Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wydany przez Narodowe Centrum Kultury jubileuszowy tom o Stanisławie Lemie zawiera analizy utworów pisarza, wypowiedzi translatologiczne i językoznawcze, eseje ukazujące adaptacje powieści Lema w teatrze, filmie, komiksie i grach komputerowych, a także rozważania autorów z dziedziny nauk ścisłych
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 595
Słowo wstępne
Piotr Gliński
Filozof, intelektualista, erudyta, poliglota. Jego pisarstwo jest odzwierciedleniem rozległej wiedzy z zakresu nauk ścisłych, medycznych, przyrodniczych, humanistycznych. Uchwałą Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej rok 2021 został ustanowiony Rokiem Stanisława Lema. To godne upamiętnienie setnej rocznicy urodzin najsłynniejszego przedstawiciela polskiej fantastyki naukowej i jednego z najbardziej znanych pisarzy tego gatunku na świecie. W uchwale sejmowej czytamy:
W swoich rozważaniach nad kondycją współczesnego człowieka, skutkami postępu technicznego i cywilizacyjnego dostrzegał wiele zagadnień fundamentalnych dla kultury i myśli współczesnej. Przestrzegał przed negatywnymi skutkami technicznego rozwoju cywilizacji, a jego prace teoretyczne i prognozy futurologiczne mają znaczący wpływ na definiowanie miejsca ludzkości we wszechświecie i prognozowanie jej losu1.
Okrągły jubileusz luminarza polskiej literatury dał asumpt do podejmowanych w całej Polsce licznych inicjatyw lemowskich, które zachęcają do czytania i popularyzują jego dorobek. Cieszy mnie, że niezwykle ciekawe pomysły, finansowane przez Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, realizowane są w dużej mierze przez instytucje kultury. Wśród nich są między innymi koncerty, wystawy, mural, film VR – poświęcone lub inspirowane twórczością patrona roku – w które zaangażowało się Narodowe Centrum Kultury.
Lektura bogatego dorobku pisarskiego Stanisława Lema daje nam nadzieję, że „marzenia zawsze zwyciężają rzeczywistość, gdy im na to pozwolić”2. Bo Lem to zafascynowany nauką i sztuką, twardo stąpający po ziemi marzyciel. Obdarzony niezwykle przenikliwym, błyskotliwym umysłem i nadzwyczajną wyobraźnią, która znajduje odzwierciedlenie nie tylko w zaskakujących futurystycznych wizjach, lecz także w warstwie językowej jego prac, licznych neologizmach, którymi nazywał nieistniejące przedmioty i zjawiska. Widział przyszłość. Trafnie prognozował kierunki rozwoju cywilizacji i konkretne wynalazki, z których dziś korzystamy na co dzień. W Summae technologiae – najsłynniejszym zbiorze esejów i swoim opus magnum Lem przewidział między innymi rozwój nanotechnologii, sztucznej inteligencji czy wirtualnej rzeczywistości, które rodziły się w ostatnich latach na naszych oczach, ale – podobnie jak w innych dziełach – podjął też ważkie zagadnienia etycznych i filozoficznych konsekwencji rozwoju technologii. Ostrzegał przed zagrożeniami, które za sobą niosą.
Swoje teksty o proweniencji filozoficzno-naukowej ubierał w lżejszą formę literatury fantastycznonaukowej, często z dużą dawką ironii, a nawet drwiny czy groteski. Był pasjonatem czytania i bardzo pracowitym twórcą. Jak wspomina jego syn: „Ojciec codziennie wstawał około czwartej rano, niekiedy nawet wcześniej. Od świtu dom wypełniał odgłos stukającej maszyny do pisania”3.
Zaraz po wojnie dzięki lekturze amerykańskich i kanadyjskich czasopism naukowych nauczył się języka angielskiego. Na różnych etapach swojego życia opanował jeszcze pięć innych języków obcych, co dawało mu nie tylko dostęp do światowych publikacji w oryginale, ale również zdolność oceny przekładów własnych książek i korespondowania z tłumaczami i wydawcami.
Lem z różnych nadawanych mu określeń zdecydowanie wolał „filozof” niż „autor science fiction”. Jako pisarz nie uprawiał jedynie beletrystyki, choć ta przyniosła mu największą sławę. Po wydaniu swych najsłynniejszych powieści całkowicie zajął się filozofią nauki, eseistyką naukową, krytyką literacką. W tych formach mógł w sposób bardziej bezpośredni wyrazić swoje poglądy. Jego publikacje o charakterze popularnonaukowym i publicystycznym z tego zakresu również są wysoko cenione.
Oddaję w Państwa ręce jubileuszową monografię Narodowego Centrum Kultury, która stanowi dociekliwą próbę odczytania wybranych utworów z bardzo bogatej spuścizny autora Solaris przez pryzmat współczesnych badań, i zachęcam do zapoznania się z zawartymi w niej opracowaniami. Wierzę, że te interesujące analizy filozoficzne, językoznawcze i kulturoznawcze pozwolą Państwu na odkrycie nowych walorów twórczości naszego wybitnego pisarza i myśliciela. Jako naukowiec, wykładowca i socjolog proponuję rozpoczęcie tej lektury od refleksji Stanisława Lema, która jest mi szczególnie bliska: „Nauka objaśnia świat, ale pogodzić z nim może jedynie sztuka”4.
prof. dr hab. Piotr Gliński
Wiceprezes Rady Ministrów
Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
Stanisław Lem, czyli uniwersalna wartość interdyscyplinarności
Dorota Heck
Stereoskopia wymaga dwóch obrazów jednego przedmiotu, przesuniętych. Kto zna dwa języki, widzi świat stereoskopowo – ten właśnie efekt powstaje z przesunięcia znaczeń wyrazów przyporządkowanych sobie w słowniku5.
Hugo Steinhaus
Wydawnictwo Narodowego Centrum Kultury zbiorowymi tomami z serii Jubileusze włącza się w obchody rocznic poświęconych największym twórcom. Bieżący 2021 rok decyzją Sejmu RP został ustanowiony Rokiem Stanisława Lema w setną rocznicę urodzin pisarza.
Twórczość Lema zawiera szeroki obraz świata. Znalazło się w niej miejsce na syntezę najnowszej wiedzy z wielu dziedzin oraz na prognozy i przestrogi dotyczące przyszłych losów ludzkości. Interdyscyplinarność nie jest zjawiskiem ani postulatem nowym. Twórczość Lema należy jednak do wieku XX, a pisarz był pewien, że „odkrywczo najpłodniejsze jest krzyżowanie informacji pochodzącej z rozmaitych dziedzin”6. Obecnie mówi się o post-, trans- i unidyscyplinarności7.
Według autora Historii humanistyki, Rensa Boda, nauki humanistyczne od końca XX wieku wpływają na nauki ścisłe. Ponieważ genetyka i techniki informacyjne ulegają takiemu wpływowi, zdaniem Boda słabsze stało się rozdzielenie nauk8. Podważanie rozróżnienia idiografizmu i nomotetyzmu przejawia się w pracy Historia humanistyki akcentowaniem przypadków, kiedy humaniści odkrywali w języku, dziejach, kulturze pewne prawidłowości. W 1966 roku doszło do pamiętnej polemiki między Leszkiem Kołakowskim a Lemem, który sformułował tezę, że w dziedzinie „filozofii z biegiem lat ubywa coraz więcej zagadnień, albowiem ulegają one niejako «wessaniu» i zawłaszczeniu przez naukę, rozumianą jako przyrodoznawstwo oparte na doświadczeniu i budowanych nad doświadczeniem teoriach”9. Czym dzisiaj jest konsyliencja? Postulowana na przełomie XX i XXI wieku jedność wiedzy, skądinąd dyskusyjna, ma swoje antecedencje w interdyscyplinarnych ujęciach dwudziestowiecznych10. Nie zawsze bywały one fortunne. W krytycznej ocenie zapożyczania przez humanistów terminologii z nauk ścisłych Lem wyprzedził więc Alana Sokala i Jeana Bricmonta o 36 lat11. Czytał Karla Poppera, powołał się na niego i Ludwiga Wittgensteina w rozmowie ze Stanisławem Beresiem12. Zaryzykowałabym nawet hipotezę, że konstruktywizm i mocny program socjologii wiedzy nie pozostają w sprzeczności ze sceptycyzmem okazywanym wobec scjentyzmu w późnych wypowiedziach pisarza13. Bez wątpienia wyprzedzał on swój czas.
Zdaniem Lema szczególnie niebezpieczne dla rozwoju nauki są uprzednio podejmowane decyzje, jakie badania należy ze względów praktycznych, użytkowych czy też z przyczyn o charakterze pragmatycznym popierać, ponieważ historia nauki wskazuje, że przełomowych odkryć dokonywano najczęściej niejako przypadkowo, czyli podczas prowadzenia badań podstawowych, a nie nastawionych na określone zastosowania14. Trudno się oprzeć pokusie formułowania inspirowanych jego tezami ocen lub postulatów, snucia analogii, wskazywania odwołań do współczesności i przyszłości.
Lem mimo wiedzy o ograniczeniach nauki (już jako współpracownik „Zeszytów Naukoznawczych” w latach czterdziestych XX wieku znał prowizoryczność jej ustaleń jak mało kto w jego pokoleniu) był świadom, że „miejscem, gdzie toczy się prawdziwa akcja, jest właśnie biblioteka”15. Przeciwstawiał się idealistycznym tezom o wyższości subiektywnych odczuć nad ustaleniami nauk empirycznych16.
W naszym wielogłosie – inspirowanym klasyczną już twórczością Lema, nie ponowoczesną, lecz nowoczesną, poszukującą zatem epistemologicznej pewności, nieoczywistej, ukrytej prawdy, istoty rzeczy, precyzji, racji – mamy wypowiedzi translatologiczne, językoznawcze i literaturoznawcze, nie zabrakło też tekstów filmoznawczych ani teatrologicznych. Nie przejawiamy aspiracji, aby stworzyć spójną i zamkniętą całość wyczerpującą temat interdyscyplinarności płynących z dziesiątek książek Lema, które należą do różnych gatunków piśmiennictwa, od powieści do wyboru felietonów. Zapraszamy jedynie do namysłu nad kilkoma zagadnieniami: filozoficznymi i językowymi rudymentami twórczości, jej literackimi kontekstami, przykładowymi konfrontacjami z obcymi polskiej literaturze systemami pojęciowymi, adaptacjami fabuł Lema w teatrze, filmie, komiksie, grach komputerowych. Zastanawiamy się też nad przyszłością czytania tej prozy ze szczególnym uwzględnieniem kształtowania jutrzejszego odbioru przez edukację szkolną. Do recepcji wśród najmłodszych dochodzimy, począwszy od zagadnień najstarszych, jeśli nie ponadczasowych.
Filozofia wieczysta stanowi przedmiot uwagi Zbigniewa Trzaskowskiego jako interpretatora Lemowej prozy, podczas gdy Jakub Zdzisław Lichański argumentuje, że Lem, niejako mimo woli, stał się filozofem współczesnego mu świata, naznaczonego cieniem totalitaryzmu, który analizowała Hannah Arendt. Wprawdzie teza artykułu warszawskiego badacza została już przezeń wcześniej opublikowana, lecz zmieniające się okoliczności i kontekst interdyscyplinarnego tomu powodują, że podobne zdania niosą już nowe, zmodyfikowane sensy. Najogólniejsze tezy i konteksty humanistyczne sytuują się zarazem w kręgu pytań stawianych przez fizyków17.
Klasyczne ujęcia literaturoznawcze, filologiczne, polonistyczne, komparatystyczne – to prace Marii Jolanty Olszewskiej, Małgorzaty Krakowiak, Agnieszki Kwiatkowskiej, Marty Skwary. Problematyka translatologiczna i translatorska, poruszona przez tę ostatnią, była dla światowej sławy prozaika szczególnie istotna; poświęcił jej niemało uwagi w rozmowach ze Stanisławem Beresiem, wyróżniając Austriaczkę Irmtraud Zimmermann-Göllheim, która błyskawicznie i z fenomenalną biegłością opanowała polszczyznę. Z kolei tekst Agnieszki Libury stanowi językoznawczą analizę, która we wnioskach przynosi horyzont syntezy. Artykuły Teresy Grabińskiej, Jacka Kopcińskiego oraz Eugeniusza Porady, choć w różnym stopniu oraz w wysoce niepodobnych ujęciach, poruszają kwestię transhumanizmu, wyrażając nadzieję na przewagę natury nad uzurpacjami, niebezpieczeństwami i klęskami cywilizacji. Grozę Zagłady przypomina, powołując się na pracę Agnieszki Gajewskiej18, Jacek Kopciński. Książka tej badaczki zainspirowała również Agnieszkę Kwiatkowską. Małgorzata Krakowiak natomiast przeanalizowała eseistykę Lema, wskazując na jej niezwykłą wartość i poszerzanie możliwości tego gatunku literackiego. Już w 1972 roku pisarz zwrócił się do czytelników z otwartą deklaracją, że rezygnuje z tworzenia fantastycznonaukowych fabuł na rzecz eksperymentów beletrystycznych oraz pisania esejów, których tematyka sytuuje się na pograniczu futurologii, literatury i antropologii filozoficznej19.
Andrzej Stoff, teoretyk literatury z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i autor monografii fantastycznonaukowych powieści Lema, tym razem skoncentrował się na jednym dziele – Edenie. Metodologicznym założeniem tego badacza jest rozumienie dzieła literackiego jako rezultatu „osobowego aktu twórczego”20. Dlatego humanistyczne przesłanie Edenu literaturoznawca rozpatruje w kontekście prawdopodobnej (choć przecież nie bezspornej) intencji autorskiej oraz potraktowanego komparatystycznie odbioru powieści Aleksego Tołstoja Aelita, której przekład opublikowano dwa lata przed powstaniem Edenu.
Powściągliwość wobec uroszczeń techniki podobnie wyinterpretowuje z Edenu Maria Olszewska, z innych utworów zaś – z największym naciskiem na trwałość dokonań klasycznej filozofii – Teresa Grabińska. Kiedy pisarz zastanawiał się nad możliwościami sztucznej inteligencji, zdawał się upatrywać nadziei dla świata na ludzką miarę w odrębności nauk społecznych, takich jak na przykład socjologia, od ścisłych, jak fizyka. Maszyna, która miałaby zautomatyzować i zastąpić pracę poznawczą, musiałaby:
[…] uwzględniać, dla stworzenia teorii układów złożonych, wielką ilość parametrów, taką, jakiej algorytmy nauki współczesnej podołać nie potrafią. W fizyce można oddzielać od siebie poziomy zjawisk (fizyka atomowa, jądrowa, ciała stałego, mechanika). W socjologii to nie jest możliwe, ponieważ wiodącymi, to jest decydującymi o dynamicznym torze systemu okazywać się mogą naprzemiennie rozmaite poziomy (singularno-jednostkowy, pluralno-masowy). Główny szkopuł leży właśnie w ilości zmiennych do uwzględnienia. Gdyby „maszyna gnostyczna” potrafiła stworzyć „teorię układu społecznego”, musiałaby ta teoria uwzględniać wielką ilość zmiennych, i tym by się różniła od znanych nam formalizmów fizykalnych. Otóż na wyjściu „gnostycznego kreatora” otrzymujemy teorię, zakodowaną, powiedzmy, w postaci całego systemu równań. Czy ludzie będą mogli z owymi równaniami cokolwiek począć?21
Istotna jest świadomość, że Lem nie należał do futurologów-optymistów ani do katastrofistów, lecz budował ironiczny dystans wobec obu odmian wizji przyszłości22.
Zaprosiliśmy dwóch matematyków, Eugeniusza Poradę i Mieczysława Szyszkowicza, kontynuatorów matematyki stosowanej Hugona Steinhausa, matematyka-humanisty, popularyzatora wiedzy matematycznej, do podzielenia się swoim odczytaniem dzieł futurologa. Matematyczna szkoła lwowsko-warszawska znalazła kontynuację w powojennym Wrocławiu (Hugo Steinhaus, Bronisław Knaster, Edward Marczewski i in.)23. Porządkowanie przedmiotów według cech, obliczanie odległości między przedmiotami na podstawie różnic cech – to podstawy taksonomii wrocławskiej. Oddziaływał na to środowisko ośrodek naukowy w Getyndze, w której Steinhaus ukończył studia. Felix Bernstein pomagał stamtąd korespondencyjnie, gdy Steinhaus, Ludwik Hirszfeld z pomocą Jana Czekanowskiego24 pracowali na miejscu. Niebyt, negacja, próżnia, zero (o tym pojęciu napisał Mieczysław Szyszkowicz) kojarzą się ze sobą, lecz nie są tożsame. Motyw katastroficzny, dotyczący całkowitej zagłady świata, działa na wyobraźnię. Sprzężenie zwrotne (to z kolei pojęcie przybliżył Eugeniusz Porada) było modnym hasłem w czasach, gdy cybernetyka zaczynała się rozwijać.
Jak wiadomo, nie zawsze jest łatwo znaleźć wspólny język25. Problemy omawiane przez matematyków, którzy powołują się na inspirację Lemem, dla niejednego absolwenta studiów humanistycznych lub społecznych bywają jak gdyby pomyślane i zapisane w nieznanym języku czy też zaszyfrowane za pomocą obcego kodu. Podczas gdy humaniści oddalają się od początku XXI wieku od postmodernistycznej swobody, eseistycznych, zmetaforyzowanych ujęć, a wymagania wobec tekstów akademickich się rygoryzują, nieaktualne staje się hasło Anything goes, przedstawiciele nauk ścisłych, zwracając się do humanistów, sięgają po wzorce z potocznej, mówionej polszczyzny, po anegdoty, barwne przykłady, starają się o uatrakcyjnienie i przystępność wypowiedzi. Po Modnych bzdurach Alana Sokala i Jeana Bricmonta na nowo wypada przemyśleć relacje między współczesną kulturą humanistyczną a naukami ścisłymi. Bywają to problematyczne związki między systemami pojęciowymi nauk humanistycznych i społecznych a przyrodoznawczymi źródłami zmetaforyzowanych zapożyczeń terminologicznych, ale istnieją też głębsze, problemowe przejawy komplementarności (C.P. Snow, Dwie kultury; Leszek Kołakowski, Obecność mitu)26. Kiedy radykalny program socjologii wiedzy, konstruktywizm, postmodernizm zachwiały autorytetem nauki, obdarzono autorytetem poznawczym pisarza science fiction.
Otwieramy książki Lema z myślą o przyszłości skrojonej na ludzką miarę. Kwestie recepcji nie są błahe, wręcz przeciwnie – lokują się w centrum nowoczesnej myśli humanistycznej i społecznej. Teoria odbioru czy też reader-response theory (Wolfgang Iser, Hans Robert Jauss) integrowały w tym stuleciu różne kierunki filozoficzne i orientacje metodologiczne, od propozycji pojęciowych fenomenologii przez teorię komunikacji do wyzwań neopragmatyzmu27. Wiele uwagi poświęcamy adaptacjom Lemowych fabuł w nowszych niż literatura mediach: filmie, grze komputerowej i komiksie (teksty Sławomira Bobowskiego, Pawła Bernackiego, Łukasza Kucharczyka) oraz ich recepcji wśród młodszych pokoleń (teksty Alicji Mazan-Mazurkiewicz i Doroty Michułki).
Alicja Mazan-Mazurkiewicz skupiła się na czytaniu z dziećmi w sposób nieoczywisty, z gotowością do podjęcia ryzyka nadinterpretacji, by za pomocą literatury stopniowo zachęcać do refleksji filozoficznej. Ontologiczne pytania o byt i niebyt, o konceptualizację nicości proponuje podejmować, przyjmując za punkt wyjścia wybrane sytuacje z Cyberiady lub Bajek robotów. Lektura taka jest szeroka, kontekstowa, porównawcza, z uwzględnieniem przykładów różnych form gatunkowych, również poezji, tak różnej jak Wisławy Szymborskiej i Joanny Papuzińskiej. Ontologia zaś okazuje się otwarta na horyzonty epistemologiczne, aksjologiczne, etyczne.
Z kolei artykuł Doroty Michułki, dotyczący obecności Lema w podręcznikach szkolnych, jest wynikiem żmudnych kwerend źródłowych. Podjętego przez nią tematu nikt wcześniej nie opracował, a przecież zagadnienia edukacji polonistycznej mają charakter przedmiotu badań naukowych, w tym literaturoznawczych. Analizy, rzecz jasna, nie są scenariuszami lekcji, lecz wynikiem specjalistycznych studiów źródłowych podjętych przez znawczynię przedmiotu, która badaniem podręczników szkolnych z różnych epok zajmuje się od wielu lat. Badanie stylów dziecięcej i młodzieżowej lektury oraz szerzej poetyki odbioru to dowód, że studia nad recepcją literatury wciąż się rozwijają.
Sławomir Bobowski podkreślił etyczne i egzystencjalne aspekty sztuki filmowej. Najlepsze obrazy wykraczają bowiem poza grę form, docierając do wrażliwości pojedynczego widza bez względu na instytucjonalne, historycznie i politycznie zmienne, przeszkody. Paweł Bernacki przestudiował recepcję Lemowskich wątków w grach komputerowych, co jest pionierskim, nowatorskim osiągnięciem. Nowe inspiracje do przybliżania futurologicznych diagnoz i przestróg Lema płyną też ze strony komiksów, które zbadał Łukasz Kucharczyk, Jacek Kopciński zaś, zająwszy się recepcją teatralną, uwzględnił między innymi funkcjonowanie twórczości Lema w teatrze dla dzieci. Właśnie ci odbiorcy będą najdłużej pamiętać idee jednego z patronów roku 2021.
Z kolei Andrzej Wasilewski podejmuje zagadnienia futurologii oraz wyjątkowo szeroko potraktowanej krytyki literackiej. Jest ona dla tego badacza syntezą dominującej w danym momencie w świecie wiedzy empirycznej i selekcją nowych propozycji wydawniczych dokonywaną ze względu na ugruntowane w globalnie panującym paradygmacie epistemologicznym walory poznawcze. Trudno byłoby jednak, jak się wydaje, zaakceptować paralelę między Stanisławem Lemem a Yuvalem Noahem Hararim, zwłaszcza że od czasów futurologii Alvina Tofflera przybyło wielu myślicieli, od filozofów do znawców geopolityki i mediów lub komunikacji społecznej, takich jak Samuel Huntington, Patrick Buchanan czy do dziś aktywny Francis Fukuyama, a także autorzy nowszych ujęć, tak różni i należący do odmiennych pokoleń, jak: Chantal Delsol, Roger Scruton, Douglas Murray, Nassim Nicholas Taleb, Neil Postman. Cóż, „[ż]yjemy równocześnie, ale w różnych epokach”28 – jak zauważył Steinhaus.
Poszukiwania Andrzeja Wasilewskiego wpisują się w podkreślanie przez Lema w ostatnich latach jego twórczości poznawczych walorów literatury. Jak czytamy w Molochu:
[…] nie wiadomo, czy prognostyczny wkład w dzieło literackie jest wartością osobną, od jakości artystycznej całkiem bądź częściowo niezależną, czy też tak wcale nie jest. Problem, jako pytanie, można oczywiście poszerzać w ten sposób, że będziemy rozważali, czy utwór (głównie science fiction) ma wartość prognostyczną albo i poznawczą (epistemologiczną), czy też jej nie ma. Należy niejako dywagacyjnie i omal dywersyjnie zauważyć, że nauki ścisłe weszły dość szerokim frontem teraz właśnie w taki obszar fazowy, że ogłaszane w nich nowsze hipotezy, jako często coraz gorzej podległe (albo w ogóle niepodległe) doświadczalnemu sprawdzaniu („corroboration” w sensie Poppera), zaczynają niejako zbliżać się do regionów dotychczas podległych wyłącznie science fiction29.
Format intelektualny Lema przejawia się w podejmowaniu, jak akcentował Jerzy Jarzębski, fundamentalnego namysłu nad Kosmosem, człowiekiem, Bogiem. Pisarz, odnosząc się do Summae technologiae, w późniejszych tomach: Tajemnicy chińskiego pokoju i Bombie megabitowej (połączonych w zbiorze zatytułowanym Moloch):
z rozsypanych kamyczków doraźnej felietonistyki ułożył bezwiednie mozaikę, w której rozpoznajemy zarysy owej pamiętnej z wcześniejszych książek Ogólnej Teorii Wszystkiego. Bo te rozważania nad cechami ludzkiej i maszynowej inteligencji, mocą obliczeniową mózgu, naturą ewolucji itd. czymże są, jak nie – znów, po raz który już – projektem wszechświata, namysłem nad jego strukturą i najbardziej generalnymi prawidłami?30
Z okazji jubileuszu staramy się wszakże przede wszystkim poszukiwać nowatorskich, nieoczywistych kontekstów, przejawów otwartości na czytelniczą przyszłość – stąd ważne są recepcja utworów tego pisarza wśród młodzieży, badanie ich wpływu na gry i komiksy, interdyscyplinarność. Dialog przy okazji jubileuszu, obejmujący także refleksje profesorów nauk ścisłych, wskazuje na żywotność i szerokość Lemowskich inspiracji wśród różnych pokoleń. Mamy nadzieję, że jubileuszowy tom Narodowego Centrum Kultury przyniesie te nowe odczytania, interpretacje, inspiracje i czytelnicze odkrycia.
PROF. DR HAB. DOROTA HECK
Polonistka, kierownik Pracowni Kultury Literackiej XX wieku na Uniwersytecie Wrocławskim. Zajmuje się krytyką literacką, historią i teorią literatury. W końcu lat osiemdziesiątych publikowała m.in. w „Kulturze Niezależnej”, „Twórczości”, w latach dziewięćdziesiątych w „Pamiętniku Literackim”, „Tekstach Drugich”, „Przeglądzie Powszechnym”, a w ostatnim dwudziestoleciu głównie w „Arcanach”, „Perspektywach Kultury” i „Nowych Książkach”. Wydała m.in.: Spór czy lament? Wokół problemów aksjologicznych w eseistyce polskiej (1957–1968) (Wrocław 1996), W stronę morfologii kultury. Z paradoksów dyskusji o perspektywach literaturoznawstwa wobec tzw. końca teorii literatury (Wrocław 2001, wyd. 2 rozszerz. Wrocław 2011), Personalista w czasach kolektywizmu. O twórczości Andrzeja Kijowskiego (Wrocław 2002), „Bez znaku, bez śladu, bez słowa”. W kręgu problemów duchowości we współczesnej literaturze polskiej (Wrocław 2004), Filologia i (jej) interpretacje (Wrocław 2012), Topika, tren i tło. O poezji Wojciecha Wencla (Kraków 2019), Genologiczne synergie. O eseistyce i beletrystyce w drugim dziesięcioleciu XXI w. (Lublin 2020). Opracowała antologię powojennej eseistyki polskiej Kosmopolityzm i sarmatyzm (Wrocław 2003), zredagowała m.in. tom Interakcje sztuk: literatura, malarstwo, ekfraza. Studia i szkice (Wrocław 2008).
Filozof wbrew woli. Stanisław Lem – miłośnik mądrości31
Jakub Zdzisław Lichański
Filozofia jest przede wszystkim wyjaśnianiem faktów […]. Filozof wychodzi w swych badaniach od pewnych faktów, zastaje nowe dane i szuka dla nich wyjaśnienia32.
Antoni B. Stępień
Tytuł niniejszych rozważań podsunęła mi Hannah Arendt, która podobnie zatytułowała swoje studium o eseistyce Hermanna Brocha33. Także tytuł jego tomu – Dichten und Erkennen (Tworzyć i poznawać)34 – dobrze oddaje i to, z czym mamy do czynienia w wypadku Stanisława Lema. W jego działaniach bez trudu dostrzegamy właśnie oba te elementy: tworzenie dzieł fikcji literackiej oraz rozważania poznawcze. Niniejsze studium odwraca akcenty i na plan pierwszy wysuwa właśnie aspekt poznawczy dokonań autora Cyberiady; sądzę, że jest on niezwykle ważki, a nie zawsze, szczególnie w polskiej refleksji nad jego dorobkiem, doceniany. Warto jednak cofnąć się nieco w czasie i zacytować opinię Arystotelesa – oto w Zachęcie do filozofii Stagiryta napisał:
Istnieją różne rodzaje wiedzy: jest taka, która tworzy w życiu rzeczy pożyteczne, i taka, która uczy, jak z nich korzystać: jeden [rodzaj wiedzy] jest służebny, inny kierujący; z tym drugim, jako bardziej autorytatywnym, wiąże się prawdziwe dobro. Jeżeli zaś ten tylko rodzaj wiedzy zapewnia poprawność sądów, posługuje się rozumowaniem i ujmuje dobro jako całość, a jest nią filozofia, która może się posługiwać wszystkimi innymi rodzajami wiedzy i kierować zgodnie z zasadami natury, powinniśmy przeto usilnie zabiegać o to, ażeby stać się filozofami, bo tylko filozofia zawiera w sobie prawdziwe sądy i bezbłędną mądrość zalecającą, co należy czynić, a czego nie należy35 [wyróżn. – J.Z.L.].
Ten sąd przyjmuję jako punkt wyjścia do rozważań o Lemie jako filozofie właśnie, dla którego pisarstwo było tylko pewną protezą ułatwiającą przedstawienie problemów filozoficznych bądź o filozofię zatrącających, bardzo kłopotliwych do przedstawienia w dyskursie innym niż artystyczny. Wpisuje się zatem autor Solaris w grupę pisarzy, dla których taki kształt wypowiedzi był po prostu wygodniejszy. I acz w jego dorobku trudno rozdzielić te dwie formy – przykładem może być choćby Golem XIV – to przecież jakoś je jako czytelnicy postrzegamy.
Powiedzmy dobitnie: dorobek artystyczny autora Edenu stanowi owe „rzeczy pożyteczne”, o których wspomina Arystoteles, natomiast eseistyka i studia teoretyczne to „wiedza o tym, jak z owych rzeczy pożytecznych korzystać”. Zwracam też od razu uwagę na inną cechę pisarstwa Lema, zwłaszcza filozoficznego: pewną mizantropię, jaką można zauważyć w jego późnych tomach, wynikającą z faktu, o którym jeszcze wspomnę. Oto autor Fiaska w pewnym momencie mówi bardzo ostro: „Bezinteresowność zła objawiła mi się znacznie później. Zło bezinteresowne istnieje i wcale nie zgadzam się z Augustynem, że jest to brak dobra. Tam jest coś więcej – intencja, aktywna intencja”36 [wyróżn. – J.Z.L.].
Mimo to Lem – jeśli wolno tak powiedzieć – stoi zawsze po stronie rozumu i dobra. Rzec można – po stronie Brochowskiej idei Platońskiej – naszej jedynej broni przeciw barbarzyństwu. Spójrzmy zatem na autora Cyberiady z tej właśnie, filozoficznej, perspektywy.
Zacznę jednak od czegoś innego: gdy w 1968 roku ukazała się jedna z najważniejszych książek Stanisława Lema Filozofia przypadku, mój śp. Ojciec Stefan Lichański napisał esej Z perspektywy jutra, którego wstępną redakcję ogłosił w „Roczniku Literackim”, a po przeredagowaniu – w książce Wśród mówiących prozą37. Studium to otwiera zaskakujący sąd:
Stanisław Lem to jeden z niewielu autentycznych awangardzistów naszej literatury. Nie wymyśla co prawda nowych recept na pisanie wierszy ani też nie „przezwycięża” wymyślonych prawd dwoma kwartałami, ale za to twórczość jego ogniskuje się wokół zagadnienia humanistycznych konsekwencji zachodzących obecnie przemian cywilizacyjnych. Uparcie wraca w niej jeden motyw: człowiek wśród uwarunkowań stworzonych przez nowoczesną naukę i technikę, człowiek wobec najwspanialszych szans i najokropniejszych zagrożeń, jakie zna dotychczasowa historia ludzkości. Lem uprawia swoistą odmianę fantastyki, którą można by określić mianem fantastyki laboratoryjnej lub eksperymentującej. Tropi on w naszej dzisiejszej rzeczywistości stany zaczątkowe, embrionalne nowych, nieznanych dotąd sytuacji, konfliktów, tendencji rozwojowych i rozbudowuje je w swoich utworach, „wypróbowuje” – przez wypełnianie do najdalszych konsekwencji – w retorcie powieściowej fikcji. Projektuje, proponuje, ostrzega; buduje prognozy, które są zarazem diagnozami ważnymi na dziś38. Arcymotywację – że posłużę się tu terminem Konińskiego – jego pisarstwa streścić by można w zdaniu: „Co będzie, jeżeli…”, przy czym owo „jeżeli”, ów punkt startu w dziedzinę fantazji znajduje się zawsze w świecie życiowego konkretu. Fantastyka Lema jest zakotwiczona w realności i uwzględniająca normy prawdopodobieństwa. Może dlatego właśnie Lem jest równie daleki od optymistycznego utopizmu w stylu Verne’a, jak i od pesymistycznego w stylu Huxleya. Jest on – swego rodzaju – nowoczesnym Edypem, który usiłuje ugłaskać Sfinksa, oswoić go, dogadać się z nim39.
Te uwagi są istotne, bowiem tak Lema oceniali, choć raczej później, także badacze zachodni40. W Polsce bodaj raz odbyła się dyskusja wokół książki tego pisarza (była nią Filozofia przypadku), która w rzeczywistości sprowadziła się do polemiki na temat kwestii ważnych, ale jednak dla całego studium marginalnych41. Nie zauważono w toku tej dyskusji wielu spraw istotniejszej natury, które może i zostały zbyt ogólnie opisane przez Lema, ale dopiero dziś dostrzegamy ich wagę, takich jak między innymi problem tzw. odbioru stabilizującego (niestety, tę kwestię filozof usunął z kolejnych wydań, a szkoda!). Lichański podnosi dalej problem, który zresztą dotyczy nie tylko Lema, ale może zostać odniesiony na przykład do dorobku Clive’a Staplesa Lewisa (a także wielu innych pisarzy!). Chodzi o kwestię trafniejszego wypowiedzenia się z wykorzystaniem języka artystycznego niż dyskursywnego:
Lem jest autorem, dla którego powieściopisarskie środki wyrazu okazują się najprzydatniejsze, najmniej „kłamiące myślom”. Wypowiadając się metaforycznym językiem przedstawień artystycznych, osiąga nie tylko większą sugestywność, ale również większą jasność i precyzję w przedstawianiu rzeczy aniżeli wtedy, gdy przemawia językiem dyskursywnym [wyróżn. – J.Z.L.]. W tym drugim bowiem wypadku stara się oddać możliwie najwierniej cały proces myślowy, w ogólnym jego przebiegu, łącznie ze wszystkimi wątpliwościami, wahaniami, propozycjami odmiennych rozwiązań tego czy owego problemu. Nie chce ograniczać się do przedstawienia wyników pracy badawczej, ale odbywa ją na naszych oczach. Jest w tym sposobie działania imponująca, rzetelnie klerkowska szczerość i uczciwość, ale wszakże i poważne ryzyko. Chcąc bowiem powiedzieć wszystko, autor gubi się w dygresjach, omówieniach, zastrzeżeniach, zamazuje generalny tok rozumowania mnóstwem uwag à propos i nie à propos. Jak trafiają się przesadni skrupulanci sumienia, tak bywają też skrupulanci intelektu. Należał do nich, między innymi, Norwid, który nie chcąc zabrnąć „w brudne długi u prawdy”, starał się odtwarzać swoją myśl we wszystkich jej odgałęzieniach i niuansach – często ze szkodą dla jasności i siły ekspresyjnej swoich utworów. Trochę podobnie bywa z Lemem-teoretykiem, Lemem-filozofem, którego właśnie ambicja całkowitego, bez przemilczeń i zatajeń wyjaśnienia się czyni zawiłym i niezrozumiałym42.
Lichański ma bezwzględnie rację w powyższym sądzie; mimo że bardzo wysoko cenię Lema nie tylko jako pisarza, ale i filozofa, to jednak zgadzam się, iż właśnie z jego dzieł beletrystycznych myśli filozoficzne wyłaniają się ostrzej i często trafniej niż z kart studiów stricte teoretycznych. Wskazałem wcześniej Lewisa, ale ta „wada” dotyka wielu pisarzy, którzy próbują działać i na polu filozofii, i na polu literatury43. Jak trafnie kiedyś powiedział Irzykowski, to „ideologia do powieści” czy nawet brulionowy szkic ultraawangardowego utworu biorącego za bohaterów nie ludzi, ale idee, koncepcje intelektualne, formacje kulturowe44.
Jak wskazuje dalej Lichański, Lem pragnie „unaukowić humanistykę”, wskazując jako pewien kierunek „śledzenie procesów stochastycznych”45. Jest to kierunek, który może nam coś powiedzieć ogólnie o rynku książki, ale – i tu zgadzam się z wątpliwościami Ojca – czy pozwoli lepiej zrozumieć dzieło sztuki? Jak trafnie wskazuje Stefan Lichański:
Wiedza o matematycznych właściwościach mechanizmów branych en gros procesów kulturowych nie jest jeszcze wiedzą o kulturze i w żadnym wypadku nie należy utożsamiać jednej z drugą. W wyniku jednak postępujących stale procesów przemian cywilizacyjnych, w wyniku eksplozji populacyjnej i coraz szerszego rozwoju oświaty powszechnej charakter przyszłej kultury będą w coraz wyższym stopniu określać te właśnie procesy masowe. W wieku dziewiętnastym rywalem Mickiewicza był Słowacki, dzisiaj byliby nimi twórcy doktora Kildare’a czy kapitana Klossa. Warstwa – jak ją nazywał Norwid – „wiedna”, stanowiąca dawniej ściślejszy krąg odbiorców sztuki i grająca rolę głównego kodyfikatora hierarchii artystycznych, straciła dziś na wpływach i na powadze. Anonimowi producenci fabrykują „materiały” potrzebne środkom masowego przekazu, a anonimowy odbiorca dokonuje selekcji i ustala hierarchie. Tych przeobrażeń nie da się zatrzymać ani odwrócić. Trzeba je opanować, ująć w karby, skierować w określone łożysko, aby jednak tego dokonać, trzeba zgłębić mechanikę zjawisk kulturowych w ich wymiarze masowym, odkryć tkwiące w nich prawidłowości. A czy zabierzemy się do tego przez miłość do czystej nauki, jak zaleca Lem-scjentysta, czy też z pobudek bardziej praktycznych i bardziej w guście Lema-artysty (obawa przed tzw. dryfem kulturowym czyli – prościej mówiąc – wtórnym barbarzyństwem), to już sprawa mało istotna46.
Ojciec dostrzega zatem w studium Lema (co zresztą było już lekko zaznaczone w końcowych częściach Summae technologiae) podniesienie ważkiego problemu, który w momencie ukazania się Filozofii przypadku (przypominam – w roku 1968) nie był uważany za bardzo istotny: procesów kulturowych, które dokonywały zasadniczych zmian w sferze duchowej społeczeństwa47. Jednak wtedy też pojawił się i inny nurt, który był wynikiem nieuprawnionych prób przenoszenia na grunt literatury i nauki o literaturze różnych idei czerpanych z nauk ścisłych. Opisał je Lem w rozdziałach Nowa powieść i nowa fizyka oraz Nowa powieść i matematyka48.
Lichański zwraca jednak uwagę na kwestię, która dla zrozumienia dorobku Lema jako filozofa jest niezwykle ważka; oto zdaniem badacza:
Lem jednak, podobnie jak Brzozowski, należy do pisarzy, którzy rzeczy, zjawiska, problemy, żeby je w ogóle mogli dostrzec, muszą oglądać w perspektywie „zasadniczej”, wyolbrzymiającej, makrokosmicznej. Dlatego też są słabo uwrażliwieni na to, co poszczególne, jednostkowe, związane z określonym „tutaj” i „teraz”. Dlatego łatwiej sobie radzą z wielkimi kompleksami zagadnień o generalnej doniosłości niż z pojedynczą osobowością twórczą czy pojedynczą książką. Toteż Filozofia przypadku największe zainteresowanie budzi wtedy, kiedy zajmuje się mechaniką masowych procesów kulturowych, w których jednostka ludzka staje się mikroskopijnym ułamkiem wielozerowych liczb statystycznego obrachunku. Przypomnijmy sobie jednak beletrystykę Lema: czy tam sprawa wygląda inaczej? Utrwalił się nam w pamięci niejeden z podjętych przez autora problemów, niejedna znakomicie zarysowana sytuacja, żadna natomiast z jego postaci nie narzuca się nam jako wyrazista, sugestywna kreacja charakterograficzna. Jest to pisarz problemów, idei; ludzie zaś są mu potrzebni tylko na to, żeby reprezentowali te idee, żeby parali się z takimi czy innymi problemami, wikłali się w takie czy inne sytuacje. Człowiek jako samoistny mikrokosmos, jako problem czy raczej splot problemów jedyny i swoisty, fenomen na całą wieczność niepowtarzalny, dla jego wrażliwości artystycznej nie istnieje, nie wprawia jej w wibrację emocjonalną. Tym bardziej więc umyka jego uwadze jako teoretyzującego scjentysty. Nic też dziwnego, że to, co można by nazwać mechaniką kultury, interesuje go silniej niż jej aksjologia49.
Opinia ta dziś musiałaby się zmienić – będę zresztą pisał o tym dalej. To jednak był rok 1968 i Lem miał przed sobą jeszcze kilka niezwykle ważkich książek, które poważnie wpłynęły na zmianę i jego poglądów, i naszej tychże poglądów oceny50. Jednak końcowa uwaga nie straciła nic ze swej aktualności:
Ważna jest jednak Filozofia przypadku nie tylko ze względu na swoją problematykę, ale również dlatego, że w dobie narastania tendencji odśrodkowych, skłonności do zamykania się w jakimś dowolnie wybranym kręgu zainteresowań partykularnych reprezentuje tendencje dośrodkowe, ambicję myślenia całościowego, ogarniania wielkich kompleksów problemowych. Cenić należy ją również za to, że proponując określony program działania, nie przedstawia go jako pewnej i niezawodnej „drogi królewskiej”, ale bardzo silnie eksponuje trudności związane z jego realizacją. W takim podejściu do rzeczy znajduje wyraz wolny od patosu, imponujący rzeczowością i spokojem aktywizm kulturowy, kroczący własną drogą – jenseits von Pessimismus und Optimismus. Bardzo to cenna postawa w dobie rozpanoszenia się nastrojów desperacji, rezygnacji i cynicznego „naplewatielstwa”51.
Przypomniałem tę opinię, bowiem ona pierwsza tak naprawdę podniosła interesujący nas problem: Lema jako pisarza i filozofa. Jednak dziś kwestie te trzeba ująć nieco inaczej.
Co łączy filozofię i pisarstwo? Jak sądzę, dylemat ten rozwiązał już Arystoteles, gdyż pisał w Poetyce: „Poezja jest bardziej filozoficzna od historii, bowiem historia mówi o tym, co się zdarzyło, a poezja o tym, co mogłoby się zdarzyć”52. Filozoficzność jest, jak sądzę, cechą stałą poezji, resp.literatury. Wynika to z oczywistej jej cechy: oto literackie dzieło sztuki odwołuje się do zasady prawdopodobieństwa, do modalności jako sposobu konstrukcji i opowieści (czytaj – fabuły), i wywodu (czy raczej – dowodzenia). Wywód naukowy opiera się na niezawodnych technikach dowodzenia oraz na zasadzie falsyfikacji (bądź weryfikacji) zarówno przesłanek, jak i dowodu czy wreszcie wniosku. Dość zabawnie ukazuje tę sytuację sam pisarz w fikcyjnej rozmowie pomiędzy Karlem Popperem, Bertrandem Russellem i Paulem Feyerabendem w powieści Wizja lokalna. Do tych filozofów zostali dokooptowani adwokat Ijona Tichego Sputnik Finkelstein oraz William Shakespeare. Rozmowa dotyczy możliwości zbudowania społeczeństwa w pełni szczęśliwego (co, jak pamiętamy, okazuje się złudzeniem).
Aby pełniej ukazać problem, o którym piszę, wskażę na kilka wybranych powieści, w których problematyka filozoficzna, a czasem i teologiczna, pojawia się dość natrętnie. Zacznę od Głosu Pana53. Z bogatej problematyki, jaką zawiera ta powieść-esej, wybieram jeden wątek: możliwość istnienia w Kosmosie cywilizacji sprzyjającej życiu. Ale także takiej, z której daru nie można wykuć broni ultymatywnej. Ów dar służy życiu i tylko życiu (to w powieści tzw. efekt życiosprawczy Romneya-Moellera). Jest to szalenie interesujący problem filozoficzny i teologiczny, ale bardziej – kosmologiczny. Mimo to pierwszy z wątków jest ważki, bowiem przejawia się w powieści tęsknota za Bogiem (albo jakąś wysoką inteligencją), który/która daje nam najwspanialszy z darów: życie. Oraz – nie pozwala nam tego daru użyć inaczej!
Ta właśnie powieść podsuwa jednocześnie jedną z możliwych odpowiedzi na inne pytanie: Lem zwrócił bowiem uwagę, iż to MY swoimi działaniami bądź ich zaniechaniem tworzymy zło zamiast dobra, uzurpujemy sobie wiele praw, które nam się nie należą (choćby prawo do decydowania o losie innych – wstrząsająca scena, zresztą oparta na faktach, z zagłady Żydów we Lwowie) itp. Innymi słowy, to powieść, w której aksjologia odgrywa rolę czy nie podstawową, acz okazuje się, że dla dużej grupy ludzi, w tym naukowców, jest zbędna.
To in summa dość ponura książka. Autor Cyberiady ukazuje świat, w którym nie ma miejsca na wyższe wartości, a już na pewno na transcendencję. Ona jest czymś obcym – dla wszystkich bohaterów tej opowieści. Wynika to nie z faktu, iż „ta hipoteza nie jest potrzebna”, ale dlatego, iż – zdaniem głównego bohatera – jest zbyt piękna. Swoista niezgoda protagonistów na istnienie czegoś więcej wynika stąd, iż z taką łatwością czynimy zło i nie spotyka nas za to – przynajmniej natychmiast – jakakolwiek kara54. To pierwszy z poważnych problemów, jakie podnosi pisarz; swoisty brak sankcji i pełna swoboda w zakresie przeciwstawiania się choćby Dekalogowi. Gdyby zresztą tak było, to nasza wolna wola byłaby czystą fikcją; innymi słowy – brak aksjologicznego determinizmu jest dla pisarza argumentem przeciw wierze. Rzec można na to tylko, iż sam przecież w jednym z opowiadań zwrócił uwagę, iż „swoboda działań jest tylko do czasu”55, a potem przychodzi czas zapłaty.
Z kolei Solaris56 przynosi niepokojącą odpowiedź na pytanie o możliwość istnienia Boga. Jak wiadomo, zostaje w powieści sformułowana teoria ułomnego Boga. Takiego, który zaczął coś czynić, ale „mu nie wyszło”. Jednak teorię tę wygłasza człowiek, który przeszedł załamanie, przypomina więc ona trochę żale Jonasza. Tymczasem tematem książki – nie tej tylko! – jest daleko poważniejszy problem, który dręczył pisarza i filozofa. Jest to silentium Universi, które zresztą rozszerzone zostaje, prawda, iż nie expressis verbis, także na nasze relacje z Bogiem z jednej strony, a z drugiej – na cały proces poznawania Kosmosu.
Treści Solaris nie będę przypominał; wskażę jednak, iż pod koniec powieści pojawia się właśnie wspomniana hipoteza (w dyskusji pomiędzy Snautem a Kelvinem). Także – w końcowym obrazie, gdy Kelvin obserwuje ocean i prowadzi z nim swoistą rozmowę. Uwaga, iż „uznał on, że czas okrutnych cudów jeszcze się nie skończył57”, sugeruje możliwość dalszego ciągu opowieści. Nie ma go jednak i pozostaje nam tylko domysł – czy coś się jeszcze wydarzyło?
Problem milczenia Wszechświata, które jest figurą milczenia Boga, rzeczywiście stanowi zagadkę. Lem zdaje się sugerować, iż dialog pomiędzy nami a przerastającą nas w każdej mierze Mądrością i jest niemożliwy, i byłby śmieszny. Jednak zupełnie nieświadomie, powołując do istnienia fantomy, które prześladują bohaterów stacji Solaris, zwraca uwagę na jakże istotny element bardzo wielu wiar: oto Bóg spełnia nasze ukryte marzenia bądź daje nam możliwość rozliczenia się z naszymi winami z przeszłości. Ciekawie problem ten powróci w Fiasku, powieści która definitywnie przekreśla, zdaniem pisarza i filozofa, jakiekolwiek próby nawiązania kontaktu z „braćmi w rozumie z Kosmosu”.
Pojawia się zatem problem aksjologiczny, ale nie tyle grzechu, pokuty i rozgrzeszenia, co raczej – postawienia nas twarzą w twarz z naszymi winami. I pokazania, co my z tym zrobimy. Z reguły – odrzucamy, staramy się zniszczyć, wypchnąć z pamięci itd. W powieści mamy zatem – poza innymi kwestiami – także problem winy i kary, grzechu i pokuty. Jednak bohaterowie postrzegają go w perspektywie wykluczającej osądy moralne i sprowadzają wyłącznie do problemów stricte fizycznych.
Można powiedzieć – odwołam się do klasycznego przykładu – że gdyby Jazon tak podchodził do wspomnianych kwestii, to zanim zdecydowałby się przenieść Atenę (pod postacią staruszki) na drugi brzeg rzeki, wpierw zbadałby sam rzekę, wypytał boginię o to, ile waży, czy nie ma jakichś fobii itd. Innymi słowy – nie zrobiłby zapewne nic. Bohaterowie Solaris nie w sobie szukają odpowiedzi na pytania, jakie postawił im ocean, lecz wszędzie dookoła. Rzec można, iż pisarz wskazuje, że Boga nie dostrzeglibyśmy nawet wtedy, gdybyśmy Go spotkali, bo lepiej byśmy wiedzieli, jak ma wyglądać i co robić.
I wreszcie najśmieszniejsza, bo z Kobyszczęścia zaczerpnięta uwaga na temat istnienia Wyższej Inteligencji58. Twórca Kobyszczęścia wdaje się w dyskusję z nim, a tyczy ona, bagatela!, problemu, czy faktycznie Trurl ową maszynę zbudował. Z dyskusji wynika, iż… tego nie zrobił, ponieważ był on tylko narzędziem w rękach Wielkiego Rzemieślnika, który to wszystko zaplanował. W ten sposób powracamy do kwestii Boga jako Zegarmistrza, sformułowanej przez kilku myślicieli, a wśród nich: Marka Tulliusza Cycerona (106–43 p.n.e.), Lukrecjusza (99–55 p.n.e.)59, Williama Paleya (1743–1805) czy wreszcie Richarda Dawkinsa (ur. 1941).
Potwierdza to sam pisarz w wywiadzie dla „Polityki”: „Nie neguję, że tu i teraz czuwa nad nami jakaś Opatrzność. […]. Natomiast świat być może został ulepiony przez jakieś moce. Nie jestem kaznodzieją nicości”60 [wyróżn. – J.Z.L.]. A zatem pisarz nie odrzuca możliwości istnienia „jakiejś” Opatrzności. Zarazem neguje przecież istnienie życia po śmierci. Zwracam uwagę, że nie ma tu sprzeczności; ewentualne istnienie jakichś Mocy nie implikuje istnienia życia pozagrobowego. Zbliżałby się zatem Lem do formy nie wiary, ale akceptacji istnienia Sił Wyższych, Stwórczych; co wcale nie miałoby przełożenia na akceptację koncepcji, iż śmierć osobnicza jest zarazem przejściem do innej formy życia. Bardzo swoiście rozwiązuje tę kwestię w Golemie XIV, gdzie wskazuje na możliwość swoistej ewolucji… Rozumu; ponieważ sam Golem XIV jest jakąś odmianą sztucznej Inteligencji, pisarz zwraca zarazem uwagę, że tworząc ją, możemy „przedobrzyć” i zbudujemy coś/kogoś, kto nas przerośnie i nie będzie chciał z nami „rozmawiać” (bo i o czym?!)61.
Te kilka przykładów pokazuje, że sama fabuła opowieści jest dla pisarza pretekstem do postawienia istotnych pytań bądź filozoficznych, bądź nawet teologicznych. To, że czasami brzmią one lekko żartobliwie (np. w Cyberiadzie), nie ma znaczenia dla określenia ich wagi. Już tu wskazane dotyczą przecież, bagatela, takich kwestii, jak: granice poznania, konsekwencje odkryć naukowych, możliwość dokonania rewolucji naukowych, lecz po odrzuceniu dotychczasowych paradygmatów (swoista odmiana przełomu kopernikańskiego). Ale wszystko poddane rygoryzmowi postępowania naukowego.
Jaki wyłania się zatem kontekst filozoficzny, w którym należałoby umieścić dorobek artystyczny i eseistyczny Stanisława Lema?62. Kontekstem polskim są oczywiście poglądy Kazimierza Twardowskiego i Tadeusza Kotarbińskiego (ze względu na rygoryzm myślowy) czy Władysława Tatarkiewicza (ze względu na szerokość perspektywy intelektualnej, jaką w swych pracach wyznacza), a ogólniej szkoła lwowsko-warszawska63. Natomiast kontekst światowy jest oczywisty: tradycja racjonalizmu od Oświecenia poczynając, a na takich postaciach kończąc, jak Bertrand Russell, Paul Feyerabend, Willard van Orman Quine i krąg Koła Wiedeńskiego oraz brytyjskiej filozofii analitycznej64.
Dla Lema, podobnie jak i dla stoików, istotna jest hipoteza, że tym, co poznajemy, są nasze przedstawienia (czy wręcz – wyobrażenia o) rzeczywistości65. Jak pokazałem wcześniej na kilku przykładach, jest to raczej spostrzeżenie trywialne (czy raczej – oczywiste). Kwestia wyboru sposobu opisania tychże przedstawień stanowi sprawę drugorzędną. Jeśli autor Fantastyki i futurologii czyni to bardziej dyskursywnie, to pisze Dialogi, takie dzieło jak Summa technologiae czy Filozofia przypadku. Gdy woli ukazać zagadnienie w sposób nieco ostrożniejszy, to tworzy na przykład taką powieść jak Niezwyciężony albo opowiadanie Doktor Diagoras, w których przedstawia ewolucję maszyn czy może tworów cybernetycznych. Różnica pomiędzy wymienionymi utworami tkwi choćby tylko w sposobach argumentacji i prezentacji wyników, jakie zawierają jego rozważania. Lem nie może być zatem rozpatrywany tylko z jednej perspektywy, na przykład wyłącznie jako pisarz przynależny do science fiction66.
Dotychczasowe badania twórczości Lema dzieliły jego dorobek na artystyczny i eseistyczny. Sądzę, że jest to błąd; różnica między nimi polega tylko na odmiennych sposobach argumentacji. Szczegółowo, w odniesieniu oczywiście do przypadków ogólnych, a nie twórczości Lema, dowodził tego jeszcze Arystoteles, tedy i szerzej sprawy analizować nie warto. A oto przykład wzięty z dzieła naszego pisarza.
Gdy w Cyberiadzie mamy opowieść o programowaniu Elektrybałta (Podróż pierwsza A), to wydaje się, że jest to coś całkiem innego niż uwagi zawarte w Summae technologiae, Filozofii przypadku, Fantastyce i futurologii bądź w studiach zebranych między innymi w tomie Rozprawy i szkice. Tymczasem różnica dotyczy wyłącznie sposobu wypowiedzenia tej samej tezy, którą można sformułować następująco: Oto „program”, jaki posiada w głowie artysta, nie jest prostą sumą wiedzy nabytej w szkole, ale wypadkową (a może pochodną) daleko większego zbioru informacji, z którego istnienia zresztą sam artysta nie musi sobie zdawać sprawy. W rozprawach teoretycznych Lem szczegółowo dowodzi, dlaczego tak jest (dowód ten pozwolę sobie pominąć)67, podczas gdy w opowiadaniu, poprzez obraz artystyczny, metaforę, odpowiada na to samo pytanie – w błysku intuicyjnego wejrzenia w „naturę rzeczy”. Podobnej, acz bardziej złożonej odpowiedzi możemy się dopatrzeć i w Głosie Pana68.
W czym zatem tkwi bliskość pisarza i wskazanych przeze mnie filozofów? Oto Lem w swej dyskursywnej części dorobku piśmienniczego odwołuje się do argumentacji dedukcyjnej, wychodząc od założeń, które każdy czytelnik może dość prosto zweryfikować (o ile ma po temu czas i ochotę). Ten tryb myślenia jest jakże charakterystyczny właśnie dla wskazanych przeze mnie szkół filozoficznych, takich jak lwowsko-warszawska szkoła filozoficzna, Koło Wiedeńskie, brytyjska filozofia analityczna69. Zgodnie z jego podstawowym założeniem nasze działania mają racjonalne podstawy i postępujemy według racjonalnych przesłanek70.
Przyjęty przez Lema w jego rozprawach teoretycznych punkt widzenia i sposób argumentacji są w zasadzie niezawodne, o ile zgodzimy się z aksjomatami, które nam uczciwie przedstawia. Zwracam tu, mimochodem zresztą, uwagę na bliskie pokrewieństwo ze sposobem myślenia prezentowanym przez Józefa M. Bocheńskiego71.
Zastanowić się zatem przyjdzie nad systemem aksjomatów, jakie przyjmuje Lem, lub może nad tym, że postępuje on tak, jak to określił Antoni B. Stępień: „Filozofia jest przede wszystkim wyjaśnianiem faktów […]. Filozof wychodzi w swych badaniach od pewnych faktów, zastaje nowe dane i szuka dla nich wyjaśnienia”72. W taki właśnie sposób postępuje Lem, a że czyni to w swych utworach beletrystycznych, ma znaczenie podstawowe. To one dostarczają mu wspomnianych „faktów, nowych danych”, których wyjaśnienia potem podaje. Fakt, że niektóre z nich sprawiają wrażenie żartu bądź groteski, nie ma znaczenia. Wszystkie pomysły, z jakimi stykamy się w Cyberiadzie, wyglądają na żart; jednak chwila namysłu każe sąd taki zweryfikować – one właśnie tylko tak wyglądają. Tak mamy je postrzegać – czym jednak tak naprawdę są?
Zwracam uwagę, że twórczość literacka Lema stanowi jakby gromadzenie faktów, w tym nowych faktów, aby doszukiwać się dla nich wyjaśnień. Z tego punktu widzenia interesującą powieścią jest Eden, gdzie ten proces jest, obok perypetii protagonistów, swoistych „rozbitków kosmicznych”, osobnym i jakże ważnym bohaterem opowieści. Lem pokazuje proces gromadzenia danych o świecie planety, na której rozbiła się rakieta, a następnie weryfikacji tychże danych, tak aby wreszcie postawić hipotezę heurystyczną. Innymi słowy, mamy w tej powieści opisany proces postrzegania i wersyfikacji postrzeżeń rzeczywistości – aby móc dojść do poznania ejdetycznego.
Powiedzmy to dobitnie – literatura jest przez Lema traktowana jako eksperyment myślowy. To istotne spostrzeżenie, które potwierdza w pełni hipotezę sformułowaną w 1971 roku przez Lichańskiego. Powiedział on wtedy coś bardzo bliskiego przytaczanej opinii samego artysty: „dla pisarza”, zdaniem Lichańskiego, istotne są problemy, a nie opowiadanie anegdot, nawet najbardziej interesujących. Dla Lema najważniejszym z aksjomatów jest orzekający, iż – empiria przed wszelkimi a priori przyjętymi założeniami. Z tego aksjomatu wynikają następne: kolejny dotyczy metod dowodzenia dedukcyjnego oraz, gdyby to było możliwe, operowania językiem sformalizowanym (dla uniknięcia nieporozumień semantycznych). Ten ostatni warunek jako praktycznie nierealizowalny, Lem spełnia, posługując się językiem, w którym używa terminów wziętych z nauk ścisłych (dodajmy – posługując się nimi zgodnie z definicjami tychże terminów). Dodatkową dyrektywą metodyczną, bo nie aksjomatem, jest przyjęcie zasady operowania wyłącznie zweryfikowanymi danymi podawanymi przez nauki ścisłe. Jednak obok nich pojawia się kategoria przypadku, która to kategoria według pisarza jest niezwykle istotna. To właśnie przypadek decyduje i o naszym życiu, i o procesach ewolucji; on też odgrywa wielką rolę w interpretacjach na przykład wydarzeń historycznych. W tym wypadku wraz ze „składową czasową”, bowiem to upływ czasu i zmienna perspektywa powodują, że konkretne fakty inaczej interpretujemy. Zabawny opis tego problemu dał Lem w powieści Powtórka.
Zaskakiwać może niechęć pisarza do części ustaleń nauk humanistycznych; wynika ona stąd, że wielokrotnie operuje się w tych naukach pojęciami, które są źle zdefiniowane bądź nie są adekwatne do faktów, które mają opisywać. Zbiór przykładów takich pojęć można odnaleźć głównie w Filozofii przypadku, Fantastyce i futurologii, a także w esejach i studiach rozrzuconych w różnych zbiorach73. Wspomniana wcześniej dyskusja, jaka odbyła się na marginesie Filozofii przypadku, pokazała zresztą zasadniczą rozbieżność w podejściu Lema do kwestii ustaleń na przykład teorii i filozofii literatury z jednej strony, a poddaniu tychże ustaleń rygoryzmowi nauk silniej osadzonych w procedurach logicznych z drugiej.
W ten sposób dotykamy przyczyn swoistej niechęci pisarza do opisywania takich zjawisk, jak telepatia, telekineza czy tradycyjne „instrumentarium” tzw. hard science fiction itd. Wynika to z faktu, że część tych zjawisk może i zachodzi, ale są one „statystycznie zaniedbywalne”, bądź nonszalancja wobec ustaleń nauki w części literatury science fiction jest dla Lema nie do zaakceptowania74. Jako badacza, filozofa i pisarza interesuje go wyłącznie to, co spełnia kryteria nałożone na postępowanie uznawane za naukowe: weryfikowalność wyników, powtarzalność eksperymentów, odporność na falsyfikację. Wszystko, co wykracza poza stwierdzone fakty, jest automatycznie odrzucane do, powiedzmy delikatnie, zbioru hipotez niepoddających się weryfikacji (przy obecnym stanie wiedzy)75. Jedynym wyjątkiem jest oczywiście Cyberiada, ale tę kwestie zostawmy na razie na boku.
Jak ma się powiedziane do swoistego rodzaju futurologii uprawianej przez Lema?
Pisarz stara się, wychodząc od ściśle ustalonych danych, pokazać możliwe i hipotetycznie prawdziwe drogi dalszej ewolucji określonych owymi danymi – rzeczy, procesów itd.76 Jeśli Lem przewidział na przykład w Summae technologiae powstanie virtual reality, to nie był to ani szczęśliwy traf, ani jakaś okrutna moc profecji. Była to, uchwycona przez badacza, konsekwencja analizy możliwości, jakie pojawiły się potencjalnie już w chwili, gdy zaczął postępować rozwój komputerów. I tak jest ze wszystkimi „proroctwami” Lema: używam cudzysłowu, bowiem nie są to ani proroctwa, ani prognozy, ale ukazanie możliwych dróg ewolucyjnych zapoczątkowanych przez nas procesów zmian technologicznych i naukowych. Najgroźniejsze z nich omawia Lem w studium Sex Wars: najgroźniejsze, bowiem filozof wskazuje na konsekwencje swoistego nałożenia się procesów zachodzących w biosferze na procesy uruchomionego przez nas, lecz już przez nas niekontrolowanego, rozwoju technologicznego. A zdaniem filozofa oba te procesy nie są wzajem przyjazne (nie mówiąc o kompatybilności!).
Jedyna wątpliwość, jaką można na serio zgłosić, wiąże się z pytaniem: czy faktycznie procesy technologiczne charakteryzuje taka autonomia, o jakiej stale pisze Lem?
Swoisty błąd myślenia humanistycznego polega na tym, że gdy powiadamy na przykład, iż Stanisława Lema w planie artystycznym wiele łączy między innymi z Josephem Conradem, Hermanem Melville’em, klasyczną powieścią modernistyczną, ale też z Henrykiem Sienkiewiczem czy Witkacym, to zapominamy, że mówimy wyłącznie o tworzywie, a nie o tym, co przy pomocy owego tworzywa zostało powiedziane. Jeśli można na przykład dostrzec pewne zbieżności pomiędzy Lemem a Conradem, to tkwią one wyłącznie w czymś, co Conrad nazywa „wymierzaniem sprawiedliwości widzialnemu światu”77. Jednakże jest to tylko metafora, a dla Conrada i Lema znaczy ona praktycznie zupełnie coś innego. Conradowski „widzialny świat” został opisany dokładnie przez Normana Sherry’ego i na nic tu jakieś dalsze wysiłki interpretacyjne78. „Widzialny świat” jest dla Lema czymś zupełnie innym; to natura (wraz z procesami ewolucyjnymi) oraz wszystko, co dodaliśmy do niej technologiami i nauką właśnie. Pirx czy naukowcy ze stacji Solaris nie są zatem bohaterami Conradowskimi między innymi dlatego, że działają w innym środowisku niż postacie z dzieł autora Tajfunu. Ponieważ jednak ich działaniami często powodują zasady, którym i bohaterowie Conrada są wierni, czy oznacza to, iż nie mam racji? Nawet jeśli taką zbieżność faktycznie uda nam się wykazać, to czy powiedziałem wcześniej zdanie fałszywe?
Pytanie dotyczy uniwersalności praw moralnych i nie ma nic wspólnego z taką czy inną szkołą pisarską. W tym zakresie Lem okazuje się nieodrodnym uczniem myślicieli o oświeceniowo-racjonalistycznym rodowodzie, bowiem, jak Immanuel Kant przyjmuje, że moralność nie została nam dana przez bogów, ale to my sami ją określiliśmy jako zbiór pewnych dyrektyw postępowania, które tradycyjnie nazywamy humanistycznym bądź humanitarnym. Postępujemy zatem nadal racjonalnie, bo takie postępowanie odpowiada naszej godności ludzkiej. Słynne zdanie Kanta: „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”79, oznacza nie aprioryczność moralności czy też tożsamość praw natury i praw moralności, ale coś daleko bardziej ważkiego. Oto jeśli przyjmujemy niewzruszoność praw natury i ich nadrzędność, to podobnie przyjąć musimy niewzruszoność i nadrzędność praw moralnych. I nie wynika to z arbitralnej decyzji bogów, ale musi być naszym wyborem; postępowanie racjonalne winno opisywać nie tylko prawa przyrody, ale i działania człowieka80.
Lecz gdzieś nam zniknął problem autonomii procesów technologicznych! Czas kilka słów poświęcić temu tematowi. Powiedziane wcześniej przypomina o jednym: oto według Lema człowiek jednocześnie żyje w niszy, jaką dała mu natura, a zarazem stwarza wokół siebie niszę sztuczną, bowiem technologiczną (nawet gdy jest to tylko technologia związana z budową wiadomego konia, którego celem miało być zdobycie pewnego miasta). Obie z nisz, naturalna i technologiczna, ułatwiły człowiekowi zbudowanie systemu przekonań i poglądów. Jednak człowiek działał w obu, a pierwsza z nich – jako stanowiąca część homeostatu ziemskiego – rozwijała się i rozwija niezależnie od działań człowieka. Jej autonomia jest zatem oczywista.
Lecz czy technologia może rozwijać się jak system quasi-ewolucyjny? Nie tylko w opinii Lema – niestety tak. Przykład pierwszy z brzegu – samochód. Jego pojawienie się spowodowało zmiany w technice budowy dróg i mostów oraz organizacji ruchu drogowego, rozwój infrastruktury (bardzo złożonej) związanej z obsługą ruchu samochodowego, powstanie nowych gałęzi przemysłu i nowych kierunków badań naukowych itd. Co więcej: spowodowało także zmiany o charakterze socjalnym (zmiany w prawie, nowe zawody, nowe przestępstwa itp.) oraz wpłynęło na zmiany w naszej niszy biologicznej (wyzwalając w niej pewne procesy, nie zawsze dla nas korzystne). Wróćmy do przykładu z wiadomym koniem: aby go zbudować, należało wyciąć nieco lasu, a to mogło spowodować, w małym (ale od czegoś trzeba zacząć!) zakresie, takie zniszczenie, iż ziemia mogła zacząć jałowieć. Zmiana technologiczna spowodowała zmianę w ekologii (i to bez odwoływania się do oklepanego przykładu Puszczy Amazońskiej). Co więcej: przykład podziałał i już może nie kolejne konie, ale maszyny oblężnicze poczęły pojawiać się dość masowo (wystarczy lektura pamiętników Cezara). Poczęła się zatem rozwijać technologia wojskowa; niezależnie od naszego do niej nastawienia – jej rozwój stał się faktem, raczej dość trudnym do zanegowania (o ile jesteśmy przy zdrowych zmysłach).
Czy wskazuje to na autonomię zmian technologicznych? Tak, bowiem każda zmiana w zakresie dowolnej technologii MUSI wywołać dalsze zmiany, a ich charakter, podobnie jak charakter zmian ewolucji naturalnej jest in summa, nie tylko bardzo trudny do wcześniejszego przewidzenia, ale praktycznie nie daje się ani cofnąć, ani zatrzymać. Nie możemy też przewidzieć, jaki wpływ wywrą postępujące zmiany na całość homeostatu, jakim jest ziemia. Klasycznym przykładem jest technologia jądrowa – dość koszmarne skutki jej uruchomienia nie od razu były jasne dla tych, którzy owe technologie stworzyli. Ich wpływ zaś na niszę biologiczną poznaliśmy nie tylko po Hiroszimie i Nagasaki, ale i po Czarnobylu.
Ale – i tu, i tam działa jeszcze przypadek. Dla Lema przecież ta kategoria jest jedną z kluczowych zarówno w działalności artystycznej, jak i filozoficznej. Czas na zajęcie się i tą kategorią.
Kategoria przypadku, a więc, mówiąc w dużym uproszczeniu, pewnej dozy indeterminizmu w generalnie deterministycznym świecie, sprawia wiele kłopotu badaczom twórczości autora Solaris. Wiąże się to z nieuzasadnionym mniemaniem, jakoby w takim połączeniu tkwiła sprzeczność. Tymczasem jest to raczej pogodzenie się z pewną nieuchronnością zjawisk, w których mamy do czynienia z procesami zasadniczo stochastycznymi właśnie. A gdy mówimy między innymi o postępowaniu człowieka, to musimy pamiętać, że owo postępowanie będzie częstokroć określone właśnie przez stochastykę, czyli mówiąc nieco nieprecyzyjnie – przypadek.
O nim właśnie bardzo ciekawie pisał sir Arthur S. Eddington w 1928 roku w pracy The Nature of the Physical World:
Jeżeli w miarę posuwania się w kierunku strzałki [chodzi o strzałkę czasu – J.Z.L.] będziemy znajdowali coraz więcej elementu przypadkowości w stanie świata, to strzałka wskazuje w kierunku przyszłości, jeżeli element przypadkowości się zmniejsza – to wskazuje w kierunku przeszłości. […] wprowadzenie elementu przypadkowości jest jedyną rzeczą, która się nie może odstać81.
Eddington wskazuje na nieuchronność przypadku, resp. losowości czy może indeterminizmu w odniesieniu do wydarzeń przyszłych. Są one bowiem wyznaczone tylko w sposób statystycznie przewidywalny; nie można jednak powiedzieć, iż jakieś zjawisko, stan rzeczy zajdą z całą pewnością w taki a nie inny sposób. Eddington powiada dalej, iż owa strzałka czasu jest nie tylko odczuwana przez świadomość i narzucona przez rozsądek, ale że odnosi się do badań nad organizacją środowiska. Zarazem to właśnie przypadek wprowadza do świata rzeczy nieodwołalne – powiada dalej angielski fizyk. Innymi słowy: lubo byłoby myśleć, iż można przyszłe wydarzenia (nawet gdyby to były tylko lektury dzieł klasyków literatury antycznej) ściśle określić, jednakże rozrzut odczytań będzie się stale poszerzał i z tego powodu dyskusja na temat close reading bądź misreading jest bezcelowa.
Lem wielokrotnie, i w utworach artystycznych, i w eseistyce filozoficznej, wskazuje nie tylko na rolę przypadku, ale więcej – na przecinanie się linii rozwoju ewolucyjnego (teoretycznie deterministycznego – w potocznym pojmowaniu ewolucji jako ciągu zmian niedyskretnych) właśnie z „fluktuacjami prawdopodobieństwa”. Przykładem może być, raz jeszcze przywołana, energetyka jądrowa. Jej rozwój, powiada pisarz, zdeterminowały prace grupy fizyków na przełomie XIX i XX wieku, a stanowiące ponury efekt obie bomby powstały właśnie przez przypadek, jakim była II wojna światowa – ze wszystkimi swoimi konsekwencjami w dziedzinie nauki. Dalsze dowodzenie powiedzianego wydaje się, jak sądzę, oczywiste.
Zdaniem pisarza kategoria przypadku jest niezwykle istotna, bowiem gdy mamy do czynienia z procesami, w których bierze udział wielka liczba elementów, musimy je (zgodnie z zasadami określonymi przez odpowiednie działy matematyki) badać metodami statystycznymi (dobrze byłoby jeszcze określić, które z owych elementów to stałe, a które zmienne – lecz kwestie postępowania metodycznego zostawmy na razie na boku). Metody te zostały zastosowane później do badania pewnych zjawisk w obrębie nauk humanistycznych (np. lingwistyki, socjologii). W najnowszych badaniach bierze się też pod uwagę problematykę tzw. zachowań chaotycznych (przejawiają one prawidłowości, lecz zupełnie inaczej, niż nam się dotąd wydawało, i nie mają nic wspólnego z chaosem w rozumieniu potocznym) – także i ten wywód zakończę tylko na powiedzianym, aby go nadmiernie nie przeciążać.
Lem uważa, i być może jest to również jeden z istotnych aksjomatów jego myślenia, że człowiek, Ziemia i najbliższe jej otoczenie stanowią system (homeostat), którego zachowanie do końca da się opisać przy pomocy narzędzi wziętych z nauk matematyczno-fizycznych oraz biologii. Jednocześnie nie twierdzi, że Bóg to hipoteza niepotrzebna. Nie posiada bądź nie zna narzędzi, które by mu pozwoliły taki system połączyć z jakąkolwiek koncepcją Boga. Nie twierdzę, że jest to zaleta bądź słabość Lemowskiej idei; sądzę, że to jej cecha charakterystyczna. Barierę wyznaczoną przez Lema można przekroczyć, jednak odpowiedź, jak to uczynić, nie należy do porządku niniejszych wywodów.
Na zakończenie powiedzieć można (i należy) jedno: dorobek Stanisława Lema postrzegać trzeba w kontekście największych szkół filozoficznych Starego i Nowego Świata. Nie dlatego, że tak nam, jako Polakom, lubo, ale ze względu na to, że zakres podejmowanej przez niego tematyki takiego kontekstu wymaga – sama już Summa… wyznacza bardzo rozległy zakres problemów; dodać do tego należy jeszcze kwestie poruszane w Dialogach (oba wydania!), w Rozmowach… czy w studiach i esejach.
Może nie od rzeczy będzie przypomnieć, że wskazane tytułem przykładu utwory przywołują takie zagadnienia (wraz z określeniem m.in. konsekwencji, jakie wywoła ich pojawienie się), jak: możliwość (a raczej niemożliwość) odbudowy naszej struktury atomowej, zagadnienia patologii zarządzania w gospodarce centralnie sterowanej, problemy związane z dostosowaniem naszego kraju do wymogów nowoczesnej nauki i ekonomiki, sposoby rozwiązania przeludnienia, wyzwania, jakie współczesna nauka postawiła tradycyjnej etyce, problemy ewolucji życia w skali kosmicznej, możliwości, ale i zagrożenia, jakie stworzyła tzw. kultura elektroniczna itd. Świadomie nie hierarchizuję zagadnień, bowiem Lem wymaga od swego czytelnika, aby myślał prawdziwie globalnie. Sądzę zresztą, że filozof pragnie zwrócić naszą uwagę na fakt, że dziś nie możemy udawać, iż jakieś kwestie tyczące przyszłości naszego gatunku możemy zignorować. Żyjemy w globalnej wiosce, czy chcemy tego czy nie, i zgodnie z tym faktem winniśmy się zachowywać. Udawanie, że tych kwestii nie ma lub że winni nimi zająć się inni, jest jakąś postawą, jednak nie rokuje ona nam w przyszłości wielkich szans na przetrwanie. Nim polecimy do gwiazd, powiada pisarz, musimy wpierw w pełni zrozumieć siebie samych i nasze życie upływające nam na trzeciej planecie dość standardowego układu gwiezdnego. Im szybciej to uczynimy, tym łatwiej przyjdzie nam pokierować nami samymi.
Przy tak szerokim spectrum poruszanych problemów swoisty „błąd” pisarza i filozofa tkwi w tym, że większość swych tez wypowiedział w sposób niesystematyczny, a co gorsza, jego rozważania artystyczne i filozoficzne są kompatybilne i nie mogą być rozpatrywane rozdzielnie (np. czy Golem XIV bądź recenzje nienapisanych książek należą do filozofii, czy już do literatury? Takie pytania zresztą trzeba rozstrzygać w wypadku większości utworów Lema, zwłaszcza beletrystycznych). I tylko w tym jednym zgadzam się z niektórymi z dotychczasowych badaczy jego twórczości.
Filozofia zatem – dość przekornie – zostaje i wprowadzona, i wywiedziona z dzieł literackich między innymi Lema. Tkwi ona nie w logicznie uporządkowanych wypowiedziach, ale w obrazach, które stają się pożywką dla nas, odbiorców. Jak trafnie uchwycił to Henryk Elzenberg: „[…] obraz – pod pewnymi warunkami – pozwala jakość doskonale konkretną określić albo w sposób zupełnie dorównany, albo z większą aproksymacją niż termin”82. Tu zatem przejawia się filozofia; jest ona jednakże nieco odmiennie odczytywana – co starałem się pokazać – i przez badaczy, i przez odbiorców. Zadaniem tych pierwszych jest tylko wskazanie, w jakich fragmentach tekstów możemy odnaleźć jej cień. Boli nas, że jest to tylko cień, przeczucie, a nigdy pewność. Jak to świetnie wyraził Jan Parandowski, choć w odniesieniu do nieco innych kwestii:
Oto co nam zostaje: naiwny domysł, różaniec „może” który odmawiamy pod zamkniętymi drzwiami czasu. Tam trwają misteria naszych początków i na próżno ubiegamy się o wtajemniczenie. Tylko marzeniami wolno nam kołatać do tych drzwi i w błyskach wizji brać je za skinienie rzeczywistości83.
Elzenberg i Parandowski mówią to samo: obraz, wizja artystyczna to „określanie jakości doskonale konkretnej”84. Lecz wciąż pozostaje owo określenie obrazem, błyskiem wizji i niczym więcej; czy w pełni pojmujemy ich znaczenia, to już inna sprawa. Tu już musimy, bo jak powiedział Kant: „[…] rozum wnika w to tylko, co sam wedle swego pomysłu (Entwurf) wytwarza, że kierując się stałymi prawami, winien z zasadami swych sądów iść na czele i skłonić przyrodę do dania odpowiedzi na jego pytania […]”85.
To my zadajemy i światu, i dziełu literackiemu pytania; albo pomogą one „uchylić zatrzaśnięte drzwi czasu”, albo nie. Pisarz może nam tylko podpowiedzieć, jak – jego zdaniem – najłatwiej to uczynić. Jak sądzę, Lem dał nam wręcz klucz do owych drzwi, lecz jest on lekko zardzewiały i „filozofią winniśmy go polerować”, jak podpowiada Łukasz Górnicki86. Literatura i filozofia są siostrami, może i bliźniaczkami, lecz każda z nich działa osobno. I winniśmy o tym zawsze pamiętać.
Zamykając niniejsze rozważania, pragnę zwrócić uwagę na dwa fakty. Pierwszy wiąże się z cytowaną wcześniej opinią Lichańskiego o ważności dla Lema problemów filozoficznych i ich przewadze nad „opowiadaniem fabuł”. Dla autora Solaris nie ma ważniejszego tematu niż człowiek WOBEC tego, co w pewnej mierze, sam stworzył (związki z tradycją Golema czy motywami faustycznymi należy a priori odrzucić i uznać za przypadek bądź wygodny pretekst do przedstawienia kwestii ważniejszych). Drugi wiąże się z nadzieją, którą Lem kiedyś wyraził expressis verbis. Śmiem mniemać, że marzenie Lema, iżby ujrzeć prawdę „twarzą w twarz”, w jakiejś mierze już się spełniło. Świadczą o tym właśnie Jego dzieła.
Lem jest jednym z najważniejszych polskich pisarzy i filozofów XX wieku. Wynika to nie tylko z rozległości jego twórczości, lecz także z jej wagi. Bernd Gräfrath87 zabawnie, ale zarazem z wielkim szacunkiem, ujął to w takim oto wierszu:
GOlem został zrobiony z gliny było to wygodne dla mistyków, bo tchnęło weń życie z alGOrytmem, którego potrzebuje: potem Stanisław Wielki Lem – wyrocznia z Golemem – to istnienie komputera wyposażonego w sztuczną inteligencję, ale dzisiaj jest AlphaGO & Superszachy z α-zero; To była gra z ludzką siłą bez problemu zniesioną. Powiem tak: Bóg nie GOogluje, Bo nie było już więcej światła88.
Ale Lem dał nam to światło i naprawdę nie trzeba szukać niczego w Google; wystarczy sięgnąć do książek autora Solaris i może nie wszystko, ale bardzo wiele uda nam się wyjaśnić. Bo światło będzie wciąż nam świecić89!
PROF. DR HAB. JAKUB ZDZISŁAW LICHAŃSKI
Emerytowany profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista w zakresie retoryki, historii kultury i literatury do końca XVIII w., także literatury powszechnej i popularnej, problemów emigracji, cenzury w PRL, polskiej publicystyki XX i XXI wieku. Wydał m.in.: Retoryka od średniowiecza do baroku. Teoria i praktyka (Warszawa 1992), Retoryka od renesansu do współczesności. Tradycja i innowacja (Warszawa 2000), Retoryka w Polsce. Studia o historii, nauczaniu i teorii w czasach I Rzeczypospolitej (Warszawa 2003), Retoryka. Historia – teoria – praktyka (Warszawa 2007); W poszukiwaniu najlepszych form komunikacji, czyli dlaczego wciąż jest nam potrzebna retoryka? (Kraków 2017); Filologia – Filozofia – Retoryka. Wprowadzenie do badań (nie tylko) literatury popularnej (Warszawa 2017); Niepopularnie o popularnej. O narzędziach badań literatury (Warszawa 2018). Należy do grona autorów haseł w Historisches Wörterbuch der Rhetorik (1992–2012). Autor monografii Łukasza Górnickiego, Jana Parandowskiego, Hermanna Brocha, Johna Ronalda Reuela Tolkiena, a także pierwszej monografii poematu Niobe Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (2015).
Philosophia perennis Stanisława Lema
Zbigniew Trzaskowski
Rozległość zainteresowań, dobra znajomość sześciu języków obcych, szczególnie niemieckiego, nowatorska na wskroś analiza wyzwań, jakie niesie duch współczesnego świata, intelektualne poszukiwania z zakresu kilku dziedzin nauki – wszystko to sprawia, że dorobek Stanisława Lema nie poddaje się jednoznacznej charakterystyce. Nie sprzyja jej, na co niejeden raz zwracał uwagę sam zainteresowany, brak stałych wyznaczników oceny i perspektywy syntetyzującej wiele punktów odniesienia. Pisarz zarzucał swoim krytykom wyrywkowość osądów, rozchwianie kryteriów, omawianie poszczególnych publikacji bez uwzględniania linii ewolucyjnej całej twórczości literackiej i całokształtu dorobku myślowego w jego czasowym horyzoncie90. Taki stan rzeczy potwierdza zróżnicowana recepcja piśmiennictwa polskiego twórcy: w krajach anglosaskich uważany jest za wybitnego autora powieści hard science fiction, w Rosji przede wszystkim docenia się jego wkład w rozwój współczesnej myśli cybernetycznej, Japończyków interesuje głównie jako futurolog, natomiast w niemieckiej przestrzeni językowej uchodzi za filozofa i oryginalnego myśliciela.
Co prawda, autor Filozofii przypadku uważał się jedynie za pasjonata filozofii, ale Bogusław Wolniewicz, uwzględniając fakt przenikania się i łączenia dyskursu filozoficznego z literaturą, zaliczył go obok Czesława Miłosza do „najwybitniejszych przedstawicieli polskiej filozofii w drugiej połowie XX wieku”91. Dialogi Platona, Wyznania św. Augustyna z Hippony, Fenomenologia ducha Georga Wilhelma Friedricha Hegla, Tako rzecze Zaratustra Friedricha Nietzschego, Proces Franza Kafki, Elegie duinejskie Rainera Marii Rilkego pomimo genologicznego zróżnicowania potwierdzają fakt przyoblekania się dyskursu filozoficznego w najwyższych lotów literacką formę przekazu92.
Jeśli twierdzimy, że egzystencjalizm znalazł swój wyraz bardziej na polu twórczości literackiej niż w jakimś zwartym systemie myślenia, to wcale nie znaczy, by koncepcji filozoficznych nie można było wyrazić w języku literackim, np. w dramacie. Przeciwnie, niekiedy może się to okazać najlepszą metodą wyrażania swoistych, właśnie egzystencjalistycznych koncepcji filozoficznych. Dramat lub powieść mogą być odpowiednim środkiem wyrażania przeżyć człowieka i „doli” ludzkiej […]93.
Dorobek Lema można analizować dwojako: ocenić sine ira et studio to, co powiedział (lub chciał powiedzieć), albo wyeksponować to, co mówi nam dzisiaj. Najlepiej pogodzić obydwa podejścia, co nie wydaje się zbyt trudne, uwzględniając fakt, że od jego śmierci dzieli nas piętnastolecie. Jeśli odniesiemy do Lema scholastyczną definicję filozofii94, czyli nauki – ‘wiedzy o całej rzeczywistości w jej najgłębszych przyczynach’, zdobytej przy pomocy naturalnego światła rozumu, to zgłębianie przezeń zagadki istnienia, zakreślanie granic ludzkiego poznania i formułowanie paradygmatów krytycznego realizmu stanowią niewątpliwie przemyślany projekt filozoficzny, rodzaj philosophiae perennis w jej Leibnizowskim rozumieniu, w którym eklektyzm sąsiaduje z wieloaspektową i systematyczną refleksją nad teoriami naukowymi, a przydawka perennis objawia się w mniej znanym znaczeniu – ‘dalej bieżąca’.
Zwroty myślenia Lema w relacji do końcowych wniosków nie powodują zachwiania wiary autora w powstałe dzieło, bowiem zdaje on sobie sprawę, że uzupełniana cząstka miarowo rośnie, jest „dalej bieżąca” i przede wszystkim ukazuje nam syntezę myślową z właściwą jej logiką, ścisłą i nad wyraz pewną siebie. Lem, porównując filozofa do korespondenta wojennego z frontu uznanych już dokonań nauki, ostrzega go przed „imperatywem obiektywizacji”, apriorycznym nastawieniem i „wyjmowaniem” ad hoc kilku faktów z kontekstu konkretnej teorii95. W odniesieniu do życia „tu i teraz” philosophia perennis pisarza stanowi pogłębienie i rozszerzenie inteligencji96; przekłada to, co jest, na to, co zostało poznane, byt na noezę; organizuje fragmenty pierwotnie ukazującej się rzeczywistości w pełną strukturę, którą fragmenty faktycznie zakładają.
Namysł nad relacjami między postępem technologii i wartościami […] doprowadza Lema do poważnych dylematów, z których nie do końca umie wybrnąć. Dowodząc niezbędności podjęcia globalnej działalności regulacyjno-sterowniczej, dostrzega w niej i uwyraźnia to, co przeczuwał, choć spychał na marginesy w Summie: zagrożenie dla ludzkiej wolności, rozumianej jako wartość nadrzędna97.
W relacji do wielkiej europejskiej tradycji intelektualnej, kształtowanej w ciągu wieków przez humanizm, otrzymujemy obecnie liczne propozycje alternatywne, zdominowane przez błędnie pojmowany praktycyzm, wolny od bogactwa odniesień aksjologicznych znamiennych dla przeszłości na wskroś przesiąkniętej pierwiastkami kultury duchowej. Sytuacja taka niesie projekt osobliwej rewolucji hierarchii wartości, w której wyniku może ulec istotnemu zubożeniu bogaty świat współczesnej antropologii kultury przez to, że klasyczne kategorie aksjologii obejmujące przede wszystkim dziedzinę wartościowań moralnych będzie się usiłowało zastępować ich czysto pragmatycznymi substytutami. Doprawdy, ograniczonym byłby umysł sprowadzony do technicznego intelektu. Umysł, obejmujący inteligencję, zdolność przystosowania się do zmiennych kolei cywilizacji, podąża dalej, umysł pozwala rozpoznać cele i wartości. Inteligencja to praktyczne narzędzie w służbie egzystencji, jednak to umysł wyzwala ożywcze tchnienie i dążenie człowieka ku pełni istnienia. Inteligencji będącej poszukiwaniem i organizacją pożytku zawdzięczamy równania sił rzędu liczbowego, a umysłowi – rozpoznanie niewymiernych praw absolutnych. Nie oznacza to wejścia na łatwy szlak wyobraźni, po którym inteligencja podąża ku problemom sztucznie wywołanym, odwracającym uwagę umysłu od odpowiedzi na pytania, jakich człowiek nie może sobie nie stawiać, jeśli pragnie odnaleźć sens życia i ład aksjologiczny.
Zrozumienie twórczości autora Summae technologiae ułatwiają bez wątpienia pewne procesy analityczne, niekiedy trudno rozpoznawalne, usuwają bowiem przeszkody, bez nich nie do przezwyciężenia, a także dają częściowe choćby wyobrażenie o bogactwie myśli Lema. Jednak prawdziwe czytanie „wewnętrzne” zaczyna się już poza granicami analizy i łączy z perspektywy pars pro toto sympatię z ostrym jasnowidzeniem98. Słowa sympatia nie należy tu rozumieć w jego potocznym sensie, ale zgodnie z grecką etymologią syn + patheín – ‘odczuwać z’. Dzieła Lema można dopiero wtedy rozumieć, kiedy „zamieszka się w nich” i dzięki obserwacji ujrzy równowagę poszczególnych części, kiedy podzieli się postacie bohaterów na poszczególne grupy, wystawi rachunek ich wad i zalet, aby dodać im nieco „nadegzystencji”, ona bowiem stanowi rację bytu świata przedstawionego każdego z utworów. W tym sensie przenośnia lub porównanie przemawia do wyobraźni czytelnika bardziej od mowy bezobrazowej. Styl pisarza charakteryzują w dużej mierze metafory pozbawione znaczeń ozdobnych, umożliwiające usunięcie w reprezentacji często nieuniknionej izolacji rzeczy i umieszczenia ich w kontekście, w którym mogą być precyzyjniej odczytywane.
Zarzewie zainteresowań Lema filozofią nauki znajdziemy w Dialogach (1957)99