Przepowiednia księżyca (19). Lęk i tęsknota - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (19). Lęk i tęsknota ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

[PK] 

 

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.  

 
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjrrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjrrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu. 
[Opis wydawnictwa] 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 19 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5) 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego 
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (4) 
Biblioteka Miejsko-Powiatowa w Kwidzynie 
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Morągu 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej 
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2) 
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2) 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 234

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżyca tom 19

Frid Ingulstad

Lęk i tęsknota

Przekład

Anna Marciniakówna

Tytuł oryginału norweskiego: Frykt og lengsel

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2005 by N.W. DAMM & SON A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o. 02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.Dl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-812-5

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33 www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-110-2

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”: Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: Norhaven A/S, Dania

GALERIA POSTACI

Ingebjorg Olavsdatter

Bergtor Mässon

Gisela Sverresdatter

Orm Oysteinsson

Pani Bothild Folke Bärdsson Greta Isacsdotter Gustav Torvaldsson Pani Margareta Panna Anna

Isac Jonsson

Gudrid Guttormsdatter i Torstein Svarte

dziedziczka dworu Sasmundgard w Dal, w parafii Eidsvoll

przybrany ojciec Ingebjorg, mąż Giseli Sverresdatter

gospodyni we dworze Belgen, żona Bergtora

ochmistrz dworu królewskiego, najwyższy rangą urzędnik w kraju

żona Orma Oysteinssona

strażnik Ingebjorg

żona Folkego

teść Ingebjorg

teściowa Ingebjorg

szwagierka Ingebjorg, starsza z sióstr

Turego

ojciec Grety

przybrani rodzice małego Eirika, nieżyjącego synka Ingebjorg

W poprzednim tomie...

Ingebjorg, Alv i służąca Asa przybywają do Varberg, gdzie przyjmuje ich książę Algotsson, który umówił się z panem Gustavem, że ich przenocuje na zamku Var-berg. Ingebjorg stwierdza, że Algotsson nadal jej pożąda.

Asa rodzi dziewczynkę, która dostaje imię Ellisiv, wszyscy muszą więc jakiś czas poczekać, zanim będą mogli pojechać dalej, do pana Gustava. Książę wydaje wielkie przyjęcie na cześć Ingebjorg. Wśród gości jest Folke i jego młoda żona. Między Folkem i Algotssonem rozgrywa się dramat zazdrości, a kiedy książę zostaje napadnięty w drodze do sypialni Ingebjorg, dobrze wiedzą, że to Folke stoi za atakiem, choć oboje przemilczają wydarzenie. Trzeciego dnia ma się odbyć turniej rycerski, wśród uczestników jest także Folke. Książę postanawia, że jego przeciwnikiem będzie najwaleczniejszy z rycerzy i że walki toczyć się mają z użyciem ostrej broni. Książę jest wściekły, ale tego nie okazuje.

Zarówno Ingebjorg, jak i Folke wiedzą, że powinni zniknąć z zamku i planują ucieczkę. Kiedy książę Algotsson zostaje wezwany przez ludzi króla, wykorzystują okazję i wyruszają do zamku pana Gustava. Nie zdążyli jednak przekroczyć jego bram, bo na ich drodze stanął książę.

Rozdział 1

Oddychanie sprawiało Ingebjorg ból. Serce biło szybciej, przerażona spoglądała to na Folkego, to na poważnych panów zastępujących im drogę. Książę nie zrobi chyba Folkemu krzywdy przy świadkach? Nie zdoła przecież dowieść, że to Folke zepchnął go ze schodów, a nikt tego nie widział, więc nie może liczyć na wsparcie swoich ludzi.

Myśli krążyły w jej głowie jak szalone. Jakim sposobem książę Algotsson zdołał się tutaj znaleźć? Jak, w tak krótkim czasie, zdążył przyjechać z Kungsbacka nad rzeką Gota? Czyżby zostali oszukani? Czy król Magnus wcale po niego nie przysyłał? Można pomyśleć, że pogłoski o zdrajcy były jedynie wymysłem.

Ale dlaczego znajduje się tutaj, u pana Gustava? Czyżby Turę mimo wszystko stał po stronie króla, a nie jego przeciwników? Albo może Bengt Algotsson nie zdaje sobie sprawy, że pan Gustav działa przeciwko niemu? Milczenie wydawało się groźne. Ingebjorg zauważyła, że drży.

Nareszcie ktoś się poruszył. Pan Gustav zrobił krok naprzód.

- A więc przyjechała do nas pani Ingebjorg. W towarzystwie swojego wielbiciela.

Ingebjorg przywitała się krótko, ale uprzejmie.

- Tak, przyjechałam do pana, panie Gustavie. Zgodnie z pańskim rozkazem. I nie w towarzystwie wielbiciela, lecz mojego strażnika i najbliższego doradcy pańskiego syna.

Kątem oka widziała, że Folke nadal zaciska dłoń na rękojeści miecza, gotów się bronić. W stronę Bengta Al-gotssona nie miała odwagi nawet zerknąć.

- Towarzyszyłem pańskiej synowej w drodze z zamku w Varberg, panie Gustavie.

Folke mówił spokojnie, ale Ingebjorg zdawała sobie sprawę, jaki jest spięty. Postanowił widocznie zlekceważyć obrażliwą uwagę pana Gustava. To mądra decyzja.

Szyderczy śmiech odbił się od kamiennego muru za nimi. Ingebjorg rozpoznała głos.

- Towarzyszyłem, to chyba nienajlepsze słowo. Czyż nie lepiej byłoby powiedzieć „uciekałem z nią”?

Folke wyprostował się powoli.

- Nie rozumiem, co książę ma na myśli - rzekł spokojnym, ale lodowatym głosem. - Nie spodziewał się pan chyba, że pozwolę, by pani Ingebjorg podróżowała bez orszaku? Skoro pan został nagle wezwany do Kungsbac-ka, uznałem, że moim obowiązkiem jest odprowadzić ją całą i zdrową do posiadłości pana Gustava. Pan Turę zlecił mi zadanie czuwania nad swoją małżonką i dopóki jego polecenia nie zostaną cofnięte, będę je nadal wypełniał. Również tutaj, w Szwecji.

- Przestań się wygłupiać, Folke Bärdsson. - W głosie księcia brzmiała groźba. - Bardzo dobrze wiemy, do czego doszło między tobą a panią Ingebjorg. Wiemy też, że ten nieprzyzwoity związek trwa. Pan Gustav nie może się godzić na to, by małżonka jego syna prowadziła rozwiązłe życie.

- To nieprawda!

Ingebjorg patrzyła na niego oburzona, nie była w stanie dłużej milczeć. Wprawdzie całowała się z Folkem, ale nie można tego uważać za nieprzyzwoite.

- Pan Bärdsson jest moim przyjacielem, ochraniał mnie i na zamku w Tunsberg, i w Ormsgärd. Mogę potwierdzić, że zbliżyliśmy się do siebie po śmierci Turego. Gdyby ojciec mojego męża nie życzył sobie, by było inaczej, z pewnością pan Folke poprosiłby mojego teścia o zgodę na nasze małżeństwo. Skoro jednak takiej możliwości nie ma, oboje pogodziliśmy się z sytuacją. Ale mamy prawo pozostać przyjaciółmi.

Złośliwy uśmieszek przemknął po twarzy pana Gustava.

- Moja małżonka czeka, by zobaczyć swego wnuka. Proponuję, byśmy kłótnię odłożyli na inny czas.

Folke odwrócił się, zdecydowany opuścić zamek.

- Pana też zapraszam, panie Bärdsson. Nie chce pan nas chyba obrazić i odjechać bez poczęstunku.

Ingebjorg wiedziała, że Folke nie ma wyboru. Brama została zamknięta, bez zgody pana Gustava nikt nie wydostanie się za mury.

- W takim razie mam nadzieję, że zechce pan posłać umyślnego do mojej małżonki, panie Gustavie. Będzie się denerwować, jeśli nie wrócę o umówionej porze. Jej ojciec źle by odebrał fakt, że pan ich nie powiadomił, a ja obiecałem, że wrócę niezwłocznie.

- Oczywiście, zawiadomimy pańską małżonkę - odparł pan Gustav, spojrzawszy wcześniej na księcia.

To spojrzenie sprawiło, że Ingebjorg dostała gęsiej skórki ze strachu. Co to ma znaczyć? I dlaczego pan Gustav upiera się, by Folke został? Czyżby ci dwaj coś knuli?

Otworzyły się jakieś boczne drzwi i pojawiły się dwie służące.

- Nareszcie jesteście! - powitał je pan Gustav zirytowany. - Czyż nie mówiłem, że macie przyjść natychmiast?

Służące podeszły do Asy, która trzymała w objęciach Alva. Jej nowonarodzona córeczka, opatulona, spoczywała w ramionach zaufanego człowieka Folkego.

Jedna ze służących wyciągnęła ręce.

- Kazano mi przynieść dziecko.

Ingebjorg poczuła lęk, ale i złość.

- Alv zostanie ze mną - zaprotestowała ostro.

Zdumiewała ją własna odwaga, wiedziała, że nie ma prawa odmawiać, jednak strach, że synkowi coś mogłoby się stać, zagłuszał obawy przed panem Gustavem i księciem.

- Tutaj, w naszym kraju, matka nie decyduje o swoim dziecku, pani Ingebjorg. W każdym razie jeśli chodzi o syna arystokraty. - Pan Gustav posłał jej pogardliwe spojrzenie. - Od dzisiaj ja będę o nim decydował.

- To prawda, pani Ingebjorg - wtrącił Folke spokojnie. - Proszę oddać dziecko służącej, będzie w dobrych rękach.

Zauważyła, że Folke nie jest już taki spięty. Widocznie uważa, że dalej zajdzie, zachowując się spokojnie i uprzejmie. Skoro więc on się nie obawia, to ona też nie powinna. Alv najwyraźniej także się nie boi, spojrzał tylko podejrzliwie na służącą, a kiedy się do niego uśmiechnęła, odpowiedział tym samym.

Panowie ruszyli wolno, Ingebjorg i Folke za nimi. Towarzyszący im orszak został za bramą.

Wkrótce weszli do wielkiego pokoju o kamiennych ścianach, z trojgiem drzwi prowadzących do sąsiednich pomieszczeń, a stamtąd schodami na drugą kondygnację. W mrocznym korytarzu Folke chwycił ją za rękę i wyszeptał:

- Nie bój się, Ingebjorg, oni ci nic nie zrobią.

- Bardziej się niepokoję o ciebie - odparła. - Książę najwyraźniej jest przekonany, że to ty go popchnąłeś.

- Ale dowodu nie ma.

- Możni panowie nie potrzebują dowodów.

- On jednak wie, że powinien być ostrożny. Opór przeciwko niemu narasta z każdym dniem, zdaje sobie poza tym sprawę, że tutaj, w Halland, ja mam wpływowych przyjaciół.

Ingebjorg nie odpowiadała. Z tego, co zdążyła się dowiedzieć po opuszczeniu Saemundgard, nie wszystko pośród możnych dzieje się zgodnie z prawem, czy rozsądkiem. Jak się domyślała, pan Gustav prowadził ich do Sali Rycerskiej, ciągnącej się przez cały budynek, z oknami wychodzącymi na zachodnią stronę. Słońce świeciło teraz prosto w okna, co ją uspokajało. Mimo to nie opuszczało jej przeświadczenie, że zarówno jej los, jak i los Folkego są niepewne. Dźwięczał jej w uszach głos siry Joara: „Panna Adalis ma na ciele paskudne blizny, prawda?”. Na myśl o tym zaczęła drżeć.

Panowie stali pogrążeni w rozmowie, po chwili do sali weszła kobieta. Ingebjorg poznała ją natychmiast. To matka Turego, wysoka i wyprostowana, z dumnie uniesioną głową. Dzisiaj miała na sobie czerwoną, jedwabną suknię z szerokim dołem, na weselu nosiła jasnoniebieską.

- Pani Ingebjorg...

Nie była odpychająca, ale też nie miała w sobie serdeczności, raczej brak zainteresowania.

Ingebjorg pochyliła głowę i dygnęła.

- Niech będzie pochwalony, pani Margareto. Pragnę powiedzieć, jak bardzo mi przykro, że straciła pani jedynego syna. Miałam nadzieję zobaczyć panią na pogrzebie.

Przez moment wydawało jej się, że matka Turego zrobi jakąś nieprzyjemną uwagę, ale nie.

- Nie byłam w stanie - odparła tamta krótko, bez sentymentalizmu.

- Rozumiem to. Chciałabym, by wiedziała pani, że koniec przyszedł szybko, Turę bardzo nie cierpiał.

- To dobrze.

Pani Margareta odwróciła się od synowej i powitała Folkego.

- To niespodzianka widzieć pana tutaj, Folke Bardsson. Myślałam, że matka pani Grety jest poważnie chora.

Folke skłonił się dwornie.

- Już doszła do siebie. A ja towarzyszyłem pani Inge-bjorg z zamku Varberg, ponieważ księcia Algotssona i jego ludzi wezwano do króla.

- Ach tak? To dobrze, że ona i dziecko mieli opiekę. Czasy są niebezpieczne.

Folke przytaknął.

- Tak, pani Margareto, to są niebezpieczne czasy.

Patrzył jej uparcie w oczy. Ingebjorg to zdziwiło. Czyżby Folke wiedział coś, czego ona nie wie? Czy matka Turego jest lepiej niż inne kobiety poinformowana o sytuacji w kraju? Z wesela zapamiętała ją jako kobietę oschłą i odpychającą. Obraziła Ingebjorg już przy pierwszym spotkaniu, mówiąc, że jest chuda niczym służąca. Potem narzekała na podróż i ze wszystkiego była niezadowolona. Ingebjorg ze strachem myślała, że będzie z nią mieszkać pod jednym dachem.

Weszła kolejna kobieta, najstarsza siostra Turego, panna Anna, co jeszcze spotęgowało niechęć Ingebjorg. Nie zapomniała, że to właśnie ona broniła Turego, gdy w dniu ślubu zniknął z Giselą na starym strychu. Kiedy Ingebjorg się pokazała, Anna siedziała, obejmując brata, a Bergtor na nich krzyczał. „Musi pani dobrze dbać o mojego brata, pani Ingebjorg”, powiedziała siostra po chwili. „On doznał wiele bólu”.

Jakiego bólu? Nikt jej o niczym nie mówił.

Przypomniała też sobie, że druga siostra Turego przeprowadziła się do ciotki w Nykóping. Turę kiedyś o tym wspomniał mimochodem, bez większego zainteresowania, jak w każdej sprawie, która nie dotyczyła go bezpośrednio. Ingebjorg była zadowolona, że tylko jedna z sióstr jest na miejscu.

Panna Anna przywitała się chłodno.

- A więc przyjechała pani do nas, Ingebjorg. Słyszeliśmy, że statek przybił do królewskiego nabrzeża cztery dni temu i nie mogliśmy pojąć, co się z panią stało.

- Książę Algotsson mnie powitał i zaprosił do królewskiego zamku. Potem urządził turniej na moją cześć -oznajmiła, zmuszając się do uśmiechu.

- To dlaczego wyglądał niczym chmura gradowa, kiedy mówił, że pani jest w drodze?

Ingebjorg przeniknął dreszcz. Panna Anna najwyraźniej chce ją dręczyć.

- Nie mam pojęcia. Nie przypominam sobie, bym w jakikolwiek sposób go uraziła.

Spojrzenie Anny przesunęło się na Folkego.

- Może to ma coś wspólnego z panem, giermku Bardsson?

- Co by to mogło być, panno Anno? - spytał Folke z uśmiechem.

Nie odpowiedziała na pytanie, rzekła natomiast:

- Gratuluję zwycięstwa w turnieju. - Teraz się uśmiechnęła, rysy jej twarzy złagodniały. - To było imponujące. Słyszałam, że książę Algotsson zdecydował się na ostrą broń, a panu za przeciwnika dał najzręczniejszego z rycerzy. Musiał pan mieć chyba jakąś wielką motywację, skoro zdołał dokonać czegoś takiego?

- Zgadza się, panno Anno.

Uśmiechnął się tajemniczo, a Ingebjorg poczuła ciepło w sercu. Wiedziała, co by powiedział, gdyby to nie było takie ryzykowne.

- A jak się czuje pańska małżonka? Dotarły do mnie pogłoski, że podobno jest w błogosławionym stanie.

Ingebjorg drgnęła. Uczepiła się słów Asy, że wielu panów zawiera porozumienie o odroczeniu nocy poślubnej, jeśli narzeczona jest zbyt młoda.

- W takim razie wie pani więcej niż ja sam, panno Anno. - Folke mówił spokojnie, ale w jego głosie brzmiał jakiś podejrzany ton. Albo jest wzburzony słowami siostry Turego, albo też złości się ze względu na obecność Ingebjorg.

- Nie ma się czego wstydzić, panie Bardsson - uśmiechnęła się panna Anna. - Wszyscy pragną, by noce miłosne miały następstwa. Zwłaszcza, jeśli dzieje się to w małżeństwie. Sama widziałam, jacy państwo jesteście sobie nawzajem oddani. To wspaniałe, tym bardziej jeśli dotyczy dwojga ludzi naszego stanu, w którym, jak wiadomo, młodzi często pobierają się z innych powodów niż miłość.

Czy ona to mówi dlatego, że słyszała o mnie i o Fol-kem, zastanawiała się Ingebjorg?

Folke milczał, na szczęście rozległ się dzwonek wzywający na posiłek.

Ingebjorg posadzono między Folkem i panem Gusta-vem. Przy stole rozmawiali panowie, kobiety się nie odzywały. Ingebjorg zwróciła uwagę, że Folke mówi jakoś nienaturalnie. Może wciąż zachowuje czujność, bo obawia się, że powie coś, czego nie powinien. To niesłychane, że on i książę mogą tak siedzieć i prowadzić uprzejmą konwersację, a przecież wiadomo, jakie uczucia kryją się pod powierzchnią dworskiej ogłady.

Rozmowa dotyczyła zachowania hanzeatyckich kupców u wybrzeży Szwecji.

Może jednak nic nam nie grozi, myślała Ingebjorg spokojniej. Może książę nie przybył tu po to, by się mścić. W końcu ma ważniejsze sprawy na głowie, królowi grozi bunt.

Rozkoszowała się bliskością Folkego, pewnością, że ją kocha. To, co powiedziała księciu i panu Gustavowi, było kłamstwem. Ona i Folke są nie tylko przyjaciółmi. Pożądają się nawzajem, choć nie mają do tego prawa.

Zapukano do drzwi i jakiś mężczyzna zażądał rozmowy z panem Gustavem, podkreślając, że czas nagli. Pan Gustav wstał wyraźnie zirytowany.

- Nigdy nie dadzą człowiekowi spokoju - burczał, idąc do wyjścia.

Gdy tylko odwrócił się do zebranych plecami, Folke odważył się ująć dłoń Ingebjorg pod stołem. Uścisnął ją mocno, fala ciepła ogarnęła jej ciało. To nie jest grzech, powtarzała w duchu. Folke i ona powstrzymywali się do śmierci Turego, dopóki Ingebjorg była związana małżeńską przysięgą. Kiedy już zaczęli mieć nadzieję, że będą mogli się połączyć, podążyli za uczuciem. To nie ich wina, że książę ją oszukał, że ta nieznośna Sigrid wrzuciła list do wody, że ojciec Folkego groził mu wydziedziczeniem, jeśli nie ugnie się wobec jego woli. Ich miłość od początku była czysta, Ingebjorg nawet przed samą sobą nie odważyła się przyznać, że żywi dla flecisty coś więcej, niż podziw i wdzięczność za to, co dla niej zrobił. Dopiero kiedy odzyskała wolność, mogła wyznać, że kocha go od chwili, gdy pierwszy raz usłyszała Pieśń elfów.

Splótł jej palce ze swoimi, Ingebjorg płonęła z tęsknoty, nie miała nawet odwagi zerknąć na niego w obawie, że oczy ją zdradzą. Gdy w końcu na chwilę podniosła wzrok, stwierdziła, że książę Algotsson nie je i siedzi bez ruchu wpatrzony w nią. Trudno było zrozumieć wyraz jego twarzy. Czy wie, co zajmuje jej myśli i uczucia? Czy to samo widzi również w twarzy Folkego?

Miała wrażenie, że znalazła się na skraju przepaści. Za nią stoi Zły, który w każdej chwili może ją popchnąć, a po drugiej stronie znajduje się Folke i przyzywa ją gestem. Ona nie może ani zawrócić, ani zostać tam, gdzie jest. Jedyna możliwość to skoczyć. Jak najdalej. Ryzykując, że stoczy się w otchłań, ale też z odrobiną nadziei, że wyjdzie z tego cało. Znowu pojawiły się pytania: dlaczego pan Gustav upierał się, by Folke został na posiłku? Czyżby nie wiedział o niechęci księcia? Byłoby to dziwne, bo przecież w tym środowisku plotki rozchodzą się z szybkością błyskawicy. Panna Anna na przykład wie już wszystko o rycerskim turnieju, choć ani jej, ani jej ojca tam nie było, a od wydarzeń tych minęło zaledwie półtorej doby. Można więc przypuszczać, że również wiadomość o upadku księcia zdążyła tu dotrzeć. Tym bardziej, że on sam przybył przecież przed nimi, a ślady na twarzy świadczą wymownie, na co był narażony. Dlaczego więc pan Gustav odważył się zaprosić największego przeciwnika księcia?

Czy naprawdę znajdują się w niebezpieczeństwie, czy też tylko ona jest taka strachliwa?

Jadła niewiele, choć powinna być głodna po męczącej podróży. Panna Anna i pani Margareta wciąż spoglądały na nią badawczo. Pewnie się dziwią, co też Turę w niej widział. Może nawet zastanawiają się, czy nie ma krzty prawdy w oskarżeniu pana Gustava, iż to ona ponosi winę za śmierć męża.

Czuła się otoczona przez wrogów. Kiedy Folke wyje-dzie, zostanie jej tylko Asa, a co w razie zagrożenia może zdziałać jedna służąca? Przejmowała się tym już w momencie wyjazdu z Tunsberg, ale po wydarzeniach na zamku Varberg sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej. Książę uzna ją pewnie za współwinną napadu. Szramy na twarzy z czasem znikną, ale ziejąca dziura po przednim zębie zostanie. Będzie mu to wciąż przypominać zawstydzające przeżycia. O tym, że został przyłapany na próbie wtargnięcia do sypialni pewnej arystokrat-ki. W dodatku wstyd, że nie oddał napastnikom.

Wrócił pan Gustav, ale nie powiedział, po co go tak nagle wzywano. Ingebjorg znowu zauważyła, że gospodarz wymienia porozumiewawcze spojrzenia z księciem; wydał jej się też bardzo zaniepokojony.

Gdy tylko posiłek dobiegł końca, Folke wstał, podziękował uprzejmie za poczęstunek i oświadczył, że nie może zostać dłużej ze względu na małżonkę. Ingebjorg wstrzymała dech. Czy pan Gustav i książę pozwolą mu odjechać? Żaden z tamtych jednak nie zaprotestował.

Ingebjorg czuła się kompletnie zbita z tropu. Najpierw myślała, że jadą prosto w pułapkę, gdzie życie Fol-kego i jej będzie zagrożone, teraz pan Gustav spokojnie pozwala mu odjechać. O co w końcu chodzi?

Znowu pojawił się strach. Czy to dlatego, że książę chce ją mieć dla siebie, żeby się nikt nie wtrącał, a pan Gustav się na to godzi? Myśl wydala jej się niesłychana. Nie uwierzyłaby, gdyby nie to, co powiedziała jej panna Adalis.

Wszyscy nadal siedzieli przy stole, panowie rozmawiali o opacie z klasztoru w As. Było jasne, że coś do niego mają, ale Ingebjorg słuchała jednym uchem, w tej chwili jej myśli krążyły wokół Folkego i pani Grety oraz jej własnej sytuacji. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Folkemu się tak śpieszy, przecież pan Gustav zawiadomił jego żonę.

Znowu zapukano do drzwi i weszła ta służąca, która zajęła się Alvern.

- Bardzo przepraszam, ale dziecko płacze, myślę, że jest głodne.

Ingebjorg wstała bez wahania i wybiegła z sali.

Zamknęła drzwi i ze zdumieniem stwierdziła, że na korytarzu czeka Folke. Dał znak, żeby milczała i pociągnął ją za sobą.

- Ale ja muszę do Alva - zaprotestowała.

- Alv śpi. Ja to wszystko wymyśliłem. Christina na szczęście okazała się pomocna.

Poprowadził ją do małego pokoju z kominkiem w narożniku, okrągłym stołem i dwoma krzesłami. Na ścianach znajdowały się półki pełne książek. Folke otoczył ją ramionami. Przez krótką chwilę tulili się do siebie nawzajem, szczęśliwi, że mogą być sami, zarazem jednak odczuwali bolesną tęsknotę za czymś więcej.

- Nie bój się, Ingebjorg - szeptał jej do ucha Folke. -Książę nie odważy się ciebie tknąć. On i pan Gustav są najwyraźniej większymi przyjaciółmi niż myślałem. Nic więc nie zrobi synowej przyjaciela. Poza tym, moim zdaniem, oni mają teraz inne zmartwienia.

Wymknęła się z objęć ukochanego i przyglądała mu się pytająco.

- Nie zwróciłaś uwagi, jaki niespokojny był pan Gustav po spotkaniu z tym jakimś wysłannikiem?

Ingebjorg przytaknęła.

- Zauważyłam. Wymieniali z księciem znaczące spojrzenia.

- No właśnie. A więc mają jakieś wspólne tajemnice. Sądzę, że nie dotyczą mnie ani ciebie. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że chodzi o zdrajcę, który został przyłapany.

- Mam nadzieję, że się nie mylisz - westchnęła. - Tyle rzeczy mnie tu przeraża. Zastanawiam się, dlaczego najpierw nie chcieli cię puścić, a teraz spokojnie pozwalają ci odejść.

- To z pewnością przez tego posłańca. Pan Gustav musiał dostać wiadomość, która go zaniepokoiła i nie chce, bym ja domyślił się, o co chodzi.

- Czy to znaczy, że pan Gustav jest mimo wszystko człowiekiem króla?

- Przypuszczalnie tak. Szczerze mówiąc, nigdy tego człowieka nie rozumiałem. Zawsze mi się wydawało, że on działa według tego, skąd wiatr zawieje. Ale teraz nie mogę już zwlekać, Ingebjorg - dodał. - Nikt nie powinien odkryć, że się spotykamy. Chciałem cię tylko uspokoić, zjawię się znowu, jak tylko znajdę odpowiednią wymówkę.

Poszukał jej ust i Ingebjorg opuściły wszystkie złe myśli. Wszystko się ułoży. Z Folkem u boku nie musi się niczego obawiać.

Na korytarzu rozległy się hałasy, zanim zdążyli od siebie odskoczyć, ktoś otworzył drzwi.

Rozdział 2

Ingebjorg i Folke odwrócili głowy. Ona już w myślach widziała, że w progu stoi ponury i groźny książę, z ulgą jednak stwierdziła, że to nowa opiekunka Alva.

- Bądźcie ostrożni - szepnęła dziewczyna. Oczy miała rozszerzone ze strachu. - On się zbliża.

Odwróciła się i zniknęła.

Folke pociągnął Ingebjorg do wyjścia.

- Biegnij szybko na trzecią kondygnację. Alv śpi w pokoju za salą panów i pokojem do pracy. To po prawej stronie korytarza.

Puścił jej rękę i szybkim krokiem ruszył ku schodom, a potem w dół.

Ingebjorg na szczęście nikogo po drodze nie spotkała i bez trudu odnalazła pokój dziecka.

Choć śpieszyła się do Alva, spokojnie obejrzała sąsiednie pokoje. Miała nadzieję, że zastanie przy synku również Asę i Ellisiv. Nikt jej nie powiedział, gdzie zostały ulokowane. Niańka przewinęła właśnie Alva. Spoglądała na Ingebjorg nerwowo.

- Uprzejmie proszę o wybaczenie, ale miałam coś do zrobienia w Sali Rycerskiej i usłyszałam, że on wymienia pani imię. Był strasznie...

Umilkła i zagryzła dolną wargę, jakby w obawie, że powie za dużo.

- Dziękuję ci, Christino - Ingebjorg uśmiechnęła się. - Wygląda na to, że mam tutaj jednak jakąś przyjazną duszę.

Nie wiedziała tylko, skąd się to bierze. Właściwie nie zamieniła z tą dziewczyną ani słowa. Może ona nienawidzi pana Gustava tak samo jak panna Adalis? Może myśli, że Ingebjorg czeka ten sam los i jej współczuje?

Wzięła dziecko i przytuliła mocno.

- Mama - wymamrotał sennie. Nie płakał, wyraźnie nie czuł się skrzywdzony tym, że zostawiła go na tak długo z obcymi. Ingebjorg poczuła się bezpieczniej. Christina na pewno dobrze traktuje jej synka.

- Nie wiesz, gdzie znajduje się niania Alva i jej maleńka córeczka? - zapytała.

Christina przecząco pokręciła głową.

Ingebjorg usiadła i rozglądając się wokół mić dziecko. Pokój był mroczny i chłodZj tylko trzy wąskie otwory strzelnicze w nach wpuszczały trochę światła. UstawiQho t^s^rpkig łóżko, dużą skrzynię, niewielki stolik i dwa krzesła/ Na

kar-,%eź ^li^nnych ści$\

lwa krzesła/ Na jednej ścianie znajdował się obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, duże malowidło na drugiej przedstawiało chrzest Jezusa. Na stoliku stała jedna nieduża lampka oliwna. Bezskutecznie wypatrywała więcej świec. Teraz, w jesiennych ciemnościach, słabo oświetlony pokój nawet w dzień musi robić ponure wrażenie.

Bardzo ją to dziwiło. Sala Rycerska na drugiej kondygnacji była pięknie i bogato wyposażona, wielkie okna dawały dużo światła. Turę miał słabość do wnętrz urządzonych z przepychem i często jej opowiadał o wspaniałych rycerskich zamkach, które widział we Francji i w Anglii. Natomiast ten pokoik wyglądał tak, jakby przed jej przyjazdem usunięto obrazy, kilimy i ozdoby.

Jutro zabierze Alva na dół, do gospodarskiej części, żeby popatrzeć na zwierzęta. Kiedy mieszkali w Orms-gärd, często tak robiła. Jeśli malec zobaczy, że tutaj są takie same zwierzęta, szybciej się zadomowi.

Znowu zwróciła się do Christiny:

- Jestem zmęczona po podróży. Bądź tak dobra i zanieś panu Gustavowi wiadomość, że nie wrócę już do Sali Rycerskiej, bo chciałabym się wcześniej położyć.

Christina spojrzała na nią spłoszona, potem skinęła niepewnie i ruszyła ku drzwiom.

- Coś się stało, Christino?

Dziewczyna odwróciła się lekko.

- Nie, pani Ingebjorg. Tylko że... - zagryzła wargę.

- Tylko, że co?

- To pan Gustav zwykle decyduje, kiedy jego małżonka i córka mogą się położyć.

Ingebjorg przytakiwała zamyślona.

- A jednak mu powiedz - rzekła po chwili. - Zobaczymy, co będzie.

Alv zasnął natychmiast, gdy tylko położyła go do łóżka. Dziecinnego posłania tu nie było, synek musi sypiać z nią.

Czas mijał, a Christina nie wracała. Dlaczego nie przychodzi powiedzieć, jak gospodarz zareagował i czy to nie niańka powinna czuwać przy dziecku w nocy? Panie w Tunsberg wyraźnie powiedziały, że arystokratka sama nie może pielęgnować swojego dziecka, bo to by był wstyd i dla niej, i dla całego domu.

Niespokojnie chodziła po pokoju, może pan Gustav odkrył, że Christina ostrzegła Ingebjorg i Folkego, i postanowił ją za to ukarać?

Znowu pojawił się strach. Po co tu przyjechała? Czy nie lepiej byłoby odmówić ojcu Turego i zostać w Norwegii? Powinna wiedzieć, że tutaj będzie jej trudno, może niebezpiecznie. Może tak naprawdę naraża się na to, przez co musiała przejść panna Adalis. Tylko po to, żeby od czasu do czasu widywać Folkego? Przecież ich miłość i tak nie ma szans.

Christina jest miłą i usłużną dziewczyną. Nie powinna cierpieć z powodu Ingebjorg.

W końcu otworzyła drzwi do sąsiedniego pokoju. Tutaj też światło wpadało jedynie przez otwory strzelnicze w ścianach. Pod jednym z nich stało ogromne biurko i piękne, zagraniczne krzesła. W przeciwieństwie do jej sypialni, a podobnie jak Sala Rycerska na dole, pokój przystrojony był draperiami, w srebrnych świecznikach stały świece, na półkach książki i wypolerowane do połysku miedziane misy.

Przyglądała się wszystkiemu z zainteresowaniem. To był właśnie dom Turego, który tutaj dorastał, bawił się w przestronnych salach, biegał po kamiennych korytarzach. Może nawet siadywał przy tym biurku jak dorosły, pisał i czytał. To w tym majątku miał spędzić życie z kobietą, która była jego pierwszą narzeczoną. Co się stało? Co wprawiło go w taką złość, że ją zabił? Czy Ingebjorg pozna kiedykolwiek prawdę?

Przeniknął ją dreszcz. Słyszała, że ojciec i syn zostali ulepieni z tej samej gliny. Ciekawe, co pani Margareta o tym sądzi. Z pewnością starała się ukryć prawdę przed światem i ratować syna od kary, ale to przecież nie musi znaczyć, że jest taka sama jak mąż i syn. Pewnie nie miała żadnego wpływu na to, co się dzieje. Skoro pan Gustav decyduje, kiedy żona może iść spać, z pewnością do niego należą wszystkie inne decyzje. Może nawet zmuszał ją do milczenia. Ingebjorg zapragnęła zbliżyć się do pani Margarety na tyle, by mogły szczerze ze sobą rozmawiać. Nie po to, by poznać wszystkie okropności, jakich się dopuścił, ale żeby dać do zrozumienia teściowej, iż życie z jej synem nie było łatwe, i że zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku, a nie przestępstwa. Może w zamian ona mogłaby się dowiedzieć, co się przytrafiło pannie Adalis.

Przeszła do pomieszczenia, które Folke nazwał salą panów. Znajdował się w niej stół i krzesła, obite czerwoną tkaniną. W ogóle urządzenie było kosztowne, mnóstwo ozdób ze srebra i kości słoniowej, a na ścianach wielkie obrazy.

Czy powinna zejść na drugą kondygnację i poszukać Christiny? A może należałoby odnaleźć Asę?

Książę, pan Gustav i pozostali panowie siedzą pewnie nadal w Sali Rycerskiej. Domyślała się, że sypialnie rodziny znajdują się po drugiej stronie długiego korytarza, od zachodu, skąd widać wieczorne słońce.

Biedna Asa, czuje się chyba samotna i opuszczona. Może nawet nie mieszka w głównym budynku, tylko w jednej z drewnianych chat. Nikogo nie zna, nie wie, co się stało z Ingebjorg. Z drugiej jednak strony, niczego raczej nie powinno jej brakować.

Wyszła na korytarz i rozglądała się bezradnie.

Nagle usłyszała męskie głosy skądś w pobliżu. Spłoszona, chciała się cofnąć, ale dotarły do niej słowa, po których stanęła jak wryta.

- Jeśli nie zechce nic powiedzieć, będziemy musieli to z niej wycisnąć, panie Gustavie!

Głos należał do księcia, nie mogła się mylić.

- Jest mało prawdopodobne, że ona to wie, książę Al-gotsson. Kobiety nie znają się na takich sprawach.

- No i tu, moim zdaniem, pan się myli. Ona przepisywała księgi dla ochmistrza, który określał ją jako niezwykle mądrą kobietę.

Ingebjorg wstrzymała dech. Tamci dwaj rozmawiają o niej! Co mają zamiar z niej wycisnąć, gdyby sama nie chciała powiedzieć? Czuła, że gardło jej się zaciska. Za wszelką cenę muszę się dowiedzieć, o co chodzi, myśla-ła rozgorączkowana.

Rozdział 3

Poszła na palcach w kierunku, z którego docierały głosy i zatrzymała się przy drzwiach pokoju. Przysunęła ucho do drzwi, choć paraliżował ją strach, że ktoś może je nagle otworzyć. Musi się jednak dowiedzieć, co jej grozi.

- Jest książę pewien, że to dotyczyło jej ojca? - W głosie pana Gustava słychać było powątpiewanie.

- Jej ojcem był Olav Erlingsson, pochodzący z Haeim w Romerike. To nie może być nikt inny. Wiemy, że należał do ludzi najbardziej lojalnych wobec króla Magnusa. Przepadł bez śladu w czasie zarazy, wracając z ważnego spotkania wielu norweskich wielmożów. Większość z nich też później pomarła na dżumę, między innymi kanclerz, do którego list był adresowany. Podczas pobytu w Oslo dowiedziałem się, że zwłoki Olava Erlingsso-na odnalazła córka, pani Ingebjorg, w dwa lata po jego śmierci, a więc dobrze ponad cztery lata temu. Nie jest wykluczone, że mogła znaleźć również ten dokument. Gdyby był dobrze schowany, to deszcz nie spłukałby atramentu i pismo mogło się zachować. Fakt, że ludzie króla zdołali wymusić te informacje od zdrajcy świadczy, że to prawda.

Ingebjorg wiedziała już dość. Na palcach wycofała się i z bijącym sercem wróciła do sali panów. Książę i pan Gustav wiedzą o dokumencie! Jak ów zdrajca poznał tajemnicę? I kim jest? Przecież nikt prócz pani Bothild, Folkego, rycerza Darre i jej samej o dokumencie nie wiedział. Rycerz Darre nie żyje, a Ingebjorg polega na pani Bothild i Folkem. To pewnie posłaniec przyniósł wieczorem tę wiadomość. Po jego odwiedzinach pan Gustav siedział milczący i zamyślony, najwyraźniej zmartwiony. Dlaczego? Możni panowie w Szwecji w pełni zdają sobie sprawę, że tajne sprzysiężenie istnieje, to dla nich nie nowina.

Myśli kłębiły się w głowie. Dlaczego pan Gustav i książę Algotsson tak się zmartwili? Chyba lęk przed królewskimi przeciwnikami sprawia, że tak bardzo chcą dostać dokument jej ojca, ale dlaczego boją się tych kilku ludzi, na dodatek Norwegów? Pamiętała, że w dokumencie figurował między innymi ojciec Giseli, ale to stary człowiek i dla nikogo raczej nie może stanowić zagrożenia. Wśród wymienionych znajdował się też sira Joar, ale on został przez ochmistrza pozbawiony funkcji i chyba nie ma się teraz na kim oprzeć, z wyjątkiem Lodina Jons-sona. A żaden z nich nie ma władzy ani wpływów, by zrobić coś ważnego. Może wydaje im się, że znajdą tam wiele innych nazwisk?

Niczego nie rozumiała. Coś jej się w tym wszystkim nie zgadzało. I książę, i pan Gustav w czasie podsłuchanej rozmowy byli zdenerwowani i wzburzeni. Fakt, że nagle dowiedzieli się o jakimś dokumencie, spisanym wiele lat temu i zawierającym nazwiska kilku królewskich przeciwników, nie może przecież być powodem do takiego niepokoju.

Jeśli Folke i ona, mimo wszystko, nie popełnili błę-du... Poczuła ciarki na plecach. Czy to możliwe, że i pan Gustav, i książę Algotsson należą do królewskich przeciwników? Że obawiają się, czy ich nazwiska też nie figurują w dokumencie? W takim razie lęk nie byłby niczym dziwnym.

Znowu przeniknął ją dreszcz. Książę otrzymał majątek i tytuł dlatego, że jest ulubieńcem króla. Przypuszczalnie więc niewielu, a może nawet nikt go o nic złego nie podejrzewał. Arystokracja szwedzka go nie cierpi, bo jej zdaniem, zbyt łatwo doszedł do władzy, a junkier Eryk nienawidzi go, bo król Magnus ofiarował mu to, co należało się synowi. Co książę Algotsson by wygrał, zwracając się przeciwko królowi? Czy aż tak jest żądny władzy, że pragnie zostać najpotężniejszym człowiekiem w królestwie? Odsunąć od tronu władcę, jak i jego syna?

Nie po raz pierwszy w historii zdarzyłoby się, że człowiek, opętany żądzą władzy, zdradza swego króla i po trupach dąży do spełnienia marzeń.

Najświętsza Panienko! A jeśli oni poważnie potraktują to, co powiedzieli, że „trzeba wycisnąć z niej prawdę”, to czy Ingebjorg zdoła stawić opór? Znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie i nie będzie miała możliwości wezwać Folkego na pomoc. Wolno wróciła do sypialni, zastanawiając się nad podsłuchaną rozmową. Christina nie wróciła, skoro jednak pan Gustav dotrzymuje towarzystwa księciu, to mogła go nie spotkać.

Alv spał spokojnie. Ingebjorg czuła się taka zmęczona, że mogłaby zasnąć w ubraniu. Tyle się wydarzyło podczas tej podróży tutaj i spotkania z rodzinnym domem Turego. Chyba nikt już jej dzisiaj wieczorem nie będzie fatygował, a po dobrze przespanej nocy znacznie łatwiej znajdzie odpowiedzi na zadawane pytania.

Rozebrała się więc pośpiesznie i wśliznęła pod kołdrę. Wkrótce sen stłumił wszelkie zmartwienia.

Kiedy się obudziła, przez otwory strzelnicze sączyło się poranne słońce. Alv spał nadal, ani razu w nocy nie trzeba go było przewijać. Ingebjorg boso podeszła do najbliższego otworu i wyjrzała na zewnątrz. Niebo było bezchmurne, drzewa stały bez ruchu. Zapowiadał się piękny, wiosenny dzień.

Wracając do łóżka potrąciła krzesło, Alv się obudził i w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Christina wsunęła głowę do środka. To znaczy, że spała w pokoju obok.

- Nie chciałam przeszkadzać, pani Ingebjorg, ale zaraz przyniosę wodę do mycia.

Zajęła się więc sobą, a Christina przebierała chłopca. Dziecko śmiało się i gaworzyło, panował miły nastrój.

Ingebjorg przypomniała sobie rozmowę pana Gusta-va z księciem. Wszystko zależy od tego, czy zdołam udawać niewinną, pomyślała. Może powiedzieć, że oddała dokument rycerzowi Darre z prośbą o przekazanie go królowi Magnusowi, ale że rycerz do króla nie dotarł. Okazało się, że jego koń dostał się pod lód i rycerz utonął, prawdopodobnie z dokumentem w kieszeni. Było to kłamstwo w żywe oczy, ale przecież ludzie tak właśnie tłumaczyli sobie przyczynę jego śmierci. Mogłaby też powiedzieć, że dokument spaliła. Może to nawet najbezpieczniejsze wyjście, gdyby już przedtem dotarły do nich jakieś plotki. Jeśli miałoby się okazać, że ci dwaj należą do przeciwników króla, to pewnie mieli jakieś związki z Ormem Oysteinssonem. Wprawdzie po awanturze między ochmistrzem i panem Gustavern w Tunsberg, po śmierci Turego, wydaje się to mało prawdopodobne, ale to przecież też mogła być gra dla usunięcia wszelkich podejrzeń o współpracy. A pani Bothild już dawno powiedziała mężowi, że Ingebjorg dokument spaliła.

Christina z uśmiechem podała jej Alva.

- Jaki to miły i spokojny chłopczyk. Ma pani wszelkie powody do dumy z niego, pani Ingebjorg.

Ingebjorg z uśmiechem przystawiła synka do piersi.

-Jak długo jesteś tutaj w majątku pana Gustava, Chri-stino?

- Od czasu zarazy.

Ingebjorg przyjrzała jej się zaskoczona. Nie przypuszczała, że ktoś taki młody już tyle lat pracuje. Ale skoro tak, to musiała już tutaj być za czasów pierwszej narzeczonej Turego...

- I dobrze się tu czujesz?

- Cieszę się, że mam utrzymanie. Moi rodzice są biedni, a w domu jest jeszcze sześcioro dzieci.

- Chyba sądzą, że miałaś szczęście, znajdując miejsce w takim dużym majątku?

Christina przytakiwała, ale unikała jej wzroku.

Ingebjorg nie mogła się powstrzymać.

- Znałaś pierwszą narzeczoną pana Turego?

Christina drgnęła, najpierw się zaczerwieniła, a potem zbladła i, przerażona, spoglądała w stronę drzwi.

- Nie wolno o tym mówić, pani Ingebjorg - wyszeptała. - To zabronione.

Ingebjorg przytaknęła.

- Tak właśnie myślałam. Nie będę cię dręczyć, Chri-stino, ale z pewnością rozumiesz, dlaczego pytam.

Christina energicznie kiwała głową, najwyraźniej sprawiało jej przyjemność, że Ingebjorg z nią rozmawia.

- Zrobię dla pani wszystko, co będę mogła, pani In-gebjorg.

- Już wczoraj się tego domyśliłam, Christino. To bardzo ładnie w twojej strony, że nas ostrzegłaś. - Uśmiechnęła się zakłopotana. - Uważasz chyba, że to z mojej strony szaleństwo, ale właściwie to ja i pan Bardsson mieliśmy się pobrać. Oświadczył mi się w liście, jednak list został zniszczony na deszczu, a fałszywe plotki spowodowały, że pomyślałam, iż on nigdy nie wróci.

Umilkła. Zdawała sobie sprawę, że powiedziała więcej niż powinna w rozmowie ze służącą, ale darzyła Christinę zaufaniem i zapragnęła się zwierzyć komuś, kto chętnie ją wesprze. Christina przytaknęła.

- Ja i tak nie wierzyłam w to, co mówili.

Ingebjorg spojrzała na nią spod oka.

- Co mówili?

Christina zarumieniła się po korzonki włosów.

- Pokojówka Filippa rozpowiadała, że pani jest winna śmierci pana Turego.

- Dlaczego w to nie wierzyłaś?

Christina zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

- A gdyby to była prawda, to ja bym przynajmniej wiedziała dlaczego.

- Jesteś mądrą dziewczyną, która myśli, zamiast słuchać plotek. Śmierć pana Turego to był nieszczęśliwy wypadek. On upadł, uderzył się o krawędź kominka i poważnie zranił. Długo leżał przykuty do łóżka, aż przyszła śmierć i oszczędziła mu dalszych cierpień.

Christina słuchała z wytrzeszczonymi oczyma.

- Gdyby pani podała inne wyjaśnienie, wcale bym się nie zdziwiła.

Ingebjorg rozumiała, o co jej chodzi. Nie wyjawiając szczegółów, dowiedziała się jednak, co tamta myśli o Turem. Spojrzała dziewczynie w oczy.

- Cieszę się, że to właśnie ty jesteś opiekunką Alva, Christino. Cieszę się także ze względu na siebie.

- Zrobię, co tylko będę mogła, pani Ingebjorg, ale... na niewiele się zdam, gdyby... - umilkła bezradnie.

- Rozumiem. Dowiedziałaś się, gdzie ulokowano Asę? - zmieniła temat.

- Tak. Na razie mieszka w jednym z domów poza dworem, ale pani Margareta powiedziała, że dostanie pokój w zamku. Pani Margareta nie chce, żeby Asa zajmowała się Alvern, dopóki jej własna córeczka jest taka malutka.

Ingebjorg milczała, ale wiedziała swoje. Tu nie chodzi o troskliwość wobec norweskiej niańki, a raczej o to, że

pan Gustav nie życzy sobie, by Asa miała jakikolwiek wpływ na jego wnuka.

Mały się najadł, uściskała go więc, poszeptała mu trochę czułych słów do ucha i oddała Christinie.

- Pewnie już podano śniadanie, powinnam zejść do Sali Rycerskiej.

Christina przytaknęła.

Zanim Ingebjorg zdążyła wyjść z pokoju, usłyszała jeszcze:

- I proszę się nie przejmować panną Anną. Ona dla wszystkich jest taka.

- Zdążyłam się domyślić, ale dziękuję ci, Christino.

Włożyła tę samą suknię, którą miała na sobie poprzedniego dnia, tę ulubioną, zieloną, którą ojciec kupił jej w Oslo. Narzutka z szarego futra pięknie układała się na ramionach, włosy pod czepkiem miała wysoko upięte.

- Jest pani piękna, pani Ingebjorg - szepnęła Christina z podziwem. - Ale wiedziałam, że tak jest. Pan Turę uwielbiał piękne kobiety. Zaczerwieniła się przy tym i wyjąkała: - Bardzo przepraszam, ja nie chciałam.

Ingebjorg uśmiechnęła się lekko.

- Wiem, Christino. On naprawdę wielbił piękne kobiety, nawet po naszym ślubie. Panna Adalis była jedną z nich.

Na dźwięk tego imienia Christina zbladła.

- Ja wiem wszystko - mówiła dalej cicho Ingebjorg. -Panna Adalis prosto stąd przyjechała do mnie, do Tunsberg. Na łożu śmierci zwierzyła mi się, przez co przeszła.

Christina potrząsała głową z przerażoną miną.

- Nie rozumiem, o czym pani mówi, pani Ingebjorg. Lepiej niech już pani idzie na dół, to rzeczywiście pora śniadania.

Ingebjorg opuściła ją z mnóstwem pytań na końcu języka. Ciekawe, ile Christina wie? Czy zdaje sobie sprawę z tego, że pan Gustav wziął pannę Adalis gwałtem, i że zaraził ją tą straszną chorobą, czy też może myśli, że panna Adalis była brzemienna z kimś innym. Czy pan Gustav groził Christinie karą, jeśli coś wygada? Przerażenie w oczach dziewczyny mówi samo za siebie.

W miarę, jak zbliżała się do Sali Rycerskiej, serce biło jej coraz mocniej.

Pani Margareta stała z córką przy oknie i coś do niej mówiła. Pan Gustav jeszcze nie przyszedł, a czy książę i inni panowie nocowali w zamku, Ingebjorg nie wiedziała. Wyprostowała się i, próbując opanować niechęć, poszła w stronę pań.

- Dzień dobry, pani Margareto. Dzień dobry, panno Anno.

Spojrzały na nią obie równocześnie, matka Turego z uprzejmym, lekkim ukłonem, siostra z niechęcią.

- Proszę mi wybaczyć, że wczoraj wieczorem opuściłam państwa tak wcześnie, ale byłam po prostu bardzo zmęczona.

Panna Anna uśmiechnęła się kwaśno.

- Poprzedniej nocy pewnie niewiele pani spała.

Ingebjorg ze złością stwierdziła, że się rumieni. Najwyraźniej panna Anna jest dobrze poinformowana.

- Na dworze ochmistrza prowadziłam spokojne życie, nie przywykłam do uczt.

- A kiedy pani się tam przeniosła? - Pani Margareta wyglądała na szczerze zainteresowaną.

- Zaraz po śmierci Turego.

- To musiała być duża zmiana dla kogoś, kto mieszkał w królewskiej twierdzy.

- Ja się wychowywałam w zwyczajnym, wiejskim dworze i tęsknię za nim. Przeprowadzka do dworu ochmistrza była trochę jakby powrót do domu.

Panna Anna uśmiechała się z udawaną niewinnością.

- Pani pewnie potrafi też doić krowy?

Ingebjorg śmiało spojrzała jej w oczy.

- Owszem. W czasie zarazy straciłam ojca, a służba opuściła dwór. Została tylko matka, stara ciotka, dwóch wujów i ja. Mieliśmy do pomocy tylko chłopca stajennego. Musiałam ciężko pracować, inaczej byśmy nie przeżyli.

- Jak dawaliście sobie radę bez służby? - Pani Marga-reta była wyraźnie przestraszona.

- Jak człowiek musi, to musi. Nie miałam wyboru. Matka chorowała na serce, a ciotka Gudrun zajmowała się tylko przygotowywaniem jedzenia, na nic innego nie starczało jej sił.

- Pani matka pochodziła ze szwedzkiego rodu, prawda?

Ingebjorg przytaknęła.

- Bała się, że po jej śmierci zostanę sama, dopiero mój przybrany ojciec, Bergtor Masson, znalazł pani syna i wydał mnie za mąż. Ale kiedy matka umarła, najpierw spędziłam pół roku w klasztorze Nonneseter.

- Jakie to szczęście, że pani opiekun spotkał Turego! - wykrzyknęła panna Anna złośliwie. - W przeciwnym razie mogłaby pani do końca życia siedzieć w tym klasztorze.

- To nie był stracony czas, zajmowałam się tam przepisywaniem ksiąg i nauczyłam malowania miniatur. Może panie słyszały, że pracowałam dla ochmistrza, a po śmierci Turego miałam nadzieję, że będę tym zarabiać na chleb.

- Musiałby to być bardzo suchy chleb - roześmiała się panna Anna.

- No może, ale nie widziałam przed sobą innego wyjścia, jak tylko powrót do klasztoru. Gdybym mogła za siebie płacić, mieszkałabym tam jako rezydentka.

- Dlaczego pani tak nie zrobiła?

- Bo nie miałam pieniędzy - odparła Ingebjorg, wpatrując się w podłogę. Zauważyła, że pani Margareta się nad czymś zastanawia. Pewnie nie wiedziała, że jej małżonek odmówił płacenia na utrzymanie synowej i wnuka.

- Bardzo się cieszę, że pani przyjechała do nas. Chłopczyk jest śliczny, widzę wyraźne podobieństwo do Turego, kiedy był mały.

Ingebjorg przyjrzała się teściowej uważnie. Ona chyba naprawdę mówi to, co myśli. Wczoraj wieczorem dziwiła się, że matka Turego ani słowem nie wspomina wnuka. Pan Gustav powiedział przecież, że jego małżonka czeka na niego z niecierpliwością, Ingebjorg sądziła więc, że starsza pani dokładnie go sobie obejrzała. Chociaż i tak dziwne, że nie chciała poznać go wcześniej. Malec ma przecież już dziesięć miesięcy. Można to tłumaczyć tylko tym, że mąż jej nie pozwolił, bo nie był pewien, czy to syn Turego. Na szczęście teraz wszystko się wyjaśniło.

- A ja wcale nie uważam, że jest podobny do Turego - zaprotestowała Anna.

- Bo nie chcesz tego widzieć - ucięła matka. - Poza tym miałaś ledwie cztery lata, kiedy Turę się urodził i chyba nie pamiętasz, jak wtedy wyglądał. Proszę mi powiedzieć, pani Ingebjorg - zwróciła się znowu do synowej - jak to się stało, że została pani zaproszona, aby zamieszkać u królowej na zamku?

- Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy z panią Bothild, małżonką ochmistrza. Królowa Blanka zaprosiła panią Bothild, bo chorowała. A ponieważ ja... ponieważ ja też nie byłam wtedy całkiem zdrowa, zaproponowała, bym przyjechała także.

Spojrzała teściowej w oczy. Nie mogła zacząć opowiadać, że jej życie było wówczas tak dramatyczne, iż rozważała, czy ze sobą nie skończyć. Nie mogła wyznać, że Turę sypiał z panną Adalis i zmuszał Ingebjorg, by się temu przyglądała, że o mało jej nie udusił, że to był po prostu drań, który pomiatał swoimi kobietami i okazywał im jedynie pogardę.

Pani Margareta patrzyła na nią z uwagą.

- A co Turę na to powiedział? - rzekła w końcu.

- On się ucieszył, że będę mogła pomóc królowej Blance. W klasztorze nauczyłam się wiele o uzdrawiającej mocy ziół.

- Czy mi się zdawało, czy powiedziała pani, że źle się wtedy czuła? - przerwała jej panna Anna oschle. - Królowa się nie bała, że może ją pani zarazić jeszcze jedną chorobą.

Ingebjorg pokręciła przecząco głową.

- Królowa miała bóle w piersi i dręczył ją uporczywy kaszel. Cierpiała tak od czasu wielkiej zarazy, a moją ówczesną dolegliwością zarazić się nie można.

- Mieszkała tam pani jeszcze po urodzeniu synka, prawda? - spytała pani Margareta wolno.

- Nie mogłam jechać do Oslo z noworodkiem, a Tu-remu bardzo się śpieszyło, bo miał obowiązki wobec ochmistrza.

Drzwi się otworzyły i do sali wkroczył pan Gustav w towarzystwie księcia Algotssona i pozostałych panów, którzy gościli tutaj poprzedniego wieczora. A zatem nocowali. Musiały tu się toczyć ważne rozmowy, skoro nie wrócili do pobliskiego, przecież, Varberg.

Pan Gustav spoglądał na kobiety z groźnie zmarszczonym czołem.

- Dlaczego nie usiadłyście do stołu?

- Chciałyśmy zaczekać na was, panie - odparła pani Margareta wyraźnie zdenerwowana.

Z jakim szacunkiem ona się odnosi do męża, pomyślała Ingebjorg. Można nawet powiedzieć, że ze strachem. Spojrzała na pannę Annę, by sprawdzić, czy ona też się boi, ale w oczach tamtej nie było nawet śladu nerwowości. W czasie wesela Ingebjorg miała wrażenie, że pani Margareta jest silną i władczą kobietą, teraz zdała sobie sprawę, że się myliła.

- No i o czym rozmawiacie? - spytał znowu pan Gustav podejrzliwie.

- Pani Ingebjorg opowiada nam o życiu na zamku w Tunsberg.

Nie wyglądało na to, że pan Gustav ucieszył się tą wiadomością, ale, nie zwracając już uwagi na panie, wrócił do przerwanej rozmowy. Ingebjorg z ulgą patrzyła, że przy stole zasiada aż tylu gości, pan Gustav nie będzie chyba chciał teraz wyciskać z niej prawdy.

Tym razem panie siedziały we własnym towarzystwie przy jednym końcu długiego stołu, a panowie, pogrążeni w rozmowach, przy drugim.

- Proszę nam jeszcze coś opowiedzieć - poprosiła teściowa. - Może o królowej - dodała, zerkając nerwowo w stronę panów. - Kiedy pani Blanka mieszkała w Varberg, często się z nią widywałam. Przykro było patrzeć, jak cierpiała po stracie córeczek. Królewny zostały pochowane na cmentarzu przy klasztorze w As.

- Słyszałam o tym, ale królowa sama nigdy zmarłych dzieci nie wspomina. Natomiast łączy ją bardzo serdeczna więź z młodszym synem, królem Hakonem, a o swoim małżonku, królu Magnusie, wyraża się tylko dobrze.

Pani Margareta pochyliła się nad stołem.

- A wie pani może, co sprawiło, że się od siebie oddalili?

- Słyszałam to i owo, ale nic pewnego nie wiem.

Pani Margareta znowu nerwowo spojrzała w stronę męża i spytała cicho:

- Pewnie słyszała pani też o tej potężnej kobiecie, która zniszczyła ich małżeństwo?

- Tak. Król Hakon mi opowiadał, dał mi też do przeczytania fragmenty jej książki. Ja nie wierzę w te całe objawienia. Przecież Jezus przemawiał językiem ubogich. Dlaczego jego matka miałaby wspierać bogatych i potężnych?

Twarz pani Margarety pokraśniała.

- No właśnie, dlaczego? Ja też się nad tym zastanawiałam. To straszne, że ludzie Kościoła wierzą każdemu jej słowu. Pani Birgitta jest z pewnością bardzo zdolną kobietą, jedną z niewielu, których mężczyźni się słuchają. I jest też niezwykle odważna. Proszę pomyśleć, zdecydowała się upominać samego papieża! Ale żeby twierdzić, że Najświętsza Panienka w objawieniu prosiła ją, by przywołała do porządku króla Magnusa i zażądała, by oddał tron synowi... To wydaje mi się całkiem nieprawdopodobne. Nie rozumiem, jak ktoś może myśleć, że Najświętsza Maria Panna mogłaby się mieszać do rządzenia krajami, a już zwłaszcza wspierać bogatych i wpływowych.

Ingebjorg słuchała zaskoczona. Tego by się nie spodziewała. Traktowała matkę Turego jako wyniosłą, wymagającą i ze wszystkiego niezadowoloną arystokratkę, a teraz się okazuje, że ona ma własne poglądy w wielu sprawach, nie zawsze zgodne z poglądami innych ludzi.

- A czytała pani Wizję buntu, pani Margareto?

- Oczywiście, jak większość z nas. Zresztą ludzie wierzą w to wszystko.

Ingebjorg zerknęła na pannę Annę, która przysłuchiwała się im w milczeniu.

- Pani też to czytała, panno Anno?

Siostra Turego przytaknęła.

- Czytałam, ale mnie to nie interesuje.

Ingebjorg nie posiadała się ze zdumienia. Była pewna, że Anna z wielkim zaciekawieniem przysłuchuje się jej rozmowie z panią Margaretą. Może więc nie warto więcej o tym mówić. W tym domu nie powinna polegać na nikim, już i tak zachowała się nieostrożnie, zwierzając się Christinie. Powiedziała więc: