Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
[PK]
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjřrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjřrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu... Pani Thora sprowadza do klasztoru biskupa. Ingebjørg wie, że ta wizyta odmieni jej życie, nie ma jednak pojęcia, czy oznacza dla niej wybawienie, czy klęskę. Również nieoczekiwane spotkanie z dawno niewidzianym mężczyzną wywołuje zamęt w jej sercu. Uświadamia sobie, że istnieje tylko jeden sposób, by udowodnić swoją niewinność i odzyskać wolność. Należy usunąć ze stanowiska matkę przełożona.
Pani Thora podeszła do niej wolnym krokiem, i zwracając się do biskupa Salomona, oznajmiła głośno:
- A oto nasza kłamliwa i niepokorna siostra Ingebjørg, Eminencjo, która za nieposłuszeństwo została ukarana odosobnieniem. Zakazałam jej pokazywać się na dziedzińcu, wystarczy jednak, że się odwrócę, a natychmiast postępuje wbrew mojej woli.
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 5
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu (4)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 242
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżyca tom 5
Frid Ingulstad
Przekład
Lucyna Chomicz-Dąbrowska
Tytuł oryginału norweskiego: Sannhetens time
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2003 by NW. DAMM & S0N A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved
Wydawca:
Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.axelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-769-2
oraz
BAP-PRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-153-9
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Mojemu synowi Arndtowi Emilowi za dobrą wolę i nieocenioną pomoc przy komputerze
Klasztor Franciszkanów
Ingebjorg Olavsdatter
dziedziczka dworu Saemundgard w parafii Eidsvoll
Elin Tordsdatter
niedawno zmarła matka Ingebjorg
Olav Erlingsson
zmarły ojciec Ingebjorg
Eirik Magnusson
nieżyjący kochanek Ingebjorg, powie
szony za kradzież
Bergtor Mässon
narzeczony Ingebjorg; zaginął bez śladu
Pani Thora Birgersdatter -
matka przełożona klasztoru Nonneseter
Siostra Sigrid Jonsdatter ~
przeorysza klasztoru Nonneseter
Sira Gunnar
najwyższy kapłan klasztoru i jego doradca
Sira Jacob
nowy, młody ksiądz, posługujący w klasz
torze
Sira Joar
ksiądz w kościele Świętego Krzyża
Hildegard, Konstancja
i Potentia
zakonnice wierne matce przełożonej
Siostra Katarina
młoda nowiej uszka
Siostra Sunniva
młoda nowiej uszka
Siostra Isabelle
przyjaciółka Ingebjorg, córka gospodarza
z Eidsvoll
Kowal Ragnvald
potajemny kochanek Isabelle
Orm Oysteinsson
najwyższy rangą urzędnik w kraju,
ochmitrz królewski
Gisela Sverresdatter
gospodyni we dworze Belgen
Olof Torvaldsson
szwedzki krewny Ingebjorg
W ciasnej i mrocznej celi klasztornej Ingebjorg wyda-je na świat dziecko. Po ciężkim porodzie, usłyszawszy ciche kwilenie maleństwa, traci przytomność, a gdy ją odzyskuje, dowiaduje się, że dziecko urodziło się martwe. Nie może w to uwierzyć. Przy grobie synka, przy którym towarzyszy jej sira Jacob, dziewczynie znów ukazuje się złowieszczy księżyc.
Sira Gunnar potwierdza, że pani Thora zmusiła panią Elin, matkę dziewczyny, do złożenia w imieniu córki ślubów zakonnych. Staruszek chce wyznać wszystko biskupowi. Dyktuje Ingebjorg list, ale traci przytomność, nie zdążywszy złożyć swojego podpisu.
Sira Joar, w którym Ingebjorg od dawna wzbudza pożądanie, próbuje wziąć nowiejuszkę siłą, nieoczekiwanie jednak pojawia się pani Thora. Zarzuca dziewczynie kuszenie duchownego i za karę nakazuje ją wychłostać. Ledwie żywą nowiejuszkę odnajduje w ciemnicy dobra przeorysza.
Parę dni później przybywa do klasztoru ochmistrz, by prosić uzdolnioną w sztuce kaligrafii Ingebjorg, o przepisanie księgi. Dostrzega, w jakim stanie jest dziewczyna. Ingebjorg łudzi się, że ochmistrz domyśli się, iż klasztorze źle się dzieje. Najwyższy urzędnik królewski, który darzy opatkę ogromnym szacunkiem, nie podejmuje jednak żadnych działań. Tymczasem siostra, Sigrid, siostra
Potentia i sira Jacob postanawiają zwrócić się o pomoc do biskupa, ale wydaj e się, że biskup nie daje wiary ich słowom. Ingebjorg jest rozdarta pomiędzy nadzieją, że kiedyś uda jej się opuścić klasztorne mury a strachem, że tak się nie stanie.
Pewnego dnia do Nonneseter przybywa biskup, a na jego twarzy maluje się gniew...
Rok 1353, klasztor Nonneseter w Oslo
Ingebjorg czuła, jak krew zastyga jej w żyłach. Najchętniej by zemdlała albo zapadła się pod ziemię. Niestety, cud nie nastąpił.
Matka przełożona powolnym krokiem podeszła do niej i, zwracając się do biskupa Salomona, oznajmiła głośno:
- A oto nasza kłamliwa i niepokorna siostra Inge-bjorg, Eminencjo. Z powodu nieposłuszeństwa została ukarana odosobnieniem. Zakazałam jej pokazywać się na dziedzińcu, wystarczy jednak, że się odwrócę, a już postępuje wbrew mojej woli.
Ingebjorg otworzyła usta, by się wytłumaczyć, ale matka przełożona, udając, że tego nie widzi, ciągnęła dalej:
- Uczyniłam wszystko, co w mojej mocy, by uchronić ją przed wiecznym potępieniem, Eminencjo. Modlę się za nią każdego dnia i nocy, płaczę i błagam Pana o pomoc. Nakłoniłam też wszystkie siostry w naszym zgromadzeniu, by wspólnie zanosiły za nią modły, ale bez skutku. Zgodnie z paragrafem 28 reguły benedyktyńskiej zakonnicę, której nie da się uleczyć, powinno się amputować, czyli „usunąć zło ze wspólnoty”, skoro jednak matka w jej imieniu złożyła śluby, nie jest to możliwe. Czuję się bezradna, Eminencjo - dodała, posyłając biskupowi Salomonowi błagalne spojrzenie. - Nienawidzę grzechu i kocham moje podopieczne, nawet te zagubione, dlatego zawsze kieruję się zasadą świętego Benedykta, by karać z rozwagą i z umiarkowaną surowością, bowiem jak jest napisane: „Jeśli zbyt mocno się tłucze, aby pozbyć się rdzy, można roztrzaskać naczynie” oraz w innym miejscu: „Grzech należy usunąć ostrożnie i z miłością”.
Ingebjorg nie miała odwagi podnieść wzroku i spojrzeć na biskupa, który milczał, nie próbując nawet dojść do głosu, ale wyczuwała napięcie. Może to złudzenie, ale zdawało jej się, że słyszy w głosie matki przełożonej lekki niepokój, gdy ta mówiła dalej:
- Odkąd jednogłośnie wybrano mnie na matkę przełożoną w klasztorze Nonneseter, z uznaniem mówiono, że karząc nieposłuszne siostry, kieruję się rozwagą. Każde moje polecenie było przemyślane i nacechowane powściągliwością, ponieważ zawsze staram się pamiętać o słowach proroka Jakuba: „Jeśli teraz zmuszę moją trzodę» by poszła dalej, wszystkie owce zginą w ciągu jednego dnia”. Żyłam w zgodzie z tą zasadą, bowiem „umiejętność właściwego rozeznania to najważniejsza spośród wszelkich cnót”, jak podaje Reguła.
Ingebjorg czuła, jak wzbiera w niej gniew na te wszystkie kłamstwa i przechwałki matki przełożonej, stała jednak nieruchomo ze spuszczoną głową. Nie zamierzała dać satysfakcji pani Thorze, która próbowała ją sprowokować, by biskup osobiście się przekonał, że Ingebjorg sprzeniewierza się klasztornym regułom.
- Wracaj do armarium, siostro Ingebjorg - rzuciła matka przełożona, z trudem tłumiąc rozdrażnienie.
Ingebjorg ukłoniła się z pokorą, odwróciła się i odeszła. Za plecami słyszała jeszcze, jak pani Thora przypo-chlebia się przysłuchującemu się jej z kamienną twarzą biskupowi:
- Zapraszam Eminencjo do rozmównicy. Zaraz każę podać coś dobrego do picia.
Kiedy Ingebjorg weszła do armarium, siostra Poten-tia posłała jej zaciekawione spojrzenie i zapytała:
- Co się stało?
- Wróciła matka przełożona.
Siostra Potentia jęknęła i zakryła usta dłonią.
- Matko święta! Już? Przecież mieli rozmawiać przez cały wieczór.
Ingebjorg pokiwała w milczeniu głową, bo ze strachu słowa więzły jej w gardle.
- Są w rozmównicy.
- Jezu Chryste! Tak mi przykro, siostro Ingebjorg! Nie musisz nic mówić. Po twojej minie poznaję, że zostałaś zauważona. Wyjaśnię oczywiście, że to ja poleciłam ci wyjść.
Ingebjorg skinęła głową, siadając przy pulpicie, i pomyślała, że na niewiele się to zda, bo nic nie zdoła stłumić gniewu matki przełożonej. Nie była w stanie powstrzymać drżenia dłoni, w której trzymała pióro. Trzęsła się ze strachu, przypomniawszy sobie surową twarz biskupa, który po przeczytaniu listów i wysłuchaniu skarg siry Jakoba, uczynił to, co należało: wezwał matkę przełożoną na rozmowę. Z tą kobietą jednak nikt jeszcze nie wygrał. Matka przełożona wysławiała się z godną pozazdroszczenia swobodą i potrafiła się umiejętnie maskować.
Ingebjorg nie spała tej nocy, obawiając się, że lada chwila ktoś wywlecze ją brutalnie z łoża i wyprowadzi z dormitorium. Czuła, że to już koniec. Pani Thora dowiedziała się o jej liście do biskupa i o tym, że nakłoniła sirę Gunnara, by też złożył skargę. Może nawet czytała te listy. Matka przełożona, która już wcześniej pałała niechęcią do Ingebjorg, teraz nienawidzi jej pewnie w dwójnasób. Nie zniesie dłużej jej obecności we wspólnocie. Gdyby jednak chciała usunąć ją z zakonu, musia-łaby zwrócić wszystkie dobra, z których czerpała korzyści, a na to jest zbyt pazerna.
Ingebjorg nie miała wątpliwości, że znalazła się w niebezpieczeństwie. Matka przełożona postara się znaleźć wiarygodne wyjaśnienie nagłej śmierci nowiejuszki, biskup z ulgą pozbędzie się problemu, a po jakimś czasie zapomni zarówno o listach, jak i o skargach siry Ja-koba. Życie w klasztorze zaś potoczy się dalej, jakby nic się nie zdarzyło.
Słaniając się ze zmęczenia, a zarazem spięta do granic wytrzymałości, stawiła się w armarium o zwykłej porze. Ku swemu zdumieniu zastała tam znów siostrę Potentię, która pośpiesznie próbowała ją uspokoić:
- Powiedziałam, że to moja wina, siostro Ingebjorg.
Ingebjorg pokiwała głową i, unikając wzroku siostry Potentii, zasiadła przy pulpicie i odpowiedziała cicho:
- Zapewne niewiele to pomogło.
Siostra Potentia nie od razu jej odpowiedziała, ale Inge-bjorg wyczuła jej niepokój.
- Przypilnuję cię, siostro Ingebjorg - odezwała się zakonnica stłumionym głosem. - Pomogą mi siostra Sigrid i sira Jacob.
Ingebjorg rozszerzyła oczy ze zdumienia:
- Powiedziałaś im o tym?
- Orientują się w sytuacji. - Siostra Potentia potwierdziła skinieniem głowy.
- Obawiają się tego samego, co ja?
- Łudzą się, że biskup wyrobił sobie własny pogląd -odparła zakonnica, kręcąc się niespokojnie.
- Ale obawiają się, że jest dokładnie na odwrót.
Siostra Potentia pominęła tę uwagę milczeniem, rzekła zaś:
- Nie ma co martwić się na zapas. Przyjrzymy się dokładnie temu, co się dzieje. Będziemy śledzić każdy krok siostry Konstancji i siostry Hildegard, a poza tym sprawdzać wszelkie przedsięwzięcia matki przełożonej. Zdaje się, że nie jest tak pewna swego, jak udaje. Sprawa jest poważna, kiedy dwóch kapłanów klasztornych składa skargę do najwyższych władz na głowę klasztoru. Nie sądzę, by twój list mógł o czymś przesądzić, co najwyżej zirytował biskupa, trudno mi jednak uwierzyć, by mógł zignorować świadectwo siry Gunnara.
- Chyba że uzna, że sira Gunnar nie był przy zdrowych zmysłach.
- Tak też się może zdarzyć, choć przecież sira Gunnar jeszcze nie tak dawno pełnił posługę kapelana klasztornego, spowiednika i doradcy, i wszystkie swoje obowiązki wykonywał nienagannie. Nadal zresztą odpowiada za księgi rachunkowe klasztoru. Nie obawiaj się, siostro Inge-bjorg - pocieszała zakonnica. - Wiem, kto jest ślepo posłuszny matce przełożonej i będę miała oko na te siostry.
W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi, a gdy siostra Potentia sprawdziła, kto przyszedł, Ingebjorg usłyszała dziwnie podenerwowany głos siostry Isabelle.
- Siostro Potentio, pani Thora prosi cię natychmiast do rozmównicy. To chyba coś ważnego, bo wydawała się taka...
Nie znalazła właściwego słowa, a może nie odważyła się go wypowiedzieć. Siostra Potentia pośpiesznie opuściła pomieszczenie biblioteki, rzucając na odchodnym:
- Przypilnuj jej, póki co, siostro Isabelle. Zaraz wrócę.
Ingebjorg podniosła zdziwiony wzrok. Tylko raz wcześniej pilnowała jej nowicjuszka.
Isabelle weszła do środka i gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, natychmiast podeszła do pulpitu Ingebjorg, mówiąc:
- Strasznie byłam ciekawa, co z tobą. W klasztorze aż huczy od plotek, Ingebjorg. Słyszałam, że wczoraj wieczorem był tu biskup i po tej wizycie pani Thora jest bardzo zdenerwowana. Podobno ma to jakiś związek z sirą Joarem, ale mnie się zdaje, że to raczej z twojego powodu.
Ingebjorg skinęła lekko głową.
- Boję się, Isabelle - wyszeptała i nagle nie była w stanie dłużej zapanować nad płaczem. Ukryła twarz w dłoniach i, pochyliwszy głowę, rozszlochała się.
Isabelle objęła ją ramieniem.
- Nie lękaj się, Ingebjorg. Ojciec obiecał zbadać tę sprawę, opowiem też wszystko Ragnvaldowi, gdy tylko go zobaczę. Kiedy opuszczę muiy klasztoru, uczynię dla ciebie, co będzie w mojej mocy. Nie zawiodę cię, Ingebjorg.
- Do tego czasu będę już martwa. Matka przełożona dowiedziała się o listach, a może nawet je przeczytała. Widzę w jej oczach, jak wielką pała do mnie nienawiścią, i wiem, że knuje, jak się mnie pozbyć.
- To nie może być prawda, Ingebjorg. Jak matka przełożona mogłaby kogoś zabić?
Ingebjorg uniosła mokrą od łez twarz i wyjaśniła:
- Zakonnicy, Isabelle, nie podlegają prawom świeckim, tylko klasztornym. W UtStein wielu mnichów zamęczono na śmierć, a opata nie spotkała za to żadna kara. Dopiero gdy zaczął trwonić dobra klasztorne, nie wpuścił na teren klasztoru biskupa i pozwolił zamieszkać w klauzurze swojej nałożnicy, biskup się rozgniewał i złożył skargę papieżowi.
- Czy to prawda? - wyszeptała Isabelle. - A moja matka zawsze powtarzała, że przełożeni w klasztorach są tu na ziemi sługami Pana.
Ingebjorg otarła łzy w rękaw, starając się uspokoić.
- Może i są, ale nie w tym klasztorze. Nieszczęście Non-neseter polega na tym, że pani Thora została wybrana na opatkę, zanim ci, którzy dokonali takiego wyboru, poznali, jakim naprawdę jest człowiekiem.
Isabelle zerknęła na nią zdziwiona.
- Jesteś mądra, Ingebjorg. Zrozumiałaś to dużo wcześniej, niż pozostałe siostry.
Ingebjorg pokręciła głową.
- Tylko dlatego, że swym postępowaniem wzbudzałam w niej gniew. Nie byłam posłuszna i często kłamałam. Przez moje grzechy odkryłam zło w pani Thorze. Inna matka przełożona na jej miejscu też by mnie karała. Ona jednak nie karze po to, by ratować nasze dusze, tak jak powinna matka przełożona. Jej sprawia przyjemność dręczenie innych.
Isabelle popatrzyła na nią, wyraźnie zatrwożona, ale usłyszawszy zbliżające się kroki, pośpiesznie oddaliła się od przyjaciółki. Po chwili otwarły się drzwi i do środka wmaszerowała siostra Konstancja.
- Możesz odejść, siostro Isabelle - zakomenderowała krótko.
- A gdzie siostra Potentia? - Ingebjorg, przejęta tym, że wreszcie udało jej się porozmawiać z przyjaciółką, dopiero teraz zaniepokoiła się, po co matka przełożona wezwała zakonnicę. Może to ma jakiś związek z tym, że siostra Potentia wysłała mnie po nóż? - zgadywała. A może domyśliła się, że siostra Potentia przestała być jej ślepo posłuszna?
Starała się pisać, powstrzymując drżenie dłoni. Przez cały czas nasłuchiwała kroków, mając nadzieję, że siostra Potentia lada chwila wróci, co się jednak nie stało.
Raz po raz podnosiła wzrok na milczącą siostrę Konstancję, która ze zmarszczonym czołem, jakby targały nią niespokojne myśli, patrzyła posępnie przed siebie. Dziwne, że nie czyta, jak inne pilnujące mnie zakonnice, pomyślała Ingebjorg.
Nastała pora podwieczorku, a siostra Potentia nie wróciła. Nikt też nie zmienił siostry Konstancji, która coraz częściej posyłała tęskne spojrzenia ku drzwiom i, w końcu, zapomniawszy się, mruknęła półgłosem:
- Dziwne, że nikt nie przychodzi.
Niepokój Ingebjorg narastał. Drżała na całym ciele i nie była w stanie utrzymać w ręku pióra.
Siostra Konstancja zauważyła to i ofuknęła ją, przywołując do porządku:
- Co z tobą, siostro Ingebjorg? Dlaczego nie piszesz? Ingebjorg nie odważyła się przyznać do swego strachu. - Coś jest nie tak z moją ręką, siostro Konstancjo. Trzęsie się.
Siostra Konstancja wstała i podeszła do niej.
- Hmm... Dopiero by było, gdyby księga dla ochmistrza królewskiego nie została przepisana na czas - rzuciła z przyganą.
- Ochmistrz wyznaczył jakiś termin? - zapytała Ingę-bjorg.
- Oczywiście. A co, myślałaś, że możesz się lenić?
Ingebjorg pokręciła głową i wyszeptała:
- Nic nie poradzę na to, że drży mi ręka, siostro Konstancjo - wyszeptała. - Chyba ją przeforsowałam w ciągu ostatnich dni.
- To wstań i trochę się poruszaj - rzuciła zakonnica niechętnie.
Uchyliły się drzwi, po czym do środka weszła siostra Sunniva, przynosząc jedzenie. Talerz z cielęciną gotowaną w mleku, z kolendrą i warzywami dla siostry Konstancji i miskę z soczewicą dla Ingebjorg.
Ingebjorg zapytała cicho, nie zważając na to, że łamie klasztorny ślub milczenia:
- Siostro Sunnivo, wiesz, co z siostrą Potentią?
Siostra Sunniva zerknęła nerwowo na siostrę Konstancję, ale widząc ją całkowicie pochłoniętą jedzeniem, wyszeptała w odpowiedzi:
- Nie wiem. Podobno nagle źle się poczuła. Tak mówiła siostra Sigrid.
Ingebjorg straciła resztki nadziei. Serce zabiło jej niespokojnie i pomyślała z trwogą, że pani Thora odgrywa się pewnie na biednej zakonnicy.
- Czy siostra Sigrid jest gdzieś w pobliżu? - odważyła się zapytać szeptem.
- Zakonnice zebrały się na naradę w kapitularzu.
- A cóż to za rozmowy? - rozległ się nagle surowy głos siostry Konstancji.
- To moja wina, siostro - pośpiesznie pokajała się Ingeborg.
- O czym rozmawiałaś z siostrą Sunnivą? - dopytywała się podejrzliwie zakonnica.
- Upomniałam się jedynie o chleb - skłamała Ingebjorg.
- Pośpiesz się, siostro Sunnivo - skarciła siostra Konstancja młodą nowiejuszkę.
Ingebjorg posilała się zupą z soczewicy, wdychając smakowity zapach cielęciny, którą raczyła się siostra Konstancja, i zastanawiała się, dlaczego zwołano zebranie. Tego dnia przypadała środa, a zwykle wszelkie sprawy, dotyczące klasztoru omawiano w poniedziałki. Czyżby miało to jakiś związek z wizytą biskupa? Może pani Thora postanowiła wymusić na zakonnicach przyrzeczenie i nakłonić je, by zaprzeczyły przed biskupem, jakoby życzyły sobie zmiany matki przełożonej? Jeśli wszystkie starsze zakonnice staną za nią murem, biskup nie zdecyduje się podjąć żadnych działań, nawet gdyby nabrał podejrzeń, że w klasztorze dochodzi do łamania prawa. W każdym razie nie uczyni niczego, póki znowu nie wydarzy się coś, co przykuje uwagę duchownych, pomyślała ponuro. Wiadomość o tym, że nowicjuszka zmarła na ciężką chorobę z pewnością nie skłoni go do działania.
Siostra Sunniva wróciła z dwiema kromkami suchego chleba. Ingebjorg podziękowała, usiłując uchwycić wzrok siostry. Była ciekawa, czy dowiedziała się czegoś nowego w refektarzu i czy wyczuwała, co się święci?
Siostra Sunniva zerknęła na nią nerwowo, po czym obróciła się gwałtownie. Ingebjorg zdążyła ujrzeć jej przestraszoną twarz, ale pomyślała, że to może tylko złudzenie.
Siostra Konstancja wciąż się posilała, gdy do armarium przyszła siostra Hildegard. Szeptały coś zawzięcie, ale choć Ingebjorg usiłowała podsłuchać, nie udało jej się wychwycić ani jednego słowa. Siostra Hildegard była jednak wyraźnie zdenerwowana, policzki jej poczerwieniały i dyszała ciężej niż zwykle, co skłaniało do podejrzeń, że podczas konwentu wydarzyło się coś szczególnego.
Gdy już siostra Konstancja opuściła bibliotekę, siostra Hildegard pochyliła głowę i, zacisnąwszy dłonie, krążyła nerwowo w tę i z powrotem, półgłosem wypowiadając słowa modlitwy. Za każdym razem, gdy z korytarza dolatywały odgłosy kroków, zatrzymywała się gwałtownie i wpatrywała z napięciem w drzwi, a gdy się nie otwierały, kroczyła dalej uporczywie, nie przestając mamrotać pod nosem.
Ingebjorg nie mogła się skupić na przepisywaniu, mimo że rozdział, nad którym właśnie pracowała, bardzo ją zaciekawił. Opowiadał o wydarzeniach, które miały miejsce pod koniec ubiegłego stulecia w Szwecji. Na tronie zasiadał wówczas Magnus Ladelaas z rodu Folkun-gów. Podobnie jak Magnus Prawodawca w Norwegii, on wprowadził stan rycerski w Szwecji. Ingebjorg zaintrygowało to, że król Magnus III miał syna o imieniu Eryk, pazernego chciwca, skłonnego do knucia intryg. Po śmierci króla Magnusa tron odziedziczył jego najstarszy syn Birger, który rządził nieudolnie i Eryk postanowił go obalić.
Ingebjorg podniosła wzrok, rozmyślając nad obecnym królem Magnusem i jego synem Erykiem, i zastanawiała się, czy to tylko przypadkowa zbieżność imion. Pochłonięta treścią księgi, zapomniała całkiem o siostrze Poten-tii, która nie pokazywała się od paru godzin, o zakonnicach, zgromadzonych w kapitularzu, a także o siostrze Hildegard, przemierzającej w tę i z powrotem pomieszczenie biblioteki i mamroczącej nieprzerwanie modlitwy.
Póki u boku króla stał jego wierny marszałek Torgils Knutsson, wszelkie próby obalenia go z tronu w porę udaremniano. Eryk więc wraz z bratem Waldemarem postanowił wmówić łatwowiernemu Birgerowi, że Torgils jest sprawcą niezgody pomiędzy nimi. Torgils Knutsson tymczasem, nie przeczuwając niczego, przebywał w swoim dworze Lena w Zachodniej Gotlandii. Tam najechał go nieoczekiwanie król ze swymi braćmi i liczną świtą. Gdy marszałka, zakutego w kajdany, postawiono przed królem i jego braćmi, ten wykrzyknął: „Do końca życia nie zmyjesz z siebie wstydu, że tak haniebnie mnie zdradziłeś, królu”. Marszałka posadzono w siodle i, z nogami skrępowanymi pod końskim brzuchem, powiedziono do Sztokholmu, gdzie został wtrącony do wieży więziennej, a wkrótce po tym stracony. Ingebjorg przeszły dreszcze. Cóż to za dziwna zbieżność! Obecny król, władca szlachetny i prawy, także nazywa się Magnus i ma syna o imieniu Eryk, pazernego intryganta, który chce pozbawić ojca tronu. To chyba nie przypadek, że ochmistrz chciał, żeby mu przepisać tę właśnie księgę, oraz że jej własny ojciec czytał ją tuż przed śmiercią.
Zapadł wieczór, a ona wciąż nie miała żadnych wieści o siostrze Potentii. Podenerwowana siostra Hildegard pilnowała jej aż do kolacji. Ingebjorg cieszyła się, że księga pozwala jej skierować myśli na inne tory.
Tej nocy spłynął na nią dziwny spokój. Uznała, że jeśli naprawdę w klasztorze coś się dzieje, pani Thora nie odważy się jej na razie tknąć. Podczas zebrania zapewne coś się wydarzyło, skoro siostra Hildegard przyszła taka zdenerwowana i szeptała o czymś zapamiętale z siostrą Konstancją. Siostra Potentia także wspomniała wcześniej, że pani Thora straciła zwykłą pewność siebie.
Ale co się działo z siostrą Potentią? - zastanawiała się zmartwiona. Zwykle to ona zwoływała wszystkie siostry na nieszpory, tymczasem tego wieczoru uczyniły to inne zakonnice.
Dostrzegła ją dopiero w dormitorium, gdy udawały się na spoczynek.
Następny dzień minął podobnie. Ingebjorg nie widziała siostry Potentii, a pilnowały jej na zmianę siostry Hildegard i Konstancja. Stopniowo jednak udało się Inge-bjorg stłumić strach. Trwała przy tym, co już wcześniej przyszło jej do głowy: póki przepisuje księgę dla ochmistrza, może czuć się bezpieczna. A tak długp<j§O3^ kup interesuje się tym, co dzieje się w klasztdę^e, matka' przełożona będzie bardzo ostrożna. №
Praca nad księgą posuwała się szybko naprzód. Dni mijały jednostajnie. Wreszcie któregoś przedpołudnia w ar-marium znów pojawiła się siostra Potentia. Ingebjorg przyjrzała się jej uważnie i poczuła ulgę, nie zauważywszy niczego szczególnego. Przez moment sądziła, że zakonnica wyjaśni, dlaczego została wezwana do pani Thory, ale gdy tak się nie stało, zrozumiała, że siostra Potentia nie ma ochoty o tym mówić. Dowiedziała się jedynie, że pani Thora ponownie została wezwana na rozmowę do biskupa.
Ingebjorg popatrzyła na nią pytająco.
- Ale nie jest już taka wzburzona - dodała znacząco. - Kiedy odjeżdżała, widziałam na jej twarzy triumfalny uśmiech.
Ingebjorg ciarki przeszły po plecach. Oznaczało to bowiem jedno: pani Thora zdołała przekonać biskupa o swej niewinności.
Kaligrafowała, rozmyślając nad treścią księgi, a także usiłując sobie wyobrazić, co dzieje się teraz na dworze biskupim. Jeśli pani Thora uspokoiła biskupa i sprawa została zakończona, tylko księga dla ochmistrza może powstrzymać matkę przełożoną przed ostateczną zemstą, pomyślała z lękiem.
Rozległo się pukanie. Sądziła, że to któraś z zakonnic, pełniąca w tym tygodniu dyżur w kuchni, przyszła powiadomić siostrę Potentię o posiłku. W drzwiach ujrzała jednak siostrę Sigrid, której nie widziała od dnia, kiedy do klasztoru przybył biskup. Przeorysza chyłkiem przemknęła do siostry Potentii i coś jej szepnęła, a potem skierowała wzrok na Ingebjorg i oznajmiła:
- Siostro Ingebjorg, proszę ze mną na chwilę.
Ingebjorg podniosła się z ociąganiem. Nie potrafiła odgadnąć wyrazu twarzy przeoryszy i obawiała się, co ją czeka. Niczego dobrego raczej się nie spodziewała, więc, przestraszona, udała się za siostrą Sigrid.
Gdy tylko znalazły się na zewnątrz, przeorysza odwróciła się i powiedziała:
- Nie wiem, czy powinnam - zaczęła z ociąganiem. -Pani Thora jest w biskupstwie. Jeśli jednak czynię źle, wezmę na siebie tę odpowiedzialność.
Ingebjorg zerknęła na nią niespokojnie.
- Przed furtą klasztorną czeka pewien mąż wraz z dwoma giermkami i prosi o możliwość rozmowy z tobą.
Ingebjorg spojrzała zdziwiona.
- Mąż?
Siostra Sigrid skinęła głową.
- Wiem, że pani Thora odprawiłaby z kwitkiem każdego, kto zapytałby o ciebie, ale mnie wydał się on tak dostojny, że nie odważyłam się zaprotestować. Byłam oszołomiona i nie zapamiętałam nawet jego imienia - dodała z poczuciem winy. - Chodź, siostro Ingebjorg. Trzeba się śpieszyć, nim wróci pani Thora.
Przemierzając klasztorny ogród, Ingebjorg usiłowała odgadnąć, kim jest ów gość. W pierwszej chwili pomyślała, że to ochmistrz, zaraz jednak zreflektowała się, że to niemożliwe, bo przecież siostra Sigrid zna najważniejszego urzędnika w królestwie. Zresztą ochmistrz nie pytałby o Ingebjorg w taki sposób i przybyłby z dużo większą świtą.
Uchwyciła się więc nadziei, że biskup Salomon zdecydował się podjąć wreszcie jakieś działania i przysłał któregoś ze swych ludzi, by ją sprowadzić do biskupstwa. Ale i to wydało się jej mało prawdopodobne.
A może to jej krewny Torgeir Sigurdsson? Nie, on nie prezentował się tak wytwornie. Nie mógł to być także sira Kjetil z kościoła Eidsvoll, ponieważ wówczas przeorysza Sigrid rozpoznałaby w nim duchownego.
Siostra Sigrid otworzyła furtę klasztorną, za którą czekał gość. Nigdy nie wpuszczano obcych na teren klasztoru bez wyraźnego pozwolenia.
Ingebjorg wyjrzała zaciekawiona i doznała gwałtownego wstrząsu. Na widok mężczyzny na koniu ugięły się pod nią kolana i przez moment zdawało się jej, że ma urojenia. Zakręciło się jej w głowie i oczy zaszły jej mgłą.
- Bergtor! - wyjąkała z niedowierzaniem, chwytając się muru, by nie upaść.
Siostra Sigrid podtrzymała ją przestraszona, mówiąc: - Chyba nie zemdlejesz znowu, siostro Ingebjorg?
Słyszała jej głos jakby z oddali i pomyślała niejasno, że przeorysza chce w ten sposób obudzić uwagę gościa.
Jak w amoku patrzyła na zeskakującego z konia Berg-tora, który podał cugle jednemu ze swych towarzyszy i podbiegł lekkim krokiem.
- Czy wszystko z nią dobrze? - usłyszała głos, który brzmiał równie ciepło jak kiedyś. Uchwycił ją mocno za ramię i razem z przeoryszą poprowadził do rozmównicy. Ingebjorg zastanawiała się, czy to nie sen.
Poczuła się nieco lepiej, gdy usiadła. Zwracając się do siostry Sigrid, wyjaśniła:
- To Bergtor Masson. Ten, z którym byłam zaręczona.
Przeorysza skinęła głową.
- Domyśliłam się. Widzę, że już doszłaś nieco do siebie, więc zostawiam was samych. Matka przełożona zapewne wróci nieprędko.
Skierowała się pośpiesznie ku drzwiom i zniknęła.
Bergtor zaś usiadł przy Ingebjorg i zapytał:
- Co z tobą, Ingebjorg? Jesteś chora?
Ingebjorg pokręciła głową.
- Nie, po prostu przeżyłam wstrząs, gdy cię ujrzałam, sądziłam bowiem, że nie żyjesz.
Zerknął na nią swymi błękitnymi oczami i uśmiechnął się lekko. Miał na sobie bardzo wytworny, kosztowny strój, uszyty według najnowszej mody: obcisłe zielone pończochy, złocony kaftan z aksamitu, brązową pelerynę z jedwabiu ze złoconymi haftami i buty z cielęcej skóry. Gęste włosy zakrywały mu uszy, ale na czubku głowy połyskiwała niewielka łysina. Bródkę miał krótko przystrzyżoną. Wyglądał znacznie przystojniej, niż go zapamiętała.
- A co, też myślałaś, że padłem ofiarą jakichś rzezimieszków?
Ingebjorg spuściła wzrok i wyszeptała:
- Nie, obawiałam się, że sobie odebrałeś życie.
- Dlatego, że oczekiwałaś dziecka innego mężczyzny? Pokiwała głową.
- Nigdy nie wpadło ci do głowy, że mogłem po prostu odjechać w swoją stronę?
- Owszem, czasem myślałam sobie, że chciałeś oszczędzić wstydu swojemu rodowi, i specjalnie zostawiłeś wszystkie rzeczy, by wyglądało to na nieszczęście.
- Chciałem oszczędzić wstydu nie tylko moim krewnym, ale także twojej matce, Ingebjorg. Pomyślałem, że wszyscy wezmą mnie za ojca tego dziecka, które nosiłaś wówczas pod sercem, dzięki czemu nie będziesz musiała nikomu wyjawiać prawdy.
Ingebjorg pokiwała głową zasmucona.
- Może i by się to udało, ale brzemiennej kobiecie niełatwo prowadzić gospodarstwo. Matka była chora, jak wiesz.
Zerknąwszy na niego, zauważyła, że wbił wzrok w podłogę.
- Wstyd mi, Ingebjorg. Myślałem, że ratuję cię od hańby i nawet mi się zdawało, że postąpiłem jak bohater. Dopiero później zrozumiałem, że było dokładnie na odwrót. Okazałem się tchórzem. Mogłem się przecież z tobą ożenić i uznać to dziecko za swoje. Być może prawda nigdy nie wyszłaby na jaw. Kiedy usłyszałem, że matka oddała cię do klasztoru i w twoim imieniu złożyła śluby zakonne, zrozumiałem, że popełniłem błąd. Czy zdołasz mi to kiedyś wybaczyć? - spytał, zwracając się do niej.
Ingebjorg, zdziwiona, napotkała jego spojrzenie.
- Ja mam ci wybaczyć? Przecież to raczej ja powinnam cię prosić o wybaczenie!
Speszony, odwrócił wzrok, jakby nie lubił, by mu przypominać, że go zdradzono.
- Gdy zostałaś mi przeznaczona, byłaś młoda i zakochana w innym. Nic dziwnego, że w takich okolicznościach nie chciałaś się ze mną wiązać.
- Większość panien zaręcza się z wybranymi przez rodziców mężczyznami.
- To też prawda.
Zamilkli.
- Słyszałem, że go powieszono - odezwał się ostrożnie po chwili.
- Skradł feniga z królewskiego stołu.
- Spotkałaś go po przybyciu tutaj?
Ingebjorg, która miała nadzieję, że jej o to nie zapyta, odpowiedziała cicho:
- Tak, przy paru okazjach. Przysłano go z Akersborg do pomocy przy gaszeniu pożaru w mieście. Poparzonych przyprowadzano wówczas do klasztoru.
Bergtor nie skomentował jej słów.
- A ty gdzie przebywałeś przez cały ten czas? - zapytała, by zmienić temat.
- Na zachodzie kraju. Ale w zeszłym tygodniu kupiłem dwór w Oslo.
- Kupiłeś? Po co? Przecież w okolicy stoi tyle opustoszałych dworów, za które nie trzeba płacić.
Popatrzył na nią z uśmiechem i wyjaśnił:
- Postanowiłem osiąść w mieście i spróbować swych sił w handlu.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Że też nie domyśliła się tego, patrząc na jego strój.
- Byłeś może ostatnio w domu, w Habbarstad?
Potwierdził.
- A widziałeś Saemundgard, jadąc konno przez Dal? -odważyła się wreszcie zapytać, mimo że wiedziała, iż odpowiedź sprawi jej ból.
- Tak, smutny widok. Komu twoja matka zapisała w testamencie dwór?
- Część ziem przekazała klasztorowi, a sirę Hallvar-da, arcykapłana i jej krewnego oraz sirę Kjetila upoważniła, by sprawowali nadzór nad majątkiem.
- Sądziłem, że tobie przypadła w spadku znaczna część dworu?
Ingebjorg pokręciła głową.
- Zakonnica nie ma prawa niczego posiadać.
- To znaczy, że nie wiesz, kto będzie gospodarował w Saemundgard?
- Nie. Przypuszczam, że ktoś z Nonneseter, chociaż w zakonie brakuje ludzi, którzy mogliby się zająć uprawą ziem i hodowlą. Nie ma też skąd brać służby.
- Pewnie z czasem dwór odziedziczy twoje dziecko?
Ingebjorg spuściła wzrok i zagryzła wargi.
- Powiedzieli mi, że dziecko umarło.
Popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami i spytał zdumiony:
- A ty rozpaczasz? Mimo wszystko nie odczuwasz ulgi?
Pokręciła gwałtownie głową.
- Nie, boleję nad tym, że nie zdążyłam poznać swojego dziecka. Serce mi pęka, cierpię na duszy i ciele. Poza tym bardzo silnie doświadczam nienawiści matki przełożonej.
Przyszło jej na myśl, że gdyby biskup nie uwierzył jednak w wyjaśnienia pani Thory i usunąłby ją ze stanowiska, wówczas ona, Ingebjorg, zostałaby zwolniona ze ślubów zakonnych, a Bergtor mógłby jej pomóc wrócić do Saemundgard.
Natychmiast jednak porzuciła tę nadzieję, przypominając sobie słowa siostry Potentii.
Pani Thora uśmiechała się wszak zwycięsko, wyjeżdżając do biskupstwa. Pewnie biskup nie dał wiary zarzutom, zawartym w listach.
Zerknęła ukradkiem na Bergtora i pomyślała nagle, że może dałoby się ponowić zerwane zaręczyny. O ile oczywiście otrzymałaby zgodę na opuszczenie klasztoru.
Speszona, oblała się rumieńcem, bo przecież nie wiedziała, czy Bergtor nadal coś do niej czuje. W końcu, mimo wszystko, wydała na świat dziecko innego mężczyzny. Nie była już dziewicą, a i niewiele pozostało pewnie z jej urody. Zbrzydła i wychudła po ciężkiej zimie, gdy przymierała głodem. Poza tym została oszpecona okropnymi bliznami na plecach.
Powinna mu powiedzieć, że pani Thora zmusiła matkę do złożenia ślubów zakonnych i że istnieje tylko wątła nadzieja, by mogła odejść z klasztoru.
Mimowolnie pokręciła głową. Jeśli biskup uwierzy słowom pani Thory, nie będzie już na co liczyć, pomyślała. Bergtor tylko się niepotrzebnie zdenerwuje moim losem.
Zastanowiło ją jego milczenie. Czyżby rozważał, dlaczego pani Thora ją znienawidziła? A może podejrzewa, że Ingebjorg znalazła sobie innego mężczyznę i nie uszło to uwagi matki przełożonej?
- Dlaczego matka przełożona cię nienawidzi, Inge-bjorg? - zapytał wreszcie.
Pokręciła się niespokojnie.
- Od pierwszej chwili nie kryła do mnie niechęci. Nie byłam dość pokorna i posłuszna, jak inne siostry i zareagowałam bardzo gwałtownie, dowiedziawszy się, że matka w moim imieniu złożyła śluby zakonne. Nie jestem mniszką z powołania, Bergtor. Wierzę w Boga, ale nie uważam, by życie w klasztorze było właściwą formą oddawania mu czci. W każdym razie, nie w moim przypadku.
Pokiwał głową z namysłem. Zapewne w duchu przyznawał jej rację. Wiedział, że nie ma zadatków na zakonnicę.
- A co ci dolega? Długo chorowałaś?
- Nie jestem chora, lecz osłabiona po porodzie, a także z powodu braku snu i jedzenia.
Rozszerzył oczy zdumiony.
- Aż tak jest ci tu źle w klasztorze?
- Nie uwierzyłbyś, gdybym ci o tym opowiedziała -odparła krótko, odwracając głowę.
Położył swą masywną dłoń na jej dłoni. Pamiętała ten pełen dobroci i ciepła gest.
-Jakżebym pragnął ci pomóc, Ingebjorg, ale zdaje się, że nie uda się pominąć klasztornej reguły.
- Nikomu poza biskupem.
- Chcesz, bym z nim porozmawiał i powiadomił, że dostajesz za mało jedzenia?
Niemal się roześmiała.
- Nie, zresztą to i tak by nie pomogło.
Odetchnął głęboko.
- Czuję się poniekąd winny temu, że się tu znalazłaś. Gdybym nie odjechał, matka nie wysłałaby cię do klasztoru.
- To nie całkiem tak, Bergtorze. Zgrzeszyłam. Ale wyspowiadałam się, wyraziłam głęboki żal i otrzymałam przebaczenie Boga i Kościoła.
Wpatrując się w nią intensywnie, spytał niepewnie:
- To znaczy, że żałujesz tego, co zrobiłaś?
- Tak, żałuję - odparła, uchwyciwszy jego wzrok.
- Nie rozpaczasz już po tamtym?
Pokręciła głową.
Przez chwilę wyglądało tak, jakby Bergtor chciał jej coś powiedzieć, zamilkł jednak i jakiś czas trwało, nim się przemógł:
- A co myślisz o mnie, to znaczy o nas?
Ingebjorg zdecydowała się na szczerość. Gdyby była wolna, a on zechciałby ją poślubić, nie miałaby nic przeciwko temu. Często myślała o nim, że jest dobrym człowiekiem. Równie szlachetnym jak jej ojciec i równie miłym i troskliwym jak ochmistrz. Chyba byłoby im dobrze razem.
- Gdybym nie była taka głupia - zaczęła z ociąganiem - moglibyśmy być teraz szczęśliwi. Masz dobre serce, Bergtorze. To, co czułam do Eirika, było tylko krótkotrwałą gorączką. Nie potrafię tego wyjaśnić inaczej.
Uścisnął mocno jej dłoń.
- Och, Ingebjorg - wyszeptał chrapliwie. - Jakież życie bywa przewrotne. Siedzisz tu teraz, zamknięta w klasztornych murach, a ja... - urwał i cofnął rękę. Sięgnął po coś do kieszeni, mówiąc:
- Mam coś dla ciebie, ale skoro nie wolno ci niczego posiadać, to nie wiem, co z tym zrobisz.
Jęknęła wzruszona, rozpoznając natychmiast krzyż z relikwiami, należący do jej ojca.
- Jak go zdobyłeś?
Uśmiechnął się uradowany.
- Wybrałem się do Eidsvoll i odkupiłem go od wiedźmy Heid, bo trudno mi było znieść myśl, że musiałaś go oddać jako zapłatę za coś, co zdecydowałaś się zrobić, poniekąd ze względu na mnie.
Ingebjorg pokręciła głową zakłopotana.
- Znów się obwiniasz, choć ja nie dostrzegam w tym żadnej twojej winy - rzekła szczerze.
Z nabożeństwem wzięła od niego krzyż, a potem, popatrzyła mu w oczy i spytała:
- Czy bardzo cierpiałeś po wyjeździe, Bergtorze?
Umknął spojrzeniem, pokręcił się niespokojnie, po czym po chwili wahania, rzekł:
- Jesteś związana ślubami zakonnymi do końca swoich dni, ale i ja jestem związany. Ożeniłem się dwie niedziele przed dniem świętego Hallvarda.
Musiał dostrzec, że zastygła w bezruchu.
- Pewnie przykro ci słyszeć, że inni ludzie wiodą normalne życie - zaczął. - Gdyby wszystko ułożyło się inaczej, nie podjąłbym takiej decyzji.
Poczuła, że się rumieni.
- Co masz na myśli? - zapytała drżącym głosem.
- Gdybyś nie była związana ślubami zakonnymi... Byliśmy wszak zaręczeni... nigdy nie zerwaliśmy zaręczyn.
- Myślę, że nie będziesz miał z tego powodu trudności - odparła Ingebjorg bezbarwnym głosem. - To matka...
- Nie to miałem na myśli - przerwał jej. - Chciałem tylko powiedzieć, że to ciebie pragnąłem na żonę.
Popatrzyła na niego i zauważyła jego smutne spojrzenie.
- Nadal cię kocham, Ingebjorg. Myślałem o tobie bezustannie, odkąd wyjechałem, los jednak chciał inaczej.
Poczuła ciężar na sercu. Jak miała mu w takiej sytuacji powiedzieć, że śluby zakonne nie są ważne?
- Czy pozwolisz, bym mógł cię odwiedzać raz na jakiś czas? Mogę coś dla ciebie zrobić?
Odetchnęła głęboko i powoli wypuszczała powietrze z płuc, starając się opanować zdenerwowanie. Dopiero po dłuższej chwili zdołała wydobyć z siebie głos.
- Chyba opowiem ci, Bergtorze, jak mi jest tutaj.
I powoli opowiedziała mu o wszystkim, co jej się przytrafiło od dnia, kiedy przybyła do Nonneseter. O matce przełożonej, która okazywała jej głęboką niechęć, o pożarze, o wizytach Eirika i własnym nieposłuszeństwie, o małym Sigurdzie, który podbił jej serce, o ciemnej celi i szczurach, o odosobnieniu i samotności, o ciężkim porodzie i nienawistnych słowach pani Tho-ry i o własnym strachu przed kontaktami z sirą Joarem.
Bergtor siedział nieruchomo, słuchając, jak mówi ze wzrokiem wbitym w podłogę i wzdryga się raz po raz, a gdy wspomniała odizolowaną celę, gdzie trzymano ją po porodzie, nie podając nic do jedzenia i do picia, wydał z siebie przerażony okrzyk.
Przerwała i zerknęła na niego.
- Nie opowiedziałam ci jeszcze najgorszego, ale jeśli nie masz siły tego słuchać, zamilknę.
Pokręcił głową, zaciskając zęby, wyraźnie wzburzony.
Ingebjorg przestraszyła się nagle. Już kiedyś widziała go tak zdenerwowanego. Wtedy, gdy kończył budować nową izbę w Saemundgard i tłukł młotkiem z taką zaciętością, jakby chciał wyrzucić z siebie całą wściekłość.
Szybko dokończyła:
- Matka przełożona udała się dziś na rozmowę do biskupa i może wrócić lada chwila. Jeśli się domyśli, że otworzyłam przed tobą swe serce, niewiele warte będzie moje życie.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- Chyba nie jest aż tak źle, Ingebjorg? W klasztorze przecież nic ci nie grozi.
- Sira Joar próbował mnie wziąć siłą, ale nieoczekiwanie weszła pani Thora. Za karę zostałam wychłostana. Nie byłoby mnie wśród żywych, gdyby nie miłosierne siostry, które mnie uratowały.
Widząc jego pełną powątpiewania minę, wstała gwałtownie, obróciła się i podniosła habit nowiejuszki, odsłaniając zmasakrowane plecy.
W tej samej chwili zza drzwi doleciały podniesione głosy.
- Wraca - wyszeptała przerażona Ingebjorg i błyskawicznie poprawiła swój strój. - Tylko mnie nie zdradź, Bergtorze, bo każę mnie znów wychłostać - prosiła błagalnie, wpatrując się w jego poszarzałą twarz.
W tej samej chwili otwarły się drzwi i wkroczyła zdumiona pani Thora.
- A cóż to ma znaczyć? - odezwała się lodowatym głosem, z trudem opanowując gniew.
Bergtor podniósł się, podszedł do niej i skłonił się dwornie.
- Nazywam się Bergtor Masson, miłościwa pani. Jak mniemam, matka Ingebjorg, pani Elin, wspomniała wam o mojej osobie. Byłem zaręczony z jej córką.
Matka przełożona zmierzyła go od stóp do głów. Zapewne po stroju domyśliła się, że ma do czynienia z mężem wysokiego rodu, jednak w jej spojrzeniu nie było znać uniżoności.
- Więc to wy jesteście owym nieszczęśnikiem, który został przyrzeczony tej niewiernej kobiecie - odparła wyniośle. - Powinniście dziękować Bogu, że w swym miłosierdziu oszczędził wam życia w hańbie, panie Masson. Nas spotkały same kłopoty z powodu tej niepokornej nowie juszki, opanowanej chorobliwie przez cielesne żądze. Kiedy już nie mogła ich zaspokajać ze złodziejem, wywodzącym się z chłopskiej hołoty, zasadziła się na klasztornego kapłana. Biedak, przeniósł się do innego klasztoru, nie mogąc znieść tego upokorzenia i hańby.
Ingebjorg czuła, jak palą ją policzki, a serce łomoce jej z gniewu. W tej samej chwili pani Thora odwróciła się do niej ze słowami:
- A któż ci pozwolił korzystać z mojej rozmównicy, siostro Ingebjorg? Czyś zapomniała, że nałożono na ciebie karę odosobnienia i nie wolno ci przyjmować żadnych wizyt?
Ingebjorg w milczeniu spuściła głowę. Nie chciała, by siostrę Sigrid spotkała kara za to, że zrobiła jej przysługę.
Matka przełożona zwróciła się ponownie do Bergtora: - Muszę poprosić pana o opuszczenie klasztoru. I proszę zapamiętać, co powiedziałam: dziękujcie niebiańskiemu Ojcu, że uchronił was od tej grzesznicy.
Bergtor zrozumiał, że nie pozostaje mu nic innego, jak się pożegnać. Posłał Ingebjorg ostatnie spojrzenie, po czym, wzburzony, opuścił pomieszczenie.
- Teraz możesz odejść, siostro Ingebjorg - odezwała się twardo pani Thora, odwracając się do niej plecami i dodała: - Nie dostaniesz jedzenia do odwołania.
Ingebjorg wyszła pośpiesznie, czując ulgę, że się wymknęła, jednak równocześnie bała się, co się teraz stanie.
W drodze do armarium rozmyślała o zdumiewającej wizycie Bergtora i o rozmowie z nim. Zastanawiała się, czy powinna go była poprosić, by odwiedził biskupa, ale uznała, że mogłoby to wywołać przeciwny skutek. Jeśli biskup zdecydował się dać wiarę słowom pani Thory, taka wizyta mogłaby go tylko zirytować.
Poza tym do biskupa można się zwracać o pomoc wyłącznie w ważkich sprawach, a Bergtor z pewnością orientował się, jak wielkim szacunkiem wśród duchownych cieszy się matka przełożona Nonneseter.
Bergtor ma żonę..., pomyślała, zaciskając usta. A ja się zastanawiałam, czy nie poślubiłby mnie, gdyby mi się udało opuścić klasztor. Powiedział wprawdzie, że to mnie pragnie, ale pewnie tylko po to, by mnie pocieszyć. Domyślił się, że nie jest mi dobrze w klasztorze i chciał mnie jakoś podtrzymać na duchu. Sądząc, że jestem związana dozgonnymi ślubami zakonnymi, nie musiał obawiać się zobowiązań.
Jaki on przystojny! Wyższy i lepiej zbudowany niż zapamiętała, a równocześnie wciąż tak samo ciepły i przyjazny. Nabrał jednak większej stanowczości i pewności siebie. Przypomniała sobie, jaki Bergtor był dla niej dobry. Miała nadzieję, że z czasem go pokocha i zapomni o Eiriku. Poczuła ukłucie w sercu na myśl o jego żonie.
Zastanawiała się, kim jest, jak wygląda, ile ma lat, jakim jest człowiekiem. Z pewnością czuje się szczęśliwa, że trafił się jej taki małżonek. Może nawet szczerze go kocha?
Przypomniała sobie słowa, jakie Bergtor wypowiedział do niej w dniu, gdy domyślił się, że jest brzemienna. „Przez wszystkie lata szukałem ciebie, a kiedy wreszcie odnalazłem, moja radość była bezgraniczna. Ale widać takie szczęście nie jest mi pisane”.
Sprawiła mu taki zawód, okłamała go i zdradziła, a on mimo to odwiedził ją dzisiaj, by prosić o wybaczenie. Niepojęte!
Wsunęła dłoń do kieszeni i zacisnęła ją na krzyżu, który dla jej ojca był najcenniejszym skarbem. Bergtor wspaniałomyślnie udał się do wiedźmy i odkupił krzyż. Pomimo tego, co mu uczyniłam, zrobił to specjalnie dla mnie, myślała z niedowierzaniem. Jak mogła porzucić takiego mężczyznę.
Nie zdziwiłaby się, gdyby nie uwierzył w to wszystko, co mu opowiedziała w rozmównicy. Mimo, że mu ufała i miała pewność, że popiera króla, nie wspomniała mu nic o dokumencie znalezionym przy ojcu. Rozważała to, ale zabrakło jej odwagi. Nie powiedziała mu także, że pani Thora zmusiła matkę do złożenia w jej imieniu ślubów zakonnych. A to właśnie z tego powodu, jak i z powodu dokumentu, matka przełożona zapałała do niej taką nienawiścią. Bergtor, nie wiedząc o tym, może dać wiarę słowom pani Thory, że jestem bezwstydna i grzeszna, myślała. Sam przecież tego doświadczył z mej strony.
Po cichu skierowała się do armarium, zerknąwszy tęsknie w stronę refektarza. Posiłek dla zakonnic zapewne już się skończył, zresztą pani Thora zapowiedziała, że Ingebjorg nie dostanie nic do jedzenia.
Siostra Potentia siedziała na swoim miejscu i tylko rzuciła jej zaciekawione spojrzenie. Mimo, że nie wolno jej było rozmawiać z nowiejuszką, podlegającą karze odosobnienia, zapytała:
- Czy był to ktoś z otoczenia ochmistrza? Ingebjorg pokręciła głową.
- Biskup też nie?
- Niestety, nie.
Zrozumiała, że zakonnica siedziała tu i przez cały czas zastanawiała się, kto odwiedził Ingebjorg, postanowiła więc zaspokoić jej ciekawość.
- To był mój były narzeczony. Przyjechał, żeby mnie powiadomić o tym, że ożenił się z inną kobietą.
Siostra Potentia westchnęła i odpowiedziała zawiedziona:
- Myślałam, że ktoś inny.
Ingebjorg zanurzyła pióro w glinianym kałamarzu, daremnie próbując wykrzesać z siebie iskrę życia. Czuła się tak, jakby straciła władzę w rękach i w całym ciele. Osłabiona, nie była w stanie siedzieć prosto, pragnęła jedynie położyć się i spać.
Od pięciu dni nie miała nic w ustach. Pani Thora bardzo przemyślnie ją głodziła, skazując na powolną śmierć.
O tej okrutnej karze wiedziały jeszcze tylko dwie osoby: ślepo posłuszne matce przełożonej siostry Hildegard i Konstancja, ale one nie zdradziłyby swej zwierzchnicz-ki, nawet gdyby miały umrzeć.
Żeby przynajmniej siostra Potentia wiedziała, że nie dostaję nic do jedzenia, myślała w kółko Ingebjorg, ale przecież nie zdążyłam jej powiedzieć o karze tamtego dnia, zanim przyszła ją zmienić siostra Hildegard. Od pięciu dni w armarium nie pojawiła się ani siostra Potentia, ani siostra Sigrid.
Pani Thora pałała tak silną żądzą zemsty, że nie powstrzymał jej nawet wzgląd na ochmistrza. Już poprzedniego dnia Ingebjorg miała trudności, by utrzymać w ręku pióro, ale żadna z pilnujących jej sióstr na to nie zareagowała. A przecież musiały wiedzieć, do czego to doprowadzi.
Odłożyła pióro na miejsce i bezsilnie oparła się głową o pulpit. Ze złożonymi dłońmi modliła się cicho:
- Matko Boża, dopomóż mi przejść na drugą stronę bez większego cierpienia. Uproś u Pana przebaczenie za moje grzechy i otocz opieką mojego syna. Mam przeczucie, że on żyje, choć pogodziłam się z tym, że nie dane mi już będzie ujrzeć go na tym świecie. Chroń go, wstawiaj się za nim i nie pozwól mu cierpieć za grzechy matki.
Na koniec odmówiła Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario i słowa Pana wypowiedziane przy chrzcie, po czym zamknęła oczy w nadziei, że już się więcej nie obudzi.
Ocknęła się, gdy ktoś potrząsnął jej ramieniem.
- Siostro Ingebjorg, zbudź się - słyszała jakby gdzieś z oddali.
Poruszyła lekko głową i, mrużąc oczy, popatrzyła zdziwiona na siostrę Sigrid, po czym znów opadły jej powieki.
Przeorysza potrząsnęła nią mocniej.
- Co z tobą, siostro Ingebjorg? Źle się czujesz?
W jej głosie pobrzmiewał strach i złość, Ingebjorg jednak nie miała siły odpowiedzieć.
- Co się z nią dzieje, siostro Hildegard? - pytała zdenerwowana przeorysza. - Biskup poprosił ją na rozmowę, a ja nie mogę doprowadzić jej do przytomności.
Słysząc kroki zakonnicy, Ingebjorg próbowała unieść głowę, ale osunęła się z powrotem na pulpit.
- A czego chce biskup? - rozległ się głos siostry Hildegard.
- Wnet się dowiemy - odparła przeorysza z przekąsem. - Od kiedy siostra Ingebjorg jest chora?
- Ona nie jest chora - pośpiesznie zaprzeczyła siostra Hildegard, jakby chciała się obronić przed zarzutami. -Tylko że pani Thora zabroniła podawać jej posiłki.
Zapadła całkowita cisza.
- To znaczy, że od tamtego dnia, gdy złożono jej wizytę, nie miała nic w ustach? - zapytała siostra Sigrid. -Nie dostała też nic do picia?
- Prawie nie.
Ingebjorg podjęła kolejną próbę, by się podnieść, ale jedyne, co zdołała, to wydobyć z siebie:
- Czego chce biskup, siostro Sigrid?
Spod półprzymkniętych powiek dostrzegła, jak z oczu łagodnej przeoryszy, po pomarszczonych policzkach, popłynęły łzy.