Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
28 osób interesuje się tą książką
Gra wywiadów, wojska specjalne i terroryzm szalejący w całej Europie. Do Europy zmierzają tysiące uchodźców. Ludzie uciekają przed wojną, która toczy się na Bliskim Wschodzie. Jaki jest związek największego exodusu w dziejach ludzkości z pociągiem wiozącym materiały radioaktywne? Czy pośród rzeszy uchodźców są terroryści chcący doprowadzić do nuklearnej apokalipsy? Czy w związku z wydarzeniami, które mają miejsce we Francji, Niemczech i Polsce, uda się bezpiecznie przewieźć ładunek? Czy pociąg dotrze do celu? Piotr Kościelny – autor bestsellerowych thrillerów – kreśli wizję świata ogarniętego chaosem. Świata, który niebezpiecznie zaczyna odzwierciedlać rzeczywistość…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 504
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Historia pełna jest wojen,o których każdy wiedział, że nie wybuchną
Enoch Powell
Rozdział I
Bagdad, Irak, 21 stycznia 2013 r.
Ahmed czekał na rogu ulicy na spotkanie. Obserwował sprzedawców oferujących różne towary na straganach. Od kilku miesięcy widywał się z tymi dwoma mężczyznami praktycznie co tydzień. Oczywiście miał świadomość, że Amerykanie to agenci CIA. Gdyby nie fakt, że utrzymywał z nimi kontakt za wiedzą i zgodą szejka Mohameda bin Rahmana, pewnie byłby uznany za zdrajcę.
To szejk zlecił Ahmedowi wyciąganie od Amerykanów informacji na temat działań amerykańskiego wywiadu w rejonie Bagdadu. Miał oczywiście świadomość, że jego człowiek może być przez nich wprowadzany w błąd, ale uważał, że nawet pośród plew znajdą się ziarna prawdy, która przybliży organizację do zwycięstwa.
Ahmed dostał także inne, o wiele trudniejsze zadanie. Miał dezinformować CIA w kwestii ruchów dżihadystów z organizacji Al’iislam almutashadid. Islamski Front Walki był organizacją, która powstała w wyniku odejścia szejka bin Rahmana i wielu jego zwolenników z Al-Kaidy. Szejk był niezadowolony z tego, że w ostatnich latach Baza nie dokonywała spektakularnych zamachów na cele w Europie i Ameryce.
W Al-Kaidzie szejk nie zajmował zbyt wysokiego stanowiska, ale z racji pochodzenia liczono się z jego zdaniem. Gdy odszedł, Baza w świecie islamskim zaczęła tracić na znaczeniu. Późniejsze ciągłe potyczki z członkami Państwa Islamskiego dopełniły dzieła upadku.
Islamski Front Walki nie miał na swoim koncie spektakularnych zamachów, ale w ostatnim czasie zwiększono liczbę szkolonych terrorystów. Ich zadaniem miały być samobójcze zamachy na wcześniej wytypowane cele. Szejk planował w ciągu kilku najbliższych tygodni serię takich akcji w największych miastach Europy.
Za cele w pierwszej kolejności wybrane zostały Londyn, Paryż i Berlin. Następnie zamachowcy zaatakują Warszawę, Pragę i Rzym. Szejk liczył, że kiedy w tych miastach zapłonie święty ogień islamu, inni muzułmanie ruszą do ataku – zajmą kluczowe budynki, zdobędą broń i rozpoczną rzeź chrześcijan i ateistów. On, jako przywódca, zostanie uznany za kolejne wcielenie Mahometa i poprowadzi armię do zwycięstwa jedynej słusznej religii na całym świecie.
Ahmed po raz kolejny zerknął na zegarek. Amerykanie spóźniali się bardziej niż zwykle.
Dwóch mężczyzn powoli zbliżyło się do stojącego na rogu ulicy Araba.
John Gatsby i Andrew Marshall od dawna operowali w Iraku. Byli doświadczonymi agentami Centralnej Agencji Wywiadowczej i doskonale znali zasady panujące w państwach arabskich. Wiedzieli, że kontakt z agentem na ulicy jest ryzykowny.
Islamskie organizacje walczące o wpływy w świecie muzułmańskim wszędzie miały swoje oczy i uszy. Jeden nieroztropny ruch i może dojść do zdekonspirowania ich agentury. Najważniejszym agentem był Abdul, drugim po nim – Ahmed. Abdul był członkiem Al-Kaidy i miał wiedzę o wszystkich planowanych ruchach organizacji, na czele której stał niegdyś Osama bin Laden. Wiele razy CIA miało na widelcu osobę odpowiedzialną za zamachy w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie informacje pochodziły właśnie od Abdula. W stan gotowości stawiano Sealsów i Deltę Force. Jednak zawsze jakieś bliżej nieokreślone osoby wydawały zgodę na likwidację bin Ladena i wszystkie plany brały w łeb.
Jeśli zaś chodzi o Ahmeda, ten agent związany był z szejkiem bin Rahmanem, wpływową osobą w świecie muzułmańskich organizacji terrorystycznych. Co prawda nie było żadnych dowodów na to, aby odpowiadał on za którykolwiek zamach lub cokolwiek planował, jednak służby wiedziały, że potrafi umiejętnie rozgrywać swoich ludzi, aby wykonywali jego polecenia. CIA podejrzewało, że gdyby nie pomysły bin Rahmana, do wielu zamachów w Europie by nie doszło.
Teraz obaj agenci mieli się spotkać właśnie z Ahmedem. Miał im dostarczyć informację o spotkaniu najważniejszych przywódców islamskich. Już jakiś czas temu CIA z różnych źródeł dostawało informację, że szejk zamierza zebrać najważniejszych członków organizacji terrorystycznych, aby zawiązać przymierze i dokonać inwazji na Europę.
Langley, kwatera główna CIA, nie miało jednak zbyt dużego zaufania do informacji przekazywanych przez agenturę w Iraku. Te dotychczasowe analitycy uważali za nieprawdziwe. Nikt tu nie chciał przyjąć do wiadomości, że skłócony świat arabski jest w stanie zawiązać sojusz i dokonać spektakularnej inwazji na zachodnią część mapy.
Sam Marshall także czasem powątpiewał w swojego agenta. Zastanawiał się, czym właściwie kieruje się Ahmed, współpracując z nimi. Nie chodziło tu z pewnością o kwestie finansowe – wynagrodzenie otrzymywał w dolarach, ale było ono mniejsze niż pensje innych agentów. Kwestie światopoglądowe także nie wchodziły w grę, informator był radykałem. Kiedyś Andrew zapytał go wprost, co nim kieruje, ale usłyszał tylko, że Allah kazał mu, Arabowi, podjąć tę współpracę, a z Allahem się nie dyskutuje.
Cóż, skoro agent miał takie podejście, nie pozostawało im nic innego, jak tylko czerpać całymi garściami z jego usług.
Przez lunetę karabinu snajperskiego Iwan obserwował stojącego w pobliżu straganów Araba. Wiedział, że człowiek ten za chwilę spotka się z dwoma amerykańskimi agentami. Iwan wielokrotnie się zastanawiał, dlaczego Federalna Służba Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej kazała mu strzelić do tego człowieka. Bardziej jednak zastanawiała go dalsza część rozkazu. Miał strzelić tak, aby nie zabić.
Iwan od piętnastu lat pracował w rosyjskim wywiadzie, działał na Kaukazie, był w Czeczenii i Gruzji. Wszędzie brał udział w skomplikowanych grach wywiadu. Tutaj przyjechał zaledwie tydzień temu i miał do wykonania tylko to jedno zadanie.
Obserwując przemieszczających się ulicą ludzi, przypominał sobie moment, gdy wezwał go do siebie sam generał Pawłow. Pawłow był szefem całej FSB, a wcześniej dowodził komórką odpowiedzialną za kraje arabskie. Dowodził z sukcesami. Iwan przyszedł do niego w galowym mundurze. Buty miał tak wypastowane, jakby pomalował je bezbarwnym lakierem, a od kantu jego spodni można było rysować linie w zeszycie do rosyjskiego. Był gładko ogolony i zużył chyba pół butelki wody kolońskiej, którą udało mu się kupić kilka lat wcześniej w Polsce na Stadionie Dziesięciolecia.
Gdy stał na baczność przed wejściem do gabinetu szefa, czuł, że serce bije mu coraz mocniej. Bał się, a zarazem był pewien, że czeka go coś ważnego. Gdy sekretarka generała odebrała stojący na biurku telefon i spojrzała w jego stronę, jeszcze bardziej się wyprostował. Gestem głowy kobieta pokazała mu, że ma wejść, więc ruszył. Każdy jego krok wyglądał jak podczas defilady na placu Czerwonym.
Pawłow siedział w skórzanym fotelu. Gabinet był bogato wyposażony, na ścianach wisiało mnóstwo obrazów i fotografii przedstawiających drogę kariery generała. Iwan dyskretnie zerkał na zdjęcia. Był na nich Pawłow w towarzystwie Jelcyna, u boku Miedwiediewa, gdy ten był prezydentem, ale najwięcej fotografii było z samym Władimirem Władimirowiczem Putinem. Zastanawiał się, czy on też kiedyś będzie na tyle ważnym agentem, by pozować do zdjęcia z prezydentem.
Z rozmyślań wyrwał go głos szefa:
– Siadajcie, Iwanie Siergiejowiczu.
Iwan posłusznie spełnił polecenie generała. Słowa przełożonego brzmiały jak niewinna prośba, jednak Iwan wiedział, że generał nigdy nie prosi. W jego ustach nawet niewinne zaproszenie było poleceniem.
– Mam tutaj wasze akta. Sporo zrobiliście dla naszego kraju. Tak czytam. Iwan Siergiejowicz Berezyuk. Urodzony w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym czwartym w Mińsku. Czy wy jesteście Białorusinem? – Pawłow spojrzał pytająco.
– Nie, towarzyszu generale – szybko odpowiedział Berezyuk.
– A, faktycznie. Tutaj jest napisane, że wasz ojciec był w jednostce wojskowej stacjonującej w Mińsku i tam poznał waszą matkę. To dobrze, że nie jesteście Białorusinem. Nie ufam im tak samo jak Ukraińcom. Ale idźmy dalej. Służbę u nas podjęliście w roku dwutysięcznym, działaliście w wielu rejonach świata. Same dobre wyniki w pracy. Widzę w was duży potencjał. Chcecie się zapisać wielkimi zgłoskami w historii naszej służby?
– Tak jest, towarzyszu generale – potwierdził Iwan, stając na baczność.
– Siadajcie. Po co te oficjalne gesty... A więc mam dla was misję. Byliście kiedyś w Iraku?
– Nie, towarzyszu generale. – Berezyuk wiedział, że generał ma przed sobą jego dossier i nie ma tam ani słowa o krajach arabskich.
– No to będziecie mieli okazję trochę się opalić. Ojczyzna wysyła was, byście walczyli o naszą wolność. Jutro lecicie do Bagdadu. Tam będziecie mieli misję do wykonania.
Iwan nigdy dotąd nie miał okazji działać w tamtym rejonie świata. Zastanawiał się, co takiego w Iraku może zagrażać bezpieczeństwu Federacji Rosyjskiej.
Tymczasem generał ciągnął:
– W Bagdadzie za kilka dni odbędzie się spotkanie agentów imperialistycznych Stanów Zjednoczonych z pewnym Arabem. Waszym zadaniem będzie oddanie strzału do Irakijczyka. Macie strzelić, ale w taki sposób, aby go nie zabić.
– Towarzyszu generale, mam strzelić, aby nie zabić?
– Dobrze słyszeliście. Strzał ma być celny, jednak rana nie może być śmiertelna.
Iwan zastanawiał się, o co w tym wszystkim chodzi. Wiele razy wcześniej strzelał na zlecenie przełożonych, ale zawsze miał zabić. Tutaj najwyraźniej chodziło o jakąś poważniejszą sprawę. Czuł się jak istotny element doskonale działającej machiny. Był kimś ważnym, kimś, dzięki komu Rosja ocaleje.
Teraz leżał na dachu i zastanawiał się, czy po tej misji dostanie kolejne zadanie w tym rejonie świata, czy może wróci do znanych sobie miejsc. Patrzył na stojącego na ulicy mężczyznę i czuł, że leżący na spuście palec zaczyna go boleć. Rozkaz brzmiał jednoznacznie: strzelić, jak mężczyźni wyjdą z budynku.
Ahmed zobaczył mężczyzn w ostatnim momencie. Byli od niego oddaleni zaledwie kilka metrów. Uważnie się rozejrzał i otworzył drzwi za swoimi plecami. Gestem zaprosił amerykańskich agentów do środka.
Nie chciał, aby ktoś postronny zobaczył, że się z nimi spotyka. Co prawda, miał wytłumaczenie, ale mogło się okazać, że jakiś nadgorliwy bojownik postanowi wziąć sobie jego za cel i zastrzeli jak zdrajcę. W tym kraju najpierw lecą kule, a dopiero potem padają pytania.
Gdy weszli do budynku, udali się do wcześniej przygotowanego przez Ahmeda mieszkania. Amerykanie zawsze woleli spotykać się gdzieś na pustyni, jednak ostatnio udało mu się ich przekonać, że mieszkanie jest bezpieczniejsze. W tym miejscu odbyli już dwa spotkania, to miało być ostatnim. Potem trzeba będzie poszukać innego punktu kontaktowego.
Ahmed zaprosił gości do izby i nalał im po kubku wody. Płyn był mętny ze względu na awarię wodociągów. Po wybuchu wojny wiele urządzeń infrastruktury zostało zniszczonych i do tej pory ich nie naprawiono. Nie było na to czasu w kraju targanym ciągłymi konfliktami. Jak był dyktator, trzymał wszystko silną ręką. Opozycję likwidował cicho i bez zbędnego zamieszania. Czasem tylko odbywały się pokazowe procesy, gdzie winę ustalano z wyprzedzeniem, a kara była czystą formalnością.
Ahmed wziął łyk wody i spojrzał na agentów. Ten niższy, Marshall, miał w sobie coś, co w innych warunkach spowodowałoby, że Ahmed poderżnąłby mu gardło bez zmrużenia oka. Nie lubił mężczyzn, którzy starają się wyglądać na bojowników, a w rzeczywistości są miękcy i w razie zagrożenia uciekają jak najdalej. A takie właśnie wrażenie sprawiał ten grubas w okularach. Ten drugi, wyższy, Gatsby, wyglądał lepiej, ale jemu też Ahmed nie do końca ufał. Mało mówił, dużo słuchał, a do tego ten wzrok... jakby na wszystkim znał się lepiej niż inni. Czuł, że obaj Amerykanie traktują go z wyższością i uważają, że on, zwykły bojownik i pobożny muzułmanin, jest kimś gorszym.
Jeszcze się zdziwią, pomyślał, uśmiechając się pod nosem.
– Powiedz dokładnie, po co nas tu wezwałeś – powiedział Marshall. – Mamy dużo ważniejszych spraw na głowie.
– Mam dla was informację. Za dwa dni odbędzie się spotkanie najważniejszych przywódców. Będą przedstawiciele Bazy i Daesh, oprócz nich będą też szefowie pomniejszych organizacji – zaczął Ahmed.
Gatsby spojrzał na Marshalla, na co ten uśmiechnął się z politowaniem. Biedny Arab nie miał pojęcia, że Daesh zostało stworzone przez amerykański wywiad w celu wyeliminowania Al-Kaidy. Tylko nieliczni wiedzieli, że Stany Zjednoczone dostarczają wyposażenie i broń bojownikom Państwa Islamskiego. Marshall z Gatsbym wielokrotnie brali udział w konwojach ze sprzętem, który trafiał w ręce żołnierzy ISIS.
– A jakieś szczegóły? – spytał Gatsby.
– Szczegóły? To, co powiedziałem, to mało? – rzucił Arab z lekkim niedowierzaniem.
– No trochę mało. Mamy wiele niezależnych źródeł i żadne nie poinformowało nas o takim spotkaniu. Powiem więcej: nikt nawet nie myśli, że do takiego spotkania może dojść. ISIS i Baza to zaciekli wrogowie, nie ma najmniejszej szansy, żeby zawiązali sojusz – powiedział Marshall.
– Wy, Amerykanie, nie rozumiecie naszej mentalności. Przyjeżdżacie do naszego kraju i uważacie, że jesteście mądrzejsi. Cały świat islamski ma jeden cel. Ma doprowadzić do tego, aby prorok Mahomet i Allah rządzili niepodzielnie na całym świecie. Już raz nie dostrzegliście zagrożenia i srogo się to na was zemściło. Myślicie, że za wielką wodą jesteście bezpieczni? Myślicie, że karząca ręka islamu was nie dosięgnie? Nasi piloci chyba już pokazali, jak kruche są wasze budynki. Udowodnili, że nikt nie może być bezpieczny. Kto wyciąga rękę w kierunku skarbów państw arabskich, ten musi wiedzieć, że ta ręka zostanie odrąbana.
– Spokojnie, Ahmed. Po co ta indoktrynacja? My po prostu musimy mieć pewność, że mówisz prawdę, zanim powiadomimy swoich przełożonych. – Gatsby starał się załagodzić sytuację.
Ahmed spojrzał na nich wzrokiem, który na pewno nie zdradzał jego myśli. Szejk kazał mu spokojnie poinformować ich o spotkaniu, tymczasem on miał ochotę wyjąć nóż, który miał w kieszeni, i poderżnąć im gardła. Uspokoił się jednak i uśmiechnął się pojednawczo.
– Dobrze. Spotkanie przywódców odbędzie się w Al-Kut. Na samym wjeździe do miasta stoi samotny dom. To w nim dojdzie do spotkania. Za dwa dni, godzinę po zachodzie słońca.
– I mówisz, że będą tam wszyscy najważniejsi przywódcy? – dopytał Marshall.
– Co do jednego.
– Dobrze, załóżmy, że ci wierzymy. Powiedz tylko jedno: dlaczego dzielisz się z nami tą informacją?
– Szejk kazał mi ją wam przekazać. Ale pod jednym warunkiem. Zlikwidujecie wszystkich, a potem opuścicie nasz kraj i pozwolicie, abyśmy swoje sprawy załatwiali we własnym gronie. Irak wiele wycierpiał za Saddama i cierpi nadal. Krew naszych przodków zalała pustynię i wsiąka w piach. My mamy już dość walk, nie chcemy krzyżowców na swojej ziemi – wyjaśnił Ahmed.
– A jak się nie wyniesiemy? – Gatsby uniósł brew.
– To wasze głowy zawisną na płotach w całej Europie i Ameryce. Allah sprawi, że każdy muzułmanin będzie waszym wrogiem. Nie będziecie wiedzieć, z której strony czyha zagrożenie. Nic jednak nie zrobicie, bo wasza poprawność polityczna, wasze zasady nie pozwolą wam wygrać z nami wojny. Wyślemy do was miliony bojowników, nie będziecie wiedzieć, do kogo strzelać. Czy zastrzeliłbyś dziecko, takie siedmioletnie?
– W cywilizowanym świecie nie strzela się do dzieci i cywilów – odpowiedział Marshall.
– Ale kałasznikow jest tak samo niebezpieczny w rękach siedmiolatka, jak i dorosłego bojownika, prawda? Nasze dzieci uczymy walki, wy swoje tolerancji. Nasze dzieci zniszczą wasz świat. Jedynym naszym warunkiem jest, abyście się stąd wynieśli.
– Przekażę wiadomość swoim przełożonym. Zatem Al-Kut za dwa dni, godzinę po zachodzie słońca?
– Tak. I niech wasz Bóg was chroni, jeśli nie dotrzymacie warunków umowy – powiedział Ahmed. – To wszystko.
Amerykanie spojrzeli po sobie w milczeniu. Wiedzieli, że spotkanie dobiegło końca.
Obaj skierowali się w kierunku wyjścia. Ahmed powoli podążył za nimi.
Szejk Mohamed bin Rahman siedział w kwaterze głównej organizacji, którą stworzył i którą zarządzał. Ali, jego prawa ręka, rozgrzebywał właśnie drwa w ognisku, które paliło się wewnątrz pomieszczenia. Wokół panowała cisza.
– Czasem nie rozumiem twojego toku myślenia, choć wiem, że zawsze dobrze na tym wychodzimy – odezwał się wreszcie Ali, spoglądając na szejka. – Powiedz mi jednak, jaki jest cel wystawienia Ahmeda na strzał?
– Drogi Ali, mój przyjacielu. Jak pewnie wiesz, świat islamski jest wewnętrznie skłócony. Zapomnieliśmy już, że naszym wrogiem jest pomiot diabelski, czyli Ameryka i Izrael. Walczymy ze sobą, a tymczasem on rośnie w siłę. Musimy sprawić, że wszystkie organizacje połączą swoje siły, a nasi wrogowie zaczną się gryźć między sobą jak wściekłe psy – odpowiedział spokojnie szejk, sięgając po leżącą w pobliżu gazetę. – Spójrz na te wypociny amerykańskich psów. Piszą tutaj, że dzięki ich działaniom w Iraku nastała demokracja. Ha, ha, ha! Większych bzdur nie czytałem. A co do twojego pytania o Ahmeda, pokrótce nakreślę ci mój plan. Chcę rozpętać piekło w zachodnim świecie, chcę podbić ich terytorium. Chcę, aby płacili dżizję[1] za wolność i spokój.
– Ale co wspólnego ma z tym wszystkim Ahmed? – spytał Ali, w dalszym ciągu nie rozumiejąc celu strzelania do własnego bojownika.
– Zobacz, za dwa dni odbędzie się spotkanie najważniejszych przywódców organizacji walczących o wygonienie innowierców z naszych ziem. Amerykańscy szpiedzy są wszędzie, jednak żaden z nich nie uwierzyłby w to, że możemy dojść do porozumienia i sojuszu. Tak nas skłócili. Gdy do Ahmeda ktoś strzeli, uwiarygodni go na tyle, że Amerykanie zrobią najazd na miejsce spotkania. To będzie dla nas wielka szansa.
– Ale dlaczego to nie my strzelamy, tylko jacyś Rosjanie?
– Bo oni też mają swoje cele i im też zależy na utarciu nosa Żydom i Amerykanom.
– Muszę przyznać, o wielki, że nie do końca to wszystko rozumiem, ale wiem, że każdy twój pomysł jest naznaczony tchnieniem Mahometa.
Szejk spojrzał na leżący w pobliżu zegarek. Pomimo rozbitej szybki nadal działał.
– Zaraz mój plan zacznie się realizować – powiedział, uśmiechając się pod nosem.
Moskwa, Rosja, 21 stycznia 2013 r.
W gabinecie generała Aleksandra Pawłowa zapadła cisza.
Generał wstrzymał oddech, patrząc na zegarek. Obecni w jego gabinecie wiceminister obrony narodowej Wasilij Gorszkow i szef sztabu rosyjskiej armii, generał Aleksiej Romankow zamarli.
– Chyba już – powiedział Pawłow.
– Generale, wytłumaczcie jeszcze raz, o co dokładnie chodzi z tym zaangażowaniem w Iraku.
– Towarzyszu ministrze Wasia – zaczął generał, przechodząc na bardziej swobodny styl rozmowy. – Amerykanie przejęli nasze wpływy w Iraku. Mają tam swoje wojska. My musieliśmy opuścić tamten rejon. Teraz jest szansa, abyśmy powrócili na należne nam miejsce na mapie świata.
– Ale nadal nie do końca rozumiemy... – wtrącił się Romankow.
– Kilka tygodni temu skontaktował się z naszą agenturą w Londynie wysłannik szejka Mohameda bin Rahmana. Miał dla nas ciekawą propozycję.
– Kto to jest ten Rahman? – spytał wiceminister.
– To taki lokalny watażka. Ma duże wpływy, ale sam stara się nie rzucać jankesom w oczy. Mamy podejrzenia, że to on stoi za wieloma zamachami, również tym na World Trade Center w Nowym Jorku w dwa tysiące pierwszym roku.
– A to nie bin Laden za tym stał? – spytał Gorszkow.
– Owszem, bin Laden stał, ale pomysł jako pierwszy podał bin Rahman. Przynajmniej pewne źródła tak donoszą.
– Dobrze, do rzeczy. Czego chce ten Rahman? – spytał Romankow.
– Przez swojego człowieka złożył nam propozycję. Za kilka dni Amerykanie zaatakują czołowych przywódców organizacji islamskich. Oczywiście ich akcja będzie tylko pozornie udana. My, w zamian za swoją pomoc, będziemy mogli zaangażować się w konflikt w Syrii bez obawy o nasze zaplecze. Szejk bin Rahman zadba, aby nikt nie atakował naszych pleców i aby w Rosji nie było zamachów terrorystycznych w wykonaniu islamskich ekstremistów.
– Czy jest w stanie dotrzymać tych gwarancji? Jest na tyle wpływowy? – drążył Gorszkow.
– Jest. My mamy tylko oddać jeden strzał, w dodatku nie zabójczy. W sumie to niewysoka cena za gwarancję bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.
– A co z naszym strzelcem?
– Zostanie odznaczony. Niestety rodzina dostanie medal nadany pośmiertnie – stwierdził Pawłow.
Wszyscy zebrani wiedzieli, że to w sumie niewielka cena za osiągnięcie ich celu.
Zamierzali doprowadzić kraj do stanu, w jakim znajdował się przed upadkiem Związku Radzieckiego. W ostatnich latach pozycja Rosji na arenie międzynarodowej spadła.
Ich kraj z mocarstwa przeistoczył się w papierowego tygrysa. Zbyt słabego, aby zaatakować, ale jednocześnie zbyt silnego, by trzymać się na uboczu wielkiej polityki.
Bagdad, Irak, 21 stycznia 2013 r.
Iwan patrzył na drzwi. Czekał, aż mężczyźni wyjdą. Zastanawiał się nad drogami ucieczki z miejsca, w którym siedział. Wiedział, że gdy odda strzał, zostaną zaalarmowani strażnicy, policjanci i żołnierze patrolujący ulicę. Będzie musiał mocno kombinować, aby wydostać się z Bagdadu. Siatka rosyjskiego wywiadu przygotowała kilka dróg ewakuacji. Miał wybiec z budynku i skręcić w pierwszą uliczkę w prawo. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów miał skręcić w lewo i wbiec w uliczkę, gdzie stoją kupcy ze swoimi straganami. Gdy dobiegnie do końca, wejdzie w trzecie drzwi po prawej. Przez budynek przejdzie na podwórko. Tam będzie stała ciężarówka z beczkami pełnymi owoców. Miał wejść do jednej z nich i wtedy zostanie przykryty owocami. Ryzyka, że ktoś będzie sprawdzał ten transport, praktycznie nie było. Nikt nie odważy się sprawdzać transportu, który ma trafić do samego szejka Mohameda bin Rahmana.
Co chwilę ocierał pot z czoła. Upał mocno dawał mu się we znaki, choć Iwan wiedział, że to nie tylko wina temperatury. Kiedy dwa lata temu miał zastrzelić syna jednego z czeczeńskich terrorystów, też pot lał mu się po czole, pomimo że był styczeń i wszędzie leżał śnieg.
Doskonale pamiętał tamtą akcję. Miał do wykonania zadanie – jedno z tych brudnych, które służby zmuszone są czasami realizować. Federalna Służba Bezpieczeństwa zatrzymała czeczeńskiego przywódcę Asłambeka Maschadowa. Tortury niewiele zdziałały, facet był twardy. Dopiero jakiś wyższy stopniem oficer zadecydował, by złamać terrorystę przy pomocy jego rodziny. Zagrożono mu, że jak nie powie tego, co służby chcą wiedzieć, to zabiją mu bliskich. Na początek miał zginąć pierworodny, potem kolejni członkowie familii. Facet nie wierzył, że to zrobią...
Właśnie Iwanowi przypadło w udziale zastrzelenie małego Asłana. Przez kilkadziesiąt minut obserwował bawiące się na podwórku dziecko. Malec trochę ganiał z kijkiem, kopał jakieś puszki, nic specjalnego. Iwan patrzył przez lunetę, czekając na sygnał do oddania strzału. Gdy zadzwonił telefon z krótkim Da, wstrzymał oddech i powoli zaczął ściągać palec na języku spustowym. Po oddaniu strzału niemal widział, jak pocisk zmierza w kierunku celu. Jak rozrywa głowę pięciolatka, jakby ktoś rozwalił arbuza. Wszędzie było pełno krwi.
Rozległy się krzyki, lamenty, zaczęła się bieganina. Jakieś kobiety zawodziły. Kilku czeczeńskich bojowników zaczęło strzelać w powietrze, a także w kierunku miejsca, gdzie według nich mógł ukrywać się strzelec.
Iwan nie patrzył na to dłużej. Szybko wybiegł po schodach z budynku i ukrył się w bagażniku starej wołgi. Wiedział, że to nie jest odpowiednia kryjówka, ale miała mu posłużyć tylko na kilka minut. Z wnętrza bagażnika słyszał krzyki w obcym języku i szybkie kroki w pobliżu. Prawie czuł, jak jakaś ręka sięga do klapy. Spiął wtedy wszystkie swoje mięśnie, wyjął pistolet Makarowa z kieszeni spodni i wycelował. Serce biło mu jak szalone...
W tym momencie nad miastem rozległ się głośny huk. Wszędzie wybuchały pociski rakietowe wystrzeliwane ze śmigłowców Mi-24, należących do armii rosyjskiej. Nadleciały siły, których jedynym zadaniem było narobić jak najwięcej hałasu, aby Iwan mógł uciec.
W Bagdadzie nie miał jednak szansy na wsparcie z powietrza. Nie było tu rosyjskiej armii, nie było nawet jednego śmigłowca. Mógł liczyć tylko na własne siły, szczęście, które dotąd go nie opuszczało, i odrobinę sprytu. Wiedział, że jak odda strzał, będzie ścigany, dopóki nie znajdzie się w bezpiecznym miejscu.
Każdy jego mięsień był napięty. Spływającego po czole potu już nawet nie czuł, gdy w oku lunety zobaczył otwierające się drzwi i wychodzących z budynku dwóch jankesów. Kilka kroków za nimi szedł Arab, który był jego celem.
Iwan wziął głęboki oddech i skierował celownik na głowę mężczyzny. Wiedział, że ma tylko zranić, ale coś go kusiło, by postąpić po swojemu. Chciał zobaczyć, czy czaszka dorosłego mężczyzny też eksploduje niczym arbuz, jak u małego Asłana. Po sekundzie zjechał celownikiem w dół.
– Za rodinu – powiedział cicho i nacisnął język spustowy.
Leżący na ulicy mężczyzna wzbudził panikę pośród sprzedawców na okolicznych bazarach. Wszyscy widzieli, jak tuż po strzale mężczyzna pada na ziemię. A że nie było wiadomo, gdzie ukrył się snajper, ludzie w popłochu szukali dla siebie kryjówki.
Dwóch Amerykanów stojących w pobliżu postrzelonego rozglądało się z lekkim przestrachem. Pierwszy zimną krew odzyskał Gatsby.
– Spierdalamy stąd – rzucił krótko.
– Chyba Ahmed miał rację. Ta kulka zweryfikowała jego słowa. Trzeba spytać Abdula, czy coś wie o spotkaniu.
– Jak stąd nie zwiejemy, nikogo o nic już nie zapytasz. – Gatsby złapał kolegę za ramię i pociągnął w stronę jednej z wąskich uliczek.
Zaczęli uciekać, nie widzieli więc, jak Ahmed, jęcząc, starał się podnieść. Był zaskoczony tym, że ktoś do niego strzelał. Wcześniej obawiał się, że jakiś bojownik opacznie zrozumie cel jego spotkania z amerykańskimi szpiegami. Czuł, że tylko kilka milimetrów dzieliło go od śmierci. Allah jednak nad nim czuwał – kula trafiła w bok, przebijając płuco. Krwawienie było obfite i każdy ruch powodował ból. Zastanawiał się, czy nie umrze z powodu utraty krwi. Musi jak najszybciej dostać się do jakiegoś szpitala. Najpierw jednak powinien powiadomić szejka o wykonaniu zadania.
Powoli wstał, próbując ręką zatamować krwawienie. Dookoła biegali bojownicy z karabinami Kałasznikowa. Kilka serii zostało puszczonych w powietrze. Ahmed nie rozumiał celowości strzelania w nicość. To marnowanie amunicji, która za jakiś czas może się przecież przydać.
Patrzył na twarze wykrzywione grymasem nienawiści, jaka została w tych ludziach zaszczepiona przez ich przywódców. Uśmiechnął się, bo wiedział, że ta nienawiść już niedługo znajdzie ujście. Ujrzą ją obywatele wielu europejskich miast – i będzie to ostatnia rzecz, jaką los pozwoli im zobaczyć.
Gdy odrzucił karabin i wybiegł z budynku, czuł za sobą oddech pogoni. Nie widział co prawda nikogo, ale powietrze było tak przesiąknięte nienawiścią, że pościg szybko wpadnie na jego trop. Nawet nie wiedział, kiedy pokonał wcześniej wytyczoną trasę.
Wbiegł na dziedziniec, gdzie miała stać ciężarówka z transportem dla szejka. Jakiś mężczyzna w stroju arabskim podniósł wieko beczki i Iwan szybko się w niej ukrył. Leżąc pośród jakichś owoców, których nazw nawet nie znał, czuł, że beczka się podnosi. Zastanawiał się, czy korzystają z pomocy małego podnośnika czy to za sprawą jakichś bloczków. Będzie musiał spytać, kiedy już trafi w bezpieczne miejsce.
Nagle poczuł szarpnięcie. Coś mu mówiło, że nie wszystko idzie zgodnie z planem. Najprawdopodobniej był w dużym niebezpieczeństwie. Nie tak miała wyglądać ta akcja.
Podniósł ręce i zaczął z całej siły pchać pokrywę. Widział już światło przez małą szparkę, która w ten sposób powstała. W tym samym momencie poczuł ostry zapach benzyny. Jakaś osoba stojąca na zewnątrz włożyła do beczki kawałek rury i po chwili popłynęło nią paliwo.
Iwan czuł, że musi jak najszybciej wydostać się z pułapki. Zaparł się plecami o ścianę beczki, walcząc z pokrywą. Każdy jego mięsień drżał z wysiłku, pot zalewał mu czoło i mieszał się z paliwem, które powoli wypełniało wnętrze pułapki.
Szpara była już na tyle duża, że za chwilę zdoła się wydostać.
W tym samym momencie na zewnątrz rozbłysnął ognik. Ktoś podpalił zapałkę i wrzucił ją do środka. Beczka zajęła się ogniem. Iwan czuł zwiększającą się z każdą sekundą temperaturę. Płomienie zajęły jego ubranie i zaczął się palić żywcem. Do jego nozdrzy dotarła woń spalonego mięsa.
Przypomniał mu się film, który widział w dzieciństwie – o wojnie ojczyźnianej i czołgistach, którzy spalili się wewnątrz czołgu T-34. Obraz utkwił mu w pamięci, a teraz sam doświadczał podobnych przeżyć.
Krzyczał, choć wiedział, że nikt nie przyjdzie mu z pomocą.
Przypisy