.

Za­sta­na­wia­łam się, co w ta­kim ra­zie mo­gli­by­śmy zro­bić.

Lily zdo­łała już tro­chę nad sobą za­pa­no­wać, po­sta­no­wi­łam więc za­dać jej ko­lejne trudne py­ta­nie.

– A co po­wie­działa matka Leo?

Ona spoj­rzała na mnie, jak­bym jej za­pro­po­no­wała, żeby sama pod­ło­żyła ogień pod wła­sny stos.

– Pani Ken­drick nic nie po­wie­działa, po­nie­waż nie ma po­ję­cia o ca­łej sy­tu­acji – nie­mal wy­krzyk­nęła. – Chyba nie my­ślisz po­waż­nie, żeby jej o tym mó­wić? Już chyba wo­la­ła­bym za­paść się pod zie­mię, Fran­ces. – Spoj­rzała na mnie z prze­ra­że­niem i chwy­ciła się za gar­dło, jakby ją coś du­siło. – Umar­ła­bym.

– Tego wo­le­li­by­śmy unik­nąć, jak jed­nak za­mie­rzasz to przed nią ukryć?

– Po to mie­li­śmy wziąć ślub po kry­jomu.

Ulżyło mi, gdy spo­strze­głam, że Hetty rów­nież zmru­żyła oczy w wy­ra­zie za­sko­cze­nia.

– A za­mie­rza­li­ście uciec i ukry­wać się przez dzie­więć mie­sięcy? – za­py­tała.

Lily na­brała po­wie­trza w płuca, jakby chciała coś po­wie­dzieć, ale osta­tecz­nie się nie ode­zwała, tylko opa­dła na opar­cie krze­sła.

– A niech to... Wtedy tak by trzeba zro­bić... In­nego wyj­ścia by nie było.

– Leo nie mógłby so­bie na to po­zwo­lić, ko­chana. A co naj­mniej mu­siałby przed­sta­wić ojcu ja­kiś bar­dzo do­bry po­wód. Je­śli więc nie wy­my­śli cze­goś wia­ry­god­nego, bę­dzie­cie mu­sieli wy­ja­wić im prawdę. Pan Ken­drick ra­czej nie zgo­dzi się sfi­nan­so­wać wam dzie­wię­cio­mie­sięcz­nej po­dróży po­ślub­nej.

Leo Ken­drick był czło­wie­kiem in­te­resu. Pra­co­wał jako wspól­nik w fir­mie swo­jego ojca. Nie po­tra­fi­ła­bym wy­ja­śnić kon­kret­nie, czym się zaj­muje, ale miało to zwią­zek z ko­pal­niami i dzia­łal­no­ścią ja­kichś fa­bryk. Firmę za­ło­żył jego dzia­dek, a oj­ciec ją roz­wi­nął i za­pew­nił jej wy­soką ren­tow­ność. Z za­ra­bia­nych w ten spo­sób pie­nię­dzy mógł wy­cho­wać córki na praw­dziwe damy, syna zaś po­słać do naj­lep­szych szkół i dać mu wy­kształ­ce­nie godne dżen­tel­mena. Osta­tecz­nie ro­dzinny biz­nes miał przejść w ręce syna, ale oj­ciec od wszyst­kich czworga swo­ich dzieci ocze­ki­wał, że za­wrą ko­rzystne mał­żeń­stwa.

Naj­star­sza sio­stra Leo, Eliza, speł­niła jego ży­cze­nie. Wy­bór syna rów­nież spo­tkał się z apro­batą ojca. Całe szczę­ście zresztą, bo tych dwoje sza­leń­czo się w so­bie za­ko­chało. Gdyby nie moje na­le­ga­nia na brak po­śpie­chu, wzię­liby ślub wiele mie­sięcy temu. Po­sta­no­wi­łam się tym jed­nak nie za­drę­czać. To prze­cież nie była moja wina, że Lily za­szła w ciążę.

Gdy jed­nak sie­działa przede mną taka zroz­pa­czona, czu­łam nie­od­partą po­trzebę, żeby po­móc jej ja­koś z tego kło­potu wy­brnąć. Hetty naj­wy­raź­niej rów­nież. A skoro przy­szła tu w roli wspar­cia dla Lily, to naj­wy­raź­niej do­wie­działa się o za­ist­nia­łej sy­tu­acji jesz­cze przede mną.

– A ty masz ja­kieś po­my­sły, cio­ciu Hetty?

– Wy­da­wało mi się, że nic lep­szego niż po­ta­jemny ślub nie da się wy­my­ślić. – Po­krę­ciła głową.

– To może nie jest cał­kiem nie­do­rzeczne roz­wią­za­nie, ale moim zda­niem po­win­ni­śmy je trak­to­wać jako osta­tecz­ność. Na pewno uda nam się wpaść na coś lep­szego.

– Masz ra­cję. – Hetty za­ci­snęła szczękę i zro­biła bar­dzo po­ważną minę. – W końcu są z nas trzy mą­dre ko­biety. A co by­śmy zro­biły, gdyby wszystko było moż­liwe?

– Gdyby Gra­ham nie sprze­da­wał po­sia­dło­ści Har­le­igh, tam ce­re­mo­nia mo­głaby się od­być na­wet w ciągu ty­go­dnia – stwier­dzi­łam. – Za­pro­si­li­by­śmy tylko naj­bliż­szą ro­dzinę. Wy­da­rze­nie od­by­łoby się z dala od mia­sta, nikt by więc nie mógł się ob­ra­zić, że nie zo­stał za­pro­szony.

Wes­tchnę­łam i opar­łam się o biurko. Sprze­daż ro­dzin­nej po­sia­dło­ści uwa­ża­łam za je­den z naj­lep­szych po­my­słów, na ja­kie kie­dy­kol­wiek wpadł mój szwa­gier. Utrzy­ma­nie w od­po­wied­nim sta­nie sa­mych tylko mu­rów po­chło­nęło już nie­jedną for­tunę, w tym moją. A to wła­śnie dla tych pie­nię­dzy – i tylko dla nich – Reg­gie się ze mną oże­nił. Choć to by­naj­mniej nie tak, że in­nych atu­tów mi bra­ko­wało. Świet­nie się spi­sy­wa­łam w roli pani domu, kon­wer­so­wa­łam cał­kiem bły­sko­tli­wie, po­tra­fi­łam się sto­sow­nie ubrać i od­na­leźć w to­wa­rzy­stwie. Wzro­stu może by­łam po­nad­prze­cięt­nego, poza tym jed­nak nie od­bie­ga­łam ni­czym od więk­szo­ści ko­biet. Zgod­nie z wy­mo­gami so­cjety cerę mia­łam ja­sną, do tego włosy ciemne, a oczy nie­bie­skie. W żad­nym ra­zie nie można by mnie na­zwać szpetną, naj­wy­raź­niej jed­nak poza po­sa­giem nie mia­łam nic, co by ja­koś szcze­gól­nie in­te­re­so­wało mo­jego męża.

Ty­tuł hra­biego Har­le­igh no­sił obec­nie brat Reg­giego, Gra­ham, który nie mógł so­bie po­zwo­lić na dal­sze utrzy­ma­nie tego wiel­kiego domu. Na szczę­ście stał on na ziemi, którą jego pra­dzia­dek na­był nie­za­leż­nie od ty­tułu szla­chec­kiego, a w związku z tym można go było bez prze­szkód sprze­dać.

Chwi­lowo jed­nak bar­dzo by się ten dom przy­dał.

– Ślub w ciągu ty­go­dnia... To chyba jed­nak ciut za wcze­śnie – za­uwa­żyła Hetty. – Wa­sza matka nie zdąży przy­je­chać, a prze­cież Lily nie może wyjść za mąż bez jej obec­no­ści.

– Nie mogę? – za­py­tały drżące wagi Lily.

Ro­zu­mia­łam, dla­czego wo­la­łaby ta­kie roz­wią­za­nie. Nie by­łam jed­nak skłonna zgo­dzić się na to, żeby wy­szła za mąż pod nie­obec­ność matki, po­nie­waż nie­za­do­wo­le­nie na­szej ro­dzi­cielki spa­dłoby po­tem na mnie. Zresztą temu nie­za­do­wo­le­niu trudno by­łoby się dzi­wić, zwa­żyw­szy że matka za­mie­rzała prze­mie­rzyć drogę aż z No­wego Jorku, żeby to­wa­rzy­szyć młod­szej córce pod­czas ce­re­mo­nii za­ślu­bin.

– Nie, moja droga, nie mo­żesz. – Zer­k­nę­łam do ka­len­da­rza, który le­żał na biurku. – Jej sta­tek przy­pływa we wto­rek. Roz­sąd­nie by­łoby zor­ga­ni­zo­wać ślub jak naj­szyb­ciej po jej przy­jeź­dzie, żeby miała mniej czasu na do­cho­dze­nie przy­czyn na­głej zmiany pla­nów.

– No i dla­tego ten po­mysł z ucieczką i po­ta­jem­nym ślu­bem wy­dał mi się tak in­te­re­su­jący – stwier­dziła Lily. – Ro­dzi­ców Leo nie ma w tym ty­go­dniu w mie­ście. Matka też jesz­cze nie przy­je­chała. Mo­gli­by­śmy wziąć ślub i po­sta­wić ich przed fak­tem do­ko­na­nym.

Tylko że w prak­tyce mło­dzi by ni­kogo przed ni­czym nie sta­wiali. Ten wąt­pliwy za­szczyt spadłby na mnie.

– To nie by­łoby w po­rządku w sto­sunku do Pa­tri­cii Ken­drick. Leo to jej je­dyny syn. To dla niej na pewno ważne, żeby uczest­ni­czyć w jego ślu­bie. – Skrzy­żo­wa­łam ręce na pier­siach i spoj­rza­łam su­rowo na sio­strę. – A wy dwoje prę­dzej czy póź­niej bę­dzie­cie jej mu­sieli po­wie­dzieć o dziecku. Na pewno się ze mną zga­dzasz.

– Do­piero po za­koń­cze­niu mie­siąca mio­do­wego. Masz oczy­wi­ście ra­cję, że ona za­pewne bę­dzie roz­cza­ro­wana na­szym po­stę­po­wa­niem, je­śli jed­nak szybko weź­miemy ślub, to za­pew­nimy jej choć moż­li­wość wy­ci­sze­nia nie­któ­rych plo­tek. – Po­pa­trzyła na mnie, jakby chciała mnie prze­ko­nać do swo­ich ra­cji. – To ra­czej do­bry po­mysł, nie są­dzisz?

– Tylko pod wa­run­kiem, że uda nam się zna­leźć dom na wsi, w któ­rym mo­głaby się od­być nie­wielka uro­czy­stość w ro­dzin­nym gro­nie. Na ra­zie zaś ża­den mi nie przy­cho­dzi do głowy.

Hetty rzu­ciła mi ta­kie spoj­rze­nie, jakby na­gle ją coś za­in­try­go­wało.

– A czy ta­kich do­mów się przy­pad­kiem nie udo­stęp­nia na wy­na­jem?

– Na pewno nie na tak krótki czas.

Hetty i Lily miesz­kały w Lon­dy­nie do­piero od kwiet­nia, kiedy to moja sio­stra po raz pierw­szy za­pre­zen­to­wała się w to­wa­rzy­stwie. Na­dal nie do końca się orien­to­wały, co i jak działa w tych krę­gach. To zna­czy w krę­gach ary­sto­kra­tycz­nych. Zda­rzało się, że ktoś wy­naj­mo­wał swoją po­sia­dłość na rok czy dłu­żej – i choć był to dla wszyst­kich czy­telny sy­gnał, że ro­dzina ma kło­poty fi­nan­sowe, to po­wszech­nie uzna­wano ta­kie roz­wią­za­nie za ak­cep­to­walny spo­sób ich roz­wią­zy­wa­nia. Gdyby ktoś zde­cy­do­wał się wy­na­jąć swój dom na ty­dzień, mógłby zo­stać po­są­dzony o pro­wa­dze­nie ho­telu czy in­nego ro­dzaju dzia­łal­ność ty­pową dla klasy śred­niej. Cze­goś ta­kiego się po pro­stu nie prak­ty­ko­wało.

– A sio­stra Leo i jej mąż? – Za­sta­na­wia­łam się, kto z dal­szych zna­jo­mych mógłby nam przyjść z po­mocą. – Na­zy­wają się, o ile do­brze ko­ja­rzę, Du­rant? Mają dom w mie­ście, ale gdzie wła­ści­wie re­zy­duje ro­dzina pana Du­ranta?

Lily zmarsz­czyła nos.

– Wła­ści­wie to nie wiem, skąd oni są. Leo na pewno le­piej się orien­tuje. To może ja go przy­pro­wa­dzę?

Wstała i prze­mie­rzyła po­kój, zu­peł­nie jakby Leo miał cze­kać w ko­ry­ta­rzu. Otwo­rzyła drzwi i wy­cią­gnęła rękę.

Ja­kież było moje zdu­mie­nie, gdy go zo­ba­czy­łam za­raz za pro­giem.

Zer­k­nę­łam wy­mow­nie na Hetty, która tylko wzru­szyła ra­mio­nami.

– Uzna­li­śmy, że ła­twiej nam bę­dzie przed­sta­wić ci całą sprawę bez jego udziału.

Leo, czło­wiek zwy­kle przy­ja­zny i to­wa­rzy­ski, te­raz szedł przez moją bi­blio­tekę jakby nie­pew­nie i ze spusz­czoną głową. Po­dą­żał pół kroku za Lily, zer­ka­jąc na mnie ukrad­kiem. Ależ to był nie­ty­powy wi­dok! Choć Leo nie grze­szył może wzro­stem, ra­miona miał sze­ro­kie i po­tężne, więc drob­niutka Lily wy­glą­dała przy nim tak, jakby wio­dła do mnie skru­szo­nego Go­liata.

Uzna­łam, że to wła­ści­wie do­brze. Od­po­wia­dało mi, że on czuje się w tej sy­tu­acji co naj­mniej rów­nie nie­zręcz­nie jak ja, tym bar­dziej że wal­nie się przy­czy­nił do jej za­ist­nie­nia. Za­pro­po­no­wa­łam mu, żeby usiadł, a sama szu­ka­łam od­po­wied­nich słów.

Hetty się za to w ogóle nie krę­po­wała.

– Roz­ma­wia­ły­śmy wła­śnie o wa­szej sy­tu­acji, pa­nie Ken­drick. Lady Har­le­igh uważa, zdaje się, że ucieczka i po­ta­jemny ślub mo­głyby cał­kiem nie­po­trzeb­nie dać po­żywkę plot­kom.

Leo przy­gryzł wargę i przez chwilę przy­glą­dał mi się nie­pew­nie swo­imi cie­płymi brą­zo­wymi oczami.

– Ja z ko­lei przy­pusz­czał­bym, że mniej na­ra­zimy się na plotki, bio­rąc ślub po­ta­jem­nie, niż gdy­by­śmy cze­kali z ce­re­mo­nią do pier­wot­nie pla­no­wa­nego ter­minu.

– To być może prawda – od­par­łam. – Choć róż­nica by­łaby nie­wielka. Za­pro­sze­nia nie zo­stały jesz­cze ro­ze­słane, więc być może mo­gli­by­ście z Lily zmie­nić czas i miej­sce uro­czy­sto­ści. Prze­nieść ją na wieś i zor­ga­ni­zo­wać mniej wię­cej za ty­dzień, z udzia­łem sa­mej tylko ro­dziny.

On przez chwilę się nad tym za­sta­na­wiał, a po­tem wes­tchnął.

– Ro­zu­miem oczy­wi­ście, dla­czego do­brze by było zor­ga­ni­zo­wać skromny ślub w moż­li­wie nie­od­le­głym ter­mi­nie, ale gdzie kon­kret­nie na wsi miałby się od­być?

– A czy można by zor­ga­ni­zo­wać przy­ję­cie w domu ro­dzin­nym pana Du­ranta?

Leo otwo­rzył sze­roko oczy ze zdu­mie­nia.

– W Nor­thum­ber­land?

Raz jesz­cze opar­łam się o biurko, cmo­ka­jąc przy tym z nie­za­do­wo­le­niem.

– To aż tak da­leko?

On przy­tak­nął bez­gło­śnie.

– Na do­da­tek nie je­stem prze­ko­nany, czy oni by na ten po­mysł przy­stali. Du­rant nie utrzy­muje bli­skich re­la­cji z ro­dziną. Nie wiem na­wet, czy w ogóle ze­chciałby się do nich zwró­cić z taką prośbą.

– No to nie ma o czym mó­wić – stwier­dziła Lily. – Ucie­kamy i nie ma in­nego wyj­ścia. – Przy­sia­dła na pod­ło­kiet­niku krze­sła, które zaj­mo­wał Leo. – I to czym prę­dzej, do­póki nie ma two­ich ro­dzi­ców.

W ogóle mi się ten po­mysł nie po­do­bał, ale za­nim zdą­ży­łam co­kol­wiek po­wie­dzieć, roz­le­gło się pu­ka­nie i przez drzwi wsu­nęła się do środka siwa głowa pani Thomp­son.

– Pan Ha­zel­ton do pani, mi­lady.

– Czyżby? – Uśmiech­nę­łam się mi­mo­wol­nie, bo sama tylko myśl o Geo­rge’u Ha­zel­to­nie sku­tecz­nie uwal­niała mnie od wszyst­kich trosk.

– A mu­sisz go przyj­mo­wać aku­rat te­raz? – Na twa­rzy Lily wy­ma­lo­wało się znie­cier­pli­wie­nie.

Pod­nio­słam się do po­zy­cji sto­ją­cej i od­par­łam:

– Ow­szem, mu­szę. On je­dzie do Ri­sings, więc nie za­bawi długo. Poza tym ma­cie z Leo mnó­stwo spraw do za­pla­no­wa­nia. – Idąc za pa­nią Thomp­son do drzwi, po­sła­łam im jesz­cze ostrze­gaw­cze spoj­rze­nie. – Tylko niech wam nie przyj­dzie do głowy wy­cho­dzić, do­póki nie wrócę.

Gdy tylko prze­kro­czy­łam próg ba­wialni, Geo­rge od razu po­rwał mnie w ra­miona. Nie opie­ra­łam się, a wprost prze­ciw­nie – ule­głam mu całą sobą. Geo­rge Ha­zel­ton i ja po­sta­no­wi­li­śmy się po­brać, ale na ra­zie za­cho­wy­wa­li­śmy to w ta­jem­nicy, żeby nie od­wra­cać uwagi od Lily. Na­sze wie­ści mie­li­śmy za­miar prze­ka­zać światu za­raz po jej ślu­bie.

Wes­tchnę­łam ci­chutko, gdy o tym jej ślu­bie po­my­śla­łam...

Geo­rge od­su­nął się ode mnie lekko i spoj­rzał na mnie py­ta­jąco.

– Nie za­brzmiało to jak wes­tchnie­nie za­chwytu, Fran­ces. Czy coś się stało?

Ależ ten Geo­rge jest ko­chany! Nie za­mie­rza­łam wy­zwa­lać się z jego ob­jęć, ale prze­krzy­wi­łam głowę, żeby móc spoj­rzeć mu w oczy. Po­zo­sta­wa­li­śmy tak bli­sko sie­bie, że do­kład­nie wi­dzia­łam ciemne ob­wódki wo­kół jego ja­sno­zie­lo­nych tę­czó­wek. Tyle się w nich kryło ta­jem­nic. Wie­dzia­łam, że mo­gła­bym je la­tami od­kry­wać i że spra­wia­łoby mi to wielką przy­jem­ność.

Uję­łam go za ręce i po­pro­wa­dzi­łam do czę­ści po­koju, w któ­rej zwy­kle to­czyły się roz­mowy. Znaj­do­wał się tu duży sto­lik do her­baty, a wo­kół niego stały mięk­kie sofy i fo­tele obite biało-nie­bie­skim ma­te­ria­łem. Roz­sie­dli­śmy się na jed­nej z ka­nap.

– Drobne kom­pli­ka­cje ze ślu­bem Lily i Leo. Za­kła­dam jed­nak, że to nic strasz­nego.

On zmarsz­czył czoło tak bar­dzo, że mię­dzy jego brwiami po­ja­wiły się dwie pio­nowe li­nie.

– Po­wiedz mi tylko, że to nie jest nic ta­kiego, przez co nie mo­gła­byś w przy­szłym ty­go­dniu przy­je­chać do mnie do domu mo­jego brata. Ro­man­tyczny wy­pad się nie od­bę­dzie, je­śli nie zdo­łamy oboje w nim uczest­ni­czyć. Wiesz do­brze, że bez cie­bie to się nie uda.

Po­ło­ży­łam so­bie dłoń na sercu.

– Ach, no tak. Ty, ja i kil­ku­na­stu in­nych uczest­ni­ków po­lo­wa­nia. Aż mi dech w piersi za­piera na myśl o tym, jaki ro­man­tyczny na­strój tam za­pa­nuje.

– Za­pro­szeni zo­stali tylko Eving­do­no­wie, moja sio­stra i jej mąż. Poza tym będą są­sie­dzi, ale oni no­cują u sie­bie. Przy­pusz­czam więc, że po­wi­nie­nem być w sta­nie za­pew­nić nam kilka chwil tylko we dwoje.

Po­wie­dział to tak ni­skim gło­sem, że aż po­czu­łam lek­kie drże­nie w piersi.

Geo­rge był naj­młod­szym z braci hra­biego Hart­fielda, który aku­rat prze­by­wał z żoną gdzieś kon­ty­nen­cie. Wy­brali się w po­dróż, która miała być jak po­wtórny mie­siąc mio­dowy. Tyle że wy­ru­szyli już mie­siąc temu i pla­no­wali po­wrót do­piero po upły­wie ko­lej­nego. A po­nie­waż nie­roz­tropne by­łoby po­zo­sta­wia­nie po­sia­dło­ści bez nad­zoru na tak długo, hra­bia po­pro­sił Geo­rge’a, aby doj­rzał spraw Ri­sings i wszyst­kiego do­pil­no­wał. Geo­rge się oczy­wi­ście zgo­dził i wła­śnie dziś miał tam wy­je­chać na dwa ty­go­dnie. A któż to wi­dział, żeby spę­dzać dwa ty­go­dnie je­sie­nią na wsi i nie zor­ga­ni­zo­wać po­lo­wa­nia?

Geo­rge cie­szył się na to wy­da­rze­nie jak dziecko z no­wego szcze­niaka. Długo mu­siał mnie na­ma­wiać, że­bym tam do niego przy­je­chała, ale w końcu się zgo­dzi­łam. Po­nie­waż jed­nak ślub Lily zbli­żał się wiel­kimi kro­kami, po­sta­no­wi­łam wy­brać się tylko na ty­dzień.

– Te kon­kretne kom­pli­ka­cje mo­głyby wręcz spra­wić, że do­łą­czę do cie­bie wcze­śniej.

Geo­rge uśmiech­nął się sze­roko i roz­ch­mu­rzył.

– Czyżby po­sta­no­wili uciec i wziąć ślub po­ta­jem­nie? Do­bry wy­bór!

Wzru­szy­łam ra­mio­nami.

– To nie do końca kwe­stia wy­boru.

– O, ty mó­wisz cał­kiem po­waż­nie? – Od­su­nął się nieco i po­pa­trzył na mnie zdu­miony. – Ależ! Tyle mieli pla­nów, a te­raz chcą ucie­kać i brać ślub w ta­jem­nicy przed wszyst­kimi?

– Ich ślub musi się od­być wkrótce. – Po­sła­łam mu wy­mowne spoj­rze­nie.

Od­po­wie­działo mi nie­zro­zu­mie­nie, które się wy­ma­lo­wało w jego oczach.

– Prze­cież ich ślub od­bę­dzie się wkrótce.

Moje wy­mowne spoj­rze­nie naj­wy­raź­niej nie było dość wy­mowne.

– Chcia­łam przez to po­wie­dzieć, że mu­szą wziąć ślub czym prę­dzej.

Z unie­sio­nych brwi Geo­rge’a wy­wnio­sko­wa­łam, że wresz­cie zro­zu­miał, w czym rzecz.

– A czy twoja matka wła­śnie do nas nie pły­nie? Bę­dzie strasz­li­wie roz­cza­ro­wana, je­śli omi­nie ją ce­re­mo­nia.

– Matka Leo rów­nież, ale nie udało nam się wy­my­ślić nic in­nego. Za­pro­po­no­wa­łam, żeby zor­ga­ni­zo­wali uro­czy­stość w ro­dzin­nym gro­nie gdzieś na wsi, ale po­sia­dłość w Har­le­igh zo­stała wy­sta­wiona na sprze­daż, więc tam się to od­być nie może, a ro­dzice Leo nie mają domu za mia­stem. – Wzru­szy­łam ra­mio­nami. – A tym sa­mym nie ma gdzie pod­jąć go­ści.

– Mo­gliby przy­je­chać do Ri­sings. Tam się wszy­scy zmiesz­czą.

– To bar­dzo miłe z two­jej strony, ale twój brat nie jest prze­cież w ża­den spo­sób spo­krew­niony z żad­nym z nas. Nie mo­żemy ocze­ki­wać, że zgo­dzi się urzą­dzić dla nas ślub, choćby na­wet naj­skrom­niej­szy. To by­łoby nad­uży­cie uprzej­mo­ści.

– Mała po­prawka – po­wie­dział Geo­rge, uno­sząc pa­lec wska­zu­jący. – Wkrótce bę­dziesz jego szwa­gierką, a to bar­dzo bli­ska ko­li­ga­cja. – Te­raz do wska­zu­ją­cego palca do­łą­czył środ­kowy. – Poza tym nie ma go aku­rat na miej­scu, więc w ża­den spo­sób tego nad­uży­cia nie od­czuje. I wresz­cie... – W tym mo­men­cie po­ka­zał trzeci pa­lec. – I tak or­ga­ni­zuję po­lo­wa­nie i mam jego zgodę na przyj­mo­wa­nie go­ści we­dle wła­snego uzna­nia. Cóż to za róż­nica, czy bę­dzie ich tu­zin wię­cej czy mniej. – Wzru­szył lekko ra­mie­niem, jakby na za­chętę. – Przy­wieź ich do Ri­sings.

Przy­gry­złam wargę, wprost nie do­wie­rza­jąc w tak szczę­śliwe zrzą­dze­nie losu. Szczę­śliwe zwłasz­cza dla Lily. To na­wet mo­gło się udać. Ri­sings znaj­do­wało się w Hamp­shire, czyli wcale nie tak da­leko od Lon­dynu. Naj­bliż­sza ro­dzina mo­gła się tam zgro­ma­dzić w dość krót­kim cza­sie. Moja matka miała przy­być za parę dni, pań­stwo Ken­dric­ko­wie nie zo­sta­liby po­zba­wieni moż­li­wo­ści uczest­nic­twa w ślu­bie swo­jego dziecka. To na­prawdę mo­gło się udać! Rzecz od­by­łaby się szybko, ale zgod­nie ze wszel­kimi pra­wi­dłami. Unik­nę­li­by­śmy roz­cza­ro­wa­nia ro­dzi­ców. W to­wa­rzy­stwie nikt by się nie zo­rien­to­wał, co za­szło.

– Je­śli mó­wisz cał­kiem po­waż­nie... Je­śli cał­kiem po­waż­nie to pro­po­nu­jesz...

Zro­bi­łam sto­sowną pauzę, żeby dać mu szansę na wy­co­fa­nie pro­po­zy­cji. On jed­nak tylko prze­krzy­wił głowę i cze­kał na moją de­cy­zję.

Spoj­rza­łam na niego z ukosa, z ulgą stwier­dza­jąc, że udało się zna­leźć do­bre wyj­ście z ca­łego tego am­ba­rasu.

– Dzię­kuję ci, Geo­rge. To roz­wią­zuje wszyst­kie na­sze kło­poty.

– Za­wsze ci chęt­nie we wszyst­kim po­ma­gam. No i za nic bym nie chciał, żeby matkę omi­nął ślub jej córki.

Spoj­rza­łam na niego, lekko się przy tym krzy­wiąc.

– Tak szcze­rze po­wie­dziaw­szy, to wła­śnie myśl o nie­za­do­wo­le­niu mo­jej matki chyba naj­moc­niej mnie mo­ty­wuje do dzia­ła­nia w tej spra­wie.

Aż mnie ciarki po ple­cach prze­szły, gdy so­bie to uświa­do­mi­łam.

On ski­nął głową.

– Tak, mia­łem oka­zję po­znać twoją matkę. Też nie chciał­bym wy­stę­po­wać w roli po­słańca, który jej prze­ka­zuje złe wie­ści.

– Na szczę­ście te­raz żadne z nas nie bę­dzie mu­siało tego ro­bić. – Przy­ło­ży­łam so­bie jego dłoń do po­liczka. – Dzię­kuję ci, Geo­rge. Ty za­wsze znaj­du­jesz roz­wią­za­nia mo­ich pro­ble­mów.

– Bo za­wsze mogę li­czyć na wspa­niałą na­grodę.

Ujął mnie za ręce i ge­stem za­su­ge­ro­wał, że­by­śmy wstali.

– Nie przy­po­mi­nam so­bie, że­bym ci obie­cy­wała co­kol­wiek w za­mian.

– Przy­bę­dziesz do Ri­sings co naj­mniej ty­dzień wcze­śniej, niż pla­no­wa­li­śmy. Uwa­żam, że to wspa­niała na­groda.

Wy­do­był z kie­szeni ze­ga­rek, cał­kiem nie­chcący wy­cią­ga­jąc przy oka­zji list. Gdy on zer­kał na tar­czę, ko­perta opa­dła na pod­łogę.

– Mu­sisz już je­chać? – za­py­ta­łam.

– Nie­długo. A po­nie­waż wcze­śniej jesz­cze po­wi­nie­nem coś za­ła­twić, będę się że­gnać.

Zmie­rzał już do wyj­ścia, gdy ja pod­nio­słam z ziemi list i po­dą­ży­łam za nim.

– Masz coś do za­ła­twie­nia w wię­zie­niu New­gate?

– Co ta­kiego? – Od­wró­cił się tak rap­tow­nie, że nie­mal na niego wpa­dłam. – Nie. A skąd to py­ta­nie?

Od­su­nę­łam się od niego za­sko­czona i wy­cią­gnę­łam ku niemu dłoń trzy­ma­jącą list.

– Wy­pa­dło ci to z kie­szeni.

Geo­rge roz­luź­nił szczękę, a wów­czas wy­raz na­pię­cia szybko ustą­pił z jego twa­rzy. Wziął ode mnie ko­pertę i scho­wał ją z po­wro­tem do ma­ry­narki.

– Przy­pad­kiem za­uwa­ży­łam, że list przy­szedł z New­gate. Ko­re­spon­du­jesz z ja­kimś więź­niem?

Ro­ze­śmiał się ner­wowo.

– By­naj­mniej, ale wiąże się to ze sprawą, którą mam do za­ła­twie­nia. Jadę z tym do Mi­ni­ster­stwa Spraw We­wnętrz­nych. – Po­ło­żył mi pa­lec na ustach. – Nie py­taj na­wet. Prze­cież wiesz, że nie mogę ci po­wie­dzieć.

– Wy­cho­dzę za mąż za nie­zwy­kle ta­jem­ni­czego czło­wieka – stwier­dzi­łam, zdzi­wiona siłą na­ci­sku jego palca.

Geo­rge uśmiech­nął się i za­miast palca przy­ło­żył do mo­ich ust wargi. Od razu mi się przy­po­mniało, że bar­dzo go ko­cham.

Parę mi­nut póź­niej że­gna­łam go już w drzwiach. Oparta o fra­mugę, za­sta­na­wia­łam się nad wszyst­kim, co się wy­da­rzyło tego ranka. Sta­nę­łam mia­no­wi­cie przed dość nie­ba­ga­tel­nym pro­ble­mem, ale dzięki po­mocy Geo­rge’a udało mi się z nim upo­rać. Ślub w Ri­sings wy­da­wał się roz­wią­za­niem ide­al­nym.

W uro­czy­sto­ści miała też uczest­ni­czyć sio­stra Geo­rge’a, Fiona, która wraz z mę­żem, sir Ro­ber­tem, zo­stała za­pro­szona na po­lo­wa­nie. Wie­dzia­łam, że mogę li­czyć na jej po­moc. Te­raz po­zo­sta­wało mi tylko usta­lić, w jaki spo­sób moja matka do­trze z portu na miej­sce or­ga­ni­za­cji ślubu. No i za­pla­no­wać małą ce­re­mo­nię. Nie spo­dzie­wa­łam się jed­nak, żeby miało się to oka­zać skom­pli­ko­wane. Kto wie, może wła­śnie wy­rwa­łam się z błęd­nego koła wzlo­tów i upad­ków?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki