Klątwa prawdziwej miłości - Stephanie Garber - ebook + książka
BESTSELLER

Klątwa prawdziwej miłości ebook

Garber Stephanie

4,5
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

 

Ostatni tom bestsellerowej trylogii autorki „Caravala”

 

Jak zakończy się historia miłosnego trójkąta? Czy Evangelina kiedykolwiek będzie naprawdę szczęśliwa? Z kim przyjdzie dzielić jej życie?

 

Wydaje się, że Evangelina Fox znalazła na Cudownej Północy upragnione szczęście. Wyszła za pięknego i kochającego księcia, mieszka w bajecznym zamku i ma zastępy wiernych poddanych. Nie wie jednak, jak ogromną cenę zapłaciła za życie w tej baśni, bo… niczego nie pamięta. Jej mąż zrobi wszystko, żeby nigdy nie dowiedziała się, co naprawdę straciła. Najpierw jednak musi zabić Jacksa, Księcia Serc…

 

Poleje się krew, będą złamane serca, a prawdziwa miłość zostanie wystawiona na próbę.

 

Dwa czarne charaktery, jedna dziewczyna i walka na śmierć i życie o szczęśliwe zakończenie.

 

 

 

„W baśniach zawsze trzeba zapłacić cenę za magię. Nic nie przychodzi za darmo; proste dziewczyny, które zamieniały się w księżniczki, zawsze musiały ponieść jakiś koszt.
Evangelina zaczęła się zastanawiać, czy utracone wspomnienia nie są ceną, którą zapłaciła za to wszystko”.

 

Fragment książki

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 339

Oceny
4,5 (816 ocen)
527
187
85
16
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zuziab52

Nie oderwiesz się od lektury

Chociaż bardzo mnie cieszy zakończenie, to jednak czuje mały niedosyt :)
60
Raina02

Nie oderwiesz się od lektury

Pani Autorka jest w szczytowej formie. Czekam z niecierpliwością na kolejne jej opowieści. Mam nadzieję, że będą to losy Lali i Castora.
czesiu_0319

Nie oderwiesz się od lektury

Jacks kocham cie cholera Jasna tak mocno Jak Tomka z stalking jack the ripper po prostu AAAAAA i need more chce go w prawdziwym żuciu
40
AlicjaAmi

Dobrze spędzony czas

Nie było,aż tak nieszczęśliwie jak niektórzy przepowiadali.Mimo wszystko pełnej satysfakcji po tej części nie mam.Tyle czasu czytać jak bohaterowie miotają się od jednej intrygi do drugiej,od kłamstwa do prawdy i z powrotem,od klątwy do klątwy...i nie dostać choćby jednej porządnej miłosnej sceny,zakosztować dłuższą chwilę ich wspólnego szczęścia!?To jakby okrucieństwo ze strony autorki.Trzeba przyznać, że historia ładnie i składnie się domknęła.Magia w tym świecie ma swój niepowtarzalny,nieco złośliwy i przewrotny klimat.To cały czas trzyma czytelnika w napięciu i niepewności.Poprzednie części były odrobinę lepsze,jednak to nadal dobre zakończenie serii.
40
Walindor

Nie oderwiesz się od lektury

Obawiałam się, że finał złamie mi serce, ale na szczęście wszystko zostało zalepione i uleczone. Bohaterowie dostali swoje zakończenie, które usłane było klątwami i mnóstwem zmiennych, ale w końcu je wspólnie napisali. Odrobinę słabsza od drugiego tomu, ale nadal tak samo magiczna jak wszystkie książki Garber.
40

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: A Curse for True Love
Co­py­ri­ght © 2023 by Ste­pha­nie Gar­ber All ri­ghts re­se­rved Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Do­rota Dzie­woń­ska Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Po­rad­nia K, 2023
Pro­jekt okładki: ERIN FITZ­SIM­MONS
Mapa: VIR­GI­NIA AL­LYN
Ad­ap­ta­cja okładki: GRZE­GORZ ARA­SZEW­SKI / ga­rasz.pl
Re­dak­tor pro­wa­dząca i re­dak­cja: JO­LANTA KU­CHAR­SKA
Re­dak­cja: JO­ANNA CIER­KOŃ­SKA
Ko­rekta: AGNIESZKA ADA­MIAK, JO­LANTA KU­CHAR­SKA
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67784-08-5
Wy­daw­nic­two Po­rad­nia K Sp. z o.o. Pre­zes: Jo­anna Ba­żyń­ska 00-544 War­szawa, ul. Wil­cza 25 lok. 6 e-mail: po­rad­niak@po­rad­niak.pl
Po­znaj na­sze inne książki. Za­pra­szamy do księ­garni:www.po­rad­niak.plfa­ce­book.com/po­rad­niaklin­ke­din.com/com­pany.po­rad­niakin­sta­gram.com/po­rad­nia­_k_wy­daw­nic­two
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Każ­demu,kto kie­dy­kol­wiek li­czyłna drugą szansę

.

1

Evan­ge­lina

Evan­ge­lina Fox za­wsze wie­rzyła, że któ­re­goś dnia znaj­dzie się w ba­śni. W dzie­ciń­stwie za każ­dym ra­zem, gdy do sklepu z oso­bli­wo­ściami jej ojca przy­by­wała nowa do­stawa, pod­eks­cy­to­wana na­tych­miast bie­gła zaj­rzeć do skrzyń. Oglą­dała każdy przed­miot i py­tała samą sie­bie: „Czy to jest to? Czy to jest przed­miot, który prze­nie­sie mnie w świat fan­ta­zji?”.

Któ­re­goś dnia do­tarł tam ogromny ku­fer, który skry­wał w swym wnę­trzu je­dy­nie gałkę do drzwi. Zie­lona, kunsz­tow­nie zdo­biona klej­no­tami błysz­czała w świe­tle jakby prze­peł­niona ma­gią. Evan­ge­lina była prze­ko­nana, że je­śli od­naj­dzie wła­ściwe drzwi, ta gałka otwo­rzy je na świat, w któ­rym roz­pocz­nie się jej wy­ma­rzona baśń.

Gałka nie­stety ni­gdy nie otwo­rzyła ni­czego nie­zwy­kłego. Evan­ge­lina jed­nak nie tra­ciła na­dziei, że pew­nego dnia znaj­dzie się w in­nym miej­scu.

Na­dzieja, wy­obraź­nia i wiara w ma­gię były dla niej jak od­dy­cha­nie. A jed­nak na­gle od­dy­cha­nie stało się bar­dzo trudne, gdy oto zna­la­zła się gdzieś in­dziej, wtu­lona w ob­ję­cia przy­stoj­nego mło­dzieńca, który twier­dził, że jest jej mę­żem.

„Mąż”. Od tego słowa za­szu­miało jej w gło­wie. „Ja­kim cu­dem? Ja­kim cu­dem? Ja­kim cu­dem?”. Tyle py­tań ci­snęło się jej na usta, lecz była zbyt oszo­ło­miona, by za­dać je gło­śno.

Gdyby jej nie obej­mo­wał, upa­dłaby na pod­łogę. Było tego za dużo, by to przy­jąć, i za dużo, by wszystko na­raz stra­cić.

Jedną z ostat­nich rze­czy, które pa­mię­tała, były chwile spę­dzone w domu z oj­cem przed jego śmier­cią. Na­wet to wspo­mnie­nie miało formę ob­razu o po­strzę­pio­nych brze­gach. Jakby jego śmierć była czę­ścią blak­ną­cego por­tretu, tyle że nie był on tylko spło­wiały – jego frag­menty zo­stały bru­tal­nie po­odry­wane. Nie mo­gła so­bie przy­po­mnieć mie­sięcy po­prze­dza­ją­cych śmierć ojca ani tego, co się działo póź­niej. Nie wie­działa na­wet, skąd wzięła się go­rączka, która go za­biła.

Wie­działa tylko, że jej oj­ciec, po­dob­nie jak matka, już nie żył – i to od dłuż­szego czasu.

– Wiem, że to musi być prze­ra­ża­jące. Na pewno czu­jesz się za­gu­biona, ale nie je­steś sama, Evan­ge­lino. – Obcy męż­czy­zna, który po­da­wał się za jej męża, przy­tu­lił ją mocno.

Był wy­soki i w jego ob­ję­ciach miała wra­że­nie, że jest fi­li­gra­nowa. Trzy­mał ją tak bli­sko sie­bie, że czuła drże­nie jego ciała. Nie po­dej­rze­wała, by był tak samo prze­ra­żony jak ona, lecz nie wy­da­wał się tak pewny sie­bie, na ja­kiego wy­glą­dał.

– Je­stem przy to­bie i wszystko bym dla cie­bie zro­bił.

– Ale ja cię nie pa­mię­tam – po­wie­działa. Nie chciała się od niego od­su­wać, lecz ta sy­tu­acja ją przy­tła­czała. On ją przy­tła­czał.

Gdy lekko się cof­nęła, zmarsz­czył czoło. Od­po­wie­dział jed­nak spo­koj­nie ni­skim, ko­ją­cym gło­sem:

– Na­zy­wam się Apollo Aka­dyj­czyk.

Evan­ge­lina znowu cze­kała na świa­tło ob­ja­wie­nia lub choćby ma­leńką iskierkę. Po­trze­bo­wała cze­goś zna­jo­mego, cze­goś, czego mo­głaby się uchwy­cić, co po­wstrzy­ma­łoby ją przed po­now­nym upad­kiem, a Apollo pa­trzył na nią, jakby go­tów był stać się tym czymś. Nikt ni­gdy nie pa­trzył na nią z taką uwagą.

Przy­wo­dził jej na myśl ba­śnio­wych bo­ha­te­rów. Bar­czy­sty, z wy­raź­nie za­ry­so­waną szczęką, ciem­nymi oczami, ubrany w spo­sób, który su­ge­ro­wał po­sia­da­nie pa­ła­ców i bo­gactw prze­cho­wy­wa­nych w ku­frach. Miał na so­bie bor­dową pe­le­rynę z wy­so­kim koł­nie­rzem, bo­gato ha­fto­waną zło­tem na man­kie­tach i ra­mio­nach. Pod nią był ja­kiś ro­dzaj du­bletu – tak chyba to na­zy­wano. Męż­czyźni w Va­len­dzie ubie­rali się zu­peł­nie ina­czej.

Oczy­wi­ście, nie była już w Va­len­dzie. Ta myśl spro­wa­dziła nową falę stra­chu, pod któ­rej wpły­wem szybko za­py­tała:

– Jak się tu zna­la­złam? Jak się po­zna­li­śmy? Dla­czego cię nie pa­mię­tam?

– Twoje wspo­mnie­nia skradł ktoś, kto chciał nas roz­dzie­lić. – Coś za­lśniło w jego brą­zo­wych oczach, lecz nie po­tra­fiła stwier­dzić, czy to był gniew, czy ból.

Evan­ge­lina chciała go so­bie przy­po­mnieć. Jed­nak im bar­dziej pró­bo­wała, tym go­rzej się czuła. Bo­lała ją głowa, czuła pustkę, jakby stra­ciła coś wię­cej niż wspo­mnie­nia. Przez mo­ment ten ból był tak głę­boki i gwał­towny, że chwy­ciła się za serce nie­mal pewna, że w tym miej­scu ma dziurę. Nie było jed­nak żad­nej rany. Serce znaj­do­wało się na swoim miej­scu, czuła jego bi­cie. Mimo to przez jedną strasz­liwą chwilę miała wra­że­nie, że jej serce po­winno być tak samo zdru­zgo­tane jak ona.

I wtedy to po­czuła – nie uczu­cie, lecz myśl ostrą, po­szar­paną.

Mu­siała ko­muś po­wie­dzieć coś waż­nego.

Nie pa­mię­tała, co to było, lecz czuła się, jakby cały jej świat za­le­żał od prze­ka­za­nia tej in­for­ma­cji. Już sama myśl o tym bu­rzyła jej krew w ży­łach. Pró­bo­wała so­bie przy­po­mnieć, co ta­kiego miała po­wie­dzieć i komu. Czy tym kimś mógł być Apollo?

– Czemu ktoś chce nas roz­dzie­lić? – ode­zwała się.

Mo­gła za­dać jesz­cze wię­cej py­tań. Mo­gła po­now­nie do­cie­kać, jak się po­znali i od jak dawna są mał­żeń­stwem, ale on na­gle się zde­ner­wo­wał.

Zer­k­nął nie­spo­koj­nie po­nad jej ra­mie­niem i po­wie­dział ci­cho:

– To skom­pli­ko­wane.

Skie­ro­wała wzrok za jego spoj­rze­niem na dziwne drew­niane drzwi, o które była oparta. Po obu ich stro­nach stały ka­mienne fi­gury wo­jow­ni­czych anio­łów, które wy­glą­dały bar­dziej re­ali­stycz­nie, niż można by się spo­dzie­wać po zwy­kłych rzeź­bach. Miały roz­po­starte skrzy­dła po­pla­mione za­schniętą krwią. Ten wi­dok wy­wo­łał ko­lejny ucisk w jej piersi, jakby ciało nie mo­gło za­po­mnieć o czymś, z czym umysł już się po­że­gnał.

– Wiesz, co się tu­taj stało? – za­py­tała.

Przez twarz Apolla prze­mknęło coś, co wy­glą­dało na po­czu­cie winy, ale rów­nie do­brze mo­gło być smut­kiem.

– Obie­cuję, od­po­wiem na wszyst­kie twoje py­ta­nia, ale te­raz mu­simy stąd iść. Mu­simy odejść, za­nim on wróci.

– Jaki on?

– Ten, kto wy­ma­zał ci pa­mięć. – Apollo mocno chwy­cił Evan­ge­linę za rękę i wy­pro­wa­dził ją z po­miesz­cze­nia z wa­lecz­nymi anio­łami.

Plamki przed­po­łu­dnio­wego słońca oświe­tlały półki ma­nu­skryp­tów zwią­za­nych wstąż­kami i sznur­kami. Wy­glą­dało na to, że zna­leźli się w sta­rej bi­blio­tece, choć im da­lej się po­su­wali, tym książki były now­sze.

Po­sadzki zmie­niły się z ka­mien­nych, po­kry­tych war­stwą ku­rzu na lśniące mar­mu­rowe, po­miesz­cze­nia sta­wały się co­raz wyż­sze, świa­tło zro­biło się ostrzej­sze, miej­sce ma­nu­skryp­tów za­jęły wo­lu­miny w skó­rza­nych opra­wach. Evan­ge­lina po raz ko­lejny pró­bo­wała do­szu­kać się w tym bla­sku cze­goś zna­jo­mego. Cze­goś, co po­bu­dzi­łoby jej pa­mięć. Od­zy­skała już ja­sność umy­słu, lecz nic nie wy­da­wało się zna­jome.

Na­prawdę zna­la­zła się gdzieś in­dziej i wszystko wska­zy­wało na to, że była tu już na tyle długo, by po­znać szla­chet­nych bo­ha­te­rów oraz czarne cha­rak­tery i wplą­tać się w walkę mię­dzy nimi.

– Kto to był? – do­py­ty­wała. – Kto po­zba­wił mnie pa­mięci?

Apollo lekko się za­chwiał, a po­tem gwał­tow­nie przy­śpie­szył.

– Obie­cuję, że wszystko ci opo­wiem, ale mu­simy się stąd wy­do­stać...

– Ojej! – za­wo­łał ktoś.

Evan­ge­lina od­wró­ciła się i uj­rzała ko­bietę w bia­łych sza­tach, za­pewne bi­blio­te­karkę, sto­jącą mię­dzy pół­kami, która na ich wi­dok za­sło­niła so­bie usta dło­nią. Jej twarz wy­ra­żała trwogę, sze­roko otwarte oczy sku­piły się na Apollu.

Do sali we­szła inna bi­blio­te­karka. Spoj­rzała na nich, wes­tchnęła, upu­ściła stos ksią­żek i ze­mdlała.

– To cud! – krzyk­nęła ko­bieta, którą za­stali w po­miesz­cze­niu.

Nad­cho­dzili ko­lejni bi­blio­te­ka­rze i uczeni – wszy­scy re­ago­wali po­dob­nie.

Evan­ge­lina przy­tu­liła się do Apolla, kiedy tłum się za­cie­śniał wo­kół nich. Przy­bie­gli inni bi­blio­te­ka­rze, służba, dwo­rza­nie i bar­czy­ści straż­nicy w lśnią­cych zbro­jach za­pewne zwa­bieni har­mi­drem.

Sala, w któ­rej się znaj­do­wali, miała wy­so­kość co naj­mniej czte­rech pię­ter, lecz na­gle wy­dała się mała i cia­sna, gdy wo­kół nich gro­ma­dziło się co­raz wię­cej lu­dzi.

– On wró­cił...

– On żyje...

– To cud! – po­wta­rzano z na­bo­żeń­stwem, a na wielu po­licz­kach lśniły łzy.

Evan­ge­lina nie ro­zu­miała, co się dzieje. Czuła się, jakby uczest­ni­czyła w ja­kimś ob­rzę­dzie re­li­gij­nym. Czy to moż­liwe, że po­ślu­biła świę­tego?

Spoj­rzaw­szy na Apolla, pró­bo­wała przy­po­mnieć so­bie jego na­zwi­sko. „Aka­dyj­czyk”, tak jej po­wie­dział. Nie pa­mię­tała żad­nej opo­wie­ści o Apollu Aka­dyj­czyku, lecz naj­wy­raź­niej ta­kie ist­niały. Naj­pierw my­ślała, że jest ja­kimś bo­ha­te­rem, ale tłum pa­trzył na niego, jakby był kimś wię­cej.

– Kim je­steś? – wy­szep­tała.

Apollo uniósł jej dłoń do ust i zło­żył na niej po­ca­łu­nek, od któ­rego prze­bie­gły ją ciarki.

– Je­stem tym, który nie po­zwoli, by kto­kol­wiek znowu cię skrzyw­dził.

Kilka osób w po­bliżu wes­tchnęło, sły­sząc te słowa.

Wtedy wolną ręką wy­ko­nał gest, któ­rym za­zwy­czaj uci­sza się tłum. Zgro­ma­dzeni na­tych­miast za­mil­kli. Część na­wet pa­dła na ko­lana.

Evan­ge­lina czuła się nie­zręcz­nie na wi­dok tak wielu osób po­tul­nie speł­nia­ją­cych żą­da­nie – zda­wali się na­wet nie od­dy­chać, gdy głos Apolla uno­sił się nad ich gło­wami.

– Wi­dzę, że nie­któ­rzy z was nie mogą uwie­rzyć wła­snym oczom. Jed­nak to, co wi­dzi­cie, jest prawdą. Ja żyję. Gdy stąd wyj­dzie­cie, mów­cie wszyst­kim, że książę Apollo zmarł i prze­szedł przez pie­kło, by tu po­wró­cić.

Książę. Evan­ge­lina nie miała czasu, by prze­tra­wić tę in­for­ma­cję i wszystko, co się z nią wią­zało, bo Apollo nie­mal na­tych­miast, gdy skoń­czył mó­wić, pu­ścił jej dłoń i szybko zdjął ak­sa­mitny du­blet, a po nim lnianą ko­szulę.

Nie­któ­rym, w tym Evan­ge­li­nie, za­parło dech.

Jego klatka pier­siowa była do­sko­nała, gładka, z wy­rzeź­bio­nymi mię­śniami, a nad ser­cem wid­niał ta­tuaż przed­sta­wia­jący dwa mie­cze wy­gięte w kształt serca i po­środku imię Evan­ge­lina.

Do tego mo­mentu wszystko wy­da­wało się tro­chę jak sen, z któ­rego mo­gła się jesz­cze obu­dzić. Jed­nak jej imię na jego piersi było nie­pod­wa­żalne, czego nie mo­gła po­wie­dzieć o jego sło­wach. Nie był jej obcy. Znał ją i wy­rył jej imię na swoim ciele.

Na­stęp­nie się od­wró­cił, de­mon­stru­jąc coś, co wpra­wiło w zdu­mie­nie nie tylko ją, lecz także wszyst­kich ze­bra­nych. Po­są­gowe plecy Apolla były po­kryte sie­cią blizn.

– To jest cena, którą za­pła­ci­łem za po­wrót! – krzyk­nął. – Kiedy mó­wię, że prze­sze­dłem przez pie­kło, nie ma w tym prze­sady. Ale mu­sia­łem wró­cić. Mu­sia­łem na­pra­wić krzywdy wy­rzą­dzone pod moją nie­obec­ność. Wiem, że wielu z was wie­rzy, iż za­bił mnie Ty­be­riusz, ale to nie był on.

W tłu­mie roz­legł się szmer za­sko­cze­nia.

– Otruł mnie czło­wiek, któ­rego uwa­ża­łem za przy­ja­ciela! – ryk­nął Apollo. – Lord Jacks. A po­tem ukradł wspo­mnie­nia mo­jej żo­nie Evan­ge­li­nie. Nie spo­cznę, póki go nie znajdę i nie za­płaci za swoje zbrod­nie wła­snym ży­ciem!

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki