Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
23 osoby interesują się tą książką
Siedemnastoletnia Cassie ma niezwykły talent – łącząc najdrobniejsze szczegóły, potrafi powiedzieć, kim jesteś i czego pragniesz. Jednak nigdy nie traktowała tej naturalnej zdolności poważnie, aż do chwili, gdy do jej drzwi zapukało FBI. Stworzono tajny program wykorzystujący wyjątkowych nastolatków do rozwiązywania niewyjaśnionych spraw kryminalnych sprzed lat i Cassie jest im potrzebna.
Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że grozi jej większe niebezpieczeństwo niż stawienie czoła kilku niewyjaśnionym zabójstwom, zwłaszcza gdy musi zamieszkać z grupą nastolatków, których umiejętności są równie nietypowe jak jej własne. Sarkastyczny, zamożny Michael ma talent w odczytywaniu emocji, którego używa, by przeniknąć do głowy Cassie – i nie tylko. Ponury Dean dzieli z Cassie dar profilowania, ale trzyma ją na dystans.
Wkrótce stanie się jasne, że nikt w programie naturalsi nie jest tym, za kogo się podaje. A gdy pojawia się nowy morderca, niebezpieczeństwo jest bliżej, niż kiedykolwiek mogła wyobrazić sobie Cassie. Uwiezieni w śmiertelnej grze w kotka i myszkę naturalsi będą musieli wykorzystać wszystkie swoje umiejętności, by po prostu przetrwać.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 260
Dla Nehy, która rozumie ludzkie umysłyi wykorzystuje swoje moce w imię dobra, a nie zła.
Przeważnie.
TY
To był twój wybór, w dodatku trafny. Może właśnie ona cię powstrzyma. Może okaże się inna. Może ci wystarczy.
Tylko jedno wiesz na pewno. Jest wyjątkowa.
Dostrzegasz to w jej oczach. Chociaż nie chodzi o ich kolor lodowatego błękitu, ani o kształt, ani o okalające je rzęsy. I nie ma to nic wspólnego z tym, że nawet niepodkreślone konturówką przywodzą na myśl kocie spojrzenie. Nic z tych rzeczy.
To, co przyciąga uwagę tak wielu, kryje się głęboko w nich. Czujesz to za każdym razem, kiedy na nią patrzysz. Tę pewność. To przeświadczenie. Ten nieziemski blask, który pozwala jej przekonywać innych, że jest niezwykła.
Może to prawda.
Może rzeczywiście widzi różne rzeczy. Może wie różne rzeczy.
Może jest tym wszystkim, co o sobie mówi, a nawet czymś więcej. Ale kiedy ją obserwujesz, kiedy liczysz każdy jej oddech, uśmiechasz się w przekonaniu, że cię nie powstrzyma.
Wcale nie chcesz, żeby cię powstrzymała.
Jest krucha.
Idealna.
Naznaczona.
I jedyne, co umknie jej tak zwanym parapsychologicznym zdolnościom, to ty.
ROZDZIAŁ 1
Godziny pracy były kiepskie, napiwki jeszcze gorsze, a większość moich współpracowników pozostawiała wiele do życzenia. Ale c’est la vie, que sera sera. Każdy inny banał w dowolnym języku sprawdziłby się tutaj równie dobrze. Zorganizowałam sobie tę robotę na wakacje, dzięki czemu uwolniłam się od Nonny. Przy okazji przestałam zaprzątać myśli moich licznych wujków, ciotek i kuzynów wszelkiej maści, którzy dotąd uważali, że muszą zatrudnić mnie tymczasowo w swoich restauracjach/sklepach mięsnych/kancelariach prawnych/butikach. Jeśli wziąć pod uwagę rozmiary bardzo dużej (i bardzo włoskiej) wielopokoleniowej rodziny mojego ojca, możliwości dało się mnożyć w nieskończoność, nawet jeśli zawsze były to wariacje na jeden temat.
Mój tata mieszkał na drugiej półkuli, a mama zaginęła i prawdopodobnie nie żyła. Stanowiłam więc problem, którym przejmowali się wszyscy i nikt w szczególności.
Cóż, nastolatka, pewnie sprawiająca trudności.
– Zamówienie do odbioru!
Z wyćwiczoną swobodą lewą ręką chwyciłam talerz z naleśnikami (z bekonem), a prawą – megaporcję śniadaniowego burrito (z papryczkami jalapeño). W razie niepowodzenia podczas jesiennych egzaminów czekała mnie świetlana przyszłość w podrzędnej gastronomii.
– Naleśniki z bekonem. Śniadaniowe burrito i oddzielnie jalapeño. – Postawiłam talerze na stole. – Mogę podać panom coś jeszcze?
Zanim pierwszy z nich otworzył usta, dobrze wiedziałam, co od nich usłyszę. Facet po lewej chciał dostać więcej masła. A ten po prawej? Zamierzał poprosić o kolejną szklankę wody, chociaż nie zdążył jeszcze nawet pomyśleć o swoich papryczkach.
Stawiałam dziesięć do jednego, że nawet ich nie lubi.
Prawdziwi fani jalapeño nie zamawiają ich oddzielnie. Pan Śniadaniowe Burrito po prostu nie chciał, żeby ludzie mieli go za mięczaka – chociaż on użyłby tutaj słowa innego niż mięczak.
Spokojnie, Cassie, skarciłam się w duchu. Nie rzucaj mięsem.
Na ogół nie przeklinałam często, ale miałam brzydki zwyczaj kopiowania cudzych nawyków. Wystarczyło wsadzić mnie do pokoju pełnego Anglików, żebym wyszła stamtąd z brytyjskim akcentem. Nie robiłam tego umyślnie. Po prostu w ciągu minionych lat wiele czasu spędziłam w głowach innych ludzi.
Takie ryzyko zawodowe. Choć nie moje, tylko mojej matki.
– Mogę dostać jeszcze kilka porcji masła? – zapytał facet po lewej. Skinęłam głową i czekałam na ciąg dalszy.
– I więcej wody – burknął ten po prawej. Wypiął pierś, spoglądając pożądliwie na mój biust.
Zmusiłam się do uśmiechu.
– Zaraz przyniosę. – Prawie dodałam „ty zboczeńcu”, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili.
Miałam nadzieję, że ten facet pod trzydziestkę, który udaje, że lubi pikantne potrawy, i zagląda w dekolty nastoletnich kelnerek z takim zapałem, jakby trenował do olimpiady, okaże się równie wielkim szpanerem, gdy przyjdzie do regulowania rachunku.
Z drugiej strony, pomyślałam, idąc po dolewkę, może okazać się takim typem, który robi kelnereczki na szaro tylko po to, żeby coś udowodnić.
W myślach przeanalizowałam szczegóły: strój Pana Śniadaniowe Burrito, zawód, który prawdopodobnie wykonywał, i fakt, że jego znajomy, który zamówił naleśniki, nosił znacznie droższy zegarek niż on. Uprze się, żeby zapłacić, a potem zostawi marny napiwek.
Chociaż chciałam się mylić, byłam całkiem pewna, że dobrze go oceniłam.
Kiedy moi rówieśnicy w przedszkolu wyśpiewywali piosenki o literkach, ja uczyłam się zupełnie innego alfabetu. Zachowanie, osobowość, środowisko – moja matka nazywała je „ZOŚ-kami” i to dzięki nim załatwiała klientów. Takiego myślenia nie dało się po prostu wyłączyć – nawet wtedy, gdy zaczynasz rozumieć, że kiedy twoja matka przedstawia się publiczności jako medium, kłamie, a gdy bierze od niej pieniądze, popełnia oszustwo.
I mimo że odeszła, nie mogłam przestać oceniać ludzi w ten sposób, tak jak nie mogłam zrezygnować z oddychania, mrugania czy odliczania dni do swoich osiemnastych urodzin.
– Stolik dla jednej osoby? – Niski, rozbawiony głos przywołał mnie do rzeczywistości. Należał do chłopaka, który znacznie lepiej pasowałby do klubu golfowego niż do tej knajpy. Miał nieskazitelną cerę i fryzurę w artystycznym nieładzie. A słowa, które do mnie skierował, wcale nie brzmiały jak pytanie.
– Pewnie – odparłam, chwytając menu. – Proszę tędy.
Po uważniejszej obserwacji stwierdziłam, że Pan Klub Golfowy mógł być mniej więcej w moim wieku. Na jego idealnej twarzy malował się wyniosły uśmieszek, kiedy paradował pewnym krokiem typowym dla popularnego licealisty. Od samego patrzenia na niego poczułam się jak skończona prostaczka.
– Może być? – zapytałam, wskazując stolik przy oknie.
– Może – odparł, zajmując miejsce. Przy okazji rozejrzał się dookoła z niezachwianą pewnością siebie. – W weekendy bywa tłoczno?
– Pewnie – rzuciłam w odpowiedzi, zastanawiając się, czy znam jeszcze inne słowa. Mina chłopaka zdradzała, że miał co do tego wątpliwości. – Przejrzyj menu. Wracam za minutę.
Nie odpowiedział, a ja wykorzystałam swoje sześćdziesiąt sekund na doręczenie paragonów Panom Naleśnikowi i Śniadaniowemu Burrito.
Ostatecznie uznałam, że jeśli podzielę rachunek na pół, może wyjść z tego całkiem niezły napiwek.
– Przyjmę płatność, kiedy będą panowie gotowi – poinformowałam ich ze sztucznym uśmiechem na ustach.
Gdy tylko ruszyłam z powrotem do kuchni, napotkałam spojrzenie chłopaka siedzącego przy oknie. Gdyby chciał dać mi do zrozumienia, że jest gotowy zamówić, patrzyłby na mnie inaczej. Nie potrafiłam go rozszyfrować, chociaż nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czegoś ode mnie chce. W całej tej sytuacji – w nim – było coś, co mi umykało, i to nie dawało mi spokoju. Tacy chłopcy zwykle nie jadali w takich miejscach jak to. Ani nie zwracali uwagi na takie dziewczyny jak ja.
Podeszłam do niego, czujna i nieufna.
– Mogę przyjąć zamówienie? – zapytałam. Musiałam go obsłużyć, więc tylko pochyliłam nieco głowę, żeby włosy opadły mi na twarz i ukryły mnie przed jego świdrującym spojrzeniem.
– Trzy jajka – odezwał się, nie odrywając ode mnie piwnych oczu. – A do tego naleśniki i szynka.
Chociaż nie musiałam notować, nagle zatęskniłam za długopisem. Gdybym go miała, mogłabym zająć czymś ręce.
– Jak przyrządzić jajka? – dopytałam.
– Ty mi powiedz.
Zdumiona spojrzałam na chłopaka.
– Słucham?
– Zgadnij – dodał.
Wpatrywałam się w niego przez zasłonę z włosów.
– Chcesz, żebym zgadła, jakie chcesz jajka?
Uśmiechnął się.
– Czemu nie?
I tak po prostu wyzwanie zostało rzucone.
– Na pewno nie masz ochoty na jajecznicę – zaczęłam, myśląc na głos. Jajecznica była zbyt pospolita, zbyt zwyczajna dla takiego chłopaka. On lubił się wyróżniać, chociaż nie za bardzo, dlatego od razu wykreśliłam z listy jajka w koszulkach. Nie zamówiłby ich, zwłaszcza w takim miejscu. Sadzone mogło okazać się zbyt kłopotliwe, na twardo nie stanowiło większego wyzwania. – Smażone z obu stron z płynnym żółtkiem – zawyrokowałam. Byłam tego równie pewna, jak koloru jego oczu.
Uśmiechnął się do mnie, zamykając kartę.
– Powiesz mi, czy mam rację? – zapytałam nie dlatego, że potrzebowałam potwierdzenia, ale ponieważ byłam ciekawa jego reakcji.
Chłopak wzruszył ramionami.
– I mielibyśmy stracić całą zabawę?
Chciałam tam zostać i patrzeć na niego, dopóki go nie rozgryzę, ale tego nie zrobiłam. Przyjęłam i zrealizowałam jego zamówienie. Potem dałam się wciągnąć w lunchowy wir, a gdy ruch ustał, chłopaka przy oknie już nie było. Nawet nie zaczekał na rachunek. Zostawił tylko dwadzieścia dolarów. Uznałam, że chętnie będę się angażować w jego zgadywanki, jeśli za każdym razem będzie mnie nagradzał dwunastodolarowym napiwkiem, gdy nagle zauważyłam coś jeszcze.
Na stoliku leżała wizytówka.
Wzięłam do ręki śnieżnobiały kartonik z czarnymi literami rozmieszczonymi w równych odstępach. W lewym górnym rogu wytłoczono logo, a na skromny tekst składały się: imię, nazwisko, nazwa stanowiska i numer telefonu. Na samej górze dostrzegłam trzy słowa – trzy krótkie słowa, które wprawiły mnie w osłupienie.
Wsunęłam wizytówkę do kieszeni, razem z napiwkiem. Wróciłam do kuchni. Uspokoiłam się, a potem jeszcze raz spojrzałam na kartonik.
Imię i nazwisko: Tanner Briggs.
Stanowisko: Agent specjalny.
Federalne Biuro Śledcze.
Wpatrywałam się w ten krótki napis tak długo, aż stracił ostrość i litery zaczęły mi się rozpływać przed oczami.
Co takiego zrobiłam, że zainteresowało się mną FBI?