Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
[PK]
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjřrg, siedemnastoletnia dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjřrg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu.
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 13
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (5)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżyca tom 13
Frid Ingulstad
Przekład
Ewa Partyga
Tytuł oryginału norweskiego:
Mirakelspill
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2004 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved
Wydawca:
Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa'
ul. Domaniewska 52
www.axelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-806-4
oraz
BAP-PRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-185-0
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Ingebjorg Olavsdatter
Turę Gustavsson Bergtor Masson
Gisela Sverresdatter
Orm Oysteinsson
Pani Bothild
Pan Oystein Folke Bardsson Królowa Blanka
Młody król Hakon
Francisca
Benedykta Brat Eilif
Adalis Adami
dziedziczka dworu Saemundgard w Dal, w parafii Eidsvoll
szwedzki szlachcic, mąż Ingebjorg przybrany ojciec Ingebjorg, kupiec ożeniony z Giselą
gospodyni we dworze Belgen, żona Bergtora
ochmistrz dworu królewskiego (najwyższy rangą urzędnik w kraju)
gospodyni Akersborg, żona Orma 0y-steinssona
syn ochmistrza i pani Bothild doradca Turego, strażnik Ingebjorg małżonka króla Magnusa, matka młodego króla Hakona
nominalny władca Norwegii, do czasu uzyskania pełnoletności
ochmistrzyni dworu królowej Blanki żona zarządcy dworu w Tunsberg stary mnich z Hoyedoen, nauczyciel malarstwa miniaturowego
nałożnica Turego
Twierdza Tunsberg ok. roku 1350.
Turę wziął sobie Adalis jako nałożnicę. Ingebjorg nie może znieść tej sytuacji, na szczęście królowa Blanka zaprasza ją i panią Bothild do twierdzy w Tunsberg. Towarzyszyć ma im Folke Bardsson. Brat Eilif radzi jednak In-gebjorg, by Bardssonowi nie ufała.
Podczas przechadzki po Tunsberg Ingebjorg rozpoznaj e swego dawnego konia Faksego. To wywołuje w niej lęk, że sira Joar jest gdzieś niedaleko. Folke stara się ją pocieszyć grą na flecie. Wówczas zazdrosny król Hakon wysyła go do Oslo z listem, oskarżającym posłańca o niestosowne zachowanie. Ingebjorg boi się, że Turę wtrącił Folkego do lochów, pisze więc do męża list, w którym ręczy za jego niewinność.
Tymczasem Folke znajduje się już na pokładzie hanze-atyckiego okrętu. Ucieka z Akersborg zaraz po przekazaniu listu Turemu.
Pewnego ranka Ingebjorg zostaje wywołana z Sali Rycerskiej, bo do Tunsberg przybył jej mąż. Niespodziewanie Turę oskarża ją o romans ze swym zaufanym doradcą, Folkem Birdssonem.
Ingebjorg bez lęku patrzyła Turemu w oczy. Sama się sobie dziwiła, skąd w niej ta odwaga.
- Wiesz równie dobrze jak ja, że to nieprawda, Turę. Spójrz na mnie. Czy sądzisz, że człowiek, który cieszy się wszystkimi przywilejami wielmożów i może zaspokajać swoje żądze z szanowanymi pannami, chciałby uwieść kobietę brzemienną? I ryzykować, że stanie się jednym z tych nieszczęsnych trędowatych w szpitalu Świętego Laurentego?
Zauważyła, że mąż cofnął się bezwiednie o krok, a rysy jego twarzy na chwilę się ściągnęły. Ingebjorg obejrzała się przez ramię i mówiła dalej przyciszonym głosem:
- Czyżbyś zapomniał, co ci opowiadałam o królu Hakonie? On jest we mnie zakochany. Chciałeś, bym to wykorzystała i załatwiła twoje sprawy tutaj, w Tunsberg. Aby zdobyć informacje, na których ci zależało, musia-lam być dla niego wyjątkowo uprzejma. To niestety go ośmieliło i teraz nie może znieść, gdy pojawia się koło mnie jakiś mężczyzna. Folke Bardsson robił tylko to, co mu przykazałeś. Opiekował się mną, towarzyszył mi podczas wypraw do miasta, dbał, żebym się nie przewróciła i nie zrobiła krzywdy twojemu dziecku, zachowywał się godnie i po rycersku. Nie pojmuję, jak król Hakon mógł dostrzec w jego zachowaniu cokolwiek nieprzyzwoitego. Na pewno kierowała nim zazdrość.
Turę zmrużył oczy i spojrzał na nią podejrzliwie.
- Próbujesz wywieść mnie w pole, żono? Ingebjorg znów obejrzała się przez ramię.
- Zdobyłam ważne dla ciebie informacje - szepnęła, jakby nie usłyszała jego oskarżeń. - Chodź ze mną do mojej komnaty w Wieży Strażniczej, to ci o wszystkim opowiem.
Wiedziała, że wiele ryzykuje. Musiała dobrze rozegrać wszystkie swoje karty. Zauważyła, że zaczął się wahać.
- Chyba teraz jecie śniadanie?
- Owszem, ale ja już prawie skończyłam.
- Za to ja nic nie jadłem - odparł z urazą. - Zaskoczyła nas straszliwa burza; cudem tutaj dotarliśmy.
- Och, mój drogi! - zawołała Ingebjorg, udając współczucie i uprzejmość, choć w głębi serca czuła do męża odrazę. - Wejdź ze mną do środka. Jestem pewna, że królowa Blanka ucieszy się na twój widok. Poza tym jest tu wielu najbardziej zaufanych i wpływowych ludzi króla Hakona. To oni wejdą do Rady Królewskiej, gdy młody następca tronu przejmie rządy. Powinieneś ich poznać.
Turę kiwnął głową, wyprostował się i ruszył do drzwi. Ingebjorg odetchnęła z ulgą. Dopięła swego: opuścił go gniew, a wraz z nim podejrzenia. To dało jej dziwne poczucie władzy. Wprawdzie on był silniejszy i decydował o jej losie, ale ona potrafiła osiągnąć to, czego chciała, za pomocą odpowiednich słów i sprytu. Teraz udało jej się odwlec rozmowę, dzięki czemu zyskała szansę wyjścia cało z tej kłopotliwej sytuacji, chociaż nie wiedziała, jak się Turę zachowa po kilku pucharach wina. Jeszcze wiele mogło się zdarzyć.
Zauważyła, że pani Bothild drgnęła niespokojnie, a królowa Blanka zmarszczyła czoło, gdy oboje weszli do sali biesiadnej. Może król Hakon zdradził matce, że Ingebjorg lęka się męża. Jednak nienaganne maniery królowej nie pozwalały jej okazać, co naprawdę myśli. Uśmiechnęła się więc i uprzejmie przywitała gościa.
Ingebjorg spojrzała na młodego króla, który nie spuszczał z nich wzroku. W jego oczach pojawiło się dziwne zamyślenie. To dobrze, pomyślała. Zapewne nie pozwoli, żeby Turę się zapomniał.
Gościa usadzono obok gospodarza zamku; po chwili był już pogrążony w rozmowie z sąsiadami. Ingebjorg tymczasem wróciła na swoje miejsce z pewną ulgą, choć wciąż niespokojna. Turę był przecież nieobliczalny; nawet jeśli na pozór jej uwierzył, to w każdej chwili mógł zmienić zdanie. Dziwiła się, że podjął tę trudną podróż do Tunsberg tylko po to, żeby ją ukarać, i to teraz, gdy ma u swego boku Adalis. A może nałożnica już mu się znudziła? - pomyślała z przerażeniem. Czuła się wprawdzie upokorzona i poniżona tym, że jej małżonek wziął sobie drugą „żonę”, byłoby jednak jeszcze gorzej, gdyby znów zajął się tylko nią i chciał do niej wrócić zaraz po riarodzinach dziecka.
A na razie nie pozostawało jej nic innego, jak czym prędzej wymyślić coś w miarę prawdopodobnego, co rzekomo udało jej się wydobyć od króla Hakona. Coś, co spodobałoby się Turemu, który tak bardzo pragnie detronizacji króla Magnusa. Nie miała jednak żadnego pomysłu i nie mogła sobie darować, że nie przygotowała się na taką sytuację. Okazji jej przecież nie brakowało. Siedziała więc teraz przy śniadaniu i gorączkowo starała się coś wymyślić, ale w głowie czuła pustkę. Ogarniał ją coraz większy niepokój. Wiedziała, że kiedy tylko Turę skończy jeść, będzie chciał pójść z nią do komnaty w strażnicy. A jeśli do tego czasu ona nie zdoła nic wymyślić, znajdzie się w bardzo trudnej sytuacji. Złożyła pod stołem ręce do modlitwy:
- Święta Maryjo, błagam Cię, pomóż mi. Nie zniosę nawet myśli o jego kolejnych, szalonych karach.
- Ingebjorg?
Z zamyślenia wyrwała ją siedząca na lewo od niej pani Bothild. Położyła dłoń na ramieniu Ingebjorg i patrzyła na nią uważnie.
- Przepraszam, nie słyszałam.
Sąsiadka rozejrzała się dyskretnie i szepnęła:
- Powiedziałam, że może królowa Blanka mogłaby ci pomóc. Jeśli królowa wyda jakiś rozkaz, twój małżonek będzie musiał się podporządkować.
- Ale w żaden sposób nie zakażę mu przecież dzielić ze mną łoża tej nocy - szepnęła Ingebjorg. - Przy tak złej pogodzie Turę stąd nie odpłynie; będzie musiał zaczekać, aż się poprawi.
Pani Bothild w zamyśleniu dotknęła swego policzka. Po chwili znów się rozejrzała, żeby się upewnić, czy nikt ich nie podsłuchuje, i szepnęła:
- Może powiemy, że królowa gorzej się poczuła i posłała po ciebie? Wszyscy wiedzą, że byłaś w klasztorze i znasz się na ziołach.
Ingebjorg się uśmiechnęła.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła!
Królowa Blanka wstała od stołu i pozostali biesiadnicy poszli za jej przykładem.
Ingebjorg spojrzała na męża. Mówił z ożywieniem, gestykulował i był tak pochłonięty rozmową, że nawet nie spostrzegł, iż posiłek dobiegł końca. I w tym momencie przyszedł jej do głowy pewien pomysł; jakby samo niebo go zesłało. Przekonana, że poradzi sobie z Turem, podeszła do niego, uśmiechnęła się i powiedziała głośno:
- Drogi mężu, królowa wstała od stołu. Czy znajdziesz czas, żeby udać się ze mną do mojej komnaty na szczycie wieży?
Turę łypnął na nią okiem, wyraźnie niezadowolony, że mu przerwała.
- Przyjdę, jak skończę.
Ingebjorg z uśmiechem pokiwała głową, wyszła z sali i ruszyła po schodach na samą górę. Największy strach już ją opuścił, ale wciąż była niespokojna. Nie sądziła, by Turę chciał wziąć ją gwałtem; widziała przecież w jego oczach lęk, gdy wspomniała o zagrożeniu trądem. Ale mógł ją ukarać w inny sposób: zmusić do czynów najbardziej odrażających. Dobrze o tym pamiętała.
Coraz trudniej przychodziło jej wspinanie się po wąskich i ciasnych schodach. Przez otwory strzelnicze widać było sinoczarne chmury, szybujące po ciemnym niebie. Nagle usłyszała w oddali jakieś grzmoty. Przeraziło ją nagłe wspomnienie: obraz księcia Bengta Algotsso-na, który próbował ją zgwałcić w skryptorium Akersborg.
Nic dziwnego, że odgłosy burzy i męskie żądze budzą we mnie lęk, pomyślała. A w każdym razie żądze niektórych mężczyzn...
Naszło ją jeszcze jedno wspomnienie: jak leżała w objęciach Eirika, w domku gościnnym w klasztorze Non-neseter. To był jedyny raz, gdy leżeli razem w łóżku, mieli dla siebie czas i nie bali się, że ktoś ich zaskoczy. Plecy miała wówczas obolałe po chłoście, ale bliskość ukochanego uśmierzyła ból. Po raz pierwszy rozebrała się dla niego, a on pieścił jej ciało łagodnymi muśnięciami. Siedziała wtedy z zamkniętymi oczami i czuła, jak fala gorąca stopniowo ogarnia ją całą, jak narasta w niej pragnienie, by stopić się z nim w jedno. Tak może wyglądać miłość kobiety i mężczyzny, pomyślała. Przecież sama kiedyś takiej miłości doświadczyła.
Po chwili przed jej oczami pojawił się jeszcze jeden obraz: zobaczyła znachorkę Guro z rozwichrzonymi włosami, rozpalonymi policzkami, nabrzmiałymi wargami, w wymiętej sukni. I cień wysokiego mężczyzny, przemykającego przez mroczną izbę. Czy był to Folke Bards-son? Czy ta para przeżyła to samo, co ona z Eirikiem?
Odpędziła od siebie te myśli i weszła do komnaty.
Gdzieś za murami rozległ się kolejny grzmot, tym razem nieco bliżej. Zaniepokojona, podeszła szybko do okna, z przerażeniem myśląc o tym, co by to było, gdyby nagle uderzył piorun.
Chwilę później usłyszała ciężkie kroki na schodach. Podeszła do sztalugi. Może Turę się rozchmurzy, gdy zobaczy obraz i przypomni sobie, ile pieniędzy potrafi w ten sposób zarobić jego żona... Wprawdzie akurat ten obraz zamierzała podarować królowej Blance, ale mogła przecież namalować następny z podobnym motywem.
Turę zapukał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka. Gdy tylko zobaczyła wyraz jego twarzy, wiedziała, że niełatwo będzie go obłaskawić. Jego oczy znów były czarne jak węgle, a regularne zazwyczaj rysy wykrzywiał nieprzyjemny grymas.
- I co, moja żono? Ciekaw jestem, czego się dla mnie dowiedziałaś?
Ingebjorg uśmiechnęła się, choć ogarniał ją coraz większy strach. Przybrała zatroskany wyraz twarzy i spojrzała błagalnie na męża.
- Podsłuchiwałam pod drzwiami, Turę, jeśli więc zdradzisz, od kogo masz te informacje, znajdę się w niewesołej sytuacji.
- Oczywiście, że nie zdradzę! - Machnął niecierpliwie ręką. - No to co usłyszałaś?
Ingebjorg przybliżyła się nieco i zniżyła głos:
- W Szwecji zawiązano tajne sprzysiężenie przeciwko królowi Magnusowi.
Turę zmarszczył brwi i wzruszył jednym ramieniem, jak zawsze wtedy, gdy był zdenerwowany.
- Kto to powiedział?
Ingebjorg przysunęła się jeszcze bliżej.
- Może to nie jest prawda, ale król Hakon i królowa Blanka tego właśnie się obawiają. Słyszałam, jak o tym rozmawiali. Wspominali o księdze, napisanej przez panią Birgittę, w której mówi ona o swoim objawieniu. Podobno Najświętsza Panienka przestrzegła w nim króla przed uprawianiem nierządu z mężczyznami...
- Przecież wszyscy o tym wiedzą! - przerwał jej zirytowany Turę. - Mówili coś jeszcze o tych buntownikach?
- Mówili, ale trudno mi było się w tym połapać. Myślisz, że to prawda, Turę? Sądzisz, że naprawdę są ludzie, którzy chcą pozbawić tronu króla Magnusa?
Odwrócił wzrok i powoli podszedł do okna.
- To pewnie zwykłe plotki - mruknął. - Ale chętnie bym się dowiedział, skąd się wzięły. - Przez chwilę stał w milczeniu i patrzył w dal. Potem nagle się odwrócił. - Powinnaś była więcej się dowiedzieć przez ten czas, który tu spędziłaś.
Ingebjorg pokiwała głową.
- Zawsze pilnie słuchałam, o czym rozmawiają mężczyźni podczas posiłków, ale niełatwo mi to wszystko zrozumieć.
- Obiecałaś, że wydobędziesz informacje od króla Hakona.
- I zrobiłam to, o co mnie prosiłeś. Daj mi trochę czasu, żebym mogła sobie wszystko przypomnieć. Wołałam niczego nie zapisywać, żeby te informacje nie trafiły w niepowołane ręce. Pamiętam w każdym razie, jak mówił, że, po rozwiązaniu unii personalnej i przejęciu przez niego rządów, król Magnus zachowa Ranrike, Borgesyssel, Tuns-berg i swoje lenna. Na tych terenach króla Magnusa nadal będzie reprezentował Orm Oysteinsson, choć przestanie być ochmistrzem.
Turę pokiwał głową ze zniecierpliwieniem.
- To nie jest żadna tajemnica! Powinnaś wydobyć od niego coś, o czym nie wie nikt inny! - mruknął, wyraźnie już poirytowany.
- Skąd mam wiedzieć, co jest ważne, a co nie? Sądziłam, że ta sprawa cię zainteresuje.
Spostrzegła, że Turę stara się nad sobą zapanować.
- Oczywiście, że mnie to interesuje, ale takie plotki zawsze krążą wśród ludzi. Postaraj się przypomnieć sobie jakieś nazwiska, a wtedy ja dokładniej zbadam sprawę.
- Wydaje mi się, że królowa i młody król nie wiedzą, kto za tym wszystkim stoi. Bardzo się starałam zapamiętać wszystko, zwłaszcza nazwiska, ale bałam się, że ktoś mnie zauważy. Gdyby się zorientowali, że stoję pod drzwiami i podsłuchuję, bardzo by się zdziwili. Zresztą nie miałam przecież pojęcia, czego chciałbyś się dowiedzieć, bo powiedziałeś tylko, że mam słuchać uważnie, gdy będzie mowa o sprawach królestwa i władzy.
- Właśnie. To chyba nic trudnego. Czy królowa Blanka nie wspominała o kłopotach, które ona i król Magnus mieli w ostatnich latach w Szwecji? Wydawało mi się, że o niczym innym nie potrafi myśleć.
- Królowa się zamartwia, a mnie jest jej bardzo żal. Zdaje się, że stosunki między królem i jego starszym synem nie są najlepsze, i to także boli matkę.
Turę od razu się ożywił.
- Co mówiła o junkrze Eryku?
- Że jest zazdrosny o brata i niezadowolony, bo Hakon zasiądzie na tronie wcześniej niż on.
- Nic dziwnego, że jest zazdrosny.
Ingebjorg spojrzała na męża ze zdumieniem.
-Jest przecież starszy, a musi czekać aż do śmierci ojca, podczas gdy Hakon zacznie rządzić już niedługo, mając zaledwie piętnaście lat.
- I co w tej sytuacji można zrobić?
Ingebjorg starała się mówić niewinnym tonem.
- Wiele zrobić się nie da. Król Magnus i królowa Blanka popełnili błąd, podejmując taką decyzję.
- Myślisz, że to dlatego jacyś szwedzcy wielmoże zaczynają się buntować?
Wzruszył ramionami.
- To może być jeden z powodów.
- Ale czy nie narażają się w ten sposób na niebezpieczeństwo? Przecież występują przeciwko własnemu królowi!
- Zawsze znajdą się ludzie gotowi walczyć o władzę, Ingebjorg. Ale zgadzam się z tobą. Nie rozumiem, skąd mają tyle odwagi - uśmiechnął się. - Dobrze się spisałaś. Chcę, żebyś nadal uważnie wszystkiego słuchała i postarała się wydobyć coś więcej od króla Hakona. Całe szczęście, że się w tobie zakochał. Postaraj się dowiedzieć, czy znają jakieś nazwiska i czy w Norwegii też są zdrajcy. Ważne, byśmy uderzyli, zanim zdołają się zjednoczyć.
- Ale dlaczego nie możesz porozmawiać o tym bezpośrednio z królem Hakonem? Powinien docenić, że wspierasz jego ojca.
Turę pokręcił głową.
- Nikt nie może wiedzieć, że chcemy rozpracować ten spisek. W przeciwnym razie stracimy szansę na to, by zdemaskować zdrajców. A może nawet nasze życie znajdzie się w niebezpieczeństwie.
Ingebjorg posłała mu zaniepokojone spojrzenie.
- Bądź ostrożny, Turę. Jestem z ciebie dumna - dodała z uśmiechem. - Z pewnością król Magnus nagrodzi cię za wierność.
Pokiwał głową, przygryzając wargę.
- Chciałbym, żebyś na coś jeszcze zwróciła uwagę, Inge-bjorg. Czy poznałaś już żonę zarządcy twierdzy. Wiesz coś o niej? Można jej zaufać?
Ingebjorg pokręciła przecząco głową.
- Rzadko z nią rozmawiam. Ona zwykle trzyma się na uboczu.
- Chciałbym dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Słyszałem, że nie jest taka jak inne kobiety. Podobno interesuje się sprawą rządów w królestwie.
- W takim razie postaram się ją bliżej poznać.
Uśmiechnął się i przybliżył o parę kroków.
- Wielka szkoda, że jesteś brzemienna, Ingebjorg. Mam na ciebie ochotę.
Uśmiechnęła się zakłopotana i spuściła wzrok, czując, jak ciarki przechodzą jej po plecach.
- Brakuje mi ciebie - ciągnął tym swoim niskim głosem, którego tak się bała. - Nikt nie potrafi obudzić we mnie takiego pożądania. Kiedy dziecko przyjdzie na świat, będziemy musieli wszystko nadrobić.
Już miała coś powiedzieć, ale w porę ugryzła się w język.
Domyślił się chyba, co pomyślała, bo dodał:
- Nie przejmuj się Adalis. Ma cudowne ciało, pragnę jej, ale tęsknię za tobą, to ty jesteś moim miłosnym eliksirem. Z czasem przyzwyczaisz się do tego, że jesteśmy w sypialni we troje.
Przybliżył się jeszcze bardziej i pogłaskał ją po policzku.
Ingebjorg z przerażeniem pomyślała, co będzie, jeśli jego pożądanie wzrośnie i dostanie któregoś z tych swoich dziwnych napadów. Gorączkowo szukała czegoś, co mogłoby zmienić tor jego myśli.
- Ach, przypomniało mi się coś jeszcze! - wykrzyknęła, dziękując w duchu niebiosom, że w porę zesłały jej tę myśl. - Słyszałam kiedyś rozmowę króla Hakona z jego dwoma zausznikami. Rozmawiali o królu Danii Waldemarze i o tym, że, kiedy Norwegia i Szwecja nie będą już połączone unią, Waldemar z pewnością podejmie próbę odzyskania ziem, położonych na wschód od cieśniny. Jeden z tych zaufanych twierdził, że nie można polegać ani na królu Waldemarze, ani na księciu Albrechcie z Meklemburgii i że król Magnus jest zbyt łatwowierny.
Zauważyła, że Turę słucha jej w skupieniu.
- To interesujące - mruknął jakby do siebie, odwracając wzrok w stronę okna. - Słyszałem, że podobno obiecał księciu dziesięć tysięcy marek w srebrze za pomoc w przejęciu zamku w Helsingborg, ale sądziłem, że to tylko plotka. - Znowu obrócił się do żony. - A co mówili dwaj pozostali na ten temat?
- Powiedzieli chyba, że to haniebny krok ze strony króla duńskiego i księcia.
Turę się uśmiechnął. Szybko się jednak zmitygował i przybrał zatroskaną minę.
- W obliczu takiej umowy król Magnus jest bezsilny i pozbawiony wszelkich praw. Biedny człowiek Dziwne, że nie poznał się ani na swoim siostrzeńcu, ani na sąsiedzie. Muszę jednak przyznać, Ingebjorg, że jestem pełen podziwu dla ciebie. Nie sądziłem, że zdobędziesz aż tyle informacji, zwłaszcza że są to sprawy, o których nie masz pojęcia, więc z pewnością trudno ci było to wszystko spamiętać.
Muszę uważać, pomyślała Ingebjorg. Jeśli powiem za dużo, zacznie podejrzewać, że rozumiem znacznie więcej, niż powinnam.
- Powtarzałam sobie to wszystko wiele razy, żeby nie zapomnieć. Tak bardzo chciałabym cię zadowolić. -Uśmiechnęła się z niewinną minką, choć wcale nie było to łatwe.
Uniósł jej brodę wskazującym palcem. Potem się pochylił i pocałował ją delikatnie w usta.
Ingebjorg zamknęła oczy nie po to, by rozkoszować się pocałunkiem, lecz żeby ukryć swoją niechęć. Bała się, że Turę wyczyta ją z jej oczu.
Pocałunek stawał się coraz bardziej natarczywy. Jego dłoń zsunęła się po jej piersi.
- Rozbierz się, Ingebjorg - szepnął schrypniętym głosem.
- Słyszę jakieś kroki na schodach - odparła cicho. - Król Hakon zapowiedział, że przyjdzie obejrzeć mój obraz.
Puścił ją, klnąc pod nosem.
- Czy człowiek nie może pobyć w spokoju z własną żoną?
- Nie wiedzieliśmy, że przybędziesz. Król Hakon bardzo lubi obrazy, a teraz jest szczególnie zadowolony, bo wybrałam motyw tego zamku. Uprzedzał, że przyjdzie po śniadaniu - skłamała i podeszła do drzwi. Wydawało jej się, że słyszała kroki gdzieś niżej, lecz wcale nie była pewna, że ten ktoś idzie do niej. - Halo! - zawołała głośno. - Jest tam kto? Jestem tu, na górze.
Ulżyło jej, gdy dobiegł ją głos króla Hakona:
- Już idę, pani Ingebjorg.
Czyżby stał w sieni i wszystko słyszał? Może martwił się, że Turę zrobi jej krzywdę?
Turemu niełatwo było zapanować nad gniewem, miał jednak dość rozumu, by nie wchodzić w konflikt z młodym królem. Ukłonił się więc dwornie, wykrztusił parę gładkich zdań i odwrócił w stronę sztalugi, żeby przyjrzeć się obrazowi razem z nim. I oniemiał.
- Ty to namalowałaś, Ingebjorg?
Król Hakon się zaśmiał.
- Zdaje się, źe pan Turę nie ma pojęcia o talencie swojej żony.
Turę nic nie odpowiedział, tylko stał jak wryty i wpatrywał się w obraz.
- Jest jeszcze lepszy niż ten, który kupił Sigurd Haf-torsson. Jestem przekonany, że nieźle na nim zarobimy. Zwłaszcza, jeśli znajdzie się kupiec, który zna widok z górnych okien tego zamku. Może pan Mathis, który zarządza twierdzą?
- Właściwie namalowałam go dla królowej, ale decyzja należy do ciebie - odparła Ingebjorg pośpiesznie, starając się mówić jak najłagodniej.
- Królowa chce to kupić? - Turę obrócił się do żony.
- Nie rozmawiałam z nią jeszcze o tym - bąknęła, nie patrząc na niego.
- Poprosiłem jednego z mnichów z klasztoru Świętego Olafa, by pomagał pani Ingebjorg - wtrącił król Hakon. - To bardzo utalentowany miniaturzysta.
- Z klasztoru Świętego Olafa? Do jakiej reguły należy ten klasztor?
- To norbertanie.
- Czy to tam opatem był Robert z Normandii?
Król Hakon pokiwał głową, wyraźnie zaskoczony.
- To był ich pierwszy przełożony.
- Który miał rozum węża, nienawidził świata, zdobywał dla swoich mnichów liczne przywileje i dary, i nigdy nie ustępował, gdy w grę wchodziły jakieś korzyści dla klasztoru?
Król Hakon znów przytaknął, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- A dziś mają opata, który idzie w ślady swojego poprzednika - ciągnął Turę. - I rozumie, że warto dobrze żyć z Hanzą.
Ingebjorg zauważyła, że król z niezadowoleniem zmarszczył czoło.
- Kupcy z Rostocku mają stanowczo za duże wpływy. Kto z nimi handluje, wzmacnia ich pozycję i w ten sposób szkodzi naszym własnym kupcom i chłopom.
- Ale przecież zjednoczone królestwo zawdzięcza im mnóstwo bogactw.
Całe szczęście, że zajął się czymś innym, z westchnieniem ulgi pomyślała Ingebjorg, z zainteresowaniem śledząc rozmowę.
- Owszem, ale jeśli nie ustalimy żadnej granicy, wkrótce przejmą cały handel w królestwie. Musimy dbać o własne interesy i ograniczać wpływy Hanzy. Jej kupcy osiedlili się nie tylko w Bjorgvin, ale i tutaj, w Tunsberg. Już czterdzieści lat temu mój dziad, Hakon Magnusson, ustanowił cło na wywóz wszystkich norweskięlrjy^ya^ rów, z wyjątkiem drewna. Zrobił to na piwfeę no?-/ weskich kupców. Hanzeatyckim okrętom Atabroniono także zimowania w naszym mieście. 10 Filia nr 4
Turę uśmiechnął się z wyższością.
- Ale już dwa lata później wydał nowy
w którym zaprosił kupców hanzeatyckich do Tunsberg. Zezwolił im na swobodną sprzedaż wszystkich towarów, na cumowanie przez cały rok oraz na kupno i wywóz norweskich towarów.
Młody król wzruszył ramionami, wyraźnie niezadowolony.
Ingebjorg zrozumiała, że władcy są w trudnym położeniu, bo muszą jakoś pogodzić interesy swoich poddanych i Hanzy. Na cudzoziemcach mogą nieźle zarobić, ale powinni też dbać o interesy własnego ludu. W tej sytuacji słaby monarcha może ulec pokusie, zwłaszcza taki, który lubi pieniądze. Ingebjorg pojęła jeszcze jedno. Dla Turego, a także Orma Oysteinssona i ludzi ich pokroju ważniejsza, niż wzgląd na norweskich kupców i innych mieszkańców Norwegii, jest możliwość czerpania z handlu osobistych zysków. Natomiast król Hakon jest ulepiony z innej gliny: idzie w ślady swego dziada, który czuł się odpowiedzialny za swój lud i starał się dbać o jego interesy.
- Musiał tak postąpić, choć wcale nie chciał. Kupcy z Rostocku złożyli skargę. Poza tym i tak nie mogliśmy konkurować z wielką flotą hanzeatycką; dziś też nie jest to możliwe. Nasi kupcy mogą liczyć tylko na to, że hanze-aci będą ich szanować jako pośredników w handlu z chłopami. Nic jednak nie osiągną bez pomocy monarchy.
Turę posłał królowi Hakonowi tajemniczy uśmiech, ale nic nie odrzekł. O czym on teraz myśli? - zastanawiała się Ingebjorg.
- Wybiorę się chyba do klasztoru Świętego Olafa, jak tylko się rozpogodzi. Słyszałem to i owo o opacie; to podobno bardzo rozsądny człowiek - oświadczył Turę swobodnie.
Król Hakon rzucił mu badawcze spojrzenie i ruszył do drzwi. Ingebjorg zauważyła, że jest bardzo rozdrażniony.
Nagle jeszcze raz odwrócił się do nich.
- Proszę mi powiedzieć, panie Turę, czy dostał pan mój list?
Turę nie spodziewał się, że król zapyta o to wprost, zwłaszcza w obecności Ingebjorg. Przez chwilę był wyraźnie skonfundowany, ale zaraz się uśmiechnął.
- Tak, Wasza Wysokość, dziękuję. Przeczytałem go i zaj-mę się tą sprawą.
Mody król odchrząknął.
- Niewykluczone, że się pomyliłem. Pańska małżonka zapewniła mnie, że moje podejrzenia nie miały żadnych podstaw.
- Ze względu na człowieka, o którego chodzi, zamierzam zapomnieć o całej sprawie. Moja żona sama mi wszystko wyjaśni.
Ingebjorg wstrzymała oddech. Czy teraz się dowie, co się stało z Folkem Bardssonem?
Król Hakon zawahał się chwilę.
- Pańska małżonka jest uczciwą kobietą, panie Turę. Nigdy nie dała żadnych powodów do jakichkolwiek podejrzeń.
- Dziękuję, Wasza Wysokość - odparł Turę, kłaniając się dwornie.
Gdy tylko król zniknął za drzwiami, Turę odwrócił się do żony z uśmieszkiem.
- Miałaś rację, Ingebjorg. Patrzy na ciebie z takim zachwytem, że aż śmiech bierze. To otwiera przed nami niezliczone możliwości! Koniecznie musisz podtrzymać jego zainteresowanie. Szkoda, że jesteś brzemienna, ale zaraz po porodzie możesz zacząć się z nim zabawiać. Sądzę, że niewiele trzeba, żebyś go usidliła. Jest młody i niedoświadczony; już pierwsze miłosne uściski zawrócą mu w głowie. Wykorzystaj to. I zachęcaj go do mówienia. Mocnym winem w pucharze, głębokim dekoltem, namiętnymi słówkami i wilgotnymi ustami. Obudź w nim takie pożądanie, żeby nie mógł się powstrzymać. Baw się nim, doprowadź jego zmysły do wrzenia. Wtedy wszystko z niego wydobędziesz!
Ingebjorg poczuła niesmak w ustach.
- Mówisz poważnie, Turę? Jestem przecież twoją żoną. Naprawdę chcesz, żebym dzieliła łoże z innym mężczyzną?
Turę się zaśmiał.
- Oboje tylko na tym skorzystamy. Trzeba coś poświęcić, żeby coś osiągnąć. - Jego oczy się zwęziły, podszedł do niej wolnym krokiem. - Chyba nie odmówisz, Ingebjorg? Nie zamierzasz chyba sprzeciwić się swojemu mężowi i władcy?
Pokręciła głową i zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy.
- Nie, Turę, nie zamierzam ci się sprzeciwiać. Chcę się tylko upewnić, czy dobrze cię zrozumiałam, żeby nie było żadnych nieporozumień. Jesteś przekonany, że to cię nie zaboli?
Omiótł jej ciało szybkim spojrzeniem.
- Może będę zazdrosny. Ale już się cieszę, że mi o tym opowiesz. Dobrze pamiętam swój pierwszy raz. Z córką kowala z naszego dworu. Miała trzynaście lat, jasne włosy, niebieskie oczy, krągłe piersi i długie nogi. Była krucha i wiotka. Właściwie ona tego nie chciała, ale obiecałem jej, że się z nią ożenię i że kiedyś zostanie panią we dworze. Aż trudno uwierzyć, jak takie obiecanki działają na kobiety niższego stanu - dodał ze śmiechem. - Było lato, leżeliśmy na trawie za kuźnią i studiowaliśmy swoje ciała. Uznałem, że kobiece ciało to fascynująca tajemnica. Krzyczała z bólu, kiedy ją brałem, a to mnie tylko podniecało. Od tamtej pory lubię słuchać kobiecych jęków, a najbardziej lubię, gdy kobiety płaczą i błagają o litość. Wtedy nie jest mi potrzebny żaden miłosny eliksir. Ada-lis jest zbyt pokorna, z czasem na pewno mnie znudzi.
Ingebjorg czuła coraz większe mdłości. Przepełniała ją odraza, wiedziała jednak, że nie wolno jej się z tym zdradzić. O to mu przecież chodzi, pomyślała. On chce obudzić we mnie jakieś uczucia, bez względu na to, czy będzie to pożądanie, strach, czy gniew.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wydobyć jakieś informacje od króla Hakona - powiedziała spokojnie, w nadziei, że odwróci jego uwagę od lubieżnych myśli.
Pokiwał głową.
- To pilna sprawa. Kiedy już zacznie poważnie przygotowywać się do przejęcia władzy w królestwie, nie będzie miał głowy do kobiet. W każdym razie przez pewien czas. Poza tym zostaniesz tu tylko do końca lata. Może mogłabyś jakoś przyśpieszyć rozwiązanie? Na przykład ostro pojeździć konno?
- Zapytam o to znachorkę Guro, ona się zna na takich sprawach.
Oczy mu rozbłysły.
- To ta piękna młoda kobieta, która zjawiła się w Akers-borg, żeby zapytać o Folkego Bardssona?
Ingebjorg zrozumiała, że powinna zachować ostrożność.
- Tak. Słyszałam, że królowa Blanka chce się dowiedzieć, co się z nim stało i czy powrócił szczęśliwie. Bardzo ceni jego grę na flecie.
Udał, że jej nie słyszy.
- Wiesz może, gdzie ona mieszka?
- Tak. Niedaleko klasztoru Świętego Olafa.
- Dwie korzyści naraz! - zaśmiał się. - Tym razem mi się nie wymknie. Piękna, gorąca kobieta - mruczał do siebie, odchodząc.
Ingebjorg się przestraszyła. Jeśli mężczyzną, który jej mignął, gdy odwiedziła Guro, był rzeczywiście Folke Bardsson, czeka go marny los, kiedy Turę odkryje, gdzie się ukrył.
- Turę! - zawołała. - Nie wybierasz się tam chyba w taką pogodę?
Usłyszała tylko jego śmiech gdzieś na dole.
- Niepogoda nie powstrzyma człowieka, którego palą żądze!
Ingebjorg załamała dłonie. Trzeba go zatrzymać, ale jak? Nie można dopuścić, by ten szalony Folke znów ryzykował. Jeśli zbiegł z Akersborg, i to z kobietą, na którą Turę ma ochotę, jej lubieżny małżonek stanie się jeszcze bardziej niebezpieczny. A przecież nie uda jej się dotrzeć tam przed nim. Nie w taką pogodę i nie w tym stanie.
Wyjęła różaniec, odmówiła Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Wierzę w Boga, błagając zasnute chmurami niebo:
- Święta Maryjo, nie pozwól, żeby Turę znalazł Fol-kego. Bardzo Cię proszę. To byłaby moja wina. Nie powinnam była tyle z nim rozmawiać, nie powinnam pozwolić, żeby grał mi na flecie. Powinnam była zachowywać się jak małżonka możnego pana i spoglądać na niego z wyższością. Wówczas nie odważyłby się patrzeć na mnie w ten sposób.
Odwróciła się gwałtownie i ruszyła do drzwi. Trzeba coś wymyślić, ale co?
Ingebjorg zeszła na dół i tam natknęła się na Lauritza, jednego ze stajennych, którzy towarzyszyli jej podczas wyprawy do znachorki Guro. Uznała, że zesłały go niebiosa w odpowiedzi na jej modlitwę, więc zapytała bez wahania:
- Lauritz, mógłbyś coś dla mnie zrobić?
Stajenny rzucił jej pytające spojrzenie.
- Idę właśnie do pana Mathisa.
- A nie mógłbyś tego odłożyć? Na krótko. Mam ważną wiadomość dla znachorki Guro. To bardzo pilne.
Lauritz się zawahał.
- Pan Mathis na mnie czeka, wpadnie w złość, jak się spóźnię.
- Powiesz, że to ja cię zatrzymałam. Że musiałeś załatwić dla mnie coś ważnego. Sowicie cię wynagrodzę.
Obietnica zapłaty sprawiła, że stajenny wyraźnie się ożywił.
- Mam tylko pobiec do niej z wiadomością i zaraz wracać?
Ingebjorg kiwnęła głową.
- Powiedz, że pan Turę się do niej wybiera. Tylko tyle. Nie wolno ci jednak nikomu o tym mówić. Rozumiesz?
Lauritz przytaknął.
Ingebjorg otworzyła drzwi i wyjrzała. Turę stał koło kościoła Świętego Michała i rozmawiał z jednym z drużynników. Może chciał pożyczyć konia?
- Pośpiesz się! - przykazała stajennemu, coraz bardziej zaniepokojona.
Dopiero gdy Lauritz ruszył pędem, uzmysłowiła sobie, na co się naraża. Jeśli Turę dotrze tam pierwszy, usłyszy wiadomość, którą przyniesie stajenny, i dowie się, że to ona go wysłała. Zacznie się zastanawiać, co się za tym kry-je. W najlepszym razie dojdzie do wniosku, że jest o niego zazdrosna, w najgorszym - zorientuje się w sytuacji. Może zacznie wypytywać Guro i dowie się, że to Inge-bjorg, a nie królowa posłała ją do Akersborg w sprawie Folkego? Wtedy wszystkie jej wysiłki, by przekonać męża o niewinności własnej i Bardssona, spełzną na niczym.
Drzwi się otworzyły, a kiedy się obróciła, ujrzała w nich pana Mathisa, zarządcę twierdzy.
- Gdzie się podział stajenny? - zapytał zniecierpliwionym głosem.
Wstrzymała oddech.
Po chwili ją zauważył.
- Ingebjorg? Stoi tu pani w takim mroku?
-Ja... szukałam pani Bothild. - Czuła, że serce wali jej młotem. Pan Mathis w żadnym razie nie powinien się dowiedzieć, że posłała gdzieś Lauritza.
- Chyba nigdzie nie wyszła w taką pogodę.
- Nie, ale... myślałam, że jest może u pańskiej małżonki.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Jego żona rzadko z kimkolwiek się zadawała. Potem wzruszył ramionami.
- A gdzie jest pani małżonek, Ingebjorg? Chętnie bym z nim porozmawiał.
- Chyba wybrał się do klasztoru Świętego Olafa. Mówił, że ma jakąś sprawę do Opata.
Zauważyła, że nadstawił uszu. Miała nadzieję, że nie powiedziała za dużo. Może pan Mathis był tak zasadniczy jak król H£kon, a opat wręcz przeciwnie? Równie dobrze jednak zarządca twierdzy mógł być człowiekiem tego samego pokroju, co jej mąż i Orm Oysteinsson, i dlatego się zdziwił, że Turę umówił się z opatem, nic mu o tym nie wspominając.
W każdym razie Ingebjorg nie naraziła męża na gniew pana Mathisa, bo nie zdradziła celu jego wyprawy. Miała nadzieję, że Turę jej za to podziękuje.
- Proszę mu powiedzieć, że czekam w kancelarii - rzucił Mathis i wyszedł.
Ingebjorg odetchnęła z ulgą i pobiegła na sam szczyt wieży. Po drodze musiała odpocząć, z trudem łapała oddech. Mój Boże, Turę zażądał, żeby zwabiła do swojej alkowy króla Hakona, zanim młody władca w pełni przejmie tron! I żeby w jakiś sposób przyśpieszyła rozwiązanie! Na samą myśl o tym wzbierał w niej gniew.
Jednocześnie jednak przyszło jej do głowy, że mogłaby to wykorzystać, jeśli Turę się zorientuje, że posłała Lauritza do Guro. Wytłumaczy mężowi, że stajenny niewłaściwie ją zrozumiał; że miał tylko przekazać, by zna-chorka zjawiła się na zamku. Lauritz nie był szczególnie bystry, mógł więc coś przekręcić. A wszak Ingebjorg potrzebowała rady Guro, jeśli miała spełnić życzenie męża.
To chyba zaślepienie odebrałoTuremu rozum. Już przecież sam poród jest niebezpieczny i dla matki, i dla dziecka. Jeśli naprawdę chciałby mieć syna, powinien bardziej się troszczyć o jej zdrowie. A jego szalone żądanie może świadczyć tylko o jednym - dziecko nie jest dla niego najważniejsze. Zaniepokoił się, gdy powiedziała, że królowa Blanka i król Hakon słyszeli o spisku. Pewnie obawia się, że zostanie zdemaskowany.
Z wielkim trudem dotarła na górę. Podeszła do sztalugi. Dziecko w jej łonie zaczęło kopać z całej siły. Gdy położyła rękę na brzuchu, wydało jej się, że czuje kształt niemowlęcej stopki. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Do tej pory wszystko wydawało się takie odległe: coś rosło w niej przez cały czas, ale nie myślała, że jest to żywe dziecko. Zbliżał się jednak czas rozwiązania. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, wkrótce będzie trzymała w ramionach małego synka albo małą córeczkę. Może urodzi się chłopiec, równie piękny jak Torolv, synek Bergtora. Może nawet będzie do niego bardzo podobny... Dziwne, że do tej pory nie przyszło jej to do głowy. Jeśli Turę jest... Nie, wołała się nad tym nie zastanawiać.
Brat Benedykt radził, by na swoim obrazie uwypukliła miejskie kościoły. Mówił, że obraz nie powinien przedstawiać wyłącznie natury; najważniejsi są ludzie i ich dzieła, zwłaszcza zaś to, co się wiąże z Kościołem i wiarą. Najbliżej zamku znajdował się kościół Świętego Laurentego. Postanowiła, że namaluje go mocniejszymi pociągnięciami pędzla, a wieży doda trochę blasku. Zamyślona, wyjęła pędzle. W zasadzie nie była w odpowiednim nastroju, by malować, bo myślami przebywała zupełnie gdzie indziej. Może jednak praca jej pomoże...
A co będzie, jeśli Turę dotrze na miejsce przed Laurit-zem? Znów ogarnął ją niepokój. Do tej pory wszystko szło jak z płatka. Aż trudno uwierzyć, że gniew opuścił Turego, zanim mąż zdążył ją ukarać.
Usłyszała kroki na schodach, a po chwili w drzwiach stanął król Hakon.
- Czy mogę wejść, pani Ingebjorg?
Obróciła się ku niemu z uśmiechem.
- Bardzo proszę, Wasza Wysokość.
- Zauważyłem, że pan Turę gdzieś pojechał.
Ingebjorg kiwnęła głową i dotknęła płótna pędzlem. Rozumiała wprawdzie, że król chciałby się dowiedzieć, po co Turę pojechał do miasta, lecz nie zamierzała zaspokajać jego ciekawości.
- Czy... czy wspomniał o moim liście?
Nie musiała na niego patrzeć, by wiedzieć, jaki jest zdenerwowany.
- Tak, ale chyba udało mi się go przekonać, że Folke Bardsson jest niewinny.
- Czy to znaczy, że miał wątpliwości co do pani niewinności, Ingebjorg?
- Na początku tak - odparła szczerze. - Ale gdy się przekonał, jak wyglądam w tym stanie, zrozumiał, że to niemożliwe, by jakikolwiek mężczyzna zalecał się do brzemiennej kobiety.
- Więc uniknęła pani kary?
- Mam nadzieję.
Obróciła się ku niemu i ujrzała przerażenie w jego oczach.
- Ale nie jest pani pewna?
- Mężczyzna może zrobić ze swoją żoną, co tylko ze-chce, byle tylko nie robił tego na oczach ludzi. Czyż nie tak stanowi prawo?
Młody król pokręcił głową, nieco zawstydzony.
- Jeśli tak rzeczywiście jest, będzie to jedno z pierwszych praw, które postaram się zmienić.
- Mam nadzieję, Wasza Wysokość.
- Droga Ingebjorg, zaniepokoiła mnie pani. Czy mógłbym coś zrobić, żeby nie cierpiała pani z powodu mojej bezmyślności?
Ingebjorg znów zwróciła się ku sztaludze.
- Proszę jeszcze raz we własnym imieniu zapewnić mego męża o mojej niewinności.
- Zrobię to, pani Ingebjorg. Bardzo mi przykro z powodu tej sytuacji.
Ingebjorg skupiła się na obrazie i nic już nie powiedziała.
Hakon podszedł bliżej.
- Pan Turę jest człowiekiem honoru. Nie sądzę, by wymierzył niezasłużoną karę jednemu ze swoich zaufanych ludzi.
Ingebjorg wciąż milczała. Nie mogła uwierzyć, że król jest aż tak naiwny. Młody wiek tego nie tłumaczył.
- Nic pani nie mówi, pani Ingebjorg. Jeśli słyszała pani, że Folke B&rdsson został ukarany, pan Turę musiał mieć po temu jakiś powód.
- Nie wiem, co się wydarzyło.
Ingebjorg namalowała nieco ciemniejsze niebo, niż zamierzała.
- Brat Benedykt z klasztoru Świętego Olafa był w Oslo i rozmawiał z bratem Eilifem z Hoyedoen. Dowiedział się od niego, że Folkego Birdssona nie ma już w Akersborg - powiedziała.
- Brat Eilif go zna? - zdziwił się król Hakon.
-Tak.
Wybacz mi, święta Maryjo, modliła się w duchu.
- Myślałem, że dopiero co przyjechał z Varberg.
- Folke Bardsson był w Oslo od czasu, kiedy mój mąż tam osiadł zeszłego lata.
- Ma także znajomości w innych klasztorach?
- Tego nie wiem, Wasza Wysokość. Prawie go nie znam. Przedstawiono mi go w Oslo, a kiedy przyjechał z nami do Tunsberg, zamieniłam z nim zaledwie parę słów. Odprowadzał mnie do znachorki Guro, kiedy szłam do niej po lecznicze zioła dla królowej Blanki.
- Byłem przekonany, że to pani przyjaciel, Ingebjorg.
Obróciła się ku niemu.
- Skąd to przypuszczenie?
Zauważyła, że się zaczerwienił.
- Przepraszam, pani Ingebjorg. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że postąpiłem pochopnie. Czy kiedykolwiek wybaczy mi to pani?
Wyglądało na to, że szczerze żałuje tego, co uczynił, więc zrobiło się jej go żal. Zarazem jednak nie mogła przestać myśleć o tym nieszczęsnym człowieku, którego wyprawiono do Akersborg jako królewskiego posłańca tylko po to, by wpadł prosto w paszczę lwa. Nawet jeśli młody król się czegoś nauczył, to przecież niewinny człowiek mógł przypłacić tę naukę życiem.
Na schodach dały się słyszeć pośpieszne kroki i po chwili drzwi się gwałtownie otworzyły. Do środka wpadł zdyszany Turę. Zatrzymał się jak wryty i spojrzał podejrzliwie na króla Hakona i na Ingebjorg. Potem uśmiechnął się z zadowoleniem i skłonił dwornie przed młodym królem.
- Podziwiałem obraz pańskiej małżonki, panie Turę -wyjaśnił pośpiesznie król. - Jest niezwykle utalentowana.
Turę z uśmiechem podszedł do sztalugi. Ingebjorg zastanawiała się, jakim cudem zjawił się tak szybko i dlaczego natychmiast wbiegł na szczyt wieży. Czyżby spotkał Lauritza? Czy przybiegł tu, żeby przeprowadzić śledztwo?
- Pan Mathis, zarządca twierdzy, pytał o ciebie - rzuciła. Turę spojrzał na nią, marszcząc brwi.
- Powiedziałam, że wybrałeś się na rozmowę z Opatem klasztoru Świętego Olafa - dodała.
Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
- Dziękuję, rzeczywiście. Powinienem był go o tym uprzedzić.
Król Hakon chrząknął.
- Panie Turę, chciałbym... chciałbym omówić z panem pewną sprawę. Czy zechce pan udać się ze mną do mojej kancelarii?
- Bardzo chętnie - odparł Turę, nie dodając „Wasza Wysokość”. Ingebjorg była pewna, że pominął ten tytuł celowo. Skoro tak bardzo mu zależało, żeby zrzucić z tronu króla Magnusa, z pewnością nie chciał także, by władzę objął jego syn.
Mężczyźni wyszli, a ona odetchnęła z ulgą. Król Hakon przyzna się zapewne, że postąpił pochopnie, pi-sząc ten nieszczęsny list, i w ten sposób rozwieje wątpliwości Turego. Może więc nie spotka jej tego wieczoru nic nieprzyjemnego. Pewnie przygotowano dla nich jedną z komnat gościnnych. Ingbejorg chciała wierzyć, że mąż zostawi ją w spokoju ze względu na jej stan.
Pozostało więc tylko upewnić się, że żadna kara nie spotka także Folkego Birdssona. Znów przypomniała sobie cień męskiej postaci, który przemknął przez izbę zna-chorki. Dlaczego Turę tak szybko wrócił? Guro na pewno nie ośmieliłaby się zamknąć drzwi przed możnym panem. Może Lauritz zdążył ją ostrzec albo nie było jej w domu? A może była tak bardzo zakochana w Folkem Birdssonie, że oparła się awansom wielmoży?
Ingebjorg wyobraziła sobie Folkego. Postawnego, barczystego, pogodnego i spokojnego. Polubiła tego człowieka. Gdyby się nie obawiała, że Folke wciągnie ją w ja-kies nieczyste sprawy, ceniłaby sobie jego przyjaźń. W następnej chwili wyobraziła sobie Guro, z nabrzmiałymi miłością ustami, zarumienionymi policzkami, w pomiętej sukni. Znachorka wpuściła go do swojego domu nie tylko dla pieniędzy. Wśród wielu mężczyzn, którzy ją odwiedzali, rzadko zdarzał się ktoś tak dobrze urodzony, a przy tym przystojny i miły.
- Co mnie to obchodzi - mruknęła półgłosem, energicznie pociągając pędzlem po płótnie.
Dopiero parę godzin później znów usłyszała kroki na schodach. Do komnaty wszedł uśmiechnięty Turę.
- Myślałem, źe król Hakon będzie chciał rozmawiać ze mną o sprawach związanych z Radą Królewską, ale jego interesowała tylko pewna brzemienna kobieta - zaśmiał się. - Jak ty to robisz, Ingebjorg? - Przekrzywił głowę i przyjrzał się jej krytycznie. - Jak już mówiłem, nigdy nie wydawałaś mi się szczególnie piękna. W Szwecji widziałem wiele piękniejszych kobiet. Zanim stałaś się brzemienna, twoje ciało było chude i brzydkie, ale nawet wtedy król Hakon się za tobą oglądał. - Znów się zaśmiał. - To naprawdę zabawne.
Jego słowa ją zabolały, ale nie zamierzała dać mu satysfakcji, zdradzając, że ją zranił.
- Czy rozmawialiście tylko o mnie?
- O tobie i o naszym grającym na flecie przyjacielu, Fol-kem Bardssonie. Młody król przyznał, że trochę przesadził. Powiedział, że mógł coś źle zrozumieć, ale nie chciałby zostać posądzony o niesprawiedliwość. Poza tym nigdy nie twierdził, że dałaś się uwieść; obawiał się tylko, że zachowanie Folkego Bardssona może podkopać twoją reputację. Kiedy go zapytałem, co takiego Bardsson robił, dowiedziałem się, że nie odrywał od ciebie oczu. Chyba masz rację, Ingebjorg. Król Hakon napisał do mnie pod wpływem wielkiego uczucia. Był zwyczajnie zazdrosny. Bardzo się cieszę, że nie od razu przeczytałem ten list. Bo mogłoby to mieć poważne konsekwencje dla mojego zaufanego doradcy.
Dopiero teraz Ingebjorg odważyła się spojrzeć mężowi w oczy.
- Co się z nim stało? - zapytała, udając obojętność.
Turę się roześmiał.
- Ptaszek nam wyfrunął. Widać się zorientował, o co chodzi w liście, i domyślił, jak to przyjmę. Nie rozumiem tylko, skąd znał treść listu, bo papier był zalakowany królewską pieczęcią. Na pewno bym zauważył, gdyby ktoś próbował go otworzyć. Może i wygodniej byłoby mi uznać, że Folke ma coś na sumieniu, postanowiłem jednak dać wiarę słowom króla.
- Nie martwisz się, że straciłeś jednego ze swoich najlepszych ludzi? Nazwałeś go przecież przed chwilą swym zaufanym doradcą.
- Chyba się domyślasz, że nie straciłem go na zawsze. Kiedy się zastanowi, dojdzie do wniosku, że nigdy nie zrobiłbym mu nic złego. Jest dla mnie zbyt cenny. Posłałem już wiadomość jego ojcu; wszystko wyjaśniłem i prosiłem, żeby skłonił syna do powrotu. Myślę, że za kilka dni Folke Bardsson zjawi się w Akersborg.
Chyba że jest u znachorki Guro, pomyślała Ingebjorg. Bo jeśli nie odwiedzi ojca, nie dowie się, że Turę mu wybaczył. I nie odważy się wrócić. Może nawet ucieknie za granicę.
- Nie ucieszyłeś się, że nie powiedziałam panu Mathi-sowi, dokąd poszedłeś?
- Tak, sprytnie postąpiłaś, moja żono. Ciągle mnie zaskakujesz - zaśmiał się Turę.
Bardzo mu dziś wesoło, pomyślała Ingebjorg. Zwykle się tak nie zachowuje.
- Może nasz drogi pan Mathis też należy do tych, którzy odwiedzają piękną Guro? Nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro ma takiego potwora za żonę.
Ingebjorg spojrzała na niego i uśmiechnęła się z przymusem.
- Ale pięknej Guro nie było w domu - dodał.
Ingebjorg zastanawiała się, czy jest jakiś inny mężczyzna, który zwierza się swojej żonie z tego, czy zastał w domu nierządnicę, czy też nie. Ale zarazem odetchnęła z ulgą. Nic nie wskazywało na to, że natknął się na Lauritza.
- Masz przecież pannę Adalis. - Nie mogła się powstrzymać od tej uwagi.
Podszedł do niej i pogłaskał po plecach.
- Chyba nie jesteś zazdrosna, Ingebjorg?
Nie odpowiedziała.
- Lubię zazdrosne kobiety - zaśmiał się. - To mnie podnieca.
Położył dłoń na jej pośladkach. Pragnęła, by zabrał rękę. Intymny gest wywołał w niej dziwne uczucie, w którym podniecenie mieszało się z niechęcią.
Długo stał i głaskał ją po plecach i pośladkach. Nagle zadarł do góry jej suknię i przyciągnął ją do siebie od tyłu. Poczuła jego stwardniałe przyrodzenie i przeraziła się, że mąż nie zdoła nad sobą zapanować. Potem zapewne bałby się konsekwencji i zrzucił na nią całą winę.
Zaczął ocierać się o jej ciało, dysząc przy tym głośno i miarowo. Po chwili podjęła próbę oswobodzenia się z jego uścisku.
- Nie, Turę. Nie wolno. - Usiłowała się wyrwać, lecz stało się to, czego się obawiała: podniecenie całkowicie nad nim zapanowało.
- Pochyl się do przodu - szepnął schrypniętym głosem.
- Nie, Turę. To byłoby dla ciebie niebezpieczne. Poza tym nie jestem w stanie się pochylić.
- Tylko trochę. Nie wejdę głęboko.
- Nie, nie chcę. Nie chcę, bo się boję o ciebie.
- Nie masz wyboru.
Był silniejszy; trzymał ją w żelaznym uścisku. Czuła jego przyrodzenie między udami. A właściwie dlaczego nie? - zapytała nagle sama siebie. Może jak mu na to pozwolę, odzyskam spokój? Jeśli Turę zachoruje, nie ja będę temu winna; ja go do tego nie zachęcałam.
Zresztą wcale nie była pewna, czy mężczyzna, który współżyje z brzemienną kobietą, rzeczywiście może nabawić się trądu.
W gruncie rzeczy nie o to chodziło. Może powodował nią lęk o dziecko albo bo jaźń boża? Przecież Kościół zabrania współżycia mężczyzny i kobiety na stojąco; kobieta powinna leżeć na plecach. Poza tym współżycie w okresach zakazanych: w niedziele i święta, na czterdzieści dni przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą, groziło zakazem przyjmowania Eucharystii.
A może po prostu czuła do niego zbyt wielką odrazę i niechęć? I tak już zostanie do końca życia; małżeńskie obowiązki zawsze będą budzić w niej opór. Z tymi dziwnymi pomysłami Turego i jej brakiem ochoty do współżycia ich małżeństwo stanie się dla niej ciężką próbą. Przypomniała sobie, jak zażądał, żeby się położyła pod łóżkiem. Wtedy jednak była w nim jeszcze zakochana i szczęśliwa, że tak jej pożąda, inaczej więc do tego podchodziła.
Teraz z pomocą przyszedł jej dzwonek, wzywający na kolację.
- Musimy zejść na posiłek - powiedziała zduszonym głosem.
- Później - wykrztusił z trudem.
- Pani Bothild zwykle po mnie przychodzi - skłamała. - Chyba wydaje jej się, że tu nie słychać gongu. - Udała, że nadstawia uszu. - O, właśnie idzie.
Turę odskoczył z przekleństwem na ustach. Jej suknia opadła, on sam starał się wygładzić swoje ubranie.
- Najpierw król Hakon, a teraz pani Bothild! - powiedział gniewnie. - Czy oni nie mogliby pozwolić biednemu człowiekowi pobyć trochę sam na sam z własną żoną przynajmniej pierwszego dnia?
Ingebjorg pośpieszyła do drzwi, otworzyła je na oścież i zawołała:
- Idę już, pani Bothild! - I pośpiesznie zamknęła drzwi.
- Była tam?
- Tak, ale zdaje się, że zawróciła na schodach.
- W takim razie zdążymy. Chyba nie wszyscy przychodzą na kolację punktualnie? - rzekł, podchodząc do niej z błyskiem w oku.
- Ależ tak. Tu, w Tunsberg, wszyscy zjawiają się przy stole, gdy tylko zabrzmi gong. Nie rób czegoś, czego będziesz żałował - ciągnęła łagodnym głosem. - Nie zniosłabym myśli, że przeze mnie zachorowałeś.
- Nie wierzę w te bzdury.
- Pani Bothild zna kogoś, kto w ten sposób zachorował. Umarł przed upływem roku.
Zauważyła cień przerażenia w jego oczach. Jego spojrzenie zsunęło się na jej wielki brzuch.
- Ile ci jeszcze zostało?
- Dziecko może się urodzić w każdej chwili. Już umówiłam kobiety do pomocy.
Pokiwał głową, marszcząc czoło w zamyśleniu.
- Przyj adę tu zaraz po porodzie.
- Tylko nie zapomnij, że przez czterdzieści dni będę nieczysta.
Sama się zdumiała, że przyszło jej to do głowy.
Wykrzywił się, zdradzając ten sam lęk przed kobietą w połogu, któremu kiedyś dał wyraz sira Jacob w Non-neseter. Ingebjorg bardzo to wówczas zdziwiło, bo w Dal ludzie aż tak się tym nie przejmowali. Pani Bothild tłumaczyła jej niedawno, że to duchowni uważają kobietę w pierwszym okresie po urodzeniu dziecka za nieczystą. Oni też głoszą, że kobieta z natury jest istotą grzeszną, bo to przecież ona nakłoniła Adama do grzechu, to ona była wcieleniem zmysłowej żądzy. Jakie to dziwne, pomyślała Ingebjorg. W małżeństwie z Turem to raczej on był uosobieniem żądzy.
Na szczęście tym razem Turę poważnie potraktował jej ostrzeżenie. Twarz mu wprawdzie pociemniała, ale już bez słowa ruszył do drzwi. Gdy schodzili po schodach, Ingebjorg przypomniała sobie, jak podczas zaręczynowej uczty opowiadał, że jego rodzice bardzo poważnie traktują przykazania Kościoła. Może nie był człowiekiem głębokiej wiary, ale wychowano go w posłuszeństwie wobec Kościoła. W każdym razie w niektórych sprawach.
Obawiała się, że Turę będzie zły przez cały wieczór, lecz na szczęście gniew przeszedł mu w czasie kolacji. Kiedy śmiał się i żartował, przypomniały jej się pierwsze miesiące małżeństwa. Wówczas zawsze był duszą towarzystwa, a inne kobiety spoglądały na nią z zazdrością. Nie miała wtedy pojęcia o mrocznych stronach jego natury. Teraz znów przypomniała sobie dziwne zachowanie jego sióstr podczas wesela; jakby próbowały coś ukryć. Czy one także podejrzewały, że Turę zabił swoją pierwszą narzeczoną?