Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Londyn słynie z gwaru i intryg, ale ta spokojna angielska wieś może kryć wiele tajemnic… Frances poszukuje miejsca na zbliżający się ślub siostry, z dala od wścibskich oczu. Risings, rodzinna posiadłość George’a w Hampshire, wydaje się być idealnym miejscem. Wkrótce Frances wraz z ukochanym i gośćmi uciekają na wieś, by zająć się typowymi wiejskimi zajęciami: strzelaniem, jazdą konną i romantycznymi schadzkami w ogrodach. Gdy spokojnym miejscem wstrząsają kolejne wypadki, Frances zaczyna podejrzewać, że nie są one przypadkowe i wymierzono je w narzeczonego siostry. Matka, która przybyła na miejsce, również nie jest pod wrażeniem przyszłego zięcia. Frances i George szukają sprawcy wypadków wśród zgormadzonej rodziny, przyjaciół i służby. Nikt nie jest bezpieczny, a jeśli szybko nie uda się odkryć winowajcy… bicie weselnych dzwonów może ustąpić miejsca pogrzebowi!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 418
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Moim rodzicom, Lottie i Hankowi Halickim.Kocham Was i bardzo za Wami tęsknię!
PODZIĘKOWANIA
Z całego serca dziękuję wszystkim osobom, dzięki którym powstała ta książka. W szczególności pragnę podziękować moim przyjaciółkom po piórze, Mary Kaliikoa, Heather Redmond, Bei Conti i Clarissie Harwood, które służyły mi krytyczną uwagą podczas lektury kolejnych wersji książki. To one pomogły mi rozwikłać niektóre zbyt skomplikowane wątki i unikać błędów historycznych. One też motywowały mnie do większego wysiłku.
Christine Hounshell i Markowi Fleszarowi pragnę podziękować za wsparcie techniczne w dziedzinie medycyny i sportu. J.W. niech zaś przyjmie serdeczne podziękowania za rzeczy wiadome. Ciepłe słowo należy się także Budowi Elonzae, niepoprawnemu romantykowi.
Ta książka by nie powstała, gdyby nie moja agentka Melissa Edwards, mój redaktor John Scognamiglio oraz zespół Kensington Books, a w szczególności Larissa Ackerman, Robin Cook i Pearl Saban. Jesteście wszyscy niesamowici!
Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim bibliotekarkom i bibliotekarzom, a także księgarkom i księgarzom, którzy zachęcają czytelników do śledzenia losów hrabiny Harleigh. Dziękuję również czytelnikom za ich zainteresowanie moją bohaterką.
Na zakończenie zaś chciałabym podziękować mojemu mężowi Danowi, który cierpliwie mnie słuchał, gdy czytałam mu rękopis od deski do deski, który nieustannie wspiera mnie i obdarza miłością, a na dodatek opowiada o moich książkach, komu tylko może.
ROZDZIAŁ 1
Październik 1899 roku
Dlaczego to zawsze tak jest? Dlaczego właśnie wtedy, gdy zaczynam mieć poczucie, że wszystko układa się po prostu idealnie, los funduje nam katastrofę – żeby jednak nie było za dobrze?
Nie wiem, na ile jest to powszechne zjawisko, ale mnie coś takiego spotyka irytująco często. Prosty przykład... Nieco ponad dziesięć lat temu całkiem zwyczajna panna Frances Price spełniła marzenie swojej matki i wyszła za mąż za hrabiego. Tak oto świat poznał Frances, hrabinę Harleigh. Radość wielka towarzyszyła temu wydarzeniu, rodzina miała się czym pochwalić. Mój mąż był człowiekiem rzutkim i przystojnym. Dopiero później zorientowałam się, że był również człowiekiem rozrzutnym i skorym do pozamałżeńskich przygód. Przez dziewięć lat sporo się przez niego wycierpiałam, a na koniec znalazłam go martwego w łóżku kochanki. Gdy minął czas żałoby, poczułam przypływ sił. Mój optymizm szybko jednak przygasł na skutek kolejnego zgonu, a ściślej rzecz biorąc – zabójstwa.
Ponieważ wzloty i upadki przeplatały się z taką właśnie regularnością, nie potrafiłam do końca cieszyć się tym, że akurat chwilowo moje życie to idylla w najczystszej postaci. Po głowie cały czas krążyła mi myśl, że jakaś katastrofa najpewniej już wisi w powietrzu. Nie bacząc jednak na to, starałam się zajmować codziennymi sprawami. Podczas śniadania, które jadłam z moją ośmioletnią córką Rose w jej pokoju, snułam plany dotyczące zbliżającej się wyprawy na wieś. Gdy nastała pora na lekcję, zeszłam do biblioteki, gdzie obok stosiku korespondencji czekał na mnie dzbanek z kawą przyniesiony przez moją gospodynię, panią Thompson. W ogrodzie za oknem kwiliły jemiołuszki. Zdążyłam właśnie zanurzyć usta w ciepłym napoju, gdy los postanowił dać mi znać, co złego ma tym razem dla mnie w zanadrzu.
Do pokoju weszły ciotka Hetty i moja siostra Lily, obie tak poruszone, że wyraźnie obojętne na uroki poranka. Lily miała wkrótce wyjść za mąż i przez ostatnie dwa miesiące zachowywała się jak na szczęśliwą przyszłą pannę młodą przystało. Teraz stała przede mną z podpuchniętą twarzą, wokół której bezładnie spływały niesforne kosmyki złotych włosów. W jej niebieskich oczach stały łzy, od których białka zdążyły się wyraźnie zaczerwienić. W niczym nie przypominała tryskającej optymizmem osóbki, którą widywałam na co dzień.
Po plecach przeszedł mnie dreszcz, jakby ktoś przeciągnął mi po skórze lodowatymi palcami.
– Kochana moja, czy coś się wydarzyło?
Lily wybuchła płaczem.
Hetty otuliła ją ramieniem i skarciła mnie wzrokiem.
– Zobacz tylko, co narobiłaś!
Całkiem mnie to zbiło z tropu. I zmartwiło. Wstałam zza biurka i podeszłam do siostry.
– Lily, powiedz mi, proszę, co się stało.
Moja siostra nie mogła przestać płakać, więc Hetty posadziła ją na krześle i wzięła na siebie ciężar rozmowy. To od niej się dowiedziałam, że Lily spodziewa się dziecka. Oparłam ciężar ciała o blat biurka, a z moich ust padło spontaniczne:
– Katastrofa!
Lily zapowietrzyła się jeszcze bardziej i znów zalała się łzami, a ciotka Hetty westchnęła z irytacją.
– Doprawdy, Frances? W ogóle nie próbujesz pomóc. Lily przychodzi do ciebie ze swoim zmartwieniem, a ty mówisz jej coś takiego?
Posłałam jej oburzone spojrzenie, chcąc wywołać u niej poczucie skruchy albo choćby skłonić ją do kierowania tak krytycznych słów pod innym adresem. Na nic się to jednak zdało. Hetty nic sobie nie robiła z tego, jak się na nią patrzy – bez względu na to, czy patrzyłam ja, czy ktokolwiek inny. Siostra mojego ojca była ciemnooką i ciemnowłosą pragmatyczną kobietą, która miała wyjątkowy dar zarabiania właściwie na wszystkim. Przeżyła śmierć ukochanego męża, niejeden raz dorobiła się fortuny, a potem ją straciła. Trwała przy swoim zdaniu niezależnie od tego, co o niej myśleli ludzie interesu i szanowne panie z wyższych sfer. Tym bardziej nie zamierzała przejmować się moim niezadowoleniem.
Podeszła do Lily i objęła ją tak, jakby chciała ją ochronić. Jakbym ja zamierzała ją skrzywdzić. Moja siostra tymczasem próbowała powstrzymać łzy i ocierała chusteczką kąciki oczu.
– Ależ pomogę wam, oczywiście. Po prostu jestem zaskoczona. – Zerknęłam na siostrę i westchnęłam cicho. – Bierzecie ślub za osiem tygodni. Nie mogłaś poczekać?
Lily zrobiła niewinną minkę i ponownie przytknęła chusteczkę do zapłakanych oczu.
– Właśnie w tym rzecz, Franny. Uznaliśmy, że nie ma sensu czekać. – Machnęła chusteczką, jakby od niechcenia. Hetty tymczasem rozsiadła się na własnym krześle. – Jak sama powiedziałaś, wkrótce będziemy małżeństwem. Nie zdawałam sobie sprawy, że to się może wydarzyć tak szybko. Ty i Reggie nie mieliście przecież Rose od razu. Ciotka Hetty żyła w małżeństwie przez wiele lat, ale nie doczekała się dzieci. Skąd mogłam wiedzieć?
Coś mi podpowiadało, że nasza matka nie zadowoli się wyjaśnieniem typu „Skąd mogłam wiedzieć?”. Łatwo potrafiłam sobie wyobrazić, jak by zareagowała, gdybym to ja przyszła do niej z taką wieścią przed swoim ślubem. Choć gdyby dobrze się nad tym zastanowić, to na coś takiego w ogóle nie byłoby czasu. Matka wytypowała Reggiego jako możliwego kandydata do mojej ręki jeszcze przed wyjazdem z Nowego Jorku. Wkrótce po przybyciu do Londynu zostaliśmy sobie przedstawieni przez wspólnego znajomego. Zatańczyliśmy ze sobą kilkukrotnie, a potem on ustalił z moją matką wszystkie warunki i ślub odbył się, zanim jeszcze zdążyliśmy nawiązać znajomość.
A czy ja już wspominałam, że to było całkowicie nieudane małżeństwo? Czy zatem tak trudno mi się dziwić, że zależało mi na dłuższym okresie narzeczeństwa w przypadku Lily i Leo? Chciałam, żeby spędzili ze sobą trochę czasu i bliżej się poznali.
Najwyraźniej poznali się aż za blisko. No i oto mieliśmy ambaras.
– Leo sugeruje, żebyśmy uciekli i wzięli potajemny ślub – powiedziała Lily tak cicho, że niemal szeptem.
Jej słowa wyrwały mnie z zamyślenia.
– Ależ, kochanie, nie... To nie ma prawa się udać.
Ona zwinęła chusteczkę w kulkę i schowała ją w zaciśniętej pięści.
– No tak, ale przecież nie możemy czekać ze ślubem osiem tygodni. Jak wówczas wytłumaczymy tak szybkie przyjście dziecka na świat? Ono by się urodziło niespełna sześć miesięcy po ceremonii.
– Nie pierwszy raz by się coś takiego zdarzyło, moja droga. – Hetty poklepała ją po dłoni.
– Może to i prawda, ale gdyby dało się tego uniknąć, to byłoby lepiej – wtrąciłam. – Tyle że potajemna ceremonia to w zasadzie jawne przyznanie się do ciąży. Zgadzam się, że ślub nie może się odbyć w pierwotnie planowanym terminie, ale wersja z ucieczką to plan, który nie zadowoli nikogo.
Zastanawiałam się, co w takim razie moglibyśmy zrobić.
Lily zdołała już trochę nad sobą zapanować, postanowiłam więc zadać jej kolejne trudne pytanie.
– A co powiedziała matka Leo?
Ona spojrzała na mnie, jakbym jej zaproponowała, żeby sama podłożyła ogień pod własny stos.
– Pani Kendrick nic nie powiedziała, ponieważ nie ma pojęcia o całej sytuacji – niemal wykrzyknęła. – Chyba nie myślisz poważnie, żeby jej o tym mówić? Już chyba wolałabym zapaść się pod ziemię, Frances. – Spojrzała na mnie z przerażeniem i chwyciła się za gardło, jakby ją coś dusiło. – Umarłabym.
– Tego wolelibyśmy uniknąć, jak jednak zamierzasz to przed nią ukryć?
– Po to mieliśmy wziąć ślub po kryjomu.
Ulżyło mi, gdy spostrzegłam, że Hetty również zmrużyła oczy w wyrazie zaskoczenia.
– A zamierzaliście uciec i ukrywać się przez dziewięć miesięcy? – zapytała.
Lily nabrała powietrza w płuca, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie się nie odezwała, tylko opadła na oparcie krzesła.
– A niech to... Wtedy tak by trzeba zrobić... Innego wyjścia by nie było.
– Leo nie mógłby sobie na to pozwolić, kochana. A co najmniej musiałby przedstawić ojcu jakiś bardzo dobry powód. Jeśli więc nie wymyśli czegoś wiarygodnego, będziecie musieli wyjawić im prawdę. Pan Kendrick raczej nie zgodzi się sfinansować wam dziewięciomiesięcznej podróży poślubnej.
Leo Kendrick był człowiekiem interesu. Pracował jako wspólnik w firmie swojego ojca. Nie potrafiłabym wyjaśnić konkretnie, czym się zajmuje, ale miało to związek z kopalniami i działalnością jakichś fabryk. Firmę założył jego dziadek, a ojciec ją rozwinął i zapewnił jej wysoką rentowność. Z zarabianych w ten sposób pieniędzy mógł wychować córki na prawdziwe damy, syna zaś posłać do najlepszych szkół i dać mu wykształcenie godne dżentelmena. Ostatecznie rodzinny biznes miał przejść w ręce syna, ale ojciec od wszystkich czworga swoich dzieci oczekiwał, że zawrą korzystne małżeństwa.
Najstarsza siostra Leo, Eliza, spełniła jego życzenie. Wybór syna również spotkał się z aprobatą ojca. Całe szczęście zresztą, bo tych dwoje szaleńczo się w sobie zakochało. Gdyby nie moje nalegania na brak pośpiechu, wzięliby ślub wiele miesięcy temu. Postanowiłam się tym jednak nie zadręczać. To przecież nie była moja wina, że Lily zaszła w ciążę.
Gdy jednak siedziała przede mną taka zrozpaczona, czułam nieodpartą potrzebę, żeby pomóc jej jakoś z tego kłopotu wybrnąć. Hetty najwyraźniej również. A skoro przyszła tu w roli wsparcia dla Lily, to najwyraźniej dowiedziała się o zaistniałej sytuacji jeszcze przede mną.
– A ty masz jakieś pomysły, ciociu Hetty?
– Wydawało mi się, że nic lepszego niż potajemny ślub nie da się wymyślić. – Pokręciła głową.
– To może nie jest całkiem niedorzeczne rozwiązanie, ale moim zdaniem powinniśmy je traktować jako ostateczność. Na pewno uda nam się wpaść na coś lepszego.
– Masz rację. – Hetty zacisnęła szczękę i zrobiła bardzo poważną minę. – W końcu są z nas trzy mądre kobiety. A co byśmy zrobiły, gdyby wszystko było możliwe?
– Gdyby Graham nie sprzedawał posiadłości Harleigh, tam ceremonia mogłaby się odbyć nawet w ciągu tygodnia – stwierdziłam. – Zaprosilibyśmy tylko najbliższą rodzinę. Wydarzenie odbyłoby się z dala od miasta, nikt by więc nie mógł się obrazić, że nie został zaproszony.
Westchnęłam i oparłam się o biurko. Sprzedaż rodzinnej posiadłości uważałam za jeden z najlepszych pomysłów, na jakie kiedykolwiek wpadł mój szwagier. Utrzymanie w odpowiednim stanie samych tylko murów pochłonęło już niejedną fortunę, w tym moją. A to właśnie dla tych pieniędzy – i tylko dla nich – Reggie się ze mną ożenił. Choć to bynajmniej nie tak, że innych atutów mi brakowało. Świetnie się spisywałam w roli pani domu, konwersowałam całkiem błyskotliwie, potrafiłam się stosownie ubrać i odnaleźć w towarzystwie. Wzrostu może byłam ponadprzeciętnego, poza tym jednak nie odbiegałam niczym od większości kobiet. Zgodnie z wymogami socjety cerę miałam jasną, do tego włosy ciemne, a oczy niebieskie. W żadnym razie nie można by mnie nazwać szpetną, najwyraźniej jednak poza posagiem nie miałam nic, co by jakoś szczególnie interesowało mojego męża.
Tytuł hrabiego Harleigh nosił obecnie brat Reggiego, Graham, który nie mógł sobie pozwolić na dalsze utrzymanie tego wielkiego domu. Na szczęście stał on na ziemi, którą jego pradziadek nabył niezależnie od tytułu szlacheckiego, a w związku z tym można go było bez przeszkód sprzedać.
Chwilowo jednak bardzo by się ten dom przydał.
– Ślub w ciągu tygodnia... To chyba jednak ciut za wcześnie – zauważyła Hetty. – Wasza matka nie zdąży przyjechać, a przecież Lily nie może wyjść za mąż bez jej obecności.
– Nie mogę? – zapytały drżące wagi Lily.
Rozumiałam, dlaczego wolałaby takie rozwiązanie. Nie byłam jednak skłonna zgodzić się na to, żeby wyszła za mąż pod nieobecność matki, ponieważ niezadowolenie naszej rodzicielki spadłoby potem na mnie. Zresztą temu niezadowoleniu trudno byłoby się dziwić, zważywszy że matka zamierzała przemierzyć drogę aż z Nowego Jorku, żeby towarzyszyć młodszej córce podczas ceremonii zaślubin.
– Nie, moja droga, nie możesz. – Zerknęłam do kalendarza, który leżał na biurku. – Jej statek przypływa we wtorek. Rozsądnie byłoby zorganizować ślub jak najszybciej po jej przyjeździe, żeby miała mniej czasu na dochodzenie przyczyn nagłej zmiany planów.
– No i dlatego ten pomysł z ucieczką i potajemnym ślubem wydał mi się tak interesujący – stwierdziła Lily. – Rodziców Leo nie ma w tym tygodniu w mieście. Matka też jeszcze nie przyjechała. Moglibyśmy wziąć ślub i postawić ich przed faktem dokonanym.
Tylko że w praktyce młodzi by nikogo przed niczym nie stawiali. Ten wątpliwy zaszczyt spadłby na mnie.
– To nie byłoby w porządku w stosunku do Patricii Kendrick. Leo to jej jedyny syn. To dla niej na pewno ważne, żeby uczestniczyć w jego ślubie. – Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam surowo na siostrę. – A wy dwoje prędzej czy później będziecie jej musieli powiedzieć o dziecku. Na pewno się ze mną zgadzasz.
– Dopiero po zakończeniu miesiąca miodowego. Masz oczywiście rację, że ona zapewne będzie rozczarowana naszym postępowaniem, jeśli jednak szybko weźmiemy ślub, to zapewnimy jej choć możliwość wyciszenia niektórych plotek. – Popatrzyła na mnie, jakby chciała mnie przekonać do swoich racji. – To raczej dobry pomysł, nie sądzisz?
– Tylko pod warunkiem, że uda nam się znaleźć dom na wsi, w którym mogłaby się odbyć niewielka uroczystość w rodzinnym gronie. Na razie zaś żaden mi nie przychodzi do głowy.
Hetty rzuciła mi takie spojrzenie, jakby nagle ją coś zaintrygowało.
– A czy takich domów się przypadkiem nie udostępnia na wynajem?
– Na pewno nie na tak krótki czas.
Hetty i Lily mieszkały w Londynie dopiero od kwietnia, kiedy to moja siostra po raz pierwszy zaprezentowała się w towarzystwie. Nadal nie do końca się orientowały, co i jak działa w tych kręgach. To znaczy w kręgach arystokratycznych. Zdarzało się, że ktoś wynajmował swoją posiadłość na rok czy dłużej – i choć był to dla wszystkich czytelny sygnał, że rodzina ma kłopoty finansowe, to powszechnie uznawano takie rozwiązanie za akceptowalny sposób ich rozwiązywania. Gdyby ktoś zdecydował się wynająć swój dom na tydzień, mógłby zostać posądzony o prowadzenie hotelu czy innego rodzaju działalność typową dla klasy średniej. Czegoś takiego się po prostu nie praktykowało.
– A siostra Leo i jej mąż? – Zastanawiałam się, kto z dalszych znajomych mógłby nam przyjść z pomocą. – Nazywają się, o ile dobrze kojarzę, Durant? Mają dom w mieście, ale gdzie właściwie rezyduje rodzina pana Duranta?
Lily zmarszczyła nos.
– Właściwie to nie wiem, skąd oni są. Leo na pewno lepiej się orientuje. To może ja go przyprowadzę?
Wstała i przemierzyła pokój, zupełnie jakby Leo miał czekać w korytarzu. Otworzyła drzwi i wyciągnęła rękę.
Jakież było moje zdumienie, gdy go zobaczyłam zaraz za progiem.
Zerknęłam wymownie na Hetty, która tylko wzruszyła ramionami.
– Uznaliśmy, że łatwiej nam będzie przedstawić ci całą sprawę bez jego udziału.
Leo, człowiek zwykle przyjazny i towarzyski, teraz szedł przez moją bibliotekę jakby niepewnie i ze spuszczoną głową. Podążał pół kroku za Lily, zerkając na mnie ukradkiem. Ależ to był nietypowy widok! Choć Leo nie grzeszył może wzrostem, ramiona miał szerokie i potężne, więc drobniutka Lily wyglądała przy nim tak, jakby wiodła do mnie skruszonego Goliata.
Uznałam, że to właściwie dobrze. Odpowiadało mi, że on czuje się w tej sytuacji co najmniej równie niezręcznie jak ja, tym bardziej że walnie się przyczynił do jej zaistnienia. Zaproponowałam mu, żeby usiadł, a sama szukałam odpowiednich słów.
Hetty się za to w ogóle nie krępowała.
– Rozmawiałyśmy właśnie o waszej sytuacji, panie Kendrick. Lady Harleigh uważa, zdaje się, że ucieczka i potajemny ślub mogłyby całkiem niepotrzebnie dać pożywkę plotkom.
Leo przygryzł wargę i przez chwilę przyglądał mi się niepewnie swoimi ciepłymi brązowymi oczami.
– Ja z kolei przypuszczałbym, że mniej narazimy się na plotki, biorąc ślub potajemnie, niż gdybyśmy czekali z ceremonią do pierwotnie planowanego terminu.
– To być może prawda – odparłam. – Choć różnica byłaby niewielka. Zaproszenia nie zostały jeszcze rozesłane, więc być może moglibyście z Lily zmienić czas i miejsce uroczystości. Przenieść ją na wieś i zorganizować mniej więcej za tydzień, z udziałem samej tylko rodziny.
On przez chwilę się nad tym zastanawiał, a potem westchnął.
– Rozumiem oczywiście, dlaczego dobrze by było zorganizować skromny ślub w możliwie nieodległym terminie, ale gdzie konkretnie na wsi miałby się odbyć?
– A czy można by zorganizować przyjęcie w domu rodzinnym pana Duranta?
Leo otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
– W Northumberland?
Raz jeszcze oparłam się o biurko, cmokając przy tym z niezadowoleniem.
– To aż tak daleko?
On przytaknął bezgłośnie.
– Na dodatek nie jestem przekonany, czy oni by na ten pomysł przystali. Durant nie utrzymuje bliskich relacji z rodziną. Nie wiem nawet, czy w ogóle zechciałby się do nich zwrócić z taką prośbą.
– No to nie ma o czym mówić – stwierdziła Lily. – Uciekamy i nie ma innego wyjścia. – Przysiadła na podłokietniku krzesła, które zajmował Leo. – I to czym prędzej, dopóki nie ma twoich rodziców.
W ogóle mi się ten pomysł nie podobał, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rozległo się pukanie i przez drzwi wsunęła się do środka siwa głowa pani Thompson.
– Pan Hazelton do pani, milady.
– Czyżby? – Uśmiechnęłam się mimowolnie, bo sama tylko myśl o George’u Hazeltonie skutecznie uwalniała mnie od wszystkich trosk.
– A musisz go przyjmować akurat teraz? – Na twarzy Lily wymalowało się zniecierpliwienie.
Podniosłam się do pozycji stojącej i odparłam:
– Owszem, muszę. On jedzie do Risings, więc nie zabawi długo. Poza tym macie z Leo mnóstwo spraw do zaplanowania. – Idąc za panią Thompson do drzwi, posłałam im jeszcze ostrzegawcze spojrzenie. – Tylko niech wam nie przyjdzie do głowy wychodzić, dopóki nie wrócę.
Gdy tylko przekroczyłam próg bawialni, George od razu porwał mnie w ramiona. Nie opierałam się, a wprost przeciwnie – uległam mu całą sobą. George Hazelton i ja postanowiliśmy się pobrać, ale na razie zachowywaliśmy to w tajemnicy, żeby nie odwracać uwagi od Lily. Nasze wieści mieliśmy zamiar przekazać światu zaraz po jej ślubie.
Westchnęłam cichutko, gdy o tym jej ślubie pomyślałam...
George odsunął się ode mnie lekko i spojrzał na mnie pytająco.
– Nie zabrzmiało to jak westchnienie zachwytu, Frances. Czy coś się stało?
Ależ ten George jest kochany! Nie zamierzałam wyzwalać się z jego objęć, ale przekrzywiłam głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Pozostawaliśmy tak blisko siebie, że dokładnie widziałam ciemne obwódki wokół jego jasnozielonych tęczówek. Tyle się w nich kryło tajemnic. Wiedziałam, że mogłabym je latami odkrywać i że sprawiałoby mi to wielką przyjemność.
Ujęłam go za ręce i poprowadziłam do części pokoju, w której zwykle toczyły się rozmowy. Znajdował się tu duży stolik do herbaty, a wokół niego stały miękkie sofy i fotele obite biało-niebieskim materiałem. Rozsiedliśmy się na jednej z kanap.
– Drobne komplikacje ze ślubem Lily i Leo. Zakładam jednak, że to nic strasznego.
On zmarszczył czoło tak bardzo, że między jego brwiami pojawiły się dwie pionowe linie.
– Powiedz mi tylko, że to nie jest nic takiego, przez co nie mogłabyś w przyszłym tygodniu przyjechać do mnie do domu mojego brata. Romantyczny wypad się nie odbędzie, jeśli nie zdołamy oboje w nim uczestniczyć. Wiesz dobrze, że bez ciebie to się nie uda.
Położyłam sobie dłoń na sercu.
– Ach, no tak. Ty, ja i kilkunastu innych uczestników polowania. Aż mi dech w piersi zapiera na myśl o tym, jaki romantyczny nastrój tam zapanuje.
– Zaproszeni zostali tylko Evingdonowie, moja siostra i jej mąż. Poza tym będą sąsiedzi, ale oni nocują u siebie. Przypuszczam więc, że powinienem być w stanie zapewnić nam kilka chwil tylko we dwoje.
Powiedział to tak niskim głosem, że aż poczułam lekkie drżenie w piersi.
George był najmłodszym z braci hrabiego Hartfielda, który akurat przebywał z żoną gdzieś kontynencie. Wybrali się w podróż, która miała być jak powtórny miesiąc miodowy. Tyle że wyruszyli już miesiąc temu i planowali powrót dopiero po upływie kolejnego. A ponieważ nieroztropne byłoby pozostawianie posiadłości bez nadzoru na tak długo, hrabia poprosił George’a, aby dojrzał spraw Risings i wszystkiego dopilnował. George się oczywiście zgodził i właśnie dziś miał tam wyjechać na dwa tygodnie. A któż to widział, żeby spędzać dwa tygodnie jesienią na wsi i nie zorganizować polowania?
George cieszył się na to wydarzenie jak dziecko z nowego szczeniaka. Długo musiał mnie namawiać, żebym tam do niego przyjechała, ale w końcu się zgodziłam. Ponieważ jednak ślub Lily zbliżał się wielkimi krokami, postanowiłam wybrać się tylko na tydzień.
– Te konkretne komplikacje mogłyby wręcz sprawić, że dołączę do ciebie wcześniej.
George uśmiechnął się szeroko i rozchmurzył.
– Czyżby postanowili uciec i wziąć ślub potajemnie? Dobry wybór!
Wzruszyłam ramionami.
– To nie do końca kwestia wyboru.
– O, ty mówisz całkiem poważnie? – Odsunął się nieco i popatrzył na mnie zdumiony. – Ależ! Tyle mieli planów, a teraz chcą uciekać i brać ślub w tajemnicy przed wszystkimi?
– Ich ślub musi się odbyć wkrótce. – Posłałam mu wymowne spojrzenie.
Odpowiedziało mi niezrozumienie, które się wymalowało w jego oczach.
– Przecież ich ślub odbędzie się wkrótce.
Moje wymowne spojrzenie najwyraźniej nie było dość wymowne.
– Chciałam przez to powiedzieć, że muszą wziąć ślub czym prędzej.
Z uniesionych brwi George’a wywnioskowałam, że wreszcie zrozumiał, w czym rzecz.
– A czy twoja matka właśnie do nas nie płynie? Będzie straszliwie rozczarowana, jeśli ominie ją ceremonia.
– Matka Leo również, ale nie udało nam się wymyślić nic innego. Zaproponowałam, żeby zorganizowali uroczystość w rodzinnym gronie gdzieś na wsi, ale posiadłość w Harleigh została wystawiona na sprzedaż, więc tam się to odbyć nie może, a rodzice Leo nie mają domu za miastem. – Wzruszyłam ramionami. – A tym samym nie ma gdzie podjąć gości.
– Mogliby przyjechać do Risings. Tam się wszyscy zmieszczą.
– To bardzo miłe z twojej strony, ale twój brat nie jest przecież w żaden sposób spokrewniony z żadnym z nas. Nie możemy oczekiwać, że zgodzi się urządzić dla nas ślub, choćby nawet najskromniejszy. To byłoby nadużycie uprzejmości.
– Mała poprawka – powiedział George, unosząc palec wskazujący. – Wkrótce będziesz jego szwagierką, a to bardzo bliska koligacja. – Teraz do wskazującego palca dołączył środkowy. – Poza tym nie ma go akurat na miejscu, więc w żaden sposób tego nadużycia nie odczuje. I wreszcie... – W tym momencie pokazał trzeci palec. – I tak organizuję polowanie i mam jego zgodę na przyjmowanie gości wedle własnego uznania. Cóż to za różnica, czy będzie ich tuzin więcej czy mniej. – Wzruszył lekko ramieniem, jakby na zachętę. – Przywieź ich do Risings.
Przygryzłam wargę, wprost nie dowierzając w tak szczęśliwe zrządzenie losu. Szczęśliwe zwłaszcza dla Lily. To nawet mogło się udać. Risings znajdowało się w Hampshire, czyli wcale nie tak daleko od Londynu. Najbliższa rodzina mogła się tam zgromadzić w dość krótkim czasie. Moja matka miała przybyć za parę dni, państwo Kendrickowie nie zostaliby pozbawieni możliwości uczestnictwa w ślubie swojego dziecka. To naprawdę mogło się udać! Rzecz odbyłaby się szybko, ale zgodnie ze wszelkimi prawidłami. Uniknęlibyśmy rozczarowania rodziców. W towarzystwie nikt by się nie zorientował, co zaszło.
– Jeśli mówisz całkiem poważnie... Jeśli całkiem poważnie to proponujesz...
Zrobiłam stosowną pauzę, żeby dać mu szansę na wycofanie propozycji. On jednak tylko przekrzywił głowę i czekał na moją decyzję.
Spojrzałam na niego z ukosa, z ulgą stwierdzając, że udało się znaleźć dobre wyjście z całego tego ambarasu.
– Dziękuję ci, George. To rozwiązuje wszystkie nasze kłopoty.
– Zawsze ci chętnie we wszystkim pomagam. No i za nic bym nie chciał, żeby matkę ominął ślub jej córki.
Spojrzałam na niego, lekko się przy tym krzywiąc.
– Tak szczerze powiedziawszy, to właśnie myśl o niezadowoleniu mojej matki chyba najmocniej mnie motywuje do działania w tej sprawie.
Aż mnie ciarki po plecach przeszły, gdy sobie to uświadomiłam.
On skinął głową.
– Tak, miałem okazję poznać twoją matkę. Też nie chciałbym występować w roli posłańca, który jej przekazuje złe wieści.
– Na szczęście teraz żadne z nas nie będzie musiało tego robić. – Przyłożyłam sobie jego dłoń do policzka. – Dziękuję ci, George. Ty zawsze znajdujesz rozwiązania moich problemów.
– Bo zawsze mogę liczyć na wspaniałą nagrodę.
Ujął mnie za ręce i gestem zasugerował, żebyśmy wstali.
– Nie przypominam sobie, żebym ci obiecywała cokolwiek w zamian.
– Przybędziesz do Risings co najmniej tydzień wcześniej, niż planowaliśmy. Uważam, że to wspaniała nagroda.
Wydobył z kieszeni zegarek, całkiem niechcący wyciągając przy okazji list. Gdy on zerkał na tarczę, koperta opadła na podłogę.
– Musisz już jechać? – zapytałam.
– Niedługo. A ponieważ wcześniej jeszcze powinienem coś załatwić, będę się żegnać.
Zmierzał już do wyjścia, gdy ja podniosłam z ziemi list i podążyłam za nim.
– Masz coś do załatwienia w więzieniu Newgate?
– Co takiego? – Odwrócił się tak raptownie, że niemal na niego wpadłam. – Nie. A skąd to pytanie?
Odsunęłam się od niego zaskoczona i wyciągnęłam ku niemu dłoń trzymającą list.
– Wypadło ci to z kieszeni.
George rozluźnił szczękę, a wówczas wyraz napięcia szybko ustąpił z jego twarzy. Wziął ode mnie kopertę i schował ją z powrotem do marynarki.
– Przypadkiem zauważyłam, że list przyszedł z Newgate. Korespondujesz z jakimś więźniem?
Roześmiał się nerwowo.
– Bynajmniej, ale wiąże się to ze sprawą, którą mam do załatwienia. Jadę z tym do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. – Położył mi palec na ustach. – Nie pytaj nawet. Przecież wiesz, że nie mogę ci powiedzieć.
– Wychodzę za mąż za niezwykle tajemniczego człowieka – stwierdziłam, zdziwiona siłą nacisku jego palca.
George uśmiechnął się i zamiast palca przyłożył do moich ust wargi. Od razu mi się przypomniało, że bardzo go kocham.
Parę minut później żegnałam go już w drzwiach. Oparta o framugę, zastanawiałam się nad wszystkim, co się wydarzyło tego ranka. Stanęłam mianowicie przed dość niebagatelnym problemem, ale dzięki pomocy George’a udało mi się z nim uporać. Ślub w Risings wydawał się rozwiązaniem idealnym.
W uroczystości miała też uczestniczyć siostra George’a, Fiona, która wraz z mężem, sir Robertem, została zaproszona na polowanie. Wiedziałam, że mogę liczyć na jej pomoc. Teraz pozostawało mi tylko ustalić, w jaki sposób moja matka dotrze z portu na miejsce organizacji ślubu. No i zaplanować małą ceremonię. Nie spodziewałam się jednak, żeby miało się to okazać skomplikowane. Kto wie, może właśnie wyrwałam się z błędnego koła wzlotów i upadków?