Przepowiednia księżyca (12). Czarne kruki - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (12). Czarne kruki ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 12 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Ł. Górnickiego GALERIA KSIĄŻKI w Oświęcimiu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 215

Rok wydania: 2010

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

Przepowiednia księżyca tom 12

 

Frid Ingulstad

Czarne kruki

Przekład

Anna Marciniakówna

 

Tytuł oryginału norweskiego: Sorte ravner

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAPPRESS

Copyright © 2004 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2010 by BAPPRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved

Wydawca:

Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.axelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-805-7

oraz

BAPPRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-181-2

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAPPRESS

Druk: Norhaven A/S, Dania

 

GALERIA POSTACI

 

Twierdza Tunsberg ok. roku 1350.

W poprzednim tomie...

W Ciemnym Korytarzu Ingebjørg jest ścigana przez strażnika, pragnącego pomścić swego brata. Ktoś jednak zatrzaskuje żelazną kratę i ratuje jej życie. W jakiś czas potem ludzie znajdują zwłoki strażnika, który utonął, a Ingebjørg podejrzewa, że stoi za tym Ture. Ludzie ochmistrza mordują rycerza Darrego, pozorując nieszczęśliwy wypadek.

Do twierdzy przybywa książę Bengt Algotsson z junkrem Erykiem. Równocześnie z Tunsberg przyjeżdża też królowa Blanka w towarzystwie młodego króla Hakona. Ingebjørg ma wrażenie, że zanosi się na bunt. Książę atakuje Ingebjørg, która zostaje jednak uratowana przez szlachcica niższego rodu, Folkego Bardssona, tajemniczego flecistę.

Ingebjørg niemal codziennie bywa w klasztorze na Hovedoen i maluje, żywi coraz większe zaufanie do brata Eilifa. W końcu oddaje mu pod opiekę niebezpieczny dokument swojego ojca. Bergtor i Gisela przyjeżdżają do twierdzy. Gisela sypia i z ochmistrzem, i z Turem.

Ture prosi Ingebjørg, by starała się przypodobać królowi Hakonowi i wydobywała z niego różne informacje. Chce też, by została królewską nałożnicą.

Pewnego ranka u Ingebjørg zjawia się nieoczekiwany gość. Jest to panna Adalis; która oznajmia, że będzie teraz mieszkać w Akersborg razem z Turem.

Rozdział 1

Ingebjørg poczuła, że policzki jej płoną.

- Mieszkać tutaj? - powtórzyła opryskliwie. Jeśli Ture zaprosił pannę Adalis, żeby przez jakiś czas mieszkała jako gość w twierdzy, to jego żona powinna chyba być bardziej uprzejma. W głębi duszy jednak pojawiło się bolesne przeczucie, że tutaj chodzi o coś innego.

Panna Adalis rozejrzała się dookoła, po czym rzekła cicho:

- Ojciec wyrzucił mnie z domu.

Ingebjørg nie była w stanie wykrztusić więcej ani słowa. Powoli docierała do niej prawda: panna Adalis najwyraźniej wciąż nie wie, że Ture jest żonaty.

- Obawiam się, że zaszło tu jakieś nieporozumienie, panno Adalis - zaczęła, walcząc z, trudnym do opanowania, gniewem. To dzieło Turego. Wziął sobie nałożnicę, nie uprzedziwszy, że jest żonaty, a teraz ojciec panny wyrzucił ją za drzwi. Chrząkała, przestępowała z nogi na nogę, wiedziała jednak, że musi powiedzieć prawdę.
- Pani chyba nie wie, że pan Ture i ja jesteśmy małżeństwem.

Ku jej największemu zaskoczeniu panna Adalis przytaknęła.

- Ależ wiem, pani Ingebjørg. On musiał panią poślubić, bo matka nie znalazła dla pani odpowiedniego narzeczonego i teraz nie miałaby pani z czego żyć. Ojciec i krewni Turego tego zażądali.

A więc on to tak przedstawił, myslała Ingebjørg, czując, że wszystko się w niej gotuje.

Panna Adalis musiała dostrzec gorączkowe rumieńce na twarzy Ingebjørg, ale wytłumaczyła je sobie opacznie.

- Nie powinna czuć się pani skrępowana ze względu na mnie, pani Ingebjørg. W naszych czasach nawet ludzie ze szlacheckich rodów nie mają z czego żyć. Cieszę się, że on ożenił się właśnie z panią, a nie z jakąś podstarzałą babą, która zaczęłaby mnie wychowywać. Kiedy spotkałam panią na uczcie w dzień świętej Łucji, nie wiedziałam, że jest pani jego żoną. W ogóle nie miałam pojęcia, że Ture jest żonaty. Jak mi o tym powiedział, to najpierw byłam strasznie nieszczęśliwa, no ale gdy mi wytłumaczył, jak do tego doszło, machnęłam ręką. Uważam, że pani jest kobietą miłą i życzliwą, pomyślałam, że się dogadamy.

Ingebjørg nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.

- Ture powiada, że wśród szwedzkiej szlachty to normalne - mówiła dalej Adalis przyjaźnie. - Podobno wszyscy mają nałożnice i często te kobiety mieszkają we dworach, razem z żonami. Dopóki taka żona jest nią tylko z nazwy, nie dochodzi do żadnych problemów.

Ingebjørg pomyślała, że nigdy jeszcze nie spotkała bardziej naiwnej osoby. Gdyby sama była stara i odpychająca, mogłaby zrozumieć tę dziewczynę, ale właściwie są równolatkami i Ingebjørg nie zauważyła, by mężczyźni traktowali ją jako mało pociągającą. Skąd się bierze ślepota tej dziewczyny?

Panna Adalis znowu się rozejrzała. Oczy lśniły jej z zachwytu.

- Jak tu pięknie i bogato. Na początku to nie mogłam uwierzyć, że naprawdę mam zamieszkać w królewskiej twierdzy. Wcale mi nie żal, że ojciec mnie wyrzucił, dużo bardziej wolę mieszkać tutaj.

Usłyszały szybkie kroki za drzwiami i odwróciły się obie. Do izby wpadł roześmiany Ture.

- A, tutaj jesteś - ucieszył się, podbiegł do panny Adalis i zarzucił jej ręce na szyję. - Wybacz mi, że nie przyleciałem natychmiast, nie przypuszczałem, że już tu jesteś.

Potem zwrócił się do Ingebjørg:

- Służąca Kirsten powiedziała, że mnie szukałaś. - Przez chwilę patrzył jej w oczy, jakby chciał ją ostrzec.

- Nic nie szkodzi - ćwierkała panna Adalis zarumieniona, tuląc się do niego. - Pani Ingebjørg mnie przyjęła, jest bardzo życzliwa.

Ingebjørg miała wrażenie, że złość ją zadławi. Ale przecież nie może urządzać tutaj w twierdzy skandalu.

- Muszę z tobą porozmawiać, Ture - zdołała wykrztusić.

- Tylko najpierw pomogę Adalis wnieść bagaże - odparł pośpiesznie.

Ingebjørg stała bezradna. Wstyd palił jej policzki. Co na to powiedzą mieszkańcy twierdzy? Co pomyślą o niej, kobiecie, która nie była w stanie zatrzymać przy sobie męża nawet przez jedną zimę? Z wściekłością ruszyła ku Wieży Śmiałków i pobiegła do pani Bothild.

- Moja droga, co się dzieje? - zawołała tamta, widząc, jaka Ingebjørg jest wzburzona.

- Przyjechała panna Adalis, nałożnica Turego.

Głos Ingebjørg się załamał. Nie potrafiła opanować płaczu.

- Ona ma tutaj mieszkać - szlochała.

- To nie może być prawda - jęknęła pani Bothild z niedowierzaniem.

- Podobno ojciec wyrzucił ją z domu, a Ture dał jej do zrozumienia, że nie ma wobec mnie żadnych zobowiązań.

Twarz pani Bothild wykrzywił gniew.

- To najgorsze, co słyszałam. Nie możesz się na to zgodzić, Ingebjørg. Muszą być granice tego, na co mężczyzna może sobie pozwalać.
- Ale przecież znasz Turego. On się nie przejmuje moimi słowami.
- W takim razie ja z nim porozmawiam. Dopóki jestem tutaj gospodynią, nie będę tolerować jawnej rozwiązłości mieszkańców twierdzy. A jeśli mnie nie posłucha, to poproszę, żeby sprawą zajął się sira Erlend. Jako kapelan twierdzy odpowiedzialny jest za wszystkich.

Jakby Ture przejmował się napomknieniami jakiegoś księdza, pomyślała Ingebjørg zgnębiona. Od dawna wiedziała, że Ture z nikim, ani z niczym się nie liczy, ale żeby mógł zachować się aż tak?

- Może najpierw sama z nim porozmawiam - odparła, ruszając zdecydowanie ku drzwiom. - Mężczyzna nie ma prawa wprowadzać nałożnicy do własnego domu. A jeśli to zrobi, małżonka może domagać się rozwodu.

- Tak było dawniej, Ingebjørg - rzekła pani Bothild z goryczą. - Teraz nie decyduje już ród lecz Kościół. Skoro małżeństwo jest zawarte przed Bogiem, tylko Kościół ma prawo osądzić, czy jest ważne, czy już nie. Nie zapominaj poza tym, że wyszłaś za szlachcica, a szlachta, jak wiesz, kieruje się własnymi prawami.

Ingebjørg słuchała jednym uchem. Potem zatrzasnęła za sobą drzwi i ruszyła w drogę powrotną do Komory Królewskiej.

W korytarzu natknęła się na męża.

- Ture, muszę z tobą porozmawiać.
- Tylko krótko. Zaraz mam spotkanie z członkami Rady Królewskiej.
- Ja się nie zgadzam, żeby panna Adalis mieszkała tutaj w twierdzy.

Ture stanął jak wryty.

- Coś ty powiedziała? - Posłał jej spojrzenie, od którego ciarki przeszły nieszczęsnej kobiecie po plecach.
- Twoja nałożnica nie może mieszkać w naszych pokojach.
- A kto tak powiedział? - Patrzył na nią z wyrazem twarzy, który sprawiał, że poczuła się mała i głupia.

- Księża tak mówią - spuściła wzrok.

Ture roześmiał się głośno.

- Księża? A co oni mają ze mną wspólnego? A poza tym popełniasz błąd, moja mała Ingebjørg. Prawa, na które się powołujesz, pochodzą z innej epoki.

Ingebjørg próbowała uchwycić się ostatniej deski ratunku.

- Wszyscy inni będą na mnie patrzeć z pogardą.

- A kto to są ci „wszyscy inni”? - roześmiał się znowu. - Orm Oysteinsson?

Ingebjørg poczuła, że się czerwieni.

- Pani Bothild i żony rycerzy, i...

Pogłaskał ją lekko po policzku.

- Jesteś pewna, że nie będą trochę zazdrosne? - spytał zaczepnie.

Ingebjørg ze złością stwierdziła, że ma oczy pełne łez.

- Ty w ogóle o mnie nie myślisz!

Twarz mu stężała.

- Ja o tobie nie myślę? - syknął gniewnie. - Ja, który cię poślubiłem i uchroniłem od życia w nędzy? Ja, który zapewniłem ci mieszkanie w królewskiej twierdzy, jedzenie do syta każdego dnia i możliwość ubierania się w najpiękniejsze suknie? W życiu nie spotkałem podobnej niewdzięczności. Czego ty oczekujesz? Że będę żył w cnocie do narodzin dziecka? Pozbawiony przyjemności, do jakiej każdy mężczyzna ma prawo? Naprawdę nie słyszałem czegoś równie głupiego. Czy ty myślisz, że jestem eunuchem? Opamiętaj się, Ingebjørg. Jak już powiedziałem wcześniej, mam swoje metody, których użyję, jeśli nie będziesz zachowywała się przyzwoicie. A teraz pójdziesz do Adalis i poprosisz o wybaczenie, że przyjęłaś ją tak chłodno. Oczekuję, że od tej chwili zrobisz wszystko, co można, by jej pomóc i otoczyć troską, która jej się należy. Dla mnie jest ważne, żeby czuła się tutaj dobrze.

Po tych słowach odwrócił się i pomaszerował w stronę północnego skrzydła.

Ingebjørg stała roztrzęsiona, gniew ją dławił. Przecież to nie on dał jej mieszkanie w Akersborg i to nie on płaci za jej suknie. Wprost przeciwnie, Ture zabrał jej posag, zabrał nawet pieniądze, które dostała od Sigurda Haftorssona za miniaturę. I wcale jej też nie uchronił od życia w nędzy, mogłaby przecież sprzedać Saemundgard. Może przepisywać księgi dla ochmistrza albo zająć się malowaniem miniatur, może otworzyć własny warsztat w mieście. Poza tym mogłaby wyjść za mąż za kogoś innego, na przykład za rycerza Darrego, gdyby Orm Oysteinsson i jego ludzie nie dokonali skrytobójstwa, myślała, a z oczu płynęły jej łzy. Mogłaby nawet zostać nałożnicą króla Hakona...

Wybuchnęła spazmatycznym szlochem i poszła znowu w stronę Wieży Śmiałków.

- Nie rozumiem, dlaczego ty jeszcze płaczesz - rzekła pani Bothild. - Przecież niemożliwe, żebyś go kochała. Niedawno zwierzałaś mi się, że się go boisz, że może zrobić coś złego tobie i dziecku. Jeśli uważasz, że ani ja, ani sira Erlend nie zdołamy wywrzeć na niego wpływu, to powinnaś zrobić, jak powiedziałam: milczeć, cierpieć i próbować znaleźć jakieś jaśniejsze punkty w tym wszystkim. Sama popatrz: teraz nie będziesz się już musiała obawiać jego nocnych powrotów, możesz spać spokojnie.

Ingebjørg miała oczy zapuchnięte od łez, głos wciąż jej drżał.

- Ale wstyd, Bothild! Jak ja będę żyć z taką hańbą? Wszyscy w Sali Rycerskiej będą szeptać za moimi plecami, służba będzie plotkować i opowiadać sobie dowcipy na mój temat. I panie, i panowie stracą do mnie szacunek, na nic wszystko, co zdobyłam dzięki przepisywaniu ksiąg i malowaniu miniatur.

- A co ja mam w takim razie powiedzieć, przecież jestem panią twierdzy - mówiła pani Bothild z goryczą.

Ingebjørg potrząsnęła głową.

- Ja wiem, Bothild, i bardzo mi ciebie żal. Ale pan Orm nie robi tego tak otwarcie. Nie wiem nawet, czy ludzie zdają sobie sprawę z tego, co się między wami dzieje.

- Ty jednak wiesz...

- Ale to dlatego... - umilkła i przygryzła dolną wargę.

- Dlatego, że jego kochanką jest twoja przybrana matka, i dlatego, że odkryłaś to, mieszkając w Belgen - pomogła jej pani Bothild.

Ingebjørg milczała, żona ochmistrza ma rację.

- Ja od dawna się domyślałam, że ty wiesz, Ingebjørg. To prawda, Orm próbuje działać w ukryciu. Moja rozpacz bierze się stąd, że tak nam było dobrze razem, dopóki nie pojawiła się tamta kobieta.

- Ture powiedział pannie Adalis, że się ze mną ożenił, żeby mnie uchronić od życia w nędzy. Ona wierzy, że to jest małżeństwo tylko z nazwy.

Pani Bothild słuchała zdziwiona.

- Czy można być takim naiwnym? Widzi przecież młodą i godną pożądania żonę, a wierzy, że mąż nic do niej nie czuje?

Ingebjørg wzruszyła ramionami.

- Na to wygląda. Wiem, że powinnam ją raczej nienawidzić, ale jak można nienawidzić człowieka tak pozbawionego rozumu?

- A mnie trudno uwierzyć, że jest taka naiwna. Nie daj się oszukać, Ingebjørg.

- Nie daję. Jedynym winowajcą w tej sprawie jest Ture. Grzeszy podwójnie, bo wykorzystuje jej ufność i naiwność. Ale teraz muszę jechać na Hoyedoen, Bothild. Powinnam była pojechać już dawno. Brat Eilif pewnie się denerwuje.

- Gdzie się teraz podziewa panna Adalis?

- W naszych komnatach. Ture zażądał, bym ją przeprosiła za zbyt chłodne przyjęcie, a potem we wszystkim jej pomogła.

Pani Bothild wolno pokręciła głową.

- Naprawdę wiele w życiu przeżyłam, ale coś takiego... Po prostu jedz, Ingebjørg, a gdyby twój mąż miał pretensje, to mu powiem, że my tutaj w twierdzy traktujemy mnichów z Hoyedoen z szacunkiem.

Słońce wskazywało południe, kiedy Ingebjørg wyszła na ląd. Biegła w stronę klasztoru. Nie zdziwiła się, widząc brata Eilifa, spacerującego nerwowo po izbie. Kiedy ją zobaczył, szybko ruszył na spotkanie.

- Co się stało?

- Nic strasznego, bracie Eilifie. Po prostu mój mąż sprowadził sobie do twierdzy nałożnicę.

Mnich lustrował z uwagą jej twarz. Widział, że ma oczy zaczerwienione od płaczu. Po chwili potrząsnął głową.

- Die Menschen... die Menschen... - mamrotał zgnębiony.

- Co to znaczy? - spytała Ingebjørg.

- W języku germańskim „Ci ludzie... ci ludzie...” - odpowiedział jej głośno.

- Myślę, że dzisiaj powinnaś skończyć obrazek, przestawiający Najświętszą Dziewicę z Dzieciątkiem - mówił już zwyczajnym głosem, gdy znaleźli się w izbie. - Skoro zamierzasz podarować go królowej Blance, to powinnaś zabrać go do twierdzy i poprosić, by przechowano go w Komorze Królewskiej. Już zrobiłem ramkę.

Ingebjørg zastanawiała się, skąd taka propozycja. Czyżby nie ufał Turemu? Może się obawia, że Ture sprzeda komuś obrazek? Jeśli tak, to ma ku temu wszelkie powody, pomyślała, i postanowiła, że zrobi tak, jak mnich radzi.

- Od czego zamierzasz zacząć? - spytał zakonnik życzliwie. - Było jasne, że nie chce już mówić o Turem i pannie Adalis.

- Zacznę chyba malować obrazek, o który prosił król Hakon. Ma on przedstawiać mnie, jak podaję królowi miniaturę a w tle widać Akersborg.

Brat Eilif uśmiechnął się życzliwie.

- Nie będzie to łatwe, ale wierzę, że sobie poradzisz. Pokażę ci kilka portretów, żebyś zobaczyła, jak się maluje twarz. Potem przyniosę wypolerowaną, miedzianą tacę, w której będziesz mogła się przeglądać.

Pracowała przez jakiś czas, gdy nagle brat Eilif rzekł:

- Pan musi mieć w tym jakiś cel, panno Ingebjørg. Może zesłał tę drugą, żebyś ty mogła się poświęcić temu, do czego zostałaś przeznaczona?

Ingebjørg nie miała odwagi spojrzeć znad roboty. Brat Eilif chyba zbyt wysoko ją ceni. Już samo to, że wciąż nazywa ją panną, mówi swoje. Żebyż on wiedział, co wydarzyło się w Saemundgard tamtego lata...

- Rozumiem, co masz na myśli, bracie Eilifie. Pani Bothild też powiedziała coś w tym rodzaju.

- Nietrudno mi uwierzyć. To mądra kobieta.

- Ale mylisz się co do mnie. Nie jestem taka, jak sądzisz. Nie przypominam ani Hildegard z Bingen, ani Katarzyny ze Sieny, świętych dziewic, o których czytałyśmy w Nonneseter. Jak już kiedyś powiedziałam, klasztorne życie nie jest dla mnie.

- Ja o tym wiem, panno Ingebjørg. Mimo to twierdzę, że jesteś wybranką Pana.

Ingebjørg podniosła wzrok.

- Nie wierzę, bracie Eilifie. Myślę, że Pan kocha mnie tak, jak kocha wszystkich innych. Wiem, że uratował mnie przed śmiercią z rąk pani Thory i zrobił dla mnie wiele dobrego, ale do niczego nie wybrał.
- Pan już tego dowiódł.
- Jeśli masz na myśli moje malowanie, to ty jesteś ode mnie znacznie lepszy.

Mnich uśmiechnął się znacząco.

- Teraz może tak. Ale długo nie potrwa, a przewyższysz wszelkie moje dokonania.
- Jak powiedziałam, masz o mnie zbyt wysokie mniemanie, bracie Eilifie - roześmiała się Ingebjørg.

Rozdział 2

W drodze powrotnej do Akersborg bardzo się uspokoiła. Wprawdzie wciąż czuła się urażona i upokorzona, ale żal, który miała w sercu, nie dotyczył już tego, że utraciła drogiego człowieka, raczej tego, że rozwiały się jej marzenia. Rozpadł się obraz męża, jaki sobie stworzyła. Nigdy nie będzie już ukochaną żoną, ani szanowaną gospodynią dworu Turego, cieszącą się uznaniem i szlachty, i służby. Może jednak zostać zdolną malarką miniatur i dobrą matką dziecka, którego oczekuje. To wielka pociecha.

Mimo to z bolesnymi przeczuciami zbliżała się do Wieży Śmiałków. Za nic nie chciała spóźnić się na wieczorny posiłek. W izbie z kominkiem spotkała pannę Adalis, kończącą przygotowania do wyjścia. Dziewczyna odwróciła się, słysząc kroki.

- Jak się pani podoba ta suknia, pani Ingebjørg? Ture kazał ją uszyć bardzo zdolnemu krawcowi w mieście, ale nie jest całkiem zadowolony. On by wołał większe wycięcie - zachichotała, obciągając suknię, by jeszcze bardziej odsłonić piersi.

Ingebjørg postanowiła nie mówić pannie Adalis, że Ture to zły człowiek. Prędzej czy później sama się przekona, zresztą być może czeka ją los gorszy, niż los prawowitej małżonki. Bo przecież Adalis jest tylko jego nałożnicą.

- Moim zdaniem suknia jest piękna - odparła swobodnie.

Zerkała na dziewczynę spod oka, bo chciała stwierdzić, co Turego tak oczarowało w tej głupiutkiej panience. Ma piękne ciało, to prawda. Szczupła w talii, o białej skórze i piersiach większych, niż piersi Ingebjørg. Włosy są lśniące i pofalowane, pięknie spływają na ramiona. Wąska opaska, wyszywana perłami, to jedyna ozdoba głowy.

- Bardzo bym chciała postępować tak, żeby go zadowolić - szczebiotała dalej panienka. - Kiedy stoi i na mnie patrzy, to widzę w jego wzroku, co lubi, a czego nie. - Zwróciła twarz ku Ingebjørg i zniżyła głos: - Czasami zachowuje się trochę dziwnie, ale nie zwracam na to uwagi, i tak go kocham.

Ingebjørg nie komentowała jej słów, zaczęła się pośpiesznie przebierać.

Kiedy była gotowa i już miała wychodzić, panna Adalis zawołała:

- A dlaczego tu nie ma łóżka? Gdzie pani sypia?

Ingebjørg miała na końcu języka złośliwą odpowiedź, ale kiedy otworzyła usta, powiedziała coś zupełnie innego.

- Muszę się śpieszyć, panno Adalis. Zdaje mi się, żeinni są już w Sali Rycerskiej.

- Och, moja droga, niech pani na mnie zaczeka! Myśli pani, że się spóźniamy?

Ingebjørg nie bardzo wiedziała, co Ture zamierza: trzymać dziewczynę tylko dla siebie, tutaj, w Komorze Królewskiej czy też będzie taki bezczelny i wprowadzi ją do Sali Rycerskiej. Teraz dostała odpowiedź. Przyśpieszyła kroku, słyszała, że panna Adalis biegnie za nią. To nie musi oznaczać skandalu, myślała. Inne panie z pewnością nie wiedzą, kim ta dziewczyna jest, i pomyślą, że to gość ich obojga.

Rzeczywiście, wszyscy zebrali się już przy stole, a ponieważ akurat nie było w twierdzy zbyt wielu gości, to panowie i panie siedzieli razem. Turego nie było.

Ingebjørg przedstawiła pannę Adalis, próbując zachować obojętność. Zauważyła, że rycerze posyłają gościowi pełne zainteresowania spojrzenia, a ich żony pytająco spoglądają na nią samą. Nikt jednak nie zadawał trudnych pytań, wszyscy zakładali, że młoda osoba jest życzliwie witanym gościem.

Nagle odezwała się pani Losne:

- Ach, ja już sobie panią przypominam. Od początku myślałam, że już się gdzieś spotkałyśmy. Czy to nie pani siedziała z nami przy stole w czasie uczty w dniu świętej Łucji?

Panna Adalis uśmiechała się i przytakiwała.

- Owszem, zgadza się.

W tej samej chwili drzwi się otworzyły i wszedł roześmiany Ture. Kłaniał się elegancko paniom, przepraszał za spóźnienie, a potem usiadł naprzeciwko Ingebjørg i panny Adalis, uśmiechając się do obu.

- Czy już się państwo przywitali z naszym pięknym gościem? - spytał pozostałych.

- Tak, mieliśmy tę przyjemność, panie Ture - odparł rycerz Losne.

Ingebjørg zerknęła na Orma Oysteinssona. Ochmistrz mrugnął do panny Adalis, jakby mieli jakąś wspólną tajemnicę. On o wszystkim wie, pomyślała wzburzona. I pozwolił Turemu. Może nawet bardzo chciał sprowadzić pannę do twierdzy i będzie to wykorzystywał przeciwko swojej żonie.

- A skąd nasz piękny gość pochodzi? - spytał rycerz Galtung, posyłając pannie Adalis znaczące spojrzenie.

Ona odpowiedziała mu najbardziej promiennym ze swoich uśmiechów. Ciemne oczy się skrzyły, a na policzkach pojawiły się, dodające urody, rumieńce.

- Pochodzę z Tunsberg, ale pozwolono mi mieszkać w mieście u krewnych pewnej panny, którą znam, po tym jak pan Ture i ja... - umilkła i wpatrywała się, skrępowana, w blat stołu.

- Po tym jak pan Ture i pani? - rycerz Galtung najwyraźniej domagał się dalszego ciągu.

- Pozwólmy pannie Adalis zjeść w spokoju - burknął Orm Oysteinsson.

Przez chwilę jedli w milczeniu, w końcu pani Bothild przerwała dręczącą ciszę.

- A jak ci dzisiaj poszło w Hoyedoen, Ingebjørg?

- Skończyłam miniaturę, którą ma otrzymać królowa Blanka.

- Ach tak? Nic mi o tym nie mówiłaś! - krzyknął Ture z urazą.

Ingebjørg zmusiła się do zachowania spokoju.

- Jakoś nie było okazji.

- Gdzie jest ten obrazek?

- Miałam zamiar spytać pana ochmistrza, czy by go nie przechował wśród ważnych dokumentów, dopóki nie będę mogła przekazać go królowej.

Orm Oysteinsson przyjrzał jej się uważnie, potem zachichotał:

- Co to, boisz się, że twój mąż sprzeda miniaturę Sigurdowi Haftorssonowi, Ingebjørg?

A potem ryknął śmiechem z własnego żartu.

Ingebjørg poczerwieniała.

- Sigurd Haftorsson już kupił jeden mój obrazek, panie Orm. Ten obiecałam królowej Blance.

- Może potrwać, zanim królowa znowu przybędzie do Akersborg - wtrącił Ture. - Ty pracujesz bardzo szybko, zdążysz przez ten czas namalować wiele innych.

- Nie jest to takie łatwe - odparła Ingebjørg, nie patrząc na męża.

- Chętnie zaopiekuję się twoim obrazkiem - mruknął Orm Oysteinsson. - Ja też nie ufam twojemu mężowi - dodał żartobliwie, posyłając Turemu rozbawione spojrzenie.

Ture milczał. Ingebjørg czuła, że wzbiera w nim gniew.

Po posiłku panowie przeszli do północnego skrzydła, by porozmawiać, a panie zostały w Sali Rycerskiej.

- Proszę mi powiedzieć, panno Adalis - zaczęła pani Losne. - Adalis Adami to obce nazwisko. Skąd pani pochodzi?

- Z Danii - odparła tamta słodziutkim głosem.

- Ale ta ciemna karnacja, brązowe oczy i czarne włosy, to rzadkie w krajach Północy.

Panna Adalis roześmiała się, ale Ingebjørg wyczuła w jej śmiechu coś sztucznego.

- Naprawdę? Ja znam wiele osób o brązowych oczach.

- A jak poznała pani pana Turego i jego małżonkę? - wypytywała nadal pani Losne.

- Jak pani sama przypomniała, byłam w Gildeskalsgarden na obchodach świętej Łucji. Tam pierwszy raz spotkałam panią Ingebjørg. Pana Turego poznałam trochę wcześniej. - Panna Adalis poruszyła się niespokojnie. - Myślałam, że pani rozumie... - mruknęła onieśmielona.

- A nie mogłabyś przynieść tutaj swojego malowidła, żebyśmy mu się przyjrzały? - wtrąciła pośpiesznie pani Bothild.

Ingebjørg natychmiast wstała. Z ulgą opuści choćby na chwilę tę salę.

Po powrocie stwierdziła, że panie są dziwnie skrępowane i domyśliła się, że już o wszystkim wiedzą. No i dobrze, pomyślała. Prędzej czy później i tak by wszystko do nich dotarło.

Panie głośno podziwiały obrazek.

- To naprawdę śliczne - zawołała pani Bothild. - Królowa Blanka będzie zachwycona. A co malujesz teraz?

- Już zaczęłam nową miniaturę. Król Hakon ją sobie zamówił.

- Król Hakon?! - wykrzyknęła panna Adalis.

Ingebjørg przytaknęła.

- Namaluje pani obraz dla króla? - dopytywała się panna Adalis, niepewna, czy się nie przesłyszała.

- Król Hakon jest bardzo zajęty panią Ingebjørg - wtrąciła pani Losne. - Kiedy ostatnio tutaj bawił, nie chciał tańczyć z żadną inną, tylko z nią.

Panna Adalis gapiła się na Ingebjørg z nieskrywanym podziwem.

- Nie była pani dumna, pani Ingebjørg? Gdybym ja mogła zatańczyć z królem, to bym pewnie pękła z dumy i potem opowiadała wszystkim znajomym.

Podniecona spoglądała na pozostałe panie.

- Czy on znowu tu przybędzie?

- Z pewnością, panno Adalis, ale sądzę, że powinna pani być trochę ostrożniejsza - rzekła pani Bothild surowo.

- Co pani ma na myśli? - panna Adalis wytrzeszczała swoje ufne oczy.

- Nie sądzę, żeby panu Turemu podobało się, iż okazuje pani zainteresowanie królowi.

Panna Adalis uśmiechnęła się nieśmiało.

- Och, nie. Wcale o tym nie myślałam i nigdy bym tego nie zrobiła.

Ingebjørg zauważyła, że pozostałe niewiasty spoglądają wymownie jedna na drugą.

- Chyba odniosę obrazek na dół - mruknęła, wstając od stołu.

Nie śpieszyła się, idąc do swojego mieszkania, a kiedy weszła do pokoju kominkowego, stanęła jak wryta. Całe pomieszczenie dosłownie tonęło w rzeczach panny Adalis. Ture uznał najwyraźniej, że to ona powinna je zająć, pomyślała ze złością. Skrzynia Ingebjørg została przesunięta, by zrobić miejsce dla skrzyni nałożnicy, a ławy i stół były zasypane bielizną, wstążkami do włosów, nawet butami. Pewnie niedługo służący dostaną polecenie wniesienia tutaj łóżka, przemknęło jej przez głowę.

Położyła obrazek pod ścianą i podeszła do swojej otwartej skrzyni. Gniew dławił ją w gardle. Cała zawartość była kompletnie przemieszana. Malutkie ubranka po Eiriku i białego królika wciśnięto w jeden narożnik, flety były powyjmowane z futerałów, a ubrania, które ona tak starannie składała, leżały porozrzucane jedne na drugich. Wyglądało, jakby ktoś przetrząsnął skrzynię, bo czegoś szukał.

Przez chwilę klęczała, wpatrując się w bałagan. Pomyślała najpierw, że to panna Adalis otworzyła skrzynię z ciekawości i przerzuciła jej zawartość, by się dowiedzieć, co Ingebjørg posiada, nagle jednak przeszły ją ciarki. A może to nie panna Adalis?

Może to był ktoś inny i szukał czegoś konkretnego?

Dokument...

Próbowała sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni otwierała skrzynię. To musiało być wówczas, kiedy grała na flecie, ale jaki to był dzień? Ten, kto grzebał w jej rzeczach, nie musiał tu przyjść dzisiaj. Przeszukanie mogło mieć miejsce wiele dni temu. Jedyne, co wiedziała na pewno, to to, że nie grała na flecie po śmierci rycerza Darrego.

Zaczęła się trząść. Czyżby ktoś w twierdzy nabrał podejrzeń, że Ingebjørg odkryła to samo, co rycerz Darre? On został zadręczony na śmierć, ponieważ pewni ludzie bali się ujawnienia tajnych planów. Co zrobiliby z nią, gdyby podejrzewali, że ona też posiada taką wiedzę?

Bogu dzięki, że brat Eilif zaopiekował się dokumentem. Nikt nie zdoła dowieść, że Ingebjørg nadal go posiada.

Wiedzieli jednak, że go posiadała. I że go przeczytała. Nawet jeśli Orm Oysteinsson uwierzył jej słowom i przyjął wyjaśnienia, że dokument został spalony, to przecież również w jego głowie mogły się pojawić wątpliwości.

Ingebjørg wciąż starała się robić wrażenie, że działalność Rady Królewskiej jej nie interesuje, ale mogła się zdradzić mimo woli. Otwarcie rozmawiała z królem Hakonem. Również pan Oystein podkreślał, że Ingebjørg ma niezwykłe u kobiet zainteresowania.

Do tej pory chroniło ją to, że jest żoną Turego. Nikt by nie uwierzył, że działa za plecami swojego małżonka, ani w to, że zdaje sobie sprawę, kogo on popiera. Teraz jednak Ture wziął sobie inną kobietę, a tym samym pokazał, że ślubna małżonka już go nie obchodzi. Tamci zaczną się bać, że Ingebjørg go wyda, żeby się zemścić.

Podniosła się z wolna. Czy Ture odepchnął ją dlatego, iż wie, co mogłoby się z nią stać? Potarła czoło, stwierdziła, że jest zimne.

- Najświętsza Panienko - wyszeptała. - Powinnam była to wiedzieć.

Na kominku płonął ogień, zamyślona podeszła do ognia i rozcierała zmarznięte dłonie. Co teraz robić?

Na korytarzu rozległy się głosy i kroki, przestraszona spojrzała ku drzwiom. Ktoś otworzył bez pukania. Parobcy do pokoju wnieśli wielkie łóżko.

Ingebjørg odetchnęła z ulgą, pomyślała przy tym, że miała rację. Oto wniesiono łóżko dla panny.

- Gdzie to postawić? - spytał jeden.

Ingebjørg rozejrzała się dokoła.

- Nie wiem, gdzie ona by chciała, ale chyba najlepiej byłoby tu, pod dłuższą ścianą - odparła, wskazując ręką.

- Któraś z dziewczyn przyniesie zaraz pościel - wyjaśnili i wyszli.

Ingebjørg wciąż stała w tym samym miejscu. Panie zgromadzone w Sali Rycerskiej będą się z pewnością dziwić, że dotychczas nie wróciła. Ale teraz ma wymówkę. Powie, że musiała przyjąć łóżko panny Adalis.

Ciekawe, jak zareaguje, kiedy stwierdzi, że Ingebjørg i Ture dzielą małżeńskie łoże. Przecież uważa, że to małżeństwo tylko z nazwy. Nawet gdyby myślała, że Ture z żoną już nie sypia, wkrótce będzie musiała uznać, że nie zawsze tak było. Nastąpi to w dniu, w którym odkryje, że Ingebjørg jest w ciąży.

Znowu powróciła myślami do dokumentu. Jeśli rzeczywiście ktoś grzebał w jej rzeczach, bo przeciwnicy króla nabrali podejrzeń, życie Ingebjørg mogło się znaleźć w niebezpieczeństwie. Musi o tym porozmawiać z panią Bothild.

Na korytarzu znowu rozległy się kroki i serce Ingebjørg raz jeszcze podskoczyło ze strachu.

Ale tym razem przyszła Kirsten z pościelą.

- Pani Ingebjørg? - wykrzyknęła przestraszona. - Myślałam, że jest pani w Sali Rycerskiej. Dlatego nie zapukałam. To chyba dziwne, że ta panienka ma tutaj sypiać - mówiła dalej pokojówka. - Czy to nie ma innych sypialni w Wieży Dziewicy?

- Jest gościem pana Turego i moim - próbowała tłumaczyć Ingebjørg. - Biedactwo, wiele ostatnio przeżyła. Poza tym nigdy nie była w twierdzy i ciężkie mury ją przerażają.

- Dużo dziwnych rzeczy gada się tutaj w twierdzy - mruknęła nagle pokojówka, ścieląc łóżko.

- Tak?

Kirsten wyprostowała się, twarz miała zaciętą.

- To są paskudne rzeczy, pani Ingebjørg. Może nie powinnam powtarzać, ale myślę, że co za dużo, to niezdrowo. Ja wiem, że pani jest dobrym człowiekiem, odnosi się pani do służby nie tak, jak inne panie i panowie.

Ingebjørg słuchała bez słowa. Widocznie plotki, których się obawiała, już krążą.

- Niektórzy mówią, że widywali tę pannę w mieście, pod rękę z panem Turem.

Ingebjørg milczała. Po co protestować, skoro ludzie i tak wiedzą?

- Panowie szlachta nie są tacy jak inni - ciągnęła Kirsten z wyraźnym obrzydzeniem w głosie. - Oni nie zadowolą się jedną kobietą. Domyślałam się tego, odkąd on tu przyjechał, pani Ingebjørg. To nie jest mężczyzna dla takiej dobrej kobiety jak pani. Ja to bym chciała, żeby pani wyszła za rycerza Darrego - oznajmiła, przecierając ręką oczy. - Pasowalibyście do siebie i może by nie wpadł pod lód.

Po twarzy służącej spływały wielkie łzy.