Tranzyt - Piotr Kościelny - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Tranzyt ebook i audiobook

Piotr Kościelny

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

204 osoby interesują się tą książką

Opis

Gra wywiadów, wojska specjalne i terroryzm szalejący w całej Europie. Do Europy zmierzają tysiące uchodźców. Ludzie uciekają przed wojną, która toczy się na Bliskim Wschodzie. Jaki jest związek największego exodusu w dziejach ludzkości z pociągiem wiozącym materiały radioaktywne? Czy pośród rzeszy uchodźców są terroryści chcący doprowadzić do nuklearnej apokalipsy? Czy w związku z wydarzeniami, które mają miejsce we Francji, Niemczech i Polsce, uda się bezpiecznie przewieźć ładunek? Czy pociąg dotrze do celu? Piotr Kościelny – autor bestsellerowych thrillerów – kreśli wizję świata ogarniętego chaosem. Świata, który niebezpiecznie zaczyna odzwierciedlać rzeczywistość…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 504

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 58 min

Lektor: Kamil Pruban
Oceny
4,3 (51 ocen)
33
8
6
1
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wojtekniedzwiedz

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacja
10
wifi2011

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10
dorjacek1970

Nie oderwiesz się od lektury

Nie szło się oderwać 🤓. Polecam
10
ajek1_ee

Dobrze spędzony czas

Dobra, polecam, fabuła daje dużo do myślenia o przyszłości Europy.
10
schumi86

Nie oderwiesz się od lektury

Nie da się oderwać od książki. Ciągły niepokój, czlowiek ma wrażenie czytając, że jest gdzieś z boku obserwując akcję. Bardzo realistycznie napisana książka. Brawo autor :)
10

Popularność




Re­dak­cjaAnna Pła­skoń-So­ko­łow­ska
Ko­rektaBe­ata Goł­kow­ska
Pro­jekt gra­ficzny okładkiMa­riusz Ba­na­cho­wicz
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Piotr Ko­ścielny, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83294-73-5
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Hi­sto­ria pełna jest wo­jen,o któ­rych każdy wie­dział, że nie wy­buchną

Enoch Po­well

Roz­dział I

***

Bag­dad, Irak, 21 stycz­nia 2013 r.

Ah­med cze­kał na rogu ulicy na spo­tka­nie. Ob­ser­wo­wał sprze­daw­ców ofe­ru­ją­cych różne to­wary na stra­ga­nach. Od kilku mie­sięcy wi­dy­wał się z tymi dwoma męż­czy­znami prak­tycz­nie co ty­dzień. Oczy­wi­ście miał świa­do­mość, że Ame­ry­ka­nie to agenci CIA. Gdyby nie fakt, że utrzy­my­wał z nimi kon­takt za wie­dzą i zgodą szejka Mo­ha­meda bin Rah­mana, pew­nie byłby uznany za zdrajcę.

To szejk zle­cił Ah­me­dowi wy­cią­ga­nie od Ame­ry­ka­nów in­for­ma­cji na te­mat dzia­łań ame­ry­kań­skiego wy­wiadu w re­jo­nie Bag­dadu. Miał oczy­wi­ście świa­do­mość, że jego czło­wiek może być przez nich wpro­wa­dzany w błąd, ale uwa­żał, że na­wet po­śród plew znajdą się ziarna prawdy, która przy­bliży or­ga­ni­za­cję do zwy­cię­stwa.

Ah­med do­stał także inne, o wiele trud­niej­sze za­da­nie. Miał dez­in­for­mo­wać CIA w kwe­stii ru­chów dżi­ha­dy­stów z or­ga­ni­za­cji Al’ii­slam al­mu­ta­sha­did. Is­lam­ski Front Walki był or­ga­ni­za­cją, która po­wstała w wy­niku odej­ścia szejka bin Rah­mana i wielu jego zwo­len­ni­ków z Al-Ka­idy. Szejk był nie­za­do­wo­lony z tego, że w ostat­nich la­tach Baza nie do­ko­ny­wała spek­ta­ku­lar­nych za­ma­chów na cele w Eu­ro­pie i Ame­ryce.

W Al-Ka­idzie szejk nie zaj­mo­wał zbyt wy­so­kiego sta­no­wi­ska, ale z ra­cji po­cho­dze­nia li­czono się z jego zda­niem. Gdy od­szedł, Baza w świe­cie is­lam­skim za­częła tra­cić na zna­cze­niu. Póź­niej­sze cią­głe po­tyczki z człon­kami Pań­stwa Is­lam­skiego do­peł­niły dzieła upadku.

Is­lam­ski Front Walki nie miał na swoim kon­cie spek­ta­ku­lar­nych za­ma­chów, ale w ostat­nim cza­sie zwięk­szono liczbę szko­lo­nych ter­ro­ry­stów. Ich za­da­niem miały być sa­mo­bój­cze za­ma­chy na wcze­śniej wy­ty­po­wane cele. Szejk pla­no­wał w ciągu kilku naj­bliż­szych ty­go­dni se­rię ta­kich ak­cji w naj­więk­szych mia­stach Eu­ropy.

Za cele w pierw­szej ko­lej­no­ści wy­brane zo­stały Lon­dyn, Pa­ryż i Ber­lin. Na­stęp­nie za­ma­chowcy za­ata­kują War­szawę, Pragę i Rzym. Szejk li­czył, że kiedy w tych mia­stach za­pło­nie święty ogień is­lamu, inni mu­zuł­ma­nie ru­szą do ataku – zajmą klu­czowe bu­dynki, zdo­będą broń i roz­poczną rzeź chrze­ści­jan i ate­istów. On, jako przy­wódca, zo­sta­nie uznany za ko­lejne wcie­le­nie Ma­ho­meta i po­pro­wa­dzi ar­mię do zwy­cię­stwa je­dy­nej słusz­nej re­li­gii na ca­łym świe­cie.

Ah­med po raz ko­lejny zer­k­nął na ze­ga­rek. Ame­ry­ka­nie spóź­niali się bar­dziej niż zwy­kle.

***

Dwóch męż­czyzn po­woli zbli­żyło się do sto­ją­cego na rogu ulicy Araba.

John Gatsby i An­drew Mar­shall od dawna ope­ro­wali w Iraku. Byli do­świad­czo­nymi agen­tami Cen­tral­nej Agen­cji Wy­wia­dow­czej i do­sko­nale znali za­sady pa­nu­jące w pań­stwach arab­skich. Wie­dzieli, że kon­takt z agen­tem na ulicy jest ry­zy­kowny.

Is­lam­skie or­ga­ni­za­cje wal­czące o wpływy w świe­cie mu­zuł­mań­skim wszę­dzie miały swoje oczy i uszy. Je­den nie­roz­tropny ruch i może dojść do zde­kon­spi­ro­wa­nia ich agen­tury. Naj­waż­niej­szym agen­tem był Ab­dul, dru­gim po nim – Ah­med. Ab­dul był człon­kiem Al-Ka­idy i miał wie­dzę o wszyst­kich pla­no­wa­nych ru­chach or­ga­ni­za­cji, na czele któ­rej stał nie­gdyś Osama bin La­den. Wiele razy CIA miało na wi­delcu osobę od­po­wie­dzialną za za­ma­chy w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Wszyst­kie in­for­ma­cje po­cho­dziły wła­śnie od Ab­dula. W stan go­to­wo­ści sta­wiano Se­al­sów i Deltę Force. Jed­nak za­wsze ja­kieś bli­żej nie­okre­ślone osoby wy­da­wały zgodę na li­kwi­da­cję bin La­dena i wszyst­kie plany brały w łeb.

Je­śli zaś cho­dzi o Ah­meda, ten agent zwią­zany był z szej­kiem bin Rah­ma­nem, wpły­wową osobą w świe­cie mu­zuł­mań­skich or­ga­ni­za­cji ter­ro­ry­stycz­nych. Co prawda nie było żad­nych do­wo­dów na to, aby od­po­wia­dał on za któ­ry­kol­wiek za­mach lub co­kol­wiek pla­no­wał, jed­nak służby wie­działy, że po­trafi umie­jęt­nie roz­gry­wać swo­ich lu­dzi, aby wy­ko­ny­wali jego po­le­ce­nia. CIA po­dej­rze­wało, że gdyby nie po­my­sły bin Rah­mana, do wielu za­ma­chów w Eu­ro­pie by nie do­szło.

Te­raz obaj agenci mieli się spo­tkać wła­śnie z Ah­me­dem. Miał im do­star­czyć in­for­ma­cję o spo­tka­niu naj­waż­niej­szych przy­wód­ców is­lam­skich. Już ja­kiś czas temu CIA z róż­nych źró­deł do­sta­wało in­for­ma­cję, że szejk za­mie­rza ze­brać naj­waż­niej­szych człon­ków or­ga­ni­za­cji ter­ro­ry­stycz­nych, aby za­wią­zać przy­mie­rze i do­ko­nać in­wa­zji na Eu­ropę.

Lan­gley, kwa­tera główna CIA, nie miało jed­nak zbyt du­żego za­ufa­nia do in­for­ma­cji prze­ka­zy­wa­nych przez agen­turę w Iraku. Te do­tych­cza­sowe ana­li­tycy uwa­żali za nie­praw­dziwe. Nikt tu nie chciał przy­jąć do wia­do­mo­ści, że skłó­cony świat arab­ski jest w sta­nie za­wią­zać so­jusz i do­ko­nać spek­ta­ku­lar­nej in­wa­zji na za­chod­nią część mapy.

Sam Mar­shall także cza­sem po­wąt­pie­wał w swo­jego agenta. Za­sta­na­wiał się, czym wła­ści­wie kie­ruje się Ah­med, współ­pra­cu­jąc z nimi. Nie cho­dziło tu z pew­no­ścią o kwe­stie fi­nan­sowe – wy­na­gro­dze­nie otrzy­my­wał w do­la­rach, ale było ono mniej­sze niż pen­sje in­nych agen­tów. Kwe­stie świa­to­po­glą­dowe także nie wcho­dziły w grę, in­for­ma­tor był ra­dy­ka­łem. Kie­dyś An­drew za­py­tał go wprost, co nim kie­ruje, ale usły­szał tylko, że Al­lah ka­zał mu, Ara­bowi, pod­jąć tę współ­pracę, a z Al­la­hem się nie dys­ku­tuje.

Cóż, skoro agent miał ta­kie po­dej­ście, nie po­zo­sta­wało im nic in­nego, jak tylko czer­pać ca­łymi gar­ściami z jego usług.

***

Przez lu­netę ka­ra­binu snaj­per­skiego Iwan ob­ser­wo­wał sto­ją­cego w po­bliżu stra­ga­nów Araba. Wie­dział, że czło­wiek ten za chwilę spo­tka się z dwoma ame­ry­kań­skimi agen­tami. Iwan wie­lo­krot­nie się za­sta­na­wiał, dla­czego Fe­de­ralna Służba Bez­pie­czeń­stwa Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej ka­zała mu strze­lić do tego czło­wieka. Bar­dziej jed­nak za­sta­na­wiała go dal­sza część roz­kazu. Miał strze­lić tak, aby nie za­bić.

Iwan od pięt­na­stu lat pra­co­wał w ro­syj­skim wy­wia­dzie, dzia­łał na Kau­ka­zie, był w Cze­cze­nii i Gru­zji. Wszę­dzie brał udział w skom­pli­ko­wa­nych grach wy­wiadu. Tu­taj przy­je­chał za­le­d­wie ty­dzień temu i miał do wy­ko­na­nia tylko to jedno za­da­nie.

Ob­ser­wu­jąc prze­miesz­cza­ją­cych się ulicą lu­dzi, przy­po­mi­nał so­bie mo­ment, gdy we­zwał go do sie­bie sam ge­ne­rał Paw­łow. Paw­łow był sze­fem ca­łej FSB, a wcze­śniej do­wo­dził ko­mórką od­po­wie­dzialną za kraje arab­skie. Do­wo­dził z suk­ce­sami. Iwan przy­szedł do niego w ga­lo­wym mun­du­rze. Buty miał tak wy­pa­sto­wane, jakby po­ma­lo­wał je bez­barw­nym la­kie­rem, a od kantu jego spodni można było ry­so­wać li­nie w ze­szy­cie do ro­syj­skiego. Był gładko ogo­lony i zu­żył chyba pół bu­telki wody ko­loń­skiej, którą udało mu się ku­pić kilka lat wcze­śniej w Pol­sce na Sta­dio­nie Dzie­się­cio­le­cia.

Gdy stał na bacz­ność przed wej­ściem do ga­bi­netu szefa, czuł, że serce bije mu co­raz moc­niej. Bał się, a za­ra­zem był pe­wien, że czeka go coś waż­nego. Gdy se­kre­tarka ge­ne­rała ode­brała sto­jący na biurku te­le­fon i spoj­rzała w jego stronę, jesz­cze bar­dziej się wy­pro­sto­wał. Ge­stem głowy ko­bieta po­ka­zała mu, że ma wejść, więc ru­szył. Każdy jego krok wy­glą­dał jak pod­czas de­fi­lady na placu Czer­wo­nym.

Paw­łow sie­dział w skó­rza­nym fo­telu. Ga­bi­net był bo­gato wy­po­sa­żony, na ścia­nach wi­siało mnó­stwo ob­ra­zów i fo­to­gra­fii przed­sta­wia­ją­cych drogę ka­riery ge­ne­rała. Iwan dys­kret­nie zer­kał na zdję­cia. Był na nich Paw­łow w to­wa­rzy­stwie Jel­cyna, u boku Mie­dwie­diewa, gdy ten był pre­zy­den­tem, ale naj­wię­cej fo­to­gra­fii było z sa­mym Wła­di­mi­rem Wła­di­mi­ro­wi­czem Pu­ti­nem. Za­sta­na­wiał się, czy on też kie­dyś bę­dzie na tyle waż­nym agen­tem, by po­zo­wać do zdję­cia z pre­zy­den­tem.

Z roz­my­ślań wy­rwał go głos szefa:

– Sia­daj­cie, Iwa­nie Sier­gie­jo­wi­czu.

Iwan po­słusz­nie speł­nił po­le­ce­nie ge­ne­rała. Słowa prze­ło­żo­nego brzmiały jak nie­winna prośba, jed­nak Iwan wie­dział, że ge­ne­rał ni­gdy nie prosi. W jego ustach na­wet nie­winne za­pro­sze­nie było po­le­ce­niem.

– Mam tu­taj wa­sze akta. Sporo zro­bi­li­ście dla na­szego kraju. Tak czy­tam. Iwan Sier­gie­jo­wicz Be­re­zyuk. Uro­dzony w ty­siąc dzie­więć­set sie­dem­dzie­sią­tym czwar­tym w Miń­sku. Czy wy je­ste­ście Bia­ło­ru­si­nem? – Paw­łow spoj­rzał py­ta­jąco.

– Nie, to­wa­rzy­szu ge­ne­rale – szybko od­po­wie­dział Be­re­zyuk.

– A, fak­tycz­nie. Tu­taj jest na­pi­sane, że wasz oj­ciec był w jed­no­stce woj­sko­wej sta­cjo­nu­ją­cej w Miń­sku i tam po­znał wa­szą matkę. To do­brze, że nie je­ste­ście Bia­ło­ru­si­nem. Nie ufam im tak samo jak Ukra­iń­com. Ale idźmy da­lej. Służbę u nas pod­ję­li­ście w roku dwu­ty­sięcz­nym, dzia­ła­li­ście w wielu re­jo­nach świata. Same do­bre wy­niki w pracy. Wi­dzę w was duży po­ten­cjał. Chce­cie się za­pi­sać wiel­kimi zgło­skami w hi­sto­rii na­szej służby?

– Tak jest, to­wa­rzy­szu ge­ne­rale – po­twier­dził Iwan, sta­jąc na bacz­ność.

– Sia­daj­cie. Po co te ofi­cjalne ge­sty... A więc mam dla was mi­sję. By­li­ście kie­dyś w Iraku?

– Nie, to­wa­rzy­szu ge­ne­rale. – Be­re­zyuk wie­dział, że ge­ne­rał ma przed sobą jego do­ssier i nie ma tam ani słowa o kra­jach arab­skich.

– No to bę­dzie­cie mieli oka­zję tro­chę się opa­lić. Oj­czy­zna wy­syła was, by­ście wal­czyli o na­szą wol­ność. Ju­tro le­ci­cie do Bag­dadu. Tam bę­dzie­cie mieli mi­sję do wy­ko­na­nia.

Iwan ni­gdy do­tąd nie miał oka­zji dzia­łać w tam­tym re­jo­nie świata. Za­sta­na­wiał się, co ta­kiego w Iraku może za­gra­żać bez­pie­czeń­stwu Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej.

Tym­cza­sem ge­ne­rał cią­gnął:

– W Bag­da­dzie za kilka dni od­bę­dzie się spo­tka­nie agen­tów im­pe­ria­li­stycz­nych Sta­nów Zjed­no­czo­nych z pew­nym Ara­bem. Wa­szym za­da­niem bę­dzie od­da­nie strzału do Ira­kij­czyka. Ma­cie strze­lić, ale w taki spo­sób, aby go nie za­bić.

– To­wa­rzy­szu ge­ne­rale, mam strze­lić, aby nie za­bić?

– Do­brze sły­sze­li­ście. Strzał ma być celny, jed­nak rana nie może być śmier­telna.

Iwan za­sta­na­wiał się, o co w tym wszyst­kim cho­dzi. Wiele razy wcze­śniej strze­lał na zle­ce­nie prze­ło­żo­nych, ale za­wsze miał za­bić. Tu­taj naj­wy­raź­niej cho­dziło o ja­kąś po­waż­niej­szą sprawę. Czuł się jak istotny ele­ment do­sko­nale dzia­ła­ją­cej ma­chiny. Był kimś waż­nym, kimś, dzięki komu Ro­sja oca­leje.

Te­raz le­żał na da­chu i za­sta­na­wiał się, czy po tej mi­sji do­sta­nie ko­lejne za­da­nie w tym re­jo­nie świata, czy może wróci do zna­nych so­bie miejsc. Pa­trzył na sto­ją­cego na ulicy męż­czy­znę i czuł, że le­żący na spu­ście pa­lec za­czyna go bo­leć. Roz­kaz brzmiał jed­no­znacz­nie: strze­lić, jak męż­czyźni wyjdą z bu­dynku.

***

Ah­med zo­ba­czył męż­czyzn w ostat­nim mo­men­cie. Byli od niego od­da­leni za­le­d­wie kilka me­trów. Uważ­nie się ro­zej­rzał i otwo­rzył drzwi za swo­imi ple­cami. Ge­stem za­pro­sił ame­ry­kań­skich agen­tów do środka.

Nie chciał, aby ktoś po­stronny zo­ba­czył, że się z nimi spo­tyka. Co prawda, miał wy­tłu­ma­cze­nie, ale mo­gło się oka­zać, że ja­kiś nad­gor­liwy bo­jow­nik po­sta­nowi wziąć so­bie jego za cel i za­strzeli jak zdrajcę. W tym kraju naj­pierw lecą kule, a do­piero po­tem pa­dają py­ta­nia.

Gdy we­szli do bu­dynku, udali się do wcze­śniej przy­go­to­wa­nego przez Ah­meda miesz­ka­nia. Ame­ry­ka­nie za­wsze wo­leli spo­ty­kać się gdzieś na pu­styni, jed­nak ostat­nio udało mu się ich prze­ko­nać, że miesz­ka­nie jest bez­piecz­niej­sze. W tym miej­scu od­byli już dwa spo­tka­nia, to miało być ostat­nim. Po­tem trzeba bę­dzie po­szu­kać in­nego punktu kon­tak­to­wego.

Ah­med za­pro­sił go­ści do izby i na­lał im po kubku wody. Płyn był mętny ze względu na awa­rię wo­do­cią­gów. Po wy­bu­chu wojny wiele urzą­dzeń in­fra­struk­tury zo­stało znisz­czo­nych i do tej pory ich nie na­pra­wiono. Nie było na to czasu w kraju tar­ga­nym cią­głymi kon­flik­tami. Jak był dyk­ta­tor, trzy­mał wszystko silną ręką. Opo­zy­cję li­kwi­do­wał ci­cho i bez zbęd­nego za­mie­sza­nia. Cza­sem tylko od­by­wały się po­ka­zowe pro­cesy, gdzie winę usta­lano z wy­prze­dze­niem, a kara była czy­stą for­mal­no­ścią.

Ah­med wziął łyk wody i spoj­rzał na agen­tów. Ten niż­szy, Mar­shall, miał w so­bie coś, co w in­nych wa­run­kach spo­wo­do­wa­łoby, że Ah­med po­de­rżnąłby mu gar­dło bez zmru­że­nia oka. Nie lu­bił męż­czyzn, któ­rzy sta­rają się wy­glą­dać na bo­jow­ni­ków, a w rze­czy­wi­sto­ści są miękcy i w ra­zie za­gro­że­nia ucie­kają jak naj­da­lej. A ta­kie wła­śnie wra­że­nie spra­wiał ten gru­bas w oku­la­rach. Ten drugi, wyż­szy, Gatsby, wy­glą­dał le­piej, ale jemu też Ah­med nie do końca ufał. Mało mó­wił, dużo słu­chał, a do tego ten wzrok... jakby na wszyst­kim znał się le­piej niż inni. Czuł, że obaj Ame­ry­ka­nie trak­tują go z wyż­szo­ścią i uwa­żają, że on, zwy­kły bo­jow­nik i po­bożny mu­zuł­ma­nin, jest kimś gor­szym.

Jesz­cze się zdzi­wią, po­my­ślał, uśmie­cha­jąc się pod no­sem.

– Po­wiedz do­kład­nie, po co nas tu we­zwa­łeś – po­wie­dział Mar­shall. – Mamy dużo waż­niej­szych spraw na gło­wie.

– Mam dla was in­for­ma­cję. Za dwa dni od­bę­dzie się spo­tka­nie naj­waż­niej­szych przy­wód­ców. Będą przed­sta­wi­ciele Bazy i Da­esh, oprócz nich będą też sze­fo­wie po­mniej­szych or­ga­ni­za­cji – za­czął Ah­med.

Gatsby spoj­rzał na Mar­shalla, na co ten uśmiech­nął się z po­li­to­wa­niem. Biedny Arab nie miał po­ję­cia, że Da­esh zo­stało stwo­rzone przez ame­ry­kań­ski wy­wiad w celu wy­eli­mi­no­wa­nia Al-Ka­idy. Tylko nie­liczni wie­dzieli, że Stany Zjed­no­czone do­star­czają wy­po­sa­że­nie i broń bo­jow­ni­kom Pań­stwa Is­lam­skiego. Mar­shall z Gats­bym wie­lo­krot­nie brali udział w kon­wo­jach ze sprzę­tem, który tra­fiał w ręce żoł­nie­rzy ISIS.

– A ja­kieś szcze­góły? – spy­tał Gatsby.

– Szcze­góły? To, co po­wie­dzia­łem, to mało? – rzu­cił Arab z lek­kim nie­do­wie­rza­niem.

– No tro­chę mało. Mamy wiele nie­za­leż­nych źró­deł i żadne nie po­in­for­mo­wało nas o ta­kim spo­tka­niu. Po­wiem wię­cej: nikt na­wet nie my­śli, że do ta­kiego spo­tka­nia może dojść. ISIS i Baza to za­cie­kli wro­go­wie, nie ma naj­mniej­szej szansy, żeby za­wią­zali so­jusz – po­wie­dział Mar­shall.

– Wy, Ame­ry­ka­nie, nie ro­zu­mie­cie na­szej men­tal­no­ści. Przy­jeż­dża­cie do na­szego kraju i uwa­ża­cie, że je­ste­ście mą­drzejsi. Cały świat is­lam­ski ma je­den cel. Ma do­pro­wa­dzić do tego, aby pro­rok Ma­ho­met i Al­lah rzą­dzili nie­po­dziel­nie na ca­łym świe­cie. Już raz nie do­strze­gli­ście za­gro­że­nia i srogo się to na was ze­mściło. My­śli­cie, że za wielką wodą je­ste­ście bez­pieczni? My­śli­cie, że ka­rząca ręka is­lamu was nie do­się­gnie? Nasi pi­loci chyba już po­ka­zali, jak kru­che są wa­sze bu­dynki. Udo­wod­nili, że nikt nie może być bez­pieczny. Kto wy­ciąga rękę w kie­runku skar­bów państw arab­skich, ten musi wie­dzieć, że ta ręka zo­sta­nie od­rą­bana.

– Spo­koj­nie, Ah­med. Po co ta in­dok­try­na­cja? My po pro­stu mu­simy mieć pew­ność, że mó­wisz prawdę, za­nim po­wia­do­mimy swo­ich prze­ło­żo­nych. – Gatsby sta­rał się za­ła­go­dzić sy­tu­ację.

Ah­med spoj­rzał na nich wzro­kiem, który na pewno nie zdra­dzał jego my­śli. Szejk ka­zał mu spo­koj­nie po­in­for­mo­wać ich o spo­tka­niu, tym­cza­sem on miał ochotę wy­jąć nóż, który miał w kie­szeni, i po­de­rżnąć im gar­dła. Uspo­koił się jed­nak i uśmiech­nął się po­jed­naw­czo.

– Do­brze. Spo­tka­nie przy­wód­ców od­bę­dzie się w Al-Kut. Na sa­mym wjeź­dzie do mia­sta stoi sa­motny dom. To w nim doj­dzie do spo­tka­nia. Za dwa dni, go­dzinę po za­cho­dzie słońca.

– I mó­wisz, że będą tam wszy­scy naj­waż­niejsi przy­wódcy? – do­py­tał Mar­shall.

– Co do jed­nego.

– Do­brze, za­łóżmy, że ci wie­rzymy. Po­wiedz tylko jedno: dla­czego dzie­lisz się z nami tą in­for­ma­cją?

– Szejk ka­zał mi ją wam prze­ka­zać. Ale pod jed­nym wa­run­kiem. Zli­kwi­du­je­cie wszyst­kich, a po­tem opu­ści­cie nasz kraj i po­zwo­li­cie, aby­śmy swoje sprawy za­ła­twiali we wła­snym gro­nie. Irak wiele wy­cier­piał za Sad­dama i cierpi na­dal. Krew na­szych przod­ków za­lała pu­sty­nię i wsiąka w piach. My mamy już dość walk, nie chcemy krzy­żow­ców na swo­jej ziemi – wy­ja­śnił Ah­med.

– A jak się nie wy­nie­siemy? – Gatsby uniósł brew.

– To wa­sze głowy za­wi­sną na pło­tach w ca­łej Eu­ro­pie i Ame­ryce. Al­lah sprawi, że każdy mu­zuł­ma­nin bę­dzie wa­szym wro­giem. Nie bę­dzie­cie wie­dzieć, z któ­rej strony czyha za­gro­że­nie. Nic jed­nak nie zro­bi­cie, bo wa­sza po­praw­ność po­li­tyczna, wa­sze za­sady nie po­zwolą wam wy­grać z nami wojny. Wy­ślemy do was mi­liony bo­jow­ni­ków, nie bę­dzie­cie wie­dzieć, do kogo strze­lać. Czy za­strze­lił­byś dziecko, ta­kie sied­mio­let­nie?

– W cy­wi­li­zo­wa­nym świe­cie nie strzela się do dzieci i cy­wi­lów – od­po­wie­dział Mar­shall.

– Ale ka­łasz­ni­kow jest tak samo nie­bez­pieczny w rę­kach sied­mio­latka, jak i do­ro­słego bo­jow­nika, prawda? Na­sze dzieci uczymy walki, wy swoje to­le­ran­cji. Na­sze dzieci znisz­czą wasz świat. Je­dy­nym na­szym wa­run­kiem jest, aby­ście się stąd wy­nie­śli.

– Prze­każę wia­do­mość swoim prze­ło­żo­nym. Za­tem Al-Kut za dwa dni, go­dzinę po za­cho­dzie słońca?

– Tak. I niech wasz Bóg was chroni, je­śli nie do­trzy­ma­cie wa­run­ków umowy – po­wie­dział Ah­med. – To wszystko.

Ame­ry­ka­nie spoj­rzeli po so­bie w mil­cze­niu. Wie­dzieli, że spo­tka­nie do­bie­gło końca.

Obaj skie­ro­wali się w kie­runku wyj­ścia. Ah­med po­woli po­dą­żył za nimi.

***

Szejk Mo­ha­med bin Rah­man sie­dział w kwa­te­rze głów­nej or­ga­ni­za­cji, którą stwo­rzył i którą za­rzą­dzał. Ali, jego prawa ręka, roz­grze­by­wał wła­śnie drwa w ogni­sku, które pa­liło się we­wnątrz po­miesz­cze­nia. Wo­kół pa­no­wała ci­sza.

– Cza­sem nie ro­zu­miem two­jego toku my­śle­nia, choć wiem, że za­wsze do­brze na tym wy­cho­dzimy – ode­zwał się wresz­cie Ali, spo­glą­da­jąc na szejka. – Po­wiedz mi jed­nak, jaki jest cel wy­sta­wie­nia Ah­meda na strzał?

– Drogi Ali, mój przy­ja­cielu. Jak pew­nie wiesz, świat is­lam­ski jest we­wnętrz­nie skłó­cony. Za­po­mnie­li­śmy już, że na­szym wro­giem jest po­miot dia­bel­ski, czyli Ame­ryka i Izrael. Wal­czymy ze sobą, a tym­cza­sem on ro­śnie w siłę. Mu­simy spra­wić, że wszyst­kie or­ga­ni­za­cje po­łą­czą swoje siły, a nasi wro­go­wie za­czną się gryźć mię­dzy sobą jak wście­kłe psy – od­po­wie­dział spo­koj­nie szejk, się­ga­jąc po le­żącą w po­bliżu ga­zetę. – Spójrz na te wy­po­ciny ame­ry­kań­skich psów. Pi­szą tu­taj, że dzięki ich dzia­ła­niom w Iraku na­stała de­mo­kra­cja. Ha, ha, ha! Więk­szych bzdur nie czy­ta­łem. A co do two­jego py­ta­nia o Ah­meda, po­krótce na­kre­ślę ci mój plan. Chcę roz­pę­tać pie­kło w za­chod­nim świe­cie, chcę pod­bić ich te­ry­to­rium. Chcę, aby pła­cili dżi­zję[1] za wol­ność i spo­kój.

– Ale co wspól­nego ma z tym wszyst­kim Ah­med? – spy­tał Ali, w dal­szym ciągu nie ro­zu­mie­jąc celu strze­la­nia do wła­snego bo­jow­nika.

– Zo­bacz, za dwa dni od­bę­dzie się spo­tka­nie naj­waż­niej­szych przy­wód­ców or­ga­ni­za­cji wal­czą­cych o wy­go­nie­nie in­no­wier­ców z na­szych ziem. Ame­ry­kań­scy szpie­dzy są wszę­dzie, jed­nak ża­den z nich nie uwie­rzyłby w to, że mo­żemy dojść do po­ro­zu­mie­nia i so­ju­szu. Tak nas skłó­cili. Gdy do Ah­meda ktoś strzeli, uwia­ry­godni go na tyle, że Ame­ry­ka­nie zro­bią na­jazd na miej­sce spo­tka­nia. To bę­dzie dla nas wielka szansa.

– Ale dla­czego to nie my strze­lamy, tylko ja­cyś Ro­sja­nie?

– Bo oni też mają swoje cele i im też za­leży na utar­ciu nosa Ży­dom i Ame­ry­ka­nom.

– Mu­szę przy­znać, o wielki, że nie do końca to wszystko ro­zu­miem, ale wiem, że każdy twój po­mysł jest na­zna­czony tchnie­niem Ma­ho­meta.

Szejk spoj­rzał na le­żący w po­bliżu ze­ga­rek. Po­mimo roz­bi­tej szybki na­dal dzia­łał.

– Za­raz mój plan za­cznie się re­ali­zo­wać – po­wie­dział, uśmie­cha­jąc się pod no­sem.

***

Mo­skwa, Ro­sja, 21 stycz­nia 2013 r.

W ga­bi­ne­cie ge­ne­rała Alek­san­dra Paw­łowa za­pa­dła ci­sza.

Ge­ne­rał wstrzy­mał od­dech, pa­trząc na ze­ga­rek. Obecni w jego ga­bi­ne­cie wi­ce­mi­ni­ster obrony na­ro­do­wej Wa­si­lij Gorsz­kow i szef sztabu ro­syj­skiej ar­mii, ge­ne­rał Alek­siej Ro­man­kow za­marli.

– Chyba już – po­wie­dział Paw­łow.

– Ge­ne­rale, wy­tłu­macz­cie jesz­cze raz, o co do­kład­nie cho­dzi z tym za­an­ga­żo­wa­niem w Iraku.

– To­wa­rzy­szu mi­ni­strze Wa­sia – za­czął ge­ne­rał, prze­cho­dząc na bar­dziej swo­bodny styl roz­mowy. – Ame­ry­ka­nie prze­jęli na­sze wpływy w Iraku. Mają tam swoje woj­ska. My mu­sie­li­śmy opu­ścić tam­ten re­jon. Te­raz jest szansa, aby­śmy po­wró­cili na na­leżne nam miej­sce na ma­pie świata.

– Ale na­dal nie do końca ro­zu­miemy... – wtrą­cił się Ro­man­kow.

– Kilka ty­go­dni temu skon­tak­to­wał się z na­szą agen­turą w Lon­dy­nie wy­słan­nik szejka Mo­ha­meda bin Rah­mana. Miał dla nas cie­kawą pro­po­zy­cję.

– Kto to jest ten Rah­man? – spy­tał wi­ce­mi­ni­ster.

– To taki lo­kalny wa­tażka. Ma duże wpływy, ale sam stara się nie rzu­cać jan­ke­som w oczy. Mamy po­dej­rze­nia, że to on stoi za wie­loma za­ma­chami, rów­nież tym na World Trade Cen­ter w No­wym Jorku w dwa ty­siące pierw­szym roku.

– A to nie bin La­den za tym stał? – spy­tał Gorsz­kow.

– Ow­szem, bin La­den stał, ale po­mysł jako pierw­szy po­dał bin Rah­man. Przy­naj­mniej pewne źró­dła tak do­no­szą.

– Do­brze, do rze­czy. Czego chce ten Rah­man? – spy­tał Ro­man­kow.

– Przez swo­jego czło­wieka zło­żył nam pro­po­zy­cję. Za kilka dni Ame­ry­ka­nie za­ata­kują czo­ło­wych przy­wód­ców or­ga­ni­za­cji is­lam­skich. Oczy­wi­ście ich ak­cja bę­dzie tylko po­zor­nie udana. My, w za­mian za swoją po­moc, bę­dziemy mo­gli za­an­ga­żo­wać się w kon­flikt w Sy­rii bez obawy o na­sze za­ple­cze. Szejk bin Rah­man za­dba, aby nikt nie ata­ko­wał na­szych ple­ców i aby w Ro­sji nie było za­ma­chów ter­ro­ry­stycz­nych w wy­ko­na­niu is­lam­skich eks­tre­mi­stów.

– Czy jest w sta­nie do­trzy­mać tych gwa­ran­cji? Jest na tyle wpły­wowy? – drą­żył Gorsz­kow.

– Jest. My mamy tylko od­dać je­den strzał, w do­datku nie za­bój­czy. W su­mie to nie­wy­soka cena za gwa­ran­cję bez­pie­czeń­stwa Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej.

– A co z na­szym strzel­cem?

– Zo­sta­nie od­zna­czony. Nie­stety ro­dzina do­sta­nie me­dal nadany po­śmiert­nie – stwier­dził Paw­łow.

Wszy­scy ze­brani wie­dzieli, że to w su­mie nie­wielka cena za osią­gnię­cie ich celu.

Za­mie­rzali do­pro­wa­dzić kraj do stanu, w ja­kim znaj­do­wał się przed upad­kiem Związku Ra­dziec­kiego. W ostat­nich la­tach po­zy­cja Ro­sji na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej spa­dła.

Ich kraj z mo­car­stwa prze­isto­czył się w pa­pie­ro­wego ty­grysa. Zbyt sła­bego, aby za­ata­ko­wać, ale jed­no­cze­śnie zbyt sil­nego, by trzy­mać się na ubo­czu wiel­kiej po­li­tyki.

***

Bag­dad, Irak, 21 stycz­nia 2013 r.

Iwan pa­trzył na drzwi. Cze­kał, aż męż­czyźni wyjdą. Za­sta­na­wiał się nad dro­gami ucieczki z miej­sca, w któ­rym sie­dział. Wie­dział, że gdy odda strzał, zo­staną za­alar­mo­wani straż­nicy, po­li­cjanci i żoł­nie­rze pa­tro­lu­jący ulicę. Bę­dzie mu­siał mocno kom­bi­no­wać, aby wy­do­stać się z Bag­dadu. Siatka ro­syj­skiego wy­wiadu przy­go­to­wała kilka dróg ewa­ku­acji. Miał wy­biec z bu­dynku i skrę­cić w pierw­szą uliczkę w prawo. Po prze­bie­gnię­ciu kil­ku­na­stu me­trów miał skrę­cić w lewo i wbiec w uliczkę, gdzie stoją kupcy ze swo­imi stra­ga­nami. Gdy do­bie­gnie do końca, wej­dzie w trze­cie drzwi po pra­wej. Przez bu­dy­nek przej­dzie na po­dwórko. Tam bę­dzie stała cię­ża­rówka z becz­kami peł­nymi owo­ców. Miał wejść do jed­nej z nich i wtedy zo­sta­nie przy­kryty owo­cami. Ry­zyka, że ktoś bę­dzie spraw­dzał ten trans­port, prak­tycz­nie nie było. Nikt nie od­waży się spraw­dzać trans­portu, który ma tra­fić do sa­mego szejka Mo­ha­meda bin Rah­mana.

Co chwilę ocie­rał pot z czoła. Upał mocno da­wał mu się we znaki, choć Iwan wie­dział, że to nie tylko wina tem­pe­ra­tury. Kiedy dwa lata temu miał za­strze­lić syna jed­nego z cze­czeń­skich ter­ro­ry­stów, też pot lał mu się po czole, po­mimo że był sty­czeń i wszę­dzie le­żał śnieg.

Do­sko­nale pa­mię­tał tamtą ak­cję. Miał do wy­ko­na­nia za­da­nie – jedno z tych brud­nych, które służby zmu­szone są cza­sami re­ali­zo­wać. Fe­de­ralna Służba Bez­pie­czeń­stwa za­trzy­mała cze­czeń­skiego przy­wódcę Asłam­beka Ma­scha­dowa. Tor­tury nie­wiele zdzia­łały, fa­cet był twardy. Do­piero ja­kiś wyż­szy stop­niem ofi­cer za­de­cy­do­wał, by zła­mać ter­ro­ry­stę przy po­mocy jego ro­dziny. Za­gro­żono mu, że jak nie po­wie tego, co służby chcą wie­dzieć, to za­biją mu bli­skich. Na po­czą­tek miał zgi­nąć pier­wo­rodny, po­tem ko­lejni człon­ko­wie fa­mi­lii. Fa­cet nie wie­rzył, że to zro­bią...

Wła­śnie Iwa­nowi przy­pa­dło w udziale za­strze­le­nie ma­łego Asłana. Przez kil­ka­dzie­siąt mi­nut ob­ser­wo­wał ba­wiące się na po­dwórku dziecko. Ma­lec tro­chę ga­niał z kij­kiem, ko­pał ja­kieś puszki, nic spe­cjal­nego. Iwan pa­trzył przez lu­netę, cze­ka­jąc na sy­gnał do od­da­nia strzału. Gdy za­dzwo­nił te­le­fon z krót­kim Da, wstrzy­mał od­dech i po­woli za­czął ścią­gać pa­lec na ję­zyku spu­sto­wym. Po od­da­niu strzału nie­mal wi­dział, jak po­cisk zmie­rza w kie­runku celu. Jak roz­rywa głowę pię­cio­latka, jakby ktoś roz­wa­lił ar­buza. Wszę­dzie było pełno krwi.

Roz­le­gły się krzyki, la­menty, za­częła się bie­ga­nina. Ja­kieś ko­biety za­wo­dziły. Kilku cze­czeń­skich bo­jow­ni­ków za­częło strze­lać w po­wie­trze, a także w kie­runku miej­sca, gdzie we­dług nich mógł ukry­wać się strze­lec.

Iwan nie pa­trzył na to dłu­żej. Szybko wy­biegł po scho­dach z bu­dynku i ukrył się w ba­gaż­niku sta­rej wołgi. Wie­dział, że to nie jest od­po­wied­nia kry­jówka, ale miała mu po­słu­żyć tylko na kilka mi­nut. Z wnę­trza ba­gaż­nika sły­szał krzyki w ob­cym ję­zyku i szyb­kie kroki w po­bliżu. Pra­wie czuł, jak ja­kaś ręka sięga do klapy. Spiął wtedy wszyst­kie swoje mię­śnie, wy­jął pi­sto­let Ma­ka­rowa z kie­szeni spodni i wy­ce­lo­wał. Serce biło mu jak sza­lone...

W tym mo­men­cie nad mia­stem roz­legł się gło­śny huk. Wszę­dzie wy­bu­chały po­ci­ski ra­kie­towe wy­strze­li­wane ze śmi­głow­ców Mi-24, na­le­żą­cych do ar­mii ro­syj­skiej. Nad­le­ciały siły, któ­rych je­dy­nym za­da­niem było na­ro­bić jak naj­wię­cej ha­łasu, aby Iwan mógł uciec.

W Bag­da­dzie nie miał jed­nak szansy na wspar­cie z po­wie­trza. Nie było tu ro­syj­skiej ar­mii, nie było na­wet jed­nego śmi­głowca. Mógł li­czyć tylko na wła­sne siły, szczę­ście, które do­tąd go nie opusz­czało, i odro­binę sprytu. Wie­dział, że jak odda strzał, bę­dzie ści­gany, do­póki nie znaj­dzie się w bez­piecz­nym miej­scu.

Każdy jego mię­sień był na­pięty. Spły­wa­ją­cego po czole potu już na­wet nie czuł, gdy w oku lu­nety zo­ba­czył otwie­ra­jące się drzwi i wy­cho­dzą­cych z bu­dynku dwóch jan­ke­sów. Kilka kro­ków za nimi szedł Arab, który był jego ce­lem.

Iwan wziął głę­boki od­dech i skie­ro­wał ce­low­nik na głowę męż­czy­zny. Wie­dział, że ma tylko zra­nić, ale coś go ku­siło, by po­stą­pić po swo­jemu. Chciał zo­ba­czyć, czy czaszka do­ro­słego męż­czy­zny też eks­plo­duje ni­czym ar­buz, jak u ma­łego Asłana. Po se­kun­dzie zje­chał ce­low­ni­kiem w dół.

– Za ro­dinu – po­wie­dział ci­cho i na­ci­snął ję­zyk spu­stowy.

***

Le­żący na ulicy męż­czy­zna wzbu­dził pa­nikę po­śród sprze­daw­ców na oko­licz­nych ba­za­rach. Wszy­scy wi­dzieli, jak tuż po strzale męż­czy­zna pada na zie­mię. A że nie było wia­domo, gdzie ukrył się snaj­per, lu­dzie w po­pło­chu szu­kali dla sie­bie kry­jówki.

Dwóch Ame­ry­ka­nów sto­ją­cych w po­bliżu po­strze­lo­nego roz­glą­dało się z lek­kim prze­stra­chem. Pierw­szy zimną krew od­zy­skał Gatsby.

– Spier­da­lamy stąd – rzu­cił krótko.

– Chyba Ah­med miał ra­cję. Ta kulka zwe­ry­fi­ko­wała jego słowa. Trzeba spy­tać Ab­dula, czy coś wie o spo­tka­niu.

– Jak stąd nie zwie­jemy, ni­kogo o nic już nie za­py­tasz. – Gatsby zła­pał ko­legę za ra­mię i po­cią­gnął w stronę jed­nej z wą­skich uli­czek.

Za­częli ucie­kać, nie wi­dzieli więc, jak Ah­med, ję­cząc, sta­rał się pod­nieść. Był za­sko­czony tym, że ktoś do niego strze­lał. Wcze­śniej oba­wiał się, że ja­kiś bo­jow­nik opacz­nie zro­zu­mie cel jego spo­tka­nia z ame­ry­kań­skimi szpie­gami. Czuł, że tylko kilka mi­li­me­trów dzie­liło go od śmierci. Al­lah jed­nak nad nim czu­wał – kula tra­fiła w bok, prze­bi­ja­jąc płuco. Krwa­wie­nie było ob­fite i każdy ruch po­wo­do­wał ból. Za­sta­na­wiał się, czy nie umrze z po­wodu utraty krwi. Musi jak naj­szyb­ciej do­stać się do ja­kie­goś szpi­tala. Naj­pierw jed­nak po­wi­nien po­wia­do­mić szejka o wy­ko­na­niu za­da­nia.

Po­woli wstał, pró­bu­jąc ręką za­ta­mo­wać krwa­wie­nie. Do­okoła bie­gali bo­jow­nicy z ka­ra­bi­nami Ka­łasz­ni­kowa. Kilka se­rii zo­stało pusz­czo­nych w po­wie­trze. Ah­med nie ro­zu­miał ce­lo­wo­ści strze­la­nia w ni­cość. To mar­no­wa­nie amu­ni­cji, która za ja­kiś czas może się prze­cież przy­dać.

Pa­trzył na twa­rze wy­krzy­wione gry­ma­sem nie­na­wi­ści, jaka zo­stała w tych lu­dziach za­szcze­piona przez ich przy­wód­ców. Uśmiech­nął się, bo wie­dział, że ta nie­na­wiść już nie­długo znaj­dzie uj­ście. Uj­rzą ją oby­wa­tele wielu eu­ro­pej­skich miast – i bę­dzie to ostat­nia rzecz, jaką los po­zwoli im zo­ba­czyć.

***

Gdy od­rzu­cił ka­ra­bin i wy­biegł z bu­dynku, czuł za sobą od­dech po­goni. Nie wi­dział co prawda ni­kogo, ale po­wie­trze było tak prze­siąk­nięte nie­na­wi­ścią, że po­ścig szybko wpad­nie na jego trop. Na­wet nie wie­dział, kiedy po­ko­nał wcze­śniej wy­ty­czoną trasę.

Wbiegł na dzie­dzi­niec, gdzie miała stać cię­ża­rówka z trans­por­tem dla szejka. Ja­kiś męż­czy­zna w stroju arab­skim pod­niósł wieko beczki i Iwan szybko się w niej ukrył. Le­żąc po­śród ja­kichś owo­ców, któ­rych nazw na­wet nie znał, czuł, że beczka się pod­nosi. Za­sta­na­wiał się, czy ko­rzy­stają z po­mocy ma­łego pod­no­śnika czy to za sprawą ja­kichś blocz­ków. Bę­dzie mu­siał spy­tać, kiedy już trafi w bez­pieczne miej­sce.

Na­gle po­czuł szarp­nię­cie. Coś mu mó­wiło, że nie wszystko idzie zgod­nie z pla­nem. Naj­praw­do­po­dob­niej był w du­żym nie­bez­pie­czeń­stwie. Nie tak miała wy­glą­dać ta ak­cja.

Pod­niósł ręce i za­czął z ca­łej siły pchać po­krywę. Wi­dział już świa­tło przez małą szparkę, która w ten spo­sób po­wstała. W tym sa­mym mo­men­cie po­czuł ostry za­pach ben­zyny. Ja­kaś osoba sto­jąca na ze­wnątrz wło­żyła do beczki ka­wa­łek rury i po chwili po­pły­nęło nią pa­liwo.

Iwan czuł, że musi jak naj­szyb­ciej wy­do­stać się z pu­łapki. Za­parł się ple­cami o ścianę beczki, wal­cząc z po­krywą. Każdy jego mię­sień drżał z wy­siłku, pot za­le­wał mu czoło i mie­szał się z pa­li­wem, które po­woli wy­peł­niało wnę­trze pu­łapki.

Szpara była już na tyle duża, że za chwilę zdoła się wy­do­stać.

W tym sa­mym mo­men­cie na ze­wnątrz roz­bły­snął ognik. Ktoś pod­pa­lił za­pałkę i wrzu­cił ją do środka. Beczka za­jęła się ogniem. Iwan czuł zwięk­sza­jącą się z każdą se­kundą tem­pe­ra­turę. Pło­mie­nie za­jęły jego ubra­nie i za­czął się pa­lić żyw­cem. Do jego noz­drzy do­tarła woń spa­lo­nego mięsa.

Przy­po­mniał mu się film, który wi­dział w dzie­ciń­stwie – o woj­nie oj­czyź­nia­nej i czoł­gi­stach, któ­rzy spa­lili się we­wnątrz czołgu T-34. Ob­raz utkwił mu w pa­mięci, a te­raz sam do­świad­czał po­dob­nych prze­żyć.

Krzy­czał, choć wie­dział, że nikt nie przyj­dzie mu z po­mocą.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Na­kła­dany daw­niej na in­no­wier­ców w kra­jach mu­zuł­mań­skich po­da­tek po­główny, ścią­gany w pie­nią­dzu. Dżi­zja zo­stała usank­cjo­no­wana przez Ko­ran.