Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kontynuacja losów bohaterów „Wszystkich twoich śladów”
Po wstrząsającym odkryciu Tina postanawia dowiedzieć się czegoś więcej o swoim zaginionym bracie, zanim wyjawi mu prawdę. Gabriel zamierza jej w tym pomóc, więc zamiast jechać na obóz sportowy, potajemnie udaje się wraz z nią w okolice Ohio. Podczas podróży śladami chłopaka między bohaterami rodzi się niespodziewane uczucie, a ich misja staje się idealnym pretekstem do przeżycia niezapomnianego lata.
W tym czasie Adam wyjeżdża na wakacje wspólnie z przyjaciółmi. Do męskiej paczki dołączają koleżanki ze studiów oraz nieśmiały Colin, który ma być perkusistą w nowo powstałym zespole chłopaków. Vincent szybko staje się zazdrosny, gdyż nowy znajomy niebezpiecznie zbliża się do jego partnera. Tego lata Adam zaczyna pisać książkę, w którą próbuje przelać swoje uczucia dotyczące związku z Vincentem i konieczności ukrywania się przed światem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 483
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redaktorka inicjująca: Agnieszka Skowron
Redakcja: Justyna Techmańska
Korekta: Aleksandra Ptasznik, Marzena Kłos
Projekt okładki: Tomasz Majewski
Opracowanie graficzne i skład: Maciej Trzebiecki
Redaktor prowadzący: Marcin Kicki
ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
www.wydawnictwoagora.pl
Copyright © by Maja Kołodziejczyk, 2024
Copyright for this edition © by Agora Książka i Muzyka Sp. z o.o, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2024
ISBN: 978-83-268-4500-0
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Żebyście w pogoni za marzeniami
nie stracili własnego ja.
Daryl Hall & John Oates,Out Of Touch
Alphaville,Forever Young
ABBA,Money, Money, Money
Paul Anka,Put Your Head On My Shoulder
Bernadette Carroll,Laughing On The Outside
Alphaville,Big In Japan
Nik Kershaw,The Riddle
Queen,We Are The Champions
Robin Gibb,Boys Do Fall In Love
Rockwell,Somebody’s Watching Me
Elton John,I’m Still Standing
Limahl,Never Ending Story
Juice Newton,Angel Of The Morning
F.R David,Words
Droga Eve,
czuję się głupio, pisząc ten list, ponieważ najpewniej do Ciebie nie dotrze. Postanowiłem jednak podjąć ostatnią próbę. Ty próbowałaś. Pojechałem we wszystkie miejsca, w których teoretycznie mogłem Cię znaleźć, ale pozostałem jedynie z masą pytań. Zwątpiłem, że to Ty pisałaś do mnie przez te wszystkie lata. Ktokolwiek jednak był nadawcą listów, bardzo zależało mu na kontakcie ze mną. Nie potrafię logicznie wytłumaczyć tej całej sytuacji. Chcę poznać prawdę. Nawet jeżeli będzie najgorsza. W przeciwnym razie będzie mnie to męczyć do końca życia. Muszę się dowiedzieć, gdzie jesteś i co się z Tobą stało.
Proszę, odpowiedz.
Twój brat,
Adam
Włożył do skrzynki dwa listy zaadresowane do Gonzales i Nowego Orleanu. Oczami wyobraźni widział pełną współczucia twarz młodej matki, którą odwiedzili z Vincentem i skonsternowaną minę podejrzliwego seniora. Nie miał jednak nic do stracenia. Wrócił do domu i przekręcił zamek w drzwiach, a następnie dodatkowo zamknął je na łańcuch. Chciał upewnić się, czy zabezpieczenie, które przed chwilą zamontował, działało tak, jak powinno. Po powrocie do Wolford zdał sobie sprawę, że matka była bardziej zakręcona, niż przypuszczał. I bynajmniej nie chodziło o to, że czekała na niego z wymianą żarówki w korytarzu. Shannon była jak dziecko i często nie przewidywała skutków swoich decyzji. Adam dowiedział się już, że w pierwszych miesiącach po jego wyjeździe na studia zapominała opłacić rachunki, przez co nieraz odcinali jej prąd. Zdarzało jej się również bezmyślnie kupować różne przedmioty. Na przykład tę gigantyczną szafę na nóżkach, która nie zmieściła się jej do sypialni i chwilowo zalegała w korytarzu, nie pasując do reszty wyposażenia. Najgorsze były jednak sytuacje, które realnie zagrażały jej bezpieczeństwu. Pracownicy wyznali Adamowi, że zanim Andrew skasował ich auto i ostatecznie wyniósł się z ich domu, widywali już siniaki na twarzy i rękach pani Williams. W końcu po długich perturbacjach i interwencji policji, jej eks oddał pieniądze. Kupili nowy samochód i odzyskali względny spokój. Pan Tremblay uprzedził jednak Adama, że widywał wieczorami jakiegoś mężczyznę kręcącego się przy ogrodzeniu. Najpewniej był to właśnie Andrew. Zapobiegawczy chłopak postanowił zamontować zamek w drzwiach i namówił matkę na przygarnięcie psa. Sędziwy berneńczyk odszedł niedługo po wyjeździe Adama na studia, ale u sąsiadów oszczeniła się suczka. Pieski były już gotowe do adopcji. Dziesięciomiesięczny szczeniak może nie od razu będzie najlepszym obrońcą, ale z czasem wszystkiego się nauczy.
Chłopak segregował narzędzia, ze zniecierpliwieniem oczekując powrotu matki. W końcu usłyszał warkot silnika. Shannon zaparkowała pod domem. Rozległ się stukot niskich obcasów uderzających o drewnianą posadzkę. Nim zdążyła nacisnąć na klamkę, Adama ogarnęło uczucie niepokoju. Chwilę później w progu stanęła kobieta, niosąc pod pachą okrągłe stworzenie. Chłopak potrzebował chwili, by zorientować się, że był to stary, wyjątkowo otyły jamnik. Gdy go postawiła, piesek zaczął powoli dreptać na swoich krótkich łapkach, zahaczając brzuchem o podłogę.
– Nie wygląda na owczarka – stwierdził Adam.
– Ale Hercules nie jest też szczeniakiem. Clarksowie mieli dorosłego psa po zmarłej babci. Ponoć potrafi głośno szczekać.
– Hercules – powtórzył pod nosem Adam, godząc się z myślą, że w ich domu zagościło kolejne stworzenie, wymagające wyjątkowej opieki. – Idę się przebrać, bo zaraz wychodzę. Może weź go na spacer.
– Zaraz. Najpierw zrobię sobie kawę.
– Jak chcesz.
Wbiegł po schodach, wziął szybki prysznic, po czym założył jeansy i narzucił na siebie luźny, zielony T-shirt. Gdy wyszedł z pokoju, usłyszał dzwonek telefonu. Nim zdążył zejść na dół, uprzedziła go Shannon.
– Adam! Dzwoni twój kolega z Nowego Orleanu! – zawołała i odłożyła słuchawkę na stolik.
Zawsze nazywała tak Vincenta, a Adam rozpromienił się wyraźnie, słysząc, że po tygodniu ciszy chłopak w końcu ponownie się do niego odezwał. Minął miesiąc od powrotu ze studiów i dotychczas pozostawali w stałym kontakcie. Odprowadził wzrokiem Shannon, która wraz z Herculesem wyszła z domu, i pognał w stronę słuchawki.
– Vinnie! Tak długo nie dzwoniłeś. Zacząłem już myśleć, że coś się stało. Cholernie za tobą tęskniłem. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo.
– Witaj, Adamie – po dłuższej chwili milczenia w słuchawce rozbrzmiał dobrze znajomy, lekko pretensjonalny głos.
Adam zamilkł. Poczuł, że jego twarz robi się czerwona. Dotychczas Vincent dzwonił dziesiątki razy, za to Gabriel nigdy. Jakim cholernym cudem Shannon nie zorientowała się, że to nie jest ta sama osoba?!
– Witaj, Gabrielu. Myślałem, że...
– Wiem, co myślałeś.
Przygryzł wargę. Czy można było tęsknić za przyjacielem? Miał nadzieję, że tak i że chłopak nie spróbuje doszukiwać się w jego słowach drugiego dna.
– Nigdy wcześniej do mnie nie dzwoniłeś. Czy coś się stało z Vincentem?
– Z Vincentem? – Gabriel parsknął. – Przesiaduje u Jasona. A co miało się stać?
Nagle Adama ogarnęła fala goryczy. Nawet jeżeli przesiadywał u Jasona, mógł znaleźć chwilę, by do niego zadzwonić. Ze względu na sytuację Vinniego mieli układ, że to zawsze on będzie dzwonił jako pierwszy. W wakacje często kursował między domem swoim a przyjaciela. Nie wykluczał też scenariusza, w którym i tym razem skończy w przyczepie.
– Więc Vincent nie jest powodem, dla którego dzwonisz?
Gabriel westchnął ciężko i Adam mógł jedynie wyobrazić sobie, jak wywraca oczami.
– Nie. Ta konwersacja ma charakter prywatny. Chciałem zadać ci kilka pytań.
Adam usiadł na krześle, czując, że to może potrwać. Wysoki rachunek raczej nie stanowił problemu dla młodego Barclaya.
– Na jaki temat?
– Scenariusza twojego spektaklu. Ciekawi mnie jedna kwestia.
Zmarszczył brwi, przygryzając wargę. Dlaczego po takim czasie Gabriel dzwonił do niego w tej sprawie? To wszystko wydawało się podejrzane.
– Pytaj, o co chcesz – odparł w końcu, czując nerwowy ścisk w żołądku.
Byłby w stanie odpowiedzieć na każde pytanie, o ile tylko Gabriel nie poruszyłby tematu tęsknoty.
– Dlaczego bohater grany przez Jasona, pojechał z główną bohaterką szukać jej brata? Przecież wiedział, że ona woli tego drugiego chłopaka.
Adam uniósł brew. Tego się nie spodziewał.
– Ponieważ mu na niej zależało. Postać grana przez Jasona była jej przyjacielem. Chciał pomóc.
– Z tej historii nie wybrzmiało, czy ona to ostatecznie doceniła. Trochę głupio, że tego nie dopisałeś – stwierdził Gabriel z wyraźnym wyrzutem.
W pierwszej chwili Adam chciał odpowiedzieć, że bohaterka spektaklu zżyła się ze wszystkimi osobami, które jej pomagały, a jednak coś go powstrzymało.
– Wiesz, czasem lepiej, jeżeli odbiorca sam odpowie sobie na jakieś pytanie.
– Ta rozmowa... była tylko między nami – odparł chłodno Gabriel.
– Jasne – rzekł pośpiesznie Adam, szczerze zadowolony z takiego stwierdzenia.
Barclay rozłączył się zaskakująco szybko, kończąc rozmowę. A Adam nie wiedział, jak ma to rozumieć.
Początek lipca przywitał mieszkańców Wolford falą upałów. Chociaż w domu Williamsów otwarto wszystkie okna, a na stole w salonie postawiono wentylator, w powietrzu panował zaduch. Nadszedł czwartek i z samego rana Shannon zakazała Adamowi wstępu do kuchni. Oznajmiła, że zaprosiła koleżanki na podwieczorek i zamierza upiec szarlotkę. Wszelkie kuchenne eksperymenty matki zwykle kończyły się zakalcami i wielkim bałaganem, ale nie zamierzał jej w tym przeszkadzać. Nie w sytuacji, gdy dostarczały jej szczerej przyjemności. Do południa Adam postanowił zająć się czymś pożytecznym. Wyszło na jaw, że jamnik nie radzi sobie z wchodzeniem po schodach, więc zbudował z desek coś w rodzaju podjazdu dla niepełnosprawnych, dzięki czemu Hercules mógł o własnych siłach dostać się z podwórza na ganek.
– Spróbuj go więcej nie przekarmiać – zwrócił się do matki i wyszedł z domu.
Gdy szedł do auta, miał wrażenie, że pracownicy jakoś dziwnie się do niego uśmiechali. Zmarszczył brwi, ale jak co dzień powitał ich serdecznie. Wsiadł do nowego samochodu (którego już z całą pewnością nie udałoby się otworzyć kluczykami od motocykla) i ruszył w stronę domu pani Peterson. Chociaż w te wakacje spędzali ze sobą wyjątkowo dużo czasu, gdy otworzyła mu drzwi, zobaczył, że coś się zmieniło. Kobieta od razu uścisnęła go mocno. Jakoś mocniej niż zazwyczaj.
– Wszystko w porządku? – zapytał nieco skołowany.
– Jak najbardziej. Dowiedziałam się, że mój syn przyjedzie w przyszły weekend. Przed chwilą dzwonił. Najpewniej się jednak miniecie, bo będziesz już w tym ośrodku wczasowym?
Adam wcześniej w najdrobniejszych szczegółach opowiedział pani Peterson o swoich wakacyjnych planach. Zamierzał wraz z grupą przyjaciół spędzić kilka tygodni w drewnianym domku w Wayne National Forest w Ohio. Ostatecznie to JJ wybrał to miejsce, bo znajdowało się na liście obiektów, na które przysługiwały im zniżki studenckie. Uczelnia chętnie dofinansowywała pobyt w parkach i lasach narodowych oraz rezerwatach przyrody, które w teorii miały walor edukacyjny. W rzeczywistości Adam wiedział, że kwestie finansowe nie były żadnym problemem dla Jasona i Vincenta, ale nikt nie mówił o tym na głos. Szczególnie w przypadku tego drugiego. Kolejnym czynnikiem, dla którego wybrali akurat ten ośrodek, było jego położenie. JJ i Adam nie mieli własnych samochodów, dlatego dopasowano plan podróży pod nich. JJ mieszkał w Coldwater pod Memphis, więc postanowili, że Jason z Vinniem zgarną go po drodze. Do ośrodka, do którego Adam miał najbliżej, obiecała podrzucić go Shannon. Dziewczyny miały do nich dojechać na własną rękę.
– Tak, wyjeżdżamy w przyszły piątek. Jakoś tak się złożyło, że nie poznałem Philipa – powiedział Adam, gdy weszli do salonu.
Na stole już czekał na niego imbryk z herbatą i spory kawałek ciasta. Ledwie usiadł, a bura kotka od razu wskoczyła mu na kolana.
– Mogliście się gdzieś minąć, gdy byliście młodsi. Pięć lat różnicy to dla nastolatka sporo, ale myślę, że teraz byście się polubili. Zresztą mniejsza o to. Opowiedz coś więcej o tym wyjeździe. Jedziesz tam z kolegami, tak? Ten Vincent i pozostała dwójka?
Chociaż Adam opowiadał jej sporo o swoim studenckim życiu, imię jednego chłopaka przewijało się w tych historiach wyjątkowo często. Na tyle, że utkwiło kobiecie w pamięci. Adam mówił o nim w samych superlatywach. Jeśli wierzyć jego opowieściom, był pomocny, odpowiedzialny, opiekuńczy, wrażliwy na krzywdę innych, ambitny i dobrze wychowany.
– Tak. Vinnie, Jason, JJ. No i dziewczyny – dodał szybko.
– Jakie dziewczyny? – Pani Peterson uniosła brew.
– No Wendy, Ritsuko, Maria i chyba Tina.
– Nie wspominałeś o nich zbyt często.
– Może podświadomie miałem dość, bo temat dziewczyn jest chyba jedynym, który interesuje moją matkę. Wciąż bombarduje mnie pytaniami o nie. Swoją drogą od kiedy nie przyjechała po mnie na święta, próbuje się jakoś zrehabilitować.
– Bardzo mi przykro, że musiałeś spędzić ten czas sam – powiedziała, chociaż po chwili pomyślała, że Boże Narodzenie z Randym pod jednym dachem również nie mogło należeć do przyjemnych doświadczeń.
– Nie byłem sam. Zostałem zaproszony do rodziny... – zaczął szybko, ale zrobił krótką pauzę. Coś powstrzymało go przed tym, by po raz kolejny wymówić imię Vincenta. Jego speszenie nie umknęło jednak uwadze pani Peterson. – ...kogoś bliskiego – dokończył, czując, jak ostatnie słowa grzęzną mu w gardle.
– Kogoś bardzo bliskiego? – Uniosła brew, uśmiechając się delikatnie.
– Tak. Na szczęście już miałem wtedy kupiony prezent. To były moje najlepsze święta.
– O których, jak przypuszczam, twoja mama się nie dowiedziała, tak jak o tej osobie?
Adam upił spory łyk herbaty. W pierwszym odruchu chciał zapewnić kobietę, że nie mówi o żadnej swojej sympatii, ale naszła go chwila wahania. Właściwie to skąd miała się dowiedzieć, o kogo dokładnie chodzi? Shirley Peterson raczej nie należała do osób, które lubiły plotki. Wyjawienie ułamka prawdy nie powinno nieść ze sobą poważniejszych konsekwencji.
– Gdyby się dowiedziała, ten temat nigdy by się nie skończył.
– Ale jesteś szczęśliwy? – dopytywała.
– Tak.
– To najważniejsze.
Po niespełna dwóch godzinach Adam chciał wyjść, ale wówczas pani Peterson zaproponowała, by obejrzeli jakiś film. W tym pomyśle nie byłoby niczego dziwnego, gdyby nie podniosła z szafki na telewizor Koszmaru z ulicy Wiązów. Z uśmiechem pomachała w stronę chłopaka kasetą. Na okładce lśniły ostre szpony Freddy’ego Kruegera. Shirley nigdy nie chciała oglądać horrorów.
– Nie spodziewałem się takiego wyboru – powiedział szczerze Adam.
– Postanowiłam się przełamać, skoro ty tak bardzo lubisz kino grozy.
To wszystko było jakieś podejrzane, ale postanowił nie wnikać. Pani Peterson zasłoniła firanki, żeby zrobić klimat i włożyła kasetę do magnetowidu. W trakcie seansu Adam odniósł wrażenie, że kobieta bardzo się męczy. Nie minęło piętnaście minut, gdy przyłapał ją na dyskretnym zasłanianiu oczu serwetką. W połowie seansu nagle zadzwonił telefon. Poderwała się z miejsca, prosząc Adama, by nie zatrzymywał filmu. Nie zatrzymał, ale nieznacznie ściszył, chcąc usłyszeć, o czym rozmawia. Nie zamknęła drzwi do salonu i mógł obserwować, jak kręci się przy telefonie.
– Przy telefonie, a kto mówi? – zapytała.
Adam już myślał, że to pomyłka, gdy nagle zakryła usta dłonią. Wyglądała na szczerze zaskoczoną.
– No tak, ona tak ma. Pewnie suszy włosy albo włączyła mikser. Już tłumaczę... – Niespodziewanie zaczęła szeptać i przymknęła drzwi.
– Kto to był? – zapytał od razu Adam, gdy wróciła do pokoju.
– Znajomy mojej siostry. To nic takiego – odparła i usiadła obok niego.
Dokończyli film w całkowitej ciszy. Po seansie Adam wstał z miejsca, przeprosił, że się zasiedział i już chciał wyjść, gdy pani Peterson położyła mu rękę na przedramieniu.
– Poczekaj, Adamie. Musimy porozmawiać.
– O czym?
– O Herculesie.
Myślał, że się przesłyszał.
– O psie?
– Tak, bo tak naprawdę to nie jest owczarek, tylko jamnik, który potrzebuje opieki.
– Przecież powiedziałem pani ostatnio dokładnie to samo.
Nim Shirley zdążyła odpowiedzieć, nagle ponownie zadzwonił telefon.
– Boże! Nareszcie! – Klasnęła w dłonie, pobiegła do kuchni, aby odebrać – Dobrze, zbieramy się. – Odłożyła słuchawkę.
Skołowany Adam obserwował, jak wyciąga z lodówki wielką miskę i blachę owiniętą folią.
– Możemy już jechać na farmę! – zawołała entuzjastycznie.
– Możemy? – powtórzył zdziwiony.
– Tak, wychodzimy – powiedziała i podała mu miskę z sałatką, a sama wzięła blachę z mięsem na grilla, jak wyjaśniła.
Ten obrazek skojarzył się Adamowi z przyjęciem ogrodowym, które urządzono w zeszłym roku, gdy dostał się na studia.
– Dzień Niepodległości jest dopiero jutro – stwierdził, pomagając Shirley ułożyć jedzenie na tyle służbowego pick-upa. – Coś dziś świętujemy?
– A co wypada trzeciego lipca? – zapytała, siadając po stronie pasażera.
Zajął miejsce po stronie kierowcy i zamknął za sobą drzwi.
– Nigdy nie obchodziłem urodzin. – Odpalił silnik.
– Tym razem twoja mama wyjątkowo się postarała, żeby było miło – przyznała Shirley, ciesząc się, że nie musi wymyślać kolejnych wymówek, żeby zatrzymać go w swoim domu.
Adam spojrzał na nią znacząco, ale nie ciągnął tematu. Zakładał, że w większym lub mniejszym stopniu, powtórzy się scenariusz ogrodowego przyjęcia z ubiegłego roku, co byłoby całkiem miłe. Gdy wjechali na podjazd, uzmysłowił sobie jednak, że był w błędzie. Przed domem jak diament lśnił czerwony kabriolet. Nie miał cienia wątpliwości, że należał do Jasona. Zaparło mu dech.
– To z kim rozmawiała pani przez telefon?
– Z Vincentem oczywiście. Kiedy opisywałeś jego głos, myślałam, że odrobinę poniosła cię fantazja, ale potem podniosłam słuchawkę, gdy dzwonił. O Boże.
– No właśnie.
W jednej sekundzie Adam zaczął myśleć o wszystkim. Czy pościelił łóżko? Czy zrobił to dokładnie? Dlaczego włożył ten szary znoszony T-shirt? Czy jego włosy jakoś się układały? Czy starczy dla wszystkich pościeli? Czy w lodówce było wystarczająco dużo jedzenia? Czy w najbliższym otoczeniu znajdowało się coś, co teoretycznie mogłoby zrazić Vincenta?
Czuł rosnący przypływ adrenaliny, gdy otwierał drzwi. Ledwie zdążył wysiąść, a już zobaczył postać pędzącą ku niemu. JJ objął go jak starego dobrego przyjaciela.
– Już myślałem, że nigdy tu nie trafimy, stary. Trochę błądziliśmy, więc postanowiliśmy zadzwonić do twojej mamy z budki telefonicznej. Nie odbierała, więc Vinnie wybrał numer do pani Peterson.
– A skąd go miał? – zdziwił się Adam.
– To była bardziej skomplikowana akcja, niż ci się wydaje.
Ledwie JJ się odsunął, a do solenizanta podbiegł Jason.
– Zaskoczony? – zapytał, ściskając go mocno.
– Bardzo.
– Trzeba przyznać, że twoja mama wykazała się inicjatywą.
Zaproszenie paczki przyjaciół było ostatnią rzeczą, której spodziewałby się po Shannon, i wciąż analizował, w którym momencie wpadła na ten szalony pomysł. Dotychczas nigdy nie pamiętała o jego urodzinach. Czuł, że Vinnie musiał maczać w tym palce.
– Wciąż jestem w szoku.
Jason uśmiechnął się szeroko i zrobił miejsce ostatniemu chłopakowi z paczki. Gdy Vinnie ruszył w jego stronę, Adam przymknął oczy, by powstrzymać wzruszenie. Spontanicznie wtulił twarz w zagłębienie szyi chłopaka. Tak naprawdę miał ochotę go pocałować, ale wiedział, że taki scenariusz nie wchodził w grę. Delektował się więc subtelnym zapachem jego skóry. W odróżnieniu od chłopaków Vincent na chwilę go podniósł. Gdy stopy Adama znów zetknęły się z ziemią, mimowolnie poczuł rozczarowanie. W ostatniej chwili zahaczył palcami o ciemne włosy i kark Vincenta. Tak bardzo chciał go dotykać.
– Cześć, Shep.
– Witaj, Vinnie.
Na podwórzu rozstawiono drewniany stół, na którym poustawiano talerze z przekąskami. Pomiędzy dwoma drzewami rozciągał się sznur lampionów. Ich światło rzucało ciepłą poświatę na stół, odbijając się w szklankach i kieliszkach. Robert Tremblay kończył rozpalać grilla, podczas gdy drugi pracownik, chuderlawy Matthew, stał przy nim z półmiskiem steków.
– Nie sądziłem, że dożyję takich czasów. Oddałbym wszystko, by zobaczyć minę Randy’ego na widok takiej ekipy na jego podwórku – powiedział z nutą satysfakcji Tremblay, obserwując JJ-a z bujnym afro, rockowego Vincenta i Jasona, który aktualnie wyciągał boom boxa z bagażnika swojego piekielnie drogiego auta.
– Myślisz, że pójdą w niedzielę na mszę? – zapytał Matthew, drapiąc się po swoich rudych włosach. – Gdybym usiadł obok nich w jednej ławce w kościele, wreszcie zyskałbym jakąś popularność w miasteczku.
– Nie wiem, ale chciałbym to zobaczyć. Grunt, że Adam jest wreszcie zadowolony. Prawdę mówiąc, ja też jestem.
Jason ustawił boom boxa na niskim stołku, a po chwili z głośników wybrzmiało Out of Touch. JJ zagwizdał z zadowoleniem, rozkładając sztućce na stole.
– Niech ci się przyjrzę. Więc to ty jesteś posiadaczem tego wyjątkowego głosu – powiedziała pani Peterson, podchodząc do Vincenta. – Jestem Shirley Peterson.
Chłopak, który aktualnie był zajęty rozmową z Adamem, zagarnął go ramieniem, gdy obrócił się w stronę kobiety. Po chwili przyszło jednak opamiętanie i cofnął dłoń.
– Jestem Vinnie. Przyjaciel Adama. – Uścisnął jej rękę. – Mam brzydkie nazwisko – wypalił, uprzedzając jej kolejne pytanie.
Adam zauważył, że chłopak był dziwnie spięty. Posłał kobiecie jeden z tych swoich czarujących uśmiechów – zawsze się uśmiechał, gdy był zestresowany.
– Wyobrażałam sobie ciebie nieco inaczej. – Lustrowała wzrokiem jego kolczyki i pasek nabity ćwiekami.
Na podstawie opowieści Adama wykreowała sobie w głowie nieco inny obraz Vincenta, chociaż chłopak zachwalał dotychczas jego cechy osobowości. Nie należała do osób, które pochopnie szufladkują ludzi.
– Zyskuję przy bliższym poznaniu – powiedział z przekonaniem.
Shirley już otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale wtedy na ganku pojawiła się Shannon. Niosła dużą, nierówną, biszkoptową konstrukcję. Krem spływał po czymś, czego nie można było nazwać ani stożkiem, ani prostokątem. Świeczki sugerowały jednak, że był to tort. Jeden z najbrzydszych, jakie Adam widział w całym swoim życiu, ale niewątpliwie wykonany z dużym zaangażowaniem. Gdy matka szła po trawniku z wypiekiem, sądził, że wbite w ciasto świeczki w końcu się wywrócą. Być może jego skrzywiona wyobraźnia dołożyła do tej wizji swoje trzy grosze, ale tort jakimś cudem przetrwał. Shannon postawiła go na środku stołu, a wszyscy zaczęli śpiewać Sto lat. Adam był skrępowany i w pierwszej chwili nie wiedział, jak zareagować. Goście potraktowali swoje zadanie bardzo poważnie i śpiewali naprawdę głośno.
– Pomyśl życzenie! – Pani Peterson szturchnęła go łokciem, gdy przyszedł czas na zdmuchnięcie świeczek.
Wykonał tę czynność bardzo pospiesznie. Nawet tak nikłe płomienie świec budziły w nim niepokój.
– Vinnie, pachniesz tak intensywnie, że czuję cię aż tu. Najpierw wziąłeś ten piekielnie długi prysznic w hotelu, a potem wylałeś na siebie chyba z pół butelki wody kolońskiej. Myślałeś, że poznasz tu jakieś koleżanki? – zapytał JJ, gdy Shannon zaczęła już kroić tort.
Odniósł wrażenie, że po tych słowach Vincent zmroził go spojrzeniem, ale zupełnie nie rozumiał jego reakcji. Z kolei Adam zachichotał cicho. Rzadko widywał Vinniego zawstydzonego, ale ten widok bardzo mu się podobał.
– O, dobrze mówi. – Shannon wskazała ręką na JJ-a. – Ty też powinieneś nastawić się na takie znajomości. Może w czasie wakacji poznacie jakieś fajne dziewczyny. Chociaż twoi koledzy powiedzieli, że na studiach prowadziłeś dość aktywne życie towarzyskie – dodała, krojąc tort, i wymownie spojrzała na Adama.
– Prowadził. Adam jest bardzo towarzyski – zapewnił Jason. – Zresztą na wczasy jadą z nami trzy koleżanki.
– Dokładnie trzy – doprecyzował JJ.
– Jakie koleżanki? – Shannon wyraźnie się ożywiła.
– Wendy to taka trochę hipiska, która grała główną rolę w przedstawieniu Adama. Ritsuko jest najlepszą przyjaciółką Wendy, mieszka z nią w pokoju w domu Hoppera. Do tego dochodzi Maria. Pochodzi z Meksyku, to świetna tancerka. Studiujemy razem – tłumaczył JJ.
Shannon słuchała tych historii z zapartym tchem. Wcześniej syn nie opowiadał jej o takich znajomościach.
– A nie miała być z nami jeszcze Tina? – zdziwił się Adam. – Ta, co kumpluje się z Marią? Domki są przecież czteroosobowe.
– No właśnie Tina odmówiła. Wendy zaproponowała, aby zamiast niej pojechał jakiś jej najlepszy przyjaciel z Atlanty – powiedział Vinnie.
– Taki, o którego Jason ma się nie martwić – dodał ciszej, na co on i JJ zachichotali.
Jasonowi wcale nie było do śmiechu.
– Moment, Adam mówił, że te domki są czteroosobowe. To ten jeden facet ma mieszkać razem z trzema dziewczynami? – zdumiał się Tremblay.
– Cholerny farciarz – dodał Matthew.
Komentarze pracowników farmy wcale nie sprawiły, że Jason poczuł się lepiej. Od zakończenia roku akademickiego bardzo przeżywał fakt, że Wendy pocałowała go na parkingu. Coś, co opisywał jako „krótki pożegnalny pocałunek”, w ustach Vincenta brzmiało już jako „koleżeński buziak”. Jason wiedział jednak z czego wynikały docinki Vinniego. Nie było tajemnicą, że Wendy za nim nie przepadała. Uważała go za flirciarza i wciąż patrzyła na niego przez pryzmat historii z liceum.
– To przyjaciel z dzieciństwa? – wtrącił Adam. – W mojej opinii nie ma sensu dopatrywać się w ich relacji drugiego dna.
– Czasem warto posłuchać mądrego – przyklasnął mu Jason i wziął pierwszy kęs tortu.
Na szczęście ciasto smakowało o wiele lepiej, niż wyglądało. Po chwili Shannon postawiła na stole butelkę wina, a atmosfera powoli zaczęła się rozluźniać.
– W ogóle ten przyjaciel Wendy... – JJ spojrzał na Vincenta. – Jak mu było?
– Colin.
– Colin ma z nami studiować w tym roku.
– I gra na perkusji, a jak ci wspominałem, chcielibyśmy w tym roku założyć zespół. Wendy twierdzi, że koleś jest dobry – dodał Vinnie.
– To się okaże – szepnął Jason.
– Mówisz, jakbyśmy przebierali w perkusistach.
Nagle pani Peterson wstała i uniosła kieliszek do góry. Pozostali zrobili to samo.
– Proponuję, żebyśmy wznieśli toast za naszego solenizanta. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Adamie. Niech się spełnią twoje marzenia.
– A ja chciałbym podziękować wam za przygotowanie takiej niespodzianki. Dziękuję, że przyjechaliście. – Tu Adam kolejno spojrzał na chłopaków. – I bardzo mi miło, że pomyślałaś o mnie, mamo. – Uśmiechnął się do Shannon.
Chociaż cały ten plan był nieco chaotyczny, bardzo się cieszył, że przyjaciele tu są i przed wyjazdem na wakacje spędzą więcej czasu na farmie. Wszyscy zebrani upili łyk wina, a następnie usiedli. Robert Tremblay uraczył gości trudnymi do wyjaśnienia historiami, które spotkały go, gdy pracował na polu kukurydzy u poprzedniego pracodawcy. Nikt oprócz Matthew w nie nie wierzył, ale mężczyzna miał prawdziwy talent do snucia ciekawych opowieści, dlatego wszyscy słuchali go w napięciu. Dłoń Adama na moment odnalazła pod stołem rękę Vincenta. Poczuł dreszcz, gdy chłopak splótł ich palce. Fakt, że nikt tego nie widział, z dziwnych powodów tylko potęgował jego ekscytację.
– Nie jest ci zimno? – zapytał cicho Vincent, gdy na dworze zrobiło się już całkiem ciemno. – Jak nie chcesz iść do domu, mogę przynieść bluzę z samochodu. Mam na wierzchu.
– Nie, ale dziękuję. – Kciukiem pogładził wnętrze jego dłoni. – A tobie jest?
Paradoksalnie, to Vincent miał zawsze zimne dłonie.
– Jest idealnie – szepnął.
Tym razem to Matthew zaczął wszystkim opowiadać, jak trudnym i ważnym zajęciem jest pilnowanie, aby lisy nie zakradły się do kurnika. Między wierszami dodał kilka kąśliwych uwag wymierzonych w stronę Shannon, sugerując, że odpowiedni pies z pewnością rozwiązałby problem. Jason poprosił Adama, by podszedł z nim do auta i przejrzał kasety. Chciał, aby jako solenizant wybrał, jaką muzykę włączą tym razem, a miał kilka nowych składanek. Ledwie chłopak wstał z miejsca, a uwagę pani Peterson zwrócił srebrny wisiorek połyskujący na szyi Vincenta. Przedstawiał kostkę do gry.
– Grasz na gitarze? – zagaiła, wskazując na niego.
– Tak – powiedział i podszedł do niej. Zdjął z szyi łańcuszek, a następnie pokazał jej owieczkę wygrawerowaną na kostce. – To prezent od Adama. Dał mi go, gdy przyjechał do mnie na święta. To na swój sposób zabawne, że nazywali mnie czarną owcą, a on przez wiele lat był pasterzem – powiedział cicho.
Shirley Peterson spojrzała prosto w jego niebieskie oczy i poczuła, jak przechodzi ją dziwny dreszcz. Vincent. Właśnie to imię najczęściej padało z ust Adama, gdy tylko wrócił ze studiów. Chociaż chętnie opowiadał o przyjaciołach, omijał temat relacji romantycznych, jakby były dla niego dziwnym tabu. Ja, Vincent i reszta. Vincent mi pomógł. Vincent zawiózł mnie pod adres, z którego przychodziły listy. Vincent nauczył mnie zabawy. Vincent zagrał chłopaka Eve w przedstawieniu – w głowie kobiety głośnym echem odbijały się słowa Adama. Zupełnie tak, jakby słyszała jego głos.
– Miło z twojej strony, że go zaprosiłeś – wydusiła w końcu.
– Bardzo się cieszę, że spędziliśmy razem te dni. – Uśmiechnął się ciepło.
Gdyby nie rozmowa o bardzo bliskiej osobie, pani Peterson odebrałaby jego słowa jako przyjacielski gest. Zapewne taką intencję miał także Vincent. Ona odkryła jednak ich drugie dno. Z jednej strony ją to przerażało, z drugiej cieszyło.
– Zaraz steki będą gotowe. Trzeba pokroić pieczywo i donieść wina. Może byłbyś taki miły i zechciał mi pomóc?
– Oczywiście. – Vinnie od razu wstał.
Ruszył za kobietą, ale gdy przystanęli na ganku, pospieszył, by otworzyć przed nią drzwi. Dyskretnie obejrzał się za Shannon i zauważył, że była zajęta rozmową. Najwyraźniej matce Adama zupełnie nie przeszkadzało, że ktoś obcy kręcił się po jej kuchni. Miały zupełnie inne charaktery. Peterson była spostrzegawcza i bezpośrednia. Pod pewnymi względami przypominała mu babcię Olympię. Z kolei tak roztrzepanej kobiety jak Shannon nie poznał chyba nigdy.
– Adam jest dla mnie jak syn – zaczęła Shirley.
Jeszcze nie doszli do kuchni, a już wiedział, że nie będą rozmawiać o sposobach krojenia chleba. Poczuł się odrobinę nieswojo i zaczął analizować, czy przypadkiem nie powiedział czegoś niestosownego.
– Wiem – rzekł w końcu. – Zamknąć? – Wskazał na drzwi prowadzące do kuchni, a kobieta w odpowiedzi kiwnęła tylko głową.
Mimo wszystko zaczęła przeglądać szafki w poszukiwaniu deski do krojenia. Uprzedził ją i pierwszy znalazł przedmiot. Po dłuższej ciszy pani Peterson podeszła do stojącego na parapecie radia. Włączyła je, porozumiewawczo spoglądając Vincentowi oczy. Cindy Lauper skutecznie zagłuszyła muzykę dobiegającą z ogrodu, nie wspominając już o śmiechach i rozmowach.
– Miło się patrzy, jak Adam przechodzi swój szczęśliwy czas. Nie chciałam mu tego niszczyć, a doskonale widzę, co się teraz dzieje, jakie są nastroje. Boję się, że będzie mu grozić jakieś niebezpieczeństwo.
Vincent przełknął ślinę. Nie miał pewności, co dokładnie chce mu przekazać Shirley.
– Palisz, chłopcze?
– Ja...
– Czy poczęstowałbyś mnie papierosem? – sprecyzowała.
– Tak. Oczywiście.
Vincent szybko sięgnął do kieszeni jeansów. Raptem zaczął bardzo przejmować się tym, że paczka Marlboro była cholernie pognieciona. Podsunął ją kobiecie i gestem dżentelmena podpalił jej papierosa. Nie omieszkała zwrócić na to uwagi. Z kolei on zauważył, że jej szczęka i ręce delikatnie drżały. Również była zestresowana.
– Adam jest bardzo bystrym chłopakiem, ale wychowywał się w swego rodzaju bańce.
Myślała o wszystkich sytuacjach, w których Adam doświadczał nękania. Tak bardzo chciała, aby podobne incydenty były już tylko przeszłością. Gdyby ktoś dowiedział się prawdy, mógłby go skrzywdzić. Nie to było jednak najgorsze. Shirley Peterson regularnie czytała gazety i oglądała telewizję. Wiedziała, co mówiło się o AIDS. I było to przerażające.
– Opowiadał mi o sobie – przyznał Vinnie, również zaciągając się papierosem.
Podniósł leżącą na parapecie popielniczkę i położył ją na blacie, bliżej pani Peterson.
– Jest oczytany, ale był trochę izolowany od świata zewnętrznego. To znaczy od mediów. Mam na myśli to, że nie jestem przekonana, na ile jest zorientowany w kwestii potencjalnych zag... – Przerwała, czując, że źle to brzmi. Postanowiła spróbować inaczej. – Syn mojej koleżanki jest od was kilka lat starszy, Vincencie. Luke przeprowadził się na studia do dużego miasta, gdzie zamieszkał ze swoim bliskim przyjacielem. Po kilku miesiącach wyszło jednak na jaw, że przyjaciel miał wielu innych bliskich... przyjaciół. – Wymownie spojrzała mu w oczy, oczekując jakiejś reakcji.
– Skurwiel – pozwolił sobie na przekleństwo, intuicyjnie czując, że w zaistniałych okolicznościach nie będzie nim zgorszona.
– Bardzo mnie cieszy, że w tej kwestii się zgadzamy. – Na jej twarzy zagościł blady uśmiech. – Luke był załamany, potrzebował miesięcy, aby dojść do siebie, i kiedy zaczęło być już lepiej, skurwiel nagle zadzwonił.
– I co powiedział? – zapytał Vinnie i zaciągnął się mocno.
– Powiedział, że jest bardzo chory i że wielu jego przyjaciół również jest chorych. Moja koleżanka przeżyła piekło, czekając na wyniki badań. Jakimś cudem Luke się nie zaraził. Nawet nie wiesz, jaka to ulga dla matki. – Przyłożyła dłoń do serca.
– Całe szczęście, że nic mu nie jest.
– Nie masz innych bliskich przyjaciół, prawda Vincencie? – Zmrużyła podejrzliwie oczy.
– Nie takich – zapewnił. – Adam jest dla mnie naprawdę bardzo ważny.
Pani Peterson pokiwała głową. Gdy zgasiła papierosa, chłopak od razu poczęstował ją drugim. W powietrzu wisiała niezręczna cisza. Oboje pogrążyli się we własnych myślach. Vincent próbował odczytać z twarzy pani Peterson jakieś emocje. Nie wyglądała na złą. Raczej na zaskoczoną i bardzo zmieszaną.
– Adam wie, że pani wie? – zapytał w końcu cicho.
– Nie i lepiej niech tak pozostanie – szepnęła, wciąż próbując uporządkować sobie wszystkie nowe informacje. – Wybacz mi, proszę, tak osobiste pytania. Uwierz, że nie mam złych intencji.
– Wiem – odpowiedział zdecydowanie.
Pani Peterson westchnęła ciężko.
– Zdaję sobie sprawę, że dla studenta to może być wydatek, ale bardzo mi zależy, żebyście zrobili badania. Profilaktycznie. Jestem skłonna wesprzeć was w tej kwestii finansowo...
– Nie ma takiej potrzeby.
– Ale Vincencie...
– Proszę pani, myślę, że szanse, żebyśmy byli zarażeni są bliskie zeru. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żebyśmy się przebadali. Poza tym to nie jest żaden wydatek. Zajmę się tym, gdy wrócimy z wakacji. Będę o niego dbał. Chcę się nim opiekować. Zasługuje na to.
– Wydajesz się odpowiedzialnym młodym człowiekiem. Obiecaj, że będziesz dla niego dobry. Adam wystarczająco dużo wycierpiał. Wyczerpał już w życiu pulę traumatycznych doświadczeń.
– Obiecuję.
Gdy Vinnie i pani Peterson wyszli przed dom, Tremblay akurat postawił na stole tacę z gorącym mięsem. W głośnikach rozbrzmiało Forever Young, a Adam siedział na krześle, wyczekująco spoglądając na Vincenta. Pod nieobecność chłopaka, ostatecznie włożył jego czarną bluzę. Zauważył ją, gdy Jason otworzył bagażnik w poszukiwaniu kaset. Vinnie od razu uśmiechnął się szeroko. To był przyjemny widok. Lampion oświetlał twarz Adama, a kręcone włosy zahaczały o jego ramiona. Cholernie mu się podobał. I lubił, kiedy nosił jego ciuchy. To trochę tak, jakby publicznie go obejmował. Takie drobne gesty cieszyły. Szczególnie gdy musieli się ukrywać. Vincent pewnym krokiem podszedł do Adama i napełnił jego kieliszek winem. Pochylił się przy tym nad jego uchem i zanucił refren piosenki.
– Myślicie, że już nadszedł czas na prezenty? – zapytał JJ, burząc nieco nieoczywisty romantyzm tej chwili.
Jason spuścił głowę, aby ukryć przed resztą swój nikły uśmiech. Jako jedyny wiedział, co łączyło tę dwójkę, a niewiedza innych poniekąd go bawiła. Po znaczącym chrząknięciu Vincenta wyprostował się jednak. Obiecał przyjacielowi grać nieświadomego.
– Co? Jakie prezenty? – zdziwił się Adam. – Mało zrobiliście? Największym prezentem jest dla mnie to, że jesteście tu wszyscy ze mną.
– Prezenty to nieodłączny element urodzin – wtrącił JJ.
Adam odniósł wrażenie, że po jego słowach Shannon zaczęła uciekać wzrokiem. Pierwszy raz w życiu wyprawiła mu przyjęcie i złożyła życzenia. Mimo wszystko doceniał jej starania. Po chwili przed chłopakiem ustawiła się kolejka. Goście wręczali mu kolejno książki, albumy na zdjęcia, kasety z filmami i muzyką. Jednym z najbardziej zaskakujących prezentów był ten podarowany przez Roberta Tremblaya.
– Materac dmuchany – zdumiał się Adam, wyjmując pudełko z torby prezentowej.
– Pomyślałem, że to bardzo praktyczny prezent. Shannon powiedziała mi o gościach i zacząłem się zastanawiać, gdzie położycie spać trzech chłopów. W salonie jest ta wąska kanapa, a na górze chyba jednoosobowe łóżko. Trochę głupio, żeby ktoś spał na podłodze. Poza tym może będziecie jeździć pod namioty czy coś. Ja jeździłem w twoim wieku, wtedy taki materac bardzo się przydaje – powiedział mężczyzna.
– Bardzo dziękuję. Na pewno się przyda!
Prezent od pracownika dał Adamowi do myślenia. Przez cały wieczór był w tak dużych emocjach, że nie pomyślał, gdzie właściwie położy spać swoich gości. Pokój na górze dawał pewną prywatność, chociaż stało w nim pojedyncze łóżko. Z kolei rozkładana kanapa na dole oferowała więcej miejsca, jednak stała w pomieszczeniu przechodnim.
– I zostałem ja. – Z rozważań wyrwał go głos Vincenta, który z uśmiechem wręczył mu oklejone zielonym papierem pudełko. – Przed nami perspektywa wspólnych wakacji, więc uznałem, że będziesz chciał mieć jakąś pamiątkę.
Adam rozerwał papier i wyciągnął z kartonu nowy aparat fotograficzny. Był zaskoczony.
– W środku są też klisze. Wziąłem więcej, bo z tego, co wiem, masz dwa albumy do zapełnienia. – Uśmiechnął się w stronę Jasona, który mu je kupił.
– Dziękuję! Nie trzeba było – powiedział, obejmując go na tyle przyjacielsko, na ile potrafił.
Nie przewidział jednak, że pierwsze zdjęcie wykonane tym aparatem będzie przedstawiało jego siedzącego na podłodze w salonie i dmuchającego materac. Było koło drugiej, gdy goście rozeszli się, a przyjaciele pomogli mu znieść i umyć naczynia.
– To robimy jak w akademiku? Vinnie i Jason śpią na kanapie na dole, a ja i Shep na łóżku i materacu na piętrze? – zapytał JJ, odkładając aparat na stół.
– No nie – powiedział Vincent szybciej, niż zdążył pomyśleć. – Wiecie, jedna osoba nie może spać całego tygodnia na dmuchanym materacu, bo będą bolały ją plecy. To nie fair.
Ten argument tak rozbawił Jasona, że ledwie nad sobą zapanował, aby się nie zaśmiać. Chciał być jednak lojalnym przyjacielem i zachować pozory.
– Najlepiej będzie, jeśli będziemy się zmieniać – zdecydował w końcu.
– To może niech JJ śpi dzisiaj u Shepa w pokoju na dmuchanym materacu, jutro będę to ja, potem Shep, Jason... – zaproponował Vinnie.
Adam zatkał zatyczką materac i spojrzał wymownie na Vincenta. Wiedział, że jeśli dwa dni z rzędu wylądują sami na górze, materac wcale nie będzie używany.
– No dobra, tak zróbmy – zgodził się JJ, po czym wraz z Adamem poszli na górę.
– Bolące plecy. Ale żeś wymyślił – zachichotał Jason, rozkładając kanapę.
– A miałeś lepszy pomysł? – Vinnie zadziornie uderzył go poduszką.
Słońce powoli przedzierało się przez lniane zasłony, a jego promienie nieprzyjemnie drażniły zamknięte oczy i pokryty bliznami policzek. Adam mruknął coś pod nosem i przekręcił na drugi bok. Panujący w pokoju zaduch zwiastował gorący, letni dzień.
– Śpisz, Shep? – usłyszał głos JJ-a, który leżał na rozłożonym obok łóżka materacu.
– Nie. – Przeciągnął się, odgarniając z twarzy kosmyki kręconych włosów.
– Wiesz co, jedna rzecz mnie stresuje. Twoja mama wspominała, że w Wolford ma być jakiś festyn z okazji czwartego lipca. Bardzo dużo o tym mówiła. Ponoć przyjedzie jakieś wesołe miasteczko, będzie pokaz fajerwerków, konkurs... – Usiadł, opierając się plecami o krawędź łóżka.
Williamsowie co roku dostarczali owce na konkurs strzyżenia na czas, który odbywał się właśnie podczas festynu. Wyjątkiem były ubiegłe wakacje, kiedy zmarł Randy, a w tym roku obowiązek dopilnowania tych kwestii spoczął na barkach Roberta Tremblaya.
– Tak, ale to taka wiejska zabawa. Szczerze mówiąc, nie bywałem tam w celach rozrywkowych – przyznał. – A co cię stresuje?
Widząc, że coś trapi przyjaciela, usiadł obok niego i przyjrzał mu się badawczo.
– Gdy przejeżdżaliśmy przez Wolford i zatrzymaliśmy się, aby Vinnie mógł zadzwonić z budki telefonicznej, tak popatrzyłem na ludzi i zwróciłem uwagę, że absolutnie wszyscy byli, no wiesz... – Wlepił wzrok w lnianą zasłonę. – Biali. Myślisz, że z mojego powodu mogą być jakieś problemy?
Adam westchnął ciężko. Przypomniał sobie komentarze Randy’ego na temat każdego, kto nie wyglądał i nie preferował takiego stylu życia, jak on sam. Wciąż miał w głowie złośliwe docinki ze strony rówieśników, ale zauważył też zmianę w ich podejściu, gdy odziedziczył farmę i dostał się na studia.
– Nigdy nie było żadnego problemu z twojego powodu, JJ. Nie odpowiadasz za zaściankowy sposób myślenia innych ludzi. Większość z nich nie wyściubiła nosa poza Ohio, dlatego łatwo ich zszokować.
– Ja to wszystko wiem. Po prostu zastanawiam się, jak duże jest prawdopodobieństwo, że wydarzy się coś, co popsuje nam humor.
– Nikt nie popsuje nam humoru, JJ – powiedział z przekonaniem. – A jeśli spróbuje, to z pewnością pożałuje. Jesteśmy razem. Nie ma co się przejmować zachowaniem obcych ludzi. Najważniejsze jest to, co myślą najbliżsi.
– Mówisz trochę jak Vinnie. Jeśli mam być szczery, to na początku naszej znajomości trochę mi imponował swoją pewnością siebie, ale z czasem zauważyłem, że ty też się taki stałeś.
– Jaki? – zdziwił się Adam.
– Cholernie silny.
[...]