Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjřrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjřrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu... Posiadająca wielką władzę opatka klasztoru Nonneseter coraz bardziej nęka znajdującą się w jej szponach nieposłuszną nowicjuszkę. Ingebjørg lęka się o swoje życie. Zrozpaczona zwraca się do młodego kapłana, sir Jacoba, obdarzonego dobrym serce, lecz słabym charakterem. Ingebjørg potrzebuje pomocy, by raz na zawsze pozbyć się złej pani Thory. Za kulisami czai się jeszcze inny wróg.
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 4
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 242
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżyca tom 4
Frid Ingulstad
Przekład
Anna Marciniakówna
Tytuł oryginału norweskiego: Syndens pris
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2003 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved
Wydawca:
Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.axelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-768-5 .
oraz
BAP-PRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-149-2
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca":
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Nörhaven A/S, Dania
Ingebjorg Olavsdatter
dziedziczka dworu Saemundgard w parafii Eidsvoll
Elin Tordsdatter
niedawno zmarła matka Ingebjorg
Olav Erlingsson
zmarły ojciec Ingebjorg
Eirik Magnusson
nieżyjący kochanek Ingebjorg, powie
Bergtor Mässon
szony za kradzież
narzeczony Ingebjorg; zaginął bez śladu
Pani Thora Birgersdatter -
matka przełożona klasztoru Nonneseter
Siostra Sigrid Jonsdatter -
przeorysza klasztoru Nonneseter
Sira Gunnar
najwyższy kapłan klasztoru i jego doradca
Sira Jacob
nowy, młody ksiądz posługujący w klasz
Sira Joar
torze
ksiądz w kościele Świętego Krzyża
Hildegard, Konstancja i Potentia
zakonnice wierne matce przełożonej
Siostra Katarina
młoda nowiej uszka
Siostra Sunniva
młoda nowicjuszka
Siostra Isabelle
przyjaciółka Ingebjorg, córka gospodarza
Kowal Ragnvald
z Eidsvoll
potajemny kochanek Isabelle
Dla Ragnhild mojej konsultantki historycznej, która inspiruje mnie swoim zachwytem dla tej serii i dla średniowiecza
Wiosną 1352 roku Ingebjorg odnajduje zwłoki ojca, który zaginął przed dwoma laty. Znajduje też przy nim bardzo cenny relikwiarz, sygnet z pieczęcią i fragmenty dokumentu, napisanego po łacinie, a zawierającego wiele nazwisk możnych panów.
Ingebjorg jest zakochana w urodziwym Eiriku Magnusso-nie, który wkrótce ma wstąpić do królewskiej drużyny. Wbrew swej woli zostaje zaręczona z Bergtorem Massonem, gdy jednak ten odkrywa, iż Ingebjorg urodzi dziecko Eirika, znika bez śladu. Matka Ingebjorg jest śmiertelnie chora i, by zapewnić córce przyszłość, oddaje ją do klasztoru w Oslo. Tej samej nocy, kiedy obie przybywają na miejsce, matka umiera. Następnego dnia Ingebjorg dowiaduje się, że matka złożyła w jej imieniu śluby zakonne; tym samym związała ją z klasztorem do końca życia. Przełożona, pani Thora, pała do Ingebjorg nienawiścią. Z czasem dziewczyna domyśla się, że i ona, i sira Joar są bardzo zaangażowani w walkę między królem i możnymi panami, ponad wszystko pragną zdobyć dokument jej ojca. Próbują zmusić ją, by powiedziała, gdzie go ukryła, Ingebjorg jednak skutecznie się opiera.
Eirik, który został giermkiem w Akershus, w tajemnicy odwiedza Ingebjorg, ale pewnego dnia w mieście dziewczyna widzi, że prowadzą go na szubienicę. Ukradł sakiewkę z królewskiego stołu i zostanie za to powieszony.
Wobec nieustannego łamania klasztornych reguł Ingebjorg zostaje za karę zamknięta w ciemnicy pełnej szczurów. Tam też zaczyna rodzić i tylko dzięki wstawiennictwu siry Jacoba przełożona ją wypuszcza. Poród jest ciężki, Ingebjorg pozostawiona sama sobie boi się, że oboje z dzieckiem przypłacą to życiem.
Klasztor Nonneseter, Oslo
Wiosna 1353
Ingebjorg wbijała paznokcie w krawędź wąskiej pryczy, zagryzała wargi do krwi, by stłumić krzyk. Bóle narastały i teraz miała wrażenie, jakby jej ktoś rozcinał brzuch ostrym nożem. Skądś, jakby z daleka, słyszała swoje wrzaski, odbijające się echem od grubych ścian.
Chociaż w izbie było bardzo zimno, pot lał się z niej strumieniami. Z bólu szarpała włosy i jak przez mgłę widziała, że ręce ma zakrwawione. Jezus też oblewał się krwawym potem, przemknęło jej przez myśl w oszołomieniu. I on bał się ukrzyżowania tak samo, jak ona się teraz boi, że umrze z dzieckiem w brzuchu. Próbowała składać ręce do modlitwy, ale bezskutecznie. Zamiast tego wrzeszczała na cały głos:
- Najświętsza Panienko, pomóż mi. Ty, która widziałaś mękę swojego syna, wiesz, przez co ja teraz przechodzę. Bądź miłosierna, spójrz na mnie łaskawym wzrokiem!
Nadeszła nowa fala bólu, gorsza niż wszystkie poprzednie, i rodząca zawyła niczym dzikie zwierzę. Kiedy najgorsze minęło, zawołała w śmiertelnym przerażeniu:
- Święty Olafie, święty Benedykcie i wy, wszyscy święci, którzy zanosicie za nas modły, pomóżcie mi! Ja nie chcę umierać. Módlcie się też za duszę mojego synka. Jest bowiem napisane, że Pan jest surowym Bogiem, obciążającym grzechami ojców tych, którzy...
Znowu chwycił ją skurcz. Zacisnęła ręce na brzegu pryczy, zaparła się nogami i zagryzała wargi tak, że w ustach poczuła smak krwi. Cierpki zapach potu i wód płodowych uderzał w nozdrza. Ból przeszywał ciało niczym rozpalone żelazo, a potem przygasał w ciszy.
Kiedy na chwilę ją opuścił, wybuchnęła głośnym płaczem.
- Bóg nie może kochać kogoś takiego jak ja - szeptała. - To jest kara za grzechy.
Mój grzech jest jak wszystkie grzechy świata razem wzięte myślała. To nieszczęsne dziecko musi zapłacić za wszystko, co ja zrobiłam. Nigdy nie zdołam wydać go na świat, zakleszczyło się w moim ciele i na nas oboje spadnie po tamtej stronie kara boska.
Zdawała sobie sprawę, że siły z niej uchodzą, ale kiedy pojawił się kolejny skurcz, wydała znowu rozdzierający serce krzyk. W środku ataku usłyszała, że drzwi się otwierają i do małej izdebki weszła siostra Konstancja z siostrą Potentią.
W tej samej chwili poczuła, że w jej wnętrzu coś się dzieje. Instynktownie zaczęła przeć ze wszystkich sił, zebrała całą wolę, by wypchnąć dziecko na świat, parła tak, że z wysiłku twarz jej płonęła, w ostatniej, spazmatycznej próbie ratowania życia maleństwu i sobie. W mglistym zamroczeniu widziała, że obie stare siostry podchodzą bliżej. Jedna niosła miednicę z gorącą wodą, druga czyste ubrania.
I wtedy stał się cud. Coś ciepłego wyśliznęło się z jej ciała i słabiutki, żałosny płacz, jakby głos bezradnego pisklęcia, wypełnił celę. Ingebjorg uniosła głowę i spojrzała na swoje uda, gdzie mignęła jej czerwona, zakrwawiona masa. Opadła z powrotem na twardą pryczę, cierpienie opuściło ciało położnicy, spłynęła na nią ciemność.
Gdy Ingebjorg doszła znowu do siebie, wokół panowała głucha cisza i nieprzeniknione ciemności. Uniosła się na łokciach, nie miała pojęcia, co się dzieje, czyżby to wszystko jej się przyśniło?
- Siostra Potentia? Siostra Konstancja? - Głos brzmiał obco i dziwnie w tej ciemnej celi, odbijając się od grubych murów.
Mimo woli położyła rękę na brzuchu i stwierdziła, że już go nie ma. A więc to jednak nie był koszmarny sen. Naprawdę wydała na świat dziecko.
Ale gdzie ono jest? Czy siostry je zabrały? Czy żyje? Zwlokła się z pryczy i pokonując zawrót głowy, stanęła na lodowatej podłodze. Pojawił się skurcz w brzuchu, ale ledwo go zauważyła.
- Siostro Potentio, siostro Konstancjo! - zawołała znowu. - Gdzie jest moje dziecko, co się z nim stało?
Zataczając się, poszła po omacku w stronę drzwi, badała opuchniętymi palcami futrynę, ale wkrótce stwierdziła, że skobel zamknięty jest od zewnątrz. Tłukła pięścią, wołając i krzycząc, pchana siłą, nad którą nie była w stanie zapanować. Poród minął i ona przeżyła. Dziecko także, bo przypomniała sobie wyraźnie tamto ciche, żałosne kwilenie. Ale dlaczego ktoś zabrał je matce? Czy umyli je, owinęli ciepło?
Dotknęła dłonią jednej piersi. Była wrażliwa i twarda, wkrótce pojawi się mleko. Matka powinna nakarmić dziecko, malec potrzebuje jedzenia, a ona jest jedyną osobą, która może mu je dać. Czy zakonnice nie zdają sobie z tego sprawy? A może położyły go w jakimś zimnym pomieszczeniu, żeby umarł? Jej samej zrobiło się zimno na myśl o tym. Nie, to niemożliwe, niesłychana decyzja nawet jak na panią Thorę.
Czy to pani Thora o wszystkim zdecydowała? - przemknęło jej przez głowę w panice. Może oddała go jakiejś kobiecie z okolic klasztoru. Kobiecie, która sama niedawno rodziła i będzie miała pokarm dla synka Ingeborg.
Wcale by mnie to nie zdziwiło, pomyślała z goryczą. Pani Thora jest zdolna do wszystkiego. Może nawet odebrać matce dziecko tuż po rozwiązaniu.
Po ciemku wróciła na pryczę. Położyła się i znowu wybuchnęła płaczem. Pani Thora odebrała jej małego Eirika i pozwala, żeby karmiła go inna kobieta, żeby go do siebie tuliła, była jego matką.
Jeśli nie zrobiła czegoś gorszego... Ogarnęło ją przerażenie. Może pani Thora oddała go cieśli Zachariaszowi, jego głuchej żonie i tej rudej ladacznicy, godząc się na to, że z czasem mały będzie wiązany i bity. Pani Thora szukała zemsty, a lepszej okazji nie mogłaby sobie wymarzyć. Możliwe, że będzie posługiwać się dzieckiem, by zmusić Ingebjorg do mówienia. Nieszczęsna dziewczyna miała wrażenie, że słyszy wściekły głos tamtej: „Jeżeli nie powiesz, gdzie znajduje się dokument, twoje dziecko za to zapłaci”. Coś takiego trudno byłoby wytrzymać.
Narastał w niej gniew. Już dawniej pani Thora budziła w niej wściekłość, częstą i gwałtowną, ale nigdy nie była ona większa niż teraz. Życzyła jej tego samego, czego pani Thora życzyła osobie, która ukradła książkę z biblioteki: żeby ją pokręciło, sparaliżowało, żeby musiała się wić z bólu i błagać o litość, żeby męki nie opuściły jej aż do śmierci, i żeby potem, kiedy stanie już przed bramą piekieł, na wieki smażyła się w ogniu.
Jak Bóg może pozwolić, żeby człowiek taki jak Thora miał prawo zarządzać klasztorem? Czy nie widzi, ile w niej zła? Dlaczego pozwala, by miała władzę nad niewinnymi? Ingebjorg jest oczywiście istotą grzeszną, ale jej maleństwo nie zawiniło więcej niż ptasie pisklę i było tak samo bezradne, jak to kwilenie, które wydało z siebie tuż po urodzeniu.
A może pani Thora go sprzedała? Albo kazała wynieść do lasu, żeby tam umarł? Na myśl o tym z przerażenia nie mogła się ruszyć.
W końcu odwróciła się ciężko na pryczy, wyczerpana porodem i wszystkimi bolesnymi myślami. Dręczył ją strach przed silami ciemności. I ona, i dziecko są wciąż nieczyste i stanowią łatwą zdobycz dla ciemnych mocy. Dopóki dziecko nie zostanie ochrzczone, będą oboje wystawieni przez podziemne istoty na wielkie pokusy. Te istoty mogą uciec stąd, zabierając i małego Eirika, i ją. Może pani Thora nie zechce pozwolić, by Ingebjorg poszła do kościoła, gdzie ksiądz mógłby prosić Pana o błogosławieństwo dla niej. Może nie pozwoli, by ksiądz dmuchnął trzy razy w buzię dziecka i tym samym przepędził diabła, jeśli ten zdążył się już zagnieździć w duszy maleństwa. Poza tym podejrzewała, że nie zrobiono wszystkiego, co należy uczynić podczas porodu i tuż po nim. Otóż dziecko trzeba położyć na podłodze, by wchłaniało w siebie soki ziemi, następnie zanurzyć je w zimnej wodzie, by je uodpornić i zapewnić oddech. Poza tym powinno się wzywać Boga na pomoc przy rozwiązaniu, wypowiadając następujące słowa: „Maria urodziła Jezusa, Elżbieta urodziła Jana Chrzciciela, przybądź na świat ku ich czci. Przybądź, dziecko, Pan wzywa cię do światła”. Jeśli ten rytuał nie zostanie spełniony, to i ona, i chłopiec zostaną pozbawieni ochrony.
Gdzie jest dziecko? Myśl nie przestawała jej dręczyć, nie pozwalała zasnąć. I dlaczego jeszcze nie przyszła siostra Si-grid? Czy pani Thora nie poinformowała jej o porodzie?
Przygnębiająca ciemność.
Ingebjorg po omacku sprawdziła mały stolik i stwierdziła, że lampka wciąż tam stoi, ale nie miała czym jej zapalić. Nikt nie chciał, by mogła coś widzieć. Pewnie nie powinna była zauważyć, że zabrano jej dziecko.
Coś ciepłego i mokrego ciekło jej między udami, ale nie miała szmaty na podkład, nie miała czym się wytrzeć. Chciało jej się strasznie pić, gardło było jak wyschnięta słoma, ale na stoliku nie znalazła nic prócz lampki. Może tamci chcą, żeby leżała tu, dopóki nie umrze z głodu i pragnienia? Rozdygotana, wdrapała się znowu na wąską, twardą pryczę. Słoma kłuła ją w plecy i o ile przedtem cuchnęła paskudnie, to teraz było jeszcze gorzej. Ingebjorg czuła się tak zbrukana i nieczysta, jak zdaniem księży są wszystkie położnice. Żeby chociaż mogła spać, pogrążyć się w pozbawionym marzeń niebycie, gdzie nie ma żadnych przerażających myśli, ale niestety, była przytomna, a nawet podniecona, nie miała ochoty przymknąć oczu.
Przyłapała się na tym, że wciąż nasłuchuje. Może chłopca umieszczono w ogrzewanej izbie? O ile mogła ocenić, tylko schody do dormitorium dzielą tę izdebkę od kalefak-torium. Potrafiła sobie wyobrazić, że siostra Potentia i siostra Konstancja zabrały dziecko do tego, jedynego w klasztorze, ogrzewanego pomieszczenia. Wiedziała wprawdzie, że często noworodki podstawia się pod otwór w dachu, kiedy pada śnieg, by je zahartować, a przynajmniej sprawdzić, czy są wystarczająco silne, by przeżyć, ale z pewnością zakonnice nie znają tego obyczaju.
Nawet jeśli wstrzymywała dech, by lepiej słyszeć, żaden dźwięk do niej nie docierał. Nie miała pojęcia, jaka to pora doby, równie dobrze mógł być środek nocy. Kiedy próbowała to jakoś obliczyć, mózg odmawiał posłuszeństwa. Przypominała sobie, że było po tercji, kiedy została doprowadzona do rozmównicy, do pani Thory, ale ile czasu spędziła w ciemnicy i jak długo przebywa w pomieszczeniu, w którym rodziła? Poza tym nie ma przecież pojęcia, jak długo leżała nieprzytomna po porodzie.
Ktoś musi przynieść jej jedzenie. A w każdym razie coś do picia, myślała, próbując oblizywać wyschnięte wargi. Były popękane, czuła słodkawy smak krwi.
Miała wrażenie, że trwa to wszystko całą wieczność. Nawet poród zaczynał być odległym, choć bolesnym wspomnieniem. Czy to się działo wczoraj? A może leży tak od wielu nocy? Nie potrafiła sobie jednak przypomnieć, by coś w tym czasie jadła lub piła, a przecież człowiek bez pożywienia i napoju nie przeżyje wielu dni. W głowie miała chaos, myśli wirowały jak szalone, ledwo zdążyła pochwycić jedną, ta już znikała, a za nią pojawiała się kolejna, którą tak samo trudno było zatrzymać. Jakby człowiek próbował łapać ryby gołymi rękami.
W końcu jednak usłyszała dźwięk kroków za drzwiami. Skobel został otwarty i strumień światła wpłynął do izdebki. Przez moment nie wiedziała, czy udawać, że czuje się lepiej, czy gorzej, niż w istocie jest. Jeśli to przyszła pani Thora, by wymusić na niej odpowiedź, to lepiej udawać, że nadal jest nieprzytomna, ale gdyby to była jedna z sióstr z jedzeniem, to mogłaby ją błagać o wiadomość, co się stało z chłopcem.
- Niech cię Bóg błogosławi, siostro Ingebjorg - rozległ się dobry głos siry Jacoba.
Ingebjorg uniosła się na łokciu i w napięciu wpatrywała w zbliżającą się postać.
- Sira Jacob! - wykrzyknęła z ulgą. - Wiesz już o wszystkim? - Głos odmawiał jej posłuszeństwa, czuła się słaba. Konała z pragnienia.
Kapłan skinął głową i odstawił latarkę na stolik.
- Pani Thora prosiła mnie, bym zaprowadził cię do kościoła. Nosiłaś w sobie poganina i nie możesz przyjmować komunii, dopóki nie zostaniesz oczyszczona.
Ingebjorg nie słuchała go.
- Wiesz, co oni zrobili z moim dzieckiem?
Sira Jacob rozejrzał się po izdebce.
- To nie ma go tutaj?
Ingebjorg gorączkowo pokręciła głową.
- Po porodzie straciłam przytomność, a kiedy się ocknęłam, byłam sama.
- Nie zajmowałem się tym - odparł niemal skrępowany. - Siostry wzięły go chyba, żeby go oporządzić.
- Więc to jednak chłopiec, tak jak myślałam?
- Nie wiem nic prócz tego, że mam cię zaprowadzić do kościoła i udzielić ci błogosławieństwa, ale jestem pewien, że pani Thora mówiła „on”.
- Mógłbyś być taki dobry i powiedzieć im, że powinnam go nakarmić? Mleko rozsadza mi piersi, a chłopiec powinien dostać jeść.
Sira Jacob przytaknął, ale wyglądało na to, że niechętnie rozmawia z nią o takich sprawach.
- Przykro mi, że ci nie uwierzyłem, kiedy zapewniałaś, że zaczynasz rodzić, siostro Ingebjorg. Pani Thora wmówiła mi, że sobie to wymyśliłaś, żeby uniknąć kary. Powiedziałem jej, że miałaś objawienie. Rzecz jasna nie opowiadałem dokładnie, o co w nim chodziło - dodał pośpiesznie. - Wtedy ona mi wyznała, że ty często mówiłaś o objawieniach, ale zawsze okazywało się to kłamstwem.
Wpatrywał się w nią z uwagą.
- To nieprawda! - krzyknęła Ingebjorg. - Przeżyłam to tylko dwukrotnie, za pierwszym razem powiedziałam siostrze Sigrid, a za drugim tobie.
Ksiądz wciąż się w nią wpatrywał.
No to pani Thora nad nim też ma teraz władzę, pomyślała Ingebjorg z goryczą.
- Czy to dlatego nagle zmieniłeś się w stosunku do mnie? - spytała z żalem.
- Ja się wcale wobec ciebie nie zmieniłem, siostro Ingebjorg, ale miałem czas się nad sobą zastanowić. Sira Gunnar miał rację mówiąc, że ty nie możesz dostać rozgrzeszenia, dopóki nie okażesz skruchy i nie obiecasz zadośćuczynienia oraz poprawy. A ty odmawiałaś, pani Thora jest zrozpaczona twoją zatwardziałością. W końcu nie widziała innego wyjścia, jak wyznaczyć ci najsurowszą karę: zamknięcie w ciemnicy.
Ingebjorg w milczeniu kiwała głową. A zatem straciłam również sirę Jacoba, myślała urażona. Co takiego ma w sobie pani Thora, że tak wielu ludzi jej się słucha i podporządkowuje? Siostra Potentia i siostra Hildegard, siostra Konstancja i sira Joar, arcybiskup Hallvard i sira Jacob. Dlaczego nikt nie potrafi jej przejrzeć? Jak mogą jej wierzyć, skoro gołym okiem widać, że kłamie?
- Ale ty rozumiesz, że ja w tej ciemnicy mówiłam prawdę? - próbowała bronić się Ingebjorg.
- To, że rozwiązanie zaczęło się za wcześnie jest karą Pana za to, że nie chciałaś powiedzieć pani Thorze, gdzie schowałaś dokument swojego ojca.
Ingebjorg patrzyła na niego bez słowa, a potem wy-buchnęła:
- Czy ty, ojcze, zdajesz sobie sprawę z tego, że pani Thora i sira Joar stoją po stronie szlachty w walce o władzę, jaką możni panowie prowadzą z królem?
Twarz siry Jacoba zrobiła się purpurowa.
- Chyba nie chciałaś tego powiedzieć, siostro Ingebjorg - rzekł z wysiłkiem.
Ingebjorg z całej siły zagryzała dolną wargę, nie spuszczając z niego oczu.
- Możesz sobie wierzyć w co chcesz, siro Jacobie. Pewnego dnia jednak ty też odkryjesz prawdę - mruknęła w końcu.
- Możemy iść - bąknął krótko.
Ingebjorg domyślała się, że jest rozczarowany i poruszony. Sprawiło jej to ból.
Rozejrzała się po izdebce, by stwierdzić, czy siostra Po-tentia nie zostawiła jej czystego habitu, ale niczego takiego nie zauważyła. Zsuwając się z pryczy była rada, że habit nowiejuszki jest taki szeroki i ukrywa całą jej nędzę. No, a jeśli z tyłu został zakrwawiony, to już nie jej wina.
Ksiądz ruszył ku drzwiom, nie oglądając się na Ingebjorg, a ona posłusznie podążyła za nim.
Przed drzwiami kościoła przystanął, podniósł gliniane naczynie i świecę, przygotowaną na progu, po czym ją zapalił. Następnie zwrócił się z uroczystą miną ku Ingebjorg, spryskał ją święconą wodą, wyciągnął ku niej płonącą świecę, w końcu podał jej rękę i wprowadził do świątyni.
Kiedy cisi, w uroczystym nastroju, szli w stronę ołtarza, Ingebjorg myślała, że wszystko byłoby inaczej, gdyby ten ksiądz nagle się nie zmienił. Teraz miała wrażenie, że trzymanie jej ręki sprawia mu przykrość. Sama jednak myślała tylko o tym, co się stało z dzieckiem.
Przed ołtarzem ksiądz prosił Pana o błogosławieństwo dla tej kobiety tak, by w końcu mogła przyjąć komunię.
Podczas całej ceremonii Ingebjorg boleśnie zdawała sobie sprawę z chłodu sity Jacoba i z jego strachu, który zauważyła już wcześniej, w chwili, kiedy wszedł do jej izdebki. Ksiądz wie, że diabeł zagraża nie tylko położnicy, ale także ludziom, którzy ją otaczają. Kobieta to grzeszna istota, która kusiła Adama cielesną rozkoszą, grzechem właśnie. Na dodatek, do tego lęku i niechęci wobec mnie jako kobiety, która dopiero co urodziła, si-ra Jacob jest mną rozczarowany, myślała. Bo został jednym z posłusznych sług pani Thory.
Z ulgą przyjęła błogosławieństwo, ale mimo to była smutna, kiedy ksiądz odprowadzał ją do izdebki. Do celi, jak zaczęła to w duchu nazywać.
Kapłan zatrzymał się w progu i widać było wyraźnie, że chciałby jak najszybciej stąd zniknąć.
- Bądź tak dobry i znajdź mi mojego chłopca - szepnęła Ingebjorg błagalnie. - On skinął głową i drzwi się za nim zamknęły. Ingebjorg słyszała, że zatrzaskuje skobel z tamtej strony. Znowu została sama, wydana na pastwę ciemności.
Po omacku podeszła do pryczy i położyła się, mając w głowie chaos. Teraz, skoro pani Thora poleciła zaprowadzić ją do kościoła, Ingebjorg może mieć nadzieję, że przełożona klasztoru nie zamierza jej zabić. Byłoby to zresztą dziwne, biorąc pod uwagę, jak bardzo chce zdobyć dokument ojca. Prawdopodobnie ma zamiar głodzić ją, by zmusić do wyznania prawdy. Brak dziecka też jest elementem udręki.
Dokument, myślała przerażona. Ten papier stał się przekleństwem. Wcale zresztą nie jest pewne, czy posiada takie znaczenie, jak matka sobie wyobrażała. Nawet jeśli zawiera nazwiska części królewskich przeciwników, to byłoby dziwne, gdyby ludzie króla już wcześniej tych nazwisk nie poznali. Ingebjorg nie miała okazji dowiedzieć się, co jeszcze jest w dokumencie, bo nie odważyła się wyjąć go z ukrycia. Poza tym brakuje sporego kawałka. Może matka znalazła ten brakujący fragment, kiedy zbierali szczątki ojca? - przyszła jej do głowy nowa myśl. Może Thora odnalazła go wśród rzeczy matki i dzięki temu dowiedziała się, czego dokument dotyczy.
Próbowała zwilżyć wargi, ale w ustach też nie miała ani odrobiny śliny. Przełykając, czuła dotkliwy ból w gardle. Zaczynała fantazjować na temat wody, wyraźnie słyszała w pobliżu szum strumienia, w chwilowym zamroczeniu chciała wstać z pryczy, pobiec tam, pochylić się i zaczerpnąć wody. Zaraz jednak zrozumiała, że strumień istnieje tylko w jej wyobraźni.
Pragnienie stawało się nie do wytrzymania, bała się, że rozum jej się miesza, a kiedy spierzchnięte wargi pękały, łapczywie zlizywała krew. Myśli o dziecku, pani Thorze, dokumencie i sirze Jacobie zniknęły. Pragnęła jedynie pić.
Wtedy na zewnątrz nareszcie usłyszała kroki. Skobel został zdjęty, otworzono drzwi. W progu, jak przez mgłę, zamajaczył jej potwór, diabelska istota ubrana na czarno. Trzymała w ręce małą tranową lampkę, której blask ledwo sięgał białej twarzy o czarnych jak węgiel oczach.
Ingebjorg próbowała usiąść i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale język tkwił nieporuszony, a słowa wypowiadała ze świstem:
- Pani Thoro, ja umrę z pragnienia.
Czarna, diabelska postać zrobiła parę kroków w głąb izby.
- Biedna, mała siostra Ingebjorg - rzekła szyderczo. -Jaka szkoda, że ona nie rozumie, co jest dla niej dobre.
Ingebjorg gwałtownie zsunęła się na podłogę i padła przed tamtą na kolana.
- Ratunku, pani Thoro. Daj mi pić i powiedz, gdzie jest mój chłopiec.
Chciała złapać przełożoną za rękę, ale tamta odepchnęła ją gwałtownie.
- Jeśli masz na myśli tego bękarta, poczętego z nierządu, to on urodził się martwy. Zresztą jak mogłaś liczyć na coś innego? Było tak, jak powiedziałam. Pan ukarał cię za twoje grzechy.
Ingebjorg z trudem chwytała powietrze, a potem powiedziała przez spierzchnięte wargi:
- To nieprawda. Ja słyszałam jego kwilenie.
- No to źle słyszałaś, siostro Ingebjorg - odparła tamta lodowatym głosem. - Martwy pomiot został dziś rano pochowany po tamtej stronie cmentarnego muru.
Ingebjorg stała z otwartymi ustami i ze świstem wciągała powietrze.
- On nie był martwy. Słyszałam, jak kwili.
Pani Thora roześmiała się nieprzyjemnie.
Ingebjorg wpatrywała się w nią, wytrzeszczając oczy, a usta układały się do krzyku.
- Zabiliście go - zawyła, nie spuszczając wzroku z przełożonej. - Pozbawiliście go życia, żeby się na mnie zemścić. I ty mówisz mi o grzechu? Ty, największa ze wszystkich grzeszników! Myślisz, że ja nie wiem, czym ty się zajmujesz? Ty, która pysznisz się tym, że uczysz siostry przyzwoitości i czystości, ty nie jesteś lepsza od najgorszej ladacznicy. To ty uprawiasz nierząd z sirą Joarem w świętych murach konwentu, to ty zmusiłaś matkę, by w moim imieniu złożyła zakonne śluby, ty ukradłaś moje dziedzictwo, a teraz zabiłaś moje dziecko! Jesteś potworem, czarownicą, jesteś wyrzutkiem - głos położnicy przeszedł w pisk. - Nienawidzę cię!
Twarz pani Thory zrobiła się trupioblada. Mniszka znieruchomiała, stała z podniesioną głową i tylko lekkie drżenie jednego z kącików ust wskazywało, jak bardzo jest wzburzona. Z trudnym do zrozumienia opanowaniem odwróciła się z wolna, otworzyła drzwi i wyszła, a Ingebjorg rzuciła się ze szlochem na pryczę. Zdawała sobie sprawę, że właśnie podpisała na siebie wyrok śmierci, ale, choć to dziwne, wcale się tym nie zmartwiła.
Ingebjorg z pragnienia odchodziła od zmysłów i nie była w stanie rozpaczać po zmarłym dziecku, kiedy drzwi otworzyły się ponownie i zobaczyła światło. Nawet nie słyszała, że ktoś zdejmuje skoble, nie wiedziała też, ile czasu minęło od wizyty pani Thory. W głowie jej huczało, ciało nie odczuwało prawie nic. Paliło ją tylko w gardle i nade wszystko dręczyła nieznośna myśl: pić!
Nie była nawet w stanie unieść głowy, by zobaczyć, kto przyszedł. Niewyraźnie widziała, że zbliża się do niej jakaś postać. Teraz mnie zabije, pomyślała, nie próbując nawet stawiać oporu.
Wtedy poczuła na wargach coś chłodnego, wilgotnego i kwaśnego. Otworzyła oczy i spojrzała prosto w łagodną twarz anioła: siostra Sigrid. Na moment znalazła się w innym świecie. Była pewna, że to postać samego Chrystusa, że krzyż czeka, a ta wilgotna szmatka na wargach zawiera wywar z ziół, które łagodziły jego cierpienie. Anioł uśmiechnął się do niej ze współczuciem i podał kubek z czymś słodkim i kwaśnawym. Ingebjorg piła łapczywie, czując się niczym tonący, który uchwycił się ostatniej deski ratunku. Ciecz spływała z kącików warg na brodę i w dół do szyi, ale ona się tym nie przejmowała, po prostu piła i piła aż do ostatniej kropli.
Głowa opadła na słomę.
- Dziękuję - wyszeptała i powieki znowu się zamknęły.
Siostra Sigrid pogłaskała ją czule po głowie,
- Wkrótce dostaniesz coś do jedzenia, ale/najpierw muszę cię umyć i przebrać w czyste rzeczy. I.g p^
- A wtedy Thora cię zabije - szepnęła Ingebjorg słabym głosem.
Miała wrażenie, że zakonnica się uśmiecha.
- Nie, siostro Ingebjorg, tak źle nie będzie.
- Ona zamordowała mojego chłopca - mówiła Ingebjorg rozgorączkowana.
- Jesteś chora i sama nie wiesz, co wygadujesz.
Ingebjorg pokręciła lekko głową, ale nie była w stanie protestować. Pokój znowu zaczął wirować, było to przyjemne, powoli zaczynała pogrążać się w łagodnym mroku.
Kiedy się obudziła, znowu była sama, ale na stoliku stała zapalona świeca, Ingebjorg miała na sobie czyste ubranie, zauważyła, że część cuchnącej słomy usunięto i przyniesiono nową. Myślała przytomniej, ale wróciło też wzburzenie i żal. Pani Thora zamordowała małego Eirika, Ingebjorg nie miała wątpliwości. Dziecko nie ży-je. Nie ma już synka, który by dorósł i wyglądał tak jak ojciec, a z charakteru podobny był do dziadka ze strony matki, jak sobie wymarzyła. Ingebjorg została na świecie sama. Matka nie żyje, Eirik nie żyje, synek też nie, a si-ra Jacob odwrócił się do niej plecami. Gdyby nie siostra Sigrid, nie byłaby w stanie nawet pomyśleć, jak będzie dalej żyć.
Nagle usłyszała, że ktoś do niej idzie. Drzwi się otworzyły i weszła siostra Sigrid. Na widok jej łagodnej twarzy Ingebjorg wybuchnęła płaczem.
Przeorysza podbiegła do pryczy, objęła Ingebjorg ramionami i kołysała jak dziecko.
- Po prostu płacz, moja droga.
Ingebjorg wtuliła w nią twarz, dawało jej to poczucie bezpieczeństwa, jakby znalazła kryjówkę przed wszystkim, co boli i dręczy. Przed strachem w ciemnicy, obawą przed śmiercią przy porodzie, cierpieniem, pragnieniem i żałobą po dziecku, któremu nie pozwolono żyć. Wszystko spadło na nią z siłą wiosennych roztopów, szloch wstrząsał ciałem.
Kiedy w końcu się uspokoiła, siostra Sigrid usiadła na krawędzi wąskiej pryczy, wciąż trzymając ją w ramionach, i zaczęła mówić spokojnie:
- Musisz sobie wciąż powtarzać, że to lepiej, iż chłopczyk nie żyje. Dzieci z nieprawego łoża zwykle czeka trudny los, obawiam się, że twój syn doznałby wiele bólu. A teraz jest w drodze do raju, siostro Ingebjorg. Sira Jacob i ja odprawiliśmy mszę za jego duszę i w najbliższym czasie będziemy to robić codziennie. Ja nie wierzę w całe to gadanie o odrzuceniu i o tym, że nieochrzczone dziecko jest stracone. Jezus tak nie postępuje. Przecież powiedział: „Pozwólcie dziatkom przyjść do mnie”, więc chociaż nie zdążyliśmy go ochrzcić, wierzę, że nasze modlitwy zostaną wysłuchane.
Ingebjorg uniosła ku niej twarz.
- Ty naprawdę wierzysz, że on pójdzie do nieba, siostro Sigrid? - zawołała, czując ulgę.
Siostra Sigrid zdecydowanie kiwnęła głową.
- Tak, wierzę w to. A teraz musisz odrzucić wszelkie złe myśli i patrzeć w przyszłość. Jak tylko znowu staniesz na nogi, pójdziemy do kościoła i będziemy się modlić razem z sirą Jacobem. Dzięki temu odzyskasz spokój.
Ingebjorg z wdzięcznością przyjmowała pociechę.
- Dziękuję ci, siostro Sigrid. Nie możesz jednak oczekiwać, że zapomnę, co zrobiła pani Thora. Ja słyszałam, że chłopiec płacze i chociaż było to tylko żałosne kwilenie, wiem, że urodził się żywy. Gdyby pani Thora powiedziała, że umarł, bo był za słaby, to bym jej uwierzyła. Ale ona twierdzi, że urodził się martwy.
Siostra Sigrid patrzyła na nią z powagą.
- Mnie powiedziano, że był martwy. Nikt mi nie mówił, że żył, kiedy przyszedł na świat.
- No to bądź tak dobra i spytaj siostrę Potentię i siostrę Konstancję. Nie zaznam spokoju, dopóki nie wyjaśnię, co się stało.
- Obiecuję, że zapytam. Ale możesz być pewna, siostro Ingebjorg, że dzieci umierają w czasie porodu albo wkrótce potem, żadna matka nie może liczyć, że wszystkie swoje dzieci wychowa. A ty wiele ostatnio przeszłaś, może więcej niż inne brzemienne kobiety, nawet jeśli ży-ją w chłodzie i nie mają pod dostatkiem jedzenia. Poza tym poród przyszedł za wcześnie i zaczął się tak gwałtownie, że nie miałyśmy czasu, żeby się przygotować.
Ingebjorg przytaknęła.
- Ja wiem. Znachorka Asta u nas w domu, w Dal, używała mięty i różnych, innych środków, żeby ułatwić poród. Poza tym wszystkie supły powinny być porozwią-zywane i ktoś musi wymawiać zaklęcia. Nic z tego nie zostało zrobione.
Siostra Sigrid nie komentowała jej oskarżeń.
Ingebjorg znowu wybuchnęła płaczem.
- Ja już nie mam po co żyć, siostro Sigrid.
Przeorysza przytuliła ją do siebie.
- O takich sprawach my sami nie decydujemy, siostro Ingebjorg. Bóg dał ci życie nie po to, żebyś je zmarnowała albo próbowała się go pozbawić. Dał ci je, żebyś czegoś dokonała. Staraj się znaleźć coś, czemu mogłabyś je poświęcić. Służbę dla chorych, pomoc biednym lub pisanie pobożnych tekstów, ku radości innych chrześcijan. To mogłyby być dla ciebie ważne zadania.
Ingebjorg kiwała głową. Już sama rozmowa z siostrą Sigrid jej pomogła.
Odkąd zaczęła trochę jeść i pić, powoli wracały jej siły. Leżała w celi jeszcze przez kilka dni, ale opiekowano się nią dobrze i karmiono. Domyślała się, że pożywienie jest o wiele lepsze, niż pani Thora zadysponowała. Poza tym wciąż miała zapaloną świeczkę na stoliku i nie mu-siała leżeć w ciemnościach. Codziennie przychodziła do niej siostra Sigrid. Ingebjorg domyślała się, że dobrą opiekę poprzedziła ostra wymiana zdań między obiema zakonnicami. Na szczęście sira Jacob stał po stronie przeoryszy. Przypuszczalnie więc pani Thora uznała, że najrozsądniej będzie im ustąpić. Zwłaszcza, że sira Jacob przyłączył się do walki, a poza tym jest krewnym siry Joara. Nie można też wykluczyć, że pani Thora uwierzyła, iż Ingebjorg mówi prawdę, skoro nawet na progu śmierci nie zmieniła zdania. Może rzeczywiście da jej spokój z tym dokumentem, myślała z nadzieją. Ale jaką karę wyznaczy pani Thora za pozbawione szacunku zachowanie wobec siebie, Ingebjorg nie miała nawet odwagi pomyśleć.
W miarę jak wracała do zdrowia, rozpalała się w niej powoli iskra życia. Pojawiła się też wola walki. W ciągu długich godzin, które spędziła na twardej pryczy, nie mając do kogo otworzyć ust, ani żadnego zajęcia, wciąż wracała myślami do swojego objawienia. Nadal była pewna, że nic jej się nie przyśniło. Nawet jeśli sira Jacob zaczynał w to wątpić, to ona nie. Bóg ją wyznaczył, by ujawniła zło pani Thory i przywróciła spokój, czystość oraz niewinność w świętym konwencie. Może to jest owo zadanie, które siostra Sigrid doradzała jej znaleźć. Kiedy znowu stanie na nogi i, miej my nadzieję, zostanie wyznaczona do przepisywania, w największej tajemnicy napisze list do biskupa i opowie mu o wszystkim, co się stało. Początkowo biskupowi trudno pewnie będzie uwierzyć w to, co opowiada jakaś nowiejuszka, ale jeśli ona nie ustąpi i znowu napisze, to być może on zdecyduje się zbadać sprawę. Biskup jest najwyższym zwierzchnikiem klasztoru Nonneseter i jedynym dostojnikiem, który może odwołać matkę przełożoną. Jeśli już go to zainteresuje, to z pewnością i siostra Sigrid, i sira Gunnar zechcą wystąpić jako świadkowie.
Ta myśl bardzo ją ożywiała. Gdyby udało jej się usunąć panią Thorę z Nonneseter mogłaby poczuć, że jej życie nie poszło na marne, i że czas spędzony w klasztorze na coś się przydał. W tej sytuacji nawet śmierć małego Eirika nabrałaby sensu.
Dni w celi były długie i samotne. Jedyne, co słyszała, to bicie dzwonów, wzywających na modlitwę, ale głosy sióstr do niej nie docierały. Jedyną jej pociechą była siostra Sigrid.
Czasami wracała myślami do Ssemundgard i życia, które zostawiła za sobą. To zawsze budziło tęsknotę. Teraz śnieg zaczął już topnieć i woda kapie wesoło z dachów, świeci wiosenne słońce, a strumyki zaczynają śpiewać pod cieniutką warstwą lodu. Wędrowne ptaki wracają z dalekich krain, a w koronach drzew drozdy śpiewają na całe gardło. Żółte kwiatki podbiału mienią się niczym słoneczka w rozpadlinach, a ludzie we dworach otwierają drzwi tak szeroko, by pozbyć się dymu i wpuścić do środka słoneczne ciepło. Wszyscy wyjmują narzędzia potrzebne do wiosennych prac. W niedzielę przed kościołem głosy są jaśniejsze niż podczas zimowych chłodów, oczy kierują się ku niebu, jakby chciały przywołać słońce i ciepło, a podczas nabożeństwa ludzie modlą się o dobry rok i bogate plony. W oborach ryczą krowy w nadziei, że wkrótce wyjdą na zielone pastwiska, a w owczarniach i stajniach panuje wiosenny niepokój.
Ingebjorg zawsze kochała wiosnę. To, że dni stają się jaśniejsze, chłód ustępuje, słońce ogrzewa sczerniałe ściany z bali, a trawa na dachach zaczyna się zielenić.
- Pewnego dnia tam wrócę - mamrotała półgłosem sama do siebie. - Pewnego dnia odbiorę te dwie włóki ziemi, należące do Saemundgard, które matka oddała jako moją wyprawę, kiedy szłam do Nonneseter. Dwór ma czternaście włók, reszta musi być moja. Tego dnia, kiedy dowiodę, że matka nie zamierzała zostawiać mnie w klasztorze do końca życia, będą musieli oddać mi wszystko, czego ona w testamencie nie zapisała innym. I wtedy wrócę. Niech mnie to kosztuje nie wiem ile potu i krwi, ale odzyskam Saemundgard i poprowadzę dwór tak, jak był prowadzony za czasów ojca.
W nocy, przed opuszczeniem celi i powrotem do normalnego klasztornego życia, Ingebjorg miała niezwykły sen. Widziała dwie ubrane na czarno postaci, które biegły, ciągnąc między sobą małe dziecko. Dziecko płakało i wzywało pomocy. Niebo nad nimi było kruczoczarne, a gwałtowne podmuchy wichru przyginały drzewa do ziemi. Nagle w gęstych chmurach pojawiła się szczelina i wyłonił się stamtąd strumień światła, a jakiś głos powiedział: „Pozwólcie dziatkom przyjść do mnie, bo do nich należy królestwo niebieskie”. I wtedy obie ubrane na czarno postaci, przerażone, puściły dziecko. Ono upadło na ziemię, wiatr turlał je naprzód, a dziecko wydawało z siebie bolesne kwilenie, podobne do pisku dobywającego się z ptasiego gardziołka.
Wtedy Ingebjorg się obudziła, spocona i rozdygotana, jęknęła boleśnie i powiedziała:
- To był mały Eirik, mój synek.
Leżała rozbudzona i wpatrywała się w ciemność. To samo kwilenie słyszała po urodzeniu dziecka. Ten sen ma mi o czymś powiedzieć, myślała wstrząśnięta. Mały Eirik nie umarł, ktoś go po prostu zabrał.
Kiedy w końcu przyszła siostra Sigrid, Ingebjorg wybiegła jej na spotkanie.
- Siostro, dzisiejszej nocy miałam niezwykły sen! Naprawdę niezwykły. Wszystko było takie rzeczywiste, jakby się działo na jawie.
Siostra Sigrid uśmiechała się zadowolona.
- Tak, czasami sen może być jak rzeczywistość. A o czym śniłaś, siostro Ingebjorg?
- Widziałam dwie ubrane na czarno postaci, które uciekały z moim dzieckiem w ramionach. Była wichura, niebo całe czarne, a wiatr mało nie połamał drzew. Nagle chmury się rozstąpiły i jakiś głos powiedział: „Pozwólcie dziatkom przyjść do mnie, bo do nich należy królestwo niebieskie”. Na to obie te postaci się przeraziły, wypuściły dziecko tak, że upadło na ziemię i toczyło się przez jakiś czas.
Uśmiech zgasł na wargach siostry Sigrid, zakonnica z powagą zerkała na Ingebjorg.
- Moim zdaniem to nie był żaden niezwykły sen. Świadczy, że wciąż masz nadzieję, iż dziecko, mimo wszystko, nie urodziło się martwe. A pamiętasz, co ci mówiłam o słowach Jezusa pierwszego dnia, kiedy tu przyszłam? W twoim stanie to najzupełniej naturalny sen. Odzwierciedla twoje pragnienia. Bardzo chcesz wierzyć, że dziecko żyje.
Ingebjorg rozczarowana pokręciła głową.
- To nie są żadne pragnienia, siostro Sigrid. We śnie widziałam coś, co się naprawdę wydarzyło.
Siostra Sigrid podeszła i ze współczuciem pogłaskała ją po policzku.
- Rozmawiałam z siostrą Potentią i siostrą Konstancją, które pomagały ci przy porodzie. Musiałaś sobie wyobrazić, że słyszałaś płacz dziecka. One obie twierdzą, że w dziecku nie było życia.
Ingebjorg słuchała wstrząśnięta.
- Ale ja przecież słyszałam. Poza tym one wcale mi nie pomagały, przyszły dopiero jak było prawie po wszystkim.
Siostra Sigrid westchnęła ciężko.
- Jak wyzdrowiejesz i nabierzesz sił, to zrozumiesz, jakim szaleństwem jest podejrzewać innych o taki straszny postępek. Byłaś półprzytomna, ogłuszona bólem, nic dziwnego, że wydawało ci się, iż słyszysz nieistniejące dźwięki. A chłopiec urodził się martwy i został pochowany poza kościelnym murem.
Ingebjorg spuściła wzrok. Uznała, że nie ma sensu się spierać.
Zbliżał się czas pierwszego posiłku, gdy ubrana zamierzała opuścić celę. Siostra Sigrid nie przyniosła jej jedzenia, bo chciała, żeby Ingebjorg jadła razem z innymi nowie j uszkami.
Był pogodny i ciepły, wiosenny dzień. Od kiedy ostatnio wychodziła na dwór, śnieg się roztopił i słońce świeciło z jasnego nieba. W klasztornym ogrodzie zakonnice grabiły resztki zeszłorocznych liści, Ingebjorg zwróciła uwagę, że siostry są radosne i zadowolone. Wszyscy cieszą się z nadejściem jaśniejszej i cieplejszej pory roku, myślała. Miała nadzieję, że wiosna wpłynie też na panią Thorę i życie w Nonneseter stanie się łatwiejsze.
Nagle przypomniała sobie swój wybuch wściekłości i ogarnął ją strach. Teraz nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem odważyła się ciskać takie słowa w twarz przełożonej. Jeśli dziecko naprawdę urodziło się martwe, to oskarżenie, że pani Thora je zamordowała, jest niewybaczalną obrazą.
Odniosła nieprzyjemne wrażenie, że ktoś jej się przygląda, więc rozejrzała się nerwowo wokół. Zauważyła, że si-ra Jacob wychodzi z rozmównicy.
Zawahała się na moment, rozczarowanie tym, że zmienił zdanie, jeśli chodzi o jej wizje, wciąż tkwiło w sercu niczym bolesny cierń. Podobnie jak to, że bardziej wierzy pani Thorze, niż jej. Nie mogła dowieść, że była całkiem przytomna, kiedy to się stało, a ci, którzy nie wierzą w objawienia i tak będą twierdzić, że to był sen. Ale sira Jacob do nich nie należy. On wie, że znaki i wizje nie są niczym rzadkim u ludzi będących blisko Boga. W klasztorze, gdzie wiele czasu spędza się na modlitwie, takie rzeczy zdarzają się częściej, niż gdzie indziej.
Mimo to pragnienie, by porozmawiać z nim było większe, niż to rozczarowanie. Przystanęła więc i czekała.
- Czyż dzień nie jest piękny, siostro Ingebjorg! - zawołał kapłan radośnie, podchodząc do niej.
Ingebjorg przytaknęła.
- Wyszłam na dwór pierwszy raz po rozwiązaniu.
- A tymczasem świat się zmienił, ponure zimno ustąpiło pięknej wiośnie.
Ingebjorg uśmiechnęła się. Zaraz jednak znowu spoważniała.
- Chciałabym cię o coś prosić, siro Jacobie.
- Jeśli tylko będę w stanie, chciałbym pomóc. Dobrze o tym wiesz, siostro Ingebjorg.
Ingebjorg przygryzła dolną wargę, w końcu zebrała się na odwagę.
- Bardzo bym chciała odwiedzić grób mojego synka.
Kapłan zrobił przerażoną minę, potem w zamyśleniu zmarszczył czoło.
- Takiego życzenia nie mogę spełnić bez pozwolenia pani Thory. Grób znajduje się poza kościelnym murem, ponieważ dziecko nie zostało ochrzczone, a poza tym było z nieprawego łoża.
Ingebjorg kiwała głową, urażona.
- Zostało więc pochowane między złodziejami, mordercami i innymi przestępcami - mruknęła z goryczą. -Siostra Sigrid nie wierzy, że nieochrzczone dziecko nie dostąpi zbawienia - dodała głośniej. - Poza tym powiedziała mi, że odprawiliście mszę żałobną za jego duszę.
Sira Jacob rozejrzał się spłoszony, jakby w obawie, że ktoś mógłby ich usłyszeć.
- To prawda. Kiedy mnie o to poprosiła, nie widziałem powodu, żeby odmówić. Ale po rozmowie z panią Thorą zrozumiałem, że to było niemądre z mojej strony. Powinnaś zapomnieć o tym, co się stało, siostro Ingebjorg - mówił teraz surowszym tonem. - To nie było dziecko, nie w pełni człowiek. To coś, co nigdy nie powinno było zagościć w twoim ciele, coś, co powstało z woli diabła. Im prędzej o tym zapomnisz, tym bliżej Pana się znajdziesz.
Ingebjorg stała bez ruchu i patrzyła kapłanowi w oczy.
- Już zapomniałeś, w jakiej sprawie byliśmy zgodni, siro Jacobie? Zapomniałeś, że obiecaliśmy pomagać sobie nawzajem, by uczynić Nonneseter znowu godnym szacunku klasztorem, takim, jakim było za czasów pani
Gro? Prosiłeś mnie, bym opisała objawienia, jakich doznałam i obiecałeś, że pokażesz to biskupowi Helgemu, kiedy zostanie poinformowany o tym, co się wyprawia w klasztorze.
Ksiądz zrobił się czerwony, wzrok miał rozbiegany.
- Nie zapomniałem o tym, siostro Ingebjorg, ale zmieniłem pogląd na część spraw, o których rozmawialiśmy. Nie uważam już, że byłaś do końca sprawiedliwa. Można uważać, że kary w Nonneseter są bardziej surowe, ale gdybyś odwiedziła klasztory innych reguł, na przykład cysterski albo augustiański, zobaczyłabyś, że tam zasady są dużo bardziej surowe niż tutaj. Przełożeni mają nieograniczone prawo karania we wszystkich klasztorach, a przyznać musisz, że twoje grzechy i zaniedbania znacznie przewyższają to, na co inne siostry mają odwagę sobie pozwolić. Pani Thora była zmuszona wkroczyć, bo to niedopuszczalne ani dla klasztoru, ani dla jej reputacji, trzymać nowiejuszkę, która łamie wszelkie reguły. Uprawiałaś nierząd z innym mężczyzną niż twój narzeczony. Odbywałaś z nim potajemne schadzki także tutaj, w klasztorze, pozwalałaś sobie krnąbrnie odpowiadać przełożonej, kiedy próbowała przemówić ci do rozsądku, byłaś uparta i nie chciałaś podporządkować się regule. Nawet przy spowiedzi nie chciałaś obiecać poprawy i zadośćuczynienia, chociaż wiedziałaś, że spotka cię za to kara. Co, twoim zdaniem, pani Thora miała zrobić?
Ingebjorg nie odpowiadała, wpatrywała się w ziemię.
Kiedy ksiądz zamierzał odejść, podniosła głowę i spojrzała na niego błagalnie. Oczy miała pełne łez.
- Możesz powiedzieć pani Thorze, że jestem gotowa przyjąć karę, ale bądź tak dobry i spytaj ją, czy najpierw nie mogłabym odwiedzić grobu mojego synka.
Sira Jacob niechętnie skinął głową, potem odwrócił się i ruszył dalej w stronę kościoła.
Kiedy Ingebjorg weszła do refektarza, inne młode zakonnice już tam były, niektóre spoglądały ku niej zaciekawione. Ona wołała tego nie widzieć i, skrępowana, usiadła. Wiedziała, że w ich oczach jest bardziej grzeszna i nieczysta niż kiedykolwiek. Nie potrafiły jednak ukryć własnej ciekawości. Te, które miały składać śluby zakonne, wiedzą, że nigdy nie przeżyją miłości z mężczyzną i nigdy też nie wydadzą na świat dziecka. Przypuszczalnie dla nich wszystko, co wiąże się z tą stroną życia, jest zagadkowe i niezrozumiałe.
Tylko Isabelle okazywała współczucie. Ingebjorg usiadła obok niej i nie trwało długo, a Isabelle szturchnęła ją w bok i szepnęła:
- Bardzo za tobą tęskniłam i przykro mi z powodu tego, co cię spotkało.
- Powiedziano wam o tym? - Ingebjorg też odpowiedziała szeptem.
Isabelle przytaknęła.
- Chłopiec urodził się martwy.
Ingebjorg zerknęła na dyżurną zakonnicę, a kiedy stwierdziła, że tamta zajęta jest szukaniem odpowiedniego tekstu do głośnego czytania, rzekła pośpiesznie:
-Ja słyszałam jego płacz, ale wszyscy twierdzą, że mu-siałam to sobie wmówić.
Isabelle spojrzała na nią badawczo.
- Co masz na myśli?
- Sądzę, że pani Thora nie życzyła sobie, by mój synek żył. Był bękartem, takie dzieci się wyrzuca.
W tej samej chwili dyżurna zakonnica odwróciła głowę i posłała jej jadowite spojrzenie. Ingebjorg pośpiesznie spuściła wzrok.
Dopiero w jakiś czas potem, kiedy siedziały w bibliotece i zabierały się do przepisywania tekstów, znalazły okazję, żeby dłużej porozmawiać. Ingebjorg w napięciu oczekiwała, czy pozwolą jej dalej przy tym pracować. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby została odesłana do pomocy w kuchni albo do szorowania podłóg. Nie do pomyślenia, żeby nie miała zostać ukarana w ten czy inny sposób.
Kiedy tutaj weszły, zauważyła, że siostra Potentia unika jej wzroku. Byłoby naturalne, gdyby coś powiedziała, pomyślała Ingebjorg. Mimo wszystko to ona była przy porodzie i to ona wyniosła dziecko z celi. Nawet gdyby grzechy Ingebjorg nie oburzały jej tak bardzo, to i tak dziwne, że ani słowem nie wspomniała o tamtych wydarzeniach, ani nie skorzystała z okazji, by napomknąć, że to kara boska jest przyczyną cierpień. Zamiast tego odwracała twarz i udawała, że jest zajęta pracą.
Nie ma odwagi na mnie spojrzeć, bo sumienie ją gryzie, przemknęło Ingebjorg przez głowę.
Podejrzenia przybrały na sile, kiedy siostra Potentia poprosiła Isabelle, by podeszła do jej pulpitu i zabrała książkę, którą Ingebjorg ma przepisywać. Ciekawe, dlaczego nie zwróciła się do mnie samej? Widocznie znowu jestem wykluczona ze wspólnoty, pomyślała wzburzona.
Zastukano do drzwi i siostra Konstancja wsunęła głowę do środka. Gestem wywołała siostrę Potentię i nowi-cjuszki zostały na chwilę same. Natychmiast rozpoczęły się prowadzone szeptem rozmowy.
Isabelle okrążyła pulpit i usiadła obok Ingebjorg.
- Opowiedz mi coś jeszcze, Ingebjorg. Nie jestem w stanie myśleć o niczym innym.
- Wiedziałaś, że zostałam zamknięta w ciemnicy?
Isabelle patrzyła na nią wstrząśnięta.
- Nie wiedziałam. Naprawdę cię zamknęli?
Ingebjorg przytaknęła.
- Naprawdę. To była kara za moje nieposłuszeństwo. Opowiem ci o tym dokładniej, ale innym razem.
Rozejrzała się pośpiesznie wokół, by sprawdzić, czy inne nowiejuszki nie próbują podsłuchiwać, ale stwierdziwszy, że każda zajęta jest swoim, przysunęła się bliżej i zaczęła mówić szeptem:
- Wkrótce potem zaczęłam rodzić. Byłam śmiertelnie przerażona. Na myśl o tym, że mam rodzić sama, w nieprzeniknionych ciemnościach, w pomieszczeniu pełnym szczurów, oblewałam się lodowatym potem. I wtedy pojawił się sira Jacob. Pani Thora pozwoliła, żeby się ze mną pomodlił. Czy nie wydaje ci się to dziwne?
Isabelle spoglądała na nią, nie rozumiejąc.
- Byłam przekonana, że on ma udzielić mi ostatniego namaszczenia i nadal mnie kusi, by wierzyć, że naprawdę po to przyszedł. Ale ja powiedziałam mu, że dziecko jest w drodze i prosiłam, by sprowadził siostrę Sigrid.
Pochyliła się jeszcze bardziej w stronę przyjaciółki.
- Pani Thora to prawdziwy diabeł, Isabelle. Nawet jeśli nie wydała rozkazu uśmiercenia mojego dziecka, to jestem pewna, że zmusiła swoich podwładnych, by do tego dopuścili.
Isabelle z niedowierzaniem kręciła głową, ale milczała.
Ingebjorg ogarnęło bolesne poczucie, że nie została zrozumiana i zaczęła działać desperacko. Musi przekonać Isabelle!
- Kiedy zostałam przeniesiona do maleńkiej celi i przyszła do mnie pani Thora, rzuciła się na mnie i zaczęła mnie okładać biczem po brzuchu. Gdy odwiedziła mnie następnym razem, byłam półprzytomna z bólu i błagałam ją o pomoc. Dziecko nie chciało ze mnie wyjść, byłam przekonana, że umrę, a ono zostanie we mnie żywe. Ona jednak odparła, że to kara, jaką Pan zsyła na mnie za moje grzechy i sobie poszła, a ja zostałam sama w ciemnościach.
Isabelle słuchała z otwartymi ustami. Ingebjorg pojęła, że w końcu przyjaciółka zaczyna jej wierzyć.
- Po porodzie straciłam przytomność, kiedy ją odzyskałam, dziecka nie było. Wtedy raz jeszcze przyszła pani Thora, aby mnie poinformować, że chłopiec urodził się martwy. A ja wykrzyczałam jej w twarz cały swój gniew i nienawiść. Powiedziałam też, że zamordowała moje dziecko. No i teraz czekam już tylko na karę - zakończyła, wpatrując się w pulpit.
Isabelle jęknęła, blada ze wzburzenia.
- Ty musisz stąd uciekać, Ingebjorg.
Ingebjorg potwierdziła.
- Tak, wiem, ale nie odejdę, dopóki nie uda mi się wygonić pani Thory z Nonneseter.
- Jezu, co ty chcesz powiedzieć?
- Obiecałam sobie, że nie ustąpię, dopóki ona nie zniknie z klasztoru. Mam zamiar napisać do biskupa i opowiedzieć mu, co przeżyłam, więc będzie mógł ją stąd usunąć. Ta kobieta niszczy nas wszystkie. Nie dość na tym, że budzi strach wśród sióstr, to jej podły charakter ma naśladowców, sieje nienawiść, intrygi, powoduje podziały, wszystko, czego w klasztorze nie powinno być. Gdyby święty Benedykt widział, co się tu wyprawia, przewracałby się w grobie.
Isabelle wpatrywała się w nią jak sparaliżowana.
- Odważysz się napisać do biskupa?
Ingebjorg przytaknęła.
- Ja się nie boję śmierci, teraz już nie. Jeśli uda mi się przeprowadzić ten plan, to moje życie nie pójdzie na marne, a śmierć małego Eirika też nabierze sensu.
Isabelle potrzebowała czasu, by pojąć to, co usłyszała.
-Jesteś najodważniejszym człowiekiem, jakiego znam - wyszeptała uroczyście, kiedy w końcu odzyskała zdolność mowy.
Ingebjorg uśmiechnęła się, ale był to gorzki uśmiech, nie docierał do oczu.
- A powiedz mi teraz, co tam u ciebie. Spotkałaś ostatnio Ragnvalda?
Isabelle zaczerwieniła się i spuściła wzrok.
- On zaprzyjaźnił się z klasztornym kowalem. I ten kowal pozwala nam korzystać z komórki przy swoim mieszkaniu.
Ingebjorg przyglądała się jej w zamyśleniu. Miała wrażenie, że bardzo dawno temu spotykała się potajemnie z Eirikiem. Było to chyba w innym życiu. Zapytywała siebie, czy robiłaby to samo dzisiaj, wiedząc, jaki będzie koniec, ale nie znajdowała odpowiedzi.
- Mam nadzieję, że nie napytacie sobie biedy - szepnęła, słysząc kroki na korytarzu.
Isabelle pośpiesznie czmychnęła na swoje miejsce po drugiej stronie stołu.
Kiedy dzwony obwieściły czas modlitwy, nowie jusz-ki odłożyły gęsie pióra, natychmiast wstały ze stołków i ruszyły ku drzwiom. W drodze do kościoła Ingebjorg starała się iść obok Isabelle.
- Musisz być ostrożna, Isabelle - upominała ją szeptem. - Pani Thora jeszcze nie nabrała wobec ciebie podejrzeń, ale jeśli do tego dojdzie, ciebie też znienawidzi.
Isabelle odwróciła ku niej głowę i skinęła.
- Ja jestem ostrożna.
Ingebjorg trochę to uspokoiło. Nie była w stanie znieść myśli, że Isabelle zostanie wychłostana i zamknięta w ciemnicy. Ona jest taka delikatna, chyba nie przeżyłaby tego.
Po skończonej modlitwie sira Jacob wyszedł za nimi z kościoła.
- Siostro Ingebjorg! - zawołał.
Isabelle poszła dalej, a Ingebjorg została.
- Rozmawiałem z panią Thorą. Możesz teraz pójść ze mną, to pokażę ci grób twojego synka.
Ingebjorg odetchnęła z ulgą. Nie umiałaby powiedzieć, dlaczego odczuwa tę palącą potrzebę zobaczenia grobu. Może w głębi duszy wątpi, czy jakiś grób w ogóle istnieje?
Cmentarz leżał na północ od klasztornych zabudowań. Ingebjorg dreptała za sirą Jacobem z powrotem do kościoła, potem przez chór i znowu przez małe drzwi wyszła na zewnątrz, po drugiej stronie. Już w progu oślepiło ją światło słońca, a kiedy odzyskała zdolność widzenia zdziwiła się, widząc, jak tu pięknie. Z tej strony zabudowań nie było wysokiego muru, takiego jak ten, który otacza klasztorny ogród od wschodu. Tylko niski murek z szarych kamieni wokół cmentarza. Dalej widać było pola Nonneseter, gdzie klasztorna służba rozpoczęła już wiosenną orkę. Widok tych ludzi sprawił, że myślami wróciła do Saemundgard. Tam pewnie też trwają już wiosenne prace, przyszło jej do głowy. Poczuła ból w sercu, że nie ma kto zarządzać rodzinnym dworem.