Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Josie Quinn wyrusza na spotkanie z siostrą, z którą rozstała się w niezgodzie kilka tygodni temu. Jednak w wynajętym górskim domku nie zastaje Trinity. Znajduje tylko jej samochód, a w trawie – makabryczną kompozycję ułożoną z nieskazitelnie białych ludzkich kości. Detektywką targa straszliwe podejrzenie…
Rozpoczyna się pełna dramatycznych zwrotów akcja poszukiwania znanej dziennikarki, która najprawdopodobniej nawiązała kontakt z seryjnym zabójcą, zwanym Mistrzem Kości. Wkrótce policja odkrywa tajemniczą wiadomość w porzuconym samochodzie – to jedna z wielu wskazówek pozostawionych przez Trinity. W toku śledztwa wychodzą na jaw informacje o kolejnych ofiarach.
Czy Josie zdoła rozszyfrować mroczny kod śmiertelnej układanki i ocalić siostrę?
Kolejny tom porywającej serii kryminalnej Lisy Regan – bestsellerowej autorki Amazona, „USA Today” i „Wall Street Journal” – idealny dla fanów Angeli Marsons, Roberta Dugoniego i Rachel Caine.
Szybkie tempo, przemyślana w szczegółach intryga i ciągłe zwroty akcji. Emocje sięgają zenitu! Jeśli lubisz intensywne, emocjonujące thrillery detektywistyczne, które potrafią zwalić z nóg, to umów się na spotkanie z detektywką Josie Quinn!
GOODREADS
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 434
Pamięci Jennifer Jaynes
Będę tęsknić za Twoimi słowami.
ROZDZIAŁ 1
Przed incydentami ojciec Aleksa zabierał go czasami do lasu na poszukiwanie przygód. Tak to nazywał, ale Alex wkrótce się przekonał, że przygoda w pojęciu jego ojca to siedzenie cały dzień na pniaku lub leżenie w zaroślach i gapienie się przez lornetkę na ptaki. Ponieważ jednak jego ojciec, Frances, rzadko bywał dla niego miły, to przy okazji każdego wyjścia do lasu Alex bardzo się starał być uważny. Pamiętał, żeby okazywać zainteresowanie i wypełniać wszystkie polecenia ojca szybko i skrupulatnie. Po jednej z takich wypraw, w trakcie której Alex bardzo się starał dobrze zachowywać, dostał w nagrodę własną lornetkę. Nie była tak duża i fajna jak lornetka ojca, ale Alex lubił go naśladować i obserwować przez soczewki obiektywu jastrzębie, sokoły i sowy. Czyli ptaki, które najbardziej interesowały jego ojca. Nazywał je drapieżcami.
– To ptaki mięsożerne – wyjaśnił mu ojciec. – Myśliwi. Mają niesamowity wzrok. Potrafią wypatrzeć ofiarę z dużej wysokości. Czekają na odpowiedni moment i wtedy atakują! Są bardzo inteligentne.
Alex nie wiedział, co czyniło je aż tak inteligentnymi, ale miał świadomość, że inteligencja była ważna dla jego ojca. Często używał tego słowa. Nie lubił ludzi nieinteligentnych i Alex żył w ciągłym strachu, że ojciec go za takiego uzna. Z tego właśnie powodu nosił ze sobą zeszyt i ołówek, jak jego ojciec. Miał sześć lat i właśnie nauczył się czytać i pisać, nie potrafił więc jeszcze zanotować zbyt wielu słów w swoim zeszycie jak ojciec, ale w zamian za to szkicował zaobserwowane ptaki.
Któregoś dnia poszli do lasu i stanęli na obrzeżach polany. Ojciec zauważył na niebie dużego drapieżnika. Szybował tak wysoko, że Alex nie potrafił rozpoznać, co to za ptak, ale tata zapewnił, że to jastrząb.
– A teraz patrz, synu – przykazał.
Sięgnął do przewieszonej przez ramię torby, którą ze sobą przyniósł z domu, i wyciągnął z niej węża. Alex odskoczył, przez co potknął się o leżącą na ziemi gałąź i przewrócił na plecy, uderzając głową w pobliskie drzewo.
– Au – jęknął.
Ojciec stał kilka kroków dalej, nieruchomo, z wijącym się wężem w ręce. Spiorunował syna wzrokiem.
– Wstawaj! – warknął.
Alex podniósł się niezdarnie. Dotknął potylicy i namacał coś mokrego. Na palcach została mu krew. Nie odważył się powiedzieć o tym ojcu, który czekał, aż syn wróci na swoje miejsce. Z każdą mijającą sekundą jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona z wściekłości.
– Przepraszam, tato – wymamrotał Alex, stając znów obok ojca.
Wyjrzał na polanę, a potem zadarł głowę i spojrzał w niebo, choć ruch wywołał falę przeszywającego bólu w szyi. Jastrząb krążył teraz tuż nad drzewami.
– Patrz – nakazał ojciec. Rzucił węża na środek polany. Gad natychmiast zaczął pełzać w przeciwnym kierunku. Nagle jastrząb znalazł się ledwie kilka kroków od nich, skierował w dół grube szpony jak harpuny, rozpostarł szeroko niewiarygodnie wielkie skrzydła. Pochwycił wijącego się węża z trawy i bez wysiłku wzbił się znów w górę.
Ojciec Aleksa patrzył z zachwytem na znikającego z pola widzenia ptaka.
Alex poczuł, jak po karku spływa mu coś ciepłego i lepkiego.
– Tato – odezwał się cicho. – Chyba potrzebny mi bandaż.
Dotknął znów tyłu swojej głowy i pokazał ojcu dłoń, całą mokrą od krwi. Ojciec spojrzał na niego, a podziw na jego twarzy ustąpił miejsca obrzydzeniu. Przez długą chwilę wpatrywał się w syna z szyderczym uśmiechem. Potem pokręcił głową, prychnął i odszedł. Alex stał przez chwilę w osłupieniu i patrzył na oddalającego się ojca. Ten zdążył już pokonać dość znaczną odległość, kiedy w końcu się odwrócił i wycedził słowa, które Alex usłyszał tak wyraźnie, jakby ojciec wykrzyczał mu je prosto do ucha.
– Dureń.
ROZDZIAŁ 2
Zimny, mokry nos trącił rękę Josie. Zaraz po tym rozległo się żałosne skomlenie. Kiedy nie zareagowała na wysiłki swojego teriera, próbującego zmusić ją do wstania z łóżka, pies wskoczył na kołdrę i zaczął gorliwie obwąchiwać jej uszy i kark.
– Śledzik – jęknęła i obróciła się do niego. Napotkała spojrzenie smętnych brązowych oczu. Pies sapnął i usiadł. Spłaszczona czarno-biała mordka wyrażała powagę, uszy były postawione idealnie na sztorc. Nie poruszając nawet pyskiem, terier znów zaskomlił. Josie podrapała go pod brodą.
– Która godzina, mały? – zapytała zaspanym głosem, choć nie musiała nawet sprawdzać zegarka na stoliku nocnym, by wiedzieć, że budzik uruchomi się za dziesięć minut – a przynajmniej byłoby tak w dzień roboczy, dziś jednak miała wolne. W ciągu sześciu miesięcy, odkąd wraz Noahem zaadoptowali Śledzia, wypracowali coś w rodzaju codziennej rutyny. Pies budził ich tuż przed dzwonkiem alarmu, Josie wypuszczała go do ogródka, karmiła, a potem oboje robili sobie ze Śledziem krótką przebieżkę, po której szykowali się do pracy i wychodzili z domu. Nawet w dni wolne ich pupil z uporem maniaka pilnował ustalonego porządku dnia.
Josie i Noah pracowali w wydziale policji w Denton – ona na stanowisku detektywki, on – porucznika. Denton było położone w górach środkowej Pensylwanii i rozciągało się na obszarze około dwudziestu pięciu mil kwadratowych. W centralnej części miasta, gdzie skupiły się punkty handlowe, komisariat policji, poczta i uniwersytet, ulice i budynki układały się w zwartą, uporządkowaną sieć zabudowy. Jedyny wyjątek stanowił rozległy miejski park. Pozostała część miasta była rozrzucona na wiejskich, porośniętych lasami terenach, do których dostęp zapewniały wstążki krętych jednopasmówek. Choć Denton było niedużym miastem, przestępczość kwitła tu jak wszędzie, a policja miała co robić.
Josie przekręciła się na drugi bok i szturchnęła Noaha w ramię.
– Czas wstawać – powiedziała, uzyskując w odpowiedzi jedynie stękanie. – No już.
– Nastawisz kawę? – wymamrotał Noah.
Detektywka spuściła nogi na podłogę, a Śledź zeskoczył podekscytowany i kręcąc zadkiem, podbiegł do drzwi sypialni. Policjantka wyłączyła alarm i poczłapała na dół. Dwadzieścia minut później pies był już nakarmiony, a Josie i Noah zdążyli wypić po filiżance kawy i przebrać się w ciuchy do biegania. Josie uklęknęła na podłodze w holu, starając się nałożyć szelki na rozedrgane z emocji ciałko Śledzia, podczas gdy Noah wrócił na górę po telefon.
– Co rano jest to samo, piesku – mruknęła Josie, starając się zapiąć szelki na grzbiecie teriera. – Wiesz, że nie możesz się ruszać, kiedy ci to zakładam. – Śledź nie był w stanie pohamować swojego podekscytowania. Podskoczył, żeby polizać ją po twarzy, a wtedy szelki się z niego zsunęły. Josie roześmiała się, na co pies zaczął skakać wokół niej, kręcąc swoją małą pupą tak, że w końcu wpadł na niewielki stolik. Za chwilę znów się z nim zderzył i przesunął go o kilka cali. Na podłogę spadły dwa komplety kluczy i para okularów przeciwsłonecznych.
– O cholera – zaklęła Josie, zabierając szybko okulary, aby Śledź przypadkowo ich nie rozdeptał. Zalała ją fala ulgi. Noah zbiegł po schodach. Na widok Josie z okularami w ręce powiedział:
– Twoja siostra jeszcze się po to nie zgłosiła? Pewnie zdążyła już sobie kupić nowe.
Josie odłożyła okulary z powrotem na stolik razem z kluczami i znów spróbowała wcisnąć psa w szelki.
– Noah, mówimy o Trinity. Masz pojęcie, ile kosztują te okulary? Wiesz w ogóle, co to za marka?
Noah uklęknął na podłodze i wyciągnął rękę. Śledź przydreptał do niego posłusznie i usiadł, pozwalając mu bez trudu zapiąć szelki i smycz.
– Zdrajca – mruknęła Josie.
– Skąd niby miałbym znać markę okularów przeciwsłonecznych Trinity?
Josie przewróciła oczami, a potem wyszli z domu i ruszyli wolnym truchtem wzdłuż ulicy, pozwalając psu biec przodem.
– To Gucci. Podejrzewam, że takie okulary kosztują co najmniej trzysta dolarów, może więcej.
Noah zatrzymał się w miejscu, napinając smycz.
Śledź obejrzał się na nich z zaciekawieniem, ustawiając uszy na sztorc.
– Kto płaci trzysta dolarów za okulary przeciwsłoneczne? – zdumiał się Noah.
Josie wyjęła mu smycz z dłoni i wznowiła przerwany bieg. Noah szybko się z nią zrównał.
– Prezenterka porannych wiadomości w dużej sieci telewizyjnej. Trinity jest celebrytką. Stać ją na okulary za trzy stówy.
Noah pokręcił głową.
– Dalej jest gospodynią magazynu porannego? Kiedy ostatni raz z nią rozmawiałaś?
Josie poczuła lekki dyskomfort, coś jakby ukłucie w brzuchu.
– Miesiąc temu – wyjawiła cicho.
– Czyli nawet nie wiesz, czy dalej ukrywa się w tamtym domku, czy wróciła do Nowego Jorku?
– Wydaje mi się, że wciąż przebywa na dobrowolnym wygnaniu. Od tygodni nie rozmawiała z rodzicami ani z bratem.
– Czyli w takim razie nadal jest ze wszystkimi skłócona?
Kobieta westchnęła.
– Nie, tylko ze mną.
– Jesteś gotowa mi powiedzieć, co się stało?
Teraz wysforowała się kilka kroków naprzód.
– Niespecjalnie.
Śledź zatrzymał się, żeby obwąchać słup telegraficzny, więc Josie też przystanęła. Poczuła na sobie wzrok Noaha i podniosła głowę. Jego orzechowe oczy wyrażały powagę.
– Josie, wiem, że te niesnaski z siostrą nie dają ci spokoju. Powiedz mi po prostu, co się wydarzyło. Rozmowa może poprawić ci samopoczucie.
– Nie sądzę. Poza tym byłeś przy tym.
Noah uniósł brew.
– Tak, wróciłem z nocnej zmiany. Zamieniłem z nią kilka słów, a ona ześwirowała. Potem poszedłem z psem na spacer. Nie mam pojęcia, co między wami zaszło, ale kiedy wróciłem, Trinity już nie było. A ty od tego czasu chodzisz smutna.
– Nie chodzę...
Noah uniósł rękę, żeby ją uciszyć.
– Wiem, że nie chcesz tego słyszeć, ale snujesz się przygnębiona. Nie jesteś sobą. Widzę, że starasz się dać jej czas, i w porządku, ale w międzyczasie możemy o tym porozmawiać. Może mógłbym jakoś pomóc.
Skończywszy obwąchiwanie słupa, Śledź pociągnął smycz, więc znów ruszyli.
– Nie możesz pomóc – stwierdziła Josie.
Poczuła, że policzki jej płoną na wspomnienie ostatniej rozmowy z Trinity.
– I wcale nie daję jej czasu. Moja siostra nie odbiera ode mnie telefonów i nie odpisuje na moje wiadomości. Nie chce ze mną gadać.
– W takim razie może powinnaś sama zawieźć jej te okulary. Pojechać tam i zmusić ją do rozmowy.
– Nie mogę.
– W takim razie co? Będziesz dalej się dołować i trzymać jej absurdalnie drogie okulary na stoliku w holu, żeby w nieskończoność przypominały ci o twoim smutku? Nie spróbujesz się z nią pogodzić?
„Taki miałam zamiar”, chciała mu powiedzieć, ale nie odezwała się, tylko wysunęła przed niego, gdy skręcali na skrzyżowaniu.
– Josie.
Zwolniła i spojrzała mu w oczy.
– Naprawdę chcesz wiedzieć, co się stało?
ROZDZIAŁ 3
Miesiąc wcześniej
Josie chociaż raz obudziła się wcześniej niż Śledź. Obróciła się i zobaczyła, że pies smacznie śpi na łóżku po stronie Noaha. Za każdym razem, kiedy jej partner miał nocną zmianę, a ona nie, Śledź spał obok niej. Wiedziała, że Noah nie chciał przyzwyczajać go do spania w łóżku, ale lubiła móc wyciągnąć rękę i dotknąć miękkiej, ciepłej sierści. Przez okna w sypialni wpadały promienie słońca. Josie podrapała psa między uszami.
– Pobudka, kolego.
Na dole w kuchni jej siostra bliźniaczka, Trinity Payne, siedziała przy stole z otwartym laptopem. Nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem, Śledź podbiegł do tylnych drzwi, aby Josie wypuściła go na dwór, ona tymczasem uruchomiła ekspres i przyglądała się przez chwilę siostrze. Rzadko miała okazję widzieć ją w innym wydaniu niż gotową do wyjścia na wizję. Zwykle, nawet tuż po wstaniu z łóżka, bił od niej jakiś rodzaj efektownego telewizyjnego blasku. Ale teraz siedziała w spodniach dresowych i dwóch różnych skarpetkach. Jej gibkie ciało tonęło w bluzie z logo Uniwersytetu Nowojorskiego. Josie często żartowała, że w czarnych lśniących włosach siostry można się przeglądać jak w lustrze. Teraz były przetłuszczone i związane w kucyk, który wyglądał tak, jakby Trinity zaczęła go czesać, ale zapomniała dokończyć. Bez makijażu, za to z jaskrawoczerwonymi słuchawkami w uszach, z powagą przesuwała myszkę, zagryzając przy tym dolną wargę.
Josie nalała do dwóch kubków kawy i uzupełniła ją dodatkami – ona i Trinity lubiły to samo – a potem przeszła na drugą stronę stołu i stanęła obok siostry. Postawiła kawę obok laptopa i wyciągnęła jej z ucha słuchawkę.
– Ej – obruszyła się Trinity, posyłając Josie poirytowane spojrzenie. Chciała odebrać słuchawkę, ale siostra wyrwała jej też drugą słuchawkę i wyszarpnęła kabel z laptopa.
Głos Trinity zabrzmiał wysoko i piskliwie:
– Co ty wyczyniasz?
Josie wskazała na ekran.
– Znów to oglądasz? Trinity, musisz z tym skończyć.
Na ekranie leciało nagranie. Ponieważ Josie odłączyła słuchawki, kuchnię wypełniły głosy. To była końcówka materiału dotyczącego młodej kobiety z Arkansas, o której zrobiło się głośno, jako że uzyskała dwadzieścia dwa stypendia do najlepszych uczelni w kraju. Po zakończeniu reportażu na ekranie znów pojawiła się Trinity i jej antenowy kolega, Hayden Keating, siedzący obok siebie przy okrągłym stole z uśmiechami na twarzach.
– Cóż za niezwykła młoda kobieta – zauważył Hayden. – Czeka ją wspaniała przyszłość.
– Ma praktycznie nieograniczone możliwości – zgodziła się Trinity. – Może wybierać spośród wszystkich uczelni w kraju. Ale to dość absurdalne, że złożyła podania do dwudziestu dwóch szkół, nie sądzisz?
Kiedy Josie oglądała to nagranie po raz pierwszy, nie zauważyła napięcia na twarzy Haydena, ale teraz zdążyła je zobaczyć już tyle razy, że lekkie zesztywnienie szczęki prezentera, zaciśnięte zęby i wymuszony uśmiech były dla niej boleśnie oczywiste.
– Absurdalne? – prychnął. – Ja myślę, że to niesamowite.
Trinity uśmiechnęła się i machnęła lekceważąco ręką.
– Owszem, niesamowite. Chcę tylko powiedzieć, że tak inteligentna i utalentowana młoda kobieta mogła wybrać po prostu uczelnię, na której zależało jej najbardziej, i złożyć papiery tylko tam, zamiast wnosić opłatę rekrutacyjną w dwudziestu jeden szkołach, w których nie będzie się uczyć. Ile teraz wynosi taka opłata? Za moich czasów była dość wysoka. Wyobrażam sobie, że teraz jest jeszcze drożej.
Minęło kilka bolesnych sekund kompletnej ciszy, a potem Hayden chrząknął i przeczytał z telepromptera:
– Za chwilę przedstawimy państwu aktualną prognozę pogody.
Josie sięgnęła do komputera i przesunęła kursor, aby zatrzymać odtwarzanie.
– Musisz przestać się tym katować.
– Katować? – powtórzyła Trinity. – Ten komentarz będzie mnie kosztował karierę. – Wstała, szurając krzesłem po płytkach. Zaczęła krążyć nerwowo po kuchni. – W głowie się nie mieści. Jedna głupia wypowiedź i moje życie jest skończone.
– Na pewno nie jest tak źle – pocieszyła ją Josie. – To, co powiedziałaś, nie było aż takie straszne. Słyszałam prezenterów mówiących dużo bardziej niestosowne rzeczy. Rzucających rasistowskie albo wredne uwagi. Twoje słowa nie były nawet obraźliwe.
Trinity znieruchomiała i wpatrzyła się w Josie.
– Nie były obraźliwe? Masz pojęcie, jakie cięgi zebrała stacja za to, co powiedziałam? Przeprosiłam na antenie i opublikowałam oświadczenie, ale ludzie są nadal wściekli.
– Sprawa ucichnie. To było dwa tygodnie temu.
– Odkąd zostałam gospodynią magazynu porannego, nigdy nie miałam tak długiej przerwy, Josie. Jestem skończona. Hayden mi to wyraźnie powiedział. Jeśli nie zdarzy się jakiś cud, stacja znajdzie kogoś na moje miejsce. Już próbują ściągnąć do siebie Milę Kates. Od wielu miesięcy się za nią uganiają. Teraz mają pretekst, żeby się mnie pozbyć i zaproponować jej absurdalne pieniądze w zamian za objęcie mojego stanowiska. – Trinity jęknęła i wbiła wzrok w sufit. – Nie wierzę, że to powiedziałam. Już nigdy w życiu nie użyję słowa „absurdalne”.
Josie usiadła przy stole i napiła się kawy.
– Milę Kates? Myślałam, że ona pracuje w kablówce.
– Bo pracuje. Ale pamiętasz, że miała stalkera? Zjawił się uzbrojony, kiedy nagrywała materiał podczas zbiórki charytatywnej dla chorych dzieci, i groził, że wszystkich pozabija, jeśli z nim nie pójdzie. Rozładowała jakoś sytuację i uspokoiła go do czasu przyjazdu policji, która go obezwładniła.
– A, tak – przypomniała sobie Josie. – Pamiętam, mówili o tym w wiadomościach. Ale to było wiele miesięcy temu.
– Właśnie to wszystko zmieniło. To była głośna historia i na dodatek jej własna. Ta historia ze stalkerem stała się dla niej tym samym, co znikające dziewczyny z Denton pięć lat temu dla mnie. Dzięki tamtej sprawie wypłynęłam. Dostałam pracę.
– I stacja przysłała cię tutaj, żebyś nakręciła materiał na temat pięciolecia tamtej sprawy – zauważyła Josie. – Nie zostałaś zwolniona.
Trinity uniosła brew. Zatoczyła ręką po kuchni.
– Widzisz tu jakichś producentów albo kamerzystów? Owszem, wysłali mnie tu. Nagrałam materiał i wysłałam go tydzień temu. Moja ekipa wróciła do Nowego Jorku, ale ja tkwię tutaj. Nie kazali mi wracać i tego nie zrobią.
Josie powstrzymała się od dalszych prób przekonywania Trinity, że stacja wezwie ją z powrotem. Jej siostra miała najprawdopodobniej rację i zdaniem Josie bezpodstawne słowa otuchy w niczym nie zdołałyby tu pomóc. Zamiast tego powiedziała więc:
– Trin, dostaniesz pracę w dowolnej innej stacji. Tylko w ciągu ostatnich pięciu lat relacjonowałaś jedne z najgłośniejszych spraw w kraju. Część z nich sama rozwiązałaś.
Trinity wycelowała palcem w Josie.
– Nie, to ty je rozwiązałaś. A ja dostałam potem temat. Nie mam własnej historii.