Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
[PK]
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjřrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjřrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu.
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 12
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5)
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 218
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżyca tom 12
Frid Ingulstad
Przekład
Anna Marciniakówna
Tytuł oryginału norweskiego: Sorte ravner
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2004 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved
Wydawca:
Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.axelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-805-7
oraz
BAP-PRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-181-2
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca :
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Ingebjorg Olavsdatter
Bergtor Mässon
Hallstein Masson Gisela Sverresdatter
Orm 0ysteinsson
Pan Oystein
Pani Bothild
Ture Gustavsson
Rycerz Darre Folke Bärdsson Królowa Blanka
Francisca
Młody król Häkon
Benedykta
Książę Bengt Algotsson
Brat Eilif
Panna Adalis Sigurd Haftorsson
dziedziczka dworu Saemundgard w Dal w parafii Eidsvoll
przybrany ojciec Ingebjorg, kupiec ożeniony z Giselą
niesympatyczny brat Bergtora
gospodyni we dworze Belgen, żona Bergtora
ochmistrz dworu królewskiego (najwyższy rangą urzędnik w kraju) syn ochmistrza i pani Bothild gospodyni Akersborg, żona Orma 0y-steinssona
szwedzki szlachcic, mąż Ingebjorg jeden z rycerzy w twierdzy Akersborg doradca Turego, strażnik Ingebjorg małżonka króla Magnusa, matka króla Hakona
ochmistrzyni dworu królowej Blanki nominalny władca Norwegii, do czasu uzyskania pełnoletności
żona zarządcy dworu w Tunsberg szlachcic szwedzki, najbliższy doradca króla Magnusa
sury mnich z Hovedoen, nauczyciel malarstwa miniaturowego
nałożnica Turego
dworzanin królewski, najbogatszy człowiek w Norwegii
Twierdza Tunsberg ok. roku 1350.
W Ciemnym Korytarzu Ingebjorg jest ścigana przez strażnika, pragnącego pomścić swego brata. Ktoś jednak zatrzaskuje żelazną kratę i ratuje jej życie. W jakiś czas potem ludzie znajdują zwłoki strażnika, który utonął, a Ingebjorg podejrzewa, że stoi za tym Turę. Ludzie ochmistrza mordują rycerza Darrego, pozorując nieszczęśliwy wypadek.
Do twierdzy przybywa książę Bengt Algotsson z jun-krem Erykiem. Równocześnie z Tunsberg przyjeżdża też królowa Blanka w towarzystwie młodego króla Hakona. Ingebjorg ma wrażenie, że zanosi się na bunt. Książę atakuje Ingebjorg, która zostaje jednak uratowana przez szlachcica niższego rodu, Folkego Bardssona, tajemniczego flecistę.
Ingebjorg niemal codziennie bywa w klasztorze na Hovedoen i maluje, żywi coraz większe zaufanie do brata Eilifa. W końcu oddaje mu pod opiekę niebezpieczny dokument swojego ojca. Bergtor i Gisela przyjeżdżają do twierdzy. Gisela sypia i z ochmistrzem, i z Turem.
Turę prosi Ingebjorg, by starała się przypodobać królowi Flakonowi i wydobywała z niego różne informacje. Chce też, by została królewską nałożnicą.
Pewnego ranka u Ingebjorg zjawia się nieoczekiwany gość. Jest to panna Adalis; która oznajmia, że będzie teraz mieszkać w Akersborg razem z Turem.
Ingebjorg poczuła, że policzki jej płoną.
- Mieszkać tutaj? - powtórzyła opryskliwie. Jeśli Turę zaprosił pannę Adalis, żeby przez jakiś czas mieszkała jako gość w twierdzy, to jego żona powinna chyba być bardziej uprzejma. W głębi duszy jednak pojawiło się bolesne przeczucie, że tutaj chodzi o coś innego.
Panna Adalis rozejrzała się dookoła, po czym rzekła cicho:
- Ojciec wyrzucił mnie z domu.
Ingebjorg nie była w stanie wykrztusić więcej ani słowa. Powoli docierała do niej prawda: panna Adalis najwyraźniej wciąż nie wie, że Turę jest żonaty.
- Obawiam się, że zaszło tu jakieś nieporozumienie, panno Adalis - zaczęła, walcząc z, trudnym do opanowania, gniewem. To dzieło Turego. Wziął sobie nałożnicę, nie uprzedziwszy, że jest żonaty, a teraz ojciec panny wyrzucił ją za drzwi. Chrząkała, przestępowała z nogi na nogę, wiedziała jednak, że musi powiedzieć prawdę.
- Pani chyba nie wie, że pan Turę i ja jesteśmy małżeństwem.
Ku jej największemu zaskoczeniu panna Adalis przytaknęła.
- Ależ wiem, pani Ingebjorg. On musiał panią poślubić, bo matka nie znalazła dla pani odpowiedniego narzeczonego i teraz nie miałaby pani z czego żyć. Ojciec i krewni Turego tego zażądali.
A więc on to tak przedstawił, my siała Ingebjorg, czu-jąc, że wszystko się w niej gotuje.
Panna Adalis musiała dostrzec gorączkowe rumieńce na twarzy Ingebjorg, ale wytłumaczyła je sobie opacznie.
- Nie powinna czuć się pani skrępowana ze względu na mnie, pani Ingebjorg. W naszych czasach nawet ludzie ze szlacheckich rodów nie mają z czego żyć. Cieszę się, że on ożenił się właśnie z panią, a nie z jakąś podstarzałą babą, która zaczęłaby mnie wychowywać. Kiedy spotkałam panią na uczcie w dzień świętej Łucji, nie wiedziałam, że jest pani jego żoną. W ogóle nie miałam pojęcia, że Turę jest żonaty. Jak mi o tym powiedział, to najpierw byłam strasznie nieszczęśliwa, no ale gdy mi wytłumaczył, jak do tego doszło, machnęłam ręką. Uważam, że pani jest kobietą miłą i życzliwą, pomyślałam, że się dogadamy.
Ingebjorg nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.
- Turę powiada, że wśród szwedzkiej szlachty to normalne - mówiła dalej Adalis przyjaźnie. - Podobno wszyscy mają nałożnice i często te kobiety mieszkają we dworach, razem z żonami. Dopóki taka żona jest nią tylko z nazwy, nie dochodzi do żadnych problemów.
Ingebjorg pomyślała, że nigdy jeszcze nie spotkała bardziej naiwnej osoby. Gdyby sama była stara i odpychająca, mogłaby zrozumieć tę dziewczynę, ale właściwie są równolatkami i Ingebjorg nie zauważyła, by mężczyźni traktowali ją jako mało pociągającą. Skąd się bie-rze ślepota tej dziewczyny?
Panna Adalis znowu się rozejrzała. Oczy lśniły jej z zachwytu.
-Jak tu pięknie i bogato. Na początku to nie mogłam uwierzyć, że naprawdę mam zamieszkać w królewskiej twierdzy. Wcale mi nie żal, że ojciec mnie wyrzucił, dużo bardziej wolę mieszkać tutaj.
Usłyszały szybkie kroki za drzwiami i odwróciły się obie. Do izby wpadł roześmiany Turę.
- A, tutaj jesteś - ucieszył się, podbiegł do panny Adalis i zarzucił jej ręce na szyję. - Wybacz mi, że nie przyleciałem natychmiast, nie przypuszczałem, że już tu jesteś.
Potem zwrócił się do Ingebjorg:
- Służąca Kirsten powiedziała, że mnie szukałaś. -Przez chwilę patrzył jej w oczy, jakby chciał ją ostrzec.
- Nic nie szkodzi - ćwierkała panna Adalis zarumieniona, tuląc się do niego. - Pani Ingebjorg mnie przyjęła, jest bardzo życzliwa.
Ingebjorg miała wrażenie, że złość ją zadławi. Ale przecież nie może urządzać tutaj w twierdzy skandalu.
- Muszę z tobą porozmawiać, Turę - zdołała wykrztusić.
- Tylko najpierw pomogę Adalis wnieść bagaże - odparł pośpiesznie.
Ingebjorg stała bezradna. Wstyd palił jej policzki. Co na to powiedzą mieszkańcy twierdzy? Co pomyślą o niej, kobiecie, która nie była w stanie zatrzymać przy sobie męża nawet przez jedną zimę? Z wściekłością ruszyła ku Wieży Śmiałków i pobiegła do pani Bothild.
- Moja droga, co się dzieje? - zawołała tamta, widząc, jaka Ingebjorg jest wzburzona.
- Przyjechała panna Adalis, nałożnica Turego.
Głos Ingebjorg się załamał. Nie potrafiła opanować płaczu.
- Ona ma tutaj mieszkać - szlochała.
- To nie może być prawda - jęknęła pani Bothild z niedowierzaniem.
- Podobno ojciec wyrżucił ją z domu, a Turę dał jej do zrozumienia, że nie ma wobec mnie żadnych zobowiązań.
Twarz pani Bothild wykrzywił gniew.
- To najgorsze, co słyszałam. Nie możesz się na to zgodzić, Ingebjorg. Muszą być granice tego, na co mężczyzna może sobie pozwalać.
- Ale przecież znasz Turego. On się nie przejmuje moimi słowami.
- W takim razie ja z nim porozmawiam. Dopóki jestem tutaj gospodynią, nie będę tolerować jawnej rozwiązłości mieszkańców twierdzy. A jeśli mnie nie posłucha, to poproszę, żeby sprawą zajął się sira Erlend. Jako kapelan twierdzy odpowiedzialny jest za wszystkich.
Jakby Turę przejmował się napomknieniami jakiegoś księdza, pomyślała Ingebjorg zgnębiona. Od dawna wiedziała, że Turę z nikim, ani z niczym się nie liczy, ale żeby mógł zachować się aż tak?
- Może najpierw sama z nim porozmawiam - odparła, ruszając zdecydowanie ku drzwiom. - Mężczyzna nie ma prawa wprowadzać nałożnicy do własnego domu. A jeśli to zrobi, małżonka może domagać się rozwodu.
- Tak było dawniej, Ingebjorg - rzekła pani Bothild z goryczą. - Teraz nie decyduje już ród lecz Kościół. Skoro małżeństwo jest zawarte przed Bogiem, tylko Kościół ma prawo osądzić, czy jest ważne, czy już nie. Nie zapominaj poza tym, że wyszłaś za szlachcica, a szlachta, jak wiesz, kieruje się własnymi prawami.
Ingebjorg słuchała jednym uchem. Potem zatrzasnęła za sobą drzwi i ruszyła w drogę powrotną do Komory Królewskiej.
W korytarzu natknęła się na męża.
- Turę, muszę z tobą porozmawiać.
- Tylko krótko. Zaraz mam spotkanie z członkami Rady Królewskiej.
- Ja się nie zgadzam, żeby panna Adalis mieszkała tutaj w twierdzy.
Turę stanął jak wryty.
- Coś ty powiedziała? - Posłał jej spojrzenie, od którego ciarki przeszły nieszczęsnej kobiecie po plecach.
- Twoja nałożnica nie może mieszkać w naszych pokojach.
- A kto tak powiedział? - Patrzył na nią z wyrazem twarzy, który sprawiał, że poczuła się mała i głupia.
- Księża tak mówią - spuściła wzrok.
Turę roześmiał się głośno.
- Księża? A co oni mają ze mną wspólnego? A poza tym popełniasz błąd, moja mała Ingebjorg. Prawa, na które się powołujesz, pochodzą z innej epoki.
Ingebjorg próbowała uchwycić się ostatniej deski ratunku.
- Wszyscy inni będą na mnie patrzeć z pogardą.
- A kto to są ci „wszyscy inni”? - roześmiał się znowu. - Orm Oysteinsson?
Ingebjorg poczuła, że się czerwieni.
- Pani Bothild i żony rycerzy, i...
Pogłaskał ją lekko po policzku.
- Jesteś pewna, że nie będą trochę zazdrosne? - spytał zaczepnie.
Ingebjorg ze złością stwierdziła, że ma oczy pełne łez.
- Ty w ogóle o mnie nie myślisz!
Twarz mu stężała.
- Ja o tobie nie myślę? - syknął gniewnie. - Ja, który cię poślubiłem i uchroniłem od życia w nędzy? Ja, który zapewniłem ci mieszkanie w królewskiej twierdzy, jedzenie do syta każdego dnia i możliwość ubierania się w najpiękniejsze suknie? W życiu nie spotkałem podobnej niewdzięczności. Czego ty oczekujesz? Że będę żył w cnocie do narodzin dziecka? Pozbawiony przyjemności, do jakiej każdy mężczyzna ma prawo? Naprawdę nie słyszałem czegoś równie głupiego. Czy ty myślisz, że jestem eunuchem? Opamiętaj się, Ingebjorg. Jak już powiedziałem wcześniej, mam swoje metody, których użyję, jeśli nie będziesz zachowywała się przyzwoicie. A teraz pójdziesz do Adalis i poprosisz o wybaczenie, że przyjęłaś ją tak chłodno. Oczekuję, że od tej chwili zrobisz wszystko, co można, by jej pomóc i otoczyć troską, która jej się należy. Dla mnie jest ważne, żeby czuła się tutaj dobrze.
Po tych słowach odwrócił się i pomaszerował w stronę północnego skrzydła.
Ingebjorg stała roztrzęsiona, gniew ją dławił. Przecież to nie on dał jej mieszkanie w Akersborg i to nie on płaci za jej suknie. Wprost przeciwnie, Turę zabrał jej posag, zabrał nawet pieniądze, które dostała od Si-gurda Haftorssona za miniaturę. I wcale jej też nie uchronił od życia w nędzy, mogłaby przecież sprzedać Saemundgard. Może przepisywać księgi dla ochmistrza albo zająć się malowaniem miniatur, może otworzyć własny warsztat w mieście. Poza tym mogłaby wyjść za mąż za kogoś innego, na przykład za rycerza Dar-rego, gdyby Orm Oysteinsson i jego ludzie nie dokonali skrytobójstwa, myślała, a z oczu płynęły jej łzy. Mogłaby nawet zostać nałożnicą króla Hakona...
Wybuchnęła spazmatycznym szlochem i poszła znowu w stronę Wieży Śmiałków.
- Nie rozumiem, dlaczego ty jeszcze płaczesz - rzek-ła pani Bothild. - Przecież niemożliwe, żebyś go kochała. Niedawno zwierzałaś mi się, że się go boisz, że może zrobić coś złego tobie i dziecku. Jeśli uważasz, że ani ja, ani sira Erlend nie zdołamy wywrzeć na niego wpływu, to powinnaś zrobić, jak powiedziałam: milczeć, cierpieć i próbować znaleźć jakieś jaśniejsze punkty w tym wszystkim. Sama popatrz: teraz nie będziesz się już musiała obawiać jego nocnych powrotów, możesz spać spokojnie.
Ingebjorg miała oczy zapuchnięte od łez, głos wciąż jej drżał.
- Ale wstyd, Bothild! Jak ja będę żyć z taką hańbą? Wszyscy w Sali Rycerskiej będą szeptać za moimi plecami, służba będzie plotkować i opowiadać sobie dowcipy na mój temat. I panie, i panowie stracą do mnie szacunek, na nic wszystko, co zdobyłam dzięki przepisywaniu ksiąg i malowaniu miniatur.
- A co ja mam w takim razie powiedzieć, przecież jestem panią twierdzy - mówiła pani Bothild z goryczą.
Ingebjorg potrząsnęła głową.
- Ja wiem, Bothild, i bardzo mi ciebie żal. Ale pan Orm nie robi tego tak otwarcie. Nie wiem nawet, czy ludzie zdają sobie sprawę z tego, co się między wami dzieje.
- Ty jednak wiesz...
- Ale to dlatego... - umilkła i przygryzła dolną wargę.
- Dlatego, że jego kochanką jest twoja przybrana matka, i dlatego, że odkryłaś to, mieszkając w Belgen -pomogła jej pani Bothild.
Ingebjorg milczała, żona ochmistrza ma rację.
- Ja od dawna się domyślałam, że ty wiesz, Ingebjorg. To prawda, Orm próbuje działać w ukryciu. jNJoja rozpacz bierze się stąd, że tak nam było dobrze razem, dopóki nie pojawiła się tamta kobieta.
- Turę powiedział pannie Adalis, że się ze mną ożenił, żeby mnie uchronić od życia w nędzy. Ona wierzy, że to jest małżeństwo tylko z nazwy.
Pani Bothild słuchała zdziwiona.
- Czy można być takim naiwnym? Widzi przecież młodą i godną pożądania żonę, a wierzy, że mąż nic do niej nie czuje?
Ingebjorg wzruszyła ramionami.
- Na to wygląda. Wiem, że powinnam ją raczej nienawidzić, ale jak można nienawidzić człowieka tak pozbawionego rozumu?
- A mnie trudno uwierzyć, że jest taka naiwna. Nie daj się oszukać, Ingebjorg.
- Nie daję. Jedynym winowajcą w tej sprawie jest Turę. Grzeszy podwójnie, bo wykorzystuje jej ufność i naiwność. Ale teraz muszę jechać na Hoyedoen, Bothild. Powinnam była pojechać już dawno. Brat Eilif pewnie się denerwuje.
- Gdzie się teraz podziewa panna Adalis?
- W naszych komnatach. Turę zażądał, bym ją przeprosiła za zbyt chłodne przyjęcie, a potem we wszystkim jej pomogła.
Pani Bothild wolno pokręciła głową.
- Naprawdę wiele w życiu przeżyłam, ale coś takiego... Po prostu jedz, Ingebjorg, a gdyby twój mąż miał pretensje, to mu powiem, że my tutaj w twierdzy traktujemy mnichów z Hoyedoen z szacunkiem.
Słońce wskazywało południe, kiedy Ingebjorg wyszła na ląd. Biegła w stronę klasztoru. Nie zdziwiła się, widząc brata Eilifa, spacerującego nerwowo po izbie. Kiedy ją zobaczył, szybko ruszył na spotkanie.
- Co się stało?
- Nic strasznego, bracie Eilifie. Po prostu mój mąż sprowadził sobie do twierdzy nałożnicę.
Mnich lustrował z uwagą jej twarz. Widział, że ma oczy zaczerwienione od płaczu. Po chwili potrząsnął głową.
- Die Menschen... die Menschen... - mamrotał zgnębiony.
- Co to znaczy? - spytała Ingebjorg.
- W języku germańskim „Ci ludzie... ci ludzie...” - odpowiedział jej głośno.
- Myślę, że dzisiaj powinnaś skończyć obrazek, przestawiający Najświętszą Dziewicę z Dzieciątkiem - mówił już zwyczajnym głosem, gdy znaleźli się w izbie. -Skoro zamierzasz podarować go królowej Blance, to powinnaś zabrać go do twierdzy i poprosić, by przechowano go w Komorze Królewskiej. Już zrobiłem ramkę.
Ingebjorg zastanawiała się, skąd taka propozycja. Czyżby nie ufał Turemu? Może się obawia, że Turę sprzeda komuś obrazek? Jeśli tak, to ma ku temu wszelkie powody, pomyślała, i postanowiła, że zrobi tak, jak mnich radzi.
- Od czego zamierzasz zacząć? - spytał zakonnik życzliwie. - Było jasne, że nie chce już mówić o Turem i pannie Adalis.
- Zacznę chyba malować obrazek, o który prosił król Hakon. Ma on przedstawiać mnie, jak podaję królowi miniaturę a w tle widać Akersborg.
Brat Eilif uśmiechnął się życzliwie.
- Nie będzie to łatwe, ale wierzę, że sobie poradzisz. Pokażę ci kilka portretów, żebyś zobaczyła, jak się maluje twarz. Potem przyniosę wypolerowaną, miedzianą tacę, w której będziesz mogła się przeglądać.
Pracowała przez jakiś czas, gdy nagle brat Eilif rzekł:
- Pan musi mieć w tym jakiś cel, panno Ingebjorg. Może zesłał tę drugą, żebyś ty mogła się poświęcić temu, do czego zostałaś przeznaczona?
Ingebjorg nie miała odwagi spojrzeć znad roboty. Brat Eilif chyba zbyt wysoko ją ceni. Już samo to, że wciąż nazywa ją panną, mówi swoje. Żebyż on wiedział, co wydarzyło się w Saemundgard tamtego lata...
- Rozumiem, co masz na myśli, bracie Eilifie. Pani Bothild też powiedziała coś w tym rodzaju.
- Nietrudno mi uwierzyć. To mądra kobieta.
- Ale mylisz się co do mnie. Nie jestem taka, jak sądzisz. Nie przypominam ani Hildegard z Bingen, ani Katarzyny ze Sieny, świętych dziewic, o których czytałyśmy w Nonneseter. Jak już kiedyś powiedziałam, klasztorne życie nie jest dla mnie.
- Ja o tym wiem, panno Ingebjorg. Mimo to twierdzę, że jesteś wybranką Pana.
Ingebjorg podniosła wzrok.
- Nie wierzę, bracie Eilifie. Myślę, że Pan kocha mnie tak, jak kocha wszystkich innych. Wiem, że uratował mnie przed śmiercią z rąk pani Thory i zrobił dla mnie wiele dobrego, ale do niczego nie wybrał.
- Pan już tego dowiódł.
- Jeśli masz na myśli moje malowanie, to ty jesteś ode mnie znacznie lepszy.
Mnich uśmiechnął się znacząco.
- Teraz może tak. Ale długo nie potrwa, a przewyższysz wszelkie moje dokonania.
- Jak powiedziałam, masz o mnie zbyt wysokie mniemanie, bracie Eilifie - roześmiała się Ingebjorg.
W drodze powrotnej do Akersborg bardzo się uspokoiła. Wprawdzie wciąż czuła się urażona i upokorzona, ale żal, który miała w sercu, nie dotyczył już tego, że utraciła drogiego człowieka, raczej tego, że rozwiały się jej marzenia. Rozpadł się obraz męża, jaki sobie stworzyła. Nigdy nie będzie już ukochaną żoną, ani szanowaną gospodynią dworu Turego, cieszącą się uznaniem i szlachty, i służby. Może jednak zostać zdolną malarką miniatur i dobrą matką dziecka, którego oczekuje. To wielka pociecha.
Mimo to z bolesnymi przeczuciami zbliżała się do Wieży Śmiałków. Za nic nie chciała spóźnić się na wieczorny posiłek. W izbie z kominkiem spotkała pannę Adalis, kończącą przygotowania do wyjścia. Dziewczyna odwróciła się, słysząc kroki.
- Jak się pani podoba ta suknia, pani Ingebjorg? Turę kazał ją uszyć bardzo zdolnemu krawcowi w mieście, ale nie jest całkiem zadowolony. On by wołał większe wycięcie - zachichotała, obciągając suknię, by jeszcze bardziej odsłonić piersi.
Ingebjorg postanowiła nie mówić pannie Adalis, że Turę to zły człowiek. Prędzej czy później sama się przekona, zresztą być może czeka ją los gorszy, niż los prawowitej małżonki. Bo przecież Adalis jest tylko jego nałożnicą.
- Moim zdaniem suknia jest piękna - odparła swobodnie.
Zerkała na dziewczynę spod oka, bo chciała stwierdzić, co Turego tak oczarowało w tej głupiutkiej panience. Ma piękne ciało, to prawda. Szczupła w talii, o białej skórze i piersiach większych, niż piersi Ingebjorg. Włosy są lśniące i pofalowane, pięknie spływają na ramiona. Wąska opaska, wyszywana perłami, to jedyna ozdoba głowy.
- Bardzo bym chciała postępować tak, żeby go zadowolić - szczebiotała dalej panienka. - Kiedy stoi i na mnie patrzy, to widzę w jego wzroku, co lubi, a czego nie. - Zwróciła twarz ku Ingebjorg i zniżyła głos: - Czasami zachowuje się trochę dziwnie, ale nie zwracam na to uwagi, i tak go kocham.
Ingebjorg nie komentowała jej słów, zaczęła się pośpiesznie przebierać.
Kiedy była gotowa i już miała wychodzić, panna Adalis zawołała:
- A dlaczego tu nie ma łóżka? Gdzie pani sypia?
Ingebjorg miała na końcu języka złośliwą odpe^red^, ale kiedy otworzyła usta, powiedziała coś zupefraĆ' inne^&k
- Muszę się śpieszyć, panno Adalis. Zd/j£ mi się, że( inni są już w Sali Rycerskiej. 1.9 W 4
- Och, moja droga, niech pani na mnie zaczeka! Myśli pani, że się spóźniamy?
Ingebjorg nie bardzo wiedziała, co Turę zamierza: trzymać dziewczynę tylko dla siebie, tutaj, w Komorze Królewskiej czy też będzie taki bezczelny i wprowadzi ją do Sali Rycerskiej. Teraz dostała odpowiedź. Przyśpieszyła kroku, słyszała, że panna Adalis biegnie za nią. To nie musi oznaczać skandalu, myślała. Inne panie z pewnością nie wiedzą, kim ta dziewczyna jest, i pomyślą, że to gość ich obojga.
Rzeczywiście, wszyscy zebrali się już przy stole, a ponieważ akurat nie było w twierdzy zbyt wielu gości, to panowie i panie siedzieli razem. Turego nie było.
Ingebjorg przedstawiła pannę Adalis, próbując zachować obojętność. Zauważyła, że rycerze posyłają gościowi pełne zainteresowania spojrzenia, a ich żony pytająco spoglądają na nią samą. Nikt jednak nie zadawał trudnych pytań, wszyscy zakładali, że młoda osoba jest życzliwie witanym gościem.
Nagle odezwała się pani Losne:
- Ach, ja już sobie panią przypominam. Od początku myślałam, że już się gdzieś spotkałyśmy. Czy to nie pani siedziała z nami przy stole w czasie uczty w dniu świętej Łucji?
Panna Adalis uśmiechała się i przytakiwała.
- Owszem, zgadza się.
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i wszedł roześmiany Turę. Kłaniał się elegancko paniom, przepraszał za spóźnienie, a potem usiadł naprzeciwko Inge-bjorg i panny Adalis, uśmiechając się do obu.
- Czy już się państwo przywitali z naszym pięknym gościem? - spytał pozostałych.
- Tak, mieliśmy tę przyjemność, panie Turę - odparł rycerz Losne.
Ingebjorg zerknęła na Orma Oysteinssona. Ochmistrz mrugnął do panny Adalis, jakby mieli jakąś wspólną tajemnicę. On o wszystkim wie, pomyślała wzburzona. I pozwolił Turemu. Może nawet bardzo chciał sprowadzić pannę do twierdzy i będzie to wykorzystywał przeciwko swojej żonie.
- A skąd nasz piękny gość pochodzi? - spytał rycerz Galtung, posyłając pannie Adalis znaczące spojrzenie.
Ona odpowiedziała mu najbardziej promiennym ze swoich uśmiechów. Ciemne oczy się skrzyły, a na policzkach pojawiły się, dodające urody, rumieńce.
- Pochodzę z Tunsberg, ale pozwolono mi mieszkać w mieście u krewnych pewnej panny, którą znam, po tym jak pan Turę i ja... - umilkła i wpatrywała się, skrępowana, w blat stołu.
- Po tym jak pan Turę i pani? - rycerz Galtung najwyraźniej domagał się dalszego ciągu.
- Pozwólmy pannie Adalis zjeść w spokoju - burknął Orm Oysteinsson.
Przez chwilę jedli w milczeniu, w końcu pani Bothild przerwała dręczącą ciszę.
- A jak ci dzisiaj poszło w Hoyedoen, Ingebjorg?
- Skończyłam miniaturę, którą ma otrzymać królowa Blanka.
- Ach tak? Nic mi o tym nie mówiłaś! - krzyknął Turę z urazą.
Ingebjorg zmusiła się do zachowania spokoju.
- Jakoś nie było okazji.
- Gdzie jest ten obrazek?
- Miałam zamiar spytać pana ochmistrza, czy by go nie przechował wśród ważnych dokumentów, dopóki nie będę mogła przekazać go królowej.
Orm Oysteinsson przyjrzał jej się uważnie, potem zachichotał:
- Co to, boisz się, że twój mąż sprzeda miniaturę Si-gurdowi Haftorssonowi, Ingebjorg?
A potem ryknął śmiechem z własnego żartu.
Ingebjorg poczerwieniała.
- Sigurd Haftorsson już kupił jeden mój obrazek, panie Orm. Ten obiecałam królowej Blance.
- Może potrwać, zanim królowa znowu przybędzie do Akersborg - wtrącił Turę. - Ty pracujesz bardzo szybko, zdążysz przez ten czas namalować wiele innych.
- Nie jest to takie łatwe - odparła Ingebjorg, nie patrząc na męża.
- Chętnie zaopiekuję się twoim obrazkiem - mruknął Orm Oysteinsson. - Ja też nie ufam twojemu mężowi - dodał żartobliwie, posyłając Turemu rozbawione spojrzenie.
Turę milczał. Ingebjorg czuła, że wzbiera w nim gniew.
Po posiłku panowie przeszli do północnego skrzydła, by porozmawiać, a panie zostały w Sali Rycerskiej.
- Proszę mi powiedzieć, panno Adalis - zaczęła pani Losne. - Adalis Adami to obce nazwisko. Skąd pani pochodzi?
- Z Danii - odparła tamta słodziutkim głosem.
- Ale ta ciemna karnacja, brązowe oczy i czarne włosy, to rzadkie w krajach Północy.
Panna Adalis roześmiała się, ale Ingebjorg wyczuła w jej śmiechu coś sztucznego.
- Naprawdę? Ja znam wiele osób o brązowych oczach.
- A jak poznała pani pana Turego i jego małżonkę? - wypytywała nadal pani Losne.
- Jak pani sama przypomniała, byłam w Gildeskals-garden na obchodach świętej Łucji. Tam pierwszy raz spotkałam panią Ingebjorg. Pana Turego poznałam trochę wcześniej. - Panna Adalis poruszyła się niespokojnie. - Myślałam, że pani rozumie... - mruknęła onieśmielona.
- A nie mogłabyś przynieść tutaj swojego malowidła, żebyśmy mu się przyjrzały? - wtrąciła pośpiesznie pani Bothild.
Ingebjorg natychmiast wstała. Z ulgą opuści choćby na chwilę tę salę.
Po powrocie stwierdziła, że panie są dziwnie skrępowane i domyśliła się, że już o wszystkim wiedzą. No i dobrze, pomyślała. Prędzej czy później i tak by wszystko do nich dotarło.
Panie głośno podziwiały obrazek.
- To naprawdę śliczne - zawołała pani Bothild. - Królowa Blanka będzie zachwycona. A co malujesz teraz?
-Już zaczęłam nową miniaturę. Król Hakon ją sobie zamówił.
- Król Hakon?! - wykrzyknęła panna Adalis.
Ingebjorg przytaknęła.
- Namaluje pani obraz dla króla? - dopytywała się panna Adalis, niepewna, czy się nie przesłyszała.
- Król Hakon jest bardzo zajęty panią Ingebjorg -wtrąciła pani Losne. - Kiedy ostatnio tutaj bawił, nie chciał tańczyć z żadną inną, tylko z nią.
Panna Adalis gapiła się na Ingebjorg z nieskrywanym podziwem.
- Nie była pani dumna, pani Ingebjorg? Gdybym ja mogła zatańczyć z królem, to bym pewnie pękła z dumy i potem opowiadała wszystkim znajomym.
Podniecona spoglądała na pozostałe panie.
- Czy on znowu tu przybędzie?
- Z pewnością, panno Adalis, ale sądzę, że powinna pani być trochę ostrożniejsza - rzekła pani Bothild surowo.
- Co pani ma na myśli? - panna Adalis wytrzeszczała swoje ufne oczy.
- Nie sądzę, żeby panu Turemu podobało się, iż okazuje pani zainteresowanie królowi.
Panna Adalis uśmiechnęła się nieśmiało.
- Och, nie. Wcale o tym nie myślałam i nigdy bym tego nie zrobiła.
Ingebjorg zauważyła, że pozostałe niewiasty spoglądają wymownie jedna na drugą.
- Chyba odniosę obrazek na dół - mruknęła, wstając od stołu.
Nie śpieszyła się, idąc do swojego mieszkania, a kiedy weszła do pokoju kominkowego, stanęła jak wryta. Całe pomieszczenie dosłownie tonęło w rzeczach panny Ada-lis. Turę uznał najwyraźniej, że to ona powinna je zająć, pomyślała ze złością. Skrzynia Ingebjorg została przesunięta, by zrobić miejsce dla skrzyni nałożnicy, a ławy i stół były zasypane bielizną, wstążkami do włosów, nawet butami. Pewnie niedługo służący dostaną polecenie wniesienia tutaj łóżka, przemknęło jej przez głowę.
Położyła obrazek pod ścianą i podeszła do swojej otwartej skrzyni. Gniew dławił ją w gardle. Cała zawartość była kompletnie przemieszana. Malutkie ubranka po Eiriku i białego królika wciśnięto w jeden narożnik, flety były powyjmowane z futerałów, a ubrania, które ona tak starannie składała, leżały porozrzucane jedne na drugich. Wyglądało, jakby ktoś przetrząsnął skrzynię, bo czegoś szukał.
Przez chwilę klęczała, wpatrując się w bałagan. Pomyślała najpierw, że to panna Adalis otworzyła skrzynię z ciekawości i przerzuciła jej zawartość, by się dowiedzieć, co Ingebjorg posiada, nagle jednak przeszły ją ciarki. A może to nie panna Adalis?
Może to był ktoś inny i szukał czegoś konkretnego?
Dokument...
Próbowała sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni otwierała skrzynię. To musiało być wówczas, kiedy grała na flecie, ale jaki to był dzień? Ten, kto grzebał w jej rzeczach, nie musiał tu przyjść dzisiaj. Przeszukanie mogło mieć miejsce wiele dni temu. Jedyne, co wiedziała na pewno, to to, że nie grała na flecie po śmierci rycerza Darrego.
Zaczęła się trząść. Czyżby ktoś w twierdzy nabrał podejrzeń, że Ingebjorg odkryła to samo, co rycerz Darre? On został zadręczony na śmierć, ponieważ pewni ludzie bali się ujawnienia tajnych planów. Co zrobiliby z nią, gdyby podejrzewali, że ona też posiada taką wiedzę?
Bogu dzięki, że brat Eilif zaopiekował się dokumentem. Nikt nie zdoła dowieść, że Ingebjorg nadal go posiada.
Wiedzieli jednak, że go posiadała. I że go przeczytała. Nawet jeśli Orm Oysteinsson uwierzył jej słowom i przyjął wyjaśnienia, że dokument został spalony, to przecież również w jego głowie mogły się pojawić wątpliwości.
Ingebjorg wciąż starała się robić wrażenie, że działalność Rady Królewskiej jej nie interesuje, ale mogła się zdradzić mimo woli. Otwarcie rozmawiała z królem Hakonem. Również pan Oystein podkreślał, że Inge-bjorg ma niezwykłe u kobiet zainteresowania.
Do tej pory chroniło ją to, że jest żoną Turego. Nikt by nie uwierzył, że działa za plecami swojego małżonka, ani w to, że zdaje sobie sprawę, kogo on popiera. Teraz jednak Turę wziął sobie inną kobietę, a tym samym pokazał, że ślubna małżonka już go nie obchodzi. Tamci zaczną się bać, że Ingebjorg go wyda, żeby się zemścić.
Podniosła się z wolna. Czy Turę odepchnął ją dlatego, iż wie, co mogłoby się z nią stać? Potarła czoło, stwierdziła, że jest zimne.
- Najświętsza Panienko - wyszeptała. - Powinnam była to wiedzieć.
Na kominku płonął ogień, zamyślona podeszła do ognia i rozcierała zmarznięte dłonie. Co teraz robić?
Na korytarzu rozległy się głosy i kroki, przestraszona spojrzała ku drzwiom. Ktoś otworzył bez pukania. Parobcy do pokoju wnieśli wielkie łóżko.
Ingebjorg odetchnęła z ulgą, pomyślała przy tym, że miała rację. Oto wniesiono łóżko dla panny.
- Gdzie to postawić? - spytał jeden.
Ingebjorg rozejrzała się dokoła.
- Nie wiem, gdzie ona by chciała, ale chyba najlepiej byłoby tu, pod dłuższą ścianą - odparła, wskazując ręką.
- Któraś z dziewczyn przyniesie zaraz pościel - wyjaśnili i wyszli.
Ingebjorg wciąż stała w tym samym miejscu. Panie zgromadzone w Sali Rycerskiej będą się z pewnością dziwić, że dotychczas nie wróciła. Ale teraz ma wymówkę. Powie, że musiała przyjąć łóżko panny Adalis.
Ciekawe, jak zareaguje, kiedy stwierdzi, że Ingebjorg i Turę dzielą małżeńskie łoże. Przecież uważa, że to małżeństwo tylko z nazwy. Nawet gdyby myślała, że Turę z żoną już nie sypia, wkrótce będzie musiała uznać, że nie zawsze tak było. Nastąpi to w dniu, w którym odkryje, że Ingebjorg jest w ciąży.
Znowu powróciła myślami do dokumentu. Jeśli rzeczywiście ktoś grzebał w jej rzeczach, bo przeciwnicy króla nabrali podejrzeń, życie Ingebjorg mogło się znaleźć w niebezpieczeństwie. Musi o tym porozmawiać z panią Bothild.
Na korytarzu znowu rozległy się kroki i serce Ingebjorg raz jeszcze podskoczyło ze strachu.
Ale tym razem przyszła Kirsten z pościelą.
- Pani Ingebjorg? - wykrzyknęła przestraszona. -Myślałam, że jest pani w Sali Rycerskiej. Dlatego nie zapukałam. To chyba dziwne, że ta panienka ma tutaj sypiać - mówiła dalej pokojówka. - Czy to nie ma innych sypialni w Wieży Dziewicy?
- Jest gościem pana Turego i moim - próbowała tłumaczyć Ingebjorg. - Biedactwo, wiele ostatnio przeżyła. Poza tym nigdy nie była w twierdzy i ciężkie mury ją przerażają.
- Dużo dziwnych rzeczy gada się tutaj w twierdzy -mruknęła nagle pokojówka, ścieląc łóżko.
-Tak?
Kirsten wyprostowała się, twarz miała zaciętą.
- To są paskudne rzeczy, pani Ingebjorg. Może nie powinnam powtarzać, ale myślę, że co za dużo, to niezdrowo. Ja wiem, że pani jest dobrym człowiekiem, odnosi się pani do służby nie tak, jak inne panie i panowie.
Ingebjorg słuchała bez słowa. Widocznie plotki, których się obawiała, już krążą.
- Niektórzy mówią, że widywali tę pannę w mieście, pod rękę z panem Turem.
Ingebjorg milczała. Po co protestować, skoro ludzie i tak wiedzą?
- Panowie szlachta nie są tacy jak inni - ciągnęła Kirsten z wyraźnym obrzydzeniem w głosie. - Oni nie zadowolą się jedną kobietą. Domyślałam się tego, odkąd on tu przyjechał, pani Ingebjorg. To nie jest mężczyzna dla takiej dobrej kobiety jak pani. Ja to bym chciała, żeby pani wyszła za rycerza Darrego - oznajmiła, przecierając ręką oczy. - Pasowalibyście do siebie i może by nie wpadł pod lód.
Po twarzy służącej spływały wielkie łzy.
Ingebjorg zrobiło się przykro. Nieszczęsny Darre też zyskał sympatię służby, pomyślała. Ciekawe, co by ci ludzie powiedzieli, gdyby znali prawdę?
- Rasmus mówi, że nie ma pewności, jakoby rycerz umarł - ciągnęła dalej Kirsten, ocierając oczy rękawem. - Zwłok nie znaleźli. Konia też nie. Może zdołał się uratować i poszedł sobie, gdzie oczy poniosą?
Ingebjorg nie zrozumiała.
- Dlaczego miałby sobie pójść?
Kirsten podeszła bliżej.
- On miał tutaj w twierdzy wrogów - wyszeptała.
Ingebjorg nie powiedziała nic więcej, czekała na ciąg dalszy.
- Ktoś podsłuchał straszną kłótnię rycerza z ochmistrzem. Tego samego dnia - rozejrzała się przestraszona, najwyraźniej uważając, by nikt niepowołany nie usłyszał. - My myślimy, że ochmistrz go znienawidził, bo pani twierdzy bardzo go lubiła. Tego dnia, kiedy zginął, płakała tak, jakby straciła własnego syna.
Ingebjorg przytaknęła.
- Tak, wiem, że ona go ceniła, ale...
- No i to jest wystarczający powód, pani Ingebjorg. Ochmistrz może być niebezpieczny - szepnęła. - Ja służę tu długo i wiem, co mówię. Może pani być zadowolona, że pani małżonek jest wśród ludzi, których on ceni. Zanim pani przybyła do twierdzy, wydarzyło się coś... - Na korytarzu rozległy się kroki i służąca umilkła. - Muszę iść, pani Ingebjorg, robota czeka.
Kiedy wyszła, Ingebjorg pogrążyła się w myślach. Wiedziała, że to głupota, ale nie mogła zapomnieć słów Kirsten: „Rasmus mówi, że nie ma pewności, jakoby rycerz umarł...”. Służba nie zna prawdy, wierzy w zasłyszane historie. Nie ma się co dziwić, zwłok przecież nie znaleziono. Uważają więc, że wydostał się spod lodu.’
Pani Bothild widziała jakichś ubranych na czarno ludzi, którzy znosili do lochu ciężki tobół. Ale skąd miałaby wiedzieć, że rycerz Darre na pewno nie żyje. Orm Oysteinsson powiedział, że umarł, ale przecież nie musi mówić prawdy. Mogli go zamknąć w lochu.
Pokręciła głową. Nie, to też czysta głupota. Dlaczego mieliby go zamykać, skoro mogli się go pozbyć raz na zawsze.
Znowu spojrzała na skrzynię. Kto w niej grzebał i czego szukał?
Westchnęła i ruszyła ku drzwiom. Kiedy ta kolacja wreszcie się skończy, musi porozmawiać z panią Bothild.
W Sali Rycerskiej panie zaczynały się już żegnać.
- Gdzieś ty się podziewała? - zapytała pani Bothild, przyglądając się jej uważnie.
- Kirsten chciała ze mną porozmawiać o swoich sprawach - odparła Ingebjorg wymijająco.
Zauważyła, że panie posyłają jej zdumione spojrzenia, ale postanowiła się tym nie przejmować.
Panna Adalis czekała na nią.
- Nie pamiętam, skąd przyszłyśmy - wyznała radosnym głosikiem. - Tyle tu różnych pomieszczeń i drzwi, że w głowie mi się kręci.
- Odprowadzę panią na dół - obiecała Ingebjorg uprzejmie.
- A kiedy Turę ma zwyczaj wracać?
Ingebjorg miała nadzieję, że inne panie jej nie słyszały. To nie wypada, by dziewczyna nazywała Turego tylko po imieniu. Nawet nałożnica powinna okazywać szacunek swemu panu.
- Różnie to bywa. Czasami zjawia się dopiero późno w nocy. To zależy, jak ważne sprawy panowie omawiają.
- I ile pi ją - wtrąciła panna Adalis, chichocząc.
Ingebjorg przyjrzała jej się zdumiona. Czyżby widywała pijanego Turego? W takim razie musi wiedzieć, że to nic przyjemnego.
Pani Bothild wróciła do siebie. Ingebjorg zrozumiała, że dzisiaj już z nią nie porozmawia. Gospodyni posłała jej tylko pełne współczucia spojrzenie na pożegnanie.
- Proszę mi powiedzieć, panno Adalis. Nie zauważyła pani, czy któraś ze służących nie szukała czegoś w mojej skrzyni?
Panna Adalis spojrzała na nią wielkimi oczyma. W chybotliwym świetle pochodni wydawały się całkiem czarne.
- To ja przeglądałam jej zawartość.
Ingebjorg przystanęła.
- Grzebała pani w mojej skrzyni?
- Tak. A czy to pani przeszkadza? Nie mogłam znaleźć swojej wstążki do włosów i pomyślałam, że mogę sobie pożyczyć od pani. Turę powiedział, że to jest też mój dom.
Ingebjorg zrobiło się gorąco ze złości, z całej siły próbowała nad sobą panować.
- Oczywiście pan Turę mógł tak powiedzieć - syknęła przez zęby. - Ale wołałabym, żeby moje rzeczy zostawiła pani w spokoju!
- Przepraszam - szepnęła tamta - nie chciałam zrobić nic złego.
Jak można się złościć na taki kurzy móżdżek, pomyślała Ingebjorg i ruszyła przed siebie.
- Służący przynieśli pani łóżko - oznajmiła, wchodząc do pokoju kominkowego.
Panna Adalis spojrzała na nią pytająco.
- Ale ja mam spać tam.
Ingebjorg nie zrozumiała.
- To znaczy gdzie?
- Razem z Turem. Nie wiedziała pani?
- Myślę, że czas, bym powiedziała pani prawdę - westchnęła Ingebjorg.
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i Turę, zataczając się, wkroczył do izby.
- Tutaj są moje kobiety - wybełkotał.
Panna Adalis roześmiała się znacząco.
- Chyba znowu za dużo wypiłeś, Turę. Chodź, pomogę ci się położyć.
Ujęła go pod rękę i poprowadziła do sypialni.
Ingebjorg stała bezradna. Wiedziała, co Turę może wymyślić po pijanemu. Słyszała, że zwalił się na łóżko, a panna Adalis przemawia do niego przymilnie.
- Pomogę ci, mój najdroższy. Biedaku, jaki musisz być zmęczony. Obawiam się, że ty za dużo pracujesz, ale teraz ja będę o ciebie dbać. Potrzebujesz tego, mój dobry, dzielny rycerzu. O tak, zaraz ci pomogę. Zaraz wszystko z ciebie zdej mierny.
Jej słowom towarzyszył jęk rozkoszy.
- Nie, nie, Turę. Zaczekaj. Och, bądź ostrożny, podrzesz mi suknię.
Policzki paliły Ingebjorg ze wstydu, odeszła jak najdalej, żeby nie słyszeć tych wstrętnych dźwięków. Co się tam dzieje?
- Poczekaj trochę, Turę, najpierw to z siebie zdejmę -szczebiotała panna Adalis tym samym radosnym, wabiącym głosem. Potem do Ingebjorg dotarły bełkotliwe słowa Turego. W końcu usłyszała jęki i przyśpieszone oddechy oraz odgłosy, co do których nie można się było pomylić.
Ingebjorg nie wierzyła własnym uszom. Oni się tam kochają! W łóżku jej i Turego. Przy otwartych drzwiach, tak, że ona wszystko słyszy. To nie może być prawda!
Ale to jest prawda, poprawiła sama siebie. Robią to nie tylko dlatego, że Turę jest pijany. On zachowałby się tak również na trzeźwo. To człowiek bez wstydu, bez sumienia, bez szacunku i współczucia dla innych. -
I ta naiwna panienka, która nie wie, że ostatniej nocy to Ingebjorg leżała tam z Turem. Nie rozumie, że zajęła miejsce innej kobiety i chyba nie pojmuje, że nie można robić takich rzeczy w obecności innych. Jakie to bezmyślne!
Ingebjorg wciąż stała nieruchomo i z niedowierzaniem słuchała. Nagle jakby oprzytomniała. Odwróciła się na pięcie i wyszła. Nigdy w życiu nie położy się tutaj, nie będzie słuchać, co się dzieje w sąsiednim pokoju.
Na zewnątrz było ciemno, nie wzięła ze sobą świecy. Wartownicy gdzieś się pochowali, po wyjeździe księcia Algotssona nie są potrzebni.
Stała przez chwilę i wpatrywała się przed siebie. Nie pogodzi się z tym, mowy nie ma. Turę może ją bić, chłostać i dręczyć, ile tylko chce, ale ona dłużej znosić tego nie będzie. To dla niej hańba i szyderstwo. Jak żyć z takim upokorzeniem?
Wzburzona, zaczęła chodzić tam i z powrotem. Nie daruję mu tego, myślała.
Tym razem Turę przekroczył granicę. Napisze do jego ojca i opowie, co się dzieje, może pomogą jej uzyskać rozwód. Opowie też o wszystkim sirze Erlendowi, nawet biskupowi, jeśli będzie trzeba. Turę powinien zostać wyklęty, przynosi wstyd stanowi szlacheckiemu. Ba, całemu chrześcijańskiemu światu.
Miotała złe słowa i przekleństwa tak głośno, że odbijały się echem od grubych, kamiennych ścian. W końcu z wyczerpania opadła na ziemię i wybuchnęła płaczem.
Nagle uniosła głowę. Dotarł do niej jakiś dźwięk. Nadstawiła uszu i znowu to usłyszała. Flecista! Gdzieś w pobliżu Folke Bardsson grał Pieśń elfów.
Siedziała bez ruchu i słuchała. Nie była w stanie ocenić, skąd muzyka płynie, ale raz cichła, to znów przybierała na sile. Stara melodia, którą tak lubiła od dzieciństwa, sprawiała jej radość, lecz równocześnie i ból. Niosła pociechę, bo przypominała ojca i dom rodzinny, zarazem jednak pogłębiała cierpienie i tęsknotę. Łzy znowu zaczęły płynąć z oczu, nie próbowała ich powstrzymywać. Ale w końcu łez zabrakło, bo ucichł już gniew, który je pobudzał. Teraz płacz był tak samo żałosny, jak tęsknota niewolników. Nie potrafiłaby wy-jaśnie, co bardziej ją boli. Pani Bothild ma rację. Nie może kochać Turego po tym, co jef zrobił. Ale dlaczego w takim razie wciąż jest taka nieszczęśliwa?
Co powoduje, że Folke Bardsson gra wciąż tę samą melodię? Czy on też nosi w sercu ból i tęsknotę?
Powoli wstała i podeszła do wąskiego okienka, z którego widać było dziedziniec twierdzy. Co powinna ze sobą począć? Nie może przecież sypiać przez ścianę z Turem oraz panną Adalis i słuchać, co robią po nocach. Nie ulegało wątpliwości, że Turę, choć taki pijany, zostawił drzwi otwarte, żeby jeszcze bardziej ją dręczyć. Dlaczego? Czy żywi do niej jakąś urazę? Przecież nie zrobiła mu nic złego. Gdyby słusznie podejrzewał, że coś ją łączy z rycerzem Darre, to by się już dawno domyśliła. Turę musi wiedzieć, że żona nie ma nic na sumieniu. I w dodatku nosi jego dziecko, największy dar, jaki kobieta może ofiarować swojemu mężczyźnie.
Wzruszyła ramionami. Dla człowieka, który sam kłamie, kiedy mu to odpowiada, jest pewnie rzeczą naturalną wierzyć, że inni postępują tak samo.
Na kamiennym korytarzu panował chłód, coś jej podpowiadało, że nie może spać u pani Bothild.-Wywo-łałoby to kolejną falę plotek, a zgodnie z tym, co mówiła Kirsten, sprawy i tak mają się źle. Nie odważyłaby się też pójść do komnat królowej, chociaż wiedziała, że stoją teraz puste. Byłaby to zbyt wielka zuchwałość.