Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Północna Szwecja za kręgiem polarnym. W małej wiosce Jukkasjärvi zostaje brutalnie zamordowana pastor parafii, Mildred Nilsson. Kobieta była jedną z najbardziej lubianych, a zarazem kontrowersyjnych osób w okolicy. Każdy może być jej zabójcą…
Niedługo potem do Kiruny przyjeżdża Rebeka Martinsson – utalentowana młoda prawniczka, której kariera została przerwana w dramatycznych okolicznościach, gdy półtora roku wcześniej w obronie własnej zabiła troje ludzi. Nic nie wie o morderstwie w pobliskiej Jukkasjärvi. Rebeka nie przypuszcza, że znów wpadnie w tarapaty.
Powieść Krew, która nasiąkła nagrodzono w 2004 tytułem Najlepszej Szwedzkiej Powieści Kryminalnej. Na jej podstawie powstaje film z Izabellą Scorupco w roli głównej.
Nareszcie znalazłem królową kryminału godną tego tytułu i gdyby nie to, że jestem szczęśliwie żonaty, poprosiłbym ją o rękę.
Leif GW Persson
Piorunujące wrażenie.
„Tages-Anzeiger”
Miłośnicy Henninga Mankella, Karin Fossum i Arnaldura Indriðassona będą zachwyceni.
„Publishers Weekly”
Czy istnieje jakiś inny szwedzki autor kryminałów, który pisze tak przekonująco sensualnie o leśnych pokusach, o życiu wilków i o zwykłych ludziach?
„Sydsvenska Dagbladet”
Asa Larsson (ur. 1966) – szwedzka autorka powieści kryminalnych, urodziła się w Uppsali, ale dzieciństwo i młodość spędziła na dalekiej północy, w Kirunie. Wróciła do Uppsali na studia. Przez kilka lat pracowała jako prawniczka ze specjalnością prawo podatkowe. Zadebiutowała w 2003 roku powieścią kryminalną Solstorm (Burza z krańców ziemi), która stała się bestsellerem i za którą Szwedzka Akademia Pisarzy Kryminalnych (Svenska Deckarakademin) przyznała autorce nagrodę za najlepszy debiut roku. Rok później członkowie Akademii uznali kolejną powieść Åsy Larsson Det blod som spillts (Krew, którą nasiąkła) za najlepszą szwedzką powieść kryminalną. Po sukcesie pierwszej książki poświęciła się całkowicie pisaniu. Obecnie mieszka w Mariefred, ma dwoje dzieci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 420
Bo oto Pan wychodzi ze swojego miejsca, by karać niegodziwość mieszkańców ziemi, a ziemia ukaże krew, którą nasiąkła, i pomordowanych kryć dłużej nie będzie.
Księga Izajasza 26:21, Biblia Tysiąclecia
Wasze przymierze ze Śmiercią zostanie zerwane, i nie ostoi się wasz układ z Szeolem. Gdy się rozleje powódź wrogów, będziecie dla nich na zdeptanie. Ile razy ona przyjdzie, pochwyci was. Gdy przechodzić będzie każdego ranka, i we dnie, i w nocy, blady strach na wieść o niej padnie.
Księga Izajasza 28:18–19, Biblia Tysiąclecia
LEŻĘ na ławie kuchennej. Nie mogę zasnąć. Te bladojasne noce w środku lata nie dają człowiekowi spokoju. Wiszący nade mną zegar wkrótce wybije pierwszą. W ciszy tykanie wahadła przybiera na sile. Sieka na miazgę każdy sens. Każdą próbę rozsądnej myśli. Na stole leży list od tamtej kobiety.
Leż spokojnie, mówię do siebie. Leż spokojnie i śpij.
Odżywa we mnie wspomnienie wyżlicy, którą mieliśmy, kiedy byłem dzieckiem. Traja nie umiała usiedzieć na miejscu, nieustannie przebierała łapami i snując się po kuchni jak pokutująca dusza, stukała pazurami o drewnianą podłogę. Przez pierwsze trzy miesiące trzymaliśmy ją w klatce, z nadzieją, że przestanie się tak miotać. Wypowiadane przez rodzinę komendy: „siad!”, „stać!”, „leżeć!” wypełniały cały dom.
Teraz jest podobnie. W piersi mam psa, który chce z niej wyskoczyć z każdym dźwiękiem zegara. Z każdym moim oddechem. Ale to nie Traja zbiera się do skoku. Ona tylko włóczyła się z kąta w kąt. Chciała wybiegać dręczący ją niepokój. Ten drugi pies odwraca głowę, gdy usiłuję spojrzeć mu w oczy. Ma złe zamiary.
Spróbuję zasnąć. Lepiej trzymać mnie w zamknięciu. Powinienem mieć taką klatkę w kuchni.
Wstaję i wyglądam przez okno. Jest kwadrans po pierwszej. Jasno jak w dzień. Biegną ku mnie cienie sędziwych sosen. Jak przeraźliwie długie ramiona, myślę. Jak ręce, które wyciągają się po mnie z niespokojnych grobów. List leży na stole w kuchni.
Schodzę do piwnicy. Za dwadzieścia pięć druga. Towarzyszy mi nie-Traja. Porusza się teraz na peryferiach mojej świadomości. Próbuję psa przywołać. Nie mam ochoty błąkać się z nim po tych bezdrożach. Głowa zieje pustką. Ręka ściąga ze ściany różne przedmioty. Do czegóż mi one potrzebne? Młot. Łom. Łańcuch. Jeszcze jeden młotek.
Ręce wkładają wszystko do bagażnika. To trochę jak puzzle. Nie widzę, co przedstawiają. Wsiadam do samochodu i czekam. Myślę o kobiecie z listem. To jej wina. To przez nią odchodzę od zmysłów.
Jadę. W deskę rozdzielczą wmontowany jest zegar. Kanciaste kreski bez znaczenia. Droga wyprowadza mnie z czasu. Dłonie zaciskają się na kierownicy tak mocno, że bolą mnie palce. Jeśli teraz zginę, będą musieli ją odpiłować i pochować mnie razem z tym kółkiem. Nie zamierzam jednak umrzeć w samochodzie.
Zatrzymuję się sto metrów od brzegu, przy którym cumuje jej łódź. Schodzę do rzeki, lśniącej, cichej, wyczekującej. Spod łódki dobiega ciche pluskanie. Słońce tańczy w zmarszczkach po pstrągu, który wypłynął, by schwytać jeszcze jedną poczwarkę. Nade mną gromadzą się komary. Brzęczą przy uszach. Lądują wokół oczu i na karku, wysysają krew. Nie obchodzi mnie to. Odwracam się na dźwięk kroków. To ona. Stoi zaledwie dziesięć metrów dalej.
Jej usta się otwierają i przybierają kształt słów, lecz ja ich nie słyszę. Mam zatkane uszy. Jej oczy się zwężają, gdzieś w środku narasta gniew. Robię dwa próbne kroki do przodu. Jeszcze nie wiem, czego chcę. Znajduję się poza rozsądkiem i zmysłami.
Ona właśnie dostrzega metalowy drąg w moim ręku. Usta zamierają. Zwężone oczy rozszerzają się na nowo. Sekunda zdumienia. Później strach.
Teraz ja także dostrzegam łom i zbielałą dłoń wokół stali. Wtedy powraca ten pies. Ogromny; łapy ma jak kopyta. Zjeżona sierść od karku aż po ogon. Obnażone kły. Najpierw połknie mnie w całości. A potem tę kobietę.
Stoję przy niej. Patrzy na łom jak zaczarowana i dlatego pierwszy cios trafia ją prosto w skroń. Pochylam się, przysuwam policzek do jej ust. Ciepły podmuch na skórze. Jeszcze nie skończyłem. Pies rzuca się na wszystko jak szalony. Rozdrapuje ogromne rany w ziemi. Ogarnia mnie wściekłość. Biegnę przez pola szaleństwa.
Wydłużam krok.