Rany emocjonalne - Bernardo Stamateas - ebook + audiobook + książka

Rany emocjonalne ebook

Bernardo Stamateas

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wszyscy mamy za sobą trudne chwile – rozstanie, chorobę, śmierć kogoś z bliskich, byliśmy nękani, wykorzystywani czy poniżani. Bywa, że w konsekwencji zmagamy się z atakami paniki, cierpimy na fobie, trawi nas zazdrość albo przepełnia chroniczny smutek.

Nie możemy zmienić przeszłości, ale możemy ją przekształcić w cenne doświadczenie dla naszej teraźniejszości.

• Dlaczego zawsze czuję się gorszy?

• Jak wybaczyć?

• Dlaczego czuję smutek, skoro mam wszystko?

• Jestem swoim najsurowszym krytykiem. Dlaczego?

• Co zrobić, żeby nie żyć wspomnieniami?

Naucz się wyciągać lekcje z przeszłości. Zamień bolesne wspomnienia w dar pomocy innym, przekuj rozpamiętywane krytyczne słowa w wewnętrzną afirmację, przekształć zazdrość w poczucie własnej wartości, wynieś z błędów i porażek naukę na przyszłość.

Właśnie nadeszła chwila, żeby uleczyć nasze dzisiaj i pójść w stronę lepszego jutra.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 214

Oceny
4,7 (44 oceny)
33
9
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Maadziuul

Nie polecam

Przemocowe podejście do radzenia sobie z ranami emocjonlnymi. Autor nakazuje co wolno, a czego nie.
00
Sisi2111

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo orzydatna życiowo pozycja
00
Asiajablonska

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra i pomocna książka
00

Popularność




Podziękowania

Podzię­ko­wa­nia

Całemu robo­czemu zespo­łowi, który umoż­li­wił powsta­nie tej książki: dla Silvii, Cri­stiny, Kariny i Silvany – moja naj­więk­sza wdzięcz­ność. Podzię­ko­wa­nia dla dok­tora Juana Car­losa Kusnet­soffa za wspar­cie i zawsze szczo­drość.

Prolog

Pro­log

Moż­li­wość wypo­wie­dze­nia się w pro­logu do tej książki jest przy­wi­le­jem. Ber­nardo jest jedną z osób, które mam w sercu.

Do korzy­ści, które daje moja pro­fe­sja, należy pozna­wa­nie ludzi, któ­rych warto poznać, a jedną z takich osób jest Ber­nardo. Jestem bar­dzo dumny z moich rodzi­ców, któ­rzy nauczyli mnie tysięcy waż­nych rze­czy. To także dzięki nim wyro­słem z mnó­stwem utar­tych powie­dzeń, które cza­sami chcia­łoby się wyple­nić z wła­snego życia, jak na przy­kład: „Jeśli nie będziesz jadł, przyj­dzie potwór i cię zabie­rze”, „Nie możesz wska­ki­wać do basenu wcze­śniej niż dwie godziny po posiłku, ponie­waż możesz doznać szoku ter­micz­nego”. Nie­mniej jed­nak jed­nym z powie­dzeń, które naj­bar­dziej mnie nazna­czyły, było niniej­sze: „Przy­ja­ciół poznaje się w bie­dzie”. Co ozna­cza, że cza­sami, kiedy ci się powo­dzi, jesteś bar­dzo samotny.

Dla­tego bar­dzo dobrze jest, gdy poja­wiają się ludzie zestro­jeni z tobą, któ­rzy cię rozu­mieją, są dumni i szczę­śliwi z powodu two­jego suk­cesu i poma­gają ci w tym, by twoje życie było lep­sze. Takimi ludźmi chcę się ota­czać.

Prze­ży­wa­łem oso­bi­sty kry­zys, kiedy nie wie­dzia­łem, kto jest moim przy­ja­cie­lem, a kto nim nie jest, i w jed­nej z takich chwil zapra­gną­łem zmiany, ponie­waż fak­tycz­nie zmę­czyła mnie obec­ność przy mnie „tok­sycz­nych ludzi” wywo­łu­ją­cych „tok­syczne emo­cje”. Przez to myśla­łem, że moje życie pełne jest „szczę­śli­wych pora­żek”. Od chwili zaś, gdy pozna­łem Ber­narda, poczu­łem, że mogę kochać sie­bie bar­dziej i bez poczu­cia winy cie­szyć się nie­zwy­kłymi wyni­kami.

Jestem pewny, że osoba, która z kimś czyta, słu­cha, pije kawę lub zjada wspól­nie kola­cję, tak jak ja mogłem z Ber­nar­dem, naj­praw­do­po­dob­niej ni­gdy w życiu nie odnie­sie już wię­cej emo­cjo­nal­nych ran.

Diego Pérez

Wstęp

Wstęp

Wszy­scy mamy jakąś prze­szłość i wszyst­kim nam przy­da­rzyły się rze­czy piękne i brzyd­kie, mamy wspo­mnie­nia, które pod­trzy­mują nas emo­cjo­nal­nie, i wspo­mnie­nia, które nas zasmu­cają. Dla­tego w niniej­szym tek­ście chcemy odbyć podróż wstecz, by ponow­nie udać się do tych smut­nych doświad­czeń, które prze­ży­li­śmy, i w ten spo­sób je ule­czyć. Ktoś powie­dział, że jeśli nie ule­czysz swo­jej prze­szło­ści, jesteś ska­zany na jej powta­rza­nie.

Celem tej podróży nie jest wpę­dze­nie się w depre­sję czy emo­cjo­nalne zgnę­bie­nie. Nie jest nim rów­nież obse­syjne przy­po­mi­na­nie sobie całej naszej prze­szło­ści, byśmy na­dal w niej żyli. Osta­tecz­nym zamie­rze­niem jest roz­wią­za­nie jej i pój­ście do przodu.

Robert Neimeyer, zna­ko­mity pisarz, jest auto­rem książki na temat nie­po­koju ogar­nia­ją­cego ludzi w obli­czu kwe­stii śmierci. Prze­ba­dał zagad­nie­nie: dla­czego nie­któ­rzy akcep­tują śmierć znacz­nie spo­koj­niej niż inni. I odkrył, że takie osoby nie miały nie­za­ła­twio­nych spraw. Nie było niczego nie­do­mknię­tego w ich prze­szło­ści lub pra­wie niczego. W więk­szo­ści poświę­ciły się one osią­gnię­ciu swo­ich celów i zre­ali­zo­wa­niu pro­jek­tów.

Fak­tem jest, że nie potrze­bu­jemy cze­kać na jakieś nie­szczę­ście lub śmierć, by nauczyć się żyć, cie­sząc się życiem, jego dobrymi i nie tak dobrymi chwi­lami. Musimy nauczyć się żyć, zamy­ka­jąc nie­roz­wią­zane tematy i pro­blemy z ludźmi po to, by nie zostały nam nie­spła­cone emo­cjo­nalne długi.

W tej książce pro­po­nu­jemy wspie­ra­jące tech­niki sto­so­wane w róż­nego rodzaju tera­piach w odnie­sie­niu do osób, które prze­żyły trau­ma­tyczne zda­rze­nie lub bole­sne oko­licz­no­ści. To tech­niki i metody wyko­rzy­sty­wane przez pro­fe­sjo­na­li­stów kocha­ją­cych swój zawód i sto­su­ją­cych je dla dobra i zdro­wia pacjenta.

Niniej­sza książka w żad­nym wypadku nie zastąpi indy­wi­du­al­nej bądź rodzin­nej psy­cho­te­ra­pii czy pro­fe­sjo­nal­nej pomocy. Jej celem jest dostar­cze­nie pew­nych prak­tycz­nych narzę­dzi mogą­cych nam pomóc zamknąć te otwarte histo­rie, które pozo­stały nam z prze­szło­ści.

Prze­szłość ta została wspól­nie zbu­do­wana mię­dzy nami i innymi oso­bami, lecz przy­szłość jest naszą kon­struk­cją, gdyż to my jeste­śmy archi­tek­tami naszego prze­zna­cze­nia. Jestem prze­ko­nany, że jeśli zdo­łamy ule­czyć prze­szłość, zamknąć ją i zawrzeć z nią pokój, będziemy mogli akty­wo­wać jedną z naj­po­tęż­niej­szych emo­cji, jakie ist­nieją, nadzieję: cze­kać na coś, co jest jutrem.

Jak we wszyst­kich moich książ­kach, sta­ra­łem się być bar­dzo prak­tyczny i pro­sty, wnieść znane idee, które pozwa­lają nam odbyć tę podróż i się prze­kształ­cić, ule­czyć prze­szłość w teraź­niej­szo­ści.

Święty Augu­styn mawiał, że prze­szłość jest w teraź­niej­szo­ści, teraź­niej­szość w prze­szło­ści, a przy­szłość w teraź­niej­szo­ści. To chwila, żeby ule­czyć nasze dzi­siaj i pójść w stronę lep­szego jutra.

Do zoba­cze­nia na szczy­cie.

Ber­nardo Sta­ma­teas

Rozdział 1. Przekształcając wspomnienie rany w zwycięską bliznę

Roz­dział 1

Prze­kształ­ca­jąc wspo­mnie­nie rany w zwy­cię­ską bli­znę

1. Wysiadam na następnej stacji

W ciągu naszego życia wszy­scy będziemy musieli przejść cztery etapy. Każdy z nich jest niczym podróż pocią­giem – gdy dojeż­dżamy do okre­ślo­nej sta­cji, podróż ta się koń­czy. Wów­czas należy wysiąść, wsiąść do innego pociągu i doje­chać do następ­nej sta­cji. Jakie są te cztery sta­cje?

Pierw­sza to sta­cja dzie­ciń­stwa. Kiedy dzie­ciń­stwo się koń­czy, musimy wysiąść i wsiąść do pociągu, który dowie­dzie nas do dru­giej sta­cji w życiu, którą jest mło­dzień­czość. Kiedy prze­bę­dziemy już mło­dzień­czość, wysia­damy z pociągu i wcho­dzimy w inny etap, jakim jest mło­dość i doro­słość. A na końcu tego etapu wysia­damy i musimy wsiąść do innego pociągu, który dowie­zie nas do sta­ro­ści.

Wszy­scy musimy przejść te etapy i te sta­cje. Nie­mniej jed­nak cza­sami nie­któ­rzy nie chcą wysiąść na odpo­wied­niej sta­cji, z wygody lub dla­tego że tam, gdzie są, znaj­dują wię­cej przy­jem­no­ści lub przy­wi­le­jów. Chcą na przy­kład pozo­stać w dzie­ciń­stwie i mówią sobie: „Nie ruszam się stąd, zachwyca mnie ten etap, na któ­rym wszy­scy się mną zaj­mują”. Lub wolą pozo­stać na zawsze mło­dzień­cami, ponie­waż: „Bycie nasto­lat­kiem jest naj­lep­szym, co mogło mnie spo­tkać”. Przy­spo­rzy im to jed­nak pew­nych nie­do­god­no­ści, życie jest bowiem cią­głym podą­ża­niem od jed­nej sta­cji do dru­giej.

Co się dzieje, kiedy ktoś nie chce wysiąść na jakiejś sta­cji? Może na przy­kład stać się jed­nym z tych wiecz­nych nasto­lat­ków, mają­cych czter­dzie­ści lat lub wię­cej, któ­rych prze­ży­cie zależy od oszczęd­no­ści rodzi­ców lub szans, jakie może im stwo­rzyć któ­ryś z człon­ków rodziny.

Każdy etap swo­jego życia prze­żyj inten­syw­nie, ponie­waż prze­szłość jest prze­szło­ścią – byś nie cier­piał z powodu tego, co mogło się wyda­rzyć. Dla­tego ener­gicz­nie ciesz się swoim życiem.

Ive­lisse Guer­rero

Inne osoby prze­sko­czyły sta­cje. Na przy­kład ktoś nie miał dzie­ciń­stwa, gdyż pod­czas swych wcze­snych lat cier­piał z powodu prze­mocy, nie był doce­niany lub w cza­sie kiedy powi­nien się bawić, cho­dzić do parku lub cie­szyć się swo­imi zabaw­kami, miał obo­wią­zek opie­ko­wa­nia się młod­szym rodzeń­stwem i szybko zna­lazł się w świe­cie mło­do­ści. Lub ktoś, kto w chwili, gdy koń­czyło się jego dzie­ciń­stwo i miał wejść w etap mło­dzień­czo­ści, nie mógł tego uczy­nić, gdyż musiał pójść do pracy, wal­czyć o życie i nagle zna­lazł się na eta­pie mło­dość–doro­słość.

Kiedy zbyt długo pozo­sta­jemy na jakimś eta­pie lub pomi­jamy któ­ryś, ponie­waż go nie prze­ży­li­śmy lub prze­ży­li­śmy nie­wła­ści­wie, w więk­szo­ści przy­pad­ków w histo­rii naszego życia pozo­staje rana, która musi się zabliź­nić. Jeśli mamy otwarte rany, braki w naszej histo­rii, nie będziemy mogli na­dal się roz­wi­jać i budo­wać przy­szło­ści.

Trzeci etap życia obej­muje mło­dość i doro­słość. Kiedy czło­wiek staje się mło­dzień­cem? Kiedy prze­staje być nasto­lat­kiem i staje się mło­dym czło­wiekiem? Gdy zosta­wia za sobą nasto­let­niość i zaczyna myśleć o jutrze. Gdy mówi: „Chcę coś zapla­no­wać”. Ozna­cza to, że mło­dość–doro­słość jest eta­pem pod­boju, pro­jek­tów, marzeń. W tym okre­sie pra­gniemy pro­spe­ro­wać, chcemy marzyć, iść do przodu i coś osią­gać: mamy cele. Co jed­nak się dzieje, kiedy zosta­łeś skrzyw­dzony na tym eta­pie? Popa­dasz w depre­sję, nie masz już marzeń, cokol­wiek jest przed tobą, wydaje się nie mieć zna­cze­nia, po pro­stu tylko cze­kasz, żeby życie minęło. Nie­mniej jed­nak jest to etap, w któ­rym musisz się umoc­nić, ule­czyć swe rany, by na­dal zapla­no­wać wszystko, co ma nadejść w twoim życiu. Wła­śnie pod­czas tego etapu, kiedy rana zdaje się naj­głęb­sza, musisz spra­wić, żeby się zabliź­niła, aby móc ponow­nie wal­czyć.

Mło­dość jest chwilą, żeby stu­dio­wać wie­dzę; sta­rość, żeby ją sto­so­wać.

Jean-Jacques Rous­seau

Następ­nie spo­ty­kamy się z czwar­tym eta­pem, sta­ro­ścią. Możemy uwa­żać, że jest to po pro­stu „ostatni pociąg”, lub możemy uczy­nić coś znacz­nie lep­szego: odkryć, że ma ona sens i wyjąt­kową war­tość, że jest eta­pem mądro­ści.

Sta­rość cie­szy się złą sławą. W baj­kach cza­row­nica jest młoda czy stara? Oczy­wi­ście, że jest stara. A dziad z worem jest młody czy stary? Stary. Jak się też zwy­kle mawia, stare to są szmaty.

Kiedy po raz pierw­szy poczu­łeś się stary?

Kiedy zwró­cono się do cie­bie per „pan”.

Kiedy puści­łeś oko do kobiety, a ona podała ci chu­s­teczkę, żebyś usu­nął sobie pyłek z oka.

Kiedy pre­zenty uro­dzi­nowe prze­mie­niły się w krem prze­ciw­zmarszcz­kowy, klej do pro­tez zębo­wych, farbę do wło­sów lub laskę z impor­to­wa­nego drewna.

Kiedy rzu­cono ci jakiś kom­ple­ment, a ty od razu wznio­słeś mu pomnik i prze­cho­dzisz koło niego od czasu do czasu, żeby sobie przy­po­mnieć.

Kiedy twój nocny sto­lik zapeł­nił się lekami, lekami, lekami…

Kiedy twój notes zaczął się roić od wpi­sów: dok­tor, dok­tor, dok­tor…

Kiedy zaczą­łeś dbać o swój ogró­dek, ponie­waż jest naj­waż­niej­szą czę­ścią two­jego życia.

Koń­cem życia nie jest sta­rość, koń­cem życia jest śmierć. Sta­rość to jedy­nie pewien etap.

Zaczy­namy życie, bie­ga­jąc, a koń­czymy, idąc. Roz­po­czy­namy życie w dzie­ciń­stwie, bie­gnąc w pełni sił, lecz koń­czymy je, stą­pa­jąc powoli, żeby cie­szyć się kra­jo­bra­zem. Na tym eta­pie na­dal możesz marzyć, dora­dzać, twoje doświad­cze­nie jest wiele warte, możesz dzie­lić się swoją histo­rią z dziećmi i wnu­kami. Naj­waż­niej­sze jest jed­nak to, że masz czas, by odbu­do­wać swoją histo­rię, w pełni ją ule­czyć, nie pozo­sta­wia­jąc otwar­tych żad­nych drzwi dla bólu, lecz zamy­ka­jąc wszyst­kie te, które jesz­cze dzi­siaj spra­wiają ból. Kiedy staną się jedy­nie bli­zną, będziesz miał nie­zwy­kłą sta­rość, pełną rado­ści, marzeń i przy­jaźni oraz mądro­ści, ponie­waż każda sta­cja gro­ma­dzi wszyst­kie poprzed­nie.

Z uwagi na to pro­po­nuję ci, byś nie żył na­dal z żadną otwartą raną. Nie zosta­wiaj żad­nych „otwar­tych drzwi”. Ofe­ruję ci tech­niki, które pomogą ci je zamknąć, zabliź­nić wszyst­kie te etapy, które musia­łeś prze­sko­czyć z uwagi na oko­licz­no­ści, w jakich przy­szło ci żyć.

Który z eta­pów two­jej histo­rii jest wadliwy?

Twoje dzie­ciń­stwo – i nawet teraz boli cię, że nie mogłeś się bawić.

Twój okres nasto­letni, ten etap, kiedy marzy­łeś, że doty­kasz dłońmi nieba, i żało­wa­łeś, że nie mia­łeś przy­ja­ciół, by to z nimi dzie­lić.

Mło­dość–doj­rza­łość, kiedy nie mogłeś cze­goś osią­gnąć i stra­ci­łeś chęci, żeby roz­po­cząć to, o czym kie­dyś marzy­łeś.

Sta­rość, ponie­waż chcą ukraść ci mądrość; mówią ci, wska­zują, pod­kre­ślają, że w twoim wieku nie już nie masz co mówić, że nic, co mówisz, nie ma sensu.

Chcę ci powie­dzieć, że wszyst­kie te rany, te jesz­cze otwarte drzwi, mogą się zabliź­nić i stać się oznaką, że wszystko, co prze­ży­łeś, pomo­gło ci, obró­ciło się na dobre, byś na­dal się roz­wi­jał i szedł do przodu. Mogą stać się oznaką, że jeśli je poko­na­łeś, to dla­tego że jesteś w pełni zdrowy. Twoja rana już nie krwawi!

2. Uzdrawiające ćwiczenia

Ćwi­cze­nie: Pisać i wyrze­kać się

Pro­po­nuję ci, byś wyko­nał nastę­pu­jące ćwi­cze­nie: napisz coś, a następ­nie odrzuć. Wyrzek­nij się tego wspo­mnie­nia, które jesz­cze teraz nie pozwala ci iść do przodu i ule­czyć rany.

Weź kartkę i zano­tuj dzie­sięć naj­smut­niej­szych w twoim życiu wspo­mnień:

…i tak suk­ce­syw­nie, aż doj­dziesz do dzie­się­ciu.

Kiedy już je zapi­szesz, prze­czy­taj na głos każde z nich i z głębi serca wyrzek­nij się każ­dego wspo­mnie­nia.

Jeśli na przy­kład twój ból był wywo­łany fak­tem, że w dzie­ciń­stwie ojciec lub matka nie oka­zy­wali ci czu­ło­ści, powiedz: „Dzi­siaj wyrze­kam się bólu, jaki czu­łem dla­tego, że mój ojciec/moja matka nie obej­mo­wał/obej­mo­wała mnie za każ­dym razem, gdy tego potrze­bo­wa­łem. Dzi­siaj odrzu­cam to wspo­mnie­nie, wiem bowiem, że od teraz ja będę osobą, która będzie obej­mo­wała innych, która będzie oka­zy­wała uczu­cie i otrzy­my­wała miłość”.

Tech­nika pole­ga­jąca na zapi­sy­wa­niu wspo­mnień pozwoli ci:

zobiek­ty­wi­zo­wać zmar­twie­nia, które ci nie służą, nada­jąc im bar­dziej kon­kretny cha­rak­ter.

nie dać się ponieść swoim myślom – na wspo­mi­na­nie jest odpo­wiedni czas.

myśleć o innych rze­czach, jako że złe myśli są zaka­zane.

zro­zu­mieć, że masz waż­niej­sze rze­czy do zro­bie­nia.

Im wię­cej rze­czy zdo­łasz nanieść na papier, tym rza­dziej będą one gościć w twoim umy­śle.

Ćwi­cze­nie: List na złe dni1

Jeśli musisz zale­czyć jakąś ranę, jeśli czu­jesz, że to zna­mię, ten ból osią­gnął ostrą fazę, zachę­cam cię, byś mając zły dzień, w chwili, kiedy uznasz, że zdo­łasz to uczy­nić, napi­sał do sie­bie samego list. W tym liście możesz wyra­zić swoje wspar­cie, swoją soli­dar­ność z wła­sną osobą, a także udzie­lić sobie jakichś dobrych rad odno­śnie do tego, co możesz zro­bić, by prze­trwać ten zły dzień, a nawet prze­mie­nić go w dobry; przy­po­mnieć sobie, jakie dzia­ła­nia pod­ją­łeś w podob­nych sytu­acjach, które pomo­gły ci ścier­pieć rany i je zale­czyć.

Ta tech­nika, „list na złe dni”, jest odpo­wied­nia, jeśli czu­jesz, że masz się już lepiej i potra­fisz okre­ślić, co ci pomaga w złych chwi­lach.

3. Częste pytania

Nie rozu­miem, dla­czego ludzie przy­cho­dzą do mnie, żeby się wypła­kać, Czy to dobrze o mnie świad­czy?

Nie wszy­scy mają zdol­ność wczu­cia się w sytu­ację dru­giej osoby, by pomóc jej odzy­skać siły i ule­czyć ból. Jeśli jesteś kimś, kto potrafi pod­su­nąć dru­giej oso­bie jakieś roz­wią­za­nie, dzieje się tak dla­tego, że mówiąc w prze­no­śni, masz w rękach białe prze­ście­ra­dło, które może zakryć rany innych ludzi. Umiesz powie­dzieć: „Ja cię zasło­nię. Nikt nie ujrzy two­ich ran”. Z pew­no­ścią potra­fisz zasło­nić rany dru­giego i wiesz, jak go uści­skać.

Jak mogę pomóc komuś, kto został zra­niony?

Ni­gdy nie mów źle o kimś, kto został zra­niony, ponie­waż być może jutro da ci pracę i będzie kimś, kto pomoże ci ule­czyć twoją ranę, która jesz­cze jest otwarta. Musimy przy­wdziać białą szatę. Kiedy to uczy­nimy, zawsze przyj­dzie ktoś, żeby nas objąć i pobło­go­sła­wić.

Co mogę zro­bić, kiedy czuję, że mam otwartą ranę i nie udaje mi się jej zale­czyć?

Wszy­scy musimy przy­go­to­wać się na to, byśmy kiedy nadejdą złe dni, wie­dzieli, co robić. Po pierw­sze, możemy pła­kać. Nie należy się powstrzy­my­wać, należy pozbyć się bólu. Płacz jest emo­cjo­nalną eks­pre­sją, która poja­wia się w trud­nych chwi­lach. Więc płacz.

Kiedy patrzysz na tkany wzór, widzisz węzły, gdy jed­nak ukoń­czysz pracę, masz ładny swe­ter. Kry­zysy cię kształ­tują – dzi­siaj pła­czesz, lecz jutro wszystko obróci się na dobre, ponie­waż „kry­zys to próba”, a „świa­dec­two jest zali­czoną próbą”. Całe zło, jakiego nastrę­cza nam życie, w końcu prze­kształca się w świa­dec­two, które będzie pomocą dla innych. Prze­cho­dzi­łeś przez trudną dolinę, lecz już ją masz za sobą.

Kry­zysy wyru­gują z two­jego życia wszystko, co nie­przy­datne, cia­sne myśle­nie, lęki, porażkę, smu­tek… Wszyst­kie bowiem próby, jakie dzi­siaj prze­ży­wasz, prze­obrażą się w twoje doświad­cze­nie zwy­cię­stwa – jako że oko­licz­no­ści lub osoby, które wywo­łały tę twoją ranę, zamie­rza­jąc cię pognę­bić, osią­gną jedy­nie to, że usuną z two­jego życia to, co już nie­po­trzebne.

W roku 1498 Michał Anioł wyrzeź­bił Pietę, dzieło z mar­muru znaj­du­jące się w bazy­lice Świę­tego Pio­tra. Przed­sta­wia ono Marię trzy­ma­jącą w ramio­nach ciało nie­dawno zdję­tego z krzyża Jezusa. W 1972 roku pewien sza­le­niec zaata­ko­wał Pietę pałką. Rzeźba pękła w kilku miej­scach, lecz dzięki pracy restau­ra­to­rów ludzie na­dal mogą podzi­wiać to dzieło i cie­szyć się z kilku powo­dów: po pierw­sze z uwagi na piękno rzeźby, a po dru­gie ze względu na to, jak pięk­nie ją odno­wiono. Kiedy życie zadaje ci cios i coś w tobie pęka, pojawi się ktoś, żeby doko­nać reno­wa­cji. Cho­ciaż sądzisz, że prze­ży­wasz naj­gor­szy dzień w swoim życiu, znaj­dzie się roz­wią­za­nie i w końcu zwy­cię­żysz.

Co mogę uczy­nić, kiedy ktoś mnie rani?

Kiedy gniew długo trwa, jest bar­dzo inten­sywny i znaj­duje ujście z jakie­go­kol­wiek powodu, wów­czas musimy uwa­żać, gdyż nie­umiar­ko­wany gniew jest szko­dliwy i może wywo­łać bar­dzo poważne dole­gli­wo­ści. W takich przy­pad­kach wska­zane jest zasto­so­wa­nie tech­niki, którą nazy­wany „cza­sem na zewnątrz”: porzu­cić tę sytu­ację, przejść się, pospa­ce­ro­wać, wyjść z pokoju, w któ­rym się znaj­dujemy, wyjść z domu. Lub też nabrać pew­nego dystansu, jako że dobrze jest wyra­zić gniew, dobrze jest także wyzna­czyć gra­nice, nie możemy jed­nak pozwo­lić, by się w nas gro­ma­dził, kiedy bowiem trwa długi czas, jest bar­dzo silny i poja­wia się z byle jakiego powodu, może przy­pra­wić nas o cho­robę.

Co należy zro­bić w zły dzień, kiedy wydaje się, że nic nie zdoła spra­wić, bym poczuł się dobrze?

W taki dzień nie rumi­nuj minio­nych przy­kro­ści ani nie pod­sy­caj urazy z powodu tego, co prze­ży­wasz. Ludzie mają skłon­ność do zrzu­ca­nia na kogoś winy – wie­lo­krot­nie na swoją rodzinę, lecz ty nie musisz nikogo obwi­niać, nawet w naj­gor­szym dniu two­jego życia. Gdy bowiem zrzu­casz na kogoś winę, gorzk­nie­jesz, a poczu­cie zgorzk­nie­nia ni­gdy nie sprawi, że wydo­sta­niesz się ze swo­jego naj­gor­szego dnia, lecz w nim pozo­sta­niesz.

Nie pozwa­laj sobie na gorycz, a prze­ciw­nie, wiedz, że są ludzie, któ­rzy nie wie­dzą, co mówią, są ludzie, któ­rzy nie wie­dzą, co robią, a ty musisz im wyba­czyć.

Jezus powie­dział: „Wybacz im, gdyż nie wie­dzą, co czy­nią”. Dla­czego? Nie wie­dzieli? Skoro powie­sili go na krzyżu nagiego, skoro grali o jego szaty, to oczy­wi­ście wie­dzieli. Tymi sło­wami Jezus wyra­ził jed­nak myśl: Nie pozwolę, żeby kto­kol­wiek zapra­wił gory­czą moje serce, jeśli bowiem chcę zmar­twych­wstać, muszę wywo­łać atmos­ferę prze­ba­cze­nia. Jeżeli zatem skry­ty­ko­wano cię, jeśli cię zra­niono, jeśli zadano ci ranę, z chwilą gdy zdo­łasz wyba­czyć, rana się zasklepi. Powsta­nie tak potężna bli­zna, że już ni­gdy wię­cej to, co ci uczy­nią, nie umie­ści cię poni­żej tych, któ­rzy cię ranią. I tak dowiesz się, że możesz pła­kać, zło­ścić się, a póź­niej wyba­czyć, by móc kon­ty­nu­ować swoje życie.

Ludzie zwy­kle trzy­mają się prze­szło­ści, bólu, zajęci wska­zy­wa­niem pal­cem porażki, błędu. Nie pozwól, by ta gorycz nad tobą zwy­cię­żyła, odsuń ją na bok i wzmac­niaj się wiarą w Boga. Jeśli umiesz patrzeć, ujrzysz obok sie­bie ludzi, któ­rzy natchną cię otu­chą, któ­rzy będą podzie­lać two­jego ducha, ludzi, któ­rzy mimo wszystko potra­fili pójść do przodu. A jeśli oni mogli, ty także będziesz mógł. Spójrz na swoje jutro nowym wzro­kiem. I nie wspo­mi­naj złego dnia, nie przy­kła­daj do niego wagi, poświęć się budo­wa­niu tego jutra, a jutro wszystko będziesz miał na nowo, to, co utra­ci­łeś lub co ci zabrano. Jutro będzie lep­sze.

Jeśli trak­tu­jesz osobę taką, jaka jest, pozo­sta­nie taką, jaka jest. Ale jeśli potrak­tu­jesz ją tak, jak gdyby była tym, kim powinna i mogłaby być, sta­nie się tym, kim powinna być.

Johann Wol­fgang von Goethe

I w ten spo­sób to, co wcze­śniej było bólem, teraz jest darem. Złe potrak­to­wa­nie, ten uczu­ciowy kry­zys, ta nie­spra­wie­dli­wość, ta twoja próba samo­bój­cza, ten płacz, dziś ule­czony, jutro sta­nie się darem, żebyś teraz mógł poma­gać innym. Jesteś gotów, by powie­dzieć temu, który znaj­duje się w takiej samej sytu­acji: „Skoro ja to poko­na­łem, ty także to poko­nasz, uda ci się”.

4. Duchowe zasoby

Są takie osoby, które na nic nie mają ochoty, jakby wytrze­biły z sie­bie pasję, chęć życia, wal­cze­nia o wię­cej. Nie mają już chęci odnie­sie­nia suk­cesu, podró­żo­wa­nia, lep­szego ubie­ra­nia się, roz­woju, zmiany domu ani pozna­wa­nia nowych ludzi. Utra­ciły chęci, wszyst­kie chęci, jakie wcze­śniej miały.

Koniecz­nie trzeba odno­wić tę chęć życia, tę pasję do codzien­nego wsta­wa­nia. A w tym celu musisz być zdrowy. Ule­czyć ranę i ujrzeć, że stała się bli­zną. Zna­kiem, który pomoże ci pamię­tać, że to już za tobą, że rana już się zaskle­piła, że jesteś gotów podą­żyć do przodu. Ta rana, dzi­siaj bli­zna, jest dowo­dem zdol­no­ści, jaką mia­łeś, by prze­kształ­cić każdą trudną lub bole­sną sytu­ację w zwy­cię­ski medal, w zysk, w suk­ces.

Sztuka życia polega na umie­jęt­no­ści dostrze­że­nia tego, co korzystne.

Doménico Cieri Estrada

Pamię­taj, że każdy etap ma swój urok i możesz cie­szyć się każ­dym z nich. Nie jest rze­czą pewną, że to mło­dzień­czość jest naj­lep­szym eta­pem życia, a także naj­bar­dziej kon­flik­to­gen­nym. Wszyst­kie etapy mają swoje dobre strony i nauczmy się je odkry­wać i cie­szyć się nimi. Posta­nów sobie, że mądrze odzy­skasz to, czego nie prze­ży­łeś w poprzed­nich eta­pach.

Jeśli w dzie­ciń­stwie nie­wiele się bawi­łeś, zacznij znów się bawić, odzy­skaj to, musisz nabyć chęci. Jeśli nie mia­łeś przy­ja­ciół, posta­nów, że zre­wi­du­jesz swoją postawę wobec innych, i zacznij marzyć, że jak mówi ta pio­senka Roberta Car­losa, „masz milion przy­ja­ciół”. Jeśli nie mia­łeś marzeń, zacznij znowu marzyć, odzy­skaj tę pasję i zdo­bądź to, czego jesz­cze nie osią­gną­łeś. I bądź mądry. Jak? Na­dal się roz­wi­jaj. Zawsze.

Ludzie cię nie roz­po­znają, lecz ty ich roz­po­znasz, ci bowiem, któ­rzy wdep­nęli w twoje życie, będą tacy sami jak wcze­śniej, ale ty będziesz rosnąć. A kiedy cię ujrzą, powie­dzą: „To nie­moż­liwe! To ten, który wcze­śniej pła­kał po kątach, ten, który miał wszę­dzie tysiące otwar­tych ran?”.

Wszystko to, czego, jak sądzisz, nie mia­łeś, Bóg postawi na dro­dze two­jego życia. Jeśli uwa­żasz, że bra­ko­wało ci ojca, da ci ojca zastęp­czego, który dostar­czy ci tego, czego nie otrzy­ma­łeś. Jeśli była to matka, postawi u twego boku kobietę, która obda­rzy cię macie­rzyń­ską miło­ścią. A kiedy ponow­nie wyło­nią się myśli o prze­szło­ści, rana zda się ponow­nie otwie­rać, będziesz gotów, by powie­dzieć: „Pomy­śleć, że to wspo­mnie­nie wcze­śniej przy­pra­wiało mnie o płacz, lecz teraz przy­pra­wia mnie o śmiech”.

To wspo­mnie­nie znaj­dzie cię zdro­wego i spo­koj­nego.

Rozdział 2. Przekształcając bóle i straty w hołd

Roz­dział 2

Prze­kształ­ca­jąc bóle i straty w hołd

1. Dlaczego ja?

Śmierć to temat, któ­rego nikt nie chce poru­szać, o któ­rym nikt nie chciałby musieć mówić. A jed­nak w pew­nej chwili życia wszy­scy będziemy musieli sta­wić czoło stra­cie uko­cha­nej istoty.

My, ludzie, jeste­śmy jedy­nymi stwo­rze­niami, które wie­dzą, że umrą. Bez względu na zabiegi liftin­gu­jące, dba­nie o dietę, cho­dze­nie na siłow­nię dla wszyst­kich nadej­dzie pora śmierci. Śmierć jest ega­li­tarna i powszechna dla wszyst­kich ludz­kich istot. Kiedy widzimy śmierć w tele­wi­zji, myślimy, że spo­tyka innych, lecz nie nas. Kiedy nas dotyka, kiedy sta­jemy w obli­czu śmierci, mówimy sobie: „Ni­gdy nie myśla­łem, że może to mnie spo­tkać”, cho­ciaż wiemy, że jeste­śmy isto­tami śmier­tel­nymi. I być może wła­śnie z tego powodu śmierć jest czymś, co zawsze rzu­tuje na innych i im się przy­da­rza. Być może z uwagi na nie­po­kój, jaki wie­lo­krot­nie budzi w nas temat śmierci, pod­czas czu­wa­nia poja­wiają się osoby żar­tu­jące lub kpiące, które jedzą, ponie­waż czy­nie­nie tego jest spo­so­bem powie­dze­nia sobie, że jesz­cze żyjemy.

Śmierć innej osoby przy­po­mina nam o wła­snej skoń­czo­no­ści. Kiedy kogoś opła­ku­jemy, pła­czemy rów­nież nad sobą, wiemy bowiem, że umrzemy.

2. Czego nie robić ani nie mówić w obliczu utraty kogoś bliskiego

Śmierć budzi dwa wiel­kie lęki: strach przed tym, jak umrzemy, i strach przed tym, co po śmierci.

Wiele osób mówi: „Nie boję się umrzeć, lecz boję się utra­cić jasność myśli, nie chcę zale­żeć od innych, nie chcę cier­pieć”, ponie­waż wszy­scy lękamy się tego jak zła. Jest także lęk przed tym, co sta­nie się potem…

Nie­mniej jed­nak mimo lęków i sta­wia­nych sobie pytań wszy­scy sta­li­śmy, sto­imy lub sta­niemy przed dozna­niem bólu, jaki wywo­łuje utrata istoty, którą kochamy: dziecka, brata, ojca bądź matki, krew­nego, przy­ja­ciela. Wtedy spo­ty­kamy się z roz­pa­sa­niem śmierci, z sytu­acją, która bez­po­śred­nio sta­wia nas w obli­czu bólu.

Pośród tego bólu czu­jemy, że nasze serce nie zdoła już wię­cej wytrzy­mać, że słab­nie. Czu­jemy się zła­mani, prze­peł­nieni żało­ścią, wydaje się nam, że już ni­gdy wię­cej nie będziemy mogli poczuć się szczę­śliwi, że ni­gdy już nie odzy­skamy tego dobra, jakiego zazna­wa­li­śmy w cza­sie, który mogli­śmy dzie­lić z tymi, któ­rych już przy nas nie ma.

Pra­gniemy zna­leźć odpo­wiedź na ten ból, wyja­śnie­nie, nic jed­nak nie daje nam spo­koju, zdaje się, że nic nie wystar­cza. Pośród takiego bólu „nie ma pocie­chy”.

W obli­czu takiej sytu­acji nie­któ­rzy mówią: „Cóż, muszę sta­rać się nie myśleć, posta­rać się zapo­mnieć”. Tym­cza­sem musimy zro­bić coś dokład­nie prze­ciw­nego, pozwo­lić sobie na odczu­wa­nie i prze­kształ­cić wszyst­kie te wspo­mnie­nia o oso­bie, która już ode­szła, a które w sobie nosimy.

Jedy­nie wtedy, gdy zdo­łamy wyra­zić ból, kiedy go wypa­limy, kiedy go uznamy, ból zła­god­nieje. Tylko wtedy, gdy go przej­dziemy, ule­czymy się z niego.

Jest rze­czą roz­sądną, by prze­ży­wa­jąc żałobę, poszu­kać towa­rzy­stwa i porady innych. Jed­nak ota­cza­jące nas osoby rów­nież cier­pią, może nie z przy­czyny tego, kogo już nie ma, lecz z uwagi na osobę, która utra­ciła kogoś bli­skiego. Sta­ra­jąc się powie­dzieć nam coś, co przy­nie­sie nam ulgę, zwy­kle radzą: „Pomyśl o czymś innym”, „Bóg go zabrał”, „Nie płacz, miej wiarę”, „To minie, zoba­czysz”. A jeśli chcemy podzie­lić się z nimi jakimś wspo­mnie­niem, które pod­suwa nam pamięć, mówią: „Lepiej pomówmy o czymś innym, to ci dobrze nie zrobi”, i wiele podob­nych zdań, które czę­sto bar­dziej zasmu­cają osobę dającą upust bólowi. W więk­szo­ści przy­pad­ków towa­rzy­sze­nie w mil­cze­niu temu, kto prze­żywa taką bole­sną sytu­ację, przy­nosi znacz­nie więk­sze korzy­ści niż mówie­nie.

Ni­gdy nie tra­cimy tego, czym kie­dyś się cie­szy­li­śmy. Wszystko, co głę­boko kochamy, prze­mie­nia się w część nas samych.

Helen Kel­ler

Z bie­giem lat widzia­łem, jak całe rodziny leczyły się z bólu tylko dla­tego, że każ­dego wie­czoru spo­ty­kały się, by wspól­nie pła­kać, móc przez godzinę lub dwie mówić, móc powie­dzieć sobie to, co czują. Łącze­nie się z wła­ści­wymi, zaufa­nymi ludźmi w miej­scu, gdzie będziemy czuć się swo­bod­nie, spo­kojni, jest konieczne, aby­śmy wyczer­pali ból, żeby­śmy go prze­żyli i ule­czyli.

„Sta­jąc w obli­czu utraty uko­cha­nej istoty, nie­które osoby zaczy­nają myśleć: ja żyję, a ty nie”. Gene­rują wów­czas w sobie wiel­kie poczu­cie winy, coś, co nazywa się „poczu­ciem winy tego, który prze­żył”: dla­czego umar­łeś ty, a nie ja? Szcze­gól­nie doty­czy to rodzi­ców opła­ku­ją­cych utratę swo­ich dzieci. Osoby prze­ży­wa­jące taką chwilę zaczy­nają się krzyw­dzić głę­bo­kim poczu­ciem winy.

Wyła­niają się takie stwier­dze­nia, jak: „Cie­bie zabrała śmierć, lecz mnie zabije poczu­cie winy”. Ten, który prze­żył, myśli: „Ja żyję, lecz nie jestem w lep­szej sytu­acji od cie­bie. Jeśli ty nie zasłu­gi­wa­łeś na życie, ja rów­nież nie zasłu­guję na to, by żyć”.

Pewien bar­dzo znany histo­ryk utrzy­muje, że reli­gia latami napeł­niała nasz umysł poczu­ciem winy, prze­mie­nia­jąc nas w osoby, które nie potra­fiły cie­szyć się dobrem, jakie mie­li­śmy przed sobą, lub tym wszyst­kim, co prze­ży­wa­li­śmy.

Z uwagi na to w obli­czu śmierci uko­cha­nej osoby myślimy zwy­kle, że cie­szymy się przy­wi­le­jem bycia żywymi, moż­no­ścią kon­ty­nu­owa­nia życia i mamy poczu­cie winy, że cze­goś pozba­wi­li­śmy osobę, która ode­szła.

Ból jest, sam w sobie, lekar­stwem.

Wil­liam Cow­per

Te uczu­cia będą trwać przez pewien czas – konieczny, aż będziemy gotowi na nowo pod­jąć nasze życie, ponow­nie się zająć sobą i tym, co na pewien czas zanie­cha­li­śmy.

3. Przezwyciężać ból, żeby na nowo zacząć

Śmierć zabiera uko­chaną istotę, lecz ni­gdy wspo­mnie­nia. Miłość i wspo­mnie­nia są wieczne. Pewien autor powiada: „Śmierć koń­czy jakieś życie, lecz ni­gdy zwią­zek”. A kiedy traci się uko­chaną istotę, trzeba prze­kształ­cić się w histo­ryka osoby, która ode­szła. Jed­nym ze spo­so­bów roz­po­czę­cia prze­mie­nia­nia tego bólu jest popro­sze­nie tych, któ­rzy ją znali, o opo­wie­dze­nie nam wszyst­kiego, co doty­czy zmar­łego: jakichś cie­ka­wo­stek, tego, jaki był, co lubił robić, jaka cecha naj­bar­dziej go cha­rak­te­ry­zo­wała, co lubił jeść. To zna­czy, zebra­nie naj­więk­szej moż­li­wie ilo­ści infor­ma­cji o oso­bie, którą tak kochamy.

Bawi­łeś się kie­dyś kalej­do­sko­pem?

Przy­po­mi­nam sobie, że ja, kiedy cho­dzi­łem do szkoły, bawi­łem się tym wal­cem z luster­kami w środku. Gdy się go obra­cało i patrzyło pod świa­tło, two­rzyły się różne kształty.

Gdy wspo­mi­namy lub gro­ma­dzimy histo­rie doty­czące bli­skiego, który odszedł, zaczy­namy dostrze­gać, że każda z osób, które go znały, które sta­no­wiły część jego życia, snuje swoją opo­wieść w okre­ślony spo­sób. Każda nadaje mu odmienną formę i odtwa­rza ją na nowo, ina­czej. Każda bowiem histo­ria nie­sie ze sobą jakąś emo­cję, a opo­wia­da­jąc ją, nie tylko wypo­wia­damy pewne słowa, lecz także w naszej rela­cji obja­wiają się rów­nież wszyst­kie nasze uczu­cia, co zbliża nas do tego życia, które wspo­mi­namy.

Nie wspo­mina się dni, wspo­mina się chwile.

Cesare Pavese

Śmierć koń­czy życie danej osoby, lecz ni­gdy nie koń­czy związku, jaki z nią mie­li­śmy, ani ze śla­dem, jaki w nas pozo­sta­wiła. Z uwagi na to musimy zacho­wać wią­żący nas z nią album naszych wspo­mnień.

Jak wyma­zać z naszego umy­słu te chwile, te obrazy, które powta­rzają się raz za razem?

Otrzy­ma­łem kie­dyś list od osoby, któ­rej zmarł ktoś bli­ski i nie potra­fiła wyma­zać z myśli obrazu chwili, w któ­rej musiała przy­jąć do wia­do­mo­ści, że tym kimś była jej matka.

Może się wyda­wać, że szpetne wspo­mnie­nia pozo­stają zapi­sane w naszym umy­śle, wypa­lone ogniem, powra­cają co rusz, by spra­wiać nam więk­szy ból niż ten, który już odczu­wamy.

Więk­szość ludzi ma jakieś smutne lub bar­dzo głę­bo­kie wspo­mnie­nie bólu, które poja­wia się w ich życiu wciąż bez pozwo­le­nia, jakby posta­no­wiło pozo­stać w nich żywe. Fak­tem jest, że kiedy ma się jakieś smutne wspo­mnie­nie, mózg zaczyna wytwa­rzać sub­stan­cje spra­wia­jące, że to wspo­mnie­nie wypala się w nim jak ogniem. A kiedy czło­wiek ma już utrwa­lone smutne wspo­mnie­nie, poja­wia się po nim inne smutne wspo­mnie­nie, potem następne i następne – i w ten spo­sób widzi wła­sne życie jako wypeł­nione bólem i chwi­lami, któ­rych nie chciałby ni­gdy wię­cej wspo­mi­nać. Spra­wiają, że całe jego losy jawią się niczym droga krzy­żowa.

Nie dzieje się tak w przy­padku miłych, dobrych wspo­mnień. Pozo­stają one zako­do­wane w naszym umy­śle, lecz nie powta­rzają się inten­syw­nie, a to my sami decy­du­jemy o tym, by wpro­wa­dzić je do naszej teraź­niej­szo­ści. Fak­tem jest, że w takich przy­pad­kach mózg nie wytwa­rza tyle sub­stan­cji, ile jest potrzeb­nych do przy­swo­je­nia smut­nych lub bole­snych wspo­mnień.

Mając na uwa­dze ból i przy­czynę, która utrud­nia prze­ży­cie żałoby, napi­sa­łem list do tego czło­wieka, który się do mnie zwró­cił, i zapro­po­no­wa­łem mu wyko­na­nie pew­nego ćwi­cze­nia:

– Za każ­dym razem, kiedy powróci to smutne wspo­mnie­nie, które odci­snęło się w two­jej pamięci, chcę, żebyś pomy­ślał o miłym wspo­mnie­niu, żebyś wysił­kiem woli wspo­mniał coś miłego.

– Kiedy moja matka mnie przy­tu­liła – odparł.

Wów­czas zapro­po­no­wa­łem mu, żeby wyko­nał drugą część ćwi­cze­nia;

– Za każ­dym razem, kiedy to smutne, wypa­lone ogniem wspo­mnie­nie przyj­dzie ci na myśl, wspo­mnij rów­nież chwilę, kiedy matka cię przy­tu­lała,

Co to zna­czy? To, że do każ­dego bólu, każ­dego smutku, musimy dodać przy­jemną foto­gra­fię, szczę­śliwe wspo­mnie­nie. Nie ozna­cza to, że powin­ni­śmy odrzu­cać ból czy też powta­rzać sobie: „Nie muszę tego pamię­tać, nie muszę już tego pamię­tać”, lecz że pozwa­lamy sobie na ból, na smutne wspo­mnie­nie. Kiedy jed­nak przy­cho­dzi nam na myśl ta chwila, ta wizja, którą raz po raz wspo­mi­namy, możemy dołą­czyć foto­gra­fię szczę­śliwego wspo­mnie­nia.

Dobra chwila ozna­cza na nowo poczuć się szczę­śli­wym.

Gabriela Mistral

Te odczu­wane smutne wspo­mnie­nia, które nas więżą, które ni­gdy nie prze­staną boleć, sta­ramy się ująć je w pewne ramy. Co zna­czy „ująć w ramy” jakieś smutne wspo­mnie­nie? To szu­kać cze­goś dobrego, co ktoś powie­dział, uczy­nił lub pomy­ślał w trud­nej chwili lub po tej trud­nej chwili. Kiedy się to znaj­dzie, sta­nie się ramą, w jaką zosta­nie ujęte wspo­mnie­nie. Nie ozna­cza to nego­wa­nia smut­nego wspo­mnie­nia, nie równa się podej­ściu: „Nie będę o tym myślał”, lecz „Będę myślał o tym smut­nym wspo­mnie­niu, ale rów­nież zdo­łam doj­rzeć coś dobrego w tej jakże trud­nej chwili”.

Czę­sto zda­rza się też, że gdy ktoś umiera z powodu cho­roby, na którą nauka nie zdo­łała jesz­cze zna­leźć lekar­stwa, poja­wia się pyta­nie: „Dla­czego on umarł? Dla­czego nie ja?”.

Raz pewna bab­cia przy­słała mi mejla, pro­sząc o pomoc w nastę­pu­ją­cej sytu­acji:

Moja pię­cio­let­nia wnuczka zmarła przed mie­sią­cem na raka, czuję się nie­po­cie­szona, była wszyst­kim, co piękne, co babka może poczuć… Dzi­siaj, kiedy jej nie mam, wiele pła­czę i jesz­cze bar­dziej za nią tęsk­nię. Jakiej rady by mi pan udzie­lił?

Moja odpo­wiedź brzmiała:

Prze­cho­dzisz przez pro­ces żałoby, pozwól sobie na wyra­że­nie bólu, przy­wo­łaj wnuczkę w swoim umy­śle przez naj­lep­sze wspo­mnie­nia. Ból jest chwilą, którą prze­ży­wamy, żeby połą­czyć się z isto­tami, które kochamy, żeby mówić, żeby dzie­lić z nimi czas i dać sobie pozwo­le­nie na złe samo­po­czu­cie.

Pewne bada­nie prze­pro­wa­dzone na oso­bach, które utra­ciły uko­cha­nych i doświad­czyły smut­nych prze­żyć, ujaw­niło, poprzez ich odpo­wie­dzi, że ich życie zmie­niło się o sto osiem­dzie­siąt stopni. Ci ludzie zaczęli znacz­nie czę­ściej komu­ni­ko­wać się z oso­bami, które kochali, i cenić naj­waż­niej­sze w życiu rze­czy.

Wszy­scy, któ­rzy doświad­czyli cięż­kiej straty, prze­stali zwa­żać na zda­nie innych. Kiedy widziało się, jak ktoś odcho­dzi lub prze­szło się coś cięż­kiego, to jakie zna­cze­nie ma to, co mówią inni! Na nowym eta­pie życia, po przej­ściu przez pro­ces tak inten­syw­nego bólu ludzie nabie­rają odwagi, by znacz­nie wię­cej zary­zy­ko­wać: uświa­da­miają sobie, że czło­wiek bar­dziej obwi­nia się o to, czego nie zro­bił, niż o to, co zro­bił.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Zaczerp­nięte z: M. Bey­er­bach, M. Her­rero de Vega, 200 tareas en tera­pia breve, Her­der, Bar­ce­lona 2010. [wróć]