Finał - Stephanie Garber - ebook
BESTSELLER

Finał ebook

Garber Stephanie

4,4
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Miłość, o którą warto walczyć. Marzenie, za które warto umrzeć. Finał, na który warto było czekać

Stephanie Garber, autorka bestsellerowej, kultowej, uwielbianej przez młodzież serii, ponownie zabiera czytelników do legendarnego świata Caravalu, gdzie Scarlett i Tella Dragna muszą walczyć o szczęśliwy finał swoich historii… 

Minęły dwa miesiące, od kiedy Mojrów uwolniono z kart, Legenda zagarnął dla siebie tron, a Tella odkryła, że chłopiec, w którym się zakochała, tak naprawdę nie istnieje. Teraz musi zdecydować, czy zaufa Legendzie, czy dawnemu wrogowi. 

Po odkryciu sekretu, który postawił jej życie na głowie, Scarlett będzie musiała dokonać niemożliwego. Legenda stanie zaś przed wyborem, który na zawsze go zmieni.

Caraval się skończył, ale rozpoczęła się bodaj najtrudniejsza z wszystkich rozgrywek, w której stawką są ludzkie losy, imperia i serca. Tym razem nie ma widowni, tylko ci, którzy zwyciężą, i ci, którzy stracą wszystko.

Witajcie, witajcie w Finale. Każda gra musi się kiedyś skończyć…

 

„Bestsellerowa, chwalona przez krytyków trylogia Caraval doczekała się ekscytującego i zaskakującego Finału. Jeżeli jeszcze nie czytaliście poprzednich tomów tej serii fantasy, najwyższy czas nadrobić zaległości”. „Entertainment Weekly”, 

„Garber kończy trylogię Caraval, ponownie łącząc romans, gry zaczarowanymi kartami, rozgrywki polityczne i wartką akcję, dzięki którym poprzednie tomy zyskały taką popularność. Fani serii mogą liczyć na mnóstwo niespodzianek w zakończeniu opowieści o dwóch siostrach”. „Booklist”

„Barokowo fantazyjna i czarująca. Czysta magia i rozrywka”. Cecelia Ahern

„Czarująca. Nie chciałam opuszczać tego świata”. Sabaa Tahir

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 435

Oceny
4,4 (667 ocen)
372
202
70
16
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gryzmola

Dobrze spędzony czas

Ten jeden trójkąt miłosny prawie doprowadził mnie do szału - odejmuje jedna gwiazdkę za zakończenie, za bardzo sztampowe 😌
20
ErikoKurosaki

Całkiem niezła

Najnudniejsza że wszystkich części.Chwilami czułam się jakby to była "Moda na sukces".Ten kocha tą ale ta kocha tamtego.Ten chce być z tą,ale ta nie jest pewna uczuć. I jeszcze inne zawiły relacje.Dopiero pod koniec coś zaczęło się dziać.Mialsm bardzo duże oczekiwania niestety się zawiodłam.
20
werka_2912

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, ale i tak moim ulubionym bohaterem był Jacks.
10
lezak_2006

Nie oderwiesz się od lektury

Miło mi poinformować, że twórczość SG przypadła mi do gustu. Mimo że wiadomo jak się skończy, bardzo spodobał mi się sposób poprowadzenia fabuły. Dużo się dzieje. Do tego sposób pisania autorki... Nigdy nie sądziłam, że tak polubię opisy. Sądzę, że użyty przeze mnie przy którymś tomie zwrot "maluje słowami" jest jak najbardziej trafny. Zauroczyłam się. Na FB zauważyłam, że to jeszcze nie koniec Caravalu. Z niecierpliwością czekam na "Spectacular", który w oryginale wychodzi 30 września 2024.
10
Balbinangelinaa

Nie oderwiesz się od lektury

Mam wrażenie, że jeszcze nigdy nie przeczytałam bardziej magicznej historii od tej, która dzieje się w trylogii Caravalu. Tutaj magia dosłownie żyje, wzbija się przez wszystkie wersy, krąży po stronach książki jak przyczajony kot, łasi się u nóg swoich czytelników, wciąga w tej świat intryg, nieśmiertelnych Mojrów, iluzji, piękna i okrucieństwa. Po prostu uwielbiam!
10

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Fi­nale
Co­py­ri­ght © 2019 by Ste­pha­nie Gar­ber All ri­ghts re­se­rved
Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Ma­te­usz Bo­row­ski Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Po­rad­nia K, 2022
Pro­jekt okładki: ERIN FITZ­SIM­MONS i RAY SHAP­PELL
Mapa: RHYS DA­VIES
Ad­ap­ta­cja okładki: GRZE­GORZ ARA­SZEW­SKI
Re­dak­tor pro­wa­dząca i re­dak­cja: JO­LANTA KU­CHAR­SKA
Ko­rekta: JO­ANNA CIER­KOŃ­SKA, AGNIESZKA ADA­MIAK
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67195-58-4
Wy­daw­nic­two Po­rad­nia K Sp. z o.o. Pre­zes: Jo­anna Ba­żyń­ska 00-544 War­szawa, ul. Wil­cza 25 lok. 6 e-mail: po­rad­niak@po­rad­niak.pl
Po­znaj na­sze inne książki. Za­pra­szamy do księ­garni:www.po­rad­niak.plfa­ce­book.com/po­rad­niaklin­ke­din.com/com­pany.po­rad­niakin­sta­gram.com/po­rad­nia­_k_wy­daw­nic­two
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Sa­rah i Jenny

Nie po­trze­buję bi­le­tów na Ca­ra­val,

bo Wy speł­ni­ły­ście już tyle mo­ich ma­rzeń.

Każda opo­wieść składa się z czte­rech czę­ści:po­czątku, środka, pra­wie fi­nału i fi­nału. Nie­stety, nie wszy­scy do­brną do końca. Więk­szość pod­daje się w chwili, gdy sprawy naj­bar­dziej się kom­pli­kują, a sy­tu­acja zdaje się bez­na­dziejna, tym­cza­sem wtedy wła­śnie po­trzebna jest na­dzieja. Tylko ci, któ­rzy wy­każą się naj­więk­szą wy­trwa­ło­ścią, do­trą do fi­nału.

.

Pokój Scar­lett Dra­gny był pa­ła­cem zbu­do­wa­nym z cu­dów i ma­gicz­nych złu­dzeń. Lecz ktoś, kto za­po­mniał, jak fan­ta­zjo­wać, zo­ba­czyłby tam wy­łącz­nie ma­ga­zyn z cha­otycz­nie roz­rzu­co­nymi ubra­niami. Kar­mi­nowe kre­acje wa­lały się na dy­wa­nach o bar­wie ko­ści sło­nio­wej, a tur­ku­sowe su­kienki wi­siały w ro­gach że­la­znego łóżka z bal­da­chi­mem, ko­ły­sane de­li­kat­nie sło­nymi po­dmu­chami, które wdzie­rały się przez otwarte okno. Sio­stry sie­dzące na łóżku nie za­uwa­żyły jed­nak ani de­li­kat­nej bryzy, ani tego, kto przy­był wraz z nią. Po­stać ta za­kra­dła się do środka jak zło­dziejka i bez­sze­lest­nie zbli­żała się do dziew­czy­nek po­chło­nię­tych za­bawą.

Scar­lett, star­sza z nich, z na­masz­cze­niem wy­gła­dzała ja­sno­ró­żową halkę na­rzu­coną na ra­miona ni­czym pe­le­rynę, a jej młod­sza sio­stra Do­na­tella ro­biła prze­pa­skę na oko z ka­wałka kre­mo­wej ko­ronki.

Ich wy­so­kie, szcze­bio­tliwe gło­siki dźwię­czały ra­do­śnie jak od­głosy po­ranka. Tak bez­tro­sko brzmi tylko mowa dzieci. Śmiech ni­czym ma­giczne za­klę­cie spra­wiał, że ostre po­łu­dniowe słońce wy­glą­dało jak smugi waty cu­kro­wej, uno­szące się nad ich gło­wami ni­czym au­re­ole z gwiezd­nego pyłu.

Dziew­czynki można by wziąć za aniołki, gdyby Tella w pew­nym mo­men­cie nie oznaj­miła:

– Je­stem pi­ra­tem, a nie księż­niczką.

Na twa­rzy ich matki uśmiech wal­czył z wy­ra­zem nie­za­do­wo­le­nia. Młod­sza córka była do niej tak po­dobna. Odzie­dzi­czyła po niej bun­tow­ni­czą na­turę i za­mi­ło­wa­nie do przy­gód. Dar ten bu­dził jed­nak w Pa­lo­mie mie­szane uczu­cia: na­pa­wał ją za­równo na­dzieją, jak i lę­kiem, że Tella po­wieli jej błędy.

– Nie – za­pro­te­sto­wała Scar­lett z nieco więk­szą de­ter­mi­na­cją niż za­zwy­czaj. – Od­da­waj, to moja ko­rona! Bez niej nie mogę być kró­lową.

Nie­za­do­wo­le­nie wzięło górę nad Pa­lomą, gdy zbli­żyła się do łóżka. Scar­lett była za­zwy­czaj mniej wo­jow­ni­cza niż Tella, te­raz jed­nak obie, wy­krzy­wia­jąc usta, ści­skały końce per­ło­wego na­szyj­nika.

– Znajdź so­bie inną ko­ronę. To skarb pi­ra­tów!

Tella szarp­nęła i perły roz­sy­pały się po ca­łym po­koju.

Stuk!

Stuk!

Stuk!

Pa­loma zręcz­nie chwy­ciła jedną dwoma smu­kłymi pal­cami. Ko­ra­lik był ró­żowy jak po­liczki dziew­czy­nek, które na­resz­cie za­darły główki i spoj­rzały na mamę.

Orze­chowe oczy Scar­lett już się za­szkliły. Była bar­dziej wraż­liwa niż sio­stra.

– Znisz­czyła moją ko­ronę.

– Moc praw­dzi­wej kró­lo­wej nie tkwi w ko­ro­nie, moje sło­neczko. Tylko tu­taj. – Mama po­ło­żyła dłoń na sercu. Spoj­rzała na Tellę.

– Za­mie­rzasz mi po­wie­dzieć, że pi­rat nie po­trze­buje skarbu, czy ra­czej że praw­dziwy skarb też znaj­duje się tu­taj? – Tella po­ło­żyła rączkę na sercu, na­śla­du­jąc mamę.

Gdyby zro­biła to Scar­lett, Pa­loma uzna­łaby ten gest za szczery, jed­nak w oczach Telli do­strze­gła ło­bu­zer­ski błysk. Ta iskierka mo­gła pod­pa­lić cały świat albo do­star­czyć mu jakże po­trzeb­nego świa­tła.

– Moim zda­niem twój naj­więk­szy skarb sie­dzi na­prze­ciwko cie­bie. Nie ma rze­czy cen­niej­szej niż sio­strzana mi­łość. – To po­wie­dziaw­szy, mama chwy­ciła córki za ręce i uści­snęła.

Gdyby w po­koju znaj­do­wał się ze­gar, z pew­no­ścią by się za­trzy­mał. Nie­które mi­nuty wy­dłu­żają się o kilka se­kund. Wszech­świat roz­ciąga się, by zro­bić miej­sce dla tych bez­cen­nych chwil. To była jedna z nich. Ta­kie mo­menty, gdy czas zwal­nia, nie zda­rzają się czę­sto. Nie­któ­rym ni­gdy się nie przy­tra­fiają.

Lecz dziew­czynki jesz­cze o tym nie wie­działy, ich burz­liwe ży­cie bo­wiem jesz­cze nie za­częło się na do­bre. Wkrótce jed­nak sio­strom przyda się każda chwila bło­go­ści, jaką uda im się skraść.

1

Do­na­tella

Gdy Le­genda po raz pierw­szy po­ja­wił się w snach Telli, wy­glą­dał jak żyw­cem wy­jęty z jed­nej z hi­sto­rii, które o nim opo­wia­dano. Jako Dante no­sił stroje czarne jak róża wy­ta­tu­owana na jego dłoni. Dziś jed­nak, jako Le­genda, miał na so­bie dwu­rzę­dowy frak w zmy­sło­wym od­cie­niu czer­wieni, fu­lar o tej sa­mej bar­wie i nie­od­łączny cy­lin­der.

Spod jego ronda wy­sta­wały lśniące czarne loki, oka­la­jące oczy ciemne jak wę­gle, które roz­ja­rzyły się, gdy po­pa­trzył na Tellę. Po­bły­ski­wały ni­czym woda w po­świa­cie zmierz­chu, na któ­rej ko­ły­sała się ich mała łódka. To nie było ka­mienne, lo­do­wate spoj­rze­nie, które Le­genda po­słał Telli dwa dni wcze­śniej, gdy po­mógł jej się wy­do­stać z karty, a na­stęp­nie po­rzu­cił ją bez słowa wy­ja­śnie­nia. Tego wie­czoru uśmie­chał się jak psotny książę, który umknął gwiaz­dom i go­tów był wzle­cieć z Tellą pod nie­biosa.

W jej brzu­chu za­trze­po­tały nie­pro­szone mo­tyle. Le­genda wciąż był naj­pięk­niej­szym kłamcą, ja­kiego spo­tkała. Nie za­mie­rzała jed­nak po­zwo­lić, by ocza­ro­wał ją tak jak pod­czas Ca­ra­valu. Strą­ciła mu cy­lin­der, aż łódka się za­ko­ły­sała. Zła­pał go bez trudu ru­chem tak szyb­kim, jakby prze­wi­dział re­ak­cję Telli. Sie­dział na­prze­ciw niej tak bli­sko, że zo­ba­czyła, jak drga mię­sień na jego gład­kiej żu­chwie. Rów­nie do­brze mo­gliby znaj­do­wać się we śnie, w któ­rym roz­gwież­dżone niebo na­brało na krań­cach po­nu­rej fio­le­to­wej barwy, jakby w po­bliżu cza­iły się kosz­mary. Le­genda jed­nak po­zo­stał ele­gancki jak pre­cy­zyjne po­cią­gnię­cia pió­rem i pul­su­jący ni­czym świeża rana.

– My­śla­łem, że mój wi­dok cię ucie­szy – po­wie­dział.

Po­słała mu nie­na­wistne spoj­rze­nie. Wciąż nie po­tra­fiła ukryć za­dry spo­wo­do­wa­nej ich po­przed­nim spo­tka­niem.

– Po­sze­dłeś i zo­sta­wi­łeś mnie na scho­dach, choć nie mo­głam się ru­szyć. Jacks za­niósł mnie do pa­łacu.

Le­genda ża­ło­śnie wy­krzy­wił usta.

– Nie za­mie­rzasz mi tego wy­ba­czyć?

– Na­wet nie prze­pro­si­łeś.

Gdyby to zro­bił, wy­ba­czy­łaby mu. Chciała mu wy­ba­czyć. Pra­gnęła wie­rzyć, że Le­genda nie róż­nił się aż tak bar­dzo od Dan­tego, a ona była kimś wię­cej niż tylko pion­kiem w jego roz­grywce. Że zo­sta­wił ją tam­tej nocy, bo się prze­ra­ził. Tym­cza­sem za­miast wy­ra­zić skru­chę, zda­wał się zi­ry­to­wany tym, że ona się na niego gniewa.

Niebo po­ciem­niało, gdy skłę­bione sine chmury prze­po­ło­wiły sierp księ­życa, który te­raz su­nął po nie­bie w dwóch ka­wał­kach ni­czym pęk­nięty uśmiech.

– Mia­łem sprawę do za­ła­twie­nia. – Chłód jego głosu zga­sił w niej iskierkę na­dziei.

Po­wie­trze wo­kół za­pach­niało dy­mem, gdy w gó­rze roz­bły­sły fa­jer­werki, roz­sy­pu­jąc się na roz­bły­ski o bar­wie pe­stek gra­natu, a Telli przy­po­mniał się ogni­sty po­kaz sprzed dwóch dni.

Pod­nio­sła głowę. Uj­rzała roz­tań­czone iskierki, na któ­rych tle uka­zał się za­rys pa­łacu Elan­tyny, te­raz na­le­żą­cego do Le­gendy. W głębi du­szy po­dzi­wiała Mi­strza Ca­ra­valu za to, że prze­ko­nał Va­lendę, iż jest pra­wo­wi­tym na­stępcą tronu Im­pe­rium Rów­ni­ko­wego. Za­ra­zem jed­nak oszu­stwo to przy­po­mniało jej, że ży­cie Le­gendy to wielka gra. Tella nie wie­działa na­wet, czy za­leży mu na tro­nie, by zy­skać wła­dzę lub pre­stiż, czy może przede wszyst­kim chciał dać przed­sta­wie­nie, ja­kiego im­pe­rium jesz­cze nie wi­działo. Być może Tella miała ni­gdy nie po­znać prawdy.

– Nie mu­sia­łeś po­rzu­cać mnie w tak bez­duszny, okrutny spo­sób – po­ża­liła się.

Le­genda wes­tchnął ciężko, a łódką na­gle za­ko­ły­sały gwał­towne fale. Ko­le­bała się, pły­nąc wą­skim ka­na­łem ku lśnią­cemu oce­anowi.

– Mó­wi­łem ci, Tello, że nie je­stem bo­ha­te­rem two­jej opo­wie­ści.

Te­raz jed­nak nie ucie­kał, tylko jesz­cze bar­dziej się zbli­żył. Noc zro­biła się cie­plej­sza, gdy pa­trzył Telli w oczy tak, jak chciała, by spoj­rzał na nią ostat­nim ra­zem. Ema­no­wał ma­gią i za­wo­dem mi­ło­snym, a po­łą­cze­nie to spra­wiło, że wbrew swoim de­kla­ra­cjom chciał zo­stać jej bo­ha­te­rem.

A może za­le­żało mu je­dy­nie, żeby na­dal go pra­gnęła.

Wpraw­dzie Ca­ra­val do­biegł końca, ale Tella wy­lą­do­wała w sa­mym środku snu z Le­gendą w roli głów­nej, pły­nąc o pół­nocy w kłę­bach gwiezd­nego pyłu i w desz­czu fa­jer­wer­ków, jakby nie­biosa chciały uko­ro­no­wać Mi­strza. Pró­bo­wała za­trzy­mać po­kaz sztucz­nych ogni – w końcu to był jej sen – ale to Le­genda zda­wał się je kon­tro­lo­wać. Im bar­dziej wal­czyła z senną wi­zją, tym bar­dziej zda­wała się ona ma­giczna. Po­wie­trze na­bie­rało sło­dy­czy, a ko­lory sta­wały się ja­skrawe, gdy sy­reny z tur­ku­so­wymi war­ko­czami i per­ło­wo­ró­żo­wymi ogo­nami wy­pły­wały na po­wierzch­nię i ma­chały do Le­gendy, nim wró­ciły w mor­skie głę­biny.

– Ale masz tu­pet – ob­ru­szyła się Tella. – Nie pro­si­łam cię, że­byś był moim bo­ha­te­rem.

Dwa dni temu i ona, i Le­genda tak wiele po­świę­cili. Tella dała się uwię­zić w Ta­lii Prze­zna­cze­nia mię­dzy in­nymi po to, by go ochro­nić, on zaś, by ją oswo­bo­dzić, uwol­nił Moj­rów. Nikt nie zro­bił dla niej ni­czego rów­nie ro­man­tycz­nego. Chciała po­znać go ta­kim, ja­kim był na­prawdę.

Nie miała jed­nak pew­no­ści, czy Le­genda w ogóle ist­nieje. A na­wet gdyby tak było, wąt­piła, czy po­zwo­liłby ko­mu­kol­wiek zbli­żyć się do sie­bie.

Wło­żył cy­lin­der i stał się do bólu przy­stojny. Za­ra­zem jed­nak wy­glą­dał jak Le­genda z por­tretu, a nie praw­dziwy czło­wiek albo Dante, któ­rego Tella po­znała i w któ­rym się za­ko­chała.

Jej serce za­marło. Nie chciała dla ni­kogo tra­cić głowy. W tej chwili nie­na­wi­dziła Le­gendy za wzbu­dze­nie w niej tak in­ten­syw­nych emo­cji.

Na nie­bie wy­buchł ostatni fa­jer­werk, ob­le­wa­jąc cały kra­jo­braz ze snu świe­tli­stym błę­ki­tem, ja­kiego dziew­czyna jesz­cze nie wi­działa. Taki ko­lor mo­głyby mieć speł­nione pra­gnie­nia i urze­czy­wist­nione fan­ta­zje. Gdy iskry spa­dały, grały me­lo­dię tak słodką, że sy­reny mo­głyby im po­zaz­dro­ścić.

Pró­bo­wał ją olśnić. Za­fa­scy­no­wa­nie przy­po­mina jed­nak ro­mans – jest wspa­niałe, ale trwa tylko chwilkę. A Tella jesz­cze się nie na­sy­ciła. Nie chciała zo­stać ko­lejną bez­i­mienną dziew­czyną z jed­nej z wielu hi­sto­rii opo­wia­da­nych o Le­gen­dzie, na­iw­nie wie­rzącą w każde jego słowo tylko dla­tego, że na­chy­lił się do niej w łódce i spoj­rzał na nią roz­iskrzo­nym wzro­kiem.

– Nie przy­by­łem tu, by się z tobą kłó­cić. – Le­genda pod­niósł rękę, jakby chciał ob­jąć Tellę, ale jego dłu­gie palce tylko opa­dły za ni­ską burtę łódki i bez­wied­nie za­nu­rzyły się w ciem­nej wo­dzie. – Chcia­łem spraw­dzić, czy do­sta­łaś ode mnie wia­do­mość, i za­py­tać, czy chcesz ode­brać na­grodę za zwy­cię­stwo w Ca­ra­valu.

Uda­wała, że się na­my­śla, oczami wy­obraźni czy­ta­jąc list, któ­rego na­uczyła się na pa­mięć. Le­genda, skła­da­jąc jej ży­cze­nia uro­dzi­nowe i ofe­ru­jąc na­grodę, wzbu­dził w niej na­dzieję, że wciąż mu na niej za­leży. Na­pi­sał, że bę­dzie cze­kał, aż ona od­bie­rze laury. Nie prze­pro­sił jed­nak za to, że tyle razy ją zra­nił.

– Prze­czy­ta­łam wia­do­mość, ale nie je­stem za­in­te­re­so­wana na­grodą – od­parła Tella. – Mam dość gier.

Jego ci­chy, zna­jomy śmiech po­brzmie­wał zło­wiesz­czo.

– Co cię tak śmie­szy?

– To, że za­cho­wu­jesz się, jakby na­sza roz­grywka do­bie­gła końca.

2

Do­na­tella

Legenda wy­glą­dał jak bu­rza, która wła­śnie się roz­sza­lała. Wiatr zmierz­wił mu włosy, śnieg opró­szył jego sze­ro­kie ra­miona, gdy odziany w płaszcz z gu­zi­kami z lodu nad­cho­dził z lo­do­wa­to­nie­bie­skiego, oszro­nio­nego lasu.

Tella otu­liła się szczel­nie ko­bal­to­wym fu­trem.

– Wy­glą­dasz, jak­byś coś knuł.

Jego usta wy­krzy­wił chy­try uśmiech. Po­przed­niej nocy przy­po­mi­nał zjawę, te­raz, ubrany w zna­jomą czerń, był po­dobny do Dan­tego. Ten jed­nak za­zwy­czaj oka­zy­wał Telli wię­cej cie­pła, dla­tego prze­szło jej przez myśl, że ziąb prze­ni­ka­jący sen od­zwier­cie­dla praw­dziwy na­strój Le­gendy.

– Chcę się tylko do­wie­dzieć, czy za­mie­rzasz ode­brać na­grodę za zwy­cię­stwo w Ca­ra­valu.

Tella przez pół dnia za­sta­na­wiała się, co wy­grała, te­raz jed­nak po­wścią­gnęła cie­ka­wość. Gdy Scar­lett za­trium­fo­wała w po­przed­niej roz­grywce, mo­gła wy­po­wie­dzieć jedno ży­cze­nie. Tella miała ochotę z tego sko­rzy­stać, jed­nak po­dej­rze­wała, że Le­genda ma dla niej w za­na­drzu coś jesz­cze. Po­wie­dzia­łaby „tak”, gdyby nie wy­czuła, jak bar­dzo chce usły­szeć wła­śnie taką od­po­wiedź.

3

Do­na­tella

Legenda od­wie­dzał ją w snach ni­czym czarny cha­rak­ter z bajki. Noc w noc. Od pra­wie dwóch mie­sięcy zja­wiał się nie­za­wod­nie i za­wsze zni­kał, otrzy­maw­szy tę samą od­po­wiedź na swoje py­ta­nie.

Obec­nej nocy zna­leźli się w nie­zwy­kłej ta­wer­nie, po­dob­nej do tej, która skry­wała się w ko­ściele Le­gendy. Z por­tre­tów zro­dzo­nych w wy­obraźni ar­ty­stów spo­glą­dały na nich ob­li­cza Mi­strza Ca­ra­valu, widmo pia­ni­sty grało ci­chą me­lo­dię, a wo­kół tań­czyli bla­dzi jak du­chy go­ście w ko­lo­ro­wych cy­lin­drach.

Tella usia­dła na fo­telu w kształ­cie muszli o bar­wie mgły w le­sie tro­pi­kal­nym, Le­genda zaś roz­parł się na ta­pi­ce­ro­wa­nym szez­longu, zie­lo­nym jak kostki cu­kru, które ob­ra­cał w zręcz­nych pal­cach. Nie miał na so­bie cy­lin­dra ani czer­wo­nego fraka, w które odziany był pierw­szej nocy na łódce, co po­twier­dziło po­dej­rze­nia Telli, że rze­czy te sta­no­wiły część ko­stiumu, a na­prawdę ubie­rał się ina­czej. Te­raz w ele­ganc­kiej czerni, ro­ze­śmiany i roz­ra­do­wany, znów stał się po­dobny do Dan­tego.

Ten jed­nak za­zwy­czaj tylko cze­kał na oka­zję, by wziąć Tellę w ra­miona, na­to­miast Le­genda w jej snach ni­gdy jej nie do­tknął. Gdy le­cieli ba­lo­nem, kosz był tak duży, że na­wet przez przy­pa­dek nie mo­gliby na sie­bie wpaść. Kiedy spa­ce­ro­wali wśród ogro­do­wych ka­skad, trzy­mał się brzegu ścieżki, by ich dło­nie nie mo­gły się mu­snąć. Tella nie wie­działa, czy gdyby go do­tknęła, prze­sta­liby dzie­lić sny, czy może trzy­ma­nie rąk przy so­bie po­zwa­lało Le­gen­dzie le­piej nad sobą pa­no­wać. Tak czy ina­czej nie­po­mier­nie ją to fru­stro­wało, gdyż ona chciała kon­tro­lo­wać sy­tu­ację.

Na­piła się zie­lo­nego mu­su­ją­cego kor­diału. Jak na jej gust tro­chę za bar­dzo przy­po­mi­nał w smaku lu­kre­cję, ale po­do­bało się jej, że gdy tylko pod­no­siła kie­li­szek, wzrok Le­gendy wę­dro­wał ku jej ustom. Uni­kał kon­taktu fi­zycz­nego, ale chło­nął ją oczami.

Tej nocy były za­czer­wie­nione jesz­cze bar­dziej niż pod­czas po­przed­nich spo­tkań. Za dwa dni miał do­biec końca okres ża­łoby po ce­sa­rzo­wej Elan­ty­nie, a to ozna­czało po­czą­tek od­li­cza­nia do ofi­cjal­nej ko­ro­na­cji Le­gendy. Dwa­na­ście dni dzie­liło go od wstą­pie­nia na tron. Telli przy­szło do głowy, że przy­go­to­wa­nia sporo go kosz­to­wały. Cza­sem opo­wia­dał o pa­ła­co­wych obo­wiąz­kach i nud­nych po­sie­dze­niach rady kró­lew­skiej, dziś jed­nak nie­wiele mó­wił. Telli zda­wało się, że je­śli za­cznie go wy­py­ty­wać, on zy­ska prze­wagę w to­czo­nej przez nich grze. Nie miała wszakże wąt­pli­wo­ści, że pro­wa­dzą po­je­dy­nek, któ­rego re­guły za­bra­niały oka­zy­wać, jak bar­dzo wciąż jej na nim za­leży. Tak jak za­ka­zy­wały kon­taktu fi­zycz­nego.

– Wy­glą­dasz na zmę­czo­nego – za­uwa­żyła. – Przy­da­łaby ci się wi­zyta u fry­zjera, bo włosy spa­dają ci na oczy.

Ką­ciki jego ust lekko się unio­sły, a do głosu za­kradł się za­czepny ton.

– Je­śli wy­glą­dam tak fa­tal­nie, to czemu mi się przy­glą­dasz?

– Nie lu­bię cię, ale to nie zna­czy, że uwa­żam cię za brzy­dala.

– Gdy­byś na­prawdę mnie nie­na­wi­dziła, wcale bym ci się nie po­do­bał.

– Ni­gdy nie twier­dzi­łam, że mam do­bry gust. – Tella do­piła kor­diał.

Znów wbił wzrok w jej usta, ob­ra­ca­jąc na­są­czone ab­syn­tem kostki cu­kru w dłu­gich pal­cach. Znik­nęły z nich ta­tu­aże, ale czarna róża wciąż błysz­czała na dłoni. Na ten wi­dok Tella chciała za­py­tać, dla­czego jej rów­nież nie usu­nął, skoro po­zbył się po­zo­sta­łych or­na­men­tów, na przy­kład pięk­nych skrzy­deł na ple­cach. Czy to dla­tego nie pach­niał już tu­szem? Cie­ka­wiło ją też, czy wciąż no­sił zna­mię ze Świą­tyni Gwiazd ozna­cza­jące, że do końca ży­cia bę­dzie spła­cał za­cią­gnięty tam dług. Za­cią­gnięty dla Telli. Jed­nak gdyby o to za­py­tała, da­łaby nie­zbity do­wód tro­ski.

Na szczę­ście re­guły nie za­bra­niały jej go po­dzi­wiać, w prze­ciw­nym ra­zie już dawno temu oboje by prze­grali. Tella za­zwy­czaj sta­rała się o więk­szą dys­kre­cję, ale on ni­czego nie ma­sko­wał. Pa­trzył na nią bez cie­nia wstydu.

Tej nocy jed­nak zda­wał się roz­ko­ja­rzony. Na­wet nie po­chwa­lił jej su­kienki. Wpraw­dzie de­cy­do­wał o miej­scu spo­tka­nia, ale Tella sama wy­bie­rała so­bie stroje. Tego wie­czoru wło­żyła po­włó­czy­stą suk­nię w nie­spo­ty­ka­nym od­cie­niu błę­kitu. Ra­miączka były wy­szy­wane płat­kami kwia­tów, górę zdo­biły wstążki, dół – trze­po­czące mo­tyle. Wy­glą­dała jak kró­lowa lasu.

Le­genda na­wet nie za­uwa­żył, że je­den z mo­tyli usiadł mu na ra­mie­niu. Co rusz zer­kał na widmo gra­jące na pia­ni­nie. Czy rze­czy­wi­ście lo­kal był mniej ko­lo­rowy niż po­przed­nie sny Telli, czy może wy­obraź­nia płata jej fi­gle? Mo­głaby przy­siąc, że szez­long Le­gendy, jesz­cze przed chwilą ja­śnie­jący so­czy­stą zie­le­nią, te­raz wy­pło­wiał i na­brał barwy szkli­stego mo­rza. Tella chciała za­py­tać, czy coś się stało, ale wów­czas da­łaby wy­raz swo­jemu za­tro­ska­niu.

– Dziś nie za­dasz mi py­ta­nia?

Le­genda wbił w nią wzrok.

– Pew­nego dnia prze­stanę py­tać i po­sta­no­wię nie da­wać ci na­grody.

– By­łoby cu­dow­nie – wes­tchnęła, a kilka mo­tyli z jej su­kienki wzle­ciało w po­wie­trze. – Wresz­cie bym się wy­spała.

Jego głę­boki głos przy­cichł.

– Tę­sk­ni­ła­byś, gdy­bym prze­stał cię od­wie­dzać.

– Masz o so­bie wy­so­kie mnie­ma­nie.

Le­genda prze­stał się ba­wić kost­kami cu­kru i od­wró­cił wzrok, znów wpa­tru­jąc się w mu­zyka na sce­nie. W me­lo­dię wkradł się fał­szywy, nie­miły dla ucha ton, mą­cąc har­mo­nię. Widma tań­czące w sali po­ty­kały się o stopy. Gdy na­gle roz­legł się prze­raź­liwy trzask, za­marły.

Pia­ni­sta opadł na kla­wia­turę jak ma­rio­netka, któ­rej od­cięto sznurki.

Serce Telli ga­lo­po­wało. Wpraw­dzie Le­genda za­wsze kon­tro­lo­wał jej sny, co ją iry­to­wało, te­raz jed­nak miała wra­że­nie, że to nie jego sprawka. Ma­gia za­wsze pach­niała słodko, ale ten aro­mat był na­zbyt mdły, wręcz gra­ni­czył z fe­to­rem.

Gdy się od­wró­ciła, Le­genda stał tuż przed nią.

– Tello – oznaj­mił to­nem bar­dziej ka­te­go­rycz­nym niż za­zwy­czaj. – Mu­sisz się obu­dzić...

Jego ostat­nie słowa roz­wiały się jak dym, on zaś ob­ró­cił się w proch, a reszta snu spło­nęła w tru­ją­cych zie­lo­nych pło­mie­niach.

Po prze­bu­dze­niu Tella wciąż czuła na ję­zyku smak ognia, a w dłoni trzy­mała mar­twego mo­tyla.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
.