Twoja wewnętrzna siła - Bernardo Stamateas - ebook + audiobook + książka

Twoja wewnętrzna siła ebook

Bernardo Stamateas

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Odkryj swoje mocne strony!

Jedną z podstawowych zasad rozwoju jest umiejętność spojrzenia na siebie krytycznie i wskazania swoich mocnych i słabych strony. W ten sposób możemy wiedzieć, co myślimy, jak funkcjonujemy, w jakich obszarach radzimy sobie dobrze, a w których gorzej.

Ta umiejętność spojrzenia w głąb siebie prowadzi nas do wielkiego odkrycia: mamy w sobie niezwykłe zasoby! Każdy z nas ma jakieś mocne strony - musimy tylko nauczyć się je rozpoznawać, by móc je właściwie wykorzystać

„Żadna książka nie zadziała jak czarodziejska różdżka. Tak samo ten poradnik - on nie kreuje rzeczywistości, a ma być jedynie przewodnikiem, by każdy z nas zobaczył drzemiący w nim potencjał. Wykorzystaj swoją wewnętrzną siłę i spójrz na życie jak na ekscytującą przygodę, jaką jest sięganie dalej, spełnianie własnych marzeń, nieustanny i niepowstrzymany rozwój”.

Bernardo Stamateas

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 197

Oceny
4,5 (39 ocen)
28
5
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
xenotimefun

Z braku laku…

To jedna z tych książek, które mają moc pokazać nam, że mamy inne doświadczenia, żyjemy w innej kulturze i być może widzimy więcej odcieni w świecie niż autor. Czytelnicy znajdą tu sporo cytatów i kolorystyki innej niż polska kultury. Można przeczytać i zastanowić się, dlaczego pewne rady, zawarte w książce, wydają się odpowiednie, a inne zupełnie nie trafione. To chyba najlepszy użytek z tej książki.
00

Popularność




Wstęp

WSTĘP

Obec­nie dużo się mówi o syn­dro­mie Pio­tru­sia Pana lub syn­dro­mie Wendy. Oba okre­śle­nia odno­szą się do osób mają­cych trud­no­ści z doro­sło­ścią, które pozo­stały w stre­fie wygody, spo­koju, poszu­kują przy­jem­no­ści i uni­kają wysiłku. Mówi się rów­nież o poko­le­niu ani-ani: mło­dzieży, która ani nie pra­cuje, ani się nie uczy, oraz o rodzi­cach ani-ani, dla któ­rych ani nic nie jest ważne, ani nic ich nie inte­re­suje.

Pewne osoby powie­działy mi, że roz­ma­wia­jąc ze swoją matką lub ojcem, stwier­dzają, że ugrzęźli oni w tych samych odwiecz­nych pro­ble­ma­tycz­nych kwe­stiach. To rodzice, któ­rzy się nie roz­wi­nęli, zatrzy­mali się w cza­sie. A nie roz­wi­jać się to umrzeć przed cza­sem. Zosta­li­śmy stwo­rzeni tak, by się roz­wi­jać, rosnąć i iść do przodu.

Mogli­by­śmy porów­nać roz­wój życia czło­wieka do łuku, który obej­muje dzie­ciń­stwo, mło­dość, wiek doj­rzały i sta­rość. Więk­szość osób uważa, że w ich życiu ist­nieje jeden opty­malny etap, któ­rym jest mło­dość, po czym nastę­puje nie­uchron­nie okres schył­kowy. Ich motto brzmi: „Ja chcę siać w pierw­szej poło­wie mojego życia, żeby póź­niej zbie­rać plony”. Wyobra­żają sobie, że kiedy będą sta­rzy, chwycą wędkę i pójdą łowić ryby.

Można jed­nak patrzeć na życie z innej per­spek­tywy: jak na schody, co zna­czy, że roz­wi­jamy się z upły­wem lat. To wyobra­że­nie śle nam prze­sła­nie, że poza fizycz­nym osła­bie­niem, które dotyka nas wszyst­kich po ukoń­cze­niu czter­dzie­stu lat, możemy na­dal wewnętrz­nie się roz­wi­jać.

Jedną z pod­sta­wo­wych zasad roz­woju i roz­wi­ja­nia naszej wewnętrz­nej siły jest umie­jęt­ność spoj­rze­nia na samego sie­bie, czyli intro­spek­cja. Patrze­nie na samego sie­bie pozwala mi dowie­dzieć się, co myślę, jak funk­cjo­nuję, w jakich dzie­dzi­nach dobrze mi idzie, a w jakich źle.

Ta umie­jęt­ność spo­glą­da­nia w swoje wnę­trze dopro­wa­dzi nas do wiel­kiego odkry­cia, że mamy w sobie kufer pełen nie­zwy­kłych zaso­bów i sił, z któ­rych już korzy­sta­li­śmy w jakiejś kry­zy­so­wej sytu­acji w prze­szło­ści. Te zasoby tam są, musimy je tylko roz­po­znać i pono­wie ich użyć.

W tej książce znaj­dziesz nie­które z tych zaso­bów i sił, które masz już w sobie. Jak zwy­kłem mawiać, żadna książka nie zmie­nia niczy­jego życia ani nie jest magiczną różdżką. Publi­ka­cja ta ma posłu­żyć ci jako prze­wod­nik, aby­śmy razem umieli „ujrzeć” ten ogromny kufer zaso­bów i mocy i użyli ich do naby­cia owej wewnętrz­nej siły oraz z pasją cie­szyli się przy­godą życia, co ozna­cza roz­wój i podą­ża­nie do przodu.

Ber­nardo Sta­ma­teas

Siła 1

Siła 1

Ota­cza­nie miło­ścią i bycie oto­czo­nym miło­ścią daje nam wewnętrzną siłę do pod­sy­ca­nia naszego życia

Piesz­czoty i zdrowa miłość

Wszy­scy pra­gniemy kochać i być kocha­nymi. Praw­dziwa miłość nie polega na poda­ro­wa­niu plu­szo­wego misia, zade­dy­ko­wa­niu pio­senki czy zmie­nie­niu swo­jego sta­tusu na Face­bo­oku. Praw­dziwa miłość ceni, sza­nuje, służy innym i jest zdolna poko­nać róż­no­rod­ność nie­ko­rzyst­nych oko­licz­no­ści, jakim czę­sto musimy sta­wić czoło. Uczy­nie­nie cze­goś z miło­ści ozna­cza wkła­da­nie wysiłku, sta­ra­nie się, niczego nie ocze­ku­jąc w zamian. A piesz­czoty, tak ważne i potrzebne każ­demu czło­wie­kowi od pierw­szego dnia życia, sta­no­wią część tej miło­ści.

Waż­ność piesz­czot w ciągu życia

Piesz­czota to miło­sny bodziec. Wszy­scy potrze­bu­jemy być piesz­czeni, od dnia naro­dzin do śmierci. Czu­ło­ści są cegłami, które zespa­lają się w budowli naszego życia. Kiedy matka pie­ści i tuli swoje maleń­stwo, daje mu uczu­ciowy pokarm, coś abso­lut­nie nie­zbęd­nego dla pra­wi­dło­wego roz­woju. Nie­mowlę potrze­buje tego, by trzy­mać je na rękach, patrzeć na nie, obej­mo­wać i pie­ścić. Fizyczne cie­pło, kon­takt z cia­łem rodzi­ców spra­wiają, że dziecko czuje się kochane, zadbane i chro­nione.

W miarę jak dziecko rośnie, rodzice je piesz­czą nie tylko fizycz­nie, lecz rów­nież poprzez swoje dzia­ła­nia: ujmują je za rękę, zapro­wa­dzają do szkoły i przy­cho­dzą po nie, spraw­dzają mu zada­nia domowe, przy­go­to­wują mu śnia­da­nie lub prze­ką­skę… Każde dzia­ła­nie, jakie wyko­nu­jemy wzglę­dem naszych dzieci, jest piesz­czotą, która będzie im towa­rzy­szyć przez całe życie.

Wszyst­kie istoty ludz­kie potrze­bują, od naro­dzin do ostat­niego dnia, cie­le­snego kon­taktu z dru­gim czło­wie­kiem. Nie­mniej jed­nak nasto­latki czę­sto uni­kają fizycz­nego kon­taktu. Na tym eta­pie nasze dzieci zaczy­nają roz­róż­niać to, co jest fizyczną piesz­czotą, od tego, co jest piesz­czotą sek­su­alną, i to jest wła­śnie powo­dem, dla któ­rego potrze­bują fizycz­nie się od nas odda­lić. Musimy obej­mo­wać nasze dzieci, kochać je i oczy­wi­ście pie­ścić, lecz w okre­sie doj­rze­wa­nia istotne jest, byśmy czy­nili to za pośred­nic­twem czy­nów i słów.

Słowa rów­nież piesz­czą: za każ­dym razem, gdy dzie­ciom dora­dzamy, kiedy z nimi roz­ma­wiamy i wymie­niamy poglądy, obda­rzamy ich piesz­czo­tami, któ­rych potrze­bują dla zdro­wego roz­woju i ewo­lu­cji w kie­runku mło­do­ści. W ten spo­sób, kiedy zosta­wią za sobą okres doj­rze­wa­nia i prze­kształcą się w mło­dych ludzi, będą już mieć zako­rze­nione w sobie poczu­cie fizycz­nej piesz­czoty, czy­nów i słów.

W końcu docho­dzimy do sta­ro­ści. Star­szy czło­wiek rów­nież potrze­buje fizycz­nych czu­ło­ści, czy­nów i słów. W przy­padku fizycz­nych piesz­czot muszą one być sil­niej­sze, ponie­waż skóra, arte­rie, układ ner­wowy się zesta­rzały. Kiedy witamy się ze star­szą osobą, musimy sil­nie uści­snąć jej dłoń lub zde­cy­do­wa­nie pokle­pać po ramie­niu.

Piesz­czoty pary

Z powodu roz­cza­ro­wa­nia lub rutyny z upły­wem czasu wiele par traci nawyk obda­rza­nia się piesz­czo­tami. Zarówno kobieta, jak i męż­czy­zna tęsk­nią za fizycz­nym kon­tak­tem, obco­wa­niem, jakiego doświad­czali w pierw­szych latach związku. Jak powinny wyglą­dać piesz­czoty pary? Przyj­rzyjmy się dwóm prak­tycz­nym sytu­acjom.

Sza­no­wać kon­tekst

Para zako­cha­nych nasto­lat­ków bez obiek­cji całuje się, obej­muje na ulicy czy pośrodku placu, nie prze­szka­dza im, że ludzie patrzą, ponie­waż dla nich nie ma kon­tek­stu. Nie­mniej jed­nak w miarę dora­sta­nia zaczy­nają cenić i oce­niać kon­tekst. Tak więc na przy­kład ona chce, żeby on ją poca­ło­wał w pracy, lecz on nie chce robić tego w biu­rze, przed kame­rami bez­pie­czeń­stwa, które ich nagry­wają. Każde z nich oce­nia kon­tekst w odmienny spo­sób. Dla niej kon­tekst nie jest ważny, a jedy­nie piesz­czota, fizyczny kon­takt, a dla niego piesz­czota rów­nież jest ważna, lecz ponadto zważa na kon­tekst. On nie chce, żeby w pracy widziano, jak ją całuje. Tak czy owak to robi, jed­nak uprzed­nio roz­gląda się na boki, by upew­nić się, że nikt tego nie widzi. I co – oczy­wi­ste – poca­łu­nek nie spra­wia mu przy­jem­no­ści. Ona dostrzega jego skrę­po­wa­nie i robi mu wyrzuty: „Już nie kochasz mnie jak wcze­śniej, waż­niej­sza jest dla cie­bie ta praca niż moja miłość” – i tu roz­pę­tuje się dys­ku­sja. Posza­no­wa­nie kon­tek­stu jest bar­dzo ważne.

Rado­wać się we dwoje

Nie ma sensu, by tylko jedno z pary cie­szyło się piesz­czo­tami, zawsze musi być wza­jemna satys­fak­cja. I ma to zasto­so­wa­nie nie tylko u par. Na przy­kład bab­cia chce poca­ło­wać wnuka, lecz dziecko jej mówi: „Bab­ciu, nie chcę, żebyś mnie cało­wała”. Dziecko nie chce być piesz­czone, nie jest jak domowy zwie­rzak, który zawsze przy­cho­dzi, żeby go pogła­skać. Bab­cia nie rozu­mie tej sytu­acji i uważa, że w każ­dej chwili może powie­dzieć wnucz­kowi: „Chodź tutaj”, i poca­ło­wać go. Nie jest to jed­nak piesz­czota. Czy przy­da­rzyło się wam kie­dyś, że gdy roz­ma­wia­li­ście z kimś, ten nagle ujął was za ramię i poło­żył rękę w pasie? Z pew­no­ścią pomy­śle­li­ście: „Co tu się dzieje?”. Ta osoba nie oka­zy­wała czu­ło­ści, lecz myślała o sobie, o tym, co ona czuje.

Zdrowa piesz­czota to taka, która obojgu spra­wia przy­jem­ność. By taka była, musi poja­wiać się empa­tia, to zna­czy muszą się cie­szyć oboje. To wła­ściwy spo­sób oka­zy­wa­nia sobie czu­ło­ści, która powinna roz­wi­jać się dyna­micz­nie mię­dzy dwoj­giem ludzi w miarę upływu czasu. Zarówno on, jak i ona powinni umieć powie­dzieć sobie: „Już wiem, że ta piesz­czota mu się nie podoba, a ta ow­szem”; „Wiem, że teraz nie jest odpo­wied­nia pora”; „Wiem, że teraz jest wła­ściwy czas”. Wiele pro­ble­mów poja­wia się dla­tego, że jedno z dwojga dotyka dru­gie ręką, czy­nem lub sło­wem w chwi­lach, kiedy dru­gie tego nie chce, bądź też robi to w spo­sób, który się mu nie podoba. Zgrane pary wie­dzą, kiedy, jak i gdzie oka­zy­wać sobie czu­łość, a wszystko zacho­dzi spon­ta­nicz­nie. Tak działa empa­tia w odnie­sie­niu do pary. Ze względu na to rze­czą fun­da­men­talną jest wyja­śniać, wyra­żać, mówić: „To mi się podoba”; „To mi się nie podoba”; „Teraz chcę”; „Teraz nie chcę”. I nie odno­szę się do seksu, lecz do emo­cjo­nal­nego oka­zy­wa­nia czu­ło­ści. W pew­nych parach oboje myślą: „Jeśli mnie kocha, musi wie­dzieć, czego potrze­buję, i musi to być spon­ta­niczne”. Jed­nak roz­ma­wia­nie i oka­zy­wa­nie dru­giej oso­bie tego, czego się chce, jest nie­zbędne. To zdrowy spo­sób budo­wa­nia więzi. Nadej­dzie taka chwila, kiedy nie będzie się już mówić tego, co się mówiło, ponie­waż infor­ma­cja się zako­do­wała. A wów­czas para będzie dobrze funk­cjo­no­wać, pod warun­kiem że oboje się znają.

Nie­które mity doty­czące piesz­czot, od któ­rych musisz się uwol­nić

• Moi rodzice nie oka­zy­wali mi czu­ło­ści, dla­tego nie umiem jej oka­zy­wać

Fałsz. Nie wyja­śnia to, dla­czego ktoś nie potrafi oka­zy­wać czu­ło­ści, gdyż wyda­rze­nia z prze­szło­ści nie deter­mi­nują tego, co dana osoba robi dzi­siaj. To, co robimy teraz, zależy wyłącz­nie od nas. Jeśli dzi­siaj nie oka­zuję czu­ło­ści, mogę wyja­śniać, że w dzie­ciń­stwie cier­pia­łem na nie­do­sta­tek uczuć i dla­tego nie umiem ich oka­zy­wać, lub też mogę powie­dzieć prawdę: nie oka­zuję czu­ło­ści, ponie­waż się wsty­dzę, boję lub po pro­stu nie jestem do tego przy­zwy­cza­jony. Nasze dzi­siej­sze zacho­wa­nie nie zależy od prze­szło­ści, to, co nie­gdyś prze­ży­li­śmy, nie jest wymówką, żeby się nie zmie­nić. Możemy powie­dzieć: „Lubię cało­wać, gdyż pocho­dzę z rodziny, w któ­rej bez prze­rwy się obda­rza­li­śmy poca­łun­kami”, lecz prawdą jest, że lubimy cało­wać, ponie­waż posta­no­wi­li­śmy być tacy. Mamy swo­bodę zmie­nie­nia wszyst­kiego, co jest nam nie­miłe lub spra­wia przy­krość. Nie wińmy zatem prze­szło­ści, jako że cho­ciaż można ją wyja­śnić, nie deter­mi­nuje ona naszej teraź­niej­szo­ści.

• Moi rodzice mnie nie kochali, cał­ko­wi­cie mnie odrzu­cili

Fałsz. Wiele osób powie­działo mi: „Rodzice mnie porzu­cili”; „Rodzice mnie odrzu­cili”; „Ojciec mnie bił”; „Matka ni­gdy mnie nie kochała”. Może nie kochali nas tak, jak byśmy chcieli, a może chcie­li­by­śmy, żeby kochali nas bar­dziej. Nie­mniej jed­nak nikt nie może powie­dzieć, że zupeł­nie nie był kochany. Gdyby tak było, dzi­siaj byli­by­śmy cał­ko­wi­cie nie­sprawni i mie­li­by­śmy ogra­ni­czone moż­li­wo­ści sta­wie­nia czoła życiu.

• Dziad­ko­wie oka­zy­wali mi czu­łość, lecz rodzice nie

Fałsz. Prze­cież ci dziad­ko­wie byli rodzi­cami jed­nego z naszych rodzi­cieli. Bar­dzo czę­sto two­rzymy sobie taki obraz, ponie­waż chcie­li­by­śmy, żeby oka­zy­wano nam czu­łość w inny spo­sób, jako że miłość ma odmienne wskaź­niki w ciągu życia. Na przy­kład ktoś może mi powie­dzieć: „Ależ się cie­szę, że cię widzę!”, co może nie być wskaź­nikiem miło­ści czy czu­ło­ści. Fak­tem jest, że sprze­dawcy zawsze się cie­szą, widząc, jak wcho­dzimy do ich sklepu, i ser­decz­nie nas trak­tują, nie ozna­cza to jed­nak, że nas kochają, a jedy­nie to, że są zain­te­re­so­wani tym, byśmy kupili to, co sprze­dają. Wszy­scy mamy różne wskaź­niki. Może kiedy cze­ka­li­śmy na jakiś miły komen­tarz, obda­rzono nas fizyczną czu­ło­ścią bądź też kiedy potrze­bo­wa­li­śmy fizycz­nej czu­ło­ści, obda­rzono nas sło­wem. Ważne jest, byśmy nauczyli się róż­nych wskaź­ni­ków. Czu­ło­ści jed­nak zawsze są potrzebne.

Wszy­scy ludzie potrze­bują miło­ści wyra­żo­nej poprzez czu­ło­ści, jako że czu­łość afek­tywna jest pali­wem i siłą pozwa­la­jącą czuć się kocha­nym i móc kochać. Róbmy to! Oka­zujmy sobie czu­łość coraz czę­ściej, za każ­dym razem, kiedy możemy!

Siła 2

Siła 2

Budo­wa­nie więzi uczu­cio­wych daje nam wewnętrzną siłę do zbu­do­wa­nia uczu­cio­wej kry­jówki

To, czego nie mówimy

W obec­nych cza­sach ludzie bory­kają się z róż­nymi pro­ble­mami, takimi jak prze­moc domowa, nie­wier­ność bądź też wszel­kiego rodzaju uza­leż­nie­nia, żeby wymie­nić tylko nie­które. Powód? Jed­nym z wielu jest nie­moż­ność zadzierz­gnię­cia uczu­cio­wej więzi.

Czym jest uczu­ciowa więź?

Kiedy ktoś mówi: „Chcę, abyś mi mówił, że mnie kochasz”, pro­ble­mem nie jest wyra­że­nie tego sło­wami, lecz prze­kaz nie­wer­balny. Za każ­dym razem, gdy zawo­dzi nie­wer­balna więź, part­ner będzie doma­gać się wyra­że­nia tego sło­wami: „Powiedz mi, że mnie kochasz”. Praw­dzi­wym pro­ble­mem jest to, co nie­wy­ra­żone sło­wami, i mimo że druga osoba oświad­czy: „Kocham cię”, kon­flikt nie zosta­nie zaże­gnany, ponie­waż poszu­kuje się cze­goś, co nie jest wer­balne. Czło­wiek pra­gnie tego, co wer­balne, gdyż wie­rzy lub ma złu­dze­nie, że w ten spo­sób zwią­zek sta­nie się lep­szy. Pro­ble­mem ni­gdy jed­nak nie jest to, co wer­balne, tylko to, co niewer­balne. Czym jest to, co niewer­balne? Załóżmy, że oddaję przy­ja­cie­lowi klu­cze do mojego domu, gdyż mię­dzy nami dwoma ist­nieje już utrwa­lona więź, szczere wza­jemne zain­te­re­so­wa­nie, które nie wymaga słów.

Przy­po­mnijmy sobie, kiedy zako­cha­li­śmy się po raz pierw­szy. Kiedy jeste­śmy zako­chani, na pierw­szym eta­pie związku ciało mówi wię­cej niż słowa. Naszym pierw­szym języ­kiem jest ciało. Gdy­bym pod­czas jakie­goś wywiadu powie­dział: „Jestem otwarty na wszyst­kie pyta­nia, jakie zechcą mi pań­stwo zadać”, lecz zało­żył ręce, moje ciało mówi­łoby, że w rze­czy­wi­sto­ści nie jestem otwarty. Jeśli męż­czy­zna kobie­cie, która naprawdę mu się podoba, mówi szcze­rze: „Kocham cię”, to, co nie­wer­balne (ciało), będzie współ­grać z tym, co wer­balne. Jeśli z kolei ów męż­czy­zna jedy­nie mówi, że ją kocha, a nie oka­zuje jej tego postawą, wów­czas to, co wer­balne, nie będzie współ­grało z tym, co nie­wer­balne.

Na pierw­szym eta­pie związku na ogół cie­le­sna postawa szcze­rego zain­te­re­so­wa­nia współ­gra z tym, co wer­balne. Spo­sób, w jaki męż­czy­zna z poprzed­niego przy­kładu pod­cho­dzi i patrzy na uko­chaną, idzie w parze ze sło­wami. Na dru­gim eta­pie męż­czy­zna pod­cho­dzi do kobiety, ponie­waż wyka­zuje szczere zain­te­re­so­wa­nie cie­le­sne, przy­pie­czę­to­wane przez: „Kocham cię, jaka jesteś śliczna!”. W póź­niej­szym okre­sie związku nie mówi jej już, że jest piękna, po pro­stu na nią patrzy, gdyż więź jest już utrwa­lona: język nie­wer­balny umoc­nił się i męż­czy­zna nic już nie musi mówić. Więź jest zatem szcze­rym zain­te­re­so­wa­niem drugą osobą.

Otóż kiedy zwią­zek nie funk­cjo­nuje, to nie słowa należy napra­wić, lecz poro­zu­mie­nie nie­wer­balne. A jak się to robi?

Naj­pierw trzeba wspo­mnieć o tym, czego nie należy robić. Związku nie odbu­do­wuje się, pro­sząc drugą osobę: „Powiedz mi, że mnie kochasz; powiedz mi, że jesteś mną zain­te­re­so­wany/-na; powiedz mi, że jestem ładna; powiedz mi, że jestem atrak­cyjny”. To niczego nie roz­wiąże. Związku nie odbu­do­wuje się rów­nież, prze­ka­zu­jąc dru­giej oso­bie listę wszyst­kich „chcę”: „Chcę, żeby­śmy poszli do kina; chcę, żebyś mnie dobrze trak­to­wał; chcę, żebyś przy­go­to­wała mi posi­łek; po powro­cie z pracy chcę zastać dom posprzą­tany”. Żadna z tych czyn­no­ści nie two­rzy więzi, jako że więź to nie lista zadań, lecz szczere zain­te­re­so­wa­nie drugą osobą, które wyraża się poprzez czyny.

Kiedy ta więź szcze­rego zain­te­re­so­wa­nia nie jest zdrowa, jedno robi dru­giemu wyrzuty: „Nie inte­re­su­jesz się mną”. Nie­mniej jed­nak więzi nie odbu­do­wuje się poprzez wyrzut, gdyż taka postawa jest obwi­nia­niem. Druga osoba powie: „A jak mam oka­zy­wać ci szczere zain­te­re­so­wa­nie, jeśli tak mnie trak­tu­jesz?”. Cza­sami robi się coś z obo­wiązku, lecz mię­dzy dwoj­giem ludzi niczego się nie roz­wiąże przez obo­wią­zek, wszystko należy robić ze względu na szczere zain­te­re­so­wa­nie drugą osobą. Jeśli w związku nie ma szcze­rego zain­te­re­so­wa­nia z obu stron, więź się nie umocni.

Odbu­do­wy­wa­nie więzi

Więź uczu­ciową można odbu­do­wać na dwa spo­soby:

• Wspo­mi­na­jąc prze­żyte wspól­nie dobre chwile

Kiedy wspo­mi­namy dobre czasy, wzru­szamy się i odczu­wamy w ciele to, co poczu­li­śmy, kiedy to się wyda­rzyło. Jeśli na przy­kład wspo­mi­namy dzień, kiedy uro­dziły się nasze dzieci, lub spo­sób, w jaki się pozna­li­śmy, prze­peł­nia nas uczu­cie. Z tego względu ważne jest, by zawsze prze­ży­wać na nowo dobre chwile. Jeśli­bym cię zapy­tał, jak się zako­cha­łeś/zako­cha­łaś w niej/nim, z pew­no­ścią zmie­niłby się twój wyraz twa­rzy. Musimy ćwi­czyć się w ponow­nym doświad­cza­niu, wspo­mi­na­niu lub prze­ży­wa­niu ponow­nie pięk­nych chwil, które nas spo­tkały jako parę i jako rodzinę. To zna­ko­mite ćwi­cze­nie, które wszy­scy możemy wyko­ny­wać w celu polep­sze­nia rela­cji z naszym part­ne­rem czy part­nerką.

• Prze­ży­wa­jąc ponow­nie trudne sytu­acje, które wspól­nie poko­na­li­śmy

Ponowne prze­ży­wa­nie tych smut­nych chwil, które jed­nak w końcu udało się nam przejść, spra­wia, że na nowo doświad­czamy w ciele owego szcze­rego zain­te­re­so­wa­nia drugą osobą, jakie odczu­wa­li­śmy w prze­szło­ści. Powo­duje to rów­nież odbu­dowę więzi. Wspo­mi­na­nie zarówno miłych, jak i cięż­kich prze­żyć – prób – które razem prze­szli­śmy, da nam wewnętrzną siłę do lep­szego prze­ży­wa­nia każ­dego dnia. Czło­wiek ponow­nie prze­żywa ból, lecz także jego koniec, zwią­zek, a w wyniku tego odra­dza się uczu­ciowa więź.

Obec­nie widu­jemy wielu ludzi z uczu­cio­wymi ranami, szu­ka­ją­cych prze­lot­nego i alter­na­tyw­nego roz­wią­za­nia, któ­rzy jed­nak w rze­czy­wi­sto­ści krzyw­dzą się i szko­dzą innym. Motyw? Nie umieją dbać i odbu­do­wy­wać owej więzi szcze­rego zain­te­re­so­wa­nia drugą osobą: tego, czego nie mówimy. Kiedy ta więź jest utrwa­lona, a ponadto mówię: „kocham cię”, ta postawa uwy­dat­nia coś, co już ist­nieje. Dla­tego są pary, które rozu­mieją się, tylko na sie­bie patrząc, lecz prócz tego mówią sobie, że się kochają, i uka­zują łączącą ich więź. Wyra­żają to, cho­ciaż nie jest to konieczne, gdyż więź jest ugrun­to­wana: szczere zain­te­re­so­wa­nie drugą osobą wyraża się cie­le­śnie.

Kochać to nie zna­czy patrzeć na sie­bie nawza­jem, lecz patrzeć w tym samym kie­runku.

Anto­ine de Saint-Exupéry

Naj­po­tęż­niej­sza broń

Nawet wów­czas, gdy wydaje się, że w złym związku nie ma odwrotu, ZAWSZE można odbu­do­wać więź. A poza prak­tycz­nymi spo­so­bami, któ­rymi się dzie­limy, należy pamię­tać, że zarówno męż­czyźni, jak i kobiety na równi mają do dys­po­zy­cji nie­za­wodną broń.

Wiara, nadzieja i miłość są trzema orę­żami, na jakie mogą liczyć wszy­scy ludzie, acz­kol­wiek naj­po­tęż­niej­szą, naj­zna­ko­mit­szą jest miłość. Kiedy czło­wiek kie­ruje się miło­ścią, dzieją się rze­czy nie­zwy­kłe, nie­mniej jed­nak spo­łe­czeń­stwo zajęło się tym, żeby znie­kształ­cić poję­cie miło­ści.

Miłość to nie: „Kocham cię w sobotę i w nie­dzielę, lecz od ponie­działku do piątku cię nie kocham”.

Miłość to kocha­nie każ­dego dnia. W innym przy­padku, kiedy męż­czy­zna mówi kobie­cie „tak”, chce powie­dzieć „nie”. Kiedy ktoś twier­dzi: „Pra­gnę cię, lecz cię nie kocham, nie­zbyt dobrze wiem, co czuję”, mówi: „Nie kocham cię”.

Kiedy czło­wiek kocha, wie, że kocha, a ta miłość trwa od ponie­działku do ponie­działku – i dalej.

Miłość to nie zako­cha­nie.

Jeśli ktoś nie jest pewny, czy cię kocha, nie kocha cię.

Wal­ter Riso

Ktoś uważa, że to miłość, lecz „nie kocha cię”. Czy­sta bio­lo­gia. Czło­wiek nie decy­duje: „Zako­cham się poju­trze”, lecz zako­chuje się nagle, i jest to czy­sta namięt­ność, czy­sta irra­cjo­nal­ność. Zako­chany czło­wiek nie widzi wad dru­giej osoby i dla­tego postrzega ją jako dosko­nałą. Ten stan trwa w przy­bli­że­niu dzie­więć mie­sięcy, więc z uwagi na to nie jest wska­zane, żeby zawie­rać dłu­go­ter­mi­nowe zobo­wią­za­nia wzglę­dem sie­bie w cza­sie krót­szym niż pół­tora roku od pozna­nia się. Ten, kto zwią­zał się z drugą osobą i roz­staje się z nią po pół­tora roku, żył jedy­nie w sta­nie czy­stego zako­cha­nia, ryzy­ku­jąc, że póź­niej się roz­cza­ruje. Dla­czego? Dla­tego że w okre­sie zako­cha­nia jedno poka­zuje dru­giemu wer­sję demo, kiedy jed­nak się zobo­wią­zuje, prze­ka­zuje mu kom­pletną płytę CD. Demo to wszystko, co naj­lep­sze, same pozy­tywne cechy. Kiedy czło­wiek się zako­chuje, poka­zuje swoją naj­lep­szą stronę, praw­dziwa miłość jest jed­nak cier­pliwa i czeka. Kto nie potrafi cze­kać, nie kocha, lecz działa pod wpły­wem namięt­no­ści. A namięt­ność to nie miłość.

Miłość to nie uczu­cie, to coś znacz­nie wię­cej.

Jeśli jed­nak uwa­żam, że to tylko uczu­cie, będę żył, sto­su­jąc pro­jek­cję. Co to ozna­cza? Jeśli na przy­kład ktoś przy­cho­dzi i opo­wiada nam, że musi podejść do egza­minu, zasto­suj­cie to ćwi­cze­nie: popro­ście go, żeby zapy­tał was, co sądzi­cie o tym, jak mu pój­dzie na egza­mi­nie, po czym milcz­cie, nic nie mów­cie. Po chwili ciszy zapy­taj­cie go: „Jak sądzisz, co teraz myślę?”. Ten czło­wiek wam powie: „Myślisz, że źle mi pój­dzie na egza­mi­nie”. To wła­śnie myśli ta osoba i nazywa się to pro­jek­cją. Cza­sami przy­pi­su­jemy dru­giej oso­bie nega­tywne rze­czy, a cza­sami pozy­tywne, czy jed­nak opie­ramy się na fak­tach? Nie, opie­ramy się na tym, co czu­jemy. To, co czu­jemy, to nasza pro­jek­cja. Miłość to nie tylko uczu­cie, opiera się bowiem na czy­nach, a nie wyłącz­nie na uczu­ciach.

Miłość nie jest lekar­stwem, nie leczy tego, co nie­do­bre.

Kiedy ktoś odczuwa brak uczu­cia, będzie szu­kał tego, żeby druga osoba ten brak zaspo­ko­iła. „W moim roz­woju bra­ko­wało mi doce­nia­nia, toteż chcę, żeby mój part­ner/part­nerka mnie doce­niał/doce­niała”; „W dzie­ciń­stwie bra­ko­wało mi czu­ło­ści i dla­tego chcę, żeby druga osoba obda­rzała mnie czu­ło­ścią”. Wów­czas osoba odczu­wa­jąca taką potrzebę idzie przez życie, szu­ka­jąc kogoś, kto wypełni lub dopełni to, czego jej bra­kuje. W takich sytu­acjach zwy­kle poja­wiają się psy­cho­paci bądź ludzie o oso­bo­wo­ści nar­cy­stycz­nej, będący eks­per­tami w wyszu­ki­wa­niu ludzi z emo­cjo­nal­nymi potrze­bami, któ­rzy mają nadzieję, że ktoś zaspo­koi ich uczu­ciowe braki. Co robi mani­pu­lant? Daje nam to, czego potrze­bu­jemy, i spra­wia, że czu­jemy się w siód­mym nie­bie. Kiedy jed­nak prze­kona się, że zaspo­koił ten brak, już wie, że wpa­dli­śmy w jego sieci, i nas więzi. Wów­czas zaczyna nami mani­pu­lo­wać, odrzu­cać nas i źle trak­to­wać, by póź­niej porzu­cić.

Dzie­cięca miłość wyznaje zasadę: „Kocham, ponie­waż mnie kochają”. Doj­rzała miłość podąża za zasadą: „Kochają mnie, ponie­waż kocham”. Nie­doj­rzała miłość powiada: „Kocham cię, ponie­waż tego potrze­buję”. Doj­rzała miłość mówi: „Potrze­buję cię, ponie­waż cię kocham”.

Erich Fromm

Wszy­scy mamy braki, lecz to nie druga osoba powinna je wypeł­nić, to zada­nie przy­na­leżne każ­demu oso­bi­ście. Kiedy czło­wiek się skarży, gdyż nie znaj­duje uzna­nia ani doce­nie­nia u dru­giego, przede wszyst­kim powi­nien zadać sobie pyta­nie, czy doce­nia samego sie­bie. Powi­nie­neś zawsze się zapy­tać, czy dajesz sobie wszystko, czego ocze­ku­jesz od dru­giego. Jeśli tak jest, naj­praw­do­po­dob­niej nie będziesz tego szu­kał u innego. Jeśli druga osoba ci to daje, będziesz się tym cie­szył, ponie­waż jest to pewien bonus, nie będziesz jed­nak szedł przez życie z pla­ka­tem „Potrze­buję”, żeby druga osoba wypeł­niła pustkę, którą ty sam musisz wypeł­nić.

Wiele osób pra­gnie stwo­rzyć zwią­zek i dzie­lić się szczę­ściem z drugą osobą, lecz mają puste miej­sca, wyrwy i braki w dzie­ciń­stwie, na przy­kład męskiego obrazu ojca lub kobie­cego matki. Te same braki prze­ka­zują swo­jej rodzi­nie lub współ­mał­żon­kowi, mając nadzieję, przy­kładowo: „Czuję się samotna, potrze­buję męż­czy­zny”. Jeśli ktoś czuje się samotny, musi samo­dziel­nie prze­zwy­cię­żyć swą samot­ność, w prze­ciw­nym bowiem razie może wybrać czło­wieka, który naj­pierw prze­mieni ją w księż­niczkę, a następ­nie uczyni z niej ple­be­juszkę.

Jeśli miłość prze­szka­dza w roz­woju mojej swo­bod­nej oso­bo­wo­ści, lepiej jest pozo­stać samemu i wol­nym.

Wal­ter Riso

Czym jest miłość?

Naj­lep­sza defi­ni­cja miło­ści, jaką pozna­łem, brzmi: dawać, nie ocze­ku­jąc niczego w zamian. Jeśli komuś poma­gam, po czym obra­żam się, gdyż mi nie podzię­ko­wał, nie była to miłość, ocze­ki­wa­łem bowiem jego wdzięcz­no­ści. „Uro­dzi­łam cię, wycho­wa­łam, dba­łam o cie­bie”, mówią nie­które matki, i nie jest to postawa miło­ści, gdyż pobrzmiewa w tych sło­wach żąda­nie. Kiedy naprawdę kochamy, niczego nie ocze­ku­jemy od dru­giej osoby. Kochamy i dajemy z przy­jem­no­ści dawa­nia i jeste­śmy szczę­śliwi, ponie­waż dali­śmy.

Miłość jest potężna, ponie­waż daje z przy­jem­no­ści dawa­nia, niczego nie ocze­ku­jąc w zamian.

Jeśli chcemy odbu­do­wać lub wzmoc­nić uczu­ciową więź w związku, musimy bar­dzo jasno widzieć, że kochać to dawać bez ocze­ki­wa­nia niczego w zamian. Czło­wiek musi dawać przez całe życie, gdyż miłość to nie posia­da­nie, lecz czy­sta szczo­drość. W zdro­wym związku obie osoby zacho­wują prze­strzeń, gdyż żadna z nich nie oddaje się cał­ko­wi­cie. Nie cho­dzi o to, że gdy jestem w związku, mój świat uczu­ciowy się koń­czy czy też każdy z ele­men­tów związku wyrzeka się swo­jej wol­no­ści; kiedy bowiem czło­wiek wyrzeka się swo­jej wol­no­ści, wszystko w końcu staje się wielką mono­to­nią. Każdy powi­nien trwać przy swych marze­niach, swo­ich pro­jek­tach, swo­ich przy­ja­cio­łach, swo­ich upodo­ba­niach.

Para­doks miło­ści polega na tym, żeby być sobą, nie prze­sta­jąc być dwoj­giem.

Erich Fromm

Praw­dziwa miłość to nie­zwy­kła siła, zdolna poru­szać góry, prze­kształca i prze­ła­muje wszelki ego­izm na świe­cie, gdzie wszy­scy dają, ocze­ku­jąc cze­goś w zamian. To spo­iwo, które nas zado­wala, łączy i tak utrzy­muje przez całe życie. A kiedy uczu­ciowa więź opiera się na naszych sil­nych punk­tach i praw­dzi­wym zna­cze­niu słowa „miłość”, uzy­skana wewnętrzna siła posłuży nie tylko sta­wia­niu czoła trud­no­ściom, lecz także cie­sze­niu się przy­jem­no­ścią kocha­nia tego, kogo wybra­li­śmy.

Siła 3

Siła 3

Mówie­nie „tak” i „nie” daje nam wewnętrzną siłę, by pew­nie podą­żać naprzód

To, co nam szko­dzi

Wszy­scy kie­dyś upa­dli­śmy, czy to przez pomyłkę, czy też uczy­ni­li­śmy coś, wie­dząc, że wyrzą­dzi to nam krzywdę. Kiedy czło­wiek podej­muje jakieś dzia­ła­nie, ma ono kon­se­kwen­cje. Co się dzieje w przy­padku nasto­lat­ków? Nie widzą kon­se­kwen­cji. Nasto­la­tek, żyjąc w natych­mia­sto­wo­ści i mając wszech­mocną struk­turę, myśli, że może robić, co chce, bez zwa­ża­nia na skutki. Co wię­cej, uważa, że dla niego nie ma kon­se­kwen­cji. To wła­śnie jest motto czło­wieka wszech­wład­nego. Myśli on bowiem, że może pro­wa­dzić życie sek­su­alne bez zabez­pie­cza­nia się, jako że znaj­duje się „ponad dobrem i złem” i nic mu się nie przy­da­rzy. W ten spo­sób jego dzia­ła­nia stają się coraz śmiel­sze i nie roz­waża kon­se­kwen­cji.

Czło­wiek doro­sły rów­nież może iść przez życie jak nasto­la­tek, mówiąc: „Robię, co chcę, spóź­niam się, nie obcho­dzi mnie, co czują moje dzieci i mój współ­mał­żo­nek”. Jeśli ostrze­gają go, że w ten spo­sób nie będzie się ukła­dać w jego mał­żeń­stwie, odpo­wiada: „Nie, nic się nie dzieje”. Nie bie­rze pod uwagę kon­se­kwen­cji ani nie zważa na prze­strogi, gdyż myśli podob­nie jak nasto­la­tek. Jest jed­nak nie­uchronne, że cho­ciaż tacy ludzie sta­rają się to zigno­ro­wać, znie­wagi, krzyki i złe trak­to­wa­nie znaj­dują oddźwięk w życiu ich dzieci.

Fak­tem jest, że wszyst­kie nasze dzia­ła­nia, w każ­dym wieku mają kon­se­kwen­cje.

Gra­nice, jakie sobie wyty­czamy

Jeśli dziecko dotknie cze­goś gorą­cego, wię­cej tego nie uczyni, ponie­waż się uczy. To samo zwie­rzęta. Nie­mniej jed­nak my, ludzie doro­śli, stale poty­kamy się w tych samych sytu­acjach. Wyobraźmy sobie znak na końcu szosy z infor­ma­cją „Brak dal­szej drogi”. Dla­czego usta­wiono to ogra­ni­cze­nie? Ponie­waż o nas zadbano. Jeśli ktoś powie: „Nic się nie dzieje” i podąży dalej, spad­nie w prze­paść.

My, ludzie, żyjemy w ramach ogra­ni­czeń. Mamy na przy­kład ogra­ni­cze­nie fizyczne. Ktoś zjadł całą tabliczkę cze­ko­lady i nie poczuł się źle? Ist­nieją rów­nież ogra­ni­cze­nia spo­łeczne. Jeśli prze­je­dziemy na czer­wo­nym świe­tle, możemy spo­wo­do­wać wypa­dek, zabić kogoś lub sami zgi­nąć. A jeśli szczę­śli­wie do tego nie doj­dzie, będziemy musieli zapła­cić man­dat. Jeżeli prze­kra­czamy gra­nice w poważ­niej­szych spra­wach, możemy nawet stra­cić wol­ność. Ist­nieją ogra­ni­cze­nia kul­tu­rowe, być może naj­trud­niej­sze do zde­fi­nio­wa­nia, gdyż w miarę upływu czasu kul­tura prze­suwa swe gra­nice. To, co dzi­siaj jest nor­malne, dwa­dzie­ścia lat temu takie nie było. I mamy ogra­ni­cze­nia rodzinne. Jeśli mam part­nera/part­nerkę i dopusz­czę się nie­wier­no­ści, prze­kra­czam gra­nicę, pakt wyłącz­no­ści i wier­no­ści. To zna­czy, że są różne ogra­ni­cze­nia: fizyczne, spo­łeczne, kul­tu­rowe, rodzinne. Ist­nieją ponadto gra­nice oso­bi­ste, emo­cjo­nalne, duchowe. Jeśli na przy­kład mam w sercu nie­na­wiść, spo­łecz­nie nie jest to źle widziane, gdyż mogę żywić nie­na­wiść, dopóki nie wyrzą­dzam innym krzywdy, lecz jest to coś, co mnie wyrzą­dza krzywdę. Jeżeli w tym trwamy, cho­ru­jemy, jeśli roz­po­zna­jemy, co nam szko­dzi, chro­nimy zdro­wie.

Ogra­ni­cze­nie wyswo­ba­dza i pozwala nam unik­nąć szko­dze­nia sobie. Kiedy jako rodzice wyzna­czamy limity naszym dzie­ciom, nie czy­nimy tego, by je ogra­ni­czyć, lecz, prze­ciw­nie, żeby ich nie ogra­ni­czać. Zna­czy to, że jeśli jasno usta­no­wię: „to jest dobre, a to jest złe”, dziecko będzie wzra­stać w poczu­ciu wła­snej war­to­ści i mieć jasność, co może posta­no­wić, a czego nie. Muszę jasno powie­dzieć mojemu dziecku, że kra­dzież jest zła, że kła­ma­nie jest złe, że oszu­ki­wa­nie jest złe, że może sprze­czać się z rodzeń­stwem, lecz nie może docho­dzić do fizycz­nej bądź słow­nej agre­sji. Bicie dziecka ni­gdy nie wyzna­cza gra­nicy, lecz ozna­cza brak gra­nic. Kiedy ojciec krzy­czy, bije, używa pasa lub wymie­rza poli­czek, nie wyty­cza gra­nic, a jedy­nie wywo­łuje fru­stra­cję i ból, co może póź­niej dopro­wa­dzić do wiel­kich kon­flik­tów.

Czło­wiek potrze­buje „tak” i „nie”, by móc wyzna­czyć sobie gra­nice. Jeśli mam to w sobie, nie będę posłuszny ze stra­chu przed gnie­wem rodzi­ców, lecz dla­tego, że to mi odpo­wiada lub jest dla mnie korzystne, i będę uni­kać tego, co mi szko­dzi. Jeśli mam zako­rze­nione w sobie „tak” i „nie”, wów­czas mogę je wyko­rzy­sty­wać.

Psy­cho­pata to osoba, która nie ma ogra­ni­czeń, gdyż wycho­wano ją bez okre­śla­nia „nie”, a jedy­nie „tak”. W kon­se­kwen­cji żyje, kie­ru­jąc się impul­sami, pra­gnie­niami, naru­sza­jąc wszel­kie gra­nice.

Róż­nica mię­dzy głu­potą a geniu­szem polega na tym, że geniusz ma swoje gra­nice.

Albert Ein­stein

Kiedy idziemy, mając gra­nice, czy­nimy to pew­nie, wiemy bowiem, co jest dobre, a co złe; kiedy jed­nak naru­szamy ogra­ni­cze­nia i robimy to, co nam odpo­wiada, tra­cimy spo­kój. Szczę­ście jest bar­dzo roz­re­kla­mo­wane. „Trzeba być szczę­śli­wym” – sły­szymy, ist­nieje jed­nak potęż­niej­sza war­tość: spo­kój. Uzna­nie naszych ogra­ni­czeń i dzia­ła­nie w ich ramach przy­nosi nam spo­kój.

Kie­ro­wać swoim umy­słem

Więk­szość pro­ble­mów, z jakimi się bory­kamy, szcze­gól­nie kiedy cho­dzi o wyty­cze­nie i posza­no­wa­nie gra­nic, spo­wo­do­wana jest tym, że nie kon­tro­lu­jemy naszego umy­słu. Wiele osób nie wie, jak zarzą­dzać swoim umy­słem. Wyobraźmy sobie, że pewna osoba w pracy ogląda na kom­pu­te­rze trans­mi­sję z kon­fe­ren­cji czy wykładu. W pew­nym momen­cie mija ją zna­jomy, przez co odrywa wzrok od ekranu, uświa­do­miw­szy sobie nagle, że byli umó­wieni na wspólny lunch. Albo zagląda kolega z pokoju obok, zadaje jakieś pyta­nie i zaczy­nają roz­ma­wiać. Dana osoba gubi wątek i nie śle­dzi dalej oglą­da­nego wcze­śniej filmu. Nasz dzi­siej­szy styl życia jest nie­uważny. Wzmo­gły się pro­blemy z nie­po­ko­jem, ponie­waż mamy tryb usta­wicz­nego roz­pro­sze­nia. Ledwo poja­wia się jakaś myśl, idea, a już nasze myśli błą­dzą. Żyjemy nega­tyw­nie roz­tar­gnieni przez więk­szość czasu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki