Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Podobno piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj. W oddalonej o kilka godzin jazdy od Paryża, niewielkiej turystycznej miejscowości dochodzi do serii zaginięć, która szybko okazuje się mieć drugie, znacznie mroczniejsze podłoże. Na miejsce zdarzenia z sekcji analiz behawioralnych, zostaje wysłana młoda profiler, która staje przed niełatwym zadaniem stworzenia profilu sprawcy oraz ukierunkowania śledztwa na właściwy tor. Sęk w tym, że nie wszystko jest takie, jak na pozór mogłoby się wydawać, a życie niemal zawsze ma w zanadrzu koszmary, które w każdej chwili może wydobyć na powierzchnię.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 308
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mimo iż technicy stawali na głowie, wszystko wskazywało na to, że morderca bądź mordercy nie pozostawili po sobie żadnych śladów. Brak odcisków palców, włókien czy materiału biologicznego pod paznokciami ofiary. Nie licząc tego, co Triana sama była w stanie zaobserwować, wstępnie nie stwierdzono widocznego gołym okiem uszkodzenia powłok skórnych, a w oczekiwaniu na wyniki szczegółowej analizy należało uzbroić się w cierpliwość.
Czas i stalowe nerwy.
Cała sztuka polegała na tym, by chwycić odpowiednią nić, przy której pomocy dojdzie się do sedna sprawy.
Z każdym drgnięciem srebrnej wskazówki na tarczy zegara w kobiecie wzbierało poczucie, że kurczy się i zapada w sobie niczym zwierzę złapane w światła reflektorów nadjeżdżającej ciężarówki. Bez trudu mogła to sobie wyobrazić. Dwie olbrzymie, jasne plamy skierowane w ciemności wprost na nią. Poczuła ucisk w żołądku i, nieznacznie odchyliwszy się na krześle, wzięła głęboki oddech, po czym przymknęła oczy. Nie spała od ponad dwudziestu czterech godzin i była już u kresu sił.
Na tym etapie śledztwa wciąż nie była w stanie oszacować, w jakim stopniu wysnute przez nią wnioski okażą się prawdziwe, a — co za tym idzie — przydatne. Czuła rosnącą presję, a towarzystwo przydzielonego jej partnera bynajmniej nie pomagało.
Cole od pierwszych chwil ich znajomości nie darzył jej szczególną sympatią i choć nie miała nawet mglistego pojęcia, czym sobie zasłużyła na ten rodzaj szczególnego traktowania, nie pozostawała mu dłużna.
Ab alio expectes, alteri quod feceris –– co robisz drugiemu, oczekuj od niego. Była wzajemna ni mniej, ni więcej.
Zresztą to nie rudowłosy aspirant stanowił jej największe zmartwienie. Triana ostrożnie przysunęła się do biurka, czując narastający ból głowy. Przed nią piętrzyły się mniej lub bardziej opasłe tomy spraw, w których skatalogowane zostało piekło. Lwią część ostatniej nocy, której nie spędziła na miejscu zbrodni, przeznaczyła na poszukiwania w policyjnym archiwum wszelkich wzmianek z minionej dekady dotyczących zaginięć dzieci. Musiała sprawdzić, czy podobne przypadki nie zdarzały się już wcześniej, co rzuciłoby nieco światła na bieżące śledztwo. By poznać sprawcę, należało dokładnie przyjrzeć się zbrodni. Wielu przestępców wpisywało się w ogólny wzór behawioralny, jeszcze nim na dobre wyrosły im włosy pod pachami.
Kobieta westchnęła, machinalnie sięgając po kubek z kawą stojący po jej prawej stronie. Było to już któreś z kolei opróżniane przez nią naczynie, lecz robiła to raczej z przyzwyczajenia niż ewentualnych korzyści płynących z sączonego przez nią napoju. Kofeina już dawno przestała mieć wpływ na jej organizm.
Czas pędził jak szalony i działał na ich niekorzyść. Niemal czuła na sobie jego zimny, nieprzyjemny oddech, który stale kazał jej gnać przed siebie. Trójka zaginionych dzieci, jedno ciało i wciąż niejasny los pozostałych. Tragiczne równanie, którego wynik pozostawał niewiadomą.
Przeklęła siarczyście, pochylając się nad kolejną teczką. Gdy poczuła przy ustach zimny kubek, zapragnęła ponownie bluznąć. Z frustracją wypisaną w zielonych oczach odsunęła od siebie naczynie — było puste.
— Nie wiedziałem, że księżniczki znają takie słowa — usłyszała bezbarwny, stanowczo zbyt dobrze znany jej głos Cole’a. Usta kobiety otworzyły się, ale zaraz je zamknęła, jakby chciała coś powiedzieć, jednak ostatecznie się rozmyśliła.
Było kilka minut po szóstej rano, na komendzie wciąż jeszcze panował złudny spokój. Większość funkcjonariuszy rozpoczynała pracę równo o siódmej, więc przez najbliższe minuty byli skazani na swoje towarzystwo. Swoje oraz pracowników nocnej zmiany, którzy, najwyraźniej wyczuwając nadchodzącą burzę, postanowili w porę ewakuować się z pomieszczenia. Triana w milczeniu odprowadziła każdego z nich wzrokiem, w myślach odnotowując twarze dezerterów.
— Cóż to... żadnych ciętych komentarzy? Zero syknięć? Trzaśnięć drzwiami? Moja droga... — podjął, spoglądając znacząco w jej stronę — ...łamiesz mi serce. — Dosunął najbliższe wolne krzesło do zajmowanego przez nią biurka.
Wbrew sobie kobieta instynktownie odchyliła się do tyłu, gdy silne ramiona mężczyzny spoczęły na mocno sfatygowanym blacie. Ornano miał w sobie coś z małego, rozwydrzonego chłopca i w tamtym momencie Triana z całej siły walczyła z przemożną pokusą przełożenia go przez kolano oraz przetrzepania mu skóry.
— Bardzo chciałabym móc ci pomóc — mruknęła, z trudem zmuszając się do tego, by ton jej głosu brzmiał możliwie jak najspokojniej — ale niestety, jeszcze nie upadłam tak nisko, by przemawiać w twoim języku.
Uważnie śledziła jego ruchy przenikliwym wzrokiem. Na krótki moment ich spojrzenia się spotkały — jego bursztynowe oczy emanowały ciepłem, zupełnie jakby należały do kogoś innego. Kogoś, kto nie traktuje ludzi z góry; kogoś, z kim mogłaby się zaprzyjaźnić. Nie mogła wiedzieć, czego z kolei on szukał w zieleni jej tęczówek, jednak po tym, jak zmarszczył brwi, a jego usta wykrzywił lekki grymas, domyśliła się, że nie znalazł odpowiedzi na dręczące go pytanie.
— Nieźle. — Jego spojrzenie nawet na moment nie złagodniało. — Przeczytałaś Sherlocka Holmesa, żeby to wymyślić?
— Nie. — Skrzywiła się, na powrót odzyskując rezon. — To z ogródka własnych przemyśleń.
Przez chwilę siedzieli naprzeciw siebie w kompletnej ciszy i napięciu, mierząc się wzajemnie wzrokiem. Wreszcie uwagę Triany przykuło coś po przeciwległej stronie biurka, czego do tej pory zdawała się nie zauważać.
— Kawa pokoju — wyjaśnił Cole, dostrzegając wyraźną konsternację na jej twarzy.
— Naplułeś tam? — spytała, unosząc jedną z brwi i ostentacyjnie obdarzając oba kubki nieufnym spojrzeniem.
— Zabawne, de Villiers, bardzo zabawne.