Przepowiednia księżyca (35). Duchowe zmagania - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (35). Duchowe zmagania ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 35 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 207

Rok wydania: 2011

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

Przepowiednia księżyca tom 35

 

Frid Ingulstad

 

Duchowezmagania

 

Przekład

Anna Marciniakówna

 

Tytuł oryginału norweskiego:

Sjelekamp

 

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

 

Redakcja i korekta: BAPPRESS

 

Copyright © 2007 by N.W. DAMM & SØN A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAPPRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS

All Rights Reserved

 

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

 

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-905-4

 

oraz

 

BAPPRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

 

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-174-4

 

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

 

Skład: BAPPRESS

Druk: CPI, Niemcy

 

GALERIA POSTACI

 

Ingebjørg Olavsdatter - dziedziczka dworu w Dal, w parafii Eidsvoll

Folke Bårdsson - mąż Ingebjørg

Bård Axelsson - ojciec Folkego

Gaute - przyrodni brat Folkego, nieślubny syn Bårda

Pani Ulrika - matka Folkego

Alv - syn Ingebjørg i Turego

Elin - córka Ingebjørg i Folkego

Bård - syn Ingebjørg i Folkego

Bergtor Måsson - były narzeczony Ingebjørg

Tyra Oddsdatter - druga żona Bergtora

Hallstein Måsson - brat Bergtora

Torolv - syn Giseli, nieżyjącej żony Bergtora

Pani Margareta - była teściowa Ingebjørg

Pani Anna - starsza szwagierka Ingebjørg

Bengt Algotsson - szwedzki książę, w niełasce u króla

Młody król Håkon - nowo koronowany król Norwegii

Król Eryk - starszy syn króla Magnusa, władca dużej części Szwecji

Król Magnus - ojciec Håkona i Eryka

Królowa Blanka - królowa Szwecji, zarządza dystryktem Tunsberg

Pani Bothild - żona byłego ochmistrza

Simon Isleifsson - zarządca Sæmundgård

Ingerid - służąca Ingebjørg, żona Simona

Olav - przybrany syn Simona i Ingerid

Åsa - zaufana Ingebjørg i chrzestna matka Elin

Ellisiv - córeczka Åsy, nieślubne dziecko Turego

Jorid Jønsdotter - córka nadwornego pisarza

Rikissa Gerhardsdotter - młoda szlachcianka

W poprzednim tomie...

 

Pewnej nocy wiosną 1358 roku Ingebjørg obudził krzyk małego Bårda. Przerażona odkryła, że Saemundgærd stoi w ogniu. Uratowali się wszyscy z wyjątkiem parobka Sigvata. O podłożenie ognia podejrzewano Rodgeira Magnussona, który z czasem przyznał się do zbrodni, a wkrótce potem zachorował na dżumę i zmarł.

Pogorzelcy zamieszkali na jakiś czas u Solveig i jej ojca. Pojawiły się jednak pogłoski, że coraz więcej ludzi choruje na nową zarazę. Simon z Ingerid i częścią służby uciekli w góry. Folke, Ingebjørg i trójka ich dzieci, a także Åsa z córeczką Ellisiv, służąca Margret, parobek Ivar i ludzie Folkego wyruszyli na południe, w stronę Hallandii. Po drodze spotykali mnóstwo ludzi uciekających przed zarazą. Znaleźli też porzuconego, rannego szczeniaka, którego ze sobą zabrali. Alv dał mu na imię Łapa.

Torolv został u Bergtora, który wraz z rodziną zamierzał wypłynąć na morze. Ingebjørg z mężem i całym orszakiem nocowała we dworze Eikaberg. Następnego ranka gospodarz Ragnvald Brusesson miał ich odprowadzić do Setergärd, dworu, w którym została stracona pani Thora. W Sarpsborg dogonił ich wójt Oslo, który ich ścigał, ponieważ w Setergärd znaleziono martwego Ragnvalda. Wójt stwierdził jednak, że są niewinni. W zamku Hornborg spotkali trzech szlachciców wracających z uczty w Varberg. Opowiadali oni, że księżna wdowa Ingebjørg ma ochotę uwieść Gautego, przyrodniego brata Folkego.

W rzeczywistości Gaute zakochał się w Jorid, córce nadwornego pisarza, odkrył jednak, że panna ukrywa jakąś bolesną tajemnicę. Tymczasem pani Ulrika, matka Folkego, stara się ożenić przybranego syna z panną Magdaleną. W Konghelle orszak Ingebjørg spotyka męża Anny. Ingebjørg stwierdza, że to sympatyczny człowiek, ale uwolnił Annę, ponieważ wykazała skruchę i żal. Nareszcie zbliżają się do Getakärr. Ingebjørg czuje się źle, przeczuwa, że poroni. Prosi wszystkich, by pojechali przodem, ona zaś kieruje się w stronę rynku. Nagle słyszy za sobą głos, odwróciwszy się, dostrzega Annę. „Pani Ingebjørg? Jak to dobrze, że wróciliście. Oszczędzę sobie fatygi”, oznajmia szwagierka.

Rozdział 1

 

Ingebjørg jeszcze mocniej zacisnęła nogi, by ukryć to, co się z nią działo. Z całych sił starała się nad sobą zapanować i ze zdumieniem stwierdziła, że mdłości ustąpiły. Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy zobaczyła, kto przed nią stoi. Anna nie powinna sądzić, że udało jej się przestraszyć bratową.

- Niech będzie pochwalony, pani Anno. - Sama była zaskoczona, że w ogóle zdołała coś powiedzieć, a na dodatek głos brzmi zdrowo i normalnie, choć dopiero co myślała tylko o tym, żeby się położyć. - A ja właśnie niedawno miałam bardzo miłe spotkanie z pani mężem.

Zdążyła zauważyć błysk niepewności w spojrzeniu swego największego wroga, zaraz jednak oczy stały się ciemne i złe jak zazwyczaj.

- Próbujesz mi wmawiać, że spotkałaś mojego męża? Rzeczywiście kłamać potrafisz świetnie.
- Widzieliśmy się w Kungsbacka. Nigdy przedtem nie miałam okazji bliżej go poznać, a to przecież niezwykle sympatyczny i dobry człowiek. Najwyraźniej też bardzo lubi dzieci. Zachwycił się moim synem, zresztą z wzajemnością.

Widziała, jak Anna walczy ze sobą. Chyba zaczęła wierzyć, że Ingebjørg mówi prawdę, i nie wiedziała, jak się w tej sytuacji zachować.

- Owszem, czyż nie potrafi świetnie udawać? To wielka sztuka odgrywać życzliwość i oddanie, kiedy spotyka się ludzi, których wolałoby się nie widzieć - Anna najwyraźniej zdołała się opanować.

Ingebjørg słuchała z uśmiechem. A więc udało jej się wzbudzić w Annie niepokój.

- Proszę go ode mnie pozdrowić i podziękować za tamtą szczerą rozmowę. Dobrze jest wiedzieć, że człowiek ma przyjaciół.

Ku zdziwieniu Ingebjørg Anna odwróciła się na pięcie i marszowym krokiem ruszyła w stronę swojego wierzchowca, wydała rozkaz pokojówce i innym towarzyszącym jej ludziom, a potem odjechała, nie odwracając głowy.

Dopiero teraz Ingebjørg zauważyła, ile ją to spotkanie kosztowało. Mdłości i zawroty głowy wróciły ze zdwojoną siłą, aż się skuliła i musiała się oprzeć o ścianę szopy, żeby nie upaść.

- Przepraszam, czy mogłabym pani w czymś pomóc - nie wiadomo skąd wzięła się młoda kobieta, stanęła obok Ingebjørg i chciała ją podtrzymać. Ingebjørg widziała ją jak przez mgłę, bo ból szarpał jej ciało. Mimo to rozpoznała pannę, to córka nadwornego pisarza, która siedziała przy niej w czasie uczty wydanej przez księżną wdowę, i z którą tak dobrze jej się rozmawiało.

Tamta też ją rozpoznała i krzyknęła głośno:

- Czyż to nie pani Ingebjørg?

Ingebjørg przytaknęła.

- Czy mogę prosić panią o przysługę? Mój mąż pojechał przodem, myślę, że czeka na mnie za bramą miasta. Czy byłaby pani tak dobra i... - nie dokończyła prośby, bo pociemniało jej w oczach, osunęła się na ziemię i zapadła w otchłań.

Kiedy otworzyła oczy, zdała sobie sprawę, że leży na szerokim łożu w jakiejś sypialni, która wydawała jej się znajoma. Po jednej stronie łóżka stał Folke i rozmawiał z panią Ruth Güllicksdotter, a po drugiej córka nadwornego pisarza siedziała na samym brzeżku i trzymała ją za rękę.

Ingebjørg natychmiast przypomniała sobie, co się stało.

- Dziękuję, panno... - nie była w stanie odnaleźć w pamięci jej imienia.

- Jorid Jønsdotter - odparła tamta skrępowana. - Był tu lekarz księżnej wdowy. Jest pani w dobrych rękach.

Folke musiał usłyszeć ich głosy, bo się odwrócił. Wyraz ulgi pojawił się na jego twarzy, kiedy dotarło do niego, że żona odzyskała przytomność. Pochylił się nad nią, pocałował i pogłaskał po czole.

- Najdroższa moja, bardzo cię boli?

Ingebjørg pokręciła przecząco głową.

- Dżuma byłaby o wiele gorsza. Wtedy wy też byście zachorowali.

Folke posłał jej przerażone spojrzenie.

- Bałaś się, że dopadła cię zaraza?

Zmęczona pokiwała głową.

- Najświętsza Panienko! - Folke zrobił znak krzyża. - W takim razie zgadzam się z tobą. Możesz urodzić jeszcze wiele dzieci, Ingebjørg. Przeżyłaś zbyt wiele. Pożar, lęk przed chorobą i długa, męcząca podróż. Nie można było oczekiwać niczego innego.

- To prawda. Czy z Bårdem i Elin wszystko w porządku? A jak inne dzieci?

Folke przytaknął.

- A dlaczego prosiłaś, żebym pojechał przodem? Już wtedy coś zauważyłaś?

- Musiałam zdobyć świeże ubranie. - Uśmiechnęła się skrępowana.

- Żeby ukryć nieszczęście. I panna Jorid spotkała cię bliską omdlenia. Powiedziała mi, że rozmawiałaś z jakąś obcą kobietą.

- To była Anna.

Folke zaniemówił. Widziała, że twarz mu się zmienia, a rysy tężeją.

- Anna Gustavsdotter? Żona wójta?

- Tak - Ingebjørg udało się uśmiechnąć. - Zdaje mi się, że ją przestraszyłam.

Mąż przyglądał jej się badawczo.

- Powiedziałam, że spotkałam jej męża i bardzo się ze sobą zaprzyjaźniliśmy.

Folkego to nie uspokoiło.

- To chyba nie mogło przestraszyć Anny?

Dopiero teraz podeszła do nich pani Ruth.

- Tak się przeraziłam, kiedy wniesiono panią do zamku, pani Ingebjørg. Byłam pewna, że ta przeklęta kobieta zdołała odebrać pani życie.

Folke marszczył czoło, minę miał poważną, wyraźnie zmartwioną.

- Musimy wyjeżdżać. Nie ufam nikomu.

Pani Ruth pokręciła głową.

- Tutaj i ona, i dzieci są bezpieczne. Proszę nie zapominać, że król Magnus znowu jest panem Varberg, po porozumieniu, jakie zawarł z synem. Skoro ja mam prawo tu mieszkać, mimo że jestem ciotką wojowniczego księcia, to jest oczywiste, że również państwo mogą z nami zostać, jak długo zechcą. Nikt niepożądany nie będzie do zamku wpuszczony.

Folke wciąż marszczył czoło.

- Kiedy nocowaliśmy w Konghelle, dowiedziałem się, że sytuacja jest w najwyższym stopniu niepewna zarówno dla króla Magnusa, jak i króla Eryka. Obaj pożyczyli na wojenne wyposażenie więcej pieniędzy, niż są w stanie oddać. Król Eryk jest coraz bardziej zależny od grafów holsztyńskich, którzy wkrótce zawładną chyba całą Szwecją. I król Magnus, i król Håkon zdają sobie z tego sprawę i zastanawiają się, co powinni zrobić, by nie dopuścić do dalszego wzrostu siły grafów.

- My jednak wiemy, jakie plany mają ci królowie - rzekła cierpko pani Ruth. - Mówi się, że obaj po jadą na Boże Narodzenie do Kopenhagi, by ostatecznie doprowadzić do zaręczyn króla Håkona z małą Małgorzatą. Mają nadzieję zapewnić sobie dzięki temu pomoc jej ojca, króla Waldemara, przeciwko królowi Erykowi.

Folke przytakiwał, rozglądając się wokół, by mieć pewność, że w izbie nie ma nikogo, kto nie powinien tego słuchać.

- Przypuszczalnie duński władca chce zaatakować króla Eryka w Skanii. Miej my nadzieję, że król Magnus i król Waldemar zdołają zaprzyjaźnić się na dłużej, bo jak nie, to cała sprawa mogłaby być brzemienna w skutki. Król Waldemar to potężny władca, a król Magnus już wcześniej dawał się wywodzić w pole.

Zerknął na Ingebjørg z troską w oczach.

- Uważam, że pani Ruth ma rację. W tej chwili i ty, i dzieci jesteście bezpieczni tutaj na zamku. Król Magnus musiał obiecać królowi Erykowi, że nie pozwoli księciu Algotssonowi, ani bratu księcia Knutowi, ani żadnemu z ich zwolenników odwiedzać Szwecji. Książę chyba uciekł do Danii.

Ingebjørg skrzywiła się.

- Akurat nie jego się teraz obawiam.
- Anny też się bać nie musisz. Wójt jest człowiekiem silnym i władczym, udowodnił też, że potrafi działać, kiedy jego żona poprzednim razem posunęła się za daleko. Sądzę, że teraz bacznie ją obserwuje. Zwłaszcza, że wie, iż wróciliśmy.

Nagle Folke zdał sobie sprawę, że panna Jorid wciąż siedzi przy Ingebjørg i posłał jej niespokojne spojrzenie.

- Zakładam, że nadworny pisarz śledzi, co się dzieje i jest po naszej stronie.

Panna Jorid przytaknęła.

- Ojciec zawsze wspierał króla Magnusa, nawet kiedy król Eryk przejął zamek. Ojciec nie popiera jego poglądów. Jest starym człowiekiem i niewiele już może zrobić, ale zawsze miał oczy i uszy otwarte. Co prawda ostatnio gorzej słyszy, ale i tak świetnie orientuje się w sytuacji.

Pani Ruth uśmiechnęła się tajemniczo.

- Pan chyba nie wie, Folke, że pański brat wodzi oczyma za naszą piękną panną pisarzówną?

Ingebjørg popatrzyła najpierw na panią Ruth, a potem na pannę Jorid. Naprawdę Gaute zakochał się w córce nadwornego pisarza? Ale co na to powiedzą rodzice Folkego?

Folke musiał pomyśleć to samo. Uśmiechnął się do panny.

- Świetnie rozumiem mojego brata, ale proszę zbyt wiele nie oczekiwać, panno Jorid. Mój ojciec z pewnością zechce mieć coś do powiedzenia w sprawach jego przyszłości, tak jak w swoim czasie domagał się posłuszeństwa ode mnie.

Ingebjørg zauważyła, że uśmiech zgasł na wargach panny Jorid, a na jej twarzy pojawił się wyraz smutku i przygnębienia. Nie ma wątpliwości, że dziewczyna odwzajemnia uczucia Gautego.

Przypomniała sobie, że ona i Folke rozmawiali o Gautem tamtej nocy, kiedy w drodze do Oslo spali pod gołym niebem. Powiedziała wtedy, że chciałaby ożenić Gautego z Åsą, a Folke oznajmił, że ojciec nigdy się na to nie zgodzi. Gaute będzie musiał poślubić pannę z jakiegoś szwedzkiego szlacheckiego rodu.

Drzwi się otworzyły i do izby wbiegł Alv z Łapą w objęciach. Szczeniak bardzo urósł, wierzgał teraz łapami, chcąc się wyrwać chłopcu.

Margret wbiegła za nimi, próbując zabrać dziecko i psa, Alv jednak upierał się, że zostanie przy matce.

Folke pośpiesznie odebrał mu szczeniaka.

- Łapy nie trzeba nosić, Alv. Nie widzisz, jak się wyrywa na ziemię?

Chłopiec chciał protestować, ale zamiast tego rzucił się w stronę łóżka i wdrapał się do matki.

Ingebjørg objęła synka i przytuliła do siebie.

- Już niedługo wyzdrowieję, to pojedziemy dalej, do wujka Gautego, pana Bårda i pani Ulriki.

- Ja chcę siedzieć na koniu razem z wujkiem Gautem - zawołał Alv ze śmiechem.

Nagle Ingebjørg poczuła skurcz w sercu. Czy Alv będzie mógł poruszać się poza murami posiadłości, skoro Anna znajduje się w pobliżu? Czy będą musieli żyć w nieustannym lęku o dziecko? Westchnęła ciężko. Jak wójt mógł być taki naiwny? Skoro Anna próbowała otruć własną matkę, to jest zdolna naprawdę do wszystkiego. Wójt musi zdać sobie sprawę, że ta kobieta zrobi, co będzie mogła, by odziedziczyć majątek ojca. Alv zaś stoi jej na drodze.

Pani Ruth odwróciła się.

- Chyba powinniśmy zostawić pacjentkę na jakiś czas w spokoju. - Ruszyła ku drzwiom, ale znowu przystanęła. - Mam przekazać pani pozdrowienia od pani Katariny. Ona też tu teraz jest.

Ingebjørg uśmiechnęła się.

- Proszę ją też ode mnie pozdrowić i powiedzieć, że bardzo się cieszę, iż będę mogła ją spotkać.

Panna Jorid wstała.

- Proszę się nie wahać i przysłać po mnie, gdybym mogła w czymś pani pomóc - zwróciła się do Ingebjørg.
- Dziękuję, panno Jorid. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie pani. I proszę serdecznie pozdrowić swojego ojca. Mam nadzieję, że znajdziemy chwilę, żeby porozmawiać przed moim wyjazdem. Rzadko mam okazję podyskutować z kimś o książkach.

Panna Jorid uśmiechnęła się.

Dopiero kiedy dziewczyna opuściła izbę, Ingebjørg przypomniała sobie, że przecież ona też umie czytać. Kiedy widziały się po raz pierwszy, opowiadała jej, że pożycza książki z biblioteki.

Po chwili Margret zabrała Alva, małżonkowie zostali sami. Powiedziano jej, że Bård śpi. Nakarmiła go mieszkająca w zamku mamka. Teraz Folke usiadł na krawędzi łóżka i ujął rękę żony.

- Tak mi przykro, Ingebjørg. Pytam wciąż samego siebie, czy powinniśmy byli postąpić inaczej. Nie musieliśmy jechać aż tutaj, mogliśmy zostać na jakiś czas w Sarpsborg. Nic przecież nie wskazywało na to, że zaraza tam dotrze.

Ona jednak pokręciła głową.

- Nie zaznałabym spokoju, gdybyśmy tam zostali. Zresztą nie sądziłam, że konna jazda źle się dla mnie skończy. Przecież dawniej będąc w ciąży też jeździłam.
- Ale nie od rana do wieczora i to przez wiele dni z rzędu.
- Mimo to nie wierzę, że poronienie ma coś wspólnego z podróżą. Niektóre dzieci przychodzą na świat, a inne się traci. To Bóg decyduje. Mieliśmy szczęście, że pozwolił nam zachować Elin i Bårda, nie powinniśmy o tym zapominać.

- To jednak już drugie dziecko, które poroniłaś.

Ingebjørg nie odpowiadała.

- Chciałabyś się trochę przespać?

- Nie, wolałabym żebyś tu przy mnie siedział i trzymał mnie za rękę tak jak teraz.

- Mówiłaś, że przestraszyłaś Annę, ale ja widzę, że chyba jest odwrotnie.

Ingebjørg wciąż nie odpowiadała.

- Ona nie zdoła wedrzeć się do zamku, Ingebjørg.

- Ona może nie, ale z pewnością wszędzie ma pomocników. Biedni ludzie zrobią wszystko, by zarobić jakiegoś szylinga.

- Poproszę, by wzmocniono straże i nie wpuszczano nikogo niepowołanego.

- A co my wiemy o służbie tutaj, w Varberg? Niektórzy z nich na pewno stoją po stronie księcia. I dobrze wiedzą, że on i Anna są sobie bliscy.

Folke niespokojnie spojrzał w okno.

- Wkrótce się ściemni. Proponuję, żebyśmy zostali tu na noc i ruszyli dalej jutro wcześnie rano.

Ingebjørg zgodziła się.

- Chciałam zaproponować to samo.

Mąż pogłaskał ją po czole.

- Bardzo źle się czujesz?
- Nie, najgorsze minęło.
- Wyglądasz na przygnębioną.
- Myślę o Gautem i pannie Jorid.

Folke uśmiechnął się.

- Powinienem był wiedzieć. Twoje serce zawsze krwawi, kiedy dwoje kochających się ludzi nie może być ze sobą.
- Nie pamiętasz, jak cierpieliśmy, kiedy ojciec wezwał cię do Hallandii, a ja zostałam w Ormsgård w Tunsberg, nie wiedząc nawet, czy cię jeszcze kiedyś zobaczę? I jak dowiedziałam się, że poślubiłeś inną, albo wtedy, kiedy spotkaliśmy się tutaj, w zamku, trawieni tęsknotą?

Folke pochylił się i pocałował ją.

- Nie, nie zapomniałem o tym, Ingebjørg. Pamiętam każdą noc, kiedy kładłem się spać zrozpaczony, pamiętam ból, kiedy nie otrzymałem odpowiedzi na swój list i sądziłem, że ze mną zerwałaś. I nie śmieję się z ciebie, podziwiam twoje gorące serce. Cierpisz razem z Gautem i panną Jorid, bo jesteś taka, jak jesteś. I ja bym nie chciał, żebyś się zmieniła. Kto wie, może ty, dzięki swojej trosce o innych ludzi, potrafisz dokonać tego, co się nikomu innemu nie udało: wpłyniesz na mojego ojca.

Ingebjørg słuchała z uśmiechem.

- W każdym razie spróbuję. Uważam, że panna Jorid jest dobrą i łagodną kobietą, która stałaby się wielką radością i wsparciem dla Gautego. Jest mądra, umie czytać i pisać, posiada prawdopodobnie znacznie więcej umiejętności niż zwykłe córki szlacheckich rodów. Jedyne, czego jej brakuje, to potężny ojciec ze szlachecką krwią z żyłach, ale jestem pewna, że świetnie sobie poradzi bez tego.

- Powinni cię słyszeć szlachcice z Hallandii - roześmiał się Folke, po czym wstał. - Pójdę porozmawiać z zarządcą, by wzmocnił straże. Nie musisz się bać o Alva. Margret ma surowo przykazane, żeby nikogo nie wpuszczać, zresztą jest z nią Åsa.

Ingebjørg przytakiwała w milczeniu, ale kiedy wyszedł, leżała i myślała, jak łatwo Anna lub jej pomocnicy mogliby się zakraść do zamku. Szwagierka z pewnością wszędzie tu ma swoich ludzi.

Służąca przyniosła tacę z jedzeniem dla chorej. Ingebjørg nie widziała przedtem tej dziewczyny.

- Chyba cię jeszcze nie spotkałam. Byłaś tu już trzy lata temu?

Zauważyła, że tamta się rumieni, a wzrok ma rozbiegany.

- Nie, pracuję dopiero od Bożego Narodzenia.

- Ale zdążyłaś już poznać panią Ruth i panią Katarinę?

Dziewczyna skinęła głową, nie patrząc na nią.

- Chyba wiesz, że pani Ruth jest ciotką księcia Algotssona?

Dziewczyna znowu przytaknęła w milczeniu.

- Tak się ucieszyłam na jej widok. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy, kiedy byłam w Varberg przed trzema laty.

Tym razem też nie doczekała się odpowiedzi. Ingebjørg miała wrażenie, że dziewczyna nie bardzo wie, co ze sobą zrobić.

- Postaw tacę na stole, za chwilę coś zjem.

Służąca dygnęła i wyszła.

Ingebjørg przyglądała się kuszącym kawałkom mięsa, cieniutkim chlebkom i kubkowi piwa, czując, że cieknie jej ślinka. Długo nie jadła, ale coś jej mówiło, że powinna się powstrzymać.

Głupia jesteś, powiedziała sobie w duchu. Anna pojechała i nie może wiedzieć, że znalazłaś się w królewskim zamku.

A jeśli wie?

Rozdział 2

 

Nie miała odwagi tknąć jedzenia. Anna mogła się zatrzymać za bramą miasta, zauważyć, że panna Jorid przekazała wiadomość Folkemu, i że on wraz z orszakiem zawrócił do Varberg. W królewskiej twierdzy aż się roi od łudzi, nikt nie jest w stanie kontrolować wszystkich.

Na szczęście Margrecie surowo przykazano, by trzymała dzieci w izbie, dopóki nie trzeba będzie jechać dalej. Åsa jest z nią, a jeśli na kimś można polegać, to właśnie na Åsie. Ona by nie dopuściła do dzieci obcej służącej i nie pozwoliła Alvowi zjeść czegokolwiek, czego sama najpierw nie spróbuje. Ingebjørg nawet nie musiała jej o tym mówić, Åsa sama rozumie, że muszą mieć się na baczności. Zresztą Ellisiv też jest zagrożona. Anna z pewnością wie, że Ellisiv jest córką Turego.

Ale jednak Alv przybiegł do matki, Margret musiała go gonić. Jak zdołał się wydostać za drzwi, jeśli skobel był zaciągnięty?

Ingebjørg rzucała się na posłaniu coraz bardziej zaniepokojona. W końcu nie mogła już dłużej, wstała i ubrała się. Tysiące kobiet traci dzieci i nie kładą się z tego powodu do łóżka. Wyszczotkowała włosy, włożyła czepek i podeszła do okna. Miała stąd widok na morze. Niebo było błękitne, bez jednej chmurki, powierzchnia wody skrzyła się w słońcu. W oddali widziała statki płynące na północ, lub inne, zmierzające na południe. Żagle wyglądały jak białe ptaki. Jakaś duża, szeroka hanzeatycka koga zbliżała się do królewskiego nabrzeża, żagle łopotały delikatnie, marynarze biegali po pokładzie, prowadząc statek do brzegu. Ten widok sprawił, że zaczęła myśleć o Erlingu i jego opiekunie z Rostocku. Wkrótce minie rok, odkąd widziała syna. Gdzie on się teraz znajduje? Jak mu jest? Czy słusznie postąpiła, wyrzekając się go?

Koga wolno zbliżała się do brzegu. Teraz Ingebjørg wyraźnie widziała załogę, młodych chłopców i starych, doświadczonych marynarzy. Na mostku stał wysoki mężczyzna, wymachiwał rękami i krzyczał. To z pewnością szyper.

Z kajuty wyszło dwoje dzieci: chłopiec pięcio-, może sześcioletni i trochę mniejsza dziewczynka. Chłopiec miał ciemne włosy, widziała to wyraźnie. Dziewczynka nieco jaśniejsze. Może trzeba by wysłać któregoś z ludzi Folkego, żeby się dowiedział, skąd szyper pochodzi i czy zna nazwisko Sebastian Bernward.

Rzecz jasna ów ciemnowłosy chłopiec nie ma z nią nic wspólnego. Byłby to niewiarygodny zbieg okoliczności. Poza tym wygląda na to, że on ma siostrę.

Może Sebastian Bernward wziął jeszcze jedno dziecko? Albo ponownie się ożenił? Może poślubił wdowę z dzieckiem?

Ale on przecież wciąż jest żonaty z Åshild, a dwóch żon mieć nie wolno.

Chociaż może Kościół w Rostocku nie wie, że on ma już żonę w Norwegii. Ktoś taki potrafi oszukiwać ludzi.

Pochyliła się i wpatrywała w statek, który już zacumował. Teraz wyraźnie widziała chłopca, ale był odwrócony do niej plecami. Włosy miał tak samo ciemne, jak Erling. Szczęknęła klamka i Ingebjørg odwróciła się gwałtownie. Folke patrzył na nią zaskoczony.

- Wstałaś?

- Tak, nie mogłam już dłużej leżeć.

- Dlatego, że jesteś niespokojna?

- Może to też, ale przede wszystkim dlatego, że czuję się silna na tyle, by wstać i jak najszybciej znowu wyruszyć w drogę. Wiejskie kobiety też tracą dzieci i zaraz potem muszą brać się do roboty.

- Ale ty nie jesteś wiejską kobietą. Ty jesteś moją żoną, najdroższym skarbem, jaki posiadam. Poza tym możemy wyruszyć dopiero jutro rano.

Podszedł do niej. Ingebjørg miała nadzieję, że Folke nie zauważy ciemnowłosego chłopca na pokładzie kogi. Wtedy by pewnie zrozumiał, o czym myślała. A przecież miał nadzieję i wierzył, że udało jej się raz na zawsze wyrzucić Erlinga z myśli.

- Mam ochotę spotkać się z panią Katariną, skoro tu już jestem. Chciałabym też porozmawiać jeszcze z panią Ruth. Może minąć wiele czasu, zanim znowu je spotkam, a obie są mi takie życzliwe.

Folke uniósł palcem jej podbródek i przyglądał się twarzy żony.

- Co się dzieje, Ingebjørg?

- Przecież wiesz.

On wolno potrząsnął głową.

- Nie. Wiem, że niepokoisz się z powodu Anny, bo obawiasz się o życie Alva i swoje, ale nie wiem, dlaczego stoisz przy tym oknie i wpatrujesz się w morze.

Wzrok Folkego podążał w stronę horyzontu, zatrzymując się na statkach stojących na kotwicach oraz tych przy nabrzeżu. Ingebjørg poczuła, że teraz patrzy na hanzeatycką kogę. Na razie nic nie mówił.

- Czy ty myślisz o tamtym mieszkańcu Rostocku i jego synu? - spytał w końcu.

- A czy można myśleć o jednym i pomijać drugiego.

Folke nie odpowiadał, nadal wpatrywał się w morze.

- Jest ich tam dwoje. To znaczy dwoje dzieci. A on miał tylko jedno.
- Nie sądzę, że to jest on, Folke. Wydało mi się tylko dziwne, że pierwsze, co zobaczyłam przez okno, to właśnie hanzeatycka koga.
- Tu się prawie nie widuje nikogo innego prócz Niemców - odparł Folke ze śmiechem. - Zalewają i Norwegię, i Szwecję.

Po chwili Folke zwrócił się do żony:

- W Sali Królewskiej trwają przygotowania do kolacji. Mam jeszcze drobną sprawę do załatwienia, ale potem wrócę i pójdziemy tam razem.

Ingebjørg skinęła w odpowiedzi i patrzyła w ślad za Folkem, dopóki nie zniknął za drzwiami. Jaki to postawny i przystojny mężczyzna, nie znała innego takiego.

Nagle wolno i jakby ze zdziwieniem pokręciła głową. Folke natychmiast się domyślił, że ona przygląda się dzieciom na pokładzie kogi, choć przecież od dawna nie wspominali nawet imienia Erlinga. Można by sądzić, że Folke czyta w myślach żony. Sprawiło jej to przyjemność, ale zarazem też ból. Teraz go z pewnością zawiodła. Wiedziała, jak bardzo pragnął, by udało jej się zapomnieć. Folke nie rozumie, że pod tym względem mężczyźni różnią się od kobiet. Matka nigdy nie zapomni dziecka, które wydała na świat.

Odwróciła się od okna i wolno poszła w stronę półki z książkami na drugim końcu pokoju. Nawet tutaj, w izbie gościnnej, było ich wiele.

Najwięcej znalazła książek poświęconych kwestiom kościelnym, między innymi dzieło napisane przez mnicha Bernharda z Clairvaux, założyciela zakonu cystersów. Opowiadał jej o nim brat Eilif, bo przecież klasztor Hovedøen należy do tego zakonu. Brat Eilif mówił, że Bernhard traktował wiarę jako tajemnicę, z czym nie zgadzał się uczony Abelard, który głosił, że niektóre teksty w Biblii są ze sobą nawzajem sprzeczne. Taki stosunek do świętych tekstów był niebezpieczny, więc jego książki zostały spalone na stosie.

Zdjęła którąś książkę z półki i stwierdziła ze zdziwieniem, że to właśnie przekład jednej z tych wyklętych prac: Tak i nie albo za i przeciw. Brat Eilif o niej opowiadał i brał Abelarda w obronę. „Każdy ma prawo do samodzielnego myślenia”, mawiał. Mimo gniewu duchowieństwa Abelard zyskał wielu zwolenników. Miał zaledwie dwadzieścia trzy lata, kiedy otworzył szkołę w Paryżu, opowiadał brat Eilif. Jego stosunek do kobiet też był inny niż stosunek brata Bernharda. Podczas gdy przeciwnik zajmował się sprawami duchowymi, to Abelarda pochłaniała głównie zmysłowa miłość do Heloizy, w końcu nie był w stanie myśleć o niczym innym.

Ostrożnie przewracała arkusze pergaminu, zapisane starannymi literkami i myślała o swojej miłości do Folkego. Może Gaute i panna Jorid przeżywają taką samą, trudną do ugaszenia tęsknotę, jakiej doświadczyli Folke i ona, a także owa znana para kochanków z Francji sprzed dwustu laty. Ludzie się nie zmieniają, mężczyźni i kobiety dzisiaj przeżywają to samo i tak z pewnością pozostanie po wsze czasy. Zostali stworzeni przez Boga, by przeżywać pożądanie, tęsknotę i zmysłowość.

Odstawiła książkę na miejsce i spojrzała ku drzwiom. Dlaczego Folke nie wraca? Myślała, że poszedł tylko po coś, ale minęło już tyle czasu...

Mogła, rzecz jasna, wezwać którąś z pokojówek, by towarzyszyła jej do Sali Królewskiej. Jeśli Anna coś knuje, to przecież raczej nie zaatakuje jej w ponurych zamkowych korytarzach. W każdym razie nie teraz, kiedy wzmocniono straże.

W tej samej chwili zauważyła, że poronienie jeszcze się nie skończyło, bo coś ciepłego zmoczyło podkład. Trzeba go zmienić w nadziei, że nie będzie musiała pozostawać w sypialni.

Miała tu dzbanek z wodą i miednicę. Oporządziła się najlepiej, jak mogła.

Pomyślała o Sæmundgård i znowu przypomniała sobie pożar. Z trudem powstrzymywała płacz. Mój Boże, ten dwór, który tak bardzo kochałam, został przemieniony w stos czarnych węgli i popiołu. Tyle tylko zostało ze starych, spalonych słońcem, drewnianych budynków. Jeśli nawet zostaną wzniesione nowe, to już nigdy nie będzie tak samo. Stary dom zniknął na zawsze. Może najlepiej byłoby tam już nie wracać.

Zapukano do drzwi i Ingebjørg odwróciła się pośpiesznie. To z pewnością Folke.

Ale nie, to Alv i Ellisiv w towarzystwie Åsy.

- Żona zarządcy pytała o panią. Czy czuje się pani na tyle dobrze, by mogła zejść na dół?

Ingebjørg przytaknęła z uśmiechem.

- Tak, myślę, że najgorsze minęło. A wy, dostaliście coś do jedzenia?
- Dziękuję, dostaliśmy dużo i same smakołyki. Oni sami nie wiedzą, co by mogli jeszcze dla nas zrobić.

- Na to liczyłam. To przecież król Håkon jest panem na tym zamku, a on wie, że jego matka i ja jesteśmy zaprzyjaźnione.

Nie zawsze sprawy wyglądały tak prosto. Teraz, na szczęście, książę jest daleko stąd, nieszczęsny dokument należy do przeszłości, Orm Øysteinsson nie żyje, a król Håkon na zawsze pozostanie jej przyjacielem. Ponadto Folke jest jednym z najbardziej lojalnych ludzi króla Magnusa, z czego obaj władcy zdają sobie sprawę.

Alv i Ellisiv podbiegli do okna, chłopiec natychmiast znalazł stołek, na który się wdrapał, by móc wyglądać na zewnątrz.

- Spójrz, Ellisiv! Hanzeatycka koga. Powinniśmy mieć teraz łuk i strzały, to byśmy rozerwali ich na kawałki.

- Ale dlaczego? - spytała dziewczynka przestraszona.