Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu.
[Opis wydawnictwa]
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 22
Książka dostępna w zasobach:
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5)
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4)
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2)
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Rok wydania: 2010
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżyca tom 22
Frid Ingulstad
Czarownica
PrzekładEwa Partyga
Tytuł oryginału norweskiego:
Trollkvinnen
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAPPRESS
Copyright © 2005 by N.W. DAMM & SØN A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAPPRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS
All Rights Reserved
Wydawca:
Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.ringieraxelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-851-4
oraz
BAPPRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-122-5
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAPPRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Ingebjørg, Alv, Åsa i maleńka Ellisiv uciekli na północ i zatrzymali się w niewielkiej zagrodzie, w pobliżu chłopskiego dworu Bjalbo. Obie kobiety udają ubogie wdowy po rybakach i używają przybranych imion: Gunilla i Cecilia.
Pewnego dnia znajdują szkielet z uszkodzoną czaszką. Ingebjørg grzebie kości w starym kurhanie. Rodzina dzierżawców, która mieszkała kiedyś w zagrodzie, zmarła w czasie epidemii dżumy, ale córka gospodarzy, Jutta, najprawdopodobniej przeżyła zarazę i została zamordowana. W jednej z pobliskich zagród żyje stare małżeństwo, Ulfhild i Gaute, z dziwnym synem, Siggem. Wkrótce Ingebjørg dowiaduje się, że Sigge kochał się w Jutcie bez wzajemności.
Ingebjørg i Åsa obserwują wiele niewytłumaczalnych zjawisk. Czy to jakiś zły duch chce je stąd przepędzić, czy raczej duch Jutty, który szuka zemsty? Pewnego dnia, całkiem niespodziewanie, odwiedza je Bergtor. Ingebjørg orientuje się, że Bergtor nadal ją kocha. Oboje są przypadkowo świadkami pożaru w jednej z zagród, należących do Folkego. Ostatnim człowiekiem, który tam wszedł przed wybuchem ognia, był Sigge.
Dziedzic Bjalbo, Sverker, zaczyna interesować się młodymi „wdowami”. Najpierw próbuje zdobyć względy Ingebjørg, a gdy to się nie udaje, uwodzi Åsę, która jest mu bardzo przychylna. Do zagrody pod kurhanem przybywa Folke. Pragnie unieważnić małżeństwo z Gretą i zamieszkać z Ingebjørg. Ingebjørg oddaje mu się po raz pierwszy. Po wyjeździe Folkego zjawia się Sverker z wieścią, że do Bjalbo zawitali znamienici goście: książę Algotsson i jego ludzie. Szukają pewnej zaginionej damy.
- Szukają jakiejś zaginionej damy? - powtórzyła Ingebjørg, posyłając Sverkerowi pozornie zdziwione spojrzenie, po czym ponownie skupiła się na przędzeniu. - W jaki sposób zaginęła?
- Była na uczcie, którą urządzono w zamku z okazji wizyty księżnej wdowy Ingebjørg, ale opuściła towarzystwo wcześniej, ponieważ źle się poczuła. Od tej pory nikt nie widział ani jej, ani jej syna. Najdziwniejsze, że tej samej nocy zniknęła także jedna ze służących.
- Zapewne uprowadzili ich wszystkich jacyś zbójcy. - Ingebjørg nie mogła się nadziwić własnemu opanowaniu i spokojowi. - Coś takiego zdarzyło się w Marstrand. Tam także matka i jej dwie córki zniknęły w tajemniczych okolicznościach. Parę dni później odnaleziono je w Konghelle, lecz zupełnie nie pamiętały, jak się tam znalazły. Prawdopodobnie ktoś podał im truciznę, przez którą straciły pamięć.
Podniosła wzrok. Sverker wpatrywał się w nią z przerażeniem.
- Jest coś takiego?
Ingebjørg energicznie pokiwała głową.
- Ludzie księcia powinni wybrać się do Marstrand. Ławice śledzi przyciągają na wyspę mnóstwo podejrzanych osobników. Często zdarzają się zabójstwa albo napady. Właśnie dlatego obie z Cecilią postanowiłyśmy stamtąd wyjechać po zaginięciu naszych mężów.
- Powinienem im o tym powiedzieć, szkoda, że już odjechali. - W jego głosie pojawiła się nuta rozczarowania.
Po chwili jednak znów dumnie i energicznie podniósł głowę, jak wtedy, kiedy wszedł do izby. - Żałuj, że ich nie widziałaś, Gunillo. Byli wyżsi ode mnie o głowę, mieli kolczugi i hełmy, lśniące pochwy na miecze, zdobione miedzią tarcze i długie włócznie. Matka omal nie zemdlała ze strachu, jak ich zobaczyła, a Nils gapił się tak, że oczy mu wyszły na wierzch. Ojciec też się najpierw przestraszył, ale jak już się zorientował, o co chodzi, zaczął się kłaniać i przymilać, wychwalał konie i pytał, czy im czego nie trzeba. Jakbyśmy mieli czym ugościć obcych ludzi.
Ingebjørg udawała, że opowieść Sverkera wywarła na niej wielkie wrażenie, lecz w głębi duszy umierała ze strachu.
- Skąd wiesz, że to byli ludzie księcia?
- Tak powiedzieli. Zresztą sam się od razu zorientowałem - dodał z wyższością. - Książę to największy pan w kraju, zaraz po królu. Wybiera sobie najwyższych i najbardziej postawnych rycerzy. Nie widziałaś nigdy jego drużyny?
Ingebjørg pokręciła przecząco głową i pochyliła się nad kołowrotkiem.
- Ojciec stwierdził, że to musiała być jakaś bardzo dostojna dama. W przeciwnym razie książę nie wysłałby swoich ludzi na poszukiwania. Widziałem kiedyś jedną damę, jak byłem w Getakärr. To takie miasto targowe koło zamku Varberg. Miała atłasową suknię i pelerynę z jedwabiu, na palcach mnóstwo pierścieni, na szyi złoto. A na głowie takie coś, co nazywają kornetem. Mój ojciec zna się na różnych sprawach. To on mi powiedział, jak się to nazywa.
- Ty też się znasz na wielu sprawach, Sverker. Opowiedz coś jeszcze. Widziałeś, jak odjeżdżali? Galopem?
- Nie, pojechali spokojnie na północ. Chyba najpierw do Branno, a potem do Nylose. Może sądzą, że ktoś ją krył w tamtej okolicy, a może oni też słyszeli o zbójcach. Prawdopodobnie tam właśnie pojechali. Na jednej z wysp koło Uddevalla jest zbójecka siedziba.
Ingebjørg udała, że drży z przerażenia, a tymczasem w jej głowie kłębiły się najróżniejsze myśli. Słuchała tylko jednym uchem.
- Muszę opowiedzieć o wszystkim Cecilii - stwierdził i ruszył do drzwi.
Ingebjørg natychmiast zerwała się ze stołka.
- Popilnuj raczej małego Olova, a ja ją tu przyprowadzę. Też bym chciała posłuchać.
Zanim zdążył zaprotestować, wbiegła do środka, zatrzasnęła za sobą drzwi i podeszła do paleniska, nad którym stała Åsa, zajęta mieszaniem kaszy w kociołku.
- Åsa - szepnęła bardzo poruszona Ingebjørg. - Mam nowiny. Teraz będziesz musiała pokazać, na co cię stać.
I szybko powtórzyła jej szeptem to, czego się dowiedziała od Sverkera. Åsa pobladła i zasłoniła usta dłonią.
- Święta Mario! Znaleźli nas?
Ingebjørg pokręciła głową.
- Nie. Myślę, że ani ojcu, ani matce Sverkera nie przyszło to do głowy. Dlaczego zresztą miałoby im przyjść? Jeśli tylko nie wspomną drużynnikom, że pojawiły się tu dwie obce kobiety z dwójką dzieci, to nic nam nie grozi.
- Sverker nie zauważył, jak bardzo się przestraszyłaś? Ingebjørg znów zaprzeczyła.
- Udało mi się to ukryć. Zresztą był taki dumny z wizyty drużynników księcia, że niczego by nie zauważył.
Drzwi się otworzyły.
- Idziecie wreszcie, czy nie? - zabrzmiał zniecierpliwiony głos Sverkera.
- Cecilia musi tylko odstawić kociołek z kaszą - zawołała Ingebjørg, zadowolona, że zdążyła uprzedzić Åsę. - Opowiedz wszystko jeszcze raz - poprosiła, gdy wyszli przed dom. - Opowiedz Cecilii, jak wyglądali, jacy byli wysocy i postawni.
I Sverker znów zaczął opowiadać o swoim wielkim przeżyciu. Ingebjørg zauważyła, że ubarwił opowieść nowymi szczegółami. Za parę dni z dwóch rycerzy będzie cała drużyna, pomyślała, ale jakoś jej to nie rozbawiło. Chciała za wszelką cenę dowiedzieć się, co jego ojciec powiedział zbrojnym.
- Rozmawiałeś z nimi?
- Nie, a właściwie tak. Pochwaliłem piękne okucie pochwy na miecz jednego z nich. To takie ozdoby na dolnej części pochwy - wyjaśnił wyrozumiale.
- Powiedziałeś im, że zbójcy mogli uprowadzić tę damę do owej pirackiej siedziby, o której mi opowiadałeś?
- Nie, szkoda, że tego nie zrobiłem.
Najwyraźniej szczerze nad tym ubolewał, zupełnie jakby już zapomniał, że to Ingebjørg pierwsza napomknęła o zbójcach.
- Groźnie wyglądali?
Åsa patrzyła na niego okrągłymi ze strachu oczami. Dobrze odgrywała swoją rolę.
Przytaknął natychmiast.
- Cieszę się, że cię tam nie było, Cecilio. Na pewno byś się wystraszyła.
Åsa aż się wzdrygnęła.
- Mam nadzieję, że tutaj nie dotrą. Nie wiem, co bym wtedy zrobiła.
- Jeśli będą tędy wracać, postaram się, żeby nie zauważyli tej chaty. Zresztą niełatwo ją odnaleźć tu, na uboczu.
- Co my byśmy bez ciebie zrobiły, Sverker - powiedziała Åsa z uśmiechem.
Spojrzenie mężczyzny złagodniało i coś zupełnie innego przyszło mu do głowy.
- Siadacie już do wieczerzy?
Ingebjørg uprzedziła Åsę i powiedziała:
- Nie, gotujemy kaszę dla Olova.
- Przyszło mi do głowy, że mógłbym pokazać Cecilii, gdzie rosną najładniejsze czarne jagody.
Ingebjørg uśmiechnęła się w duchu. Czarne jagody jeszcze nie dojrzały, Sverker ma zapewne całkiem inny plan. Może i dobrze, pomyślała, przestanie myśleć o rycerzach.
- Świetny pomysł, Sverkerze. Jagody bardzo by się nam przydały, będziemy je wymieniać na inne towary.
Odprowadziła wzrokiem parę, która błyskawicznie zniknęła między drzewami. Jakby całe wieki minęły od czasu, kiedy to ona zaszyła się w tym lesie z Folkem.
Trawiona niepokojem, weszła do chaty po kociołek z kaszą.
Nakarmiła Alva, siedząc na progu. Nie miała ochoty zostać sama w mrocznym wnętrzu. Czuła się bezpieczniej na słońcu, chociaż w gruncie rzeczy było dokładnie odwrotnie. Gdyby ludzie księcia powzięli jakieś podejrzenia i postanowili wrócić, żeby przeczesać okolicę, od razy by ją zauważyli. Ale raczej by jej nie rozpoznali. Widywali ją przecież w atłasach, jedwabiach i kornecie, nigdy z bliska. Ciekawe, czy ojciec Sverkera powiedział coś, co mogłoby obudzić ich podejrzenia.
Raczej mało prawdopodobne. Po pierwsze, przyjechaliby tutaj od razu, a po drugie - nie było powodu, by ojciec Sverkera miał takie skojarzenia. Bo co dwie biedne wdowy po rybakach mogą mieć wspólnego z zaginioną szlachetną damą?
Jednak ludzie księcia jej poszukiwali. Niepokoiło ją to bardzo. Książę Algotsson nie uwierzył zatem, że pojechała do Oslo. Serce zabiło jej szybciej.
Folke był już w drodze na południe, coraz dalej i dalej od niej. Nie mógł im w żaden sposób pomóc, nie wiedział nawet, co przedsięwziął książę.
Nie przypuszczała, żeby Bengt Algotsson zamierzał odwieźć ją na dwór pana Gustava. Nie zwykł przecież postępować szlachetnie. Chce ją raczej zabrać do Varberg, albo do innej twierdzy i osadzić w więziennej wieży. Albo zabić na miejscu.
Rozejrzała się dokoła, dziwiąc się sama sobie, że siedzi tak spokojnie, jakby nie była świadoma grożącego jej niebezpieczeństwa. Jednak nie ruszyła się z miejsca. Ani Sverker, ani jego rodzice, ani inni sąsiedzi nie powinni podejrzewać, że Ingebjørg ma coś do ukrycia.
Ledwie to pomyślała, dojrzała jakiegoś mężczyznę, który schodził powoli z cmentarnego wzgórza w kierunku zabudowań. Zerknęła na niego i udając, że go nie widzi, karmiła dalej Alva.
On tymczasem zbliżał się coraz bardziej. Ingebjørg zaczęła nucić cichym głosem.
Mężczyzna chrząknął.
Wtedy podniosła wzrok, udając zdziwienie. Stał przed nią jeden z tych, którzy gasili pożar.
Znał więc jej imię; ci ludzie wiedzieli znacznie więcej, niż przypuszczała. Pokiwała głową z uśmiechem.
Przytaknął w milczeniu i stał przez chwilę jakby zakłopotany. Najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedział, jak zacząć.
Pokręcił głową i spojrzał na nią ze współczuciem.
Podała małemu kolejną łyżkę kaszy i znów spojrzała na gościa.
Pokręcił przecząco głową, jakby zawstydzony.
- Nie, do tego nie udało mi się dojść. Pracowałem dla innych, aż wreszcie dostałem w dzierżawę jedno z gospodarstw tam na dole. - Wskazał głową kierunek. - Król chce, żeby ludzie zaczęli uprawiać ziemię, stojącą odłogiem po tej wielkiej zarazie. Oddał nam ją bardzo tanio. Nie wiadomo tylko, czy zdołamy coś na tym zarobić. Czynsze i opłaty są przecież bardzo duże.
Kiwając głową, Ingebjørg karmiła dalej Alva, który pochłaniał kaszę z wielkim apetytem.
- Wy macie pewnie jakąś specjalną umowę - dodał pytającym tonem.
Zaczyna się, pomyślała. - Mój świętej pamięci mąż uratował życie pewnemu wojowi na południu w Hallandii. A on, żeby się odwdzięczyć, obiecał, że pomoże mnie i mojej sąsiadce, kiedy zostałyśmy same. Gospodarstwo dostałyśmy za darmo, ale jeśli nie zdołamy się z niego utrzymać, będziemy musiały pójść na żebry.
- Nie macie nawet krowy.
- Nie, ale mamy dwie owce. Gręplujemy wełnę, przędziemy, tkamy. Poza tym mamy ogródek, w którym hodujemy kapustę, kalarepę i pasternak. Zamierzamy też zbierać jagody w lesie i wymieniać je na inne rzeczy, choćby mleko dla dzieci.
Kiwał głową, ale myślał chyba o czymś innym. W końcu powiedział:
- Słyszałyście, że niedawno koło gospodarstwa przejeżdżało dwóch rycerzy w kolczugach?
- Nie, ale Sverker opowiadał, że zajechało do nich dwóch ludzi księcia. Szukali jakiejś zaginionej damy.
Otworzył oczy ze zdumienia.
- Szukają jakiejś damy? Tutaj?
- Obawiają się podobno, że porwali ją jacyś zbójcy i ukryli gdzieś w tej okolicy. Może w lesie.
Wprawdzie było to kłamstwo, lecz Ingebjørg miała nadzieję, że jej gość gładko je przełknie. Mężczyzna z przerażeniem pokręcił głową.
- Sverker poprosił, żebyśmy dały mu znać, jeśli zauważymy coś podejrzanego. Nie mogę przestać myśleć o tej damie i o tym, na co została narażona. Słyszałam, że tacy zbójcy potrafią być bezlitośni. Może już ją zabili.
Gość zaczął zbierać się do odejścia.
- Nie obawiajcie się zejść na dół, do nas. Kobiety nie powinny mieszkać samotnie, jeśli po okolicy grasują takie bandy.
- Nie warto martwić się na zapas - stwierdziła Ingebjørg spokojnie. - Niebezpieczeństwo może się czaić na każdym kroku. A tak przy okazji, to czy znaleźliście Siggego?
- Nie, ale znajdziemy. Może zresztą został pojmany. Nie wolno się włóczyć po drogach. Ulfhild i Gaute nie przyj mą go z powrotem po tym, jak podpalił tamten dom.
- Może jego też złapali zbójcy - powiedziała.
Znów spojrzał na nią z przerażeniem w oczach i odszedł.
Niedługo po całej okolicy rozejdą się plotki o zbójcach, pomyślała. Ludzie będą mieli nowy temat do rozmów.
Jednak i ją ponownie ogarnął strach. Lodowata dłoń ścisnęła jej serce. Książę Algottson nie zaprzestał łowów. Posłał w ślad za nią dwóch swoich najdzielniejszych ludzi, choć przecież zniknęła wiele dni temu. Skąd przyszło mu do głowy, że wyruszyła na północ? I to nie drogą morską, ale lądową? Co on właściwie wie i od kogo? Pani Margareta nigdy by jej nie zdradziła, tego Ingebjørg była pewna. To musi być sprawka Christiny. Wprawdzie musiała przysiąc Folkemu, że nie wyjawi, kto jej polecił spakować rzeczy Ingebjørg, lecz coś sprawiło, że jednak wyznała prawdę. Może została do tego przymuszona?
Czy książę wie, że Folke jej pomógł? Algottson nienawidzi Folkego od czasu pamiętnego turnieju rycerskiego. Może domyślił się także, kto rozpuścił wici o wrogiej armii, która zbliżała się od południa.
- Święta Mario - szepnęła, składając ręce do modlitwy.
- Niebieska Panienko, nie pozwól, by Folkemu stało się coś złego. I nie dopuść do tego, by ludzie księcia nas odnaleźli.
Åsa wróciła dość szybko. Prawdopodobnie była nadal bardzo przerażona. Może Sverkerowi też się śpieszyło do domu. Nie co dzień przecież zjawiali się w gospodarstwie tak dostojni goście. Może wrócą jeszcze? Sverker na pewno nie chciałby stracić okazji do ponownego spotkania.
Słońce stało na południowym zachodzie, dzień miał się ku końcowi. Chociaż było wciąż ciepło i przyjemnie, kobiety nie miały odwagi zostać dłużej na dworze. Weszły do środka, zaryglowały drzwi i usiadły w miejscu, do którego docierało nikłe światło, sączące się przez dymnik.
- Dlaczego jest pani taka spokojna, Ingebjørg? - szepnęła Åsa drżącym głosem.
- Powinnyśmy się cieszyć, że ludzie księcia byli w tej okolicy, bo to znaczy, że już tu nie wrócą - odszepnęła Ingebjørg. - Ojciec Sverkera na pewno nie wspomniał o nas nawet słowem. Co kogo obchodzą dwie ubogie wdowy po rybakach. Zdaje się, że nikt nie powiązał zniknięcia służącej ze zniknięciem damy. Wymyśliłam historyjkę o zbójcach i wydaje mi się, że to przemówiło do wyobraźni Sverkera i jednego z sąsiadów.
Åsa spojrzała na nią ze zdumieniem.
- Wymyśliłaś?
Na wszelki wypadek Ingebjørg spojrzała na dymnik. Gdyby ktoś siedział na dachu i podsłuchiwał, zobaczyłaby cień, przesłaniający słońce. Mimo to nie przestała mówić szeptem.
- Wcale tego nie wymyśliłam. Folke opowiadał mi o strasznych rzeczach, które się dzieją w Marstrand. Obfite ławice śledzi przyciągają tam różnych ludzi, nawet cudzoziemców. Właśnie dlatego kazał nam mówić, że przybywamy z Marstrand. Uznał, że to nie wzbudzi podejrzeń. Na wyspie aż się roi od złoczyńców. Całkiem prawdopodobne, że wśród nich znalazłby się ktoś zdolny do uprowadzenia szlachetnie urodzonej damy. Pamiętam, jak pani Margareta opowiadała podobną historię. Jej zdaniem w całym Bohuslan jest pełno ludzi pozbawionych skrupułów. Podobno stosują ludzkie mięso jako przynętę, kiedy łowią lamny.
Åsa zadrżała, ale zaraz jakby się uspokoiła. Jednak gdy tylko na dworze rozległ się bek owcy, podskoczyła nerwowo na swoim stołku.
To też było kłamstwo, ale Ingebjørg uznała, że trzeba przede wszystkim uspokoić Åsę. Bo im będzie spokojniejsza, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że wygada się przed Sverkerem.
Usiadła na brzegu paleniska, tam gdzie było najjaśniej i zabrała się do gręplowania wełny. Tymczasem Åsa wyjęła Ellisiv z kołyski i zaczęła ją karmić.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Ingebjørg nie mogła się wyzbyć niepokoju i lęku, a przecież musiała udawać osobę dzielną i nieustraszoną.
Zaczęło się ściemniać. Zbliżała się wreszcie pora spoczynku. Ingebjørg lękała się nadchodzącej nocy, ale zarazem cieszyła się, że będzie mogła przestać udawać. Kiedy tylko Åsa zaśnie, na dobre zacznie nasłuchiwać tętentu kopyt i rżenia koni, i przygotowywać się na najgorsze.
Odprowadziła Åsę do wygódki i nie od razu weszła za nią z powrotem do chaty. Zagnała owce do obórki, starannie zamknęła drzwi na haczyk i obeszła dom, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Przy ścianie żadnej drabiny już nie było. Ingebjørg nie rozwikłała tej zagadki i nie miała siły dłużej o tym myśleć.
Zanim weszła do domu, zerknęła jeszcze w kierunku zagajnika, potem w stronę wzgórza. Pusto. Gdzie się podział Sigge? Czym się żywił? Było jej go bardzo żal.
Przed domem czuła się znacznie bezpieczniej, niż w środku. Tutaj na pewno by usłyszała, że ktoś nadjeżdża, jeszcze zanim pojawiłby się w zasięgu wzroku. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak bardzo się bała tamtej żałosnej pieśni i tajemniczych znaków: krzyża, który sam się obracał i ognia, który sam się wzniecał. Duchy nic jej przecież nie zrobią, dopóki ma przy sobie krzyż z relikwiarzem, różaniec i odmawia swoje modlitwy. Źli ludzie są znacznie groźniejsi.
Åsa bała się czarów, choć nigdy ich nie doświadczyła. Może najgorsze ze wszystkiego są myśli? Gdyby ludzie nie myśleli o czarach, może wcale by się ich nie obawiali. A Ingebjørg nie wiedziała przecież, czy Ashild, która jej służyła w twierdzy Tunsberg, naprawdę zmarła w wyniku zastosowania czarnej magii, którą rzekomo uprawiała pani Benedykta. Nie miała też pojęcia, czy sama pani Benedykta zaniemogła z powodu uprawiania tychże czarów, czy też zachorowałaby i bez tego. Te rozmyślania pokrzepiły ją na duchu. Podobnie jak atmosfera spokojnego, pogodnego wieczoru. Trudno uwierzyć, że coś złego może się wydarzyć w taki piękny dzień.
Postanowiła, że znów wyjdzie na dwór, gdy tylko Åsa zaśnie.
Åsa uśmiechnęła się i z wdzięcznością pokiwała głową. Potem ziewnęła.
Åsa przytaknęła, ściągnęła koszulę i wdrapała się na łóżko.
Åsa westchnęła głośno.
Ingebjørg wśliznęła się do łóżka obok Alva. Mały zasnął, kiedy tylko go położyła, miał rumiane policzki, opaloną skórę i uśmiech na twarzyczce.
Ziewnęła głośno, ale wiedziała, że nie zdoła zasnąć. Zamierzała śledzić wszystko, co się będzie działo na zewnątrz.
- Dobranoc, Cecilio - mruknęła sennym głosem.
Po chwili usłyszała ciężki, równy oddech Åsy. Na wszelki wypadek odczekała jeszcze chwilę, a potem wstała. Cichuteńko naciągnęła koszulę i pobiegła do drzwi. Kiedy stanęła w przedsionku, wahała się przez moment, czy unieść haczyk. Nasłuchiwała, ale na zewnątrz panowała całkowita cisza. W końcu ostrożnie uchyliła drzwi i wymknęła się z domu.
Tymczasem Folke zbliżał się już do Getakärr. Był zmęczony długą podróżą, ale zarazem szczęśliwy, że dotarł na miejsce bez żadnych kłopotów. Zamierzał jeszcze zajrzeć do przyjaciela, żeby zabrać angielską tkaninę na suknię, o którą tak go prosiła Greta. Podarunek ułagodzi ją z pewnością. Jeśli w ogóle zauważyła, że nie było go w domu ostatniej nocy...
Ogarnęło go przygnębienie. Greta dostawała szału, kiedy tylko otwierał usta do jakiejś młodej kobiety. Nie z zazdrości, lecz ze strachu, że straci swoją pozycję. Dawno już ją przejrzał. Na długo przed ślubem wiedziała przecież, że Folke kocha inną i twierdziła, że to jej nie przeszkadza. Ale zaraz po ślubie zmieniła się nie do poznania.
Greta zrobi straszliwą awanturę, jak tylko on jej oświadczy, że zamierza zwrócić się do Kościoła o zgodę na rozwód. Będzie rzucała księdzu niewinne spojrzenia i przysięgała, że nigdy nie była niewierna mężowi.
Greta, jak nic, oszuka księdza. Prócz niej nie znał nikogo innego, kto nie lękałby się piekielnego ognia. Zanim ją spotkał, nie słyszał o nikim, kto wątpiłby w istnienie Boga. Chociaż Greta twierdziła, że nie zdradziła swoich wątpliwości nikomu innemu i powiedziała to najwyraźniej dlatego, iż chciała wyprowadzić go z równowagi. Na pewno nie ośmieliłaby się powiedzieć o tym komukolwiek. Znała historię Botulfa z Gottrora, który spłonął na stosie, ponieważ utrzymywał, że Przenajświętsza Hostia nie jest Ciałem Chrystusa. Greta nie była aż tak lekkomyślna, by ryzykować życie, przyznając się do niewiary.
Folke nie mógł znieść myśli, że miałby spędzić z nią resztę życia. Od dnia, w którym pokazała swoje prawdziwe oblicze, gorzko żałował, że uległ żądaniom ojca. Kiedy jeszcze uważał ją za niewinne, choć bardzo zepsute dziecko, wierzył, że będą mogli żyć razem w spokoju. Nie potrafił jednak być mężem kobiety, która starała się wkraść w łaski każdego wpływowego możnowładcy, wślizgując się do jego łóżka. Nie potrafił znieść takiej hańby. Nawet ojciec powinien to zrozumieć.
Zatrzymał się przed domem przyjaciela, oddał wodze stajennemu i chciał wejść do środka, kiedy w drzwiach pojawiła się żona przyjaciela.
- Pan Folke Bårdsson? - wykrzyknęła, nie kryjąc zdziwienia. - Myślałam, że jest pan dziś na królewskim dworze.
Zbiła go z tropu; dlaczego miałby być dzisiaj w Varberg?
- Nie, miałem pewien interes do cudzoziemskich kupców, którzy przybili do brzegu nieco na północ od Getakärr - wyjaśnił, nie patrząc jej w oczy. - A tutaj przyszedłem po tkaninę, którą mąż pani dla mnie kupił.
Pokiwała głową.
- Zaraz ją przyniosę.
Wróciła bardzo szybko.
- Proszę pozdrowić małżonkę i powiedzieć, że będzie cudownie wyglądała w swojej nowej sukni. Jestem pewna, że zostanie królową wieczoru. Mam nadzieję, że w drodze powrotnej nie zaskoczy państwa burza. Zdaje się, że zbiera się na deszcz. Ale zapewne nie wrócicie tak prędko. Słyszałam, że książę lubi urządzać bardzo wystawne uczty, ze świetnym jedzeniem, pieśniami i tańcami - dodała z uśmiechem.
Folke też się uśmiechnął w odpowiedzi, wsiadł na konia i opuścił dziedziniec. Co to wszystko ma znaczyć? Nie słyszał nic o żadnej uczcie. Co Greta tym razem wymyśliła?
Wyjeżdżał właśnie z miasta, kiedy natknął się na grupę księży. Jeden z nich wydał mu się znajomy. W tej samej chwili duchowny obrócił głowę. Tak, to był sira Joar, czy też sira Niclas, jak kazał się teraz nazywać.
Ku zdumieniu Folkego ksiądz się zatrzymał. Skoro wiedział, że Folke zna Ingebjørg, powinien się raczej przestraszyć i oddalić czym prędzej. Demaskacja mogła go przecież wiele kosztować. Jeżeli więc stał spokojnie, z dziwnym uśmieszkiem na twarzy, to znaczy, że czuje się całkiem bezpiecznie. Dlaczego? Czyżby książę Algotsson wziął go pod swoje skrzydła? Książę musi być świadom tego, kim jest ten człowiek, w przeciwnym razie sira Joar nie zachowywałby się tak pewnie.
- Pokój z tobą, panie Folke Bårdssonie. Skąd pan wraca? Wydawało mi się, że przed chwilą widziałem pańską małżonkę, zmierzającą w kierunku zamku królewskiego. A tymczasem pan nadjeżdża z północy.
Gdyby nie Ingebjørg, Folke nawet by mu nie odpowiedział, ale w tej sytuacji musiał zachować daleko idącą ostrożność. Książę miał nieograniczoną władzę. Jeśli więc sira Joar zyskał jego przychylność, trzeba nań uważać. Nie powinien się domyślić, w jakiej okolicy przebywa Ingebjørg.
- Jak pan zapewne wie, siro Joarze... to znaczy Niclasie, miasto odwiedzili właśnie wpływowi kupcy z Anglii. Odpływają jutro z samego rana, a ja odbyłem z nimi ważną rozmowę w sprawie wymiany towarów podczas ich następnej wizyty.
Była to niemal prawda, tyle tylko że kupcy odpłynęli poprzedniego dnia. Folke modlił się w duchu, by sira Joar o tym nie wiedział.
Ksiądz obrzucił go nieprzeniknionym spojrzeniem i milczał przez chwilę.
- Ma pan piękną żonę, panie Bårdsson - stwierdził. - Zdaje się, że książę Algotsson chce ją włączyć w krąg swoich najbliższych przyjaciół, o ile pan rozumie, co mam na myśli.
I uśmiechnął się złośliwie.
Folke doskonale rozumiał, co sira Joar ma na myśli i natychmiast zakipiał w nim gniew. Co za piekielny zdrajca! Wilk w owczej skórze. Zdrętwiał zupełnie na myśl, że taki człowiek ma prawo stać przed ołtarzem, prawić kazania, spowiadać i nakładać na ludzi pokutę za ich drobne grzechy, podczas gdy sam jest najbardziej zatwardziałym grzesznikiem ze wszystkich. Najgorsze było to, że Folke musiał zręcznie kryć swoją pogardę, w przeciwnym razie jego własne życie zawisłoby na włosku.
- Cieszę się, że to słyszę, siro Niclasie. Moja żona uwielbia uczty na królewskim zamku. A tak przy okazji, to czy wie pan, jak się miewa pani Ruth? Niedomagała trochę, kiedy ostatnio byłem w Varberg.
Folke zauważył wyraz niepewności, który przemknął przez twarz księdza i ucieszył się, że trafił w jego czuły punkt. Wszyscy, którzy dobrze znali księcia, wiedzieli, że z jego ciotką nie ma żartów. Chociaż była tylko kobietą, miała znacznie większą władzę, niż można było przypuścić. Mówiono, że jest jedynym słabym ogniwem pancerza księcia. Książę poważał ją bardziej, niż kogokolwiek innego. Była mądra, bystra i odważna. I miała całkiem odmienne zdanie w kwestii dobra i zła, niż jej zepsuty do cna bratanek.
Sira Joar jednak szybko odzyskał rezon.
- Kiedy ostatni raz byłem na zamku, miała się całkiem nieźle. A było to zaledwie parę dni temu. Ale przy okazji, skoro już rozmawiamy, to może mi pan powie, czy pan Gustav odnalazł już swoją synową?
Folke nie odwrócił wzroku.
- Nie wiem, nie byłem we dworze pana Gustava od paru dni. Sądzę jednak, że moja żona wiedziałaby coś na ten temat. Bardzo się lubiły z Ingebjørg.
Sira Joar uśmiechnął się półgębkiem.
- Czego nie widać, to nie boli, jak to mówią. Żegnam pana, panie Folke.
Folke aż się zachłysnął ze zdenerwowania. Z trudem usiedział spokojnie na końskim grzbiecie. Nie było wątpliwości, co ksiądz ma na myśli. I choć prawdą było, że Folke działa za plecami swojej żony, to słowa siry Joara były obraźliwe.
Nagle odchodzący już sira Joar odwrócił głowę i krzyknął przez ramię:
- Na pewno ją znajdzie. Psy gończe są już w drodze.
Folke zaniepokoił się nie na żarty. Co ten człowiek ma na myśli?
Zacisnął zęby. Sira Joar chciał go na pewno tylko wystraszyć. Nie słyszał, by pan Gustav wysłał ludzi na poszukiwanie Ingebjørg. Ani on, ani panna Anna. Książę miał na głowie inne sprawy, a sira Joar nie dysponował drużynnikami, którymi mógłby się w tym celu posłużyć. Ten człowiek to istny diabeł. A poza tym wie, że Folkego i Ingebjørg coś łączy. I że najłatwiej wystraszyć Folkego, dając mu do zrozumienia, że Ingebjørg jest w niebezpieczeństwie. Folke zdawał sobie sprawę z tej słabości.
Postanowił, że zajrzy do pana Gustava po drodze do domu. Było już wprawdzie późno, nigdzie mu się jednak nie śpieszyło, skoro Greta wybrała się na królewski dwór. I zapewne zostanie tam na noc.
Nagle coś przyszło mu do głowy. Czy to możliwe, że książę pożąda Grety? „Zdaje się, że książę zamierza włączyć ją do kręgu swoich najbliższych przyjaciół...” Co właściwie sira Joar miał na myśli? Czyżby rzeczywiście najpotężniejszy po królu człowiek w kraju chciał wziąć sobie na nałożnicę tę dziecinną kobietę?
Greta zgodziłaby się bez wahania. Folke miał w pamięci dzień po uczcie, wydanej na cześć księżnej wdowy, kiedy Greta przechwalała się głośno swoim powodzeniem. Opowiadała nie tylko o panu na Borganas, wójcie Dalarny, Västmanland i Jämtland, który nie był jeszcze żonaty i odziedziczył jeden z największych majątków w kraju. Mówiła też, że księżna wdowa bardzo jej schlebiała, chwaląc jej urodę i usposobienie. Księżna dodała nawet, iż jej wnuk, król Håkon, z pewnością zakochałby się w takiej uroczej kobiecie.
- Mogłabym być królową Norwegii - rzuciła wówczas Greta, spoglądając na męża z urazą.
Nie, Greta nie przepuści żadnej okazji... Tyle tylko, że książę Algotsson na pewno się nie przyzna, że spędził noc z synową potężnego pana Bårda.
Do czego Greta zmierza? Czy chodzi jej wyłącznie o drogocenne podarunki? O złotą broszę wysadzaną szlachetnymi kamieniami albo o suto zdobiony pas? Czy ta kobieta nie ma poczucia honoru? Czy potrafi bez cienia wstydu rozebrać się przed obcym mężczyzną, pozwolić, żeby ją pieścił i żeby ją posiadł? Czy w wieku piętnastu lat może być aż tak zepsuta?
Podjechał do bramy w solidnym murze otaczającym posiadłość pana Gustava i zawołał głośno swoje imię i nazwisko. Wkrótce brama się otworzyła.
Chciał porozmawiać z panią Margaretą, a potem z Christiną. Tylko one wiedziały, co się stało tej nocy, kiedy Ingebjørg zniknęła. Ściślej rzecz biorąc, pani Margareta o niczym nie wiedziała, ale na pewno się wszystkiego domyśliła. A Christina przysięgła na imię Najświętszej Panienki, że nic nikomu nie powie. Musiało się zdarzyć coś niezwykłego, skoro ośmieliła się złamać taką przysięgę.
W połowie krętych schodów, prowadzących na piętro, natknął się na panią Margaretę.
- Pan Folke? Dawno pan przyjechał?
- Właśnie w tej chwili, pani Margareto.
- Spotkał pan kogoś?
- Nikogo oprócz strażnika.
- To dobrze. Proszę pójść za mną. Muszę z panem porozmawiać.
Obróciła się na pięcie, uniosła spódnicę i pośpieszyła z powrotem na górę.
Tam skinęła mu dłonią i poprowadziła do tajemniczych drzwi. Zawsze się zastanawiał, dokąd one prowadzą. Znaleźli się w niewielkiej komnacie bez okien, z dwoma wąskimi otworami strzelniczymi. Pomieszczenie było jednak elegancko umeblowane, stał tu potężny pulpit do pisania, na ścianach wisiały gobeliny i makaty, a także, wypolerowane na błysk, miedziane naczynia i świeczniki z miedzi i brązu.
Pani Margareta uśmiechnęła się.
- Nareszcie mam własną komnatę do pracy. To chyba najwyższy czas, prawda?
Pokiwał głową i też się uśmiechnął.
- Oczywiście, pani Margareto, taka mądra niewiasta jak pani powinna mieć miejsce do pracy.
Spoważniała natychmiast i niespokojnie zerknęła na drzwi.
- Wie pan, co się z nimi dzieje, panie Folke? - szepnęła cicho, jakby się bała, że ktoś może podsłuchiwać pod drzwiami.
Przytaknął, bo nie miał sumienia trzymać jej w niepewności. I odszepnął:
- Ale zarówno dla nich, jak i dla pani będzie najlepiej, żeby wiedziała pani o tym jak najmniej.
- Rozumiem.
Znowu spojrzała na drzwi.
- Proszę mi powiedzieć, co u nich słychać? Są zdrowe? Nic im nie dolega?
- Myślę, że czują się najlepiej jak można w tej szczególnej sytuacji, w jakiej się znalazły.
- Chyba nie pojechała do klasztoru w Oslo, prawda? Pokręcił głową.
- To znaczy, że może do nas wróci?
- Jej syn jest dziedzicem pana Gustava, pani Margareto. Westchnęła ciężko.
- Tak bardzo mi ich brakuje.
- Doskonale to rozumiem. Była dla pani jak córka, choć spędziła tu tak niewiele czasu.
Pani Margareta uśmiechnęła się znowu.