Przepowiednia księżyca (8). Znak z nieba - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (8). Znak z nieba ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

[PK]

 

Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjřrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjřrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 8 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych. 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 221

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżyca tom 8

Frid Ingulstad

Znak z nieba

Przekład

Anna Marciniakówna

Tytuł oryginału norweskiego: Himmeltegn

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2004 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved

Wydawca:

Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.axelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-772-2

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-165-2

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: Norhaven A/S, Dania

GALERIA POSTACI

Ingebjorg Olavsdatter

- dziedziczka dworu Saemundglrd w Dal w parafii Eidsvoll

Bergtor Mässon

- były narzeczony Ingebjorg, kupiec ożeniony z Giselą

Gisela Sverresdatter

- gospodyni we dworze Belgen, żona Bergtora

Pani Sigrid Jonsdatter

- nowa matka przełożona w klasztorze Nonneseter

Sira Joar

- były ksiądz w kościele Świętego Krzyża, pozbawiony urzędu

Orm Oysteinsson

- ochmistrz (najwyższy rangą urzędnik, rządzi Norwegią w imieniu króla Magnusa)

Pani Bothild

- gospodyni Akersborg, żona Orma Oysteinssona

Ture Gustavsson

Rycerz Darre Król Magnus Młody król Häkon

- narzeczony Ingebjorg ze Szwecji

- jeden z rycerzy w twierdzy AEersborg

- król Szwecji

- mianowany królem Norwegii, władca nominalny aż do uzyskania pełnolet-ności w 1355 r.

Junkier Eryk

- brat króla Hikona, szwedzki książę i następca tronu

W poprzednim tomie...

Rycerz Darre ratuje Ingebjorg przed śmiercią. Pani Thora chciała dźgnąć ją nożem, za co została przez ochmistrza oskarżona o próbę zabójstwa. Panią Thorę wtrącono do lochu, ale z pomocą siry Joara uciekła. Oboje wyruszyli konno do Szwecji, po drodze jednak ludzie ochmistrza schwytali byłą przełożoną klasztoru i na miejscu zabili. Sira Joar uniknął śmierci.

Bergtor przyłapuje Giselę i ochmistrza na gorącym uczynku. Gisela otrzymuje karę, a ochmistrz odmawia przybycia na ucztę zaręczynową Ingebjorg i Turego. Ingebjorg zakochuje się w swoim narzeczonym. Turę również sprawia wrażenie zakochanego, ale nie bierze narzeczonej do łóżka, choć ona bardzo tego pragnie. Turę towarzyszy jej w podróży do Saemundgard. Dwór jest w upadku i Turę prosi, by narzeczona go sprzedała. Ona jednak odmawia, bo wie, że pewnego dnia tutaj wróci. Ingebjorg oddała też rycerzowi Darre tajny dokument ojca, by zawiózł go królowi Magnusowi do Fredrikstad, ale rycerz nie wraca i dziewczyna zaczyna się bać. Pewnego dnia zostaje wezwana do ochmistrza, który żąda informacji o dokumencie. Ingebjorg odmawia. Nawet kiedy ochmistrz informuje ją, że pewien mężczyzna został schwytany i poddany torturom, nie chce nic powiedzieć. Obawia się jednak, że chodzi o rycerza Darre.

Rozdział 1

Oslo, jesień, rok 1353

Ingebjorg stała przy oknie w swojej izbie do pracy i spoglądała na fiord, przesuwając w palcach paciorki różańca. Przy każdym mniejszym odmawiała Zdrowaś Mario, a przy większych Ojcze nasz.

Z całego serca pragnęła mieć przy sobie sirę Eirika. Marzyła też aby odwiedzić kościół Arnadal i tam szukać pomocy. Może gdyby usłyszała dźwięk dzwonów, poczuła zapach kadzidła i wzięła udział w dobrze znanym, starym rytuale, odzyskałaby siłę, której tak bardzo potrzebowała. Wysyłanie do Marii „duchowych różyczek”, jak sira Eirik nazywał cząstki różańca, nie wystarczy. Przynajmniej w tej walce, jaką teraz toczy.

Myśl, że rycerz Darre mógłby przechodzić najgorsze tortury dlatego, że uwolnił ją od tajnych papierów, była nie do zniesienia. Nie może pozwolić, by dręczono, dobrego, troskliwego człowieka, który każdego ranka i wieczora przeprowadzał ją przez Ciemny Korytarz, który uratował ją przed niechybną śmiercią z rąk pani Thory.

Problem nie polega na tym, co powinnam zrobić, powtarzała sobie w duchu. Ja po prostu nie mam wyjścia. Jeśli strach sprawi, że ulegnę, będę stracona. Muszę odszukać Orma 0ysteinssona i powiedzieć mu, jakie nazwiska zostały wymienione w dokumencie. Muszę go przekonać, że rycerz Darre jest niewinny, że ofiarował się zająć tym pergaminem, by uwolnić mnie od lęku i zmartwień. Mogę zresztą twierdzić, że rycerz Darre nie zna treści tajnych papierów, że prosiłam go, by przekazał to wszystko królowi Magnusowi, bowiem ojciec nie zdążył tego zrobić przed śmiercią.

Nagle zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze. Przecież nie musi się przyznawać, że ona sama zna zawartość dokumentu. Może powiedzieć jedynie, że się nim zajęła, bo matka zobowiązała ją, że ma go dostarczyć do rąk własnych króla. A sirze Joarowi oddać nie chciała właśnie dlatego. Poza tym domyśliła się, że informacje tam zawarte są dla króla ważne. Kiedy zauważyła, że pani Thora nastaje na jej życie, uznała, iż dokument jest niebezpieczny, zwierzyła się z tego rycerzowi Darre, a on podjął się przekazać go królowi. Ani ona, ani rycerz Darre nie musieli znać jego treści.

Czy ochmistrz jej uwierzy? Przecież wie, że In-gebjorg umie czytać.

Nie wie jednak, czy zna łacinę. Poza tym list został napisany z użyciem trudnych słów i liter, ledwo potrafiła go odczytać. Może powiedzieć ochmistrzowi, że Darre czytać nie umie. Poprosi go, by nakazał rycerzowi oddać pergamin. Niech powie, że Ingebjorg go o to prosi. Lepiej żeby Orm Oysteinsson dostał dokument, niż by rycerz Darre został zadręczony na śmierć. Król Magnus nie musi wiedzieć, że jego własny ochmistrz w Norwegii pracuje przeciwko niemu. Zwłaszcza, że nie jest pewne, czy to ma aż takie wielkie znaczenie. W każdym razie nie teraz. Wiele z osób wymienionych w dokumencie zmarło podczas zarazy, ojciec Giseli się zestarzał i nie odgrywa już żadnej roli, pani Thora nie żyje, a sira Joar uciekł. Trudno więc zakładać, że ochmistrz będzie miał wielu zwolenników, jakby przyszło co do czego.

Może ona sama przecenia znaczenie dokumentu?

Istnieje możliwość, że ochmistrz jej nie uwierzy. Jeśli Ingebjorg wyzna, iż rycerz Darre jest w posiadaniu dokumentu, będzie to oznaczało, że dotychczas oboje kłamali. Ryzykuje więc, że oboje zostaną ukarani. I to ukarani surowo, pomyślała z drżeniem. Oskarżyć najpotężniejszego męża w kraju, zastępcę króla, dysponenta państwowej pieczęci, to musi być największe przestępstwo, jakie można popełnić. Ingebjorg zostałaby pewnie ukamienowana, a rycerz Darre ścięty mieczem. Zrobiło jej się zimno. Oczyma wyobraźni widziała siebie, jak stoi na miejscu kaźni, przerażona, otoczona rozwrzeszcza-nym tłumem, półnaga, umazana smołą, z ogoloną głową, szlochająca ze strachu, krzycząca za każdym razem, gdy kamień trafi w głowę, w plecy lub w brzuch.

- Nie - wyszeptała.

Musi skłonić Orma Oysteinssona, żeby jej uwierzył. Dotychczas nie wątpił w jej niewinność, a ona na szczęście nie zdradziła się, kiedy ją ostatnio wypytywał. Mogłaby też zwierzyć się pani Bothild. Gospodyni twierdzy jest ostatnio dla niej sympatyczniejsza. In-gebjorg miała nawet wrażenie, że ją lubi. Zresztą może mogłaby poprosić o pomoc również Giselę. Ta kobieta ma dziwną władzę nad mężczyznami i ochmistrz jest nią najwyraźniej zainteresowany. Choć między nią i Giselą panują chłodne stosunki, nie wątpiła, ze tamta nie stałaby spokojnie, gdyby Ingebjorg groziła śmierć. Wprawdzie kiedyś podejrzewała, że żona Berg-tora chce ją otruć, ale potem uznała, że chodziło raczej o pozbycie się jej z dworu Belgen i z życia męża.

Nad wodą wolno przeleciała wrona i usiadła na ogrodowym murku. Leciała z północy, we czwartek, tak jak inna wrona tamtego dnia, kiedy Eirik zjawił się po raz pierwszy w Saemundgard, a Ingebjorg pomyślała, że to zły znak, i jak się okazało, miała rację.

Ruszyła wolno ku drzwiom.

- Nie mam wyboru - powtórzyła. - Nie mogę pozwolić, by rycerz Darre został zamęczony na śmierć.

Skoro wytrzymałam chłostę i ciemnicę w klasztorze, nie wydając tajemnicy ojca, to i tym razem muszę być silna.

Ręce miała lodowate i wszystko się w niej trzęsło, gdy zamykała za sobą drzwi i szła przez dziedziniec twierdzy, w stronę Wieży Śmiałków. Miała wrażenie, że nogi się pod nią uginają, a kiedy dotarła do celu, mu-siała oprzeć się o ścianę. Przez chwilę stała z przymkniętymi oczyma.

- Święta Mario, Matko Boża, pomóż mi - modliła się w duchu.

- Czy coś się stało, panno Ingebjorg? - rozległ się kobiecy głos za jej plecami.

Odwróciła się przerażona i spojrzała prosto w zatroskaną twarz pani Bothild.

- Ja... nagle zrobiło mi się słabo - wyjąkała Ingebjorg.

- Dziecko kochane, chodź ze mną, twarz masz białą niczym śnieg.

- Muszę porozmawiać z ochmistrzem - szepnęła Ingebjorg. - Mam mu coś bardzo ważnego do powiedzenia.

- Zaraz po niego poślę - odparła pani Bothild stanowczo. Ujęła Ingebjorg pod rękę i pomogła jej wejść do środka.

Pani Bothild zaprowadziła ją do kobiecej komnaty i pomogła Ingebjorg położyć się na ławie przy ścianie.

- Zaraz zawołam pokojówkę Kirsten i poproszę, żeby zaparzyła pani melisy. To pomaga na niepokój i przygnębienie. Królewski syn Llewelyn z Walii ma już ponad sto lat, a mówią, że każdego ranka pi je melisę - ciągnęła.

Ingebjorg półprzytomna pomyślała, że melisa pomaga też na histerię i choroby urojone. Pani Bothild najwyraźniej myśli, że ona na to właśnie cierpi.

Drzwi się otworzyły, Ingebjorg z przerażeniem stwierdziła, że do izby wszedł ochmistrz.

- Co się tu dzieje? - burknął niezadowolony. - Masz tutaj pannę Ingebjorg?

- Ona, biedactwo, źle się czuje. Mało brakowało, a byłaby zemdlała.

Ingebjorg próbowała usiąść.

- Muszę z wami porozmawiać, panie Orm.

Nagle pokój się zakołysał i dziewczyna opadła z powrotem na poduszki.

- Ach tak? - dotarł do niej głos gospodarza jakby z oddali. - To w końcu masz mi jednak coś do powiedzenia, panno Ingebjorg? W takim razie rozumiem, dlaczego nogi nie chcą cię nosić.

Podszedł bliżej, a Ingebjorg znowu spróbowała usiąść. Tym razem się udało.

- Nie bądź dla niej zbyt surowy - upomniała pani Bothild. - Ona naprawdę wiele przeszła.

Ingebjorg spojrzała w górę. Ochmistrz stał nad nią wielki i władczy, wzrok miał ponury, cieszyła się, że gospodyni twierdzy jest przy niej.

- No, proszę mówić, panno Ingebjorg. Gdzie schowałaś dokument swojego ojca?

- Ja go już nie mam, panie Orm - wyszeptała, zdając sobie z przerażeniem sprawę, że Darre musilł dzielnie znosić tortury i dotychczas nie wyjawił, gdzie się list znajduje.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - głos ochmistrza brzmiał lodowato.

Ingebjorg zwilżyła wargi, oparła głowę o ścianę i zmuszała się do patrzenia mu w oczy. Nagle przypomniała sobie tamto spotkanie, kiedy pierwszy raz zjawił się w Nonneseter, by jej podziękować za pracę. Wydawało jej się wtedy, że to miły i życzliwy człowiek. Jak mogła się tak pomylić?

- Kiedy znalazłam dokument, obiecałam matce, że nie oddam go nikomu prócz króla Magnusa - zaczęła wolno. - Sira Joar i pani Thora bardzo chcieli ten list dostać, ale ja dotrzymałam danej matce obietnicy. -Czuła się ciężka jak z ołowiu, w głowie jej huczało, ręce wciąż były lodowate. - Dopiero kiedy pani Thora próbowała usunąć mnie z tego świata, zrozumiałam, jakie to wszystko niebezpieczne i postanowiłam pozbyć się dokumentu.

Ochmistrz stał nieporuszony. Słuchał. Uznała, że jej wierzy, co dodało jej odwagi. Zauważyła zaniepokojona, że pani Bothild wyszła razem ze służącą.

- No i co było w tym dokumencie, panno Ingebjorg? Zmrużył oczy, przyglądając jej się podejrzliwie. Dziewczyna pokręciła głową.

- Nie mam pojęcia.

Ochmistrz podszedł jeszcze o krok bliżej.

- Myślałem, że przyszłaś tutaj, żeby mi coś powiedzieć, a nie nadal kłamać.

Z drżeniem zaczerpnęła powietrza.

- Przyszłam powiedzieć, że wyzbyłam się tego pergaminu.

- I chcesz mnie przekonać, że wciąż nie wiesz, czego dotyczył? - W głosie ochmistrza było szyderstwo.

Ingebjorg przytaknęła.

- Bo ja nie rozumiem po łacinie.

- Imiona nie są po łacinie - krzyknął, aż echo odbiło się od ścian. - Mów zaraz! Jakie nazwiska wyczytałaś? Kogo wymienia dokument?

- Ja nie wiem, panie Orm. Nawet jeśli kiedykolwiek widziałam nazwiska, to nie zwróciłam na nie uwagi. Pismo było dziwaczne i niewyraźnie, a same nazwiska nie miały dla mnie żadnego znaczenia.

Patrzył na nią rozpłomienionym wzrokiem.

Jednak mi nie wierzy, pomyślała zgnębiona.

- A ja słyszałem coś innego, panienko Ingebjorg - wysyczał wolno. - Ten mężczyzna, którego wkrótce mistrz w lochu obedrze ze skóry, twierdził, że znałaś treść dokumentu. Powiedział, że bardzo cię to interesowało. Tak bardzo, że zlekceważyłaś i sirę Joara, i panią Thorę, wołałaś zostać zamknięta w klasztornej ciemnicy, niż oddać im tajny list. Kłamałaś na temat tego dokumentu, od kiedy go znalazłaś - mówił. - Oszukałaś na przykład pewnego człowieka tak dalece, że pojechał na miejsce, w którym odkryłaś zwłoki ojca i szukał przez cały dzień, ale niczego nie znalazł.

Ingebjorg drgnęła. Skąd on to wie? Ona tego rycerzowi nie mówiła.

Na wszelki wypadek skinęła głową.

- Tak, pamiętam, że okłamałam jakiegoś człowieka na weselu w sąsiednim dworze, bo zbyt natrętnie mnie wypytywał. Ale co miałam zrobić, skoro obiecałam matce, że nikomu nawet o tym nie wspomnę? Zostałam wychowana w posłuszeństwie dla swoich rodziców.

Po twarzy ochmistrza przemknął cień, znowu doznała wrażenia, że ten człowiek się waha. Już otworzyła usta, by dodać, że rycerz Darre też treści dokumentu nie zna, i że go raczej nie przeczytał, bo nie jest w czytaniu biegły, a łaciny w ogóle się nie uczył, gdy drzwi się otworzyły i weszła pani Bothild z Kirsten, ffiosącą kubek parujących ziół.

- Ona będzie ci pomagać, panno Ingebjorg.

Orm Oysteinsson odwrócił się gwałtownie.

- Wyjdźcie stąd. Panna Ingebjorg i ja mamy ważną rozmowę.

Ingebjorg spodziewała się, że gospodyni dworu się przestraszy gniewnego tonu męża, ale ona stała niepo-ruszona.

- W tej izbie to ja decyduję - oświadczyła stanowczo. - Jeśli panna Ingebjorg nie napije się ziół i nie odzyska spokoju, to kto inny będzie musiał stąd wyjść.

Ingebjorg nie wierzyła własnym uszom. Sądziła, że pani Bothild to skromna, małomówna i lękliwa kobieta. Teraz odkryła kogoś zupełnie innego.

Orm Oysteinsson wyglądał, jakby miał wybuchnąć, po czym odwrócił się i wyszedł.

- Panie Orm! - zawołała za nim Ingebjorg. - Proszę go już nie torturować. On nie ma dokumentu. Ja wszystko zniszczyłam.

Ochmistrz burknął coś i zniknął.

Kiedy pokojówka wyszła, pani Bothild usiadła obok Ingebjorg.

- Proszę, moja droga. Wypij to dopóki ciepłe. Jestem pewna, że ci pomoże. - Zauważyłam, że panienka zdziwiła się moim brakiem szacunku dla pana Orma - mówiła dalej gospodyni. - Panienka nie zna mojego pochodzenia. Należę do rodu Folkungów. Beze mnie pan Orm nie osiągnąłby takiego wysokiego stanowiska, jakie zajmuje.

W jej słowach była gorycz. Gdyby kochała męża, nigdy by mi czegoś takiego nie powiedziała, pomyślała In-gebjorg. Przypuszczalnie pani Bothild odkryła, czym on się zajmuje. Teraz daje Ingebjorg do zrozumienia, że bez niej byłby niczym.

- Od dawna wiem, że jest czymś wzburzony, ale nigdy mi nie powiedział czym - opowiadała dalej Bothild. - Teraz rozumiem, że to ma coś wspólnego z panią. Chociaż nie wiem, o co chodzi, to stoję po pani stronie, Ingebjorg. Jest pani ciepłym, dobrym i życzliwym człowiekiem, nie wątpię, że nie zrobiła pani nic złego. Gdyby zechciała mi się pani zwierzyć, potraktuję to jako znak zaufania i przyjaźni.

Nieszczęsna dziewczyna nie wahała się dłużej. Może pani Bothild zdoła uratować i mnie, i rycerza Dar-re, pomyślała z nową nadzieją i odwagą.

- Mój ojciec zaginął w czasie wielkiej zarazy. Dwa lata później znalazłam jego zwłoki w lesie. W kurtce ojca był dokument, na którego widok matka kazała mi uroczyście obiecać, że nigdy nikomu go nie pokażę.

Pani Bothild cierpliwie kiwała głową.

- Słyszałam, co pani mówiła Ormowi.

- W Nonneseter pani Thora i sira Joar chcieli mi dokument odebrać, a kiedy przełożona próbowała mnie zabić, zrozumiałam, że sprawa jest niebezpieczna i postanowiłam się go pozbyć.

- To bardzo rozsądne - przerwała jej pani Bothild. - Ale co złego wiąże się z tą sprawą?

- Nie mam pojęcia - Ingebjorg patrzyła w bok. - Sądzę, że pan Orm uważa, iż ja wiem, czego dokument dotyczy. Ale to nieprawda.

Pani Bothild milczała. Zmarszczyła czoło, twarz miała zatroskaną. Po dłuższej chwili spytała ostrożnie:

- Ma pani wciąż ten pergamin, panno Ingebjorg?

Ingebjorg nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. Jeśli pani Bothild dowie się, że dokument zawiera informacje o zdradzie Orma 0ysteinssona, i że został wysłany do króla Magnusa, z pewnością nie będzie chciała popierać Ingebjorg. Pokręciła więc przecząco głową.

- Czy z powodu tego dokumentu pewien mężczyzna został pojmany i jest torturowany, aby wyznał prawdę?

- Tak mi się zdaje - szepnęła Ingebjorg.

- Więc jednak pani dała dokument temu mężczyźnie, który teraz siedzi w lochu.

Ingebjorg nie wiedziała, co począć.

- Ja nie mam pojęcia, kto został pojmany - odparła. - Ale list oddałam.

- Skoro Orm tak zareagował, to ten pergamin musi zawierać coś, co nie powinno dotrzeć do niepowołanych uszu.

Ingebjorg zamyśliła się. Gospodyni wstała.

- Porozmawiam z mężem, panno Ingebjorg. Zdaje mi się, że wiem, o co w tym wszystkim chodzi, i dlaczego on jest taki wzburzony. Pani nic nie może zrobić. Wierzę, że nie ma pani pojęcia o treści dokumentu i przekonam Orma, że jest pani niewinna.

Ingebjorg wstała.

- Muszę wracać do pracy. Straciłam już wiele dni.

Pani Bothild przyglądała jej się zatroskana.

- Czy to strach przed panem Ormem sprawił, że byłaby pani zemdlała?

- Myślę, że tak - mruknęła Ingebjorg, idąc do drzwi.

- Nie trzeba się bać, panno Ingebjorg. On może wyglądać na zagniewanego, ale ja wiem, jak z nim postępować.

Ingebjorg zmusiła się do uśmiechu.

W swojej izbie długo wpatrywała się w okno. Uratowałam rycerza Darre, czy jeszcze pogorszyłam jego sytuację? Wyjawiła pani Bothild, że nie ma dokumentu, ale nic więcej. Na szczęście gospodyni jest przekonana o jej niewinności.

Ale ile ona może? Czy rzeczywiście ma władzę nad swoim małżonkiem i jak daleko gotowa jest się posunąć, by pomóc Ingebjorg?

Pani Bothild sprawiała wrażenie, że wie, o co chodzi, ale czy tak jest naprawdę? I najważniejsze: po czyjej stronie się ostatecznie opowie?

Rozdział 2

Ku zdumieniu Ingebjorg ochmistrz już tego dnia jej nie nachodził. A była przekonana, że nadal będzie żądał informacji, co zrobiła z dokumentem. Z ulgą przyjęła do wiadomości, że na kolacji też się nie pojawi.

Zresztą podobnie jak rycerze Losne i Galtung. Natomiast przyjechała w odwiedziny małżonka rycerza Losne, niebywale gadatliwa kobieta. Ingebjorg zauważyła, że gospodyni siedzi pogrążona we własnych myślach i pozwala gościowi mówić. Za to raz po raz posyła Ingebjorg badawcze spojrzenie. Nie ulegało wątpliwości, że pani Bothild myśli o tajnym dokumencie.

Jej zatroskanie mogło wskazywać, że domyśla się treści pergaminu i lęka o to, co się stanie, kiedy sprawa dotrze do króla. Czy jest po stronie męża czy też nie, musi wiedzieć, w jak niebezpiecznej sytuacji się znalazł.

Ingebjorg nadal miała trudności ze zrozumieniem tego, co się dzieje. Jeśli król Magnus naprawdę dowiedział się o dokumencie i poznał nazwiska swoich przeciwników, a w dodatku we wszystko uwierzył, to powinien był zareagować. Nie jest pewne, czy uwierzył, skoro sprawa dotyczy takiego zaufanego człowieka jak ochmistrz. Ale tak czy inaczej król powinien ją zbadać. Dlaczego zatem Orm Oysteinsson nadal znajduje się w królewskiej twierdzy?

Gdyby natomiast rycerz Darre nie dotarł do króla Magnusa z listem, to dlaczego go pojmano i torturowano, żądając przyznania się? Przecież ci, w których władzy się znalazł, mogli po prostu wziąć dokument i przeczytać. Chyba że zaginął. Gdzie się teraz podziewa? Co rycerz Darre z nim zrobił? A może to nie Darre siedzi w lochu? Może to nie jego torturuje katowski mistrz?

Nieznacznie pokręciła głową. Ona nikomu więcej nic nie powiedziała, tylko Bergtorowi i rycerzowi Darre. Si-ra Joar i pani Thora mogli opowiadać, że Ingebjorg jest w posiadaniu dokumentu, ale żadne z nich nie wiedziało, że dostała go z powrotem po tym, jak Bergtor zawiózł go do dworu Valen.

Gisela... Gisela mogła wyśledzić, że Bergtor przywiózł dokument z powrotem i domyśliła się, że oddał go Ingebjorg. Ale w tej rozmowie z ochmistrzem, którą Ingebjorg podsłuchała, Gisela zapewniała, że nie wierzy, by tajny list znajdował się w rękach dziewczyny.

- O czym panna Ingebjorg rozmyśla? - spytała nagle pani Bothild.

Ingebjorg spojrzała na nią przestraszona. Była tak pogrążona we własnych rozważaniach, że nie słyszała, o czym tamte rozmawiają.

- Panna Ingebjorg wierzy, że melisa pomaga?

- Oczywiście - odparła, czując, że się czerwieni.

- A ja się z tym nie zgadzam! - wykrzyknęła małżonka rycerza Losne. - Od świętego Jana codziennie piję wywar z melisy, a nadal tkwi we mnie niepokój.

- To może powinna pani spróbować szałwii - zaproponowała pani Bothild. - Mnisi z Hoyedoen mówią, że działa uzdrawiająco i pomaga na siwienie.

- Naprawdę? Człowiek odzyskuje dawny kolor włosów?

- Podobno tak.

Ingebjorg spojrzała na małżonkę rycerza. Musiała wcześnie posiwieć, włosy wyglądały na jej głowie niczym srebrny hełm, wyraźnie widoczne spod zdobionej paciorkami siatki.

W tej samej chwili zauważyła, że pani Bothild do niej mruga i zrozumiała, o co chodzi. Oto obie, i gospodyni dworu, i ona rozmyślają na tematy życia i śmierci, a tymczasem małżonka rycerza zajmuje się siwizną. To godna zazdrości beztroska, przemknęło jej przez głowę.

Żona rycerza Losne to piękna kobieta, a ze srebrzys-tosiwymi włosami bardzo jej do twarzy, nie ma się czego wstydzić. Miała na sobie suknię z jedwabiu w kolorze morskiej wody. Stanik mocno dopasowany podkreślał kształty ciała. Przy szyi i na rękach nosiła złote łańcuchy. Rycerz Losne musi być człowiekiem dobrze sytuowanym. Przypomniała sobie, co Bergtor powiedział nie tak dawno temu, że w wyniku wielkiej zarazy szlachta norweska zbiedniała i zrównała się ze stanem chłopskim. Bergtor obawia się, że będzie to miało wpływ na życie kraju. Ingebjorg spytała, czy w innych krajach, dotkniętych zarazą, nie jest tak samo, ale on odparł, że nie. Bowiem pomyślność Norwegii bardzo zależy od uprawy ziemi, a teraz nie ma kto tego robić. Wkrótce wszyscy żyć będą w nędzy.

Przeniknął ją dreszcz. Jeśli tak, to niedługo nie będzie takich pań jak małżonka rycerza Losne, obwieszonych złotem i zajętych szukaniem ziół przeciwko si-wiżnie. Nie będzie też wtedy takich mężczyzn jak Turę, który uznał Saemundgard za zrujnowany dwór, i któremu nie podoba się, że jego narzeczona nie pragnie złota, nie chce też podróżować w otoczeniu licznego orszaku.

Z zamyślenia wyrwała ją znowu małżonka rycerza Losne, która wykrzyknęła:

- Tak się cieszę, że przyj edzie król Magnus i królowa Blanka. Tego roku, kiedy tutaj mieszkali, dużo bywałam na dworze. Tylko że to było piętnaście lat temu. Nie mogę zrozumieć, że ten czas tak szybko leci. Królowa Blanka miała wtedy dziewiętnaście lat, byli dopiero co po ślubie. Ach, żebyście wiedziały, jaka była piękna! Poza tym mądra i miła. I tacy byli w sobie zakochani, to wzruszające, po prostu promienieli ze szczęścia.

- To królewska para ma wkrótce przyjechać do Akersborg? - spytała Ingebjorg.

- O tak, nie wie pani o tym? Teraz są w Tunsberg i tutaj przyjadą bliżej jesieni.

Ingebjorg posłała pani Bothild przerażone spojrzenie.

- Moi rodzice byli na weselu - mówiła rycerza. - Mama opowiadała mi o tym wiel rżeniu. Ślub odbył się w sierpniu. Pogoda była piękna, powietrze ciepłe. Miasto u stóp Góry Zamkowej pokazało się z najlepszej strony.

- Dla młodej królowej musiało to być niezwykłe przeżycie - przerwała jej pani Bothild. - Przyjechała tu z bogatego zamku we Flandrii, pochodzi przecież z rodu spokrewnionego z francuskim domem królewskim i rodziną cesarza Luksemburga. Norwegia musiała jej się wydać mała i zacofana.

- No właśnie, a do tego miała jeszcze za teściową naszą osławioną królową Ingebjorg - wtrąciła pani Losne. Zwróciła się teraz do Ingebjorg: - Mam nadzieję, że ojciec nie ochrzcił pani na jej cześć - dodała i zachichotała. - To ona pozwoliła, by awanturnik Knut Porse doprowadził do sojuszu Norwegii i Szwecji, by zapanował nad Skanią, nie informując o tym rady królestwa. I na dodatek doszczętnie wyczyścił kasę państwową.

- Działali chyba wspólnie - wtrąciła małżonka ochmistrza cierpko.

- Kobieta nie przejmuje się takimi sprawami. Jedyne, czego ona pragnie, to zaspokoić swoje fizyczne żądze.

- Z tym się nie zgadzam - odparła pani Bothild spokojnie. - Ja uważam, że królowa Ingebjorg jest niezwykle siln^ kobietą. Ponieważ rząd regencyjny był słaby, zdobyła zbyt duże wpływy. Jej celem było podbicie państwa duńskiego.

- A ja myślę, że jedyne, co ona miała w głowie, to małżeństwo z Knutem Porse - upierała się tamta ze śmiechem. - Nawet kiedy ją straszono, że straci wszystko, co posiada, jeśli za niego wyjdzie, wybrała miłość. - Zwróciła się do Ingebjorg: - Czy to nie cudowne? Ja kocham takie historie o miłości. Zwłaszcza te, w których kochankowie nie mogą się połączyć, jak to bywa w opowieściach rycerskich.

Ingebjorg poczuła się nieswojo. Przypomniała sobie wieczór w starej izbie, kiedy Bergtor opowiadał jej o tej królowej.

- Jaki jest król Magnus? - spytała, znowu wracając myślami do swojego dokumentu.

- Nie słyszała pani, co o nim mówią? - szepnęła żona rycerza z dziwną miną. - Ja się zgadzam z potężną panią Birgittą ze Szwecji, mężczyzna, który uprawia nierząd z innym mężczyzną, popełnia największe ze wszystkich przestępstwo. Biedna królowa Blanka.

- A ja nie wierzę, że to prawda - zaprotestowała pani Bothild. - Uważam, że wymyśla to pani Birgittą wraz ze szwedzką szlachtą. Oni pragną przejąć władzę i robią wszystko, żeby go oczernić.

Ingebjorg patrzyła na nią zdumiona. Chyba jednak pani Bothild nie może podzielać poglądów ochmistrza. To ją uspokoiło. Jeśli ta kobieta ma inne przekonania niż jej małżonek, to powinna zrobić wszystko, co w jej mocy, by uratować rycerza Darre oraz Ingebjorg.

Małżonka rycerza Losne mocno zacisnęła wargi. Najwyraźniej nie podobało jej się stwierdzenie gospodyni.

- Mój mąż mówi, że król Magnus jest naiwny + słaby. Roztrwonił państwowe środki i popadł w wielkie długi.

- Ale to nie jego wina - zaprotestowała znowu tamta. - Nic na to nie poradzi, że zaraza zabrała życie tak wielu ludzi, i że teraz nie ma kto uprawiać ziemi. Nie odpowiada też za to, że panowanie nad Skanią kosztowało tyle pieniędzy i wymagało tylu zabiegów, ani że wielcy panowie w Szwecji są tacy chciwi.

Ingebjorg domyślała się, że pani Bothild wie dużo więcej, niż zwykłe kobiety, o tym, co się dzieje w obu królestwach.

- On zastawił nawet królewskie korony, swoją i królowej Blanki - wtrąciła pani Losne wzburzona.

- Jak powiedziałam, to nie jego wina. Król Magnus zaczął rządzić z wielką stanowczością. To jego matka dążyła do panowania nad Skanią i kiedy jeszcze Magnus był małym chłopcem, zaczęła podburzać panów w Norwegii, by łamali prawo i buntowali się przeciwko koronie. Król Magnus zdołał to uporządkować. Proszę nie zapominać, że to on osobiście opracował szwedzkie ustawodawstwo jeszcze przed wybuchem zarazy.

- Świetnie się pani orientuje we wszystkim, co się dzieje - wtrąciła żona rycerza.

- Jako żona ochmistrza, jestem do tego zobowiązana - odparła pani Bothild spokojnie.

Ingebjorg napotkała jej spojrzenie. Wydawało jej się, że w błękitnych oczach gospodyni czyta jakieś przesłanie, ale pewna nie była.

- Tak, tak - zgodziła się pani Losne obojętnie. -Chyba pani musi. Ale ja to najchętniej słucham nowinek o królowej. Skończyła już trzydzieści trzy lata i słyszałam, że wciąż jest tak samo piękna. To dobra i szczera chrześcijanka. Krótko przed zarazą przekonała króla Magnusa, by odbył pielgrzymkę do Nida-ros. - Zjadła kawałek jagnięciny i mówiła dalej: - Musi ją boleć, że syn Eryk jest taki wojowniczy i żądny władzy, że nie chce, by jego brat był królem Norwegii. A zostało tylko półtora roku do czasu pełnoletno-ści Hakona. Mam nadzieję, że przyjedzie tutaj z rodzicami i go poznamy. To wstyd, że tak rzadko pokazuje się w Oslo.

Zamyśliła się rozmarzona.

- Zastanawiam się, z kim nasz królewicz się ożeni. W kraju jest mnóstwo pięknych panien wysokiego rodu. Nawet ja sama taką mam - roześmiała się głośno.

Ingebjorg wstała.

- Dziękuję za posiłek. Muszę wracać do pracy.

Choć czuła się bezpieczniejsza, po rozmowie z gospodynią na temat króla Magnusa, w trakcie której dowiedziała się, kogo pani Bothild popiera, nadal się bała. Im bardziej polubi panią twierdzy, tym gorzej będzie w dniu, kiedy działalność ochmistrza wyjdzie na jaw. Niezależnie bowiem od tego, że gospodyni nie zgadza się z mężem i cierpi z powodu jego niewierności, to mimo wszystko została mu poślubiona. Mógł wprawdzie zostać ochmistrzem ze względu na jej pokrewieństwo z rodem Folkungów, to jednak jako najpotężniejszy człowiek w państwie dał jej też wysoką pozycję. Ingebjorg spodziewała się, że Orm Oysteinsson może pojawić się w każdej chwili, by kontynuować przesłuchanie, dziwiła się, że wciąż go nie ma. Mimo niepokoju udało jej się skupić na pracy i przepisywała do zmroku. W końcu pojawiła się słaba nadzieja, że może uniknie najgorszego.

Z radością stwierdziła, że w Ciemnym Korytarzu panuje spokój. Na moment przemknęła jej myśl o Mal-canisie, ale co znaczy jakiś upiór wobec rzeczywistych zagrożeń. Przed drzwiami jej komnaty czekała pokojówka Kirsten.

Ingebjorg odetchnęła z ulgą. Teraz nie będzie się już musiała obawiać nocnego napadu.

- Dobry wieczór, Kirsten. Bardzo się cieszę, że będziesz sypiać w mojej komnacie.

Pokojówka uśmiechnęła się szeroko.

- Ja też bym nie chciała sypiać samotnie, panno In-gebjorg. My w domu mieszkamy w małej chacie, a jest nas ośmioro. Nigdy nie miałam własnego łóżka.

- Ja też do tego nie przywykłam - rzekła Ingebjorg. -W domu dzieliłam sypialnię z matką, a w klasztorze z innymi nowiejuszkami i wieloma starszymi zakonnicami.

Pokojówka słuchała, wytrzeszczając oczy. Ingebjorg opowiedziała jej trochę o życiu w klasztorze i to wyraźnie zrobiło na niej wrażenie.

- A nie widziałaś gdzieś rycerza Darre? - spytała niespokojna.

Kirsten z powagą pokręciła głową.

- Mam nadzieję, że nie przytrafiło mu się nic złego. Tyle się teraz zła dzieje wokół. Rozbójnicy wszelkiej maści panoszą się po wsiach i miastach, a już najbardziej w lasach.

Ingebjorg przytaknęła.

- Ale on chyba nie wyruszył sam? Rycerze zwykle podróżują w licznych orszakach.

- Mogli też zostać zaatakowani przez dzikie zwierzęta - dodała, nie słuchając, co Ingebjorg mówi. - Tu w okolicy widuje się i niedźwiedzie, i wilki, a niektórzy twierdzą, że jeden wilk jest jak wściekły. Cokolwiek ugryzie, to zo-staje zatrute. Krzewy i trawa więdną, zwierzęta chorują i nawet kępka siana z jego śliną może zatruć całą oborę. Takie wściekłe wilki napadają na wiele wsi. Słyszałam, że zabijają krowy i owce. W pewnym dworze w Gudbrands-dalen wściekły wilk gonił psa aż do zabudowań. Wpadł do szopy, gdzie gospodarz w końcu zabił go siekierą. Ale pogryziony pies też się wściekł i uśmiercił wiele owiec.

Ingebjorg słuchała wstrząśnięta.

- Nic o czymś takim nie słyszałam. - Zamknęła drzwi na skobel i usiadła na łóżku, wyczerpana licznymi, nieprzyjemnymi wydarzeniami tego dnia.

Kirsten podeszła bliżej i opowiadała dalej:

- A jeszcze gorzej jest z rosomakami. Niektórzy bogaci panowie chcą mieć z nich futra. Są piękne i kosztowne, ale też bardzo niebezpieczne, panno Ingebjorg. Ktoś, kto nosi skórę tego zwierzęcia, nigdy nie prze-staje jeść ani pić. Zostaje zarażony wielką żarłocznością rosomaka. Proszę spytać jakiegoś myśliwego, jak zachowuje się najedzony rosomak, to usłyszy pani, że wciska się między dwa bardzo blisko siebie rosnące drzewa, by schudnąć i móc jeść dalej.

Ingebjorg walczyła, by nie zasnąć na stojąco. Nie wierzyła, że rycerz Darre mógł stać się ofiarą niedźwiedzia, wilka czy rosomaka. Jeśli padł ofiarą, to z pewnością pojmał go dwunożny drapieżnik.

- Innym razem opowiesz mi więcej, Kirsten - rzek-ła w końcu. - Teraz musimy iść spać. Jutro rano wsta-jemy wcześnie.

Już zasypiała, gdy nagle Kirsten zapytała ze swojego posłania na podłodze:

- Słyszała pani więźnia, panno Ingebjorg?

Ingebjorg otworzyła oczy.

- Więźnia?

- Tak, tego, co tak strasznie krzyczał.

Ingebjorg oprzytomniała.

- Gdzie?!

- Wczoraj przywieźli go do twierdzy. Dwaj silni mężczyźni wrzucili go do lochu. Tak Rasmusowi mówił chłopak kuchenny. Wkrótce potem ja widziałam katowskiego mistrza, znikającego w wieży. A w jakiś czas później usłyszałam te okropne krzyki!

Ingebjorg wstrzymała dech.

- A czy ten Rasmus go rozpoznał?

- Widział go tylko od tyłu, jak popychali go do drzwi, ale mówi, że nie był to jakiś zwyczajny złodziej. Miał na sobie ubranie jak drużynnik albo rycerz.

Ingebjorg wpatrywała się w ciemność. Zmęczenie ustąpiło, jak ręką odjął.

- Całą noc nie mogłam spać - ciągnęła opowieść Kirsten. -Jego krzyki przypomniały mi czasy zarazy. Wtedy też ludzie biegali po ulicach i krzyczeli, a we wszystkich kościołach biły dzwony.

Ingebjorg słyszała jej głos jakby z bardzo daleka. Nie miała teraz siły zajmować się czasami zarazy. To nie może być nikt inny, tylko rycerz Darre, to on został wtrącony do lochu i jego torturuje kat. Skoro ochmistrz przestał mnie wypytywać, to z pewnością dlatego, że wydobył prawdę z rycerza.

Złożyła pod kołdrą ręce do modlitwy.

- Święta Mario, Matko Boża, pomóż mu - szeptała w ciemności. - On nie zrobił nic złego. Błagam cię, nie pozwól, by cierpiał z mojej winy.

Długo jeszcze rzucała się na posłaniu. Nigdy nie powinna była wysyłać tego niebezpiecznego listu.

Rozdział 3

Następnego ranka, kiedy Ingebjorg otworzyła oczy, promienie porannego słońca wpadały przez okno. Powróciło wspomnienie wczorajszego dnia z trudnymi pytaniami i bolesnymi myślami, ale słoneczny blask dawał, mimo wszystko, trochę nadziei.

Skoro Orm Oysteinsson ponownie nie przyszedł, to chyba wierzy, że dziewczyna jest niewinna, a list został wyrzucony. Jeśli on sam nie został pojmany, to król Magnus nie mógł dostać listu. Oczywiście rycerz Darre mógł być rozpoznany przez ludzi ochmistrza, zanim zdążył oddać przesyłkę, ale wydawało jej się to mało prawdopodobne. Zresztą, może to nie rycerz Darre siedzi w lochu?

Uczepiła się tej nadziei, wstała z łóżka, umyła się i ubrała, a pokojówka Kirsten nadal pogrążona była we śnie. Dopiero kiedy Ingebjorg była już całkiem gotowa, zdecydowała się obudzić służącą. Kirsten zerwała się z posłania.

- Zaspałam?

Ingebjorg zmusiła się do uśmiechu.

- Spałaś tak głęboko, że nie miałam serca cię budzić.

- A przecież mamy dzisiaj tyle pracy, tyle przygotowań na przyjazd króla - zawodziła Kirsten. - Muszę wyczyścić srebra, miedziane naczynia, umyć okna, wywietrzyć kilimy i dywany. Królowa pochodzi z bogatego dworu we Flandrii i na pewno zauważy, jeśli coś będzie nie w porządku.

- Ona już bardzo długo mieszka w Norwegii, Kirsten. Zdążyła się przyzwyczaić do innych warunków.

Kirsten wytrzeszczyła oczy.

- Co panna Ingebjorg chce przez to powiedzieć?

- Chyba królewska para nie mieszkała w zamkach, podróżując przez opustoszałe ziemie Szwecji i Norwegii, podczas pielgrzymki do Nidaros w okresie zarazy.

Wyszły z sypialni.

- Poza tym król tkwi po uszy w długach, nie przypuszczam, że pozwalają sobie na zbytki i luksusy.

Kirsten milczała. Widocznie niewiele o tym wiedziała.

Kiedy zbliżały się do dziedzińca twierdzy, Ingebjorg zdała sobie sprawę, że strach wciąż jej nie opuszcza. Co zrobi, jeśli na wybrukowanym kamieniami Ciemnym Korytarzu rozlegną się kroki...                   •

Wyszły na dzienne światło. Nagle otworzyły się drzwi Ptasiej Wieży i wyszli stamtąd dwaj dworzanie, ciągnąc między sobą więźnia. Traktowali go brutalnie, choć ledwie mógł się poruszać. Twarz miał we krwi, potykał się skulony, jakby go coś bolało.

Mdłości podeszły Ingebjorg do gardła, ale wpatrywała się, żeby stwierdzić, czy to przypadkiem nie rycerz Darre. Żadnego podobieństwa jednak nie znalazła. Więzień miał długą brodę, wydawał się stary, ubrany jak zwyczajny chłop: w niefarbowaną, sięgającą kolan, samodziałową sukmanę i szerokie spodnie do kostek. Był boso. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Rasmus, pomocnik kuchenny, mógł powiedzieć, że więzień był ubrany jak rycerz łub wielki pan.

Jakim sposobem ten chłop mógł się dowiedzieć o dokumencie ojca, zastanawiała się.

Przez chwilę miała ochotę podbiec i spytać, czy więzień coś o niej wie, ale powstrzymała się całą siłą woli.

Pamiętała, że Orm Oysteinsson zarzucił jej, iż oszukała pewnego mężczyznę, skłoniła go, by pojechał na miejsce, gdzie znalazła zwłoki ojca, a on szukał tam przez cały dzień bez skutku. Musiał to być ów nieznajomy, który zagadywał ją na weselu Solveig, to on pewnie coś powiedział temu biedakowi tutaj. Ale dlaczego twierdził, że Ingebjorg zna treść dokumentu? Przecież wtedy nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. W dodatku Orm Oysteinsson twierdzi, że w klasztorze wołała, żeby wtrącono ją do ciemnicy, niż miałaby oddać dokument. Tego jednak mógł się dowiedzieć od siry Joara.

Więźniowi zdjęto łańcuchy z szyi i ze stóp, po czym dworzanie poprowadzili go w stronę Ciemnego Korytarza. Wszystko wskazywało na to, że został uwolniony i wychodzi z twierdzy. Nie może to oznaczać nic innego, jak tylko to, że ochmistrz uznał, iż on nic nie wie, pomyślała z ulgą.

Mimo to, idąc do sali jadalnej wciąż była zdenerwowana. Wszyscy siedzieli już przy stole. Rycerz Losne, jego małżonka, rycerz Galtung, pani Bothild i Orm Oysteinsson.

Wyjąkała jakieś przeprosiny i zajęła swoje miejsce. Jedli w milczeniu.

Ingebjorg miała wrażenie, że w pomieszczeniu panuje napięcie, a kiedy napotkała spojrzenie pani Bothild, tamta uśmiechnęła się, jakby chciała dodać jej odwagi.

- Myślę, że kiedy królowa Blanka przyjedzie, powinna usłyszeć „Kwiaty świętych mężów” - oznajmiła żo-

na rycerza Losne. - Stary król Hakon kazał to przetłumaczyć. Zna pani tę pieśń, panno Ingebjorg?

Ingebjorg pokręciła przecząco głową.

- I w ogóle nie słyszała pani pieśni rycerskich, które król Hakon kazał przetłumaczyć ku czci księcia Eryka?

-Ja nie zdążyłam przeczytać zbyt wiele, znam głównie książki, które przepisywałam i budujące teksty, które dostawałyśmy w klasztorze - odparła Ingebjorg.

- Ale z pewnością tańczyła pani przy dźwiękach tych pieśni, skoro bywała pani na ucztach weselnych?

- Tak, przy niektórych. - Myśli Ingebjorg podążyły do Turego. Obiecał, że wróci do twierdzy Aker, jak tylko wyzdrowieje. Miała nadzieję, że choroba nie jest poważna.

Pani Losne zwróciła się do ochmistrza:

- Czy panna Ingebjorg nie mogłaby przepisać historycznych pieśni o fałszywej Margaret i o Audunie Hu-gleikssonie? Ja bardzo bym chciała mieć tekst takiej pieśni.

Orm Oysteinsson mruknął coś, nie patrząc na nią.

- Te dwie pieśni są niewiarygodnie interesujące -mówiła dalej małżonka rycerza niewzruszona, jakby nie widziała niechęci ochmistrza. - Chociaż nikt nie wie, dlaczego Audun Hugleiksson został powieszony. To niepojęte. Nie wiesza się wielkiego pana tak, jakby był zwyczajnym złodziejem. Audun wiele znaczył dla kraju, był następnym po królu, i nagle pewnego dnia bez żadnych wyjaśnień został zamknięty w wieży, gdzie trzymano go długo, a w końcu powieszono bez żadnego procesu. Niektórzy sądzą, że król Hakon usunął go z tego świata, ponieważ Audun zgromadził w swoich rękach zbyt wielką władzę. Inni uważają, że Audun utrzymywał potajemne kontakty z kobietą, którą król Hakon chciał poślubić, a jeszcze inni twierdzą, że został stracony za zdradę kraju.

Orm Oysteinsson wstał nagle od stołu, i gniewnym krokiem opuścił pomieszczenie.

Ingebjorg zdążyła zobaczyć jego twarz. Śmiertelnie bladą twarz.

Zebrani przy stole spoglądali po sobie zaskoczeni, a małżonka rycerza spytała męża zbolałym głosem:

- Czy ja zrobiłam coś złego?

Pani Bothild uśmiechała się przepraszająco.

- Pan Orm ma w tych dniach wiele trudnych obowiązków. Wśród bogatych panów szerzy się niezadowolenie z powodu opłat dzierżawnych dla kraju. Miasta hanzeatyckie rozwijają handel, naruszając przywileje naszych miast i nie godzą się na zerwanie dotychczasowych powiązań z nami. Zaraza nie tylko odbierała życie - zakończyła gospodyni. - Ma ona też poważne następstwa dla handlu, uprawy roli i żeglugi, to znaczy dla tego, z czego czerpiemy środki do życia.

Ingebjorg wpatrywała się w blat stołu. Dobrze wiedziała, dlaczego ochmistrz jest w takim wojowniczym nastroju. On się po prostu boi.

- Imponuje mi pani - zaszczebiotała żona rycerza. -Jestem pewna, że pani wie więcej na temat państwa, niż wielu członków królewskiej rady.

Rycerz Losne posłał jej zatroskane spojrzenie.

Nieszczęsna kobieta zrozumiała, że powiedziała coś głupiego i chciała to załagodzić.

- W każdym razie uważam, panno Ingebjorg, że powinna pani przepisać pieśni o fałszywej Margaret. Jestem pewna, że królowa Blanka chętnie się ich nauczy.

- A o czym to jest? - spytała Ingebjorg, by okazać chociaż cień zainteresowania, ale wciąż myślała o ochmistrzu i jego zaskakującej reakcji. Czy los owego Au-duna skłonił go do myślenia o własnym?

- Nie słyszała pani o fałszywej Margaret?

- Nie.

Żona rycerza odłożyła łyżkę i z zapałem wzięła się do opowiadania.

- Brat starego króla Hakona, król Eirik, miał córeczkę imieniem Margaret. Kiedy skończyła sześć lat, wysłano ją do Szkocji na spotkanie z przyszłym narzeczonym. Nie dotarła nawet na Orkady, bo po drodze zachorowała, a towarzyszący jej ludzie twierdzili, że umarła. Wiele lat później pojawiła się pewna kobieta z Lubeki, twierdząc, że to ona jest Margaret. Król Ha-kon był przekonany, że kobieta kłamie, i że to Audun Hugleiksson stoi za oszustwem. Uznał, że przy pomocy owej fałszywej Margaret Audun ma nadzieję przejąć władzę w kraju. Został więc uwięziony za zdradę stanu, a potem powieszony, fałszywą Margaret natomiast spalono na stosie. Wielu jednak trwało w przekonaniu, że Margaret mówiła prawdę i rozpoczęły się pielgrzymki do jej grobu.

Ingebjorg przyglądała jej się zdumiona.

- Jak mogli wierzyć, że kobieta mówi prawdę?

- Bo opowiadała ze szczegółami o wszystkim, co się działo podczas podróży do Szkocji, że została usunięta ze statku i sprzedana. Pamiętała kościół Świętych Apostołów, dom króla Hlkona i komnaty kobiece na dworze w Bjorgyin. Opowiadała też o swojej mamce, wszystko się zgadzało.

- To dlaczego król Hikon uważał, że kobieta kłamie?

Teraz wtrąciła się pani Bothild.

- Król widział zwłoki małej bratanicy, kiedy trumna wróciła do Norwegii. Ani on, ani król Eirik, ojciec dziewczynki, nie mieli wątpliwości, że to ona.

Pani Bothild posłała surowe spojrzenie żonie rycerza. Było oczywiste, co sama myśli o tej sprawie. Nie chciała słuchać o tym, że sam „święty Hlkon” mógłby popełnić taki błąd, karać niewinnych.

Żona rycerza uznała, iż najrozsądniej będzie mówić o czym innym. W chwilę później ona i mąż wstali od stołu, rycerz Galtung poszedł za ich przykładem. Ingebjorg i pani Bothild zostały same.

- Wczoraj powiedziałam, że oddałam komuś dokument ojca - rzekła po chwili Ingebjorg. - W głębi duszy byłam bowiem przekonana, że ten człowiek został aresztowany. Ale wczorajszy aresztant dzisiaj został wypuszczony i to nie jest mój znajomy.

Pani Bothild przyglądała jej się zaciekawiona.