Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Trzeci tom fenomenu francuskiego Wattpada!
Devil's Sons jeszcze nigdy nie byli tak zjednoczeni, jednak los ich nie oszczędza. To nie może być przypadek, że po jednym problemie pojawia się drugi, a potem trzeci, czwarty...
Avalone wie, że to właśnie oni nadali życiu sens, a Clark... sprawił, że jej serce zabiło mocniej.
I stał się powodem, aby trwać w tym chaosie. Ile jednak może znieść dziewczyna, nad którą nieustannie wisi widmo śmierci?
Raz Devil’s… na zawsze Devil’s…
Ale czy na pewno?
Książka odpowiednia dla czytelników 16+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 487
Rok wydania: 2025
Tytuł oryginału: The Devil’s Sons – Tome 3
Projekt okładki: Urszula Gireń
Redakcja: Natalia Popławska (Lingventa)
Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Bożena Sęk, Beata Kozieł-Kulesza
THE DEVIL’S SONS #3, by Chloé Wallerand
© Éditions Plumes du Web, 2023 First published in France in 2023.
This translation has been arranged in agreement with Leor Literary Agency.
All rights reserved.
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025
© for the Polish translation by Natalia Zmaczyńska
Drogi Czytelniku / Droga Czytelniczko!
Ta książka porusza tematy i zawiera zachowania, które mogą urazić odbiorców bądź wywołać niepokój, zalecamy ostrożność podczas czytania.
Wszystkie wydarzenia i postaci przedstawione w książce są fikcyjne.
Ostrzeżenie dotyczące treści: wulgarny język, nieuleczalna choroba, żałoba, przemoc seksualna, psychiczna i fizyczna.
ISBN 978-83-287-3475-3
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Wszystkim tym, którzy pragną kochać i być kochani…
Większość ludzi podążających skomplikowaną ścieżką życiową pragnie tylko jednego: wieść proste życie. Myślałam, że ja też do nich należę, ale nowe trudności, które pokonałam, zmieniły moje postrzeganie. Przypomniały mi o tym, jak intensywne emocje wywołują. Problemy zbliżają nas do granic możliwości i motywują do tego, abyśmy dali z siebie to, co najlepsze i najgorsze. Dwie nierozłączne strony tej samej monety w tym wszechświecie. Niemniej jednak po refleksji i długiej introspekcji uważam, że regres w stronę średniej byłby pożądany. Nie chcę istnieć dla chaosu, ale chaos czeka na nas jak stary przyjaciel. Czuję jego obecność: ostrzeżenie przed nieuchronnym niebezpieczeństwem. Pokazałabym mu środkowy palec i zatrzasnęłabym drzwi przed nosem, jednak kluczem jest akceptacja i umiejętność przystosowania się. Kluczem do szczęśliwego życia pomimo komplikacji. Już dawno postanowiłam podążać tą drogą.
Jak wydarzenia mogą tak bardzo wymknąć się spod kontroli? Niecałe dziesięć minut temu tańczyłam w samym sercu imprezy. Korzystałam z ostatniego wieczoru Tuckera w Ann Arbor. Przez race schroniłam się później w innym pokoju – mojej sypialni – i teraz trzymam przed oczami telefon. Nie przeszkadza mi sam przedmiot, ale zdjęcie, które pojawia się, gdy ekran się rozjaśnia.
Mała dziewczynka, zaledwie czteroletnia, uśmiecha się do obiektywu otoczona opiekuńczymi ramionami ojca. W jej oczach widać niewinność, życie nie zadało jej jeszcze żadnego cierpienia. Wierzyła w Świętego Mikołaja i marzyła o podboju świata, uzbrojona w swój ujmujący wyraz twarzy. Freddie Tomson jest młodszy, też wygląda na szczęśliwego. Czy podejrzewał wówczas, że sięgnie po narkotyki i z powodu tego gówna odbierze innym życie? Czy wyobrażał sobie, że spędzi dziesięć lat w więzieniu, zanim Clarke Taylor go wykończy, kierując się zemstą?
– Zabiłeś go – szepczę.
– Nie!
Jego nieznacznie zabarwiony lękiem protest odrywa mnie od rozmyślania o dwóch osobach zatrzymanych w czasie. Spoglądam na Devil’s Son z tak potężnym pragnieniem, aby nie dostrzegać w nim żadnej winy, że mogłabym się oślepić, uśpić złudzeniami, samą siłą moich nadziei. Jednak nawet osoba pozbawiona wzroku odczułaby żal, który z niego emanował. Odruch kierowany mechanizmem obronnym popycha mnie do cofnięcia się o krok pod nagle podejrzliwym spojrzeniem Clarke’a.
Jakbym to ja była morderczynią!
– Więc dlaczego masz jego telefon?
Pogrąża się w milczeniu. Zachowuje kamienny wyraz twarzy, żaden grymas nie zniekształca jego rysów. Jest niewzruszony. Jedynie pięści zaciśnięte po bokach ciała i czarne tęczówki świadczą o szalejącej w nim wściekłości.
Jego milczenie jest jak ciężar na mojej piersi, miażdży ją i pozbawia mnie tlenu. Kręci mi się w głowie.
– ZABIŁEŚ GO, CLARKE!
– NIE ZABIŁEM GO!
Nasze krzyki odbijają się echem od ścian mojego pokoju. Elektryzująca atmosfera sprawia, że nastrój w pomieszczeniu szybko się zmienia.
Moje ciało drży z powodu słabo powstrzymywanej rozpaczy, milczę i czekam na odpowiedź na poprzednio zadane pytanie: dlaczego on ma ten cholerny telefon? Ale Clarke nadal nic nie mówi, pozbawia mnie swojej prawdy, którą uznałabym za absolutną, gdyby tylko mi wszystko wyjaśnił.
W przypływie złości rzucam telefonem komórkowym przez pokój i uciekam przez drzwi tarasowe. Przenikliwe zimno ma tę zaletę, że ochładza moje płonące policzki, jednak mięśnie napinają się jeszcze bardziej, aż do bólu.
Idę pospiesznie po żwirze. Muszę oddalić się od członka Devil’s, żeby uporządkować myśli, a jeśli po drodze przepadnie moje serce i ból, nie mam nic przeciwko.
Czuję, jak poczucie zdrady, które znam aż za dobrze, przejmuje nade mną kontrolę i pogrąża mnie w rozpaczy.
Czy nie powinniśmy być silniejsi po każdym otrzymanym ciosie? Dlaczego cierpienie jest tak silne pomimo rozczarowań, które przeżyłam w przeszłości?
Być może to tylko powszechne przekonanie. Nie stajemy się bardziej odporni, uczymy się na błędach i unikamy kolejnych ciosów, w przeciwnym wypadku uderzenie jest mocne. Zawsze i wciąż.
Niemniej jednak jak mogłam się tego w ogóle spodziewać? Zapewniłam jednak Clarke’a, że jeśli zabije tego człowieka, będę stała przy nim. Że zaakceptuję. I nie cofnę słowa. Z drugiej strony nie mogę przetrawić jego kłamstwa. To miało już być za nami, w każdych okolicznościach mieliśmy być szczerzy, obiecał mi to. A teraz po raz kolejny podeptał moje zaufanie. Skoro nadal jest do tego zdolny, inni Devil’s…
Potrząsam głową. Nie wolno mi kwestionować szczerości wszystkich innych ludzi z powodu jego wyłącznej winy.
Bogowie wszechmogący, on zabił człowieka!
– Wygląda na to, że potrzebujesz czegoś mocniejszego.
Podskakuję i widzę studentkę siedzącą samotnie w ciemności na werandzie. Imprezowe śpiewy docierają do nas przytłumione, a spokój północnej części posiadłości koi mój wrzący umysł. Zamykam powieki tylko na chwilę, żeby nacieszyć się tą możliwością wytchnienia.
– Trzydzieści dwa dolary za sztukę. Mogę dać ci na krechę.
Macha przed sobą torebką fluorescencyjnych żółtych pigułek, z którymi eksperymentowałam w przeszłości.
– Charlie? – pytam, mrużąc oczy.
Blondynka uśmiecha się do mnie. Tak, to dziewczyna spod pryszniców, która zaproponowała mi swoją przyjaźń. Potem poinformowano mnie, że kiedyś kręciła się wokół Clarke’a. Była ze mną szczera czy też próbowała się do mnie zbliżyć dla korzyści?
– Dobry sprzedawca nigdy nie ujawnia tożsamości swoich klientów. Możesz mi zaufać.
Demona niewątpliwie mnie pociąga, rośnie we mnie chęć spożycia, aby zapomnieć o ostatnich wydarzeniach.
– Sprzedajesz?
– Nie, to na użytek własny. Granie w tę grę wydało mi się dość zabawne.
Unoszę brwi zaskoczona wiadomością, że bierze narkotyki.
– Nie mogę, mam…
– Niewydolność serca, wszyscy o tym wiedzą. Ale co cię nie zabije, to cię wzmocni. Więc chcesz?
Jedno jest pewne: nie zdobędzie nagrody dla najlepszej przyjaciółki roku. Jednak zastanawia mnie jej puste spojrzenie. Nie wygląda dobrze i obawiam się, że to, co połknęła, wprawi ją w żałosny, a nawet niepokojący stan.
Siadam obok i odrzucam jej ofertę. Ja dotrzymuję obietnic.
– Wszystko w porządku? Potrzebujesz szklanki wody? Jeśli chcesz, mogę cię odwieźć na kampus.
Nie odpowiada mi przez długie sekundy. Wydaje się nieobecna. Pozostaję uważna na każdy jej oddech, dopóki nie pojmuję, że nie dręczy jej fizyczny dyskomfort. W końcu odwraca głowę w moją stronę, przywołując na twarz pocieszający uśmiech.
– Martwię się o mojego ojca. Jako szef policji znajduje się na pierwszej linii frontu w sprawie o morderstwo, którego stawka najwyraźniej przekracza nasze rozumienie.
Z moich płuc uchodzi całe powietrze, jakbym właśnie dostała cios w brzuch. Nie słyszę już imprezy, która po drugiej stronie pancernych drzwi jest w szczytowym momencie, w uszach rozbrzmiewają mi boleśnie uderzenia serca, a niewidzialna dłoń ściska mnie za gardło. Oszołomiona opieram się o marmurową kolumnę.
– Kiedy miało miejsce to morderstwo? – pytam ją ledwo słyszalnym szeptem.
– Chyba w weekend szesnastego listopada…
Jej słowa przecinają cienką nić nadziei, którą miałam, i unoszą ją daleko do nieba, poza mój zasięg. Nagle znika możliwość, że istnieje uspokajające wyjaśnienie milczenia Clarke’a. Zabił człowieka. Okłamał mnie, patrząc prosto w oczy, okłamał nas wszystkich. Ten, który zawsze bierze odpowiedzialność za swoje czyny…
Nie rozumiem… Dlaczego? W mojej głowie kłębi się cała masa emocji: ból, wściekłość, rozczarowanie i wreszcie strach, i miłość. Te ostatnie, najpotężniejsze, pozwalają mi zachować zimną krew. Pytam więc Charlie:
– Dlaczego nie słyszeliśmy o tym w wiadomościach?
– Policja chciałaby złapać sprawcę, zanim sprawa wyjdzie na jaw, ale ryzykuje jednocześnie, że prasa będzie przeszkadzać i spowalniać śledztwo.
– Czy twój ojciec ma jakiś trop?
– Jeśli tak jest, to nic mi nie powiedział. – Wzdycha. – Jednocześnie się martwi. Prosi mnie i brata, żebyśmy po szkole natychmiast wracali do domu. Musiałam się wymknąć, żeby tu przyjść.
Jeśli szef policji obawia się o swoją rodzinę, podejrzenia nie padły jeszcze na Clarke’a, ale nie potrwa to długo. W końcu ma motyw. Wkrótce będzie głównym podejrzanym. To zaskakujące, że do tej pory nie był przesłuchiwany, chyba że Freddie Tomson ma wielu wrogów…
– Przyprawia mnie to o gęsią skórkę… – szepczę. – A stanie tu, w ciemności, w niczym nie pomaga. Nie chcesz, żebyśmy wróciły do środka?
Nie muszę udawać strachu ani niepokoju, mój stan emocjonalny jest nimi przesiąknięty. Oleiste jak ropa, wkrótce przesiąkną przez wszystkie pory mojej skóry.
Charlie odpowiada przecząco i informuje, że dołączy do mnie później. Wstaję więc sama i niczym ciało pozbawione duszy obchodzę dom, po czym kieruję się w stronę basenu.
Na bogów, gdyby Clarke był szczery, bez wahania kopałabym całą noc w środku lasu, żeby pozbyć się zwłok. Moglibyśmy przygotować się na to, że policja go dopadnie, a dzięki inteligencji Cartera jego człowiek zostałby uniewinniony, gdyby tylko rzucono na niego podejrzenia. Teraz dajemy się zaskoczyć.
– KTO CHCE WZIĄĆ KĄPIEL O PÓŁNOCY? – krzyczy Tucker.
Wracam do rzeczywistości na dźwięk okrzyków radości i odskakuję, zanim rozdepcze mnie tłum. Dziesiątki biesiadników wychodzą przez szklane drzwi i rzucają się do basenu.
Tylko mój świat przestał się kręcić, ich nie.
Pozbawiona świadomości swoich ruchów, powiedziałabym nawet, że istnienia, dochodzę do mebli ogrodowych i chwytam ręcznik. Woda jest podgrzewana, ale powietrze lodowate. Tucker będzie musiał się wysuszyć, jak tylko stamtąd wyjdzie, w przeciwnym razie się przeziębi.
Otoczony przez kilku zawodników drużyny piłkarskiej, niektórych zupełnie nagich, a także przez studentki w stanikach lub topless, opowiada o swoich wyczynach jako członka gangu. Nie jest to rozsądne, ale mówi dość niejasno. Wszyscy spijają jego słowa, patrzą na niego z nabożną uwagą. Przyłapuję się na tym, że się uśmiecham, kiedy śmieje się na głos, i postanawiam nie psuć jego ostatniego wieczoru tą historią o morderstwie. Musi odejść z lekkim sercem, w przeciwnym razie mógłby porzucić własną rodzinę, aby pomóc nam wyciągnąć swojego kolegę z drużyny z kłopotów.
Ciągnę się do kanap i pozwalam sobie opaść pomiędzy Devil’s Sons, jak zwykle przyjaznymi i serdecznymi. Spotykam spojrzenie Clarke’a, które początkowo nieprzeniknione, staje się zdezorientowane, gdy napotyka mój twardy wzrok. Przerywam kontakt wzrokowy w obawie, że wybuchnę płaczem, i w roztargnieniu przysłuchuję się dyskusji pomiędzy Seanem a Setem.
Kiedy kropla wody spada i spływa po moim policzku, spoglądam w niebo i widzę Tuckera górującego nade mną całym sobą. Obserwuje mnie psotnym wzrokiem, po czym nagle obejmuje mnie swoimi potężnymi ramionami naznaczonymi wystającymi żyłami.
– Aaarrrgggghhh, jesteś przemoczony!
Pochyla się nade mną i wsuwa dłoń pod moje kolana, chcąc mnie podnieść. Odpycham go zdecydowanie i patrzę na niego nieco surowo.
– Nawet nie próbuj wrzucić mnie do basenu! Jeśli chociaż mój palec u nogi dotknie powierzchni wody, moja zemsta nie będzie miała granic. Sprawię, że będziesz tego żałować tak bardzo, że już nigdy nie będziesz chciał postawić stopy w Ann Arbor.
Wypuszcza mnie z objęć, nie igra z moją cierpliwością, co muszę przyznać, jest z jego strony zaskakujące, i podnosi ręce w geście pokoju.
– Twoje spojrzenie mnie przeraża.
Ciężar zdrady Clarke’a nadal spoczywa jak kamień na mojej klatce piersiowej, jednak bojaźliwy wyraz twarzy jednego z Devil’s Sons, tego o przerośniętym ego, poprawia mi humor. Kiedy podaję mu ręcznik, na moich ustach pojawia się uśmiech.
– Trzymaj, zanim się przeziębisz.
– Jak sobie poradzę bez ciebie?
– Też się zastanawiam.
Tucker przeskakuje kanapę i siada obok mnie z ręcznikiem na ramionach. Chyba coś mi opowiada, nie wiem. Moja uwaga skupia się na Clarke’u, który wróciłby do salonu, gdyby nie wtargnięcie tej studentki w bieliźnie. Blokuje mu drogę, po czym ociera się o niego jędrnymi pełnymi piersiami. Zastępca szefa gangu spina się tak samo jak moje mięśnie.
– Bycie w związku nie pasuje do ciebie, przystojniaku. Jesteś mężczyzną o wolnej duszy i umyśle – mruczy uwodzicielsko.
Zazdrość rozprzestrzenia się w moich żyłach i podsyca gniew. To jego najlepsze paliwo.
– Wiesz, czego teraz potrzebuję? – odpowiada stłumionym głosem mój chłopak.
Ślicznotka, zbyt niepoważna, by wyczuć w jego głosie nutę pogardy, trzepocze rzęsami i przyciska się do niego mocniej. Clarke szepcze jej coś do ucha, słodkie i podstępne słówka, a ja mam spokojnie czas, by zobaczyć, jak piękne rysy twarzy jego rozmówczyni tracą swój blask. Odpycha ją pchnięciem w ramię i idzie dalej. Studentka marszczy brwi i próbuje go złapać, ale wołam do niej:
– Idź za nim, a nie będziesz nikim więcej niż stalkerką.
Odwraca się w moją stronę i mierzy mnie od stóp do głów, próbując zniszczyć mnie swoim pogardliwym spojrzeniem.
– Pieprzył mnie, zanim w ogóle wyruszyłaś do Ann Arbor.
– Nie interesuje mnie jego przeszłość, jestem jego teraźniejszością. Jeśli więc nadal chcesz odczuwać przyjemność z orgazmu, zostaw go w spokoju. Na takich imprezach szybko może dojść do wypadku, zwłaszcza gdy do dyspozycji wszystkich jest basen, a alkohol płynie strumieniami. Utonięcie, co za tragedia…
Moja groźba, nieznacznie zawoalowana, trafia w sedno. Dziewczyna zaciska zęby i odwraca się po krótkim wahaniu.
– Cholera, coraz bardziej przypominasz Cartera! – wykrzykuje Tucker. – To niepokojące.
Uśmiecham się delikatnie, po czym milknę zamyślona.
Kładę dłonie płasko na blacie kuchennym, opuszczam głowę i zamykam powieki. Nie mogę się zrelaksować, a jednocześnie mam poczucie winy, że nie korzystam z Tuckerem z naszych ostatnich chwil tak, jak powinnam. Cholera, powinnam być u jego boku i śmiać się głośno. Powinnam go przytulić i powiedzieć mu, jak bardzo go kocham…
Mam za złe Clarke’owi, że pozbawił mnie wszelkiej lekkości.
– Wszystko w porządku?
Otwieram szeroko oczy i widzę Ange’a opierającego się o drzwi.
– Tak.
– Jesteś kiepską kłamczuchą. Nawet się nie wysilasz.
Moje usta szczerze rozciągają się ku górze. Ten człowiek to dupek, bo w przeszłości zdradził Devil’s Sons, ale zdobył mój szacunek, stojąc przy mnie, gdy życie mnie dobijało. Cieszę się, że dzisiejszego wieczoru odpowiedział na moje zaproszenie.
– Przykro mi, że Henzo cię złapał.
Dręczy go żal, nie ma zamiaru odwzajemnić mojego uśmiechu.
– Już przepraszałeś. I jeszcze raz zapewniam, że nie masz z tym nic wspólnego. Zrobiłeś dla mnie wiele, więcej, niż od ciebie oczekiwałam.
– Dałem ci Demonę i nie ma w tym nic godnego podziwu…
W grymasie, który zniekształca jego rysy, widać wyrzuty sumienia teraz, gdy wie, że Demona mi nie pomogła.
– Dałeś mi więcej niż tylko narkotyki. Twoje towarzystwo było dla mnie cenne, nawet nie możesz sobie wyobrazić jak bardzo.
Drzwi kuchenne, dotąd uchylone, uderzają w ścianę i trzęsą się na zawiasach. Jesse, imponujący i niebezpieczny, rzuca Ange’owi mordercze spojrzenie. Ten wzrok, który zwykle wyraża totalne znudzenie, emanuje wściekłością o takiej sile, że wyczuwają to moje receptory w skórze i powodują pojawienie się gęsiej skórki.
– Masz pięć minut na opuszczenie willi, zanim uprzedzę Clarke’a. Lepiej uciekaj szybko, bo właśnie podpisałeś wyrok śmierci. I tym razem żaden traktat pokojowy pomiędzy naszymi gangami nie uratuje twojej skóry.
Demon’s Dad blednie i rzuca mi spojrzenie, które nie może być bardziej znaczące. Jest na terenie wroga, ma świadomość, że jestem jego jedynym sojusznikiem i dlatego jedyną szansą na przetrwanie. Analizuję więc sytuację, wystawiając swoje nerwy na niezłą próbę.
Jesse nigdy nie zdecyduje się pozbawić życia człowieka, którego uważa za mojego dilera, nawet jeśli ma na to wielką ochotę. Milcząco zgodziliśmy się, że niezależnie od wszystkiego ten zaszczyt przypadnie Clarke’owi. Poza tym impreza działa na naszą korzyść. Nie podejmie ryzyka powiadomienia zastępcy Cartera w obawie, że wykończy Ange’a na oczach setek świadków.
Daję znak członkowi Demon’s Dad, żeby zmykał.
– Załatwię to, nie martw się.
To, że mi ufa, zawsze będzie mnie zaskakiwać. Oddaje swoje życie w moje ręce i bez oporu wychodzi z kuchni. Moja pierwsza hipoteza się potwierdziła, obchodzę więc centralną wyspę i zamykam za nim drzwi, aby w całkowitej tajemnicy porozmawiać z Jessem i ograniczyć w ten sposób straty. Ange nie musi płacić za moje błędy, obiecałam mu to.
Napełniam płuca powietrzem i spoglądam na Devil’s Son.
– Clarke wie.
– GDYBY CLARKE WIEDZIAŁ, TEN SKURWIEL BYŁBY JUŻ MARTWY!
Dobra. Wściekły Jesse jest naprawdę przerażający.
Zamykam oczy i znoszę to. Nie jestem przyzwyczajona do jego wściekłości, zwłaszcza jeśli jest skierowana przeciwko mnie.
– Wie o Demonie, ale nie wie o Ange’u.
– No cóż, to się dowie! – mówi mi zjadliwie.
Przewiduję, że chce się wycofać, i staję mu na drodze, a serce bije mi jak szalone. Straciłam pewność siebie, teraz boję się najgorszego.
– Nie masz najmniejszego pojęcia, co Ange dla mnie zrobił.
– NARAZIŁ CIĘ NA NIEBEZPIECZEŃSTWO!
– Dał mi szansę przetrwać Henza!
Jesse marszczy brwi nieco zdezorientowany ustawieniem czasoprzestrzeni. Rozumie, że ta sprawa nie jest już na porządku dziennym, i udaje mu się powiązać moje wahania nastroju z sytuacją w danym momencie.
– Wiesz, co to przerażenie, Jesse. Twoja własna matka je w tobie wzbudzała. Potem w twoim życiu pojawili się Devil’s Sons i już nigdy przed nikim nie drżałeś.
Otwiera się w nim rana, zabieram go z powrotem do czasu, o którym wolałby zapomnieć, ale którego nie może wymazać, bo on uczynił go takim człowiekiem, jakim jest dzisiaj.
– Facet zaślepiony urazą przyrzekł mnie wykończyć. Bałam się, byłam przerażona! Najmniejszy hałas po zmroku wydawał mi się podejrzany. Nie mogłam zamknąć oczu. Zamiast tego wyobrażałam sobie, jak Henzo raz za razem mnie wykańcza. Straciłam Devil’s Sons, kiedy najbardziej ich potrzebowałam. Dlatego błagałam Ange’a. Nalegałam, grałam na emocjach. Nie mógł odmówić, nie zgodziłabym się. Potem każdego wieczoru, po uwolnieniu się od obowiązków, pełnił wartę na dole pod moim pokojem. Ochroniarze podlegali prawu, ale Ange był skłonny je dla mnie złamać: zabiłby Henza, gdyby go kiedykolwiek spotkał, był tam właśnie po to, był tam, żeby nade mną czuwać!
Im dłużej mówię, tym bardziej gniew Jessego zamienia się w poczucie winy. Obiecał sobie, że nigdy nie pozwoli nikomu bliskiemu poczuć strachu, który sam tak dobrze znał. Dźwiga ciężar tej porażki i nic, co mogę mu powiedzieć, nie przyniesie mu ulgi.
Odwraca wzrok i stwierdza:
– Za bardzo mi na tobie zależy, żeby akceptować tego rodzaju głupotę, więc jeśli w przyszłości dowiem się, że znowu bierzesz narkotyki…
Pociera twarz naznaczoną przygnębieniem i irytacją.
– Lepiej, żebyś nie wiedziała, co się stanie.
– Przepraszam – szepczę.
Moje przeprosiny nie bardzo go uspokajają. Próbuje mnie ominąć, aby dotrzeć do wyjścia, ale nie pozwalam mu odejść w tym stanie. Wychodzę mu na spotkanie i chronię się w jego ramionach.
Nie odwzajemnia mojego uścisku. Dobrzy bogowie, nienawidzę tego! Rozczarowywanie tych, których kochasz, jest gorsze niż cokolwiek innego. Nie spełniłam jego oczekiwań. Wierzył we mnie, a ja prawie…
– Przepraszam – powtarzam.
Oplata ramiona wokół mojego ciała, w końcu, i bierze głęboki oddech.
– Wszystko w porządku – zapewnia mnie.
Składa emocjonalny pocałunek na czubku mojej głowy i jeszcze mocniej mnie ściska. Zaraz jednak znika, jakby ta konfrontacja nigdy się nie odbyła.
Otula mnie uspokajająca atmosfera, szepcze milczącą obietnicę złożoną przez Jessego: zachowa tę sprawę w tajemnicy. Jednak nie czerpię z tego żadnej satysfakcji. Jego smutek odcisnął się w mojej pamięci i od tego momentu ciężko mi na sercu.
Wysyłam wiadomość z telefonu do Ange’a, aby go uspokoić. Wszystko jest załatwione. Wszystko oprócz morderstwa, które popełnił Clarke.
Niech moc Yggdrasilu przyjdzie nam z pomocą…
Dręczona konsekwencjami swoich czynów wybiegam z kuchni i wspinam się na sofę blokującą dostęp do korytarza. Otwieram pokój Cartera, rozglądam się po pomieszczeniu i szybko znajduję obiekt moich pragnień: drewnianą skrzynkę z wyrzeźbionym Vegvisirem.
Rzucam się na nią i biorę przedmioty potrzebne do blót[1]. Grzebię w niej, korzystam. Nie chcę się obładowywać, ale biorę najpotrzebniejsze rzeczy i modlę się, żeby bogowie nie mieli mi tego za złe.
Na komodzie rozkładam obrus haftowany w runy[2], po czym stawiam na środku statuetkę Tyra[3] z masywnego złota. Zgodnie z mitami brakuje mu kończyny górnej. Ustawiam dwa świeczniki po obu stronach bóstwa, a misę ofiarną u jego stóp. Zapalam świece i kadzidełko. Potem kradnę butelkę soku jabłkowego z osobistego barku Cartera i napełniam róg. W końcu siadam na piętach przed ołtarzem i biorę głębokie wdechy, aby uspokoić nierówne bicie serca.
Skupiam się na Tyrze, bogu sprawiedliwości. Wyobrażam sobie, jak wydaje wyrok przed zgromadzeniem. Wyobrażam sobie, jak poświęca rękę, wkładając ją między kły wilka Fenrira, aby bogowie mogli go spętać. Wyobrażam go sobie walczącego podczas Ragnaröku z Garmem, psem z Helheimu. Teraz, gdy moje myśli są poświęcone jemu, rozpoczynam cichy rytuał, na przemian pijąc z rogu i składając w ofierze kilka kropel tego napoju w misce ofiarnej, modląc się jednocześnie do boga, aby przyszedł nam z pomocą i wydał korzystny wyrok w sprawie Clarke’a.
– Co ty, do cholery, robisz?
Podskakuję i niechcący wywracam naczynie na ołtarz. Świecznik spada i rozbija się o ziemię, kadzidło gaśnie, a obrus nasiąka płynem. Widok tej zbezczeszczonej świętej przestrzeni prowadzi mnie na skraj przepaści. Oczy mi płoną, powstrzymuję łzy nie bez trudu.
– Co to, do cholery, jest? Modlisz się o…
– Oczywiście, że tak!
Przechodzę kilka metrów dzielących mnie od Clarke’a i kładę pięści na jego klatce piersiowej. Uderzam go w desperacji dwa, trzy razy. Nie sprawiam mu bólu, ale jak dobrze mi to robi! Z każdym ciosem, jaki mu zadaję, ciśnienie spada, a w moich żyłach rośnie satysfakcja.
Wystawiam jego cierpliwość na próbę, podczas gdy moja jest już wyczerpana. Kiedy więc chwyta mnie za nadgarstki i unieruchamia, szarpię się wściekle i wykrzykuję słowa, które są niezrozumiałe zarówno dla niego, jak i dla mnie.
– Avalone – warczy.
– ZMARNOWAŁEŚ SWOJĄ PRZYSZŁOŚĆ, ZNISZCZYŁEŚ TEN OŁTARZ I STRACIŁEŚ MOJE ZAUFANIE!
– Ty nie…
Jakimś sposobem udaje mi się uwolnić z jego uścisku i rzucam mu mordercze spojrzenie.
– Nie chcę cię słuchać, już za późno! Ktoś potwierdził to, co zrobiłeś. Nie martw się, policja cię nie podejrzewa, na razie.
Jeśli nie patrzył na mnie, jakbym była na skraju szaleństwa, teraz to robi.
– Nie zabiłem Freddiego Tomsona.
– NIE OKŁAMUJ MNIE!
– NIE OKŁAMUJĘ CIĘ, AVALONE!
Upiorny śmiech wstrząsa moimi ramionami.
– Przynajmniej miej szacunek, żeby nie robić ze mnie otwarcie idiotki.
– W jakim języku mam z tobą rozmawiać?
Bogowie wszechmogący, zapomniałam, jaki on jest dobry w manipulacji!
Krzyżuję ramiona na piersi i próbuję odzyskać nad sobą kontrolę, ale na próżno. Wściekłość zmienia mój głos, gdy syczę przez zaciśnięte zęby:
– Jesteś najgorszym ze wszystkich skurwieli. Ojciec Charlie, szef organów ścigania, znalazł ciało. Zajmują się tą sprawą, Clarke.
– Nie rozumiem niczego, co do mnie mówisz.
– Charlie właśnie mi powiedziała, że jej drogi tata prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa popełnionego w weekend szesnastego listopada!
Nie obchodzi go, co do niego mówię. Powolnym, niezdecydowanym krokiem pokonuje dzielące nas metry. Jego spojrzenie obiecuje mi miłość lub nienawiść w zależności od ścieżki, którą wybiorę.
– Powiem ci ostatni raz, Avalone. Nie zabiłem tego człowieka. Morderstwo, nad którym pracuje policja, nie jest moim dziełem. A jeśli chodzi o telefon, który posiadam, cóż… pobiłem Freddiego Tomsona. Ukradłem mu telefon komórkowy, żeby nie mógł wezwać pomocy, i zostawiłem go prawie nieprzytomnego. Chciałem, żeby cierpiał i czuł się bezradny tak jak ja.
Jego słowa owijają się wokół moich błędnych przekonań i dławią je, niszcząc całkowicie. Decyduję się jednak zachować czujność. Jako środek ostrożności. Wciąż chowam blizny po ich kłamstwach.
– Clarke, jeśli się dowiem, że…
– Mówię ci prawdę, Avalone.
Otwieram usta i natychmiast je zamykam.
Pomimo zaskakującego zbiegu okoliczności wierzę mu. Jeśli milczenie można interpretować na tysiąc sposobów, wyjaśnienia nie pozostawiają miejsca na niepewność. Nie, kiedy pochodzą od tego człowieka.
Wyrywa mi się krótki nerwowy śmiech z rodzaju tych, które uwalniają nagromadzone napięcie.
– Clarke, gdybyś przyznał się przede mną, że go uderzyłeś, zrozumiałabym. W każdym razie niczego więcej się po tobie nie spodziewałam. Dlaczego milczałeś, kiedy pytałam o telefon?
– Avalone, nie tylko go uderzyłem. Złamałem mu palce jeden po drugim, potem nadgarstki, a na końcu ramiona. Jego nogi spotkała ta sama kara. Torturowałem go, a następnie porzuciłem w uliczce za barem bez możliwości wezwania pomocy.
Odynie Wszechmogący…
Zakrywam usta dłońmi i siadam na łóżku rozgorączkowana, podczas gdy Clarke odwraca się, stanowczo odmawiając patrzenia na wstręt pojawiający się w moich zielonych tęczówkach. Jednak nie ta emocja uchodzi każdym porem mojej skóry.
– A co, jeśli złożył skargę? Za tortury możesz trafić za kratki na wiele lat!
Zaskoczony moją reakcją spogląda na mnie podejrzliwie i zdaje sobie sprawę, że nie czuję do niego żadnej niechęci. Tylko ogromny strach, że go stracę.
W odpowiedzi w jego oczach pojawia się iskra. Iskra, poprzez którą wyraża się jego pragnienie kochania się ze mną tu i teraz lub poślubienia mnie.
– To się nie stanie, Avalone. Skoro Carterowi nie udało się trzymać mnie z daleka od ciebie, nikomu się nie uda. Nawet wymiarowi sprawiedliwości.
Bierze mnie w ramiona, czym natychmiast łagodzi mój dyskomfort. Przytulam się do niego i w końcu oddycham po raz pierwszy, odkąd zadzwonił ten cholerny telefon. Nigdy nie myślałam, że poczuję ulgę, kiedy się dowiem, że Clarke torturował mężczyznę. Można się było tego spodziewać. Oszczędził mu życie, ale nie zamierzał pozwolić, żeby tak po prostu uszło mu to na sucho.
– Przepraszam, że sądziłam…
– Swoim milczeniem dałem ci podstawy do podejrzewania mnie o morderstwo.
Kręcę głową i odsuwam się od niego zakłopotana, że kwestionowałam jego szczerość. Po raz kolejny brakuje mi wiary w to, co zbudowaliśmy. Ponieważ po zasmakowaniu szczęścia z Clarkiem i Devil’s Sons boję się wszystko stracić. Ten cholerny strach czasami zaburza mój osąd. Muszę nauczyć się go kontrolować, w przeciwnym razie mogę stać się źródłem własnego nieszczęścia.
– Nie, oczywiście, że nie. Znam cię, gdybyś go zabił, wziąłbyś odpowiedzialność za swoje czyny. Przepraszam.
Czarujący uśmiech łagodzi jego rysy twarzy i natychmiast budzi moje zmysły.
– Wiesz, jak mogłabyś poprosić o wybaczenie? – pyta głosem nieco bardziej słyszalnym niż szept.
Jego palce wsuwają się pod moją skórzaną ramoneskę i odsłaniają moje ramiona. Kurtka spada na ziemię ze zmysłowym, odbijającym się echem dźwiękiem. Erotycznym. Jak za sprawą magii mój umysł uwalnia się od udręk. Jedyne, o czym mogę myśleć, to rosnące we mnie pragnienie.
– Chyba mam pewien pomysł – szepczę. – Ale nie tutaj.
Wyprowadzam go z pomieszczenia i kiedy się zatrzymuję, by zamknąć za nami drzwi, Clarke przesuwa ustami po moim karku. Delikatne ciepło przepływa przez moje kończyny i gromadzi się w podbrzuszu. Rozpływam się na środku korytarza.
Z nadludzkim wysiłkiem uchylam się od jego ust i wpycham go do pierwszego pokoju gościnnego, który pojawia się na naszej drodze.
Upewniam się, że nikt nam nie będzie przeszkadzał, po czym odwracam się do niego, przyjmując fałszywie nieśmiałą pozę. Chociaż napięcie jest nie do zniesienia, bez pośpiechu delektuję się brakiem powściągliwości, jaki okazuje Clarke. Uważnie obserwuje każdy mój ruch, jego klatka piersiowa unosi się i opada szybko, podczas gdy ja rozpinam guzik krótkiego kombinezonu. Zsuwa się po moich ramionach i ląduje u moich stóp. W ten sposób, prawie całkowicie rozebrana, oddaję się Clarke’owi i jego pragnieniu.
Kiedy jego wzrok pada na mój stanik, otwiera usta. Delikatna czarna koronka mojej bielizny nie zakrywa ani skóry, ani sutków, a Devil’s pożera je oczami. Jego oddech staje się tym cięższy, im bardziej podziwia moje ciało. Pieszczota jego wzroku wślizguje się pomiędzy moje piersi, wije po brzuchu, zatrzymuje na stringach i pasie do pończoch. Clarke bierze głęboki wdech, przyglądając się moim kształtnym nogom okrytym pończochami, a potem szpilkom. Wreszcie się cofa i podziwia obraz w całości, a jego mięśnie napinają się z pożądania.
– Jesteś…
Bardziej pewna siebie i kobieca niż kiedykolwiek, zmniejszam dystans między nami i przesuwam palcami po jego klatce piersiowej. Jego serce bije szybko pod moją dłonią, rozkoszuję się władzą, jaką nad nim mam.
– Jestem…? – pytam.
– Diablicą.
Na moich ustach pojawia się uśmiech. Kontroluję sytuację, zmuszam go, żeby się cofnął, aż jego nogi dotkną łóżka. Pada na materac i ciągnie mnie za sobą.
– Gdybym zrobiła ci językiem to, co tak lubisz, wybaczyłbyś mi? – szepczę mu do ucha.
Warknięcie, jakie wydaje Clarke, rozbrzmiewa we mnie. Obiecuje mi przyjemność i wyzwolenie.
– Moje ciało będzie należeć do ciebie, kiedy zaspokoję swoje potrzeby. Torturujesz mnie już od kilku godzin, dłużej nie wytrzymam.
Obejmuje mnie ramieniem w talii i odwraca naszą pozycję. Leżąc pod nim oszołomiona, nie mam czasu odzyskać zmysłów, jego nienasycone usta wyruszają na podbój mojego ciała. Przechodzą przez moją szyję, atakują klatkę piersiową, pieszczą bliznę, a potem błąkają się po brzuchu. Jego dłonie muskają moją skórę, ugniatają ją. Clarke jest wszędzie naraz. To mnie pożera, pochłania. Ze wszystkich stron przechodzą mnie dreszcze o niespodziewanej sile, wywołując jęki ekstazy. Następnie przyciąga mnie do krawędzi materaca i klęka przed moimi rozwartymi dla niego nogami. Pojmuję wtedy, że potrzeby, które musi zaspokoić, w rzeczywistości polegają na zaspokojeniu moich. Chce tylko, żebym jęczała jego imię.
Łapie jedną z moich kostek i składa na niej pocałunek lekki jak piórko. Chyba jestem wygłodniała, bo czuję jego dotyk z niepokojącą intensywnością. Opiera moją stopę na ramie łóżka, odsłaniając mnie przed sobą, i wbija zęby w delikatną skórę mojego uda. Gwałtowny impuls dociera do centrum mojego pożądania, a potem brakuje mi powietrza, gdy żartobliwym gestem muska palcem moją strefę intymną przez materiał bielizny. Wyginam plecy w łuk, aby pogłębić jego kontakt, ale Clarke zdecydował się mnie torturować, przerywa swoją pieszczotę. Podpieram się na łokciach i warczę z frustracji.
– Zrób to jeszcze raz!
Moja demonstracja władzy rozpala jego spojrzenie. Clarke rozdziera moje stringi, odsłaniając najbardziej wrażliwą część mojego ciała. Zwilża wargi z pożądaniem bliskim konieczności, po czym penetruje mnie palcem wskazującym. Krzyczę i mrugam oczami, a mój mózg jest zamglony z przyjemności. Clarke wkłada we mnie drugi palec.
– Lubię, kiedy jesteś zazdrosna.
Myślę o studentce, która ocierała się o niego wcześniej tego wieczoru, i gniew miesza się z przyjemnością.
Więc słyszał naszą wymianę zdań.
– Nie miała prawa… Jesteś mó…
Przepływa przeze mnie fala gorąca i sprawia, że wszystkie myśli stają się niespójne. Z łatwością porzucam pomysł sformułowania zdania, jedyne, czego chcę, to oddać się przyjemności. Jednak Clarke ponownie pozbawia mnie swojego dotyku. Patrzę na niego gniewnie, na co odpowiada prowokacyjnym uśmiechem.
– Jestem…?
– Diabłem!
Jego śmiech odbija się echem w mojej duszy i podsyca moje pożądanie. Wtedy jego powściągliwość znika: mocnym uściskiem rozszerza moje uda i zadaje mi najwspanialsze cierpienie. Kontakt jego języka z moją strefą intymną wywołuje u mnie krzyk ekstazy i prowadzi mnie na ścieżkę orgazmu.
Na wszystkich bogów, jakie to jest dobre!
Pokój gościnny opuszczamy po godzinie nieobecności pogodzeni i docinający sobie nawzajem. Clarke dokucza mi z powodu moich rozczochranych włosów, których nie udało mi się poskromić, a ja zwracam mu uwagę, że ma rozpięty rozporek.
Nikogo nie oszukamy. Z daleka czuć od nas seks, jesteśmy całkowicie rozczochrani, ale on, podobnie jak ja, mało się tym przejmuje.
Przedzieramy się przez rozbawiony tłum i kiedy docieramy do końca salonu, jakiś facet brutalnie mnie uderza. Wstrząs wywołany zderzeniem sprawia, że się krzywię i o mało nie tracę równowagi. Clarke opiekuńczo obejmuje mnie w talii i przyciąga blisko do siebie. Patrzy na mnie z troską.
– Zrobiłaś to celowo – warczy.
Jego gniew jest skierowany przeciwko studentce stojącej niedaleko nas. Rozpoznaję stalkerkę, której groziłam utonięciem, i wtedy pojmuję sytuację: celowo popchnęła pijanego kolegę, tak że uderzył mnie z całej siły. A ponieważ ludzie są obdarzeni niezdrową ciekawością i odczuwają pewne podekscytowanie, będąc świadkami kłótni, muzyka zostaje wyłączona i każdy obecny na imprezie obserwuje tę scenę z zapartym tchem.
– Oj tam, wszystko w porządku! – krzyczy sprawczyni do zgromadzenia. – To po prostu dziwka Devil’s Sons!
Przemówienie Tuckera, które wygłosił wcześniej tego wieczoru i w którym mnie pochwalił, najwyraźniej pozostawiło kilka osób obojętnymi.
Przyjmuję cios, nie okazując swojej wrażliwości. Z drugiej strony, mordercza aura Clarke’a rozprzestrzenia się po całym pomieszczeniu. Poprzez uścisk dłoni apeluję do jego samokontroli i oznajmiam tej nieznośnej lasce:
– Dziwka Devil’s Sons wyrzuca cię za drzwi.
– To, że jesteś członkinią gangu, nie oznacza, że możesz sobie pozwolić na…
– Nie próbuję wykorzystywać mojego statusu do ustanowienia jakiejkolwiek władzy – przerywam jej. – Nie chcę, żeby mnie szanowano jako członkinię Devil’s Sons, ale jako osobę! Nie masz prawa mnie obrażać i poniżać za to, co zdobyłam dzięki szczerości, życzliwości i miłości!
Tym razem miarka się przebrała. Nie będę już znosić tej nieuzasadnionej złośliwości i osądów szeptanych, gdy przechodzę. To koniec.
Krew wrze w moich żyłach, gdy staję twarzą w twarz z publicznością.
– Nie chcę, żeby jak najwięcej ludzi mnie ceniło, nie obchodzi mnie to! Ale następna osoba, która mnie obrazi, będzie miała ze mną do czynienia. Może nie mam siły Devil’s Sons, ale mam te same zasoby co oni i nie zawaham się już ich użyć. Jeśli musicie się mnie bać, żeby mnie szanować, niech tak będzie. Odtąd będę atakowała każdego, kto mnie zaatakuje. Okażcie mi szacunek, na jaki zasługuje każda istota ludzka, albo was do tego zmuszę!
Oddychając ciężko, rozglądam się po tłumie. Nikt nie ma odwagi się odezwać, wydaje się, że czas stanął w miejscu. Skupiam się ponownie na tej, która mnie zaatakowała, zdeterminowana doprowadzić sprawy do końca i upewnić się, że wszyscy zrozumieli przesłanie. Nie odrywając od niej wzroku, wsuwam rękę za plecy Clarke’a i zabieram jego broń. Nie myślę o jej wadze ani o tym, że jest naładowana. Widzę tylko tę sukę, czuję jej obecność, dopiero gdy w nią celuję.
– Mówiłam ci, że wypadek może zdarzyć się w każdej chwili. Na początku myślałam o utonięciu, ale może rosyjska ruletka[4] jest równie skuteczna jako pretekst… Bezsensowna gra między głupimi studentami.
Czekam, aż strach napełni ją swoją trucizną. Pierwsze efekty pojawiają się po chwili, z wyrazem porażki na twarzy moja ofiara zaczyna się trząść. Cofa się o krok i uderza o swoich towarzyszy. Wpada w panikę i szuka drogi ucieczki.
Opuszczam broń.
– Możesz odetchnąć, to były tylko puste groźby. Radzę jednak zachować ostrożność. Nie wiemy, do czego zdolni są ludzie, kiedy popychamy ich do granic ich możliwości. A teraz wynoś się stąd!
Tłum się rozstępuje, robiąc jej drogę do wyjścia, i słychać kilka nieśmiałych wrogich krzyków. Wkrótce, dzięki efektowi grupy, każdy imprezowicz głośno wygwizduje swoją dezaprobatę.
Jeśli nie byłam pewna, że wszyscy studenci mnie nienawidzą, teraz już wiem.
– To nie ciebie wygwizdują – szepcze mi do ucha Clarke. – Tylko ją.
Prostuję się, gdy zdaję sobie sprawę, że mówi prawdę. Ich obelgi nie są skierowane do mnie.
– Właśnie zdobyłaś szacunek wszystkich – ciągnie Devil’s Son głosem zabarwionym dumą. – Teraz się ciebie boją.
Nagle czuję ciężar broni w ręce i pospiesznie oddaję ją właścicielowi zniesmaczona skrajnościami, do jakich doszłam tego wieczoru. Moje zachowanie jest śmieszne, podobnie jak ich. Wyżywają się na tej lasce, ale to nie jej nienawidzą. Tylko mnie. Jak powiedział Clarke, wzbudzam w nich strach i dlatego chcą mnie zadowolić. Czują się zobowiązani tak reagować, a w rezultacie mnie przeklinają.
– Ciebie też trochę przerażam? – zagajam, żeby się zrelaksować.
– Tak, i nie jest to nowość.
Nie może być bardziej poważny, co ma tę zaletę, że mnie bawi. Splata nasze palce i prowadzi mnie na zewnątrz, do naszych przyjaciół. Uświadamiam sobie, jak bardzo wyglądają na zdumionych. Ten idiota Tucker klęka nawet na jedno kolano, zanim jego przerośnięte ego wzywa go do porządku.
– To było wspaniałe – wzdycha Sean wyraźnie pod wrażeniem.
Krzywię się nie z powodu jego uwagi, ale dlatego, że zauważam przybycie osoby, o której istnieniu zapomniałam.
Nora.
– Cholera, Avalone, szukam cię od wielu godzin! – robi mi wyrzuty. – A na dodatek powitanie ze strony mieszkańców Ann Arbor pozostawia wiele do życzenia, jeśli chcesz znać moje zdanie…
Widząc, że gang dotrzymuje mi towarzystwa, powstrzymuje kolejną krytykę, którą ma na końcu języka, i przyjmuje pewną siebie postawę. Ogłasza ogółowi, a dokładniej tym, którzy nie mieli jeszcze zaszczytu jej poznać:
– Jestem Nora, najlepsza przyjaciółka Avalone.
– Najlepsza przyjaciółka? – wykrzykuje Lola, umierając z zazdrości.
Wzdycham i biorę się za przedstawianie.
– Lolu, to jest Nora, moja była najlepsza przyjaciółka. Noro, to jest Lola, moja najlepsza przyjaciółka.
Podczas gdy ta, która reprezentuje moją przeszłość, blednie, wcielenie mojej teraźniejszości uśmiecha się zuchwale i wypina pierś. Moja współlokatorka równie dobrze mogłaby paradować dumnie pod nosem osoby, którą uważa za swoją rywalkę, nikogo by to nie zdziwiło.
– Zejdź na ziemię – mówi jej brat. – Jesteś tylko najlepszą przyjaciółką. My natomiast jesteśmy jej rodziną.
Nie trzeba wiele, aby niska brunetka poczuła się urażona i natychmiast zareagowała. Po tylu latach kłótni nadal nie odrobiła lekcji. Set to matador, który macha czerwoną flagą i bez końca bawi się z bykiem – Lolą. Dzięki Bogu, że nie doszło do morderstwa. To jest po prostu braterska prowokacja. Rodzaj dziwnej, ale potężnej miłości.
– Być może jesteś częścią jej rodziny, ale czy naprawdę sądzisz, że jesteś tym, którego ona woli? – odpowiada.
Jej brat ma zamiar odpowiedzieć, ale żadne słowa nie wychodzą z jego ust. Przenosi uwagę na mnie i unosi pytająco brwi naśladowany przez wszystkich Devil’s Sons.
Cholera…
– Żeby było jasne – wtrąca się Ty. – Zgarnąłem ją i objechałem z nią kilka Stanów, po tym jak ją wszyscy zdradziliście! Dzięki mnie odzyskała smak życia i mamy nawet wspólny tatuaż. Nie chcę, żeby zabrzmiało to zarozumiale, ale myślę, że jestem jej ulubieńcem.
W odpowiedzi słyszy protesty i wkrótce na moich oczach rozgrywa się prawdziwa debata. Każdy przedstawia własne argumenty, a Ty nimi dyryguje i śmieje się z nich. W końcu po tym, jak każdy członek gangu zabrał głos, zwracają się do mnie i żądają mojego werdyktu.
Omiatam ich spojrzeniem łączącym wesołość i czułość, po czym wyrażam się jedynymi słowami, które odbijają się echem w ich duszy:
– Tworzymy rodzinę. W sercu jesteśmy jednością.
Klatki piersiowe się nadymają, pojawiają się uśmiechy. Te słowa trafiają do nich wszystkich, tak jak się spodziewałam. Mówimy tym samym językiem: miłości i lojalności. Nawet jeśli niektórzy ludzie na świecie potrafią oddzielić te dwa pojęcia, w naszym przypadku tak nie jest. Chłopcy stali się lojalni, zanim pokochali, podczas gdy ja nauczyłam się kochać, zanim zaoferowałam swoją lojalność. Ostatecznie jednak, niezależnie od procesu, koniec jest taki sam. To, co do siebie czujemy, jest tak intensywne, że nikt nigdy nie będzie w stanie odciągnąć nas od gangu.
Pierwsze pociągnięcie nosem pozostaje niezauważone, potem drugie przykuwa naszą uwagę.
– Tucker…?
Ten, o którym mowa, wyciera wilgotny kącik oka.
– Cholera, stary, nie mów mi, że nadal płaczesz? – Set jest oburzony.
Dokuczanie trwa pełną parą, żarty są dobroduszne.
– Ona ma rację, chłopaki. Najlepsze lata swojego życia przeżyłem u waszego boku, a opuszczenie was teraz… boli jak cholera! W końcu tu jestem u siebie. Moje miasto, mój dom, moja rodzina. Tu jest moje miejsce, więc uroczyście przysięgam, że wrócę. Obserwujcie horyzont, bo pewnego pięknego dnia przejdę ulicami Ann Arbor, żeby do was wrócić.
Łzy płyną mi po twarzy, i nie tylko po mojej. Justin opłakuje odejście swojego najlepszego przyjaciela. To samo dotyczy Seana, który mimo wszystko wykazuje powściągliwość. Jeśli chodzi o Tya, Lolę i Seta, ich oczy są zaćmione emocjami.
Clarke, świadomy cierpienia swojego brata, pochyla się ku niemu i z przekonaniem oznajmia:
– Twoje miasto, twój dom, twoja rodzina. Zawsze tak będzie. Twoje odejście nie oznacza żadnego końca. Każdego dnia będziesz tu, w naszych sercach. I każdego dnia my będziemy tutaj. – Wskazuje na pierś Tuckera. – W twoim sercu. Odległość nie ma znaczenia, ponieważ jak trafnie ujęła to Avalone, jesteśmy jednością.
Wszyscy pozostajemy pod wrażeniem jego przemówienia. Powszechnie wiadomo, że milczenie leży w jego naturze, więc takie otwarcie się z jego strony jest zaskakujące.
Poruszony Devil’s o przerośniętym ego bierze głęboki wdech.
– Dzięki, kolego. Kocham cię, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
– Zamknij się, nie żądaj ode mnie zbyt wiele.
Łzy ustępują miejsca śmiechowi. Zgorzkniały Clarke powraca i szczerze mówiąc, czuję ulgę. Wiem, jak sobie z nim poradzić, rozszyfrowałam jego czarne tęczówki i sekrety, które kryją, udaje mi się poradzić sobie z jego wrogim zachowaniem. A kiedy ukazuje się w nowym świetle, to, co znam, zostaje zachwiane.
Tucker wyciera policzki, po czym rzuca każdemu z nas intensywne poważne spojrzenie.
– Wy z kolei obiecajcie mi, że przeżyjecie, wszyscy. Obiecajcie mi, że będziecie o siebie dbać i wspólnie pokonywać przeszkody.
– Obiecujemy! – deklarujemy chórem mocnymi i zjednoczonymi głosami.
Prostuje się z zadowoleniem i obdarza nas najbardziej olśniewającym uśmiechem, jaki tylko istnieje.
– Dalej! Trzeba pić! Hej, stary, przynieś nam butelkę…
Lola wydaje przeszywający krzyk, gdy słyszy swoją ulubioną muzykę, i błaga, żebym towarzyszyła jej na parkiecie w zamian za prawą nerkę – co z pewnością przypomnę jej za kilka lat. Prowadzi mnie za sobą do willi. Goście odsuwają się na bok i zostawiają nam dużą przestrzeń do tańca.
Nie przyznam się do tego głośno, ale podoba mi się ta nowa władza, jaką daje mi status Devil’s Son, bo nie mam jej nad własnym sercem.
Wieczór trwa do samego świtu. Tucker odrzuca teraz zaloty studentek, twierdząc, że chce spędzić ostatnie godziny w Ann Arbor z rodziną. Na dowód wepchnął mnie do basenu i podtopił Lolę. Chłopcy przyszli nam na ratunek i rozpoczęli przyjacielską walkę. Zaczął wykonywać podnoszenie z Dirty Dancing w duecie z Justinem i ku mojemu zdumieniu nie doszło do żadnych wypadków. Nie tylko udało im się odtworzyć tę emblematyczną scenę z filmu, ale zrobili to z wielkim wdziękiem. Następnie król wieczoru zaprezentował nam striptiz na środku salonu ku uciesze kobiet. Sean musiał nawet interweniować, zanim Tucker pozbył się bokserek. Na koniec w ogrodzie zorganizowano grę w piwnego ping-ponga. Tucker i ja wygrywaliśmy wszystkie rundy, dopóki nie był zbyt pijany, aby dobrze celować w kubki przeciwników.
Na jego obronę dodam, że musiał wypić kolejki alkoholu, które tak naprawdę należały się mnie.
Jest prawie piąta rano, kiedy widzę, jak Clarke idzie mi na spotkanie. Zatrzymuje się w połowie drogi i podnosi stopę, by sprawdzić, co zmiażdżył pod podeszwą. Stoi jakby zahipnotyzowany rozgniecioną na kawałki fluorescencyjną żółtą pigułką, po czym rzuca mi mroczne spojrzenie.
– To nie moje, przysięgam na Draupnira[5]!
Wierzy mi, a jednak…
– Ludziska! – woła nas Tucker. – Silny i przystojny mężczyzna, którym jestem, musi się zdrzemnąć. Mam wszystkich wyrzucić czy będziecie kontynuować zabawę?
– Wywal ich – odpowiada ponuro Clarke.
Nasz przyjaciel odwraca się do gości, przykłada dłonie do ust i woła:
– Okej, bando frajeróóóóóóóóów! Kooooooooniec imprezy, wypierdalajcie stąd!
Pomimo jego kiepskiej artykulacji spowodowanej zaawansowanym stanem nietrzeźwości rozkaz dotarł do uszu wszystkich. Początkowo ogłuszająca muzyka zostaje natychmiast wyłączona i studenci stopniowo opuszczają obiekt. Wszyscy mają taki sam uśmiech. Są zadowoleni. Szczęśliwi.
– Zdobyłam dwóch przystojnych chłopaków, chociaż trochę za starych jak na mój gust – informuje mnie Lola. – Zabierają mnie z powrotem na kampus.
Ty krzywi się ze zirytowania i kładzie swoją wielką łapę na głowie mojej współlokatorki. Jego wiek to drażliwy temat, a spożyty alkohol sprawia, że rzeczywistość staje się dla niego jeszcze bardziej bolesna.
Dzięki bogom mogą liczyć na Aleca, który może prowadzić. Wypił tylko jedno piwo na początku wieczoru.
Serdecznie ściskam moich przyjaciół i dziękuję im za obecność. Clarke z kolei żegna ich dyskretnym skinieniem głowy. Wciąż rozmyśla nad tą sprawą z narkotykami, co mnie trochę zaskakuje. To do niego niepodobne, żeby rozpamiętywać błędy z przeszłości, które nie miały większego znaczenia.
Patrzymy, jak ostatni studenci wychodzą za drzwi, po czym Clarke odwraca się na pięcie i rzuca do mnie przez ramię:
– Poproszę ochroniarzy, żeby obeszli teren i upewnili się, czy ktoś gdzieś nie został.
Szef dowie się o naszych kłopotach, jeśli jeszcze tego nie zrobił. To, że jego zastępca wejdzie do jego biura bez pozwolenia, niczego nie zmieni. Gdy wzejdzie słońce, całe miasto będzie mówić o publicznej imprezie zorganizowanej w domu Cartera Browna.
Tymczasem nie chcę myśleć o karze, jaką wymierzy nam mój ojciec chrzestny. Będzie to wystarczająco bolesne bez dodatkowego torturowania się w myślach.
Set, Jesse i ja postanawiamy sprawdzić willę, żeby wyprosić spóźnialskich, jeśli tacy są. O dziwo, nie spotykamy żadnych porywczych czy pijanych studentów. Jedynymi osobami obecnymi w tych ścianach są członkowie gangu.
Wiedzą, że lepiej nie pozostawać zbyt długo w wilczej norze. Nigdy.
Moje powieki są ciężkie ze zmęczenia, dlatego pozwalam chłopakom położyć Tuckera do łóżka i wracam do swojego pokoju.
Wszystko jest tak spokojne, że niemal niepokojące.
Zamykam za sobą drzwi i widzę Clarke’a stojącego przed oknem i wpatrującego się w niebo. Jego postawa nie wskazuje pozycji obronnej, ale coś go niepokoi.
– To już przeszłość – szepczę.
– Wiem i rozumiem twoje powody… Cholera, ty…
Podnosi rękę do twarzy i nerwowo pociera szczękę. Dołączam do niego i zachęcam, aby odwrócił się w moją stronę, stanął przede mną twarzą w twarz.
– Powiedz mi, co czujesz.
Choć otwiera usta, cisza się przeciąga. Nadal trudno mu wyrazić siebie, podzielić się swoimi emocjami.
Zachęcam go, splatając nasze palce.
– Wcześniej wydawało mi się to nierealne – zaczyna. – Ponieważ ja… Ponieważ nie widziałem Zła na własne oczy, ono nie istniało. Twój uśmiech był tak jasny, że wypierał ciemność i jej występki. Potem go straciłaś i w ciągu tych kilku dni mogłem zobaczyć istnienie twoich słabości. Od tamtej chwili strach o twoje życie stał się moją drugą naturą. Zdaję sobie sprawę, że martwienie się o partnera może być jak najbardziej uzasadnione, ale faktem jest, że to wykracza daleko poza zwykłą troskę. Nie mogę na nim polegać, Avalone! To tortura!
Jego słowa, których nie rozumiem, lub jego niepokojący wyraz twarzy budzą moją nieufność. Wpatruję się w niego, marszcząc brwi, i ustalam między nami bezpieczną odległość, kierując się instynktem samozachowawczym.
– Clarke, o czym ty mówisz?
Wzdycha, jego ramiona opadają.
– Mówię o twojej chorobie, Avalone. O twoim sercu. Nie mogę mu ufać. Nigdy. Nawet przez chwilę. Jest rzadkim pięknem i kocham je… ale jest też moim najgorszym wrogiem.
Zatyka mnie z zaskoczenia, po czym czuję nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. To, co bije w środku, to, co pewnego dnia oderwie mnie od mężczyzny, którego kocham, boli. Zatapiając się w zielonych tęczówkach Devil’s Son, pojmuję, że jego własne serce, choć zdrowe, również cierpi.
– Clarke, ja…
– Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Cofa się o krok i wbrew sobie odchodzi.
– Wrócisz? – pytam go jakby prosząco.
Zatrzymuje się w drzwiach i patrzy na mnie z zakłopotaniem.
– Co? Avalone, ja… Oczywiście, że tak, nie ma mowy… Po prostu idę zaczerpnąć świeżego powietrza, dobrze?
Kiwam głową z ulgą i mówię, zanim stracę resztkę pewności siebie, jaka mi pozostała:
– Jestem Avalone Arinson. Jestem zdeterminowana, uparta, opiekuńcza i mogę być urocza, jak i nieznośna. Tańczę jakkolwiek, kiedy myślę, że jestem sama, zawsze parzę sobie język gorącym napojem i darzę bezwarunkową miłością dwunastocentymetrowe szpilki i podręczniki szkolne. Tak, jestem chora. Jednak w żadnym wypadku nie jestem chorobą. Ona nie definiuje tego, kim jestem. Planuję dobrze żyć, bo mam co osiągnąć, i jeśli uda mi się zmienić historię, nie będę miała nic przeciwko!
Chowam się przed jego wzrokiem i zamykam rozgorączkowana w łazience. Na chwilę zanurzyłam się w sam środek wspomnień, wróciłam do czasów, kiedy Nora i moje przyjaciółki odwróciły się ode mnie. Przez chwilę sądziłam, że Clarke pójdzie w ich ślady, z obawy, że pociągnę go za sobą.
Nie. Nie opuściłby mnie…
Ma wiele wad, ale nie jest tchórzem.
Wchodzę pod prysznic i pozwalam, aby woda oczyściła moje myśli. Przeszłość jest przeszłością. Dziś należę do kochającej lojalnej rodziny złożonej ze wspaniałych ludzi, którzy nie pozwolą mi stawić czoła mojemu losowi samotnie.
Zrelaksowana pomimo ciężaru na piersi wracam do pokoju i wsuwam się pod pościel. Naciskam wyłącznik nad głową, ale nie próbuję zasnąć. Nie uda mi się to, dopóki nie wróci do mnie mężczyzna, którego kocham.
Nie trzeba długo czekać, aż Clarke się zjawia. Drzwi się otwierają, ukazując jego oświetlony światłem z korytarza nagi tors, na którym wciąż lśni kilka kropel wody. On też wziął prysznic i sądząc po jego zaczerwienionej skórze, musiał być gorący.
Zamyka drzwi za sobą, pogrążając pokój w ciemności, zaraz materac ugina się pod jego ciężarem. W milczeniu liczę do czterech, po czym Devil’s Son obejmuje mnie w talii i przyciąga do siebie. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest mi zimno, dopóki nie zaznałam ciepła jego ciała. Myślę, że stało się ono dla mnie niezbędne.
Jego usta muskają moje nagie ramię, a potem je całują.
– Nie chciałem cię zranić.
– Masz rację, Clarke. Moje serce słabnie z dnia na dzień. Na tym właśnie polega niewydolność serca. Proszę cię tylko, żebyś nie patrzył na mnie w ten sposób, jakbym miała zegar odliczający czas zamiast działającego organu, okej? Nie ty, proszę…
Ściska mnie mocniej, chcąc chronić mnie przed moją własną niewydolnością.
– Mówią, że umysł odgrywa ważną rolę w chorobie. Twój jest wystarczająco silny, aby pozwolić ci przeżyć kilka żyć. Jemu ufam i w nim pokładam wszelkie nadzieje.
Poruszona przewracam się na plecy i uśmiecham do niego. Tym rodzajem uśmiechu, przez który przebija szczęście, którego żadna tragedia nie jest w stanie zgasić.
– Jestem szczęśliwa, Clarke. Nieważne, co się stanie, niczego nie będę żałować.
Spina się i pomimo braku oświetlenia widzę, jak przeszywa mnie mrocznym spojrzeniem.
– Zabraniam ci sugerować, że wkrótce umrzesz.
Nadal tego nie akceptuje, chociaż taki jest mój los. Pewnego dnia zrozumie i mam nadzieję, że on też nie będzie żałował niczego, co dzieliliśmy.
– Porzucić mnie podczas drogi, to byłoby naprawdę niegrzeczne z twojej strony – mamrocze.
Wybucham głośnym śmiechem, w którym mieszają się wesołość i zdumienie. Clarke nie jest typem człowieka, który żartuje ze śmierci, nie znosi tego, a mimo to myśl przyszła mu do głowy tak spontanicznie!
– Cholera, umiesz być zabawny, kiedy chcesz!
Szczypie mnie w żebra, uśmiecha się nieznacznie, a ja opieram się o niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Jego regularny oddech i głaskanie moich włosów uspokajają mnie i stopniowo ogarnia mnie sen.
– Czy wiesz, że Ty uprawia seks? – szepczę. – Widziałam, jak wychodził z pokoju cały rozczochrany.
Clarke patrzy na mnie nieco zakłopotany.
– Cóż… tak! To mężczyzna, który ma pewne potrzeby, tak jak my wszyscy.
– Świetnie, wyobrażam sobie go teraz w akcji.
Narzekanie kosztowałoby mnie zbyt wiele energii, więc gderam wewnętrznie. Ty jest dla mnie jak starszy brat. Dla mojego biednego, niewinnego umysłu jest niepojęte, że oddaje się takim ćwiczeniom. To jakby usłyszeć, że Carter cudzołożył albo moi rodzice! To obrzydliwe.
Clarke unosi brwi niezadowolony.
– Wyobrażasz go sobie uprawiającego seks?
Pojmuję, że moja odpowiedź może wywołać katastrofę godną Ragnaröku. Dlatego ostrożnie dobieram słowa:
– Pamiętasz, jak kazałeś chłopakom wyobrazić sobie ich matkę uprawiającą seks? Obraz był na tyle obrzydliwy, że się zamknęli.
Jego rysy rozluźniają się bez dalszych wyjaśnień.
– Okej, rozumiem. Powodzenia, teraz, gdy to utkwiło w twoim umyśle, trudno będzie ci się tego pozbyć!
– Cholerstwo!
Wybucha śmiechem i chowa twarz w mojej szyi.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1] W wierzeniach nordyckich blót to rytuał przerywany ofiarą, której celem jest złożenie hołdu bogom (lub przodkom) i w ten sposób nawiązanie z nimi specjalnych relacji.
[2] Runy to magiczne symbole, z którymi możemy się połączyć w celach wróżbiarskich, uzdrawiających, a nawet duchowych. Służyły także jako alfabet ludów germańskich.
[3] W mitologii nordyckiej Tyr jest bogiem wojownikiem, bogiem nieba, który szczególnie ucieleśnia sprawiedliwość.
[4] Rosyjska ruletka to gra samobójcza polegająca na celowaniu sobie w głowę z rewolweru załadowanego pojedynczym nabojem umieszczonym losowo w bębenku. Gracz pociąga za spust. Wygrywa partię, jeżeli w komorze nie było naboju, w przeciwnym wypadku ginie.
[5] W mitologii nordyckiej Draupnir to pierścień Odyna wykonany przez dwóch braci krasnoludów. Jest to nieskończone źródło bogactwa: co dziewięć nocy pomnaża się ośmiokrotnie.
You&YA
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz