Przepowiednia księżyca (35). Duchowe zmagania - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (35). Duchowe zmagania ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

[PK]

 

Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 35 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych. 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna w Mszanie Dolnej

Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu (5)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 211

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżyca tom 35

Frid Ingulstad

Duchowe zmagania

Przekład

Anna Marciniakówna

Tytuł oryginału norweskiego: Sjelekamp

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2007 by N.W. DAMM & SON A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-905-4

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-174-4

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: CPI, Niemcy

GALERIA POSTACI

Ingebjorg Olavsdatter

Folke Bärdsson

Bard Axelsson

Gaute

Pani Ulrika

Alv

Elin

Bard

Bergtor Mässon

Tyra Oddsdatter Hallstein Mässon

Torolv

Pani Margareta

Pani Anna

Bengt Algotsson Młody król Hakon Król Eryk

Król Magnus

Królowa Blanka

Pani Bothild

Simon Isleifsson

Ingerid

Olav

Asa

Ellisiv

Jorid Jonsdotter

Rikissa Gerhardsdotter

dziedziczka dworu w Dal, w parafii Eidsvoll mąż Ingebjorg

ojciec Folkego

przyrodni brat Folkego, nieślubny syn Barda matka Folkego

syn Ingebjorg i Turego

córka Ingebjorg i Folkego syn Ingebjorg i Folkego były narzeczony Ingebjorg druga żona Bergtora brat Bergtora -

syn Giseli, nieżyjącej żony Bergtora była teściowa Ingebjorg

starsza szwagierka Ingebjorg szwedzki książę, w niełasce u króla nowo koronowany król Norwegii starszy syn króla Magnusa, władca dużej części Szwecji

ojciec Hakona i Eryka

królowa Szwecji, zarządza dystryktem Tunsberg

żona byłego ochmistrza zarządca Saemundgard służąca Ingebjorg, żona Simona przybrany syn Simona i Ingerid zaufana Ingebjorg i chrzestna matka Elin córeczka Asy, nieślubne dziecko Turego córka nadwornego pisarza młoda szlachcianka

W poprzednim tomie.

Pewnej nocy wiosną 1358 roku Ingebjorg obudził krzyk małego Barda. Przerażona odkryła, że Saemund-gärd stoi w ogniu. Uratowali się wszyscy z wyjątkiem parobka Sigvata. O podłożenie ognia podejrzewano Rodgeira Magnussona, który z czasem przyznał się do zbrodni, a wkrótce potem zachorował na dżumę i zmarł.

Pogorzelcy zamieszkali na jakiś czas u Solveig i jej ojca. Pojawiły się jednak pogłoski, że coraz więcej ludzi choruje na nową zarazę. Simon z Ingerid i częścią służby uciekli w góry. Folke, Ingebjorg i trójka ich dzieci, a także Asa z córeczką Ellisiv, służąca Margret, parobek Ivar i ludzie Folkego wyruszyli na południe, w stronę Hallandii. Po drodze spotykali mnóstwo ludzi uciekających przed zarazą. Znaleźli też porzuconego, rannego szczeniaka, którego ze sobą zabrali. Alv dał mu na imię Łapa.

Torolv został u Bergtora, który wraz z rodziną zamierzał wypłynąć na morze. Ingebjorg z mężem i całym orszakiem nocowała we dworze Eikaberg. Następnego ranka gospodarz Ragnvald Brusesson miał ich odprowadzić do Setergärd, dworu, w którym została stracona pani Thora. W Sarpsborg dogonił ich wójt Oslo, który ich ścigał, ponieważ w Setergärd znaleziono martwego Ragnvalda. Wójt stwierdził jednak, że są niewinni. W zamku Hornborg spotkali trzech szlachciców wracających z uczty w Varberg. Opowiadali oni, że księżna wdowa Ingebjorg ma ochotę uwieść Gautego, przyrodniego brata Folkego.

W rzeczywistości Gaute zakochał się w Jorid, córce nadwornego pisarza, odkrył jednak, że panna ukrywa jakąś bolesną tajemnicę. Tymczasem pani Ulrika, matka Folkego, stara się ożenić przybranego syna z panną Magdaleną. W Konghelle orszak Ingebjorg spotyka męża Anny. Ingebjorg stwierdza, że to sympatyczny człowiek, ale uwolnił Annę, ponieważ wykazała skruchę i żal. Nareszcie zbliżają się do Getakarr. Ingebjorg czuje się źle, przeczuwa, że poroni. Prosi wszystkich, by pojechali przodem, ona zaś kieruje się w stronę rynku. Nagle słyszy za sobą głos, odwróciwszy się, dostrzega Annę. „Pani Ingebjorg? Jak to dobrze, że wróciliście. Oszczędzę sobie fatygi”, oznajmia szwagierka.

Rozdział 1

Ingebjorg jeszcze mocniej zacisnęła nogi, by ukryć to, co się z nią działo. Z całych sił starała się nad sobą zapanować i ze zdumieniem stwierdziła, że mdłości ustąpiły. Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy zobaczyła, kto przed nią stoi. Anna nie powinna sądzić, że udało jej się przestraszyć bratową.

- Niech będzie pochwalony, pani Anno. - Sama była zaskoczona, że w ogóle zdołała coś powiedzieć, a na dodatek głos brzmi zdrowo i normalnie, choć dopiero co myślała tylko o tym, żeby się położyć. - A ja właśnie niedawno miałam bardzo miłe spotkanie z pani mężem.

Zdążyła zauważyć błysk niepewności w spojrzeniu swego największego wroga, zaraz jednak oczy stały się ciemne i złe jak zazwyczaj.

- Próbujesz mi wmawiać, że spotkałaś mojego męża? Rzeczywiście kłamać potrafisz świetnie.

- Widzieliśmy się w Kungsbacka. Nigdy przedtem nie miałam okazji bliżej go poznać, a to przecież niezwykle sympatyczny i dobry człowiek. Najwyraźniej też bardzo lubi dzieci. Zachwycił się moim synem, zresztą z wzajemnością.

Widziała, jak Anna walczy ze sobą. Chyba zaczęła wierzyć, że Ingebjorg mówi prawdę, i nie wiedziała, jak się w tej sytuacji zachować.

- Owszem, czyż nie potrafi świetnie udawać? To wielka sztuka odgrywać życzliwość i oddanie, kiedy spotyka się ludzi, których wołałoby się nie widzieć -Anna najwyraźniej zdołała się opanować.

Ingebjorg słuchała z uśmiechem. A więc udało jej się wzbudzić w Annie niepokój.

- Proszę go ode mnie pozdrowić i podziękować za tamtą szczerą rozmowę. Dobrze jest wiedzieć, że człowiek ma przyjaciół.

Ku zdziwieniu Ingebjorg Anna odwróciła się na pięcie i marszowym krokiem ruszyła w stronę swojego wierzchowca, wydała rozkaz pokojówce i innym towarzyszącym jej ludziom, a potem odjechała, nie odwracając głowy.

Dopiero teraz Ingebjorg zauważyła, ile ją to spotkanie kosztowało. Mdłości i zawroty głowy wróciły ze zdwojoną siłą, aż się skuliła i musiała się oprzeć o ścianę szopy, żeby nie upaść.

- Przepraszam, czy mogłabym pani w czymś pomóc - nie wiadomo skąd wzięła się młoda kobieta, stanęła obok Ingebjorg i chciała ją podtrzymać. Ingebjorg widziała ją jak przez mgłę, bo ból szarpał jej ciało. Mimo to rozpoznała pannę, to córka nadwornego pisarza, która siedziała przy niej w czasie uczty wydanej przez księżną wdowę, i z którą tak dobrze jej się rozmawiało.

Tamta też ją rozpoznała i krzyknęła głośno:

- Czyż to nie pani Ingebjorg?

Ingebjorg przytaknęła.

- Czy mogę prosić panią o przysługę? Mój mąż pojechał przodem, myślę, że czeka na mnie za bramą miasta. Czy byłaby pani tak dobra i... - nie dokończyła prośby, bo pociemniało jej w oczach, osunęła się na ziemię i zapadła w otchłań.

Kiedy otworzyła oczy, zdała sobie sprawę, że leży na szerokim łożu w jakiejś sypialni, która wydawała jej się znajoma. Po jednej stronie łóżka stał Folke i rozmawiał z panią Ruth Gullicksdotter, a po drugiej córka nadwornego pisarza siedziała na samym brzeżku i trzymała ją za rękę.

Ingebjorg natychmiast przypomniała sobie, co się stało.

- Dziękuję, panno... - nie była w stanie odnaleźć w pamięci jej imienia.

- Jorid Jonsdotter - odparła tamta skrępowana. - Był tu lekarz księżnej wdowy. Jest pani w dobrych rękach.

Folke musiał usłyszeć ich głosy, bo się odwrócił. Wyraz ulgi pojawił się na jego twarzy, kiedy dotarło do niego, że żona odzyskała przytomność. Pochylił się nad nią, pocałował i pogłaskał po czole.

- Najdroższa moja, bardzo cię boli?

Ingebjorg pokręciła przecząco głową.

- Dżuma byłaby o wiele gorsza. Wtedy wy też byście zachorowali.

Folke posłał jej przerażone spojrzenie.

- Bałaś się, że dopadła cię zaraza?

Zmęczona pokiwała głową.

- Najświętsza Panienko! - Folke zrobił znak krzyża. - W takim razie zgadzam się z tobą. Możesz urodzić jeszcze wiele dzieci, Ingebjorg. Przeżyłaś zbyt wiele. Pożar, lęk przed chorobą i długa, męcząca podróż. Nie można było oczekiwać niczego innego.

- To prawda. Czy z Bardem i Elin wszystko w porządku? A jak inne dzieci?

Folke przytaknął.

- A dlaczego prosiłaś, żebym pojechał przodem? Już wtedy coś zauważyłaś?

- Musialam zdobyć świeże ubranie. - Uśmiechnęła się skrępowana.

- Żeby ukryć nieszczęście. I panna Jorid spotkała cię bliską omdlenia. Powiedziała mi, że rozmawiałaś z jakąś obcą kobietą.

- To była Anna.

Folke zaniemówił. Widziała, że twarz mu się zmienia, a rysy tężeją.

- Anna Gustavsdotter? Żona wójta?

- Tak - Ingebjorg udało się uśmiechnąć. - Zdaje mi się, że ją przestraszyłam.

Mąż przyglądał jej się badawczo.

- Powiedziałam, że spotkałam jej męża i bardzo się ze sobą zaprzyjaźniliśmy.

Folkego to nie uspokoiło.

- To chyba nie mogło przestraszyć Anny?

Dopiero teraz podeszła do nich pani Ruth.

- Tak się przeraziłam, kiedy wniesiono panią do zamku, pani Ingebjorg. Byłam pewna, że ta przeklęta kobieta zdołała odebrać pani życie.

Folke marszczył czoło, minę miał poważną, wyraźnie zmartwioną.

- Musimy wyjeżdżać. Nie ufam nikomu.

Pani Ruth pokręciła głową.

- Tutaj i ona, i dzieci są bezpieczne. Proszę nie zapominać, że król Magnus znowu jest panem Varberg, po porozumieniu, jakie zawarł z synem. Skoro ja mam prawo tu mieszkać, mimo że jestem ciotką wojowniczego księcia, to jest oczywiste, że również państwo mogą z nami zostać, jak długo zechcą. Nikt niepożądany nie będzie do zamku wpuszczony.

Folke wciąż marszczył czoło.

- Kiedy nocowaliśmy w Konghelle, dowiedziałem się, że sytuacja jest w najwyższym stopniu niepewna zarówno dla króla Magnusa, jak i króla Eryka. Obaj pożyczyli na wojenne wyposażenie więcej pieniędzy, niż są w stanie oddać. Król Eryk jest coraz bardziej zależny od grafów holsztyńskich, którzy wkrótce zawładną chyba całą Szwecją. I król Magnus, i król Hakon zdają sobie z tego sprawę i zastanawiają się, co powinni zrobić, by nie dopuścić do dalszego wzrostu siły grafów.

- My jednak wiemy, jakie plany mają ci królowie -rzekła cierpko pani Ruth. - Mówi się, że obaj po jadą na Boże Narodzenie do Kopenhagi, by ostatecznie doprowadzić do zaręczyn króla Hakona z małą Małgorzatą. Mają nadzieję zapewnić sobie dzięki temu pomoc jej ojca, króla Waldemara, przeciwko królowi Erykowi.

Folke przytakiwał, rozglądając się wokół, by mieć pewność, że w izbie nie ma nikogo, kto nie powinien tego słuchać.

- Przypuszczalnie duński władca chce zaatakować króla Eryka w Skanii. Miej my nadzieję, że król Magnus i król Waldemar zdołają zaprzyjaźnić się na dłużej, bo jak nie, to cała sprawa mogłaby być brzemienna w skutki. Król Waldemar to potężny władca, a król Magnus już wcześniej dawał się wywodzić w pole.

Zerknął na Ingebjorg z troską w oczach.

- Uważam, że pani Ruth ma rację. W tej chwili i ty, i dzieci jesteście bezpieczni tutaj na zamku. Król Magnus musiał obiecać królowi Erykowi, że nie pozwoli księciu Algotssonowi, ani bratu księcia Knutowi, ani żadnemu z ich zwolenników odwiedzać Szwecji. Książę chyba uciekł do Danii.

Ingebjorg skrzywiła się.

- Akurat nie jego się teraz obawiam.

- Anny też się bać nie musisz. Wójt jest człowiekiem silnym i władczym, udowodnił też, że potrafi działać, kiedy jego żona poprzednim razem posunęła się za daleko. Sądzę, że teraz bacznie ją obserwuje. Zwłaszcza, że wie, iż wróciliśmy.

Nagle Folke zdał sobie sprawę, że panna Jorid wciąż siedzi przy Ingebjorg i posłał jej niespokojne spojrzenie.

- Zakładam, że nadworny pisarz śledzi, co się dzieje i jest po naszej stronie.

Panna Jorid przytaknęła.

- Ojciec zawsze wspierał króla Magnusa, nawet kiedy król Eryk przejął zamek. Ojciec nie popiera jego poglądów. Jest starym człowiekiem i niewiele już może zrobić, ale zawsze miał oczy i uszy otwarte. Co prawda ostatnio gorzej słyszy, ale i tak świetnie orientuje się w sytuacji.

Pani Ruth uśmiechnęła się tajemniczo.

- Pan chyba nie wie, Folke, że pański brat wodzi oczyma za naszą piękną panną pisarzówną?

Ingebjorg popatrzyła najpierw na panią Ruth, a potem na pannę Jorid. Naprawdę Gaute zakochał się w córce nadwornego pisarza? Ale co na to powiedzą rodzice Folkego?

Folke musiał pomyśleć to samo. Uśmiechnął się do panny.

- Świetnie rozumiem mojego brata, ale proszę zbyt wiele nie oczekiwać, panno Jorid. Mój ojciec z pewnością zechce mieć coś do powiedzenia w sprawach jego przyszłości, tak jak w swoim czasie domagał się posłuszeństwa ode mnie.

Ingebjorg zauważyła, że uśmiech zgasł na wargach panny Jorid, a na jej twarzy pojawił się wyraz smutku i przygnębienia. Nie ma wątpliwości, że dziewczyna odwzajemnia uczucia Gautego.

Przypomniała sobie, że ona i Folke rozmawiali o Gautem tamtej nocy, kiedy w drodze do Oslo spali pod gołym niebem. Powiedziała wtedy, że chciałaby ożenić Gautego z Asą, a Folke oznajmił, że ojciec nigdy się na to nie zgodzi. Gaute będzie musiał poślubić pannę z jakiegoś szwedzkiego szlacheckiego rodu.

Drzwi się otworzyły i do izby wbiegł Alv z Łapą w objęciach. Szczeniak bardzo urósł, wierzgał teraz łapami, chcąc się wyrwać chłopcu.

Margret wbiegła za nimi, próbując zabrać dziecko i psa, Alv jednak upierał się, że zostanie przy matce.

Folke pośpiesznie odebrał mu szczeniaka.

- Łapy nie trzeba nosić, Alv. Nie widzisz, jak się wyrywa na ziemię?

Chłopiec chciał protestować, ale zamiast tego rzucił się w stronę łóżka i wdrapał się do matki.

Ingebjorg objęła synka i przytuliła do siebie.

- Już niedługo wyzdrowieję, to pojedziemy dalej, do wujka Gautego, pana Barda i pani Ulriki.

- Ja chcę siedzieć na koniu razem z wujkiem Gau-tem - zawołał Alv ze śmiechem.

Nagle Ingebjorg poczuła skurcz w sercu. Czy Alv będzie mógł poruszać się poza murami posiadłości, skoro Anna znajduje się w pobliżu? Czy będą musieli żyć w nieustannym lęku o dziecko? Westchnęła ciężko. Jak wójt mógł być taki naiwny? Skoro Anna próbowała otruć własną matkę, to jest zdolna naprawdę do wszystkiego. Wójt musi zdać sobie sprawę, że ta kobieta zrobi, co będzie mogła, by odziedziczyć majątek ojca. Alv zaś stoi jej na drodze.

Pani Ruth odwróciła się.

- Chyba powinniśmy zostawić pacjentkę na jakiś czas w spokoju. - Ruszyła ku drzwiom, ale znowu przystanęła. - Mam przekazać pani pozdrowienia od pani Katariny. Ona też tu teraz jest.

Ingebjorg uśmiechnęła się.

- Proszę ją też ode mnie pozdrowić i powiedzieć, że bardzo się cieszę, iż będę mogła ją spotkać.

Panna Jorid wstała.

- Proszę się nie wahać i przysłać po mnie, gdybym mogła w czymś pani pomóc - zwróciła się do Ingebjorg.

- Dziękuję, panno Jorid. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie pani. I proszę serdecznie pozdrowić swojego ojca. Mam nadzieję, że znajdziemy chwilę, żeby porozmawiać przed moim wyjazdem. Rzadko mam okazję podyskutować z kimś o książkach.

Panna Jorid uśmiechnęła się.

Dopiero kiedy dziewczyna opuściła izbę, Ingebjorg przypomniała sobie, że przecież ona też umie czytać. Kiedy widziały się po raz pierwszy, opowiadała jej, że pożycza książki z biblioteki.

Po chwili Margret zabrała Alva, małżonkowie zostali sami. Powiedziano jej, że Bard śpi. Nakarmiła go mieszkająca w zamku mamka. Teraz Folke usiadł na krawędzi łóżka i ujął rękę żony.

- Tak mi przykro, Ingebjorg. Pytam wciąż samego siebie, czy powinniśmy byli postąpić inaczej. Nie mu-sieliśmy jechać aż tutaj, mogliśmy zostać na jakiś czas w Sarpsborg. Nic przecież nie wskazywało na to, że zaraza tam dotrze.

Ona jednak pokręciła głową.

- Nie zaznałabym spokoju, gdybyśmy tam zostali. Zresztą nie sądziłam, że konna jazda źle się dla mnie skończy. Przecież dawniej będąc w ciąży też jeździłam.

- Ale nie od rana do wieczora i to przez wiele dni z rzędu.

- Mimo to nie wierzę, że poronienie ma coś wspólnego z podróżą. Niektóre dzieci przychodzą na świat, a inne się traci. To Bóg decyduje. Mieliśmy szczęście, że pozwolił nam zachować Elin i Barda, nie powinniśmy o tym zapominać.

- To jednak już drugie dziecko, które poroniłaś.

Ingebjorg nie odpowiadała.

- Chcialabyś się trochę przespać?

- Nie, wołałabym żebyś tu przy mnie siedział i trzymał mnie za rękę tak jak teraz.

- Mówiłaś, że przestraszyłaś Annę, ale ja widzę, że chyba jest odwrotnie.

Ingebjorg wciąż nie odpowiadała.

- Ona nie zdoła wedrzeć się do zamku, Ingebjorg.

- Ona może nie, ale z pewnością wszędzie ma pomocników. Biedni ludzie zrobią wszystko, by zarobić jakiegoś szylinga.

- Poproszę, by wzmocniono straże i nie wpuszczano nikogo niepowołanego.

- A co my wiemy o służbie tutaj, w Varberg? Niektórzy z nich na pewno stoją po stronie księcia. I dobrze wiedzą, że on i Anna są sobie bliscy.

Folke niespokojnie spojrzał w okno.

- Wkrótce się ściemni. Proponuję, żebyśmy zostali tu na noc i ruszyli dalej jutro wcześnie rano.

Ingebjorg zgodziła się.

- Chciałam zaproponować to samo.

Mąż pogłaskał ją po czole.

- Bardzo źle się czujesz?

- Nie, najgorsze minęło.

- Wyglądasz na przygnębioną.

- Myślę o Gautem i pannie Jorid.

Folke uśmiechnął się.

- Powinienem był wiedzieć. Twoje serce zawsze krwawi, kiedy dwoje kochających się ludzi nie może być ze sobą.

- Nie pamiętasz, jak cierpieliśmy, kiedy ojciec wezwał cię do Hallandii, a ja zostałam w Ormsgard w Tunsberg, nie wiedząc nawet, czy cię jeszcze kiedyś zobaczę? I jak dowiedziałam się, że poślubiłeś inną, albo wtedy, kiedy spotkaliśmy się tutaj, w zamku, trawieni tęsknotą?

Folke pochylił się i pocałował ją.

- Nie, nie zapomniałem o tym, Ingebjorg. Pamiętam każdą noc, kiedy kładłem się spać zrozpaczony, pamiętam ból, kiedy nie otrzymałem odpowiedzi na swój list i sądziłem, że ze mną zerwałaś. I nie śmieję się z ciebie, podziwiam twoje gorące serce. Cierpisz razem z Gautem i panną Jorid, bo jesteś taka, jak jesteś. I ja bym nie chciał, żebyś się zmieniła. Kto wie, może ty, dzięki swojej trosce o innych ludzi, potrafisz dokonać tego, co się nikomu innemu nie udało: wpłyniesz na mojego ojca.

Ingebjorg słuchała z uśmiechem.

- W każdym razie spróbuję. Uważam, że panna Jorid jest dobrą i łagodną kobietą, która stałaby się wielką radością i wsparciem dla Gautego. Jest mądra, umie czytać i pisać, posiada prawdopodobnie znacznie więcej umiejętności niż zwykłe córki szlacheckich rodów. Jedyne, czego jej brakuje, to potężny ojciec ze szlachecką krwią z żyłach, ale jestem pewna, że świetnie sobie poradzi bez tego.

- Powinni cię słyszeć szlachcice z Hallandii - roześmiał się Folke, po czym wstał. - Pójdę porozmawiać z zarządcą, by wzmocnił straże. Nie musisz się bać o Alva. Margret ma surowo przykazane, żeby nikogo nie wpuszczać, zresztą jest z nią Asa.

Ingebjorg przytakiwała w milczeniu, ale kiedy wyszedł, leżała i myślała, jak łatwo Anna lub jej pomocnicy mogliby się zakraść do zamku. Szwagierka z pewnością wszędzie tu ma swoich ludzi.

Służąca przyniosła tacę z jedzeniem dla chorej. Ingebjorg nie widziała przedtem tej dziewczyny.

- Chyba cię jeszcze nie spotkałam. Byłaś tu już trzy lata temu?

Zauważyła, że tamta się rumieni, a wzrok ma rozbiegany.

- Nie, pracuję dopiero od Bożego Narodzenia.

- Ale zdążyłaś już poznać panią Ruth i panią Kata-rinę?

Dziewczyna skinęła głową, nie patrząc na nią.

- Chyba wiesz, że pani Ruth jest ciotką księcia Al-gotssona?

Dziewczyna znowu przytaknęła w milczeniu.

- Tak się ucieszyłam na jej widok. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy, kiedy byłam w Varberg przed trzema laty.

Tym razem też nie doczekała się odpowiedzi. Inge-bjorg miała wrażenie, że dziewczyna nie bardzo wie, co ze sobą zrobić.

- Postaw tacę na stole, za chwilę coś zjem.

Służąca dygnęła i wyszła.

Ingebjorg przyglądała się kuszącym kawałkom mięsa, cieniutkim chlebkom i kubkowi piwa, czując, że cieknie jej ślinka. Długo nie jadła, ale coś jej mówiło, że powinna się powstrzymać.

Głupia jesteś, powiedziała sobie w duchu. Anna pojechała i nie może wiedzieć, że znalazłaś się w królewskim zamku.

A jeśli wie?

Rozdział 2

Nie miała odwagi tknąć jedzenia. Anna mogła się zatrzymać za bramą miasta, zauważyć, źe panna Jorid przekazała wiadomość Folkemu, i że on wraz z orszakiem zawrócił do Varberg. W królewskiej twierdzy aż się roi od łudzi, nikt nie jest w stanie kontrolować wszystkich.

Na szczęście Margrecie surowo przykazano, by trzymała dzieci w izbie, dopóki nie trzeba będzie jechać dalej. Asa jest z nią, a jeśli na kimś można polegać, to właśnie na Asie. Ona by nie dopuściła do dzieci obcej służącej i nie pozwoliła Alvowi zjeść czegokolwiek, czego sama najpierw nie spróbuje. Ingebjorg nawet nie mu-siała jej o tym mówić, Asa sama rozumie, że muszą mieć się na baczności. Zresztą Ellisiv też jest zagrożona. Anna z pewnością wie, że Ellisiv jest córką Turego.

Ale jednak Alv przybiegł do matki, Margret musia-ła go gonić. Jak zdołał się wydostać za drzwi, jeśli skobel był zaciągnięty?

Ingebjorg rzucała się na posłaniu coraz bardziej zaniepokojona. W końcu nie mogła już dłużej, wstała i ubrała się. Tysiące kobiet traci dzieci i nie kładą się z tego powodu do łóżka. Wyszczotkowała włosy, włożyła czepek i podeszła do okna. Miała stąd widok na morze. Niebo było błękitne, bez jednej chmurki, powierzchnia wody skrzyła się w słońcu. W oddali widziała statki płynące na północ, lub inne, zmierzające na południe. Żagle wyglądały jak białe ptaki. Jakaś duża, szeroka hanzeatycka koga zbliżała się do królewskiego nabrzeża, żagle łopotały delikatnie, marynarze biegali po pokładzie, prowadząc statek do brzegu. Ten widok sprawił, że zaczęła myśleć o Erlingu i jego opiekunie z Rostocku. Wkrótce minie rok, odkąd widziała syna. Gdzie on się teraz znajduje? Jak mu jest? Czy słusznie postąpiła, wyrzekając się go?

Koga wolno zbliżała się do brzegu. Teraz Ingebjorg wyraźnie widziała załogę, młodych chłopców i starych, doświadczonych marynarzy. Na mostku stał wysoki mężczyzna, wymachiwał rękami i krzyczał. To z pewnością szyper.

Z kajuty wyszło dwoje dzieci: chłopiec pięcio-, może sześcioletni i trochę mniejsza dziewczynka. Chłopiec miał ciemne włosy, widziała to wyraźnie. Dziewczynka nieco jaśniejsze. Może trzeba by wysłać któregoś z ludzi Folkego, żeby się dowiedział, skąd szyper pochodzi i czy zna nazwisko Sebastian Bernward.

Rzecz jasna ów ciemnowłosy chłopiec nie ma z nią nic wspólnego. Byłby to niewiarygodny zbieg okoliczności. Poza tym wygląda na to, że on ma siostrę.

Może Sebastian Bernward wziął jeszcze jedno dziecko? Albo ponownie się ożenił? Może poślubił wdowę z dzieckiem?

Ale on przecież wciąż jest żonaty z Ashild, a dwóch żon mieć nie wolno.

Chociaż może Kościół w Rostocku nie wie, że on ma już żonę w Norwegii. Ktoś taki potrafi oszukiwać ludzi.

Pochyliła się i wpatrywała w statek, który już zacumował. Teraz wyraźnie widziała chłopca, ale był odwrócony do niej plecami. Włosy miał tak samo ciemne, jak Erling. Szczęknęła klamka i Ingebjorg ła się gwałtownie. Folke patrzył na nią zask^źbny. ę

Filia nr .

- Wstałaś?

- Tak, nie mogłam już dłużej leżeć.

- Dlatego, że jesteś niespokojna?

- Może to też, ale przede wszystkim dlatego, że czu-ję się silna na tyle, by wstać i jak najszybciej znowu wyruszyć w drogę. Wiejskie kobiety też tracą dzieci i zaraz potem muszą brać się do roboty.

- Ale ty nie jesteś wiejską kobietą. Ty jesteś moją żoną, najdroższym skarbem, jaki posiadam. Poza tym możemy wyruszyć dopiero jutro rano.

Podszedł do niej. Ingebjorg miała nadzieję, że Fol-ke nie zauważy ciemnowłosego chłopca na pokładzie kogi. Wtedy by pewnie zrozumiał, o czym myślała. A przecież miał nadzieję i wierzył, że udało jej się raz na zawsze wyrzucić Eriinga z myśli.

- Mam ochotę spotkać się z panią Katariną, skoro tu już jestem. Chciałabym też porozmawiać jeszcze z panią Ruth. Może minąć wiele czasu, zanim znowu je spotkam, a obie są mi takie życzliwe.

Folke uniósł palcem jej podbródek i przyglądał się twarzy żony.

- Co się dzieje, Ingebjorg?

- Przecież wiesz.

On wolno potrząsnął głową.

- Nie. Wiem, że niepokoisz się z powodu Anny, bo obawiasz się o życie Alva i swoje, ale nie wiem, dlaczego stoisz przy tym oknie i wpatrujesz się w morze.

Wzrok Folkego podążał w stronę horyzontu, zatrzymując się na statkach stojących na kotwicach oraz tych przy nabrzeżu. Ingebjorg poczuła, że teraz patrzy na hanzeatycką kogę. Na razie nic nie mówił.

- Czy ty myślisz o tamtym mieszkańcu Rostocku i jego synu? - spytał w końcu.

- A czy można myśleć o jednym i pomijać drugiego.

Folke nie odpowiadał, nadal wpatrywał się w morze.

- Jest ich tam dwoje. To znaczy dwoje dzieci. A on miał tylko jedno.

- Nie sądzę, że to jest on, Folke. Wydało mi się tylko dziwne, że pierwsze, co zobaczyłam przez okno, to właśnie hanzeatycka koga.

- Tu się prawie nie widuje nikogo innego prócz Niemców - odparł Folke ze śmiechem. - Zalewają i Norwegię, i Szwecję.

Po chwili Folke zwrócił się do żony:

- W Sali Królewskiej trwają przygotowania do kolacji. Mam jeszcze drobną sprawę do załatwienia, ale potem wrócę i pójdziemy tam razem.

Ingebjorg skinęła w odpowiedzi i patrzyła w ślad za Folkem, dopóki nie zniknął za drzwiami. Jaki to postawny i przystojny mężczyzna, nie znała innego takiego.

Nagle wolno i jakby ze zdziwieniem pokręciła głową. Folke natychmiast się domyślił, że ona przygląda się dzieciom na pokładzie kogi, choć przecież od dawna nie wspominali nawet imienia Erlinga. Można by sądzić, że Folke czyta w myślach żony. Sprawiło jej to przyjemność, ale zarazem też ból. Teraz go z pewnością zawiodła. Wiedziała, jak bardzo pragnął, by udało jej się zapomnieć. Folke nie rozumie, że pod tym względem mężczyźni różnią się od kobiet. Matka nigdy nie zapomni dziecka, które wydała na świat.

Odwróciła się od okna i wolno poszła w stronę półki z książkami na drugim końcu pokoju. Nawet tutaj, w izbie gościnnej, było ich wiele.

Najwięcej znalazła książek poświęconych kwestiom kościelnym, między innymi dzieło napisane przez mnicha Bernharda z Clairvaux, założyciela zakonu cystersów. Opowiadał jej o nim brat Eilif, bo przecież klasztor Hovedoen należy do tego zakonu. Brat Eilif mówił, że Bernhard traktował wiarę jako tajemnicę, z czym nie zgadzał się uczony Abelard, który głosił, że niektóre teksty w Biblii są ze sobą nawzajem sprzeczne. Taki stosunek do świętych tekstów był niebezpieczny, więc jego książki zostały spalone na stosie.

Zdjęła którąś książkę z półki i stwierdziła ze zdziwieniem, że to właśnie przekład jednej z tych wyklętych prac: Tak i nie albo za i przeciw. Brat Eilif o niej opowiadał i brał Abelarda w obronę. „Każdy ma prawo do samodzielnego myślenia”, mawiał. Mimo gniewu duchowieństwa Abelard zyskał wielu zwolenników. Miał zaledwie dwadzieścia trzy lata, kiedy otworzył szkołę w Paryżu, opowiadał brat Eilif. Jego stosunek do kobiet też był inny niż stosunek brata Bernharda. Podczas gdy przeciwnik zajmował się sprawami duchowymi, to Abelarda pochłaniała głównie zmysłowa miłość do Heloizy, w końcu nie był w stanie myśleć o niczym innym.

Ostrożnie przewracała arkusze pergaminu, zapisane starannymi literkami i myślała o swojej miłości do Folkego. Może Gaute i panna Jorid przeżywają taką samą, trudną do ugaszenia tęsknotę, jakiej doświadczyli Folke i ona, a także owa znana para kochanków z Francji sprzed dwustu laty. Ludzie się nie zmieniają, mężczyźni i kobiety dzisiaj przeżywają to samo i tak z pewnością pozostanie po wsze czasy. Zostali stworzeni przez Boga, by przeżywać pożądanie, tęsknotę i zmysłowość.

Odstawiła książkę na miejsce i spojrzała ku drzwiom. Dlaczego Folke nie wraca? Myślała, że poszedł tylko po coś, ale minęło już tyle czasu...

Mogła, rzecz jasna, wezwać którąś z pokojówek, by towarzyszyła jej do Sali Królewskiej. Jeśli Anna coś knuje, to przecież raczej nie zaatakuje jej w ponurych zamkowych korytarzach. W każdym razie nie teraz, kiedy wzmocniono straże.

W tej samej chwili zauważyła, że poronienie jeszcze się nie skończyło, bo coś ciepłego zmoczyło podkład. Trzeba go zmienić w nadziei, że nie będzie mu-siała pozostawać w sypialni.

Miała tu dzbanek z wodą i miednicę. Oporządziła się najlepiej, jak mogła.

Pomyślała o Saemundgard i znowu przypomniała sobie pożar. Z trudem powstrzymywała płacz. Mój Boże, ten dwór, który tak bardzo kochałam, został przemieniony w stos czarnych węgli i popiołu. Tyle tylko zostało ze starych, spalonych słońcem, drewnianych budynków. Jeśli nawet zostaną wzniesione nowe, to już nigdy nie będzie tak samo. Stary dom zniknął na zawsze. Może najlepiej byłoby tam już nie wracać.

Zapukano do drzwi i Ingebjorg odwróciła się pośpiesznie. To z pewnością Folke.

Ale nie, to Alv i Ellisiv w towarzystwie Asy.

- Żona zarządcy pytała o panią. Czy czuje się pani na tyle dobrze, by mogła zejść na dół?

Ingebjorg przytaknęła z uśmiechem.

- Tak, myślę, że najgorsze minęło. A wy, dostaliście coś do jedzenia?

- Dziękuję, dostaliśmy dużo i same smakołyki. Oni sami nie wiedzą, co by mogli jeszcze dla nas zrobić.

- Na to liczyłam. To przecież król Hakon jest panem na tym zamku, a on wie, że jego matka i ja jesteśmy zaprzyjaźnione.

Nie zawsze sprawy wyglądały tak prosto. Teraz, na szczęście, książę jest daleko stąd, nieszczęsny dokument należy do przeszłości, Orm Oysteinsson nie żyje, a król Hakon na zawsze pozostanie jej przyjacielem. Ponadto Folke jest jednym z najbardziej lojalnych ludzi króla Magnusa, z czego obaj władcy zdają sobie sprawę.

Alv i Ellisiv podbiegli do okna, chłopiec natychmiast znalazł stołek, na który się wdrapał, by móc wyglądać na zewnątrz.

- Spójrz, Ellisiv! Hanzeatycka koga. Powinniśmy mieć teraz łuk i strzały, to byśmy rozerwali ich na kawałki.

- Ale dlaczego? - spytała dziewczynka przestraszona.

- Dlatego, że to są wrogowie. Oni kradną nasz kraj. Tata tak powiedział. Handlują, czym tylko mogą tak, że nasi kupcy nie mają pracy. Może nawet będzie wojna. A wtedy tata musiałby wyruszyć, żeby z nimi walczyć.

Ingebjorg uśmiechnęła się do Asy i powiedziała cicho:

- Czy to nie zastanawiające, że wojowanie to pierwsza rzecz, która chłopcu przychodzi do głowy?

Asa odpowiedziała jej uśmiechem.

- A ja z przyjemnością słucham, kiedy on nazywa pana Folkego tatą.

Ingebjorg roześmiała się głośno:

- A pamiętasz, jak mówił do niego „Fokke”, bo nie umiał prawidłowo wypowiedzieć jego imienia?

Asa spoważniała.

- Wtedy my mieszkałyśmy w zagrodzie. - Wydawało się, że wstrząsnął nią dreszcz.

Nic dziwnego, że Asa cierpi na wspomnienie tego, co przeżyła. Ingebjorg znowu poczuła niepokój.

- A nie widziałaś gdzieś mojego męża, kiedy tutaj szłaś?

- Nie. Czy coś panią niepokoi, pani Ingebjorg?

- A czyż nie jest tak, że zawsze są ku temu powody? - Ingebjorg próbowała zlekceważyć sprawę.

Asa popatrzyła w stronę dzieci stojących na taboretach i z zapałem wyglądających przez okno.

- Czy to ta hanzeatycka koga tak panią zmartwiła?

- Aż tak niebezpieczna sytuacja chyba nie jest. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

- Ale ja nie to mam na myśli.

Ingebjorg spojrzała jej w oczy.

- Ty to jesteś prawie taka sama jak Folke, Asa. Czytasz we mnie jak w otwartej księdze.

- Sama jestem matką - odparła Asa spokojnie. - Nawet nie tknęła pani jedzenia, jak widzę. Może lepiej je zabiorę, żeby dzieci się przypadkiem nie skusiły.

Ingebjorg przytaknęła.

- Dziękuję ci, potrafisz myśleć o wszystkim. - Ruszyła ku drzwiom. - Chyba pójdę na dół, skoro małżonka zarządcy się o mnie pytała. Czy ona wie, co mi się stało?

- Chyba musi wiedzieć. Przyniesiono przecież panią nieprzytomną do zamku.

Ingebjorg w zamyśleniu pokręciła głową.

- A mimo to oczekuje, że będę na tyle zdrowa, by zejść do gości?

Zwróciła się do dzieci:

- Alv, musicie teraz wracać z Asą. W dziecinnym pokoju wyjmiesz swój łuk i strzały i będziesz mógł z okna strzelać do hanzeatyckiej kogi.

Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, ogarnęła ją groza. A gdyby tam naprawdę był Erling i Alv strzelałby do własnego brata?

Rozdział 3

Margret towarzyszyła Ingebjorg do sali, Asa zajęła się dziećmi. W połowie schodów zderzyła się z Fol-kem, który wracał na górę. Biegł i był zdyszany.

- Tu jesteś? No to cię zastąpię, Margret. Wracaj do dzieci i nie spuszczaj ich z oka.

Ujął Ingebjorg pod ramię i ostrożnie sprowadził na dół. Schody były wąskie i w niektórych miejscach mu-siał iść przodem.

- Dlaczego powiedziałeś Margret, żeby nie spuszczała dzieci z oczu?

- Dlatego, że ty się o nie niepokoisz.

- Ale w twoim głosie też słyszę niepokój.

Folke nie odpowiedział.

- Załatwiłeś, co trzeba? Bardzo długo cię nie było.

Znaleźli się już u podnóża krętych schodów. Chybotliwe światło pochodni padło na twarz Folkego. Stał w bezruchu i wpatrywał się w żonę.

- To nie był Erling, Ingebjorg. Statek natomiast pochodzi z Lubeki, nie z Rostocku. I szyper nie zna Sebastiana Bernwarda.

Poczuła, że gardło jej się zaciska. Nie z rozczarowania, ale ze wzruszenia. Nie mówiąc jej, co zamierza, Folke opuścił zamek, zszedł do portu, by wyjaśnić, kto jest na pokładzie kogi. Nie robił jej wyrzutów, że na widok ciemnowłosego chłopca wyobraża sobie, że to jej pierworodny syn, ale sprawdził, jak się rzeczy mają, by ją uspokoić.

Zarzuciła mu ręce na szyję.

- Zastanawiam się, czy jeszcze jakaś inna kobieta ma takiego wspaniałego męża jak ja.

Folke roześmiał się i pocałował ją z największą czułością.

- Jak sądzisz, co sobie tutejsi ludzie pomyślą, widząc, że stare małżeństwo kryje się po kątach i namiętnie całuje.

- Powiedziałeś „stare małżeństwo”? Ja mam dopiero dwadzieścia trzy lata.

- Miałem na myśli tylko to, że od dawna jesteśmy po ślubie i mamy dzieci. Wtedy miłość nie jest już taka gwałtowna. Jeśli w ogóle kiedykolwiek była.

- Jeśli w ogóle kiedykolwiek była? - powtórzyła Ingebjorg ze śmiechem. - Jeśli o mnie chodzi, to zapamiętałam coś całkiem innego.

- Nie żartuj sobie. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie mam na myśli nas, ale większość małżeństw.

Ruszyli w stronę wejścia do Sali Królewskiej.

- Te słowa przypomniały mi pannę Jorid i Gaute-go. Chyba będę musiała zamienić z twoim ojcem kilka słów.

- Byłabyś pierwszą kobietą, której by wysłuchał -roześmiał się Folke.

Goście siadali już do stołu, było ich więcej, niż Ingebjorg się spodziewała. Widocznie sytuacja w kraju trochę się uspokoiła.

Już od progu zauważyła panią Ruth i panią Katarinę. Siedziały same przy stole w głębi. Skierowała się więc w ich stronę i przywitała serdecznie z panią Katariną.

-Jak miło, że mogę znowu panią spotkać. Tak się ucieszyłam, kiedy pani Ruth powiedziała, że jest pani tutaj.

- No właśnie, czyż to nie zdumiewające, ile człowiek może przeżyć, a mimo to zachowuje siły do dalszej działalności?

Ingebjorg przytakiwała, przekonana, że starsza pani ma na myśli dawny konflikt sprzed pięćdziesięciu lat między Waldemarem a jego bratem Erykiem, ojcem króla Magnusa. Eryk został przez swego brata wtrącony do lochu, gdzie umarł z głodu. To dziwne, że księżna wdowa Ingebjorg nigdy nie wspomina o tym strasznym wydarzeniu, ale plotki głoszą, że już wtedy była zakochana w Knucie Porse. Powiedziano o starej księżnej mnóstwo paskudnych rzeczy, ale nie wiadomo, czy to prawda.

- Teraz jednak wygląda na to, że w kraju zrobiło się spokojniej - wtrąciła Ingebjorg z uśmiechem. -Miej my nadzieję, że potrwa to przez jakiś czas.

- Nie jest pani chyba taka naiwna, Ingebjorg. Teraz, kiedy holsztyńscy grafowie aż się ślinią i już widzą siebie jako władców Szwecji? A przy okazji, czy pani wie, że mój bratanek, Bengt Algotsson, żyje na wygnaniu? Nie mogłabym twierdzić, że bardzo mi go żal, ale sądzę, że jest w większym niebezpieczeństwie, niż sam sobie z tego zdaje sprawę.

Ingebjorg patrzyła na nią zdumiona.

- Dlaczego w Danii miałoby mu grozić niebezpieczeństwo? Sądziłam, że jego przeciwnicy są tutaj.

- W takim razie nie wie pani, kto jest jego największym wrogiem. To nie król Eryk ani panowie, którzy zazdrościli mu książęcego tytułu i uważali, że król Magnus nadał mu zbyt wielkie przywileje.

Ingebjorg usiadła, czekając na dalsze wyjaśnienia.

- Najgroźniejszymi przeciwnikami Bengta są ci, którzy poczuli się urażeni tym, iż porzucił swoją młodą żonę. Krewni potężnej pani Birgitty.

Folke skinął głową, siadając obok Ingebjorg.

- Zgadzam się, pani Katarino. Oni nigdy mu nie wybaczą, że ściągnął taki wstyd na ich dumny ród.

Służący roznosili jedzenie i picie. Tym razem Ingebjorg nie obawiała się, że ktoś mógłby podłożyć jej truciznę, bo wszystkim podawano to samo, a nikt nie mógł przewidzieć, gdzie ona usiądzie.

Jadła z apetytem, uważała jednak, by nie pić za dużo wina. Wciąż była słaba, kręciło jej się w głowie, a wkrótce zdała sobie sprawę, że zbyt optymistycznie uznała, iż najgorsze minęło.

Folke musiał to zauważyć.

- Jak ty się czujesz? - spytał, przyglądając jej się z troską.

- Chyba niedługo wrócę do sypialni. - Uśmiechała się przepraszająco do obu starszych pań.

- Wiemy, co panią spotkało, Ingebjorg - powiedziała pani Katarina. - Ja na pani miejscu zostałabym kilka dni w łóżku.

- A my chcemy już jutro rano wyruszyć do domu pana Barda. Jeśli nie zobaczę pań przed wyjazdem, to mam nadzieję, że spotkamy się innym razem.

- Zaprosimy panie do nas - dodał Folke. - Z pewnością dawno nie były panie w domu moich rodziców.

Kobiety wymieniły znaczące spojrzenia.

Ingebjorg wiedziała, że nie znajdują się one na początku listy gości pani Ulriki. Matka Folkego interesuje się najbardziej poszukiwanymi w towarzystwie panami i paniami. A samotne, stare i pozbawione jakichkolwiek wpływów osoby nie robią na niej wrażenia.

Spróbuję to zmienić i chyba powinnam się śpieszyć, pomyślała stanowczo Ingebjorg. Wstała, życzyła paniom dobrej nocy i wspierana przez Folkego opuściła salę. Na szczęście więcej znajomych tu nie miała.

Dopiero w drzwiach zderzyła się z małżonką zarządcy.

- Chyba nas państwo jeszcze nie opuszczają? Po kolacji będzie muzyka i tańce.

Odpowiedział jej Folke:

- Odłożymy przyjemności na inną okazję. Moja żona nie czuje się całkiem dobrze.

Ingebjorg odniosła wrażenie, że na twarzy gospodyni zamku pojawił się dziwny grymas, ale w duchu nakazywała sobie: Opanuj się, Ingebjorg. Nie możesz podejrzewać każdego, kogo spotkasz.

Na korytarzu prowadzącym do sypialni Ingebjorg zauważyła nagle jakiś cień, który zniknął w drzwiach.

Przystanęła.

- Widziałeś?

- Ktoś widocznie opuścił Salę Królewską przed nami. Nie wszyscy mają ochotę na tańce.

- To nie był nikt z gości.

- A skąd wiesz? W tym mroku trudno coś dokładnie dojrzeć.

- Widziałam, że to kobieta. Miała na sobie coś ciemnego. A przecież nikt z gości nie ubiera się na czarno. Wszyscy prześcigają się, przywdziewając kolorowe stroje i mieniące się ozdoby.

- Może to służąca?

- Służąca, która wchodzi do sypialni bez pukania?

Folke przycisnął jej rękę do siebie.

- Nie możesz znowu puszczać wodzy fantazji.

- A zauważyłeś wyraz twarzy gospodyni zamku?

Folke nie odpowiedział.

- Skoro nic nie mówisz, to rozumiem, że myślisz to samo co ja.

- Ja jej nie lubię. Nie robi wrażenia życzliwej ani gościnnej.

- To nie tylko o to chodzi. Było coś więcej.

- Sądzisz, że ona ma coś wspólnego z Anną? To mało prawdopodobne, Ingebjorg. Anna od dawna mieszka w Borganas, a żona zarządcy nie pochodzi z tamtych stron.

- Mogła być jedną ze zwolenniczek księcia.

- To nie jest powód, by występować przeciwko tobie. A już zwłaszcza, by pomagać Annie w zemście.

- Anna mogła ją przekonać. Wójt jest bogaty. Anna ma z pewnością dość pieniędzy, by skusić kogo zechce.

- Wiesz, co ja myślę? - roześmiał się Folke. - Powinnaś znowu malować miniatury. Mogłabyś wtedy wykorzystać wszystko, co fantazja ci podsuwa.

Mimo wesołego tonu męża, Ingebjorg miała wrażenie, że nie jest on taki spokojny, jakby chciał.

Ruszyli dalej. Ponury korytarz był długi, a oświetlała go jedynie samotna pochodnia umieszczona na ścianie przy schodach. Im bardziej się od niej oddalali, tym bardziej robiło się ciemno.

- Jeśli się tak obawiasz, to mogę zapukać do tych drzwi, za którymi zniknęła tajemnicza postać, i przekonamy się, kto to taki.

- Czy to wypada?

- Znajdę jakąś wymówkę.

- W takim razie spróbuj.

Podeszli do drzwi, Folke przystanął i zapukał.

Nikt nie odpowiadał.

Ingebjorg rozumiała, że mąż zastanawia się, co zrobić. Przecież widzieli, że ktoś tu wszedł.

Zapukał znowu.

Wciąż nikt nie odpowiadał.

Ingebjorg nie miała odwagi mówić głośno:

- Może śpią?

Pokręcił głową.

- Nikt nie zasypia aż tak szybko. Ta osoba nie zdążyła się jeszcze nawet położyć.

Zapukał po raz trzeci, a potem szarpnął drzwi.