Sidła - Piotr Kościelny - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Sidła ebook i audiobook

Piotr Kościelny

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

72 osoby interesują się tą książką

Opis

Mroczny thriller od autora takich hitów jak Łowca, Zwierz czy Kuśnierz.

Na wrocławski komisariat policji zgłasza się młoda kobieta informująca o zaginięciu koleżanki. Obie bawiły się wcześniej w jednym z lokali. Służby rozpoczynają poszukiwanie zaginionej.

W tym samym czasie znika kolejna kobieta, ale nikt jeszcze nie wiąże ze sobą obu zaginięć. Gdy w końcu zostają ujawnione zwłoki poszukiwanej, śledczy zwracają uwagę na podobieństwo ze zwłokami wyłowionymi z Odry kilka miesięcy wcześniej.

Wydział zabójstw jest przekonany, że ma do czynienia z seryjnym zabójcą. Rozpoczyna się walka z czasem, która ujawnia szokującą prawdę. Mordercą jest kobieta!

Równocześnie, komisarz Sikora wraca do wątku związanego z łowcą, polującego na pedofilów. Jest przekonany, że podczas sprawy dopuszczono się zaniedbań i źle wskazano winnego….

Gdzie kryje się prawda i jakie tajemnice skrywa zabójczyni?

Brutalne morderstwa, świat przesiąknięty zbrodnią i bohaterowie, których nie chcielibyście spotkać w prawdziwym życiu.

Piotr Kościelny kolejny raz udowadnia, że jest mistrzem budowania wielowątkowej akcji, która nie zwalnia tempa ani na chwilę.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 544

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 32 min

Oceny
4,5 (3031 ocen)
2027
663
230
75
36
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
suso1507

Całkiem niezła

lektor słaby, a sama ksiazka mocno naciągana
40
Emalek1

Nie oderwiesz się od lektury

Mocna, niepokojąca i zaskakująca. W powieści jest wszystko, co powinno być i więcej. Koniecznie do przeczytania!
20
qrolic

Nie oderwiesz się od lektury

Genialny pisarz, kolejna genialna książka
20
Malwi68

Całkiem niezła

Pomysł na fabułę świetny, ale zbyt dużo wątków pobocznych.
20
wesolabaha

Nie oderwiesz się od lektury

koszmarny lektor...
10

Popularność




RedakcjaAnna Płaskoń-Sokołowska
KorektaMałgorzata Podlewska
Skład i łamanieMarcin Labus
Projekt okładkiMariusz Banachowicz
Zdjęcie wykorzystane na okładce© Alex Sheldon/Unsplash
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2022 © Copyright by Piotr Kościelny, Warszawa 2022
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-67343-15-2
Wydawca Agencja Wydawniczo-Reklamowa Skarpa Warszawska Sp. z o.o. ul. Borowskiego 2 lok. 24 03-475 Warszawa tel. 22 416 15 [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Czujesz ten ostatni oddech opuszczający ich ciało.

Patrzysz im w oczy.

Osoba w takiej sytuacji jest Bogiem.

Ted Bundy

1.

Wrocław, 2 września 2010 r.

Usłyszała krzyk.

Uniosła się na łokciu i spojrzała w stronę, z której dobiegał. Na końcu długiego korytarza zobaczyła światło. To tam ktoś krzyczał. Po chwili krzyk przeszedł w wywołujący gęsią skórkę wrzask.

Justyna Krasicka czuła coraz większy strach. Jeszcze wieczorem siedziała w pubie ze znajomymi, a teraz leżała tutaj, na zimnej podłodze, z jedną nogą przykutą do grubej rury biegnącej od sufitu. Jedyne, co pamiętała z ostatniego wieczoru, to smak kolejnego drinka. Wszystko, co było później, zasnuła mgła niepamięci. W jej obolałej głowie pojawiały się tylko przebłyski, w których widziała, jak ktoś ją prowadzi. Nie miała jednak pojęcia, dokąd szła ani z kim. Nie wiedziała nawet, czy jest dzień, czy noc.

Z całych sił próbowała sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Bawiła się w El Camino razem z Sylwią i Adamem. Sylwia świętowała swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Oprócz nich było jeszcze sporo jej znajomych, ale Justyna większości nie kojarzyła. Razem z Sylwią pracowały w call center. Praca nie była może idealna, jednak one, dwie studentki, nie miały zbyt dużego wyboru. W październiku zaczynał się rok akademicki, wtedy poświęcą się studiom i imprezom. Teraz musiały trochę dorobić. Sylwia studiowała na Uniwersytecie Wrocławskim ekonomię, a Justyna polonistykę. Poznały się w kolejce do punktu ksero i niespodziewanie znajomość przerodziła się w przyjaźń. Zamieszkały razem, razem znalazły pracę, a teraz siedziały na sąsiednich stanowiskach.

Kiedy Sylwia zaczęła się spotykać z Adamem, ich relacje trochę się rozluźniły. Nie miała już dla Justyny tyle czasu co wcześniej; zwykle siedziała z chłopakiem zamknięta w swoim pokoju. Justynie jednak to nie przeszkadzało. Cieszyła się ze szczęścia przyjaciółki. Wczoraj podczas imprezy Adam oznajmił, że ma już nagraną pracę w stolicy. Jak skończy studia, zaczepi się w kancelarii u ojca swojego znajomego. Był na czwartym roku prawa i zamierzał zostać adwokatem. Zawsze marzył o prowadzeniu najbardziej skomplikowanych spraw, chciał bronić największych zbrodniarzy. Żałował, że w Polsce skończyły się rządy mafii pruszkowskiej, przekonany, iż świetnie by się sprawdził jako ich obrońca przed sądem. Justyna niekiedy żartowała, że byłby z niego doskonały consigliere, adwokat mafii jak w Ojcu chrzestnym Coppoli...

Ciszę ponownie przeciął wrzask. Sekundę później wszystko ucichło. Obraz przed oczami Justyny znów zaczął się rozmazywać. Pogrążyła się w błogiej nieświadomości.

***

Bielecki patrzył na Kubę z wyrzutem.

Ostatnio przestało się między nimi układać. Kuba miał ciągłe pretensje o jego pracę. Narzekał, że spędzają ze sobą coraz mniej czasu. Że łapanie zabójców jest dla Michała ważniejsze niż ich związek. Twierdził, że Michał staje się w domu gościem.

– Słuchaj, to nie jest tak. Zależy mi na nas. Wiesz przecież, że nie mam zamiaru stawiać żadnego trupa ponad ciebie. Ale zrozum, jestem gliniarzem i...

– I co? – przerwał mu Burzyński. – Gadasz do mnie jak do jakiegoś debila. Przecież wiem, że jesteś policjantem, i wiem, jak wygląda ta robota. Jak cię poznałem, byłeś już gliną.

– A zachowujesz się tak, jakbyś tego nie rozumiał.

– Cały czas spędzasz z tym Sikorą. Odkąd trafiłeś pod jego skrzydła, wiecznie masz jakieś „ważne sprawy”. Ważniejsze niż nasz związek.

– Przestań pieprzyć.

– Ja pieprzę? Misiek, to ty za chwilę wszystko spieprzysz!

– Nie wiem, dlaczego ciągle się czepiasz Grześka...

– Ooo, Grześka! A więc jesteście tak blisko? To może w ogóle Grzesia, co?

– Pierdolisz. Tak ma na imię, więc jak mam o nim gadać. – Michał wyraźnie tracił cierpliwość. – Zresztą nie rozumiem, czemu w ogóle zeszliśmy na temat Sikory. Sprawa dotyczy nas, a nie jego.

Kuba podszedł do stołu i sięgnął po lampkę czerwonego wina. Wziął łyk, po czym spojrzał na Bieleckiego.

– Misiek, nie chcę się kłócić. Naprawdę nie mam zamiaru psuć tego, co jest między nami.

– Ja też. – Michał podszedł do partnera i wyciągnął ramiona.

Burzyński chwilę się wahał. W końcu jednak przytulił się do wybranka.

– Misiek, zrób coś dla mnie. Odejdź z policji – poprosił po chwili.

Bielecki odsunął się o krok, patrząc mu w oczy.

– Nie zrobię tego. Policja jest całym moim życiem.

– Policja czy Sikora?

– Co? Ty mnie posądzasz o jakieś konszachty z Sikorą? – Z niedowierzaniem pokręcił głową. To, co usłyszał, było dla niego szokiem. Sikora był tylko jego partnerem z wydziału zabójstw. Poza tym nie był gejem!

– Ciągle tylko Sikora i Sikora. O mnie całkowicie zapomniałeś. – Kuba wrócił ze swoją starą śpiewką.

– Czy ty jesteś normalny? Chłopie! Sikora mnie nie interesuje, ile razy mam ci to tłumaczyć!

Burzyński odłożył kieliszek i energicznym krokiem poszedł do sypialni. Bielecki widział, jak wyjmuje z szafy walizkę, kładzie ją na łóżku, a następnie wyjmuje z szuflady bieliznę i wrzuca do środka.

– Odchodzę – powiedział, nie odwracając się w stronę Michała.

– Nie rób tego.

– Wybrałeś, Misiek. A ja nie mogę pogodzić się z twoją decyzją.

– Kuba, do cholery! Przestań gadać bzdury. Niczego nie wybierałem. Jestem gliną i nie zamierzam tego zmieniać. Nasze relacje nie mają nic wspólnego z moją pracą. Nie rozumiem, dlaczego starasz się na mnie wymusić odejście z pracy. Wytłumacz mi to...

– Przecież wiesz!

– Nie, nie wiem. Doczepiłeś się.

– Chodzi o Sikorę. – Kuba wrzucił do walizki kolejną partię skarpet i spojrzał na Bieleckiego. – Tak, kurwa, jestem zazdrosny. Sikora jest przystojny, męski, jest twardzielem. Przecież widzę, że cię pociąga.

– Nie pociąga mnie! To tylko kumpel z roboty, nikt więcej. Nie musisz się martwić.

– Nie? To dlaczego nie chcesz odejść? Moglibyśmy wyjechać do Niemiec. Zamieszkalibyśmy w Berlinie albo w Monachium.

– Nie znam języka, ty też nie. Poza tym nie zamierzam rzucać pracy. Czuję, że spełniam się w zabójcach. Łapię sprawców najcięższych przestępstw. Chcę się poświęcić robocie i nie w głowie mi romanse, zwłaszcza z Sikorą.

Burzyński zamknął walizkę, ściągnął ją z łóżka i ukradkiem otarł spływającą po policzku łzę.

– Na kilka dni zatrzymam się u Tomka i Przemka.

– Jesteś pewien?

– Tak. Odpoczniemy trochę od siebie. Dobrze nam to zrobi.

Michał podszedł bliżej i zamknął go w objęciach. Potem ujął w dłonie jego twarz i pocałował go w usta.

Kuba nie odwzajemnił pieszczoty.

***

Justyna mrużyła oczy, starając się wyłowić z mroku otaczające ją przedmioty. W powietrzu czuć było metaliczny zapach krwi. Wiedziała, że krzyk, który słyszała wcześniej, nie był wytworem jej wyobraźni. Gdzieś blisko doszło do tragedii.

Szarpnęła nogą, próbując się uwolnić. Niestety nie miała wystarczającej siły, by zerwać metalową obejmę. Gdy łańcuch zabrzęczał cicho, zamarła. Modliła się, aby porywacz tego nie słyszał i nie zechciał sprawdzić, co się dzieje.

W ustach czuła dziwny posmak. Powieki co chwila jej opadały. Podejrzewała, że ktoś dodał jej coś do drinka albo piwa. Bo piła i to, i to. Ale kto mógł być na tyle bezwzględny, aby doprowadzić ją do takiego stanu? I jakie miał wobec niej zamiary? Jeśli chce ją zgwałcić, może mu zaproponować dobrowolny seks; wcale nie musi jej krzywdzić. Miała nadzieję, że tylko o to chodzi. Zapach krwi unoszący się w powietrzu nie pozostawiał jednak złudzeń. Ktokolwiek to był, nie zależało mu tylko na tym, by spędzić z nią noc. Chciał ją naprawdę skrzywdzić. Tego najbardziej się obawiała.

Nagle dostrzegła jakiś ruch na korytarzu. Po chwili jej oczom ukazała się kobieta. Była niewiele starsza od niej. Cały przód bluzki miała we krwi. Jej twarz wykrzywiał dziwny grymas – mieszanka skupienia i satysfakcji.

Teraz Justyna bała się jeszcze bardziej. Dotarło do niej, że propozycją dobrowolnego seksu niewiele wskóra. Tej kobiecie nie chodziło o to. W duchu starała się przypomnieć sobie słowa modlitwy, którą odmawiała w dzieciństwie, nocując u babci, ale nie potrafiła się skupić. Narkotyk lub inny środek, który jej podano, skutecznie otępiał zmysły.

Liczyła już tylko na to, że ktoś widział moment porwania i powiadomił policję. Może to tylko kwestia czasu, gdy do drzwi zapukają śledczy i ją uwolnią.

Zwinęła się w kłębek.

Czekała.

***

Sikora przełączał programy w telewizji. Nie nadawali nic ciekawego, więc w końcu zostawił na kanale muzycznym.

Poszedł do kuchni, wyciągnął z lodówki puszkę lecha i wziął dwa łyki. Zastanawiał się, czy nie wyskoczyć na miasto. Po namyśle stwierdził jednak, że sobie odpuści. Nie chciał kolejny raz podpaść Palczakowi; i tak miał już z nim na pieńku.

Ostatnio naczelnik opieprzył ich za to, że nie ruszyli do przodu z kilkoma zaległymi sprawami. Sikora, niewiele myśląc, odpalił mu, że jeśli chce, może zapoznać się z aktami i jak Kojak rozwiązać je w kilka dni. Palczak rzucił kurwą, a wychodząc z wydziału powiedział: „Jeszcze słowo, Sikora, i trafisz do policji rzecznej”.

Ostrzeżenie naczelnika podziałało na niego jak zimny prysznic. Co jak co, ale praca w zabójcach była dla niego wszystkim. Chociaż z pewnością poradziłby sobie gdzie indziej, mógł robić wszystko i wszędzie. Byle nie w policji rzecznej. Wszyscy w fabryce wiedzieli, że Sikora może zbierać fragmenty ciała ofiary rozjechanej przez pociąg. Może przeszukiwać kieszenie denata spalonego na skwarkę. Może grzebać w kieszeniach zwłok w daleko posuniętym rozkładzie. Jedyne, czego nie trawi, to „spławików”, jak zwykł nazywać topielców.

Przypomniał sobie sprawę kobiety, której ciało odnaleziono w Odrze. Śledztwo przekazał Życzyńskiemu. Zastanawiał się, czy policjant zrobił jakieś postępy. Przez ostatnie tygodnie nie interesował się tym tematem. Miał ważniejsze rzeczy na głowie. Będzie musiał z nim jutro pogadać.

Wziął kolejny łyk piwa i poczłapał w stronę wersalki. Ledwo usiadł, rozległ się dzwonek u drzwi. Spojrzał na zegar. Dochodziła północ.

– Co za chuj przychodzi w gości o tej porze? – mruknął pod nosem.

Początkowo chciał olać natręta, ale dzwonek się powtórzył.

– Już ja sobie z tobą pogadam...

Odstawił puszkę na stół, wstał i sięgnął po leżące na podłodze spodnie. Zapinając rozporek, podszedł do drzwi i zerknął przez wizjer. Na korytarzu stał Bielecki. Sikora otworzył i spojrzał na partnera.

– Czego?

– Pogadać chciałem.

– To zadzwoń na telefon zaufania.

– Mogę wejść?

– Po chuj?

– Nie chcę stać na klatce i opowiadać, jak mi się w życiu popierdoliło.

Sikora uniósł brwi i odsunął się o krok, robiąc przejście.

– Klapnij se gdzieś. Browca chcesz?

– Nie piję.

– Aaa zapomniałem, że ty amisz. Dobra, gadaj. Tylko się streszczaj.

Bielecki usiadł na wersalce, odsuwając na bok zmiętą koszulkę Sikory. Wziął głęboki wdech i powiedział:

– Rozstałem się z Kubą.

– No i?

– No i jest mi źle.

Grzegorz popatrzył na niego uważnie. Nie wiedział, co powiedzieć. Pierwszy raz od dawna ktoś chciał mu się zwierzyć.

– Dobra. O co poszło?

– O ciebie.

– O mnie? Co ty pierdolisz?

– Kuba jest zazdrosny. Gada, że za dużo czasu spędzamy razem.

– Przecież robimy w jednej firmie. Jak on sobie wyobraża tę robotę?

– Nie wiem, jak sobie wyobraża, ale wiem, że wyprowadził się z domu. Pierwszy raz poczułem się tak jak dzisiaj. Uwierz mi, jest chujowo.

– Powiedz temu swojemu Kubie, że nie jesteś w moim typie i nie musi się o nic martwić. Jakbym zamierzał zostać pedałem, na pewno nie bzykałbym się z kolesiem z zabójców.

Bielecki przez chwilę tylko na niego patrzył. Czuł, że zaraz pęknie. W końcu westchnął ciężko i spytał:

– Czy to życie musi być takie popierdolone?

***

Położyła ciało na taczce i sięgnęła po wiadro.

Będzie musiała zmyć podłogę i stół. Plama z krwi działała jej na nerwy. Spojrzała na ciało blondynki.

– I co, mała szmato? Podobało ci się? Wszystkie jesteście takie same. Lubicie się rżnąć.

Splunęła na zwłoki, a potem odkręciła kran i postawiła wiadro na podłodze. Patrzyła przed siebie. Po ścianie powoli szedł pająk. Był duży i włochaty. Obserwowała go przez jakiś czas, aż w końcu rozgniotła intruza palcem. Patrzyła, jak długie odnóża drgają w ostatniej woli życia.

Opuściła wzrok. Wiadro było już prawie pełne. Zakręciła wodę i podniosła wiadro.

Czekało ją dużo pracy. Pierwsza kobieta nie zostawiła tyle krwi, ale też nie była w taki sposób torturowana. To pewnie dlatego, że dzisiaj porwała aż dwie.

Brygida wróciła wspomnieniami do chwili, gdy to wszystko się zaczęło.

Zrobiła to, pomimo że chciała zapomnieć o koszmarze, który był jej udziałem przez ostatnie lata. A los jej nie oszczędzał. Miała zaledwie dwadzieścia pięć lat, jednak zdążyła przeżyć prawdziwe piekło.

Wszystko zaczęło się w Los Angeles, gdzie jeszcze pięć lat temu mieszkała. Brygida urodziła się w artystycznej rodzinie. Jej matka, Adela Kaliciak, była dobrze zapowiadającą się aktorką. Wcześniej próbowała swoich sił na estradzie. Pod pseudonimem Adelle Maverick odnosiła spore sukcesy.

Adela wraz z rodzicami wyemigrowała z Polski w siedemdziesiątym trzecim roku. Miała wtedy piętnaście lat. Uczęszczała do amerykańskiego College’u w stanie Georgia. Czuła, że ma artystyczną duszę, więc próbowała swoich sił w szkolnym teatrzyku. To tam została wypatrzona przez Jerry’ego Goldsteina, agenta słynnej aktorki Kathlyn Shire. Goldstein obiecywał jej złote góry i przekonał rodziców Adeli, że warto poświęcić czas i pieniądze, aby zrobić z niej gwiazdę. Oczywiście wszyscy zdawali sobie sprawę, że z nazwiskiem Kaliciak sukcesów większych nie będzie. Podjęto więc decyzję o jego zmianie na Maverick. Adela, a odtąd już Adelle, przeprowadziła się do Los Angeles, wcześniej rzucając naukę.

Powoli zaczęła odnosić sukcesy. Zagrała w dwóch epizodach filmowych, jednak to nie one przyniosły jej sławę. Wszystko zaczęło się od castingu na odtwórczynię głównej roli w filmie biograficznym o Marlenie Dietrich. Reżyser widział Adelle w roli słynnej niemieckiej aktorki i śpiewaczki. Polecił jej zaśpiewać piosenkę. Wszyscy byli zaskoczeni barwą jej głosu. Kilka osób uważało, że z takim brzmieniem ma szansę podbić scenę. Roli jednak nie dostała, bo producent wycofał się z realizacji filmu.

Ale nic straconego. Adelle zaproponowano miejsce na estradzie. Nagrała kilka przebojów, które zawojowały listy przebojów. Dobra passa trwała. Zwrócił na nią uwagę nawet Stanley Kubrick i zaproponował jej rolę w swoim filmie u boku innego dobrze zapowiadającego się aktora młodego pokolenia, Johna Waltera Taylora.

Na planie Lśnienia zakochała się z wzajemnością w Taylorze. Niestety jej ukochany popadł w konflikt z Kubrickiem i oboje z Adelle wylecieli z obsady. Rolę Taylora otrzymał Jack Nicholson, a jej postać została usunięta ze scenariusza.

Adelle jednak nie rozpaczała. Poznała miłość swojego życia. Miała dwadzieścia dwa lata i okazało się, że jest w ciąży.

***

Kuba nie zastał Tomka i Przemka.

Tkwił na korytarzu pod ich drzwiami przez blisko kwadrans. Kilka razy dzwonił na ich komórki, ale oba numery były poza zasięgiem. Nie wiedział, co robić.

W końcu wyszedł przed budynek i rozejrzał się. Kilkadziesiąt metrów dalej była stacja benzynowa. Postanowił kupić papierosy i butelkę wina. Przycupnie na jakimś murku i wypije całe z gwinta. W dupie miał zasady dobrego wychowania.

Pamiętał, jak kilka miesięcy wcześniej pił wino z Miśkiem i tym jego Sikorą. To wtedy poczuł pierwsze ukłucie zazdrości. Chociaż policjant pracujący z Bieleckim nie był gejem, czuł, że pomiędzy gliniarzami iskrzy. I nie chodziło nawet o seks, ale o fakt, że zaczynało ich łączyć coś więcej niż jego samego kiedykolwiek połączy z Michałem.

Wszedł na stację i kupił pierwsze lepsze czerwone wino, a do niego paczkę mentolowych slimów. Następnie usiadł na ławce kilkadziesiąt metrów dalej. Dopiero teraz zorientował się, że wino ma korek, a on nie ma korkociągu. W pośpiechu spakował do walizki tylko najpotrzebniejsze szmaty. Już miał wrócić na stację z nadzieją, że czymś go poratują, gdy usłyszał z boku:

– Co tam, ziom?

Odwrócił głowę i zobaczył dwóch dresiarzy. Uśmiechali się do niego. W normalnych okolicznościach poczułby strach. Teraz jednak górę wziął gniew. Kuba był zły na cały świat. Na siebie, bo wyszedł z domu, a mógł zostać i postarać się naprawić relację z Michałem; w dodatku nie zabrał korkociągu. Na Michała, bo ten nie zatrzymał go w drzwiach. Gdyby mocniej go przytulił i powiedział, że się postara, teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Na Sikorę, że stanął pomiędzy nim a jego ukochanym. Najbardziej jednak był zły na tych dwóch dresiarzy – że przeszkadzają mu w takiej chwili.

– Nic – mruknął.

– O, ciota się stawia! Może dawno w mordę nie wyłapała! – zawołał jeden z dresów.

– Pewnie wyłapała, ale nie w taki sposób. Widać, że to lachociąg – zawtórował mu kumpel.

Obaj się zaśmiali, a Kuba mocniej zacisnął palce na szyjce butelki.

– Ej, pedale! Jak chcesz mieć spokój, to wyskakuj z fantów. Komóra, siano. Połóż to na ławce i wypierdalaj! – zażądał ten pierwszy.

Kuba nie czekał na dalsze polecenia. Zerwał się z ławki, doskoczył do dresiarza i z całej siły walnął go butelką w głowę. Mina kolesia warta była każdych pieniędzy. Najpierw na jego twarzy pojawił się szok i niedowierzanie. Potem wykrzywił ją grymas bólu. Zdążył jeszcze powiedzieć ciche „au” i sekundę później padł jak długi na ziemię.

Drugi z napastników stał jak zamurowany. Po chwili zrobił dwa kroki w tył i upadł na tyłek. Gdy Burzyński uniósł butelkę nad głowę, zerwał się na równe nogi i zaczął uciekać.

***

Ze związku Adelle i Johna narodził się syn. Dali mu na imię Frank – po słynnym Franku Sinatrze. Adelle kompletnie poświęciła się rodzinie. Przestała występować na estradzie, nie przyjmowała propozycji filmowych. Na utrzymanie domu zarabiał John. Cała trójka była szczęśliwa. Adelle czuła, że los się do niej uśmiechnął.

W osiemdziesiątym piątym na świat przyszły bliźniaczki Sofia i Brygida. Zgodnie z tradycją dostały imiona po gwiazdach kina – Sofia od Sophii Loren, a Brygida od Brigitte Bardot. Życie Adelle było pasmem spełnionych marzeń. Zagrała nawet dwa epizody w serialach. Świat kina powoli ponownie otwierał przed nią swoje podwoje.

Wszystko zmieniło się w październiku dziewięćdziesiątego roku...

John pił od rana. Jego ostatnia rola zebrała negatywne recenzje. Nie mógł sobie poradzić z krytyką. Dosłownie go nosiło. Kiedy zadzwonił jego agent i zaproponował spotkanie, John długo się nie namyślał. Wsiadł do swojego cadillaca, wrzucił wsteczny i ruszył z piskiem opon. Nie zauważył, że na podjeździe bawi się Sofia.

Brygida bawiła się lalkami kilka metrów dalej i wszystko widziała. Z domu wybiegła Adelle i zasłoniła dłonią usta. Krzyk zamarł jej w piersi.

Gdy pogotowie zabrało dziewczynkę do szpitala, policja dokonała zatrzymania głowy rodziny. Niestety Sofia zmarła nad ranem. Lekarze robili, co mogli, ale obrażenia były zbyt rozległe.

Po spędzeniu nocy w areszcie i wpłaceniu kaucji w wysokości prawie miliona dolarów John wyszedł na wolność. Wrócił do domu i zaczął błagać Adelle o wybaczenie. Gdy jego starania nie przyniosły rezultatu, poszedł do swojego gabinetu. Po kwadransie rozległ się huk wystrzału.

Po pogrzebie Johna Adelle się zmieniła. Zaczęła nadużywać alkoholu, zaniedbała siebie i dom. Zdarzało jej się spraszać przypadkowych mężczyzn. Opieką nad dziećmi zajęła się niania. Była to sroga kobieta. Za każde nieposłuszeństwo wymierzała karę. Drobne kuksańce i klęczenie na grochu były na porządku dziennym. Potrafiła złapać za włosy i szarpać przez dobrą minutę. Dzieciństwo Brygidy i Franka stało się nieskończonym pasmem cierpienia.

Po roku tortur do życia rodziny wtrąciła się opieka społeczna. Sąsiedzi zauważyli siniaki na ciele Franka i udało im się go przekonać, aby powiedział, skąd się wzięły. Kuratorka zagroziła umieszczeniem dzieci w rodzinie zastępczej. Adelle zrozumiała, że dłużej nie może tkwić w takim stanie. Rzuciła picie, przestała imprezować, zrezygnowała ze spotkań z mężczyznami.

***

Paląc papierosa, patrzył na leżącego na chodniku dresiarza. Lekko poruszająca się klatka piersiowa świadczyła o tym, że ten wciąż żyje.

Kuba spojrzał na stojącą obok ławki butelkę wina. Wciąż nie udało mu się jej otworzyć, a naprawdę potrzebował się napić.

Zostawił swoje rzeczy i poszedł z powrotem na stację, gdzie kupił butelkę wódki oraz sok z czarnej porzeczki. Zapłacił gotówką, zostawiając kasjerowi dychę napiwku. Z półki przy ekspresie do kawy wziął dwa kubeczki.

Gdy wrócił na swoją ławkę, dresiarz nadal leżał w tym samym miejscu. Burzyński otworzył flaszkę i wlał sporą porcję do kubka. Do drugiego nalał podobną i postawił koło dresiarza. Uniósł swój kubek w toaście.

– Twoje zdrowie, ziomek.

Wypił jednym haustem. Alkohol palił przełyk, więc Kuba szybko wziął kilka łyków soku. Ponownie napełnił swój kubek wódką, ale teraz od razu rozcieńczył. Odpalił papierosa, powoli sącząc drinka. Nigdzie mu się nie śpieszyło.

Kilkanaście metrów dalej jakaś para spacerowała z jamnikiem. Na widok leżącego na chodniku dresiarza kobieta powiedziała do swojego towarzysza:

– Nachla się jeden z drugim i potem śpią. Pewnie jak wstanie, pójdzie naszczać do klatki, cholera jasna.

– Daj spokój, Basia. Jeszcze usłyszą i po co nam problemy – mruknął mężczyzna.

Kuba uśmiechnął się do nich i uniósł kubek. Para przyśpieszyła kroku, ciągnąc psa.

Zastanawiał się, czy nie zadzwonić do Michała i nie poprosić, aby przyjechał. Zaraz jednak się rozmyślił. Musi dać mu czas, pozwolić przemyśleć sytuację.

Dopił drinka i już miał zamiar ponownie sięgnąć po butelkę, gdy usłyszał:

– Dobry wieczór.

Obok niego jak spod ziemi wyrosło dwóch mundurowych. Dopiero teraz Kuba zauważył, że trzydzieści metrów dalej stoi zaparkowany radiowóz.

– Sierżant Krzysztof Wezół, komisariat Wrocław Krzyki – przedstawił się jeden z policjantów. – Proszę dokumenty.

Kuba odłożył kubek i sięgnął do kieszeni po portfel.

– Co pan tu robi? – spytał drugi z pary, biorąc do ręki dowód osobisty. Na jego identyfikatorze widniało nazwisko Kowalczyk.

– Czekam na znajomych.

W tym czasie Wezół przykucnął obok dresiarza. Dwie sekundy później odwrócił się do Kuby.

– Co tutaj się wydarzyło?

Burzyński się uśmiechnął.

– Ziomek chciał mi zabrać portfel i komórkę. Dostał butelką i padł.

Policjant podniósł się i sięgnął po radiostację.

– Dwadzieścia dwa zero zero do dwadzieścia siedem.

– Dwadzieścia siedem zgłasza się – rozległ się zniekształcony głos po drugiej stronie.

– Patrolujemy kwadrat siedem, pięćdziesiąt trzy. Mamy chlora. W pobliżu leżak. Stan ciężki.

– Wypity?

– Nie. Podejrzenie sto pięćdziesiątki szóstki ze sto pięćdziesiątką ósemką. Potrzebna karetka.

– Wysyłam.

Wezół podszedł do Kuby.

– Powie mi pan, co to chlor? – spytał Burzyński.

– Osoba spożywająca alkohol.

– A leżak?

– Jak sama nazwa wskazuje, osoba leżąca. To jak, powie nam pan, co tu zaszło?

– Mówiłem już. Ten facet z kumplem chcieli mnie napaść. Miałem akurat wino, to tutaj. – Kuba wskazał na wciąż nieotwartą butelkę stojącą przy ławce. – Walnąłem go. Padł, a ten drugi uciekł.

– Ma pan świadomość, że sprawa się skomplikowała. Ten mężczyzna jest nieprzytomny. Żyje, ale może mieć uraz mózgu. Będzie pan zatrzymany do wyjaśnienia.

– Skoro tak pan mówi... – Nie chciał się kłócić. Wiedział, że to nie ma sensu. Poza tym może teraz Michał zacznie się martwić.

– Proszę wstać i odwrócić się przodem do ławki. Dłonie położyć na oparciu, nogi szeroko.

– Ubezpieczam – powiedział Kowalczyk.

Wtedy Wezół sprawnie obszukał zatrzymanego i zakuł go w kajdanki.

– Przewieziemy pana na komisariat. Tam zostaną wykonane niezbędne czynności. Noc na pewno spędzi pan na dołku. Potem prokurator zadecyduje, co dalej. Może pan trafić na trzy miesiące do aresztu.

Teraz Burzyński naprawdę się przestraszył. Dotarło do niego, że może mieć duże problemy.

– A czy może pan powiadomić mojego znajomego? – Postanowił się ratować. – Pracuje w komendzie wojewódzkiej, w wydziale zabójstw.

– Kogo konkretnie? – Wezół spojrzał na niego zaskoczony.

W oddali słychać już było sygnał nadjeżdżającej karetki.

– Michał Bielecki. Wydział zabójstw.

***

Wydawało się, że Adelle doszła do siebie po stracie córki i samobójstwie męża. Wszystko było na dobrej drodze, aby życie jej nadwątlonej rodziny wróciło do normy. Brygida miała niespełna siedem lat, a Frank prawie dwanaście. I wtedy znów się zaczęło.

Był luty dziewięćdziesiątego drugiego roku. Brygida w swoim pokoiku rysowała kolejny obrazek. Od śmierci siostry właśnie w ten sposób starała się zapełnić pustkę, którą zostawiła po sobie bliźniaczka. Nagle do pokoju weszła Adelle i powiedziała:

– Sofia, kolacja czeka.

Brygida była zaskoczona słowami matki. Zastanawiała się, dlaczego woła na posiłek jej nieżywą siostrę, całkowicie zapominając o niej. Podeszła do matki i chciała się przytulić, dając znak, że jest obok, ale Adelle z całej siły uderzyła ją w twarz.

– Za co to? – zapytała przerażona dziewczynka.

Matka jednak tylko warknęła:

– Zamknij się, mała kurwo.

Brygida nie wiedziała, co zrobić. Do pokoju zajrzał Frank. Chciał coś powiedzieć, lecz wycofał się pod naciskiem surowego spojrzenia rodzicielki.

Adelle zeszła na dół i usiadła przy kuchennym stole. Brygida pojawiła się po kilku minutach. Na blacie nie było jednak żadnej kolacji. Usiadła więc na swoim miejscu i czekała na posiłek. Tamtego dnia poszła spać głodna.

Przez kolejne miesiące sytuacja powtarzała się wielokrotnie. Matka co jakiś czas używała dłoni, aby wprowadzić w domu dyscyplinę. Oczywiście o ile bezpodstawne karanie dzieci można nazwać dyscypliną.

Opieka przestała się czepiać i tak żyli sobie aż do maja dziewięćdziesiątego piątego. To wtedy z Frankiem zaczęło się dziać coś niepokojącego. Przestał bawić się z rówieśnikami, spędzał coraz więcej czasu w domu. Adelle także się zmieniła. Już ich nie karała – pozwalała wręcz na więcej niż dotychczas. Frank traktował Brygidę z góry. Nie chciał z nią rozmawiać, a gdy raz zapytała o dziwne zachowanie matki, zbył ją słowami: „Takie małe dziewczynki jak ty i tak tego nie zrozumieją. Dorośniesz, to zrozumiesz”.

Brygida nie musiała tak długo czekać. Wszystko wyjaśniło się już dwie noce później.

Wstała o pierwszej, bo chciało jej się pić. Po cichu, aby nikogo nie zbudzić, zeszła na dół i skierowała się prosto do kuchni. W pokoju matki było zapalone światło, rozlewało się bladą plamą spod drzwi. Dziewczynka na paluszkach przemykała obok, gdy usłyszała chrapliwy głos Adelle:

– Rżnij mnie, John...

Miała zaledwie dziesięć lat, ale znała znaczenie tych słów. Najbardziej jednak zdziwiło ją, że matka wypowiedziała imię ojca.

Najciszej jak mogła, uchyliła drzwi i wtedy ich zobaczyła. Adelle klęczała na łóżku, a Frank obejmował ją od tyłu. Brygida była kompletnie zszokowana. Jej brat spółkował z matką! Chciała się wycofać, ale w tym momencie drzwi lekko skrzypnęły i oboje spojrzeli w jej stronę.

– O, mała podglądaczka! – zawołała matka. – Chodź tutaj.

Nie chciała podejść. Ale Frank podszedł i złapał ją za rękę.

– Jesteś już na tyle dojrzała, że możesz się z nami bawić – powiedział z ironicznym uśmiechem.

To tamtej nocy po raz pierwszy poczuła dotyk, na który było dla niej o wiele za wcześnie.

Kolejne tygodnie i miesiące mijały podobnie. Niemal każdej nocy Brygida była zaciągana do sypialni matki i musiała przyglądać się temu, co robił z nią Frank, albo aktywnie uczestniczyć w ich „zabawie”. Musiała ssać Franka, musiała lizać matkę. To wszystko było dla niej za dużo. Ale gdy się zbuntowała, oprócz przemocy ze strony matki spotkał ją także gniew brata. Bił ją tak, by nie było widać siniaków, jeśli jednak jakiś pojawił się w odsłoniętym miejscu i zaniepokoił nauczycielkę lub sąsiadkę, tłumaczył razem z matką, że Brygida sama się okalecza, bo cierpi po utracie siostry. Wszyscy wierzyli – lub starali się wierzyć. Brygida nie miała znikąd pomocy.

W dwutysięcznym roku nastąpił przełom. Miała wtedy piętnaście lat, a Frank dwadzieścia. Leżała w łóżku i modliła się, aby jej koszmar wreszcie się skończył. Zastanawiała się, czy nie popełnić samobójstwa. Chciała podebrać matce leki. Frank był poza domem. Tamtej czerwcowej nocy do domu po raz pierwszy od dłuższego czasu zawitał ktoś obcy. Gdy usłyszała, jak jej brat wjeżdża na podjazd, ukradkiem zerknęła przez firankę. Obok mustanga stała piękna długonoga blondynka. Widać było, że jest mocno pijana. Ledwo trzymała się na nogach i niewyraźnie coś bełkotała.

Gdy Brygida patrzyła, jak brat prowadzi ją do wejścia, poczuła prawdziwy lęk.

***

Marzęcki siedział w wydziale i rozwiązywał krzyżówkę. Liczył na to, że podczas jego dyżuru nikt w sposób nagły nie pożegna się z życiem. Nie miał ochoty na żadne oględziny.

Wcześniej czytał akta sprawy, która trafiła do wydziału w zeszłym tygodniu. W bloku na Grabiszyńskiej znaleziono zwłoki mężczyzny. Kilka osób widziało, jak dzień wcześniej z mieszkania dwóch innych facetów wynosi telewizor. Ciało znalazła córka zamordowanego. W całym domu było mnóstwo krwi. Na stole stały puste butelki po tanim winie, popielniczkę po brzegi wypełniały niedopałki.

Od córki dowiedzieli się, że denat nie palił. Mieli masę śladów, pozostało wytypować sprawców. Technicy znaleźli kilka wyraźnych odcisków palców; z bazy wyszło, że poszukiwani to Henryk Socha i Witold Nowotny. Obaj byli karani za włamania i kradzieże, jednak zabójstwa jeszcze nie mieli na koncie. Został wystawiony nakaz zatrzymania obu podejrzanych. Tylko kwestią czasu było, jak wpadną w ręce policji.

Wpisywał właśnie kolejne hasło w kratki, gdy zadzwonił stojący na biurku telefon.

No i po labie, westchnął w duchu.

Miał nadzieję, że telefon za chwilę przestanie dzwonić i będzie mógł wrócić do krzyżówki. Niestety ktoś po drugiej stronie linii był uparty.

– Wydział zabójstw – rzucił Marzęcki, niechętnie podnosząc słuchawkę.

– Cześć, tu dyżurny. Słuchaj, jest prośba. Jakiś facio trochę narozrabiał. Patrol zatrzymał go przy leżaku. Ten jednak poprosił, aby skontaktować się z Bieleckim od was. Masz jakiś kontakt do niego?

– A co ja biuro numerów?

– Nie, ale...

– Słuchaj. Mam w rzyci, co jakiś facio narozrabiał i dlaczego powołuje się na kogoś od nas. Zwłoki są?

– Nie.

– No to niech łapie Bieleckiego na komórę. Cześć.

Rzucił słuchawkę na widełki i mruknął pod nosem:

– Popierdoliło kogoś...

Ponownie sięgnął po krzyżówkę i przez chwilę próbował się na niej skupić, w końcu jednak z głębokim westchnieniem odłożył ją na biurko.

– Kurwa mać.

Podniósł słuchawkę i wybrał wewnętrzny dyżurnego.

– Co to za facio i gdzie teraz jest?

– Zaraz trafi na Jaworową.

– Dobra, zajmę się tym. Jakby co, łapcie mnie na komórkę.

***

Tak jak się spodziewała, tamtego wieczoru Frank przyszedł po nią i kazał zejść do sypialni matki. Brygida się opierała, ale wiedziała, że prędzej czy później zostanie do tego zmuszona. Jedyne, czego nie wiedziała, to na ilu ciosach się skończy.

Pijana blondynka leżała na łóżku, a Adelle ściągała z niej ubranie. Dziewczyna mamrotała coś pod nosem, jednak nikt się tym nie przejmował. Gdy była już goła, Frank wyjął z szafy dwa paski i przywiązał ją do ramy łóżka. Za pomocą długiego szala matki skrępował jej nogi.

Brygida nie mogła odwrócić wzroku od rozkraczonej, bezbronnej kobiety. Patrzyła, jak Frank i matka ją pieszczą. Kobieta powoli trzeźwiała i starała się protestować, lecz Adelle włożyła jej w usta szmatę i kilka razy uderzyła w twarz otwartą dłonią. W końcu odpaliła papierosa i obserwowała, jak jej syn gwałci ofiarę. Kiedy skończył, sama przeszła do rzeczy. Najpierw przypalała ją papierosem. Potem wzięła ze stolika niewielki nożyk, który zwykle służył jej do obierania owoców, i wycięła na skórze blondynki inicjały swojego polskiego nazwiska. Broczące krwią litery „AK” hipnotyzowały Brygidę.

Jednak to był zaledwie początek. Potem Adelle przyniosła z kuchni tłuczek do mięsa i zgruchotała kobiecie kolano. Kobieta zemdlała z bólu. Wtedy Adelle wykorzystała rękojeść tłuczka, by ją zgwałcić. Oboje robili to też analnie, gdy Frank odwiązał nogi nieprzytomnej ofiary i przewrócił ją na brzuch. Co jakiś czas matka wyklinała blondynkę. Mówiła: „Podoba ci się, szmato? Podoba? Przyznaj się!”. Frank jej wtórował: „Rżnij się, kurwo! Przyjmij go w siebie!”.

Czas jakby stanął w miejscu. Brygida nie wiedziała, jak długo trwał ten koszmar. Sama nie brała aktywnego udziału w tej masakrze, jednak to nie umniejszało jej winy.

W końcu Frank udusił blondynkę. Potem usiadł obok matki i zaczął się z nią całować. Jego sterczący członek był cały w lepkim śluzie. Brygida nie mogła na to dłużej patrzeć. Zasłoniła dłońmi oczy. Wtedy matka doskoczyła do niej, chwyciła ją za włosy i pociągnęła w stronę martwej kobiety.

– Patrz, suko – wycedziła przez zęby. – Nie zamykaj oczu. Masz na to wszystko patrzeć!

Brygida uniosła powieki. To, co ujrzała, odbiło na niej swoje piętno na długie lata.

***
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki