Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
[PK]
Folke z ciężkim sercem odjeżdża do swego umierającego ojca i narzeczonej, którą ten mu wybrał. Ingebjorg bardzo tęskni za ukochanym i czeka niecierpliwie na znak od niego. Tymczasem do gospodarstwa wprowadza się czworo gości- nieszczęśliwa rodzina, która zmaga się z poważnymi problemami. Ingebjorg próbuje im pomóc, lecz spotyka się jedynie z niewdzięcznością. A gdy wreszcie przychodzi pierwszy list od Folkego, pozostają z niego tylko niemożliwe do odczytania skrawki.
Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 17
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie (2)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2)
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu (4)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 225
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przepowiednia księżyca tom 17
Frid Ingulstad
Przekład
Izabela Krepsztul-Załuska
Tytuł oryginału norweskiego: Skjebnestjernen
Ilustracje na okładce: Eline Myklebust
Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys
Redakcja i korekta: BAP-PRESS
Copyright © 2005 by N.W. DAMM & SON A.S, OSLO
Copyright this edition: © 2010 by BAP-PRESS
Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved
Wydawca:
Axel Springer Polska Sp. z o.o.
02-672 Warszawa
ul. Domaniewska 52
www.axelspringer.pl
ISBN 978-83-7558-764-7
ISBN 978-83-7558-810-1
oraz
BAP-PRESS
05-420 Józefów
ul. Godebskiego 33
www.bappress.com.pl
ISBN 978-83-7602-133-1
ISBN 978-83-7602-102-7
Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:
Infolinia: 0 801 000 869
Internet: www.fakt.literia.pl
Skład: BAP-PRESS
Druk: Norhaven A/S, Dania
Ingebjorg Olavsdatter
- dziedziczka dworu w Eidsvoll, żona Turego Gustavssona ze Szwecji
Ture Gustavsson
- nieżyjący mąż Ingebjorg
Bergtor Mässon
- przybrany ojciec Ingebjorg, mąż Giseli Sverresdatter
Gisela Sverresdatter
- gospodyni we dworze Belgen, żona Bergtora
Orm 0ysteinsson
- ochmistrz królewski, najwyższy rangą urzędnik w kraju
Pani Bothild
- żona ochmistrza
Folke Bärdsson
- strażnik Ingebjorg
Młody król Hakon
- nominalny władca Norwegii, który wkrótce osiągnie pełnoletność
Królowa Blanka
- żona króla Magnusa i matka młodego króla Hakona
Gustav Torvaldsson
- teść Ingebjorg
Pani Benedykta
- żona zarządcy twierdzy
Brat Eilif
- stary mnich z Hoyedoen, naucza malarstwa miniaturowego
Panna Adalis
- nałożnica Turego
Panna Adalis usiłuje wkraść się w łaski pana Gustava w nadziei, że ten zabierze ją do Szwecji. Nałożnica zdradza mu też okoliczności śmierci Turego. Rozzłoszczony pan Gustav grozi Ingebjorg, obrzucając ją przy tym najgorszymi przekleństwami i uznając za ladacznicę.
Z opresji wybawia ją, a także Folkego, ochmistrz, potwierdzając, jak okrutnie Turę dręczył swoją prawowitą żonę. Zagroził też dumnemu Szwedowi, że zgłosi sprawę do wójta, jeśli pan Gustav nie będzie milczał.
Teść Ingebjorg wraca do Szwecji w towarzystwie panny Adalis, z powziętym zamiarem wydziedziczenia Alva.
Ingebjorg natomiast musi opuścić twierdzę, ochmistrz i pani Bothild proponują jej jednak, by tymczasem zamieszkała w ich dworze - Ormsgard. Folke po-zostaje przy niej jako jej strażnik.
Pani Bothild przejmuje niebezpieczny list - dokument ojca Ingebjorg.
Wkrótce okazuje się, że w mieście przebywa sira Joar i któregoś dnia pojawia się u Ingebjorg, szydząc z niej i czyniąc nieprzyjemne awanse. Folke wpada we wściekłość i udaje się w pogoń za znienawidzonym księdzem. Potem oświadcza Ingebjorg, że odtąd sira Joar nie będzie jej nękał.
Ingebjorg stara się traktować Folkego chłodno, jest bowiem zazdrosna, bo dowiaduje się, że strażnik bywa u znachorki Guro.
Po wielu perypetiach oboje wreszcie wyznają sobie miłość, ale ich szczęście nie trwa długo. Ze Szwecji nadchodzi list do Folkego - jego ojciec chce go czym prędzej ożenić. Niestety, wybranką nie jest Ingebjorg...
Ingebjorg wpatrywała się w Folkego, nic nie pojmując. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
- Jak to... - wyszeptała zdumiona. Starała się ukryć rozpacz, ale bez powodzenia.
Patrzył na nią z głębokim smutkiem w przyjaznych oczach.
- Przykro mi, Ingebjorg. Nigdy nie przypuszczałem, że tak się stanie. Ostatnim razem, gdy byłem w domu, wymogłem na ojcu obietnicę, źe bez mojej zgody nie zawrze żadnej umowy o małżeństwo. Ale teraz, gdy poważnie zachorował na dyzenterię i nie wróżą mu długiego życia, martwi się. Dotąd nie dałem mu spadkobierców. Jestem jego jedynym synem. - Wzruszył z rezygnacją ramionami. - Mój ojciec nie ma łatwego charakteru. Jego poglądy na to, kto ma przejąć dziedzictwo, są ugruntowane. Jest zdania, że nie może to być kobieta spoza Szwecji.
Ingebjorg nie mogła ruszyć się z miejsca, jakby nagle przyrosła do podłogi. Dobre ciepło, którego jeszcze przed chwilą doznawała, ulotniło się w jednej chwili.
- Rozumiem... - usłyszała swój własny głos, choć tak naprawdę nic nie rozumiała. Folke nie był przecież królewskim synem, ani nie pochodził z wysokiego rodu. Nie sądziła, że w jego rodzinie obowiązywały takie zasady.
Mężczyzna uniósł rękę i pogłaskał ją delikatnie po policzku, uśmiechając się smutno.
- Miałem nadzieję, że głośno zaprotestujesz, ale to nie byłoby do ciebie podobne.
Nie była w stanie nic wyrzec, wiedziała tylko, że nie wolno jej się poruszyć, nic powiedzieć. Jeśliby to zrobiła, przyniosłaby sobie tylko wstyd, zachowując się jak dziecko albo jak prosta służąca. Wuj Turego wątpił, czy ona nadaje się dla Szweda z wysokiego rodu. Pokaże teraz, że potrafi zachować spokój i opanowanie, podobnie jak oni.
- Ingebjorg? - Folke uniósł delikatnie jej podbródek. - Spójrz na mnie.
Gdy napotkała spojrzenie ukochanego, jej oczy napełniły się łzami.
- Nie mogę - wyszeptała. - Nie dam rady - wykrztusiła. - Ja... ja... - Nie zdołała powiedzieć nic więcej, bo znalazła się w jego ramionach. Przycisnął ją mocno do piersi i stali tak przez długą chwilę. Ingebjorg czuła, jak ogarnia ją bezdenny smutek i pozwoliła płynąć łzom.
Folke gładził ją po głowie. Ciepło jego silnego ciała koiło ból i uspokajało. Na dnie rozpaczy poczuła jednak coś dobrego: on ją kocha, a ona odwzajemnia to uczucie. Oto doświadczała czegoś najwspanialszego na świecie: że ktoś jest dla niej dobry.
Folke jakby czytał w jej myślach.
- Pamiętaj, co ci powiedziałem, Ingebjorg - wyszeptał jej do ucha. - Tego, co nas łączy, nikt nam nie zabierze.
Pokiwała głową, wpatrując się w jego szeroką pierś.
- Wiem - wydukała zapłakana.
- Nie wolno nam się poddać - rzekł cicho, po czym odsunął ją nieco i spojrzał w jej twarz. - Zauważyłaś tę jasną gwiazdę na niebie?
Pokiwała głową.
- To gwiazda naszego przeznaczenia. Rozbłysła pierwsza i świeci jaśniej niż kiedykolwiek. Jestem przekonany, że to nasza gwiazda.
- Widziałam ją i przez chwilę myślałam podobnie. Ale gdy tu wszedłeś... - Przygryzła wargę i zamilkła, walcząc z płaczem.
- Ona nadal świeci - upewnił ją Folke. - Choć na niebie pojawiły się już inne.
- Boję się, boję się złowieszczego księżyca - przypomniała sobie nagle.
- To nie jest wcale złowieszczy księżyc. To nasza gwiazda przeznaczenia. Kiedy udam się do Szwecji, spoglądaj na nią i pamiętaj, że ja też na nią patrzę, i że ona świeci dla nas. Nie poddam się, Ingebjorg. Porozmawiam z ojcem. Nie zamierzam tak łatwo dawać za wygraną.
Pochylił głowę i przywarł do jej ust, a ona przyjęła jego miłość z całą tęsknotą, którą dotąd ze wszystkich sił tłumiła i do której nie chciała się przyznać.
Stali ciasno przytuleni, jakby chcieli wzajemnie dodać sobie sił, uzbroić się na to, co nieoczekiwane i nieznane. A jeszcze wczoraj Ingebjorg nie chciała, by Folke do niej przyszedł. Wszystko było takie bolesne i trudne...
Pocałunek stawał się gorętszy i budził w niej uczucia, których już dawno nie zaznała.
Naraz Folke ją puścił.
- Ingebjorg... - Westchnął ciężko. - Jakże ja o tym marzyłem! Fantazjowałem i modliłem się po nocach, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek dane mi będzie to przeżyć.
- Naprawdę?
- Czyżbyś tego nie zauważyła? - zaśmiał się. - Że biegam za tobą jak pies przez ponad rok?
Ingebjorg zawtórowała mu ze łzami w oczach.
- Biegasz jak pies... raczej bym tego tak nie nazwała. Wydawałeś się całkiem nieczuły i niedostępny, Folke Bardssonie! Nie spoglądałeś w moim kierunku. Gdy się do ciebie zwracałam, byłeś uprzejmy, lecz powściągliwy. Słowem ani miną nie okazałeś, że nie jestem ci obojętna jako kobieta!
Uśmiechnął się serdecznie.
- Chyba musiałaś być ślepa! Przecież nie mogłem oderwać od ciebie wzroku! Zamężna, w dodatku moja pani - nie miałem żadnej szansy. Dlatego postanowiłem zostać twoim niewidzialnym pomocnikiem.
- I grałeś Pieśń elfów?
Pokiwał głową.
- Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że oznacza dla ciebie coś szczególnego, po prostu lubiłem ją. Ma w sobie taką bolesną tęsknotę.
Ingebjorg spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Jakie to dziwne... Ja kocham ten utwór od dzieciństwa!
- To nie jest dziwne, Ingebjorg. Tak miało być. Gwiazda przeznaczenia już wtedy czuwała nad nami i wskazywała drogę.
Znów się nad nią pochylił i napotkał jej usta. Pozwoliła mu na to. W tej jednej, jedynej chwili należeli tylko do siebie.
Gdy ją puścił, była aż zamroczona gwałtownymi i intensywnymi uczuciami, które ją wypełniły. Pragnęła tak stać do końca życia, pragnęła, by czas się zatrzymał. Teraz, gdy wreszcie odważyła się na ujawnienie uczuć, wszystko wydawało się właściwe i naturalne do tego stopnia, że już nie rozumiała, jak mogła tak zawzięcie się przed tym bronić. Nawet nie miała poczucia, że robi coś złego, mimo że ojciec Folkego znalazł mu narzeczoną i mimo że ona sama jeszcze trzy miesiące temu była zamężna. Słowa Folkego dźwięczały w jej uszach, gdy tuliła się do niego. „To gwiazda naszego przeznaczenia. Jestem przekonany, że to nasza gwiazda”.
Czy ma odwagę, żeby w to uwierzyć? Czy było postanowione z góry, że ich losy splotą się na zawsze, niezależnie od wszystkiego, co się zdarzy? To się przytrafiło Heloizie i Abelardowi, którzy kochali się przez całe życie, mimo że musieli się rozstać.
- Zamilkłaś... - wyszeptał Folke.
- Myślałam właśnie, że kochałam cię już wtedy, gdy odesłano cię do Akersborg. Walczyłam z własnymi uczuciami, nawet nie mogłam się do nich sama przed sobą przyznać!
- Jesteś silną kobietą.
- Nie. Bałam się. Zostałam ukarana za mój pierwszy błąd. Poza tym byłam zamężna i mimo że Turę przyprowadził ze sobą do domu nałożnicę, wiedziałam, że inne prawa obowiązują wysoko urodzonych. Ale nawet nie pomyślałam, że mogłabym żyć w grzechu. - Zamilkła na chwilę i zamyśliła się. - Pamiętam, że po tym, jak Turę pokazał już swoje najgorsze strony, przeżyłam coś dziwnego. Któregoś wieczoru zagrałam Pieśń elfów. I ogarnęła mnie tęsknota, choć nawet nie rozumiałam, za czym. Ale teraz wiem. Tęskniłam za kimś, kogo bym pokochała. Za kimś, kto też mnie będzie kochał i traktował z szacunkiem.
Folke pogładził ją po włosach.
- Pamiętasz, jak się spotkaliśmy po raz pierwszy? Ingebjorg uśmiechnęła się, zawstydzona.
- Najlepiej pamiętam drugi raz. Szłam na posiłek do Sali Rycerskiej, w korytarzu było ciemno, potknęłam się i byłabym upadła, gdybyś się nagle nie pojawił i nie podtrzymał mnie za ramię.
- Widzisz więc, że łaziłem za tobą jak pies - rzucił zadziornie. - I o czym pomyślałaś? Przejrzałaś mnie?
- Nie, ucieszyłam się jedynie z pomocy. Byłam też ciebie ciekawa. Pytałam wcześniej panią Bothild, kim jesteś. W korytarzu panowała ciemność i nie widziałam cię dobrze, zanim nie stanąłeś w świetle, padającym z otworu strzelniczego. Wydało mi się wtedy, że jesteś podobny do Bergtora, tylko o wiele młodszy.
Stał nieporuszony i patrzył na nią.
- Nie jestem pewien, czy to komplement. Nie było tak, że zaręczono cię z nim wbrew twojej woli?
Ingebjorg zarumieniła się.
- Byłam za młoda, by rozumieć, jaki to był wartościowy człowiek.
Folke przycisnął ją do siebie gwałtownie.
- Och, Ingebjorg! - szepnął w zagłębienie jej szyi. -Gdybyś tylko wiedziała, jak się tobą zachwyciłem. Byłaś taka piękna, tak pociągająca. A poza tym mądra i miła. Byłem wściekły, że pan Turę cię dostał. Nie zasługiwał na ciebie.
Ingebjorg słuchała go z niedowierzaniem.
- To prawda? Już wtedy tak myślałeś?
- A niby dlaczego grałem dla ciebie przy lada okazji? Chodź, dołożymy do paleniska i usiądziemy - dodał, pociągając ją w stronę ognia.
Gdy pochylił się i rozdmuchiwał żar, Ingebjorg stała, patrząc na jego silną postać. Znów ogarnął ją smutek. Jak mogli tak stać i rozmawiać? Zupełnie, jakby oboje zapomnieli o posłańcu ze Szwecji i wiszącej nad nimi groźbie.
Folke wyprostował się i obrócił ku niej. Musiał wyczuć, o czym myśli, gdyż schwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Nie dręcz się tym, Ingebjorg - pocieszył ją spokojnym głosem. - Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Ten dzień należy do nas. Dziś wieczorem będziemy się tylko cieszyć.
Pociągnął ją ku sobie na ławę, objął ramieniem i delikatnie całował jej usta.
- Gdybyś wiedziała, jak długo tęskniłem właśnie za tym - wyszeptał ochryple. - Mimo że to się wydawało niemożliwe, przez cały czas miałem nadzieję, że będziesz moja.
- Od dawna?
- Już od tamtej chwili, gdy znalazłem cię siedzącą na kamieniu za murami Akersborg. Byłaś taka przerażona i nieszczęśliwa. Ja już dawno zrozumiałem, że mąż cię zadręcza i cierpiałem wraz z tobą. Zauważyłaś mnie i wyraźnie się przestraszyłaś, jakbym przyłapał cię na gorącym uczynku. Dlaczego, Ingebjorg? Dlaczego tam tkwiłaś? Było tak, jak sądziłem?
Zagryzła dolną wargę; nie miała odwagi, by spojrzeć mu w oczy.
- Chciałam targnąć się na swoje życie - wyszeptała. -Ale gdy zobaczyłam zaróżowione wody fiordu skąpane w porannym słońcu, coś się we mnie zmieniło. Rozpacz zniknęła. Nie chciałam płacić życiem za okrucieństwo Turego. Postanowiłam uciec, choć z tego planu potem nic nie wyszło.
Pogładził ją po policzku.
- Ależ ci musiało być źle...
Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić przykre wspomnienia.
- Opowiadaj jeszcze! - poprosiła.
Uśmiechnął się radośnie.
- Gdy usłyszałem, że mam jechać do Tunsberg jako twój strażnik, byłem już przekonany, że los chce nas połączyć. To dało mi cierpliwość i pewność. Nawet jeśli miałbym czekać całą zimę i wiosnę, moje pragnienie miało się ziścić. Byłem tego pewien.
- Jak dobrze być czegoś pewnym - westchnęła.
- Ty też musisz być pewna. Ufaj mi, Ingebjorg! Nie jestem z tych, którzy łatwo się poddają. Wiem, że po powrocie do domu napotkam trudności, ale stawiałem już wcześniej czoło przeciwnościom i zwykle udawało mi się je przezwyciężyć.
- Masz na myśli tę kobietę, którą straciłeś? - Ingebjorg niechętnie wspomniała o tym, ale jednocześnie chciała wiedzieć.
- Tak. Ojciec był wściekły i chciał mnie wydziedziczyć. Ona bała się powiedzieć, że spodziewa się dziecka, zarówno mnie, jak i swoim rodzicom, póki nie minęło dużo czasu. - Zamilkł i najwyraźniej zanurzył się na chwilę we wspomnieniach. - Mieszkała u swojego opiekuna w innej części kraju. Był miłym, lecz ustępliwym, starszym człowiekiem. Zmusiła go, by milczał. Gdy wreszcie się o tym dowiedzieliśmy, jej ojciec tak się wzburzył, że odwrócił się od niej. Mój ojciec też nie chciał o niej słyszeć. W końcu udało mi się go przekonać i pojechałem po nią. Gdy dojechałem, ona już nie żyła. Poród zaczął się za wcześnie...
- Musiałeś okropnie cierpieć - wyszeptała cicho.
- To prawda. Nie przypuszczałem, że kiedyś jeszcze będę szczęśliwy, dopóki nie przyjechałem do Oslo i nie odkryłem, że są jeszcze na świecie kobiety warte miłości.
- Odważyłeś się tak myśleć, mimo że byłam zamężna? Uśmiechnął się do niej, lecz zaraz spoważniał.
- Z twoim mężem było coś nie tak, Ingebjorg. Zacząłem podejrzewać, że jego umysł szwankuje. Jego pierwsza narzeczona została zamordowana we własnym domu i domniemany zabójca został powieszony. Podejrzewałem, że jest niewinny, ale nie miałem na to żadnego dowodu. Gdyby nagle nie postanowiono, że pan Turę ma jechać do Norwegii i że ja mam jechać z nim, pewnie bym szukał dowodów, choć miałem małe szanse. Znałem skazanego. Wiem, że nie miał powodów do morderstwa, a jeśli nawet by je miał, nie zrobiłby tego. On nie był taki. Był spokojny i przyjacielski, brzydził się przemocą. - Spojrzał Ingebjorg w oczy. - Posłanie od twojego opiekuna przyszło niezwykle w porę dla pana Gustava. Jestem przekonany, że on znał okoliczności morderstwa.
Jakby zimna dłoń zacisnęła się na sercu Ingebjorg.
- Twierdzisz, że zgodził się na małżeństwo, by uratować swoją cześć i uchronić syna przed szubienicą?
Folke przytaknął.
- Uważasz, że to Turę ją zamordował?
- Wiele na to wskazuje.
Ingebjorg powoli pokiwała głową.
-Ja też tak podejrzewałam. Syn pani Bothild, 0ystein, mówił, że ją zamordowano. Mnie powiedziano jednak, że umarła na dyzenterię. Gdy Turę zaczął okazywać swoje złe strony, zaczęłam się bać.
Folke przytulił ją do siebie.
- Ja też. Dlatego uważałem na ciebie tak, byś tego nie zauważyła. Ponieważ znałem powody twojego zamąż-pójścia, dostrzegałem możliwość, że mogłabyś stać się wolna. Wiedziałem, że są ludzie w Szwecji, którzy starają się uzyskać dowody i zrehabilitować tego, który został niesprawiedliwie skazany. Miałem nadzieję, że gdy prawda ujrzy światło dzienne, otrzymasz zgodę na rozwód. Dlatego odważyłem się marzyć, Ingebjorg.
- Ale nie znaleźli żadnych świadków przeciwko Tu-remu?
- Nie. W końcu się poddali. Jego ród jest zbyt silny.
Ingebjorg zadrżała.
- Tego dnia, gdy pan Gustav odjeżdżał, zachowywał się prawie jak Turę. Zrozumiałam, że są ulepieni z tej samej gliny.
Twarz Folkego zachmurzyła się wyraźnie.
- Ja dostrzegałem to od dawna.
Przytulił jej głowę do swojej piersi i pogładził Ingebjorg po włosach.
- Ale teraz zapomnij my o wszystkim, co złe, kochana. Jutro rano wyjeżdżam, ale za chwilę będę z powrotem. Zdołałem przekonać ojca poprzednim razem, więc powinnaś wierzyć, że uda mi się i teraz.
Pokiwała głową, uspokojona.
- Jak myślisz, co powie Bergtor? - spytała.
- Najpierw umrze z zazdrości, a potem poczuje ulgę. Przecież ma żonę i nie może mieć dwóch! Wie, że wcześniej czy później musiałby znaleźć ci jakąś partię.
Ingebjorg zastanawiała się, czy Bergtor uzna Folkego za odpowiednio urodzonego. Folke jednak jakby znów odczytał jej myśli, bo powiedział:
- Nie martw się - uśmiechnął się przebiegle. - Wyśledziłem, że ród twojej matki pochodzi od Rikitsy, żony Hakona Młodego. Ułatwi to sprawę mojemu ojcu. A jak wiesz, mój dziadek ze strony ojca znał rycerza Munana Bardssona, jednego z najważniejszych ludzi w królestwie Norwegii pod rządami Hakona Magnussona. Nie sądzę, że twój opiekun będzie miał coś przeciwko temu, byś weszła do takiego rodu.
Ingebjorg poczuła zażenowanie.
- Dla mnie to nic nie znaczy. Chcę ciebie, a nie twojego dziadka!
- Gdybyś miała go mieć, powinnaś być młoda czterdzieści lat temu! - Folke pocałował ją w policzek. - Ja wiem, że nie przejmujesz się rangą i pochodzeniem, to jeden z wielu powodów, dla których się w tobie zakochałem. Ale dopóki prawa i zasady są takie, jakie są, mu-simy się do nich dostosować.
Ingebjorg westchnęła.
- Będę za tobą tęskniła już od chwili, gdy wyjedziesz za bramę i nie zaznam spokoju, dopóki nie wrócisz.
- Ja też, Ingebjorg.
Pochylił się i pocałował ją żarliwie. Ingebjorg znów gdzieś głęboko w ciele poczuła przejmującą tęsknotę, która rozprzestrzeniała się niczym pożar. Z Folkem mu-siało być podobnie, gdyż jego pieszczoty stały się odważniejsze, pocałunki gorętsze. Jego dłoń spoczęła na jej piersi.
Pozwoliła na to; dziś nie miała siły na myślenie o grzechu czy winie.
- Ingebjorg? - szepnął ochryple. - Tak za tobą tęskniłem, że o mało nie oszalałem. Powiedz, że jesteś moja! Obiecaj, że będziesz na mnie czekać.
- Jestem twoja, Folke - wyszeptała. Jej serce biło tak mocno, że niemal mdlała. - Obiecuję, że będę na ciebie czekała i że żaden mężczyzna nie zbliży się do mnie, póki żyję.
Odetchnął głęboko i zsunął jej czepek, rozluźnił węzeł włosów i pozwolił im opaść na ramiona.
- O tym właśnie marzyłem, by zobaczyć cię taką, jaką widywał cię mąż i służące.
Wplótł dłoń w jej gęste włosy i pochylił się, by ją całować.
- Jesteś piękna - mruczał pomiędzy pocałunkami. -Patrzyłem na ciebie i czułem pożądanie, nad którym ledwo mogłem zapanować. Myśl, że należysz do innego, przyprawiała mnie o tak wielką zazdrość, że bałem się samego siebie.
- Ja niczego nie zauważyłam - wyznała, wtulona w niego. - Nie wiedziałam, że tak czujesz.
- Ingebjorg?
Była oszołomiona i próbowała wymyślić jakiś sprzeciw, lecz czuła tylko, jak drżą jej kolana.
Nagle oderwał się od niej, wyprostował i zaczerpnął głęboko powietrza.
- Wybacz mi - wyszeptał ochryple. - Z trudem się opanowałem.
Nie odpowiedziała. Niezaspokojony głód cielesny sprawiał, że czuła się bezwolna.
Folke wstał, podszedł do paleniska i rozgarnął żar. In-gebjorg drżącymi dłońmi wygładziła suknię.
Nagle ku swemu przerażeniu usłyszała, jak otwierają się zewnętrzne drzwi. Ktoś szybko przebiegł przez sień i po chwili przez uchylone drzwi wsunęła głowę Ragna.
- Pani Ingebjorg? Musi pani przyjść. Coś złego dzieje się z chłopcem.
Ingebjorg poderwała się z ławy; ogarnął ją strach.
- Coś złego?
- Nie wiem, co mu jest - mówiła szybko Ragna. - Nagle zaczął się dziwnie zachowywać, z trudem łapie powietrze i jest rozpalony.
- Święta Mario!
Ingebjorg pobiegła w stronę drzwi.
- Idę z tobą - usłyszała stanowczy głos Folkego, ale nawet się nie obejrzała.
Na zewnątrz było całkiem ciemno, lecz Ragna szła pierwsza z latarnią. Bez słowa przeszły szybko przez podwórze.
Ingebjorg zaplątała się w swoje spódnice i nieomal upadła na stromych schodkach, wiodących na sypialnia-ne poddasze. Nie widziała stopni.
- Ostrożnie! - usłyszała za sobą głos Folkego.
Niejasne myśli krążyły jej po głowie. Jak coś takiego mogło się stać tak nagle? Gdy Ragna niosła chłopca na górę, wydawał się zdrowy. I dlaczego zdarzyło się to właśnie wtedy, gdy Folke i ona wreszcie odnaleźli siebie nawzajem? Czyżby jednak miała zostać ukarana?
A gdyby tak Ragna przyszła o sekundę wcześniej, przeszła jej przez głowę kolejna myśl. Albo inna służąca? Powstałyby plotki, które doszłyby do zamku, może nawet do Varberg i pan Gustav mógłby uzyskać potwierdzenie swoich najgorszych podejrzeń.
Ragna otworzyła drzwi, wpadła do środka i postawiła lampę na skrzyni, a Ingebjorg podbiegła do łóżeczka dziecka.
Alv pojękiwał przez sen. Ostrożnie położyła dłoń na jego czole. Było rozpalone. Delikatnie podniosła chłopca. Oddychał inaczej niż zwykle.
- Folke, czy możesz pójść po Guro?
Folke odwrócił się bez słowa i zniknął.
Ingebjorg zaniosła Alva na swoje łóżko, usiadła na skraju i rozpięła suknię, by przystawić go do piersi. Ku jej wielkiej uldze zaczął łapczywie ssać.
- Musimy go rozebrać i zobaczyć, czy nie ma wysypki - szepnęła do Ragny, gdy malec się najadł.
Ragna przyniosła bliżej lampę i trzymała nad dzieckiem, podczas gdy Ingebjorg zdejmowała z niego prze-pocone ubranie. Z westchnieniem ulgi zobaczyła, że nie ma śladu pęcherzyków, ani wysypki. Przykryła go szybko pledem i przejęła lampę, a Ragna poszła po czyste ubranie.
Gdy przebrała synka, uniosła go i umieściła tak, żeby opierał się na jej ramieniu. W tym momencie mały zaniósł się dziwnym, szczekającym kaszlem. Różnił się od zwykłego kaszlu, był bardziej świszczący. Ingebjorg posłała służącej przerażone spojrzenie.
- Oby tylko Guro szybko przyjechała.
Zobaczyła wypisany na twarzy Ragny strach, podobny do tego, jaki sama odczuwała.
- Może weżmy go do izby i rozpalmy y/ Tu jest za zimno.
Ingebjorg pokiwała głową.
- Zabierz pled z jego łóżeczka.
Ragna odstawiła lampę i pośpieszyła roz^al^ć pgięrLy Rozgarnęła żar, położyła kilka szczap i polan, i płomienie ogarnęły drewno.
Ingebjorg przysunęła jedno z siedzisk do paleniska i usiadła z Alvem na kolanach jak najbliżej ciepła. Chłopczyk miał zamknięte oczy i z trudem oddychał.
Strach ścisnął ją za serce. Dobry Boże, poprosiła w duchu, pozwól Alvowi żyć. Błagam cię z całego serca, okaż łaskę i pozwól mu wyzdrowieć!
Wreszcie usłyszały odgłos kroków na podwórzu. Rag-na wyszła, żeby przyprowadzić gościa.
Guro wkroczyła z rozmachem do izby. Mimo strachu o Alva Ingebjorg zauważyła, że kobieta ma na sobie jedynie cienką, wełnianą suknię, podkreślającą ponętne kształty. Dorodne piersi znachorki kołysały się przy każdym ruchu, kruczoczarne włosy sięgały jej aż do pasa, a oczy w przyćmionym świetle świeciły niczym czarne węgle. Była bosa mimo chłodu, a gdy się uśmiechnęła, zęby błysnęły bielą na tle śniadej twarzy. Podeszła do dziecka, zabrała je z kolan Ingebjorg i uniosła do światła. W tym momencie chłopiec znów się rozkaszlał tą dziwną mieszanką szczekania i świstu.
Guro powoli pokiwała głową i odwróciła się do Ragny.
- Zagotuj wody i przynieś duże prześcieradło.
Zwróciła się do Ingebjorg.
- To koklusz - wyjaśniła. - Zabrał wiele małych duszyczek, ale można go uleczyć, gdy ma się szczęście. Para z gotującej się wody sprawi, że łatwiej mu będzie oddychać. Trzymaj go na kolanach, postaw garnek obok i okryj mu główkę prześcieradłem nad garnkiem, by para nie uciekała.
Ingebjorg spojrzała na nią z powątpiewaniem. Nigdy o czymś takim nie słyszała.
- Jesteś pewna, że to właściwe? Nie masz na to żadnych ziół?
- Mam zioła, które pomagają na zwykły kaszel, ale to coś innego.
Ingebjorg posłała Folkemu pytające spojrzenie. Stał za plecami Guro, kiwając głową. To ją uspokoiło. Fol-ke był mądry i miał zaufanie do Guro, więc powinna zdać się na nią.
Gdy Ragna wróciła z prześcieradłem, woda była już ciepła.
Ingebjorg zerknęła z niecierpliwością na żeliwny sagan i spytała słabo:
- Nie możemy zrobić nic więcej?
Złowiła spojrzenie Folkego, szukając siły w jego mądrej twarzy. O tymczasem podszedł do Ragny i pomógł jej złożyć prześcieradło, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
Ingebjorg zdziwiła się. Przypomniał jej się Turę, który nawet nie chciał się zbliżyć do kołyski, by popatrzeć na syna.
Guro zebrała się do wyjścia.
- Przyjdę z rana. Jeśli mu się pogorszy, pan Folke może po mnie przyjechać - powiedziała, uśmiechnęła się do mężczyzny, i wyszła.
Ingebjorg i Ragna zrobiły wszystko według wskazówek Guro. Ingebjorg wsunęła Alva pod prześcieradło i gdy zaczął wdychać parę, już po chwili poczuła, że dziecku jest lżej. Folke przyciągnął drugie siedzisko i usiadł obok niej.
- Jutro rano wyjeżdżasz, powinieneś się trochę przespać - powiedziała Ingebjorg.
- Spać mogę później. Zostanę, by wam pomóc. Jeśli będzie gorzej, pojadę po Guro.
Ingebjorg odwróciła się do Ragny.
- Możesz pójść się położyć. Poślę po ciebie, gdy się coś będzie działo. Ty też potrzebujesz snu.
Ragna spojrzała na swoją panią z przerażeniem.
- Jakże mam odejść, kiedy chłopiec jest chory?
- Nie możemy nic innego zrobić poza czekaniem, tylko czas może pomóc. Idź teraz spać, a potem się zmienimy. Nie musimy tu być obie.
Ragna znów chciała zaprotestować, lecz Ingebjorg ją ubiegła.
- Ja już nie jestem żadną panią, Ragno. Spójrz na mnie jak na zwykłą matkę i kobietę. Taką jestem i taką chcę być.
Folke skinął głową w kierunku Ragny.
- Pani Ingebjorg naprawdę tak uważa. Ja tu zostanę i pójdę po ciebie, jak będziesz potrzebna.
Po wyjściu Ragny w izbie zapadła cisza. Po chwili Folke odchrząknął.
- Błagam cię, Ingebjorg, nie odbieraj tego jako kary bożej!
Nie odpowiedziała od razu.
- A jak mogę inaczej? - odparła głosem zdławionym od płaczu.
- Nie uczyniłaś nic złego. Wystarczająco już przeżyłaś. Nie może być grzechem to, że wyznaliśmy sobie miłość. Bóg widział, co Turę ci robił, i jestem pewien, że raczej żałował, że stworzył ludzi. Byłaś wierna Ture-mu, póki śmierć was nie rozłączyła. Za jakiś czas skończy się twoja żałoba i będziesz wolna. Wybacz mi, jeśli uczyniłem coś, czego byś nie chciała, ale wierzę, że Pan pozwolił nam na tę krótką chwilę szczęścia.
- Tak sądzisz? - spytała z nadzieją w głosie. - Naprawdę chciałabym w to wierzyć, ale się boję. Księża...
- Nie jest takie pewne, że księża zawsze mają rację -przerwał jej. - Przeczytaj całe Pismo Święte i znajdź, co tam jest napisane. Jezus nie odwrócił się od ladacznic, więc nie sądzę, by chciał nas osądzać. Nie zapominaj, że księża zarabiają na straszeniu nas. Nie jestem przekonany, czy aby wszystko, co głoszą w kazaniach, jest prawdziwe.
Ingebjorg rozejrzała się wokół z przerażeniem.
- Ciii! Mówisz jak bluźnierca!
Nie odpowiedział i przez chwilę siedzieli w milczeniu.
- Wybacz mi, Folke. Po prostu bałam się o ciebie.
Uśmiechnął się ciepło, a po chwili wstał i podszedł do paleniska.
- Zawieszę jeszcze jeden sagan z wodą.
Dołożył do ognia i napełnił gar, czerpiąc wodę chochlą z wiadra stojącego w kącie.
Śledziła spojrzeniem każdy jego ruch. Było w nim coś, co dawało poczucie bezpieczeństwa. Mimo że budził w niej zakazane uczucia, jego obecność wydawała się tak naturalna! Było tak, jak pierwszego dnia tutaj, w Ormsgard, gdy siedział na najwyższym miejscu przy stole i czytał słowa modlitwy. Wydawało się wtedy, że to oni są panią i panem tego domu.
Znów usiadł i przez dłuższą chwilę milczeli.
- Może bym zaczekał jeden dzień z wyjazdem - powiedział wreszcie Folke z wahaniem.
Ingebjorg pokręciła głową.
- Nie. Twój ojciec jest poważnie chory. Gdyby coś się wydarzyło jak tu będziesz, nie wybaczyłabym tego sobie. I ty też nie.
Uśmiechnął się do niej.
- Czy zawsze myślisz najpierw o innych, a potem o sobie?
Gwałtownie pokręciła głową.
- Nie jestem aż taka święta! Najchętniej błagałabym cię, byś został, ale nie uniosłabym więcej na sumieniu, niż to, co już mam.
Przysunął się bliżej wraz z siedziskiem i położył dłoń na jej ramieniu.
- Nie miej wyrzutów sumienia z powodu Turego, In-gebjorg. Nie zrobiłaś nic złego. Jeśli ktoś tu miałby czegoś żałować, to ja, ale nie żałuję niczego. On dostał to, na co zasłużył. Gdyby nie zginął, nadal krzywdziłby innych. Zawsze się bałem tego, co może mu strzelić do głowy, zwłaszcza gdy był pijany.
- Ja myślałam, że on jest z tych, o których opowiadał mi kiedyś ojciec. Wpadali w szał i stawali się niczym dzikie zwierzęta: bez rozumu, bez ludzkich uczuć, nie odróżniając dobra od zła.
- Ja też tak myślałem. Wcześniej czy później mogłoby cię spotkać coś strasznego. Nawet teraz nie mogę znieść tej myśli.
Ingebjorg zadrżała. Folke przysunął stołek jeszcze bliżej i objął ją ramieniem.
- Po drodze tutaj, do Tunsberg miałem wrażenie, że robisz wszystko, co możesz, by trzymać mnie na dystans.
- Przez chwilę obawiałam się, że jesteś po tej samej stronie, co przeciwnicy króla Magnusa. Brat Eilif twierdził, że Turę najął cię do szpiegowania mnie.
Folke spojrzał na nią zdumiony.
- Uwierzyłaś w to?
Ingebjorg zarumieniła się ze wstydu.
- Obawiałam się tego i nie chciałam, by tak było.
- Nigdy nie byłaś mi przyjazna?
- Żywiłam do ciebie ciepłe uczucia od pierwszej chwili, ale nigdy nie odważyłam się do nich przyznać. Gdy król Hakon wysłał cię do Akersborg z listem, w którym oskarżał cię o niestosowne zachowanie, wzburzyła mnie ta niesprawiedliwość i bardzo się o ciebie bałam. W tajemnicy wysłałam list do brata Eilifa, w którym napisałam, że jesteś niewinny i że proszę go o zbadanie sprawy.
- Naprawdę? - spytał zdumiony. - To było odważne. Co jeszcze uczyniłaś? - spytał z błyskiem w oku.
- Byłam niechętna królowi Hakonowi. Gdy twierdził, że obdarzyłeś mnie uczuciem, dałam upust złości i powiedziałam, że to kłamstwo.
Folke spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
- Powiedziałaś tak królowi? Jak to przyjął?
- Zrobiło mu się przykro i powiedział, że nie zamierzał mnie obrazić.
- No i miał przecież rację... - Folke uniósł nieco prześcieradło i popatrzył na twarz chłopca. - Wydaje mi się, że oddycha lżej.
- Też tak sądzę.
- Guro jest mądra. Powinnaś mieć do niej zaufanie.
Ingebjorg nie odpowiedziała. Folke uścisnął lekko jej ramię.
- I nie powinnaś być o nią zazdrosna. Ja dobrze widzę, że jest kobietą, która wzbudza pożądanie i rozumiem, że działa na mężczyzn. Jednak mężczyzna, który kogoś kocha, nie patrzy na inne.
- Gdy zajechaliśmy do niej pierwszy raz, byłeś u niej bardzo długo. Uważałam, że to dziwne.
- No i miałaś wszelkie powody, by tak uważać.
Zerknęła na niego z ukosa. Folke uśmiechnął się prowokacyjnie.
- Usiłowała mnie uwieść. Zanim się zorientowałem, rozpięła bluzkę i pokazała mi swoje wdzięki.
Ingebjorg zalała fala gorąca.
- Mimo że nigdy cię wcześniej nie widziała?
- Chyba rozumiesz, że ona sprzedaje swoje ciało?
- Nie kusiło cię?
- Może trochę - zaśmiał się. - Ale o wiele bardziej wołałem wracać z tobą.
Alv zakaszlał i Ingebjorg uniosła dziecko, by ułatwić mu odkrztuszanie.
- Woda się gotuje - oznajmił Folke, zdjął sagan z ognia, a w jego miejsce powiesił drugi.
- Wydaje się, że nigdy nie robiłeś nic innego - rzuciła lekko Ingebjorg.
- Gdybyś tylko wiedziała, do ilu rzeczy musiałem się przyzwyczaić - odparł z uśmiechem.
- Twoja matka żyje?
- Tak, ale jest słaba. Śmierć Katariny bardzo źle na nią wpłynęła.
- Masz więcej rodzeństwa?
- Nie. Miałem dwie starsze siostry, ale umarły, gdy byłem rocznym berbeciem.
- A więc twoja matka straciła troje dzieci.
- To nic niezwykłego. Niektórzy tracą wszystkie.
- Może nie ci, którzy jedzą do syta.
- Tak, masz rację. Nie ma pewnie dziecka, które nie przeżyłoby straty któregoś z rodzeństwa.
- A gdzie mieszkają twoi rodzice?
- W bliskiej okolicy Varberg, niedaleko posiadłości pana Gustava. Zamek królewski, w którym mieszkał przedtem król Magnus, leży nieco dalej na południe.
- Długo się tam jedzie?
- Statkiem podróż jest krótka, wiedzie przez fiord do Isegran, a stamtąd prosto na południe do rzeki Gota. Jak się uda, będę na miejscu przed końcem dnia.
- Ale ty nie masz statku.
- Nie, ale widziałem przy nabrzeżu, gotów do odpłynięcia, statek handlowy. Ingebjorg czuła wszechogarniający smutek z powodu jego wyjazdu. Zapadła długa cisza.
- Gdy Orm 0ysteinsson dowie się o moim wyjeździe, chyba zapewni ci nowego strażnika. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt przystojny - dodał żartobliwie.
Ingebjorg nie umiała zachować powagi.
- Masz do mnie tak mało zaufania?
- Chciałem tylko powiedzieć, że będzie się zachowywał godnie. Nie jak ktoś, kto uważa, że może brać to, co chce, bo stoi wyżej od innych.
- Masz na myśli króla Hakona?
Pokiwał głową, a przez jego twarz przemknął cień.
- Królowie uważają, że mają własne prawa, ale kto im je dał?
-Ja, niestety, stałam się pionkiem w grze między mężczyznami - rzekła cicho Ingebjorg. - Król Hakon oświadczył mi, że „Król jest wyniesiony tak wysoko na ziemi, że wszyscy muszą oddawać mu cześć i pochylać się przed nim jak przed Bogiem”.
Folke pogładził ją po policzku.
- Wiem, że nie miałaś wyboru, Ingebjorg. Nie oskarżam cię. Gdy zauważyłem, że podążył za tobą do izby na wieży, byłem bardzo wzburzony. Miałaś przecież męża i na dodatek dopiero co urodziłaś dziecko.
- Czy było tak naprawdę, czy wymyśliłeś te ważne wiadomości?
Uśmiechnął się tajemniczo.
Ingebjorg nie wiedziała, co powiedzieć. A jeśli król Hakon zawezwie ją do twierdzy, to co wtedy?
- Gdy się wtedy tak nagle zjawiłeś, przypomniało mi się coś... - Spuściła wzrok. - Pewnego razu w Akersborg, w sypialni... - Przygryzła wargę. - Strasznie się bałam. Rozległo się pukanie do drzwi i ktoś ze straży zawołał, by Turę przyszedł, bo jego ludzie zaczęli się bić.
Folke uścisnął jej ramiona.
- To też byłem ja. Dlatego właśnie nie chcę od ciebie odjeżdżać, Ingebjorg. Potrzebujesz kogoś, kto by cię strzegł
- Gdy uratowałeś mnie przed królem Hakonem, pomyślałam, że moje modlitwy zostały wysłuchane. Bo ja wtedy błagałam o pomoc, i nagle ty się pojawiłeś. Pomyślałam, że może byłeś narzędziem w ręku Boga.
- I mimo to chcesz wierzyć, że ten sam Bóg chce cię ukarać, bo przyjęłaś moją miłość?
Alv zakaszlał, więc Ingebjorg odsłoniła prześcieradło i położyła dziecko na ramieniu. Gdy atak minął, mały nagle zaczął gaworzyć.
- Obudziłeś się, kochanie?
- Uśmiecha się do mnie - odezwał się z zadowoleniem Folke.
W tym momencie dziecko znów się rozkaszlało i In-gebjorg wsunęła je z powrotem pod prześcieradło.
Folke zerknął na stojące w kącie łóżko.
- Nie zamierzasz przenieść się na dół na zimę?
- Tak, postanowiłam dziś rano, ale nic poza tym nie zrobiłam.
Folke wstał, wziął ze sobą jeden z kaganków i wyszedł.
Ingebjorg patrzyła w ślad za nim. Och, jakże pragnęła, by Folke został z nią na zawsze. Ze strachem oczekiwała poranka, kiedy będzie musiał wyjechać.
Wrócił szybko i położył baranicę na łóżku.
- Uważam, że nie musisz trzymać go pod prześcieradłem przez całą noc. Już tak mocno nie kaszle, a w izbie jest dużo pary. Dobrze napalę i zagotuję nową wodę.
Ingebjorg patrzyła na niego, zdumiona. Był taki troskliwy.
- Jak to się stało, że jesteś tak inny od pozostałych mężczyzn?
- Jeśli pojawi się król Hakon, możesz ostrożnie dać mu znać, że twój opiekun szuka ci nowego męża, a ty uważasz, że go znalazł.
Ingebjorg poczuła, jak oblewa ją fala gorąca.
- Próbowałam kiedyś mu to powiedzieć, ale on twierdził, że Turę pewnie nie miałby nic przeciwko temu.
- No, proszę, nawet król Hakon o tym wiedział.
- Bałam się go obrazić. Powiedziałam, że boję się kary bożej, ale to też nie pomogło.
- Nic dziwnego, skoro on stawia się na równi z Bogiem.
W głosie Folkego zabrzmiała nuta szyderstwa. In-gebjorg spojrzała na niego, zdumiona jego odważnym tonem.
- Wobec Boga jesteśmy wszyscy równi, Ingebjorg. Tego dnia, kiedy nasza podróż na ziemi dobiegnie końca i przedostaniemy się na drugą stronę, nie będzie żadnej różnicy, czy jest się wysoko, czy nisko urodzonym. To
tylko my, ludzje, stworzyliśmy takie różnice. W chwili śmierci stajemy się równi. Wtedy król nie jest ważniejszy od niewolnika, który ułożył Pieśń elfów, ani papież od Pedera ze stajni.
Wpatrzyła się w niego, wyraźnie poruszona.
- Że też masz odwagę mówić takie rzeczy... - rzekła cicho.
- Bo to prawda. Chodź, połóż się teraz, zanim cię zamęczę moimi zdrożnymi poglądami - rzucił wesoło.
Ingebjorg wstała i ostrożnie poszła z Alvern w stronę łóżka. Zastanawiała się, jak by jej ojciec zareagował, gdyby usłyszał takie słowa. No i bała się, że Folke, tak odważny w swoich wypowiedziach, może łatwo narazić się na niebezpieczeństwo.
Folke potrzymał Alva, gdy Ingebjorg weszła do łóżka. Zmęczona, oparła się na poduszkach i okryła pledem. Folke podał jej malca, którego matka położyła blisko siebie tak, że tylko główka mu wystawała spod okryć.
- Taką cię zapamiętam - powiedział cichym, ciepłym tonem. - Z rozpuszczonymi włosami i dzieckiem w ramionach. Piękniejszego obrazu Madonny bym nie znalazł.
- Jak długo cię nie będzie? - spytała.
- Nie wiem, Ingebjorg. Nie wiem nic poza tym, że będziesz w moich myślach dzień i noc, i że zrobię wszystko, by ojciec unieważnił umowę.
- A jeśli odmówi?
- Wtedy wrócę tu, do ciebie, wydziedziczony i biedny, i będę żył jak większość ludzi.
- Żebyś tego nie żałował. A kiedy nastanie dzień powszedni i już nie będziesz tak we mnie zakochany, zatęsknisz za życiem, do którego przywykłeś.
- Nie chcesz mnie? - spytał ze zmarszczonymi brwiami, choć jego oczy się śmiały.
Ingebjorg uśmiechnęła się smutno.
- Mówię o poważnych sprawach, Folke.
- Ja także.
- A jeszcze nie dalej niż wczoraj robiłam wszystko, by trzymać cię na dystans... - Westchnęła z zadowoleniem.
- O, tak, coś o tym wiem - uśmiechnął się Folke. -„Nie można pana zrozumieć, Folke Bardssonie” - naśladował kpiąco jej ton. - Nawet na mnie nie patrzyłaś, odpowiadałaś krótko i wyniośle. Zdarzało się, że miałem ochotę tobą potrząsnąć.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Żartujesz sobie teraz, chyba aż tak bardzo nie cierpiałeś?
- Postanowiłem czekać. Wcześniej czy później przestałabyś się opierać. Ale, przyznam szczerze, czasem się niepokoiłem, zwłaszcza kiedy odesłano mnie z powrotem do Akersborg.
- Jak się stamtąd wydostałeś?
- Od kiedy opuściłem Tunsberg, miałem przeczucie, że list może oznaczać niebezpieczeństwo. Coś w zachowaniu króla Hakona sprawiło, że obudziła się we mnie czujność. Gdy pan Turę dostał list, podejrzałem przez szparę w drzwiach, że poczerwieniał z gniewu. Uznałem, że najrozsądniej będzie zniknąć. Gdyby to był ktoś inny, próbowałbym wyjaśniać sytuację, ale znałem twojego męża. Dostałem się na statek hanzeatów i popłynąłem na południe do Isegran, niedaleko Sarpsborg. Miałem tam krewnego i zatrzymałem się u niego na jakiś czas. Pewnego dnia miał sprawę u ochmistrza i gdy był w Akersborg, zasięgnął języka. Zrozumiałem, że pan Turę zmienił nastawienie i wtedy odważyłem się na powrót.
Ingebjorg pokiwała głową, zamyślona.
- Przekonałam go, gdy przybył tu w odwiedziny. Folke uśmiechnął się.
- A więc to ty za tym stałaś!
- Wysłano cię do Oslo z mojego powodu, więc nie mogłam zrobić nic innego, niż zapewnić ci bezpieczny powrót.
- Czy tylko dlatego?
Zerknęła na niego i dostrzegła wesoły błysk w jego oczach.
- Zmusiłam się, by tak myśleć.
Przesunęła się bliżej brzegu łóżka i pochyliła się ku niemu. Usiadł, by mogła oprzeć głowę na jego ramieniu i czule ujął jej dłonie.
- Nie odchodź ode mnie, Folke - wyszeptała Inge-bjorg prosząco. Powieki ciężko jej opadły. Nie chciała jeszcze zasypiać, ale zmęczenie ogarnęło ją przemożną siłą i wkrótce zapadła w sen.
Ingebjorg zamrugała oczami, wpatrując się w oszołomieniu przed siebie. Śniło jej się, że...
W tym samym momencie uświadomiła sobie, że to wcale nie był sen. Gwałtownym ruchem odwróciła głowę. Na siedzisku obok łóżka spał Folke, z podbródkiem opartym o pierś.
Alv pojękiwał przez sen, ale oddychał spokojnie.
Na palenisku jeszcze się tliło. Folke chyba niedawno zasnął, czuwając nad nią i nad ogniem.
Zerknęła w stronę małego okna. Na zewnątrz wstawał stalowoszary poranek.
Wszystko wydawało się takie nierzeczywiste. Czy rozmowa pomiędzy nimi odbyła się naprawdę, czy tylko jej się śniła?
Nie odważyła się poruszyć, by nie obudzić Alva, ani Folkego. Plecy bolały ją od niewygodnej pozycji, i zmarzły jej stopy. Nie chciała się jednak poruszyć, zanim Folke się nie obudzi.
Płomienie rzucały czerwonozłote blaski na ścianę. Dym zbierał się pod powałą i powoli wypływał przez otwór w dachu. Na zewnątrz słychać było wesołe poga-duszki służących, oraz miarowe uderzenia dzwonów, wzywających na jutrznię w pobliskim klasztorze.
Wróciła myślami do Nonneseter. Jeśli nie zdoła zarobić na życie kopiowaniem ksiąg i malowaniem miniatur, będzie musiała zamieszkać w klasztorze. Nie sądziła, by Folke pojawił się znowu, jeśli ojciec nie zgodzi się zerwać umowy zaręczynowej. Bo czy miałby odwagę odwrócić się od ojca i - wydziedziczony - wybrać życie razem z nią. Nikt by tak nie uczynił. To, co postanawia ojciec, jest słuszne i najlepsze dla rodu. Poza tym Bergtor nigdy by się nie zgodził wydać ją za kogoś bez grosza przy duszy.
Za chwilę Folke się obudzi, wstanie, pożegna się i ją opuści. Zniknie z jej życia na zawsze.
Alv poruszył się i zakaszlał. Ostrożnie podciągnęła się w łóżku i uniosła go, by mógł łatwiej oddychać. Zauważyła, że Folke zamrugał powiekami i spojrzał, oszołomiony, przed siebie, zupełnie jak ona przed chwilą. Pewnie też myślał, że to sen... Po chwili odwrócił się ku niej. Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu.