Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Piata część serii kryminalnej z Jessicą Daniel.
Siedem lat temu Martin Chadwick podpalił pub w Manchesterze, nie wiedząc, że śpi tam nastolatek. Chłopak zginął w płomieniach. Martina skazano na karę więzienia, jednak niedługo ma zostać zwolniony. Gdy ojciec ofiary zapowiada gazetom, że będzie szukał zemsty, detektyw Jessica Daniel musi mieć oko na Chadwicka i jego syna Ryana – gniewnego osiemnastolatka.
Wkrótce ktoś podkłada ogień pod dom Chadwicków. Ryan ledwo uchodzi z życiem. Okazuje się, że to pierwszy z serii pożarów, które wstrząsną spokojną do tej pory okolicą. Jessica jeszcze nie wie, że i ona jest na celowniku szaleńca…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 386
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Playing with fire. Jessica Daniel Book 5
Tłumaczenie z jęz. angielskiego: Tomasz Illg
Redakcja: Justyna Tomas
Korekta: Angelika Ogrocka
Projekt okładki: Maciej Pieda
Zdjęcia na okładce: Shutterstock © diy13, © april25pop, © Eky Studio
Skład: Mariusz Kurkowski
Konwersja do ePub i mobi: mBooks. marcin siwiec
Redaktor prowadzący: Katarzyna Bury
Copyright © Kerry Wilkinson 2013
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Dragon
Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Odniesienia do realnych osób, wydarzeń i miejsc są zabiegiem czysto literackim. Pozostali bohaterowie, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autora i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.
Wydanie I
Bielsko-Biała 2022
Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.
ul. 11 Listopada 60-62
43-300 Bielsko-Biała
www.wydawnictwo-dragon.pl
ISBN 978-83-8172-916-1
Wyłączny dystrybutor:
TROY-DYSTRYBUCJA Sp. z o.o.
ul. Mazowiecka 11/49
00-052 Warszawa
tel. 795 159 275
Oddział
ul. Legionowa 2
01-343 Warszawa
Zapraszamy na zakupy: www.fabulo.com.pl
Znajdź nas na Facebooku: www.facebook.com/wydawnictwodragon
Andrew Hunter oparł stopy na biurku i odchylił się do tyłu w swoim fotelu. W tym niezbyt imponującym biurze fotel był wart więcej niż reszta mebli razem wzięta. W ogłoszeniu agenta nieruchomości entuzjastycznie zadeklarowano, że mieszkanie jest „w pełni umeblowane”, co Andrew musiał przyznać – do pewnego stopnia. Ogłoszenie nie ujawniało faktu, że meble pochodziły zapewne ze szkolnej wystawki, skąd najwyraźniej zostały usunięte wraz z innymi rupieciami. Już wpłacił kaucję, żeby zarezerwować sobie to biuro, gdy odkrył, że spód solidnego drewnianego stołu, który służył mu za biurko, był pokryty zaschniętą gumą do żucia i nagryzmolonymi flamastrem deklaracjami, że „Ian to ćpun”. Z innych komunikatów można było wywnioskować między innymi, że Ian ma rozbuchany apetyt seksualny.
Fotel, który odziedziczył Andrew, był obity okropnym niebieskim płótnem, a jego oparcie nie trzymało się w jednej pozycji. W ramach wystawnego pokazu wydatków, który jak miał nadzieję, zaimponuje potencjalnym klientom, Andrew kupił nowy fotel ze skórzanym oparciem, na stronie internetowej nazwany „Wielkim Tatusiem” foteli biurowych. Nie wspomniano tam jednak, że jest on dostarczany w płaskiej paczce, co nieco umniejszyło radość Andrew z jego otrzymania. Dwa dni później w końcu zrelaksował się w największym luksusie. Cóż, byłoby tak, gdyby udało mu się wymyślić, jak sprawić, żeby fotel się podnosił i opuszczał.
Andrew wcisnął się z powrotem w swój nowy nabytek i zastanawiał się, dlaczego kiedyś był przekonany, że fotel wystarczy, by przyciągnąć klientów. Raptem podskoczył, gdy ktoś mocno uderzył w szklane drzwi jego biura. Próbował się obrócić, ale poplątały mu się kończyny i mocno złapał się za kolano, uderzywszy się w lite drewno biurka. Krzyknął: „Proszę wejść”, jednocześnie tłumiąc pod nosem przekleństwo i rozcierając obolałe kolano.
Do gabinetu wszedł mężczyzna w modnym, idealnie skrojonym szarym garniturze. Na oko mógł mieć pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt lat. Z kieszeni marynarki wystawał mu jasnoróżowy krawat i pasująca do niego chusteczka. Siwe włosy nienagannie zaczesał do tyłu, a jego wzrost, wynoszący ponad metr osiemdziesiąt, sprawił, że Andrew ze swoim metrem siedemdziesiąt natychmiast poczuł się niepewnie. Andrew przyglądał się swojemu gościowi, który zerkał z jednej strony biura na drugą, obserwując białe, w dużej mierze puste ściany i roślinę doniczkową w rogu, zanim odwrócił się do niego. Było jasne, że nie był zachwycony.
– Czy to biuro Andrew Huntera? – zapytał nagle.
Andrew wstał, starając się nie krzywić z powodu bólu w kolanie.
– Jestem Andrew – powiedział, wyciągając rękę na powitanie.
Mężczyzna ścisnął ją mocno.
– Jest pan prywatnym detektywem?
– Zgadza się – odpowiedział Andrew, zastanawiając się, czy może dorównać żelaznemu uściskowi dłoni. Nie udało mu się i mężczyzna szybko go puścił.
– Jestem Harley Todd – przedstawił się mężczyzna, wciąż rozglądając się dookoła. – Czy na pewno mam przyjemność z Andrew Hunterem?
Andrew zastanawiał się, czy jego sława – lub jej brak – w jakiś sposób go wyprzedziły.
– Tak, nazywam się Andrew Hunter i jestem prywatnym detektywem. W czym mogę panu pomóc… – Wskazał na fotel po przeciwnej stronie biurka – ten niebieski, obity płótnem fotel, który wcześniej sam odrzucił ze wzgardą.
Harley obszedł stół, jakby specjalnie starając się niczego nie dotykać. Andrew nie uważał, że jego biuro było brudne, choć musiał przyznać, że nie imponowało rozmachem. Oprócz dwóch foteli, dużego biurka i komputera stały tam pusty regał, roślina w doniczce, którą odziedziczył i ciągle zapominał podlewać, oraz stos pudełek z rupieciami, na które nie było miejsca w jego mieszkaniu. Potencjalnym klientom wydawało się, że zamknięte pudła zawierają ważne dokumenty. Nie musieli znać prawdy.
Światło wlewało się przez okno, częściowo przesłonięte przez pudła, odbijając się w kosztownych spinkach do mankietów nieoczekiwanego gościa. Harley ostrożnie usiadł na fotelu i od razu poczuł irytację, gdy oparcie opadło bezwładnie do tyłu.
– Przepraszam za fotel – usprawiedliwił się Andrew. – Czekam na nowy. Wie pan, jak to jest z tymi firmami kurierskimi. – To było kłamstwo, w które Harley sam najwyraźniej nie wierzył. Dlatego nie zareagował, kiedy Andrew zachichotał beztrosko.
– Nie jestem pewien, czy właśnie tego się spodziewałem – przyznał Harley. W jego głosie zabrzmiał autorytet. Ten okropny ton przywodził Andrew na myśl nauczycieli i rodziców. Albo, co gorsza, jego byłego teścia.
– Mogę pana zapewnić, że prowadzę bardzo profesjonalną obsługę – powiedział Andrew, chociaż tylko połowicznie wierzył w swoje słowa. Obrócił się lekko w fotelu, zastanawiając się, czy „Wielki Tatuś” zrobi wrażenie na jego potencjalnym kliencie.
Nawet jeśli tak było, to gość dobrze to ukrył.
– Nigdy wcześniej nie korzystałem z usług prywatnego detektywa. Znalazłem pana adres w książce telefonicznej. Chyba spodziewałem się jakiegoś byłego policjanta w moim wieku.
Andrew zapomniał o reklamie w książce telefonicznej, ponieważ skupiał się głównie na promocji internetowej.
– Oferuję usługi najwyższej klasy…
Śledczy starał się wyglądać na pewnego siebie, gdy Harley ponownie zmierzył go wzrokiem od stóp do głów.
– Ile ma pan lat?
– Trzydzieści cztery – odparł bez zastanowienia Andrew.
– Hmm… – Harley lekko zmrużył oczy, najwyraźniej zastanawiając się, o co jeszcze zapytać. – Może to i lepiej, że jest pan młodszy…
Andrew usiadł wyprostowany. Wreszcie zaczął myśleć, że może się na coś przydać.
– Jak mogę panu pomóc?
Mężczyzna zignorował jego pytanie.
– Jest pan żonaty? Ma pan dzieci?
To nie była odpowiedź, której Andrew oczekiwał, ale biorąc pod uwagę rezonujący ton w głosie mężczyzny, poczuł się zobowiązany do udzielenia odpowiedzi.
– Byłem żonaty, ale już nie jestem. Nie mam dzieci.
– Hmm…
Andrew przyglądał się, jak Harley po raz kolejny mierzy go wzrokiem. Zaczynał się coraz bardziej niepokoić spojrzeniem starszego mężczyzny. Garnitur, który Andrew miał na sobie, był trochę przyciasny i w porównaniu z jakością odzieży, w którą był ubrany mężczyzna stojący przed nim, wydawał się niewystarczający, aby stworzyć atmosferę profesjonalizmu, na której mu zależało.
– To pan ją zostawił czy na odwrót? – Pytanie Harleya było równie bezpośrednie, jak poprzednie.
– Przepraszam, ja… – wydukał Andrew, czując się niezręcznie w ogniu prywatnych pytań.
Harley odparł prosto z mostu:
– Wiem, że to nie moja sprawa, ale lubię pracować z określonym typem ludzi, panie Hunter. Mam bardzo ważne zlecenie i dobrze panu zapłacę.
Andrew zamarł na chwilę. W jednym momencie wyzbył się wszelkich pozorów bycia kimś, kim nie był, i pochylił się do przodu w swoim fotelu, zwieszając bezsilnie ramiona.
– To ona mnie zostawiła.
– Hmm…
– Ale to nie takie proste, jak mogłoby się wydawać – dodał Andrew, jakby starając się usprawiedliwić. – Byliśmy bardzo różni. Ona pochodzi z niezwykle bogatej rodziny, a ja… nie. Jej ojciec nigdy mnie nie lubił. Za to jej mama darzyła mnie sympatią, ale to nie miało znaczenia. W końcu, kiedy zaczęliśmy myśleć o dzieciach, wszystko się rozpadło.
– Czyli jej ojciec się nie zgodził?
Andrew wydawało się, że wyczuł w głosie mężczyzny nutkę współczucia, ale nie był pewien.
– Tak.
Harley skinął powoli głową i podrapał się po brodzie.
– Trudno nas zadowolić, jeśli chodzi o nasze małe dziewczynki. Przekona się pan o tym, kiedy będzie miał pan własne dzieci.
Andrew nie odpowiedział, tylko odwzajemnił spojrzenie mężczyzny, aż w końcu Harley głośno klasnął w dłonie. Po raz pierwszy Andrew zwrócił uwagę na ich wielkość. Czuł, jak ściskają jego dłoń, gdy podali sobie ręce, ale dopiero teraz zauważył, jak grubo ciosane mu się wydały. Klaskanie odbiło się echem po całym pokoju.
– Myślę, że może pan być tym, kogo szukam, panie Hunter.
Andrew przytaknął.
– A zatem jak mogę panu pomóc?
Harley uśmiechnął się i potrząsnął delikatnie głową.
– Najpierw proszę mi powiedzieć, jak pan do tego doszedł. Jest pan byłym policjantem? Komandosem?
Andrew prychnął, nim zdążył się powstrzymać. Na samą myśl o treningu komandosów, który widział w telewizji, robiło mu się niedobrze. Jego wyobrażenie o ćwiczeniach fizycznych kończyło się na spacerze po schodach do biura każdego ranka. Ze swoją lekko otyłą sylwetką z pewnością nie mógł liczyć na przyjęcie w szeregi czerwonych beretów. Nie określiłby siebie mianem grubasa, chociaż w ostatnich tygodniach zauważył, że garnitur opina mu uda. Piłka nożna, w którą grał jako nastolatek, coraz częściej wydawała się czymś z innego wymiaru.
Harley usiadł niecierpliwie, ze skrzyżowanymi nogami i splecionymi palcami, i czekał na odpowiedź.
– Mam dyplom z kryminalistyki – wyjaśnił Andrew.
Starszy mężczyzna przytaknął.
– Ale dlaczego pan się tym zajmuje? Dlaczego nie pracuje pan w policji, MI51 czy czymś takim?
Andrew nie wiedział, dlaczego w dalszym ciągu odpowiada na pytania Harleya. Raczej nie z powodu pieniędzy, które mu obiecał. Być może dlatego, że Harley powiedział, iż jest osobą, której szuka. Oprócz pieniędzy Andrew poszukiwał czegoś, co pobudziłoby jego umysł.
– Mam być z panem szczery? – zapytał.
Jakby spodziewając się czegoś naprawdę ekscytującego w odpowiedzi, Harley nachylił się i oblizał usta.
– Zawsze.
– To dość skomplikowana historia. Gdy studiowałem kryminalistykę na uniwersytecie, poznałem pewną dziewczynę o imieniu Keira.
– To pańska była żona? – przerwał mu Harley.
Andrew przytaknął.
– Jej ojciec zajmował wysokie stanowisko w banku w Londynie. Posiadają gigantyczną rezydencję w Cheshire, z której korzystają w weekendy. Jest niesamowita. Keira zabrała mnie tam kiedyś, na pierwszym albo drugim roku studiów. Myślałem, że to był udany weekend, ale w drodze powrotnej ona sprawiała wrażenie naprawdę zdenerwowanej. Zdradziła mi, że matka powiedziała jej, że jej ojciec mnie nienawidzi, i nalegała, żebyśmy zerwali.
Harley nic nie odpowiedział, ale gdy Andrew podniósł wzrok, zobaczył, że mężczyzna przytakuje. Nie wiedział, czy to dlatego, że Harley też go polubił, czy może dlatego, że sam miał dzieci w podobnym wieku i był w stosunku do nich równie opiekuńczy.
– Nie zerwaliśmy ze sobą – kontynuował Andrew. – Byliśmy razem przez całe studia, a potem polecieliśmy do Las Vegas i wzięliśmy ślub dzień po końcowym egzaminie Keiry.
Starszy mężczyzna zakasłał i rozprostował palce. Nie powiedział tego wprost, ale Andrew był przekonany, że Harley ma córkę, która najprawdopodobniej jest jeszcze młodą, choć już dorosłą osobą, być może z równie kłopotliwym chłopakiem.
– W każdym razie nie wyszło to najlepiej – kontynuował Andrew. – Ale jej mama była wspaniała, a tata wydawał się w końcu to akceptować. Przynajmniej do pewnego stopnia. Załatwił mi pracę u siebie w banku. Nie była to moja wymarzona robota, ale nie miałem wielkiego wyboru.
– To w dalszym ciągu nie tłumaczy, jak się pan tu znalazł – zauważył Harley.
Andrew trudno było rozgryźć tego mężczyznę. Harley nadal siedział z założonymi nogami i wpatrywał się z uwagą w stół, najwyraźniej zainteresowany jego opowieścią.
– Niech pan zgadnie.
Andrew nie miał pojęcia, dlaczego to powiedział, ale odniósł wrażenie, że Harley Todd ma wiele wspólnego z jego byłym teściem. Wydawało się, że Harleyowi spodobało się to wyzwanie. Zmrużył oczy i po raz pierwszy od wejścia do biura uśmiechnął się szeroko.
– On pana spłacił.
Andrew roześmiał się i wykonał swoim fotelem ćwierć obrotu, po czym zwrócił się do swojego rozmówcy:
– Skąd pan wiedział?
– Sam bym tak zrobił.
Odpowiedź była szczera i chirurgicznie precyzyjna. Andrew nie miał już wątpliwości, że osoba, z którą ma do czynienia, jest niezwykle podobna do ojca Keiry.
Andrew powoli przytaknął.
– Powiedział mi, że zrobi wszystko, żebyśmy się rozstali w taki czy inny sposób, zanim będziemy mieli dzieci. Stwierdził, że jeśli wezmę od niego pieniądze, to przynajmniej będę je miał. Jeśli zaś tego nie zrobię, dopilnuje, żebym skończył z niczym.
Mężczyzna nie odzywał się przez kilka chwil.
– Mądry człowiek – rzekł w końcu. – Więc wziąłeś pieniądze.
Andrew wzruszył ramionami.
– Nie dał mi wielkiego wyboru.
– Kiedy to było?
– Siedem lat temu.
Harley machnął ręką, wskazując biuro.
– I w taki właśnie sposób zainwestowałeś jego pieniądze? – W jego tonie zabrzmiała kpina, ale Andrew nie przypuszczał, że mężczyzna chciał być okrutny. Po prostu w taki sposób opisywał rzeczywistość.
– Między innymi. To biuro mam dopiero od sześciu miesięcy.
Harley przytaknął z uśmiechem na twarzy.
– Potrzebuje pan moich pieniędzy?
– Nie. – Andrew nie wiedział, dlaczego ciągnie tę konwersację. Czuł się niemal tak, jakby stał przed swoim byłym teściem i nie mógł przestać ujawniać własnych myśli.
– Ile panu zostało?
– Dużo.
– Więc po co pan to robi?
Andrew wzruszył ramionami.
– Bo chcę.
Harley rozejrzał się po pokoju.
– Dlaczego nie stać pana na lepsze biuro, skoro ma pan tyle pieniędzy?
– Pieniądze mnie nie interesują. Po prostu są. Wydaję to, co muszę.
Poza potakiwaniem niemal bez przerwy Harley nie ruszał się z miejsca. Wpatrywał się w swojego rozmówcę, jakby zafascynowany nową istotą, której nigdy wcześniej nie widział.
– Jest pan idealny – wymamrotał pod nosem. Andrew nie odpowiedział. Nie wiedział, czy chce pracować dla tego człowieka. – Nie interesuje pana, co to za praca? – zapytał Harley.
Andrew wyprostował się i postanowił, że zmierzy się z tym mężczyzną bez względu na to, czy czuł się przy nim nadal onieśmielony.
– Cokolwiek to jest, będzie to pana słono kosztować.
– Myślałem, że ma pan pieniądze?
– Owszem.
Harley odchylił się do tyłu na zniszczonym siedzeniu i rozłożył nogi. Zaśmiał się tak głośno, że dźwięk odbił się echem po całym pomieszczeniu.
– Chyba naprawdę się polubimy – stwierdził.
– Na czym polega problem z pańską córką? – zapytał Andrew.
Mężczyzna przestał się śmiać.
– Kto powiedział, że mam problem z córką?
Tym razem przyszła kolej na Andrew, który uśmiechnął się wyzywająco w stronę gościa, czekając na jego odpowiedź. Harley przyglądał mu się dłuższą chwilę, po czym odwrócił wzrok.
– Ma na imię Sienna – powiedział. – Właśnie skończyła osiemnaście lat. Idzie na studia tu, w mieście. Chciałem ją stąd zabrać, ale ona się uparła. W końcu zgodziliśmy się, że pójdzie na studia razem ze swoimi znajomymi pod warunkiem, że będzie to uniwersytet, który ja jej wybiorę.
– A dlaczego to pan decyduje, na jakie studia ma pójść pańska córka? – Andrew chciał się w pewien sposób odegrać na tym człowieku.
Harley nie zareagował.
– Trudno nas zadowolić, jeśli chodzi o nasze małe dziewczynki – powtórzył tylko.
Andrew przytaknął.
– W czym zatem tkwi problem?
– Ona jest w ciąży. Czy raczej… była w ciąży.
Po raz pierwszy Andrew miał wrażenie, że w kącikach ust mężczyzny pojawił się mały uśmiech. Jedno z jego oczu drgnęło, jakby zamrugał, ale najwyraźniej nie było to zamierzone.
– Co się stało?
– A jak pan myśli? – odparł z irytacją w głosie. – Sprawiłem, że problem zniknął.
– Zmusił ją pan do aborcji?
Obaj mężczyźni spojrzeli sobie w oczy, ale Harley zignorował pytanie.
– Stąpa pan po cienkim lodzie – ostrzegł go, a Andrew zdał sobie sprawę, że role całkowicie się odwróciły.
– Właściwie na tym moglibyśmy zakończyć naszą rozmowę – rzekł Andrew, wskazując wymownie na drzwi.
Harley nie ruszył się jednak z miejsca.
– Sprawiłem, że problem zniknął – powtórzył.
– Więc czego pan ode mnie oczekuje?
W jednym momencie uśmiech zniknął z twarzy mężczyzny. Harley spojrzał na Andrew, mrużąc oczy, lecz reszta rysów jego twarzy pozostała nieruchoma.
– Chcę wiedzieć, kto był ojcem.
Sierżant Jessica Daniel podniosła wzrok znad talerza, by spojrzeć na mężczyznę siedzącego naprzeciwko. Odłożyła metalowy widelec na stół wystarczająco głośno, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
– A zatem, Garry – zaczęła Jessica. – Kim, do diabła, jest Sebastian Lowe?
Obserwowała, jak Garry Ashford wierci się na krześle. Chociaż znała dziennikarza od kilku lat, wiedziała, że nadal trochę się jej boi.
Garry podniósł wzrok znad swojego śniadania, które składało się z jajka sadzonego ze ściętym żółtkiem, wymieszanego z resztkami sosu z fasolki po bretońsku. Został mu jeszcze ostatni kawałek kaszanki, który mężczyzna przeżuwał, jednocześnie kreśląc ręką w powietrzu tajemne znaki, jakby dawał Jessice do zrozumienia, że odpowie, kiedy skończy. Policjantka celowo wybrała moment na zadanie pytania, tak aby dziennikarz znalazł się w najbardziej niezręcznej sytuacji. Jessica wbiła w Garry’ego wymowne spojrzenie, dając mu do zrozumienia, że czeka na odpowiedź.
Dziennikarz przełknął i zaczął mówić, lecz po chwili zakrztusił się i musiał popić ostatnim łykiem herbaty z kubka.
– Wybacz. – Zakaszlał. – Właśnie kończyłem. – Uśmiechnął się przepraszająco, ale Jessica nie spuściła z niego wzroku. – Sebastian jest nowy – kontynuował dziennikarz. – Pracuje dla mnie od około sześciu miesięcy. Zatrudniłem go, ale właśnie został awansowany na starszego reportera w dziale wiadomości.
– Kiedy zacząłeś zatrudniać ludzi? – odpowiedziała pytaniem Jessica, nawet nie starając się ukryć zaskoczenia.
– Odkąd awansowałem na redaktora w dziale wiadomości.
Jessica zastanowiła się nad jego odpowiedzią, ale nie była z niej zbytnio zadowolona.
– Jaki on jest? Ma w sobie coś z awanturnika?
Garry potrząsnął głową.
– Sebastian? Nie, jest pod pewnym względem podobny do mnie. Opowiada jedną historię za drugą, choć generalnie wydaje mi się, że wymyśla lepsze tematy ode mnie.
Jessica spojrzała na mężczyznę z boku, odgarniając z twarzy długie ciemnoblond włosy i żałując, że nie związała ich z tyłu. Kiedy zaprosiła Garry’ego na śniadanie, nie wiedziała, czy chce wykorzystać fakt, że dziennikarz się jej boi, czy to, że jest pewna, iż nadal mu się podoba, choć podobno miał dziewczynę. Rozdarta między jednym a drugim, zdecydowała się na oba te powody i pozostawiła włosy rozpuszczone. Kiedy czekali na jedzenie w knajpie za rogiem, nieopodal redakcji gazety Garry’ego, Jessica nie mówiła zbyt wiele. Pozwoliła, aby napięcie rosło, obserwując, jak kolega pożera angielskie śniadanie, i postanowiła, że wybierze drogę „strachu”. Szybko dokończyła kanapkę z kiełbasą, zastanawiając się, czy tak duże śniadanie było dla mężczyzny czymś normalnym, czy może zamówił je, wykorzystując fakt, że to ona stawia.
– Czy Lowe ma lepszy gust od ciebie, jeśli chodzi o dobór ubrań? – zapytała Jessica.
Garry mimowolnie zerknął w dół na swoje brązowe sztruksowe spodnie, zanim zdał sobie z tego sprawę. Jessica musiała przyznać, że jeszcze nigdy nie widziała go tak eleganckiego. Jego wcześniej długie, niechlujnie ułożone włosy zostały przystrzyżone w schludną fryzurę, a kozia bródka wyglądała tak, jakby była tam celowo, a nie tak, jakby Garry nie pofatygował się, by ją ogolić. Spodnie, które miał na sobie, może były nieco niemodne, ale odkąd go znała, taki właśnie był jego styl.
– Dlaczego chcesz tyle wiedzieć o Sebastianie? – zapytał Garry, nie chwytając przynęty.
Jessica sięgnęła do torby pod siedzeniem i wyjęła z niej wczorajszy egzemplarz „Manchester Morning Herald”. Odsunęła butelkę z keczupem na bok, rozłożyła gazetę, po czym obróciła ją tak, żeby Garry mógł zobaczyć pierwszą stronę, i wskazała na nagłówek artykułu, który napisał Sebastian.
– Czy miałeś z tym coś wspólnego? – zapytała. Tytuł brzmiał Piekło w ogniu, zaś pod nim znajdował się tekst „Zabójca wychodzi na wolność”.
Garry doskonale wiedział, dokąd zmierza ta rozmowa, ale nadal wiercił się niespokojnie.
– Nie napisałem nagłówka, ale znałem historię, którą opisał Sebastian.
Jessica odłożyła gazetę.
– Czy nikt nie pomyślał o konsekwencjach? Co, jeśli temu facetowi stanie się krzywda, gdy wypuszczą go z więzienia?
Dziennikarz zapadł się w fotelu. Jessica poczuła do mężczyzny współczucie.
– Uważam tak samo – rzekł Garry. – Powiedziałem to mojemu redaktorowi. Podzieliłem się także swoimi wątpliwościami z Sebastianem. Powiedziałem, że powinniśmy być ostrożni, jeśli mamy zamiar to puścić.
Na podstawie swoich wcześniejszych kontaktów z Garrym Jessica wiedziała, że ma on całkiem dobre pojęcie o tym, co jest dobre, a co złe. A dokładniej, co ona sama uważała za słuszne lub nie. Nie była tak uprzedzona do przedstawicieli mediów jak część jej kolegów w komisariacie, ale jak w wypadku każdego zawodu, wiedziała, że wśród dziennikarzy są dobrzy i źli ludzie. Garry należał do tych lepszych. Bez wątpienia pomógł jej w przeszłości, choć niechętnie się do tego przyznawała – zwłaszcza przed nim.
– Otrzymałam zadanie pilnowania Martina, kiedy wyjdzie z więzienia – powiedziała Jessica. – Wprawdzie to nie należy do naszych obowiązków, ale po tym – ponownie wskazała gazetę – nie mamy wielkiego wyboru.
Garry spojrzał na kobietę przepraszająco nieco szerzej otwartymi oczami.
– Musisz przyznać, że to dobry tekst.
Jessica nie mogła się z nim nie zgodzić i podkreśliła to wczoraj na odprawie pracowników. Prawdopodobnie właśnie to skłoniło nadkomisarza Jacka Cole’a do powierzenia jej zadania eskortowania Martina Chadwicka, kiedy za kilka dni opuści więzienie. Cała operacja została przesunięta o jeden dzień – o czym, miała nadzieję, Garry nie wiedział – aby uniknąć dalszego rozgłosu.
– Skąd Sebastian wziął tę historię? – zapytała Jessica, w pełni świadoma, że Garry nigdy nie udzieli jej odpowiedzi. Ciekawiło to policjantkę, ponieważ informacja o dniu zwolnienia więźnia nie była powszechnie dostępna. Jedyny wniosek, do jakiego doszli na odprawie, był taki, że drugi bohater artykułu, który został poinformowany przez służbę więzienną, że Martin ma zostać zwolniony, przekazał to mediom.
Garry potrząsnął głową.
– Wiesz, że nie mogę ci tego powiedzieć.
– Czy źródłem przecieku był Anthony Thompson? – drążyła Jessica, wierząc, że Garry’ego zdradzi mowa ciała. Mężczyzna z wiekiem potrafił jednak wyciągnąć wnioski z ich znajomości. Siedział teraz beznamiętnie, odmawiając odpowiedzi.
– Nie zrozum mnie źle – dodała Jessica. – Wiem, że Anthony ma powody, aby chcieć skrzywdzić Martina, ale ujawnienie tego opinii publicznej nie przyniesie nikomu nic dobrego.
Jessica wiedziała, że Garry musi przyznać jej rację, chociaż zastygłe żółtko na jego podbródku odwracało nieco uwagę od poważnej rozmowy, którą starała się podtrzymać. Nachyliła się nad stołem i wytarła żółtą ciecz z twarzy Garry’ego, który się od niej odsunął.
– Nie jesteś moją mamą – rzekł z uśmiechem.
Jessica odwzajemniła uśmiech i klimat rozmowy się zmienił.
– Wierz lub nie, ale nie zaprosiłam cię na śniadanie, żeby cię opieprzać. Kimkolwiek jednak jest ten Sebastian, powinien odrobić pracę domową. W jego artykule są błędy i choć sprzątanie po was nie należy do moich obowiązków, razem z moim szefem doszliśmy do wniosku, że następnym razem byłoby dużo lepiej, gdybyśmy dali wam kilka faktów.
– Do druku?
Jessica potrząsnęła głową.
– Jeśli podasz mi swoje źródło, dam ci coś oficjalnie do druku.
Garry uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.
– Dobrze – zgodziła się Jessica. – Ale to nie jest do druku. Masz długopis?
Dziennikarz położył swój pusty talerz na talerzu Jessiki i przesunął oba na środek stołu, po czym sięgnął do torby na ramię, przewieszonej przez oparcie krzesła, wyjął z niej notatnik i długopis.
Kiedy Jessica widziała, że jest gotowy, zaczęła mówić.
– Większość informacji, które posiadasz, jest prawdziwa. Martin Chadwick wkrótce ma wyjść na wolność, ale nie mogę powiedzieć dokładnie, kiedy to się stanie. Siedem lat temu był pospolitym szkodnikiem, popełniającym sporadyczne przestępstwa, z których żadne nie było bardzo poważne. Potem jednak podpalił pub, będąc przekonany, że lokal jest pusty. Niestety, w środku spał dwudziestojednoletni Alfie Thompson.
Garry cały czas notował, chociaż Jessica nie powiedziała jeszcze nic, czego już by nie wiedział. Policjantka zrobiła przerwę, by mógł nadążyć, i kontynuowała, kiedy jego długopis zatrzymał się w miejscu.
– Martin był pijany. Znaleziono go śpiącego na ławce, niecałe sto metrów od pubu. Wciąż miał przy sobie zapalniczkę i pustą butelkę po wódce, której użył do rozpalenia ognia. Początkowo nie wziął na siebie winy, głównie dlatego, że nie pamiętał, by to zrobił. Dzięki nagraniom z kamer przemysłowych i dowodom kryminalistycznym przyznał się jednak w końcu do nieumyślnego spowodowania śmierci i został za to skazany na karę więzienia.
Dziennikarz podniósł wzrok znad swojego notatnika.
– To już wiemy… – zaczął, lecz Jessica mu przerwała.
– Nie wiecie, że Martin miał jedenastoletniego syna, który trafił pod opiekę państwa, gdy jego ojciec poszedł do więzienia. Teraz ten chłopak ma osiemnaście lat i – wszystko na to wskazuje – przez ten czas był w stałym kontakcie z ojcem. Mam niewiele informacji o jego matce, ale syn ma na imię Ryan. Chociaż jeszcze go nie poznałam, nieoficjalnie wolelibyśmy, żebyś uważał, wspominając o nim. Chłopak nie ma z tym nic wspólnego i mówię ci o tym tylko dlatego, że wiem, iż kiedyś sam się o tym dowiesz.
Jessica pozwoliła, by jej słowa zawisły w powietrzu. Garry nie zapisał nic z tego, co przed chwilą usłyszał.
– Mogę jedynie przekazać twoją sugestię – powiedział.
Jessica przytaknęła.
– Oczywiście wiesz o Anthonym Thompsonie. To jego syn zginął w pożarze. Zakładam, że to on doniósł wam o zwolnieniu Martina, ponieważ sam został o tym poinformowany. Nie wiemy zbyt wiele o Anthonym, poza tym, co już zdążyło ukazać się w prasie.
Policjantka ponownie wzięła do ręki gazetę i zaczęła czytać.
– „Mojemu Alfiemu to już nie wróci życia, ale każdy musi zapłacić za to, co zrobił”.
Podniosła spojrzenie i zobaczyła skrzywioną minę Garry’ego.
– Wiem, że to brzmi dwuznacznie – przyznał.
– To celowy efekt? – zapytała Jessica, ale zamilkła, kiedy kelnerka zbliżyła się do ich stolika i zabrała talerze.
– Czy mogę podać coś jeszcze? – spytała ze słodyczą w głosie, choć w jej lokalnym akcencie zabrzmiało to tak, jakby proponowała im bójkę. Kobieta mogła mieć około dwudziestu lat. Rozjaśnione włosy starannie związała w kok na czubku głowy. Jessica obserwowała, jak Garry mierzy kelnerkę wzrokiem od stóp do głów, dopóki nie zreflektował się, że sam jest pod czujną obserwacją.
Jessica zachichotała pod nosem, potrząsając głową.
– Nie, dziękujemy, poprosimy o rachunek.
Gdy kobieta się oddaliła, policjantka uniosła brwi.
– Raptem zacząłeś się oglądać za kobietami?
Garry odpowiedział przepraszającym „nie”, ale Jessica wiedziała, że daleko mu do tego typu mężczyzn. Może błądził oczami na boki, jak większość facetów, których znała, ale dziennikarzowi brakowało towarzyskiej gracji, by zachować dyskrecję.
Jessica zniżyła głos.
– Z tego, co mówi Anthony, trudno wywnioskować, czy „zapłatą” w jego mniemaniu jest kara więzienia dla Martina za to, co zrobił, czy może kryje się za tym jakaś zawoalowana groźba.
Garry odpowiedział ostrożnie i z namysłem:
– Nie mam pojęcia. To Sebastian przeprowadził wywiad. Wiem, że można go interpretować na różne sposoby. Dlatego mówiłem mu, że powinniśmy go zdjąć.
Jessica włożyła gazetę do torebki.
– Myślę, że nikt z nas nie chce, żeby stało się coś głupiego, kiedy Martin wyjdzie na wolność. Cokolwiek myślisz o tym facecie albo o karze, on już odsiedział swoje.
Garry odłożył długopis, wziął serwetkę ze stołu i nerwowo wytarł nią podbródek.
– A tak w ogóle co u ciebie? – zapytała Jessica lżejszym tonem.
Dziennikarz przestał wycierać twarz i się uśmiechnął.
– Czy mi się wydaje, czy ty naprawdę próbujesz być dla mnie miła?
Jessica wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Jak widzisz, rozpuściłam nawet włosy przed spotkaniem z tobą. Nie jestem taka zła.
Garry wzruszył ramionami.
– Nieźle mi się powodzi. Dostałem awans i zamieszkałem z dziewczyną.
– Czy ona jest niewidoma?
Dziennikarz delikatnie prychnął i potrząsnął głową.
– Myślałem, że miałaś być miła.
– Właśnie w ten sposób to okazuję – odpowiedziała Jessica z przymrużeniem oka.
– A jak ty się miewasz? – zapytał Garry. – Słyszałem, że jesteś zakochana, zaręczona i tak dalej…
Jessica starała się nie wiercić na krześle, ale nie mogła się powstrzymać. Zamiast odpowiedzieć na pytanie, odsunęła krzesło i sięgnęła po kurtkę, po czym przykucnęła, aby wziąć swoją torebkę.
– Muszę już iść – wyjaśniła.
– Dzięki za śniadanie. – Garry się roześmiał.
– Sądząc po ilości jedzenia, jaka została ci na brodzie i koszuli, musiało ci smakować.
Dziennikarz zerknął w dół na swoją czystą koszulę, by zaraz potem podnieść wzrok na rozbawioną Jessicę.
– Mam cię! – zatriumfowała policjantka.
Garry włożył płaszcz, a Jessica zapłaciła przy kasie. Kiedy się odwróciła, dziennikarz przewiesił torbę przez ramię i podał kobiecie rękę.
– Jess, miło było znów cię zobaczyć – powiedział.
Jessica przewróciła oczami, ale i tak uścisnęła jego dłoń.
– Możesz przekazać ode mnie wiadomość?
– Słucham?
– Powiedz temu Sebastianowi, że skopię mu tyłek, jeśli cokolwiek stanie się Martinowi.
– To by było na tyle, jeśli chodzi o przyspieszenie zwolnienia o jeden dzień, żeby nikt się nie dowiedział – powiedziała wzburzona Jessica. Umyślnie trąciła łokciem reportera, którego nie rozpoznała, gdy przedzierała się przez tłum dziennikarzy zgromadzonych przed bramą więzienia. Usłyszała, jak mężczyzna chrząknął, ale ruszyła dalej, zastanawiając się, czy osobą, którą „przypadkowo” potrąciła, był Sebastian Lowe. Nie wiedziała, jak on wygląda, dlatego mogła mieć tylko nadzieję.
Komisarz Jason Reynolds przeszedł razem z Jessicą przez bramę, za którą czekał na nich mężczyzna w garniturze. Reynolds miał około metra osiemdziesięciu wzrostu, ale mężczyzna był od niego jeszcze wyższy. Nachylił się i podał rękę najpierw Jessice, a potem komisarzowi. Miał brązowe włosy, zaczesane i przylizane na bok. Przedstawił się jako zastępca naczelnika więzienia. Jessice wydał się młodszy niż inni ludzie na podobnych stanowiskach, których poznała wcześniej. Uznałaby, że jest po czterdziestce, ale jego bystre oczy sprawiały wrażenie, jakby mężczyzna ich przejrzał.
Zastępca naczelnika więzienia odwrócił się i poprowadził ich w stronę głównego gmachu.
– Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego rodzaju zainteresowania – stwierdził, nawiązując do tłumu fotografów i dziennikarzy czekających na zewnątrz. – Byliście już kiedyś w Wymott?
Jessica i Reynolds wymienili spojrzenia. Komisarz zaprzeczył. Jessica na każdym kroku narzekała, że to miejsce jest tak odległe. Wymott było więzieniem kategorii C2 niedaleko Leyland, około pięćdziesięciu kilometrów na północ od Manchesteru. Jessica wychowała się w Kumbrii, gdzie drogi były jeszcze węższe i trudniejsze do pokonania. Większość dorosłego życia spędziła w Manchesterze i zapomniała, jak kłopotliwe mogą być wiejskie uliczki. Sądząc po sposobie, w jaki Reynolds ignorował jej skargi, domyśliła się, że nie podzielał jej irytacji.
Martin Chadwick został przeniesiony do zakładu karnego o złagodzonym rygorze kilka lat wcześniej, kiedy władze doszły do wniosku, że nie stanowi on dla nikogo szczególnego zagrożenia.
W ciągu kilku dni, które upłynęły od opublikowania informacji o jego zwolnieniu, sprawa Chadwicka stopniowo zyskiwała coraz większe zainteresowanie lokalnych mediów. Nawet kilka ogólnokrajowych gazet zajęło się tym tematem i w efekcie w komisariacie policji w Longsight, gdzie pracowała Jessica, panowało przekonanie, że trzeba będzie grać ostrożnie.
Zarówno Martin, jak i Anthony Thompson mieszkali w tej dzielnicy i choć nadzór nad nowo zwolnionymi więźniami nie należał do jej kompetencji, policja ściśle współpracowała z kuratorami sądowymi przy zwolnieniu Martina, starając się zapobiec wszelkim kłopotom.
Niestety, ktoś z niewyparzoną gębą powiedział mediom, że wypuszczenie tego człowieka zostało przyspieszone, co sprowadziło przed gmach więzienia dziennikarzy, fotoreporterów i ekipy telewizyjne. Jak zwykle policja, służba więzienna i kuratorzy obwiniali się nawzajem o zaistniałą sytuację.
Zastępca naczelnika otworzył policjantom drzwi do sali widzeń. Nie licząc ich trójki, pomieszczenie było puste. Mężczyzna zamknął drzwi za dwoma funkcjonariuszami i wszedł za nimi do pokoju.
– Macie tu jakieś tylne wyjście? – zapytał Reynolds, choć Jessica zdawała sobie sprawę, że użył niewłaściwych słów. – Wiem, że wszystko zostało zorganizowane z myślą o Martinie, ale nie spodziewaliśmy się takiego zainteresowania ze strony mediów.
Zastępca naczelnika wykrzywił twarz w grymasie skrępowania. Jessica wiedziała, że zazwyczaj zwolnienie osadzonego było prostą sprawą, choć w zależności od tego, jakich ludzi i jakiej kategorii więźnia dotyczyło, mogło wymagać bardziej drobiazgowego planowania.
– Jest trochę za późno, żeby teraz coś zmieniać… – skomentował mężczyzna.
Jessica żałowała, że włożyła jeden ze swoich najlepszych kostiumów, gdy wyciągnęła nogi, które starała się bezskutecznie ułożyć, siedząc na tylnej kanapie furgonetki. Nie wiedziała, czy podłoga jest czysta, a poza tym samochód był zbyt słabo oświetlony, żeby dokładnie ocenić, na czym właściwie siedzi. Mężczyzna naprzeciwko niej uśmiechnął się nieśmiało, jakby wyczuwając jej dyskomfort. Miał na sobie garnitur, choć był on na niego o wiele za duży. W mroku Jessica dostrzegła przerzedzające się siwe włosy i zmarszczki wokół oczu, które sprawiały, że mężczyzna wyglądał na więcej niż pięćdziesiąt lat.
– Wylosowałaś najkrótszą słomkę – odezwał się do niej Martin Chadwick, uśmiechając się niezbyt przekonująco.
Zanim Jessica zdążyła odpowiedzieć, furgonetka podskoczyła na nierównościach drogi, rzucając kobietę w bok.
Po tym, jak zastępca naczelnika powiedział im, że jest mało prawdopodobne, aby udało się znaleźć lepszy sposób na wydostanie ich z więzienia bez wpadnięcia na tłum dziennikarzy, Jessica wypowiedziała słowa, których teraz żałowała.
– Nie ma tu jakiegoś samochodu dostawczego lub czegoś podobnego, co pozwoliłoby nam się wymknąć?
Wtedy wydawało się, że to dobry plan. A gdy dodać do tego niechęć Martina do konfrontacji z mediami, stał się jeszcze lepszy. Niestety, Jessica nie przemyślała etapu, podczas którego ktoś miał eskortować byłego więźnia poza teren zakładu.
Po zrealizowaniu codziennej dostawy furgonetka z cateringiem zawróciła w kierunku głównego budynku więzienia. Jessica spojrzała na zastępcę naczelnika, a następnie na Reynoldsa, zanim dotarło do niej, że komisarz zamierza wycofać się z tego pomysłu. Razem z kuratorem mieli opuścić więzienie bramą, przez którą weszli – ku zdziwieniu oczekujących przedstawicieli mediów – podczas gdy ona miała siedzieć z tyłu furgonetki z Martinem.
Pojazd był całkowicie zamknięty, nie licząc przyciemnianych szyb z tyłu. Jessicę i Martina od kabiny kierowcy oddzielała drewniana płyta. Policjantka próbowała zachować równowagę, myśląc o tym, że podróżowanie w ten sposób bez pasów bezpieczeństwa jest niemal na pewno nielegalne. Plan zakładał, że furgonetka zawiezie ich na pobliską stację benzynową, gdzie przesiądą się do samochodu Reynoldsa.
– Przepraszam za to – odezwał się Martin. Zabrzmiało to naprawdę szczerze.
– Wszystko w porządku, to nie pańska wina.
Jessica wiedziała, że nie powinna wdawać się w dłuższą wymianę zdań z Chadwickiem. Kiedy powiedziała Garry’emu Ashfordowi, że Martin odsiedział już swoje, naprawdę tak myślała, co nie oznaczało, że musi darzyć sympatią człowieka, który spalił mężczyznę – niezależnie od tego, czy uczynił to w sposób celowy, czy nie.
– Przynajmniej nie pada – dodał Martin, wyraźnie starając się podtrzymać rozmowę.
Bez względu na jej osobistą opinię na jego temat, im więcej Chadwick mówił, tym Jessice było trudniej nie oprzeć się jego urokowi. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale w jego głosie pobrzmiewał ojcowski ton. Niektórzy ludzie wychodzą z więzienia załamani, w głosie Martina było jednak słychać nie rezygnację, lecz nadzieję. Jessica zastanawiała się, jak doprowadził do tego, że lata wcześniej był tak pijany, iż spalił budynek.
Jessica powiedziała mu, że nie jest mokro, tylko zimno, ale mężczyzna wydawał się nie słuchać, tylko kontynuował, gdy samochód pokonywał kolejne wyboje.
– Mój syn Ryan odwiedził mnie kilka dni temu. Powiedział, że remontuje dom, abym mógł się do niego wprowadzić.
To stwierdzenie wzbudziło ciekawość policjantki.
– Czy to ten sam dom, w którym kiedyś pan mieszkał?
Martin wziął krótki oddech.
– Tak, mieszkałem tam od dziecka. Dom przechodził w rodzinie z pokolenia na pokolenie, więc nigdy nie płaciło się żadnego czynszu czy czegokolwiek podobnego. Nie było mnie…, ale Ryan był jeszcze zbyt młody, żeby mieszkać sam, więc jeden z moich kuzynów zatrzymał się tam na jakiś czas. Od tamtej pory budynek stoi pusty.
– Ryan mieszka tam, odkąd skończył osiemnaście lat?
Martin wydawał się zadowolony z zainteresowania Jessiki.
– Tak, dom został przepisany na jego nazwisko – teraz należy do niego. Powiedziałem Ryanowi, że podpiszę papiery, kiedy stanie się dorosły. Uważałem, że tak powinienem zrobić, po tym, co się stało… po tym, co ja mu zrobiłem. – Mężczyzna zamilkł, nie kończąc zdania.
Furgonetka wpadła w dziurę w asfalcie, by po chwili wyjechać z niej gwałtownie, rzucając Jessicą i Martinem. Jessica zaczynała już myśleć, że powinna poznać więcej szczegółów na temat Sebastiana Lowe’a, aby móc obwinić go o swoje kłopoty, kiedy Martin zaczął płakać.
Na początku słyszała tylko jego pojękiwanie, które z czasem przerodziło się w szloch. Przez chwilę Jessicę ogarnęła panika, do której nie była przyzwyczajona. Widziała, jak ludzie załamują się w trakcie przesłuchań, ale to była zupełnie nowa sytuacja, w której nie czuła się na tyle komfortowo, by zaoferować człowiekowi jakiekolwiek wsparcie. Chciała zachować neutralność, gdyż pamiętała o tym, że mężczyzna naprzeciw niej – czy jej się to podoba, czy nie – jest mordercą.
Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni kostiumu.
– Chusteczkę? – zapytała, starając się nie okazywać słabości. Martin zaszurał nogami po podłodze, podczas gdy Jessica nachyliła się, podając mu małą paczuszkę. Po różnych przygodach z jedzeniem w ciągu ostatnich lat na wszelki wypadek zawsze miała przy sobie chusteczki.
Chadwick wcisnął się w bok furgonetki i głośno wydmuchał nos.
– Przepraszam – powiedział na tyle głośno, żeby Jessica mogła usłyszeć jego głos przez dźwięk silnika.
Jessica nie miała ochoty angażować się w tę rozmowę, ale z jakiegoś powodu nie mogła się powstrzymać.
– Za co mnie pan przeprasza?
Martin nie przestawał pociągać nosem.
– Za to. Za wszystko. Za cały ten syf, którego narobiłem. – Przeczesał ręką resztki włosów. – Wiesz, co zrobiłem, prawda?
– Tak – odpowiedziała stanowczo Jessica.
Skazaniec przełknął i po raz drugi wydmuchał nos.
– Żona mnie zostawiła i straciłem pracę. Nie mogłem sobie poradzić z wychowaniem Ryana i bez przerwy chodziłem wściekły. – Martin przerwał na chwilę, a drżenie w jego głosie zniknęło, gdy znów zaczął mówić. – Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że to nie byłem ja. Nie wypiłem ani kropli alkoholu, odkąd zostałem aresztowany. Nie wiem, dlaczego wywołałem ten pożar i wszystko, co się z tym wiązało. Myślę, że to była jedna z tych rzeczy, które wydają się w porządku, kiedy za dużo wypijesz.
Martin zaszlochał ponownie, próbując wytrzeć oczy. Jessice zabrakło słów. W każdej sytuacji byłoby to niepokojące, ale kiedy furgonetka, w której siedzieli, mknęła wiejską drogą, a ona próbowała znaleźć sobie wygodną pozycję, wydawało się to niemal surrealistyczne. Pomyślała o tych wszystkich typach ludzi, z którymi mężczyzna mógł się zetknąć w ostatnich latach. Nie tylko o współwięźniach, lecz także o doradcach i kapelanach, którzy mogli słyszeć wcześniej podobne wyznania. Zastanawiała się, czy Martin rozmawiał z którymś z nich, czy skrucha narastała w nim, w miarę jak zbliżał się termin jego zwolnienia.
– Przepraszam, że teraz to robię – dodał Martin.
– Nie musi pan przepraszać.
– Nie mogę uwierzyć, że wyszedłem na wolność. Nie mogę uwierzyć, że znów będę mieszkać w domu. To niesprawiedliwe – nie po tym, co spotkało tego chłopca.
Jessica nigdy nie była pewna, jak traktować deklaracje żalu. Kiedy była młodsza, przyjmowała wszystko za dobrą monetę, ale lata odsiadek skróconych z powodu przyznania się do winy i okazanej „skruchy”, których była świadkiem, sprawiły, że nabrała cynicznego podejścia do całej sprawy. A jednak Martin wydawał się żałować tego, co zrobił. Jessica nie potrafiła sobie wyobrazić powodu, dla którego miałby się przed nią załamać. Z pewnością nie miał nic do zyskania, ponieważ odsiedział już swój wyrok.
– To od nas zależy, co zrobimy ze swoją drugą szansą – powiedziała.
Jessica zastanawiała się, czy powinna ją niepokoić ta gwałtowna zmiana nastroju Martina, gdy nagle poczuła, że obroty silnika spadają. Pojazd zwolnił, przypuszczalnie dlatego, że dotarli do garażu, gdzie mieli przesiąść się do innego samochodu. Obserwując Martina kiwającego się delikatnie w przyćmionym świetle, policjantka pomyślała, że zainteresowanie mediów może być najmniejszym z jej zmartwień.
Reynolds zaparkował samochód przed domem Martina i wyłączył silnik. Podróż ze stacji benzynowej do Manchesteru upłynęła w niemal zupełnej ciszy, chociaż plan zadziałał i nikt z zebranych na miejscu dziennikarzy nie pojechał ich tropem. Martin i kurator otworzyli tylne drzwi, a Jessica te po stronie pasażera. Razem z komisarzem poszli w kierunku domu Martina.
Posiadłość mężczyzny znajdowała się na terenie ciasnego labiryntu ulic, na południe od Crowcroft Park i zaledwie półtora kilometra od komisariatu policji w Longsight. Po jednej stronie drogi znajdował się długi rząd szeregowych domów z ciemnoczerwonej cegły, a budynki naprzeciwko były w zabudowie bliźniaczej i powstały w innej epoce. Wzdłuż domu Martina biegł pusty podjazd. Asfalt zaczął już pękać i jego kawałki zostały zmiecione na bok. Kiedy mężczyzna otworzył małą metalową furtkę, Jessica obejrzała się w lewo, gdzie niechlujnie wybrukowany teren zarastał chwastami rosnącymi w szczelinach między kostką.
Zanim Martin zdążył zapukać do własnych drzwi wejściowych, ktoś je otworzył. Jessica wiedziała, że Ryan Chadwick ma osiemnaście lat, ale wyglądał o rok lub dwa lata młodziej. Był szczupły, miał krótkie, postawione na sztorc blond włosy. Ubrał się w dżinsy z dziurami na kolanach oraz bluzę z kapturem. Ryan wyciągnął rękę, przyciągnął ojca do siebie i zamknął w mocnym uścisku. Kiedy stali objęci, Jessica obserwowała, jak młodszy mężczyzna spogląda ponad ramieniem ojca, przeskakując wzrokiem z Reynoldsa na kuratora, a potem na nią. Mógł mieć błękitne oczy, ale w świetle wyglądały na szare i miały w sobie coś przeszywająco stalowego. Jessicę przeszedł dreszcz, gdy poczuła na sobie spojrzenie Ryana, który w końcu puścił ojca.
– Witaj w domu – powiedział Ryan, odwracając się, by zaprowadzić wszystkich do środka.
Gdy osiemnastolatek poszedł na tyły domu, żeby zrobić herbatę, Martin wprowadził ich do salonu z parkietem na podłodze, z którego już dawno zaczął schodzić lakier. Po zapachu można było zgadnąć, że ściany zostały niedawno przemalowane, ale Jessica domyślała się, że meble były takie same jak siedem lat temu. Kremowa sofa w wyblakły różowy wzór stała przysunięta do ściany naprzeciwko nich, a fotel w ten sam deseń stał naprzeciwko wykusza z oknem. Na ścianie nad kanapą wisiało duże lustro. Poza niskim stolikiem kawowym i telewizorem pokój był pusty i sprawiał wrażenie zimnego. Kurator otworzył swoją teczkę i położył kilka papierów na stole, podczas gdy Jessica i Reynolds usiedli na sofie. Omówił z Martinem kilka formalności, dotyczących terminu ich spotkania, i przekazał mu parę numerów kontaktowych. Nie wydawał się zbyt chętny do pozostania na miejscu i właśnie pakował dokumenty, kiedy Ryan wrócił z pięcioma kubkami herbaty. Martin wyprowadził kuratora z pokoju, a Ryan postawił kubki na stole, po czym usiadł po turecku na podłodze i oparł się o ścianę. Jessica czuła, że się na nią gapi, ale nie chciała spojrzeć mu w oczy. Zamiast tego nachyliła się, wzięła jeden z kubków i ścisnęła go w dłoni.
Kilka chwil po tym, jak zamknęły się drzwi wejściowe, wrócił Martin. Wziął swój kubek i rozsiadł się w fotelu.
– Zanim wyjdziemy, chcieliśmy się tylko upewnić, czy niczego panu nie brakuje – wyjaśnił Reynolds. – Wiem, że krótko rozmawialiśmy o ostatnich doniesieniach medialnych, ale powinien pan wiedzieć, że nie mieliśmy dotąd żadnych konkretnych gróźb skierowanych w pańską stronę.
Ryan parsknął.
– Nie widzieliście tych tekstów w gazecie?
Martin uciszył gestem syna.
– Doceniam, że przyszliście – powiedział, zwracając się do dwojga policjantów. W jego głosie było słychać szczerość.
Jessica wypiła łyk herbaty, zanim odpowiedziała:
– Zostawię panu swój numer telefonu. Ma pan też namiary na komisariat – oczywiście proszę dzwonić pod numer alarmowy 112, jeśli poczuje się pan zagrożony.
Martin odchylił się na krześle i uśmiechnął się delikatnie. Wcześniejsze łzy w jego oczach już dawno zniknęły, a on sam opanował się i przybrał łagodną, ojcowską pozę.
– Nie musieliście zadawać sobie tyle trudu.
Reynolds podniósł ze stołu jeden z napełnionych herbatą kubków.
– Czy często będzie pan sam? Oczywiście to żaden problem, ale wolelibyśmy wiedzieć.
Martin podrapał się po głowie i przeczesał ręką włosy. Jessica zwróciła uwagę, że robi to po raz drugi. Wyglądało to na jakąś nerwową reakcję.
– Nie wiem – odparł. – Ryan chodzi na zajęcia kilka razy w tygodniu i pracuje w lokalnym warsztacie. Ja też chciałbym znaleźć pracę, ale nie mam pojęcia, jak to wszystko się potoczy. Kurator powiedział, że porozmawiamy o tym na naszej pierwszej sesji. Myślę, że będę się musiał przyzwyczaić do życia tutaj.
Mężczyzna przerwał, gdy Ryan głośno odstawił swój kubek na podłogę. Jessica celowo ignorowała chłopaka, czując na sobie jego spojrzenie, ale nie przyjmując tego do wiadomości. Kiedy się odwróciła, by na niego spojrzeć, dostrzegła w jego oczach ogień. Ich kolor nie zmienił się, odkąd wszedł do środka – były szare, skupione na Jessice i kipiące wściekłością.
– To jakiś totalny syf! – Splunął. – Czytaliście, co było napisane w gazecie. Dlaczego nikt nie aresztował tego błazna Thompsona? Zamierzacie czekać, aż on rzeczywiście coś zrobi?
Martin chciał zareagować, ale Jessica nie dała mu dojść do słowa. Odwzajemniła spojrzenie Ryana.
– Czytaliśmy artykuł w gazecie i wysłaliśmy funkcjonariuszy, żeby porozmawiali z panem Thompsonem. On twierdzi, że został źle zacytowany w artykule i że nie groził twojemu ojcu.
– I pani mu wierzy?
Jessica widziała, że Ryan kipi jadem. W czasie, gdy jego ojciec siedział spokojnie i – przynajmniej z tego, co zaobserwowała – pozwalał swoim emocjom znaleźć ujście we łzach i w wyrzutach sumienia, chłopak reagował wyłącznie gniewem. Z początku nic nie mówiła, obserwując, jak nastolatek zwija pięści i napina mięśnie ramion. Skupiła na sobie jego spojrzenie.
– Myślę, że powinieneś się uspokoić. – Wiedziała, że reakcja ludzi w takich sytuacjach bardzo często była wręcz odwrotna, a to zdanie tylko bardziej ich nakręcało. Polityka niektórych służb polegała na unikaniu tych słów ze względu na negatywny wpływ, jaki mogły mieć na ludzi, szczególnie tych pod wpływem alkoholu. Jessica ani przez chwilę nie pomyślała, że Ryan może być pijany, ale chciała zobaczyć, jak zareaguje. Poczuła, jak siedzący obok niej komisarz skulił się, wyraźnie spięty. Zastanawiała się, czy wie, dlaczego powiedziała to, co powiedziała. Siedzący na podłodze Ryan wyprostował się, a jego oczy zwęziły. Nadal zaciskał pięści i usta.
W momencie, gdy Jessica rozważała, co nastolatek może odpowiedzieć, odezwał się Martin.
– Wszystko w porządku, synu. Oni robią, co mogą.
Reynolds wstał szybko i niezręcznie, odstawiając pusty kubek na stół. Był to wyraźny sygnał, że powinni się zbierać. Jessica również wstała i odwróciła się w stronę Martina.
Sięgnęła do kieszeni kurtki i wręczyła mu swoją wizytówkę.
– Proszę do mnie dzwonić o każdej porze dnia i nocy, jeśli będzie pan miał jakiś problem – a w nagłych wypadkach zawsze lepiej najpierw zadzwonić pod numer 112.
Martin wziął wizytówkę, po czym wstał i zaprowadził dwóch funkcjonariuszy do przedpokoju.
– Jeszcze raz dziękuję za przybycie – powiedział, zamykając drzwi oddzielające salon od reszty domu. – Przepraszam za Ryana – zniżył głos – to naprawdę dobry chłopak. Po prostu przez cały ten czas nie było przy nim ojca. Nie wiem wszystkiego, ale to, czego doświadczył w ośrodku opiekuńczo-wychowawczym…
Nie dokończył zdania, ale nie musiał. Poziom agresji Ryana był tak wysoki, że łatwo można było wyobrazić sobie, co przeżył przez ostatnie kilka lat. Mimo wszystko Jessica doszła do wniosku, że chyba powinna mieć na niego oko.
Po ostatnim „dziękuję” ze strony Martina, Reynolds odprowadził ich do samochodu. Kilka lat wcześniej, kiedy oboje byli sierżantami, dzielili biuro. Po jego awansie na komisarza początkowo niewiele się zmieniło, ale ostatnio Jessica zaczęła czuć się mniej komfortowo w obecności tego człowieka. Trudno było sprecyzować, o co jej chodzi. Kilka miesięcy wcześniej, w trakcie śledztwa w sprawie zaginięcia dziecka, doszło do drobnej sprzeczki z nadkomisarzem. Głównie z powodu jej uporu sprawy nie zostały załatwione. Każdy, kto nie znał dynamiki relacji między Jessicą a jej współpracownikami, mógł nie zauważyć żadnej różnicy, a ona sama czasami myślała, że to wszystko dzieje się w jej głowie. Niezależnie od tego, co było prawdą, Jessica czuła się obecnie trochę wykluczona przez swoich kolegów z pracy.
Nie pomagało jej też to, że zmagała się z poczuciem winy, iż złamała prawo, próbując rozwiązać tę sprawę. Oprócz posterunkowego Davida Rowlandsa, którego wciągnęła w swój plan, nikt nie wiedział, co zrobiła.
Jessica wsunęła się na miejsce pasażera, trzaskając drzwiami mocniej, niż zamierzała. Reynolds usiadł na fotelu kierowcy i włożył kluczyki do stacyjki, lecz nie uruchomił silnika.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
Tak samo jak hasło „uspokój się” może rozsierdzić pijanych lub wściekłych ludzi, tak w wypadku Jessiki pytanie o jej samopoczucie działało jak wyzwalacz.
– Nic mi nie jest – odburknęła, siląc się na optymistyczny ton.
Komisarz zaśmiał się delikatnie.
– Jak było na pace furgonetki?
– Wyboiście.
– Czy Martin dużo mówił?
– Nie.
Jessica odpowiedziała bez wahania. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała zachować chwilę słabości tego mężczyzny dla siebie – przynajmniej na razie. Niewiele z jej porannych zajęć potoczyło się tak, jak tego oczekiwała, ale czuła się odpowiedzialna za Martina, chociaż nie była pewna, czy powinna.
***
Jessica leżała bezsennie w ciemności, wpatrując się w sufit. Wyciągnęła rękę w bok, by oprzeć ją na biodrze Adama, który spał odwrócony do niej plecami. Wsłuchiwała się w jego oddech. Nie było to jeszcze chrapanie, ale z pewnością głośno wydychał powietrze przez nos. Miała ochotę winić mężczyznę za to, że ją obudził, ale wiedziała, że to wyłącznie jej wina. Przebiegła palcami wzdłuż jego boku. Miał gładką, napiętą skórę i odstającą kość biodrową. Odwracając się na drugi bok, Jessica zmrużyła oczy, by spojrzeć na budzik po swojej stronie łóżka. Czerwone, elektroniczne cyfry pokazywały w mroku 3:33. Było to zupełnie irracjonalne, ale Jessica zawsze czuła dziwną satysfakcję, kiedy udało jej się dostrzec takie same cyfry na zegarze. Stanowiło to niewielkie pocieszenie w domu, który wciąż wydawał się jej nieznany, mimo że była jego mieszkanką od kilku miesięcy.
Był to dom, w którym Adam mieszkał ze swoją babcią przed jej śmiercią. Jessica nadal nie mogła pogodzić się z tym, że znajduje się w miejscu, które nie należy do niej.
Po wyprowadzce z domu rodzinnego albo dzieliła mieszkanie ze swoją najlepszą przyjaciółką Caroline Morrison, albo mieszkała sama. Ostatnie kilka miesięcy było dla niej nowym doświadczeniem, ponieważ nigdy wcześniej nie mieszkała z mężczyzną. Pomimo zapewnień Adama, że wszystkie rzeczy w domu są „wspólne”, ona nie postrzegała ich w ten sposób. Miała wrażenie, że wszystko należy do niego, a ona jakoś wtargnęła do domu. Miała wyrzuty sumienia, gdy jadła jedzenie z lodówki, jeśli go nie kupiła. Na początku zwierzyła się Adamowi ze swojego dyskomfortu, ale nie była pewna, czy on rozumie jej uczucia. Nie sądziła, że był nieczuły – po prostu dom był jego własnością, dlatego nie mógł zrozumieć, że jego dziewczyna nie czuje się w nim jak u siebie.
Z oszołomienia wyrwał ją brzęczący odgłos, dobiegający z małego stolika nocnego przy łóżku. Dioda na ekranie jej telefonu komórkowego migała, a po sekundzie lub dwóch rozległ się dźwięk dzwonka. Czuła, że Adam zaczyna się budzić – rozprostował nogi, obracając się w łóżku. Jessica zastanawiała się przez chwilę, czy jest przytomna, czy zaspana, mrugając szybko w stronę sufitu. W końcu jednak wyciągnęła rękę i wzięła komórkę. Szara mgła przed oczami uniemożliwiła jej odczytanie nazwiska na ekranie, więc po prostu wcisnęła zieloną słuchawkę.
– Halo? – odezwała się szorstko. Czuła suchość w gardle; zmrużyła oczy, patrząc w kierunku stołu, żeby sprawdzić, czy w szklance, którą tam zostawiła, jest woda.
– Sierżant Daniel? – To był głos mężczyzny, który mówił szybko i gorączkowo.
– Tak, to ja. Kto mówi?
– Martin Chadwick. Przepraszam, ale chyba coś się dzieje. Proszę szybko przyjechać.
1 MI5 – Security Service, brytyjska agencja zajmująca się kontrwywiadem i sprawami bezpieczeństwa (przyp. red.).
2 Więzienie kategorii C – więzienie, w którym osadza się osoby, które raczej nie podejmą próby ucieczki (przyp. red.).
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Posłowie
Przypisy