Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
Finałowy tom, który przynosi odpowiedzi na wszystkie pytania.
Naturalsi nie są już myśliwymi.
Tym razem to oni są zwierzyną.
Kiedy Cassie Hobbes dołączyła do programu FBI, miała tylko jeden cel – odkryć prawdę o morderstwie matki. Teraz to, co wydawało jej się, że wie, zostało zakwestionowane. Ludzie, którzy stoją za sprawą sprzed lat, są potężniejsi i niebezpieczniejsiniż wszystko, z czym dotąd przyszło się zmierzyć naturalsom.
Rozpoczynając wyścig z czasem, Cassie, Sloane, Michael i Dean próbują rozpracować grupę, która morduje od pokoleń. Jaki związek z mordercami ma Cassie?
Zawiera obszerny bonus DWANAŚCIE, którego akcja rozgrywa się sześć lat później.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 449
Dla Williama,
który pomagał mamie pisać tę książkę,
gdy miał zaledwie pięć tygodni.
TY
Bez porządku istnieje chaos.
Bez porządku istnieje ból.
Koło się obraca. Ludzie umierają. Siedmiu Mistrzów. Siedem metod zabijania.
Tym razem zapłonie ogień. Dziewięć spłonie.
Tak postanowiono i tak musi być. Koło już się obraca. Istnieje porządek rzeczy. A w środku tego wszystkiego – wszystkiego – jesteś ty.
ROZDZIAŁ 1
Seryjny morderca naprzeciwko mnie ma takie same oczy jak jego syn. Identyczny kształt. Identyczny kolor. Ale ten błysk, ta iskra oczekiwania – są całkowicie twoje.
Doświadczenie – oraz moi mentorzy z FBI – nauczyło mnie, że mogę zagłębiać się w umysły innych ludzi nie poprzez rozmowę o nich, lecz mówiąc do nich. Poddałam się chęci profilowania, czytałam człowieka siedzącego przede mną. Skrzywdzisz mnie, jeśli będziesz mógł. Wiedziałam o tym, jeszcze zanim przyszłam do tego więzienia o zaostrzonym rygorze i zanim ujrzałam subtelny uśmiech wykwitający na twarzy Daniela Reddinga, gdy nasze oczy się spotkały. Krzywdząc mnie, skrzywdzisz chłopaka. Zagłębiałam się coraz bardziej w psychopatyczną perspektywę Reddinga. A chłopak należy do ciebie, mógłbyś go krzywdzić.
Nie miało znaczenia, że ręce Daniela Reddinga były skute kajdankami i przypięte łańcuchem do stołu. Nie miało znaczenia, że przy drzwiach stał uzbrojony agent FBI. Człowiek przede mną był jednym z najbrutalniejszych seryjnych morderców na świecie i jeśli tylko pozwoliłabym mu uzyskać nad sobą przewagę, z pewnością wypaliłby w mojej duszy ślad – tak, jak wypalał literę R w ciałach swoich ofiar.
Zwiąż je. Naznacz. Potnij. Powieś.
Tak Redding zabijał swoje ofiary. Ale to nie dlatego dziś tu przyszłam.
– Powiedziałeś mi kiedyś, że nigdy nie znajdę człowieka, który zabił moją matkę. – Mój głos brzmiał dużo spokojniej niż to, co działo się w mojej głowie. Znałam tego konkretnego psychopatę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że będzie chciał wyprowadzić mnie z równowagi. Spróbujesz wniknąć w mój umysł, niczym ziarna zasiać pytania i wątpliwości, tak żeby część ciebie wyszła z tego więzienia razem ze mną.
Tak postąpił kilka miesięcy wcześniej, gdy podzielił się wiadomością o mojej matce. I dlatego byłam tu dziś.
– Tak powiedziałem? – spytał Redding, delikatnie się uśmiechając. – Brzmi to jak coś, o czym mogłem wspomnieć, ale... – Wzruszył ramionami w wyćwiczonym ruchu. Skrzyżowałam ręce na stole i czekałam. To ty chciałeś, żebym tu przyszła. To ty zastawiłeś przynętę. A ja właśnie ją łapię.
W końcu Redding przerwał ciszę.
– Z pewnością masz mi coś jeszcze do powiedzenia. – Jako morderca Redding potrafił być cierpliwy, ale wyłącznie na swoich warunkach, nie na moich. – Ostatecznie – kontynuował niskim głosem – mamy ze sobą wiele wspólnego.
Wiedziałam, że nawiązuje do mojej relacji z jego synem. Wiedziałam też, że aby dostać to, na czym mi zależy, nie mogłam unikać tego tematu.
– Masz na myśli Deana.
Gdy wypowiedziałam to imię, krzywy uśmiech Reddinga tylko się pogłębił. Mój chłopak – również jeden z naturalsów – nie wiedział, że tu jestem. Nalegałby, żeby pójść ze mną, a nie mogłam mu tego zrobić. Daniel Redding był mistrzem manipulacji, ale żadne jego słowa nie mogłyby mnie skrzywdzić tak mocno, jak dotknęłyby Deana.
– Czy mój syn uważa, że się w tobie kocha? – Redding nachylił się do przodu i skrzyżował skute ręce, naśladując mnie. – Czy w nocy zakradasz się do jego pokoju? Czy wsuwa dłonie w twoje włosy? – Wyraz twarzy Reddinga złagodniał. – Czy gdy Dean trzyma cię w swych ramionach – wyszeptał melodyjnym tonem – zastanawiasz się, jak niewiele brakuje, by skręcił ci kark?
– To musi być przykre – stwierdziłam spokojnie – wiedzieć tak niewiele o własnym synu.
Jeśli Redding chciał mnie skrzywdzić, powinien postarać się bardziej, niż próbując sprawić, bym zwątpiła w Deana. Jeśli chciał – jak powiedział – prześladować mnie przez najbliższe dni i tygodnie, musiałby trafić w najczulsze miejsce. Najsłabsze.
– To musi być przykre – powtórzył po mnie Redding – wiedzieć tak niewiele o tym, co się przydarzyło twojej matce.
W myślach uderzył mnie nagle widok ociekającej krwią garderoby mamy, ale zachowałam stoicki spokój. Naprowadziłam atak Reddinga na bolące miejsce, ale dzięki temu skierowałam rozmowę tam, gdzie zamierzałam.
– Czy to nie dlatego tu jesteś? – spytał Redding. Jego głos był niski i aksamitny. – Dowiedzieć się, co wiem o morderstwie twojej matki?
– Jestem tu – odpowiedziałam, wpatrując się w niego przenikliwie – bo wiem, że gdy przysięgałeś mi, że nigdy nie znajdę mordercy mojej matki, mówiłeś prawdę.
Każde z pięciorga nastolatków z programu FBI miało swoją specjalność. Moją było profilowanie. Lii Zhang wykrywanie kłamstw. Wiele miesięcy temu potwierdziła, że szydercze słowa ojca Deana to prawda. Wyczuwałam teraz Lię po drugiej stronie lustra weneckiego, gotową podzielić na prawdę i kłamstwa każde zdanie wypowiedziane przez Reddinga.
Czas wyłożyć karty na stół.
– Chcę wiedzieć – oznajmiłam mordercy naprzeciw mnie, podkreślając każde słowo – jakiego rodzaju prawdę mówiłeś. Czy zapewniałeś mnie, że nigdy nie znajdę mordercy mojej matki dlatego, że uważasz, że była to morderczyni? – Przerwałam. – Czy może masz podstawy sądzić, że moja matka wciąż żyje?
Dziesięć tygodni. Tyle właśnie szukaliśmy jakiejś poszlaki – jakiejkolwiek, nieważne jak małej – czegoś, co doprowadziłoby nas do seryjnych morderców, którzy spreparowali śmierć mojej matki prawie sześć lat wcześniej. Ludziom, którzy od tego czasu trzymali ją w zamknięciu.
– To nie jest zwykła wizyta, prawda? – Redding odchylił się na krześle. Przechylił głowę. Jego oczy, oczy Deana, bacznie mi się przyglądały. – Wcale nie osiągnęłaś punktu krytycznego, a moje słowa nie prześladują cię od miesięcy. Czegoś się dowiedziałaś.
Wiedziałam, że moja matka żyje. Że te potwory ją więżą. I że zrobię wszystko, łącznie z zawieraniem paktu z diabłem, żeby ich złapać. Żeby sprowadzić ją do domu.
– Jak byś zareagował – spytałam Reddinga – gdybym powiedziała, że istnieje tajne stowarzyszenie seryjnych morderców, które co trzy lata morduje dziewięć osób? – Słyszałam w swoim głosie napięcie. Nie brzmiałam jak ja. – Gdybym powiedziała ci, że robią to rytualnie, że zabijają od ponad stu lat i że to ja ich złapię?
Redding się nachylił.
– Powiedziałbym, że chciałbym tam być, żeby zobaczyć, co to stowarzyszenie ci zrobi po tym, jak na nie trafisz. Żeby patrzeć, jak będą cię rozrywać na części, kawałek po kawałku.
No dalej, ty chory potworze. Mów dalej, co mi zrobią.
Powiedz wszystko, co wiesz.
Redding nagle przerwał i zachichotał.
– Sprytna z ciebie dziewczyna, co? Sprawiasz, że opowiadam takie rzeczy. Rozumiem, co widzi w tobie mój chłopak.
Drgnął mi mięsień szczęki. Prawie go miałam. Byłam tak blisko...
– Wiesz, jak to było u Szekspira? – Oprócz ogromu innych ujmujących cech siedzący naprzeciw mnie seryjny morderca miał upodobanie do barda.
– „Rzetelnym bądź sam względem siebie”[1] – zasugerowałam ponuro. Łamałam sobie głowę, jak nakierować go z powrotem na temat, jak go zmusić do podzielenia się tym, co wie.
– Redding uśmiechnął się, odsłaniając zęby.
– Myślałem o Burzy. „Próżne piekło, bo tu się czartów całe gniazdo zwlekło”[2].
– Czartów całe gniazdo. Morderca naprzeciw. Wynaturzona sekta, która pojmała moją matkę.
Siedmiu Mistrzów, wyszeptał mi głos z pamięci. Pytia.
I Dziewięciu.
– Z tego, co o nich słyszałem – mówił Redding – i skoro mają twoją matkę od tylu lat... – Bez ostrzeżenia przybliżył swoją twarz do mojej, na ile pozwalały mu łańcuchy. – Sama może być niezłym diabłem.
ROZDZIAŁ 2
Stojący przy drzwiach agent FBI wyjął broń, gdy Redding przyskoczył do mnie. Wpatrywałam się w twarz mordercy, zaledwie o kilka centymetrów od mojej.
Chcesz, żebym się wzdrygnęła. W przemocy chodzi o dominację i kontrolę – kto je ma, a kto nie.
– Nic mi nie jest – powiedziałam.
Agent Vance od czasu do czasu współpracował z agentem Briggsem, odkąd dołączyłam do programu naturalsów. Ustalono, że będzie trzymał straż, jako że zarówno Briggs, jak i jego partnerka, agentka Sterling, zdecydowali się zostać po drugiej stronie lustra weneckiego. Oboje łączyła przeszłość z Danielem Reddingiem, a teraz chcieliśmy skupić całą uwagę psychopaty na mnie.
– Nie może mnie skrzywdzić – zapewniłam agenta Vance’a, wymawiając te słowa do nich obydwu. – Po prostu odstawia melodramat.
Wyrazy dobierałam oszczędnie, tak by wciągnąć Reddinga w grę na słownej szachownicy. Potwierdził już, że wie o istnieniu tej konkretnej grupy morderców. Teraz musiałam się dowiedzieć, co właściwie słyszał i od kogo.
Nie mogłam się rozkojarzyć.
– Nie musimy się drażnić. – Redding na powrót rozsiadł się na swoim krześle i w ramach przyznania się do winy pokazał Vance’owi skute ręce. Agent schował broń do kabury. – Po prostu mówię otwarcie. – Kąciki ust Reddinga się wykrzywiły, gdy na powrót na mnie spojrzał. – Pewne rzeczy są w stanie złamać człowieka. I kogoś takiego, na przykład twoją matkę, można uformować w coś nowego... – Redding przechylił głowę w bok. Oczy miał przymknięte, jakby właśnie coś mu się śniło na jawie. – W coś wspaniałego.
– Kim oni są? – spytałam, ignorując przynętę. – Gdzie o nich usłyszałeś?
Długa przerwa.
– Powiedzmy, że coś wiem. – Twarz Reddinga zastygła. Gdy kontynuował, głos miał ni to cichy, ni to głośny. – Co dostałbym w zamian?
Redding był inteligentny, wyrachowany, sadystyczny. I miał dwie obsesje. To, co zrobiłeś swoim ofiarom. I Dean.
Zacisnęłam pięści. Wiedziałam, co muszę powiedzieć, i nie wątpiłam, że to zrobię. Nieważne, że mnie od tego mdliło. Nieważne, jak bardzo nie chciałam wypowiedzieć tych słów.
– Dean dotyka mnie teraz częściej niż wcześniej. – Spojrzałam na stół, na swoje ręce. Trzęsły się. Zmusiłam się, żeby obrócić lewą dłoń i dotknąć prawej. – Oplata palcami moje palce, a kciukiem... – Przełknęłam głośno ślinę i musnęłam kciukiem wnętrza dłoni. – Kciukiem zatacza mi małe kółka w tym miejscu. Czasami obrysowuje palcami kształt mojej dłoni. Czasami... – Głos uwiązł mi w gardle. – Czasami dotykam palcami jego blizn.
– Ma je ode mnie. – Widziałam, jak Redding delektuje się moimi słowami. Będzie to robił jeszcze przez długi czas.
Zrobiło mi się niedobrze. Dalej Cassie. Nie masz wyjścia.
– Śnisz się Deanowi. – Czułam się, jakbym miała w ustach ostry jak brzytwa papier ścierny, lecz musiałam mówić dalej. – Czasami budzi się z koszmaru i nie widzi, co jest przed nim. Widzi tylko ciebie.
Opowiadanie ojcu Deana takich rzeczy nie było jedynie zawieraniem paktu z diabłem. Zaprzedawałam własną duszę. Byłam niebezpiecznie blisko zaprzedania duszy Deana.
– Nie powiesz mojemu synowi, co zrobiłaś, żebym zaczął mówić. – Redding bębnił palcami po stole. – Ale za każdym razem, gdy dotknie twojej dłoni, gdy ty dotkniesz jego blizn, przypomni ci się ta rozmowa. Będę tam. Nawet jeśli chłopak nie będzie o tym wiedział, ty będziesz.
– Powiedz, co wiesz – rzuciłam, a słowa kaleczyły mi gardło.
– W porządku. – Na ustach Reddinga widać było satysfakcję. – Ścigana przez ciebie grupa szuka konkretnego typu zabójcy. Takiego, który tęskni za byciem częścią czegoś większego. Za przynależnością.
Tak odpłacał mi potwór.
– Ja taki nie jestem – kontynuował Redding. – Ale uważnie słucham. Przez te wszystkie lata słyszałem trochę plotek. Szeptów. Legend miejskich. O Mistrzach i uczniach, rytuałach i zasadach. – Nieco przekrzywił głowę w bok. Obserwował moją reakcję, jak gdyby potrafił dostrzec pracę mojego mózgu i uznał ją za fascynującą. – Wiem, że każdy Mistrz wybiera swojego następcę. Nie wiem, ilu ich jest. Nie wiem, kim są ani gdzie należy ich szukać.
Pochyliłam się do przodu.
– Ale wiedziałeś, że więżą moją matkę. Wiedziałeś, że nie umarła.
– Po prostu dostrzegam wzory. – Redding lubił mówić o sobie. Demonstrował mi swoją wyższość, ale też FBI, Briggsowi i Sterling, których pewnie podejrzewał o obecność za szybą. – Niedługo po tym, jak tu trafiłem, dowiedziałem się o innym więźniu. Został skazany za zamordowanie swojej eks, ale upierał się, że ona wciąż żyje. Nigdy nie znaleziono ciała. Jedynie ogromną ilość krwi – oskarżyciele przekonywali, że było jej zbyt dużo, by ofiara mogła przeżyć.
Te słowa zabrzmiały tak znajomo, że aż ciarki przeszły mnie po plecach. Garderoba mojej matki. Moja ręka szukająca nerwowo włącznika światła. Palce dotykające czegoś lepkiego, mokrego, ciepłego i...
– I doszedłeś do wniosku, że ta grupa była w to zamieszana? – Ledwie słyszałam, jak zadaję to pytanie, ogłuszona biciem własnego serca.
Redding uniósł lewy kącik ust.
– Każde imperium potrzebuje królowej.
Było w tym coś więcej. Musiało być.
– Wiele lat później – dodał – sam zdecydowałem się wziąć ucznia.
Właściwie było ich trzech, ale wiedziałam, o którym mówi:
– Webbera.
Najpierw mnie porwał, a potem wypuścił w lesie i urządził sobie polowanie. Jakbym była zwierzyną łowną.
– Dowiedziałem się od niego kilku rzeczy. O Deanie. O Briggsie. O tobie. Oraz o agentce specjalnej Lacey Locke.
Locke, moja pierwsza mentorka w FBI, urodziła się jako Lacey Hobbes, młodsza siostra mojej matki. Skończyła jako seryjna morderczyni, raz po raz odtwarzając morderstwo mojej matki.
Wcale nie morderstwo, upomniałam się. Locke zabijała kobiety podobne do swojej siostry, wciąż od nowa odgrywała jej śmierć, podczas gdy Lorelai Hobbes cały czas żyła.
– Poznałeś szczegóły sprawy mojej matki. – Musiałam się skoncentrować na tu i teraz, na Reddingu. – Dostrzegłeś powiązanie.
– Szepty. Pogłoski. Legendy miejskie – powtórzył Redding. – Mistrzowie i uczniowie, rytuały i zasady, a w środku tego wszystkiego kobieta. – Oczy mu zabłysły. – Bardzo szczególna kobieta.
Usta, język i gardło miałam kompletnie suche, nie byłam w stanie wydusić z siebie słów.
– Jaka?
– Taka, którą można uformować w coś wspaniałego. – Redding zamknął oczy, głos aż wibrował mu z zadowolenia. – W coś nowego.
TY
Bierzesz nóż. Podchodzisz do kamiennego stołu, testujesz w dłoni wyważenie ostrza.
Koło się obraca. Ofiara obraca się razem z nim, przykuta do kamienia łańcuchem. Ciało i dusza.
– Wszyscy są poddawani próbie. – Wymawiasz te słowa, przesuwając tępą stroną noża po szyi ofiary. – Wszyscy muszą udowodnić, że są nas godni.
W twoich żyłach buzuje poczucie mocy. To twoja decyzja. Twój wybór. Jeden ruch nadgarstka i krew popłynie. Koło się zatrzyma.
Ale bez porządku istnieje chaos. Bez porządku istnieje ból.
– Czego ci trzeba? – Pochylasz się, kiedy szepczesz te starożytne słowa. Nóż w ręce kieruje się ku szyi ofiary. Możesz ją zabić, ale będzie cię to kosztować. Siedem dni i siedem rodzajów bólu. Koło nigdy nie przestaje się obracać na długo.
– Czego mi trzeba? – Ofiara powtarza pytanie. Uśmiecha się, kiedy krew spływa po nagiej klatce piersiowej. – Dziewięciu.
ROZDZIAŁ 3
No cóż, sama frajda. – Lia zeskoczyła ze stołu, na którym siedziała.
Agent Vance właśnie przyprowadził mnie do pokoju obserwacyjnego. Sterling i Briggs nadal wpatrywali się w pomieszczenie, z którego przed chwilą wyszłam. Po drugiej stronie lustra weneckiego strażnicy podnieśli Daniela Reddinga na nogi. Briggs – ambitny i lubiący rywalizację, na swój sposób idealistyczny – nigdy nie spojrzałby na Reddinga inaczej niż na potwora, zagrożenie. Sterling była bardziej powściągliwa, trzymała emocje na wodzy. Stosowała się do ustanowionych wcześniej zasad, łącznie z tą, która mówiła, że ludzie pokroju Daniela Reddinga nie są w stanie osłabić jej poczucia kontroli.
– Słowo daję – kontynuowała Lia, machając dłonią – seryjni mordercy są strasznie przewidywalni. Zawsze to samo: „Chcę patrzeć, jak cierpisz” oraz „Pozwól mi cytować Szekspira i wyobrażać sobie, jak tańczę nad twoimi zwłokami”.
Lia odnosiła się tak lekceważąco do rozmowy, której właśnie była świadkiem, bo to, co usłyszała, poruszyło ją równie mocno jak mnie.
– Kłamał? – spytałam.
Nieważne, jak mocno naciskałam, Redding utrzymywał, że nie zna nazwiska więźnia, którego eks „zginęła” jak moja matka, ale wiedziałam, że nie mogę ufać słowom mistrza manipulacji.
– Redding może wiedzieć więcej, niż mówi – stwierdziła Lia – ale nie kłamie. Przynajmniej w sprawie Starego Dobrego Konsorcjum Psychopatycznych Seryjnych Morderców. Naciągnął trochę prawdę, mówiąc, że chce patrzeć, jak wspomniani psychopaci się tobą zajmą.
– Oczywiście, że nie chce patrzeć. – Próbowałam nadać głosowi równie nonszalancki ton jak Lia, żeby to wszystko nie miało takiego znaczenia. – To Daniel Redding. Chce zabić mnie osobiście.
Lia uniosła brew.
– Wygląda na to, że tak działasz na ludzi.
Prychnęłam. Biorąc pod uwagę, że odkąd dołączyłam do programu, nie jeden, lecz dwoje seryjnych morderców wzięło mnie na celownik, nie mogłam za bardzo odeprzeć tego stwierdzenia.
– Znajdziemy sprawę, o której mówił Redding – rzucił Briggs, odwrócił się i spojrzał na mnie i Lię. – Może to chwilę potrwać, ale jeśli któryś z więźniów pasuje do opisu, to go znajdziemy.
Agentka Sterling położyła mi dłoń na ramieniu.
– Cassie, zrobiłaś to, co trzeba było zrobić. Dean by to zrozumiał.
Oczywiście, że by zrozumiał. To nie polepsza sprawy.
Pogarsza ją.
– A jeśli chodzi o to, co Redding powiedział o twojej matce...
– Skończyliśmy? – spytała obcesowo Lia, przerywając agentce Sterling.
Znałam już Lię na tyle, by wiedzieć, żeby nie posyłać jej wdzięcznego spojrzenia. Ale byłam jej wdzięczna. Nie chciałam omawiać tego, co Redding insynuował na temat mojej matki. Nie chciałam się zastanawiać, czy jest w tym choćby najmniejsze ziarno prawdy.
Agentka Sterling zrozumiała ten przekaz. Gdy prowadziła nas do wyjścia, nie próbowała ponownie poruszać tego tematu.
Lia wzięła mnie pod ramię.
– Tak na przyszłość – powiedziała z nietypową dla siebie delikatnością w głosie – jeśli kiedykolwiek... – będziesz chciała porozmawiać, podpowiedział mi wewnętrzny głos, będziesz chciała się wygadać... – kiedykolwiek – powtórzyła łagodnie tonem aż dźwięczącym ze szczerości – znów będę musiała słuchać opowieści pod tytułem Trzymamy się za ręce. Erotyczne przygody Cassie i Deana, zemszczę się. I będzie to zemsta epicka.
Oprócz wykrywania kłamstw specjalnością Lii było odwracanie uwagi, które jednak często zawierało w pakiecie sporo złośliwości.
– Jaka zemsta? – spytałam, po części wdzięczna za zmianę tematu, ale i przekonana, że Lia nie blefuje.
Lia uśmiechnęła się pogardliwie i mnie puściła.
– Chciałabyś wiedzieć.
PRZYPISY