Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
[PK]
Jest rok 1352. Przed dwoma laty przez Norwegię przetoczyła się epidemia dżumy, pustosząc wielkie obszary kraju. W jednej z udręczonych nieszczęściem wsi mieszka Ingebjorg, siedemnastoletnie dziedziczka bogatego dworu. Jej ojciec zaginął w tajemniczych okolicznościach i Ingebjorg musi wyjść za mąż, żeby móc przejąć rodzinny majątek. Jest silna, zdrowa i piękna, ale żyje w czasach, gdy mężczyzn jest niewielu...Ingebjørg żyje w strachu. Pani Thora podejrzewa, że to właśnie ona ukryła gdzieś niebezpieczny dokument. I sięga po wszelkie środki, by zmusić ją do wyznania prawdy. Podczas gdy dziecko rośnie w jej łonie, Ingebjørg musi żyć wśród mniszek, wykluczona z zakonnej wspólnoty. Pocieszenie znajduje tylko w tym, że Eirik obiecał zabrać ja z klasztoru na wiosnę. Czy jednak Ingebjørg odważy się uciec z Nonneseter i czy może mieć pewność, że Eirik jej nie zawiedzie?
- Więc ojcem dziecka, którego się spodziewasz, jest złodziej? – ciągnęła pani Thora zajadliwie. – I nadal nie rozumiesz, dlaczego twoja matka oddała cię do klasztoru? Wcale się nie dziwię, że w tej sytuacji wolała umrzeć. Gdybym ja miała taką córkę, wybiłabym jej grzech z głowy za pomocą bata, zanim zdążyłaby dorosnąć.
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 3
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (3)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 232
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżyca tom 3
Frid Ingulstad
Przekład Ewa Partyga
Tytuł oryginału norweskiego: Gjennom skjarsilden
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2003 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved
Wydawca:
Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.axelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-767-8
oraz
BAP-PRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-145-4
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Ingebjorg Olavsdatter
Elin Tordsdatter Olav Erlingsson Eirik Magnusson Bergtor Masson Sira Joar Sira Eirik
Pani Thora Birgersdatter Siostra Sigrid Jonsdatter Gunnar Thordsson Sira Jacob
dziedziczka dworu Ssemundgard w parafii Eidsvoll
niedawno zmarła matka Ingebjorg zmarły ojciec Ingebjorg były kochanek Ingebjorg
narzeczony Ingebjorg; zaginął bez śladu ksiądz z kościoła św. Krzyża ksiądz z kościoła Arnadal w Dal matka przełożona klasztoru Nonneseter przeorysza klasztoru Nonneseter ksiądz i doradca w klasztorze Nonneseter młody kapelan Nonneseter
KLASZTOR
Wiosną 1352 roku Ingebjorg znajduje ciało swego ojca, który znikł bez śladu dwa lata wcześniej. Odnajduje także jego cenny krzyż z relikwiarzem, sygnet i skrawki pewnego łacińskiego dokumentu, zawierającego wiele imion.
Ingebjorg jest zakochana w postawnym i przystojnym Eiriku Magnussonie, który ma wkrótce zostać giermkiem króla. Jednak ona nie może nawet marzyć o zaręczynach z nim, bo jest szlachetniej urodzona. Spotykają się więc potajemnie. Wbrew swej woli zostaje zaręczona z Bergtorem Massonem, panem na Habbarstad, wciąż jednak widuje się z Eirikiem. Gdy Ingebjorg zachodzi w ciążę, jej narzeczony orientuje się w sytuacji. Pewnego dnia Bergtor znika bez śladu. Matka Ingebjorg jest chora na serce i przeczuwa swą zbliżającą się śmierć. Dlatego chce posłać Ingebjorg do klasztoru.
Ingebjorg i jej matka przybywają do klasztoru Nonne-seter w Oslo. Tej samej nocy matka umiera. Zdążyła jednak złożyć śluby zakonne w imieniu córki. Ingebjorg jest więc związana z klasztorem na resztę życia. Matka przełożona, pani Thora, okazuje się złą kobietą o zatwardziałym sercu. Ingebjorg sądzi, że matka przełożona jest w zmowie z sirą Joarem. Podejrzewa, że oboje interesują się dokumentem jej ojca, chowa więc pergamin w kościelnej niszy. Przymuszona do spowiedzi, wyznaje, że jest przy nadziei. Pani Thora wydobywa tę informację od jej spowiednika, siry Gunnara. Ingebjorg, ukarana za rozwiązłość, trafia do ciemnicy w klasztornych podziemiach.
Wkrótce potem w mieście wybucha pożar. Pogorzelcy znajdują schronienie w klasztorze. Wśród nich jest kilkuletni chłopiec, Sigurd, do którego Ingebjorg bardzo się przywiązuje. Tuż po pożarze Ingebjorg spotyka przypadkiem Eirika, którego przysłano tu z Akershus. Spotykają się potajemnie przed powrotem Eirika na dwór króla. Pewnego dnia Ingebjorg orientuje się, że Sigurd gdzieś przepadł. Dowiaduje się, gdzie go szukać i zakrada się potajemnie do przyklasztornego gospodarstwa. Znajduje chłopca w mrocznej komorze, zbitego, nagiego, przywiązanego do łóżka obok pijanego cieśli.
Ingebjorg przypadła do Sigurda, wyjęła mu szmatę z ust i zaczęła gorączkowo rozwiązywać sznury, którymi był skrępowany. Zerkała ciągle na śpiącego olbrzyma w obawie, że się obudzi i nie pozwoli jej oswobodzić chłopca.
Sigurd jakby jej nie poznał, ale nie zaczął krzyczeć. Prawdopodobnie był zbyt przerażony i odrętwiały.
- Sigurd, mój mały - powiedziała ciepło i wzięła chłopca na ręce, gdy tylko go uwolniła. Przytuliła małego i ukołysała, po czym wyszła cicho z komory. Zauważyła, że chłopiec przylgnął do niej całym ciałkiem. A więc jednak ją rozpoznał.
Dopiero gdy zamknęła za sobą drzwi do komory, odwróciła się gwałtownie w stronę kobiety i wybuchnęła:
- Był związany! Mógł się udusić od szmaty, którą mu zatkano buzię.
Kobieta nie odpowiedziała. Ingebjorg podeszła do niej oburzona:
- Powiem o wszystkim matce przełożonej! Nie wolno w ten sposób traktować dzieci, zwłaszcza w klasztorze.
Kobieta nadal milczała.
Sigurd lękliwie wtulił twarz w ramię Ingebjorg. Jego ciałkiem wstrząsał tłumiony płacz, lecz nie było słychać szlochu.
- Jeśli to się kiedykolwiek powtórzy, dopilnuję, żeby mały został gdzieś przeniesiony, a wtedy ty stracisz zapłatę za opiekę nad nim.
Staruszka, która nieudolnie zamiatała zaśmieconą podłogę, wyszła z izby.
- Słyszysz? Pójdę prosto do matki przełożonej!
- Niby dlaczego miałaby cię wysłuchać? - powiedziała w końcu tamta. Ingebjorg odetchnęła z ulgą. Nie pomyliła się, kobieta nic nie wiedziała o wyjeździe pani Thory.
- Bo wie, kim jestem.
Dopiero teraz kobieta zmierzyła swego gościa wzrokiem od stóp do głów. Zauważyła chyba, że Ingebjorg ma na sobie strój, jakiego nie nosiłaby dziewczyna z szewskiego zaułka, bo nagle się zawahała.
- Nie będę go wiązać - mruknęła.
- Obiecujesz?
Kobieta wzruszyła ramionami.
- Jeśli koniecznie tego chcesz.
Ingebjorg wołała się jednak upewnić. Postanowiła zabrać się do rzeczy nieco inaczej, więc odezwała się nieco przyjaźniej:
- Jeśli mnie posłuchasz, sowicie cię wynagrodzę.
Dopiero teraz młoda, ospała kobieta jakby się ocknęła i spojrzała na gościa wzrokiem, w którym niewiara mieszała się z chciwością. Przystawiła niemowlę do piersi.
- Czym mi zapłacisz?
- Okłamałam cię. Nie pochodzę z Miklagard, byłam tam tylko w odwiedzinach. Pochodzę z wielkiego dworu w okolicy Oslo.
- To co tu jeszcze robisz?
- Moi rodzice pomagają pogorzelcom. Matka pielęgnuje rannych, a ojciec zwozi drewno do odbudowy domów.
Kobieta najwyraźniej uwierzyła w jej słowa.
- Ile dostanę?
- Dość, żeby się najeść do syta.
- Dlaczego chcesz mi płacić?
- Bo Sigurd jest moim kuzynem. Jego rodzice zginęli w płomieniach. Zabierzemy go ze sobą, gdy będziemy wracać do domu, ale na razie musi mieszkać w klasztorze.
Ingebjorg zdumiała się, że tak łatwo przychodzi jej kłamać. Bez trudu zdołała przekonać kobietę.
- Kasza jest tam, w kociołku - mruknęła niechętnie tamta.
- Najpierw się trochę przejdę - odparła Ingebjorg. -Sigurd potrzebuje świeżego powietrza.
Gdy wyszli na dwór, Sigurd trochę się uspokoił. In-gebjorg ruszyła w stronę miejsca, w którym składowano drewno.' Nie przestawała mówić w nadziei, że w ten sposób pomoże mu zapomnieć o przykrych przejściach.
- Kotek! - zawołał nagle na widok biało-czarnego kota. Ingebjorg odetchnęła z ulgą. Obawiała się, że przerażenie na dobre odebrało małemu mowę.
Dziecko zaczęło się nagle wyrywać, gdy dotarli do wielkich stosów drewna. Ingebjorg nie mogła się nadziwić, że dzieci tak szybko zapominają o złych chwilach. Tymczasem chłopiec podbiegł do jakiegoś pokrzywionego kawałka drewna i podniósł go triumfalnie do góry.
- Kamień piorunowy! - zawołał.
Ingebjorg zerknęła na niego ze zdumieniem. Skąd taki maluch wie, jak wygląda kamień piorunowy? Musiał słyszeć o tym w domu, lecz jeśli mieli tego rodzaju amulet, powinien uchronić ich przed nieszczęściem. Ojciec opowiadał jej kiedyś, że kamień piorunowy to talizman, któremu ostry kształt nadał piorun, sama jednak nigdy czegoś takiego nie widziała. Przyjrzała się więc uważnie kawałkowi drewna.
- Tak wygląda kamień piorunowy, Sigurdzie? - zapytała.
Chłopiec z zapałem pokiwał głową.
- Zabierzemy go ze sobą i położymy przed domem, w którym na razie mieszkasz, żeby nie zdarzył się następny pożar.
Pożar na pewno go przestraszył. Może ów talizman trochę mu pomoże. W tej samej chwili malec podbiegł i chwycił się kurczowo jej nogi.
- Sigurd chce tam - zaszlochał, wskazując zabudowania klasztorne.
Ingebjorg znów wzięła go na ręce.
- To niemożliwe, Sigurdzie. Ale będę cię codziennie odwiedzać i nie pozwolę, by cię związywali. Obiecuję.
Mały rozszlochał się rozpaczliwie. Ingebjorg tak bolało jego cierpienie, że sama omal się nie rozpłakała. Wołałaby, żeby krzyczał i złościł się; nie mogła patrzeć na jego rozpacz.
Spacerowała z nim tak długo, jak tylko mogła.
W końcu zapukała i otworzyła drzwi starej, niewielkiej chaty cieśli, choć Sigurd próbował ją zatrzymać.
W środku nie było już ani młodej matki, ani staruszki, tylko gospodarz, który tymczasem się obudził. Gdy Ingebjorg niezbyt zręcznie tłumaczyła, kim jest, otworzyły się drzwi do komory i stanęła w nich nieznajoma, młoda kobieta. Zapinała pośpiesznie haftki sukni. Policzki jej płonęły jak po wielkim wysiłku, rude włosy sterczały na wszystkie strony. Ingebjorg przypomniała sobie nagle, gdzie widziała tę parę; to właśnie na nich się natknęła, gdy obie z Katariną przyszły po drwa. Pamiętała tę postrzępioną grzywkę w szczególnym kolorze, dekolt odsłaniał piersi, wówczas niewidoczne.
Ingebjorg zarumieniła się ze wstydu, przypomniawszy sobie, co wtedy zobaczyła. Jak oni leżeli! Kobieta na brzuchu, on na niej jak byk z ogromnym przyrodzeniem; jęczała z rozkoszy, gdy wchodził w nią miarowo. To, co sama przeżyła z Eirikiem, wydawało się jej na tle tej sceny całkiem czyste i niewinne, i
Kobieta podeszła do mężczyzny, nie zwracając uwagi na Ingebjorg i dziecko. On zaś wyszczerzył zęby w uśmiechu:
- Zadowolona jesteś, Gyda?
Podeszła jeszcze bliżej, zsunęła dłoń po jego torsie, mrucząc jak kocica:
- Mmm, prawie - powiedziała, a jej dłoń powędrowała jeszcze niżej i zacisnęła się na jego przyrodzeniu.
- No, no - próbował ją ostudzić. - Gjertrud może wrócić w każdej chwili, chyba nie chcesz awantury?
Nie odpowiedziała, głaskała go tylko nadal, spoglądając pożądliwie i oblizując wargi językiem. Nagle przyciągnął ją do siebie gwałtownie i zaklął:
- Ty diablico!
Zachichotała radośnie, kładąc jego olbrzymią dłoń na swojej piersi.
- Jeszcze raz, Zachariasz! Jeszcze raz!
Chwiejnym krokiem ruszyli w stronę drzwi i zniknęli w ciasnej komorze.
Ingebjorg oblała się rumieńcem. Odruchowo ukryła twarz Sigurda w fałdach spódnicy, żeby oszczędzić mu widoku grzechu. Zebrało jej się na wymioty. Zachariasz był przecież mężem tamtej młodej kobiety z dzieckiem przy piersi. Jeśli scena, którą przed chwilą ujrzała, choć trochę przypominała to, co sama przeżyła z Eirikiem, cała jej miłość została zbrukana. Nie mogła już bronić jej przed Bogiem, świętym Olafem i Marią Panną. Stała się grzeszna i nieczysta. Ingebjorg zbłądziła, wierząc, że to prawdziwa miłość, równie czysta jak to, co łączyło jej matkę i ojca, czy inne małżeńskie pary.
Odwróciła się na pięcie i wyszła na dwór z Sigurdem na rękach. Nie mogła przecież dopuścić, by został sam w tej chacie pełnej grzechu. Gdyby zakonnice wiedziały, co się tam dzieje, na pewno nie umieściłyby małego, niewinnego dziecka u tych ludzi.
W tej samej chwili Ingebjorg spostrzegła żonę Zachariasza. Chryste, co teraz będzie? - jęknęła w duchu. Biedna, nieszczęsna kobieta. Trzeba ją jakoś zatrzymać, pomyślała.
- Muszę już wracać do swoich obowiązków - krzyknęła bardzo głośno. Tak głośno, by usłyszeli ją Zachariasz i jego rudowłosa kochanka. - Chciałabym się z tobą rozmówić, zanim odejdę.
- Możesz przychodzić, kiedy zechcesz - powiedziała kobieta. - Mnie tam wszystko jedno.
- W takim razie będę jutro o tej samej porze. Pamiętasz naszą umowę? - dodała szybko. - Obiecuję, że dotrzymam słowa, jeśli ty nie złamiesz swojej obietnicy.
Tu nagle umilkła. Spostrzegła bowiem idącą szybkim krokiem zakonnicę, która mijała właśnie infirmerię. Jej zachowanie obudziło w Ingebjorg niepokój.
- Muszę iść - powiedziała szybko, stawiając Sigurda na ziemi.
Teraz już rozpoznała nadchodzącą mniszkę. Była to siostra Sigrid.
- Bogu dzięki - mruknęła półgłosem. Gdyby to była siostra Potentia, mogłaby porzucić wszelką nadzieję.
- Wiem, co powiesz, siostro Sigrid. Nadużyłam twego zaufania i zasługuję na karę, jaką mi wyznaczysz.
Siostra Sigrid spojrzała na nią z rozpaczą.
- To byłoby dobre rozwiązanie. Wyznaczoną przeze mnie karę jakoś byś zniosła.
- Co to znaczy? Czy pani Thora jednak nie wyjechała?
- Wyjechała. - Zakonnica spojrzała na strój Ingebjorg.
- Jak mogłaś zdjąć szatę nowicjuszki, siostro Ingebjorg?
- Nie chciałam, żeby ktoś mnie rozpoznał.
Ruszyły w stronę klasztoru.
- Długo cię nie było - zauważyła zakonnica.
- Wiem. Nie mogłam inaczej, siostro Sigrid. Kiedy usłyszysz dlaczego, na pewno mnie zrozumiesz.
- Nic ci nie pomoże, że ja zrozumiem. Nie do mnie należy władza w tym klasztorze.
Ingebjorg udała, że tego nie słyszy.
- Wiesz, kto się opiekuje Sigurdem?
- Cieśla Zachariasz i jego żona. Są ubodzy, potrzebują pomocy, żeby nie głodować.
- A wiesz, dlaczego nie starcza im pieniędzy?
Siostra Sigrid zerknęła na nią ukradkiem, ale szybko spuściła wzrok.
- Nie tylko dlatego, że on pi je - ciągnęła Ingebjorg. -Jest jeszcze inna przyczyna.
- Wołałabym o tym nie rozmawiać - ucięła zakonnica.
- Ale ja muszę ci o tym powiedzieć. - Ingebjorg nie zamierzała się poddać. - W jego komorze była inna kobieta. Nie przejmowali się nawet tym, że ja i Sigurd na nich patrzymy. Kiedy tam przyszłam, znalazłam Sigurda związanego, nagiego i zakneblowanego, w tym samym łóżku, w którym ten człowiek uprawia nierząd!
Siostra Sigrid pobladła. Przeżegnała się i wyszeptała modlitwę.
- Rozumiesz, dlaczego nie mogłam zostawić chłopca, siostro Sigrid? Leżał w ciemnościach, sparaliżowany lękiem, związany, obok chrapiącego, pijanego olbrzyma. Ze strachu nie potrafił już nawet płakać.
-Jezu Chryste! - wyrwało się zakonnicy. - Nie możemy na to pozwolić.
- Właśnie - potwierdziła Ingebjorg.
- Porozmawiam o tym z sirą Gunnarem. Nie możemy na to pozwolić - powtórzyła siostra Sigrid. I nagle się zatrzymała. - Co zrobiłaś z szatą nowiejuszki, siostro Inge-bjorg? Nie możesz wejść do klasztoru w świeckim stroju.
- Schowałam ją za kamieniem w pasażu - wyznała zawstydzona Ingebjorg.
Ruszyły dalej. Ingebjorg zerknęła z niepokojem na swą towarzyszkę.
- Co miałaś na myśli, mówiąc, że zniosłabym twoją karę? Czy jeszcze ktoś zauważył, że opuściłam klasztor?
Siostra Sigrid pokiwała głową, zaciskając przy tym wargi.
- Niestety, tak.
- Siostra Potentia?
Zakonnica znów przytaknęła.
- Nie widziała mnie przecież. Jestem pewna, że nikt mnie nie widział, kiedy się wymykałam.
Siostra Sigrid westchnęła głęboko, z rezygnacją.
- Ja jej o tym powiedziałam.
Ingebjorg rzuciła jej pytające spojrzenie.
- Ty jej powiedziałaś? - powtórzyła z niedowierzaniem.
- Powiedziałam, że opuściłaś klauzurę za moją zgodą. Szukali cię wszędzie, zrobiła się groźna atmosfera. Mu-siałam więc to w końcu wyjaśnić.
- Dziękuję - mruknęła wzruszona Ingebjorg.
- Nie masz mi za co dziękować - stwierdziła siostra Sigrid. - Sira Joar czeka na ciebie w rozmównicy.
Ingebjorg drgnęła niespokojnie.
- Sira Joar?
Dotarły już do pasażu i Ingebjorg podeszła do kamieni, za którymi ukryła zakonną szatę. Narzuciła ją na niebieską suknię.
Siostra Sigrid z niezadowoleniem pokręciła głową i poszły dalej.
Dopiero w klasztornych murach Ingebjorg zaczęła się poważnie niepokoić rozmową z sirą Joarem. Zastanawiała się, czy on już wie o jej błogosławionym stanie i czy powinna się spodziewać kolejnej kary. Wydawało się, że nigdy się nie skończą cierpienia, które będzie musiała znosić z powodu tych kilku skradzionych chwil szczęścia z Eirikiem.
Kiedy zbliżała się do rozmównicy, próbowała zagłuszyć w sobie lęk; pamiętała, jak dobrze poszła jej poprzednia spowiedź. Może sira Joar wcale nie będzie dla niej taki surowy. Wiedziała jednak, że to człowiek niebezpieczny, a przy tym blisko związany z matką przełożoną. Ciekawa była, które z nich ma tu większą władzę, nie sądziła jednak, by ksiądz chciał wesprzeć zwykłą nowicjuszkę, która stała się obiektem nienawiści pani Thory.
Na niebie wciąż świeciło jesienne słońce, oświetlając kościelny mur i część ogrodu. Ingebjorg spostrzegła kilka sióstr, zmierzających w stronę refektarza i odgadła, że zbliża się pora drugiego i ostatniego posiłku. Może za karę pozbawią mnie jedzenia, pomyślała i poczuła, że burczy jej w brzuchu. Albo zamkną ją w celi i nie będzie mogła jutro odwiedzić Sigurda. To byłoby najgorsze. Wołała o tym nie myśleć. Co się wydarzy, jeśli nie zaniesie jutro pieniędzy żonie Zachariasza? Czy ta kobieta znów przy-wiąże małego do łóżka?
Zbliżając się do drzwi, bezwiednie zwolniła kroku. Nie potrafiła już powiedzieć, kogo boi się bardziej, siry Joara czy pani Thory. Wiedziała, że matka przełożona jest zdolna do najgorszych rzeczy, lecz sira Joar z kolei, jako mężczyzna, miał przecież większą władzę i większe możliwości.
Ręce jej drżały, kiedy pukała do drzwi.
- Proszę! - Głos, który usłyszała, był niski i rozkazujący.
Wyprostowała się nie bez trudu, zaczerpnęła tchu i ostrożnie otworzyła drzwi.
Duchowny siedział za pulpitem pani Thory, przy niewielkiej łojowej świeczce. Jesienne słońce nie miało tu dostępu. Podniósł głowę i spojrzał na nią bez słowa powitania.
- Kazano mi tu przyjść - zaczęła Ingebjorg niepewnie.
Skinął tylko głową.
- Siadaj, Ingebjorg Olavsdatter!
Ingebjorg zamieniła się w słuch. Dlaczego zwrócił się do niej, używając świeckiego imienia?
Może ma także świecką władzę. Może poleci przywiązać ją do pala i biczować, zakuje w łańcuchy albo każę jej wywlekać kamienie z miasta. Kiedy była w Eidsvoll, z Ra-vnem, widziała skazanego na taką karę mężczyznę, który stał się pośmiewiskiem gapiów. Zdawała sobie sprawę, jak wiele jest różnych kar za wykroczenia i przestępstwa.
Usiadła na brzeżku krzesła, zaciskając zlodowaciałe dłonie.
- I co, Ingebjorg, lepiej się już czujesz? - huknął po długiej i przerażającej chwili ciszy.
Ingebjorg nie posiadała się ze zdumienia. O co mu właściwie chodzi?
- Chyba słyszałaś, że zajmuję się twoją sprawą?
Spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc.
- Co ksiądz ma na myśli?
- Rozmawiałem z panią Thorą. Miałaś rację. Wprawdzie matka złożyła śluby zakonne w twoim imieniu, lecz w roku nowicjatu nie tracisz całkowicie władzy nad swoim mieniem. Większość rzeczy matka zapisała w testamencie klasztorowi, ale zawartość twojej skrzyni należy wciąż do ciebie. Całą resztą zajęła się pani Thora. Wiesz chyba, co ci matka zapisała, prawda?
- Pamiętam mniej więcej. Ale nie widziałam tych rzeczy - dodała szeptem. - Zapisała mi łóżko, poduszkę, kołdrę, pościel... - zaczęła, ale duchowny jej przerwał.
- Na razie musisz dzielić los pozostałych nowieju-szek. Kiedy będziesz starsza i zasłużysz sobie na to, otrzymasz, co do ciebie należy - oświadczył surowo.
- Także czterdzieści marek, które matka dla mnie przeznaczyła? - odważyła się zapytać.
- Powinnaś ufać, że pani Thora najlepiej zadba o twoje mienie, Ingebjorg. Widziałem, jak własnoręcznie chowała wszystkie należące do ciebie rzeczy w skrzyni, którą pozostawiła twoja matka. Jest tam diadem i pozłacana szkatułka, flety z kości wieloryba, peleryna obszyta szarym futrem i to francuskie nakrycie głowy. Nie musisz się o nic martwić.
Ingebjorg zdumiała się jego spostrzegawczością. Niczego nie pominął. Mężczyźni zazwyczaj nie interesują się takimi sprawami.
Sira Joar chrząknął i kontynuował:
- Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, Ingebjorg.
Zauważyła, że także i tym razem nie powiedział do niej „siostro”. To przesłuchanie najwyraźniej nie miało nic wspólnego z jej niesubordynacją, czuła jednak, że chodzi o coś bardzo poważnego.
- Pamiętasz pewnie, że pytałem cię, co zrobiłyście z dokumentem, znalezionym w kaftanie ojca. Powiedziałaś wtedy, że matka schowała go do swej sakwy podróżnej. I że nic więcej nie pamiętasz.
Spojrzał na nią przenikliwie. Ingebjorg pokiwała głową i zmusiła się, by popatrzeć mu w oczy.
- Nie ma go w sakwie podróżnej twojej matki, Ingeborg!
Przyglądał się jej badawczo.
- Wiem tylko, że zamierzała zamieszkać tej zimy u si-ry Hallvarda. Gdyby udało jej się przeżyć. Małżonka siry Hallvarda pochodzi z Haeim, stamtąd też wywodzi się ród mojego ojca. Moi rodzice często bywali w gościnie u jej rodziców.
Sira Joar szeroko otworzył oczy.
- Naprawdę? To interesujące!
Spuścił wzrok i siedział przez chwilę zamyślony, oparty łokciami o pulpit, z brodą wspartą na czubkach palców.
- Nie sądzę, żeby zostawiła u nich ten pergamin - powiedział w końcu.
Znów na nią spojrzał. Ingebjorg poczuła, że się go już nie boi i po raz pierwszy popatrzyła nań bez lęku. Musiał być przystojny za młodu, zanim twarz mu się pomarszczyła, a zęby zepsuły. Ciemnoniebieskie oczy w półmroku wydawały się prawie czarne. Brwi miał ciemne, gęste i krzaczaste, nos prosty.
- Muszę ci chyba wyjaśnić, czego dotyczy ten dokument. Wówczas zrozumiesz, dlaczego tak się nim interesuję - powiedział dziwnie przyjacielskim tonem. - Pewnie nie masz pojęcia, co się dzieje między najmożniejszymi panami w kraju.
Ingebjorg pokręciła głową.
- Gdy w 1332 roku, po latach rządów regenta Erlinga Vidkunssona, król Magnus osiągnął pełnoletność, bardzo energicznie zabrał się do dzieła. Postanowił, że sam będzie pełnił funkcję kanclerza, bez żadnej pomocy ze strony Rady Królewskiej. Wywołało to wkrótce spore zamieszanie, zarówno tu, jak i w Szwecji. Magnus został bowiem wybrany także królem Szwecji, po swoim ojcu, hertugu Eryku.
Ingebjorg słuchała z zainteresowaniem. Nie dlatego, by nagle zaczęły ją obchodzić sprawy rządów i władzy, lecz dlatego, że chciała się dowiedzieć czegoś na temat tajemniczego dokumentu oraz woli swego ojca. Pamiętała wprawdzie, że Bergtor opowiadał jej o królu Magnusie, lecz wówczas zajmowały ją bardziej szczegóły romansów królowej.
- Aby zaprowadzić pokój, król Magnus parę lat temu postanowił zapewnić tytuł króla Norwegii swemu synowi Hakonowi. Brat Eryk natomiast ma objąć rządy w Szwecji po śmierci Magnusa - tłumaczył Joar. - Lecz Eryk nie jest z tego zadowolony. Nie podoba mu się to, że młodszy brat ma zasiąść na dziedzicznym tronie, a jego wyznaczono zaledwie następcą tronu w królestwie elekcyjnym. Popierają go szwedzcy wielmoże. Rozeźliło ich to, że Magnus odebrał im dobra ziemskie, żeby rozdać je swojej rodzinie. Zorganizowali tajne sprzysiężenie, a ja podejrzewam, że w dokumencie twojego ojca znajdują się nazwiska niektórych buntowników. Może nawet właśnie dlatego twój ojciec został zamordowany!
Ingebjorg zdrętwiała.
- Mój ojciec nie został zamordowany, umarł z powodu zarazy! - zaprotestowała, czując, że cała drży.
Sira Joar pokiwał głową ze zniecierpliwieniem.
- Możliwe. Nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę. Ale twój ojciec wziął stronę króla i zagrażał jego przeciwnikom. Dlatego miał wrogów, Ingebjorg. Jeśli zabili go z zimną krwią, powinnaś poznać nazwiska tych zdrajców.
Ingebjorg spojrzała na jego dłonie. Na prawej miał dwa wielkie pierścienie, lecz żaden nie przypominał sygnetu ojca. Pokiwała głową, choć w głębi serca czuła niepokój. Nie z powodu jego opowieści, ale dlatego, że nie widziała, kim naprawdę jest ten człowiek i o co mu chodzi. Udawał, że popiera króla, lecz Ingebjorg słyszała przecież, że większość duchownych wzięła stronę wielmożów.
- Jeśli zabili ojca, pewnie pozbyli się także dokumentu? - zapytała niewinnie.
- Może nie wiedzieli, że miał go przy sobie. Sama mówiłaś, że krzyż z relikwiarzem i inne cenne przedmioty pozostały nietknięte. To może świadczyć o tym, że zabójcy się śpieszyli i zależało im przede wszystkim na tym, by go zgładzić.
Ingebjorg nie odpowiedziała.
- Bardzo cię proszę, Ingebjorg, przypomnij sobie, co mówiła matka! Czy jest jeszcze ktoś, komu mogła zostawić ten dokument? Miała tu jakichś zaufanych przyjaciół? Musisz zrozumieć powagę sytuacji, tu chodzi o życie króla!
- Wspominała tylko o arcybiskupie Hallvardzie i oJssi dzu. I jeszcze o Olafie, który jest synem krewniajc^tojca, Torgeira Sigurdssona z Mjosa. •
Sira Joar zmarszczył czoło w zamyśleniu. -
- A jesteś pewna, że dokumentu nie ma pośrói(^woich rzeczy? O o I k,
Ingebjorg jakoś zdołała spojrzeć mu prosto w oczy.
- Nie sądzę, by mógł tam być. Nie wiem, gdzie go szukać.
- W dormitorium masz swoją skrzynię, zgadza się? Pokiwała głową, wciąż patrząc mu w oczy.
- Kiedyś szukałam skarpet, bo bardzo zmarzły mi stopy i zauważyłam, że ktoś grzebał w moich rzeczach. Ale chyba niczego nie brakowało.
Sira Joar aż drgnął.
- Ktoś przeszukiwał twoją skrzynię? - huknął i spojrzał na nią podejrzliwie.
- Pewnie któraś z nowiej uszek, ciekawa, co tam trzymam - wyjaśniła pośpiesznie, ale to nie rozwiało jego podejrzeń.
- Stare skrzynie mają często tajemną skrytkę. W twojej także jest coś takiego?
- Tak, ojcze duchowny.
- Może właśnie tam jest dokument?
- Nie wiem, ojcze. Nie przypuszczałam, że ten dokument jest taki ważny, więc go nie szukałam.
Wielki Boże i Ty, święty Olafie, wybaczcie mi moje kłamstwa. Nie kłamię ze względu na siebie, lecz ze względu na króla, szepnęła w duchu.
- Czy możesz mi pokazać tę skrzynię?
- Oczywiście, ojcze.
Dopiero gdy wyszli z rozmównicy, uświadomiła sobie, że sira Joar nawet słowem nie wspomniał o jej niesubordynacji i przewinieniu. Interesował go tylko dokument. Nie miała już wątpliwości, że duchowny jest zamieszany w walkę o władzę.
Podążając za nim w stosownej odległości, zastanawiała się nad tym, co usłyszała. Nic dziwnego, że zwolennicy króla interesują się dokumentem, skoro zawiera on nazwiska buntowników. List jest jednak jeszcze cenniejszy dla rebeliantów, którzy nastają na życie króla. Czekałaby ich niechybna śmierć, gdyby treść listu wyszła na jaw. Zdrada króla to przecież najcięższa zbrodnia, z której nie można się wykupić. Podobno prawo wykupu nie obowiązuje nawet tych, którzy fałszują królewską monetę, list czy pieczęć. Człowiek, który się na to waży, musi się spodziewać najsroższej kary.
Przeszył ją lodowaty dreszcz. Dopiero teraz pojęła, że jest w posiadaniu niebezpiecznego oręża. Miała nadzieję, że pewnego dnia pojawi się przed nią człowiek z sygnetem ojca i będzie mogła mu oddać ten nieszczęsny dokument. Może powinna zakraść się niepostrzeżenie do kościoła i sprawdzić, czy list leży nadal tam, gdzie go ukryła.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, promienie muskały tylko okna na piętrze we wschodnim skrzydle. Z północy nadchodził już chłodniejszy powiew. Zbliża się zima, pomyślała Ingebjorg i zadrżała. Instynktownie musnęła dłonią swoje łono. Miała nadzieję, że dziecko przetrwa jakoś nadchodzące mrozy w surowych, klasztornych warunkach.
Dotarli już do krętych schodów, sira Joar poszedł przodem. Czarna peleryna wlokła się po kamiennych stopniach, słychać było jego ciężkie kroki i przyśpieszony oddech. Ingebjorg zastanawiała się, co inne siostry mogłyby sobie pomyśleć, gdyby ich teraz zobaczyły. Zdziwiłyby się zapewne na widok nowiejuszki, podążającej za duchownym w stronę dormitorium.
Na szczęście wszystko wskazywało na to, że sira Joar jej uwierzył. Cieszyła się, że potrafi skutecznie udawać niewiniątko. Jednak w każdej chwili groziło jej niebezpieczeństwo. Gdy sira Joar przekona się, że pergaminu nie ma w jej dobytku, zacznie coś podejrzewać. Matka nie zdążyła przecież odwiedzić nikogo tego dnia, w którym przybyły do Oslo. Widziała się tylko z tymi, którzy zgodnie z jej życzeniem czekali na nie w klasztorze. Sira Joar zainteresuje się pewnie Olafem, może także joanni-tą, lecz raczej nie sirą Gunnarem. Nikt więcej nie znajdzie się jednak w kręgu podejrzanych. Dokument nie mógł przecież zniknąć bez śladu. Sira Joar ma zbyt dobre stosunki z panią Thorą, żeby ją o cokolwiek posądzać. Zresztą najprawdopodobniej są w zmowie. Niewykluczone, że pewnego dnia pani Thora użyje wszelkich sposobów, by wydobyć z niej prawdę. Do tego czasu trzeba się koniecznie pozbyć niebezpiecznego dokumentu!
Dotarli właśnie do dormitorium. Ingebjorg podeszła natychmiast do starej skrzyni i uchyliła wieko. Zawartość kufra pozostawała nadal w nieładzie.
- Straszny tu nieporządek, Ingebjorg - napomniał ją sira Joar, pochylając się już nad skrzynią.
- To nie moja wina, ojcze - usprawiedliwiła się. - Mówiłam już, że ktoś grzebał w moich rzeczach.
Kucnęła i otworzyła tajemną skrytkę. Kapelan stał i patrzył uważnie. W skrytce leżała pięknie poskładana ozdobna opaska, którą ojciec kupił jej od zamorskich kupców w Oslo. A także narzutka z szarego futra. Wyjęła obie pamiątki.
- To ostatnie prezenty od ojca - wyjaśniła. - Nie wiem, czy wolno mi coś takiego posiadać, ale te pamiątki wiele dla mnie znaczą.
- Tak, tak - mruknął zniecierpliwiony. - Nic więcej tu nie ma?
- Ojciec może sam zobaczyć, ale ja nie widzę w skrzyni niczego niezwykłego.
- I jesteś pewna, że nie wyjęłaś tego listu? Może go wyrzuciłaś?
Obróciła się i spojrzała na niego z niekłamanym przerażeniem.
- Nigdy bym tego nie zrobiła, siro Joarze. Nigdy bym nie wyrzuciła czegoś, co należało do mojego ojca.
Od razu pożałowała tych słów. Gdyby skłamała i powiedziała, że wyrzuciła dokument, dałby jej pewnie spokój.
- Hm. - Zamyślił się. - Zadziwiające. Gdzieś przecież być musi. Zastanów się, co twoja matka mogła z nim zrobić?
Ingebjorg zamknęła skrytkę, włożyła wszystko z powrotem do skrzyni i zatrzasnęła wieko. Potem podniosła się niespiesznie.
- Nie wiem. Matka nie mówiła, że to ważny list. Wydaj e mi się, że miała dziwny wyraz twarzy, gdy go przyniosłam, ale pewnie wzruszyła się po prostu tym, że znalazłam rzeczy ojca.
- Nic nie powiedziała? - dopytywał się sira Joar.
Ingebjorg udała, że się zastanawia.
- Oniemiała, gdy się okazało, że go znalazłam, lecz nie przypominam sobie, by coś powiedziała. Kiedy oprzytomniała, ucieszyła się, że odnalazły się także łańcuch i krzyż z relikwiarzem.
- O jakim krzyżu z relikwiarzem mówisz?
Ingebjorg pożałowała swoich słów. Teraz sira Joar będzie chciał wiedzieć, co z nim zrobiła, a ona dała je przecież tamtej czarownicy nad jeziorem Mjosa.
- To był stary krzyż z relikwiarzem, w którym znajdowała się drzazga z Krzyża Chrystusa. Ojciec odziedziczył go po swoim ojcu.
- I gdzie jest teraz ten krzyż?
Ingebjorg zdążyła już obmyślić odpowiedź.
- Niestety, musiałyśmy nim zapłacić.
- Zapłacić? - powtórzył porażony. - Relikwią?
Ingebjorg pokiwała głową.
- Nie miałyśmy pieniędzy, a musiałyśmy zapłacić dziesięcinę i daninę. Krzyż był najcenniejszą rzeczą, jaką posiadałyśmy, a poza tym, łatwiej było go sprzedać niż ziemię. Teraz nikomu nie zależy na ziemi, nawet nasz stajenny ma już własne gospodarstwo.
Sira Joar uwierzył w jej słowa, lecz był nimi wstrząśnięty.
- Gdybym tylko o tym wiedział. Chętnie zapłaciłbym dwa razy tyle, żeby mieć taką relikwię. - Odwrócił się w stronę wyjścia. - Porozmawiam z sirą Hallvardem, z twoim krewnym Olafem Torgeirssonem i z joannitą. Zapytam, czy dowiedzieli się czegoś od twojej matki w ostatni wieczór jej życia. Siostra Sigrid także przebywała u niej przez pewien czas. Może ona coś wie.
- Przykro mi, że nie mogę w niczym pomóc, ojcze.
Obrócił się jeszcze raz i spojrzał na nią badawczo.
- Jeśli tylko nie skłamałaś i niczego przede mną nie ukryłaś, nie sądzę, byś mogła coś w tej sprawie zrobić -odparł, przyglądając się bacznie jej twarzy.
W tej samej chwili, ku swemu przerażeniu, Ingebjorg poczuła, że się rumieni. Sira Joar zbliżył się o krok.
- Chyba nie skłamałaś, Ingebjorg?
Ingebjorg energicznie pokręciła głową, ale nie zdołała spojrzeć mu w oczy.
- Nie, ojcze - szepnęła, czując, że narastają w nim podejrzenia, które mogą być dla niej niebezpieczne.
- Mam nadzieję, bo źle by się to dla ciebie skończyło - wycedził.
- Nie rozumiem, co ojciec ma na myśli.
- Zastanawiam się, czy mogę mieć pewność - odparł tajemniczo. Obrócił się po raz ostatni i ruszył wreszcie w stronę kręconych schodów.
Ingebjorg śledziła go wzrokiem, a serce szalało w niej ze strachu. Sira Joar podejrzewa ją o kłamstwo. Co zrobi, żeby wydobyć z niej prawdę?
Ingebjorg pobiegła prosto do kapitularza. Siostra Po-tentia zapewne wścieka się z powodu jej przedłużającej się nieobecności.
Jednak ku jej zdumieniu siostra Potentia nie powiedziała ani słowa. Ingebjorg zauważyła jednak, że dwie pozostałe siostry, opiekujące się chorymi, zerkały na nią z zaciekawieniem. Wieść o tym, że Ingebjorg otrzymała reprymendę od samego siry Joara, dotarła już zapewne do najdalszych kątów klasztoru. Ciekawe, co szept ano o wizycie kapelana w dormitorium. Czy siostry myśla-ły, że sira Joar sprawił jej chłostę?
Kara za nieposłuszeństwo to bagatela w porównaniu z tym, co ją czeka, jeśli sira Joar zacznie podejrzewać, że ukryła nieszczęsny dokument. Lodowaty dreszcz przeszedł jej po plecach. Czy znajdzie w sobie dość siły, by znieść bolesne tortury?
Przez całą resztę dnia pracowała w infirmerii, podczas gdy jej myśli wędrowały od Sigurda do siry Joara i z powrotem. Wielu spraw w tej historii nie rozumiała. Dlaczego kapelan był tak poruszony, gdy usłyszał, że ktoś grzebał w jej skrzyni? Jeśli pani Thora mu o tym nie powiedziała, domyślił się zapewne, że to jej sprawka. Bo kogóż by innego?
Zresztą, czy oni na pewno są w zmowie? Jedynym przełożonym pani Thory jest biskup Oslo. Ale jak do niego dotrzeć? W tej chwili nie ma go nawet w mieście.
Ingebjorg starała się zapanować nad przytłaczającymi myślami.
Był jednak pewien jasny punkt w przeżyciach tego dnia: słowa siry Joara, poświadczające, że Ingebjorg w pewnym stopniu będzie mogła dysponować swoim mieniem w roku nowicjatu. Postanowiła, że już nazajutrz wyjmie ze skrzyni drogocenną opaskę i zaniesie ją kobiecie, zajmującej się Sigurdem. Obieca też kolejne dary, jeśli tylko tamta przyrzeknie, że będzie dobra dla chłopca. Ta myśl pokrzepiła ją na duchu. Jeśli tylko cieśla i jego żona będą traktować Sigurda jak należy, lepiej będzie mu się żyło poza klasztornymi murami. Wyobraziła sobie maluchy beztrosko bawiące się w piasku.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich siostra Sigrid.
- Siostro Ingebjorg, siostro Potentio i siostro Sunni-vo, czy możecie podejść do mnie na chwilę?
Ingebjorg i Sunniva natychmiast ruszyły w stronę drzwi, lecz siostra Potentia postanowiła zaznaczyć swoją pozycję i zwlekała z wyjściem.
- Mamy kolejną nowiejuszkę - wyjaśniła siostra Sigrid. - Chciałabym przedstawić ją wszystkim siostrom jednocześnie. Myślę, że możecie spokojnie opuścić na pewien czas infirmerię, skoro nie ma tu już poważnie rannych pacjentów.
Ingebjorg i Sunniva spojrzały po sobie, podekscytowane przybyciem kolejnej nowiejuszki.
Gdybym nie była wykluczona ze wspólnoty! pomyślała Ingebjorg, mogłabym pomóc tej dziewczynie odnaleźć się jakoś w klasztorze.
Siostra Sigrid rozszyfrowała chyba wyraz jej twarzy, bo powiedziała:
- Siostro Ingebjorg, pani Thora oznajmiła, że dziś wieczorem kończy się twoja kara. Nie będziesz już musiała leżeć krzyżem pod kościelnymi drzwiami i będziesz mogła spożywać posiłki razem z pozostałymi siostrami.
Ingebjorg spojrzała na nią z niedowierzaniem. Czy to prawda? Czyżby pani Thora wydała takie polecenie przed wyjazdem do Skien?
- Dziękuję - mruknęła nieco zdezorientowana.
Siostra Sigrid sama nie podjęłaby takiej decyzji. Zwłaszcza w dniu, w którym sira Joar przebywał w klasztorze i wezwał Ingebjorg na przesłuchanie. W dniu, kiedy osobiście przyłapała Ingebjorg na wyprawie poza klasztorne mury.
A może chodzi o to, by nowiej uszka nie zorientowała się na razie, jakie kary obowiązują w Nonneseter? To było najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie.
Większość sióstr zgromadziła się już w refektarzu. Ogromną, chłodną salę wypełniał szmer. Wszystkie czekały w napięciu na nową członkinię wspólnoty.
Ingebjorg przypomniała sobie swój pierwszy wieczór w Nonneseter. Wówczas nie miała pojęcia, ile cierpień ją tu czeka. Miała nadzieję, że nowa siostra nie stanie się kolejnym obiektem nienawiści opatki. Gdyby Ingebjorg była posłuszną i miłą dziewicą, taką na przykład jak Sun-niva, która nie spodziewa się dziecka i nie ma na sumieniu ciężkiego grzechu, jej życie za murami wyglądałoby całkiem inaczej.
Ale pani Thory nie było dziś w klasztorze. To dobrze. Zanim matka przełożona powróci, Ingebjorg zdąży przygotować nową siostrę na to spotkanie, by tamta nie naraziła się od razu przełożonej.
Drzwi się otworzyły i wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę wejścia. Ingebjorg była zdumiona. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że gdzieś już widziała tę nową siostrę.
Nowiej uszka była młodą, piękną kobietą, miała na sobie błękitną pelerynę, obszytą białym futerkiem.
Nie ma wątpliwości, że pochodzi z bogatego rodu, pomyślała Ingebjorg z zazdrością. Żaden inny nie byłby w stanie zapłacić klasztorowi Nonneseter za przyjęcie dziewczyny w charakterze oblatki.
Wówczas ją olśniło. Nagle przypomniała sobie, gdzie ją widziała. Była to owa nieszczęśliwa i przerażona dziewczyna, którą spotkała u czarownicy Heid. Ta, która usunęła dziecko ze swego łona!
Ingebjorg aż zaparło dech z przerażenia. Jak to możliwe? zastanawiała się, próbując sobie przypomnieć szczegóły tamtej wizyty nad jeziorem Mjosa. Nie rozmawiały wówczas zbyt wiele, Ingebjorg dowiedziała się tylko, że tamta mieszka w sąsiedztwie dworu braci Massonów. In-gebjorg nie zdradziła, że jest zaręczona z Bergtorem, nie mogła tego zrobić, bo przecież nosiła w łonie dziecko innego. W każdym razie obie uzgodniły wówczas, że nikomu nie wyjawią tego, co wiedzą o sobie nawzajem i rozstały się w przyjaźni, pełne wzajemnego współczucia.
Od tamtej pory Ingebjorg często o niej myślała, zastanawiała się, co się z nią stało. W gruncie rzeczy spodziewała się najgorszego, przypominając sobie, jak tamta wyglądała po wizycie u Heid.
Wzięła głęboki wdech. A więc i tym razem do Non-neseter nie trafiła niewinna dziewica, pomyślała, współ-czując nieszczęsnej nowiejuszce. Co się stanie, kiedy si-ra Gunnar wezwie ją do spowiedzi, a potem pani Thora zmusi go do wyjawienia prawdy?
Ciekawe, czy tamta ją rozpozna? I czy się z tym nie zdradzi?
Nagle ogarnęło ją radosne podniecenie. Kobieta, poznana u czarownicy Heid, była przecież jej towarzyszką niedoli. Nie przypominała innych sióstr, patrzyła na świat tak samo jak Ingebjorg, ją też spotkało nieszczęście, ona także pokochała kogoś, kogo nie mogła poślubić, ona także cierpiała, lękała się i podjęła ogromne ryzyko. Jeśli rzeczywiście jest taka, jaka się wydaje, mogłyby zostać przyjaciółkami.
Siostra Sigrid zaprowadziła nowiejuszkę do tronowego krzesła, nie usiadła jednak na nim. Obróciła się w stronę zgromadzenia.
- To nasza nowa siostra, Isabelle Dalsrud, z dworu Dals-rud w parafii Eidsvoll. Ma osiemnaście lat i spędzi rok nowicjatu w Nonneseter. Czas pokaże, czy zechce zostać później w klasztorze. Mam nadzieję, że dobrze ją przyj miecie i okażecie przyjaźń i życzliwość, na które zasługuje.
Szczęśliwa kobieta! - pomyślała Ingebjorg z zazdrością. Może stąd odejść po roku, jeśli tylko będzie chciała.
Siostry podchodziły pojedynczo do nowiejuszki, by podać jej dłoń. Ingebjorg drgnęła. Jej nie przywitano w ta-
ki sposób, ale to bez znaczenia. Może siostra Sigrid postanowiła urządzić wszystko inaczej pod nieobecność pani Thory.
Serce biło jej coraz mocniej, gdy czekała na swoją kolej. Czy tamta ją rozpozna? I czy jest uczciwym człowiekiem, który zawsze musi mówić prawdę, bez względu na to, ile miałoby to kosztować ją i innych?
Podchodząc coraz bliżej, przyglądała się Isabelle. Teraz, gdy twarzy dziewczyny nie zniekształcały strach i obrzydzenie, wydawała się nadzwyczaj urodziwa. Nie była już taka wychudzona jak wtedy, kiedy się poznały. Włosy miała gęste, rudobrązowe i lśniące, przykryte wysadzaną klejnotami siateczką. Jej błękitna peleryna została utkana z wytłaczanego jedwabiu. Spod peleryny widać było beżową suknię z mięciutkiej wełny, zebraną pasem tuż pod biustem, zgodnie z obyczajem, który dotarł tu niedawno zza morza. Isabelle z całą pewnością pochodzi z zamożnego rodu.
Nadeszła kolej Ingebjorg. Mocno uścisnęła dłoń Isa-belle, spojrzała jej w oczy, uśmiechnęła się i powiedziała spokojnie:
- Siostra Ingebjorg. Witaj w Nonneseter.
Spostrzegła, że przez twarz Isabelle przemknął wyraz niepewności. Zapewne ona także, jak przedtem Inge-bjorg, uświadomiła sobie, że widziała już gdzieś tę zakonnicę, lecz nie mogła sobie przypomnieć w jakich okolicznościach i kiedy. Ingebjorg odeszła z ulgą w sercu. Znajdzie sposobność, by przypomnieć Isabelle, gdzie się spotkały. Czuła, że znajdzie oparcie w tej dziewczynie.
Zastanawiała się, dlaczego Isabelle nie została postu-lantką albo nie podjęła służby w hospicjum. Czy naprawdę sama zdecydowała się na nowicjat z myślą o pozostaniu w klasztorze na zawsze? A może rodzice ją do tego zmusili? Może zorientowali się, że zgrzeszyła i chcieli ją uchronić przed ogniem czyśćcowym?
Wiele razy tego wieczoru Ingebjorg starała się znaleźć Isabelle, ale nie nadarzyła się sposobność do poufnej rozmowy. Dopiero pod koniec dnia siostra Sigrid weszła do infirmerii i zbliżyła się do Ingebjorg.
- Siostro Ingebjorg, czy zechciałabyś zaprowadzić Isa-belle do dormitorium i wskazać jej posłanie? Będzie spała na dole, koło drzwi prowadzących na tylne schody.
Ingebjorg natychmiast porzuciła swoje zajęcie i wyszła. Na dworze było już ciemno, lecz na niebie świeciły jasne gwiazdy. Isabelle czekała na nią, trzymając w ręku niewielką, łojową świeczkę.
- Siostra Sigrid prosiła, bym wskazała ci drogę do sypialni - wyjaśniła Ingebjorg. - Nazywamy ją dormitorium.
- Ty także tam śpisz? - zainteresowała się Isabelle.
- Tak, ja też jestem nowicjuszką, ale moja matka złożyła śluby wieczyste w moim imieniu, będę więc musiała zostać w klasztorze do końca życia.
- Biedactwo - szepnęła Isabelle. - Jak mogła zrobić coś takiego?
Ruszyły w stronę krętych schodów.
- Wiedziała, że umiera i chciała zadbać o moją przyszłość. A ty? Poznałaś mnie, prawda?
- Wiedziałam, że skądś cię znam, ale nie wiedziałam skąd. Jak poszło? Pomogły ci zioła Heid?
- Nie. Strasznie się rozchorowałam, ale nic się nie stało.
- Więc nadal jesteś brzemienna?
- Tak. Powinnaś się cieszyć, że tobie się udało. Ja stałam się obiektem nienawiści matki przełożonej i przykładem, który ma odstraszać inne.
- To okropne!
Ingebjorg uświadomiła sobie, że od razu zaczęły mówić sobie na ty i rozmawiały tak, jakby się znały od zawsze. To było miłe uczucie.
- Zaczynam się przyzwyczajać. Miałam nadzieję, że uda nam się zamienić parę słów na osobności. Opatka wyjechała, ale po jej powrocie powinnaś starać się ją we wszystkim zadowolić.
- Jest taka surowa?
- To bardzo niewinne określenie.
- Ale jest przecież przełożoną. Matką wszystkich zakonnic.
- Obawiam się, że muszę cię rozczarować, Isabelle. W klasztorze nie wszystko wygląda tak, jak wyglądać powinno. Trzymaj się siostry Sigrid, to uczciwy i dobry człowiek. Zresztą wszystkie siostry są dobre i uczciwe, tylko boją się bardzo, że popełnią jakieś przewinienie. I czasem cierpi na tym miłość bliźniego.
- A może wydaje im się, że właśnie na tym polega miłość bliźniego?
Ingebjorg spojrzała na nią ze zdumieniem.
- Niewykluczone, że masz rację.
Dotarły już do krętych schodów. Ingebjorg pierwsza zaczęła się wspinać po stromych stopniach. Gdy weszła na samą górę, zatrzymała się i obróciła ku Isabelle.
- Nie chcę ci za wiele opowiadać, lepiej będzie, jeśli sama się zorientujesz. Powtarzam jednak ostrzeżenie, dotyczące pani Thory: uważaj na nią!
- Przerażasz mnie.
- Nic podobnego. Chcę ci tylko pomóc. Obie jesteśmy inne niż pozostałe siostry ze względu na wszystko, przez co przeszłyśmy. Dobrze, że mamy teraz siebie nawzajem.
Isabelle pokiwała głową.
- Matka zauważyła, co się stało. Obiecała jednak, że nie powie o tym ojcu, pod warunkiem, że spędzę w klasztorze cały rok, żeby stać się lepszym człowiekiem.
- Więc ty także nie jesteś tu z własnej woli - westchnęła Ingebjorg.
- Nie mam tak silnej wiary, jak mieć powinnam - wyznała Isabelle. - To znaczy wierzę, ale nie potrafię żyć tak, jak Bóg nam nakazuje.
Ingebjorg się uśmiechnęła.
-Jak miło spotkać szczerego człowieka! Mnie możesz wyznać wszystko, nikomu słowa nie powiem.
- Dziękuję - odparła Isabelle ze wzruszeniem. - Nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę, że tu jesteś.
Ingebjorg poszła przodem w głąb dormitorium, wskazując posłania poszczególnych sióstr.
- Niestety, nie możemy spać na sąsiednich łóżkach, ale zaczekam na ciebie, kiedy będziemy schodzić na wieczorną modlitwę do kościoła. Schody są tutaj.
- Co robisz za dnia? - zapytała Isabelle.
- W zasadzie miałam się uczyć, miałam przepisywać księgi, ale od czasu pożaru zajmujemy się tylko rannymi. Mamy teraz trzy sale dla chorych, dwie urządziłyśmy naprędce, właśnie z powodu pożaru. Pracuję w jednej z nich. Lubię pomagać cierpiącym. Nie czuję się wtedy taka bezużyteczna.
Isabelle wzdrygnęła się.
- Nigdy nie pielęgnowałam chorych ani rannych. Zajmowałam się tylko tkaniem, szyciem i przędzeniem.
- Siostra Sigrid znajdzie ci z pewnością odpowiednie zajęcie - pocieszyła ją Ingebjorg. - Musimy już zejść na dół, czekają na mnie chorzy. Kiedy przyniosą twoją skrzynię, postaw ją za łóżkiem, pod ścianą, tak jak inne. - Spostrzegłszy jakiś lęk w oczach Isabelle, dodała: - Nie będzie tak źle. Możesz zawsze liczyć na moją pomoc.
Ingebjorg dotrzymała słowa i gdy siostra Potentia obudziła je na nocną modlitwę, zbierała się tak długo, by trafić na schody razem z Isabelle. Pod habitem nowicjusz-ki miała nadal suknię. Upewniwszy się, że siostra Potentia ich nie usłyszy, pochyliła się i szepnęła:
- Na początku jest najgorzej. Potem ciało się przyzwyczaja do tych nocnych pobudek.
Dziwnie się czuła, klęcząc znowu pośród sióstr.
Znacznie lepiej niż pod kościelnymi drzwiami, w pogodę i niepogodę. Miło jej było siedzieć koło Isabelle. W pewnej chwili poczuła jednak, że ciałem sąsiadki wstrząsa tłumiony płacz. Widać było, że dziewczyna stara się za wszelką cenę ukryć płacz, lecz od czasu do czasu słychać było jej bezradny, dławiony szloch. Siostra Potentia wyrosła jak spod ziemi i dotknęła jej ramienia laską na znak, że takie zachowanie jest niedopuszczalne.
Gdy tylko siostra Potentia się odwróciła, Ingebjorg szturchnęła Isabelle łokciem.
- Nie przejmuj się - szepnęła. - Zapytam siostrę Si-grid, czy nie mogłabyś pracować razem ze mną.
W tej samej chwili siostra Potentia znów do nich podeszła. Tym razem użyła laski, by przywołać do porządku Ingebjorg. I zrobiła to znacznie energiczniej.
Następnego ranka Ingebjorg ze zdumieniem stwierdziła, że Isabelle nie ma już w dormitorium. Była jednak zaabsorbowana czym innym. Podobnie jak poprzedniego dnia czekała, aż wszystkie siostry wyjdą, po czym pośpiesznie włożyła swoją niebieską suknię, a dopiero na nią - habit nowiejuszki. I zbiegła na dół za innymi do umywalni.
W dalszym ciągu jednak nigdzie nie mogła dojrzeć Isa-belle. Ogarnął ją niepokój. Co się stało? Opłukała pośpiesznie twarz i dłonie, nie rozbierając się, pomimo pełnych oburzenia spojrzeń pozostałych sióstr. Pobiegła prosto do refektarza, gdzie siostra Sigrid przydzielała zakonnicom obowiązki. Rozejrzała się bacznie, ale i tu nie było Isabelle.
Gdy siostra Sigrid zaczęła zbierać się do wyjścia, Ingebjorg chciała do niej podejść i zapytać o Isabelle, ale przeorysza wyraźnie się śpieszyła. Wyszła więc z refektarza i poszła do infirmerii, rozglądając się po drodze na prawo i lewo.
Potem miała nadzieję, że ujrzy Isabelle w sali kapitulnej. Skoro siostra Sigrid właśnie jej kazała zaprowadzić
Isabelle do dormitorium, to zapewne odgadła, że te dwie nowicjuszki będą dla siebie wsparciem. Ale czas mijał, a Isabelle nigdzie nie było.
Pojawi się zapewne w refektarzu albo podczas modlitwy, pocieszała się Ingebjorg, ale trawił ją coraz większy niepokój. x