Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
To miał być kolejny zwykły dzień w Black Hollow. Ale najpierw Carly i May znalazły pod podłogą pudełko, a potem na brzeg jeziora wypłynęło ciało nastolatki.
May, Carly, Sam, Lee i Peter należą do Szczurów. W przeciwieństwie do bogatych Kotów, prowadzą życie, któremu daleko do ideału. Dlatego kiedy wydaje im się, że mają szansę na odkrycie skarbu, który dwieście lat temu został zatopiony w jeziorze, od razu podejmują wyzwanie. Sytuacja komplikuje się, kiedy okazuje się, że zagadkowa śmierć dziewczyny z ich szkoły jest związana z tą sprawą.
Jaką tajemnicę kryje Wyspa Umarłych i mieszkańcy Black Hollow? Jak wiele muszą zaryzykować przyjaciele, żeby je odkryć?
Książka dla czytelników 15+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 247
Rok wydania: 2025
Ilustracja i projekt okładki: Ewa Popławska
Redakcja: Katarzyna Głowińska (Lingventa)
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Beata Kozieł-Kulesza
Grafika na stronach rozdziałowych: © Freepik
© by Dominika Kledzik
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025
ISBN 978-83-287-3433-3
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
– Jak myślisz? Peter ma szanse wygrać? – zapytał Lee, zasłaniając dłonią twarz, by słońce nie świeciło mu w oczy.
Jego jasna cera i azjatycka uroda wyglądały w tym świetle wyjątkowo dobrze. Nastolatka, której zadał pytanie, westchnęła. Wiedziała, jak bardzo ich przyjaciel, który walczył w zawodach, potrzebował pieniędzy. Miała świadomość, że nie odpuści zbyt łatwo, bo jego ojciec zalegał z czynszem.
– Wiesz, jak Jonesowi zależy na tej kasie – westchnęła.
Tak, zdecydowanie chciał tej wygranej, a właściwie to jej potrzebował. Carly martwiło jednak to, czy w takim przypadku nie zrobi jakiegoś głupiego błędu. W sytuacjach stresowych łatwo o potknięcie.
– May ma za to pewne trzecie miejsce – zauważył Sam.
Chłopak o czarnych włosach i ciemnej karnacji zerkał w stronę wody i smarował się kremem z filtrem. Na jego komentarz oczy Lee zabłysły. Nastolatek spojrzał na blondynkę, która właśnie wykorzystywała swoją szansę na łapanie fal. Wyglądała jak anioł, surfując tak, jakby nie sprawiało jej to nawet najmniejszych trudności.
Carly z uśmiechem na twarzy obserwowała, jak May i Peter robili to, co najbardziej kochali. Młócili fale, czym zapierali dech w piersiach publiczności. Za takie właśnie momenty uwielbiała życie w Black Hollow. Niczym niepohamowana wolność podczas robienia trików na desce i krople spienionej wody muskające ciało. W takich momentach praktycznie zapominała, że gdyby nie wakacje, to oprócz dorywczej pracy w kwiaciarni swojej ciotki męczyłaby się jeszcze ze szkołą.
Rudowłosa nastolatka tym razem zajmowała miejsce na piasku. Chociaż potrafiła surfować, to nie nadawała się do zawodów. Zwyczajnie nie miała tyle wyczucia i stylu. Poza tym nie chciała być konkurencją dla najlepszej przyjaciółki. Nie było to warte przyjemności walki o medal czy parę dolców.
Gdy tura Petera dobiegła końca, chłopak podszedł na chwilę do sędziów, a potem zwrócił się w stronę przyjaciół robiących sobie piknik na piasku. Trochę im zazdrościł tego, że mogli wykorzystać ten dzień na odpoczynek. Był weekend i blondyn, zamiast odetchnąć od codziennej pracy w warsztacie ojca Carly, postanowił wykorzystać ten czas, by mieć szansę na dodatkowe kilkaset dolarów. Takie pieniądze mogły odroczyć eksmisję Petera i jego ojca z ich małej działki o kolejny tydzień czy dwa.
– No, no… Jones, chyba zdobyłeś nowe fanki. – Carly wskazała nosem na dwie dziewczyny, które robiły chłopakowi zdjęcia przez cały jego występ, a także później, gdy już zszedł z deski i przechadzał się po plaży.
Chłopak prychnął i pokręcił głową. Rzucił się na koc, na którym siedziała reszta jego przyjaciół.
– A co, jesteś już zazdrosna, a może dopiero będziesz, jak pójdę tam i dam im swój numer? – zapytał, drocząc się z nią.
Potrząsnął głową nad jej nogami, tak że kropelki wody z jego włosów spadły prosto na jej rozgrzane od słońca uda.
– Na szczęście nie mam o co być zazdrosna, Jones. – Wzruszyła ramionami, a sekundę później wzdrygnęła się od zimnych kropel.
Sam podniósł głowę i uśmiechnął się szczerze do Carly.
– Skończyłaś już flirtować z moim przyjacielem? Chcę mu pogratulować wygranej.
Carly i Peter w tej samej sekundzie wytrzeszczyli oczy.
– My nie flirtujemy! – wykrzyknęli niemal jednocześnie.
Sam zaśmiał się serdecznie i oparł o swój plecak z wątpiącym prychnięciem.
– Ta, jasne, a ja jestem hetero. Ktoś jeszcze ma ochotę na kłamstwo, w które i tak nikt nie uwierzy? – rzucił ze znudzeniem.
Rudowłosa dziewczyna miała ochotę rozpocząć awanturę, ale w tym momencie do ich miejsca wypoczynku dołączyła blondwłosa surferka. May w błękitnym stroju przylegającym do ciała wyglądała jeszcze lepiej niż na co dzień, co bez wątpienia zauważył zarumieniony z powodu jej nagłego pojawienia się Lee.
– Kogo obgadujecie? Ja chyba skopałam ostatnią rundę – zauważyła dziewczyna, stawiając deskę w piasku.
Ruda wstała, zerknęła na fale uderzające o brzeg jeziora i objęła przyjaciółkę ramieniem.
– Tak czy siak, dotychczas byłaś na prowadzeniu, nie ma szans, byś spadła niżej niż na trzecie miejsce – pocieszyła ją.
Podczas gdy Peterowi najbardziej zależało na pieniądzach z wygranej, May startowała w zupełnie innym celu. Gdyby stanęła na podium, mogłaby sobie wpisać udział w zawodach do swojego zgłoszenia na studia. Bo jeśli miała iść w przyszłym roku na prawo na jedną z najlepszych uczelni, to jej świetne oceny wystarczyłyby, żeby się na nią dostała, ale tylko dodatkowe osiągnięcia mogły zapewnić dziewczynie stypendium.
– Wiem, ale lepiej w moich papierach wyglądałoby pierwsze miejsce – zauważyła trafnie blondynka.
Carly lekko przewróciła oczami. Nie rozumiała tego wyścigu o jak najlepsze średnie i idealne świadectwa. Była raczej czwórkową uczennicą, co zamykało jej drogę na najbardziej prestiżowe uczelnie, ale nie widziała problemu, by wybrać te mniejsze, które znajdowały się stosunkowo blisko jej aktualnego adresu zamieszkania.
– Za to w moich trzecie miejsce będzie pasować jak ulał. – Peter wypiął dumnie pierś, kiedy ogłoszono wyniki.
Lee i May uśmiechnęli się z pobłażaniem i pokręcili głowami. Sam poklepał przyjaciela po plecach na znak gratulacji, a Carly zamyśliła się na chwilę. Peter nagle zdał sobie sprawę, że powinien ruszyć w stronę sędziów, więc tak też zrobił, pozostawiając na chwilę resztę grupy bez jego wesołego uśmiechu i blond czupryny, która wciąż była w nieładzie po niedawnej kąpieli. Wszyscy wyczekiwali wyników klasyfikacji kobiet.
Kiedy nazwisko Andrews nie wybrzmiało podczas ogłaszania wyróżnień, May pozostawała spokojna. Niestety gdy na trzecim miejscu pojawiła się Beatrice Falls, wszelkie nadzieje opuściły blondynkę, a w dół jej kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz. Jeszcze miała szansę, ale jej serce łomotało w klatce piersiowej, jakby już przegrała. Być może tak właśnie było. Skoro jej nazwiska dotychczas nie wymieniono, to mogło już wcale się nie pojawić. Najwyraźniej musiała stracić sporo punktów podczas swojej ostatniej fali, gdy nie pokazała tak naprawdę niczego ciekawego.
– Drugie miejsce zajmuje May Andrews! – Dźwięk z głośnika dotarł do uszu zebranych na kocu nastolatków.
Cała ekipa zaczęła gratulować przyjaciółce, a jej twarz pokryła się czerwienią. Serce dalej próbowało się wyrwać na powierzchnię. Było dobrze. Carly chwyciła blondynkę za ręce i zaczęła skakać, Sam podniósł ją i obrócił w powietrzu, a Lee podrapał się po włosach i rzucił proste: „Wiedziałem, że ci się uda”. Wreszcie May ruszyła po piasku w stronę podium, na którym właśnie robiono zdjęcia do miejscowej gazety. Nie były to krajowe ani nawet stanowe zawody, więc nie można było liczyć na wielki rozgłos związany z zajęciem całkiem wysokich miejsc. Udział w tym niewielkim wydarzeniu brały jedynie osoby z Black Hollow i kilku okolicznych miasteczek.
Kiedy ceremonia wręczania nagród i zbierania danych dobiegła końca, na niebie lazurowe odcienie powoli ustąpiły miejsca barwie pomarańczowej i jasnoróżowej. Nawet jeśli wszyscy byli zmęczeni po pełnym wrażeń dniu, to powrót do domów o tej porze oznaczał zdecydowanie zbyt wczesne rozstanie. W większości przypadków rodzice i opiekunowie przywykli do tego, że z takich szalonych eskapad ich dzieci wracały raczej późno, lecz w niektórych domach nadal takie sytuacje były źródłem sporów i rodzinnych kłótni. Lee miał świadomość, że kiedy tylko przekroczy próg domu, będzie tam na niego czekać matka, gotowa, by zrobić awanturę, i żaden argument jej nie przekona. Dlatego też leżał na kocu, wpatrzony w niebo nad sobą, starając się odpłynąć myślami daleko od rodzinnych dramatów, jakie czekały na niego jeszcze tego dnia.
Nagle poczuł, jak drobinki piasku uderzają w jego skórę. Momentalnie podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął wypluwać z ust ślinę wymieszaną z malutkimi kamyczkami. Poruszenie tuż obok niego sugerowało, że nie tylko on oberwał.
– Czy ty masz jakiś problem ze sobą? – Zirytowany głos Petera był nieco wyższy niż na co dzień.
– Pogięło cię do reszty? – zbulwersowała się Carly.
Sam odsunął włosy May z jej twarzy, która najbardziej ucierpiała podczas piaskowego ataku. Damski śmiech wypełnił powietrze.
– Tylko przypominam, że miejsce Szczurów jest pod ziemią. – Zielonowłosa dziewczyna zaśmiała się wrednie.
Beatrice Falls, nazywana zwykle Tris, należała do Kotów. Tak określano najbogatszych nastolatków w mieście. Oczywiście uważała się przez to za lepszą od innych, ale pluła jadem jak najgorszy gatunek węża. Tych licealistów, których rodziców nie było stać na wakacje za granicą i prywatny jacht, dla kontrastu nazywano Szczurami.
– A kanapowce powinny zostać w domu. Uważaj, bo porysujesz sobie pazurki – warknęła w jej stronę Carly.
Rudowłosa w żadnym wypadku nie zamierzała się powstrzymywać. W końcu Koty od lat, bez większego powodu, traktowały ją i jej przyjaciół jak totalne śmieci. Sama, ze względu na to, że jej ojciec posiadał dobrze prosperujący warsztat samochodowy, stała na granicy pomiędzy Kotami i Szczurami, a jednak za nic nie chciałaby zaprzyjaźnić się z tymi pierwszymi.
– Gdyby nie wy, to Tris by wygrała! – Katie, która dotychczas stała za plującą żalem Tris, wyszła zza jej pleców, by wtrącić swoje trzy grosze.
Carly teraz chętnie wydłubałaby oczy Tris, ale Peter zdecydowanie złapał ją za nadgarstek, gdy tylko podniosła się z koca. Wiedział o wybuchowej naturze swojej przyjaciółki, ale w obecnej sytuacji nie pozwoliłby jej się bić. Nie miałby sumienia uderzyć dziewczyny, a dopóki May kaszlała od piasku, który dostał jej się do oczu i nosa, ruda pozostawała sama przeciwko dwóm innym nastolatkom. Zresztą May zwykle stroniła od wszelkiej przemocy.
– Ty jesteś głupia czy głupsza? Wygrała Kimberly O’Connor. Nawet jakby May nie brała udziału, to jej występu taki glonojad jak Tris by nie przebił. – Lee zdobył się na to, by odpyskować, a potem szybko podniósł się z koca.
Zwykle nie zdobyłby się na takie słowa, ale chodziło tutaj o May, więc powiedziałby wszystko, by jej bronić. Choćby miał kłamać pod przysięgą na korzyść blondynki, to i tak by się na to zdecydował.
– Brudne Szczury za bardzo się panoszą na tej plaży, chodź, Katie, trzeba się stąd wynieść, zanim się czymś zarazimy. Lepiej załatwić deratyzatora i wrócić tu później. – Uśmiechnęła się wrednie i odciągnęła koleżankę.
Być może dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zaatakowała o wiele liczniejszą grupę i nie miała szans na wygraną w tej dziecinnej kłótni. Może uświadomiła sobie, o jak głupią rzecz zamierzała się sprzeczać.
Carly i Lee momentalnie dopadli do przyjaciółki, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, podczas gdy Peter nie spuszczał wzroku z oddalających się nastolatek. May była czerwona od łez i co jakiś czas pokasływała, ale wydawało się, że już dochodzi do siebie.
– Powinniśmy już wracać – wydusiła z siebie blondynka.
Normalnie pewnie posiedzieliby jeszcze trochę na plaży, powygłupiali się w wodzie i posłuchali muzyki w aucie, ale tym razem faktycznie trzeba było skrócić czas przebywania na zewnątrz w trosce o przyjaciółkę. Zresztą tego dnia surfowali, łowili ryby, część z nich wzięła udział w zawodach, opalali się na plaży i pływali w jeziorze Trishire. To był dobry dzień, mimo niezbyt przyjemnego spotkania z Kotami.
* * *
Wewnątrz budynków świeciły się już lampy i błękitne ekrany telewizorów, a nieznane sylwetki przemykały niczym widma. Robiło się już zupełnie ciemno, słońce uciekło za linię drzew ponad godzinę temu, musiało być dawno po dziesiątej. Miasteczko Black Hollow stawało się senne i ponure. Kształty pozostawionych przy końcach posesji worków ze śmieciami czy niektórych krzaków przypominały upiory z najgorszych koszmarów. Nawet na ulicach dało się odczuć panującą pustkę, chociaż raz po raz przejeżdżały pojedyncze samochody. Zniszczony przez czas, butelkowozielony pick-up Sama, obklejony toną naklejek, tłukł się po dziurawym asfalcie, mijając ostatnie domki mieszkalne przed wjazdem na obrzeża miasta. Wewnątrz pojazdu znajdowała się niezmiennie ta sama paczka przyjaciół, korzystających z ostatnich wspólnych chwil po względnie udanym dniu. Oczywiście z pominięciem małego incydentu z dużą ilością piasku. Samochód podskoczył na jednej z dziur, a potem lekkim slalomem wrócił na swój pas.
– Patrzcie, udało mi się nagrać, jak Lee siłuje się z płotką. – Gdy Sam odtwarzał nagranie na ekranie swojego smartfona, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
Carly zerkała co chwila na rozbawionego chłopaka, ale skupiała się głównie na jezdni. Kąciki jej ust uniosły się lekko w górę. Do uszu rudowłosej docierał także śmiech głównej gwiazdy nagrania. Widziała w lusterku nieco sztuczny uśmieszek Petera, przyjaciel tracił humor z każdym kolejnym jardem. Jechała stosunkowo powoli jak na możliwości pick-upa, ale po prostu stosowała się do panujących przepisów. Ostatnie, czego im było teraz trzeba, to mandat. Zimne powietrze wlatujące przez szyby auta mile muskało rozgrzaną skórę nastolatki. Po chwili Carly zjechała na sam brzeg jezdni i zatrzymała zielony samochód. W tej samej chwili na ekranie smartfona Sama ryba z rąk Lee poleciała do wody.
– Następnym razem ta płotka będzie twoja, zobaczysz – odezwał się Peter, klepiąc Azjatę po plecach.
Carly prychnęła.
– Pewnie nie będzie, ale wierzymy w ciebie – odparła zadziornie.
Lee przewrócił oczami i chwycił za pasek od plecaka. Zbił żółwiki z pozostałą w aucie trójką. May, ze względu na okoliczności, została odstawiona pod same drzwi jako pierwsza i nie miała okazji oglądać nagrania na smartfonie Sama, ale pewnie zobaczy je w ciągu kilku godzin, gdy tylko pojawi się ono na ich wspólnej grupie.
– Do jutra, padalce – mruknął na odchodne.
Pojazd pomknął dalej wzdłuż drogi. Rozmowa wróciła na poprzednie tory, a Sam odpalał kolejne wideo, które pokazywało Carly próbującą naprawić wędkę Lee po spotkaniu z nim samym.
– Gdzie on się uchował? Jesteśmy w miasteczku, gdzie wędkuje się od najmłodszych lat – zaśmiała się pikselowa rudowłosa z nagrania.
– Pamiętaj, Muffinko, Lee woli ryby przyrządzać, a nie łapać – zaczął wymądrzać się Sam, siedząc na miejscu pasażera.
Mordercze spojrzenie rudej przyprawiło bruneta o dreszcze na plecach. Dobrze wiedzieli, że nie lubiła tego przezwiska z dzieciństwa, a jednak zdarzało im się go używać. Najczęściej robił to oczywiście Peter jako autor tego uroczego dziecięcego pseudonimu.
– Pamiętaj, że to ja prowadzę twój największy skarb – zagroziła Carly, naciskając nieco mocniej pedał gazu. Auto zamruczało podejrzliwie na skutek nagłego dopływu mocy.
– Właśnie dlatego wiem, że nic nie zrobisz mojej ukochanej Betsy, jesteś w końcu ostatnią osobą, która spowodowałaby wypadek, nawet nieumyślnie. – Dłonią wystawioną przez okno poklepał zewnętrzną stronę drzwi pojazdu.
Peter przewrócił oczami. Skupiał się głównie na przemykających drzewach za oknem. Samochód ostro wszedł w zakręt, a oczy Sama niemal wystrzeliły z orbit. Ciemnoskóry na miejscu pasażera zbladł, a jego brązowe tęczówki zrobiły się niewyobrażalnie wielkie. Carly, zamiast zwolnić, cały czas dodawała gazu. Zapanowała cisza, a Peter podniósł się nieco na swoim siedzeniu. Blondyn miał chyba więcej zaufania do kierowczyni niż ona sama. Odgłosy hamowania na piasku, ziemi, trawie i błocie przerwały napiętą do granic możliwości ciszę. Butelkowy pick-up zatrzymał się parę cali przed ostatnim z drzew przed posesją Jonesów. Carly wrzuciła auto na luz i zaciągnęła ręczny.
– Dzięki za podwózkę, Sam – uśmiechnęła się ciepło i wysiadła z samochodu.
Chłopak był jeszcze przez sekundę zupełnie osłupiały. Nawet pożegnalny żółwik z Peterem był nie do końca udany. Carly zabrała swój plecak z tylnej kanapy pick-upa, blondyn siedzący tam wcześniej podał go jej, a potem sam wysiadł z samochodu. Ruszyli wzdłuż żwirowej drogi. Zza gęstwiny roślinności widać było przyczepę, w której mieszkał Peter. Pozostawiony samemu sobie nastolatek wyrwał się z osłupienia, gdy samochód Sama odjechał.
– Odprowadzić cię pod dom? – rzucił blondyn bardziej w powietrze niż do przyjaciółki.
– To jakieś dziesięć minut spacerkiem, nie przesadzaj, trafię – odparła, przytulając delikatnie Petera na pożegnanie.
Carly jako jedyna mieszkała na osiedlu domków jednorodzinnych. Chociaż boczną ścieżką, jeśli szło się z działki Jonesów, droga zajmowała kilka do kilkunastu minut, to niejednokrotnie przyjaciele odprowadzali bądź odwozili ją pod sam dom. Tego wieczoru jednak wolała spędzić chociaż chwilę w samotności. Peter odwzajemnił gest dziewczyny, obejmując ją w talii, po czym zawrócił w stronę zarośniętej przyczepy.
– Tylko nie zapomnij do rana, że jesteś Szczurem – rzucił w jej stronę Peter.
– Nie zapomnę, Lee nadal wisi mi dziesięć dolców – odparła, nawet się nie odwracając.
Peter podszedł do drzwi i delikatnie nacisnął klamkę. Wsunął się do środka i ruszył przez salon. Telewizor był włączony, a na podłodze i stoliku kawowym leżały sterty puszek i butelek po piwie. Sofa jednak, ku zdziwieniu chłopaka, okazała się pusta.
– Ty mały… niewdzięczny śmieciu… wracasz po nocach… włóczysz się z hołotą… żadnego z ciebie pożytku, dzieciaku… – Ojciec zbliżył się od tyłu i pociągnął chłopaka za kaptur bluzy.
Henry Jones musiał pić przez cały wieczór, a teraz wyglądał na zdenerwowanego i gotowego wyżyć się na synu. Peter już myślał, że zdąży umknąć, a jednak dosięgła go ręka ojca. Gdy już było po wszystkim, skrył się w pokoju, zamknął drzwi na klucz i powoli wycierał krew spływającą po kąciku łuku brwiowego.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
You&YA
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz