Równonoc - Ewa Przydryga - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Równonoc ebook i audiobook

Ewa Przydryga

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

181 osób interesuje się tą książką

Opis

Światło czy ciemność – co wybierzesz w obliczu moralnego dylematu?

Tragedia wydarzyła się w tę właśnie noc. W równonoc. Jeden nierozważny krok wystarczył, by Justyna straciła swoją ukochaną siostrę, a wraz z nią – część siebie. Choć minęły lata, kobieta wciąż próbuje uporać się ze stratą i wyrzutami sumienia. Dołącza do grupy cierpiących na nietypowe fobie pacjentów, którzy w ośrodku na odludziu szukają dla siebie ratunku.

Terapię opartą na kontrowersyjnych metodach prowadzi ekscentryczny Werner. Nieustępliwie próbuje dotrzeć do źródeł fobii każdego z pacjentów. Obawa odkrycia przeszłości wzbudza w uczestnikach najgorsze instynkty. By uwolnić się od traumy, któreś z nich gotowe jest zabić. Do kolejnej równonocy w życiu Justyny zakrada się śmierć – dochodzi do brutalnego zabójstwa.

Mijają trzy lata. Kobieta próbuje na nowo ułożyć sobie życie z córką, lecz nagła wizyta jednego z byłych pacjentów Wernera znów przywołuje lawinę nieszczęść. Teraz, by odeprzeć gęstniejący wokół niej mrok i dotrzeć do niewygodnej prawdy, Justyna musi stoczyć najtrudniejszą w swoim życiu walkę...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 356

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 40 min

Lektor: Filip Kosior
Oceny
4,0 (76 ocen)
31
25
11
9
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
WeronikaTrz

Nie oderwiesz się od lektury

To wszystko miało miejsce w tę noc. Równonoc. Noc, podczas której zgasło jedno życie. Noc, podczas której narodziły się nowe demony. A teraz, trzy lata później, one znów powracają… Miejska plaża. Żar lejący się z nieba. I… ciarki na skórze, wywołane kolejną historią spod pióra Przydrygi. A to już chyba mówi samo za siebie - znów to zrobiła. Niewielu jest autorów, których powieści aż tak bardzo ze mną współgrają, które czuję na wskroś. I wiem, że cokolwiek wypełznie z głowy Ewy i zostanie przelane na papier, ja będę chciała to czytać. „Równonoc” oblepia swoją gęstą, chwilami wręcz klaustrofobiczną aurą, która stała się swoistym wyróżnikiem dzieł Przydrygi. Zachwyca również szeroki wachlarz psychologiczny postaci, których być może nie będziemy darzyć zbytnią sympatią, ale które są piekielnie autentyczne i zwyczajnie ludzkie w swoich wadach. Autorka nie oszczędza bohaterów, zmuszając ich by stanęli twarzą w twarz z drzemiącymi w nich demonami, a przy tym skutecznie sprawia, iż stają się...
10
Hejohej

Całkiem niezła

Książkę czyta się bardzo dobrze, fabuła wciaga, jednak nie do końca rozumiem co się zadziało.. ? Dlaczego następna ofiarą? Co to wniosło i właśnie, Dlaczego? I dziecko? Przecież te osoby niczego nie wiedziały. Nie wiem o co tu chodzi.
10
Malwi68

Całkiem niezła

"Równonoc" autorstwa Ewy Przydrygi to thriller o mrocznym nastroju, którego główną bohaterką jest Justyna. Kobieta zmaga się z traumą spowodowaną tragiczną śmiercią swojej siostry. Po wielu latach postanawia skorzystać z terapii o nietypowych metodach leczenia, mających przynieść jej ulgę. Niestety, w trakcie terapii umiera terapeuta, a Justyna dowiaduje się po trzech latach, że odpowiedzialny za tę śmierć jest jeden z uczestników terapii. Jednak zanim prawda wyjdzie na jaw, informator zostaje zamordowany. Pomimo zawirowań fabularnych, sposób jej przedstawienia sprawia, że akcja jest klarowna i łatwa do śledzenia. Głównym pytaniem, które stawiałam sobie podczas lektury, było: kto zabił Wernera i świadka? Odpowiedź jest dość prosta, biorąc pod uwagę ograniczoną liczbę bohaterów. Książka nie zawiera wielkich zaskoczeń, mimo kilku istotnych zwrotów akcji. Pomysł na fabułę jest interesujący, styl autorki jest przyjazny, a mroczny klimat dobrze wpisuje się w gatunek. To niewątpliwe atuty,...
10
Veronica41pl

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjny thriller psychologiczny, ktory wciaga od pierwszej do ostatniej strony. Polecam!!!
10
daemia_11

Z braku laku…

jakieś takie trochę bez ładu i składu...
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: EWE­LINA KO­RO­STYŃ­SKA
Re­dak­cja: ANNA MI­LEW­SKA
Ko­rekta: ANNA DO­BOSZ, ANNA PO­INC-CHRA­BĄSZCZ, MA­RIA ROLA
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: TO­MASZ MA­JEW­SKI
Fo­to­gra­fie na okładce z za­so­bów Unsplash © Fleur Kaan © Luca Bravo © Sa­muel Fer­rara
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Ewa Przy­dryga © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07981-2
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Mo­jej przy­ja­ciółce We­ro­nice

„Nie­wy­ra­żone emo­cje ni­gdy nie umie­rają.

Zo­stają za­ko­pane żyw­cem, aby po­wró­cić póź­niej w znacz­nie gor­szej po­staci”.

ZYG­MUNT FREUD, Wstęp do psy­cho­ana­lizy,tłum. S. Kemp­ne­równa, W. Za­nie­wicki

PRO­LOG

Guz na skroni Florki był wiel­ko­ści śliwki. Bo­lał mniej niż rano, ale gdy Mi­lena zwró­ciła na niego uwagę, Florka po­my­ślała przez mo­ment, że może w jej gło­wie na­dal sie­dzi coś nie­bez­piecz­nego. Sied­mio­latka nie chciała dra­ma­ty­zo­wać. Zwłasz­cza że opuszki pal­ców star­szej sio­stry ostroż­nie ba­dały wy­pu­kłe miej­sce.

To było wczo­raj. Cho­rą­giewki ban­neru po­wi­tal­nego „Sio­strzyczko, wi­taj w domu!” wy­su­nęły się jej z rąk, kiedy ta­bo­ret, na któ­rym stała, za­chwiał się i ru­nął. Zde­rze­nie głowy z par­kie­tem wy­wo­łało wiel­kie trzę­sie­nie ziemi w jej czaszce. Nie mi­nęło na­wet wtedy, kiedy se­kundy bie­gły, a ona ko­do­wała prze­ska­ku­jące raz za ra­zem ob­razy. Twarz matki i jej ury­wany krzyk. Po­tem ko­lejno: szpi­tal, wkłu­cia, fio­le­towe ślady na skó­rze, łóżko i ska­nu­jąca jej głowę ma­szyna. A wresz­cie spo­kój i po­wrót do domu. No i star­sza sio­stra tuż obok. Na­resz­cie.

Nie­ocze­ki­wa­nie dziew­czynka osią­gnęła swój cel. Mi­lena wró­ciła do domu o kilka dni wcze­śniej, niż za­mie­rzała. Je­śli wstrząs mó­zgu miał szyb­ciej spro­wa­dzić ją do domu, to było warto prze­cier­pieć swoje. Tak mała to so­bie tłu­ma­czyła. Guz prze­cież kie­dyś znik­nie, tak samo jak szum i ból w gło­wie. Cie­pło, które Florka czuła te­raz dzięki sio­strze, starło tę straszną pustkę, którą od­czu­wała, kiedy sie­działy z mamą w domu same. Bo bez Mi­leny za­wsze było tak samo. Ściany ro­biły się bar­dziej szare, a ci­sza stra­szyła. Florka czuła się opusz­czona. Sama. Pu­sta. Nie­chciana.

– Po­ło­żymy się w łóżku? Po­czy­tam ci bajkę – za­pro­po­no­wała Mi­lena. Po­tem szybko się wy­pro­sto­wała.

– Za chwilę. Nic mi już nie jest – od­parła z po­wagą mała.

Mi­lena była jej tar­czą, choć dziś wy­dała jej się ja­kaś inna. Cze­goś było w niej wię­cej. Znik­nął kwia­towy za­pach jej ciała, te­raz pach­niała jak cu­kierki toffi. Ale to nie były cu­kierki. Po pro­stu Florka nie po­tra­fiła tej zmiany na­zwać ina­czej.

– Je­stem tu – od­po­wie­działa dziew­czyna, jakby do­sko­nale ro­zu­miała, że Florka boi się, że sio­stra znów się jej wy­mknie.

– Po­opo­wia­dasz mi tro­chę? – Florka po­ło­żyła ręce na bla­cie ku­chen­nego stołu. Ze sto­ją­cej na nim bla­chy z go­rącą jesz­cze foc­ca­cią wy­do­by­wała się silna woń ziół.

– A o czym?

– O rów­no­nocy. Mama coś mi o niej mó­wiła. Bo to dziś, prawda?

Mi­lena wzięła ze sta­rej rzeź­bio­nej bie­liź­niarki szklaną kulę, w któ­rej za­to­pione były pę­che­rzyki po­wie­trza. Za­kryła górną jej po­łowę i unio­sła ją wy­żej, tak by do­się­gnęły jej wpa­da­jące przez okno pro­mie­nie słońca.

– To taki dzień, w któ­rym świa­tło tar­guje się z ciem­no­ścią – uśmiech­nęła się, pa­trząc na kulę, tak jakby poza tym, co wi­działa w niej Florka, było tam coś jesz­cze. – Tego dnia słońce oświe­tla obie pół­kule ziemi rów­no­mier­nie. To zna­czy jed­na­kowo – prze­su­nęła pal­cem po kuli, by to za­de­mon­stro­wać. – Wtedy dzień i noc mają taką samą dłu­gość na ca­łym świe­cie.

– Na ca­łym świe­cie?

– Na ca­łym. Ca­lut­kim – po­twier­dziła Mi­lena.

Tę od­po­wiedź Florka uznała za sa­tys­fak­cjo­nu­jącą.

– To tro­chę ma­giczne. A co, je­śli wszystko się na­gle ze­psuje i zo­sta­nie tylko ciem­ność? – Florka się skrzy­wiła. Cza­sem prze­wi­dy­wała ka­ta­strofy, które nie miały prawa się wy­da­rzyć. Na­wet pewna miła pani te­ra­peutka z ja­snego po­koju, do któ­rej po­sy­łała ją mama, nie po­tra­fiła wy­ja­śnić, dla­czego dziew­czynka tak ma. Dla­czego tak wi­dzi i czuje.

– Nie martw się, głup­ta­sie. To się jesz­cze ni­gdy nie wy­da­rzyło. I ni­gdy się nie wy­da­rzy. Nie myśl o złych rze­czach. – Mi­lena odło­żyła kulę na miej­sce. Wtedy spod man­kietu bia­łej ko­szuli dziew­czyny wy­su­nął się si­niak. Florka go tam wi­dy­wała. Po­ja­wiał się na de­li­kat­nej skó­rze sio­stry, a po­tem zni­kał. Cza­sem na­wet zmie­niał miej­sce. Krą­żył. I tym ra­zem dziew­czyna szybko od­wró­ciła od niego uwagę młod­szej sio­stry, od­kła­da­jąc kulę na swoje miej­sce.

Ten dzień był wy­jąt­kowy jesz­cze z jed­nego po­wodu. W na­grodę za to, jak bar­dzo była dzielna pod­czas ba­dań w szpi­talu, dziew­czynka do­stała dziś istotę, którą mo­gła się za­opie­ko­wać. Miękka ku­leczka z dziób­kiem i czar­nymi ślep­kami. Pan Nel­son. Ka­na­rek sie­dział na drew­nia­nej żer­dzi i ły­pał na dziew­czynkę cie­kaw­sko, raz po raz prze­krzy­wia­jąc główkę. Obok klatki, w któ­rej był za­mknięty, w szkla­nym po­jem­niku miał przy­go­to­waną przez mamę startą mar­chewkę.

– Na­kar­mimy go ra­zem? – dziew­czynka zwró­ciła się do sio­stry.

– Ja­sne, tylko do ko­goś od­dzwo­nię, do­brze? – od­po­wie­działa jej Mi­lena, wpa­tru­jąc się w te­le­fon, który roz­bły­snął ja­snym świa­tłem. Zmarsz­czyła brwi, a jej wzrok stał się nie­obecny.

– Yhy – zgo­dziła się Florka, przy­glą­da­jąc się z za­cie­ka­wie­niem ka­nar­kowi, wła­śnie ze­ska­ku­ją­cemu z żer­dzi.

Zda­wało się, że Pan Nel­son wcale nie chce cze­kać. Do cze­goś ją w mil­cze­niu na­ma­wiał.

W pew­nej chwili Florka się zo­rien­to­wała, że jest w kuchni sama. Cza­sami tak się zda­rzało, kiedy się za­my­ślała. Te­raz byli tylko ona i Pan Nel­son. Mi­lena po­szła już pew­nie do swo­jego po­koju. Florka sły­szała ci­che, do­bie­ga­jące stam­tąd słowa. Star­sza sio­stra już drugi raz roz­ma­wiała z kimś przez te­le­fon. Za każ­dym ra­zem jej głos się spi­nał, mar­twiał albo za­sty­gał. Tak samo re­ago­wało jej ciało. Tym­cza­sem Pan Nel­son spra­wiał wra­że­nie co­raz bar­dziej znie­cier­pli­wio­nego. Jakby ocze­ki­wał ja­kiejś re­ak­cji. Albo cho­ciaż roz­mowy.

– Je­steś głodny? – Florka prze­su­nęła pal­cem po me­ta­lo­wej kra­cie. – Tak, je­steś głodny – sama so­bie od­po­wie­działa. – Em, jed­nak go na­kar­mię, do­brze? – rzu­ciła w stronę po­koju sio­stry, nie ru­sza­jąc się z miej­sca, ale nikt jej nie od­po­wie­dział.

Od­cze­kaw­szy jesz­cze chwilę, dziew­czynka nie­śmiało chwy­ciła za me­ta­lową za­suwkę klatki i de­li­kat­nie za nią po­cią­gnęła. Po chwili drzwiczki otwo­rzyły się na oścież, a Pan Nel­son ze­sko­czył z żer­dzi. Prze­stra­szony na­głą zmianą, za­szył się w ką­cie klatki, tuż za ba­se­nem.

– Nie bój się. Dam ci jeść. Tylko to – po­wie­działa Florka naj­przy­jaź­niej i naj­ła­god­niej, jak po­tra­fiła, prze­no­sząc wzrok z ka­narka na szklaną mi­seczkę. Chwy­ciła ją obu­rącz. Wtedy Pan Nel­son od­bił się od gór­nej żer­dzi, wy­fru­nął przez otwarte drzwiczki i wzbił się w po­wie­trze. Hen, hen. Za­to­czył koło nad sto­łem i wy­le­ciał na ta­ras pro­sto jak strzała. Na­stępną rze­czą, jaką Florka za­pa­mię­tała z tam­tej chwili, był brzęk tłu­czo­nego szkła. Mar­chewka le­żała roz­sy­pana na ziemi i na jej bu­tach. Mi­seczka roz­pry­sła się na ma­leń­kie ostre ka­wałki. Były na pod­ło­dze, pod bie­liź­niarką i szafką. Ser­duszko Florki biło szyb­ciej niż zwy­kle.

Prze­pra­szam. Je­stem okropną przy­ja­ciółką, Pa­nie Nel­so­nie.

Florka po­wta­rzała w my­ślach wciąż te same słowa, z wiel­kim po­czu­ciem winy, a wszystko wo­kół niej się zmie­niało. Naj­pierw były tylko kuch­nia, szkło, pod­łoga i roz­sy­pana mar­chewka, a po­tem ta­ras, chłodny wiatr i czarne chmury nad jej głową.

Żółty punk­cik też na­dal tam był, ale da­leko. Zbyt da­leko, by mała mo­gła go do­się­gnąć. Mu­siała się po­spie­szyć, by tym ra­zem nie uciekł jej na za­wsze.

Prze­pra­szam. Je­stem okropną przy­ja­ciółką, Pa­nie Nel­so­nie. Ale na­pra­wię to wszystko. Obie­cuję, wszystko na­pra­wię.

– Co ty ro­bisz? – Dziew­czynka usły­szała za sobą głos. Na ra­mie­niu po­czuła za­ci­śniętą dłoń sio­stry. – Stój, nie wolno ci tam wcho­dzić. Jest za wy­soko! – Do­piero to szarp­nię­cie ją otrzeź­wiło. Zdała so­bie sprawę, że jedną nogą była już za ba­lu­stradą od­gra­dza­jącą ta­ras od nie­za­bez­pie­czo­nego da­chu ga­rażu. Od kra­wę­dzi dzie­liło ją kilka kro­ków. A od ziel­nika mamy – kilka me­trów prze­pa­ści i pas twar­dego be­tonu.

– On tam jest! – wy­krzyk­nęła dziew­czynka ze łzami w oczach, pa­trząc bła­gal­nie na sio­strę. – Uciekł mi! Prze­pra­szam!

Żółty punk­cik wciąż tkwił w tym sa­mym miej­scu. Florka po­zwo­liła ra­mio­nom sio­stry zro­bić to, co chciały: prze­nieść się w bez­pieczne miej­sce. Chwilę póź­niej była już po wła­ści­wej stro­nie ba­lu­strady.

– Zo­stań tu! – Mi­lena po­gro­ziła jej pal­cem. W jej oczach Florka zo­ba­czyła coś in­nego niż zwy­kle. Nie było w nich ła­god­no­ści ani swady. Tylko złość albo strach.

Dziew­czyna szybko roz­pięła gu­ziki bluzki, ścią­gnęła ją i zmięła w dło­niach. Prze­szła przez ba­rierkę i pod­cho­dziła do ka­narka po­woli, krok za kro­kiem. Pra­wie nie od­dy­chała.

Florka chwy­ciła obu­rącz za szta­chety i ob­ser­wo­wała. Zo­ba­czyła, jak zmięty ma­te­riał bluzki staje się pu­łapką dla ptaka, jak roz­pro­sto­wuje się i na niego spada. Spada, ale nie tra­fia tam, gdzie po­wi­nien. Je­den zero dla Pana Nel­sona. Wstrętny ptak! Wy­jąt­kowo wstrętny! Florka ko­lejny raz wstrzy­mała od­dech.

– Nie chcę go już! Nie idź tam! Głu­pie pta­szy­sko! – krzy­czała.

Ale wbrew jej woli Mi­lena szła w kie­runku ka­narka, który usa­do­wił się na kra­wę­dzi da­chu. Trzask, który roz­legł się po chwili, przy­po­mi­nał dźwięk roz­bi­tego szkła. A jed­nak wy­da­wał się zu­peł­nie inny niż wcze­śniej, jesz­cze ostrzej­szy. Mi­lena była w nie­bez­pie­czeń­stwie. Wszystko przez nogę, która ugrzę­zła w ryn­nie.

Po­tem, z wciąż uwię­zioną stopą, zro­biła pi­ruet. Był tro­chę taki, jaki Florka wi­dy­wała na za­ję­ciach ba­letu, tylko nie­chlujny i bar­dziej ko­ślawy. Nie­for­tunny. Bę­dąc w pół­ob­ro­cie, Mi­lena od­wró­ciła się na mo­ment w jej stronę. Z jej twa­rzy znik­nęło ja­sne świa­tło.

W tam­tej chwili zmie­ściło się wszystko, czego Florka bała się naj­bar­dziej na świe­cie. Gry­mas na twa­rzy. Strach. Prze­paść. Szybki nie­kon­tro­lo­wany od­dech. Nad głową sio­stry, jak zły omen, za­to­czył koło Pan Nel­son i znik­nął gdzieś w ko­ro­nie drzewa. Wtedy Mi­lena ru­nęła na szary pas be­tonu. I już jej nie było.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki